#brak odwagi
Explore tagged Tumblr posts
Text
Patrzę się na siebie i znowu czuję strach..
#zaburzenia osobowości#walka z emocjami#choroby psychiczne#walka z psychika#brak nadziei#brak chęci do życia#stany lękowe#moje życie#nerwica lękowa#moje myśli#zalamanie#emocje#brak odwagi#nerwica#stany psychiczny
8 notes
·
View notes
Text
Mówisz mi, że brak mi odwagi, coś w tym jest, nie potrafiłem się zabić.
#bol#ból#moje życie#życie#milosc#miłość#odretwialy zyciem#smutne zycie#smierc#śmierć#samotność#rap#rap cytaty
130 notes
·
View notes
Text
„Najgorszym więzieniem na świecie jest posiadanie talentu i inteligencji, żeby osiągnąć coś wielkiego, ale brak odwagi, żeby iść po to i to zrobić. Dlatego już najwyższy czas, żebyś wyszła ze swojej skorupy i uwolniła się ze swojego więzienia, w którym sama się umieściłaś”
- Sahil Bloom
#cytat#cytat dnia#cytaty#cytat po polsku#polskie cytaty#blog z cytatami#polski cytat#mądre#mądre cytaty#mądrości życiowe#mądre myśli#mądre słowa
39 notes
·
View notes
Text
Czasami potrzebujesz kilku lat, by zdobyć się na odwagę. Tak bywa. I pewnie nie uwierzysz, gdy powiem ci, że to jest okej. Pewnie tak, pewnie trzeba było po prostu wziąć i zrobić. Pewnie trzeba było po prostu zebrać się w sobie. Pewnie trzeba było wstać i iść na czołówkę z tym, czego się bałeś, ale widocznie wtedy nie mogłeś. Widocznie wtedy nie byłeś w stanie. Widocznie coś cię blokowało i to nie był ten moment, nawet jeśli był to "tylko i wyłącznie" brak wiary w siebie czy odwagi. Gdybyś mógł, to byś zrobił. Nie zrobiłeś. Wtedy. Ale dziś jest dziś i dziś się udało. Możesz teraz wyrzucać sobie ten "stracony" czas, tylko po co? Czy coś to zmieni? Podziękuj sobie. Uciesz się, że w końcu się udało. Trudne? Od pewnego czasu praktykuję wewnętrzną zgodę i akceptowanie własnych możliwości na dany moment. Czy jest mi lżej? Bardzo. Myślę sobie, że jeśli coś się wtedy nie wydarzyło, to widocznie nie miało. Dlaczego? Bo widocznie nie miałam wtedy ku temu zasobów. Bo może to nie był mój moment. Bo może z jakiegoś powodu nie powinnam była wtedy tego robić. Kto wie? Dziś mi się udało, więc dziś właśnie na tym się skupiam. Nie trać czasu na biczowanie się tym, co można było inaczej. Zawsze można coś inaczej, ale każdy moment w twoim życiu to inne zasoby i to one determinują to, z czym w danym momencie jesteś w stanie się zmierzyć. Czasami rzeczy będą cię przerastać. Czasami będziesz potrzebować więcej czasu, by czegoś się podjąć. Daj sobie ten czas. Daj sobie czas, by dojrzeć, a gdy już to zrobisz, podziękuj sobie za pracę.
Marta Kostrzyńska
#cytat#cytaty#po polsku#polski#poezja#polskie-zdania#polskie zdania#polskie-zdania.pl#książka#książki#marta kostrzyńska
308 notes
·
View notes
Text
01.03.2025
zjedzone : 1000 kcal
spalone : 350 kcal
Dzień bardzo dobry, było lepiej niż myślałam. Ćwiczyłam i się troszkę uczyłam matematyki bo mam w poniedziałek kartkówkę. Wieczorem mama przyszła z chłopakiem j przynieśli od niego słodycze z niemiec, dostałam ich bardzo dużo :( Zjadłam troszkę ale zostawiłam, bo miałam duże wyrzuty sumienia. Policzyłam to wszystko w głowie i nie wyszło po za 1000 kcal ale i tak bardzo dużo. Mama jest teraz ciągle u swojego chłopaka więc nie będzie mnie pilnować z jedzeniem. Ważyć się narazie nie będę, bo brak mi odwagi ale myślę, że tak z tydzień i się zważe ;) Marzec nowy miesiąc nowa ja.Bilans z wczoraj , bo dzisiaj zapomniałam wstawić wybaczcie😅 Na dole jest tracker🦋
#bede lekka jak motylek#bede motylkiem#bede idealna#bede piekna#bede szczupla#blog motylkowy#blogi motylkowe#będę idealna#będę lekka#bede perfekcyjna#lekki jak motyl#chce by─ç lekka#lekkosc#lekkie motylki#chcę być lekka#lekka jak piórko#lekkość#chce byc lekka jak motylek#nie bede gruba#jeszcze nie motylek#motylek blog#motylek any#nie bede jesc#bede lekki#bede chudy#chudej nocy motylki#chce czuc kosci#chce byc szczupla#chce schudnac#chce widziec swoje kosci
4 notes
·
View notes
Text
Grudzień, który dał mi do myślenia...
Koniec roku zawsze niesie ze sobą pewien dziwny nastrój – a ten był szczególnie intensywny i może nawet irytujący.
