#Wyda
Explore tagged Tumblr posts
k-fla-pop · 2 months ago
Text
Tumblr media
May - Flamenguista
5 notes · View notes
endangered-liaison · 10 months ago
Text
Tumblr media
Labyrinthos: home to rare and endangered animals and plants from across the realm. Llofii can't help but approve.
9 notes · View notes
wolfkcst · 1 year ago
Text
eivor offers their hand wyd
6 notes · View notes
voidedleylines · 2 months ago
Note
🥛!
🥛- Drink Headcanon
She much prefers coffee over tea, but will indulge herself in green tea when the chance arises. Which is often, considering where she lives. She also does not participate in alcohol often, much like is shown in canon.
0 notes
lwieserce · 7 months ago
Text
I hope you all will listen to my shitty podcast if i decide to do it
1 note · View note
perfecttt · 3 months ago
Text
Nie wiem wgl co się odwaliło, dzisiaj pierwszy raz w życiu zemdlałam tylko że to było takie dosłowne, bo już miałam wcześniej jakieś zawroty lub ciemno przed oczami. Szczerze było to tak dziwne uczucie, ogólnie było tak że przebudziłam się przed 7, poszłam do toalety i wgl jakoś gorąco mi było i strasznie się czułam, otworzyłam drzwi od łazienki, weszłam, było mi mega duszno, zakręciło mi się w głowie, zrobiło mi się ciemno przed oczami i poleciałam do tyłu, otworzyłam oczy i wstałam , drzwi od łazienki nawet nie zdążyłam zamknąć, ledwo siedziałam na kiblu bo dalej mi slabo było, czułam się jakbym się paliła i coś mi dzwoniło w uszach.
🦋🦋🦋🦋🦋🦋🦋🦋🦋🦋🦋🦋🦋🦋🦋🦋🦋
Zastanawiam się czy przyczyną mogło być to że mega dużo teraz wymiotuje, czy może tabletki na przeczyszczenie miały jakiś wpływ na to, długo dość ich nie brałam a wzięłam 2 wczoraj wieczorem, ale też nie wiem czy to nie przez moją anemię chociaż wcześniej nie mdlałam przez to.Rodzicom raczej nie powiem bo się jeszcze wszystko wyda.
Chudego dnia motylki 🦋
54 notes · View notes
harmony-and-peace · 8 months ago
Text
„Przypomnienie: wszystko, co w sobie zasiejesz, w końcu wyda plony. I tylko Ty decydujesz, czy będą to chwasty, czy piękne kwiaty i Ty decydujesz, czy przyciągasz mimi szkodniki, czy motyle”
- autor nieznany
55 notes · View notes
p0czwarka · 11 months ago
Text
nie napiszę wam dziś chyba bilansu bo nie mam pojęcia ile mogłam zjeść, nic nie zważyłam dzisiaj bo nie miałam jak cały czas mama mnie kontrolowała mam wrażenie że coś podejrzewa, ale jak już się wyda to będzie tylko gorzej, skoro oni będą wiedzieć że jestem chora to nie będę musiała tego ukrywać i będę mogła im wprost wykrzyczeć że tego nie zjem albo rzucić talerzem jak Magda Gessler xDD
73 notes · View notes
vqx90x2 · 7 months ago
Text
chcialabym byc juz dorosla zeby nie musiec sie bac ze ktos mnie znajdzie na tumblr w sensie xd wiecie chcialabym tu wstawiac swoje zdjecia i tak dalej bla bla bla ale przeciez jak wyda sie o moim tumblr to kurwaco wole nie myslec, a tak to nikt mi nic nie zrobi i yolo
36 notes · View notes
kostucha00 · 6 months ago
Text
28 Maja 2024, Wtorek🌻:
🍓: 700 kcal
💤: 6,5 h
📖: 3 h
Okazuje się, że nie mogę jeść orzechów laskowych — dlatego znowu mała przerwa w postach. Migrena mnie dopadła. Kolejny produkt na liście "zabronione". Pojutrze planuję przetestować ser.
