#problem z dupy
Explore tagged Tumblr posts
chimerqa · 8 months ago
Text
Dylematy z dupy.
W czwartek na sztangach chyba za mocno sobie dojebałam. Ogólnie trening wszedł jak złoto! Instruktor z zamiłowaniem do agresywniejszej muzyki, więc przy Prodigy podciąganie szło zajebiście! Coś tam czułam, że ramię trochę jakby się buntuje, ale pomyślałam, że zaraz się kawałek skończy i odpocznę. Tyle, że kawałek był długi XD oczywiście, ze dałam radę do końca, bo dekiel że mnie i na sztangach umiaru nie znam ...
Obecnie boli mnie trochę to ramię oraz te miejsca bezpośrednio nad zgięciem łokci po wewnętrznej i zewnętrznej stronie. Chyba zakwasy, chociaż to chyba mało prawdopodobne, bo regularnie ćwiczę akurat że sztangami .
Z obawy przed kontuzją zapisałam się na jakąś nudną do porzygu zumbę. W sensie mnie akurat zumba nudzi. Nie ma tej adrenaliny, wewnętrznej walki ze swoimi słabościami i leniem. Takie tam machanie tyłkiem. I akurat przy odchudzaniu zumba jest wręcz idealna, ale mnie tak kurwa nudzi :$ wiem bo że dwa lata temu po sztangach zostawałam jeszcze na zumbę.
I teraz nie wiem czy dobrze robię...
Tumblr media
Uwielbiam, gdy ona się tak wtula jak dziecko :D
22 notes · View notes
fallen-angell · 4 months ago
Text
część 2 poprzedniego posta
JAK UDAWAĆ PRZED RODZICAMI ŻE JE SIĘ NORMALNIE:
każdy motylek pewnie ma problem z rodzicami którzy pilnują czy jesz, albo mają cię w dupie, ale nagle gdy widzą że chudniesz, nagle reagują i domyślają się że masz ane..
ty też zauważył*ś że domyślają się/wiedzą dlatego nie wiesz co robić i masz mętlik.
są też osoby które nie mają tego problemu ale chcą przed nimi udawać.
przychodzę z pomocą!
sposoby aby rodzice myśleli że jesz normalnie:
weź miskę i wlej do niej trochę mleka i np parę płatków, zacznij tak jakby powoli kręcić tą miską aby na ściankach miski było odbicie(?) mleka i wyglądało że zjadłaś płatki. po chwili wylej trochę mleka i troszkę zostaw, wsadź do zlewu i idź do pokoju. (możesz tak robić z każdym innym daniem)
osobiście nie lubię tego sposobu ale postanowiłam go dodać. weź przy rodzicach batonika, otwórz go i go ugryź, idź od razu po ugryzieniu go do pokoju i go wypluj np do woreczka, albo gdziekolwiek.
na talerz kładź dużo jedzenia które ma bardzo mało kalorii, ale wygląda jakby miało multum. najczęściej rodzice patrzą na ilość na talerzu a nie na zjedzone kalorie.
polecam w pokoju mieć worek na jedzenie. jeśli możesz jeść obiady, kolacje itd w pokoju to świetnie się składa, więc kaloryczną i tłusciejszą część obiadu wsyp do worka a z resztą dania idź do jadalni fzy kuchni (zależy gdzie rodzice jedzą) i ,,dokończ" jeść te mniej kaloryczną stronę przy nich.
często wychodź z domu i proś rodziców o pieniądze np na maka, jak ci dają oczywiście. w taki sposób myślą że na serio jesz w maku, a żeby bardziej uwierzyli idź ze znaj do maka i zrób np zdj ich porcji, tak aby myśli że to twoja, do tego do kieszeni, plecaka wsadź paragon i opakowanie po czymkolwiek z maka.
proś gdy jadą do sklepu, po chipsy lub żelki. pomyślą tak że jesz jakbyś nie miała any.
próbuj się dzień przed dowiedzieć co będzie na obiad kolejnego dnia, aby przygotować się fo wyrzucenia itd. gdy rodzic ci powie i ty to jadł*ś zanim nie poznał*ś any i powiedz nw mniam albo cokolwiek aby myślała że nie możesz się doczekać.
nie mów często że nie jesteś głodn*, najbardziej gdy nie wychodzisz z domu. rodzice mogą myśleć że się głodzisz. dlatego najlepiej abyś mówił* że nie jesteś głodn* po wyjściu ze znajomymi, łatwiej im uwierzyć w takie coś
po nocowaniu gdy wracasz do domu, powiedz że jesteś głodn* jak jest obiad to rodzic ci go powinien dać, w tym momencie idziesz do pokoju i wywalasz do worka tą kaloryczną stronę obiadu, parę minut później idź odnieś naczynie do kuchni i powiedz że było pyszne i że dziękujesz zs pyszny obiad
jeśli rodzic wie że masz ane to staraj się przy nich jeść wszystko nie zależnie od kcal i później wymiotować.
każdy wie że masz ane z domowników więc nir masz jak jeść mało kalorycznego żarcia, dlatego też gdy ktoś będzie marudził że malo jesz wmawiaj mu że jesz tak z przyzwyczajenia.
kup maka i pozwól go znajomym całego zjeść, a jsk nie to wywal żarcie i ubrudz opakowania aby wyglądało na to że jadl*ś weź go do domu i idź fo pokoju, zostaw maks na widoku i jak ktoś wejdzie powiedz mu że nie dawno zjadł*ś
od razu mówię że nie każdy rodzic może uwierzyć w takie coś, to że moi uwierzyli nie oznacza że twoi uwierzą, więc możesz trochę pozmieniać aby uwierzyli
chudego dnia!!
315 notes · View notes
misiasdiaryy · 1 year ago
Text
Jak przeżyć fasty w dni szkolne?
Do tego posta zainspirował mnie post innego bloga, który obserwuję, z pytaniem "Jak uniknąć obiadów w domu?" także przychodzę z pomocą! Mam doświadczenie z unikaniem posiłków przez wiele lat, więc wiem co mówię.
1. ŚNIADANIA
Śniadanie, dla zdrowych osób jest pierwszym posiłkiem dnia, jednak dla nas-motylków, jest to coś, czego należy unikać. Jak uniknąć śniadania, gdy rodzice każą ci coś zjeść?
Na początku, zastanów się, czy rodzice każą ci je jeść.
Jeżeli nie, masz łatwiej, ponieważ raczej możesz na luzie powiedzieć, że nie chcesz i tyle. Nie będą cię zmuszać.
Jeżeli tak, lub nie chcesz żeby coś podejrzewali, pomyśl czy twoja szkoła ma sklepik lub automat z przekąskami. Jeżeli ma, powiedz im rano, żeby dali ci np. 10 złotych na coś ze sklepiku szkolnego lub automatu z przekąskami. Jak twoja szkoła takich rzeczy nie posiada, zastanów się, czy masz chociażby Biedronkę lub Żabkę pod szkołą. Jak tak, powiedz, że zjesz coś z sklepu pod szkołą i problem z głowy.
"Moi rodzice tego nie rozumieją i dalej każą mi jeść w domu śniadania"
Również przez to przechodziłam. Działało u mnie wzięcie jedzenia, np. tostów do pokoju, po czym jak wychodziłam z domu, brałam je do kieszeni oraz wyrzucałam na przystanku autobusowym
Pomagało mi też jak planowałam wieczorem co zjem danego dnia. Rano jadłam jabłko, jak kazali coś zjeść, a następnego dnia już machali na to ręką, mieli to w dupie.
