jak mam schudnąć z 90kg na 40/30kg? nie daje rady z tym jak wyglądam i chce żeby było widać mi kości a nie ten obrzydliwy tluszcz
zwyczajnie deficyt kaloryczny + ewentualnie jakieś ćwiczenia 😔 innej drogi nie ma
co do jakiś tipów to zalecam:
• odpowiednia ilosc wody (ok. 2 litry) + odpowiednia dlugosc snu
• cwiczenia dobrane pod Ciebie, rob to co lubisz robic - mozesz nawet tanczyc, chodzic po miescie sluchajac muzyki (wazne zeby to bylo w miare przyjemne)
• jedzenie objetosciowe, czyli duzo niskokalorycznych rzeczy, warzyw i owocow zamiast pustych kalorii
• nie zabranianie sobie wszystkiego, tzn mozesz jesc slodycze itp, po prostu w mniejszych ilosciach
• stopniowe zmniejszanie kalorii (az dojdziesz do wartosci deficytu jaki chcesz miec)
• wazenie sie co dluzszy okres czasu (ja np staram sie to robic co tydzien, dwa - bardziej to motywuje moim zdaniem i oszczedza nerwow)
• zwiekszenie ilosci protein w posilkach (sa wtedy bardziej sycace)
• jezeli masz taka mozliwosc to post przerywany jest swietna opcja
• powolne jedzenie, dokladne przezuwanie
• napoje zero zamiast wersji z cukrem, herbata zielona
Powodzenia, wierze, ze Ci sie uda ❤
11 notes
·
View notes
Jejku bardzo dawno nie cwiczylam, a przed chwila zrobilam jakies 15 minutowe chinskie cwiczenia i zaczela mnie az bolec glowa T_T Po 15 minutach... Znow moze zaczne robic pajacyki. W roku szkolnym wymyslilam kiedys tak, ze kazda wysiedziana na lekcji minuta = 1 pajacyk. Jedna lekcja to 45 minut, wiec jesli mialam danego dnia 8 lekcji to robilam 360 pajacykow. I przychodzilo mi to bez problemu, a nawet zaokraglalam czasem do 400. Jest mi dosc przykro, ze wpadlam w binge cycle. Pod wzgledem fizycznym i psychicznym czuje sie gorzej niz wtedy gdy jadlam po 400kcal i robilam co chwile fasty 40h+. Psychicznie to chyba nie musze tlumaczyc czemu, a fizycznie troche przyblize. Mroczki przed oczami i tego typu rzeczy nadal mnie nie opuscily, bo mimo ze jem duzo to praktycznie zawsze sa to tylko slodycze lub cos typu suchy chleb, bulki, wiec nie daja mi wiele wiecej wartosci odzywczych niz moje stare nawyki jedzeniowe dawaly. Caly czas jestem wzdeta, napuchnieta i brzuch potwornie mnie boli. To inny rodzaj bolu niz glod. Glod umialam latwo zagluszyc, a tego sie nie da. Izoluje sie jeszcze bardziej niz przedtem. Dodatkowo... z codziennymi napadami zwiekszyla sie tez czestotliwosc rzygania, ale nie chce sie o tym teraz rozpisywac. Czuje jakym stracila kolejna czastke siebie.
10 notes
·
View notes
Ulubione blogi?
Nie jestem w stanie wypisać tutaj wszystkich, ale tak na szybko podam te blogi, od których najczęściej rebloguje: @mzelkowa, @upupienie, @dochodze-nie, @fajczenie, @pancze, @pigulki, @urbaneyes, @vilczus, @niedostatek-natchnienia, @zniewoleni-e, @uchwyt, @hierarchia-wartosci
13 notes
·
View notes
Hej motylki
nie bylo mnie na tumblr przez 10 dni. dokladnie dlatego, ze myslalam ze to w koncu czas na recovery.
probowalam. naprawde probowalam. jadlam, wpierdalalam. przytylam 1kg.
ale nie czuje sie z tym ani troxhe dobrze.
czuje ze ana znowu proboje mnie do siebie przyciagnac, zdobyc mnie na nowo.
tylko teraz juz do konca mojego zycia bede z ana.
no to teraz wam opowiem troche jak wygladaly te moje ostatnie 10 dni.
w pierwszy dzien po prostu odinstalowalam wszystkie aplikacje zwiazane z 3d, i potem duzo jadlam. przez nastepne dni tez probowalam jesc jak najwiecej, i przytylam 2 kg z ktorych potem schudlam 1kg. no ale brzuch dalej odstaje. uda dalej grube. nic sie nie zmieniło oprocz tego, jak bardzo teraz jestem zmotywowana. moze to dlatego ze dostałam okres? tak, to na pewno uświadomilo mi ze nie jestem wystarczajaco chora. no bo przecież ana nienawidzi okresu.