Zaczęłam też znowu liczyć kalorie. Nie robiłam tego od dobrych paru miesięcy; ostatnio chyba z dwa tygodnie przed Wielkanocą. Najwyraźniej maminy atak na moją osobę dwa dni temu wytrącił mnie z równowagi bardziej niż sądziłam. Nie pisałam wtedy o tym bo, no cóż, nie pisałam tamtego dnia w ogóle — jak już mówiłam: migrena. Między innymi. Ogólnie nie chce mi się o tym zbytnio rozpisywać, ale z pierdoły która w jej oczach urastała do rangi życiowego problemu wywiązała się sprzeczka, która przerodziła się w kłótnię. Powiedziała mi parę nieprzyjemnych rzeczy, na co ja odwdzięczyłam się tym samym — dodała jeszcze kilka epitetów w moją stronę, po czym kazała się przeprosić. Przeprosiłam; za to, co powiedziałam i że sprawiłam jej tym przykrość i że tak naprawdę wcale tak nie myślę, tylko powiedziałam to dlatego, że ona sprawiła przykrość mi i chciałam żeby zobaczyła jak to jest. Nie wiem czemu, ale ją to rozjuszyło, powiedziała że jestem "zupełnie taka jak mój ojciec" i kazała się wynosić. Słyszałam już od niej gorsze rzeczy, chociażby dosłownie kilka minut wcześniej, ale poczułam się tym tak zraniona, że po prostu się popłakałam i zamknęłam w pokoju. I to nie był jakiś tam płaczek, to był godzinny, nocny szloch tłumiony poduszką. Od lat nie zdarzyło mi się tak beczeć. Następnego dnia mama ani mnie nie przeprosiła, ani nie pytała jak idą poszukiwania nowego lokum, ani w ogóle nie wracała do całej sytuacji. Zakładam że powiedziała to po prostu w złości, ale ja wychodzę z założenia że nawet jak się straci nad sobą panowanie, to nie powinno się mówić rzeczy, które nigdy wcześniej nie przeszły nam przez myśl. Pewnie tak rzuciła, ot, żeby jak najbardziej bolało, ale jeśli tak nie myśli, to powinna się jakoś opanować, bo takie coś w istocie boli (jak cholera, jeśli mam być szczera) i przypomina o sobie przez całe lata, nieważne czy było prawdziwe czy nie. Ja nawet jak się totalnie wścieknę, to najgorsze co zrobię, to po prostu wyrzygam wszystko, co mi leży na wątrobie. Z tym można chociaż coś zrobić, zmienić, jak się w końcu wyda gdzie leży problem. A taki tekst? Albo możesz odpowiedzieć równie chamsko, albo się rozpłakać. Ja zrobiłam to drugie. To tak trochę à propos wczorajszego posta @goalsdigger. Tak, to był Dzień Matki. Nie, nie złożyłam jej życzeń.
Także ten. Znowu liczę kalorie. Pewnie ch*j mi dupę czy coś, ale teraz naprawdę mam to gdzieś.
24 notes · View notes
furymint · 2 months ago
Text
Tumblr media
FFXIV Write 2024 | header | wc: 465
Brave set a steaming pot down in the gathering's center. Sweat trickled down the black iron from the heat, and it ran to stain droplets into the raw wood table. She stretched her arms to shake off the strain, then something popped in her back. Arcian was the first to commiserate an apology.
The other Bells around the table gave their thanks instead. Few of them had the energy to do more than wait in the Alliance commons while Brave ducked into the mess galley to find something to settle them with.
Not one of them was a soldier—as they so often were reminded—but that did not entitle them to any civilian comfort. If they wanted to eat, they'd need to feed themselves.
Usually there was food ready for them in Castrum Oriens, but a disrupted supply meant even the Adders went without full meals this sennight. "Disrupted" was no kind substitute for the truth: a massacre followed by an inferno, so the pack chocobos' feathers raised a stench that harassed the Eorzean front for malms.
