#kontakt wzrokowy
Explore tagged Tumblr posts
pisarkanaspektrum · 2 years ago
Text
Kontakt wzrokowy
Ja w trakcie rozmowy: nie jestem w stanie za nic utrzymać kontaktu wzrokowego.
Też ja, siedząc w autobusie i gapiąc się bezmyślnie w przestrzeń: łapię przypadkowo kontakt wzrokowy z KAŻDYM po kolei.
Ech, miejsce przy oknie na wagę złota.
4 notes · View notes
fagatakonin · 1 year ago
Text
prawdziwe heterofoby szmatoooooo
1 note · View note
black-rose-666 · 1 year ago
Text
Gdy cie ujrzałem nie mogłem się na ciebie napatrzeć
Wyglądałaś niczym królowa w purpurowej sukni
Gorset podkreślał twą talię
Twe czarne włosy kołysały się z twym chodem
Zaprosiłem cie do tańca
do tej pory czuje ciepło twych rąk
I twój wzrok gdy piłaś wino przy stole
1 note · View note
motylekjulaa · 3 months ago
Text
U mnie nic się nie zmieniło zbytnio po za jedną rzeczą. Przez ten czas byłam chora ,złapało mnie przeziębienie. Moją mamę wzięło wczoraj przeziębienie a ja już wyzdrowiałam 😢 Tydzień temu był bilans u pielęgniarki. Jak pielęgniarka weszła do sali to już wiedziałam ci mnie czeka. Brała po pięć osób co lekcje. Myślałam , że nie wytrzymam ze stresu . Inni podawali swoje wagi i wzrost bez problemu. Przyszła kolej na mnie. Ja + okres 🤡 Ta sama pielęgniarka co w podstawówce a jak weszłam powiedziała „ ale się zmieniłaś nie poznałam” A ja takie no mam nadzieję , że urosłam XDDD Jestem dosyć niska na to ona odpowiedziała „Chyba przytyłaś” No kurwa wiesz nie wiedziałam. Weszłam na wagę załamana w środku. Usłyszałam 59 kg . Nawet tego nie skomentuje plus się zmniejszyłam o 1 cm. Miałam nadzieję , że urosłam i co dupa. Muszę też nosić okulary , wiem to od roku ale mama nie ma czasu mnie zapisać do okulisty + nie mamy pieniędzy na okulary.
Teraz trochę inna sprawa. Na początku roku szkolnego byłam zakochana w jednym chłopaku z mojej klasy ( chodzę do 1 technikum więc go wcześniej nie znałam) , później mi trochę przeszło do końcówki listopada no i grudnia. Znowu się w nim zakochałam , myślę , że wcześniej mi nie przeszło tylko nie zwracałam na to zbytnio uwagi a teraz? Teraz bardziej mi się podoba niż wcześniej. Gadam z nim dosyć często ,ale i tak myślę , że ma mnie w dupie. Wczoraj miałam taki zajebisty z nim kontakt wzrokowy i myślałam , że umrę. Jest też jedna sprawa dotycząca jego…Jest z ukrainy. No wiem lepszego crusha który jest z Polski nie mogłam sobie wybrać tylko akurat Ukraińca. Jak mówią miłość nie wybiera , nic na to nie poradzę , że mi się podoba. Umie coś gadać po polsku i pisać . Jak wzięłam jego zeszyt,bo mi pożyczył i zobaczyłam jak pięknie polskimi literami piszę to mnie zamurowało , Piękniej ode mnie.
Schudnę dla niego i dla siebie przede wszystkim.Myślę , że jak schudnę do 49 kg wyznam mu to co czuje do niego.
27 notes · View notes
maj-ka · 2 years ago
Text
"Nie mam żadnych znajomych"
Co robić aby ich poznać:
Zagadywać do ludzi. Na początku możesz pytać jaka lekcja jest następna, o pracę domową, możesz poprosić o linijkę czy długopis i podziękować ( uznają cię za miłą i wartą poznania ) później możesz pytać o zainteresowania, co lubią. Później jak masz ich sociale to wysyłaj im jakieś tik toki, zdjęcia co kolwiek by zacząć jakąś rozmowę.
Miej dobre nastawienie. Jak dużo narzekasz, musisz to koniecznie zmienić. Mów o pozytywnych rzeczach i staraj się nie stękać to ich chwilę z tb będą się kojarzyć przyjemnie.
Pożyczaj rzeczy, częstuj innych oraz dawaj komplementy. Wezmą to za dobry gest. Nie rób też tego nadmiernie, bo mogą to wykorzystać. Jak będziesz dawała co jakiś czas komplement ta osoba poczuje się wyjątkowa.
Wyjdź ze swojej strefy komfortu. Jeżeli jesteś nieśmiały, na początku zagadywanie może się okazać trudne. Dla tego co jakiś czas powinniśmy robić rzeczy, których się obawiamy. Np. nawiąż kontakt wzrokowy, zgłaszaj się na lekcjach, zabierz głos w jakiś dyskusjach. Wtedy staniemy się bardziej odważniejsi.
Nie przerywaj komuś i słuchaj go uważnie. Ta osoba poczuje się wysłuchana, i będzie się zwracać z różnymi sprawami do ciebie. Można uznać wtedy, że ci ufa, a to duży krok w stronę przyjaźni.
Bądź sobą. W tym przypadku poprostu nie udawaj kogoś kim nie jesteś. Zmienianie swojej osobowości jest po prostu bez sensu. Okłamujesz siebie i innych i tak w jakimś czasie się dowiedzą, że tak naprawdę jesteś inny.
Nawiazuj przyjaźnie z osobami, które są podobne do ciebie. Podobne zainteresowania, muzyka, hobby, może macie coś wspólnego w czym się będziecie rozumieć. Łatwiej nam zaprzyjaźnić się z osobami, które nas rozumieją. Jeśli jestes osoba która nie lubi imprezować, to po co wchodzic w grono, które robi to regularnie. Bardzo to źle na ciebie wpłynie i nie warto.
na koniec dodam, że to moje rady na moich doświadczeniach i nie u każdego zadziałają.
Chudego dnia 🥰💗
82 notes · View notes
slodkakiciaany1 · 1 year ago
Text
⋅˚₊‧ ୨ 23.02.24 ୧ ‧₊˚ ⋅ TW ED!
cześć drogie motylki 🦋
Dzisiaj patrzę na to ile zjadłam i ile spalilam i jestem cholernie dumna z siebie, also moj cel jest corsz blizej, chlopak ktory mi sie poodba chyba zaczal zauwazac ze chudne bo coraz czesciej rozmawiamy i lapiemy kontakt wzrokowy i czuć atmosfere bardzo taka milosna :3. Wracajac bilans.
