#Czas jest Sztuka
Explore tagged Tumblr posts
Text
Ja: Moje dziecko ma tyle lekcji, ze nie ma kiedy żyć!!
Też ja: Ok, zapiszemy cię na basen i keyboard...
:D
No ale tak serio to basen to mus pod względem zdrowotnym ruchowym itp, no i tez oczywiście lubi i chce. A na tą szkołę muzyczną napalił się juz w ubiegłym roku, dzis bylismy na lekcji pokazowej no i podoba się. ALe jest problem, bo obydwa proponowane terminy zajęć... kolidują ze szkołą :/. Moze jeszcze cos zmodyfikują, czekamy na jakies info. Muzyka go kręci, ma dobry słuch, zobaczymy na ile to by się przełożyło na naukę gry, ale ja jestem na tak. Niech próbuje. Wszystko to jest forma terapii. Oczywiście jak plan lekcji tego nie uniemożliwi.
A co do szkoły to teraz mam refleksję, ze połowę przedmiotów to bym w ogóle wywaliła. Niech zostaną te faktycznie naukowe, A reszta out, niech dzieci się mają czas rozwijać w dziedzinach które ich interesują, a nie kiblować godzinami jako sztuka dla sztuki.
Np. zajęcia rozwijające kreatywność :/, czy to będzie coś więcej niż plastyka, technika, muzyka??? Ja tam jestem zdania, ze dzieci najbardziej kreatywne są, jak im się zostawi trochę czasu wolnego.
19 notes
·
View notes
Text
Dobry wieczór moje miłe Motylki! 🦋
[28.03.2024]
Powoli wychodzę z pampersów, całe szczęście bo jeszcze chwila w bagnistej strefie komfortu odparzyłaby mi kość ogonową. Miałam ściąć końcówki a skończyłam z najmniejszą długością jaka zawitała moją głowę kiedykolwiek. Od dzieciaka wmówiono mi włosy jako największy atut. Może nawet jedyny zważywszy na bardzo wczesne problemy z nadwagą. Dlatego trzymałam się uporczywie swej jedynej pozytywnej cechy... aż do czasu. Dzieci bywają okrutne, to już wiemy. Parę słów kolegów z klasy wystarczyło aby moja jedyna chluba osiadła smutno na dnie worka wraz z innymi odpadami. Oni dziś tego nie pamiętają lecz ze mną to zostanie. Słowa ostrzejsze niż nożyczki po które sięgnęłam wróciwszy do domu z trzęsącą brodą i zamglonymi oczami. Wtedy również odkryłam brak talentów fryzjerskich więc niespełna godzinę później mama prowadziła zakapturzonego smarkacza z kapturem na głowie który zakrywał wyjątkowo paskudne szlaczki. Dzisiaj było inaczej. Farbowania doszczętnie zrujnowały moją kondycję włosa więc bez mrugnięcia okiem pozwoliłam odciąc zakażony "organ". Tym razem obyło się bez łez, chęci zdehumanizowania siebie, skrzywdzenia przez oszpecenie. Oczyściłam się. Odrzucając zepsucie które uporczywie na sobie dźwigałam uzyskałam nowy, zdrowszy wygląd. Może brak przywiązania do spraw tak trywialnych wiąże się również z chemią mamy która straciła na pewien czas swe "upierzenie"? Jedno jest pewne, od ostatniego cięcia dorosłam. Nie fizycznie gdyż to żadna sztuka, rzecz nieuchronna. Dojrzałam mentalnie i pokładam nadzieję, że dzisiejsza zmiana będzie metaforą terapii której unikałam, podobnie jak zmiany fryzury, zbyt długo.