ale tak ogolnie to bardzo triggeruje mnie jak ktos mowi o kaloriach albo o diecie. a 2 dni temu moja mama zaczela mowic ze bedzie sie odchudzac, ograniczac kalorie itp. i ja doslownie myslalam ze sie zrzygam z emocji jak gadala mi o tym ze musi schudnac i wgl i ze ona sie na tym nie zna ale jej na tym zalezy. boze ja naprawde potem ryczalam cala noc bo nie moglam przestac wtedy myslec o anie. dzisiaj tak samo, caly dzien rozpaczalam i myslalam o anie bo zdalam sobie sprawe ze ona NIE ZNIKNIE. ana to przyjaciolka na zawsze. tylko ona jest prawdziwa przyjaciolka.
odkrylam tez ze przez te 10 dni, mialam straszny stan depresyjny, nie moge wstac z lozka, nie mam sily sie ubrac rano. z nikim wgl nie rozmawiam ani nie umiem utrzymac kontaktu. moze naprawde tylko ana mnie tu trzyma? moze powinnam zyc zeby schudnac?
stwierdzilam w sumie ze troche wam opowiem, bo komus musze sie wygadac albo predzej czy pozniej sie kurvva zajebie.
w moim zyciu od zawsze byly problemy psychiczne, w wieku 10 lat zdiagnozowali u mnie zaburzenia lekowe i podejrzenia depresji. rok pozniej trafilam do szpitala psychiatrycznego a tam przez samookaleczanie poszlam do izolatki dwukrotnie. od 9 roku zycia sie cielam, robilam to tak czesto ze totalnie stracilam jakiekolwiek poczucie wartosci i nawet nic nie pamietam z tamtych czasow bo kazdy dzien byl jedna wielka derealizacja i braniem antydepresantow. potrafiłam dostawac atakow paniki w szkole i rzygac w kiblu szkolnym, albo obudzic sie o 5 rano i sie zrzygac ze stresu bo balam sie isx do szkoly. nigdy nie mialam dobrych ocen ani dobrej reputacji. w klasach 1-3 nekalam jedna dziewczyne z mojej klasy z ktora teraz sie "przyjaznie" ale to juz jest inna historia. w kazdym razie nie wspominam tego dobrze.
od 2 lat pisalam z jednym chlopakiem z mojej klasy. w szkole nigdy ze soba nie rozmawialismy, byc moze dlatego ze sie go balam. ale ufalam mu, naprawde bardzo. wiedzial o mnie wszystko, ja o nim wiedzialam wiele ale nie wszystko. mowilismy sobie o naszych traumach i problemach, pomogl mi opatrzyc rane po probie s. nidgy nie byl jakos bardzo mily, ale on po prostu byl oschlym czlowiekiem. byl dojrzaly. bardzo. byl madry, i naprawde chvialam byc taka jak on. wtedy bylam slaba, mialam problemy z oversharingiem i niestety on przez to ucierpial bo ciagle mu sie zalilam jak jakies dziecko. a on i tak za kazdym razem mi pomagal. byl przy mnie gdy byłam molest0wana, po prostu wspieral mnie. ja jego tez probowalam wspierac, ale nie wiedzialam jak. bo przeciez to ja zawsze bylam ta ktora ludzie wspierali, a nie ja ich.
no i nagle sie to skonczylo. pewnego dnia przestal byc w ogole mily, traktowal mnie jakbym byla jakas randomowa dziewczyna ktorej nawet nie zna. no a tyle razem przezylismy.. i w koncu sie spytalam o co mu kurvva chodzi. i powiedzial ze po prostu zrywa przyjazn. nigdy nie powiedzjal dlaczego.
chyba nie musze mowic jak bardzo za nim tesknie i jak bardzo teraz zachowuje sie tak jak on przez to jak on mnie zmienil. nie wiem czy mial na mnie dobry czy zly wplyw, bo ja go kochalam. albo nie, bardziej sie przywiazalam. tak, to dobre okreslenie. pomogl mi odkryc ze jestem socjopata, co pozniej tez mi zdiagnozowali. naprawde duzo mu zawdzięczam.
byl tez drugi chlopak.
