#nauka herbaty
Explore tagged Tumblr posts
josephinee0 · 25 days ago
Text
Tumblr media
Hejka motylki i gąsieniczki!!
Przepraszam, że ostatnio nic nie wystawiałam ale nie miałam siły i moja mama zaczeła coś podejrzewać (jestem ugotowana💀), ale całe szczęście już chyba powoli o tym zapomina. Zaczynam fasta i chce nim pobić mój rekord (narazie jest to 34h). Trzymajcie za mnie kciuki!!!
♡Co mogę zrobić podczas fasta:
-pić wodę/napoje zero/herbaty niesłodzone
-rzuć gumę (bez tego nie dam rady)
♡Co muszę zrobić:
-przynajmniej 1,75l wody dziennie
-przynajmniej 5k kroków
♡Lista rzeczy, które pomogą mi przestać mysleć o jedzeniu:
-nauka!!! (Muszę się podciągnąć w nauce bo ostatnio byłam zbyt leniwa a mam trochę zaległości)
-rysowanie
-czytanie
-spacerki
-gra na instrumencie
-granie w gry
-oglądanie filmów/seriali
-słuchanie muzyki
-robienie biżuterii (chciałabym się tego nauczyć)
Ostatnio zauważyłam że odchudzanie za bardzo zawłada mną i przez to nie skupiam się wgl na moich innych zainteresowaniach więc postaram się nad tym popracować!!!
Dobrego dnia/nocy motylki!!!
9 notes · View notes
motylkowyblogsworld · 2 years ago
Text
Głód🔽
Gumy do żucia
Kawa
Herbata
Woda
Erytrol jeśli ktoś bardzo chce jeść XDD
Jakieś tabletki na gardło
Lodowe cukierki
Napoje zero cukru
Kartka papieru💀
Może jakaś tabletka na apetyt
Lizaki
Zajęcie na głód
Gry logiczne typu wykreślanki, rebusy itd.
Spanie
Długi spacer i muzyka
Może czytanie książek jak ktoś lubi
Oglądanie ciekawych filmów ( najlepiej przy tym coś pic aby przy „stresującej scenie” mieć pod ręka coś do picia niekaloryczmego niz tuczące jedzenie
NIE SIEDŹ CZĘSTO PRZY BIURKU, TO SPRAWIA ZE MÓZG OCZEKUJE NA JEDZENIE PODANE NA STÓŁ PRZEZ CO BARDZIEJ MYSLIMY O JEDZENIU
Robienie makijażu
Gra komputerowa
Rozmowa z kimś przez telefon na kamerkę
Sprzątanie ( szafek, pokoju, łazienki itd. )
Rysowanie czy tworzenie jakiś artystycznych „dzieł”
Nauka🤧
Intensywny trening
Leżenie i oglądanie tiktoka😃
Zakupy (najlepiej nie w supermarkecie ale np do galeri, lumpy, pepco czy inne takie sklepy. Nawet jeśli nie macie pieniedzy to aby popatrzec.)
Co aby jeść mniej?
Nie kupuj na zapas
Jedz dużo ale z mniejszymi kaloriami
Dużo białka
Jedz powoli to nie wyścigi
Mów sobie ze jedząc mniej szybciej osiągniesz to co chcesz
Pij dużo herbaty/kawy
Staraj wyznaczać pory jedzenia
Nie dawaj sobie dużych przerw między kolejnymi posiłkami
Nie rób często głodówek
Powoli obcinaj kalorie
Nocne przejadanie ( jak uniknąć?)
po pierwsze, daj se czas na pierwszy raz wiadomo ze nie wyjdzie ci najlepiej musisz w praktyce powoli przyzwyczajać sie żyć bez tego nawyku. Napisze ci pare porad które mogą ci pomoc w usunięciu złego nocnego jedzenia
Nie zanudzaj sie (oglądaj film, czytaj książkę coś aby odwrócić uwagę, tak naprawdę jesz z nudów w większości przypadkach)
Jedz później lekka kolacje
Wypij bezkofeinowa kawę
Zrób zimna kąpiel przed kolacja ( zimna kąpiel sprawia ze chce nam sie bardziej spać )
Nie trzymaj słodyczy w szafkach
Staraj sie więcej pic np napoje zero czy herbaty
Wcześniej zasypiaj
Wmawiaj sobie ze zjesz „te jedzenie” jutro na śniadanie
Jeśli jesz bo czujesz smutek czy inna zła emocje, usiądź przy biurku zrób ulubiony napój ( nie musi być bez kalori ale najlepiej jakby nie zawierał ich za dużo ) i zacznij rysować to co siedzi ci w głowie PAMIĘTAJ ZŁE EMOCJE NIE ZNIKNĄ JAK ZACZNIESZ JEŚĆ,
Jesli będziesz chciała akurat zjeść weź gumę lub lizaka aby robiąc np coś na telefonie twój mózg myślał ze czymś sobie przekąsasz
Postaraj się nie siedzieć przy stole ani nie myśleć o jedzeniu
Jak nie jeść słodyczy? Lub jak je ograniczyć.
Znajdź alternatywne zdrowsze zamienniki no chipsy= chipsy bananowe jabłkowe, wafle czekoladowe=wafle ryżowe itd mogą tez być chrupki kukurydziane zamiast chrupek chetosy
Jak każdy mówi słodycze zamień na owoce ale nie u każdego jest to łatwa sprawa wiec TAK zamień słodycze na owoc ale rób to powoli czyli wybieraj słodycze z najmniejsza ilością cukru i dodawaj do diety więcej owoców i może i warzyw ( możesz tez słodycze w formie zdrowej, jak to napislaam wcześniej chipsy jaki chipsy bananowe itd. )
Używaj erytrotylu zamiast cukru z kaloriami
Nie kupuj ich na zapas
Nie chodz często na regał ze słodyczami w sklepie
Nie usuwaj ich odrazu ze swojego życia, stawiaj sobie limity lub jedz w nagrodę
SŁODYCZE TO CHWILA PRZYJEMNOŚCI A KALORIE LECĄ W GÓRĘ PAMIĘTAJ!!!!
Tez wiedz ze jak zjesz raz lub dwa 2000/2500kcal to nie przytyjesz, to sól która została w organizmie przez słodycze. Nie obwiniaj siebie każdemu się zdarza kolejny dzień kolejna kartka musisz dać z siebie wszystko, czasami lepiej jest zrobić se dwa dni od przerwy zjeść bardzo dużo tych kalori a następnego dnia zjeść polowe mniej i szybciej chudnąc
121 notes · View notes
sweet---sunshine · 1 year ago
Text
Bardzo chcę wrócić do swojego cyklu dnia z 2020/21 roku bo wtedy schudłam najwięcej i strasznie za tym tęsknię, uznałam, że może gdy napisze swoje zasady z wtedy da mi to jakąś motywację do zaczęcia od nowa. Więc oto one:
Dziennie maksymalnie 500 kalorii, raz w tygodniu coś w stylu metabolism day ale raczej nie więcej niż 1200
Woda z cytryną (około 2-3 litrów) + przynajmniej dwa kubki herbaty najlepiej jakieś ziołowej
Zimne prysznice/kąpiele CODZIENNIE
100 pajacyków przy każdym wejściu do łazienki (nigdy nie lubiłam ćwiczyć więc w sumie to była dobra alternatywa dla jakiś wielkich treningów)
Dużo warzyw i owoców
Ograniczać słodycze do minimum
24h fasta przynajmniej 3 razy w tygodniu
Ważenie codziennie, mierzenie co tydzień
Codziennie nauka a w przerwach od niej jakieś ćwiczenia (jak wspomniałam wcześniej, nie bardzo lubię ćwiczyć więc zazwyczaj jakieś brzuszki, deska, pajacyki, przysiady)
Nie do końca pamiętam w jakim czasie zrzuciłam kilogramy ale obstawiam, że jakoś 2-3 miesiące z 72 do 56kg. Mam zamiar znowu zacząć stosować się do tych zasad i liczę, że uda mi się jeszcze coś zrzucić przed końcem wakacji
12 notes · View notes
ijona-cho · 1 year ago
Text
Dziennik 15.10.2023
Wcześniej liczyłam kalorie ,i zapisywałam je w notesie ,ale zdecydowałam że będę je pisać również w dzienniku blogowym. W dzienniku będę zaokrąglać kalorie jak coś.
Śniadanie.-Serek wiejski-130kcal ,kromka chleba żytniego-60kcal
Obiad-Dwa kotlety z kalafiora-80kcal
Kolacja-Sałata-15kcal, pół pomidora-15kcal, kromka chleba żytniego-60kcal, dwa kotlety z kalafiora-80kcal
190+80+170=440kcal
limit=450kcal
Na styk he he 😅
Inne-Nie wiem już ile wody, 5 szklanek zielonej herbaty, 4 gumy.
