#co za mecz
Explore tagged Tumblr posts
easyfreakyoff · 12 days ago
Text
Tumblr media
0 notes
jazumst · 21 days ago
Text
Jazu przewidujący
Żeby Was... To trzeba usiąść na spokojnie. Posłuchajcie:
Wiedziałem. Wiedziałem, a nie mówiłem? Piąty się zwolnił z roboty. Już jak zapłacił panu Ojcu za pół roku z góry to wiedziałem, że popracuje max miesiąc, może dwa. Potem było coraz więcej wolnego, "urlop", pojawianie się wcześniej z pracy, aż się przyznał, że rzucił robotę. Teraz będzie najpewniej do lata leżał w domu, latem zrobi sobie wakacje, bo mu się należy, i tak historia zatoczy koło. - Państwo Rodzice są wściekli. Powiedzieli mu, że dostał od nich wystarczająco dużo, że jest już zupełnie za stary żeby mu pomagać, jest zdany na siebie. Skoro nie wyraża chęci zachowywania się jak dorosły musi dać sobie radę sam. - On jednak uważa, że jak wyniesie śmieci czy wywiesi pranie to jest wystarczająco użyteczny w domu. Dodatkowo praca tak go wymęczyła... Polatałby z listami jak @mojanowanazwa to by się zesrał. Ale "wie gdzie szukać pracy". Aż ciekaw, kurwa, jestem. Nie ma wykształcenia. Za to CV ma naszpicowane kwartalnymi zatrudnieniami, co znaleźć kolejnego mu nie pomoże.
//
Wczoraj król S. spytał mnie czy nie chciałbym zostać skarbnikiem w stowarzyszeniu. Dobrze, że byłem na tyle trzeźwy żeby mu powiedzieć, że muszę to przemyśleć. Po pijaku się różne rzeczy robiło a potem człowiek żałował. Powiem tak: mógłbym. Mógłbym, ale mam wrażenie, że to się zaraz rozsypie i zostanę z funkcją kłopotliwą. Może lepiej żebyśmy zostali miejscową drużyną z Orlika, pili piwo na ławeczce i jeździli na lokalne turnieje o nic. Bo ja wątpię, że tu się zbierze 15zawodników którzy będą oprócz orlika przychodzili raz w tygodniu na normalny trening. Jeździli na mecze wyjazdowe w tygodniu i nie obrażali się jak nie zagrają w dwóch meczach. A! No i nie jeździli w wakacje na kluby do Łeby. Poza tym pan C. powiedział, że chce żeby młodzi sami przejęli drużynę. On chce im tylko pomóc zacząć, bo za stary jest już na profesjonalne bieganie za piłką po pełnowymiarowym boisku. No i bym się wjebał.
//
Dziś wypłata! A Play nie chce znowu przyjąć płatności za fakturę BLIKiem. Ostatnio w ogóle sporo płatności kodem nie przechodzi. W sklepie zapłacisz, ale za usługę już nie. Niedopracowane to wszystko.
10 notes · View notes
maxryxx · 2 months ago
Text
Nie wiem jak to mozliwe, ale w przerwie świątecznej robilam przerwe dla metabolizmu,i guess what schudłam z 54 do 50.8,japierdole serio.. Od wrzesnia sie mecze bo nie jestem wstanie schudnac,a tak bardzo sie balam jesc wiecej ze odwlekalam z tym,lecz nareszczcie juz myślę ze będzie git, wczoraj zjadlam ledwo 100 a dzis zjadlam z 150 kcal wiec super,w niedziele mam urodziny u taty wiec kaplica,a w wtorek u mamy, wiec nie bede jesc wiecej w sobote tak jak mialam w planach.Boli mnir to okropnie ze w urodziny jestsm u taty,i widzę sie tylko z tata.Bo za chuja nie pozwoli zebym w wlasnie urodziny sie spotkala z mama,jak wspominam ze tesknie za mama,albo ze chxe jechac do mamy jak u niego jestem to odrazu sie drze,biega po domu xdd i kiedys mowil ze wezwie policje,no dawaj wzywaj co im powiesz? Ze do mamy chce jechać? zalosne.Nigdy nie zapomne jak musialam rozmawiac z policja bo nie chciałam isc do taty.
Wzielam z 20 jakichs tabletek mam nadzieje ze sie nie obudze,pozdrawiam🤗❤️
8 notes · View notes
linkemon · 11 months ago
Text
Aomine Daiki x (chubby) Reader
Resztę oneshotów z tej i innych serii możesz przeczytać tutaj. Zajrzyj też na moje Ko-fi.
Some of these oneshots are already translated into English. You can find them here.
Tumblr media
"— ᴊᴇᴅʏɴʏᴍ, ᴋᴛᴏ́ʀʏ ᴍᴏᴢ̇ᴇ ᴍɴɪᴇ ᴘᴏᴋᴏɴᴀᴄ́… — ᴢᴀᴄᴢᴀ̨ᴌ ᴅᴀɪᴋɪ, ᴊᴀᴋʙʏ ᴘʀᴏ́ʙᴜᴊᴀ̨ᴄ sɪᴇ̨ ᴜsᴘʀᴀᴡɪᴇᴅʟɪᴡɪᴄ́. — …ᴊᴇsᴛᴇś ᴛʏ sᴀᴍ? — ᴢᴀᴋᴏɴ́ᴄᴢʏᴌᴀ ᴢᴀ ɴɪᴇɢᴏ ᴅᴢɪᴇᴡᴄᴢʏɴᴀ."
sᴘᴏᴊʀᴢᴇɴɪᴇ ɴᴀ ᴄʜᴀʀᴀᴋᴛᴇʀ ᴀᴏᴍɪɴᴇ ɪ ᴊᴇɢᴏ ᴢᴍɪᴀɴʏ ᴡ ᴘʀᴢᴇᴄɪᴀ̨ɢᴜ ɢɪᴍɴᴀᴢᴊᴜᴍ ɪ ʟɪᴄᴇᴜᴍ. ʙᴏ ᴍᴏᴢ̇ᴇ ᴊᴇᴅɴᴀᴋ sᴀ̨ ʟᴜᴅᴢɪᴇ, ᴋᴛᴏ́ʀᴢʏ ᴘᴏᴛʀᴀғɪᴀ̨ sᴘʀᴀᴡɪᴄ́, ᴢ̇ᴇ ᴋᴏsᴢʏᴋᴏ́ᴡᴋᴀ ᴢɴᴏ́ᴡ ɴᴀʙɪᴇʀᴀ sᴇɴsᴜ…
ᴅᴏᴅᴀᴛᴋᴏᴡᴇ ɪɴғᴏʀᴍᴀᴄᴊᴇ:
ᴡ ᴏɴᴇsʜᴏᴄɪᴇ ᴡʏʀᴀᴢ́ɴɪᴇ ᴢᴀᴢɴᴀᴄᴢᴏɴᴇ ᴢᴏsᴛᴀᴌᴏ, ᴢ̇ᴇ ʀᴇᴀᴅᴇʀ ᴍᴀ ɴᴀᴅᴡᴀɢᴇ̨, ᴀʟᴇ ᴍʏśʟᴇ̨, ᴢ̇ᴇ sᴘᴏᴋᴏᴊɴɪᴇ ᴍᴏᴢ̇ɴᴀ sɪᴇ̨ ᴡᴄᴢᴜᴄ́.
Aomine przystanął na żwirowej ścieżce. Nasłuchiwał przez moment. Z sali gimnastycznej dochodziły dziwne odgłosy. Momoi mówiła mu kiedyś, że jest nawiedzona. Przez moment naprawdę jej uwierzył, ale potem spotkał Kuroko. Chłopak ze swoim zapałem do ćwiczeń i umiejętnością odwracania uwagi całkiem nieświadomie zachowywał się jak prawdziwy duch. Daiki wyśmiał głupie plotki następnego dnia, ale teraz już nie był taki pewien, czy nie tkwiło w nich jednak ziarno prawdy. Sprawdził telefon, by upewnić się, że niczego nie pomylił:  
Tetsu  
Rozchorowałem się. Nie będzie mnie dzisiaj na treningu.  
A więc nie. Powinien być tu tylko on sam. Rozejrzał się nerwowo wokół siebie. Szkolny plac był pusty. Nie było nikogo, kto mógłby mu towarzyszyć. Cała drużyna rozeszła się już do domów. Zdenerwowany oblizał wargi. Właściwie mógłby odejść, ale przecież nie będzie tchórzył... chyba.  
— Cholera! Idę! — Ścisnął mocno swoją piłkę od kosza.  
Nie był przecież mięczakiem. Ludzie w gimnazjum nie powinni obawiać się wymyślonej zjawy. Z pewnością ktoś się tylko nabijał. Dumnie uniósł głowę. Przyspieszył kroku w obawie, by nie rozmyślić się w ostatniej chwili.  
Delikatnie uchylił drzwi i rozejrzał się po sali. Mocne halogeny rozświetlały pomieszczenie. Dodało mu to otuchy.  
Przez środek boiska biegła dziewczyna. Sprawnie kozłowała w kierunku kosza. Odetchnął z ulgą. Z pewnością nie była straszydłem. Można nawet powiedzieć, że wyglądała bardzo ładnie. Szczególnie biorąc pod uwagę jej kształty. Aomine już dawno przestał się przejmować tym, jak inni widzą jego postrzeganie płci przeciwnej. Jeśli kobieta miała duży biust, to nie widział nic złego w tym, by go podziwiać. Komplement jak każdy inny.  
Przez moment stał w progu, oglądając, jak ćwiczy. Wyglądało na to, że szlifowała podstawowe umiejętności. Kozioł. Prawa. Lewa. Rzut. Zaraz potem odwrotna wersja. I tak w kółko.  
W pewnym momencie piłka odbiła się od kosza i poturlała się wprost pod jego nogi. Daiki podniósł ją i zakręcił na palcu. Wirowała przez moment. Posłał ją z powrotem w stronę uczennicy. Musiał przyznać, że miała refleks, bo złapała ją poprawnie.  
— Cześć! — zawołała, kozłując. — Też przyszedłeś poćwiczyć, Aomine-san?  
Na jego twarzy musiał odmalować się szok. W końcu nie co dzień spotykał nieznajome wiedzące, kim jest.  
— Skąd znasz moje nazwisko? — Podszedł bliżej.  
— Trudno nie znać członka Pokolenia Cudów, chodząc do Teikō — odparła.  
Chyba do tej pory nie zdawał sobie sprawę z tego, jak bardzo jest rozpoznawalny. Jego kariera dopiero nabierała rozpędu. Czuł, że pewnego dnia zajdzie daleko, ale chyba wszystko działo się szybciej niż myślał. To Kise mógł się pochwalić popularnością. Wszędzie biegały za nim fanki. Błagały o autograf, wspólne zdjęcie albo zostawiały mu prezenty. Nie zazdrościł mu. Bywały okropnie upierdliwe.  