(zaraz bede plakac jak bede to pisac)
byl to moj przyjaciel, z ktorym nigdy nie widzialam sie na zywo. ale moja przyjaciolka juz tak. dzieki niej sie poznalismy. w grudniu 2022, stwierdzilam ze do niego napisze. i pisalismy. duzo. bardzo duzo. w 2023 urwal sie troche kontakt. i wtedy sie u niego zjebalo zycie. w 2024, teraz. znowu zaczelismy pisac. odkrylam jakie mial problemy. byl uzależniony od nikotyny, snusow, pil energetyki i alkohol, mial problemy w domu, wyladowal w szpitalu 2 razy przez nieudana probe samobojcza. i to pewnie nie wszystko. bo on nic mi nie mowil. nie mam pojecia czemu. wiele razy prosilam go zeby w koncu dal mi pomoc. no ale on nie chcial pomocy. on chcial umrzec. bo myslal ze juz nie da sie mu pomoc.
no i w koncu w walentynki, nagle spytal sie mnie czy zostane jego dziewczyna. zgodzilam sie, oczywiscie ze sie zgodzilam. byl bardzo ladny. mial dobry charakter. lubilam go. nie kochalam. wlasnie dlatego siebie nienawidze. bo nie umiem kochac. a on mnie kochal. probowalam traktowac go jak najlepiej, pisalam mu ze go kocham doslownie co chwile, spedzalam z nim jak najwiecej czasu sie da bo nie chcialam zeby musial zostawac sam ze swoimi uczuciami, mimo ze nawet mnie to nie obchodzilo. nie mam empatii, nigdy nie mialam. ale chcialam mu pomoc bo irytowalo mnie to ze nic mi nie mowi. tak wiem ze to okrutne, i wiem ze jestem okropna.
no i lecial czas. bylismy razem. bylam szczesliwa. czulam sie kochana.
minal miesiac. czulam sie dobrze, mialam wrazenie ze wszystko zaczyna sie naprawiac
kolejny miesiac. zaczal mniej odpisywać. wtedy mnie to frustrowalo. ale staralam sie go rozumiec i nie naciskalam i nigdy nie zmuszalam go do odpisywania.
kwiecien. czy to ma sens? zaczelam sie zastanawiac. nie czulam juz tego samego, nie odpisywal mi przez kilka dni. a jak juz odpisywal to kilkoma slowami. no i wtedy mnie to wkurzalo.
wiec zerwalam. czemu? bo jestem socjopata i gdy poczuje sie niechciana, odpycham ta osobe zebym nie musiala wiecej myslec o tym jak zle sie wtedy czuje.
zablokowal mnie.
16 kwietnia- wypisywalam do niego z wielu kont. zero odpowiedzi.
17 kwietnia- napisala do mnie jego siostra. dowiedzialam sie ze mial próbe samobojcza i lezal wtedy w szpitalu, z marnymi szansami na przezycie. zalamalam sie.
18 kwietnia.
umarl.
i jeszcze nigdy nie czulam takiej cholernej pustki.
nawet nie wiem czemu sie tak czuje, przeciez bylam okropna. dalej sie obwiniam za jego smierc.
wtedy zdecydowalam, ze jak on umarl to ja tez musze umrzec.
wiec mialam umrzec miesiac później, 18 maja.
cierpliwie czekalam na ta date.
a gdy nadeszla, caly dzien spedzilam w lozku.
w nocy, tego samego dnia, mialam to zrobic. juz mialam isc po leki, gdy zdalam sobie sprawe ze to bez sensu. ze przeciez i tak to nic nie zmieni. i tak go nie zobacze.
wiec wrocilam do lozka i poszlam spac.
nie wiem juz, co mam ze soba zrobic
zostala mi juz tylko ana
2 notes
·
View notes
a wiec, jutro prawdopodobnie położą mnie na oddziale pediatrycznym ze względu na moje za niskie bmi i "stan zagrozenia zycia". Jest jeszcze malutka szansa, że tego nie zrobią bo jade jutro do ginekolog i to ona ma stwierdzic czy mnie położyć czy nie (psycholog stwierdzil ze koniecznie). Ten tydzień jest dla mnie naprawdę ciezki. Jem bardzo dużo, w sumie ponad 1000 kalorii w ostatnim czasie i kazdego dnia wieczorem mam wyrzuty sumienia. Rodzice bardzo ns mnie naciskaja, szczególnie mama, krzyczy na mnie gdy nie chce czegoś zjesc. Chcialam się podjąć recovery, chciałam normalnie cieszyć sie zyciem ale dzisiaj mam takie myśli ze chce dalej w to brnac. Mozliwe ze to wlasnie przez ten nacisk i wpychanie jedzenia, to jest takie frustrujace. Tata w ogóle nie rozumie sytuacji, uwaza ze mam jakas chorobe przez ktora wartosci z jedzenia mi sie nie wchłaniają. Mama tez nie do konca rozumie sytuacje, uwaza ze anorektyczki chca jesc ale nie moga bo im sie robi nie dobrze i wymiotuja, nie wie ze to jest po prostu strach przed jedzeniem. Dzisiejszy dzien uwazam za stracony i wgl koszmarny byl bo zjadlam za duzo, oczywiście mama mi jeszcze wcisnela kanapke na koniec dnia i wyrzuty przyszły od razu. Chce mi sie plakac, chce miec znowu kontrole nad tym co jem, nie chce kurwa tyc nie po to się staralam zeby teraz to wszystko zaprzepaszczac.
3 notes
·
View notes