2. OBIADY (po szkole)
Po szkole często zdarza się, że rodzice mówią, że jest obiad. Jak poradzić sobie w takiej sytuacji?
"Zjem później". Nazywam ten sposób tymi dwoma słowami, ponieważ moi rodzice często wychodzą na wieczór i wracają po 21 lub po 22. Polega on po prostu na tym, że mówisz, że zjesz obiad później, bo jadłeś/aś w szkole/po szkole i nie jesteś głodny/a. Rodzice, przynajmniej moi ZAWSZE wychodzą lub zapominają, więc obiad pozostaje nieruszony.
"Moi rodzice nie wychodzą na wieczór albo dbają o to co jem"
Nie znam twoich rodziców i twojego życia, ale często stosowałam drzemki. Po dniu w szkole masz prawo być zmęczony/a, więc dwugodzinna drzemka może być normalną rzeczą. Jeżeli dalej mówią o obiedzie, po prostu weź to jedzenie do siebie do pokoju. Ja mam specjalną szufladę, w której zawsze trzymam jedzenie do końca dnia, po czym wychodzę w nocy z domu i wszystko wyrzucam.
Jeżeli nie możesz wychodzić z domu w nocy, bo np. rodzice usłyszą, wyjdź na spacer wcześniej, w miejsce gdzie nie ma ludzi, lub gdzie nie dosięga widok z twojego okna. Najlepiej powiedz, że idziesz do kawiarni się np. pouczyć. Przy okazji sprawisz wrażenie, że jadłeś/aś, a prawda będzie inna. Podczas spaceru, jedzenie, które schowałeś/aś, np. w reklamówce, wyrzuć. Najlepiej razem z reklamówką, ona już ci się nie przyda.
3. KOLACJA
Z unikaniem kolacji, niestety nie wiem, ponieważ rodzice mnie do jedzenia ich nie zmuszają, ale możesz też powiedzieć, że zjesz potem, wyrzucić, lub wcześniej iść spać.
Mam nadzieję, że ten post będzie dla was pomocny podczas tego ciężkiego czasu, jakim jest rok szkolny. Powodzenia motylki, trzymajcie się chudo🦋 Chciałabym też poprosić o serduszko oraz rebloga, by trafiło to do każdego motylka, który ma z tym problem^^
821 notes · View notes
babyhypnotised · 3 months ago
Text
Serio? Jesz, bo Ci się nudzi? A co takiego robisz żeby się nie nudzić? A no tak. Nic. Tylko jesz i bezmyślnie scrollujesz na tiktoku i z dnia na dzień jesteś coraz dalej od swojego celu. Przestań siedzieć na dupie przez cale dnie. Poćwicz, poucz się, wyjdź na spacer, pograj na instrumencie, idź do pracy. Rób cokolwiek. A potem tylko mówisz, ze masz problem z tym że jesz z nudy. To jest twój problem i bezmyślność. Nikt naprawdę nie będzie Ci współczuł, tylko w głębi pomyśli że jesteś leniwą grubą szmatą bez ambicji :)
55 notes · View notes
to-be-dead-but-pretty · 5 months ago
Text
Nienawidzę mojej starszej siostry
Dosłownie przedchwilą mi powiedziala że jestem śmieciem i nic nie osiągne, że jestem przyjebany. Powiedziała, że każdy w domu tak myśli i ma mnie dość. Żebym się zabił i żeby w sumie lepiej by było.
A kurwa wiecie dlaczego tak powiedziała? Bo kurwa nie umyłem podłóg. (Moja młodsza siostra myła łazienki, ja odkurzałem, a starsza sisotra nie zrobiła nic i jeszcze kazała mi umyć podłogi wtfXD i uargumentowała to tym ze ona chodzi do pracy, ja bym to rozumiał jakby te pieniądze szły na dom, ale nie one są w pełni jej. Wiec kurwa co to ma do rzeczy.)
Myśli że sie jej boje czy coś a ja mam ją w dupie. Zachowuje sie jakby była moja matka ale w totalnie złym tego znaczeniu. Myśli że może mną pomiatać, ale nie.
Zawsze ma tylko do mnie problem, całe pierdolone życie, nawet jak nic złego nie robie. Po za tym mama nawet nie ma problemu. Wiec niech się odpierdoli do cholery
Po za tym wiecie jakie ona rzeczy robiła w moik wieku. Piła, paliła, nawet słyszałem że się ruchała z jakimś typem w parku kurwaXD jestem w stanie to uwierzyć, bo jest mocno pierdolnienta
Jednak zdanie o tym żebym się zabił dziś dało mi motywacje w chuj. Zagłodze się na śmierć.
64 notes · View notes
lolka0 · 6 days ago
Text
Mam dość miałam “binge” a tak naprawdę to postanowiłam że mam w dupie to wsyztsko i jadłam normalnie a potem miałam wyrzuty sumienia najgorsze w tym wszystkim jest to że wypiłam prawie cały kubek wody z solą i chuj xddd nic mi to nie dało XDD kolejny problem w tym że tak się pocięłam że chodzić nie mogę i ledwo klęknęłam na tej jebanej podłodze
28 notes · View notes
dollystarving · 9 months ago
Text
Bahahhahshshh ale się naśmiałam, osoba która na całym blogu ma wypisane, że schudnąć nie może, że kilkudniowym/tygodniowym binge nazywa ' chwilowym recovery', ogółem ma jakiś kij w dupie że musi zacząć znowu z limitami bahahhshsshsh i jeszcze mi mówi że mam zamknąć ryj, bo mam inną opinię na temat 'cheat day' niż ta osoba xd no sory kochanie, to że się obżerasz, nie liczysz poprawnie kalorii, albo to że dla Ciebie limit to tak szczerze cel, nie jest moją winą. Jak masz taki problem do tego że ktoś inny potrafi zaplanować kalorie na dzień, nie być 24/7 głodnym i zjeść sobie te słodkie czy zażyć używki, to po prostu spójrz na swojego bloga, w lustro, i zobacz co jest kurw nie tak i się ogarnij xdd takie osoby powinny zamknąć ryj przed jedzeniem i pierdoleniem swoich bezsensownych opinii, a nie rozkazywać innym żeby morde zamykali♡♡ nie będę tutaj wytykać nazwą, ale jak spojrzycie na komentarze pod jednym z moich postów to chyba zauważycie o kogo chodzi bahshhshsh, powodzenia słonko z ogarnianiem się i samodzielnym zamykaniem ryja♡
(Tak, wiem że sama nie jestem chudziutka malutka i piękniusia, ale przynajmniej się ogarniam na ten temat, a nie użalam nad sobą i wychodzę na ludzi za to że mają inną opinie xdd)
70 notes · View notes
pozartaa · 7 months ago
Text
14.04.24 UTRZYMANIE WAG1 dzień 409. Limit +/-2100 kc@l.
Wybrane posiłki:
Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media
Chyba już tak mam, że nie umiem spać długo. Kładę się wcześnie i wstaje wcześnie. Miałam ambitny plan spania przynajmniej do 8:00 po tym całym maratonie, ale oczywiście wstałam o 5:30. I to nie jest tak, że ja nie mogę spać - o nie, śpię jak dziecko i rzadko bywam niewyspana. Po prostu to są moje godziny. Tak u mnie nastawiony jest zegar biologiczny.