Brave explained with a laugh that the meal before them was scraped together with the only three ingredients she could find: flour, chicken, and water.
"Water," Elliot declared, "is not an ingredient."
Haru smacked him on the arm. "Just shut your mouth."
"I mean... Maybe?" Norhi tilted her head.
Brave pinned him with a dead look. "I boiled the bones into a stock, so yes. Water. With chicken dumplings."
"And no seasonings?" asked Elliot.
"Can we please just forget him?" blurted Arcian.
Wyda grinned. "Does the fire to boil it count too?" 
At this point, Brave dunked a ladle into the pot and served herself a bowl. "Look. I'm too hungry to care about the philosophy behind my soup. Have it or don't."
"Don't—I mean, wait!" Elliot stumbled to his feet, whipped his legs free of the bench, and flew out of the mess hall.
Yumi started a silent count with her fingers until he returned. Forty-four seconds. "I never thought he could run that fast."
Elliot leaned one arm into the table, panting, and smacked a wax paper puck to the table with his free hand. "A tea cake," he proclaimed.
Wyda pointed her spoon at him. "Drinking tea and eating supper at the same time—that's way too efficient for you, Carambole."
"But it's flavor!" he protested.
For the first time, the room considered what he said. The doubtful sat beside those who had nothing left to lose.
Brave shook the wax paper from the tea cake and lofted it for inspection. "...Does anyone hate the idea?" she asked.
No one protested.
"All right, Elliot—you win. Three ingredients." Brave tipped her bowl back in the pot and crushed the teacake over the sorry stew.
13 notes · View notes
jazumst · 3 months ago
Text
Sierżant
Opowiem Wam historię od pana R. Tak żeby nie było, że tylko narzekam, a już dawno miałem Wam coś opowiedzieć. Posłuchajcie:
Pan R. pracował wtedy w Hiszpanii. Spali wtedy w takim hotelu/ośrodku należącym do właściciela firmy w której pracował. Raz na jakiś czas pracował z nimi tym na którego wołali Sierżant, bo 22 kazał być cicho, a najlepiej gasić światło i do spania, bo rano do pracy. Za to wszystkich budził o 6, 7:15 zbiórka, i 7:30 bus.
//
Razu pewnego wrócili z miasta. Napatrzyli się na dziewczyny i jeden typ powiedział, że sobie zamówi dziewczynę, bo mu jaja eksplodują. Przychodzą na chatę, a tam Sierżant. Jak się wyda, że kurwę na pokój wziął to poleci. Koleś wymyślił, że kupi karton piwa, postawi flaszkę, a pan R. z resztą mają iść do Sierżanta i powiedzieć, że któryś ma urodziny. Jak nie wypije to w ryj. I jak się zgodzi to mają mu dać znać i on te panienkę ogarnie.
Chłopaki piją, tamten rucha pannę. 22 najebany Sierżant wyjebał wszystkich z pokoju, bo do pracy jutro. Oni poszli na salon jeszcze poprawić.
Rano wstają, ogarniają się normalnie. Ktoś się nagle zorientował, że już prawi 7 a Sierżanta nie ma. Poszli do niego do pokoju, a on coś nakrzyczał w niezrozumiałym języku i poszedł spać.
Na budowie pokazał się po 12. Blady jak ściana i jeszcze rzygał dwa razy po drodze. Pan R. znany ze swojego drastycznego poczucia humoru powiedział, że w sobotę on ma urodziny i zaprasza do nich na hotel, w niedzielę wolne to dłużej będzie mógł z nimi posiedzieć. Ponoć prawie 1,5 tygodnia nie był u nich w ekipie.
//
Lubię jego opowieści. Zawsze jest śmiesznie jak opowiada. Też dobra była o jakimś czarnuchu co shit sprzedawał w jakimś barze i po czasie uciekał przed nimi, bo zawsze coś od niego wyciągnęli za bezcen. Chociaż o tym chyba opowiadałem.