Ćwiczenia-2h 12min spaceru≈400 kcal (dziś szybko poszła mi nauka więc zrobiłam sobie dodatkowy spacerek) 1h 20 min biegania≈500kcal
Zjedzone-440 kcal
Spalone-900kcal≈
Dzisiejszy dzień udany ☺️
7 notes · View notes
30kglena · 1 year ago
Text
Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media
Plany na wrzesień
🩰 🎀 🍽️ 🏫 🦋
⋆。°✩limity w tygodniu 600kcal weekendy : 700kcal
⋆。°✩kup woreczki foliowe na jedzenie
⋆。°✩ spalaj w krokach conajmniej 200kcal a w domu ułóż plan treningowy na conajmniej godzinę cwiczen
⋆。°✩zainwestuj w zegarek liczący kcal
⋆。°✩ zawsze miej przy sobie wodę i gumy
⋆。°✩ zawsze miej pieniądze na kawkę z Starbucksa
⋆。°✩ codziennie się rozciągaj
⋆。°✩ duzoo zielonej herbaty
⋆。°✩ przyłóż się do lo i w ostateczności ściągaj
⋆。°✩nauka
⋆。°✩Przyłóż się do szkoły baletowej (proszę cię zdajesz do najlepszej w kraju w czerwcu wiec musisz się przygotować)
⋆。°✩ zero alkoholu
⋆。°✩Ogranicz palenie wszelkich wyrobów tytoniowych
⋆。°✩ no drugs
⋆。°✩zawsze wyglądaj clean
⋆。°✩ zawsze miej kosmetyczke z najważniejszymi rzeczami
⋆。°✩Ćwicz na wf
⋆。°✩ ładny makijaż , zawsze ułożone włosy zawsze czyste ciuchy i zawsze ładny zapach
⋆。°✩ bądź perfekcyjna
7 notes · View notes
uderzamobeton · 10 months ago
Text
Dzień 1 z 20 do studniówki
Zjedzone: 973 kalorie
Spalone: 735 kalorii
Płyny: 2,2 l
Podsumowanie:
Pierwszy dzień zaczynam dużą motywacją. Wstałam około 9 i na śniadanie zjadłam 5 suszonych śliwek (77 kalorii) i wypiłam duży kubek herbaty. W ciągu dnia cały czas piłam zieloną herbatę podczas nauki przez co dużo mi wyszło wypitych płynów haha. O 13 jadłam obiad z rodziną: ziemniaki (104 kalorie), buraczki (34 kalorie), schab (274 kalorie) i sos grzybowy (27 kalorii). Średnio miałam ochotę jeść, ale żeby się nie czepiali to się poświęciłam. Ogólnie mam we wtorek i środę egzaminy więc praktycznie większośc dnia była nauka. Żeby jednak nie siedzieć cały czas tylko przed komputerem robiłam Pajacyki (w sumie 310 mi wyszło). Na kolację zjadłam chleb (127 kalorii) z tofu (248 kalorie) I rzodkiewką (12 kalorii), a potem jeszcze mandarynkę (69 kalori). Koło 17 poszłam na spacer (straszniee zmarzłam 🥶), a potem jeszcze trochę się pouczyłam, spakowałam i poszłam odhaczyć wieczorną toaletę. Pisałam jeszcze z chłopakiem, który bardzo mi się podoba, a teraz oglądam film. Ogólnie dobry pierwszy dzień. Zobaczymy jak będzie dalej 😊
3 notes · View notes
heidi891 · 1 month ago
Text
Wielka ucieczka Weroniki
Dziecko, nie bierz na siebie zbyt wielu spraw,
bo jeśli będziesz je mnożył, nie będziesz bez winy.
I choćbyś pędził, nie dopędzisz,
a uciekając, nie umkniesz.
Syr 11, 10
Opowiem ci, mi querida, opowiem ci o Weronice. Niektórzy ludzie przez całe życie za czymś gonią i nigdy nie mogą tego złapać, jakby ich cel wciąż się od nich oddalał. W końcu, zanim zdążą dogonić to, za czym gonią, dogania ich śmierć i tak się kończy ich wieczna gonitwa. Weronika do nich nie należała. Prawdę mówiąc, przez całe życie przed czymś uciekała. Pytasz, gdzie jest teraz? Przestała uciekać, bo jak i wielkie pogonie, tak i ucieczki muszą się kiedyś skończyć. Pewnego razu nie zdążyła uciec i teraz leży martwa na dnie oceanu. Kto wie, może w zaświatach dalej ucieka, pytanie przed kim: przed diabłem czy przed Bogiem?
Mi querida, Weronika była wspaniałym dzieckiem z bardzo szanowanej rodziny. Niczego jej nie brakowało. Od urodzenia mieszkała w podmiejskiej willi i miała wszystko, co można sobie wymarzyć. Jej rodzice kochali ją, ale i wymagali od niej spełniania określonych obowiązk��w. Wychowywali ją tak, jak hoduje się młode drzewko, tu przywiązując, tu przycinając, tu okrywając, a tam wspierając na paliku. Wielu uczonych od dzieci — nie znam się na tych mądrych nazwach, wybacz mi, mi querida — na pewno stwierdziłoby, że trzeba ich postępowanie opisać w kolejnym grubym podręczniku dla dobra ludzkości, czyli ich autorów. Nie wiem, czy Weronika była wtedy szczęśliwa. Trudno określić, jak się czuła, skoro sama tego nie wiedziała. Wciąż odwracała się z przerażeniem i wstrętem od przeszłości i rzucała się głową w przyszłość, nie patrząc na to, co jej przyniesie. Sądzę, że zdarzały się jej chwile szczęścia, ale musiało być ono niespokojne, przepełnione wiecznym napięciem, tak jak pasące się antylopy są zawsze gotowe do ucieczki. Wielu jednak mówiło, że Weronika miała dużo szczęścia w życiu. Urodziła się w bogatym domu, nigdy nie było jej zimno, nigdy nie chodziła głodna. Los obdarował ją niezwykle hojnie: nieprzeciętną inteligencją i licznymi zdolnościami oraz przyjaznym usposobieniem; a przynajmniej tak się wszystkim zdawało. Weronika śmiała się i śpiewała, a w środku nadstawiała uszu, nasłuchując podejrzanych szmerów. Każda struna jej ciała była napięta, wychwytując najdrobniejsze nawet oznaki zagrożenia.
Weronika od najmłodszych lat miała wiele obowiązków. W tamtym czasie z pewnością nie znalazłaby czasu na nieśpieszną pogawędkę, jaką prowadzimy teraz przy herbacie. Wtedy nawet nie piła herbaty. Cały dzień od rana do nocy wypełniały jej różne zajęcia. Chodziła do szkoły, uczyła się muzyki, obcych języków i obsługi komputera, tego dziwnego narzędzia, które staje się ważniejsze od koła, a także uprawiała sport. Mimo natłoku zajęć, a może dzięki nim, pozostawała najlepszą uczennicą w klasie. Być może miałaby przyjaciół, gdyby miała więcej czasu, bo przyjaźnie rodzą się powoli, w oparach stygnącej herbaty, ale Weronika nie chciała go znaleźć. Wcale nie dlatego, że tak kochała to, co robiła, ale z innych przyczyn. Po pierwsze, bała się ludzi. Jak wiesz, ludzie są bardzo hałaśliwi i nieprzewidywalni, więc zawsze od nich uciekała; a po drugie, uważała te swoje zajęcia za obowiązek. Tak wyglądało jej życie przez ponad dwadzieścia lat. W naszym plemieniu nie traciłaby czasu na takie głupoty. Wiedza może i niekiedy się przydaje, ale nauka, której Weronika poświęciła większość swojego życia, była bezduszna i bezwartościowa. My byśmy tak nie marnowali młodej, pięknej i silnej dziewczyny. Wydalibyśmy ją za mąż, żeby rodziła dużo dzieci. Nie, nie wiem, czy wtedy byłaby szczęśliwsza.
Ale jak w każdym plemieniu i na nią w końcu przyszedł czas. Nasza święta bogini, Matka-Ziemia, mądrze to wszystko urządziła, że ludzie chcą mieć własną chatę i dzieci. Tak jest najlepiej. Szanowana rodzina Weroniki, mimo że faszerowała ją nauką jak kurczaka na opas, pragnęła widzieć ją w podmiejskiej wili obok siebie, by było więcej szanowanych rodzin i więcej Weronik. Weronika już wtedy chciała stamtąd uciekać, ale zastawiono na nią przemyślną pułapkę, najsilniejszą, jaka istnieje — sidła miłości. Weronika spotkała chłopca, który podobał się zarówno jej, jak i jej rodzicom, bo chciał mieszkać w podmiejskiej willi i mieć szanowaną rodzinę, ale w innym, bardzo dalekim mieście. Jej rodzice postanowili przymknąć oko na tę odległość, bo ostatecznie Weronika miała mieć willę i szanowaną rodzinę; a Weronika postanowiła zapomnieć o willach i rodzinach, bo przecież miała okazję wreszcie porządnie uciec na drugi koniec świata. Myślała wtedy, że uda jej się uciec, ale w swych kalkulacjach pominęła to, o czym zdecydowała się zapomnieć. Tak więc młodzi wzięli ślub i polecieli ogromnym, metalowym ptakiem, nazywanym samolotem, do odległego kraju i zamieszkali w podmiejskiej willi. Przez pewien czas byli bardzo szczęśliwi, ale potem coś zaczęło się psuć. Weronika dusiła się w czterech ścianach swojej willi, a jej mąż nie mógł tego zrozumieć. Żądał od Weroniki tego, czego nie chciała mu dać — szanowanej rodziny. Było to małżeństwo pomyłek, bo chociaż oboje wierzyli, że są dla siebie stworzeni, łączyło ich tylko to, czego drugie nie lubiło.
Wydawało się, że nic nie zapowiada tego, co się stało, ale była to wierutna bzdura, bo mówiły o tym wszystkie znaki na niebie i ziemi. Biały człowiek wraz ze swym komputerem nie jest dobrym tropicielem śladów, dlatego nikt nie zauważył tego, co dla naszego plemienia byłoby oczywiste. Pewnego dnia Weronika zniknęła. Przepadła jak kamień w wodę. Jej mąż bardzo się przejął, bo bez niej nie miał szans na szanowaną rodzinę, a jego podmiejska willa stawała się groteskowym pomnikiem jego niepowodzenia. Ów mężczyzna zawsze odnosił sukces, bo tak go nauczono, a willa z rodziną miała stać się koroną jego sukcesu. Teraz, przez szaleństwa Weroniki skazany na klęskę, walczył jeszcze o ocalenie swego marzenia. Czy pamiętasz, mi querida, co ci mówiłem o pogoniach i ucieczkach? Mąż Weroniki był właśnie jednym z takich ludzi, co przez całe życie za czymś gonią. Teraz ten mężczyzna gonił Weronikę, a raczej swoją szanowaną rodzinę, która po jej zniknięciu obracała się w ruinę. Równie dobrze Weronika mogłaby podłożyć ogień pod ich willę i spalić ją na popiół. Jej mąż zaalarmował wszystkie służby ratunkowe, jakie znał: policję, straż pożarną, pogotowie. Dzwonił po szpitalach i udał się do prasy i telewizji z dramatycznym apelem ktokolwiek widział, ktokolwiek wie. Nie widział i nie wiedział nikt, chociaż zdjęcie Weroniki obiegło cały świat. Potem, gdy sprawa ucichła, tamten mężczyzna wziął sobie inną żonę i z nią stworzył szanowaną rodzinę w podmiejskiej willi, płodząc nowe Weroniki. Ale żadnemu z dzieci nie dał tak na imię.
