#inaczej się nie dało
Explore tagged Tumblr posts
Text
11.09.24 UTRZYMANIE WAG1 dzień 559. Limit +/- 2100 kca1.
Wybrane posiłki:
Nie liczę kalori1 od: 64 dni
Kochani, wczoraj jak wróciłam z kart, jeszcze sobie pogadałam z "małżem" na wideo chacie.
Miałam unboxing niemieckich kart 😄. A propos kart - to oczywiście wtopa - ale koleś który ze mną grał dał mi sporo rad i bardzo pochwalił ten deck. Powiedział: "Musisz grać, grać i jeszcze raz grać - inaczej się nie nauczysz unikać głupich missplay-ów. No i mniej się denerwować"
Ja nie tyle się denerwowałam, co absolutnie nie mogłam się skupić. Sklep był pełen ludzi -głośno, a ja w moim "zombie-mode", po słabo odespanej nocnej zmianie - miałam "karciane widzenie tunelowe" 😵💫
***
Dziś food-prep bo jutro do pracy. Obrobiłam się jeszcze przed śniadaniem.
Później poszłam opłacić wakacje i zrobić małe zakupy. Przy okazji był spacerek. Wprowadziłam parę kart do katalogu ( to jest never ending story - ale jak się oleje na bieżąco, to się robi bałagan. Więc trzeba spinać dupę i cierpliwie wszystko przeklepywać) Jak zwykle puściłam tyle kasy na rzeczy właściwie podstawowe, że do końca tygodnia kupię tylko fajki 😬.
***
Poza tym zrobiłam naleśniki.
Łapcie filmik jak profesjonalnie podrzucam placki. 🧑🍳 👌👌
Naleśniki robię na oko. Nie pytajcie więc mnie o przepis. Mój lifehack - dajecie łyżkę majonezu do ciasta (najlepiej zwykłego, ale miałam tylko light) tłuszcz w majonezie powinien dać poślizg i na dobrej patelni, można je wtedy smażyć na sucho. Ciasto ma być lejące jak kefir, a patelnia dość mocno rozgrzana. Można też dolać po prostu oleju... (Oooo nie, tylko nie oleeej!)
Usmażyłam tylko 5 (dwa większe dziś na kolację 3 mniejsze do przemyślenia w najbliższych dniach).
***
Naleśniki to właściwie trochę mój fearf0od. Nawet nie chodzi o kalorie - bardziej o to, że uwielbiam naleśnikowe ciasto. Naleśniki mojej mamy wyżerałam na zimno z lodówki - ile się dało. Trochę mi się więc kojarzą z niezbyt chlubnymi zachowaniami żywieniowym. To jedno z tych "zbyt smacznych dań, których wolę unikać"... Ale dajmy szansę tym pięciu sztukom 😁.
***
No i tyle... Kładę się wcześnie dziś bo jutro trzeba wstać. Więc dobrej nocy wam życzę!
#utrzymanie wagi#pro revovery#ed recovery#ed18+#chce byc piekna#edadult#food log#foodbook#chce byc zdrowa#zdrowe jedzenie#gotowanie
33 notes
·
View notes
Text
Hejka
24-26.08
Zjedzone: nie liczyłam
Spalone aktywnie: nie liczyłam
W sobotę ruszyłam o 5 rano i zmęczenie wjechało bardzo mocno. Wjechały trzy kawy do południa a później jeszcze jedna po odprawie już po włoskiej stronie.
Na szczęście udało się w sobotę przejechać Szwajcarię. Trochę się zamotałam na wyjeździe i mnie cofnęli (miałam jedną pieczątkę zamiast dwóch). Zrobiłam tym nie małe zamieszanie, ale Włosi byli, jak to oni, uśmiechnięci oraz życzliwi.
Następnie tankowanie chłodni by starczyło na weekend i walka o miejsce parkingowe. Ostatecznie o 17 stanęłam sobie obok stacji paliw na autostradzie i padłam na twarz.
W nocy atakował mnie komar i upadł. O ile pierwszą niedogodność zatłukłam to z upałem nie da się wygrać… 28 stopni na plusie w nocy to zdecydowanie za dużo jak dla mnie - zwłaszcza, że dopiero co wróciłam ze Szwecji!
Za dnia zdychałam smażąc się w 37 stopniowym upale, ale przetrwać pomógł mi nowy sezon kimi ni todoke na Netflixie. To chyba jedyne anime na którym płaczę za każdym razem. Każdy odcinek to mentalne kopanie po jajach. Po prostu uwielbiam.
Poniedziałek to był istny zapierdol - inaczej się tego nie da określić. 5 rozładunków…. Wszystko na włoskich wioskach. Jest takie powiedzonko „kto we Włoszech drogi skraca ten do domu nie wraca” i serio tak jest. Skutkowało to maksymalnym skupienie przez cały dzień by przypadkiem się nie pomylić i nie wjechać gdzieś skąd będą mnie dźwigiem wyciągać.
O dziwo Włochom chciało się przy poniedziałku pracować. Jednemu nawet bardziej bo zamiast zabrać jedną paletę to zaczął wyciągać resztę 😆😆😆upomniałam go i mnie przeprosił, dziękując za czujność. Poza tym było ogólnie bardzo sympatycznie. Wszyscy zadowoleni, że przyjechałam a jak widzieli moje dokumenty to już w ogóle byli zachwyceni bo jestem z Polski. Włosi lubią Polaków, zostało im jeszcze z czasów drugiej wojny światowej.