— Jestem w klubie koszykarskim, więc oglądałam wasze mecze ��� dodała.  
A więc jednak się mylił. To jeszcze nie było jego pięć minut sławy. Może to i lepiej.  
— Hmmm… — Niski pomruk wydobył się z jego gardła. — Co powiesz na jeden na jeden?  
Był przekonany, że odmówi. Większość ludzi bała się z nim grać. Jeśli już go widziała, to powinna wyczuć porażkę. Lata ulicznej koszykówki zaszczepiły w nim dzikie instynkty. Rozwinął refleks do wręcz nadludzkiego poziomu. Nie bał się przyznać, że jest dobry. Znał swoje możliwości i stale przesuwał granice tego, co go wstrzymywało. To zniechęcało sporo osób, które nie widziały sensu, by się z nim mierzyć.  
Jednak dziewczyna ku jego zdziwieniu odłożyła na bok swoją piłkę i z uśmiechem stanęła gotowa do walki.  
— Jestem [Reader]. — Wyciągnęła rękę.  
Potrząsnął dłonią, czując silny uścisk. Z pewnością nie brakowało jej siły.  
Daiki nie był do końca pewny, jak to działa.  Czy sport mógł być jakąś formą komunikacji, którą rozumieją tylko wybrani?  Z jakiegoś powodu wydawało mu się to prawdą. Ta rozgrywka zdawała się mówić więcej o nowo poznanej osobie niż gdyby miała mu to przekazać słowami.  
Miała zapał. Wkładała w koszykówkę serce. Rzucało mu się to w oczy bardzo wyraźnie. Szczególnie, że Tetsu był jego przyjacielem. A on ucieleśniał to podejście. W tej rozgrywce był jakiś upór. Nie taki dziki, jak jego własny, a raczej rozważny. Dziewczyna ważyła swoje opcje.  
Po kilku minutach pojął, w czym rzecz. Wiedział, dlaczego tego wieczora trenowała zwykłe podstawy. Miała prawdziwy talent do rzutów. Może nie taki na miarę Midorimy, ale jednak duży. Wszystko wpadało idealnie, jeśli nie zdążył stanąć do obrony. Nieważne, jak dziwacznego kąta by nie obrała. Nabiła całkiem sporo punktów. Nie mogła się jednak z nim równać. Skoro rywalizowali na poważnie, postanowił nie dawać jej forów. Blado wypadały jej zwody. Trudno też było jej nadążyć za morderczym tempem biegu. Podejrzewał, że podania też idą jej średnio. Nie miał jednak okazji ich ujrzeć, bo byli tylko we dwójkę. Bezczelnie więc wykorzystywał te słabości, by ostatecznie zdobyć miażdżącą przewagę.  
Czekał na moment, gdy się podłamie. Na tę dobrze mu znaną minę, którą coraz częściej widział na twarzach rywali. Na chwilę olśnienia, kiedy zrozumie swoje braki w obliczu jego umiejętności. Jednak ona nie przestawała. Nawet gdy zmęczona upadła, podniosła się i kontynuowała. Ktoś mógłby powiedzieć, że w takim razie powinien przerwać. On jednak widział w jej oczach wolę walki. Rozpoznawał ten głód godnego przeciwnika. Taki sam, jaki trawił niego samego, więc nie potrafił się powstrzymać.  
Czuł ciepło, ale nie z powodu potu lśniącego na opalonej skórze. To było jakieś radosne uczucie, objawiające się w okolicy brzucha. Gdy się uśmiechała, coś w środku niego trzepotało, pragnąc się wydostać na powierzchnię. Chciał kontynuować, wiecznie niezmęczony. Im dłużej się nad tym zastanawiał, tym głupsze mu się to wydawało.  Czy to mogła być miłość od pierwszego wejrzenia?  
Cholera!  — pomyślał .  Naprawdę się rozproszył, przez co zabrała mu piłkę. Z trudem zdobyła kolejny punkt. Mimowolnie poczuł, jak na jego usta wkrada się uśmiech. To właśnie była prawdziwa koszykówka. Taka, jaką lubił.  
Nie był idiotą. [Reader] mu się podobała. Może miłość to było za duże słowo, ale coś w niej go pociągało. Od wyglądu, przez grę, aż po ten zapał, którym emanowała. Chciał spędzić z nią więcej czasu i lepiej poznać.  
— Wpadnę kiedyś obejrzeć twój mecz — rzucił niby od niechcenia.  
Powiedział to, skacząc do kosza. Wolał być odwrócony plecami. Nie brał porażki pod uwagę. Ale na wszelki wypadek jednak lepiej byłoby nie oglądać jej twarzy, gdyby mu odmówiła.  
Dziewczyna przystanęła na moment. Dopiero wznawiali grę po zdobytym punkcie, ale widział, że w jej postawie coś się zmieniło. Jakby nieznacznie zesztywniała.  
— Chętnie bym cię zaprosiła, ale nie gram w pierwszym składzie. — Trafiła za trzy punkty.  
To go zdziwiło.  Czyżby żeńskie Teikō w tak krótkim czasie zdobyło silne zawodniczki?  Wydawało mu się, że wciąż ich szukano. Semestr dopiero się zaczął. Zdecydowanie powinna się tam znaleźć. Co prawda w rozgrywce z nim wydawała się przeciętna, ale on to on. Poza tym jej błędy nadawały się do całkiem szybkiej korekty. A z taką celnością drużyna z pewnością daleko by zaszła.  
— Dlaczego? — Chłopak był naprawdę ciekawy.  
Spodziewał się, że machnie na pytanie ręką. Satsuki zwykle tak robiła, gdy pytał ją, co się dzieje. Często mówiła, że to nie jego interes i że nie powinien się wtrącać w nie swoje sprawy (no chyba że chodziło o Kuroko, to zupełnie inna rzecz). Ona jednak nie była Momoi.  
— Trenerka i kapitan uważają, że ktoś z moimi wymiarami nie może grać — oznajmiła prosto z mostu.  
Zupełnie nie tego się spodziewał.  Co miał teraz powiedzieć? Że mu przykro? Że to idiotyczne?  Dziewczyny, z którymi do tej pory przebywał, pewnie właśnie to chciałyby usłyszeć. Zwykle też lubiły sobie nawzajem mówić, że wcale nie mają nadwagi. Ostatni raz, gdy powiedział przyjaciółce, że przytyła, nie odzywała się do niego przez tydzień.  
— Znam tę minę. — [Reader] ostentacyjnie przewróciła oczami. — Tylko nie mów, że ci przykro. Nie potrzebuję pocieszenia. Wiem, że jestem grubsza niż większość dziewczyn z drużyny i znam swoje ograniczenia. Ale to nie daje tym dwóm sukom prawa, by patrzeć na mnie z góry. Dostanę się do pierwszego składu i pokażę im, że nie miały racji. — Mówiąc to, wróciła do gry.  
Nie wiedział, co go bardziej zszokowało. To, że właśnie nazwała nauczycielkę suką (z tego, co o niej słyszał, to całkiem jej się należało), czy to, że akceptowała fakt, z którym większości trudno byłoby się pogodzić. Rzeczywiście była szersza w pewnych miejscach, ale nie widział w tym przeszkody. Szczególnie z jej grą. Jeśli podciągnie się wystarczająco, prędzej czy później dostanie awans.  
— Kobiety z kształtami są atrakcyjne!  
Wystawiła mu środkowy palec, na co się uśmiechnął. Zdecydowanie była odświeżająca w porównaniu do jego dotychczasowych znajomych.  
— No co? Mówię prawdę!  
Potrząsnęła głową i pokozłowała w stronę kosza.  
Wybił jej piłkę z rąk, po czym przegonił o krok. Wyskoczył w górę. Może nie był to idealny wsad. Wciąż trochę brakowało mu wzrostu oraz siły, by zrobić to tak, jak należy. Mimo to na moment zawisł w powietrzu. Z radością patrzył, jak pomarańczowa smuga przechodzi przez obręcz. Wiedział, że popisuje się jak gówniarz, ale nawet nie próbował z tym walczyć.  
— Jestem pewny, że się dostaniesz. — Popatrzył jej w oczy na moment. Chciał, żeby wiedziała, że się nie droczy. Naprawdę tak uważał.  
Odgarnęła do tyłu sportowy kucyk. Nic nie odpowiedziała. Po prostu ponownie ruszyła do gry. Tak spędzili cały wieczór.  
Nagle przez pisk sportowych butów przebił się dzwonek jego telefonu. Już miał zamknąć klapkę, gdy na wyświetlaczu ujrzał:  Matka . To zwiastowało kłopoty. Nakrzyczała na niego, gdy tylko odebrał. Do tego stopnia, że odsunął urządzenie od ucha. Miał dziś wrócić szybciej, żeby pomóc jej nosić ciężkie worki. Próbował się bronić, ale zegar na sali wyraźnie wskazywał, że jest grubo po czasie. Rozłączył się w połowie tyrady. Już i tak nic nowego by mu nie powiedziała. Zostało mu tylko jak najszybciej biec do domu.  
[Reader] śmiała się na boku przez cały czas. Widocznie szalenie bawiło ją patrzenie, jak dostaje kazanie.  
— Dzięki za grę! — Zabrała swój plecak z podłogi.  
— Dziękujesz mi za to, że wgniotłem cię w ziemię? — wyszczerzył się Aomine.  
Uderzyła go w ramię. Nie bolało, choć miała sporo siły. Po prostu miał na tyle wyrobione mięśnie, że niewiele poczuł.  
— Odegram się następnym razem. —  Dziewczyna zmełła w ustach przekleństwo.  
— Kto powiedział, że będzie następny raz? — Chłopak uniósł brew.  
Wydawało się, jakby byli dobrymi znajomymi, choć spotkali się zaledwie tego dnia. Dziwnie się z tym czuł. Szczególnie, że wszystkie dziewczyny, jakimi się do tej pory interesował, wyróżniały się jedynie wyglądem. Z żadną nie udało mu się zawiązać nici porozumienia. Przyjmowały do wiadomości, że interesuje się sportem, ale żadna nie widziała w nim tego, co on. Tak jakby pojmowały ogół, ale nie wiedziały, czym jest sama istota jego pasji.  