PS : od 9:20 nic nie jem i chce tak podtrzymac do 30 godzin
PS 2 : z wagi spadlo 0,1kg
PODSUMOWANIE :
- zjedzone 300 kcal
- spalone 315 kcal
BILANS : -15kcal
Tumblr media Tumblr media
24 notes · View notes
myslodsiewniav · 12 days ago
Text
Istna uczta w teatrze
13-03-2025
Miałam spisać wrażenia ze spektaklu na którym byliśmy 2 tyg temu, bo nie chcę by to akurat przepadło mi z pamięci...
Dostaliśmy zaproszenia, ale bez miejscówek - musieliśmy przyjść wcześniej i zająć sobie miejsce w kolejce, a następnie (z polecenia krewnej mojego partnera, która już na tej sztuce była) prędko zająć miejsca w pierwszym rzędzie na samym środku. Nie wiedzieliśmy dlaczego to aż tak ważne - myśleliśmy, że po prostu to najlepsze miejsca do oglądania sztuki. Na początku spektaklu już wiedzieliśmy, że część przedstawienia odbywa się poza sceną, a właśnie w przestrzeni między pierwszy rzędem, a sceną. W zasadzie aktorzy momentami deptali nam po palcach xD A w połowie spektaklu okazało się, że na ten środek przy którym siedzieliśmy został wciągnięty stół. Ja i mój partner (on bardziej) praktycznie siedzieliśmy z trójką aktorów przy stole i uczestniczyliśmy w rozkminach.
Aktorzy (grający aktorów) w tej scenie rozkminiali przekaz artystyczny prezentowany w teatrze współczesnym i sens prezentowania niektórych emocji czy archetypów na scenie, robiąc notatki w zeszytach i łuskając słonecznik. Mojego partnera ręka świerzbiła by też zanurkować ręką po słonecznik, bo akurat łuskali jego ulubiony - z tureckimi przyprawami. Tym bardziej, że przy jedną z aktorek siedzących przy stole była jego kuzynka. xD - napisał jej to później, wraz z podziękowaniem za zaproszenie i naszymi wrażeniami. Dziewczyna mu odpisała, że oni SPECJALNIE tak ten stolik ustawiają, bo czekają, aż ktoś z widowni poczęstuje się tym słonecznikiem xD.
Osobiście się przestraszyłam, gdy okazało się, że spektakl rozgrywa się również na widowni. Bałam się, że w którymś momencie aktorzy zaangażują widzów w widowisko. Brałam w czymś takim udział i o ile za pierwszym razem było ciekawie, to kolejnym razem czułam się nieco... hymm... No nie było to komfortowe: my-widzowie nie wiemy co się stanie, nie wiemy po co się nas wyciąga na scenę, pod scenę, po co nam się każe kłaść, skakać, wychodzić, wchodzić i jakich reakcji właściwie się od nas oczekuje. To bardzo taka... hymmm... no, nie równa gra, aktorzy wiedzą co się wydarzy, wiedzą jaki jest scenariusz i pewnie mają jakieś pole do improwizacji, ale to wciąż jest ich profesja. Czasem wciągają tych nieświadomych widzów w jakąś grę, która już ma określoną z góry pointę - bez względu na to, co widz na scenie wykona. Jest to często wiwisekcja jakichś postaw moralnych czy wartości, które spektakl krytykuje lub z którymi wchodzi w polemikę - tyle, że trochę to w takich sytuacjach zabawa kosztem "cywila", nieprzywykłego do bycia na scenie, do gry, do improwizacji i radzenia sobie z tymi emocjami, jakie wywoła ostatecznie jego zachowanie w pozostałych odbiorcach tego aktu...
Dlatego miło się zaskoczyłam, gdy okazało się, że to aktorzy byli blisko. Nie chcieli nas na scenie. Chcieli naszej uwagi i naszej refleksji. I uśmiechu - bo to była komedia. Byli blisko, bo to co mówili momentami było bardzo "naprawdę", bardzo "o życiu", o "tu i teraz". I wchodzili w interakcje! A jakże! Ale interakcja ograniczała się do złapania kontaktu wzrokowego - kuzynka mojego partnera (i mój partner i jego mama) zwróciła uwagę na to, że ja złapałam kilka razy kontakt wzrokowy z jej kumplem: nic poza tym. Wymieniłam z nim uśmiechy, bo TOTALNIE mnie porwało z jaką pasją grał. Raz też pokazał mi notatki - te, które robił przy stole jak skubali słonecznik.
W ogóle teraz zastanawiam się czy miało znaczenie nie tylko to, który z aktorów był na widowni i deptał nam po palcach (bo to czułam, że to jest jakby osoba ze sceny, a jednocześnie ktoś, kto zupełnie nic nie gra, mówi to, co mógłby powiedzieć każdy człowiek - niezależnie od sztuki), ale też to, który z aktorów w tej samej scenie był najdalej od widowni. Hymm? Bo to w sumie też mi pasuje... Kipiący zazdrością i poczuciem niesprawiedliwości chłopak tuptał nam niemal po butach, za nim rozgrywała się akcja (monologi, dialogi, ale także taneczne performance) jakby w różnych odległościach od widzów, a na dalekim końcu sceny, tuż przy ścianie siedziała aktorka grająca postać fantastyczną: leśnego duszka. Totalnie nierealna, totalnie bajkowa...
Może to też było ważne?
Kurcze, jak o tym myślę, to poszłabym jeszcze raz na tą sztukę by jeszcze raz zweryfikować to wszystko.
Niemniej...
Ta sztuka to występ dyplomowy aktorów z Akademii. Z autorską interpretacją, z wyciętymi i dodanymi scenami, z nowoczesnym sznytem, z całkiem dużą dawką dopisanych dialogów.
Poszłabym pewnie na ten występ z O. i teściową bez względu na tytuł, ale jak się dowiedziałam, że to jest reinterpretacja "Snu nocy letniej", mojej ulubionej sztuki Shakespeara to się naprawwwwdę zajarałam.
Myślałam, że będzie ciekawie, ale występ nie przebije interpretacji z Londynu, którą uwielbiam (byłam też dwa lata temu w Teatrze Polskim na tej sztuce - było ciekawie, ale czułam się jakbym oglądała występ szkolny na apelu. No, coś tu było nie tak).
Przebił.
Najlepszy "A Midsummer Night's Dream" jaki oglądałam w wersji teatralnej (od czasu zapałania miłością do ekranizacji z 1999 jako małe dziecko - w ogóle za nic nie pamiętałam, że grał w tym Christian Bale xD - pamiętam boską Michelle i Calistę aka "Ally McBill" xD i Pana Tucci jako Pucka, pamiętam, że Oberon miał taką ciekawą urodę, która zapadła mi w pamięć, a Bele dla mnie był przeroczysty w 1999 roku xD):
Tumblr media Tumblr media
Bawiłam się świetnie. Było mądrze, refleksynie, baaaaardzo zabawnie i baaaaaaaaaaaardzo seksownie.
Kostiumy aktorów - nowoczesne ciuchy, fajnie sprawdzające się w tańcu, szerokie, wygodne, zwiewne, półprzezroczyste.