Odnoszę wrażenie jakobym ostatnio więcej rzeczy brała z dystansem. Nawet motylkową dietę. Okropna ze mnie kłamczucha. Realia nowonabytego dystansu malują się jako zobojętnienie zaś logiki próżno szukać w masochistycznych głodówkach. Inaczej wróciłabym do sprawdzonej, zdrowej diety której podświadomie lękam się jak diabeł wody święconej. Oznaczałoby to utracenie kontroli w braku kontroli. "Przecież podniosłam limity aby umożliwić sobie promocję do następnej klasy" - zawrotne wzrośnięcie z 200kcal do 300kcal zapewne uczyni ze mnie orła. O ile w ogóle zdecyduję się na wykorzystanie limitu dziennego. Możliwe, że zachodzicie w głowę czemu jestem Motylkiem skoro tak mi źle? Pytanie powinno brzmieć kiedy Ty, drogi czytelniku zyskasz samoświadomość. Życie w wiecznej jaskrze to najmniejsza linia oporu, gdzieś za mgłą widzę siebie - osobę która uzależnia powodzenie od ilości przeposzczonych godzin, internetowe zombie błądzące między tumblrem a składankami z chorymi na otyłość ludźmi prowadzących do samozagłady za pomocą popularnych sieci restauracyjnych, zazdrosnego potwora nie potrafiącego rozmawiać z najmilszą dziewczyną z klasy ponieważ jest szczuplejsza. A gdy ta wizja mnie przerasta zapadam w sen snując mary o obżarstwie, przebudzona płaczę jakby wyimaginowane kalorie spłynęły do mojego brzucha który nigdy nie będzie wystarczająco płaskim. Świadomość męczy ale otwiera pewne furtki. Mianowicie mówię tu o rozmowie, dopiero nazywając głośno swoje problemy zaczynam odzyskiwać znajomych. Tłumaczenie im zawiłości mojego EDa Sheerana to droga od której dzielą mnie świetlne mile więc piszę to Wam, ale niemoc do wstania z łóżka, odpisania na trywialną wiadomość to rzeczy które odganiałam miotłą niby kosmatego pająka. Żałuję. Teraz wiem, że nie dostawałam wsparcia za którym ryczałam niby pies ponieważ sama go nie chciałam. Podobnie z motylkowaniem, niszczę się na własne życzenie. Chwilowa samokontrola pójdzie się kochać przysyłając obżarstwo jako zamiennika i błędny cykl będzie trwał aż do następnego "cięcia".
SPOŻYTE: Okcal/0kcal
SPALONE: 185kcal
BILANS: -185kcal
Dzisiaj odbiegłam od tumblrowego dekalogu lecz nie zamierzam czarować nikogo słowami których nie mam na myśli. Pamiętajcie, mówimy o zaburzeniu, skrajności. W głębi duszy pragniemy zdrowia ale wyniszczanie siebie wydaję się być bardziej pociągającą wizją. Powyższy podniosły monolog może Cię co najwyżej skłonić do refleksji lecz nie zamierzam nikogo umoralniać gdy sama tonę we własnych ambiwalencjach. To po prostu kolejna porcja moich dziennych przemyśleń które przepadłyby w otchłani zapomnienia gdyby nie ten blog.
Chudej nocy Motylki! 🦋
#nie chce być gruba#gruba szmata#gruba świnia#grubaska#jestem gruba#tylko dla motylków#tłusta świnia#tłuścioch#bede motylkiem#będę motylkiem#za gruba#gruba swinia#grubasek#chudej nocy motylki#chude jest piekne#chude jest piękne#nie chcę jeść#nie jem#nie jestem glodna#nie bede jesc#nie chce jesc#nie chce jeść#będę lekka#nie będę jeść#będę szczupła#aż do kości#chcę widzieć swoje kości#az do kosci#chce widziec swoje kosci#motylek blog
43 notes
·
View notes
Text
Driffting MEGA KUCHARZ (DEMON) w lipcu
Sernik (proteinowy z blendu serka wiejskiego lekkiego i serka śmietankowego do sushi 1:1)
Deep dish pizza CZICAGO style z "italian sausage" (aka 93% lean pork)
Sernik vol2. z brzoskwiniami w masie + białko wanilia-gruszka + brzoskwinie+mandarynki na serniku