Jak stałam w kolejce to też pogadałam sobie chwilę z włoskim kierowcą. Włoski, Hiszpanii i francuski są bardzo do siebie podobne, analogicznie jak czeski oraz nasz język, dlatego dało się w miarę dogadać. Bardzo sympatyczny facet, gdy wspomniałam o urodzaju pomidorów u mnie w domu dał mi przepis na zapiekankę z pomidorami. Dumny z siebie podkreślał, że jego mama tak robi i jest bardzo smaczna 😆
A na koniec dnia jeszcze domestos wysłał mi zlecenie na wtorek. O 17 ładuje kawałek za Sieną szczepionki pod Poznań na czwartek wieczorem. Ogólnie git. Jedyny minus taki, że o 8 w Wenecji mam rozładunek, zatem nie ma opcji by wyjechać we wtorek z Włoch. Załadunek wcześniej też nie wchodzi w grę - byłam tam kiedyś u nich, to mała fabryka i nie wpuszczają wcześniej, niż pół godziny przed wyznaczonym czasem.
Szykuje się intensywny powrót do domu. Najważniejsze jednak, że już bliżej niźli dalej :D
Home, sweet home… I’m cumming!
28 notes
·
View notes
Text
Jednak pms szaleje, poryczałam się właśnie po wyjściu z Biedry...
No ale nie dało się inaczej. Przy kasie obok zakupy robiła dziewczyna, taka młodsza nastolatka, miała duzo kajzerek, kostkę mydła i zupkę chinską i kasę na to odliczała z garstki monet i jej zabrakło :(. Nie wiem ile, ale momentalnie facet za nią powiedział, ze jej dopłaci. Speszyła się, podziękowała i poszła.
A ja ledwo doczekałam aż kasjerka skasuje moje nasze zakupy, słodyczki, soczki, pierdółki...żeby sie tam w środku nie rozryczeć.
18 notes
·
View notes
Text
Piątek
Rano znowu wydawało mi się, jakby Mu stał, ale w sumie mógł wtedy jeszcze spać. Ja po prostu jestem przeczulona.
Obudził się zdecydowanie za wcześnie. Dopóki nie wstał, a przecież mieliśmy czas, więc mogliśmy go wykorzystać produktywnie, leżałam sobie z zamkniętymi oczami i próbowałam się przytulać.
Jak tylko się zebrał to wstałam szybko przygotować psom jedzenie i chciałam jeszcze wstrzyknąć sobie ten żel. Przez okres i później to badanie, po którym jakoś się bałam, nie stosowałam go ponad tydzień. Powinnam to zrobić wieczorem, ale miałam jakąś obawę, że strzykawka nie jest dobrze umyta.
Ja wiem, że generalnie faceci są trudni, ale wyobraźcie sobie, że jak Mu powiedziałam, że jak jestem zmęczona i potrzebuję iść spać to może sobie włączyć coś innego, co mnie nie interesuje zareagował:
Oooo, wystarczyło to powiedzieć wczoraj.
Ja pierdolę, naprawdę to było takie nieoczywiste i trudne do wymyślenia?
Zjadłam 2 jajka na miękko i to przed 12, także jest progres. Miałam ochotę na jajecznicę, ale Jemu też się zachciało, więc na Jego porę śniadaniową nie zdążyłabym zrobić.
On wyszedł około 11, a wcześniej pracował. Nie porozmawialiśmy, ale było spokojnie. A może właśnie 'dlatego'. Znalazłam w necie informację o tym, że da się kupić specjalny test na HPV i pobrać próbkę w domu, a następnie wysłać do badania - zarówno w przypadku kobiet jak i mężczyzn. Uznałam, że to jest dobry pomysł namówić go na takie badanie, bo może uspokoiłoby to Go pod względem, że wirusa też ma, nie wiadomo kto kogo zaraził i Nasza bliskość już Mu w żaden sposób nie zaszkodzi. A ma silny organizm, więc nic Mu nie będzie. Powinniśmy się wspierać w tej sytuacji, a nie oddalać. Zastanawiam się tylko czy czekać, aż sam zacznie tą obiecaną rozmowę i podnosić to dopiero, gdy potwierdzi chęć 'dystansowania się', czy samej znów próbować podjąć temat.
Kiedyś przygotowałam sobie w notatkach dokładny tekst na temat tego, co chcę powiedzieć i to było dobre, bo nie wtrącałam wtedy za dużo niepotrzebnych słów. Dzisiaj więc zrobiłam tak samo, ale żeby poruszyć ten temat musi być jakiś spokojny czas. Na pewno nie dzisiaj. Zobaczymy czy coś zaczepi.
Dzień w dużej mierze minął mi na pisaniu rozmowy i pracy. Udało mi się też wreszcie wyprasować koszulki. On zadzwonił koło 15 i mieli być za jakieś maksymalnie 2h. Oczywiście przedłużało się, więc wyszłam coś załatwić i na szybko do sklepu. Akurat zadzwonił, że „za 5min będą” i żebym wyszła to pojedzie ze mną na zakupy. Stwierdził że zmarnowałam okazję na przejażdżkę nowym autem, ale w sumie dopiero byłam w drodze, więc cofnęłam się do domu i jednak pojechaliśmy razem.