Co prawda miał przy sobie Satsuki. Na nią jednak nie potrafił spojrzeć inaczej niż na młodszą siostrę. Mieszkali blisko i znali się od dzieciństwa. Poza tym robiła maślane oczy do jego najlepszego kumpla. W jakimś stopniu pojmowała, co siedzi w głowie Daikiego. Jednak spotkać kogoś spoza zwyczajnego kręgu znajomych, kto by go rozumiał, nie zdarzyło mu się od wieków.  
Zmierzali w stronę drzwi. [Reader] nic nie powiedziała, odkąd zanegował pomysł powtórzenia spotkania. Zerknął na nią kątem oka.  
— Jakbyś chciała kiedyś razem potrenować, to i tak już pomagam koledze z drużyny. Siedzimy tu prawie każdego dnia o tej porze. Możesz dołączyć. — Aomine podrapał kark.  
Kuroko raczej nie powinien mieć nic przeciwko temu. Jak go znał, to pewnie jeszcze się z tego ucieszy. Szczególnie, że w pewnym sensie byli bardzo podobni.  
— Serio? — Miał wrażenie, że cała jej twarz nabrała blasku. Możliwe jednak, że było to tylko światło księżyca wychodzącego zza chmur.  
— Taaa — mruknął potwierdzająco.  
— No to widzimy się! — Odbiegła zadowolona.  
***  
Aomine w najlepsze wsuwał burgera i zajadał go frytkami. Chrupiąca bułka, soczyste mięso i jakieś niepotrzebne warzywne dodatki. Ten znajomy smak przywoływał wspomnienia. Do tego jeszcze wielka cola. Pociągnął przez wielką rurkę. Ciemny, zimny i słodki płyn buzował bąbelkami. Poczuł się zupełnie jak kiedyś, na początku gimnazjum. Tylko że lepiej. Tak sobie powtarzał.  
Bo teraz było późno w nocy. Ciemno i cicho. Nikt mu nie przeszkadzał. Na zmianie w Maji Burgerze siedział tylko jeden pracownik i zajmował się swoimi sprawami. Nawet nie spojrzał w jego stronę.  
Kiedyś, gdy tu przychodził, otaczał go gwar. Koledzy bijący się o to, kto pierwszy zamówi albo kto komu wisi pieniądze. Zdawało się, że ciepłe popołudnia zniknęły gdzieś bardzo daleko. Jakby wydarzyły się odległe lata temu, choć wcale tak nie było. Nie tęsknił. Nie mógł, bo sam to wybrał. Tę samotność, która jak na złość dawała o sobie znać w takich momentach, jak ten.  
Daiki oparł głowę o szybę. Neony rozświetlały nieciekawe widoki. Zerknął na stolik. Zamówił stanowczo za dużo jedzenia. Nie pokona tego wszystkiego i kasa się zmarnuje.  Czemu w ogóle to zrobił?  Już od dawna nie przychodził tu z chłopakami. Widywali się na meczach, ale tylko oficjalnych. Nie chciał się z nimi spotykać, więc unikał ich jak ognia. Zresztą z tego, co wiedział, oni też już przestali spędzać wspólnie czas. Nie byli drużyną, tylko zbiorem indywidualistów. A teraz każdy z nich skończył naukę w Teikō.  
Odezwał się cichy dzwonek nad drzwiami. Nie przejął się nim do momentu, aż usłyszał znajomy głos. Zamarł z burgerem w połowie drogi do ust.  
[Reader]. To ona odbierała właśnie swój shake przy podświetlanej ladzie. Nie wierzył w bogów, ale w tej chwili modlił się, by go nie zauważyła. Co było okropnie głupie, jak się nad tym zastanowić.  Bo niby czemu miał się jej bać?  Nie wyszło im. Tylko tyle i aż tyle. Właściwie to nawet nie mieli jak zerwać. Nigdy oficjalnie nie ogłosili, że są parą. Nie przejmowali się takimi rzeczami. Kiedy dotarli do etapu randkowania, wszystko w jego życiu zaczęło się sypać. Oznajmił jej, że nic z tego nie wyjdzie. Przyjęła to do świadomości i byli naprawdę niezłymi przyjaciółmi. Do momentu, gdy odsunął również przyjaciół, a ich kontakt znacznie się ograniczył.  
— Mogę się przysiąść? — Bezceremonialnie wpakowała się na siedzenie naprzeciw niego.  
— Jeśli chcesz — odburknął cicho.  
— Koniec gimnazjum. Szybko zleciało, co? — [Reader] bawiła się słomką. Jakby nie do końca była pewna, co powiedzieć.  
Nie dziwił jej się. Niezręcznie było tak siedzieć. Jak za starych czasów. Praktycznie się nie widywali. Nawet nie wiedział, co dokładnie zamierza teraz robić. Szła do Shūtoku, ale na tym jego wiedza się kończyła. Po tym, jak dostała się do pierwszego składu, zaczęła grać w oficjalnych meczach. Z pewnością przyjmą ją z otwartymi ramionami. Wmawiał sobie, że go to nie interesuje. A jednak łowił wiadomości o niej od wiecznie trajkoczącej Satsuki. A, gdy przeglądał telefon, śledził jej media społecznościowe. W głębi serca wiedział, że gdyby naprawdę miał ją gdzieś, to już dawno przestałby chłonąć tę wiedzę przy każdej możliwej okazji.  
— Tak, bardzo szybko — przytaknął Aomine.  
Zapadła niezręczna cisza. Dzwoniła mu w uszach, niemiłosiernie przypominając, że jest inaczej niż kiedyś. Dawniej siadała tuż obok niego. Obejmował ją ramieniem, które żartobliwie strząsała. Potem opowiadał jakieś nieśmieszne żarty, kłócąc się o to, jaką strategię przyjąć w kolejnym meczu.  
Wciąż wyglądała tak pięknie, jak pierwszego dnia, gdy ją spotkał. Nadal palił się w niej ten żar, którego jemu tak rozpaczliwie brakowało.  
Spojrzał na stół.  
— Chcesz burgera? — zadał pytanie, wyciągając kanapkę w jej stronę.  
— Wow, mój ulubiony! Dzięki!  
Przeklął się w myślach. Nieświadomie kupił ten, który kochała najbardziej. Właściwie wszystkie na jego tacy były preferencjami osób z Generacji Cudów.  
To pewnie był pierwszy raz od dawna, gdy ucieszyła się z czegoś, co zrobił. Bo na pewno nie była zadowolona z tego, kim się stał. Częściowo żałował, ale nigdy do końca.  
Przez jakiś czas jedli w milczeniu. Przeżuwał powoli. Wydawało mu się, jakby stracił apetyt. Kęsy grzęzły gdzieś w gardle.  
— [Reader]… jesteś na mnie zła za…? — zaciął się. — Sama wiesz… — zakończył niemrawo.  
Ile różnych rzeczy kryło się pod tym stwierdzeniem. Urwał treningi. Zostawił ją i Kuroko samych sobie. Nie miało znaczenia, że wtedy już radzili sobie świetnie. Przestał spędzać z nimi czas. Opuszczał mecze. Zarówno te swoje, jak i jej. A potem też zwykłe spotkania i rozmowy. Zaniedbał to wszystko, co razem zbudowali.  
Przerażało go, jak sentymentalnie brzmi. A jednak tak bardzo chciał wiedzieć, co ona o tym myśli.  
— Nie jestem, Aomine-kun. Jest mi przykro, ale nie jestem zła. Rozumiem cię.  
Przerastało go to, jak bardzo koszykówka rządziła jego życiem. Kochał ją. A najbardziej to uczucie rywalizacji, którego już nie doświadczał. Im lepszy się stawał, tym mniej zostawało mu do odkrycia. Ćwiczenie sprawiało, że rywal wydawał się jeszcze słabszy. Daiki stał na boisku i ziewał. Każdy kozioł, dwutakt, zwód i wsad przestały mieć sens. To było błędne koło. A jedynym sposobem, w jaki sobie z nim radził, było niegranie. Więc odsuwał wszystkich, którzy mieli do czynienia z tym przeklętym sportem. Zaczął od zespołu. Potem jego menadżerki i przyjaciółki — Satsuki. Kończąc na Kuroko i [Reader].  
Ze zgrozą zdał sobie sprawę, że właśnie im zarzuca coś jeszcze. Był zazdrosny. Cieszyli się tą dyscypliną. To było coś, czego pragnął, a od dawna nie mógł osiągnąć. Wciąż mieli wiele przed sobą. Bawiła ich gra. Podczas gdy on się wypalił. Z tej niegdyś jasno płonącej pasji został zaledwie tlący się ogień. Dlatego tym ciężej było mu ich widywać. Choć z nimi był najbliżej przez cały swój czas w gimnazjum.  
— Jedynym, który może mnie pokonać… — zaczął Daiki, jakby próbując się usprawiedliwić.  
— ...jesteś ty sam? — zakończyła za niego dziewczyna.  
A więc naprawdę go rozumiała. Jako chyba jedna z niewielu osób w jego otoczeniu.  
— Jestem pewna, że któregoś dnia spotkasz kogoś, kto będzie dla ciebie idealnym rywalem. — [Reader] popatrzyła mu głęboko w oczy. Chyba pierwszy raz od dawna.  
Była tak podobna do Kuroko, ale też jednocześnie inna. Dokładnie to samo powiedział mu kiedyś przyjaciel. Przez jakiś czas naprawdę mu wierzył. Grał, próbując dojrzeć moment, gdy będzie lepiej. Tylko że nigdy nie było. A potem trener złożył mu propozycję. Już nie musiał trenować. Tak długo, jak zjawiał się na oficjalnych meczach, wszystko było w porządku. Wtedy ostatecznie porzucił nadzieję na zmiany. Miał dosyć wiecznego czekania. Obietnica złożona chłopakom na sali gimnastycznej wydawała mu się ostatnia deską ratunku. Teraz, gdy rozeszli się do różnych szkół, stanowili jedyną jego szansę na poczucie choć części tego, co kiedyś. Był jednak pewny, że ich umiejętności nie wystarczą, by stanowić zagrożenie, a co dopiero go pokonać. Ta myśl ciążyła w jego umyśle od dawna.  
— Zamierzam się dostać na zawody krajowe — oznajmiła [Reader]. — Może wtedy uznasz mnie za godnego przeciwnika. — Na jej twarzy zagościł lekki uśmiech. Wydawała się być nieobecna, siorbiąc swój shake. — Zagrajmy wtedy jeden na jeden jak za starych dobrych czasów.  
Nie wiedział, co odpowiedzieć. Chciał, by stała się wystarczająco silna. Z drugiej jednak strony chyba nie potrafił uwierzyć, że jest w stanie to zrobić. Bo jego zdaniem nikt nie był. Młody Aomine bezgranicznie uwierzyłby w jej możliwości. Ten starszy miał z tym problem, bo nie ufał już nikomu i niczemu. Spuścił więc wzrok, wracając do jedzenia.  
