#żywy trup
Explore tagged Tumblr posts
ruski-san · 7 months ago
Text
Co raz częściej się zastanawiam czy ja naprawdę chce zostać chodzącym szkieletem. Mdleć bez powodu, trawić do szpitala, powoli nie móc już nawet oddychać. Czy w ogóle warto tak się poświęcać dla wymyślonego ideału? Przecież pod koniec mogę zmienić zdanie co do swojego wyglądu... Dojść do wniosku że zmarnowałem 2 lata mojego młodego życia na liczenie kalorii i głodzenie się podczas kiedy inni się bawili i cieszyli życiem nastolatka.
Zawsze o tym myślę kiedy na wadze widzę niższe liczby, kiedy czuję że mi słabo, kiedy bolą mnie kości, kiedy widzę wszędzie "za niskie spożycie [...]" - właściwie to ciągle.
Już nie wiem jaką drogą się kierować. Bo co mi da wygłodzenie? Atencję? Nigdy nie chciałem atencji przez wygląd, tylko przez moją osobowość.
Nie powiem, kusi odstawić wszystko i schudnąć do tych 29kilogramów, ale z drugiej strony to po co? Po co mi to skoro nikt pewnie i tak nie zwróci uwagi a ja będę fizycznie czuł się koszmarnie, jak żywy trup.
32 notes · View notes
nopookietimesq · 4 months ago
Text
Dziś było źle, mimo że wiem, że były gorsze dni to jednak zjadł dużo kalorii i czuje się okropnie. Z rana zostałam obudzona ok. 9, wyszłam z psem na spacer. Gdy wstałam czułam się dosłownie jak żywy trup, wszystko mnie bolało i miałam ochotę jebnąć się na łóżko i pójść spać. Dlatego jak wróciłam ze spaceru z psem, przebrałam się znowu w piżamę o leżałam w łóżku do ok. 14 potem musiałam wstać. Ogarnęłam się a chwilę później był obiad, który musiałam zjeść. Na obiad zjadłam schabowy, pół torebki ryżu i pomidory z cebulą, czosnkiem, śmietaną i pieprzem. Resztę dnia spędziłam na telefonie aż przyszła kuzynka. Po 17 poszłyśmy do sklepu, bo ona chciała kupić mleko do kawy, a przy okazji kupiła też cappuccino z smoczym owocem i takie ciastko z budyniem i dżemem (zapomniałam jak to się nazywało) Oczywiście to ciastko podzieliła na pół, ale z tego co zauważyłam dostałam tą mniejsza połówkę co jest lekko pocieszające. Najbardziej mnie boli, że to wpierdoliłam, chociaż wiedziałam, że nie powinnam to jednak przegrałam i to zjadłam. Gdy wróciliśmy do domu zrobiłyśmy sobie kawę i to cappuccino, czyli wypiłam kawę inke (nie było innej) z mlekiem o 1 łyżeczką cukru.. + killa łyków cappuccino. Po tej kawie i ciastku czułam, że tak strasznie przytyłam, miałam wrażenie jakby brzuch mi cholernie urusł, dlatego wypiłam tylko kilka łyków a resztę wylałam. Miałam dość kalorii. Do końca dnia nic nie jadłam a wieczorem zrobiłam ćwiczenia z apki (testuje czy będą jakieś efekty, podobno przez 30 dnia się schudnąć więc brzmi zachęcająco)
Tumblr media
6 notes · View notes
marilynpalmer · 4 months ago
Text
cykl hydrologiczny
ulatuje mi spod palców
niczym chłodna woda
składa się z kłębów dymu
i wątpliwości
skrapla się z łez
resztki doznań zwisają z ciała
jak kruszące się strupy
żywy trup
parujące istnienie
0 notes
lamanie-litera · 1 year ago
Text
Umarli na wzgórzu biją w stare, sterane dzwony, które obdzwaniają grzechy świata
Tumblr media
Umarli przyszli zabrać żywych. Umarli całunami spowici, umarli jeźdźcy w szyku bojowym, szkielet grający na lirze korbowej.