//
Idę poukładać w szafie.
10 notes · View notes
endangered-liaison · 2 years ago
Text
Light the Way
Tumblr media
((tw for some light body horror, general Endwalker themes, and spoiler warning for Endwalker’s story))
The once-great Pharos Sirius cut a sharp figure against the skyline of La Noscea. Far away on an isle all of its own, overtaken by corrupted aether crystals from the calamity; the building seems an unlikely place for any visitor other than an adventuring party sent to clear out corrupted sprites or ... other, stranger creatures.
But it's within this tower than Wyda Eyhafrynwyn has found herself living of late. An encampment on the upper floors, kept safe from the corrupted crystals and far from civilisation. Once a week, a supply ship sails in with food, water, whatever other supplies are needed, and a new shift of yellowjackets. The guards change every week. But the researchers remain.
Every day, she walks down the ruined staircases, gas mask strapped in place and magicked barriers projected to keep her safe from the corrupted aether. Every day, she comes to the basement, far beneath the main structure and torn open by a kobold incursion.
But the central furnace is still intact. A grand structure built to house Voidsent Bombs, the power source of the great lantern. Few think about the fact that the pharos that light the way for ships are powered by void rituals, but it remains an immutable fact even in this age of magitek advancement. Aether and tek need power sources, but a voidsent bomb simply needs the ambient aether of the air to survive. Slave labour, of a strange sort.
It may seem a strange place for her to reside. But in truth, it's perfect. It is far from civilisation, to keep others safe. And the great furnace chamber was built to keep enormous Bombs restrained. If anywhere in La Noscea is strong enough to house the thing she now studies, it's here.
She steps off the final wooden scaffold on to the basement level, and pulls off her mask. The air down here is damp and sulphuric, but it is safe to breathe. It won't taint your lungs and turn you to a crystalline zombie. The danger down here does not come from the air. Already, she feels it creeping into her bones. The deep, tainting miasma.
The guards down here don't seem to be guarding. They are singing. A bard from Gridania strums a harp, and the band of yellowjackets sing an upbeat shanty. It's necessary.
"G'morning, lass!" one calls, false cheer in his voice and eyes alight. They're only going to be here for another two days, but the anxiety is creeping in at the edges of his gaze.
Wyda smiles right back, bright and cheery, and pats the man on the shoulder. "Morning, Knodbrem. Is Totojonu already in there? He wasn't at breakfast."
The soldiers glance back and forth between one another, then nod. "Aye. He came down when our shift began. He said he couldn't sleep."
The worry is clear.
"I'll talk to him," Wyda reassures. "I've ways of persuading people to take a break." She tries her best to sound spooky, and it garners a laugh or two before she steps past the group. Pushes open the great doors with Knodbrem's help, and listens to them seal behind her.
The furnace has been retrofitted. Changed and modified to fit the thing that now resides with it. Totojonu Kokojonu of the Alchemist's Guild scurries this way and that before it, checking his notes and rummaging through glass vials. He's been here for five weeks - half the time Wyda herself has been.
And within the great furnace, chained and bound by steel and by magick, is a blasphemy. The chains were built to hold back giants, and the magicks are the same warding spells and geometries that hold Bombs in place. It seems to be working well enough for the time being. The blasphemy tugs at its restraints, ever and always, muttering things in a broken voice that shouldn't be possible.
It doesn't have a voicebox, after all.
"Good morning, Toto," Wyda calls out, but the man barely acknowledges her. She's used to it, by now. She'll tell him to take a break soon, but right now he won't listen to her. Instead, she pulls a visor from her satchel. It's Sharlayan-made, modified by Bellworks engineers. An aetherometer of a sort. The advantage of working with the Sharlayans, rather than having them ignore the plights of the world, is that she gets to use things like this. Like this, and like the soul crystal dangling on a string around her neck and the nouliths strapped to her back.