— Dzięki za burgera. Chyba pora na mnie. — Dziewczyna wstała ze swojego miejsca.  
Odeszła kilka kroków, po czym jakby pod wpływem impulsu odwróciła się.  
— Zawsze możesz do mnie zadzwonić — dodała i z tymi słowami odeszła.  
***  
— Jeszcze raz, Tetsu!  
Chłopak ponownie źle ustawił ręce. Aomine musiał podejść i je poprawić. Powinien wypchać piłkę sprzed klatki piersiowej, jeśli to miało zadziałać. Pokręcił głową.  
Daiki nie wierzył, że uczy przyjaciela gry na dzień przed meczem. Był mu jednak coś winien. Jemu i Kagamiemu. W końcu po raz pierwszy od dawna sprawili, że spojrzał na koszykówkę z ekscytacją. Z pasją, jakiej nie czuł od czasu zanim poszedł do Teikō. To było niesamowite, że przegrana aż tak napawała go nadzieją. Nareszcie pojawił się ktoś, kto stanowił prawdziwego przeciwnika. Co więcej, Seirin chciało kiedyś powtórzyć mecz.  
Wreszcie pozwolił sobie na uśmiech podczas gry. To był właśnie sport, do którego został stworzony. Rozpierało go szczęście. Koniec z leżeniem na dachu. Teraz wróci do treningu. A kiedy następnym razem spotka kogoś lepszego, wgniecie go w ziemię. Ponownie miał w życiu jakiś cel i to było wspaniałe.  
— Mam do ciebie jeszcze jedną prośbę — oznajmił Kuroko, ponownie próbując trafić do kosza.  
— Oi, nie uważasz, że strasznie dużo tych przysług? — odpowiedział rozbawiony Aomine.  
Niebieskowłosy gracz przekrzywił głowę. Już wiedział, że mu nie odpuści. W jego wzroku była ta denerwująca determinacja. Rozjaśniała blaskiem mroki nocy dookoła nich.  
— [Reader] wygrała zawody krajowe. — Wycelował i rzucił ponownie.  
— Przecież wiem. — Daiki ziewnął, oglądając kolejny raz jedno i to samo zagranie. Ćwiczyli cały wieczór.  
— Wydawało mi się, że mówiłeś, że niezbyt interesujesz się jej życiem. — To właśnie był cały jego przyjaciel. Zawsze mówił do rzeczy, zwracając uwagę na ludzi. A teraz złapał za słówka również jego.  
— Tak jakoś wyszło, że wiem — mruknął, odwracając się plecami.  
Nagie gałęzie drzew za boiskiem nie były zbytnio ciekawe, ale udawał, że bardzo go interesują. Dla świętego spokoju.  
— Myślę, że powinieneś do niej zadzwonić. — Głos Tetsuyi był cichy, ale dotarł do jego uszu.  
Nie odpowiedział. Czuł się, jakby słuchał swojego sumienia. Prawda była taka, że oglądał cały mecz [Reader]. Wysłał jej też gratulacyjnego sms-a, ale to było prawie nic. Szczególnie, że odkąd poszli do liceów, widzieli się tylko kilka razy i zwykle przypadkiem. Oprócz tego składali sobie życzenia z okazji świąt. Na tym stała teraz ich znajomość. Z jego winy. Dziewczyna kilka razy podejmowała próby odnowienia przyjaźni, ale koszykówka wciąż stała między nimi niczym niewidzialny mur. Choć o niej nie rozmawiali, zajmowała tak dużą część ich żyć, że stawało się to ciężarem. Trudno było ją omijać. W dodatku już nie mogli spędzać razem treningów jak dawniej.  
— Nie odbierze — stwierdził Aomine.  
W końcu pewnie teraz świętowała z resztą drużyny. Należało im się.  Ale czy na pewno by go odrzuciła?  Nie był wcale aż tak pewny swoich słów.  
— Myślę, że się mylisz. — Kuroko nie na darmo był nazywany Graczem Widmo. Wyrósł tuż obok niego, gdy wcale się go nie spodziewał. Mimowolnie się wzdrygnął.  Może jednak po części był duchem?  
— Co ty robisz? — spytał Daiki, widz��c, jak szybko klika coś na telefonie.  
Przyjaciel podsunął mu ekran pod nos. Wybrał jej numer. Ikonka kontaktu mrugała szybko i jasno.  
— Rozłącz się! — Aomine ogarnęła panika.  
Otrzymał tylko pokręcenie głową. Zaraz potem telefon został mu wepchnięty w dłoń. Już miał wcisnąć czerwoną słuchawkę, gdy jego ręka zamarła kilka centymetrów przed celem. Nie potrafił tego zrobić. Szczególnie nie po tym, gdy z głośnika rozległo się głośne:  
— Halo? Kuroko-kun?  
Tak bardzo stęsknił się za jej głosem. Nie przeszkadzało mu, że w tle przebijały się jakieś szumy, trzaski i toasty. Pewnie żeńska część Shūtoku cieszyła się ze swojej wygranej. Liczyło się, że ona tam była.  
Minęła chwila nim się otrząsnął.  
— Tu Aomine.  
— Hej, czemu dzwonisz z telefonu Tetsu? Coś się stało? Cicho, dziewczyny. Nic nie słyszę. — Próbowała bezskutecznie zmniejszyć ilość dźwięków zakłócających rozmowę.  
— Nie, z Tetsu wszystko w porządku… — uspokoił ją chłopak. — Dzwonię, bo… dzwonię, żeby ci pogratulować.  
Wziął głęboki wdech.  Od kiedy się bał?  A już szczególnie jej. Powinien po prostu powiedzieć to, co od dawna chciał, ale na co brakowało mu odwagi.  
W myślach przeklął przyjaciela. Zawsze w końcu wychodziło na to, że miał rację.  
— Wiem, widziałam twoją wiadomość. Nawet ci odpisałam. — Dziewczyna zaśmiała się cicho.  
— To nie koniec… dzwonię, żeby przeprosić. Za wszystko… Zrobię to lepiej, kiedy znowu się spotkamy… I chcę powiedzieć, że jeśli dalej masz ochotę kiedyś ze mną zagrać, to jestem gotowy.  
Na moment po drugiej stronie słychać było jedynie odgłosy z tła. Nie był już pewny, czy dobrze postąpił.  Może trzeba było użyć innych słów? Albo zrobić to w lepszym momencie?  Serce waliło mu niczym młot. Zdenerwował się do tego stopnia, że wstrzymał oddech.  
— Jesteś może teraz na boisku? — Pytanie całkowicie zbiło go z tropu.  
— Tak, przed stadionem — potwierdził Daiki, nie rozumiejąc, do czego zmierza.  
— Lepiej, żebyś był w formie. Zamierzam wygrać! Widzimy się za dwadzieścia minut. — Z tymi słowami rozłączyła się.  
Aomine spoglądał na telefon, czując, jak na jego twarz kolejny raz tego dnia wstępuje uśmiech. Już wiedział, że to będzie dobry mecz...  
22 notes · View notes
dayumzuz · 9 months ago
Text
Moje ogólne zasady
Za złamanie zasady : kara/sh
1. Nie jem nic po 20
2. Staram się spać po 23
3. Myć włosy co 2 dni
4. Staram się ćwiczyć zawsze gdy mogę
5. Minimum 2l wody dziennie
6. Częściej wychodzić na spacery/rower by spalić kalorię
7. Jestem głodna = idę spać
8. W domu = jadłam w szkole
Z przyjaciółmi/w gościach = jadłam w domu
9. Zawsze muszę mieć pod ręką gumy do żucia
10. Gdy biorę pieniądze na jedzenie, nie wydaje go.
11. Po szkole nie umawiam się na pizze itp.
12. Staram się być lepsza wersją siebie dla mojego chłopaka 🩷
13. Być aktywna na tumblerze
14. Codziennie wpisywać ile ważę rano i wieczorem
15. Obserwować ile jem kalorii
16. Odmawiać sobie fastfoodow
17. Jeśli jestem bardzo głodna przygotować sobie mało kaloryczne posiłki
18. Częściej się wybierać na mecze swojego klubu by stać się szanowaną u innych kibicy
19. Zacząć oszczędzać by kupić coś dla siebie
20. Wiara w swoje możliwości
16 notes · View notes
dawkacynizmu · 6 months ago
Text
środa 11.09
۶ৎ podsumowanie dnia
zjedzone — 980 kcal
hello
zrobiłam sobie kanapkę do szkoły, ale męczył mnie przez pół dnia taki ból brzucha (przez zaparcia) że nie miałam na nic ochoty i ją wyrzuciłam. dopiero po wf trochę mi minęło i zjadłam pudełeczko winogron, nie czułam prawie w ogóle głodu. szybko minęło mi w szkole choć przez większość czasu czułam się tragicznie. skończyłam wcześnie więc poszłam odrobić lekcje do takiej powiedzmy  kafejki szkolnej, w 30 minut skończyłam stronę zadań z angielskiego oraz zrobiłam fiszki na francuski jednym uchem słuchając muzyki a drugim plotek z pokoju woźnych który jest tuż obok xD wbił do nich dyrektor na pogaduchy w połowie i się zestresowałam ze się do mnie przypierdoli czemu to na lekcji nie jestem a jak powiem ze skończyłam to będzie coś się srał ale nawet mnie nie zauważył.