Ale po prawdzie nauczyłam się chodzić wcześnie spać, kiedy się odchudzałam - uciekałam pod kołdrę by nie myśleć o jedzeniu. Wieczory - nawet dziś - bywają dla mnie ciężkie. Nie jestem głodna, a i tak najchętniej odstresowałam bym się żarciem. Coś bym sobie pochrupała choć fizycznie nie ma takiej potrzeby. To są takie mechanizmy które towarzyszyły mi przez lata. Ciężko wypełnić.
Ach i spieszę z wyjaśnieniem, że nie, nie rzucam się na jedzenie, nie czyszczę lodówki tylko po prostu zjadam tych parę wafli ryżowych, a to jakiś plasterek szynki a to kromkę tostowego, a to parę chrupek mojego S. i zawsze mam z tego powodu wyrzuty sumienia 😒.
Nawet przyznałam się do powodu tych moich ucieczek pod kołdrę mojemu "małżowi" kiedy parę razy zdziwił się, że idę spać o 20:30 😬. Trochę go to śmieszy, ale chyba mnie jednak rozumie. Po co mam mieć zepsuty humor - lepiej już żebym poszła spać. Problem mógłby być gdybym się głodziła, ale on wie, że jem wszystkie swoje posiłki i na pewno głodna nie jestem. Po prostu unikam "katastrofy" i wszyscy są happy, a ja jestem dodatkowo zawsze wyspana 😉.
***
Po tym wstępie oczywiście to co najważniejsze. Dziś pre-realisie Magic The Gathering i format turnieju zwany Two Headed Giant (2HG) czyli "Dwógłowy Gigant".
W skrócie gramy w parach. Każdy z graczy dostaje paczkę 5 boosterów w których są losowe karty. Każdy z graczy składa z wylosowanych kart 40-kartową talię. Tu jest cały myk - teoretycznie każdy ma równe szanse trafić coś dobrego. No niestety bywa że trafi się jakieś "shito" ale nie idziemy z takim nastawieniem. Gramy w parach czyli możemy w dróżynie konsultować co zrobimy i zadajemy wspólny damage. Wspomagam naszymi kartami grę naszego partnera - czyli jeśli ktoś mnie atakuje mój partner może na to reagować swoimi kartami i odwrotnie. Nie możemy się jednak kartami wymieniać ani korzystać z many (landów) partnera.
Opisałam trochę bo były o to pytania. Coz 2HG to idealny format dla par - wszystkie karty które dostaliśmy idą do wspólnego domu i są nasze. No i jeśli zajmiemy jakieś miejsce (w co wątpię...) To jeszcze nagrody.
***
Tumblr media Tumblr media
A tak to było. Byliśmy przedostatni i wygraliśmy po boosterku. Niestety znowu tylko z punktacji. Ale na prawdę byli dziś silni gracze - starzy wyjadacze, którzy potrafią z gówna i błota złożyć grywalny deck. Także bawiłam się dobrze, troszkę mi jednak doskwiera, że tak ciągle dostajemy po dupie. Cóż gram dalej i się nie poddaję 😁
Po tym wszystkim byliśmy w parku na lodach. Dziś sobie na nie pozwoliłam, tak jak na wyczesany obiad z furą ziemniaków 🫣
Dobrej nocy wam życzę.
40 notes · View notes
delicja-0 · 4 months ago
Text
Przestancie mi rzucać kłody pod nogi, naprawdę chcecie mnie zabic nie? Dlaczego zawsze jak robię fasta musicie robić moje ulubione jedzenie w dodatku takie które jest raz na ruski rok i takie z którego tłuszcz wylewa sie jak z moich ud.
X: usmaze nalesniki, ok?
-nie chce nalesnikow. Nir jestem glodna.
X: zrobie z serem i zjesz.
-nie chce
X: zrobie
NO BOZE SWIETY, JAK BEDE MIAŁA JAK TO WYWALE ALE WATPIE BO PROBLEM TAKI JAK WCZORAJ, KAZDY SIEDZI W DOMU. JA MAM DOSYC JEZU PRZESTAŃCIE PODSUWAĆ MI JEDZENIE POD NOS JAK PRÓBUJE JE ODSUNĄĆ NIE WYSTRACZY ZE PO WCZORAJ PRZYTYLAM 0.3KG?! PO CO JADLAM WCZORAJ, PO CO. GDYBYM NIE ZJADLA WCZORAJ TO MOGLABYM SOBIE DZISIAJ POZWOLIC A TERAZ????? SUPER KAZDY SOBIE CHUDNIE A JA ZBIERAM DODATKOWE KG, DZIEKI. W DUPIE MAM, OD NIEDZIELI ROBIE TYGODNIOWEGO FASTA NAWET JAK BEDE MDLEC TO TYM RAZEM NIE ZJEM, WISI MI TO.
44 notes · View notes
motylekjulaa · 5 months ago
Text
05.06.2024
Zjedzone : 700 kcal
Spalone : 400 kcal
Waga : wolę póki co nie wiedzieć.
Dzień bardzo fajny,miło go spędziłam i nawet fajnie się bawiłam.Rano wstałam wypiłam kawę i poszłam z koleżanką do szkoły,w szkole było w miarę tylko cały czas rzucał mi się w oczy K ,problem jest w tym,że ja już z przyzwyczajenia się na niego patrzę i tak jakoś,naszczęście on nie patrzy ale plis też chce mieć wyjebane jak on mega się staram go ignorować.Po szkole zjadłam obiad🐷 4 pierogi z truskawkami i trochę ryżu z jogurtem,mama mnie nie pilnowała więc zacznę znowu wyrzucać czy coś.W południe poszłam z przyjaciółką do rossmana i też było super,spędziliśmy czas na dworze do 20 i zrobiliśmy 20 tyś kroków bo chodziliśmy w tą i w tamtą.Na dworze jak byłam to oczywiście też był K i jego żałośni koledzy i ja idiota ciągle się patrzyłam i chodziłam z przyj tam gdzie siedzieli.MUSZĘ GO IFNOROWAĆ KURWA MAM NA NIEGO NIE PATRZEĆ I ZAPOMNIEĆ!! Poszliśmy z przyj na orlik i nie spodziewałam się w sumie tego ale oni tam siedzieli no to jednak zdecydowaliśmy z przyj,że pójdziemy na działki bo robiła mi zdjęcia bo chciałam a tam obok nich nie chciałam przechodzić.Robimy se zdjęcia na tle natury i nagle zauważamy że K i jego banda idą w naszą stronę to my odrazu speed run na działki a oni za nami,naszczęście ich zgubiliśmy a później poszliśmy obok bloków i siedzieli na ławce ale mieli nas w dupie i już nie chcieli podchodzic.Ja ryzykuje życiem idiotka ze mnie nie dość,że żre jak świnia,wyglądam jak świnia to jeszcze latam za byłą miłością.Obejrzalam sobie te wszystkie zdjęcia które mi przyjaciółka zrobiła i to co na nich zobaczyłam to masakra,żadne mi się nie podoba bo jestem taka gruba .Taka wielka dupa na tych zdjęciach,że aż rzygać mi się chce.Ale czego ja się spodziewałam ?? Po tym ile jadłam,po tych bingach to oczywiste :( już na dobre zawiodłam Ane ale chcę do niej wrócić i będę się starać.Jutro planuje nie przekroczyć 600 kcal.K to dupek,będę go unikać jak ognia
Chudej nocy motylki 🦋
26 notes · View notes
myslodsiewniav · 13 days ago
Text
Gdzie siebie widzisz za 5 lat?