Grudzień zdecydowanie mnie nie rozpieszczał. Przeziębienia, kiepskie samopoczucie, brak czasu i energii... Wszystko to sprawiło, że oddaliłam się od pisania, co tylko pogłębiło mój marazm. Najbardziej bolał mnie właśnie ten brak sił na tworzenie. A teraz, kiedy w powietrzu czuć już nadejście nowego roku, pozostaje to dziwne poczucie zawieszenia – niby spokój, ale nie do końca wiadomo, co ze sobą zrobić w te ostatnie dni 😒
W gruncie rzeczy cały ten miesiąc jest "marzamiczny", jak to mawia mój serdeczny przyjaciel, serdeczne pozdrowienia dla Ciebie 😚
Nie chcę brzmieć jak tani korporacyjny motywator (choć pracując w biurze, chyba jestem bliżej tego świata, niż chciałabym przyznać. A korporacyjne-motywacyjne bzdurki jednocześnie mnie bawią i… motywują. Jak to było? Nauka przez zabawę? Może coś w tym jest) ALE nie zamierzam się poddawać. Wręcz przeciwnie – chcę iść dalej, osiągnąć swój cel, skończyć tę historię i podzielić się nią z innymi.
Rok to przecież coś więcej niż jeden miesiąc. W 2024 nauczyłam się jednej bardzo ważnej rzeczy: stawiaj na siebie, podążaj za głosem serca i znajdź coś, czemu oddasz się w pełni.
To właśnie w tym roku zaczęłam aktywnie pracować nad Acta Est Fabula. Momentem przełomowym był koniec września, kiedy zbliżał się mój urlop. Nigdzie nie wyjeżdżałam, więc spojrzałam na siebie krytycznie i pomyślałam: „Ika, nosisz tę historię w sobie już ponad sześć lat. Jeśli nie teraz, to kiedy? Chcesz naprawdę spędzić ten tydzień na scrollowaniu telefonu?”. I tak od tamtego momentu pisanie stało się częścią mojej codzienności – mniej lub bardziej regularną, ale obecną. Nawet w momentach, kiedy nie mogłam siąść do tekstu, historia wciąż krążyła mi gdzieś z tyłu głowy, przypominając, że czeka na swoje miejsce na "papierze".
Podobno pierwsza połowa 2025 roku ma być dobrym czasem dla Bliźniąt ♊️ – mam nadzieję, że to prawda, bo plany mam ambitne, a część z nich już realizuję.
Z okazji nadchodzącego nowego roku życzę Wam wszystkim wytrwałości w dążeniu do swoich celów. I, co najważniejsze, odwagi, by stawiać na siebie i swoje dobro 💗 🥳
#podsumowanie#nowy rok#pisanie#pisanie książki#polska#polski blog#polski tumblr#kartka z pamiętnika#książka#twórczość#pisarz#mój pamiętnik#pamietnik#podsumowanie2024
4 notes
·
View notes
Text
Anhedonia
Co ma niby rajcować?
Jak się włącza takie kody?
By życie z mozołem budować
Brnąć z uśmiechem przez kłody
A jeśli już coś rajcuje
To jak to robić możliwie często?
I unikać tego, co kłuje
Uciążliwie i gęsto
Metodycznie i długo
Z woli deprawuje
Truje
Miej bogatą rodzinę
Dostań spadek sowity
Oto pomysły na kwity
Plan znakomity
Fakty
i mity
A na serio, to tak nie ma
Najlepsza większość dnia na straty
Wyssane dobro z piersi dna
Drenujące sofizmaty
Zimna lufa
Tłumika skorupa
Pragnienie śmierci bucha
Spust okala widmo trupa
Kierunek znany
Zwrot przez cierpienie nadany
Wolność, tak kusząca
Na wyciągnięcie kciuka
Ale odwagi brak
Niech mnie ktoś inny
Zaciuka
#poezja#słowa#werbalne#wymioty#wypociny#art#artists on tumblr#culture#my writing#poets on tumblr#word#writing#writers#writers on tumblr#words#anhedonia#śmierć#samobójca
2 notes
·
View notes
Text

Polska przedsiębiorczość: lata 90. kontra XXI wiek
Transformacja ustrojowa w Polsce na początku lat 90. XX wieku otworzyła przed przedsiębiorcami zupełnie nowe możliwości. Likwidacja gospodarki centralnie planowanej oraz wprowadzenie zasad wolnego rynku oznaczały, że każdy mógł spróbować swoich sił w biznesie. Jednakże, prowadzenie działalności gospodarczej w tamtym czasie wiązało się z licznymi wyzwaniami. W kolejnej dekadzie polska gospodarka uległa znaczącym przemianom, co wpłynęło na zmiany w sposobie prowadzenia biznesu.
Biznes w latach 90.: dziki kapitalizm i wielkie możliwości Lata 90. to okres, który wielu przedsiębiorców określa mianem „dzikiego kapitalizmu”. Brak ugruntowanych regulacji i dynamiczne zmiany prawne sprawiały, że prowadzenie biznesu często wymagało odwagi, elastyczności i gotowości do ryzyka. Proces prywatyzacji przedsiębiorstw państwowych otworzył rynek na nowe inwestycje, a handel międzynarodowy, wcześniej ograniczony, stał się dostępny dla polskich firm.
Wiele osób zaczynało swoje działalności od podstaw. Popularne były małe przedsiębiorstwa, takie jak sklepy spożywcze, punkty usługowe czy firmy transportowe. Jednocześnie dynamicznie rozwijał się handel bazarowy – symbolem tego okresu stały się hale targowe, takie jak warszawski „Stadion Dziesięciolecia”. Biznes w latach 90. charakteryzował się niskim progiem wejścia, co oznaczało, że nawet osoby bez dużego kapitału mogły założyć własną firmę.
Jednakże, przedsiębiorcy tamtych czasów musieli mierzyć się z wieloma problemami. Brak doświadczenia w prowadzeniu firm, niewystarczająca wiedza o zarządzaniu finansami, a także niestabilność prawa gospodarczego często prowadziły do niepowodzeń. Na początku dekady kredyty były trudno dostępne, a wysokie stopy procentowe utrudniały inwestycje.