Nie obyło się oczywiście bez spięć, ale udało się. Nie chciał stać w kolejce za mięsem, więc jeździliśmy po mieście za innym sklepem - po kiełbasę. Oczywiście, że zeszło dłużej, niż stalibyśmy w tej kolejce. Whatever.
Poinformował mnie też, że uznał, że jednak nie będzie pił rok. Nie chce Mu się liczyć dni, więc będzie liczył miesiące. Cóż, fajnie, dobrze dla Niego. Dla mnie z resztą też, bo jeśli chcę o siebie dbać to trudno by mi było nie pić jak On by pił. Szkoda tylko, że Nasz seks miał sens tylko jak pijemy i głównie wtedy (po alko) dało się porozmawiać. Więc ciężko to wszystko widzę. Trochę zaczęłam się zastanawiać, o co tu w ogóle chodzi. Bo ostatnio, sama przecież widzę i piszecie mi to Wy, kiepsko to wygląda. Ale wcześniej naprawdę był progres, było całkiem okej. Czy to była zasługa tego, że większość czasu spędzaliśmy w obecności Młodego? Czy temat tej choroby skomplikował sprawy? Może przez to, brak tej ważnej rozmowy i zbliżeń, ja po prostu znów się stresuję, inaczej do wszystkiego podchodzę i się zachowuję, więc odbija się to na Nim? Już oduczyłam się obwiniania za wszystko siebie. Jeśli tak jest to przecież On też jest współwinny, że nie daje mi tej pewności i spokoju. Ale to bardzo prawdopodobny scenariusz.
Wróciliśmy do domu i uświadomiłam sobie, że w sumie nic nie jadłam od tych jajek na śniadanie bo myślałam, że będziemy coś zamawiać, ale oni sobie jedzenie przywieźli. Usmażyłam sobie paluszki rybne.
Przygotowując sobie wcześniej tekst tej rozmowy z Nim uświadomiłam sobie, że teraz muszę przede wszystkim o siebie dbać. Pod każdym możliwym względem. A na pewno nie mogę zaniedbywać jedzenia, jeśli chcę, żeby mój organizm postawił się temu jebanemu wirusowi.
Przez miesiąc do wyników wiadomo, że wiele się nie zmieni, ale jeśli będzie decyzja, że trzeba wycinać, będę chciała jeszcze raz wszystko sprawdzić.
Coś tam się spiął jak zażartowałam, że „jakby tak grał cały mecz”, mimo że miałam na celu pochwałę, no ale rzeczywiście raczej kiepsko ubrałam to w słowa.
Obiecałam sobie, że dzisiaj nie oglądam „do bólu tylko jak coś to idę spać. Na początku drugiego odcinka zauważyłam, że ziewa, a wcześnie dzisiaj wstaliśmy, więc zapytałam, czy nie jest zmęczony. I rzeczywiście, wyłączyliśmy serial, a było jeszcze przed 23. I tak trochę to przeciągnęłam, bo już długo byłam zmęczona.
Poprosiłam Go kolejny raz, żeby potwierdził datę tych Mazury, bo naprawdę muszę zacząć to organizować. I znów powiedział, że najpierw musi dać zielone światło na wyjazd. Co ja mam Go prosić, żeby zabrać Go na urodziny w piękne miejsce w którym nigdy nie był? Znów coś się spiął, jak opisałam mu sytuację już ze 2-3tyg. temu w której prosiłam go o potwierdzenie, bo nie zdążyłabym ogarnąć prezentu. Stwierdził, że „już śpi”.
Długo nie mogliśmy zasnąć i obydwoje się wierciliśmy, więc napomknęłam jeszcze:
- Dzięki za pamięć.
- O czym?
- O obiecywanej od 3 dni rozmowie.
- Miałem dzisiaj wspaniały humor, dzwoniłem. - nieważne, ze mówiłam, ze to nie rozmowa na telefon - A potem wyleciało mi z głowy.
- Dzwoniłeś, żeby pokazać mi auto, więc na pewno byśmy wtedy na ten temat porozmawiali. Poza tym oddzwoniłam po minucie i nie odebrałeś.
Not suprised.