Tymczasem Weronika ścięła włosy, ubrała się po męsku i wyjechała do innego kraju, gdzie pracowała jako kelnerka. Po kilku tygodniach euforii znów poczuła się stłamszona brakiem perspektyw. Gdy poznała jednego chłopca z naszego plemienia, przyjechała tu z nim, by nauczyć się naszych zwyczajów. Zapuściła włosy, by zrobić sobie nasze fryzury, ubrała się w skóry i zasiadła przy naszym ognisku. Chociaż była bardzo pojętną uczennicą, nigdy nie czuła się u nas jak w domu, którego w swoim mniemaniu nigdy nie znała. Cały czas pisała o nas artykuły do gazety będącej częścią tamtego świata; Weronika w ten sposób uciekała od nas jeszcze dalej. Widzieliśmy, że ją tracimy i nie mogliśmy nic na to poradzić. W końcu zrzuciła skóry, rozpuściła włosy, by ściąć je na nowo, po czym wstała od ogniska i odeszła od nas na zawsze. W świecie komputerów stała się już bardzo sławną osobą. Czasopismo, do którego pisała, zatrudniło ją na stałe. Wszyscy mówili o niej jako o odważnej osobie, ale my po jej odejściu już poznaliśmy prawdę, że to nie odwaga skłaniała ją do szalonych czynów, lecz strach. Weronika pojechała na inny koniec świata, by przygotować reportaż o wojnie, jaka się tam toczyła. Zobaczyła ludzi, którzy zabijają ludzi, dzieci z karabinami, wielkie doły w ziemi wypełnione ludzkimi ciałami, bomby spadające z nieba i miny wybuchające pod stopami rolników orzących pola. Napisała ostatni artykuł, ale wbrew jej nadziejom wojna trwała nadal. Weronika uciekła więc dalej od okropności, które widziała i wobec których była bezsilna. Została zakonnicą, ale nie mogła zbyt długo wytrzymać w czterech ścianach kaplicy, manewrując między łóżkiem, posiłkiem a modlitwą, uzależniona ślubem posłuszeństwa od swych przełożonych. Wyjechała na misję do głodujących krajów. Tęskniła za wiatrem, za trawą, za ludźmi, a przede wszystkim kolejnym szaleńczym posłuszeństwem. Po paru miesiącach zaczął doskwierać jej lepki upał, nie mogła oddychać ciężkim, nagrzanym powietrzem, a ofiary głodu przypominały jej wojnę. Cel — pomoc tym ludziom — zatarł się w jej sercu i umyśle. Nigdy go tam zresztą nie było, bo Weronika nie pojechała na misję, żeby pomagać, lecz żeby uciec od klasztoru i jego ciasnej kaplicy. Wróciła znów do ojczyzny i zrzuciła habit. Zatrudniła się w liniach lotniczych jako stewardessa, by latać nieustannie z miejsca na miejsce i nigdzie nie zostać na dłużej. Jej życie stało się więc jedną wielką ucieczką. Wtedy dopiero zdała sobie sprawę, jak głęboko jest nieszczęśliwa. Myślę, że chciała do nas wrócić, bo tylko tu mogła w spokoju zebrać myśli i oddzielić jedne od drugich, ale nie zdążyła. Pewnej nocy samolot, którym leciała, miał wypadek i runął prosto do oceanu, zabierając Weronikę ze sobą na jego dno. Nie zdążyła uciec. Jeżeli teraz spytasz, gdzie jest, odpowiem: nie wiem. To tajemnica, nad którą biedzą się wszyscy ludzie. Dlatego i wszyscy ludzie muszą w coś wierzyć. Może dobry Bóg, w którego Weronika wierzyła, przygarnie ją do siebie, by więcej nie musiała uciekać. Jeśli chcesz wiedzieć, przed czym tak uciekała, odpowiem: nie wiem, tak samo jak nie wiem, za czym gonił jej mąż. Nie miała nawet trzydziestu lat, kiedy się utopiła; ale, mi querida, może to była po prostu jej ostatnia wielka ucieczka?
1 note · View note
czajownia · 3 years ago
Photo
Tumblr media
Zapraszamy serdecznie na nowy sezon naszych warsztatów w module podstawowym. To wydarzenie skierowane jest do wszystkich, którzy pragną rozpocząć swoją herbacianą przygodę. Na zajęciach poznamy kolory herbaty, narzędzia zaparzania oraz skupimy się na uważnym doświadczaniu parzenia i picia dobrej herbaty.Czarodziej prowadzący: Mateusz Kowalczyk Data: wtorek, 19:00 (26.10.2021). Koszt: 50 zł[liczba miejsc ograniczona - żeby zarezerwować prosimy wysłać zgłoszenie na adres mailowy [email protected], w tytule prosimy wpisać "ścieżka dobrej herbaty" ]
1 note · View note
butterfly-for-an · 2 years ago
Text
witam was motylki 1 września!!
Upragnione cele i diety w wakacje wyszły lub nie, wracacie tacy lub owacy. Od dziś zaczyna się jeden z lepszych okresów w naszym odchudzaniu. Szkoła to wymówki, nauka, omijanie jedzenia, stres, no chyba nie muszę więcej wymieniać.
Pragnę podzielić się z wami moimi planami i celami na ten miesiąc.
Przede wszystkim:
• w okresie poniedziałek–piątek trzymam się celów krokowych, za które są określone nagrody i kary:
— -10 tysięcy kroków: budzik ustawiony godzinę wcześniej niż podstawowy
— +10 tysięcy kroków: obejrzenie ciekawego filmu z listy do obejrzenia
— +15 tysięcy kroków: możliwość odpoczynku godzinę dłużej w sobotę
• obiad w domu mogę zjeść co dwa/trzy dni, w zależności od tego, czy wymówki zadziałają, jeśli jednak zjem obiad to musi być nałożony przeze mnie, na mały talerz i ma być jednym posiłkiem w ciągu dnia
• trzymam się limitów picia wody, za które są określone nagrody:
— +1,5 litra: obejrzenie odcinka serialu
— +2 litry: dodatkowa godzina grania
— +3 litry: wypad do galerii na jakieś zakupy
• zakaz energetyków, picia i jedzenia na "jednego łyka" i "jednego gryza"
• zakaz jedzenia w szkole i kupowania gorących napoi z automatów, przyjmuję jedzenie od innych, by nie sprawić podejrzeń, ale go nie jem
• po szkole wracam dłuższą trasą oraz robię dłuższe spacery
• w trakcie trwania dni bez obiadu liczę dokładnie kalorie tak, by było ich jak najmniej
• nie zwalniam się ze szkoły bez wyraźnej potrzeby, by jak najdłużej siedzieć bez jedzenia
• po powrocie do domu piję 2-3 kubki zielonej herbaty z nisko kaloryczną sałatką
• uczę się dość sporo, by ominąć jedzenie, w tym czasie telefon i media zostają wyłączone, skupiam się i zyskuję dobre oceny i mniejsze liczby na wadze
°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°
Zaczynamy oczywiście od dziś! Dziś pojawi się pierwszy bilans i od dziś liczą się kary i nagrody oraz limity związane z wodą.
Tumblr media Tumblr media
12 notes · View notes
iwantbepretty · 2 years ago
Text
Na wrzesien
Nie jem w szkole pod zadnym pozorem
Zaczne moze od godziny nauki dziennie
Chodze po szkole a nie siedze na lawce tylko chodze bo przeciez kroki
Cwicze na wf
W domu tez staram sie nie jesc glod moge zatlumic nauka, energetykami zero, paleniem, graniem itd
W szkole „zjem w domu” a w domu „zjadlam w szkole”
Pakuje sie do szkoly dzien wczesniej
Duzoooo energetykowwww ofc zeroo bo inaczej nie przezyje
W tym roku pasek obowiazkowo
Zla ocena? Idz to gruba szmato popraw
Do listopada musze zejsc chociaz do 52kg MUSZE
Minimum 2 zielone herbaty dziennie
Napad lub jadlas? Natychmiast idz to zwymiotuj lub wez leki na przeczyszczenie
Duzo kawyy i herbaty
4 notes · View notes
pomini3ta · 3 years ago
Text
Zasady: 1 butelka wody przed śniadaniem, druga około 14.00 i trzecia przed 18.00; 10k kroków to minimum; Nie liczę kalorii z chudego białka (np. drobiu) i warzyw, ale pilnuję owoców; jeśli będę miała problem ze śmieciowym jedzeniem to dla niego wprowadzę limity kcal; nie mam do roboty nic więcej jak uczyć się i przenieść rzeczy. Podam kroki z tych dwudziestu dni. Marzę o 400k, ale niech będzie 200k. Opalić się, zdać, zbudować się, urosnąć, odpocząć, myśleć, uczyć się, opalić się, zdać, zbudować się, urosnąć, odpocząć, myśleć, uczyć się, opalić się, zdać, zbudować się, urosnąć, odpocząć, myśleć, uczyć się.
6 czerwca notki: mycie, nauka, kroki, jedzenie i picie. Wstałam o siódmej, bo zapomniałam budzika wyłączyć. Z automatu pomyślałam o jedzeniu. Byłam do tego wściekła. Nie powinnam tak. Możliwe, że niedługo będę mieć miesiączkę. Na szczęście to zauważyłam. Pozwoliłam sobie mieć śniadanie, zrobiłam sobie kawę i herbatę. Zapomniałam wczoraj wyparzyć butelki, więc wypiłam tylko szklankę wody na czczo - ZALICZAM. Jedzonko: 2 jajca, 3 k chleba żytniego na zakwasie, jabłko 8:00 - ZALICZAM. (Kcal: 235 +jabłko). 12:00, Brita - ZALICZAM, jedzonko: 1/3 paczki mięsa z indyka, trochę fasolki - ZALICZAM. Do tej pory nie robiłam niczego szczególnego. 14:30, Brita - ZALICZAM, jedzonko: pudełko sałatki - ZALICZAM (składniki: feta bez laktozy, awokado, banan, jabłko, cukinia, ogórek długi, papryka, pomidor, dwa pęczki rzodkiewki, kawałek pora, puszka kukurydzy =razem trzy pojemniki). Kułam, marzę. 17:00, Picie: woda, herbaty - ZALICZAM, jedzonko: 1/3 paczki mięsa z indyka, sałatka szwedzka, buraczki, trochę sałatki z pudełka, jabłko - ZALICZAM. Dziwne, ale to robię. Zdążyła ze mnie jeść opuchlizna i już wyglądam lepiej. To może być miesiączka. Zaraz pójdę się przejść. Zjadłam dużo i to jeszcze wcześniej, ale mogło być gorzej, a to dopiero początki. Będę się chwiać zanim się wyprostuję. Uczyłam się, sprzątałam. Nie lubię jeść w panice. Było mi blisko do tego. Ciężko tak w ostatniej chwili... Chciałabym, żeby wcale. Zależy mi. Najpierw będę jadła lekko, a potem zejdę z objętością. Brzuszek będzie się kurczyć po nocach, ale nie powinnam go rozciągać. Sport jest ważny. Da mi kopa. 20:00 - o kurwełę. To było trochę dziwne. Mam chory nawyk. Zjadłam sobie jeszcze mięso i sałatkę. Aż się nie chce pisać. Czuję się już dobrze. Wczoraj miałam ostrą załamkę. Jedzenie warzyw bywa ok. PRZEGIĘŁAM mycie, nauka, kroki, jedzenie i picie.
