#nie pasuje tu
Explore tagged Tumblr posts
mari3452 · 11 months ago
Text
Pewna osoba powiedziała mi dziś, że jestem zbyt niewinna na ten świat, bo jest on pełen zepsutych ludzi
Po tym mogę stwierdzić że nie pasuje do tego miejsca..
19 notes · View notes
kozakk · 2 years ago
Note
O MÓJ BOŻE, CO ZA ZŁOTO 🤣🤣🤣🤣🤣
Z serca dziękuję za podzielenie się tym skarbem!! 💙💙💙 I za udokumentowanie tej historycznej chwili in the first place, wygląda mi to na jedną z najzabawniejszych rzeczy, jakie się kiedykolwiek wydarzyły i cieszę się niepomiernie, że mi było dane to zobaczyć. 
ze dwa lata temu w czasie świąt na tvp polonia leciało ogniem i mieczem i przez to ze to tvp polonia tam zawsze są napisy polskie, ale tym razem puszczony tekst nie zgrał sie z filmem - zamiast tego ewidentnie napisy były do jakiegoś gangsterskiego filmu. czy byłbyś/aś/oś zaintersowany/a/o zdjęciami tego masterpiece?
Sounds exactly like my kind of thing!! Byłbym bardzo zainteresowany!! 💙
788 notes · View notes
polskie-zdania · 8 months ago
Text
Było gdzieś między 3 a 4 rano, kolejny dzień z rzędu nie spała. Nic nie pozbawiało ją snu tak bardzo jak niewiedza. Wolała znać najgorszą prawdę, ale wiedzieć na czym stoi i z czym się mierzy. Wtedy cierpiała, ale chociaż mogła spać. Tu nie mogła. Od ponad tygodnia wątpliwości dosłownie zalewały jej głowę, tworząc gęstą zupę znaków zapytania. Naprawdę nic się tu nie kleiło. Nic. Nie mogła odnaleźć żadnego logicznego wyjaśnienia jego zniknięcia. Przecież nie wymyśliła sobie tego, co się między nimi zdarzyło. Przecież pamięta dobrze, co do niej mówił, więc dlaczego teraz milczy? Mieliła to już szósty dzień i końca nie było widać. Przecież wszystko szło dobrze. Przecież nie miał podstaw, by się tak nagle ulotnić... Dźwięk sms'a.
"Śpisz?" No na pewno. Jak zabita.
"Nie."
"Będę pod Twoim domem za 15 minut. Wybierz, co chcesz zrobić z tą informacją. Jeśli mogę coś jednak zasugerować, byłbym szczęśliwy, gdybyś zechciała wysłuchać tego, co mam Ci do powiedzenia."
Wahania dopadły mnie od razu. Bo dlaczego o 3 rano, do cholery, a nie w dzień jak cywilizowany człowiek. Plus do tego, oczywiście, książę znów zjawia się, o której mu pasuje, a ja burzę się, po czym i tak wstaję i wychodzę. Oburzyłam się. Następnie wstałam i wyszłam.
Na dworze nie było jeszcze mrozu, ale temperatura nie przekraczała 7-8 stopni. Mżyło. Mikrokrople osiadały mi na włosach i rzęsach. Podjechał, otworzył drzwi od strony pasażera i rzucił "Wsiadaj". Wsiadając pierdolnęłam drzwiami auta tak mocno, jak tylko mogłam. Zniósł to w ciszy i z godnością.
- Gdzie jedziemy? - zapytałam.
- To akurat mało istotne. Ważne, co powiem ci po drodze.
Ruszył. Przejechał z 5 kilometrów, zanim zdołał się odezwać. Widziałam, że to co właśnie robi ogromnie dużo go kosztuje, pomijając, że można było to wszystko załatwić inaczej...
- Słuchaj... Ja chcę. Chcę. Chcę ciebie i nas. Wiem, że niekoniecznie miałaś skąd to wiedzieć. Chodzi o to, że... z nikim nie czułem się tak, jak z tobą. Chodzi o to, że przebywam z tobą i zapominam o tym, że powinienem się pilnować z tym, kim jestem. Zapominam, że powinienem pilnować swoich min i używanych wyrażeń. Zapominam się i dociera do mnie, że to wszystko wcale nie jest aż tak śmiertelnie poważne. Jest mi szczerze z tobą doskonale i to właśnie tej doskonałości tak bardzo się boję, rozumiesz? Jest mi z tobą doskonale. Idealnie. Nieziemsko. Jednocześnie panicznie boję się prawdy. Panicznie. Ty się jej nie boisz wcale i m.in. za to ogromnie cię podziwiam. Nie wiem, czy zdołam osiągnąć kiedykolwiek identyczny poziom. Zresztą przerastasz mnie w wielu tematach. Nie wiesz o tym, prawda? Nie wiesz, że tak uważam. Uważam. Żadnej kobiety nie podziwiałem tak, jak ciebie. Masz moc. Niesamowitą. Elektryzującą. Chce się w ciebie wpadać z pełną prędkością i siedzieć tak godzinami jak w gorącym jacuzzi. Lepiej znoszę szarości, kumasz? One nie wymagają ode mnie zbyt wiele, po prostu są, łatwo je zinterpretować. Ty jesteś eksplozją barw, a ja stoję skołowany z pędzlem w dłoni i mam ochotę powtarzać, że nie jestem dobrym wyborem do tej roli. Zawsze chciałem takiej, jak ty. Reszta się nie wyróżniała. Reszta wtapiała się w tłum jakby z automatu, a ja chciałem doświadczyć w końcu czegoś odmiennego. Czegoś prawdziwego. Ty mi to dałaś. Tę prawdę.Tak bardzo o niej marzyłem, że jej obecność dosłownie mnie sparaliżowała. Siedziałaś owinięta kocem na moim fotelu i mówiłaś mi o tym, jak bardzo wkurza cię świat. Byłaś szczerze rozżalona tym, jak jest on skonstruowany. Na zmianę burzyłaś się, smuciłaś i ekscytowałaś, a twoja twarz zmieniała się jak w kalejdoskopie. Mówiłaś z taką... pasją. Nie wiem, czy kiedykolwiek słyszałem coś takiego. Nie widziałem od dawna człowieka tak zafascynowanego wszystkim, co go otacza. Tak zafascynowanego eksploracją siebie samego. Zdajesz sobie sprawę jak ogromne masz jaja, dziewczyno? Ty bierzesz na klatę wszystko, bez wyjątków. Wylewasz na siebie prawdę jak garnek wrzącej wody i konsekwentnie opatrujesz rany, wiedząc, że każda z nich to efekt twojej decyzji, a nie jakiegoś zrządzenia losu. No właśnie, "efekt twojej decyzji". Jesteś w pełni za siebie odpowiedzialna i absolutnie tego świadoma. Twoja świadomość mnie przerosła. Nie, ale naprawdę. U ciebie się nie dzieją przypadki. No tak czy nie? No tak. Ty zawsze wiesz, dlaczego znalazłaś się w takiej sytuacji oraz co konkretnego możesz zrobić, by sobie pomóc. Nie, ludzie tak nie potrafią. Nie potrafią tak czasami przez całe życie... Przepraszam, że dałem się przygnieść tym, co o tobie uważam. Czuję, że to żenujące. Jeśli czekasz na coś całe życie to robisz wszystko, by to z tobą zostało, a nie uznajesz, że to jednak nie ten poziom. To bzdura. Kompletna głupota. Zasługujesz na to, by ktoś bez reszty oddał się dogłębnej eksploracji całego twojego kontynentu. Całego twojego "ja". Bardzo chciałem, lecz jak widać umiałem być tylko pieprzonym tchórzem. Przepraszam cię za to. Przepraszam...