Bilans:
Neo (papierosy): ↔️ znów przed śniadaniem, 8
Samopoczucie: ↔️ /⬆️ zaczynam powoli odrabiać się ze wszystkim
Dbanie o siebie: ↔️ dziś nawet nie umyłam włosów, mimo że miałam to zrobić, ale wróciłam do stosowania żelu, więc się wyrównuje; uświadomiłam sobie jak ważny jest teraz ten punkt, a to duży krok;
Związek: ↔️/⬆️ szału nie ma, czekam na rozmowę, ale nic złego się nie stało, więc w sumie progres
Choroba: ↔️ czekamy na wyniki
Praca: ↔️/⬆️ nadal zaległości, ale powoli się odrabiam;
Inne obowiązki: ⬆️ nie bez spiny, ale nadrabiam
#miłość#miło(ść)#toksyczna relacja#toksyczny związek#związek#lifestyle#toksyczna miłość#kartka z pamiętnika#on po 40#ona przed 30#pamiętnik#miło(śc)#szacunek#rozmowa#choroba#hpv#wsparcie#polska#po polsku#polski blog#polski tumblr#obowiązki#stres#smutek#uczucia#emocje#wrzesień#2024#myślorysy#alkohol
16 notes
·
View notes
Text
🍓10.08.24🍓
Na mojej ostatniej wizycie u psychodietetyk pani mi powiedziała że jestem jeszcze nie wyklutą gąsieniczką i z czasem przeobraże się w pięknego motyla
Ja to inaczej interpretuje i dało mi to dużo motywacji 💪
#bede motylkiem#motylki blog#blogi motylkowe#lekka jak motyl#gruba świnia#blog motylkowy#jestem motylkiem#brak motywacji#chce byc lekka jak motylek#az do kosci
11 notes
·
View notes
Text
Daily przegląd
Zjedzone: lq fast (45kcal kawa)
Do tego wypiłem chyba 6 herbat
Spalone:383kcal
Woda: 3l
Bilans: -338
Miał być water fast ale miałem spotkanie z przyjaciółką z którą nie widziałem się w chuj czasu bo mieszka na drugim końcu polski, co dało mi zajebista możliwość do zrobienia fasta bo jej powiedziałem, że jadłem w domu a w domu, że jadłem na mieście xdd no ale jednak kawa była potrzebna bo inaczej bym tak zemdlał więc zrobiłem z tego lq fasta. Do tego jeszcze ćwiczyłem itp.
#nie bede jesc#chce byc lekka jak motylek#bede motylkiem#motylki any#lose weight fast#gruba swinia#blog motylkowy#grubasek#motylek blog#blogi motylkowe#anor3c1a#anorexla
11 notes
·
View notes
Text
Rywalizacja to jego drugie imię. I zawsze musi być zwycięzcą. I nigdy nie popełnia błędów.
Nie przedrzesz się z informacją, że coś zrobił źle. Nie dociera to do niego. Zawsze zakłamuje rzeczywistość, zagina czasoprzestrzeń. W chwili gdy mówisz mu, że coś zrobił źle jego mózg wyświetla mu informację - na horyzoncie WRÓG, przystąp do ATAKU. I atakuje.
Przed chwilą ogrodnik wyrwał mi bluszcz z ogrodu. I ja wiem, że on mu po prostu nie wytłumaczył, żeby wyrywał dzikie wino ale bluszcz starał się zachować. Jestem pewna, że mu kazał iść i wyrywać wszystko. Ale się nie przyzna. Idzie w zaparte, że inaczej się nie dało. Gówno prawda. Bluszcz się czepia gruntu w wielu miejscach i na pewno część roślin dałaby się uratować.
Przemilczałam.
Nie mam już siły się kopać z koniem.
On jest nieomylny.
Tak jakby przyznanie się do winy było słabością. Nie jest.
5 notes
·
View notes
Text
Chcę żyć, a nie tylko przetrwać tę noc
Dzisiaj o 18 podpisuję umowę do kina.
Mam w sobie ogrom stresu, napięcia i nawet nie wiem czego jeszcze. Nie podoba mi się ten stan, za długo już siedzę w tym napięciu i złych myśli o sobie. Dobija mnie mój brak umiejętności społecznych, życiowych, naukowych i kurde językowych.
W głowie nadal mam rozmowę rekrutacyjną, na której się perfekcyjnie skompromitowałam. Ani angielskiego, ani nawet sensownej argumentacji.
Wiadomo, nie powinno się porównywać, ale kurde, ludzie w moim wieku już wychodzą z gastro i kierują się w zawód, a ja dopiero modlę się, aby ta pierwsza praca w kinie była jakkolwiek znośna. Tracę czas a nic przy tym nie zyskuję. Zamiast kurwa mać płacić kiedyś tyle kasy za psychologa, co mi gówno dało, mogłam już wtedy zapisać się na indywidualne zajęcia z angielskiego. Byłoby chociaż prościej, a pierdolone gadanie w stylu 'zmień myślenie, to inaczej wygląda i cały czas próbuj' mogę sama sobie nadawać w kółko. Na to samo wyjdzie.
Proszę, niech będzie to dobry czas. Żebym miała jak pojechać czasem do rodziny, aby ludzie w tej pracy byli znośni i klienci też, w sumie nawet przede wszystkim. Aby na tych studiach był ktokolwiek, kto będzie chciał robić ze mną te głupie projekty grupowe. Ja sobie jakoś poradzę, tylko proszę, nie chcę mieć pod górkę. Już i tak mi ciężko.
7.10.2024
#samotność#natrętne myśli#cierpienie#brak chęci do życia#ból#dość#mysli samobojcze#nienawidze siebie#nie mam siły#autoagresion#praca#strach#stracony czas#nienawidze zycia#nienawidzę życia
3 notes
·
View notes
Text
Hej
Zjedzone: szklanka domowego wina z przyprawą do grzańca
Spalone aktywnie: 432
Mówiłam, że nienawidzę Paryża? Ale od początku…
Wstałam o 2 nad ranem, poszłam po wiadro espresso na stację paliw (miałam to w cenie parkingu) i ruszyłam. Przez kilka godzin rozmawiałam przez telefon z przyjacielem bo on też jechał po nocy. W sumie to startowaliśmy niemal o tej samej godzinie.
