#późny wieczór
Explore tagged Tumblr posts
Text
Imprezowałem by zagłuszyć me myśli
Tak bardzo za tobą tęskniłem
Te wspólne chwile codziennie mi sie przypomniały
Nadal pamiętam zapach twych perfum
Były słodkie niczym twój głos
I miejsca w których siedzieliśmy całe dnie do późnego wieczora
#wiersz#on#ona#emocje#uczucia#myśli#oni#miejsca#perfumy#perfume#zapach#imprezy#wieczór#późny wieczór#tęsknota#bardzo#pamiętam#pamięć#codziennie#przypomnienie#wspomnienia#wspólne chwile#głos#twój głos#cały dzień#dni#siedzenie#miejsce#zagłuszenie
5 notes
·
View notes
Text
Miałam tutaj pisać wiersze po angielsku jak bardzo odczuwam swój związek w tym pozytywnym i negatywnym świetle, ale jednak życie ze mnie zażartowało i ponad 4 letni związek został zerwany (mieszkam z nim i mamy psa).
Moje mechanizmy obronne działają naprzemiennie, oczy z godziny na godzinę są coraz bardziej podkrążone, a on mi powiedział, że gdy w weekend pojechał balować z kolegami to rozmawiał z dziewczyną, która była nim ewidentnie zainteresowana i złapał się na tym że zapomniał o mnie.
Mam pracę, pracę którą kocham. On przez parę lat związku mówił żebym zaczęła pracę pomimo iż mam studia bo nie poznam prawdziwego życia i jak zacznę pracować w zawodzie to się bardzo zdziwię.
Zrobiłam to, mam pracę oraz studia. Wystarczył miesiąc, że było mnie mało w domu aby stracił miłość.
Zarzuca mi, że nie mam kobiecego ciepła, że jestem zimna, a sam izoluje się ode mnie grając na komputerze.
A więc co ja mam zrobić? Siedzieć i się użalać, czekać na niego? Robiłam to przez rok, aż w pewnym momencie odpuściłam aby położyć się spać i móc wstać na następny dzień.
Okazało się to czymś „złym”, czymś co zaważyło na naszej relacji.
Wła��nie nie poszłam do pracy, w której się spełniam, którą lubię, bo płakałam całą noc.
A ja nie płaczę, nigdy nie płaczę.
Chciałam to naprawić jednak on w jeden późny wieczór podjął decyzję.
Szukam mieszkań, boję się być sama. Dlaczego? Bo moje myśli mnie wykończą.
Chyba dobrze, że 2 dni temu przeszłam na Tumblr bo pomimo iż nikt prawdopodobnie tego nie przeczyta będę mogła wywalić tutaj swoje myśli.
Nie mam siły tego drugi raz czytać, więc może być chaos.
7 notes
·
View notes
Text
🎀18.02.24🎀
hejka moje motylki!!!
dzisiaj wstałam dość późno, bo jakoś o 12:30, potem około 13:00 zjadłam śniadanie i przejechałam się rowerem z mamą, około godzinki. zrobiłyśmy małe zakupy i wróciłyśmy. jak wróciłam mega mi się nudziło. wypiłam jogurt i przez czas jak mama robiła obiad, wyszłam aby nabić trochę kroków i jak wróciłam pod wieczór, to zjadłam późny obiad. potem się umyłam, pooglądałam youtube i właśnie szykuje się do spania bo jutro szkoła więc muszę być wyspana żeby chociaż spac tak 7-9 godzin.
co dzisiaj zjadłam:
śniadanie: jedno małe jabłko, 5 orzechów włoskich, 3 kostki gorzkiej czekolady, jogurt naturalny maluta 180 g + kawa z mlekiem
ll śniadanie: fruvita pure jogurt + owoce + zboża
obiad: ziemniaki z karkówką + surówka
podsumowanie:
waga: 86.3
zjedzone kalorie: ?
spalone kalorie: około 900
bilans: ?
kroki: 12400
chudej nocy motylki 💓
#blogi motylkowe#będę motylkiem#jestem motylkiem#lekka jak motyl#lekkie motylki#motylki any#motylki blog#porady dla motylków#tylko dla motylków#bede motylkiem
26 notes
·
View notes
Text
Oglądanie reanimatora niesamowicie kojarzy mi się z jedną zieloną herbatą. Dosłownie wystarczy, że poczuję jej zapach przy otwieraniu pudełka, a już mam przed oczami umysłu obraz, jak siedzę sobie z laptopem w późny kwietniowy wieczór, obok kubek z herbatą i oglądam ten cudny twór.
3 notes
·
View notes
Text
🎀 19.12
650 kcal, 10.000 kroków, 2 godz. w-f
dostałam dziś znowu pod opiekę młodszą kuzynkę — w nocy znowu nie mogłam zasnąć więc zabawa z nią, granie w tysiące planszówek było niczym piekło. przy monopoli ciągle zamiast płacić swoimi pieniędzmi płaciłam tymi z banku, o czym uświadomiłam sobie pod koniec rozgrywki xd
baardzo źle się czuję psychicznie, taka umęczona. łapię się na tym że siedzę wpatrzona w aplikację do liczenia kalorii, dodaje różne posiłki aby sprawdzić jakby wyglądał bilans gdybym coś takiego zjadła, po czym usuwam. stresuję się też tak bardzo wigilią klasową, boję się co będzie z tą normalną kiedy ta pierwsza mnie tak przeraża. postanowiłam więc nie narzucać sobie limitu kalorii i po prostu jeść posiłki tak jak jem zawsze, to i tak wychodzi mniej niż 1000. ale ja już sobie zdążyłam zryć mózg przez te nadchodzące święta, że muszę schudnąć jak najwięcej i gdzieś tam podświadomie dążę do jedzenia jak najmniej. aby mnie nie pojebało do reszty to zaplanowałam sobie na jutro takie spokojne 800, śniadanie przed szkołą, bardzo późny obiad oraz połówka drożdżóweczki bo uwaga nie jadłam aż 4 dni i czuję się jak na odwyku.