Muzyka!
I coś czego nie spodziewałam się zupełnie - bo 2 lata temu byłam przecież w teatrze na tej samej samej sztuce (tj. czerpiącej z tego samego scenariusza/dramatu) i słyszałam profesjonalnych aktorów deklamujących Szekspira. Słyszałam przede wszystkim wiersz, rymy, melodię słów. Widziałam jak aktorzy oddawali emocje swoim ciałem, gestami, ale jednak mówili wierszem w rytmie pozwalającym łatwo podążać za sceną i z łatwością pozwalającym odczytać kiedy drugi aktor odpowie i jaką długość (i rytm, i rym) będzie miała ta odpowiedź. A tutaj - oni mówili przez lwią część czasu spektaklu Szekspirem. Ale grali nie tylko ciałem, gestami, ale też głosem - nie czuło się rytmu, często zanikały rymy, nie spodziewało się wcale kiedy i czy w ogóle padnie odpowiedź drugiego aktora biorącego udział w scenie czy może odpowie tańcem - bez słów (OMG taniec to inna kwestia, którą omówię osobno, bo SOŁ HOT).
Tyle razy czytałam tę sztukę, że niektóre fragmenty znam na pamięć (nie miałam pojęcia nawet - to jest trochę jak zasłyszenie "Litwo, ojczyzno moja" czy "Patrz. jak nad jej wody trupie wzbił się jakiś płaz w skorupie. Sam sobie sterem, żeglarzem, okrętem (...)" - mimo chodem nagle w pamięci odnajdują się kolejne słowa, strofy i można recytować do końca) - totalnie z zaskoczeniem odkrywałam, że to, co podawali aktorzy w dialogach brzmiących naturalnie, zwyczajnie, jak rozmowa, czy monolog, czy żarcik to był słowo-w-słowo oryginalny tekst tłumaczenia Snu Nocy Letniej, który też mam w domu. Wow.
Najczęściej łapałam to w scenach z Puckiem. Dziewczyna była niesamowita! Jej głos był jak dzwoneczek - samym głosem była jak wróżka, bez kostiumu. A do tego miała zacięcie komediowe. Była tak zabawna! :D Fakt, że nie trzymała się rytmu i rymu podczas puckowych opowieści: one są zabawne, łobuzerskie, mają być głupiutkie i takie były.
Śmiechłam w jednej scenie tak bardzo. xD Puck i Oberon zasadzili żart typu "deadpan" - świetny był, niespodziewany i świetny. xD
I wszystko z oryginalnym tekstem.
Wow! Tym bardziej WOW, że zrobili z poezji prozę, ale nie zatarli poetyzmu i fantastycznego charakteru dramatu.
Ciekawe w sumie ile oryginalnego tekstu wyleciało? O ile go skrócili? Na pewno cały wątek Piotra Pigwy został przepisany na nowo, od początku do końca. Prozą. Na pewno z miejscem na improwizację aktorów. Z trochę innym przekazem, z większą refleksją nad tym czym jest miłość i o czym w ogóle jest Sen Nocy Letniej czy w ogóle: czym jest trop klasycznie rozumianej miłości dla współczesnego widza... i dla bohaterów sztuki, gdyby się zastanowić nad płytkością-czy-głębokością deklarowanych przez nich uczuć kiedyś i teraz. I nawet był wątek genderu... NAPRWDĘ wykorzystali każdą szansę na dokonanie stosownej refleksji, żartu i metafory o tyle czytelnej co wprawiającej w niewygodę widzów. To dobre robienie w teatr! Cudowne!
I tu chyba opowiem: to moje ulubione fragmenty sztuki - te "dopisane". A autorką współautorką tych tekstów, a zarazem osią komedii tej sztuki była postać Pigwy, nauczycielki warsztatów aktorstwa, którą odgrywała kuzynka/siostra mojego partnera (pisałam o tym, że Puck była zabawna, ale Pigwa była znacznie zabawniejsza xD bardziej absurdalna, bardziej wrażliwa-nadwrażliwa, bardziej bliska i przerysowana, a zarazem trafiająca swoim absurdem "w miękkie".) Była jak wulkan czystej energii, entuzjazmu i zarazem dziecięcej radości i dziecięcej niezgody na to, że świat bywa inny niż tego chcemy. Jaj postać była tak bliska do tego, co reprezentował Piotr Pigwa w oryginale (głównie naiwność), i zarazem była głosem współczesnych szukających w miłości inspiry, muzy. Elektryzowała, gdy tylko wchodziła na scenę. I do tego była zarazem nauczycielką aktorstwa, ekscentryczną czempionką karate z lat 80' xD i - czym mnie zabiła xD - gwiazdą edgy-rocka xD Padłam. Serio, zabiła mnie, jak weszła z gitarą podpiętą do wzmacniaczy, odwaliła solówkę na kostką na drutach i walnęła swój monolog - nota bene zaczerpnięty prosto z Szakespira xD.
Mam problem z oceną, bo nie jestem zupełnie bezstronna: chociaż nie znam typiary, po spektaklu nie było okazji by się poznać jako ja-narzeczona-jej-brata i ona-psiapsi-z-dzieciństwa-w-zasadzie-siostra-mojego-narzeczonego, więc niby nie znam i nie żywiłam żadnych uczuć do kobiety przed spektaklem, a z drugiej strony jednak słuchałam nie jednej opowieści o ich wspólnym dzieciństwie i nastoletnich latach, to z jej zaproszenia w ogóle na ten spektakl trafiłam i to na nią wyczekiwałam. Więc pewnie byłam bardziej wyczulona na jej to, kiedy pojawiała się na scenie nie tylko przez wzgląd na postać, którą grała... ALE uważam, że to byłam najlepsza aktorka na tamtej scenie. OMG! Co za wyczucie komediowe! A to jest naprawdę trudne!
Mam nadzieję, że osiągnie same sukcesy! Życzę jej tego serdecznie!
Wracaj��c do spektaklu:
Jak wspominałam zmieniono przebieg wątku Piotra Pigwy, co musiało wpłynąć na wydarzenia w zaczarowanym lesie: zarzewie kłótni Oberona z Tytanią wprawdzie dotyczyło zdrady Oberona, ale nie dialogi ani nie zahaczyły o wątek pedofilski z oryginału xD Też komediowa "nauczka", którą mąż sprawił żonie rozwiązała się inaczej i to mnie zachwyciło. Nie spodziewałam się tego. Przyznaję, że będąc dorosłą kobietą żyjącą w XIXw i myśląc o tym wątku w oryginalnym dramacie czuję niesmak, zgrzyt i toksynę. To wcale nie jest zabawne, żeby mąż robił coś takiego żonie... A w tej sztuce (jak w wielu innych współczesnych wystąpieniach teatralnych) ten wątek został uwspółcześniony i odpowiednio podbudowany, dopasowany do refleksyjnego charakteru całej iteracji. Podobało mi się to. Chociaż zakończenie wydarzyło się dla mnie trochę niespodziewanie.