20-10-2024
Choroba posadziła mnie na dupie i zmusiła do przemyśleń o tym czy ja w ogóle potrafię tak zapieprzać jak zapieprzałam. To znaczy wiem, że to w sobie mam. Ale w tym momencie życia więcej o sobie wiem, więcej uważności kieruję na sygnały od ciała i mam dystans do niektórych aspektów tego, co robię. Wiem, co mi nie służy.
Przez najbliższe 2 lata wiem, że będę robić studia. Ale jeżeli będę mogła je realizować będąc w podróży to to zrobię.
Z konieczności dobrałam sobie "specjalne dodatki" tj. te projekty, które mogą mi zapewnić stypendium, abym mogła faktycznie poświęcić się zdobywaniu wiedzy i zarazem realizować się artystycznie. Coś o czym marzyłam. Może się uda.
I może otworzę własną działalność niebawem. Byłoby super. Ale to też wiąże się ze stresem... z drugiej strony jestem tak pozytywnie nastawiona wizją możliwości zakupu nowego telefonu z lepszym aparatem, nowego komputera z lepszą kartą graficzną, nowego mikrofomu ect. Bardzo mnie to jara i jara mnie fakt, że na studiach, w tym semestrze dowiem się jak nagrywać DOBRZE podcasty. Czyli jak zrobić to o czym marzyłam, by to robić idąc na te studia! :D Bardzo mnie to cieszy, bo moje dotychczasowe próby nagrywek brzmiały tragicznie.
Więc znowu - w szerzej perspektywie uważam, że studia to był dobry krok. Te studia. Ci wykładowcy. Naprawdę fantastyczni ludzie z pasją w 95% przypadków.
To z administracją uniwersytetu i ze sposobem jego działania mam problem. Jeszcze 4 mc temu chciałam sięgać po projekt, który mógłby zrobić mi samej miejsce pracy na uniwerku, a teraz, gdy wiem jak to wygląda, jak toporny jest kontakt z każdym działem z którym kontaktować się muszę to... ech... No szlag by mnie trafił... W dodatku w czwartek się okazało, że pani profesor z którą byliśmy ustawieni na wdrażanie projektu... przestała pracować na uni. Przeniosła się na inny. No po prostu... ręce mi opadły. Najbardziej prostudencka osoba po prostu odeszła do konkurencji i przez to w ogóle muszę przemyśleć na nowo jak to w ogóle ugryźć. Jakby w wszystkie znaki na ziemi mówiły, że pomysł na projekt mam dobry, ale uczelnia nie ta. A może daje zbyt duże znaczenie zwykłym zbiegom okoliczności? Hymmm?
Zastanawiam się też, tak coraz częściej, czy jednak nie przejść całej drogi kariery akademickiej. Nigdy dotąd mnie to nie interesowało, ale też nie miałam zasobów, przestrzeni, fizycznej i psychicznej siły, miałam okropne doświadczenia związane ze studiami - brak uważności, i masę zachowań wynikających z ADHD z którymi nie wiedziałam jak sobie wtedy radzić. A teraz mam wrażenie, że to dobry czas i miejsce: idzie mi dobrze. Bardzo dobrze nawet. To co wiem nie tylko wydaje się być wystarczające, ale nawet bardzo szerokim wyjściem poza program. I to dlatego, że zwyczajnie mnie to interesuje - nie czuję przymusu nauki, czuję ciekawość. Do tego dzieci mieć nie będę raczej, a to się wydaje być jakimś dorobkiem... Jakimś celem do samorealizacji.
A z drugiej strony... jestem ledwie na 2 roku, a już marzę o tym, aby to się SKOŃCZYŁO, bo nie mam przestrzeni na regenerację i zapał do nauki wygasa, bo wciąż czuję presję, że coś muszę zrobić.
Więc gdybym nawet doszła do bycia Panią doktor to ze względu na zachowanie zdrowia psychicznego byłoby to nie wcześniej niż za dekadę, bo będę musiała robić przerwy.
Zresztą - zobaczymy. Gdy zaczynałam licencjat nie planowałam przecież nawet robić magistratury. A teraz czytając o niektórych kierunkach mam ochotę skakać z radości, bo CHCĘ, CHCĘ, CHCĘ! Chcę, ale najpierw 1-2 lata przerwy po licencjacie, bo psychicznie nie wyrobię.
Ciało mi mówi, że nie wyrabiam.
Myślałam o tym w ostatnim tygodniu, gdy szłam spać z poczuciem nieszczęścia i stresu, że tak się staram, a dostaję sygnały zewsząd, że to za mało, albo to źle. Próbowałam sobie przypomnieć kiedy się czułam szczęśliwa i wróciłam do czasu, gdy byłam singielką i mogłam robić co chcę, rodziny było o połowę mniej, nie było studiów... i pomyślałam, że to bullshit, że mój mózg kłamie, bo przecież wtedy byłam tak bardzo samotna i nieszczęśliwa! Tak bardzo! Ale fakt: było spokojniej, było bezpieczniej... Teraz tego nie ma... Teraz wszystko w niedoczasie, na ostatnią chwilę. To mi nie służy. Nie mogę dawać z siebie 200%, gdy przez 4 miesiące byłam olewana, a teraz muszę zasuwać na kilku frontach...
No i do tego brak bezpieczeństwa finansowego... Ech... Myślę o otworzeniu własnej firmy, jak wspominałam. I to niekoniecznie oznacza znalezienie bezpieczeństwa, bo nie wiem czy "zażre", czy się uda. Wiem, że chcę spróbować, a by dostać dofinasowanie potrzebuję przedstawić różnego rodzaju zaświadczenia, certyfikaty, potwierdzenie umiejętności. I dlatego się doszkalam, uczę. Zdobywam wiedzę. I uczestniczę w konferencjach. I szukam możliwości...
Tak się jakoś złożyło, że po tych 4mc poszukiwań i po poznawaniu ludzi kultury, nowe technologię widzę tam miejsce dla siebie... Nie wiem jeszcze w jakim zakresie i gdzie konkretnie, ale to czuję, że to jest coś dla mnie, co mnie jara. Uczestniczę w tym. I chyba podświadomie dążę do tego by tam sobie zrobić miejsce...
To wszystko NA RAZ dzieje się w mojej głowie.
Kolejna rzecz - dosłownie 2 dni temu zapytałam mojego partnera "gdzie się widzisz za 5 lat?". Pytanie chyba z dupy, bo razem jesteśmy ledwo 3 lata. Do tego czasu tak wiele może się zmienić! TAK WIELE!
Powiedział mi, że widzi siebie, gdzieś w podróży, siadającego z ciepłą kawusią przy pracy zdalnej na balkonie lub przed naszym capervanem/kamperem (zobaczymy na co mamy większe szanse), ja siedzę obok, a nasz piesek leży między nami.
Ciepło mi się robi na sercu, gdy z nim jestem. To mój dom.
Zapytałam go o to, bo chyba sama nie byłam pewna, gdzie ja siebie widzę. Nie odważyłam się jeszcze POWIEDZIEĆ komukolwiek na głos o tym, że myślę o magisterce. Ani, że nawet zajarała mnie perspektywa zrobienia doktoratu. Chyba się tego boję - mam przeczucie, że mój partner będzie wspierający, ale uważam, że moja sytuacja finansowa na to nie pozwala.
Totalnie chcę przy tym podróżować i korzystać z szans! Mam jeszcze taką myśl, perspektywę, że przecież mój biznes może dobrze się kręcić, wtedy będę po prostu czuła się bezpiecznie, będę mogła przebierać w pracach zdalnych...
