Long time no see~
Na wstępie od razu chcę zaznaczyć iż nadal nie wiem czy ten post to dobry pomysł, jednak jeśli to widzicie oznacza to że końcowo zdecydowałam się na publikację.
༶•┈┈┈┈┈┈୨♡୧┈┈┈┈┈┈•༶
Cześć wszystkim, jestem Vin. Dawno mnie tu nie było, zastanawiam się czy w ogóle ktoś mnie jeszcze pamięta lub zobaczy ten post bo powątpiewam w to czy tumblr go jakkolwiek wypromuje po takim czasie. Mniejsza o to, sądzę że to co interesuje was najbardziej to, to co się ze mną stało, gdzie i dlaczego zniknęłam bez słowa?
༶•┈┈┈┈┈┈୨♡୧┈┈┈┈┈┈•༶
Cóż... Nie udzielę wam zbyt szczegółowej odpowiedzi za co musicie mi wybaczyć. Musiałabym poruszyć wiele naruszających granice prywatności mojej i osób z mojego otoczenia, czego nie chcę robić. Raczej zrozumiałe.
༶•┈┈┈┈┈┈୨♡୧┈┈┈┈┈┈•༶
Jednak jakieś wytłumaczenie czuję że wam się należy, więc... Nie. Nie przeszłam na recovery nawet na moment. Nie byłam w szpitalu. Nie umarłam. Nikt też nie próbował mnie leczyć. Moje zniknięcie nie wiązało się kompletnie z ed. To pierwsza rzecz jaką chcę naprostować od razu by nie było niedomówień. W dużym uproszczeniu i skrócie, bez zbędnych szczegółów, wydarzyła się w moim życiu pewna nagła kompletnie nie spodziewana sytuacja. Wpłynęło to mocno na mój stan psychiczny ale też całe codzienne funkcjonowanie tak naprawdę. Zadziało się wiele szybkich zmian obracających wszystko o 180°. Nie dawałam sobie rady, a tumblr był ostatnią rzeczą jaka była w mojej głowie. Fakt, mogłam napisać szybki post że znikam na czas nie określony, jednak sądzę że większość z was rozumie że w obliczu różnych tragedii nie myśli się o takich rzeczach. Jak wspominałam wcześniej, nie mam zamiaru mówić co się działo ale trwało to sporo czasu, a pozbieranie się do chociażby przyzwoitego stanu psychicznego zajęło mi jeszcze więcej. Jednak jestem tu teraz pisząc ten post czując się jak na moje standardy w porządku (czyli nie za dobrze ale stabilnie).
༶•┈┈┈┈┈┈୨♡୧┈┈┈┈┈┈•༶
Czy to oznacza że teraz wracam? Szczerze? Nie wiem. Już jakiś czas temu zaczęłam myśleć o tym by się tu odezwać jednak nie byłam pewna co powinnam powiedzieć. Przerwa dała mi dużo do myślenia. Zrozumiałam (a przynajmniej tak mi się wydaje że to o to chodzi) że ja tu tak naprawdę nie pasuje, ani nigdy nie pasowałam. Nigdy nie czułam się komfortowo z powiedzmy to na głos, promowaniem ed. Ciągle w mniejszym lub większym stopniu podświadomie przymuszałam się do tego aby wpasować się w panującą tu atmosferę. Na początku bardziej, z czasem to odpuszczało i jeżeli ktoś mnie uważnie obserwował sądzę że było to widać. Dołączając do tej społeczności szukałam po prostu miejsca gdzie nikt mnie nie oceni, a wysłucha bez próby pomocy. Tylko posłucha co mam w głowie. Nie mogę powiedzieć że tego nie otrzymałam bo owszem było tak. Jednakże im dalej w las tym bardziej zaczęło być to dla mnie czymś w rodzaju rutyny. Podświadomie przymuszałam się, nie dawało mi to wszystko już