powiedziałam kuzynce o tym że oglądałam codziennie jakiś świąteczny odcinek i zaproponowała gumballa. przez to że była u nas do późna trening ominięty. będę musiała nadrobić jutro, akurat kiedy wychodzi serial na który czekałam 3 lata i chciałam mieć wolny wieczór 🤐 również pisanie poszło w odstawkę. jak dzieciak oglądał ekipę czy coś to naskrobałam z nudów 200 słów które nawet mi się nie kleją i chyba usunę.
dzień 19 — my first love
po prostu pomijam.
12 notes
·
View notes
Text
Wtorek
Od razu jakoś lepiej się wstawało po wczorajszym wieczorze, mimo że jak można się domyślić za wiele z tego nie miałam.
On wychodził już ok. 9:30, bo sobie wymyślił pierwsze zmienianie opon w dwóch autach, którymi najmniej jeździ. Znowu zapaliłam przed śniadaniem. W sumie to chyba dlatego, że z rana coś tam chwilę sobie gram w gierkę i jakoś tak przy niej chyba trochę tracę nad tym kontrolę. Nawet myślałam, żeby zjeść wcześniej śniadanie, ale akurat jeszcze nie miałam ochoty na to, co miałam z cateringu.
Znów jakoś nie mogłam się zabrać za robotę, a zadzwonili z myjni, że auto jest do odebrania. On nawet dzwonił co jakiś czas, pytał, mówił co robi.
W końcu zmienił koła w dwóch autach i stwierdził, że skoczy jeszcze coś zjeść, weźmie inne auto i przyjedzie po mnie. Była opcja, że już tu zostanie i coś w domu popracuje, albo że jeszcze wróci na rejony coś załatwiać. Ja za ten czas musiałam wyjść z psami. Po chwili zadzwonił, że jednak restauracja w której chciał zjeść jest zamkniętą i zje gdzieś na szybko kebsa i będzie.
- Chyba że przyjadę i najpierw pojedziemy coś zjeść? Co Ty na to, masz czas?
- No można, tylko pytanie gdzie.
Może rzeczywiście moja reakcja nie emanowała jakimś mega entuzjazmem, bo wiedziałam, że mam robotę, ale tak czy inaczej ucieszyłam się, że jest szansa coś razem zrobić. Wiedziałam jednak, że On jest głodny, będzie się wkurzał jak będzie trzeba czekać (a gdzie nie będzie czekania…) no i rzadko tutaj w miasteczku coś jemy - ja kiedyś często zamawiałam, ale to dwie restauracje, gdzie w jednej mają tylko na wynos a w drugiej na pewno byłoby trzeba długo czekać. Nie chciałam być odpowiedzialna za ten wybór, a będąc głodnym na pewno by się wkurwiał.
Na co On powiedział, że dobra to jedzie i się rozłączył. Później stwierdził, że wykończyła Go moja odpowiedź. No już trudno. Umówiliśmy się, że pójdziemy coś zjeść na kolację i spacerek w tym tygodniu, także zobaczymy.
Zawiózł mnie po to auto, świeci się jak psu jajca. 😄 tylko oczywiście wszystkie kable i uchwyty musiałam sobie od nowa montować, co było irytujące. A potem pojechałam na zakupy i zgarnęłam sobie szamkę na wynos, bo z cateringu wczoraj dostałam dwa takie same obiady, bo zapomniałam wybrać. Zanim wypakowałam zakupy już dzwoniła kumpela z pracy, że już się zbliża, do której musiałam na chwilę wyjść, ale na szybko jeszcze wzięłam się za jedzenie, bo byłam już mega głodna. To coś, czego nazwy nie umiem wymówić jest moim nowym odkryciem. Pyszne było i okazało się, ze mają dostawy i to od jedynie 30 zł. Nie wiem jak się przemogłam, żeby przestać jeść i zostawić kawałeczek Jemu. Też Mu smakowało.
Wieczór standardowo, mimo że był wkurwiony przez pracę, minął spokojnie. Jak skończyliśmy serial nawet chwilę pogadaliśmy idąc spać i o dziwo, nawet się pośmialiśmy. Miło.
Bilans:
Neo (papierosy): ↔️ 10+, ale na pewno lepiej niż wczoraj 👎
Dbanie o siebie: ↔️ dobrze, że pojechałam po obiad jak odebrałam auto i ogoliłam się przed jutrzejszą depilacją, więc nie jest źle, ale trochę brakło czasu na chill 👍
Jedzenie: ↔️ późny obiad, ale poza tym w miarę ok 👍
Związek: ⬆️ dzwonił i mimo stresów „pozazwiązkowych” było miło 👍
Praca: ↔️ nie zrobiłam wszystkiego co planowałam, ale i tak nieźle 👍
Inne obowiązki: ⬆️ na tej płaszczyźnie dzisiaj dużo, także 👌
Samopoczucie: ⬆️ miło z Nim + ogarniete dużo rzeczy, miałam wyjątkowo dobry humor 👌
#związek#miłość#lifestyle#miło(ść)#toksyczna relacja#toksyczny związek#ona przed 30#on po 40#toksyczna miłość#kartka z pamiętnika#pamiętnik#detailing#myjnia#zmiana opon#prace domowe#obowiązki#pranie#obiad#wspólny czas#dobry humor#dbanie o siebie#uczucia#emocje#nerwy#stres#rozmowa
3 notes
·
View notes
Text
Hejka
Obudziły mnie uszaki a w szczególności Jerry. Pyrgał mnie noskiem a gdy mimo to nie reagowałam ugryzł mnie w ramie. Jednak spokojnie. Jak to się mówi: ta zniewaga krwi wymaga! Jednak nie uprzedzajmy faktów.