- Marta Kostrzyńska
76 notes · View notes
deadbutskinnny · 8 months ago
Text
kiedyś byłam już na tumblrze, poszłam na recovery, ale chyba widać co z tego wyszło, skoro znów tu jestem. także witam was! możecie mówić na mnie vivian lub jakkolwiek chcecie, mi pasuje wszystko. zaczynam swoją kolejną już przygodę na tumblrze od dzisiaj, ważąc 55kg. moim celem jest zejście do 40kg, najlepiej przed zakończeniem wakacji. wypiszę tutaj nagrody, jakie będę sobie dawać za każdy osiągnięty cel💕
52kg - farbowanie włosów
50kg - kolczyk w nosie
48kg - słuchawki
45kg - kolczyk w uchu
42kg - gitara akustyczna
40kg - kolczyk w pępku + nowe książki
o mnie, czyli long story short: mam 15 lat, z zaburzeniami odżywiania zmagam się od roku/dwóch. w wolnym czasie czytam, piszę, gram na gitarze, słucham muzyki. interesuję się literaturą, poezją, muzyką, sztuką - w skrócie wszystkim, co uważam za piękne lub po prostu interesujące. kocham także rzeczy "kosmetyczne", jak robienie paznokci czy makijaż. moje włosy są farbowane średnio raz na miesiąc, przez co pewnie kiedyś będę łysa. mam kilka kolczyków, i jak można zobaczyć wyżej, bez przerwy planuję kolejne. mam do siebie dystans, kocham żartować, jestem sarkastyczna i (mam nadzieję) zabawna, ale jednocześnie uwielbiam całym sercem głębokie rozmowy o przeróżnych problemach, zmianach, czasie, religiach, psychologii, kryminologii - słowem, o wszystkim. mimo że jestem trochę introwertykiem, to bardzo chętnie się z kimś poznam! myślę, że z niemal każdym się dogadam.
oczywiście zdaję sobie sprawę z tego, iż anoreksja/bulimia są chorobami i powinno się je leczyć, jednakże ja tego nie robię. mimo to wspieram i promuję recovery, jeśli ktokolwiek z was zdecyduję się na nie pójść, będzie mieć moje wsparcie. zawsze możecie zadawać mi pytania, tutaj czy na pv, w miarę możliwości odpowiem💕
to chyba tyle z mojej strony, chudego dnia/nocy!
60 notes · View notes
fat-butterflys · 4 months ago
Text
Motylki,gąsieniczki po co my tutaj tak naprawdę jesteśmy ?
Mam wrażenie,że co niektórzy są tu zdecydowanie dla atencji.
Co niektórych tak naprawdę nie wiedzą co to znaczy być motylkiem.
Chyba nie każdy wie z czym to się "je".
Ja tak naprawdę poznałam całe to miejsce gdy byłam już na skraju załamania nerwowego,gdy pewna osoba (moja niby przyjaciółka tak mi się bynajmniej wtedy wydawało ) chciała mnie zrujnować psychicznie i prawie jej się to udało. Doprowadziła mnie do takiego stopnia ,że uwierzyłam jej jak beznadziejna,okropna osoba jestem. Zaczęłam czuć do siebie tylko i wyłącznie nienawiść i tak naprawdę sama nie wiem dlaczego. Myślałam że niezależnie co zrobię to i tak czynię źle.
Kiedyś byłam zwykłą nastolatką. Nie myślałam nad tym jak wyglądam,czy jestem ładna,gruba czy czegoś mi brak.
Niestety czasami w życiu trafiamy na nie odpowiednie osoby i albo potrafimy sobie z tym poradzić albo idziemy na dno.
Ja byłam już w takim stanie,że chciałam odejść.
Czułam ,że nie pasuje do tego świata,że każdy będzie zadowolony gdy mnie po prostu nie będzie.
Ale poznałam to miejsce i wszystko się zmieniło. Czy na lepsze? Czy na gorsze ?
Zdecydowanie na lepsze.
Trumblr jest dla mnie a przynajmniej na początku był dla mnie taka "mała odskocznia" od codzienności. Teraz to zupełnie mnie pochłania w całości. Jednak czy mogę nazwać się motylkiem?
NIE! NIE! NIE!
Pragnę nim być ale wiem ,że przede mną jestem długa,wywoista droga. Wiele wyrzeczeń,napewno też potknięć. Ale wiem dlaczego tu jestem. Jestem tutaj przede wszystkim dla samej siebie,dla tego by w końcu poczuć się piękną dla samej siebie.
Nie potrzebuję atencji innych,czy jakiego kolwiek zainteresowania moja osobą to nic nie zmieni. Chce sama widzieć,że potrafię,że jestem coś warta!!!!
Jeśli myślisz , że nie dasz rady,że się nie nadajesz to wybacz ale będę surowa!
WYNOŚ SIE!
To miejsce nie jest dla mieczaków! Trzeba mieć jaja nie zależnie od wszystkiego! Nikt nie wykona za nas roboty ,to MY musimy się ogarnąć a nie wiecznie szukać wymówek.
Dlatego od dziś biorę się w garść! Skończyło się słuchanie po raz setny innych,dostosowywanie się do innych by im było lepiej. Może to samolubne ale niestety życie nie zawsze jest piękne i kolorowe.
Dlaczego to zawsze ja muszę się na wszystko godzić,być tą potulna,miłą?
Mnie się nikt nie pyta jak ja się czuję tylko jadą po mnie jak po " szm*cie..."
Mam dość chowania głowy w piasek bo wiem,że niezależnie od wszystkiego nikt za mnie nie przeżyje tego zjebanego życia.
Szczerze ???... Nie cierpię go,zwykła codzienność doprowadza mnie do załamania nerwowego. Może mam coś nie po kolei z głową,bo przecież dlaczego jest mi tak źle ? .
Ostatnio tzn wczoraj 🤣🤣 mój partner mówi do mnie że jestem aspołeczna,że nie lubię ludzi,że jestem wredna,podła itd że myślę tylko o sobie. Q ja takie serio? Myślę tylko o sobie ?
Z jednej strony to w CH*j przykre gdy dajemy z siebie wszystko by ta druga osoba miała wszystko a my tak naprawdę mamy swoje dobro w dupie. To tak naprawdę ta druga osoba nie docenia w żaden sposób ciebie.
Skoro i tak każdy uważa że jestem taka czy owaka to to co za różnica czy naprawdę będę egoistką,wredna czy samolubna. Nawet nie zauważa różnicy a może dojdą do wniosku że nie warto cokolwiek robić w moim kierunku...
Moim zdaniem życie jest paskudne. Nie wiem po co się rodziny,po co żyjemy. Dla mnie to nie ma sensu..rodzimy się by później przez większość swojego życia charować a później i tak narzekamy na wszystko. No okej może nie wszyscy ale bądźmy szczerzy sami przed sobą czy podoba się nam swoje życie ? Czy jesteśmy z niego w 100% zadowoleni?
Każdy niby jest kowalem swojego losu ale nie oszukujemy się nie każdy gdy się rodzi ma zajebisty wstęp do czego kolwiek. Niektórzy gdy tylko się urodzą już mają pod górkę.
Mnie np,rodzice nie chcieli,byłam dla nich problemem,którego należało się pozbyć. Zwykłym śmieciem,który trzeba "wynieść" do kosza.
Motylki walczmy,walczmy nie dla innych by coś im udowodnić ale dla siebie samych! Inni jedynie mogą popatrzeć,bo tak naprawdę na każdym kroku będziemy oceniani albo pozytywnie albo negatywnie. Ale to co zrobimy to już nasza sprawa. Nikt nie przeżyje za nas życia. .
Ja już mam dość wiecznego podporządkowywania się innych i udawania że wszystko jest okej! Dlaczego ja ??? .wierzyłam że i nie chcą dla mnie lepiej,chcą mi pomóc ale czy pomogli? Nie! Przez nich przez najbliższych właśnie czuję się jeszcze gorzej!
Moje życie,moja micha. Inni niech się pie*dolą skoro coś im się nie podoba!
A uwierzcie mi ZAWSZE znajdzie się ktoś komu coś będzie nie pasowało!!!
42 notes · View notes
excellencyxvinx · 6 months ago
Text
Tumblr media
Long time no see~
Na wstępie od razu chcę zaznaczyć iż nadal nie wiem czy ten post to dobry pomysł, jednak jeśli to widzicie oznacza to że końcowo zdecydowałam się na publikację.
༶•┈┈┈┈┈┈୨♡୧┈┈┈┈┈┈•༶
Cześć wszystkim, jestem Vin. Dawno mnie tu nie było, zastanawiam się czy w ogóle ktoś mnie jeszcze pamięta lub zobaczy ten post bo powątpiewam w to czy tumblr go jakkolwiek wypromuje po takim czasie. Mniejsza o to, sądzę że to co interesuje was najbardziej to, to co się ze mną stało, gdzie i dlaczego zniknęłam bez słowa?
༶•┈┈┈┈┈┈୨♡୧┈┈┈┈┈┈•༶
Cóż... Nie udzielę wam zbyt szczegółowej odpowiedzi za co musicie mi wybaczyć. Musiałabym poruszyć wiele naruszających granice prywatności mojej i osób z mojego otoczenia, czego nie chcę robić. Raczej zrozumiałe.