Tumblr media Tumblr media
wiem że mam spodnie ujebane na zdjęciu
gdy wyszłam ze szkoły poszłam w deszczu do apteki po dulcobis i od razu połknęłam jedną tabletkę bo uznałam, że już nie wytrzymam. zacząć działać około 19, skręcało mi brzuch z bólu i myślę że około 22-23 może się wypróżnię. kupiłam też w końcu piankę do mycia twarzy (ta, był zastrzyk gotówki) bo przez te 3 dni bez czegokolwiek dobrego do mycia zdążyło mnie tak wysypać xd wzięłam z cethaphilu do cery tłustej, akurat była na promocji z 65 na 50, jest bardzo pojemna i ma dobre opinie (zawsze zanim kupię kosmetyk muszę przeczytać ich z 500. złapałam się z ze znajomą z innej szkoły i miałyśmy taką niezręczną dla mnie rozmowę 💀 coś tam gadałam jej o mojej klasie i ona tak zagadnęła czy ja w ogóle mam jakieś koleżanki bo zawsze widzi mnie sama ewentualnie z X. i ja miałam takie yyyyyyyyyy coś tam rzuciłam że tak ale w sumie nie bardzo dogaduje się z klasą, to zaczęła pytać czy trzymam się z kimś z innych, a jak nie to co, sama cały czas siedzę? potem niby w żartach dodała ze martwi ją moja aspołeczność.
kurwa poczułam się przez nią jak jakiś przegryw XD od razu mi się przypomniało jak moja mama gdy byłam w 1 klasie pytała o coś podobnego konkretnie to "a masz TY tam w ogóle jakieś koleżanki?" takim dziwnym tonem jak odpowiedziałam że nie powiedziała jak mogę tak sama siedzieć XD nigdy więcej nie poruszyła tego tematu, albo myśli że po prostu jej nie mówię o moich znajomych ale jakichś mam (nie dużo rozmawiam z mamą) albo domyśla się że po prostu nie mam żadnych, w końcu gdybym miała to bym pewnie gdzieś wychodziła, jeździła, chciała iść chociażby na połowinki. w ogóle to za każdym razem jak ktoś choćby w żartach mi to wypomni czuję się jak taka ofiara z którą ludzie zadają się z litości. jak przebywam gdzieś w większym towarzystwie to czuję że można by mnie z tej scenerii usunąć i ogólna atmosfera oraz przebieg rozmów nie uległyby żadnej zmianie. nie oznacza to że milczę jak zaklęta, po prostu niczego istotnego swoją osobą nie wnoszę.
w domu tylko jedno zadanie z matmy i reszte słówek na francuski, nie miałam za bardzo głowy do nauki. zjadłam makaron z kurczakiem i szpinakiem na obiad, do tego trochę kiszonej kapusty, na przekąskę śliwkę i kilka małych marchewek, na kolację tosty z mozzarellą i pomidorem (do tego trochę papryki). kcal znowu wyszło na styk. zamienię sobie chyba dni w diecie bo wątpię że uda mi się 800, zostawiłam sobie makaron na obiad także na jutro a jest dosyć kaloryczny (tzn ja dużą porcję wpierdalam bo to jeden z moich ulubionych makaronów xd) w piątek z kolei kończę lekcję wcześnie, mogę nie jeść nic w szkole i będzie cacy. nie wiem w sumie czy cokolwiek sobie robić na jutro, jak się nie wysram dziś to pewnie znowu będzie mnie w brzuchu skręcać i ponownie połowę wyrzucę. ostatnio moje podejście do jedzenia stało się dziwne, mam mniejszy apetyt, mniej głodu psychicznego i jem w kółko to samo nawet nie myśląc o słodkim czy jakiś pierdołach (ostatnia taka rzecz którą jadłam to lody z lodziarni 2 tygodnie temu) ale o tym wszystkim opowiem może w innym podsumowaniu żeby się nie rozpisywać. i tak już mecze pisanie tego posta godzinę bo ciągle mnie coś rozprasza.
Tumblr media
miłego wieczoru/nocy wszystkim 🩶🩷
17 notes · View notes
plonaca · 5 months ago
Text
Sobota
Po nocnych ekscesach trzeba było wstać przed 8. Że byłam wyspana to na pewno nie można powiedzieć.
Psinie najprawdopodobniej w nocy zwieracze nie dawały rady. Spał grzecznie na łóżku, ale cała pościel była brudna, więc na początek dnia pranko.
Młody zrobił obiecane śniadanie, więc fajnie, ale dołożyło mi to sprzątania. Wyszli przed 10 a ja się wzięłam za ogarnianie domu. Czterołapy przyjaciel zdecydowanie czuł się już lepiej, ale leżał cały czas na tarasie. Nawet zjadł małe śniadanie.
On przyjechał akurat jak zbierałam się na spacer. Oglądał mecz jak wróciłam z krótkiego spaceru i wzięłam się za ogarnianie auta. Niby nie ma dramatu, ale pasuje go oddać do czyszczenia.
Chwilę razem posiedzieliśmy, zjedliśmy obiad i On pojechał po Młodego. Byłam padnięta. Siadłam sobie przed laptopem pograć w gierkę, choć pewnie bardziej odpowiedzialne byłoby zrobić sobie drzemkę.
Było grane jeszcze jak przyjechali przed 18. Wieczorem nie uniknęliśmy małej spiny, bo Mu powiedziałam, że nie jestem w stanie myśleć o wszystkim - a rozeszło się o schowanie do lodówki Jego zamówionych do obiadu zup, co on jakoś bezczelnie skomentował. Trochę żałuję, bo czuję, że bywam ostatnio chamska. No, ale naprawdę nie mam już siły robić wszystkiego za wszystkich w tym domu. Jeszcze jak Mu zwróciłam idąc spać uwagę na jakiś głupi tekst, to powiedział że np. On chodzi więcej na spacery, a ja sprzątam. Tylko chyba nie jest świadomy, że sprzątanie to nie jest jedna, 30min/dzień czynność… a czym skontruje zakupy, nie wspominając o pracach ogrodowych…
Bilans:
Neo (papierosy): ⬇️ ~10+ 👎
Dbanie o siebie: ⬇️ bywało lepiej 👍
Jedzenie: ⬇️ czekając na obiad zdążyłam mega zgłodnieć, a potem nie mogłam w siebie za wiele wcisnąć, pewnie z tych nerwów
Związek: ↔️👍
Choroba: ↔️
Praca: -
Inne obowiązki: ⬆️ sprzątanko pełną parą 👍
Samopoczucie: ↔️ niewyspana = zła 👎
9 notes · View notes
ariaokok · 8 days ago
Text
Hej?
Nawet nie wiem czy ktoś to będzie czytał ale trudno.
ostatnio zmagam się z natloczeniem problemów i już nie daje rady, podobnie było w wakacje i jak wtedy ogarniałam wstawianie bilansów to czułam ze przynajmniej coś miałam pod kontrolą, tyle że wtedy jadlam zadowalająco mało żeby to wstawiać a teraz jem ponad 1000kcal albo i więcej i jest mi wstyd za samą siebie
teraz od początku ferii(1 lutego) byłam na obozie byłam tak pewna tego że schudłam, ze zamurowało mnie jak zobaczyłam że przytyłam (przed obozem 51.9kg, po obozie 56.7kg). miałam ochotę zamknąć się w pokoju nigdzie nie wychodzic ale nie dało się bo w 2 tyg przyjechala do mnie przyjaciółka i nie mam pojęcia ile jadlysmy wike tylko że dużo ale chodziłyśmy po 20k kroków dziennie to bilans mógł wyjść blisko zapotrzebowania i po jej wyjeździe ważyłam 54.3kg więc mogla to być woda
teraz wróciłam na treningi i często mam takie sytuacje że a zjem sobie nic się nie stanie i tak zaraz to spale. KURWA CO JA MAM WE LBIE. nie dość że przez takie rzeczy przepuszczam okazję na kilkudniowe fasty to wydaje często na to swoje pieniądze które miałam zostawić na coś konkretnego albo odłożyć na potem (doslownie teraz sie skapnelam że na spotify mi już brakuje a miałam rowno)
najbardziej jestem zla za te ominiete fasty bo doslownie w zeszłym tygodniu mogłam zrobić wtorek-sroda-czwaetek-piatek-sobota rano ale nie bo jak zwykle musiałam wymyślec pizzerinke zelki wafelki pączka a potem mama mi nje wciskała jedzenia jak wrocilam i byłam na siebie tak zla ze jeszcze ze mnie nie zeszło
z pozytywow to mama jedzie na tydzień w marcu i nie będzie mnie aż tak nikt pilnował jedyne co to moja siostra ale to po porostu do jakiegoś woreczka chleb schowam i po problemie tylko zebym miala wystarczajaco silnej woli zeby nie jesc, nie mam też co podjadac w domu bo co mam chleb albo ser w plastrach jesc (to nie tak że kiedyś z tego mi wyszło ponad 500kcal i to nawet toaty nie były tylko na sucho oddzielnie)
bardziej martwi mnie ze za tydzień nie jade na mecze bo trenerka na zmiany bierze i akurat wczoraj byłam i jadę do babci na weekend a tak to bym powiedziała że zjem mało bo mnie zemdlio w jedna strone i nie chce się pozygac w druga skoro bym miała grac następnego dnia jakby dalej tak mogę zrobić ale no mniejsza szansa że uwierzą, tez będzie problem ze spalaniem kalorii tam
podsumowując, postaram sie wrócić do wstawiania bilansów wiem że pisałam to już kilka razy ale jak się nie uda to nwm normalnie ale zostały 4 miesiące do wakacji, 3 albo i 2 do krótkich ubrań których nie włożę jeżeli nie schudne
Buziaki<333
aria✮
9 notes · View notes
iwannabeskinnyemogirl · 1 year ago
Text
po 8 miesiącach spotkałam się z chłopem (wrócił z zagranicy) i jak temat zszedł na siłownie i jedzenie (oboje jesteśmy zajarani tym, tylko ja mam zjebana relacje z jedzeniem on nie) to usłyszałam ze przy tym ile ćwiczę to NA PEWNO jem za mało i mimo ze mi się wydaje ze jem dużo to na pewno jem dużo mniej niż powinnam a jeszcze jak mu powiedziałam ze nie mogę jesc dużo bo ogólnie od jedzenia jest mi niedobrze i w zasadzie to żyje na płynach i płynnych posiłkach (musy, zupy, jogurty itd), to był jak "to się nazywa zaburzenia odżywiania". no shit sherlock nie wiedziałam ze tak się nazywa choroba na która choruje od ponad 6 lat, a poza tym to nie tak ze ja nie chce jesc "normalnych" rzeczy tylko po prostu mój organizm ma problem z przyjęciem tego i wole się nie męczyć jedząc (i tak się mecze, fakt ze muszę jesc mnie meczy)
będzie ciężko z jedzeniem jak będziemy mieszkać razem, bo wiem ze on bardzo będzie zwracał uwagę na to co i ile jem, a przy nim nawet nie mogę powiedzieć ze coś mi się nie podoba w moim ciele bo zaraz leci komentarz ze "jestem chuda i nic nie jem" i "przesadzam" (nawet jeżeli nie mówię ze "jestem gruba" tylko np ze jakieś ubranie zle na mnie leży XD)
22 notes · View notes
majstersztykzchwil · 1 year ago
Text
Związek się buduje od siebie. Będąc kompletnym, szczęśliwym, spełnionym człowiekiem nie będziemy szukać kogoś, kto nam to da. Albo sprawi, że tak się będziemy czuć. I co ważne, skoro będziemy to mieć, gdy ta osoba zniknie, nie poczujemy się puści. Trzeba szukać swoich pasji, rozwijać się, umieć samemu spędzać ze sobą czas. Tylko wtedy nie będziemy oczekiwać, że ten nasz partner ma być wszystkim w jednym. Naszym kochankiem, partnerem życiowym, rozrywką, przyjaciółką i co tam jeszcze. Stąd tyle sytuacji, gdy jedna albo druga strona chce wyjść ze znajomymi, na mecz, na piwo, na plotki cokolwiek, a my się obruszamy! Ale jak to, dałam Ci całą siebie, masz moją miłość, mój czas, a ty chcesz sobie jeszcze gdzieś wychodzić? Ano tak to. To, że z kimś jesteśmy nie znaczy, że się zlewamy w jedno.