Po godzinnej drzemce w Belgii wjechałam do Francji. Mamy obowiązek zaznaczania w tachografie, który śledzi nasze poczynania odnośnie jazdy, prędkości i czasu pracy, każdorazowe przekroczenie granicy. Wjeżdżam zatem na pierwszy parking we Francji a tam niezmiennie przywitał mnie taki oto znak:
Wcale a wcale piktogram człowieka jest czarny XDDD mogę się z tego śmiać bo już dwa razy miałam pasażerów na gapę na naczepie.
Korek za korkiem korek poganiał czyli Paryż. Począwszy od osobówek zmieniających 4 pasy ruchu na raz, po dawców organów na jednośladach kończąc Paryż jest po prostu mega nie przyjemnym do jazdy miejscem. Nie wspomnę o syfie oraz koczujących na poboczach, pod wiaduktami czy skwerkach koło dróg bezdomnych. Chociaż nie wiem czy określenie bezdomny ma tu rację bytu skoro sklejają sobie chatki z wszelkiego rodzaju odpadów. Bezdomni to raczej ci co pod wiaduktami rozkładają się w samych śpiworach. Generalnie nie za przyjemne to wszystko.
Zajechałam na firmę, zostawiłam naczepę i zabrałam drugą pustą. Zrobiłam sobie ustawowe 45 min przerwy i zabrałam się za pokonanie 50 km na parking. Łącznie zajęło mi to 1:21 minut samej jazdy.
Mając 8 km do parkingu zablokowały mi się na naczepie koła 💀 zjechałam na pas awaryjny, ale za uja nie było szans by wysiąść bo byłoby to równoznaczne z rozmaśleniem. No to co? Zadzwonił pod 112 bo ten numer obowiązuje w całej UE. Mój francuski jest na poziomie mega podstawowym, więc skusiłam się na język angielski. Wytłumaczyłam gdzie jestem, co się stało i w czym siedzę. Przyjęto moje zgłoszenie a po jakiś 10 minutach zadzwoniła do mnie policja z zapytaniem o szczegóły. Wyjaśniłam co i jak, że sama naprawię usterkę tylko potrzebuje by ktoś mnie zabezpieczał. Pan był bardzo uprzejmy i po przyjęciu zgłoszenia życzył mi powodzenia. Po kilkunastu minutach przyjechali panowie z obsługi autostrady, zamknęli dla mnie jeden pas ruchu i po kilku minutach zaciąganiu i odciąganiu zaworu blokującego hamulce na naczepie udało mi się odblokować koła. Takie sytuacje się zdarzają. Może nie często, ale się zdarzają. Więcej czekania, niż „naprawy”, ale bezpieczeństwo przede wszystkim. Gdyby pas awaryjny nie był tak wąski może i by się udało pokonać służby drogowe, ale w tej sytuacji inaczej się nie dało.
Na szczęście wszystko poszło dobrze, ale co się zestresowałam to moje. Jak w końcu zaparkowałam (a parking był tak zawalony, że musiałam się cofnąć by zająć najprawdopodobniej ostatnie wolne miejsce) to otworzyłam domowej roboty wino z winogron, doprawiłam przyprawą do grzańca i wypiłam by ukoić skołatane nerwy.
Mam 20 km do jutrzejszego załadunku w Amazonie zatem budzik nastawię sobie na 2:30 nad ranem i będzie dobrze.
Z tego wszystkiego, aż odechciało mi się jeść zatem poza winem nic nie wpadło dziś. Jak wstanę zjem jakiś proteinowy nabiał czy coś
#chce byc lekka jak motylek#będę motylkiem#chce być szczupła#za gruba#dieta ana#nie chce jeść#jestem gruba#motylek any#motylki any#motylki blog
9 notes
·
View notes
Text
Mavora Lakes a Tolkien
21 kwietnia 2024. Przemycam trochę zdjęć z Mavora Lakes i ich bezpośredniej okolicy z "Władcą Pierścieni" w tle. Przede wszystkim pojechaliśmy w to miejsce dla jego naturalnej wyjątkowości; tak się składa, że Peterowi Jacksonowi też bardzo się te krajobrazy przydały.
Na początek: wypływ rzeki Mararoa z North Mavora Lake w filmie był ujściem Srebrnej Żyły (Silverlode) do Anduiny. To tu Drużyna Pierścienia rozstawała się z elfami z Lorien, ruszając łodziami na południe. Jezioro zagrało rzekę, wypływ zagrał ujście — dało się zrobić.
Wypływ rzeki Mararoa; zdjęcia na obie strony kładki przerzuconej nad rzeką.
Na brzegu jeziora (północnego) zaś rozegrały się sceny rozpadu Drużyny Pierścienia: Frodo uciekający przed orkami i wcześniej molestującym go Boromirem wsiada do łodzi, a Sam dogania go i wprasza się na wycieczkę. Mniej więcej było to tutaj (zdjęcie zrobione w przeciwnym kierunku — w filmie brzeg był po prawej stronie):
Na koniec zostawiam łeb orka na dzidzie, który sterczał był nieco na południe od obydwu jezior, na jednej z łąk w dolinie. Do zrobienia tego zdjęcia sprowokował mnie pragnący pozostać anonimowym czytelnik, zanim jeszcze pojechaliśmy w to miejsce. Ponoć wśród wiernych fanów wiadomego filmu w dobrym tonie jest albo strzelić sobie fotkę na tle tych samych gór, naśladując wyraz pyska usieczonego przez Eomera orka, albo z repliką Andurila sfotografować się na szczycie Mount Sunday. Jako że zeszłego lata musiałem oddać swój miecz do serwisu, gdyż inaczej przepadłaby mi gwarancja na wykrywanie orków, i tym samym nie mogłem go zabrać do Edoras, pozostał mi tylko jeden sposób załapania się do elity fanów, a mianowicie na krzywy ryj.