༶•┈┈┈┈┈┈୨♡୧┈┈┈┈┈┈•༶
Jednak jakieś wytłumaczenie czuję że wam się należy, więc... Nie. Nie przeszłam na recovery nawet na moment. Nie byłam w szpitalu. Nie umarłam. Nikt też nie próbował mnie leczyć. Moje zniknięcie nie wiązało się kompletnie z ed. To pierwsza rzecz jaką chcę naprostować od razu by nie było niedomówień. W dużym uproszczeniu i skrócie, bez zbędnych szczegółów, wydarzyła się w moim życiu pewna nagła kompletnie nie spodziewana sytuacja. Wpłynęło to mocno na mój stan psychiczny ale też całe codzienne funkcjonowanie tak naprawdę. Zadziało się wiele szybkich zmian obracających wszystko o 180°. Nie dawałam sobie rady, a tumblr był ostatnią rzeczą jaka była w mojej głowie. Fakt, mogłam napisać szybki post że znikam na czas nie określony, jednak sądzę że większość z was rozumie że w obliczu różnych tragedii nie myśli się o takich rzeczach. Jak wspominałam wcześniej, nie mam zamiaru mówić co się działo ale trwało to sporo czasu, a pozbieranie się do chociażby przyzwoitego stanu psychicznego zajęło mi jeszcze więcej. Jednak jestem tu teraz pisząc ten post czując się jak na moje standardy w porządku (czyli nie za dobrze ale stabilnie).
༶•┈┈┈┈┈┈୨♡୧┈┈┈┈┈┈•༶
Czy to oznacza że teraz wracam? Szczerze? Nie wiem. Już jakiś czas temu zaczęłam myśleć o tym by się tu odezwać jednak nie byłam pewna co powinnam powiedzieć. Przerwa dała mi dużo do myślenia. Zrozumiałam (a przynajmniej tak mi się wydaje że to o to chodzi) że ja tu tak naprawdę nie pasuje, ani nigdy nie pasowałam. Nigdy nie czułam się komfortowo z powiedzmy to na głos, promowaniem ed. Ciągle w mniejszym lub większym stopniu podświadomie przymuszałam się do tego aby wpasować się w panującą tu atmosferę. Na początku bardziej, z czasem to odpuszczało i jeżeli ktoś mnie uważnie obserwował sądzę że było to widać. Dołączając do tej społeczności szukałam po prostu miejsca gdzie nikt mnie nie oceni, a wysłucha bez próby pomocy. Tylko posłucha co mam w głowie. Nie mogę powiedzieć że tego nie otrzymałam bo owszem było tak. Jednakże im dalej w las tym bardziej zaczęło być to dla mnie czymś w rodzaju rutyny. Podświadomie przymuszałam się, nie dawało mi to wszystko już tego o co mi chodziło od początku. To nie tak że poczułam chęć leczenia, absolutnie nie. Ja po prostu nigdy nie chciałam być „motylkiem” byłam tylko (i wciąż jestem) zaburzoną dziewczyną która nie chciała być samotna. Nie podoba mi się jednak ta atmosfera tu. Te wszystkie inspiracje, motywowanie się itp. to nie dla mnie. Nigdy tego nie potrzebowałam oraz też nigdy do końca nie rozumiałam. Powiem coś kontrowersyjnego ale uważam że to dla osób które nie mają ed. Wy wszyscy dopiero chcecie je mieć, co prawda może nie świadomie ale tak jest. Nie podważam tego czy jesteście valid czy nie, to tylko moje przemyślenia. Ja zawsze wiedziałam że jestem chora, a nie że chcę „dążyć do perfekcji i przyjaźni z aną”. Jednak dostosowywałam się bo jak już mówiłam, to było jedyne miejsce gdzie myślałam że pasuje ale ja nigdzie nie pasuje. Dość już o tym. Mogłabym jeszcze wiele powiedzieć w tej kwestii ale ten post już i tak jest długi wystarczająco. Wątpię że ktoś go w całości przeczyta. Jeśli jednak są tu takie jednostki to dziękuję. Miło mi i doceniam wasz poświęcony czas.
༶•┈┈┈┈┈┈୨♡୧┈┈┈┈┈┈•༶
Chcę jeszcze wejść na trochę inny temat, mianowicie. Jak tam moje zaburzenia? Bez większych zmian. Żyje jak żyłam wcześniej z tym że udało mi się osiągnąć tą magiczną cyferkę zwaną ugw. Nawet mniej teraz, co mi to dało? Nic. Czy będę się leczyć? Nie. Czy zacznę jeść więcej? Nie. Jak wspominałam jestem chora. To nie jest zabawa. Znam konsekwencje ale nie umiem inaczej. Dla ciekawskich obecnie ważę 36,7kg (sprawdzane dzsiaj) co daje bmi 13.2 w moim przypadku. Wciąż myślę że jestem ochydna. Może pokaże się wam w następnym poście o ile takowy w ogóle postanie ponieważ jak dość klarownie chyba wytłumaczyłam, ja tu nie pasuje.
༶•┈┈┈┈┈┈୨♡୧┈┈┈┈┈┈•༶
Wiele mam jeszcze do powiedzenia ale wystarczy na ten moment chyba. Jak zobaczę jakiś odzew z waszej strony być może napiszę kolejny gdzie wypowiem się na inne tematy.
Trzymajcie się. Wasza Vin.
Tumblr media
38 notes · View notes
darkxandxlonelyy · 24 days ago
Text
21/10/24 poniedziałek cz. 1
Hejka kruszynki. Dawno się nie odzywałam ale to dlatego że po prostu ostatnio średnio czuję dobrze w tym środowisku... Po prostu czuję że moja era ed się skończyła. Schudlam do pewnej wagi i już dalej nie umiem schudnąć, a z tym czuje sie ze tu nie pasuje. Waga albo stoi albo skacze.. nie pociesza mnie to. Czuje się lepiej odkąd schudłam 10kg i może to czas aby to utrzymać? Aby naprawić relację z jedzeniem? Aby żyć zdrowo? Zawsze boje się powiedzenia zdrowo. Czuje się jak normalna osoba bez ed. Jednak ja bardzo chciałabym być nie zdrowa.
Mam plan być na redukcji do końca roku. Czyli wraz z nadejściem 2025 można powiedzieć że przechodzę na recovery. I tak wiem że może mnie spotkać fala hejtu itp. Tak, jestem tego świadoma. No cóż takie życie po coś jednak jest ta krytyka. Mimo wszystko przemyśle to jeszcze.
Jeśli chodzi o mój cel wagowy to do końca redukcji chcę schudnąć tak 3/4kg, czyli ok. 54kg. Może uda się więcej albo mniej cóż waga to nie jest nasz wyznacznik? Nie wiem. Tak czy siak będę dawać Wam tu znać.
Tumblr to społeczność pełnej motywacji, ale czy słusznej? Myślę że to część mnie, bo sama kiedyś to robiłam. Uważam również że odejście stąd to bardzo ODPOWIEDZIALNA i DOJRZAŁA decyzja. Zniknięcie ze świata ed to coś co kiedyś wydawało mi się niemożliwe, a teraz chcę to po części zrobić. Chyba po prostu powoli zaczynam się akceptować.
Co po redukcji? Będę chciała utrzymać wagę. Tak, po prostu nie czuję potrzeby schodzenia poniżej 53kg. Będę chciała ją utrzymać i o nią dbać tak abym nie przytyła. Myślę że wraz z nowym rokiem stąd odejdę... Ale jak pisałam powyżej rozważę to.
Dość długi i ważny dla mnie post. Dziękuję jeśli to przeczytaliście. Trzymajcie się! A i części 2 dziś wieczorem!! ❤️‍🩹
15 notes · View notes
kostucha00 · 6 months ago
Text
25 Mają 2024, Sobota🌻:
Dlaczego nikt mnie nie uprzedził, że 32 godziny bez Nicolasa będą takie trudne?! Przede mną jeszcze 20. Odkąd go adoptowałam każdą noc spędzałam z nim — albo rozpychał się obok na poduszce, albo właził mi pod kołdrę i tylko wystawiał główkę żeby mieć czym oddychać. A teraz? Nic! Puste łóżko! 😢 Co z tego że wygodne? Nie ma w nim kota!
(Nicko-spam, bo muszę się pocieszyć):
Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media
BORZE DĘBOWY, JAK JA ZA NIM TĘSKNIĘ.
Btw na trzecim zdjęciu Nicolas leży sobie w dziurze w kanapie (zarwała się kiedyś pod jakąś ciotką i przez lata kładłam tam poduszkę zamiast po prostu wsadzić tam kota). Pasuje idealnie!