Robimy też sobie krzywdę idealizowaniem prawdziwej miłości. Żyjąc mitem miłości romantycznej. Że jak już nam się przytrafi, to wtedy wszystko będzie wspaniale. A potem dostajemy obuchem, bo nie jest. Ten mechanizm zwalnia nas także z pracy. I brania odpowiedzialności za swoje czyny i swoje wybory! Gdy nam nie idzie, potrafimy sobie powiedzieć, że no trudno widocznie to nie była prawdziwa miłość. Bo jak już spotkamy tę prawdziwą, to się nie będziemy nigdy kłócić i spędzać ze sobą 24h na dobę.
Zganianie wszystkiego na los i innych jest bardzo łatwe i pojemne. Stanięcie ze sobą i swoimi demonami oko w oko wymaga czasu, odwagi i pracy. Ale to nie jest syzyfowa praca. To naprawdę procentuje. I jeśli chcecie mieć lepsze relacje z innymi i oczywiście z samym sobą, warto na to poświęcić każdą minutę. Tak naprawdę miłość jest całkiem prosta, gdy zaczyna się od zdrowego kochania siebie. Nagle wszystkie klocki się układają. Ma się odwagę stawiać granice, kończyć toksyczne relacje. Ma się odwagę do zmian. Nie myśl nad tym, co możesz zrobić, żeby spotkać swoją miłość. Pomyśl nad tym, co możesz zrobić, żeby być bardziej pewnym siebie człowiekiem. Otwartym. Ciekawym. Wtedy miłość sama przyjdzie. Jakoś tak jest, że wszyscy chcemy się wiązać z fajnymi ludźmi. A czasem zapominamy zastanowić się nad tym, czy sami jesteśmy fajni.
6 notes · View notes
melatoninkaa · 1 year ago
Text
(3.12.2023) [17.40]
Hejka dawno mnie tutaj nie było, próbowałam "zdrowej" diety-dużo białka mało tłuszczy, jednak moja mama zaczęła gadać że tyle wpierdalam więc wracam z wysokimi limitami. Miałam dzisiaj mecz i co kurwa weszłam tylko na dwie akcje, jestem taka beznadziejna. Trener ostatnio powiedział że skacze do bloku jakbym 100kg ważyła 🙃 nowa motywacja, mogłabym sobie to na czole wypisać. Wracam do domu od babci chce mi się wyć że wracam do tego domu i jutro do szkoły, pewnie ledwo wejdę przez próg już dostanę zadania albo będę poniżana. Nienawidzę świąt, każdy udaje miłego a i tak tylko ja spędzam święta u babci. A cała reszta się bawi razem u wujków, ale w sumie dobrze nam razem. Mam zamiar wybłagać mamę o pieniądze, i wydam je na ashwagande. Widzę jaka staje się nerwowa, potrafię wszystkim rzucać i krzyczeć. Mam nadzieję że to mi pomoże a nie jak te inne gówna. Moja mama znów mnie posadziła o kradzież, mówiła że 200zl ukradłam jej Bartusiowi. Na chuj mi jego 200zl, to już nie pierwszy raz gdy pieniądze giną i się odnajdują, ale wszystko na mnie. Wróciłam do sh, dobrze mi z tym tęskniłam. jak wrócę do domu to czeka mnie 20 kresek za to jaka jestem chujowa. Także ten miłego dnia/nocy wam życzę. Mam nadzieję że wasze życie nie jest tak spierdoline jak moje. Dobranoc
|
V
A tu ja, wasza beznadziejna siatkarka 🤓🤓
Tumblr media
8 notes · View notes
jazumst · 5 months ago
Text
Tydzień pełen przeciwności
Żeby Was... Tydzień pracy dobiegł końca. Właśnie przewalam swój weekend. Posłuchajcie:
Mało mnie tu było w tygodniu. Walczyłem z samym sobą. Ciągle uczę się zamykać mordę. Przemilczanie jest lepsze niż pyskówka.
//
Poniedziałek i wtorek minęły nawet nie wiem jak. Naprawdę. Wiem, że byłem spokojny. Zamówienia były małe, wszystko szło szybko.
//
O środzie wolałbym nie mówić. Nie chcę rozdrapywać starych ran i budzić demony. Ogólnie spotkało mnie nieszczęście, ale to nie ono mnie nakręciło. To stara baba która wierciła mi przy tym dziurę. Byłem tak rozszalały, że nawet Kiero zeszła mi z drogi.
//
Czwartek i piątek bez większych szałów. Ja robiłem swoje, KM jechała po Manekinie, Manekin po KM. Kiero po wszystkich po trochu.
//
Zaraz jadę na urodziny do Czwartego, chociaż wolałbym iść na spacer i do pana S. Wszyscy mu teraz pomagają czyścić strych, a potem ognisko i mecz. Mecz jest o 21 ale głupio iść jak nie pomagało się rano.
//
Od rana walczę z dużym akwarium. Strumień siadł z dnia na dzień. Ściany zagloniały. Nie wiem co jest. Rury czyste. Wkłady czyste. Gdzie się podziała rzęsa nie wiem. W kuble jej nie było, w rurach też nie... Wymyłem ściany, wyrzuciłem beczkę, przesadziłem roślinkę, wyrwałem mech, kilka liści co mi się nie podobały, wypłukałem rury i wkłady. Strumień jak na murzyńskim porno.
//
W końcu zainstalowałem apkę bankową i pierwszy raz zapłaciłem BLIKiem :P Naprawdę czuję się staro. To dla mnie taki powiew świeżości. Zawsze jakoś się tego bałem. Dostęp do apki jest łatwy. Wydaje mi się zbyt łatwy. Ale dziwka mówi mi o każdym moim grzechu, więc to jest spoko. No i nie muszę nosić karty, a zawsze się boję, że ją zgubię. W ogóle podoba mi się nowy telefon. Pierwszy raz mam w nim całe swoje życie i nie czuję się rozdarty.
//
Zdecydowanie za szybko minął mi ten tydzień. Teraz znowu drugie zmiany :/ A potem długi tydzień pierwszych, wraz z niedzielą i znowu drugi. Tak właśnie ucieka mi życie.
10 notes · View notes
seriously-mike · 10 months ago
Text
Ćwierć Wieku Piosenki Żenującej
Jestem zaskoczony popularnością niezaprzeczalnego PRZEBOJA, jakim okazał się "Szynszyl, King of the Mighty Przełęcz": pierwsza wersja zrobiła w trzy tygodnie dziesięć tysięcy odsłon, poprawiona wersja dwie trzecie tego wyniku zrobiła w tydzień.
youtube
Historię Szynszyla już opowiadałem. Ale mam dla was jeszcze parę historyjek z epoki górnej kredy przełomu tysiącleci, bo Szynszyl to nie moje pierwsze rodeo jeśli idzie o pisanie piosenek. Na dobrą sprawę, coś tam potrafiłem rymować już w podstawówce, ale pierwsze zachowane przekazy pochodzą z moich czasów licealnych, bo wtedy pierwszy raz poszły w internety dzięki darmowym hostingom i mojemu talentowi do klejenia prostych stron internetowych w Notatniku Windows.
Ja i moi kumple jesteśmy totalnymi nerdami. Graliśmy w gry komputerowe, papierowe erpegi, figurkowe bitewniaki, karcianki, nadal się czasami spotykamy na piwo i karcianki albo planszówki. Stąd też jakoś wynikł pomysł na parodie piosenek - głównie metalowych, bo wszyscy tego słuchaliśmy i byliśmy stanowczo "in on the joke".
Numer niemieckiej kapeli punkowej Die Ärzte pt. "Männer Sind Schweine" albo jego polski cover w wykonaniu Big Cyca, "Facet to Świnia", znacie? No, to jedna z parodii była o drużynie orków w Blood Bowlu:
W Bloodbowla grać mieliśmy mecz, Lecz wy nas woleliście lać, Wykopaliście piłkę gdzieś, I poszliście nas w mordy prać! Łapacz zębami zaczął pluć Jak w maskę zebrał, miękki leszcz Do tego, że zbijecie nas Jest niepotrzebny żaden wieszcz Bo orki tylko Po ryjach chcą prać Że strzelą gola, nie ma co się bać Orki to świnie Każdy o tym dobrze wie… I chociaż padłem na glebę, Ty w głowę nadal kopać chcesz mnie!
Ironia sytuacji jest jednak następująca: w osiedlowej lidze Blood Bowla prowadziłem drużynę orków, która wiedziała co się z piłką robi. Żodyn się nie spodziewał, no żodyn. Tak czy owak, stereotyp był dobrym materiałem na piosence o drużynie która owszem, wpierdol dostała, ale wygrała mecz trzy do zera. Bo orki tylko po ryjach chcą prać, że strzelą gola, nie ma co się bać. 😅
Inną historią godną pieśni był absolutnie przekomiczny misheard z jednego z kawałków ze ścieżki dźwiękowej do filmu Mortal Kombat: otóż jako że miałem ten soundtrack na kasecie, a słuchałem go na walkmanie z gównianymi słuchawkami, powtarzany wers "Unborn suffer" w "Twist the Knife (Slowly)" Napalm Death usłyszałem jako "Owocowo", i stąd się wzięło określenie "owocowa muzyka" na black i death metal z tekstem którego ni chuja nie idzie zrozumieć. Na to młodszy brat jednego z kumpli zapytał, logicznie zresztą, jaka muzyka jest w takim razie warzywna. Stanęło na grunge'u. I stąd właśnie parodia "Smells Like Teen Spirit", czyli "Song Warzywny":
Czuję się jak nawalony, Otępiały, przymulony, Owocowo i warzywnie, Jest mi dziwnie, łeb się kiwnie! Znowu wyszła Jakaś bzdura W mojej głowie Czarna dziura Jest!
Niestety nagranie pod bardzo złej jakości plik MIDI spłonęło na którymś padniętym dysku twardym, więc nie musicie słuchać mojego zawodzenia (nie mam głosu muzycznego, stąd na Instagramie hasztag #dlaczegodźwiedźśpiewachociażniepowinien).