Edgar stoi w przejściu między ławkami i próbuje dopasować sąsiednie stronice czasopisma, połówki reprodukcji. Ludzie przełażą przez ławki, krzycząc ochryple w stronę boiska. Edgar trzyma kartki tuż przy twarzy. Nawet nie wiedział, że ogląda tylko połowę obrazu, póki z góry nie spłynęła lewa strona, ta z rdzawobrunatnym polem i dwoma kościoludami ciągnącymi za sznury dzwonów. Musnęła ramię jakiejś kobiety i wirując, trafiła prosto w bogobojną pierś Edgara.
Thomson na środku boiska robi uniki przed kibicami, którzy nadciągają w podskokach i susach. Rzucają się na niego, chcą go przewrócić na ziemię i pokazać mu fotografie najbliższych.
Edgar czyta tekst w ramce na sąsiedniej stronie. Otóż jest to szesnastowieczny obraz flamandzkiego mistrza nazwiskiem Pieter Bruegel, zatytułowany Triumf śmierci.
Tytuł z tupetem, rzekłbym. Ale malowidło intryguje Edgara, i owszem – lewa strona jest chyba jeszcze lepsza od prawej.
Edgar uważnie przygląda się jaszczowi pełnemu czaszek. Patrzy na nagiego mężczyznę ściganego przez psy. Patrzy na wynędzniałego psa, który skubie zębami dziecko leżące w ramionach martwej kobiety. Psy na obrazie są smukłe, chude, wygłodniałe: to psy wojny, psy piekielne, psy z księżej obory dręczone plagą pasożytniczych roztoczy, psich tumorów, psich nowotworów.
Nasz miły, sterylny Edgar ma w domu specjalną instalację do filtrowania powietrza, dzięki której drobinki kurzu po prostu się ulatniają, ale fascynują go zgorzeliny, wszelkiego rodzaju zmiany chorobowe i rozkładające się zwłoki, pod warunkiem, że styka się z nimi wyłącznie za pośrednictwem obrazów.
W średnim planie znajduje drugiego trupa kobiety, na którym siedzi okrakiem szkielet. Ich wzajemne usytuowanie ma charakter niewątpliwie seksualny. Ale czy Edgar jest pewien, że szkielet okracza kobietę? A może jednak mężczyznę? Stoi w przejściu, wokół niego wszyscy wiwatują, a on tkwi nosem w kartkach czasopisma. Bezpośredniość obrazu Bruegla robi na nim wielki wrażenie. Owszem, umarli dopadają żywych. Ale Edgar stopniowo dostrzega, że ci żywi to grzesznicy. Karciarze, figlujący kochankowie, król w gronostajowym płaszczu przechowuje majątek w beczkach i cebrach. Umarli przybyli, aby opróżnić puchary wina, podać ucztującej szlachcie czaszkę na półmisku. Edgar widzi obżarstwo, żądzę i chciwość.
Jest zachwycony tymi wizjami. Edgar, Jedgar. Przyznaj się – jesteś nimi zachwycony. Z zachwytu jeżą mu się włoski na całym ciele. Szkielety z cieniutkimi chujkami. Umarli bębnią w kotły. Trup okryty pokutniczym workiem podrzyna pielgrzymowi gardło.