Natomiast para aktorów Oberon-Tytania to było... COŚ. Tych dwoje PO PROSTU zjadali scenę. Naprawdę byli jak zaczarowane istoty - nie mam na myśli czegoś symbolicznej, czy ich kostiumów, czy pojawiania się w dymie lub latania na linkach. Chodzi mi o ich charyzmę i CHEMIĘ - nie mam pojęcia czy aktorów się uczy jak mieć taką chemię na scenie, czy to raczej kwestia do wypracowania na próbach? Jak tańczyli - a tańczyli na scenie modern, z podnoszeniami, z akrobacjami - to chociaż byli w ubraniach nie miało się wątpliwości, że to jest seks. Bardzo namiętny, piękny, gwałtowny seks. Tak bezsprzecznie był to seks, że czułam się jakbym ich podglądała. To nie był taniec, chociaż był tańcem - żadnych obscenicznych, jednoznacznych do interpretacji ruchów, żadnej rozerotyzowanej golizny, nic bliskiego jednoznaczności na poziomie pornografii. Formalnie, dla widza to była piękna choreografia taneczna dwójki ubranych, a potem trochę mniej ubranych aktorów. Po prostu WOW.
I to w zasadzie była druga scena spektaklu - po prostu WOW. W pierwszej, jak wspominałam - wszyscy aktorzy w różnych odległościach od widowni grali swoje małe dramaty, swoje pragnienia, tęsknoty. Dużo, dużo emocji.
Nie podobało mi się to, co się działo potem, po tańcu: rozebrana (ale pod spodem miała normalną, kryjącą bieliznę) aktorka grająca Tytanię, w scenie tego niesamowicie erotycznego tańca odgrywała zarazem Hippolitę (czyli na wstępnie zobaczyliśmy zarzewie konfliktu między czarodziejskim małżeństwem - tą zdradę: Oberon zdradzał żonę z Hippolitą pod postacią jej przyszłego męża Tezeusza - potem w dialogu Tytania to wyrzuci Oberonowi, ale nie wydaje mi się by to akurat było czytelne dla osoby, która nie zna dramatu na papierze... Ani moja teściowa tego nie wyłapała, ani mój partner. Z drugiej strony trudno było skupić się na dialogach po tym HOT AS FUCK tańcu, z przytulajacymi się aktorami, którzy się ubierają we wcześniej ściągnięte ciuchy). Aktorka leżała bezwładnie, ledwie panując nad zwiotczałym kończynami po tym satysfakcjonujących zaspokojeniu popędu. Wyszukała ręką spódnice, ledwo wstała na czworaki, zarzucała włosami...
Wierzyłam w bliskość, w intymność, w zaspokojenie tych dwoje...
Ale chociaż obydwoje zostali na scenie, powoli wstali, chodzili cały czas skupiając na sobie uwagę widzów, to Oberon stał się naszym przewodnikiem, po prostu przyćmiewał innych aktorów - miał monolog, rozmawiał potem z Puckiem, planował intrygę itp. Dał nam wprowadzenie do historii, był niewiarygodnym narratorem. I zarazem był... nie wiem. Trudno mi powiedzieć czy wszyscy to czuli, co ja czułam patrząc na tego aktora? A czułam DUŻO - to jak się poruszał, jak zamaszyście gestykulował, jak błyszczały w świetle scenicznym jego finezyjne spodnie... Nie wiem czy to było celowe, żeby wzbudzać w widzach podziw dla jego fizycznych walorów i zarazem strach? No chyba tak... tj. to są niby atrybuty władzy królewskiej nie? Król ma być piękny (nawet jak nie jest to jest) i budzić tyle samo pożądania (czy fizycznego czy ekonomicznego, czy innego), co respektu (a to często łączy się ze strachem przed władzą absolutną, nie?)? Krążył po tej scenie, cały napięty, czasem się śmiejąc, czasem żartując, czasem pozwalając sobie na taniec czy na ten żart z "deadpan" z Puckiem, a kilka razy był po prostu furiacko agresywny - nie pamiętam w co przywalił ręką - w ścianę? W rekwizyt? Ale aż podskoczyłam na krześle.
No, to było dla mnie niekomfortowe, gdy szybko przeskakiwałam z "uwodzi mnie podziwianie tego pięknego człowieka na scenie" do "o kurwa, spieprzajmy stąd, jest tu niebezpiecznie, kretyn traktuje robienie dziur w ścianie pięścią, jak stawianie kropki na koniec zdania dla podkreślenia swojej racji, nope, to nie dla mnie, to zastraszanie, spadamy!" - być może mnie to po prostu triggerowało ze względu ma moje doświadczenia związkowe? Bo mój narzeczony i jego mama przyznali, że te momenty z uderzaniami były niespodziewane, wprowadzały "dreszczyk", ale to było właśnie to co akceptowali jako część spektaklu. Dla mnie to było jak sygnał do uruchomienia trybu przetrwania. Ale uspokoiłam się, przecież nic mi nie grozi! Wróciłam do obserwacji akcji, w tym krążącego Oberona... i to jest pojebane, ale po tych momentach z wybuchami agresji: podobał mi się bardziej. 😶 Tj. nie jako zdolny aktor, a jako mężczyzna (bo wcześniej, tak obiektywnie nie zwróciłam uwagi w ogóle na atrakcyjność męskiej części obsady - dziewczyny były piękne, wszystkie i to na ich atrakcyjność zwróciłam uwagę). Miałam naprawdę mindfuck i do tej pory mam, bo trochę nie mam przestrzeni w życiu by to w ogóle sobie przetrawić. Skąd to się wzięło i dlaczego? Nikt mnie nigdy nie bił, nie dopuściłam do tego i nie mam w tą stronę kinku. Mój ex używał przemocy psychicznej, ale faktycznie bywał w widoczny sposób zły nawet w seksie (nie, nie brutalny - po prostu bywało, że dominującą emocją jaką okazywał była złość, agresja)... w obecnym związku nie doświadczam ani przemocy. I dlatego łączyłam mężczyzna demonstrujący siłę zdolność do przemocy (psychicznej, fizycznej) = toksyczna rzecz, która zostawiłam za sobą. A w sumie wcale nie musi to być toksyczne, jak wie osoby się na to zgadzają, nie? Nie wiem, nadal się czuję tym wewnętrznie zawstydzona i skonfliktowana. Martwi mnie to - czy to regres w procesie zdrowienia? Czy próba wyparcia czegoś we mnie, co jest jeszcze do odkrycia? I czy to w ogóle powinno mnie martwić czy to jedna z takich rzeczy "wzrusz ramion, małpa w tobie się odzywa, instynkt, nie ma co się nad tym w ogóle zastanawiać, normalka". Nie wiem..