She settles the visor in place, then twists a dial on the side. It lowers over her left (and only) eye, and the lenses alight. Her vision splits into three distinct images for a moment, dizzying and disorienting, before the three images snap together in a complete picture. It leaves her nauseous, stuck with the feeling of stepping off a moving airship.
As ever, the blasphemy lacks any aetheric signature. A deep, black absence, like she's staring into a hole in the universe. Others had observed that in the first days of this calamity, and given up on aetheric observation. But Wyda is certain there is more to be found. There's something there. The naked eye can see it, but it is not aether. What, then?
"Any progress today?" Wyda asks over her shoulder, stepping closer towards the warded monstrosity. She raises her voice, calling over the constant whispers.
"Growth Formula Zeta seems to cause tissue samples to decay, but has no noticeable effect on the creature itself." Totojonu's response is short and direct, the man not looking up from his work as he peers into a microscope. "The same as every other compound we've tried."
Wyda hums, crossing her arms as she studies the void. "That's not true. It didn't like fluoroantimonic acid."
"One, it doesn't like anything, and two, nothing likes fluoroantimonic acid."
Wyda snorts a laugh. "Aye. Aye, true enough."
She steps closer, leaning in close towards the blasphemy. Two fulms away. One. She feels a prickling across her skin and her mind like static. Like running your hand across a magitek screen. Somewhere, distantly, she hears a voice. The more you cling to life, the more you shall suffer. Embrace me, and I shall grant you a gift painless and beautiful.
A shift in her aether, and one of her nouliths floats freely. It raises from her back, twisting and aligning with her will.
The thavnairians say that they believe the blasphemies are made of something called Akasa. But they have no ways of detecting such a thing, let alone discovering some way of...combating it. Curing it? Wyda doesn't know, any more. A vaccine, a cure, a weapon. She doesn't know what they're searching for here.
She twists the dial once more, her vision flickering blue-white then to a deep orange. Then once more, to the only frequency she's found that detects anything so far. A strange, monochrome view of the world.
It doesn't see everything. The bulk of the blasphemy is still shrouded in darkness, but she sees...wisps. Wisps of that same darkness, exuded by the creature. Coming from the heavens above. Lines through reality like strings she could reach out and pluck, and everywhere they strike is left in a darkness of its own like tiny pinpricks. Like rain striking dry stone.
Akasa. An energy of emotion - of despair, in this case.
She pours a little aether into her noulith. "Okay, Sin. Gently does it." A twitch of her fingers, and the glowing-bright noulith closes in until it touches the blasphemy. She watches through her visor as the field of akasa distorts and twists. The darkness of the blasphemy doesn't change, but the lines exuded by it are...blocked, or at least diverted. Aether can serve as some kind of barrier. The Scions had reported as much - that the flow of celestial aether currents determine where shall next be struck by despair. Where the flow is strong or eddies exist in the celestial currents, people are (relatively) safe. But where the flow weakens, where it stagnates, the slightest note of despair can drive people to become a sign of the end.
She pushes more aether into the noulith; pushes emotion into it, and the voice in her mind rises to a fever pitch.
sleephappily drowninthedeep shatter fade away followmyvoice
here
lies
your
answer
Wyda jerks away, noulith twisting backwards and nearly knocking an alembic to the ground.
She breathes heavy, grabbing her visor to wrench it upwards and focusing on the taste of the sulphur-filled air. The damp, the salt from the sea.
That's always the worst part of her mornings.
She turns away, facing Totojonu, and finds him ... sitting there. He stares into space, his work ceased.
"Toto?" she prompts, stepping closer to the man. No black smoke exudes from him; no ashes.
"Aren't you worried about turning?" he asks. His voice sounds malms away, distant and barely there. "About becoming one of those things?"
His eyes meet hers, and she can see the despair there.
"They have no souls left. They're destroyed, utterly. I used to know this woman. Sosona. She was my friend. She worked at the thaumaturge's guild."