Ale przechodząc do rzeczy. W Olsztynie byłyśmy o 14 i całe szczęście, że udało mi się przekonać siostrę żeby najpierw zostawić rzeczy w hotelu (doba hotelowa zaczyna się od 16) zanim pójdziemy coś zjeść, bo okazało się, że już mogłyśmy się zameldować. Odstawiłyśmy walizkę do pokoju (nie do składziku, jak pierwotnie zakładaliśmy) i poszłyśmy na łowy. Ostatecznie znalazłyśmy jakiś w miarę tani pub z niezbyt pubowym menu. Ogólnie jakoś od roku nie byłam w knajpie i dopiero dzisiaj do mnie dotarło jak problematyczna jest moja dieta, bo okazało się, że bardzo trudno znaleźć danie bez pomidorów, papryki, cebuli, czosnku, octu, kapusty, awokado, sera, cytrusów, soi, jakichkolwiek wędlin i owoców morza. Pewność że nie zawierają żadnych z tych produktów miałam tylko do frytek (zwykłych i z batatów), do których nie mogłabym wziąć sosu, bezpieczną opcją wydawały się też "flaki" z boczniaków (no i pewien głosik podpowiadał że są bardzo mało kaloryczne...). Głupio mi było wypytywać kelnerkę o dokładny skład, więc zaryzykowałam i zamówiłam w ciemno — błąd. Już na starcie zobaczyłam że była to zupa grzybowo-cebulowa z wyczuwalną nutką kapusty, w dodatku mocno przyprawiona. Nie jestem dobra w wyczuwaniu przypraw, ale oprócz sporej ilości kminku czuć było też czosnek i ostrą paprykę. Nie chciałam zwracać na kuchnię, szczególnie że już zdążyłam mocno zgłodnieć, więc po prostu ją zjadłam — kolejny błąd. Już po jakichś 3 godzinach dostałam takiej migreny, że musiałam się położyć (na szczęście wróciłyśmy już do hotelu, a wcześniej zdążyłam zobaczyć jak siostra tak flirtowała ze sprzedawcą w Sweet Factory, że dostała czekoladki gratis. Gdzie ona się tego nauczyła?!). Zapomniałam wziąć ze sobą Zolmiles i jakiekolwiek leki przeciwbólowe, więc po prostu leżałam skulona pod kołdrą dopóki siostra nie poszła mi do sklepu po Apap (po ostatniej przygodzie z ibupromem boję się czegokolwiek silniejszego niż paracetamol). Łyknęłam dwie tabletki i po dwóch godzinach ból trochę zelżał, na tyle że mogę teraz patrzeć w telefon i trafiać w literki na klawiaturze 😅. Jutro mamy pociąg na 16 (nie wiem czemu tak późno skoro doba hotelowa kończy się o 12 — będziemy się musiały tarabanić po mieście z bagażami przez co najmniej 3 godziny albo siedzieć na peronie. Bez sensu), w domu będziemy o 19. Niby fajnie tu tak bez rodziców, ale... NICOLAS. Tęsknię za moim dzieckiem 😭.
23 notes · View notes
smierc-sakralna · 1 month ago
Text
Rozpierdala mnie ze musze sie za kazdym razem do kogoś przywiązywać a okazuje się później ze ten ktoś jest kurwa niewarty tego.
Żałosne, kurwa żałosne do chuja, jak coś komuś nie pasuje we mnie to czemu kurwa nikt mi o tym nie powie tylko się wszyscy z pizdy ode mnie odwracają??? Jesteście kurwa zjebani, pierdolcie sie, nie chce mi się kurwa z nikim gadac, żałuję ze kurwa poznałam tu większość osób. Naprawde.
11 notes · View notes
black-lipstic · 1 month ago
Text
vent zainspirowany pinterestem część 1 (będzie ich więcej bo kocham pinteresta i mam tam tak dużo depresyjnych pinów i chcę się nimi podzielić)
szybkie wprowadzenie: więc tak, mam swoją ukochaną tablicę na pinterescie. jej nazwa to ,,or maybe i was just a girl interrupted" (tak kocham ten film) jak można wywnioskować po nazwie jest to trochę (bardzo) depresyjna tablica, mam na niej 1389 piny (i będzie więcej) i to chyba pokazuje jaki jest mój stan psychiczny. i w tej serii postów po prostu się nimi podzielę, bo nie mam nikogo poza terapeutka komu ufam na tyle żeby aż tak się uzewnętrzniać, a tu jestem anonimowa więc dlatego to tu będzie
Tumblr media
więc tak w tym vencie będę pisać o moim ojcu bo gdy zobaczyłam tego pina to po prostu musiałam się gdzieś wygadać. no ogólnie to czasami czuje się tak ohydnie z tym że to on sprawił że żyje, nie chce być z nim utożsamiana tym bardziej widziana przez innych jakbyśmy byli rodzina kiedy jesteśmy nią tylko przez krew. jednak chyba najgorsza rzeczą jest to że jestem do niego podobna oczywiście to zależy od sytuacji ale to nie zmienia faktu że jednak tak jest. mam przez niego multum problemów i coraz bardziej czuje ze powiedzenie słowa t4t4 jest dla mnie niemożliwe i nigdy nie będzie nawet je cenzuruje bo tak mnie obrzydza. słowo ojciec jeszcze przeboleje ale i tak mówię mu po ksywce (kiedyś powiedział że nie lubi swojego imienia a mówiąc do niego po ksywce czuje jakbym się jeszcze bardziej od niego dystansowała co naprawdę mi pasuje). jeszcze tak bardzo się boję ze bede taka osobą jak on. nie chce taka być wiem że chodzę na terapię długo bo już 5 lat ale tak bardzo się boję. jeśli skończę taka jak on nigdy sobie tego nie wybaczę. jak jest w tym cytacie zostałam przez niego wychowana a właściwie to właśnie nie, osoba którą teraz jestem, taką jaką mnie stworzył jest okropna, bo on nie jest dobra osobą, nie mówię że ogółem ale jako rodzic nie jest dobry. jego postać będzie mnie prześladować i powtarzać ze zawsze będzie we mnie. jego nieobecność sprawiła że jestem zła osobą już nie aż tak bardzo jak kiedyś ale fragmenty uformowane przez brak ojca będą ze mną na zawsze i nwm jak to po pl powiedzieć ale po ang mówi się blood is thicker then water i niestety się z tym utożsamiam. nie ważne jak bardzo będę wypierać to że ma wpływ na moje życie nigdy nie pozbędę się jego słów. to że wspomnienia które z nim mam do czasu kiedy skoczyłam 11 lat można policzyć na palcach jednej ręki nie zmieni faktu że jednak istnieją. to że teraz stara się naprawić to co niszczył przez dobre 16 lat mojego życia (mam teraz 18) nic nie zmieni. jeszcze kiedy byłam młodsza czyli od 11 do około 13 roku mojego życia chciałam jego uwagi teraz jedyne co czuję kiedy myślę o nim jako rodzinie to obrzydzenie dlatego traktuję go jak znajomego bo to jedyna opcja żeby go nie nienawidzić. chyba rok temu po tym jak mu powiedziałam że mam z nim te 4 wspomnienia wysłał mi zdjęcia z nad morza i powiedział ze miałam 8 lat, nawet widząc te zdjęcia nie mogłam sobie przypomnieć nic z tego co się wtedy działo. nawet wczoraj gadałam o tym z bratem i też zaczął się mnie o to pytać i zaczął mi mówić o jakiś swoich wspomnieniach z nim w których ja też byłam no i powiedziałam mu że tak mam te wspomnienia ale bez ojca. pamiętam różne wyjazdy i wgl pamiętam też jego i mamę ale ojca już nie. jakby po prostu go nie było. i mean nie narzekam bo wolę to niż pamiętanie też tej tęsknoty która na pewno mi w dzieciństwie towarzyszyła. no to chyba wsm wszystko co chciałam tu napisać miłego dnia/nocy kochani<3
8 notes · View notes
thin-fairy · 11 months ago
Text
15.12.2023r.
W tym poście chciałabym opisać rzeczy, które najczęściej jem i dlaczego, może kogoś zainspiruje.
Herbata - najbardziej lubię malinową i wszelkiego rodzaju zielone herbaty (podobno są dobre na metabolizm) mają znikome ilości kcal, lubię się nimi zapychać, żeby nie czuć głodu.
Kawa - gdy człowiek nie ma energii tylko kawa może go postawić na nogi, oczywiście tak jak herbata bez cukru.
Mleko migdałowe - ma bardzo mało kcal, idealnie nadaje się do wypieków i do kawy, nie potrafię jej pić bez jakiegokolwiek mleka.
Barszcz czerwony - jeden kubek ma ok. 50kcal, ale dla mnie liczy się tylko to jak smakuje, zależy mi żeby był taki ostrawy i wręcz palił w przełyk. Lubię do niego dodawać grzanki, czyli po prostu suchy chleb.