Natomiast druga rzecz, która mnie wprawiała w bardzo niewygodne miejsce, która sprawiała, że odwracałam wzrok zawstydzona i zniesmaczona to fakt, że aktorka grająca Tytanie/Hippolitę przez cały monolog Oberona i jeszcze długo później była obecna na scenie. Chodziła po scenie w bieliźnie, powoli się ubierała w zgubione wcześniej ubrania, ciągnąc cały czas kończynami, ocierając się o ściany, o podłogę, czasem sztywniejąc sugestywnie - jakby pod falą rozkoszy. Przerzucała długie włosy... i przez większość czasu zwracała się ku widowni, tak, aby wyraźnie widać jej buzie, by nie było wątpliwości, że miała na twarzy jakąś wersję tej miny:
Tumblr media
I to dla mnie było serio - najbardziej obsceniczne i porno-thing w całym spektaklu. Kurde, nie chcę widzieć jej orgazmów! I to jeszcze tak bardzo przerysowanych, jakby żywcem z Hentaica... Nie forsuj tego dziewczyno na mnie, serio, nie chcę! Baw się w co chcesz i jak chcesz, ale te miny to dla mnie... No, coś takiego, że czułam się brudna.
Ani teściowa tak tego nie odebrała, ani mój narzeczony - wiec może być tak, że inaczej odbieram te miny w kontekście bycia osobą, która miała kontakt z Hentai? xD Nie wiem. Dla moich bliskich ten performace był ani nie nachalny, ani nie dosłowny, tak jak taniec (ot metafora bez pokazania czegokolwiek wprost) - a dla mnie był i nachalny i dosłowny.
Nie wiem, kiedy ta aktorka zeszła ze sceny, bo naprawdę robiłam wtedy wszystko by nie patrzeć w jej stronę. xD
Gdy już weszła drama miłosna między czworgiem młodych zgubionych w zaczarowanym lesie wymieniana z wejściami lekcji aktorstwa Pigwy (w oryginale on również reżyserował sztukę) wkręciłam się w nowe postaci i nowe interpretacje, ale zaskoczyło mnie, że cały czas podczas akcji w zaczarowanym lesie na scenie byli nie tylko młodzi zakochani i Puck, ale cały czas swoją obecność zaznaczał Oberon i Tytania.
Gdy na głównej scenie działo się to całe zamieszanie z miłością, zazdrością, odrzuceniem itp - aktorzy grający Tytanię i Oberona siedzieli po bokach sceny, właściwie poza nią, ale tuż przy niej. Plecami oparci o ściany, zwróceni twarzami ku sobie. I grali na instrumentach wyglądających jak wielkie ceramiczne (kamionkowe?) wazony... A może były z bonzu? Instrumenty trzymali między nogami - te wazy były duże, może nawet ma metry wysokie. Wyglądały bardzo plemiennie, prymitywnie... kształty nie były oczywiste. Każdy z bohaterów grał na innym instrumencie: ten Oberona był zaokrąglony na dole, z długą szyjką zwężającą się ku górze. Przypominał coś między tykwą, a waltornią. Ten Tytani wyglądał jak spłaszczone ovo/jajko, z dwiema komorami i wąską wklęsłością po środku. Na tych instrumentach grało się jak na Handpanie - uderzając palcami w różne miejsca dobywali z wnętrza delikatne, ale niskie, przyjemne dźwięki. Byli w swoim świecie: ona zagrała "bu-bum-bum-damdamdam" i czekała z uśmiechem, a on, jakby z nią flirtował, powtarzał ten dźwięk po niej, ale dodawał coś od siebie i czekał, aż odpowie. Albo przekornie grał coś innego, na co ona odpowiadała z irytacją jeszcze czymś innym. Namiętność z ich oczu biła. Push-n-pull, push-na-pull. Niby siedzieli po dwóch stronach sceny - właściwie poza sceną, dźwięki ich muzyki nie zagłuszały akcji toczącej się na scenie, dialogów, małych dramatów między Hermią, Lizandrem, Heleną i Demetriuszem z zabawnymi wstawkami psotnej magii Pucka.
Dopiero gdzieś w połowie spektaklu kapnęłam się, że te instrumenty też są całkiem symboliczne: jeden trochę falliczny, drugi o kształcie wulwy.
Jakby się nie chciało tego zauważyć to by się nie zauważyło. Ot, instrumenty.
Ech... jeżeli chodzi o młode pary to znowu powórzę: świetnie dowozili teksty! Można było zapomnieć, że to dramat wierszem - tyle emocji, tyle sprzeczności. I baaaaardzo - zaskakująco bardzo - dosłownie oddane jak w tym lesie wszyscy na siebie lecą w sensie cielesnym, ale to rozkminiają w kontekście społeczno-kulturowym i jak właściwie tej pary się poznają tak naprawdę, od "brzydkich stron", jak zawodzą się na swoich ukochanych, przyjacielach, jak uczą się lepiej komunikować.
Na wielki plus: scena rozmowy Hermii i Heleny. Gdy byliśmy 2 lata temu na Śnie Nocy Letniej w teatrze dziewczyny się na deskach pokłóciły, pobiły, poszarpały. Taka nienawiść - "zdradziłaś moje zaufanie? Robisz sobie ze mnie żarty? Ja z ciebie też będę żartować! I jak będziesz się wypierać, że to nie ty - to urwę tobie głowę ty okropna ex-przyjaciółko!" Dziewczyny kpiły z siebie wzajemnie, wyrzucały sobie okropności, a Lizander i Demetriusz próbowali je rozdzielać, gdy wyszarpywały się i biegły do siebie z pazurami tarmosząc się za włosy i suknie z epoki.
Dla mojego chłopaka ta scena to była kropla, która przelała czarę - nie rozumiał jak ja mogę tę sztukę uważać za swoją ulubioną. Przecież to jest straszne! To jak najgorsza komedia romantyczna! Pełno nieporozumień i ludzie ze sobą nie rozmawiają! Okropna sztuka, okropni bohaterowie! Nie rozumiał jak mogłam się śmiać podczas tamtej sceny. No, dla mnie też to było takie... dziwne, bo nie tak widziałam te sceny podczas czytania dramatu, ale z drugiej strony ta scena była uczciwie najlepiej zagraną i dowiezioną, emocjonującą sceną w tamtym spektaklu... Ale też była taka "dirty", bo trudno tym bohaterkom kibicować, jak się biją o chłopa. I co to za przyjaźń, którą tak szybko można zamienić w nienawiść? Czy to nie powierzchowne?
A tutaj odegrano to tak, jak ja ten wątek zawsze czytałam: one nie mówią tego do siebie ze złością. To znaczy mówią. Ale są złe o to, że ta druga nie rozumie sedna problemu tego, co sprawia ból tej pierwszej. I zarazem nie pozwalają sobie wzajemnie na wyjaśnienie, bo pochopnie wyciągają wnioski. ALE to złość to jest coś, co przebija tylko momentami, bo większość tego dialogu jest pełna bólu, żalu i niedowierzania, że moja przyjaciółka mogła mi wykręcić takie świństwo.