7 czerwca =ważenie= - Ach, ważenie! Zaskoczę kogo się tylko da. Jestem niska jak cholera, a do tego ważę 56,8kg i mało tego - wbijam się w s i xs. Jestem właśnie na granicy rozmiarów i chciałam lekko zejść z wagą, ale tylko przytyłam, a ciało się szczególnie nie zmieniło. Albo moja waga nie działa, albo buduję mięśnie. Marzę, żeby spacerami i w tym miesiącu spalić 7k kcal, a najlepiej 7,7k kcal. Wczoraj jadłam na objętość... Smutno. W dodatku albo miałam sen, że jadłam więcej, albo to się wydarzyło na prawdę 😖. Teraz się tylko zapijam przed jedzeniem i muszę znowu zacząć jeść wolniej. Poszłabym wydać dzisiaj pieniądze. Wydatki coraz większe, a z pracy sobie poszłam. W tym tygodniu i tak tylko będę się uczyć. Znalezienie pracy wymaga przynajmniej tygodnia. Nie mam co robić. Przenieść rzeczy, wyspać się. Wstałam w południe. Brita - ZALICZONE. Jedzonko: banan, jabłko(!) - ZALICZONE. Popijam kawę. Co jakiś czas marzę o węglowodanych. O 15:00 zjadłam banana, piłam co miałam pić. O 18:00 trochę lipa, ale kalorie na dzień się zgadzają - batonik twarogowy, ryba, awokado, mięso. Przed tym byłam w markecie i zakręciło mi się w głowie - stąd batonik, ale jest bezpieczny już od dawna. Nie mogłam wytrzymać zapachu pieczywa. Może mi przejdzie niedługo. Poprawka: znowu zjadłam na noc iniby low cal i wg zasad, ale mogłabym przestać. mycie, nauka, kroki, jedzenie i picie
8 czerwca (UM) - Nie chcę tu za dzisiaj pisać tak szczegółowych notatek. Nie chcę jeść węglowodanych, ale muszę i dzisiaj jadłam jakieś, ale wiadomo - mało. Wszystko wg planu. Kalorie pewnie niby w normie, ale myślę, że za dużo. Przynajmniej jutro mam dentystę. Uciekłam sobie z mieszkania na nowy pokój. Wolę mieć za drzwiami klatkę schodową niż mieszkać z takimi mądralami, co mi otwarte mieszkanie zostawiają. Nie mam bezpośredniej łazienki, więc też boję się pić. Nie chciałam tak od razu uciekać do nowego pokoju, ale jestem zła dzisiaj i wolę pobyć sama. Kroki zaliczone. Nauka nie. Piłam dużo i tak. Dwa jabłka, dużo białka i tortilla. W dodatku dzisiaj zjadłam dwa małe ciastka. Źle się czuję. Mogłabym przynajmniej tyle nie jeść. Mogłabym chociaż się uczyć, bo mam mało czasu.
9 czerwca (DENTYSTA 14)
10 czerwca (CZYNSZ) - Ach, miesiączka to ciężki okres. Chciałabym o tym nie myśleć. W głowie kręci się myśl, żeby być normalną, ale też przypomina mi się ciągle, że zatrzymałam wzrost w okresie dojrzewania, kiedy próbowałam być zdrowa i wznowiłam go lekko, kiedy łaziłam głodna u ciotki, albo uciekałam z domu i szwędałam się jak najdłużej się dało bez jedzenia. Wtedy rosłam i to nawet szybko. Nerwica mi pomogła. Od tamtego momentu dalej rosnę. Chciałabym tego nie stracić. W ostatnich chyba dwóch dniach nie było najlepiej, ale próbuję zachować umiar we wszystkim. Bardzo mnie uderzyło takie raptowne odejście z pracy. Samo to jak mnie tamta kłamczucha potraktowała. Nie chciałam się przy niej wyciszać i szykować na odejście. Nawet nie dali mi umowy i podobno nie mieli takiego zamiaru. A w najbliższych dniach jeszcze mam egzamin... Tylko się uczę i będę odreagowywać np. na spacerach, na sprzątaniu w nowym pokoju.
11 czerwca
12 czerwca (EGZAMIN) - wczoraj przeżyłam, ale to był smutny dzień. Dzisiaj dobrze zaczęłam
13 czerwca =ważenie= o kurde! albo się pomyliłam albo... zapomniałam. Zważę się jutro. Idę do dermatologa. Raczej znowu zaśpię więc pójdę tam totalnie na czczo. Jem chujowo, ale wydaje mi się, że wyglądam już coraz lepiej. Nogi wyglądają znajomo. W odbiciu jakaś sympatyczna szkarada. Tylko śpię - znowu. Dzisiaj bawiłam się mięśniami na rękach. Tego wszystkiego jest tak wiele. Wydaje mi się, że wyglądam jak parówka, a nie jak osoba. Dzisiaj i wczoraj jadłam cukier. Zachowuję się bardziej znajomo niż mniej. Bez szkoły, bez pracy, bez rodziny. Tak jak to zwykle w sumie - takie sobie samowystarczalne nic do niczego. Plany snuję dalekosiężne. Nic nie jest pewne, bo jak się trafi to będzie, a jak nie to masz problem. Myślę o nowej pracy. Brakuje pieniążków. Gdzie je podziałam? Kupiłam spodnie... buty... telefon... tu kaucja i dużo drogiego jedzenia. Nie czuję się jakoś lepiej. Równie dobrze mogłam jeść jakieś tanie świństwo. Znowu będę. Kiedyś śniłam, że byłam z Bogiem w markecie. Brałam jakieś durne rzeczy - "niby takie ok" i mówiłam pod nosem coś w stylu "byle wydawać mniej, byle wydawać mniej" i on tak krzywo na mnie spojrzał, ale potem się odwrócił, bo to moja sprawa w końcu. Potem raz mnie do siebie wpuścił, a potem się przede mną ukrywał i nie mogłam dostać się do jego mieszkania - znałam adres i widziałam go w oknie. Zmarnowałam jakąś szansę. Ciekawe. Co jest czym?
14 czerwca (DERMATOLOG 12)
15 czerwca - nie byłam u dermatologa. Ważyłam 56,5kg. Szkoda mi kasy na wszystko. Jem mniej, piję też mniej. Ostatnio to ciągle wstaję przed południem, piję czarną, około trzeciej lub czwartej jem batonika, potem jakieś jedzenie i między 18 a 21 coś większego. Piję może jedną butelkę wody. Mogłabym mniej. Chodziłam dzisiaj trochę więcej - wreszcie. Wczoraj rozejrzałam się za pracą - dzisiaj było mi jakoś wstyd podchodzić do ludzi. Mam więcej energii w ciele. Chce mi się coś ciągle robić, a jednocześnie coś mnie odrzuca od samego wstawania z łóżka. Coś mnie odrzuca od zostawania w miejscu. Chce mi się uciekać i tańczyć. Wydaje mi się, że już wszyscy mnie oceniają i myślą, że jestem walnięta, że mogę się jebać.
16 czerwca - i wzięłam jeszcze ciastka. Wydaje mi się, że denerwuję ludzi jedzeniem. Przestałam jeść śniadania i znowu nabijam 10k. Jem mniej, żeby potem zjeść więcej - wtedy czuję, że brzuch mi się zdążył lekko zmniejszyć, ale... paczka nie jest jeszcze pusta - to mój problem. Najlepiej nie kupować dużo. Chyba zawalczę o anemię... Co jakiś czas boli mnie brzuch. Najpewniej jem coś niefajnego... Może zrobimy tak - posiłki osobno i po kolei: banan - bułka - jogurt - banan - bułka - jogurt - płatki - rybne coś - banan - batonik - serek wiejski - jogurt - batonik - serowe - sałatka - mięsne - płatki - banan - czekolada - owocowy mix - bułka - rybne coś - płatki - sok - awokadowe - jogurt - słodycze - jajka - feta - i od nowa. Jeśli będę głodna to do każdego posiłku mogę mieć lekką kawę lub jabłko. Jeść co trzy godziny (minimum!) W każdą niedzielę mogę mieć coś cudacznego w środku dnia. Ze znajomymi też nie będę wymyślać za dużo. Jem codziennie. Jeśli będę miała problem to śniadanie będę zawsze jadła w domu: płatki, kawa, owoc. Chyba mam problem. Zobaczymy. Jeśli wszystko wypełnię to będę szczęśliwsza. Cele: szpara między udami, czysta cera, stare spodnie, przygotowanie na wszystko
17 czerwca - może i na wymuszeniu, ale moje nogi są od siebie jeszcze dalej niż wczoraj. Samo to, że mogę je tak rozsunąć jest ekstra. Wydaje mi się jednak, że teraz to wszystko tylko kwestia wody, której piję za mało. Ale kiedy suszy to burczenie ma mniejsze znaczenie. Moje burczenie i tak jest żałosne, bo kcal na pewno mam w normie przez cały ten cukier. I tak sobie myślę, że jestem daleko w piź... bo dla mnie... to powinnam ważyć w ogóle mniej niż 50kg, albo przynajmniej 50kg i to co robię... jest i tak do bani. Nie mam na nic chęci, a słodycze to już w ogóle jem codziennie, ale już mi się kończą opcje tych nowości dla których robiłam wyjątki. Już chyba wszystko znam. I jeszcze odpalił mi się mode na zero waste, więc aż mi szkoda palić, bo to kolejna paczka do kosza. Upał sam mi mówi, że atmosfera nie ma się najlepiej, a ja jarać znowu zaczęłam. Źle mi z rzeczami jakie mam. Oddam, może sprzedam. Kupowałam, bo te wszystkie laski mnie ciągle komentowały i wytykały palcami, że ja to x ja to y. Nie gadam z nikim poza przyjaciółką. Szkoda mi w ogóle pracować w miejscach gdzie kupuje się rzeczy hurtowo i jest tyle odpadów... Do kwiaciarni też się łatwo nie dostanę. Gdzie iść?