Żurek - pyszny i ma mało kcal, najlepszy jest z jajkiem
Jajka - jajka mają dość mało kcal, a samo białko bardzo malutko
Wafle ryżowe - w czekoladzie, z karmelem czy zwykłe, to po prostu moja miłość
Ptasie mleczko - jeśli już o czekoladzie mowa, kocham ptasie mleczko, nie wykluczam wszystkiego z diety, żeby nie mieć napadów, a ptasie mleczko dodaje do wszystkiego
Kasza manna - jedna porcja ma ok. 50kcal i można do niej dodać WSZYSTKO (między innymi ptasie mleczko) ostatnio jem ją codziennie z owocami
Gruszki, mandarynki i jabłka - mało kcal, bardzo je lubię
Jogurt naturalny z cynamonem - może uznacie mnie za dziwną, ale cynamon pasuje do WSZYSTKIEGO
Przyprawa do piernika - nie jest tak uniwersalna jak cynamon, ale można ją dodać w małych ilościach np. do owsianki razem z cynamonem
Makaron/ryż z pieprzem - po prostu co tu dużo mówić, trochę makaronu czy ryżu i pół kilo pieprzu, żeby paliło
Musy owocowe - nie najesz się nimi za bardzo, ale lubię dodawać je do kaszy manny
Ziemniaki i banany - mają dość dużo kcal, ale szybko nasycają
Bob snail - każdy zna, niskokaloryczna przekąska
Brokuły - mało kcal, kocham to jak smakują
Papryka - dawno nie jadłam, a bardzo lubię, smaczna i mało kcal
Ogóreczki - czyli mój must have, więcej kcal spalę jedząc je niż one mi dostarczą
Marchewka - chrup chrup jestem królikiem na diecie
Wszystkie "liściaste" rzeczy - szpinak, sałata itp. mają mało kcal
Cola zero - kto jej nie lubi?
Owsianki - dużo kcal, ale od zawsze je lubiłam i można do nich dodać wszystko, tak jak do kaszy manny
Budynie na wodzie - lubię maczać w nich owoce, najlepszy jest słony karmel
Skyry - w sumie nie wiem czemu, ale z owocami są spoko
Płatki kukurydziane - jak się je doda do jogurtu/skyru to fajnie chrupią
26 notes · View notes
ketlingowy-ogrod · 7 months ago
Text
Smiotankowie&Szydłowscy™
Dorwałam się niedawno do pdf-a dzieła pt. Kronika polskich rodów szlacheckich Podola, Wołynia i Ukrainy. "Po kiego grzyba?" zapytacie. Cóż, z racji tego, że pisząc swoje trylogiowe fanfiki muszę praktycznie od podstaw budować historie rodzinne, a nawet same rodziny Basi i Krzysi, postanowiłam pobawić się w Sienkiewicza i zaczerpnąć jakieś cool nazwisko szlacheckie z tego spisu. I po przeglądnięciu ponad 300 stron mogę zaprezentować Waćpaństwu rody Smiotanko herbu Korczak (wymieniany tu również w wersji Smietanko) oraz Szydłowskich herbu Lubicz (halo, dzwonią z Klanu‼️). 
Smiotankowie są faktyczną rodziną Anny Jeziorkowskiej, czyli mamy Basiuli. Natomiast Szydłowskich upolowałam z myślą o matce Krzysi, którą ochrzciłam Jadwigą. A dlaczego akurat oni? Jak podaje Kronika...: 
„Z Mazowsza przybyli na Podole Szydłowscy, których od drugiej połowy XVI wieku znajdujemy posesyonatami na Rusi. I tak w 1599 roku, Wojciech Szydłowski jest pisarzem grodzkim latyczowskim [...]“ 
Pasuje więc i czas, i miejsce. Wojciecha zidentyfikowałam zatem jako ojca Jadwigi, a dziadka Krzysi od strony matki. Oczywiście Szydłowscy nie mieli w rzeczywistości córki (a przynajmniej w Kronice... nie ma o takowej informacji), posiadali jedynie syna, Andrzeja, który sam w sobie jest ciekawą postacią: 
Tumblr media
Nie zmienia to faktu, że córkę zawsze można dopisać, a ja znalazłam właśnie autentyczną rodzinę szlachecką, którą będę mogła wpisać w swoje fanfikowe uniwersum :33 how cool is that!
17 notes · View notes
niespokojnadusza · 4 months ago
Text
Jedyne co czuję to to, że tu nie pasuje
7 notes · View notes
chichotka · 6 months ago
Text
Auto i dom to skarbonka bez dna. Wiecznie jest coś do zrobienia.
I jak już wszystko ogarnę, czyli o 22.30 mam chwilę dla siebie, by usiąść z tyłkiem to #nieksiążezbajki zaczyna litanie:
A wiesz, to znów nie pasuje - trzeba przerobić, a tu mamy taki problem, czeka nas kolejny wydatek...
No mam dość słuchania "Houston mamy problem"
Jestem tym zmęczona!
Olałam wszystko i popołudnie spędzam na spacerach i robieniu babek z piasku. Fajnie tak czuć piach pod stopami.
14 notes · View notes
przeklenstwo199 · 2 months ago
Text
Ludzie potrafią tak bardzo się pieklić i oburzać, na myśl, że druga osoba mogłaby wziąć ich telefon w ręce i poczytać ich wiadomości na fb.
Już słyszę te wszystkie protesty, fochy i zarzuty: Nie ufasz mi? Nie masz prawa ingerować w moją prywatność. I wiecie co? W udanych i szczęśliwych relacjach nie ma tajemnic. Kiedy człowiek nie ma absolutnie nic na sumieniu, to nie jest dla niego problemem pokazanie ukochanej telefonu, bo co miałaby w nim znaleźć? Jak na ironie szkopuł polega na tym, że najczęściej Ci co najwięcej krzyczą o zaufaniu i strzegą swojej „prywatności” najwięcej mają na sumieniu.
I nagle okazuje się, że w telefonie, na którym miało nic nie być – są wiadomości, które ociekają w bezczelny flirt lub częściowo pokasowane, niestosowne rozmowy, których partner miał nigdy nie przeczytać. Przypadkowo pojawia się Tinder, bo przecież „chciałem zobaczyć co to za aplikacja”, a w obserwowanych na Instagramie same półnagie lub nagie kobiety, którym systematycznie zostawia się serduszka pod rozbieranymi zdjęciami. To żenujące...
Jak człowiek ma Ci ufać, kiedy kłamiesz i nie potrafisz być szczery?
Czy nadal uważasz, że Twoja prywatność to rzecz święta? Teraz wypada strzelić focha i odwrócić kota ogonem, zrzucając wszystko na partnerkę, która nie miała prawa dotknąć Twojego telefonu (choć lepiej pasuje tu określenie – miała nie dowiedzieć się o tym, że robisz ją w chuja). Obraź się, bo to przecież JEJ WINA, że złapała Cię na zdradzie. Możesz myśleć, że jesteś święty i powtarzać, że nigdy byś nie zdradził. Ja Ci zostawię do wiadomości tylko tyle, że w momencie kasowania wiadomości, dobrze wiedziałeś co robisz i na co sobie pozwoliłeś. Gdyby nie było w nich nic niewłaściwego, to nigdy nie przyszłoby Ci na myśl, aby coś usuwać czy pilnować telefonu w kieszeni jak oka w głowie.
Jeśli byłbyś czysty jak łza, nie widziałbyś absolutnie nic złego w pokazaniu ukochanej telefonu. Wręcz przeciwnie z wielką wyrozumiałością i uśmiechem powiedziałbyś „rozgość się w fotelu kochanie i czytaj, nie mam nic do ukrycia, bo o wszystkim co Ci mówię wiesz”. Życzę Wam szczerych relacji, w których nie ma niedopowiedzeń, knucia i ukrywania faktów, wiedząc, że drugiej stronie mogłoby się to nie spodobać.
Zdrada to nie tylko seks na boku, ale także flirt i moment, w którym kasujesz wiadomości, tylko po to, aby ona ich nigdy nie zobaczyła. Właśnie od tego, wszystko się zaczyna…
4 notes · View notes
myslodsiewniav · 7 months ago
Text
12-04-2024
Drogi pamiętniczu... dostałam okres, yey! Super. To jest ulga, gdy jednak się zaczyna, gdy nie spóźnia się o miesiące i gdy to spóźnienie nie budzi innych ponurych pytań czy wizji. Fakt. Jednak zawsze zaskakuje jak bardzo okres może być wyczerpujący dla organizmu. Ale czuję się wyczerpana - jak to na okresie. Mam wrażenie, że lunatykuję, oczy mnie pieką jakbym albo nie spała tej nocy wcale (nieprawda, spałam ponad 8h, z koszmarami, fakt, ale sen był i to twardy), albo jakbym ledwo chwilę temu się przebudziła (też nie prawda - wstałam o 6:30, po ponad 8h snu i powinnam czuć się zaopiekowana, zatroszczona, wypoczęta, a wcale się tak nie czuję). Ciało mówi "boli, idź spać". A rozum mówi "miałaś dzisiaj wziąć się za robotę, bo wczoraj czułaś się źle i już wczoraj nie odpoczywałaś". Ech.