Deep dish pizza 2 (taka sama, btw tam tez są karchochy oraz zrobiłem 3 deepy low kcal na mazie jogurtu light oraz majonezu light (adobo (z chipotle in adobo), parm garlic (tylko u mnie pecorino bo akurat nie mialem parm), spicy ranch (tutaj przesadziłem z iloscią habbanero powder i nie bardzo sie nadaje na pizze XD (bo kazali dodać 1/8 TSP, ja wziałem 5 gramów przez 8, a niestety łyżeczka habbanero powder to bardziej 1,5g - pamietajcie o tym łyżeczka cukru 5g, łyżeczka przyraw - różnych zwykle 1,5-3g)
2 x chocolate low kcal donuts with chocolate glaze - 97 KCAL JEDEN Z POLEWĄ WŁĄCZNIE (tylko że polewa to serek philaedelphia + protein powder + 9kcal chocolate syrop) - ale są pyszne leżały u nas w kuchni i co jakis czas 1 znika (mama je - czyli dobre bo ona je slodkie jak jest smaczne a nie jak ma malo kcal)
Tarta pumpkin pie
Tarta APPLE PIE
Tarta Strawberry and rhubard (dostała ją koleżanka na urodziny, ale i ja i mama mieliśmy możliwość zjeść jedną)
lody waniliowe do ninja creami
To wszystko co na razie pamiętam, póki co mam 100% success rate - tzn są zajebiste w chuj te rzeczy. Z bardziej obiadowych to mam w lodówce - kalafior (rozmiar GIGA MEGA, 8zl sztuka z rynku), będą z niego steki. Polecam korzystać z sezonu i sobie wybierać na rynku tego typu rzeczy. Gdzie placimy 8zl za każdy kalafior, do stekow jest ważne żeby był duzy -> bo proces tworzenia który moze przedstawie tutaj zdjęciami (btw to ze nie wrzucam az tylu zdjęc z tego co gotuje wynika z tego ze mam zastępczy telefon, nie moge na nim instalować tumblera i nie mam zbytnio miejsce na nowe zdjęcia wiec mama mi robi zdjęcia jedzenia i wysyla na maila itd no sporo roboty, a na samo gotowanie mi schodzi czasu)
12 notes
·
View notes
Text
Odchudzanie czas zacząć!
Czas na odchudzanie, moi drodzy! Solidne, konsekwentne, kategoryczne, niekiedy może nawet rygorystyczne... Przede mną wielomiesięczna, zapewne nierówna walka z nadprogramowymi kilogramami. Niestety, jest to już podejście trzecie... Trzecie w ciągu ostatnich trzech lat. No cóż, mawia się, że do trzech razy sztuka!
Oczywiście, to mimo wszystko nie stanowi skończonej porażki, bowiem nie spotkał mnie efekt jo-jo i nie odzyskałam tych kilogramów, które udało mi się jakoś utracić. Ważę dwadzieścia kilogramów mniej niż w 2022 roku. Przede mną do stracenia przynajmniej czterdzieści pięć. Dużo, wiem. Ale pozbędę ich, i to na zawsze! Odzyskam ładną, zdrową sylwetkę, którą posiadałam w liceum (czyli szesnaście lat temu).
Niestety, ostatnio znów zdarzyło mi się upaść. Na kilka tygodni. Dlaczego postąpiłam tak niekonsekwentnie, tak lekkomyślnie? Zdecydowanie sobie pofolgowałam, takie są fakty. Ta pobłażliwość wobec siebie była kompletnie zbędna i nie na miejscu.
Nie rozumiem, dlaczego zachowałam się tak nierozważnie. Przecież byłam tak bliska celu! Dlaczego zrezygnowałam? Dlaczego przestałam ćwiczyć i zwracać uwagę na to, co wrzucam do żołądka? Gdybym nie zrezygnowała, prawdopodobnie byłabym dziś na półmetku zmagań z otyłością... Wiem, że jeśli bym się nie poddała, mogłabym ważyć teraz blisko dwadzieścia kilogramów mniej. No cóż, co się stało, to się nie odstanie...
Mam solidną nauczkę. Tym razem przysięgam uroczyście, że do Bożego Narodzenia schudnę ponad dwadzieścia kilogramów! Wiem, że miałam pozbyć się większości tłuszczu do wakacji... Nie udało się, niestety. Przyznaję bez bicia - skapitulowałam. Po prostu wydawało mi się, że ćwiczenia i zdrowe odchudzanie nie przynoszą oczekiwanych przeze mnie efektów.
Byłam w błędzie, bowiem nie sposób stracić piętnastu kilogramów w niecały miesiąc! Schudnięcie nie jest wcale takie proste i łatwe, bo po świecie chadzają miliony (jak nie miliardy) otyłych osób. Trzeba tylko pokochać swoje ciało. Tak! Jeśli się je pokocha, to będzie zdrowie i estetyczne. Ktoś, kto o siebie nie dba, nie kocha swojego ciała.