W ogóle, o ironio, o ile tonu nie utrzymam nawet w solidnym stalowym wiadrze, to jestem zajebiście głośny i przy odrobinie wprawy powtórzę nawet najszybszą linijkę tekstu. Stąd parodia ówczesnego hitu Shaggy'ego, "It Wasn't Me":
Może ktoś cię wziął za mutha-fucka-killa Lub podobny jesteś trochę do Gatesa Billa W tivi właśnie leci "Chwila dla Debila" Więc w tym czasie szybko znajdę ci goryla
Jako że mam łeb jak śmietnik, to parę lat temu przypomniała mi się podczas grania w Rocket League i jest w którymś filmiku na moim Youtube. Ale można spróbować coś szybszego - kojarzycie "Chop Suey" System of a Down? Ten kawałek w którym nie da się powtórzyć pierwszej zwrotki? No to patrzcie, to też sparodiowałem:
Balon! Ja ci upierdolę łeb przy samej dupie! Więc się lepiej z dresiarzami trzymaj w kupie! Bo jak już cię dorwę to ci włupię! A poza tym coś ci w gaciach chlupie! [Nie żyjesz już!]
Koledzy nie są w stanie tego powtórzyć - dla nich to "BALON! mamrotmamrotmamrot DUPIE!" 😅
Stąd można powiedzieć, że do tworzenia wątpliwych jakościowo hiciorów z wujkowymi żartami i zabawami słownymi na poziomie Szymona Majewskiego jestem dobrze przygotowany i mam ćwierć wieku doświadczenia. Bring it, bo się właśnie okazało, że Udio od dzisiaj wprowadziło abonamenty premium. No żesz kurwa.
2 notes · View notes
happyg-olucky · 2 years ago
Text
Tumblr media
Co za mecz ! Co za mecze !! Wspaniałe zagraliśmy cały turniej.
10 notes · View notes
myslodsiewniav · 2 years ago
Text
Weekend KUPALNOCNY za mną.
24-26 czerwca 2023
Dobry weekend za mną.
Bardzo tego potrzebowałam: czułam od ostatnich 2 miesięcy (z intensywnością silnie podkręconą w ciągu ostatnich 2 tygodni) taką presję na sobie, że piątkowy wieczór po dodaniu do równania pretensji mamy mnie po prostu wszystko przytłoczyło, przygniotło i zmusiły do skoku ze skraju.
Musiałam się wypłakać i odciąć, bo nie byłam w stanie nic więcej unieść.
Przeżyłam kiedyś załamanie nerwowe, więc wiem, że w piątek nie przeżyłam akurat tego, nie ta skala, ale byłam bliska. Bardzo. W głowie miałam krzyk, panikę, histerię, ciasnotę, żal. I chęć by wszystko to poszło w trzy wiatry, by spalić wszystko, wyłączyć, odłączyć, odlecieć i olać wszystko i wszystkich. A przy tym czuć tak bolesną pustkę i samotność.
Dlatego w weekend po prostu wyłączyłam się, a właściwie próbowałam wyłączyć, bo po tak długim okresie stresu i napięcia to jest jednak proces by ponownie nauczyć się relaksu. Niestety.
Ale też "stety", bo się udało.
:)
Lepiej mi.
Zapomniałam co prawda, że miałyśmy udać się na masaż xD (co planowałyśmy od pół roku xD), ale i tak było spoko, bo zaliczone zostały takie punkty jak:
1) cisza (z daleka od zgiełku miasta, a zarazem pozostanie w centrum miasta :P),
2) woda (wsiadłyśmy do roweru wodnego - tj. myślałam o kajaku, ale o ile ja już całkiem ogarniam jak tym pływać, bo niedawno, na Żuławach z moim chłopakiem spory kawałek dnia spędziliśmy pływając w kajaku po rzece, było zajebiście :D to moja przyjaciółka ma doświadczenia kajakowe może nie jakoś wyjątkowo dramatyczne, bardziej przygodowe, ale na pewno nie warte powtarzania podczas z założenia "relaksacyjnego weekendu" - po prostu nie chciała zmoknąć razem z całym bagażem :P Przegadałyśmy kilka godzin przy tym podziwiając naturę i barki),
3) dobre jedzonko (też zniuansowana sprawa: okazało się, że przez te zeszłoroczne choroby, a potem przez ostatnie pół roku zapierdolu tak mało mam czasu na kiedyś-mój-ulubiony-sposób-spędzania-czasu tj. próbowanie dobrego jedzonka, że nie wiele wiem o tym, co się dzieje w gastro-branży na mieście. :/ Przegapiłam otwarcie we Wro Kaffe Bageri Stockholm - czyli kawiarni, którą regularnie od 6 mc odwiedzam podczas wizyt w Krakowie, którą bardzo lubię za kardamonki/cynamonki, za uroczo malowane kubeczki ceramiczne i za wystrój - mniej za kawę, bo jestem ignorantką w tej sferze, ale podobno jest wyśmienita akurat w tej kawiarni [tak twierdzą moje dwa niezależne źródła opinii kawoszowej, więc coś w tym musi być]; co do innych aspektów - mój chłopak potraktował tym razem bycie hostem jako inspirację do swojej kuchennej improwizacji. Miał dwa pomysły i co rano pytał gości o kierunek podróży kulinarnej, na jaki mają ochotę np: "Grecja czy Wietnam?" i serwował nam potem ucztę. I taką eksplozję smaków! Mrrrr... Dbał o to, abyśmy jedli rękami, aby było brudno i wesoło. Aby mieć bliski kontakt z jedzeniem, co dla wszystkich było wartością dodaną :D Jestem mega wdzięczna za jego obecność w moim życiu. I cieszyło mnie widzą, jaki ma z tego wszystkiego fun! Przyznaję dodatkowo, że jestem pod wrażeniem, bo on jest wirtuozem potraw mięsnych, nie zawsze ogarnia, że w dobrze zbilansowanej diecie powinny być warzywa - chociaż zarówno on jak i jego rodzina zgodnie przyznają, że od kiedy jest ze mną jada więcej warzyw podczas jednego posiłku niż w dotychczasowym życiu łącznie xD A tu przygotował całkowicie wegańskie dania, dbając o zamienniki mięsa, które preparował tak, by smakowały jak mięso - owocnie. I sam z siebie opowiadał nam o wynikach tych prób: że mielone z tofu nie wyszło tak, jakby chciał, więc będzie do tofurnika, ale boczniaki to wyszły idealnie, jak kurczak, więc wrzucił je do dania, które jemy. No, więc nawtykałam się jak głupia i niczego nie żałuję, przeciwnie, czułam, że jedzenie nas łączyło).
4) ruch (spacery, rowery wodne i w końcu mecze w squasha - to ostatnie nas wykańczało, graliśmy na zmianę, ale kuuuuurde, jak było fajnie! A dziś tyłek mnie taaaaak boli - ale to nie są zakwasy, to po prostu dobrze poćwiczone mięśnie :D Bardzo pozytywnie. W ogóle nie grałam od bardzo dawna, pierwsze 5 min na korcie to była masakra, ale potem jak weszłam mechanicznie w skupienie na piłce... to było jak z "jazdą na rowerze". To chyba idealna gra dla os. z ADHD. Tego dnia nie wzięłam leku - bo chciałam odpuścić, pozwolić sobie na nieogar, ale też nie chciałam zamykać sobie drogi, gdybym miała ochotę na drinka wśród grona przyjaciół - więc w teorii trudniej było mi o skupienie bez optymalnej ilości rozpaszaczy np: wysiłek fizyczny czy podcast na słuchawkach. Tym czasem z przyjaciółmi weszły żarty, takie do łez, dobywające pełen spontanicznej radości śmiech i chęć do wygłupiania się i zarazem konieczność obserwacji piłeczki i biegania po korcie... to było tak odprężające, tak relaksujące. Weszłam wręcz w jakiś taki trans: tylko ja i piłeczka istaniałyśmy na chwilę na świecie, moje ciało biegało, skakało, wzrokie peryferialnych nawigowałam miedzy przyjaciółmi i ścianami - ale mogłoby ich nie być, wystarczyło, że jest piłeczka i rakieta. I dźwięk tj. rozmowa z moją gromadą o pierdołach, odpowiadanie na pytania, śmiech z fuck upów, przeklinanie, gdy puściłam piłkę - i to mi dawało ten optymalny sposób rozproszenia, który osiągam też po lekach właśnie, napięcie jakby spada, mózg jest na tyle zajęty, że przestaje być w mojej głowie głośno od myśli i możliwości).
5) sauna [no co tu dużo mówić, byłam w raju oczywiście :D... każdego dnia po sesji na korcie lądowałyśmy w saunie - i doceniam, że względu na mnie wchodziłyśmy gromadnie do 100*C :P Było super! W ogóle jak pierwszy raz weszłyśmy jakoś tak instynktownie zajęłyśmy miejsca byle-jakie by zrobić miejsce dla innych wchodzących osób i by przywyknąć do mroku panującego w saunie. Wylądowałam na najniższym stopniu - ale było ciepło. Zamilkłyśmy na jakieś 5 sekund, aż moja najmniej lubiąca ciepłotę (niedopowiedzenie xD - "kochająca zimno" bardziej oddaje stan rzeczy xD ) kumpela, która siedziała na najwyższej ławce sauny fińskiej wypaliła "Co tu odwaliło!? Zaburzacie mi feng shui normalnie!" xD i miałyśmy tak dobre humory, że po prostu uderzyłyśmy w rechot od razu robiąc roszadę na ławkach - kto tęsknił za ukropem na górę, kto woli chłodniej - na dół... a potem zaczęłyśmy rozmawiać o komisach i ekranizacjach komików, włączył się do rozmowy jakiś typ, który był z nami w saunie i po prostu chciał pogadać o Spidermanie xD I się wdałyśmy w baaaaardzo żywą dyskusję o tym, czy Marvel robi Spidermana dobrze czy nie xD - nie wiem ile rozmawialiśmy ostatecznie, ale zapomnieliśmy o upływie czasu omawiając historię, sympatię i antypatię wobec wszystkich ekranizacji Spidermana, jakie powstały w ciągu ostatnich 30 lat xD i dopiero jak jednej z moich koleżanek zrobiło się niedobrze przypomnieliśmy sobie, że należy z tej sauny jednak wyjść, bo siedzenie w 100* godzinami jest niezbyt zdrowe xD Fajnie było. Bardzo wesoło. Bardzo tak... dużo śmiechu z pierdół, dużo lekkości, dużo dystansu]
6) festiwal (mój ulubiony festiwal się odbywał, wybrałyśmy się na niego, a przy okazji po tour po muzeum i ASP - ciekawe eksponaty. Super było. Bardzo mi tego brakowało. Tej powolności i doceniania kreatywności i kunsztu)
7) shopping (nie kupowałam, chociaż kilka razy się zastanawiałam, wzięłam nawet namiary na artystów, twórców, małe marki, ale towarzyszyłam w procesie decyzyjnym i było sztosiasto :D Fajnie czasem być doradczynią i nie czuć, że to obowiązek, a przywilej).