Poranek był deszczowy, więc poza nakarmieniem KróloBaranów i posprzątaniem nie miałam co robić. Zjadam śniadanie i trochę czytałam
Naleśniki z czekoladowym zero sosem zjadam na dwa razy. Na śniadanie i późny obiad.
Gdy tata skończył układać płytki w przedpokoju zabraliśmy się za wyliczenia co gdzie i ile. Następnie udaliśmy się na zakupy. Gwizdu, świzdu dwa tysiące poszło w pizdu… Jednak transport przyjedzie do końca tygodnia. Najpewniej już ostatni. Do zakupu została już tylko drobnica i płytki do łazienki.
Przestało padać jakoś koło drugiej, więc capnęłam Jerrego na skubanie. Strasznie linieje, ale łyse placki jakie mu zrobiłam zaczęły już zarastać. Po skubaniu zauważyłam, że jegomość ma wyjątkowo długie pazurki. Niczym cholerny kret a nie królik! O jak mu się nie podobało, gdy robiłam mu manicure oraz pedicure. Jednak trzeba mu oddać, że zniósł to dzielnie. Jego żona Rudzisiu Zdzisiu ciężko zniosła zabiegi pielęgnacyjne, aż do gry musiał wejść mój tata by ją zająć głaskaniem. Później oba KróloBarany pokicały po trawie co rośnie jak szalona. Z resztą nie tylko ona :)
Jutro zrobię nawóz z drożdży :) a niech coś rośliny mają od życia póki znów nie nadejdą upały.
Poszłam na spacer, gdy miała dzwonić pani doktor. Rozmowa przybiegła w miłej atmosferze jak zwykle, ale bardzo mój stan zdrowia ucieszył panią doktor. Sama też czuje się dobrze. W końcu wracam do dawnej siebie - tej sprzed mrocznych dni.
Aż pod wieczór walnęłam sobie piwko. Wieczór napawał jesienną aurą, ale gorąca kąpiel rozgrzała zmarznięte ciało. Jak jutro pogoda pozwoli znów wcielę się w wesołego żniwiarza
Ciekawostka:
Tajson (czarna kotka) weszła dziś do mojego pokoju i została ofiarą nagłego statku Rudzika. Tak się staruszka wystraszyła, że jej desperackie miauczenie słychać było w całym domu. Sprawca zamieszania zaś był z siebie ewidentnie dumny
Pani doktor powiedziała (po tym jak jej dozgonnie podziękowałam) stwierdziła, że to również moja zasługa. Tak ładnie i szczegółowo jej opisywałam jak się czuje, niczego nie zatajając, że mogła wybrać dla mnie leki.
Mama zaczęła przeginać i robić fochy oraz się czepiać wszystkiego i wszystkich. Po postraszeniu jej, że wezmę kredyt pod hipotekę i dam jej 120 tys (połowe tego co dostali za mieszkanie w Łodzi) i niech wypierdala uspokoiła się i jest spokój. A jaka milutka się zrobiła xD No sorry ja też potrafię tupnąć nóżką
Za tydzień w niedziele będą dożynki w mojej gminie! Już sie nie mogę doczekać :3
16 notes
·
View notes
Text
Godziny o których apawnują się żule w katowicach i gdzie:
Rynek - bardzo tricky, zależy od pory roku. Gdy jest ciepło to są całodobowo jeśli jest zimno to późny wieczór albo wcale
Mariacka - też tricky, zależy od dnia tygodnia. Chociaż zdarzają się całodobowe warianty. Proszę nie mylić alkoholika z żulem. Poniedziałek-czwartek po 21 piątek niedziela po 18.
Rondo - Z reguły dosyć późno. Około 23.
Dworzec - Całodobowo. Może czasem bardzo rano żadnego nie ma.
Katowicka (tak, rozdzielam od dworca) - zazwyczaj nie ma żadnego od 11 do 15. Jak już to siedzą w środku i się nimi zajmuje ochrona.
Supersam - 17.30, zawsze.