Ech.
Wczoraj odwiedził nas teściu (dziś jeszcze jest). Mój partner zabrał ojca na miasto, a ja zdychałam na grypę (serio, zdychałam, ledwo oddychałam, nie pamiętam czwartku, piątku i ledwo-ledwo początek soboty). Po ich powrocie zapytałam teścia czy syn się pochwalił perspektywą o której dowiedzieliśmy się w zeszłym tygodniu - możliwe, że będziemy się za rok starać o Erasmusa (tj. on jako praktyki po dyplomie magistra, a ja jako semestr nauki za granicą). Teść wyznał, że ledwo dał mu dojść do głosu, więc nie, nie chwalił się. I w ogóle teściu był taki... hymmm... jakby nie ciekawiło go cokolwiek co się wiąże z perspektywą wyjazdów za granicę, co dziwne, biorąc pod uwagę jak rok temu jarał się wyjazdem córki. I jak jara się każdym swoim wyjazdem gdziekolwiek. :D
Wieczorem dowiedziałam się dlaczego... w zasadzie zapowiedział synowi, że chce mu przekazać swoją firmę. Tę firmę, którą założył rok temu i która przynosi dochody, które przerosły jego najśmielsze prognozy, która się rozrasta i która działa prężnie. Trafił w niszę. Poza tym ma gadane, świetnie potrafi sprzedawać, a z poprzedniego miejsca zatrudnienia powziął kontakty do ludzi, którzy potrzebują tych usług i ufają mu bardziej, niż jego byłemu pracodawcy. Rzecz w tym, że on sam wie, że już niewiele do emerytury, że nie wyobraża sobie pracować w tej firmie, gdy jego żona przejdzie na emeryturę - że on chcę razem z żoną spakować walizki i wyjeżdżać na pół roku by zwiedzać świat! (oni nie mieli tego okresu, jaki ja teraz mam - ledwo skończyli studia urodził się im mój narzeczony). Dlatego chce, aby firmę przejął jego syn. Przedstawił mu cały plan, przedstawił mu warunki finansowe, zapewnił, że zawsze będzie obok by mu pomóc. Warunek jest taki, że syn musi wrócić na Śląsk i się przyuczać, musi poznać klientów, być przy negocjacjach, odwiedzać partnerów biznesowych.
Do minimum 5, a maksymalnie 10 lat (w zależności od tego kto szybciej osiągnie wiek emerytalny - mąż czy żona) chce synowi oddać firmę.
Wow.
Totalnie WOW.
Jeszcze bardziej TOTALNIE WOW, bo w sumie ta perspektywa mojego partnera jara: on bardzo lubi (pasjonuje się tym) co jego tata robi zawodowo, więc chociaż jest presja olbrzymia to jest też ekscytacja.
Ale też jest niepewność, bo... musielibyśmy zostawić to życie, które budujemy tutaj i wyprowadzić się do śląskiego. Dwa województwa dalej, niby nie jest to daleko, ale w perspektywie jednak NIE JEST TO WROCŁAW. A ten aspekt dla mnie akurat jest... dziwny? Trochę trudny? Bo tu mam przyjaciół. Z drugiej strony to tylko pareset kilometrów dalej, to nie jest bardzo daleko... ale właśnie wdrażam się w zarządzanie kulturą dolnego śląska i próbuje sobie znaleźć tu miejsce.
Z jeszcze innej strony: to nie jest aż taki problem. Moja szefowa żyła przez lata na dwa miasta (Gdynia i Wrocław), dało się prowadzić firmę na dolnym śląsku i dom na pomorzu. Może to jednak zależy od perspektywy zwyczajnie. Może to będzie coś nowego, może to będzie okazja by przekonać się, czy faktywnie chcemy kupować mieszkanie we Wrocławiu?
To też by była gigantyczne zapewnienie bezpieczeństwa finansowego by w ogóle planować życie.
Tyle, że ta przeprowadzka musiałby potrwać kilka lat... najpewniej. I to dla mnie już jest... hymmm... trudne. Zwyczajnie.
Długo o tym wczoraj rozmawialiśmy z moim partnerem i nadal mam myśli rozbiegane.
Przede wszystkim doceniam, że pomimo jego radości i poczucia fascynacji tematem powiedział ojcu, że "tato, muszę to przemyśleć, bo ta decyzja wpływa nie tylko na mnie, nas jest dwoje, musimy to omówić". OMG to znaczy dla mnie tak dużo. Wiem, że to niby oczywistość, ale w moim życiu to nie oczywistość, a kolosalny wyjątek od normy przy tak wielkiej decyzji jestem brana pod uwagę.
Kocham go.
Wczoraj, gdy O. mi o tym mówił, był pewien, że powiem kategoryczne "nie, Wro moim domem". Był zaskoczony moim podejściem "ej, to wszystko da się jakoś logistycznie ułożyć". Przede wszystkim w ogóle nie pomyślał, że w takiej sytuacji będziemy najmować coś - przecież ma pokój w domu rodzinnym. Nope. Temu kategoryczne nie. Zaproponowałam, aby jednak wynajmować coś w dużym ośrodku miejskim, bo dzięki temu, ja nie uschnę - Kato spoko, zawsze lubiłam Kato, ciekawe jak będzie tam mieszkać. :D Ale Kato jest daleko do firmy jego ojca, więc padło "A może Sosnowiec?" na to ja, że nie, bo nie dość, że to Sosnowiec, to jeszcze dosłownie poprzedniego dnia słyszałam o tamtejszych szczurach xD:
Tumblr media
Ja stawiam na Kato.
A O. zaproponował, że jeżeli już tak to liczymy to w zasadzie dlaczego by nie do Krakowa? Przecież lubię Kraków, będę szczęśliwa. I w sumie... tak, lubię Kraków. :D
A potem nie mogłam zasnąć. Wciąż myślałam o tym, że tu mam przyjaciół. Tych samych, których teraz zaniedbuję bo nie mam na nic czasu przez studia. Że za 5 lat to moi rodzice mogą potrzebować pomocy. A z drugiej strony - za 5 lat mogę przecież doktorat robić w Kato albo w Kraku. A z drugiej strony: czy ja w ogóle mam szansę dotrwać do doktoratu? Najpierw by się przydało zrobić magisterkę, a to przecież W OGOLE jest teraz jeszcze większy stres, bo te kierunki, które CHCĘ, CHCĘ, CHCĘ są we Wro i w Warszawie (chyba coś jeszcze ciekawego widziałam w Gdańsku) - i momentalnie zaczynam liczyć koszta i wyobrażać sobie, że dojeżdżam, że jestem zestresowana i zmęczona, że potem wracam do pracy i nie ma na nic siły.
A potem w głowie pojawia się jeszcze jedna myśl: za 5 lat mieliśmy wrócić do rozmowy o tym jak chcemy rozwijać nasz związek i czy na 100% nie chcemy mieć dzieci. I tak sobie pomyślałam, że gdybym miała być blisko teściów w razie gdyby mi odjebało i zaszła w ciążę to w zasadzie spoko. Ufam im.
A potem znowu inna myśl: a co jak za 5 lat moi rodzice będą potrzebować mojej opieki 24h?
Tyle rzeczy na które nie mam wpływu i na które nie mam odpowiedzi w tej chwilii.
Stanęliśmy na tym, że najpierw kończymy studia czyli przynajmniej jeszcze następne 2 lata mieszkamy we Wro.
A potem się zobaczy.