Zmiany w latach 2000–2010: profesjonalizacja i integracja z rynkami europejskimi Kolejna dekada przyniosła znaczące zmiany w polskim biznesie. Wstąpienie Polski do Unii Europejskiej w 2004 roku miało ogromny wpływ na gospodarkę. Przedsiębiorcy zyskali dostęp do funduszy unijnych, które stały się istotnym wsparciem dla małych i średnich firm. Rozpoczęto liczne programy wspierające innowacje, rozwój technologii oraz eksport.
W latach 2000. biznes w Polsce przeszedł proces profesjonalizacji. Firmy zaczęły korzystać z nowoczesnych metod zarządzania, a wiedza o prowadzeniu działalności gospodarczej stała się bardziej dostępna dzięki szkoleniom, literaturze fachowej i uczelniom ekonomicznym. Coraz większą rolę odgrywały technologie cyfrowe – przedsiębiorstwa zaczęły wykorzystywać internet do sprzedaży, marketingu oraz zarządzania.
Zmiany prawne i regulacje unijne przyczyniły się do poprawy stabilności prowadzenia biznesu. Jednocześnie przedsiębiorcy musieli dostosować się do nowych wymagań, takich jak standardy jakości, przepisy dotyczące ochrony środowiska czy procedury księgowe. Choć te zmiany wprowadzały dodatkowe obciążenia administracyjne, przyczyniły się do większej przejrzystości i bezpieczeństwa prowadzenia działalności.
Nowe wyzwania i rozwój konkurencji W latach 2000. polscy przedsiębiorcy musieli stawić czoła rosnącej konkurencji, zarówno krajowej, jak i zagranicznej. Wiele międzynarodowych korporacji zaczęło inwestować w Polsce, co zmusiło lokalne firmy do podnoszenia jakości produktów i usług. Rozwój sieci handlowych, takich jak hipermarkety, wpłynął na zmniejszenie znaczenia małych, niezależnych sklepów.
Jednym z głównych wyzwań było również dostosowanie się do zmieniających się preferencji konsumentów. Klienci stali się bardziej wymagający, oczekiwali lepszej obsługi i innowacyjnych rozwiązań. W odpowiedzi na to przedsiębiorcy zaczęli inwestować w szkolenia pracowników, rozwój technologiczny oraz działania marketingowe.
Dziedzictwo lat 90. a współczesny biznes Lata 90. były fundamentem, na którym oparto rozwój polskiej przedsiębiorczości w XXI wieku. Mimo wyzwań tamtej dekady, wielu przedsiębiorców tamtego czasu stworzyło marki, które przetrwały do dziś i stały się liderami w swoich branżach. Proces transformacji gospodarczej w Polsce był trudny, ale jednocześnie pozwolił na wypracowanie unikalnych doświadczeń, które do dziś wpływają na charakter polskiego biznesu.
Obecnie przedsiębiorcy mogą korzystać z narzędzi i zasobów, o których ich poprzednicy z lat 90. mogli tylko marzyć. Jednak fundamenty takich wartości jak elastyczność, odwaga i gotowość do podejmowania ryzyka wciąż są aktualne. Dzisiejsze firmy czerpią z lekcji wyniesionych z okresu transformacji, dostosowując się do zmieniającego się świata biznesu.
3 notes
·
View notes
Text
To uczucie gdy nie jesteś smutny ale czujesz wielką pustkę w sobie.
#smutne zycie#brak odwagi#brak nadzieji#zalamanie#brak chęci do życia#walka z emocjami#choroba#choroby psychiczne#stany lękowe#brak nadziei#nerwica lękowa#smutny cytat#smuteczki#pustka#brak przyjaciół#brak pomocy#moje myśli#nerwica#stany depresyjne
23 notes
·
View notes
Text

Chciałbyś skoczyć,ale brak Ci odwagi..
6 notes
·
View notes
Text
Głębokie przemyślenia i niespodziewane wyróżnienie!
7 lipca 2024
Do dziś muszę oddać jeszcze 2 prace. I zdać egzamin wieczorem :P.
I to będzie - mam nadzieję - koniec. Zdany rok. Mogę z siebie zrzucić ciśnienie. To ciśnienie i poczucie CZEKANIA na potwierdzenie zaliczenia jest dla mnie najcięższe i nieznośne. Bardzo to frustrujące.
Wczoraj:
Zacznę od tego, że mój przewiany lewy bark/bark wraz z mięśniami szyi do podstawy czaszki, który trochę "odpuścił" po regularnym traktowaniu go maścią końską - nie odzyskałam pełnej sprawności, nadal nie mogę swobodnie ruszać głową - przeszedł wczoraj niespodziewanie w ból zatok za uszami, doszedł ból gardła, paskudny katar. Yey! No i wychodzi na to, że mam pełnoprawną grypę. Przez stres. Kurwa.
Teraz siedzę zasmarkana, pod kocem, na wykładzie na słuchawkach i szykuję się do trzaskania ostatniej pracy zaliczeniowej.
Wczoraj w nocy dokończyłam edycję koszmarnie brzmiącego nagrania podcastowego: zaliczałam przedmiot nagrywając audycję. Masakra. Fakt: nauczyłam się przy tym dużo i fajne to, na przyszłość będę wiedziała co i jak, ALE pierwszy krok to kupno sensownego mikrofonu xD Bo to, jak brzmimy na nagraniu to jednak woła o pomstę do nieba. Nagrywając robiliśmy próby i weryfikowaliśmy w jakiej odległości od mikrofonu należy nagrywać, ale niestety wygląda na to, że różnica kilku centymetrów lub milimetrów była dla tego urządzenia decydująca. Ech. No, ale powinniśmy mieć 5. Jest wszystko co powinno być.