10 notes
·
View notes
Photo
#Repost @photo.by.juka • • • • • • Białystok, Poland Ludzie. Ulica. Późny wieczór. Tuż po świątecznych spotkaniach przy stole. Czas na imprezę i spotkanie ze znajomymi. 📍 Białystok, Poland #streetphotography #streetfashion #igersbialystok #bialystok #białystok #nightphotography #canonphotography #m50markii #nightstreetphotography #nightstreet #friends #people #photographer #borkography #galleryofthrills #photooftheday #polishstreet #together #christmastime #partytime #party #meeting #Ukrainewillwin #lanternlighter https://www.instagram.com/p/CmyBSPeoibu/?igshid=NGJjMDIxMWI=
#repost#streetphotography#streetfashion#igersbialystok#bialystok#białystok#nightphotography#canonphotography#m50markii#nightstreetphotography#nightstreet#friends#people#photographer#borkography#galleryofthrills#photooftheday#polishstreet#together#christmastime#partytime#party#meeting#ukrainewillwin#lanternlighter
3 notes
·
View notes
Text
Spała przez cały dzień
Budziła sie późnym wieczorem
I jeździła motocyklem w nocy
Miłowała ten klimat o tej porze
#wiersz#ona#motocykl#moto love#motocycle#motorcycle#motociclismo#motocicletas#motocykle#jazda#nocne życie#nocna jazda#noche#klimat#miłować#miłowanie#jeżdżenie#budzenie#późny wieczór#wieczór#dzień#cały dzień#sen#spanie#pora
2 notes
·
View notes
Text
W jakich sandałkach na szpilce kobieta będzie wyglądać stylowo?
Isabella Fabbri weszła na kort tenisowy, a jej serce biło z niecierpliwości. Po kilku dniach odpoczynku była gotowa do powrotu do rutyny treningowej. Kolejny turniej był tuż za rogiem, a Isabella wiedziała, że musi dać z siebie wszystko.
Ale kiedy wymachiwała rakietą i doskonaliła swoje podania, zaczął się w niej rodzić inny rodzaj podniecenia. Był piątek, a jej facet zaprosił ją do kina i na randkę tego wieczoru. Isabella poczuła motyle w brzuchu, gdy rozważała możliwości.
Po intensywnym treningu wróciła do domu i zaczęła przygotowywać się na nadchodzący wieczór. Zdeterminowana, by wywrzeć trwałe wrażenie, Isabella wybrała czarną bluzkę z cekinami, która mieniła się w świetle. W połączeniu z czarną mini spódniczką, emanowała pewnością siebie i stylem.
Isabella zawsze dbała o szczegóły, a dzisiejszy wieczór nie był inny. Starannie dobrała eleganckie srebrne kolczyki, które doskonale uzupełniały jej strój. Jej fryzura była dziełem sztuki, a każde pasmo było starannie ułożone, aby podkreślić jej naturalne piękno.
Gdy Isabella wyszła z domu, nie mogła powstrzymać się od poczucia ekscytacji i tajemniczości. Noc niosła ze sobą obietnicę zarówno romansu, jak i przygody, co stanowiło wyraźny kontrast z intensywnością kortu tenisowego. To było tak, jakby wkroczyła do zupełnie innego świata.
Film był wciągający, a fabuła przeplatała się z własnymi emocjami Isabelli. Była całkowicie pochłonięta, nie mogąc oderwać wzroku od ekranu. Ale gdy pojawiły się napisy końcowe i światła się zapaliły, nie mogła przestać się zastanawiać, co będzie dalej.
Jej facet, ze swoim łagodnym uśmiechem i ciepłym uściskiem, zaprowadził ją do uroczej kawiarni na późny deser. Śmiali się i rozmawiali, rozmowa płynęła bez wysiłku. Isabella poczuła z nim głęboką więź, jakby znali się całe życie.
Ale gdy noc wydawała się idealna, dotarło do niej, że do następnego turnieju pozostało zaledwie 27 dni. Pasja, która napędzała jej karierę tenisową, zderzyła się z pożądaniem rozkwitającym w jej sercu. To była trudna równowaga, delikatny taniec między dwoma światami, których pragnęła być częścią.
Gdy Isabella żegnała się ze swoim facetem, jej duszę wypełniała mieszanka tęsknoty i determinacji. Nie mogła zaprzeczyć urzekającemu urokowi ich wspólnego czasu, ale nie mogła też zignorować ognia, który płonął w niej dla sportu, który kochała.
Noc zakończyła się pięknym wschodem słońca, rzucając złoty blask na skłócone serce Isabelli. Czytelnik pozostaje oczarowany, zastanawiając się, jaką decyzję ostatecznie podejmie - czy podąży ścieżką miłości, czy też całym sercem poświęci się karierze tenisowej?
Tylko czas pokaże, ponieważ Isabella Fabbri stoi na rozdrożu swoich marzeń, gotowa stawić czoła wszystkiemu, co przyniesie przyszłość.
0 notes
Text
Josh
- Zrób! – Josh odkrzyknął, ruszając do kominka. Zaledwie kilka kawałków drewna, dość na rozpalenie, niewystarczająco na cały wieczór, nie mówiąc o nocy. – Wrócę zaraz po nią – dodał, zaskakująco energicznie wychodząc na dwór. Zapas drewna był przy altance, która wcale daleko od ich domku się nie znajdywała. Drewno nie było zupełnie mokre, ale na pewno bardziej wilgotne niż powinno być. Nikt jednak nie szukał ideału, szczególnie w środku lasu, a tym bardziej z marznącym partnerem robiącym herbatę.
Zabierając dość aby utrzymać ciepło do rana, wrócił do domku, strzepując z głowy śnieg niczym Sam po spacerze krople wilgoci z jej sierści.
- Wciąż nie wierzę, ze dobrowolnie wyciągnąłeś mnie w takie zimno do lasu. Ale cholera, kto mógł wiedzieć, ze spadnie śnieg? Prognoza pogody teraz jest mniej stabilna ni�� wróżenie z fusów. Więcej wyczytasz z mojej ręki.