tego o co mi chodziło od początku. To nie tak że poczułam chęć leczenia, absolutnie nie. Ja po prostu nigdy nie chciałam być „motylkiem” byłam tylko (i wciąż jestem) zaburzoną dziewczyną która nie chciała być samotna. Nie podoba mi się jednak ta atmosfera tu. Te wszystkie inspiracje, motywowanie się itp. to nie dla mnie. Nigdy tego nie potrzebowałam oraz też nigdy do końca nie rozumiałam. Powiem coś kontrowersyjnego ale uważam że to dla osób które nie mają ed. Wy wszyscy dopiero chcecie je mieć, co prawda może nie świadomie ale tak jest. Nie podważam tego czy jesteście valid czy nie, to tylko moje przemyślenia. Ja zawsze wiedziałam że jestem chora, a nie że chcę „dążyć do perfekcji i przyjaźni z aną”. Jednak dostosowywałam się bo jak już mówiłam, to było jedyne miejsce gdzie myślałam że pasuje ale ja nigdzie nie pasuje. Dość już o tym. Mogłabym jeszcze wiele powiedzieć w tej kwestii ale ten post już i tak jest długi wystarczająco. Wątpię że ktoś go w całości przeczyta. Jeśli jednak są tu takie jednostki to dziękuję. Miło mi i doceniam wasz poświęcony czas.
༶•┈┈┈┈┈┈୨♡୧┈┈┈┈┈┈•༶
Chcę jeszcze wejść na trochę inny temat, mianowicie. Jak tam moje zaburzenia? Bez większych zmian. Żyje jak żyłam wcześniej z tym że udało mi się osiągnąć tą magiczną cyferkę zwaną ugw. Nawet mniej teraz, co mi to dało? Nic. Czy będę się leczyć? Nie. Czy zacznę jeść więcej? Nie. Jak wspominałam jestem chora. To nie jest zabawa. Znam konsekwencje ale nie umiem inaczej. Dla ciekawskich obecnie ważę 36,7kg (sprawdzane dzsiaj) co daje bmi 13.2 w moim przypadku. Wciąż myślę że jestem ochydna. Może pokaże się wam w następnym poście o ile takowy w ogóle postanie ponieważ jak dość klarownie chyba wytłumaczyłam, ja tu nie pasuje.
༶•┈┈┈┈┈┈୨♡୧┈┈┈┈┈┈•༶
Wiele mam jeszcze do powiedzenia ale wystarczy na ten moment chyba. Jak zobaczę jakiś odzew z waszej strony być może napiszę kolejny gdzie wypowiem się na inne tematy.
Trzymajcie się. Wasza Vin.
39 notes
·
View notes
Czwartek
Obudził mnie kurewski ból brzucha. Ale nie chciałam wstawać do łazienki, żeby Go nie obudzić, bo już by było pospane.
Udało mi się jeszcze przysnąć i standardowo obudziłam się już jak On się już sięgał po telefon.
I znów. Dawno nie było aż tak źle. To raczej kwestia jedzenia ostatnio raczej kiepsko: nieregularnie, a jak już to syf. I nerwów. Skutkiem badania byłby raczej inny ból, tym bardziej że kolejny dzień mam rozwolnienie.
Rano znów się pojebało i to tak grubo, jak nie było dawno. Mimo że szybko udało się opanować sytuację, prawdopodobnie tylko dlatego, że musiałam wejść na spotkanie w pracy.
Nawet trudno to opisać. Siadł do konsoli, bo miał jeszcze sporo czasu do wyjścia, więc zapytałam, czy możemy wyjaśnić tą niezgodność w rozliczeniu, o której wieczorem już nie chciał rozmawiać. Wziął kartkę i zaczął myśleć. Krótko przedstawiłam swoją teorię, dlaczego wyszło tak a nie inaczej.
Kurwa, zamknij się i daj mi myśleć!