Wyda swallows. She knows this story, by now. Her first day here, she had asked how they had captured this blasphemy. Had asked who they had been. She regrets asking.
"Three were studying the Blasphemy they had captured in their catacombs, when they just ... gave up. They turned, and the blasphemy got loose, and the four killed another ten before they were put down. Sosona's husband turned. And before the despair overtook her, she asked ... to be studied. She'd been working on a cure. And this way, even with no hope left herself, she could give hope to others. She allowed her soul to be lost, for eternity. She will never be reborn."
Totojonu's grip on the desk is tight.
"How can you sit here and look at our fate without screaming?"
There is silence for long seconds, save the murmuring of the blasphemy behind her. And when they grows to be too much, Wyda steps forwards. She kneels down, and takes Totojonu Kokojonu's hands. "'Tis not my fate, my friend. It shall not be yours, either, if you but believe it." Her eye is bright, and his tiny lalafell hands both fit between hers with no effort at all. "I shall not die, for as long as there exists something in this world that gives me purpose. Simply pick a reason to live, and follow it to whatever end."
She stays there, kneeling before him, until his breathing grows steadier. Until his eyes refocus. Until the pall of despair hanging over the room grows lighter.
"Do you feel better?" she asks, gently.
"No." A sardonic smile crosses the man's face. "But I don't feel worse. Thank you."
Wyda snorts. "You know, I'll accept that. I've had worse reviews of my bedside manner." She pats the man's hands as she climbs back to her feet, wincing a little. The ground here is hard and uneven, and a pebble had been digging into her knee that whole time.
She turns back to face the blasphemy once more, lowering her visor over her eye to see the lines of akasa that soak through the world.
"Get some rest. I'll ask the guilds to send out someone to relieve you for a while. You deserve a chance to get away from here." She says it gently. After five weeks, she can see the cracks showing in him. She dares not look at him with the visor in place. He deserves to rest.
"Alright." He sighs, and hops down from the chair he'd been sitting at. She hears his feet hit the ground, and senses his presence moving through the room. She senses him stop. "... What keeps you going?"
"Hm?" Wyda pulses aether, spinning all four nouliths from their places and aligning them around her like extra limbs. She watches the crystals fade slightly as they pass through the lines of akasa.
"You said that something gives you purpose. That you picked a reason to live that you'll follow." His voice is tentative, but she can feel the edges of hope in it.
"Me?" A laugh, light and melodious. "That's simple enough."
She focuses her aether, and four aetheric beams lance outwards from her nouliths. They strike a part of the blasphemy's torso, cutting it open and revealing further darkness within. They twist and rotate, a chirurgeon's tools in her hands, until a slab of not-meat falls to the floor with a dull sound. Not quite a splat.
"There's always more to learn."
She hears Totojonu leave, even as the blasphemy's mutterings rise to screams.
"no cure
no cure
NO CURE"
If any answer lies here, then she'll find it.
It's okay, she tells herself. 
They don't have souls.
Tumblr media
6 notes · View notes
aqvx · 1 month ago
Text
Walić że mam małe zasi��gi może ktoś to przeczyta.
Widziałam juz chyba z kilka postów coś typu jak uniknąć obiadu u babci. Myślę że w takie dni powinno robić się wyjątek jakoś mega często nie odwiedza się babci czy prababci lub dalszej rodziny więc ten jeden dzień na miesiąc czy dłużej nie zrobi różnicy naprawdę. Rozumiem że możecie czuć mega dyskomfort bo kuchnia babciowa jest tłusta ale postarajcie się cieszyć smakiem. Lepsze imo to niż odmówić zjedzenia lub ukradkiem wyrzucać co i tak pewnie że się wyda a nawet nie chce sobie wyobrażać smutku babci która stała przy garach całe popołudnie..