8) maraton horrorów (po prostu LOL xD, bo jakiś przypadkiem nam wyszło, że wszystkie horrory rozgrywały się w Szwecji :P, ale było świetnie. Oglądaliśmy Midsommar - zainspirowane poranną wizytą w Szwedzkiej kawiarni, gdzie z okazji midsommar oferowano specjalne bułeczki, a potem już poleciało samo z siebie - do tego stopnia, że zapomniałyśmy o całym świecie i zaniepokojeni chłopaki - na swoim evencie - wydzwaniali dopytać czy żyjemy i czy w ogóle planujemy zakończyć spotkanie w tej dobie. Spoiler: na pierwsze tak i na drugie nie :P Zakończyliśmy seans późno w nocy)
9) ogarnianie pieska (grubszy temat - generalnie dziś mamy spotkanie z behawiorystką; bardzo się z tego powodu cieszę, chociaż mieliśmy początkowo wątpliwości czy w obecnej sytuacji to okay wydawać z budżetu tak dużo, ale MUSIMY to zrobić dla swojego i jej dobra, bo dostaniemy pierdolca od jej ujadania. Moja przyjaciółka dała mi kilka uwag, nie ze wszystkimi się zgadzam, niektóre są celne, inne mogły być oparte to jedno moje zachowanie przy gościach, a nie o zachowanie przy piesku non stop... Fajne było to, że dość prędko w porównaniu do innych osób w ciągu ostatniego miesiąca odwiedzających nasz dom moja przyjaciółka zaskarbiła sobie sympatię mojego lękliwego psiaka. Co prawda daleko temu do ideału, ale nie były to godziny nieustannego, świdrującego w głowie jazgotu, tylko trochę ponad kwadrans :P Z resztą ekipy poszło rykoszetem, bo już wyczaiłyśmy co nalezy zrobić: ja idę ze szczeniakiem do ubikacji, goście wchodzą i siadają wygodnie na miejscu i się od teraz nie ruszają, chyba, że muszą, wtedy dają znać, a ja zajmuję szczeniaczka czymś, żeby nie zauważyła, że obcy wykonują budzące przerażenie ruchy na osi kanapa-toaleta :P Ech... na razie działa, ale przyda się i tak dzisiejsze spotkanie ze specjalistką)
10)powrót bardzo przyjemnego uczucia, którego nie czułam od bardzo, bardzo, bardzo dawna. W niedzielę obudziłam się o 5 rano, poszłam z psem na spacer cichutko, a potem wróciłam do łóżka by wyszarpać jeszcze z 1-2h snu. Byłam jednak zmęczona mimo wszystko, mój organizm chociaż poruszany, to jest wyczerpany... No i spałam o dziwo do 9:30. A obudziłam się czując w ciele coś, czego nie czułam... sama nie wiem ile... może od roku nawet? Nie wiedziałam jak to ubrać w słowa, ale chyba już wiem jak.
10) Chodzi generalnie o seks. I nie jest tak, że intymności nie było przed ostatni rok w moim życiu, bynajmniej. Lubię seks, lubię intymność i dbam o zaspokajanie potrzeb swoich, mojego partnera i naszych. To dla mnie jednak z ważniejszych sfer związku. Dlatego tym trudniej mi było z tym, że nie potrafiłam się odnaleźć w sytuacji: bo o ile dotychczas zawsze byłam raczej dobra w kontaktowanie się z potrzebami ciała w tej sferze, z łatwością czerpałam przyjemność z bliskości i czasem ze zwykłego seksu (tj. dla mnie ważniejszy jest aspekt emocjonalny) o tyle teraz brakowało tego czegoś, co dotychczas przychodziło z taką łatwością mówiłam, że "libido", popędu. I zarazem czułam się winna, że tego brakuje, bo przecież mam wszystkie składowe, które powinny były sprawiać, że pojawia się we mnie ochota na seks. Spontanicznie. Łatwo. Że się rozpalam. tym czasem od jakiegoś czasu nagle łapałam się na tym, że sytuacja z "przytulenia" przeszła w grę wstępną i zdezorientowana zamiast czuć zaczynałam sprawdzać: czy mi to właściwie odpowiada? Na co ja teraz tak w ogóle mam ochotę? Czy w ogóle mam ochotę czy może zakończyć zanim zrobi się gorąco, a mój partner poczuje się odrzucony? Na co mam ochotę? Generalnie - wchodziła analiza uczuć, analiza zasobów (czy nie lepiej byłoby jeszcze 1h pospać?), analiza czy mam siłę na taki seks, jaki lubię (bo energię trzeba mieć, a nie zawsze ją mam), szukanie kompromisów (może lepiej rano, jak się wyśpię, niż wieczorem?). Anyway - zawsze było spoko, zawsze była dobra komunikacja i rozmowa o potrzebach na ten moment.
Ale od dawna nie było tak, że wstałam i zlokalizowałam potrzebę zaspokojenia napięcia seskualnego w ciele, a za tym pojawiła się myśl o jej zaspokojeniu, bo takiego napięcia sama z siebie nie czułam od... miesięcy. Ja musiałam je budować w sobie poprzez grę wstępną... a tym czasem w niedzielę wstałam i poczułam to w ciele. Nie jakiś gorący instynkt czy rwący głód. Po prostu takie "dzień dobry, myślę, że przed wyjściem z domu na kawę zjadłabym śniadanie" xD, nie jakieś specjalne dane, nic konkretnego nie nakręcało mojego apetytu, nie miałam też poczucia "burczenia w brzuchu" czy nie ciągnął mnie za żołądek przez nos zapach świeżo wypiekanych bułeczek (trochę zabawne, bo tak mniej metaforycznie ciągnął mnie za noc zapach pieczonego przez O. rano pieczywka) - nic z tych rzeczy. Po prostu takie "przydało by się coś zjeść". Takiej potrzeby nie czułam od miesięcy!
A w weekend poczułam i poczułam się super we własnym ciele! Czułam, że w końcu je odzyskuję!
8 notes · View notes
plonaca · 4 months ago
Text
Czwartek
Samo wstawanie nawet nie było tak trudne jak bym się spodziewała.
Mieliśmy wyjechać o 8:30, a wyjechaliśmy jakoś 45. Mimo to dojechaliśmy 15-20min. przed czasem. Na szczęście nie musieliśmy czekać i weszliśmy od razu.
Zrobiłam sobie kawę na drogę i już jak zajechaliśmy na miejsce chciało mi się siku, więc oczywiście musieliśmy wracając zatrzymywać się na stacji. Nienawidzę swojego pęcherza.
W drodze powrotnej - godzina chwilę po 11 - czułam się jakby było już późne po południe. Może dlatego, że wypiłam tylko jedn��, kiepską kawę i nie jadłam śniadania, a już na pełnych obrotach, musiałam myśleć i rozmawiać z ludźmi o ważnych sprawach (bank).
Wróciłam, spakowałam Jemu pranie dla Młodego, bo jutro jedzie na mecz do innego miasta z noclegiem i za chwilę pojechał, a ja się zebrałam na masaż. Miałam wrócić punktualnie na spacer, ale że rano byli wcześniej zostawiłam im otwarty taras.
Myślałam, że dostanę kurwicy, jak tylko weszłam z powrotem do domu. Rozjebane śmieci po całej kuchni, w tym wyniesione na ogród butelki, pogryzione i z poodrywanymi zakrętkami to nic. To już się kiedyś zdarzyło. Chociaż ze śmieciami bio, a nie z plastikiem. Ale naprawdę nie jestem w stanie zrozumieć, jak wpadł (w sensie pies) na to, żeby ściągnąć ze stołu teczkę z dokumentami od architekta, gdzie były projekty. Rozwalić wszystkie papiery z niej i rozszarpać teczkę. I może i normalnie te dokumenty byłyby do odzyskania, gdyby nie fakt, ze nie ma kontaktu z ludźmi, którym architekt to przygotowywał, więc co za tym idzie także i z architektem. Na szczęście tylko kilka kartek było zniszczonych, którymi w sumie nie byliśmy zainteresowani.
A ja znów musiałam wyjść. Na wszelki wypadek, żeby znów nie zastać później armagedonu, zastawiłam wejście do kuchni i znów zostawiłam im otwarty taras, w razie jakby po tej uroczystości coś im się zachciało.
Kupiłam nową teczkę, zrobiłam zakupy, zjadłam wreszcie coś (maka, także ten…) i załatwiłam parę spraw. Miałam jeszcze jechać w końcu do dziadka odebrać tę kartę do bankomatu i do apteki, ale okazało się, że On jednak będzie wcześniej niż planował, a chciałam być przed nim, żeby zdążyć trochę nagrzać w domu i żeby to ewentualnie mnie, a nie Jego, coś znów zaskoczyło. Wjeżdżałam na podwórko dosłownie jak za Nim zamykały się drzwi. Na szczęście nic się nie stało.
Ok. 19 siadłam do pisania tego, jak On grał na konsoli jestem padnięta. Zrobiłam sobie białą czekoladę z domieszką cappuccino, żeby może nie paść już w pierwszych minutach serialu, mimo że nie miałam ochoty na napój o takiej konsystencji. Chce mi się po prostu pić, najlepiej wody. Albo coś słodkiego, ale „rzadkiego”, co zaspokoi pragnienie. Mało dzisiaj piłam.
Przed pójściem spać jeszcze była spina, trochę z dupy, bo z czegoś w kuchni śmierdziało. No, a On klasycznie, zamiast powiedzieć i wspólnie poszukać i wyeliminować źródło problemu to wpadł w swój niegdyś klasyczny szał. Ale w sumie mnie udało się to w miarę zignorować, aż w końcu się ogarnął, przeprosił, powiedział że w sumie nie chodziło o to tak naprawdę, tylko nagle w głowie wyobraził sobie miliard problemów. Whatever. Poszliśmy spać w spokojnej atmosferze, standardowo ok. 23.
Bilans:
Neo (papierosy): ↔️ znów przed śniadaniem, znów nie liczyłam, ale bywało gorzej 👎
Dbanie o siebie: ↔️ byłam na masażu, ale już w sumie zdążyłam o tym zapomnieć 👍
Jedzenie: ⬇️ brak czasu na śniadanie, więc wszystko się dalej posypało 👎
Związek: ↔️👍
Inne obowiązki: ⬆️👍
Samopoczucie: ↔️ raz lepiej, raz gorzej, ale stabilnie 😉👍
3 notes · View notes