Nie dość, ze było zimno, to obaj poruszali się pojazdami – to potęgowało uczucie chłodu, zimna i w przypadku niektórych: wrażenia zamarzania. Ciepła herbata i wieczór przy kominku wszedł im jeszcze lepiej niż poprzedni, a kolacja zamówiona do domku była jedynie zwieńczeniem całego dnia. Josh nawet nie narzekał na brak większych atrakcji, zajęty próbą ogrania Matta w Plemiona.
Następnego dnia stukanie do drzwi obudziło Matta. Miejsce obok niego było zimne, słońca nie było widać przez zachmurzenia, ale zegar wskazywał godzinę 11. Dla niektórych było to wczesne południe, dla innych późny ranek. Matt mógł wybrać jak się czuł z godziną, schodząc na dół zapleciony w hotelowy szlafrok. Zejście po schodach do nagrzanego pomieszczenia było całkiem łagodne, otwarcie drzwi i wpuszczenie chłodnego powietrza poranka już mniej.
- Dzień dobry. Przynoszę śniadanie – przywitała ich córka właściciela, którą poznali wczoraj pod koniec przejażdżki po lesie. – Jeszcze ciepłe. Pana partner nie wiedział na co się zdecydować, wiec podwójne – zerknęła w stronę wnętrza domku, niemo pytając czy postawić w środku czy jednak przekazać jedzenie w przejściu. – Nie widziałam jeszcze nikogo kto by z własnej chęci na urlopie ubiegał się o rąbanie drewna – zagadała go, uśmiechając się. Faktycznie kawałek dalej, ubrany w ciepłą bluzę Josh wymachiwał siekierą. – Bez przymusu – zapewniła, widząc minę Matta. – Kazał przekazać, ze skończy stertę i dołączy do śniadania – dodała, uśmiechając się jeszcze. – Smacznego.
Pożegnała się, wracając wydeptaną ścieżką, którą wróciła. Po wczorajszym śniegu zostały praktycznie wspomnienia – warstwa wierzchniej warstwy, powoli zamieniająca się w błoto.
Josh miał rację – teraz łatwiej były wywróżyć kilka kolejnych dni po horoskopie niż być pewnym warunków atmosferycznych.
0 notes
Text
Wreszcie SAMA.
Dziwnie to zabrzmi, bo cieszę się, że życie obrało inny tor niż przez ostatnie lata, ale brakuje mi takich sytuacji jak ta w której dziś jestem - SAMA w domu, od bladego świtu po późny wieczór.
I co ciekawe - kolejny weekend minie mi tak samo.
Cieszę się. Mam okazję poeksplorować.
-
Tumbler zeżarł mi wpis z takimi krótkimi urywkami, refleksjami, wrażeniami, momentami - taki jakie kiedyś robiłam znacznie częściej.
Po prostu są uwagi, które uważam, za warte uwiecznienia:
1
Szwagier nr 2 podczas kawusi w zeszłym tygodniu oczywiście rozmawiał z nami o psach (bo wszyscy są tu pso-zboczeni, każdy w tej rodzinie zachwyca się zwierzętami i potrafi o nich rozmawiać godzinami). Opowiadał o ostatnich odwiedzinach w rodzinach stronach - on wziął suczkę swoich rodziców i przyszedł w odwiedziny do rodziców swojej dziewczyny, a rodzice O. i jego siostry mają swojego szczeniaczka. Różnica wieku między pieskami to 5-6 mc, więc psiulki ganiały się zachwycone po ogrodzie.
My wiemy o tej wizycie, bo WSZYSCY członkowie rodziny O. zasypywali nam komunikatory zdjęciami z tej psiej wspólnej zabawy. Mieliśmy też okazję poznać obydwa psiaki, więc te kilka tygodni wcześniej patrząc na zdjęcia spekulowaliśmy w tonie żartu o tym która psiulka częściej leżała na plecach przyciśnięta przez drugą. xD
Szczeniaczek rodziców O. nie czai, że ma super-długie kończyny i czasem z tej radości odwala prawdziwe karate xD - nie wiesz kiedy, a dostajesz z liścia od psa, przewracasz się o ściany. xD A zaraz potem zmartwiona sunia ciebie wyliże i idzie z kimś innym odwalać Chucka Norrisa z półobrotu w ramach zabawy. xD I wszystko przypadkiem, w zabawie. Cudowna jest. Po prostu nie ogarnia jeszcze tego, jak bardzo urosła. Będzie olbrzymia, stawiam na geny jakiegoś charta. Mając 10 miesięcy położona na łóżku wzdłuż naszych ciał wystaje tylnymi łapkami za materac...
Niemniej Szwagier podzielił się z nami swoim spostrzeżeniem: otóż tamtego dnia piesek jego rodziców wcale nie był częściej kładziony w zabawie na plecach, pacyfikowany, zdominowany. Ani nie była przytłoczona wielkością szczeniaka rodziny O. Wręcz przeciwnie. Okazuje się, że chociaż zdjęcia tego nie oddawały - sunia rodziców Szwagra wydawała się znacznie mniejsza od drugiego psiaka - ale... i tu cytat “One są takiego samego wzrostu. Jak stały obok siebie były równie wysokie. Różnica jest w tym, że wasza sunia jest strasznie długa. Ma długie kończyny, długi tułów, długi ogon. Wszystko w niej jest taki smukłe i długie. Dlatego wydaje się większa od naszej. A nasza ma po prostu większą, bardziej muskularną klatę i krótsze ciało, proporcjonuje krótsze, bardziej masywne kończyny. Ale wielkością są takie same. Nasza nawet trochę więcej waży. Mnie też to zdziwiło, bo wasza wydaje się na zdjęciach taaaaakaaaa wieeeeelka. A wcale nie jest.”