3 notes
·
View notes
Text
Co u mnie?
Wczoraj pisałem poprawę zaliczenia (btw nadal czekam na to az mi sprawdzi mimo ze jako jedyny pisałem i trochę mnie to już stresuje...) i teraz mam sporo czasu do moich ostatnich zaliczeń tj. 10 lipca egzamin z tego samego co pisalem wczoraj i 19 lipca egzamin z Psychologii Emocji i Motywacji - zajebisty przedmiot to był i prowadzący. Po prostu sobie w przyszłym tygodniu poczytam teksty które były podane jako obowiązkowe do wykładów i zdam.
Co czyni dzisiejszy piątek dniem wolnym i choć mam na co się uczyć na razie sobie odpoczywam, mogę zatem robić przyjemne rzeczy takie jak bieganko, ćwiczenia na macie oraz PIECZENIE TART (ang. Pie) chociaż jest też angielskie słowo tart.
Muszę przyznać że robienie pie crust nadal jest dla mnie wyzwaniem - wyrabianie ciasta (przypomne uzywa sie lodowatego masła i miesza to z mąką uważając na to żeby się to maslo cale nie roztopiło tylko po prostu "pea-sized" kawalki masla obtoczone mąką. No i to jest mega cięzkie w takich temperaturach (dlatego juz teraz zaplanowalem sobie ze dopóki nie nadejdzie zime to będę takie rzeczy robil o 5-6 rano, dzis o tej godzinie sobie ćwiczyłem na macie i bylo calkiem chlodno). Wiec jest wiecej czasu na pracę z ciastem.
Ale przynajmniej jestem juz na 99% pewny że już mi nigdy nie spłynie to ciasto podczas pieczenia (jeżeli źle się schłodzi pie crust to w piekarniku maslo się roztapia za szybko w cieście i spłwa na dno formy ze śćianek...). ale jeden pan w przepisie btw zajebiście mi wszystko wyjasnil i mimo ze własnie wam opisuje moje trudności to mimo wszystko o wiele wiele więcej rzeczy jest dla mnie teraz całkiem intuicyjne w tym pieczeniu i za 5-10 tart mam nadzieję radzić sobie z tym juz w miarę dobrze. Tą poradą jest umieszczenie ciasta w formie i zamiast do lodówki na 15min, 30min czy ile tam w danym przepisie radzą, daje sie na 1h do zamrażalki a konkretnie - aż ciasto zamarznie na kamień. Wówczas gdy pieczemy maslo oczywiscie tez sie roztapia bo jest w piekarniku ale nim to się stanie to wystarczająco duzo ciasta robi się juz upieczone i trzyma kształt. (btw jak ktos nie ma obciążeń do pie crust (takie ceramiczne kulki z allegro z 30zl kosztuje a nie wiem czy jedno opakowanie mi starczy bo mam formę 24cm i 5cm wysokości na wysokości mi bardzo zależało - choć w planach jest przejście na szklanego pyrexa tak czy inaczej) to zwykle zalecają uzycie suchej fasoli, soczewicy czy ryżu - ale ponieważ to juz potem sie do jedzenia nie nadaje, a nawet do wielkrotnego wykorzystania w ten sposob sie nie nadaje bo prędzej czy później się to zjara (u mnie przy drugim pieczeniu) no i macie spalenizny zapach co moze na smak tarty wplynąc - ja polecam obiążąć cukrem (solą niby tez ale cukier jest bezpieczniejszy póki co no bo nie robilem tego za wiele razy a sól potencjalnie wiecie no jest slona mocno).
Trzecią rzeczą z którą wciąż mam jednak problem jest rozwałkowanie tego ciasta np teraz każą schłodzic 2h a potem wyjme i to bedzie jak kamien... i nie bede mogl tego rozwalkowac przez 10min. Ale moze chodzi o to zeby maslo zamarzło spowrotem i potem wyjmujesz czekasz 10min aż będzie sie dało rozwałkowywać a kawalki masla pozostaną w miarę twarde. W zasadzie to nie rozwałkowanie jest takie trudne tylko przeniesienie tego potem do formy... zwlaszcza ze wiekśzosc przepisow jest na 2 porcje ciasta a u mnie jakos 1/2 tego czyli teoretycznie 1 porcja to jest za mało - tzn jak rozwalkuje na odpowiednio duza powierzchnie to mam za małą grubość ciasta.
Ale tak czy inaczej w planach są 2 tarty - prawdopodobnie blueberry pie i apple pie lub truskawka/rabarbar zamiast jablkowej. Jedna dla mnie i mamy druga dla kolezanki na urodziny.