A jednak cały czas to w mojej głowie się łomocze i wstrząsa mną strach.... I dreszcze gorączki, bo nadal jestem chora (gdy to pisze mój chłopak i teściu są na miescie na obiedzie, a ja leżę pod kołderką).
Brakuje mi ruchu, brakuje mi wyjść do muzeum, brakuje mi spotkań. I brakuje mi na to wszystko czasu.
Coś w moim życiu wymaga gruntownego przemeblowania, bo dochodzi do tego, że choroba posadziła mnie na dupie i bardzo trudno mi zaakceptować, że mam po prostu odpoczywać. Jak siadam do komputera - czuje się winna, że nie sprawdzam możliwości dotacji, stypendiów itp. Czyli pracuję. Sama siebie rzezam, że nie robię grafik, szkoleń, certyfikatów, prezentacji. Myślę o tym cały czas - ta niepewność aż do końca semestru: czy zaliczę czy nie...
Potrzebuje odpoczynku, a nie mam na niego czasu...
Za 5 lat chcę być w miejscu w którym stać mnie na wyjście do fryzjera... wkurza mnie, że nie stać mnie na wyjście do fryzjera!!! A! Nie napisałam o co chodzi. W czwartek byłyśmy na uczelni, organizowałyśmy warsztaty (cześć projektu, który robimy od 4 mc). Czułam się okropnie, nawet nie zrobiłam sobie makijażu, bo wiedziałam, że spłynie z gorączką, a przeszklonych i zaczerwienionych oczu i tak by nic nie ukryło. Ostatnio ubieram się tak bardzo byle jak, że czuję się byle jak... Źle mi z tym, ale nie mam siły na staranie się bardziej. Nie daje mi to przyjemności, po prostu meczy (towarzyszy temu myśl: że w tym czasie mogłabyś napisać kilka maili do uczelni/firm, albo zrobić grafiki, kursy itp). Ale warsztat się odbył. Luz. A po warsztacie omawiałam coś z koleżanką czy przeszła szefowa samorządu studenckiego. Przywitała się i zapytała dlaczego jestem smutna, odparłam, że nie jestem smutna tylko bardzo chora. Ona najpierw zwróciła uwagę na moje ubranie - że się zlewam z otoczeniem (miałam na sobie żółty kombinezon i siedziałam na żółtym fotelu), a potem, że podobnie jak ona mam dziś kręcone włosy (w życiu bym nie powiedziała, że ona ma kręcone, jak byłyśmy na odbieraniu nagród miała gładką, lśniącą nieskazitelnie fryzurkę czarnych włosów jak u Kardashianki, z przedziałkiem i kucykiem. Ale faktycznie w czwartek miała delikatne skręty wyglądające jak zakręcone prostownicą i spuszone deszczem). Zdziwiłam się na głos, bo ja zawsze mam kręcone włosy xD (ewentualnie koczek lub koszyk z warkoczy), a jak wspominałam tej dziewczyny o kręcone włosy nie podejrzewałam, bo widziałam ją wyłącznie z nieskazitelną taflą czarny włosów jak Morticia Addams. Opowiedziała mi, że niestety ma naturalnie kręcone włosy i to jej przekleństwo (feeluję, chociaż obecnie czuję inaczej), a potem zaczęła mi dawać rady co mogę zrobić by kręciły się lepiej i odzyskały blask, bo są takie matowe. Podnosiła moje spuszone (willgotne powietrze) pukle i opuszczała. Dodawała gdzie należy obciąć połamane końcówki. I w jaki szampon zainwestować, a potem w jaką suszarkę.
Ech. I to było trochę jak kopanie leżącego, bo przez gorączkę nawet jej dobrze nie słyszałam, ani nie mogłam zebrać myśli by jej sensownie odpowiedzieć. Nie wiem czy ta seria rad była z jej strony szczera, taka dobroduszna rada, po prostu taki sposób prowadzenia rozmowy (ja tak to czułam w tamtej chwili), bo ją lubię i naprawdę dobre intencje wolę jej przypisywać, czy jak to odebrała moja wspólniczka już po odejściu przewodniczącej dzieląc się ze mną wrażeniem, że w jej odczuciu laska przyszła mi dowalić, wytykając jakieś mankamenty i sugerując obelgę, że jestem brzydka - nie czułam w tamtej chwili tego w ten sposób, ale rozumiem mechanizm, znam go, szczególnie wobec moich włosów byłam na takie zachowania wrażliwe, co nawet teraz, te 3 dni później widać bo o tym piszę. Niemniej jeszcze przy przewodniczącej udało mi się wtrącić, że mam moje włosy moga być przeproteinowane, dlatego są matowe i to może się zgadzać, bo dużo odżywki z proteinami użyłam podczas ostatniego myci. Z tego powodu skręt jest luźny, a efekt podbija fakt, że mieliśmy deszcz, więc przez wilgotne powietrze się suszą. Laska powiedziała, że ona nie wierzy w żadne PEH, że lepiej zainwestować w ten szampon od niej i w suszarkę, która ma ten efekt wygładzenia do gładkiej tafli, ten którego użyła tego dnia, gdy ją widziałam ostatnio podczas odbioru nagród. I nakreśliła wokół mojej głowy rękami okrąg dodając, że ta końcówka suszarki na pewno by wygładziła te połamane, zmechacone końcówki). I poszła sobie. xD
No cóż. Ma prawo mieć inaczej niż ja. Z perspektywy czasu faktycznie widzę, że jej zachowanie było pasywno-agresywne. Szczególnie ta ostatnia uwaga dla mnie jest triggerująca, ale w sumie nic takiego nie powiedziała (dla kontekstu: kiedyś dziewczyny z pracy, gdy przyszłam do biura we włosach zaplecionych w ciasny koszyk wokół głowy, a to i tak nie powstrzymało włosów by wymsknęły się pod wpływem wilgoci i utworzyły puszystą aureolkę wokół mojej głowy, rzuciły mi, że "Przyliż te włosy wodą, bo wyglądasz jak szalony Szopen" i całe biuro buchnęło śmiechem. Bardzo to wtedy było dla mnie przykre. Teraz, kiedy wiem, że czasem nic na to nie poradzę, że włosy się puszą, a czasem mam te niegdyś nieosiągalne gładkie sprężynki i fale to łatwiej mi dbać o włąsne granice zadbać). Ale faktycznie był to komentarz na temat mojego wyglądu, który sama zauważam ostatnio cierpi. A ja i tak powinnam kupić nową suszarkę, bo stara mi się spaliła i teraz używam jakiejś turystycznej. Sęk w tym, że póki co nie mam za co jej kupić... Ech... I poszłabym do fryzjera, ale szkoda mi 220zł.
To są małe rzeczy, ale gdzieś tam tracę godność przez to. I przez to, że nie zależy mi na makijazu, na makeupie, na tych wszystkich rzeczach, które dają po prostu fun i społeczną akceptację. Z drugiej strony - robię inne rzeczy.
Nie kończę tego wpisu ze spokojem.
Jestem nadal niespokojna, a myśli mam niepoukładane. Mocno mi się zmieniają plany na życie.
Perspektywa 5 lat to szmat czasu, przecież od 3 jestem dopiero w zwiazku, a jak się dużo zmieniło!
Nie wiem.
Nadal czuję się źle.... psychicznie i fizycznie. Muszę to przetrawić. Nie wiem czego chcę. Za dużo możliwości i głosów. I tak niewiele ode mnie zalezy...