I to co powiedział Szwagier nr 2 brzmi jak spoko opis. Ale ironia/paradoks/zaskoczenie leży w tym, że ten opis nie tylko pasuje do opisu ich psów, ale różniej do różnicy w budowie ciała między nim, a siostrą O. xD Każde odpowiada swojemu pieskowi, są tego samego wzrostu, chociaż ona wydaje się być od niego znacznie, znacznie wyższa - a nie jest. Jest smuklejsza, ma dłuższe kończyny. No ciekawa to była obserwacja.
2
W czwartek odwiedził nas kolega O. - przyszedł w odwiedziny z pieskiem. Była piękna! Takie słodkie, ZŁOTE, lekko skundlone, krótko-sierciowe corgie. Oczywiście był zachwyt.
I chyba... CHYBA... będziemy z O. adoptowali w nowym roku pieska.
Marzę o tym, ale też się boję, bo “co jeżeli się rozstaniemy?”, bo “jesteśmy razem dopiero rok, czy to nie za szybko na takie zobowiązanie?”... Dużo wątpliwości mam, ale też jest we mnie tęsknota za psiakiem.
3
Zaciekawiony ostatnimi własnymi refakcjami po powrocie z Krakowa zadzwoniłam do mamy. By jej podziękować za rolę jaką w moim dzieciństwie odegrała jako matka. Wzruszki były po obydwu stronach. Po krótkich wspominkach, zpytałam jej jak wyglądają jej sympatie i antypatie względem Polskich miast. Czy ta moja pamiętana z dzieciństwa magia Krakowa i papierowa jarmarczność Warszawy jakoś też w niej zaowocowały, czy też tak to pamięta? Czy może ma inne impresje? Bo ja tak - jak zresztą tydzień temu do tego doszłam - odczuwałam te miasta: jedno jest przyjazne i ciepłe, akceptujące nowoprzybyłych, chętne każdego, kto wyraża chęć by w swoim tempie i na swój sposób zwiedzić te uliczki, a drugie jest chłodne, niedostępne, nawet atrakcje są prezentowane przez niemile widzianych gości innym niemile widzinym gościom, wszedzie jest pęd i irytacja, brak luzu. Mama się zastanowiła i uznała, że Warszawy tak nie wspomina - dla niej to miasto w czasach mojego dzieciństwa było piękne, ale faktycznie, przyznaje, że było: obco-piękne, chętne pochwał, z radością wprawiających przybyłych w zachwyt, bardzo dumne i pyszne swoją historią i znaczeniem historycznych miejsc, przekonane o swojej wyższości w prawie wobec pamięci cierpienia za poległych w ostatnich 100 latach - na swój sposób to miasto jest po prostu polskie, taką alegorią narodu z tym podbudowującym ego poczuciem mesjanizmu, z esencją naszej narodowej traumy, ale faktycznie rany historii były zbyt świeże by w Warszawie się po prostu odprężyć, tak jak w Krakowie, by sobie się snuć się z malutkimi córeczkami po ulicach bez myślenia o odbudowanych ruinach - kosztem tylu cudownych budowli z innych miast, to było leczenie jednej rany przeszczepami, tworząc kolejne rany.
Po chwili zasępienia się odparła, że nie chciała mnie bynajmniej nigdy zniechęcać do Warszawy i smutno jej teraz z wiedzą, że kiedyś tego miasta nie lubiłam - że starała mi się pokazać piękno naszego kraju, pokazać życie w różnych warunkach, różnorodność historyczną i kulturową.
Wyjaśniłam jej, że chyba - teraz tak myślę - że ta niechęć się chyba wzięła ze studiów? Wtedy miałam najwięcej do czynienia z osobami, które używały “jestem z Warszawy” lub “studiuję w Warszawie” jako jakiegoś wyznania bustujacego ich ego, legitymizującego do tego, że mają do czegoś-tam pierwszeństwo. Traktowali z góry inne osoby... Myślę, że to jest przekonanie, które było szkodliwe i do obalenia. Po prostu. Ludzie są różni.
A jako dziecko pewnie nie rozumiałam co się dzieje, ale CZUŁAM od rodziców nastrój w jaki ich wprawiało zwiedzanie Warszawy - ten o którym zresztą mama mówiła podczas rozmowy - i ciężko mi było radzić sobie z tymi emocjami. Widziałam zamyślonych, zatrwożonych rodziców, pierwsze pokolenie urodzone po wojnie i pewnie jako dziecko czułam się po prostu źle, chciałam stamtąd odejść. Źle wspominałam tamte wizyty w stolicy i po prostu czułam chłód, trudność w poradzeniu sobie z emocjami, których nie rozumiałam.
Tym czasem Kraków to wyłącznie przyjemne, radosne wspomnienia. Uwielbiałam wakacje spędzane w Krakowie. Góry, Szlak Orlich Gniazd, Kraków, Zakopane, Śnieżka, Bieszczady... Jako dziecko nie znosiłam jeździć nad morze - najgorsze nudy xD myślę, że było tam za dużo bodźców, bym mogła się skupić na np: czytaniu książek, za dużo ludzi, dzięków, kolorów, a przy tym za dużo leżenia - wolałam ruch, uwielbiałam wieczory, gdy z rodzicami szłyśmy wzdłuż brzegu do kolejnych miejscowości! Mało ludzi, mniej bodźców, ruch i bezpieczeństwo jakie dawała obecność mamy...