Wczoraj - chora - nie pojechałam na ćwiczenia, które już zdałam (zajęcia znowu trwały 12h pod rząd), pojechałam tylko na zajęcia z Dumbledorem. Ech.
No i tu mam trochę mieszane uczucia.
Okazało się, że pan odchodzi z uczelni. Bo się leczy na śmiertelną chorobę. I chyba ten fakt sprawił, że wyleciała z niego gorycz i przemyślenia o pracy na uczelni, o ludziach, o moralności, o perspektywie przyszłości, o głupocie. Ech. To było trudne do słuchania. Wczoraj, podczas 4h zajęć przeskakiwał od fascynacji światem i historią - którym przez cały semestr nas zarażał - po gorzkie przestrogi, okrutne sądy i pesymistyczne stwierdzenia.
Łatwo by było powiedzieć, że to po prostu stary człowiek u schyłku życia, który widział dość, by pozbyć się złudzeń, być może również nadziei, że ludzkość na świecie ma szanse przetrwać. Być może jego stan zdrowia też obdarł go z nadziei, kazał zdjąć różowe okulary i pogodzić się z niesprawiedliwością świata, systemów, rozgrywanych kart na scenie politycznej.
No nie wiem. To były dziwne zajęcia.
Ale też takie, że zapadają w pamięć.
Powiedział, że ma olbrzymie wątpliwości by wypuszczać z uczelni ludzi, którzy są cytuję "idiotami" i "debilami" - a diagnozował to przykładem: student 3 roku dziennikarstwa poproszony o rozpoznaniu na zdjęciu twarzy polityka nie wie, że patrzy na zdjęcie Zełeńskiego. Albo student 3 roku dziennikarstwa muzycznego poproszony o rozpoznanie na portrecie Beethoven nie miał pojęcia na jaką postać patrzy. A oświecony, że to Beethoven nie potrafi wymienić żadnego jego utworu. Żadnego! Student dziennikarstwa muzycznego!
Ech...
Zatkało mnie to, ale też weszłam z nim w polemikę, że takie etykietki są niesprawiedliwe. Ja mam 30 lat i z łatwością z panem Dumbledorem (ponad 70 lat) dyskutuję, bo mam doświadczenie, mam za sobą wdrożenie w dorosłość. A reszta młodych studentów to typy, którzy przeżyli pandemię i polski system edukacji: NIKT ich nie nauczył dyskusji, jeszcze nie byli też zmuszeni nauki dyskutowania i odwagi by pytać, zwykle pytania były ganione, bo przecież znowu inna grupa, nauczyciele, musieli zrealizować program i kropka. Jestem przekonana, że oni - studenci, nawet z mojej grupy (bo też ich nazwał głąbami, przypomniał, że dał im szansę na początku zajęć by podzielić się tym, co ich jara i nikt oprócz mnie nie chciał o niczym opowiadać, ba! Ofukał ich "idiotyzm", ograniczenie wyrażane poprzez brak szacunku - bo gdy ja mówiłam kilkoro gadało, oczywiście kółeczko adoracji ciacha grupowego) jak uporają się z własnymi ograniczeniami i młodzieńczymi problemami w większości będą chcieli się dzielić zajafkami ze światem. Po prostu... czasami kapitał kulturowy jest ograniczony ze względu na środowisko z jakiego wyrastamy. Czasami nie ma przestrzeni czy siły na robienie czegoś nowego: niektórzy studenci po prostu działają w trybie przetrwania - praca-dom, cały weekend na uczelni i znowu praca. Niektórzy wciąż poszukują drogi dla siebie. Biorąc to pod uwagę uważam, że mówienie przed całą grupą o swoich fascynacjach, narażając się na łatki i odrzucenie społeczne - bo tak wyglądała społeczność w liceach, a to jedyna reakcja grupy rówieśniczej, którą znali. Oni nie mieli okazji dotąd przekonać się, że można inaczej, a to inaczej to też jest dla nich coś tak kosmicznego i dziwnego, że chwilę zajmie zanim się z tym zaznajomią. I jeszcze chwilę zanim się odważą tego "inaczej" używać. O ile będą mieli na to przestrzeń i warunki oczywiście!
Ech.
To była bardzo ciekawy wykład/ćwiczenia, dyskusja.
Bardzo. Rozmawialiśmy o muzeach, o obrazach, o kultowych opowieściach itp.
Miałam też okazję podzielić się fascynującą historią Artemisii Gentileschi, którą miałam okazję oglądać jesienią we Włoszech. Opowiedziałam o tym, jak artystka namalowała swoją interpretację "Zuzanny i starców" - to historia bodaj z Biblii, o dziewczynie, która chciała "dochować cnoty", a którą chcieli wykorzystać seksualnie starcy. Ech. Zamawiał chyba papież, albo inny kleryk, a tu niespodzianka, bo artystka Artemisia namalowała swoje własne uczucia: to jej twarz ma Zuzanna, a jeden z mężczyzn (ciemnowłosy) to jej dawny gwałciciel. "Cnotliwa" Zuzanna miała twarz wykrzywioną gniewem, a w ręce trzymała nóż. Gdy zleceniodawca zobaczył gotowy obraz... kazał Artemisii przemalować obraz tak, aby Zuzanna była faktycznie "cnotliwa". Ech. No i Artemisia przemalowała... ALE dzięki zdjęciom UV można zobaczyć jak wyglądał oryginał, obecnie przykryty warstwą farby...