No i cóż… poszło. Teoretycznie mogłam się zamknąć, ale wrzask bez powodu doprowadza mnie do białej gorączki. Jakby powiedział normalnie, że musi się nad tym zastanowić (i w dupie ma to, że chcę oszczędzić Jego czas i Mu pomóc - bo sama wczoraj wieczorem dużo poświęciłam, żeby to przeanalizować i wydawało mi się, że to rozkminiłam) to nie byłoby żadnego problemu. Ale krzyku nie jestem w stanie zignorować. To musi być jakaś trauma z dzieciństwa. No i mam też problem pozostawić Mu ostatnie zdanie, gdy nie ma racji. Może kiedyś się nauczę. Jeśli jeszcze będę miała okazję. Boję się, że kiedyś Mu powiem, że w chuju mam Jego obowiązki, jak sama mogę mieć raka i to ja kurwa nie mogę się denerwować. Tak naprawdę to nikt nie powinien.
Po chwili zdecydowanie za wysokich decybeli wydobywających się z Niego, wręcz groźbach, co to On mi zrobi jak się nie zamknę i pojawienia się łez w moich oczach, ja musiałam wejść na spotkanie w pracy, a On poszedł rozmawiać ze wspólnikiem. Musiałam zapalić jeszcze przed śniadaniem i chuj znów strzelił plan rozsądnego gospodarowania przyjmowaną nikotyną. Więc spotkanie kontynuowałam na tarasie. Jak wróciłam zaczął temat, oczywiście dalszą częścią „gróźb” w stylu że On nie będzie się kłócił i następnym razem w takiej sytuacji wyjdzie i jak przez tydzień mniej Go tu będzie niż nie będzie to tylko po tygodniu przyjedzie zawinąć swoje rzeczy, bo to będzie oznaczało, że tak jest lepiej. Ileż ja już razy to słyszałam. Nie, żebym tego chciała, ale po co w ogóle mówić takie rzeczy? Jak ma coś zrobić to niech zrobi, a nie dodatkowo mnie stresuje.
Całym problemem było tak naprawdę to, że On cały czas twierdził, że powiedział mi najpierw spokojnie, że myśli i żebym Mu nie przeszkadzała. Rzecz w tym, że nie. Nauczyłam się już dużo i gdyby tak rzeczywiście było to bym się zastosowała. Ale On od razu, gdy tylko przedstawiłam krótko swoją teorię (moje drugie zdanie po zadaniu bazowego pytania) zaczął się drzeć. Jestem w stanie uwierzyć, że nawet nie jest tego świadomy.
Próbowałam Mu to przekazać, ale oczywiście upierał się przy swoim. Powiedziałam, że nie ma problemu, o ile tylko najpierw będzie rzeczywiście mówił normalnie. Nie będę się więcej odzywać, gdy tylko podniesie głos. Jedynie jeżeli znów zacznie krzyczeć bez „ostrzeżenia” - poinformuję Go o tym.
- A ja wtedy wyjdę.
- Bo?
- Bo nie będę się kłócił.
- Jeśli będziesz najpierw mówił normalnie nie będzie problemu.
- Będę mówił.
Eheeeee. Zabrzmiało mocno ironicznie. Nie wiem z resztą nawet, który już raz w przeciągu minionych dwóch lat przeprowadzamy podobną „rozmowę”. Wcale też się nie zdziwię jak Jego umiejętności wymiany zdań się wyczerpały i nie poruszy obiecanego wczoraj tematu. Nie chcę sama o to zaczepiać, ale jakby mi się zdarzyło to pewnie powie coś w stylu, że wkurwiłam Go rano - no i to przecież jest wytłumaczenie.
Wyjechał przed 12, bo miał jechać kilka godzin opiekować się psem do mieszkania swojej matki. Pojebane to jest - przed wyjściem rozmawialiśmy już w miarę normalnie. Nawet o tym, żeby jechać na mecz w przyszłym tygodniu.
Pasowało się wziąć za pracę. A wcześniej może zjeść jakieś śniadanie. Ale pierw poszłam zapalić, trzeciego już. Kiepsko idzie. I zjadłam Fantasie. Która była zdecydowanie za słodka, ale nie było sensu na nic więcej, bo o 15 jadę na masaż, więc po pasuje zgarnąć jakiś obiad, skoro i tak już będę na mieście.