Wspominając z mamą przez telefon różne wyjazdy mama okopana na stanowisku “nie mam ulubionego miasta, weź mnie zostaw w spokoju” na moje wspomnienie udania się do Muzeum Stasia Wyspiańskiego, a potem do Kościoła Mariackiego, aby wyszukać fresków jego projektu xD wyskoczyła bardzo żywo “Nie, nie, to nie tak! Najpierw byłyśmy w Muzeum Czartoryskich, pamiętasz? Tak widziałyśmy “Damę z łasiczką” czy tam z gronostajem, teraz jest już w innym miejscu prezentowana, zwróciłam wtedy uwagę na rzeźbę, popiersie Gorgony chyba, pamiętasz? Ale wtedy prosto od Czartoryskich poszłyśmy do Wyspiańskiego i dopiero wtedy do Mariackiego!” - i powiedziała to tak... wibrującym od podniecenia głosem, że znowu się wzruszyłam. :D Rzeźbę pamiętam. Miała tytuł “Zawiść”, autora nie pomnę, ale rzeźba mnie zafascynowała, rzeczywiście chyba miała włosy z węży, więc skojarzenie z Grogroną jak najbardziej na miejscu... I się śmiałyśmy jakoś tak radośnie do siebie przez telefon i wreszcie mama w jakimś takim radosnym, ale też łobuzerskim tonie wyznała “Wiesz co, córcia? Chyba jednak Kraków jest bliższy memu sercu niż jakiekolwiek inne miasto wojewódzkie” (bo mama jest 200% patriotką lokalną, uważa, że naj-naj miasto to jej własne, w którym mieszka xP).
I tak sobie z mamą jeszcze o sztuce pogadałam... wyjaśniła mi, że nie czytała wtedy, na tamtych wakacjach biografii Przybyszewskich (chociaż mogła mi o nim opowiadać jako o przedstawicielu cyganerii krakowskiej), tylko książkę o tym, jak w średniowieczu kobiety miały przesrane względem swoich praw, a w tej książce było sporo miejsca na analizę hagiografii Jadwigi Andegaweńskiej - wiem, pamiętam to też, jak się wściekała na niesprawiedliwy los kobiet czytając nam napisy na sarkofagach na Wawelu.
Wychowała mnie super kobieta.
Wdzięczna jestem.
4
Jeszcze taka jedna rzecz mała mi się przypomniała a propos wątku Warszwa/Kraków: w zeszłym tygodniu wyszłam z moim chłopakiem z Narodowego. Ustalamy sobie na luzie co teraz chcemy zrobić. Czy idziemy do smoka? Czy może gdzieś indziej? Wtedy O. zaczepnie rzuca, że “a może do bazykiszka?”, a ja na to “tutaj jest smok, bazyliszek w Warszawie”, a on na to, że to nie możliwe - żartem zauważa, że miejsce gadów jest w JURZE Krakowsko-Częstochowskiej, że “jaka znowu Wawka?” haha xD No i sama zwątpiłam. Ale momentalnie przypomniało mi się, jak trzymam się kurczowo ręki mamy, tak z całej-całej siły, sięgam jej do kolana, może go uda. Jestem naprawdę malutka. Słyszę dźwięczny głos mojej mamy, która namawia mnie, aby spojrzała w kierunku, który mi pokazuje, bo tu mieszkał bazyliszek - a ja pełna strachu NIE CHCĘ tam patrzeć i boję się o to, że stracę mamę, która nierozważnie PATRZY w stronę miejsca, gdzie mieszkał bazyliszek. A co jeżeli on tam jest!? Morał z tej bajki jest taki, by nie patrzyć mu w oczy (teraz pomyślałam, że to się ładnie spina z tą już wspomnianą Gorgoną :P) , a dorosła mama patrzy! Chociaż TEŻ czytała bajkę! Pamiętam, że ze strachu zaczęłam wyć, bardzo głośno i odciągać mamę. Pamiętam tatę, które prowadzi w te straszne miejsce zaciekawioną i chcącą spojrzeć przez okna przyziemia siostrę (ona zawsze kochała gady), jeszcze ostrzyżoną na grzybka, maluteńką. To wspomnienie jest bardzo żywe emocjami i bardzo-bardzo ciemne, niewyraźne obrazem, jakby zatarte, jakbyśmy byli tam nocą - a jestem pewna, że to było za dnia, w Warszawie, bałam się jak nigdy i byłam zafascynowana jednocześnie. Nie rozpoznam kamienicy, ale wiem, że rodziców stamtąd chciałam odciągnąć.
Posprzeczaliśmy się o to skąd pochodzi bazyliszek - czy to stwór Krakowski czy Warszawski. Aż O. w rezultacie wygooglował i wyszło na moje! Hahahaha xP
A w moim mieście są krasnoludki, a u O. - beboki. Więcej pomocnych symboli, mniej krwiożerczych :P
Uwielbiam legendy.
3 notes
·
View notes
Photo
Henryk Waniek, Późny listopadowy wieczór, olej 1997 by Henryk Waniek
12 notes
·
View notes
Text
Nocny Dyżur.