Zajęcia z Dumbledorem to istna przyjemność, tematy do rozmów mi się z nim nie kończą, wymieniamy się ciekawostkami, fascynacjami itp. Z dygresji, do dygresji. I wszystko ciekawe, fascynujące, dowcipne. Po prostu tak budujące!
I nagle, tak w 3h zajęć, facet zapytał mnie jak i gdzie pracuję. Tak na forum całej grupy. Odpowiedziałam mu. Już drugi raz mnie o to pytał, za pierwszym razem, gdy w maju oddawałam mu pracę zaliczeniową. Nadal mi się to wydaje jakieś takie... przekraczające granice. Bo po prostu ja się tego boję - że ktoś chce o mnie wiedzieć rzeczy ze sfery "prywatnej". Ale tak obiektywnie facet chyba nie ma jakiś złych zamiarów... Anyway: wczoraj ze znacznie mniejszymi oporami, ale wciąż trochę zachowawczo mu odpowiedziałam gdzie pracuję. I jak pracuję. I że szukam pracy. Zapytał czy uczę ludzi - powiedziałam, że nie. Zastanowił się i oznajmił, że podjęłam złą decyzję w sprawie studiów, że powinnam iść na ASP, na kierunek, który... no właśnie. Podał nazwę kierunku, który wiem od jakiś 6 lat, że CHCĘ zrealizować, ale to tylko studia magisterskie! A on w śmiech, że nie wiedział. I że widzi mnie jak najbardziej na ASP, a potem w tej pracy, jaką można mieć po tym kierunku. Jejku, tak się ucieszyłam! OMG, on to z samego rozmawiania ze mną dostrzegł. Byłam wzruszona. A potem Dumbledore zawahał się i przeszedł do anegdoty... Powiedział, że w swojej karierze naukowo-akademickiej uczył setki, jak nie tysiące studentów i tylko jakaś 20-stka to byli ludzie, którzy mieli potencjał, które były nieprzeciętne zdolne, inteligentne i on sobie za taki cel wziął by tym osobą pomóc w karierze. Opowiedział jak pomagał w starcie swoim studentką i studentom wejść na wysokie stanowiska po prostu poręczając ich zdolności, kompetencje itp. Dlatego, cytuję "ma pani numer do mnie. Jeżeli skończy pani studia i będzie chciała Pani pracować w jakimś konkretnym miejscu, a ja jeszcze wtedy będę żył, gdyby potrzebowała pani wtedy rekomendacji, albo pomocy ze znalezieniem bardzo dobrej, odpowiedzialnej pracy - proszę zadzwonić. Pomogę pani. Widzę, że pani daleko zajdzie, widzę, że ma pani niesamowity potencjał, wiedzę i fascynację."
O FUUUUUUCK O.O
A potem pan Dumbledor - nadal przy całej grupie studentów (niezręcznie jak cholera) - powiedział, że wyróżniam się, że jestem niezaprzeczalną liderką w tej grupie, że potrafię mówić o tym, co mnie ciekawi i jara, że na tle mojej grupy jestem jak perła, a cała reszta, która od 2h milczy to ciemna masa i "debile" z wyboru.
O FUUUUUUUUCK!
Jak mi było dziwnie - trochę mnie to podbudowało, a trochę odczułam to jak niedźwiedzią przysługę - bo ta część grupy, która mnie nie lubi teraz znielubi mnie bardziej.
Po zajęciach opowiedziałam o tym mojemu narzeczonemu (który na mnie czekał pod drzwiami, ale o tym zaraz) - szoooook ofc. Byłam cała taka... poruszona! Dużo uczuć czułam (i nadal czuję) i niektóre są sprzeczne. Zaskakująco emocjonalne i wstrząsające były te 4h zajęć. Naprawdę! O fuck! Niesamowity specjalista, erudyta, fascynat kultury powiedział coś tak miłego o mnie! Jednocześnie tak bardzo ubliżył wszystkim innym! I zwiastował nam wojnę! I mówił o doskwierającej samotności! O borze liściasty, jego monolog o odczuwaniu samotności w grupie ludzi to było coś tak poruszającego! Moja koleżanka z ławki szepnęła mi wtedy, że "rel" uczucie, że też czegoś takiego doświadczyła, a ja słuchałam tego ze smutkiem... bo znam też to uczucie, ono jest cholernie trudne i bolesne. A jednak - w przeciwieństwie do pana Dumbledore'a - mam już inne spojrzenie na samotność dzięki terapii: JAKO LUDZIE ZAWSZE JESTEŚMY SAMOTNI. Ta świadomość jest ZAWSZE bolesna. Zawsze... To niesamowicie głeboki temat na rozmowę z terapeutką moim zdaniem. I z samym sobą. Ale słuchając pana Dumbledore'a miałam poczucie, że on nigdy nie miał możliwości, ani przywileju by skorzystać z takiej terapii. Jego terapią był alkohol - o czym mówił nam na zajęciach. A alkohol to przecież depresant... i teraz, kiedy mój wykładowca jest śmiertelnie chory i prawdopodobnie mniej pije, a na pewno nie tak często, jakby chciał by uśmierzyć te trudne myśli, ból istnienia i samotność - TERAZ ta samotność dla niego jest bardziej dotkliwa niż kiedykolwiek. Nie mówiąc o samej walce z własnym organizmem... Czułam, że powinnam go wysłuchać. Po prostu. I to aktywne słuchanie - tak czułam- było wystarczające w relacji studentka-wykładowca. Jednak tak tego człowieka lubię, że mam nadzieję, że będzie mógł porozmawiać z psychologiem, że sobie na to pozwoli... Czułam współczucie, ale też zrozumienie, czułam głęboko, że ten człowiek słowami maluje gamę głębokich uczuć, które też kiedyś były moim udziałem. Ale też czułam jak się szarpał z widmem śmierci, jak buzował w nim gniew, któremu dał upust wyjątkowo podczas tych zajęć. To naprawdę były wyjątkowe 4h...