A teraz, podczas tego spektaklu dyplomowego: OMG jak ja tę scenę czułam! To było takie prawdziwe: Hermia z irytacji odciągała ręce od twarzy płaczącej, nakręcającej się histerią Heleny. I mówiła wierszem, tak, siedząc na ziemi przed przyjaciółką i jednocześnie brzmiała TAK WSPÓŁCZEŚNIE. Gdy chcąc zwrócić uwagę przyjaciółki woła ją po imieniu, to nie robi tego deklamując "Ach, Heleno!", tylko w tak znajomy sposób najpierw się żachnęła, a potem gardłowo zawarczała przez zaciśnięte zęby "HELENO!" tym tonem, który każda dziewczyną zna z okresu nastoletniego - gdy popadała w egzaltacje i molodramatyczne wizje przyszłości przez problem WIEKSZY-NIŻ-ŻYCIE (bo mama nie pozwoliła iść na imprezę, na którą idą wszyscy! Wszyscy!), a przyjaciółka wpadała słowo tym pełnym irytacji i otrzeźwiającym warknięciem "HELENA!", który wybijał z tej rozpaczy, a za którym szedł jakiś otrzeźwiający komentarz, propozycja rozwiązania problemu (często głupia, jak ucieczka na imprezę przez okno). I tak Helena i Hermia rozmawiały - z żalem, który momentami wchodził w złość, z krzykiem, który wynikał ze zranionego zaufania, a jednak one CHCĄ o swoją relację zawalczyć. Gdy jedna z nich mówi, że ta druga jest żmiją to nie jest obelga, to pełne niedowierzania pytanie. Ból zdrady przez najbliższą kobietę. I w tej scenie nie ma, ani Demetriusza, ani Lizandra - Hermia miała ich powyżej po tym, jak się do niej dobierali i okazali się dupkami. I to ma sens.
OFC - jest nieporozumienie, jest ucieczka Heleny, jest pogoń itp. Wszystko jest, ale tam, gdzie dwa lata temu widzieliśmy, że laski się biją jak dzikie, tam teraz dwie kobiety trzymały się za ręce i mówiły z bólem wiele krzywdzących słów, przekonań, założeń...
O wiele bardziej to czułam.
Chciały wierzyć w tą przyjaźń, ale zdrowy rozsądek podpowiadał, że nie mogą, bo ta druga jest niegodna zaufania. Nie wiedziały, że magia Pucka zagłuszała rozsądek...
Kurcze... to naprawdę był świetny spektakl. xD
Mam nadzieję, że na jakimś przeglądzie teatralnym będzie go można jeszcze obejrzeć, bo szkoda by więcej osób nie miało na to szansy.
Bo finał - o którym wspominałam już - był zaskakujący, pojawił się niewiadomo skąd, był totalnie absurdalny, śmieszny, ale też refleksyjny, bo mogliśmy ZOBACZYĆ dosłownie coś, o czym mówili wcześniej aktorzy w formie metafory.
A element - wzięty prosto z oryginalnego tekstu - który mógłby być po prostu głupiutkim i umiarkowanie zabawnym przerywnikiem dla głównego wątku fabularnego - stał się TAK CIĘŻKĄ pointą całego spektaklu... Że... byłam zachwycona. Byłam też poruszona. Ale też zachwycona - bo niby znam "Sen nocy letniej", a z tej interpretacji wyciągnęłam nową, dojrzalszą perspektywę na temat związków prezentowanych na łamach tego dramatu.
Na prawdę byłam zachwycona.
Myślę o tym spektaklu do dziś (a minęły już 3 tygodnie chyba).
Razem z moim partnerem wiele razy dłuuugo (zwykle podczas podróży) rozmawialiśmy o różnych scenach czy wątkach z tego spektaklu - tym razem nie uważał "Snu nocy letniej" za głupią komedię romantyczną w której ludzie ze sobą nie rozmawiają (a z drugiej strony: już wiedział o czym jest sztuka). Tym razem przyznał, że czasami rozmawianie ze sobą rodzi problemy, bo się wzajemnie ranimy... Ale tak ubierając jego wnioski w jedno zdanie strasznie spłaszczam przekaz i ilość refleksji jaki ten spektakl budziła.
Chyba najlepsza, złożona, sztuka na jakiej byłam. W życiu. I wiem jak to brzmi. Ale tak to obecnie czuję. W zasadzie czuję, że od Jeziora Łabędziego w wykonaniu rosyjskiego baletu nie czułam takiego WOW wychodząc z teatru. A to było WOW.
Na pewno nie bez znaczenia jest to, że scena i aktorzy siedzieli mi na butach. Ze dostałam łupinami po słoneczniku, podczas sceny ze stołem (akcja się tam działa bardziej dramatyczna xD - potem "siostra" mojego partnera pisała wiadomość z przeprosinami za to, że wszystkie śmieci wylądowały na jego i moich kolanach xD), że nawiązałam kontakt z aktorem, który nawet pokazywał mi co notował (przełamał 4 ścianę).
Nie bez znaczenia jest to, że to moja ulubiona sztuka Shakespeara i że znam dialogi, więc miałam frajdę tym większą z uczestniczenia w tej reinterpretacji.
Nie bez znaczenia jest to, że poruszyli temat gender i zaangażowania (lub jego braku) w relację romantyczną obydwu osób będących w związku. I stałości uczuć.
Nie bez znaczenia jest to, że siedziałam w pierwszym rzędzie i chłonęłam atmosferę tych wszystkich HOT choreografii (było ich więcej niż ta, którą opisałam) przy których duuuużo czułam. Nie tyle podniecenia co właśnie zachwytu: czułam się uwiedziona tym, co grali i jak grali. Hipnotyzowali.
Ba! Raz na scenie stało się coś - tez w tańcu - co dosłownie wieczór wcześniej razem z moim narzeczonym testowaliśmy w sypialni. Na scenie nie było niczego dosłownego, to tylko taniec, a jednak ten trwający ułamek sekundy gest spowodował, że momentalnie przypomniałam sobie o wydarzeniach wczorajszych, puściłam buraka i spojrzałam na mojego partnera, który dosłownie w tej samej chwili pomyślał to samo, też strzelił buraka (uszy miał jak jaskrawe diody xD) i tylko złapaliśmy się za ręce. Nikt nie wie... A jednak wiemy, kojarzymy i mega wierzymy w to co metafora przedstawia się nam na scenie...
Tych rzeczy nie mogłam doświadczyć oglądając nagranie z Londynu, ani filmu z 1999 roku.
Więc odbiór jest zaburzony.
Moja opinia nie jest ofc obiektywna, bardzo subiektywna.
Ale byłam na wielu sztukach, a ta była naprawdę świetna.