Mięsnokrwawe barwy, stłoczone ciała, pełen rejestr straszliwych sposobów umierania. Edgar patrzy na rozpłomienione niebo wypełniające najdalszy plan, aż za wzniesieniami po lewej stronie obrazu – Śmierć nietutejsza, Pożoga wszędobylska, Zgroza powszechna, wrony, kruki bezszelestnie szybujące, kruk przycupnięty na zadzie siwej szkapy, czerń z bielą raz na zawsze, a Edgar myśli o samotnej wieży na Poligonie Kazachskim, o wieży zbrojnej w bombę, i prawie słyszy wiatr wiejący nad stepami Azji Środkowej, tam gdzie żyją wrogowie odziani w długi chałaty i futrzane czapy, mówiący tym swoim starym, brzemiennym językiem, liturgicznym i poważnym. Jakąż spisują sekretną historię? Sekretem jest sama bomba, a istnieją też sekrety powstałe z jej natchnienia, sprawy i sprawki, jakich nie domyśla się nawet Dyrektor – człowiek, którego izolowane serce skrywa w sobie komplet ropiejących sekretów świata zachodniego – bo te spiski dopiero się zawiązują. Tyle akurat wie, że geniusz bomby to nie tylko fizyka, cząsteczki i promienie, lecz i sposobność tworzenia nowych sekretów, jaką stwarza bomba. Na każdy wybuch atmosferyczny, na każde dane nam przelotne mgnienie obnażonej siły przyrody, na każdy błysk tej obranej z powiek, przedziwnej gałki ocznej eksplodującej nad pustynią, otóż na każdy taki fenomen przypada zdaniem Edgara chyba ze sto spisków, które schodzą pod ziemię, żeby się mnożyć i motać.
A co łączy Nas z Nimi, ile splątanych ogniw znajdujemy w labiryncie nerwów? Nie wystarczy nienawidzić wroga. Trzeba też zrozumieć, w jaki sposób wzajemnie umożliwiające sobie dogłębne spełnienie.
Starzy umarli jebią nowych. Umarli wydobywają trumny z ziemi. Umarli na wzgórzu biją w stare, sterane dzwony, które obdzwaniają grzechy świata.
Edgar na chwilę odrywa wzrok od stronic czasopisma. Odsuwa je od twarzy – z bolesnym trudem – i spogląda na ludzi wypełniających boisko. Na tych, którzy są półprzytomni ze szczęścia. Którzy biegają wokół baz, głośno obwieszczając wynik. Którzy z podniecenia nie zasną tej nocy. Których drużyna przegrała. Którzy drwią z przegranych. Na ojców, którzy pospieszą do domów i opowiedzą synom, co widzieli. Na mężów, którzy sprawią żonom niespodziankę – kwiaty i wiśnie w czekoladzie. Na kibiców, których ciżba na schodkach wiodących do pawilonu śpiewnie wykrzykuje nazwiska zawodników. Na kibiców, którzy jadąc metrem do domu, będą się okładać pięściami. Na krzykaczy i na tych, co wpadli w amok. Na przyjaciół sprzed lat, którzy przypadkiem spotkają się przy drugiej bazie. Na tych, których euforia rozjaśni całe miasto.
Don DeLillo, Podziemie, tłum. Michał Kłobukowski.
0 notes
miss-shalott · 2 years ago
Text
Żywy trup 🙃
To było pewne, że prędzej czy później w końcu padnę martwy
-Avi
254 notes · View notes
dusza-w-bletce · 5 years ago
Text
To miasto ćpunów, wiesz? Dzisiaj widziałam kumpla, który leżał pod drzewem ze strzykawką w żyle, rok temu mówił, że nie da się opętać czemuś, co go kiedyś zabije.
111 notes · View notes
bezciebienieistnieje · 7 years ago
Photo
Tumblr media
228 notes · View notes
l-o-o-s-e-r-l-i-f-e-blog · 7 years ago
Quote
Martwa dziewczyna która udaje zywą by nie odpowiadać na nie potrzebne jej pytania
Fcknliar
1 note · View note
x-ryuku · 7 years ago
Text
#65
"To my jesteśmy żywymi trupami!" chodzimy, egzystujemy, udajemy, unikamy pytań/odpowiedzi i nie widzimy sensu w tym wszystkim co robimy, widzimy i słyszymy.