Ale, gdy wyszłam z sali wciąż też drżałam z ekscytacji: zarazem zostałam WYRÓŻNIONA - nie wiedziałam czy się jarać czy mdleć ze strachu: nigdy nie byłam wyróżniana, jako "najlepsza", szczególnie z polskiego czy literatury, zawsze wiedziałam przecież masę niepotrzebnych rzeczy, a nie zwracałam uwagi na te, które nauczyciele uważali za ważne. A tu nagle: właśnie te moje dziwne ciekawostki zyskały pochwały! To jest dla mnie tak niesamowite! Euforyczne! Ja ciągle wątpię w siebie, wiem, że to uczucie we mnie, ten syndrom oszusta, było budowane latami; że to wynik systemu w zderzeniu z niezdiagnozowanym ADHD, brak kapitału kulturowego i traumatyczne przeżycia, że pomimo terapii nie tak łatwo te wszystkie wewnętrzne przekonania i mechanizmy przestawić. Znam fakty, one pomagają mi powstrzymać gonitwę myśli. Ale "w tle" myśli gonią i tak, jakby odpalone starym mechanizmem: zostałam wyróżniona w grupie ludzi, więc powinnam czuć wstyd, bo pewnie wyróżnia się mnie jako przykład braków, złej interpretacji zadania, olbrzymiej ilości błędów itp. Wiem, że zostałam wyróżniona na forum pozytywnie, a mimo tego w środku tym silnej czuję, że powinnam się zapaść pod ziemię ze wstydu, bo takie wyróżnienie oznacza ostracyzm i wyśmianie, naganę, krzywdę. To silniejsze ode mnie. Taki mechanizm się włącza i trudno go zatrzymać. Z wysiłkiem przypinam swoją uwagę do faktów: do słów, które usłyszałam, a nie do ich mylnej interpretacji. Czuję to zawsze jako ciężką pracę, cały czas myślę, że inni robią coś lepiej niż ja, więc muszę się podwójnie postarać, a potem prowadzić we własnej głowie dialog tej dorosłej-mnie-z-teraz z tym głosikiem spanikowanej-dziewczynki-z-kiedyś, która stara się czasem ponad własne siły, aż do paniki, by być dobrym dzieckiem: muszę jej mówić "Wróć do faktów, zrobiłaś to zadanie poprawnie, najlepiej jak potrafiłaś. Faktycznie, byś może mogłabyś coś zrobić lepiej, ale to okay popełniać błędy. Jesteś wystarczająca, teraz wiesz co jest dla ciebie trudne i na co zwracać uwagę. Jestem z ciebie dumna, ze dałaś radę. Nie bój się, ochronię cię, jestem tą dorosłą osobą, która nie pozwoli cię skrzywdzić."
Uff... nadal trawię to co wczoraj usłyszałam...
Opowiedziałam o tym mojemu partnerowi.
No właśnie!
Bo umówiliśmy się, że mam się kurować, a na zajęcia pójść dopiero na wystawianie ocen u Dumbledore'a (czyli z pominięciem tych pierwszych 5h zajęć, które przespałam w łóżku, nafaszerowana Ferveksem). Obydwoje po tych zajęciach mieliśmy kończyć, więc mieliśmy się spotkać przy samochodzie.
OMG! Przeżywam teraz coś tak dla wielu osób normalnego, a co nie było dotąd moim udziałem! Mój chłopak, z którym chodzę na uni (!), który jest na starszym roczniku (!), czeka na mnie po zajęciach, bo chce, abyśmy razem wrócili do domu. To jest takie... studenckie! I takie... partnerskie! I po prostu takie fajnie! <3 Dbamy o siebie, wspieramy się. Normalnie cudo!
Niemniej mój chłopak skończył wcześniej i czekał na mnie na korytarzu. Słuchając mojej relacji z zajęć rozpłynął się i powiedział, że bardzo mnie kocha i jest ze mnie bardzo dumny.
A potem opowiedział o swoich zajęciach - okazało się, że on też dostał pochwałę u swojego wykładowcy i zaproszenie na taki festiwal, który ten pan organizuje. Mega!
A potem... Ech. Coś mnie podkusiło - chyba ten głosik "spanikowanej-dziewczynki-z-kiedyś, która stara się czasem ponad własne siły, aż do paniki, by być dobrym dzieckiem" - by zadzwonić do mamy. I jej opowiedzieć o tym jak wykładowca mnie wyróżnił i skomplementował. Mama wysłuchała zdziwiona, westchnęła do słuchawki i zapytała czy tego pana nie zanudziłam swoim przydługim gadaniem. Że typ po prostu nie wie ile ja potrafię paplać o wszystkim. Ale to miłe, że mnie wyróżnił.
Było mi przykro. Chyba chciałam, zeby powiedziała mi, że jest ze mnie dumna, że w końcu ma to dziecko, które nie tylko mówi, że się nauczyło, a do domu wraca z 3, ale faktycznie ma to dziecko, które nie dość, że się nauczyło to jeszcze zostało za to docenione i wyróżnione. Ech. chyba tak... Wydawało mi się, że przerobiłam i zamknęłam temat akceptacji ze strony mamy tego, kim jestem, ale teraz sama nie wiem. Może po prostu okoliczności (bycie studentką) cofają moje zachowania i reakcje do tamtego okresu? Nie wiem.