18 czerwca
19 czerwca - dawno nie czułam się aż tak źle. Nietrzeźwej, a nawet skacowanej byłoby lepiej niż mi przed trzecią. O trzeciej zjadłam dwie słodkie bułki i pizzę. Chciałabym sobie pogratulować, że nie wzięłam jakiejś regularnej tylko te małe. Mój brzuszek się teraz cieszy, a w głowie mi się nie kręci. Mogłam nie jeść tych bułek. Mąka z odrobiną cukru wypchana powietrzem. Lubię jeść mniej i codziennie to robię - nie jem nic bardzo długo, a potem jem więcej i wtedy (czyli teraz) nie wiem co zrobić, bo ten stan był taki piękny. Po prostu czułam się trochę gorzej. W sumie mogłam sobie nawet tą pizzę zjeść, nawet bułkę, ale żeby nie dwie. Trochę, a dużo zmienia. Takie trochę mieć codziennie... nie kupiłam słodyczy, rozglądam się za warzywami i owocami. Chcę wymienić słodycze na jogurty i bułki to może będę się lepiej czuła. Jest jeszcze parę słodyczy, które mnie kuszą i najpewniej będę musiała je kupić i zjeść w końcu, żeby mi się odechciało wreszcie, bo po co kupować znowu to samo, skoro niszczy cerę, samopoczucie, gospodarkę hormonalną ogółem. Możliwe, że będę miała pracę (teraz jestem już prawie pewna) i jak na złość muszę władować w siebie dużo pieniędzy, żeby zarobić cokolwiek. Mówię o odzieży, odżywianiu, higienie. Szkoda mi pieniędzy na płyn do podłóg - naprawdę nie jest za fajnie, a mam ważniejsze sprawy do opłacenia. Ach... i wszystko takie niepewne. Nie dociera do mnie, że mam się spotkać z przyjaciółmi już za kilka dni. Szlag mnie trafi zaraz, ale wolę o tym nie myśleć. I co jeśli będą chcieli, żebym była w pracy w tym czasie, a jak powiem, że nie mogę to mnie znowu wypieprzą?... tj. znowu będę bez pracy. Ale jedno jest pewne - lepiej mi bez jedzenia. Zawsze tak było. Im dłużej nie jem tym mniej myślę o jedzeniu i w sumie korzysta na tym moja osobowość. Chyba... Może... Może mogłabym mieć kilka posiłków, ale jakichś typu sok, albo kawa z mlekiem? A może nie teraz.
Coś się jebło. Wieczorem też jadłam. Nie dość, że stres przed niedzielą niehandlową (wydawanie kasy:/) to jeszcze moja specyficzna niechęć do jedzenia sprawiła, że zjadłam wysokokaloryczne. Walić. Poszłam na spacer. Lekko wściekła, trochę podekscytowana męczyłam się, żeby wbić 20k. 18k - wracam do domu, dosyć, pięty mi mrowieją, a ja przecież miewam problemy ze stopami. Późno, wszędzie pełno nawalonych ludzi. Jakaś laska "ja nabiłam dzisiaj aż DWADZIEŚCIA tysięcy kroków!", chłopak obok "tylko tyle??? ja..." Skończyłam z 19-oma. Zbyt późno na takie harce. Po powrocie wzięłam prysznic, poszłam spać. Moja buzia wygląda lepiej po takiej zabawie. Nie łatwo mi zasnąć. Spaceruję po mieście. Na każdym rogu ktoś mógłby mnie rozpoznać - jakby mi na czymś zależało. Nie chcę przyciągać uwagi. Mam tych wszystkich chamów w nosie. Z drugiej strony mam dosyć perfidnego, zboczonego zaczepiania. Będę ćwiczyć nogi do uciekania, ręce do przywalenia, a brzuch, żeby był ładniejszy, bo w nocy najlepiej się odbijam w witrynach i w sumie mało kto się na mnie patrzy i z boku jeszcze ok, ale jak od frontu na siebie spojrzałam to mi cała radość z buzi zeszła. Poczułam się jak ta emerytka kolarka. Och... Mam ogólnie problem z tym, że muszę skończyć jeść - potem nie muszę. Mogę zjeść mniej i potem nie muszę, ale mózgu! Czemu kupuję te TROCHĘ więcej za każdym razem??? Przydałaby mi się dieta pudełkowa, ale u mnie to po prostu wszystko ze stresu o kasę. To tyle. Mam problem z hajsem - jak zawsze
20 czerwca =ważenie= zaraz chyba sobie przywalę. To wszystko znowu jest prostsze. Chodzi o to, żeby widzieć cel i wybierać mądrze. Myślałam, że wybieram mądrze jedząc chujowo. Oj... Tj. nadal mogę jeść chujowo, ale liczy się baza i muszę bazować na czymś zdrowszym. Płatki owsiane mi nie służyły - może za dużo ich jadłam. Przestawiłam się na jęczmienne, bo jaglane mi nie pasowały. Bum. Po problemie. Zamiast owoców bardziej wybieram warzywa. Mięsa wolenie jeść, ale nie boję się ryb. W ogóle wszystko mnie równo brzydzi w tym momencie i jedząc myślę tylko o tym, że właśnie pozwalam sobie żyć dalej. Poważnie? Kawa jest dla rozrywki. Owoce też. Pomarańcze są dla mnie najlepsze, bo ciężko je jeść. Z granatami jest taki problem, że prędzej bym sobie ucięła palce niż jadła jak człowiek. Mi już jest ok. Ja cały czas myślałam, że przetworzone jedzenie sprawi, że składników może być niby i mniej, ale będą bardziej różnorodne i niczego nie pominę wtedy, bo robiąc to co robię teraz myślałam, że o czymś ważnym zapomnę i nie zauważę nawet. Późne popołudnie, a ja mam 600kcal na koncie, całkiem dobre samopoczucie i podoba mi się dyskomfort w brzuchu. Teraz powinnnam polecieć na spacer, wrócić i coś zjeść i lecieć spać, bo jutro mam co robić. UGH! Wszystko dlatego, że bolał mnie brzuch! MYŚLAŁAM, ŻE COŚ MI SIĘ DZIEJE. NA ŻADNYCH BADANIACH MI NIC NIE WYSZŁO. MOGĘ MIEĆ CONAJWYŻEJ ARYTMIĘ I KOMPLIKACJE PO COVIDZIE. JA PIERDOLĘ. 10kg, masa mięśniowa, za małe ciuchy, wydawanie kasy na nowe, ogólny dyskomfort. TAK! O TYM MARZYŁAM. BO NIE MOGŁAM WCZEŚNIEJ SIĘ OGARNĄĆ. MYŚLAŁAM, ŻE TO CO ROBIĘ JEST BARDZO W PORZĄDKU. Dzięki mózgu
21 czerwca
22 czerwca "Zrobię sobie badania, będzie fajnie" - nie mogę już jeść tak dużo, ja pierd...! Codziennie muszę chodzić do toalety, bo badanka, a potem dostanę być może kwitek za to że wydałam 250zł i to wszystko tylko po to, żeby mnie wykupowano za żenującą stawkę na obrzydliwe stanowiska. Nosz kurwa! Robię sobie dietkę na wysokich na innym blogu. Nie wierzę, że już drugiego dnia zjebałam (wczoraj), a dzisiaj nie mogłam odsłonić okna, bo mnie zamroczyło - to kompletnie nie trzyma się... ekhm.
23 czerwca =STOP!= Plan: bułeczki, jogurty, warzywka itp. - wszystko na tip top 1600
24 czerwca =STOP!= Plan: bułeczki, jogurty, warzywka itp. - wszystko na tip top 1600
25 czerwca 😖
26 czerwca relacje:
3 notes · View notes
strong-but-fat · 4 years ago
Text
30.03 wtorek
Zjedzone: 449
Spalone: ~208
Bilans: ~241
Wypite: 1,5l wody, kawa, 1l herbaty
Tumblr media
Dzisiaj miałam naprawdę napięty dzień. Lekcje, sprawdzian, dentysta, korki, nauka na kolejny sprawdzian... Miałam pobiegać wieczorem, ale byłam zbyt przytłoczona tym wszystkim, dlatego po prostu chodziłam po domu i po schodach. Nie oznacza to, że dzień mi się nie podobał, jest cieplutko, lekcje minęły nawet miło, a nauka poszła sprawnie. Jutro przychodzi do mnie chłopak, więc trzymajcie kciuki żebym nie przekroczyła limitu
Miłej nocki 🦋
4 notes · View notes
itrytolearneg · 3 years ago
Text
opowiadanie wuya n jack mount everest
1. stracili wu i zaczęli się bić bo wzajemnie obwiniali się o niekompetencję
2. wpadli w przepaść ale w ostatniej chwili uratował ich jedyny niezniszczony przez mnichów jackbot
3. wuya: no to lecim, jack. 
Jack: no nie za bardzo nie uniesie nas oboje. wuya: NO TO PA <wskakuje na robota i niszczy jego zdolność latania> 
4. wykorzystując prowiant i wbudowany ekspres piją kawusie i się zastanawiają jak się uwolnić z więzienia. Jack włącza gps w jackbocie, aby wytyczyć drogę na górę. 
5. niestety jest ciemno, więc muszą spędzić noc tutaj. jack ma atak paniki, ale ostatecznie udaje mu się zasnąć, a Wuya trzyma wartę. 