9 notes · View notes
black-lipstic · 4 months ago
Text
gosh nwm czemu ale ostatnio jest fatalnie. mam non stop dysocjacje i dzisiaj tak z dupy się poryczałam. nikogo nie ma więc jestem aktualnie na balkonie z butelka likieru i papierosem. jezus maria czy kiedykolwiek będzie ze mną lepiej? nie mam już myśli s, ale chyba jestem alkoholiczka. dlaczego zawsze jak coś się polepsza pojawia się inny problem. chciałabym czuć się dobrze. chodzę na terapię i jak coś się polepsza od pojawia się coś nowego. dlaczego ja? nie chce tak żyć ale nawet teraz się nie z4bije bo już nie chce. czemu to tak działa? jakby robię wszystko żeby było lepiej ale nieee bo czemu? właśnie słucham sobie ,,kocham cie kochanie moje" Maanam i to jest piosenka która bardzo kojarzy mi się z dzieciństwem bo mama mi ja puszczała i do niej sobie tańczyłyśmy. i tak sobie myślę czy nie chce znowu być dzieckiem ale potem przypominam sobie to całe gówno przez które wtedy przechodzilam i już sama nie wiem. ja już naprawdę nie wiem ci zrobić ze swoim życiem. niby wiem na jakie studia chce isc i uczę się żeby zdać poprawki i niby wszystko jest git dopóki nie jest... sory za kolejny vent ale no cóż
14 notes · View notes
sacral-death · 2 months ago
Text
Wielka afera, bo nie powiedziałam sąsiadowi fałszywemu dzień dobry.
Kurwa, to już powoli jest przesada, przypierdalanie się do mnie o każdą możliwą rzecz, bo matka mojej matki ma problem ze sobą i kurwa wpierdala się w życie cały czas.
Nakonfiła matce, że nie powiedziałam dzień dobry kurwa lizodupowi z naprzeciwka, bo stał i gadał z babką i dziadkiem. Kurwa, do chuja.
Ja nie zamierzam mówić dzień dobry kurwa fałszywym kurwom. Tak samo w robocie. Ja nie jestem kurwa zobligowana do tego żeby każdego po dupie całować i mówić jebane dzień dobry, wiedząc, że te kurwy opierdalają mi dupę.
Ja się nie odzywam do kogoś jeżeli go nie lubię. A temu sąsiadowi nie powiedziałam dzień dobry kurwa RAZ. I jest wielka afera, bo jestem niewychowana, a co sobie ludzie pomyślą.
Kurwa, w chuju to mam, ludzie gadają, myślą i pierdolą farmazony, jebie mnie to kurwa czy będą gadali o mnie źle.
Ale co powiedzą o mojej matce, O MATKO BOSKO. Gówno kurwa.
Jeszcze bezczelnie mi zasugerowała, że to przeze mnie się kurwa czuje tak jak się czuje. To jest kurwa moja wina?! To ja się spierdalam o wszystko co możliwe czy twoja kurwa zdewociała matka ma cały czas do mnie problem?!
Ja będę to podkreślać. Szacunek mam tylko do tych, którzy mają szacunek do mnie, bezwzględnie czy to rodzina czy nie. Jeżeli widzę, że ktoś w stosunku do mnie jest nieszczery, pierdolę go i będę się zachowywać jak suka. Ojciec mnie tego nauczył, jak jedną z niewielu rzeczy, które wychodzą mi powoli na plus.
NA SZACUNEK TRZEBA SOBIE ZASŁUŻYĆ. Nie dostaniesz go kurwa za darmo w pakiecie. Tak samo z zaufaniem.
Populistyczne nastawienie i populistyczne słowa, ale ludzie to kurwy. Jebią spermą na kilometr, czekają żeby tylko ci kłody pod nogi wpierdolić i śmiać się, że się wyjebałeś.
10 notes · View notes
ruski-san · 2 months ago
Text
Postanowiłem że się w końcu wam trochę bardziej przedstawię
Chociaż na mój temat naprawdę nie ma dużo do gadania.
Imienia i wieku wam nie dam bo kurwa nie, jeszcze ktoś mnie rozpozna chociaż nadal jest to dosyć proste ale szczerze mam na to kompletnie wyjebane bo mówię tutaj tylko fakty i własne przeżycia więc czego by się tu wstydzić. Imię i tak by wam nie było potrzebne bo jestem Transformersem 🔥🗣️
Ale wracając.
Jak wchodzisz na ten blog to radzę nie brać nic za bardzo do siebie - pomińmy że jest to podstawowa zasada internetu - no i wyjąć kija z dupy oraz być bardziej otwartym na rozmowę a nie zachowywać się jak typowa matka która ma rację bo ma rację.
Warto również podkreślić że jestem wielkim "hejterem" Any, motylków (jak jesteś no toxic to jeszcze ujdzie), "fatspo", "Meanspo", "sweetspo" i innych syfów popularnych wśród użytkowników tej aplikacji. Jak sądzisz że twoje "cudowne" motylki any to cały Tumblr, to run out as fast as you can.
Po prawie trzech latach cierpienia w tym bagnie zaburzeń se stwierdziłem że zacznę żyć normalnie więc większość postów to najczęściej moja przygoda w tym, wzloty upadki i te sprawy. Również staram się zacząć budować mięśnie ale tym razem nie obsesyjnie no i jeszcze poprawą zdrowia i ogólnej jakości życia. Jakby nie było trochę słabo jak se siedzisz aż tu nagle boli cię serce, masz problemy z koncentracją oraz w niektórych momentach strasznie słabniesz oraz częściowo tracisz świadomość.
Więc tak w skrócie
Mój blog jest totalnie randomowymi wpisami ziomeczka który wychodzi z ed chce być koksem oraz ma obsesję na punkcie kawusi i muzyki.
Twój wybór czy zostajesz tu czy nie, lecz powiem ci od razu iż ma osoba nic specjalnego do życia tobie nie wniesie.
Możesz se tam
Pytanko jakieś zadać lub na priv napisać, jak zobaczę (a z tym może być problem bo ja jestem kurwa pół ślepy XD) to raczej odpiszę.
To chyba tyle bo o mnie to naprawdę nie ma co mówić dużo-
15 notes · View notes
kasja93 · 8 months ago
Text
Siemanko
Tumblr media
Do domu udało się zjechać w czwartek późnym popołudniem. Oczywiście wolne tylko do wtorku rana - a to i tak tylko dlatego, że zaczęłam się awanturować. Zdrowo się u mnie robota pierdzieli zatem jak się nie uspokoją to będę w przyszłym miesiącu rozglądać się za czymś innym. Jednak walić to. Są rzeczy ważniejsze i przyjemniejsze :)
W piątek udało mi się zarejestrować skuter. Raptem 5 godzin czekania i mam już to z głowy. Na początku kwietnia będę miała już do odbioru dowód rejestracyjny. Piąteczek to był również dzień w którym stanął inspekt :) przyszły również sadzonki truskawek zatem i one znalazły swoje miejsce.