Poprosiłam mamę by zamiast mnie dołować po prostu mi pogratulowała. Mama wtedy serdecznie i z miłością powiedziała "Gratuluję, moja kujonko!" - przy czym "kujonka" w ustach mojej mamy to komplement. Ona całą swoją edukację miała łatkę "fajnej kujonki", która zawsze miała 5, która pomagała koleżanką na egzaminach itp.
I mimo wszystko mam mieszane uczucia.
Ze wszystkim.
Również z tym, że moja siostra walnęła coś takiego 2 dni temu, że miałam już na ten temat z moim narzeczonym z jakieś 3 rozmowy, bardzo poważne. Zachwiało nim to, co wyznała moja siostra. Ech... ale siostrą zajmę się jutro.
Teraz idę trzaskać zaliczenia i szykować się do egzaminu.
5 notes
·
View notes
Text
Po tygodniu lepszego odżywiania nabrałam odwagi by w końcu stanąć na wagę. No i mam 2 kg więcej niż przy ostatnim ważeniu miesiąc temu. Smuteczek, ale też czego się było spodziewać po 3 tygodniach jedzenia z nadwyżką kaloryczną..
No nic, przynajmniej wiem na czym stoję. 65 kg to jakaś magiczna bariera, osiągnęłam tą wagę jakoś w październiku i od tego czasu szarpię się aby gora-dół. Co sobie schudnę, to sobie przytyję i tak w kółko 😆
Dieta wpłynęła na moje plany majówkowe, a raczej ich brak.. Chciałam pojechać do domu, ale to by się skończyło znowu wpieprzaniem, a ja jeszcze w pełni nie podniosłam się po ostatnim upadku. Więc siedzę u siebie i się póki co nudzę. W dodatku boli mnie dziś głowa :/ no ale zaraz idę na długi spacer, bo pogoda piękna :)
8 notes
·
View notes
Text
Martwię się, gdy nie widzę nigdzie jej aktywności, ale brak mi odwagi by zadzwonić...
2 notes
·
View notes
Text
Nie wiem, czy mi uwierzycie, ale kiedyś tutaj poznałem miłość swojego życia. To był przypadek, jeden z tych, które zmieniają wszystko. Napisała do mnie, bo przeczytała moją notkę – prostą, szczerą, pisaną dla samego siebie. Napisała, bo czuła podobnie. A ja? Ominąłem jej słowa, jakby bez wiary, że mogą być ważne. Odpisałem dopiero po roku, gdy samotność przebiła moją niechęć do ludzi. Rozmowa z nią była jak delikatny wiatr, który z czasem przeradza się w burzę – najpierw niewinna, spokojna, potem coraz bardziej namiętna, pełna emocji. Poznawaliśmy się powoli, kawałek po kawałku. Wtedy jeszcze nie wiedziałem, że zakocham się w niej do szaleństwa. Że stanie się dla mnie wszystkim. Zawsze była w moim życiu gdzieś na skraju – jak ciepłe światło latarni w oddali. Nawet kiedy kontakt się urywał, jej obecność pozostawała tłem mojej codzienności. Ta jedna notka, tamta chwila – związały nas na zawsze. Dzięki niej poznałem kobietę, która była piękna – w duchu i ciele – do tego stopnia, że aż obawiałem się jej blasku. I może właśnie ten strach mnie zgubił. Zakochałem się. Głęboko, do szaleństwa. Tak, jak można zakochać się tylko raz w życiu. I straciłem. Nie dlatego, że ona odeszła – to ja odszedłem. Nie dlatego, że nie była mi wierna – uwierzyłem we własne lęki i podszepty innych. Nigdy nie zapytałem jej o prawdę. Zakończyłem wszystko, zanim mogła mnie zranić. Może to ja bałem się kolejnego rozczarowania, kolejnego ciosu w serce, które już wcześniej nosiło zbyt wiele blizn. Zostawiłem ją, choć serce krzyczało, by zostać. Nie zapytałem, nie zawalczyłem. Po prostu pozwoliłem jej odejść. Bałem się, że cierpienie mnie zniszczy, a tymczasem zniszczył mnie brak odwagi. Minęły lata. Ona jest teraz z kimś innym. A ja? Wmawiam sobie, że tak lepiej. Że on daje jej więcej szczęścia, niż ja bym mógł. Ale prawda jest taka, że do dziś myślę o niej – w każdą rocznicę, w każdą zwyczajną noc, kiedy cisza staje się zbyt głośna. Czasami cisza przywołuje jej obraz – drobne gesty, każde słowo, które od niej usłyszałem. Tkwią we mnie jak echo dawnego szczęścia. Pamiętam, jak się śmiała, jak delikatnie układała głowę na moim ramieniu. Jak każdy jej uśmiech rozświetlał moje dni. Te wspomnienia są jak blizny – bolesne, ale przypominające, że kiedyś naprawdę kochałem. Wielka miłość zostawia po sobie wielką pustkę. Można zakochać się łatwo, ale kiedy tracisz miłość swojego życia, to nie jest coś, co można po prostu zapomnieć. Zrozumiałem, że uczucia potrafią być jak blizny – zostają, nawet gdy rany się zagoją. Piszę to, bo chciałbym kiedyś sobie wybaczyć. Chciałbym uwierzyć, że zrobiłem to dla niej – że pozwoliłem jej odejść, by była szczęśliwsza. Ale prawda jest taka, że to ona dała mi najpiękniejsze chwile mojego życia. Chwile, które będę nosił w sobie aż do końca. I choć wiem, że nie można wrócić do przeszłości, część mnie zawsze będzie jej szukać – w każdej nutce, w każdym śnie, w każdym ulotnym wietrze.