Potrzebuję urlopu.
Zrobiłam dla mamy rozpiskę opieki nad pieskiem.
Widziałam się z przyjacielem.
Byłam na mani i pedi i CZUJĘ SIĘ ZAJEBIŚCIE PIĘKNA I SEXI! Po prostu coś takiego przestawia się w głowie, jak patrzy się na ten lakier na paznokciach! No po prostu zachwyt.
I chyba się zaprzyjaźniłam z panią manikjużystką. Tak wyszło. Planowałam podczas pedi pisać prace zaliczeniowe, ale podczas mani musiałyśmy rozmawiać albo milczeć. Wybrałyśmy rozmowę... i okazało się, że pani chce chodzić na jakieś kursy, poznawać ludzi, a nie ma gdzie i nie wie gdzie, bo cale dnie siedzi w pracy i po prostu nawet nie wie, gdzie takich rzeczy szukać. Podpowiedziałam jej co i jak, obiecałam, że podczas pedi jej podeślę to co polecałam przez media społecznościowe. No i od słowa do słowa doszłyśmy do tego, że dałam jej pomysł na biznes, a ona powiedziała, że mam taką wiedzę o tym mieście, jego historii i wydarzeniach kulturalnych, że powinnam to sprzedawać, jako e-booki. Opowiedziała o swojej klientce, która tylko na takich e-bookach zarabia kokosy. I tak od słowa do słowa... i mamy obydwie zwroty możliwości rozwoju, a przy okazji jesteśmy ustawione na przyszły semestr (bo w tym już wiem, że nie dam rady) na organizację akcji społecznej naszego osiedla z wnioskowaniem o grant. Ona zna jeszcze 2 osoby prowadzące małe usługi niedaleko, ja znam kilka innych... i ja wiem, jak to zrobić. Bo byłam na szkoleniach, tyle, że nie miałam rok temu pisać tych planów - zresztą tylko ja jedna miałam być wtedy odpowiedzialna za ten plan. A teraz nagle mamy opcję zorganizowania czegoś kolektywnie w 3-4 osoby, które mają to, czego nie mam ja tj. lokal. WOW. No i... Wracałam tak pozytywnie naładowana emocjami.
Zaczęłam się po prostu spontanicznie dzielić tym co wiem, co mnie jara i o czym dotąd nie myślałam o tym, jak o moim kapitale za który ktoś mógłby mi płacić. A tu dostałam zwrot, że nie dość, że jestem chodzącą komediom wiedzy o mieście to jeszcze podobno opowiadam o tym zajebiście, aż chce się w tym uczestniczyć i powinnam ten swój spontaniczny zapał faktycznie spieniężyć, bo to TO JEST mój kapitał.
HAHA! Opowiedziałam o tym - zdziwiona/zaskoczona tym feedbackiem, jaki mi dano i zajarana perspektywą możliwości działania w zespole z lokalnymi przedsiębiorczyniami - mojemu chłopakowi. A on na to, że "I nie zaproponowała Tobie zniżki na pedi za te wszystkie linki, które jej wysłałaś?" xD Nie pomyślałam nawet! Ha ha ha.
WOW!
Czułam się piękna! Z nowymi paznokciami! Nie miałam czasu szukać inspiracji, więc zapytałam panią "a co jej w tym sezonie modne? Zaproponuje mi Pani coś?" - no i zrobiła mi jasnoróżowe paznokcie z biało-złotym zdobieniem. Delikatne. Bardzo eleganckie. Trochę czuję się, jak w biżuterii na specjalną okazję - nie do końca do mojego typowego, dziennego stylu to pasuje. Ale podobają mi się bardzo. Mam nadzieję, że przetrwają do końca przyszłego tygodnia xD (ja kompulsywnie zdzieram hybryty i inne emalie z paznokci u rąk, tak mam, łapię się na tym dopiero jak szkody już są).
A na stopach pani chciała też mi zrobić coś delikatnego, ale tam miałam już wizję. Nie chcę nic delikatnego na pedi! Chcę konkretny, intensywny kolor. W ciepłym zabarwieniu. Pani od razu pojechała w "To niebieski? Albo czarny ze zdobieniem indygo?". Eeee. Nie wiem dlaczego, ale niebieski kolor to nie jest kolor mojego wewnętrznego Power Ranger. xD Lubię czasem nosić niebieskie ciuchy, ale to nie jest moja ulubiona paleta szafowa (chociaż zauważyłam, że na przestrzeni tego roku w dni, kiedy faktycznie pamiętałam, że zrobić sobie zdjęcie, albo gdy ktoś zrobił mi zdjęcie okazywało się, że tego dnia byłam ubrana w odcienie błękitu - nie planowałam tego, jestem zbyt wyczerpana, żeby myśleć nad ubiorem, po prostu sięgam po pierwszą-lepszą rzecz i wychodzę, dla mnie samej zaskoczeniem jest fakt, że ciuch jest niebieski xD). Więc mówię "a może ombre pomarańczowo-czerwone?", a Pani w szoku. Chyba jej nie pasowałam do tych barw (może faktycznie mam "niebieski" okres życia?). Zaproponowała mi pomarańczowy-neonowy. NA to ja, że "nah, to bez pomarańczowego, tylko z żółtym, ale takim ciepłym, w kolorze kukurydzy lub miodu, albo musztardy miodowej! Na to Pani znowu w szoku i pokazuje mi jakie żółte odcienie ma - kanarki, cytrynki. No totalnie, nie to. Więc wybieram czerwony, klasycznie, jak ostatnio. Pani pokazuje mi chłodny odcień, czerwień wina, głęboka, trochę krwawa wręcz. Pięknie będzie wyglądał na osobie o urodzie zimy lub lata. A ja jej wyciągam z próbnika taką w kolorze maków lub pomidorów. O taką czerwień chcę, na ciepło. I wtedy pani dopiero sapnęła "Aha! O to pani chodzi mówiąc o ciepłym kolorze!"
No i mam czerwone pedi i czuję się super sexy w moim dresie, skarpetach w jednorożce i sportowych butach - niesamowite jak poczucie "bycia sexy" nie zależy od tego co widać, a od tego o czym się wie. <3
Spotkałam się z moim przyjacielem wczoraj - masakra jak wiele o sobie wzajemnie nie wiedzieliśmy, bo nie mamy czasu na spotkania. Mieliśmy TYYYYYYLE do nadrobienia. I to było tak fajne! Mega się bawiłam.
A dziś... a nie, jeszcze wczoraj. Ech. Mam z rodzicami utrudnioną komunikację, wczoraj niemal się poryczałam. Mama nie mogła rozmawiać cały dzień. Odrzucała połączenia, albo informowała, że jest zajęta i oddzwoni, a potem ofc nie oddzwaniała. W końcu o 21 odebrała i mogła rozmawiać.
To była cholernie ciężka rozmowa. Mama jest tak rozkojarzona i tak zmieniała tematy, że nie wiedziałam o czym rozmawiamy, czy ona w ogóle mnie słucha, ani czy my coś w ogóle ustalimy. Po prostu chaos. Mój chłopak powiedział, że ewidentnie moja mama ma to samo co i my: przebodźcowanie tematami wymagającymi uwagi. Fakt. Tak może być.