Trochę popracowałam, porozmawiałam w komentarzach z @trombocytopenia (teraz mi trochę głupio, po sytuacji z rana) i była 15.
Pojechałam na masaż (samych pleców), ale na roller już nie zostałam. Cały czas spędziłam na rozmowie ze swoją masażystką, za co bardzo jej dziękuję. Jest bardzo miłą, empatyczną osobą i powiedziała mi dużo pokrzepiających rzeczy, za co jestem jej bardzo wdzięczna. Doceniam dobrych ludzi, więc nawet jej to wieczorem napisałam i zrobiło mi się cieplutku na serduszku jak odpisała, że też lubi ze mną rozmawiać i że umówimy się kiedyś prywatnie.
Kupiłam obiad, byłam w Pepco i w sklepie. Śmieszna w ogóle sytuacja, bo w knajpie z której często biorę szamkę zaczepił mnie typ, który kiedyś jak była burza, ja wracałam ze spaceru z psami, a on akurat przywiózł mi jedzenie, pomógł mi się dostać do domu. Rozmawiałam kiedyś o tej sytuacji z właścicielem innej miejscówki z jedzeniem w miasteczku i okazało się, że obydwoje się znają. W dodatku są mniej więcej w moim wieku i pochodzą z moich rodzinnych stron - i o to właśnie dzisiaj zagadał. Świat jest mały, chyba muszę ograniczyć trochę to swoje paplanie. 🙈
Zjadłam loda w drodze powrotnej, rozpakowałam zakupy, zapaliłam i dopiero poszłam jeść. Miałam mizerię, na którą miałam mega ochotę, ale bałam się że śmietana znów mi zaszkodzi po takim czasie w upale w aucie. Ziemniaki też były jakieś niedogotowane. Może to i lepiej, bo patrząc że ostatnio kiepsko mi szło jedzenie to zjem mniej - z przymusu i dla zdrowia.
I akurat zadzwonił, pierwszy raz dzisiaj, że jedzie. Coś tam nawet poopowiadał, całkiem normalnie, chociaż i mi się nie zgadza. Wkurwili Go dostawcy prądu i stwierdził, że inaczej by z nimi rozmawiał, ale wszystko dlatego, że wkurwiłam Go rano i nie rozumiem, jak się normalnie mówi.
Jak nie chcesz się kłócić to nie wracaj do tego tematu. Poza tym nie byłoby żadnego problemu, gdybyś normalnie powiedział, ale Ty od razu zacząłeś się drzeć.
Na szczęście już nie skomentował. Grał na konsoli jak przyjechał i nawet chwilę pogadaliśmy, trochę nawet żartobliwie o problemach z rana. Ale tematu, który obiecał - nie poruszył. Nawet poszłam sobie skosić trochę trawy, bo przez to wszystko ostatnio to zaniedbałam, a o 19 było jeszcze jasno i już chłodno.
Potem jeszcze chwilę rozmawialiśmy, nawet poruszył temat Mazur - tzn. przypomniał sobie, że ma potwierdzić. Niby sam fakt wyjazdu. Mam nadzieję że tylko tak mówi to złośliwie.
Tak czy inaczej, miło było normalnie rozmawiać. Aż dziwne, że może być tak fajnie z człowiekiem, który czasami doprowadza mnie do takich stanów jak rano. Chociaż to chyba normalne u toksyków, ale nie chcę w ten sposób myśleć. Nawet Mu o tym powiedziałam (że miło jak tak jest) to stwierdził, że to zasługa tego, że Go nie denerwuję. Chyba On mnie. A w zasadzie może mnie nawet denerwować, to normalne, wystarczy, żeby słuchał. Chociaż czasami.