6. Pojawia się Moonata. Teraz wuya zaczyna panikować bo widzi ducha
a) moonata: nie martw się podróżniczko! Jestem dobrym duchem, który chce zaoferować swoją pomoc!
b) Moonata robi schody z lodu. Wuya rano jest gotowa, by iść, ale Jack przez lęk wysokości mówi, że wezwał jackboty i woli na nie poczekać. Wuya bierze dzieciaka za wszarza i prawie by upadli gdyby nie Moonata
c) ah no i młody mnie nie widzi, bo nie ma sił nadprzyrodzonych. 
wuya: to wiesz, że jestem czarownicą?
moonata: Nie byle jaką! myślałam, że pradawny lud Heylinów wyginął
wuya: ... ile czasu już nie żyjesz? 
moonata: 1400 lat. 
7. Docierają do chaty, gdzie Moonata zamienia się w człowieka, aby pogadać z chłopakiem. Jest tam jedzenie, więc pakują prowiant do plecaka. 
a) Jack opowiada Moonacie o swoich marzeniach, a ona się go pyta czy ma przyjaciół
Jack: taa!!! Mam ich na pęczki! 
Moonata: (synu czy jedzie mi tu czołg)
jack: taaaaaaa trochę kłamałem. Ale jak pokonam mnichów, to na pewno będę ich miał!
Wuya: JACK
jack: ups
moonata: Mnisi xiaolinu?
jack: (gasp) a znasz ich?
moonata: Znam Dojo. To chyba wystarczy. 
b) Wuya nabiera podejrzeń i mówi Moonacie, że już wie kim jest. Następnym smokiem wody po Chasie. Moonata jej przytakuje
c) Wuya już nie ufa Moonacie. jest przekonana, że bd chciała jej się pozbyc jak zresztą wszyscy xiaolini. 
wuya: Przysłał cię Dashi.
moonata: To, że był mi mistrzem, nie oznacza, że zgadzam się ze wszystkimi jego metodami. Szkoda mi było chłopaka. W sumie ratowanie najmłodszych od tej góry to moje hobby. Pomyślałam, że i ciebie uratuję ‘przy okazji’
wuya: Jack, wychodzimy.
moonata: o nie. Nie radziłabym. Potrafię zmieniać krajobraz, ale pogody nie da się okiełznać. Nadciąga burza śnieżna. Jeżeli tutaj zostaniecie, będziecie mieli szansę na przetrwanie. 
wuya: fakaj się
8. moonacie nie udaje ich się zatrzymać, ale gdy śnieg na nich spada, udaje jej się zrobić igloo.
a) jackowi jest zimno, więc Moonata proponuje, aby użyła swojej magii.
wuya: to nie wiesz, że ktoś mi ją odebrał?
moonata: Wiem. Ale jesteś najznamienitszą wiedźmą w swojego rodu. Nie ukrywaj przede mną tego, że nie ćwiczyłaś!
wuya: ... tak, umiem skoncentrować resztki magicznego chi w dłoniach. 
moonata: Weź parę wdechów i spróbuj utworzyć ogień bez wzniecania jednego.
b) Wuya zaczęła grzać siebie własnymi kończynami, a Moonata zwróciła jej uwagę na jacka. 
Wuya: To wszystko przez niego! Niech marznie!
Moonata: ... On umrze, jeśli jego nie ogrzejesz. 
Wuya: nie przesadzaj. Poza tym, jest bardziej zajęty swoim telefonem. Lada chwila ekipa ratunkowa nadleci.  
Moonata: Wątpię w to. (i znika, aby poinformować mnichów, że jest coś nie tak. Informuje Kimi przez schakowanie jej laptopa jedną z wiadomości od jacka, że ma ich wu; mnisi wbijają do jacka i widzą, że nic nie jest ok. Na ekranie widzą wizję z jackbota z Mount everest i pospieszają na ratunek.
9. Jack panikuje, bo non stop przerywa mu połączenie z bazą. 
Jack: .... Czemu moje jackboty nie przylatują? Przecież powinny tu być parę godzin temu!!! Wuya... my umrzemy. 
wuya: nie panikuj. Musimy czekać. 
a) Jack opada z sił i Wuya zaczyna się niepokoić. W końcu przytula się do niego.
Moonata: ... jest coraz mniej tlenu. 
Wuya patrzy się na ciężko oddychającego Jacka i w końcu kładzie ręce na jego policzkach. 
Wuya: Lepiej?
Jack: Nie wiedziałem, że tak potrafisz.
Wuya: ja też nie. 
b) Godzinę później przesiedzianej w ciszy Jackowi wzięło się na podsumowanie jego życia. 
Jack: Wuya? Dziękuję ci.
Wuya: Nie marnuj powietrza.
Jack: I tak umrzemy, po co to przedłużać. 
Wuya: !!!!!??? Nie wygaduj głupot. Z gorszych sytuacji wychodziliśmy. 
jack: Ale były moje jackboty. Nie przybędą, a nie mam narzędzi, żeby zrobić z niego koparkę. To moja wina.
Wuya: Jeśli mamy się targować, to prędzej przeze mnie. Powinniśmy zostać w tamtej chacie. 
Jack: Ciekawe czy z tamtą Panią wszystko w porządku. 
Wuya: Na pewno ma się dobrze.
Jack: ... Smutno mi Wuya. 
Wuya: Mi też. 
Jack: Umarłaś już raz. Jak to jest?
Wuya: Chłopcze. Ja byłam przeklęta. To co innego. 
Jack: Ale przecież przez tyle miesięcy byłaś duchem. 
Wuya: owszem. Duchem czarownicy. Potężniejsze dusze mają możliwość przebywania na ziemi, a nie w krainie spoczynku wiecznego. 
Jack: No to chyba nie pozwolą mi tu zostać. 
Wuya: Ej! Nie planuj swojego pogrzebu! 
Jack: Nie dawaj złudnej nadziei, wiedźmo. Za jakieś pół godziny skończy nam się tlen. Zacznie się od kaszlu... potem się udusimy. A dalej nie wiem co. Nauka jeszcze tej sfery nie przebadała. Dlatego pytam się kogoś, kto już doświadczył śmierci. masz być szczera. Czy to boli?
Wuya: ... Bardziej boli myśl pozostawienia tego co się tak ukochało na ziemi. Bo to jest nam znane. Ludzie boją się tego co nieznane i .... to nic złego, Jack. Każdy się boi.... a ty o dziwo znosisz to dzielnie. 
jack: ... Dzięki. Czyli też nie chciałaś umierać?
Wuya: Nadal nie chce. To nie jest nic przyjemnego.
Jack: Ale mówiłaś, że to nie boli. 
Wuya: A czy twoje roboty boli gdy wyłączasz im zasilanie? 
jack: Nie.
Wuya: No właśnie. Zatrzymują się w nich wszystkie trybiki, mechanizmy. Nastaje cisza. Tyle.
Jack: tak samo jest z ludźmi, tylko im pierwsze padają organy. 
Wuya: owszem. Dlatego byłam tak zafascynowana twoimi kreacjami swojego czasu. Były... bardzo ludzkie jak na istoty nieożywione. 
Jack: Wszystko ma swój koniec.
Wuya: Tak.
Jack: Szkoda tylko, że nie w takich okolicznościach jak byśmy chcieli. 
Wuya: Miał być splendor. Wysokie pałace. Ludzkość czująca respekt. Bardziej wynikający ze strachu, aczkolwiek równie satysfakcjonujący.
Jack: To niesamowite, że nawet taka potężna wiedźma jak ty jest niczym w porównaniu do przepływu czasu.
Wuya: że co, słucham?
Jack: Zniszczyłaś tyle wiosek 1500 lat temu. Wznieciłaś wojnę. Po tobie zachowały się legendy, ale nikt prócz xiaolinów o tobie nie wiedział. Byłaś niczym huragan. ZOstawiłaś tyle zniszczeń i zła... ale przeminęłaś. Dałaś im sposobność na odbudowę tego, co zniszczyłaś. Zapomniano o tobie. 
Wuya: Po to próbuję zapanować nad światem ponownie. Aby przypomnieć śmiertelnikom, że to ja decyduję o ich losie. 
Jack: A ja jestem jedynie twoim gońcem, prawda? Skaczę koło ciebie, bo pragnę tego samego. Oboje chcemy coś znaczyć we wszechświecie, w którym nikt nie jest wyjątkowy, bo żyje za krótko, aby jakoś wpłynąć na ten wszechświat. 
Wuya: ... Można tak ująć.
Jack: <zaczyna płakać> Przepraszam, że nie spełnimy swoich marzeń. 
Wuya: <otarła mu łzy> jakoś to będzie.
Jack: Nie, nie będzie! Zostaniemy zapomnieni! Założę się, że mnichom to nawet będzie na rękę, bo w końcu nie będziemy im przeszkadzać w polowaniu na wu! Może tylko Omi będzie tęsknił, ale kto go tam wie! A wiesz co w tym wszystkim jest najgorsze? Moja mama i babcia będą zdruzgotane! Będzie pusty grób Wuya.... nawet nie będą wiedziały co się ze mną stało... 
Wuya: też zaczyna płakać, bo pomyślała o Chasie, który był jej najbliższą rodziną (wuya ociera twarzi z powrotem przyciąga telepiącego się jacka do siebie) Ciii~ 
Jack: WUya, ja już nie chcę... Niech to się skończy!!! <przytula ją mocniej>
Moonata: (pojawia się za Jackiem i też go przytula) 
Wuya: Zaczyna mu śpiewać jakąś piosenkę (flashback z ostatniej nocy spędzonej z matką)
Jack: <zasypia>
Moonata: Przestało padać. jest jeszcze nadzieja. Nie poddawajcie się . 
Wuya kiwnęła głową i zamknęła oczy. 
c) Chase w międzyczasie przez oko się dowiedział, że są w niebezpieczeństwie. Użył orłoskopu, aby poznać ich konkretną lokację.
10. Mnisi szukają, ale bez powodzenia. Dojo nie pozwolił im zacząć poszukiwać dopóki pogoda się nie uspokoi. 
a) Chase minął ich. w końcu pantera znalazła zapach geniusza i wuyi. Koty odkopały ich. 
b) Pierwsza obudziła się Wuya. 