Chcę piec sporo tart bo mozliwosci jest praktycznie nieskonczenie wiele - tzn z 30 XD bo z wielu owocow mozna, mozna wiele na bazie czegoś typu custard i mozna tez takie czekoladowe czy z jakims kremem itd, a nwaet mozna piec sernik w czymś typu pie crust tylko bardziej takie crust z herbatnikow czy czegos wtedy.
btw jakiego serka byscie uzyli jako "cream cheese" bo u nas sie robi sernik na twarogu ale u nich cream cheese to nie jest to samo co serek śmietankowy taki na kanapki, podobno philladelphia pasuje jako cream cheese ale kurde to nie byl drogi serek? a jednak na sernik to z 500g potrzeba
Tak wiec dzis: bieganko, cwiczenia, 2 tarty upiekę albo tyle ile zdążę z upieczenia 2 tart. IMO produktywny dzien
I moze napisze jakies posty dla was (no i jeszce musze bloga ogarnac, opis, moze wygląd troszke chociaz bo chyba na poprzednim mimo wszystko miałem zrobione coś)
2 notes
·
View notes
Text
#japierdolekurwamac
Zwolniłam pracownika. Tego od głupich tekstów w stronę nieletnich praktykantek. Tego samego, który od dwóch lat miał same rozmowy dyscyplinujące. Tego z depresją, której nie leczył a która miała wpływ na nas wszystkich. Tego, o którym wiedziano, że jak ma urlop to od razu dostarczy L4.
Dwa lata rozmów, upomnień, kilka nagan za nieprzestrzeganie BHP w pracy na magazynie. Dwa lata zmian w grafikach, zmian w życiu ludzi, którzy z nim pracowali bo ktoś jednak musiał za niego przyjść do pracy.
W końcu mamy zielone światło od działu prawnego no i sorry. To tylko efekt jego pracy. A raczej braku pracy. Bo miałam możliwość puścić go z art 52. Dyscyplinarnie. Nie skorzystałam z tej możliwości.
Ok, facet jest ewidentnie niezaradny życiowo natomiast dostał trzymiesięczny okres wypowiedzenia bez świadczenia pracy. W trzy miesiące powinien na spokojnie ogarnąć sobie pracę bo magazynów u nas w okolicy w pizdu i jeszcze trochę.
I usłyszałam, że mogliśmy inaczej, nie musieliśmy go od razu zwalniać. Oczywiście na moję pytanie "inaczej czyli jak?" nie otrzymałam odpowiedzi.
Poza tym że jest "niestabilny emocjonalnie i jak coś sobie zrobi, to będziemy ubierać czarne koszulki i udawać, że nas to obchodzi".
No jak się wkurwilam.
O jak ja się wkurwilam.
Mam dość przerzucania na mnie odpowiedzialności za czyjeś niepowodzenia, nieumiejętność radzenia sobie z życiem, za czyjeś problemy.
Kurwa. Mam własne. Życie dało mi tak bardzo w dupę, że każdego dnia cieszę się, że żyję i nie skoczyłam wtedy z tego balkonu. Że miałam siłę, zamknęłam drzwi i nie wychodziłam na niego przez trzy lata. Inaczej nie byłoby mnie tutaj. Myśli samobójcze towarzyszyły mi od ósmego!!!! roku życia.
I wiem, że każdy jest inny i inaczej radzi sobie z przeciwnościami i, że nie można oczekiwać, że każdy będzie taki jak ja. Ale, kurwa, czyjeś problemy ze sobą to nie moje problemy i nie pozwolę by mnie nimi obciążano i rozliczano.
Tak to my nie będziemy rozmawiać.
Kurwa. Jakoś nikt nie przyszedł i nie powiedział, "wiesz on ma ze sobą problem, to może ja z nim będę pracować i mu pomogę".
25 notes
·
View notes
Text
Podsumowanie 17.05.2024
Limit: 700kcal
Zjedzone: 593kcal
Spalone: 850kcal
Bilans: -250 około
Ogólnie jestem dosyć zadowolona z tego dnia ale za mało białka a za dużo tłuszczu, niestety inaczej się nie dało bo na obiad miałam dużo oliwy...
Jutro będzie fatalnie bo przy każdym posiłku będa przy mnie siedzieli rodzice ale mam nadzieję że nadrobię to ćwiczeniem
#bede motylkiem#lose weight#chce byc lekka jak motylek#motylki#nie chce być gruba#będę motylkiem#będę lekka
3 notes
·
View notes
Text
2.09
Kurcze... w czwartek (rocznicę) było super! Otworzyliśmy wino, które przywieźliśmy z Florencji. Super smaczne było - takie pół na pół wytrawne i słodkie, lekkie, ale CHOLERNIE MOCNE.
Na obiad była pizza <3
Otworzyliśmy 7-dmio elementowy zestaw NOWEJ GRY (AAAAAA!!! Pisk! Nie wierzę w to, ale MAMY JĄ W DOMU I MOŻEMY GRAĆ, kiedy tylko zechcemy!!!), ogarnialiśmy nowe zasady do 19 wieczorem (trochę zeszło by przeczytać te wszystkie zasady, szczególnie popijając to wino xD), a potem graliśmy używając na razie 4 z 6 nowych elementów, których dotąd nie znaliśmy. :P
Graliśmy do północy - WYGRAŁAM!
Było super!