Przed snem jeszcze była lekka spina, bo byłam zła, że kazał mi się „odprzytulić”, żebym nie zasnęła na serialu, a ja i tak obróciłam się na ten bok, na którym leżę na Nim i zasnęłam, więc przecież nic nie stało na przeszkodzie przytulaniu. A tak poza tym to kurwa, mój organizm walczy z jakimś syfem, a sen jest najważniejszy. Nie mówię, że ma patrzeć w sufit, ale jak chcę iść spać może sobie włączyć YT, albo coś czego nie oglądamy razem…
Oczywiście napomknęłam na temat rozmowy:
- Musisz wiedzieć, że obiecałeś mi coś przedwczoraj, a wczoraj mówiłeś, że dzisiaj już na pewno będziesz pamiętał.
- Jak mamy rozmawiać, jak śpisz.
- Nie szukaj wymówek, na pewno rozmawialibyśmy w trakcie serialu, albo po.
- To przypomnij mi jutro.
- Nie będę Ci przypominać o czymś, o czym jak chciałam rozmawiać Ty mnie uciszałeś.
- To przypomnę sobie jutro i zadzwonię.
- To nie jest rozmowa na telefon.
Wiadomo że po tych słowach raczej nie zadzwoni. A nawet taka rozmowa w jakimś stopniu by mnie satysfakcjonowała, chociaż oczywiście że wolę na żywo. A wieczorem będzie Młody, więc można się domyślić, co będzie z tą rozmową…
Jak mnie jeszcze przytulał przed snem to wydawało mi się, że mu stoi i dłuższą chwilę nie mogliśmy zasnąć. W końcu się odwrócił, może żeby to ukryć, opanować, whatever. To, że nic z tym nie chciał zrobić już wcale mnie nie dziwi…
Bilans:
Neo (papierosy): ⬇️, bo dziś zaczęłam już przed śniadaniem, 8
Samopoczucie: ↔️ w normie, kiepsko
Dbanie o siebie: ⬇️ zaplanowany masaż - zrealizowany, ale odpuściłam roller, gorzej z jedzeniem
Związek: ⬇️ duża awantura rano, jakiej dawno nie było
Zdrowie: ⬇️/↔️ do wyników czekamy, utrzymujący się ból brzucha
Praca: ↔️ zamknęłam duży, pilny projekt, ale poza tym dalej lipa
Inne obowiązki: ⬆️ bo dalej nie zrobiłam części rzeczy, które planuję od kilku dni, ale część się udało + zaczęłam też zaniedbane, nieplanowane koszenie
4 notes
·
View notes
"sami musimy odpowiedzieć na pytania, które stawia przed nami życie, a zdołamy to uczynić, jedynie biorąc odpowiedzialność za własne istnienie"
Tymi słowami kończę czytanie Człowieka w poszukiwaniu sensu Victoria E. Frankla.
W pierwszej części czytamy o przeżyciach autora w obozach koncentracyjnych, o tym jak działała psychika więźniów, ale też o tym, co ich trzymało, bądź nie, przy życiu. Ten rozdział podobał mi się najbardziej i bardzo do mnie trafił. Nigdy nie interesowałam się tym tematem, a jednak bardzo mnie to zaciekawiło i myślę, że w niedalekiej przyszłości sięgnę jeszcze po jakąś pozycję dotyczącą Holokaustu.
Druga część to wytłumaczenie logoterapii, i tutaj dla mnie zaczęły się schody. Ciężko mi się czytało, nie mogłam się skupić, czytałam po 10 stron i odpuszczałam, bo głowa nie dawała rady. Myślę, że jest to też bardzo ciekawe, ale do mnie nie trafiło, naprawdę nie mogłam się skupić czytając. Możliwe, że jeszcze do tej książki wrócę i skupie się na logoterapii jeszcze raz. Póki co książka wędruje na półkę i dostaje ode mnie ocenę 4/5.
Trochę też ubolewam, że kupiłam tą wersję dla młodych czytelników, a nie tą pierwotną napisaną przez samego Frankla. Ale nic straconego, może gdzieś ją dorwę i przeczytam ponownie.
15 notes
·
View notes