6 notes · View notes
starvy · 5 months ago
Text
zlapalem bardzo dlugi kontakt wzrokowy z osoba ktorej nie chcialem zobaczyc
2 notes · View notes
ju1c1a · 19 days ago
Text
chlopak ktory mi sie podoba caly czas sie patrzy w moja strone na korytarzu albo jak przechodzimy obok siebie to robi ze mna potezny kontakt wzrokowy, czy ja mam jakies urojenia przez to ze mi sie podoba czy to cos znaczy...
1 note · View note
pisarkanaspektrum · 2 years ago
Text
Kontakt wzrokowy
Ja:
Na spotkaniu z innymi neuroatypowymi osobami uparcie próbuję się trzymać pięknie wypracowanego przeze mnie systemu patrzenia się ludziom w oczy, bo się do niego już przyzwyczaiłam. Tymczasem druga strona albo odwraca wzrok, albo klika jednocześnie w telefon i ogólnie wyjebane XD
Też ja:
Proszę pracownika sklepu – kompletnie obcą osobę, która nie wie o moim autyzmie, więc może się czuć bardziej urażona jakimś potraktowaniem – o pomoc, ale jednocześnie ani razu nie patrzę nawet w okolice jego twarzy, tylko gapię się gdzieś w odległą przestrzeń.
Mój mózg nie wie co robi.
2 notes · View notes
pjb666 · 5 months ago
Text
Samotność nauczyła mnie bycia z samą sobą. Nauczyła cieszyć się swoim towarzystwem. Siedzę właśnie w kawiarni i piję herbatę. Jestem samą, wokół ludzie którzy przyszli z towarzystwem. Kiedyś nie wyszłabym sama, nie do miejsca publicznego. Czułabym się niekomfortowo siedząc samotnie wśród ludzi. Ale kiedy czujesz się przy ludziach samotnie, to można równie dobrze spędzać czas z samym sobą. Cieszę się, że chociaż tyle udało mi się wypracować, żeby czuć się pewnie z samą sobą. Nie przejmować się opinią innych, jeśli nic złego nie robię. A jednocześnie mimo zamknięcia w sobie, potrafię otworzyć się na ludzi. Zacząć rozmowę z nieznajomymi, lub gdy ktoś podejdzie, to po prostu się uśmiechnąć i odpowiedzieć, bez przerażenia tym, że ktoś do mnie mówi. Kiedy idę sama przez miasto lub gdziekolwiek indziej i złapie z kimś kontakt wzrokowy to się uśmiecham. Teraz tak ciężko to spotkać, że nierzadko wywołuje tym lekki szok. Jest tyle smutnych i samotnych ludzi. Uśmiecham się z nadzieją, że ten drobny gest przyniesie im trochę radości, rozświetli im dzień.
Podsumowując, starajmy się wyjść ze swojej strefy komfortu. Spotka nas rozczarowanie pewnie nie raz, ale cieszmy się, że chociaż chwilę mieliśmy trochę radości.
Mam depresję i mam lęki. Jest naprawdę ciężko, kiedy choroba Cię dobija, ale trzeba pamiętać o tym, że jeśli ma być lepiej to nie można się ciągle jej poddawać. Nawet jeśli nie czuję się nadziei na poprawę, to chociaż trzeba spróbować działać w kierunku zdrowia. Chociaż od czasu do czasu wyjść z domu, poobserwować ludzi. Otworzyć się na świat I próbować chociaż znaleźć coś pozytywnego
Trzymam kciuki za samą siebie i za wszystkich tych co to czytają. Życzę wam z całego serca, żeby było u was lepiej.
Mam nadzieję, że ten wpis może będzie motywacją w pewien sposób.
Przesyłam wirtualny uśmiech
Tumblr media
6 notes · View notes
z-niewolenie · 6 months ago
Note
Jakie gesty sprawiają, że ktoś w twoich oczach staje się atrakcyjny?
Uśmiech od ucha do ucha, droczenie się, kontakt wzrokowy, jak ktoś słucha po to aby rozmawiać, a nie po to żeby tylko odpowiadać, ogólnie zainteresowanie drugą osobą, jak ktoś dopytuje o szczegóły i pokazuje, że mu zależy
2 notes · View notes
motylekjulaa · 3 months ago
Text
17.12.2024
zjedzone : 760 kcal
spalone : 332 kcal
waga : ?? kg
Dzień był nawet spoko . W szkole było mega fajnie tylko niestety nie było dwóch moich koleżanek za to jedna była. Miałam kilka razy kontakt wzrokowy z tym jednym chłopakiem i gadaliśmy przez chwilę.Dzisiaj jak przyszłam pod sale na pierwszą lekcję patrzył się na mnie i uśmiechał🙀 Myślałam , że się rozpłynę szkoda tylko , że nie podeszłam i się nie przywitałam i też z jego kuzynem ( zawsze się witamy żółwikiem xdd) Jutro napewno się z nim przywitam jak pierwszy nie podejdzie. Na lekcji właśnie pierwszej byłam lekko zamyślona i popatrzyłam randomowo na niego i też się spojrzalllll i mi pomachał uśmiechniętyyyy. Na późniejszych lekcjach tak mi burczało w brzuchu , że normalnie jakbym miała żabę w brzuchu. W domu zjadłam gołąbka , bo nic innego nie było . Mama jest chora więc cały dzień przespała. Później zjadłam trochę suchej tortilli z tostera i wypiłam dwie herbaty ziołowe. W niedzielę mój tato po mnie przyjedzie na święta i wrócę do domu po sylwestrze. Chce do szkoły wrócić dużo chudsza. Jutro się zważę i zobaczymy chociaż się boje
Chudej nocy motylki 🦋
24 notes · View notes
impossibl3e · 1 year ago
Text
kontakt wzrokowy, a potem ten mały uśmiech>>>>>
13 notes · View notes
spalonyszlug · 7 months ago
Text
u mn w szkl sa mega duze kary za palenie i wychodzenie poza szkly na przerwie😬..(a ja to rb lol) noi nw najwieksza szkla integracyjna na moim woj jezeli n w calej pl XD mam 122 najczycueli chb… wczoraj palac mialam kontakt wzrokowy z jakas pania nw czy to jedna z nauczycielek n byla XD no ale jak mn przylapia to co ja zrb mam placic mandat 500zl i opieke spoleczna miec? na jedzenie nam sie starczy lol (wsns nie jestem jakos biedna ale mam 3 braci a oni maja wyjebane w kase i kcal) no i n powiem ze no ogln to ja pale seby n myslec o jedzeniu bo jestem ulanom kurwom i chce sie wyglodzic🥺🥺☝️ tez mam nadzieje ze nie nakabluje zaden nauczyciel dla wychy ze wychodze na przerwie poza teren no teraz nw o robic nmg nigdzie indziej palic bo do kibla zagladaja nauczyciele czy nikt nie pali XD i maja mega bzika na pkc palenia..
blagam porady?