Wczoraj był wyjątkowo piękny dzień, słoneczny, jak na 1 dzień września. Obudziła mnie siostra - wysłała zdjęcie synka i pieska leżących obok siebie na kocyku z napisem "1 miesiąc życia". xP NIESAMOWITE! Kiedy to zleciało!!!??? OMG mój Króliczek ma już 1 miesiąc i minkę z foszkiem. Ale przytomnie patrzy w obiektyw - chyba już kmini coś tam. :P
Potem wrzuciłam jeszcze jedną rzecz na Vinted - tak mnie to stresuje i przytłacza, że chyba będę po prostu wrzucać po 1 rzeczy na dzień. Może w końcu się coś sprzeda.
... a potem wzięłam peelieng, wzięłam maseczki, olejki itp i pobiegłam na saunę! Dzięki mojemu O. mam trochę mniej szałową kartę pozwalającą na korzystanie ze sportowych atrakcji. :D Więc był wczoraj DZIEŃ CIAŁA.
Skóra gładka, nawilżona, ciało odpoczęte i odprężone.
Mam zajebiste ciało...
W międzyczasie były cyrki z awarią wody na całej ulicy - pomimo niemal bezchmurnego nieba i słonecznej pogody po ulicy przy której mieszkamy płynęła rzeka wody ^^' Nie wiem o co chodzi, pracownicy kanalizacji i wodociągów byli wszędzie, więc ktoś się tym zajmował, ale dostęp do wody przez cały dzień w mieszkaniach to był zamykany to otwierany. Nigdy nie wiadomo na który moment trafisz...
I dlatego ostatecznie jadłam gotowy obiad z Żabki (ale pyszny, zainspirował mnie do obiadów w przyszłym tyg) - nie miałam na czym ugotować ryżu i warzyw. Spoko, że dało się to jakoś rozwiązać.
A potem z pracy wrócił O. - był bardzo zmęczony, tak fizycznie, bo tego dnia w jego firmie było grane to przeprowadzanie siedziby, nosił cały dzień masę ciężkich rzeczy. Był uroczo brudny xD, a sam narzekał na podobno to, że bardzo śmierdział potem - nie czułam, ale widziałam na jego skórze masę smug brudu, więc wierzę.
Kiedy woda w końcu wróciła O. wskoczył pod prysznic, a ja zorganizowałam to, co planowałam od czasu własnego leżenia w saunie: włączyłam relaksacyjną muzę, zapaliłam kominek z olejkiem cytrynowym i grejpfrutowym, przygotowałam łóżko, w sypialni przygotowałam wodę i kosmetyki, a jak O. wyczłapał z łazienki to zagoniłam go do łóżka i porządnie wymasowałam, a jak przestał jęczeć z ulgi przy kolejnych próbach rozluźnienia mięśni odcinku lędźwiowym i krzyżowym (wysocy ludzie thing; ja mam uruchamiane jęczenie w odcinku szyjny i górnych fragmentach piersiowego) to go wykochałam. A on potem mnie. Życząc wzajemnie wszystkiego najlepszego u progu trzeciego wspólnego roku. <3
Kocham go.
Potem jedliśmy chipeki i oglądaliśmy III sezon "Wielkiej". Delikatnie to ujmując: jest inaczej, sezon jest bardziej meta. I nie jest przez to lepszy...
13 notes
·
View notes
Text
Dzisiaj mam motywację. Zaraz pójdę na śniadanie i będzie kanapka z miodem żebym była przynajmniej trochę obecna w ciągu dnia i nie zasnęła XDDD
Potem na obiad zjem jak najmniej ile się będzie dało (jest obrzydliwy dzisiaj wiec nie będzie trudno)
No i na kolację będzie herbatka i pójdę spać
Jeżeli pójdę na piwo po orkiestrze to też będzie inaczej bo piwo ma dużo kalorii w sumie no ale nie wiem alkoholowe kalorie sue nie liczą okej🥲🥲🥲🥲🥲🥲🥲🥲
#tw ana diary#ana talks#motylki any#bede motylkiem#chce widziec swoje kosci#bede lekka#blogi motylkowe#cvtaddict#lekka jak motyl#chce byc lekka jak motylek
3 notes
·
View notes
Text
28/07/2023 New Jeans
Dziś o 2 wstawanie do badania - ma być bez snu do 10, bo wtedy najlepiej na eeg widać nieprawidłową pracę mózgu. Całe szczęście dziś 8 dzień diety czyli 1100kcal, bo inaczej bym padła na pysk.
Btw dopiero teraz patrzę i widzę, że mam dziwne podejście xD bo Wy w większości limit diety trzymacie, a ja odliczam kcal z ćwiczeń na bieżąco żeby wiedzieć ile mogę zjeść by organizm otrzymał określoną liczbę kalorii w danym dniu. I nie będę tego zmieniała 😋 za słaba bym była.
Śniadanie: 6 kostek czekolady Milka plus kawałek bułki - 326kcal
Lunch: białko jaja i 3 małe kanapki z serkiem topionym - 335kcal
Obiad (plan): tapioka z wiśnią - ok 268kcal
McDouble plus marchewki - 409kcal
Spalone: 400kcal
Bilans: 976kcal/1100kcal
Utknęłam po wyjściu ze szpitala na bite 3h w Warszawie. To był koszmar, nie dało się kupić biletu. Objuczona jak wielbłąd, z małym dzieckiem. Pot lał mi się dosłownie po plecach - a tu jeść, tam siku i tak lataliśmy. Plus z tego taki, że NAPRAWDĘ DUŻO SPALIŁAM KCAL.
11 notes
·
View notes