W skrócie: napisałam jej kiedy mamy studia, żeby wiedzieli, kiedy prosimy ich o opiekę nad małą, a kiedy zajmiemy się sami naszym psieckiem. Uważam, że to uczciwe, tak jak uczciwe będzie jeżeli mamie coś wyskoczy i zadzwoni z info, że nie ma opcji, nie będzie mogła zająć się pieskiem. No trudno. Doceniamy pomoc, ale też rozumiemy, że nic na siłę. No. Ale co innego kiedy wchodzi w grę opieka nad pieskiem podczas naszego urlopu. Tutaj nie poradzimy sobie ot tak, to nie jeden dzień, to tydzień, który musi być dobrze zaplanowany i musimy dostać zielone światło na to czy mama zaopiekuje się pieskiem czy może nie może - wtedy musimy organizować opiekę pieskowi inaczej. A mama miała coś tam ustalić i potwierdzić czy zajmie się pieskiem. Nie potwierdzała, dawała mi sprzeczne info, obiecywała, że coś tam jeszcze musi zrobić i wtedy powie czy tak, cyz nie. No i od dwóch dni nie odbiera ode mnie telefonów, bo jest zajęta. Ech. Aż w końcu mówi, że spoko, że zajmie się pieskiem, że możemy młodą przywieźć NAWET JUŻ W PONIEDZIAŁEK. Zatkało mnie. Tłumaczyłam jej, że mamy w weekend zjazd i chcemy młodą odstawić dwa dni wcześniej... Chciałam w zasadzie zapytać o której dziś (w piątek) będzie w domu, by zastać mamę w domu i móc małą przywieźć na weekend, a przy okazji dowiedzieć się czy młoda zostaje u bapsi na psiakajki w trakcie naszego urlopu. A tu nagle mam wyskakuje, że nie wchodzi w gre weekend, ale zajmie się pieskiem w nasz urlop. I ja w szoku. Zdzwiona "mamo, mogłaś mi powiedzieć, że nie możesz w ten weekend, po to daję Tobie te daty zjazdów, żebyś wiedziała czy Tobie pasuje obecność psiej wnuczki... Teraz musimy coś zorganizować i to na ostatnią chwilę..." i mama płynnie weszła w obronę, bardzo agresywnie, że my (w sensie, że ja i moja siostra) ciągle ją zarzucamy jakimiś obowiązkami i naszymi zobowiązaniami. Okazało się, że mojej siostrze wypadła śmierć w rodzinie szwagra, jadą na pogrzeb i podrzucają Lucynkę co rodziców. A mama nie pamiętała o tym, że w ten weekend miała zająć się Welesią. I tu nakręcona warczała do słuchawki czy ona ma sobie żyły wypruć czy co, ona zostaje z problemem, a chce każdej z nas pomóc i jak to pogodzić!? Wyjaśniłam jej, że nie biorę jej pomocy w opiece nad psem za pewnik - że absolutnie rozumiem, że może nie chcieć lub nie móc tego dla mnie zrobić, jestem wdzięczna za każdą opiekę nad małą, ALE potrzebuję wiedzieć z wyprzedzeniem, jeżeli nie może się zająć małą, bo też muszę to jakoś ogarnąć, zmienić plany itp. Ech na to mama "a nie, wiesz co, faktycznie, obydwie dziewczynki siebie lubią, mogę się nimi obydwiema zająć, okay, przywieź ją jutro". Odetchęłam po tym wybuchu i poczuciu niezrozumienia, a mama nagle weszła w gawędziarskie "A wiesz co teraz robię?" i nagle wchodzi entuzjastyczna opowieść o tym, jak wydobyła z piwnicy mój stary domek dla lalek.
Ech, ten domek to jest taka spuścizna rodzinna - jakiś pan krewny, którego nigdy nie miałam okazji poznać (a którego imię myślę, że warto by wydobyć od tych, którzy go pamiętają), który był stolarzem jak był na emeryturze lub rencie, u schyłku życia zrobił dwa drewniane domki dla lalek. Nie są to te domki z amerykańskich filmów, te z otwieranymi jak drzwiczki ścianami i okiennicami będącymi popisem snycerki. To zdecydowanie bardziej drewniane odpowiedniki tych plastikowych domków dla Barbie, które wtedy, gdy ten pan (wujek?) je robił (przełom lat 70/80) były dostępne w Niemczech, a w Polsce był głęboki PRL i dzieci nie miały szans na takie domki.
Nie wiem dlaczego ten pan (wujek) zrobił tylko dwa domki i dla akurat tych dzieci braci mojego taty (?). Bo robił je - z tego co wiem - dla dziecka najstarszego i najmłodszego brata (jeden ze średnich braci miał wtedy też dzieci, a mój tata jeszcze nawet nie miał mnie w planach :P). Mam takie mgliste skojarzenie, że ten Pan (wujek?) jakoś był bliżej spokrewniony z rodziną żony najstarszego brata mojego taty, a to górale, szlachcie herbowi z Zakopca, ale nie jestem pewna, musiałabym popytać.
Niemniej.
Pan zrobił dwa domki. Piękne, proste, drewniane. Domki w formie były niemal jednakowe. Pierwszy miał jednolite obramowanie balkonu, a zwieńczenie dachu i zdobienie u szczytu więźby dachowej (tj. ozdoba markująca, że w tym domku jakaś więźba jest) była pełna kątów prostych i prostokątnych elementów. W tym domku - dla kontrastu chyba? - okna w pokojach by powycinane w kształt z łukiem. Półokrągłe - takie jakie mieliśmy w mieszkaniu w którym się wychowałam. Drugi domek miał okna prostokątne, bez łuków, ale za to balkon i zdobienie strychu i dachu było pełne półkoli i falbanek, półokręgów.
Pierwszy domek trafił do najstarszego brata mojego taty, do kuzynki, która jest po kądzieli potomkinią zakopiańskiej szlachty :P. A drugi domek pojechał do Niemiec, do dziecka najmłodszego brata mojego taty, do kuzyna tylko o 2,5 roku młodszego od mieszkającej w Polsce kuzynki. Oczywiście zrobił w nim garaż na resoraki. :P
Minęło ponad 10 lat, w międzyczasie twórca domków (wujek?) zmarł. Domek z Polski przeszedł do młodszego brata kuzynki (tez potomka zakopiańskiej szlachty :P), które też w nim zrobił garaż dla resoraków i półkę na kasety VHS z bajkami Hannah Babera. Aż jego rodzice zdecydowali się przekazać domek dla mnie... A po mnie oczywiście domek trafił do mojej siostry. Oczywiście w nim mieszkały lalki, w nim realizowałyśmy pierwsze projekty meblarskie, często z klocków LEGO, montowałyśmy w nim zjeżdżalnie dla naszych chomików...
W tym czasie domek z Niemiec został przekazany do dziecka najmłodszej (i jedynej) siostry mojego taty i jego braci: czyli kuzynki równolatki. A po kilku latach domek trafił do jej młodszego braciszka. Teraz w sumie nie wiem gdzie jest ten domek z "falbanami na barierce na balkonie"? Możliwe, że wrócił do swojego pierwotnego właściciela, kuzyna, który malutką córeczkę.
Ale wczoraj dowiedziałam się, że domek z "prostym" balkonem był w naszej piwnicy, ale mama postanowiła go wydobyć, odświeżyć i podarować póki co... córeczce kuzynki. I sama nie wiem. Bo kuzynka pochodzi z tej gałęzi, która jako jedyna nie miała tych domków w swoich domach - ciekawe czy ten wujek-twórca nie lubił się z wujkiem-bratem-taty? Bo tylko dla jego dzieci nie było domków... Nie wiem... Niemniej rodzice postanowili kontynuować tradycję i przekazać kolejnemu dziecku w rodzinie drewniany domek dla lalek, aby za kilka lat - tak rodzice mają nadzieję - ten domek wrócił do ich wnuka.
Hymmm... fajna tradycja. Fajnie mi się mamy słuchało, gdy wspominała jak jej dziewczynki miały frajdę z tego domku, jakie kreatywne rzeczy w nim ustawiały - piękne wspomnienia. Serducho rośnie. Mam cholerne szczęście mając tak kochających rodziców. Ewidentnie podczas rozmowy mama myła domek, sapała z wysiłku. Wyjaśniała, że tata ma zamiar zreperować zabawkę, bo przez lata się trochę rozklekotał, są jakieś drzazgi, ścianka gdzieś odchodzi, ale impregnowanie drewna i pokrywanie domku lakierem zostawi już bratu - niech dziadzio się wykaże dla wnusi! Ha! Tata w tle się rechotał i fantazjował na głos, jak tym tekstem wejdzie na ambicję najbardziej nerwowemu i drażliwemu spośród swoich braci. Tatę mega cieszyło, że go wkurzy. Bardzo to tatę bawiło xD (w formie tato, w formie, złośliwy chochlik).