Godzina 19:00. Siadam na kanapie w pokoju socjalnym. W TV leci właśnie jakiś program przyrodniczy po czesku. Dniówka zwinęła się pół godziny temu. Pojedyncze osoby rozmawiają jeszcze o tym, co ich dzisiaj spotkało. Ja w tym czasie ogarnąłem sprzęt, policzyłem narkotyki, przybiłem pieczątkę na raporcie i przelogowałem się na P w SWD PRM (System Wspomagania Dowodzenia Państwowego Ratownictwa Medycznego)
Noc jak każda inna. Tak się składa, że tą miałem spędzić w zespole S, ale w nim zwyczajnie zabrakło kogoś kto siadłby za kierownicą, dlatego kiedy przyszła 18:30 zmieniłem status na "Niegotowy" i wskoczyłem na inną karetkę.
Nie jestem długo w pracy... Minęło zaledwie 12 godzin. W międzyczasie wpadło podejrzenie zawału, wypadek, obrzęk płuc, atak padaczkowy i jakieś pierdoły. Mimo to powoli zaczynam odczuwać zmęczenie. Miło byłoby położyć się na całkiem wygodnej pryczy w dyżurce, ale czekam. Dzisiejszej nocy obstawiamy powiat i kilka okolicznych wiosek w 2 karetki. Drugi zespół wyjechał około pół godziny temu. Czekam na dzwonek. Pojechać. Przebadać. Wypisać kwit. Może zabrać do szpitala. Wrócić. Spać...
Nie czekałem długo. Dzwonki zaczęły bić wkrótce potem. Ból w klatce. Pojechaliśmy, przebadaliśmy, zrobiliśmy EKG. Ból jednak ustąpił, ponadto okazało się, że pacjent opił się chlorowanej wody na basenie i później przez pół wieczoru ją zwracał. Po udzieleniu konsultacji i kilkukrotnym sprawdzeniu stanu i żmudnym dopytywaniu pacjenta postanowiliśmy pozostawić go w domu z zaleceniem kontroli lekarskiej i telefonu na 112, gdyby objawy jednak wróciły.
Wracamy. Zrobiło sie już ciemno. Nocka jak się patrzy. W garażu stoi jedna karetka. To "eSka" wyłączona z ruchu, tak więc nadal jesteśmy pierwsi do wyjazdu. Klikam "Gotowy w bazie".
Zdążyłem wejść na górę, zaliczyć toaletę, chwycić kanapkę i spokojnie ją zjeść. W międzyczasie przyjechał drugi zespół. Usiedliśmy na chwilę przed TV. Tym razem oglądaliśmy polski program. Nie jest źle. W zasadzie to jest całkiem dobrze. Zaspokoić wszystkie potrzeby fizjologiczne i jeszcze zdążyć obejrzeć trochę telewizji? Zwłaszcza mając cały jeden zespół wyłączony z ruchu? Opowieść jak ze snu.
W końcu dzwonki odezwały się ponownie :
"Neprzytomna, oddycha inaczej niż zwykle. Cukrzyca, cukier 30"
Normalna glikemia na czczo wynosi między 60 a 100. Tymczasem jest późny wieczór a Pani ma 30. Owszem są ludzie, którzy dobrze znoszą niedocukrzenie. Niektóre niższe wartości nie robią na nich wrażenia, jednak te wartości robią się niebezpieczne. Większość glukozy w organiźmie zużywa mózg. Jak można się domyślić hipoglikemia (deficyt glukozy) ma ogromny wpływ na jego funkcje życiowe. Dlatego też wezwanie przyszło w kodzie pierwszym.
Zeszliśmy do garażu. W głowie ułożyłem już najprawdopodobniejszy scenariusz i tok leczenia. Pierwsze co podejrzewałem, to że pacjentka przyjmuje insulinę. Najpewniej albo pomyliła się z dawką, lub najzwyczajniej w świecie nie zjadła dobrego obiadu/kolacji po przyjęciu swojej dawki. To stosunkowo częsty scenariusz. Ludzie czują się gorzej, ale nie identyfikują swojego gorszego samopoczucia z poziomem glikemii, aż nagle tracą przytomność.
Niebieskie stroboskopy rozświetliły nam wyjazd na główną drogę, a po chwili dołączyły do nich syreny. Zaczęło się.
Nieopisane uczucue towarzyszące każdemy wyjazdowi w kodzoe pierwszym jest jeszcze silniejsze kiedy nastaje noc. Syrena wyje wciąż tak samo, jednak światła? Myślę, że nie będę bawił się w cytaty, klimat oddał kawałek, który podlinkowałem pod tym postem. Często nucę go kiedy nocą jadę "na bombach" miastem, w którym soędziłem większość życia.
Moje założenia co do pacjentki okazały się być trafione. Na szczęście. Wystarczyło, że uzupełniliśmy cukier dożylnie i po chwili powróciła do pełni świadomości. Pozostała w domu, wraz z rodziną i zaleceniami. Śpiączki hipoglikemiczne mają to do siebie, że są łatwe w odwróceniu. O ile są szybko leczone nie pozostawiają ubytków neurologicznych. Przynajmniej nie takich, które wpłynęłyby gwałtownie na stan zdrowia pacjenta. Umiarowionego pacjenta można pozostawić w domu, jednak trzeba poinstruować co dalej, kiedy zmierzyć cukier, co z insuliną, a przede wszystkim, żeby sie nie bał, że jak zje to cukier podskoczy.
Wróciliśmy. Ja po przegranej walce z ampułką mogłem pochwalić się nową blizną na palcu. Toaleta, kanapka, śpiwór. Lecz ponownie nie na długo. Dzwonki.
"Krwotok po zabiegu chirurgii szczękowej w narkozie. Lat 6"
https://youtu.be/7J5zoREzm0M
4 notes
·
View notes