Wuya: chase!? 
Chase: CO TY SOBIE MYŚLAŁAŚ? (ledwo co uklęknął, ta już uwiesiła mu się na szyję) 
Wuya: Myślałam, że nie przyjdziesz... 
Chase: <też ją przytula> Zastanowię się, czy tobie wybaczę tę nierozmyślność. 
Wuya: (patrząc na jacka, którego liże Maximus) Ja sobie też chyba nie wybaczę. 
Jack: budzi się i oczywiście fangirling over chase
Chase: <chce go tu zostawić>
Wuya: O TY CHAMIE TRZEBA GO OGRZAĆ! Jestem mu to winna jako, że ja go wystawiłam na niebezpieczeństwo. To kwestia honoru, Chase. 
Chase: no dobra jak honor to ok, możesz robalu wziąć ciepły prysznic a ja ci zrobię herbaty. 
Chase: Już ci lepiej?
jack: ^u^ tak!
Chase: kopie go wtyłek> to wynocha z mojego pałacu! ... Z jakiegoś powodu mnisi was też szukali. Poinformuj ich, żeby się nie martwili.
11) scena jak jack łazi po świątyni, nie wiedząc jak wszystko zacząć... więc włamuje się do krypty. Gdy wszyscy tam już dobiegli, on niezręcznie im pomachał. Próbował coś powiedzieć, ale już leżał. Omi prawie go udusił, a jego kołnierz był pełen łez
Jack: To wy nie chcecie, żebym zniknął?
Zwariowałeś? Jesteś Najpodlejszym padalcem z całej zgrai złoczyńców? Od ciebie się wszystko zaczęło!
12) dzień po spotkaniu wrogocieli Jack mówi do Wuyi: Od nas się wszystko zaczęło, WUya. Ty byłaś pierwszą, która wprowadziła chaos... A ja uwalniając cię rozpocząłem nową erę. Rai, Omi, Clay i Kimi nigdy by nie utworzyli swojej formacji czterech smoków gdyby nie ja. 
Tron świata jest nam pisany. 
Wuya: Tylko nie próbuj mnie denerwować, bo w każdej chwili mogę ciebie porzucić. 
Jack: Jakoś mnie nie zostawiłaś w śnieżycy. Teraz mam pewność, że mimo uszczypliwości będziemy trzymać się razem
Wuyę to zdanie przeszło na wskroś, aczkolwiek nie dała po sobie pokazać zdziwienia. Zaimponowała jej dedukcja Jacka - w głębi duszy podobnie czuła, że od niego się nie uwolni. Dziś jej to nie przeszkadzało. 
Niech chłopak żyje marzeniami, a ona zobaczy jak to się jeszcze ułoży. Był piękny zachód słońca i aby w pełni korzystać z tej chwili potrzeba ciszy. Nie było nawet o co się wykłucać. Zrobiła dla jacka miejsce na ławce, a gdy ten zajął miejsce, całkiem kontent z widoku i towarzystwa spojrzał się na nią. Na jej karmazynowych włosach pojawiły się pomarańczowe przebłyski od słońca. Światło to rozpromieniło również jej skórę, suknię.... szkoda tylko, że spojrzenie miała chłodne, and her expression was neutral. But not for long.
Finally, she smiled . And that was all Jack would ever ask for. 
(chapter it’s so good to be alive)
1 note · View note
jaimelover · 4 years ago
Text
Paradise
I
W lustrze ujrzała młodą dziewczynę. Fascynacja płonęła w jej oczach. Tak samo jak i pożądanie władzy oraz duma. Czarne, lekko falowane włosy delikatnie opatulały jej zarumienioną twarz. Poprawiła koronę.
-Teraz dopiero zacznie się zabawa- wymamrotała do siebie, bo nikogo innego nie było w jej komnacie. Ściany spowijał mrok. Kilka świec paliło się w tle, gdy patrzyła na swoje odbicie w okrągłym lusterku mieszczącego się na jej skromnej toaletce.- Nareszcie do czegoś doszłam!- Westchnęła ciężko i wstała. Wygładziła ruchem dłoni ciężką suknie.
Korytarze w zamku były ciemne jak jej włosy. Nigdzie nie paliła się pochodnia. Nikt ich nie zapalał od kilku dni albo same wygasły. Nie było nawet dwornych gwardzistów, którzy zwykle nawet o nieludzkich porach spacerowali w te i wewte udając, że pracują. Że strzegą swojego królestwa. Swojego króla. A niedługo i królową.
Wielkie na kilka metrów masywne drzwi otworzyły się z już tak dobrze jej znajomym skrzypieniem i piskiem. Wkroczyła do sali tronowej, zwanej także przez tubylców Salą Witraży. Bowiem to nie zdobiony, złoty tron zwracał największą uwagę, ale kolorowe witraże w oknach za tronem przyciągały wzrok. Każdy z witraży opowiadał osobną historię.
Nikt nie szeptał. Nikt nic nie mówił. Bo nikogo nie było. Zamek był opustoszały. Nawet w pierwszy dzień astronomicznej zimy, kiedy cały zamek zwykle wrzał w podnieconych głosach mieszka��ców. Każdy z nich przygotowywał się na zimowy bal, organizowany przez głowę państwa. Ale głowa państwa została zamordowana. Tak jak reszta.
Delikatną i małą dłonią czarnowłosa dotknęła podramiennika złotego tronu. Tylko zimne złoto. Już nic nie warte. Kobieta usiadła poprawiając ostrożnie suknie, aby jej przypadkiem nie pognieść. Srebrne zdobienia mieściły się praktycznie wszędzie. Były minimalistyczne, ale za to odróżniały się od granatowego koloru. Przeszedł ją dreszcz, gdy usłyszała głos wydobywający się z każdej strony.
-Gratulujemy Noemi Avril Naved. Symulacja numer 163 przebiegła z godnie z oczekiwaniami.
Wszystko objął mrok.
*
-No nareszcie!- Noemi rzuciła czarne okulary na podłogę. Nawet się nie zarysowały.
-Słabo, za 163 razem- starszy mężczyzna o błękitnych oczach uśmiechnął się w dosyć krytyczny sposób.
-Sam byś tego lepiej nie zrobił, Henryk.
-Nie znasz moich możliwości, kochana.
Noemi wstała i zarzuciła włosy na plecy. Ruszyła w kierunku białych drzwi. Nie wyróżniały się w ogóle na tle tego samego koloru ścian. Nie, założycielka organizacji nazywała ten kolor kością słoniową. Dla większości i tak niczym się nie różniło od białego.
-Ejejej! Gdzie ty idziesz?- Ciemnowłosy spojrzał w jej kierunku.- Musimy jeszcze napisać protokół!
-Sam sobie go pisz, idę świętować!- Po tych słowach wyszła. Nie zamknęła nawet za sobą drzwi.
Henryk potrząsnął lekko głową i wziął się za sprawne pisanie sprawozdania. Po kilku minutach posprzątał dodatkowo stertę walących się wszędzie kabli, która leżała na białym, wygodnym łóżku, gdzie jeszcze przed chwilą leżała Naomi. Podniósł czarne okulary, które do złudzenia przypominały zwykłe, przeciwsłoneczne. Prawie każdy by je właśnie za takie wziął. Wyjątki znajdowały się jedynie w budynku.
Noemi Avril Naved. Idąc przez jasne korytarze w wieżowcu w jej uszach rozbrzmiewały te słowa, które usłyszała zaledwie kilka minut temu. W końcu udało się jej dojść do władzy w wyimaginowanym świecie, stworzonym na potrzeby nauki. Niby nauka, ale czerpała z tego wyśmienitą zabawę. Zastanawiała się, gdzie przeniesie się jutro idąc w kierunku gabinetu jednego z najlepszych naukowców jakich znała. Po drodze minęła jeszcze kilku znajomych z pracy posyłając im zdawkowe uśmiechy. Przed drzwiami z napisem "Isabell Murse" wzięła wdech. Czekała na to od dwóch miesięcy. Zapukała, a po otrzymaniu pozwolenia weszła do pomieszczenia.
-Coś się stało? Znowu system nawala?- Kobieta siedząca za ciemnym, nowoczesnym biurkiem spojrzała na Noemi zatroskana. Bowiem dziewczyna nie wyglądała na spokojną.
-Nie, jakby się zepsuło, to bym poszła do działu informatyków- nerdów. Szybko by to załatwili i bym ci nie zawracała głowy.
Przeszła przez również jasny pokój, jak wszystko inne w budynku. Na ścianach znajdowało się wiele półek, wyłożonych chyba wszystkimi rodzajami książek. Od encyklopedii po romanse i kryminały. Nie sposób było ich policzyć na jednym spotkaniu z Isabell.
-Więc proszę, przejdź szybko do rzeczy. Mam kilka spraw do załatwienia.
Noemi zerknęła na jej biurko. Dokumentów wiele nie było, ale teraz wszystko załatwia się przecież na komputerze, za którym siedziała blond włosa kobieta.
-Doszłam do władzy w Multiwersie.
-Którym?
-Um... bodajże 67. Tak, raczej na pewno.
-Więc raczej czy na pewno?- Isabell uniosła wymownie brew, ale jej pracownica tylko wzruszyła ramionami.
-Henryk później dostarczy ci raport.
-Dobrze, a powiedz mi... jak ci się to udało?- Zapytała, bo pamiętała, że dziewczyna składała skargi na zbyt trudny świat i władzę tam umieszczoną.
Ciemnowłosa usiadła na krześle na przeciwko biurka. Było wyjątkowo wygodne.
-Więc generalnie wszystkich zabiłam.
-Noemi...
-Za 163 razem! To jest niemożliwe, aby pokojowo przejąć tron. Nie da się, próbowałam każdej możliwości.
-To powiedz mi chociaż jak zabiłaś wszystkich?- Wyłączyła na chwilę ekran monitora, aby skupić się na Navad.
-Musiałam zatrudnić kilku skrytobójców, potem poszło jak z górki. Jeśli przekonasz jedną osobę do swoich czynów, to ona zarazi tym innym. Trochę jak wirus, nie sądzisz?