23 notes · View notes
willyoudrawme · 3 years ago
Text
Tumblr media Tumblr media
W świetle dnia o poranku wyglądałam jak odrobinę żywy trup. Czyli adekwatnie do tego jak się czułam.
6 notes · View notes
life-of-kiss · 4 years ago
Text
"Czuję się jak ktoś pobity od środka na śmierć, nie jak ktoś żywy, ale jak nie-trup."
12 notes · View notes
insensitiveboyy · 5 years ago
Text
Obudziłem się o 4 nad ranem. Przetarłem zmęczoną twarz. Czerwone oczy i blada cera. Żywy trup, który nie umie się pozbierać. Wychodzę na balkon i opieram się o zimną balustrade. Zarzucam czarny kaptur od bluzy i odpalam papierosa. Spoglądam na śpiące jeszcze miasto. Ciemność okryła je całe. Widzę kilka świateł na dole. Czuje zimny wiatr, który ogarnia mnie całego. Kurwa. Moje życie to jebany żart. A ja sam jestem nic nie wart
117 notes · View notes
szatan-jest-zbawieniem · 5 years ago
Quote
Tajemniczy jak Bohemian Grove, snuję się jak żywy trup I nie chce mi się z nikim gadać, choć mam spory zasób słów
Piotr cartman
3 notes · View notes
depresj-e · 5 years ago
Quote
Usłyszała za sobą jakiś szelest. Odwróciła się natychmiast, ale nikogo nie było. -Adrian to ty ? –wyszeptała -Nie – usłyszała cichy głosik -Adrian! – krzyknęła przerażona – Spokojnie wpadasz w paranoję, tu nikogo nie ma - tłumaczyła sobie Zapanowała kompletna cisza. Nie słyszała szumu wody, własnego oddechu. Nic. Nikogo, ani niczego też nie widziała. Oddychała szybko i płytko. Upadła na kolana. Zasłoniła twarz rękami i zaczęła cicho szlochać. Czuła aurę zimna i strachu, która wypełniała całą przestrzeń i ją całą. Leżała na ziemi trzęsąc się. Była przerażona. Nie mogła nic zrobić, żadnego ruchu, tylko bezwładnie drżała. Nie mogła krzyczeć chociaż tak bardzo tego chciała. Poczuła czyjąś obecność, ale wciąż nie widziała nikogo. Równie dobrze mógł stać za nią unikając jej spojrzenia, ale to było inne uczucie. Cała negatywna aura zebrała się w niej. Czuła się jak żywy trup. To coś było w jej głowie. Skłaniało do różnych myśli i przekonań. Poczuła wypełniającą ją nienawiść i złość, do wszystkich, zwłaszcza do Adriana. Nie rozumiała tego, kłóciła się sama ze sobą zupełnie jakby miała rozdwojenie jaźni. Ten głos miał nad nią władzę, nie mogła nic zrobić. Mentalnie widziała swoją przegraną. To coś mąciło w jej myślach i wspomnieniach. Nakręcało ją coraz bardziej na dwie rzeczy. Pierwsza – zabójstwo. Druga – kryształy. Wiedziała, że to nie ona, ale nie mogła nic zrobić, chociaż tak bardzo się starała. Przestała drżeć, leżała w bezruchu. Nie czuła już nawet swojego ciała, była zamkniętą w kilku swoich myślach, których jeszcze to coś nie zmieniło. Była więźniem własnego umysłu. Musiała coś zrobić. Nawet nie zauważyła kiedy wstała, a raczej kiedy jej ciało wstało, bo to już nie była ona.
Tabalis inne życie - Laki hah nie wiem co ja pisze 
14 notes · View notes
zyciemprzezzycie · 5 years ago
Quote
Czuję się jak ktoś pobity od środka na śmierć, nie jak ktoś żywy, ale jak nie-trup.
Kaja Platowska
14 notes · View notes
zostala-tylko-chwila · 6 years ago
Text
Żywy trup 💀☕
Tumblr media
57 notes · View notes