I nagle mama wypala "to przywieź moją malutką psinkę w podziałek!" i próbuje ze mną skończyć rozmowę. Ja na to, ze nie rozumie,, dopiero co mówiła, że mogę przywieźć na weekend, dosłownie chwilę temu. Że nie rozumiem teraz nic. To jak się ustawiamy? A na to mama, że w takim razie mogę im przywieźć psa w sobotę późnym wieczorem lub w niedzielę rano. JA jej na to "mamuś, my mamy zajęcia stacjonarnie na uczelni od 8-9 do 20-21... nie damy rady w weekend". I mama znowu wybuchła złością, że my (ja i sis) ją zarzucamy oczekiwaniami, którym ona nie może sprostać! Darła się na mnie. Znowu musiałam jej wyjaśnić, że nie robie jej wyrzutów, tylko sama nie wiem na co się ustawiłyśmy! Nie rozumiem! Niech mi powie czy możemy przywieźć psa w piątek, czy mamy jej szukać opieki na weekend. I mama znowu z jakąś taką ulgą, jakby dopiero po zapewnieniu, że nie jestem na nią zła i nie mam zamiaru robić jej awantury, że zrozumiem, jeżeli nie może się zająć psem tylko MUSZE TO WIEDZIEĆ, dopiero wtedy ZNOWU (w trakcie jednej rozmow) uspokajała się kojącym głosem "A nie, luz, przecież dziewczynki się lubią, nie mam się czego obawiać, obydwie są kochane, możesz mi przywieźć maluszka jutro, córcia".
JA PIERDOLE... na bezdechu, trochę w szoku od tej huśtawki emocji musiałam policzyć do 10, bo byłam bliska łez nieadekwatnych do sytuacji, jestem zmęczona ogarnianiem własnego życia, jest gęsto jakbym grała w Tetris, a tu jeszcze mamine rozchwianie. Spokojnie mówię tylko "okay, a o której godzinie wolisz, żebym ją przywiozła? Rano czy popołudniu?", a mama zdzwiona, że pytam. Że ona przecież jest na emeryturze, że ma tyle czasu, żebym po prostu przywiozła. Przypomniałam jej, że to, że jest na emeryturze nie oznacza, że nie ma planów i ja doskonale wiem, jako osoba, która próbuje ją notorycznie łapać telefonicznie, a która słyszy, że mama jest zajęta i zaangażowana w jakieś spotkania, zajęcia, wystawy, kluby książkowe itp. Bardzo mnie to cieszy i chce wiedzieć czy ma przestrzeń na spotkanie ze mną, bo nie chce jej mieszać planów.
Na to mama "a co ty gadasz! Ja nic nie robię. Nie mam nic zaplanowanego! Przywieź mojego małego misia! A propos misiów, wiesz, że mój słodziutki wnuczek powiedział pierwsze słowo? Baba! Jestem pierwsza! Yes, yes, yes! On jest taki kochany!"
I zaczyna mi opowiadać o siostrzeńcu. Oczywiście to najbardziej genialne dziecko na świecie, bo istnieje. :D Tyle w mamy głowie jest wzruszenia i miłości jak o nim mówi. Mega się cieszę tym, jak ona jest (oni obydwoje są) zakochaani we wnuczku. Coś się w ludziach zmieniło przez to małe, urocze życie. <3 Streszczała mi co się wydarzyło na odbicie życia jej wnusia w tym tygodniu - o większości wiem, bo siostra mi relacjonowała.
Opowiedziała mi o tym co odwalił tata i za co dostał bana na zabieranie młodego na spacerki (zostawił wózek z młodym pod sklepem, a sam wszedł do piekarni kupić sobie rogalika. Pomijając, że to było debilne posunięcie i należy mu się za to opierdol miał tato pecha wyjątkowego, bo akurat matka tegoż pozostawionego samotnie w wózku na chodniku dziecka jechała na rowerze obok tej piekarni - chyba sis na jogę miała iść podczas, gdy dziadzio zabrał dzidzię na spacer. Moja siostra się nie pierdoli w tańcu, a jak się wkurwi to bardziej niż potrzeba. Tak epicko opierdoliła ojca, tak była rozgoryczona, zawiedziona i ZŁA, że do ojca się nie odzywa i dekretem "królewskim" pozbawiła tatę przywileju zabierania jej synka na jakiekolwiek spacerki dopóki nie zrozumie czym jest odpowiedzialność.)
Tą opowieścią byłam poruszona. Bardzo. ALE NAGLE mama pyta na ile my jedziemy na wakacje i jak ona ma sobie poradzić tyle czasu sama z naszym psem. Znowu wybuchła tym trybem obronnej, podszytej złością paniki. Znowu mnie wzięła z zaskoczenia. Znowu ją sprowadziłąm na ziemię zapewniając, że to jej WYBÓR, jak wybierze inaczej to załatwimy inną opiekę dla naszego pieska. Ale tym razem już nie wytrzymałam i sama jej rzuciłam "co tobie odwala!? Mamo, ogarnij dupę!" - to ostatnie tak ją zakoczyło, że zaczęła się śmiać i przeprosiła.
Wróciłam do sedna - mamo, mam przyjechać rano czy wieczorem.
Na to mama, że i tak jest cały dzień w domu na emeryturze i mam po prostu przyjechać.
Okay.
Rozłączyłam się wykończona psychicznie, padłam na kanapę jęcząc. Mój chłopak pyta "co się stało? Coś nie tak?"
Chciałam mu opwoiedzieć, ale akurat dzwoniła mama. Więc odebrałam. A mama mówi, że jednak lepiej by było, żebym przyjechała rano, bo właśnie sobie przypomniała, że wieczorem idzie z koleżankami z Uniwersytetu Trzeciego Wieku na wernisaż. Oczywiście zaprasza nas do muzeum, bo wernisaż ciekawy, ale nie może zagwarantować, że będzie miała dla nas przestrzeń, bo była już wcześniej umówiona z jakaś Basią, Kasią i Halinką na pogaduchy (ofc imiona wymyślam, ale tak szczerze MEGA się cieszę, że w końcu moja mama ma koleżanki). Wzdycham do słuchawki, trochę zirytowana, a trochę z ciepłem, bo takiego żyćka mamie zawsze życzyłam: "A nie mówiłam, że masz napięty grafik, mami?". A na to mama, żebym już nie przesadzała, po prostu ot wernisaż, życie emerytki. Zbywa to, jakby to nie było nic istotnego (gdyby sobie sprzed 10 lat powiedziała, że tak będzie wyglądać jej życie, to pewnie ta mama sprzed 10 lat byłaby przerażona skąd ona weźmie tyle odwagi by robić te wszytskie rzeczy <3). Zostawiam temat i pytam o której mogę przyjechać, czy lepiej o 9 czy o 10?
Mi odpowiadają te godziny by ominąć tłok na dworcu.
A to mamę zaskakuje. Pyta ostrożnie "a mogłabyś przyjechać trochę później?", ja już zestresowana, bo chcę bez tłoku, im później w piątek tym więcej tłoku na dworcu głównym, więcej bodźców, a nie mam w głowie na to przestrzeni, więc pytam "Mogłabym, ale wolałabym nie. A dlaczego?", a na to mama "A tak pytam, bo wolałabym, żebyś była tak około 15...".
Ja milczę... trawię, że pakuję się w to co mnie i mojego psa stresuje, ale w końcu mała będzie miała dobrą opiekę...
Negocjuję i proponuję: "A może o 12?", na co mama "A, 12 byłaby okay! Dobrze, to ustawmy się tak, może zdążę wrócić do 12" xD No myślałam, że jebnę! Ze śmiechem już pytam tej "siedzącej non stop w domu emerytki" gdzie będzie do tej 12 w południe. A ona z dumą mi wyjaśnia, że może być z wnusiem na spacerku. I wtajemnicza mnie w grafik obowiązków babci. Bo gdy mały wstaje między 6-7, to jej babciny spacer wypada miedzy 10-12, a jeżeli wstaje między 7-8, to spędzają razem czas od 11-13. A wiadomo, że wnusio jest najważniejszy - tłumaczy mi przepraszająco mama.
xD
No nie mogę.
Dobra, ze śmiechem zgadzam się na ta 12, najwyżej dołączę wraz z pieskiem do jej spacerku z wnuczkiem. Luz. Miło będzie. xD
Mama mnie przeprasza, że tak wyszło, a ja jej przypomniam, że WIEM, że tak wygląda jej życie i się z tego powodu cieszę, szanuję jej wybory i dlatego w ogóle dzwoniłam przecież pytając o te godziny.
Mama powiedziała, że nas kocha i kazała iść spać.
Skończyłam rozmowę i opowiedziałam O. co się odjebało podczas tych kilku minut rozmowy. Mój chłopak westchnął i stwierdził, że mama ewidentnie też jest przebodźcowana i jej sposób komunikacji to przecież jest niemal 1:1 to jak my obydwoje teraz jesteśmy przeciążeni i zestresowani. Że łatwiej to zrozumieć, bo obydwoje też balansujemy na granicach wytrzymałości.
Mam nadzieję, że to jest to... Ech...
A dziś zgłosiłam się do konkursu... okazało się, że napisanie swojego bio jest prostrze niż myślałam. Ech.
10 notes · View notes