0 notes
Text
Dlaczego ten miesiąc jest tak kurewsko beznadziejny? Czuję się jakbym tonęła w bagnie z którego nie mogę się wydostać, a każda chwila obracała się przeciwko mnie.
Zrobiłam kilka zamówień, ale każde ubranie, na które czekałam z niecierpliwością, okazało się porażką. Wszystko zwróciłam, bo nic mi się nie podobało. Paczki, które miały być pewniakami, po prostu nie dojdą, choć obie firmy obiecały że będą w piątek. To jakby cały wszechświat sprzysiągł się przeciwko mnie.
Wydaję kasę, której i tak nie mam, by poczuć choć odrobinę radości, a kończy się tym, że wyrzucam 3 tysiące na ubrania, których nawet nie chcę. Zatrzymałam trzy rzeczy. Trzy jebane ubrania, które nie poprawią mojego nastroju ani wyglądu. A paznokcie? Zrobiłam je, bo chciałam poczuć się chociaż trochę lepiej, a wyszło jak zawsze. Zgniły błękit, jakby odzwierciedlały moje własne życie.
Już nawet nie wspomnę o tym że zapomniałam się umówić na paznokcie u rąk z ekscytacji na ubrania które i tak nie doszły.
Ćwiczę więcej niż kiedykolwiek, daję z siebie wszystko, a co dostaję w zamian? Kolejne kilogramy. Przytyłam, zamiast schudnąć. Jakby moje ciało też chciało mi powiedzieć: „i tak ci się nie uda”.
Jestem wykończona, ciągle zmęczona, jakby życie wysysało ze mnie każdą odrobinę siły. Każdego dnia budzę się z myślą, że muszę przetrwać, że muszę jakoś dotrwać do końca dnia. Nawet wyjazd, który miał być ucieczką, staje się źródłem stresu. Mam dwa outfity na osiem dni. Dwa żałosne komplety. A przecież powinnam jakoś wyglądać przy nim żeby znów nie zainteresował się inną.
W domu jest taki bałagan, że czuję się jak menel w norze. Staram się sprzątać, ale każdy ruch wydaje się bezcelowy. Wszystko mnie przerasta, wszystko przypomina mi o tym, jak bardzo nie radzę sobie z własnym życiem. Nawet na studiach nie mogę odnaleźć siebie. Tak kurewsko żałuję że wzięłam warunek, że nawet nie spróbowałam tego poprawić. Napisałam wniosek, ale odpowiedzi brak. Ta niepewność zabija mnie od środka. Co, jeśli drugi rok mnie zabije? Co jeśli znów zjebie? Nie mam nawet jednej przyjaciółki.
Za miesiąc w budżecie domowym będzie o 5 tysięcy mniej wypłaty. Jak mam to wszystko ogarnąć? Jak opłacić rachunki? A hotel na studia kosztuje teraz prawie dwa razy więcej niż wcześniej. To wszystko mnie przytłacza. Boję się, że nie poradzimy sobie finansowo, że utoniemy znowu w długach, zanim jeszcze zdążymy wyjść na prostą.
Moje zęby są coraz w gorszym stanie, jedne niszczą się od drugich, są całe połamane i czarne. Kiedy patrzę w lustro, widzę tylko je. Przeraża mnie to, jak od dzieciństwa się z tym zmagam, jak przez tyle lat byłam prześladowana i nadal muszę żyć z tym. Nawet nie mam odwagi się uśmiechnąć żeby nie odstraszyć ludzi.
Mam dość bycia tą grubą bezzębną dziewczyną.
Tak kurewsko tęsknię za osobami które mnie rozumiały, które lubiły mnie słuchać. Z którymi mogłam rozmawiać do rana i tematy nigdy się nie kończyły. Chciałabym tylko wrócić na jeden dzień do osób którym naprawdę zależało, przy których czułam się wyjątkowo. Boję się że już nigdy nie poczuje tego uczucia. Czuję się tak kurewsko samotnie, jestem tak zmęczona byciem wszystkim dla wszystkich, a niczym dla siebie. Tęsknię za czasami, gdy czułam się kochana, kiedy byłam ważna dla kogoś, gdy ktoś chciał mnie naprawdę poznać. Teraz czuję się niewidzialna, nawet dla samej siebie.
Boję się dorosłości, bo przeraża mnie myśl, że zawsze będę nikim. Że nie potrafię się zmienić, że na zawsze zostanę tą grubą, bezzębną dziewczyną, której nie widać. Mam 22 lata i nadal nie osiągnęłam niczego, nadal jestem nikim. Czuje że nigdy nie znajdę pracy, skończę na utrzymaniu innych, nigdy nie będę samodzielna, niezależna.
Chciałabym mieć przyjaciela, kogoś, kto mnie rozumie, kto mnie nie zostawi, kto będzie dla mnie wsparciem. Tęsknię za czasami, kiedy czułam się ważna. Za tymi rozmowami na Discordzie, które były jedynym światłem w mojej codziennej ciemności. Teraz wszystko jest inne, cięższe, bardziej przytłaczające.
A mój związek? To smutna rutyna. Jesteśmy razem tyle lat, a on nadal nie potrafi zrozumieć, co jest dla mnie ważne. Nie wie, czego potrzebuję, nawet nie próbuje się dostosować. Jakby całe moje życie było dla niego czymś obcym, czymś, co może zignorować. Moje potrzeby, marzenia, wszystko wydaje się tak mało znaczące. A ja czuję, że marnuję swoje lata, próbując udowodnić, że to może się udać.
Jestem zmęczona. Zmęczona byciem nikim. Zmęczona ciągłą walką, która nigdy się nie kończy. Przeraża mnie myśl, że kolejny miesiąc będzie taki sam.
~ 20.09.2024
0 notes