3 notes · View notes
theperfektgirlblog · 1 year ago
Text
vent
Juz nie wiem co robic nie mam zadnej motywacji zeby tu zostac ta szkola mnie wykancza przez caly dzien mialam caly dzien na uczenie sie ale wolalam ogladac wstalam k 12 bo postanowilam nie isc do szkoly z tego powodu a teraz jest 4 rano a ja nawet nie otworzylam ksiazki mam sie dosc codziennie przed snem mam nadzieje ze sie nie obudze ze nie bede musiala isc do szkoly z martwieniem sie czy ktos kogo znam mnie nie zobaczy bo ide przez srodek miasta plus mam obrzydliwa kurtke ale nie kupie nowej bo szkoda mi kasy i nie lubie chodzic na zakupy probowlaam szukac jakiejs pomocy bylam u kilku psychologow i psychiatrow nikt nie pomogl a matka na darmo wywalila kupe kasy czuje sie jak smiec
Ostaynio jedna laska do mnie zagadala na wf troche zdziwiona bulam bo dlugo z nikim nie rozmawialam na poczatku zacela tak mowic ze od jakiegos czasu chciala to zrobic zeby lepiej mnie poznac i jej kolerzanka tez ale ona jest bardziej taka shy i wreszcie wziela sie w garsc ze widziala ze narysowlaam urarake raz na tablicy i spytalaa sie jakie ogladam anime czy duzo ogl yk takie typowe ale bardzo z jakiegos powodu mi sie spodobalo jak mowila tak otwarcie o co jej chodzi nie wiem jak to wytlumaczyc ze mowila co mysli ale nie po chamsku zazdroszcze to takim osobom jakos nigyd nie potraflam tak zwylle puszczaly mi nerwy i wybuchalam emocjami i nie moglam dokonczyc zdania poprostu chcialam byc zrozumiana zawsze mialam dobre intencje i kiedy ktos mi wchodzil w droge nie moglam tego zniesc i wcyhodzilam na idiotke
Dobra ale po chwili takiego jej w wiekszosci gadania bo ja tylko sie usmiechalam i cos tam mowilam (znowu mialam cichy glos i musiala sie do mnie przyblizac zeby mnie lepiej uslyszec) wle bylismy na sali gimnastycznej wiec co sie dziwic, niewazne po chwili takiego gadania cos tam nie wiedzialam co powiedziec i jakos rozmowa ucichla ale po chwili gapienia sie na chlopakow jak graja spytala gdzie mieszkam czy mieszkam daleko wiecie widac ze jej zalezalo ale no wygladalo to tak ze spytala czy mieszkam daleko a ja no nie mieszkam blisko i rozwinela sie ze ona tez i powiedizala mi gdzie miezka a ja tylko "mhm" zabije sie w sensie nie chcialam zabardzo wtedy rozmaiwac plus nie wiedzialam o czym w sensie moglam jej przynajmniej powiedziec gdzie mieszkam ale najwiekszy klopot to chyba hyl ten glos nienawidze tego pamietam jak w tej szkole wiele lat temu chodzilam na karate i nie mialam problemu z rozmawianiem wtedy dopiero od plus minus 2 lat tak mam nienawidze tego ale zauwazylam ze jak sie wyluzuje to moge mowic glosniej bo wiecie ja mowie cicho zebym nie miala takiego "voice crack" nie wiem jak to powiedzirc po polsku nie moye krzyczec to napewno znaczy moge ale to okropnie brzmi i spalilabym sie ze wstydu
I nastepnego dnia pomachala do mnie przer matma fajna sie wydaje chcialabym sie z nia zaprzyjaznic i z ta druga ale boje sie ze jak zaprzyjaznie sie z jedna z nich to ta druga zostanie w tyle nie chcialabym zeby ktos sie tak czul przezemnie zreszta sama tego doswiatczylam i to wlasnie mnie tak zepsulo
Myslalam tez nad zaprzyjaznieniem sie z tymi "popularnymi" albo kul lazkami w klasie ale wydaja sie dla mnie zbyt wulgarne wole bardziej spokojne przyjaciolki + chyba gadaja cos o mnie kiedy mnie nie ma w poblizu jebac te szmaty
Boze przypomnialo mi sie doslownie kiedy raz kilka minut przed ostatnia lekcja przyszedl typ z ktorym bylam w klasie rok temu tak nie zdalam i tak siedze nadal w podstawowce life changing information ale nie wazne i wlasnie mnie zauwazyl bo siedzialam w pierwszej lawce zaczal gadac do jednej z nich ktora zaloze sie zs pierwsza miala do mnie problem o nic i nawet wychylila sie z za scisny gdzie jej nie bylo widac i zrobilismy kontakt wzrokowy nienawidze tego chuja myslicie ze to jest smieszne? Niech go pies gwalci
A do tej laski nigdy jej nic nie zrobilam podalam jejraz jej jebany list do jej kolerzanki porzyczylam jej gumke itp raz kiedy pani na matmie zrobila mi wyklad o tum ze jak nie bede chodzic to nie zdam to ona powiedziala "potwierdzam" XDDD gruba szmata plus powiedziala przy mnie ze nie umiem mowic XDD oczywisice umiem tylko mam z tym proboemy i poprostu nie lubie mysle ze poprostu sie do tego przyzwyczailam i nie szukam rozrywek ale bardzo chcialabym miec przyjaciol tylko nie aiem jak to zrobic ale fakt ze ona powiedziala to az 2 razy przy calej klasie mam prawo podejzewac ze cos gada za moimi plecami zreszta wydaje sie taka ktora wszydtkich obgaduje xd
Dzisiaj musze napisac prace klasowa z matmy kartkowe z niemca i prace klasowa z fizyki wieksozsc nie jesy zalegla poprustu mam w termianrzu mysle ze na niemieckim i fizie bedzie freestyle bo mam z obu plus minus 2.50 i jk mi troche zejdzie to nadal bede miala 2 ale matme musze poproawic mam s niej 1 doslownie 1.00 mam 1 a rezta to niezaliczone kartkowki i wlasnie ta praca klasowa wlasnie mam w planie ja napisac dzisiaj bo ma najwieksza wage zesram sie i zamorduje
Ale mam prioem z informatyka w tamtej szkole byl taki wyluzowany pan a ta jest ta sama baba co z informatyki wyglada to tak ze ona daje zadanie i mamy robic po skonczenii mamy jej wyslac na email a ja ktora nic nie ogarnia na komputerach jeszcze jakis email zalozyc a ja mam straszne proboemy z robieniem tych emaily zawsze zapominalam hasla i muskalam robic jowe strasznie sie w tym mieszalam np na instagramie mam tule kont z innymi haslami ze to hit jak chce sie zalogowac na konkretne a nie znam hasla ani maila to loguje mnie na inne bo podalam numer zeby mnie zalogowac
Ogolnie z infy nie mam zadnych ocen i mysle ze ta nauczycielka sie nademna zlituje albo pogadam z wychowawczynia zeby sie nademna ulitowala
9 notes · View notes