-Jakieś uwagi co do realistyczności?- Zignorowała pytanie Noemi, chcąc od razu przejść do konkretów.
Pokręciła głową. Pół roku temu weszła inicjatywa projektu "Paradise". Jak na tak krótki czas wszystko szło lepiej niż się spodziewała, gdy szła na rozmowę kwalifikacyjną. Zapytała się wtedy, dlaczego taka nazwa dla firmy.
-Płacicie pracownikom, tak, że czują się jak w raju?- Zażartowała. Isabell nie była wtedy przekonana do zatrudnienia jej, jednakże uśmiechnęła się lekko.
-Nie, ale dobrze, że zadałaś to pytanie.- Wyprostowała się na krześle.- "Paradise". Mamy dobre skojarzenia. Raj jest bowiem przedstawiony w Biblii jako coś, na co czekamy. Jest największą nagrodą. Największym ludzkim pragnieniem. Będziemy mogli robić co nam się tylko podoba. Tak jak wtedy, gdy ludzie dostaną dostęp do mojego projektu. Dzięki Paradise każdy będzie mógł przenieść się w ich własny świat i będzie mógł być tym, kim tylko chcę. Podaj przykład jakiegoś filmu, gry lub książki.
Zastanowiła się chwilę.
-Wiedźmin. Sapkowskiego.
-Świetny wybór- pokiwała lekko głową.- Więc przykładowo zwyczajny pan sklepikarz wraca do domu po ciężkim dniu w pracy. Miał godzinę wcześniej nie miłą klientkę. Żeby się wyżyć włącza Paradise Wiedźmin. Jest tam wiedźminem. Czuje wszystko co się dzieje wokół. Ma swój miecz i rozmawia ze zleceniodawcami. Zabija potwory. Wszystko dzieje się jakby to było realistyczne.
-Okej, ale czym różni się to od zwykłej gry?
-Kolejne dobre pytanie.- Uśmiechnęła się lekko.- Bowiem w grze grasz kimś. A w Paradise będziesz uczestnikiem. Nie będzie tam marnej grafiki, ale jakby żywi ludzie. Nieograniczony wybór możliwości. A wszystko dzięki kilku neuronom w naszym mózgu łączących się ze specjalnym programem.
-Brzmi dobrze.- Wzięła łyk wody z kubka, który dostała na samym początku rozmowy.- Więc co dokładnie miałabym robić?
-Potrzebujemy testerów. Będziesz żyć w Paradise. Musimy sprawdzić czy jest to całkowicie bezpieczne. Myślę, że życie w świecie jakim chcesz jest wystarczającą nagrodą, ale oczywiście będzie także nie mała zapłata.
-Jak niebezpieczne to będzie?- Odłożyła kubek na biurko, wylewając trochę na ciemne drewno. Isabell spojrzała na plamę zniesmaczona.
-Początkowo zrobimy ci badania, wszczepimy chip, który umożliwi połączenie twojego mózgu z maszyną. Po każdej sesji musisz także napisać krótki raport. Który świat, co robiłaś, kim byłaś, dodatkowe uwagi, na przykład co należy poprawić, ulepszyć.
-Brzmi zachęcająco. Kiedy mogę zacząć?- Wstała z krzesła i ścisnęła lekko dłoń swojej nowej pracodawczyni.
-Jutro. Nie spóźnij się, zaczynamy pracować i nie skończymy póki nie będzie idealnie.
Od tamtej chwili minęło pół roku. A Noemi pamiętała to jakby było zaledwie tydzień temu. No, może miesiąc. Ogłoszenie w internecie jako tester nowego programu zachęciło ją, bo dużo płacili. Ale nie sądziła, że tak bardzo zmieni to jej życie.
-Świetnie, więc przejęcie władzy w czasach średniowiecznych przez kobietę dopiero za setnym razem.- Isabell wyrwała ją z zamyśleń.
-Dokładnie 163.
-Popracuj teraz na naszym świecie.
Ciemnowłosa pokiwała głową.
-Tak się zastanawiałam...
-Mów śmiało.- Wzięła łyk melisy z kubka, stojącego obok niej. Herbata prawie wystygła.
-Co jeśli ktoś zechce w przyszłości próbować na przykład zniszczyć rząd? I dzięki Paradise dowie się jak to zrobić i no... wcieli plan w życie.
Kobieta odłożyła kubek i spojrzała na Navad. Wyglądała na nieco zatroskaną a może... przestraszoną?
-Nie masz czego się obawiać, kochana. Jest nieskończenie ilość możliwych przypadków. W rzeczywistości zawsze będzie jakoś inaczej. Zresztą dobrze wiesz, że nasze wszystkie serwery są badane przez specjalistów. Ale zapiszę, aby uniemożliwili systemowi ataków na ludzi.
-Niech będzie.- Noemi podniosła się z krzesła. Zapięła jeansową kurtkę i włożyła dłonie do kieszeni. Nie wyglądała na pocieszoną, a w głowie kłębiły się jej myśli, że kiedyś ten projekt może przynieść tylko szkody.- Do widzenia- rzuciła i skierowała się w stronę drzwi.
-Do jutra- odpowiedziała Isabell, biorąc drugi łyk herbaty. Odprowadziła ją wzrokiem do momentu, aż zniknęła za rogiem, zamykając za sobą drzwi.- Oby nie zrobiła nam problemów.- Wymamrotała do siebie i włączyła ponownie ekran. Odłożyła kubek i zabrała się do wysłaniu kilku wiadomości do inwestorów Paradise. To będzie wielki hit na skalę światową, pomyślała. I zrobi wszystko, aby tak było.
Noemi wróciła do swojego mieszkania. Zbierała na większy dom. Już niedługo kupi sobie coś większego z pomocą kredytu w krajowym banku. Spłaci go dosyć szybko, biorąc pod uwagę wzrastające zarobki w jej miejscu pracy. Coraz więcej firm chce współpracować z Isabell.
Rzuciła buty w kąt i przeszła przez ciemny, zakurzony korytarz. Szybko znalazła się na wytartej kanapie z piwem w ręku. Nie chciało jej się nawet przebierać. Włączyła tylko TV i wzięła się za oglądanie wiadomości. Zauważyła przy okazji, że od jakiegoś czasu nie widziała sensu, aby nawet posprzątać. Skutki tego walały się po całym mieszkaniu. Butelki, kartony, opakowania po jedzeniu. Wzruszyła tylko ramionami na myśl o posprzątaniu i po wypiciu piwa przewróciła się na drugi bok. Nie opłacało się jej tego robić. Jutro pójdzie do najlepszej na świecie pracy i będzie żyć w świecie jakim tylko będzie chciała. I będzie tym, kim będzie chciała. /// Dajcie proszę znać, co myślicie o takim pomyśle na opowiadanie <3
Pozdrawiam ciepło!
11 notes · View notes
bulimiczka-blog · 3 years ago
Text
Moje odchudzanie
6.000 kroków, 12 minut biegania + 10 min ćwiczeń.
Czekolada raz w tygodniu (w sobotę 10 gram) w limicie
1,5 litra wody dziennie, jak najwięcej zielonej herbaty
Najlepiej 3 posiłki dziennie (opcjonalnie 4)
Codzienność
Poświęcanie czasu na czytanie książki (godzinę przed senem)
Spanie o 22:30 lub wcześniej i wstawanie o 6 ( w weekendy później)
Odrabianie lekcji i systematyczna nauka
Spotkania ze znajomymi co najmniej raz w tygodniu
Rozpoczęcie 30.01.22
Cel ; 42 kg (🧚‍♀️💅👗)
0 notes
lessthanperfectwoman · 5 years ago
Photo
Tumblr media
Jakie macie sprawdzone sposoby na uprzyjemnianie sobie nieprzyjemnego? Czyli pytając Was bardziej konkretnie - czy jeżeli macie coś do zrobienia, co nie jest mega fajne i przyjemne i najchętniej odkłada się to na później - to co robicie? 1. Robicie by jak najszybciej skończyć i zapomnieć? Bez cienia przyjemności odmierzacie czas do zakończenia? 2. Czy staracie się sobie ten czas jakoś umilić by wyciągnąć tyle ile się da przyjemnego? ______________________________ Ja podczas tej sesji - JUŻ OSTATNIEJ - wdrażam wariant nr. 2 Czyli ten mówiący - ciesz się drogą do osiągnięcia celu a nie samym celem. Zatem, co można zrobić by to co trzeba zrobić zrobić z dozą największej przyjemności? ______________________________ U minie na czas sesji zimowej zaimplementowałam: - Tulipany (uwielbiam, kocham - a jak szybko rozkwitły…. a, że w doniczce to liczę, że trochę postoją) - Pyszne herbaty zimowe ale dla mnie już całoroczne. Staram się pić już coraz mniej kawy. A, że uwielbiam to zamiennik musiał mi sprawiać tyleż samo przyjemności co kawa. I znalazłam. Herbaty @pukka . Co za opakowania, zapach i smak. Co ważne i na co zaczęłam zwracać uwagę - opakowania biodegradowalne, składniki naturalne, brak sztucznych barwników. W takim akompaniamencie da się przetrwać każdą sesję. Moja ulubiona to tumeric gold 👍 - Wspólna nauka. To jest coś co sprawia, że przetrwam najcięższe prace - a mianowicie bycie w grupie. Wspólne dyskusje, rozkminy, przepytywanie się - Będzie mi tego brakować. Serio. - Telefony i rozmowy z przyjaciółką @my_side_of_life . Kontakt (i tak częsty) nasila się w czasie sesji bo to lepsze niż mycie okien czy czyszczenie zmywarki wykałaczką. A Wy macie jakieś sposoby na przetrwanie czasów kiedy trzeba zrobić to co trzeba i już? #sesja #swps #swpswarszawa #ostatniasesja #ostatniaprosta #psychologia #studia #nauka #umilacze #herbata #herbatarozgrzewajaca #teatime #tealover #tealovers #tealoversclub #pukka #herbatapukka #cieszsiezyciem #osiągajcele #maleprzyjemnosci #liczysiedroganiecel #coachinglife #coachingemocional #betterlifestyle #makemyday #pukkaherbs #zimowapukka (w: Bemowo) https://www.instagram.com/p/B7lO4NwlwLd/?igshid=9aze5op3314v
0 notes