Wieczorem w piątek zrobiliśmy ognisko. Nic nie zjadłam bo miałam spinę wtedy z szefem jednak jak wspomniałam chuj z nim. Nerwów mi napsuł tak dużo, że ledwo piwko wypiłam
Tumblr media
Na szczęście sobota już była przyjemniejsza. Zakupy do domu oraz w trasę. Oprysk drzewek olejem parafinowym i ogólne prace porządkowe na podwórku. No i sąsiedzi strajkowali, więc policja stała u nas na wiosce od rana do nocy kierując ruchem
Tumblr media Tumblr media
Zwierzaki zadowolone. Pogoda była przyjemna, więc każdy mógł się wyszaleć na dworze. Nawet uszaki wyszły napawać się słońcem. Ja zaś w ramach prezentu na dzień kobiet składałam sobie bukiet z klocków - podróba lego, ale naprawdę instrukcja była świetna! Nawet takie beztalencie jak ja dało sobie radę a rodzice cisnęli sobie ze mnie bekę wieszcząc mi porażkę
Tumblr media
Kupiłam też sobie szelki bo mam dość spadający spodni z dupy. Wyglądają nieźle :D jednak co najważniejsze przyszedł kubek, który sobie zaprojektowałam. Oczywiście z Alastorem z Hazbin Hotel. Uwielbiam tego „Truskawkowego Alfonsa” i będzie mi przypominał w trasie by się uśmiechać jak psychopata. Zwłaszcza, że rozpędzony cyrk to serio adekwatne określenie tego co się odwala
Tumblr media Tumblr media
Niestety w sobotę jak byliśmy na targu nie było kur. Dlatego w niedzielę rano pojechaliśmy na duży targ w Turku i udało się! Proszę państwa 20 kur i Kogut zamieszkało dzisiaj w kurniku! Są takie urocze! Zwłaszcza jak podchodzą i obserwują co robię. Gdaczą, ryją w słomie niczym dziki miejskie trawniki i ogólnie są całe piękne: no i za jakieś 3 tygodnie pojawią się już pierwsze jajka!
Tumblr media Tumblr media
Ogólnie jest spoczko. Pomimo perturbacji około robotowej humor mi dopisuje. W końcu wszystko idzie jakoś dobrze. Roślinki rosną no i pojawiły się kury zatem kolejne marzenie zrealizowane. Wino bananowe potrzebowało cukru bo wyszło mega wytrawne, ale to nie był problem. Dodałam cukru i już następnego dnia fermentacja cicha zaczęła działać. Myślę, że jak przyjadę następnym razem będzie już gotowe
Tumblr media
Zdzisława i Jerry wyczesane bo znów linieją, Koperek wyszczuplał. Nadal ogromny z niego kocur (w sobotę uratowałam przed nim nornice bo biegał z nią po podwórku a ta krzyczała w niebo głosy), ale zrzucił zimową warstwę smalcu z siebie. Z rodzicami też jest miło oraz przyjemnie.
Jedzeniowo nie mówię bo jak przyjeżdżam do domu to mam cheat days. Jednak i tak jem mniej, niż normalny człowiek zatem się nie przejmuje. No i jest więcej ruchu bo zawsze jest coś do roboty. Tylko dziś w niedzielę mogę sobie pozwolić na nieróbstwo bo pogoda jest słaba. Pizga złem bez kitu
21 notes · View notes
dawkacynizmu · 2 months ago
Text
Tumblr media
wtorek 10.09
۶ৎ podsumowanie dnia
zjedzone — 950 kcal
poszłam spać po północy i wstawałam na siku 3 razy co jest nie najlepszą rzeczą jaka może się zdarzyć kiedy wstajesz o 6 ale o dziwo nie umierałam z niewyspania. przed lekcjami poszłam pouczyć się w kawiarni z koleżanką. taka nasza tradycja która skończy się po zaledwie dwóch tygodniach bo uwaga, zapisałam się na dodatkową matematykę w tym czasie xD jak zamierzam zdać maturę z tego gówna to muszę zacząć podejmować jakieś działania. u mnie z tym przedmiotem jest taki problem ze nie mam czasu na zrozumienie przerabianego w klasie przykładu bo nauczycielka zapierdala z prędkością eminema jednocześnie wymagając od nas notowania (sprawdza) a moje skupienie jakoś nie łączy tych dwóch czynności. w każdym razie była trochę stypa na spotkaniu, ostatnio moje kontaktu towarzyskie leżą i kwiczą bo jestem zbyt głęboko zakopana w czarnej dupie zwanej inaczej moją własną głową. jak man jakiś gorszy okres to z reguły nie cierpią na tym moje zainteresowania ani obowiązki a właśnie relacje z innymi których nie mam siły ani chęci podtrzymywać (potem pojawia się pytanie cO tY tAkA obRAżOnA).
koncentrując się na moment na tej dziewczynie, rozmawiałam z nią o kimś i zapytała "ty ich nie lubisz, co nie?" odpowiedziałam że tak, nie lubię, chwila trochę wymownego milczenia i dodałam "ale wiesz, ja mało kogo lubię". powiedziała że "w sumie racja" ale mimo to zaczęła wymieniać. X lubisz, Y na pewno też...same osoby za którymi akurat nie przepadam XD albo spędzam z nimi czas ale gdzieś tam głęboko w kościach mnie wkurwiają. nagle powiedziała Amelie to na pewno lubisz (osoby ze społeczności besties będą wiedziały o kogo chodzi) i miałam takie taaaaaaaaaaaaaa
cieszę się że nie zapytała czy ją lubię. powiedzmy że tak, ale jednocześnie kiedyś tak mocno triggerowala moje ed że mam jakiś niesmak do niej. nie wiem czemu zawsze widzę w innych głównie wady przez co trudno mi powiedzieć że za kimś przepadam kiedy dostrzegam wyłącznie te negatywne zachowania, a wszystko co dobre przelatuje mi gdzieś koło nosa.
wracając — jest ciężko. ktoś coś do mnie gada a mi się zwyczajnie nie chce angażować w jego słowa, sama nie rozpoczynam rozpoczynam żadnych rozmów bo czuję się zbyt zdołowana aby wymyślić jakikolwiek temat na jaki chciałabym rozmawiać (bo nie chce na żaden, chciałabym się odizolować od wszystkich na stałe)
miałam ochotę na skyr truskawkowy do picia ale akurat go nie było więc kupiłam do szkoły taki jogurt od go active całkiem dobry, mniej kcal od skyru a czułam się najedzona. po powrocie odrobiłam matematykę, w zadziwiająco ekstremalnie szybkim tempie nauczyłam się na francuski, poszłam myć głowę i już jest prawie kurwa 21 XD męczy mnie to wracanie ze szkoły o 17. całe szczęście dziś i jutro mam dni bez ćwiczeń dzięki czemu teraz wieczorem mam czas na przyjemnego. mam też takie mocne zakwasy po wczoraj że ledwo chodzę, dwa wf w szkole i trening również w domu. o 50 kcal przekroczyłam limit ale się pojebałam że mam mozzarelle light w domu a była zwykła xd ale raczej robię tę dietę tak na luźno więc takie 50/100 kcal więcej będzie dopuszczalne, weźmy od uwagę że mój ostatni miesiąc był trochę na zasadzie "jedz co chcesz byleby nie wróciły napady" i teraz dopiero wracam do dietowania, jeszcze się nie przyzwyczaiłam.
Tumblr media Tumblr media
powracający temat olimpiady z polskiego — powiedziałam o moim pomyśle polonistce i odparła że brzmi w porządku, mam teraz zrobić sobie plan całej tej pracy. rozmawiałam z nią o tym temacie i najbardziej nie podoba mi się że trzeba omówić związek interpretacji danego mitu z jego poetyką, co to kurwa znaczy 😭
ledwo napisałam ten post i już nie pamiętam o czym był sory za ewentualne zanudzanie, to już nie są dłużej podsumowania dnia a mój prywatny journal xD
19 notes · View notes