Jeszcze jedną rzeczy nigdy nie wiemy kiedy jest ostatnie spotkanie.. wiadomo jak to jest w starszym wieku, więc chciałbym pamiętać babcię i prababcie swoją jako całokształt wspólnie spędzony czas, rozmowy, gry, wspólne gotowanie. Jak będę dorosła chcę pamiętać dokładnie smak jej popisowych dań i ciast. A nie mieć wspomnienia stresu przy obiedzie i próby oszukania że się zjadło plus ukradkiem liczenie kcal. Jeżeli chodzi o taką mega dalszą rodzinę to są osoby które spotyka się raz w roku - raz na parę lat?? To jak ich odbieramy ten raz na dłuższy czas taki mamy ich obraz. Mam nadzieję że wiecie o co mi chodzi i nie poczujecie się urażeni że was namawiam.. po prostu chcę uświadomić niektórych żebyście nie żałowali kiedyś.
Tumblr media
8 notes · View notes
itsolivvqabutterfly · 10 months ago
Text
Najbardziej boli kiedy ktoś myśli że bycie motylkiem jest zajebiste. Myślą że masz fajnie, szybko chudniesz, nie jesteś wgl głodna. Też chcą w to wejść.
A prawda jest taka, że to najgorsze co mi się przytrafiło. Nie możesz się na niczym skupić bo myślisz tylko o tym co zjadłaś/zjesz, o tym ile to ma kcal. Codziennie płaczesz przez to jak wyglądasz, masz ogromne wyrzuty sumienia jeżeli zjesz nawet jedną kcal więcej niż miałaś limit, a nawet jak nie przekroczysz limitu to masz wyrzuty sumienia ze i tak mogłaś zjeść mniej. Nie możesz patrzeć w lustro bo czujesz obrzydzenie. I to wcale nie tak ze my nie jesteśmy głodne, jesteśmy i to cholernie bardzo ale nie możemy zjeść. Wymiotowanie, ciągłe ćwiczenia, omdlenia.
Ale mimo że to wszystko jest jakie jest, nie mogę przestać. Muszę schudnąć i to jest najlepszy sposób. Mimo ze nienawidzę takiego życia, będę w tym siedziała bo daje mi to satysfakcje i nie chce przestać.
A najgorsze jest to, że nie możesz wyprowadzić ludzi z błędu myślenia, bo się wyda że w tym siedzisz.
25 notes · View notes
xzaszza · 5 months ago
Text
moje tipy z ktorych korzystam;) (part1)
-jesli wasi rodzice cos podejrzewaja to jedzcie tylko przy nich, czasami przechodzcie obok nich z jedzeniem w reku udajac ze cos jecie(pozniej mozecie wyrzucic), proscie aby wam cos kupili ze sklepu(nie musicie tego jesc)
-jesli macie wspolne obiady to jedzcie do polowy,(polecam nalozyc sobie 3/4 talerza warzyw bo sa niskokaloryczne) zjadajcie tylko bialko np mieso rybe, jezeli nie chcecie jesc to zmieszajcie wszystko razem zeby wygladalo jak napoczynane, ewentualnie wezcie do buzi i wyplujcie jak skonczycie (musicie to dobrze przezuc)
-jesli wychodzicie ze znajomymi i jecie cos to wybierajcie niskokaloryczne potrawy, zero picia itp, albo mowcie ze jedliscie w domu, a w domu powiecie ze jedliscie ze znajomymi. jesli juz jednak was zmuszaja do jedzenia to zjedzcir tylko troche albo powiedzcie ze macie nietolerancje/alergie jakis skladnikow z tego jedzenia albo po prostu ze wam nie smakują.
-zawsze mozecie oklamac np znajomych ze szkoly i wmowic im ze macie jakas nietolerancje/alergie na np gluten, a ze duzo rzeczy zawiera gluten wymigacie się z jedzenia wiekszosci rzeczy, tez wam nie beda ich wtedy wpychac ;) tylko z tym ostroznie wystarczy chwila nieuwagi i wasz sekret się wyda, wiec to tylko dla bardzo zaangazowanych i gotowych na wielkie poswiecenia
9 notes · View notes