Mój Mąż ma rację: muszę być bardzo cierpliwa i zawzięta. Aby pozbyć się tak okazałych zwałów tłuszczu, potrzeba nie tygodni, tylko miesięcy! Hm, a może i lat? To nieważne... Ważne, że przeprosiłam serdecznie bieżnię i znów konsekwentnie z niej korzystam. Zaopatrzyłam się też w zdrowe jedzenie - w lodówce roi się od warzyw i owoców.
Nic, tylko się odchudzać! Wiem, że wielu ludzi zazdrości mi własnej bieżni, bowiem mam w domu miniaturową siłownię. Nie pozostaje mi nic innego, jak wskakiwać na taśmę i maszerować w miejscu. To przyjemne, że mogę uczynić to w dowolnej chwili, bez wychodzenia z domu, bez towarzystwa ludzi.
Przedwczoraj postanowiłam się zważyć. To była spontaniczna decyzja, kompletnie niezamierzona. No cóż, przybyły mi cztery kilogramy. Obawiałam się, że jest o wiele gorzej, przyznaję. Nic więc straconego... Choć do stracenia mam wiele! A do zyskania zdrowie i długie życie.
Gdybym w końcu się nie zawzięła, mogłabym za parę lat skończyć na wózku inwalidzkim; już teraz bowiem bolą mnie okrutnie stawy przy pokonywaniu schodów. Dostaję ogromnej zadyszki przy wspinaniu się na pierwsze piętro... Tak dłużej być nie może! Grozi mi śmiertelne niebezpieczeństwo. Grozi mi los kaleki. Albo zdecydowanie zbyt wczesna śmierć...
Marzą mi się treningi trwające godzinę dziennie. Wierzę, że stopniowo osiągnę swój cel. Okej, to oczywiste, że nie mogę przesadzać i zbytnio się forsować. Jestem jednak z siebie dumna, że ćwiczyłam dziś dwadzieścia pięć minut dłużej niż wczoraj! Chociaż muszę przyznać, że podczas drugiej rundy musiałam nieco zwolnić; po prostu byłam już z lekka zmęczona, ale mimo to chciałam jeszcze poćwiczyć.
Mam nadzieję, że zdołałam spalić ten serek wiejski i kromkę chleba razowego. No i jeszcze kawę z niewielką ilością mleka. Na obiad planuję odkopać z lodówki jakieś warzywo. Wyeliminowałam z mojego menu wszystko, co kaloryczne, tłuste i tuczące. Radek ma definitywny zakaz kupowania łakoci i fast foodów.
Mama pokazała mi wczoraj pewien program, do którego zgłaszają się kobiety z nadwagą bądź otyłością. Nosi on tytuł "Kanapowczynie".
Muszę przyznać, że serial wywarł na mnie tak ogromne wrażenie, że płakałam podczas oglądania. Odcinek podziałał tak solidnie na moją psychikę, że postanowiłam, że schudnięcie jest moim życiowym priorytetem. Jedna z kobiet biorących udział w programie miała moje gabaryty; lekarz powiedział jej (z zimną krwią, bez zabawy w ceregiele), że jeśli nie schudnie, umrze w ciągu najbliższych dziesięciu lat. A ja za bardzo kocham życie i świat, aby tak wcześnie się z nimi rozstawać! Dlatego ze łzami w oczach obiecałam Mamie, że w końcu dotarło do mnie, jak olbrzymie niebezpieczeństwo mi grozi!
Dziś udało mi się przedreptać pięćdziesiąt minut. Przy umiarkowanej prędkości. Czuję się rewelacyjnie, podskoczył mi wyraźnie poziom endorfin. Wiem, że podobny efekt można osiągnąć, jedząc tabliczkę czekolady - trening jednak jest zdrowszy i przyjemniejszy. :) Dlatego też odrzuciłam precz wszelakie śmieciowe, tuczące jedzenie i brykam na bieżni, gdy tylko mam na to siłę.
Oczywiście, nie zapominam też o kijkach do nordic walking! Wczoraj wieczorem chwyciłam je i udałam się na półgodzinny spacer po osiedlu. Było cudnie! Zdążyłam zapomnieć przez ostatnie kilka miesięcy, jakie to przyjemne ćwiczenie, solidnie poprawiające humor i samopoczucie. Spodziewałam się, że będę co rusz robić sobie przystanki, ale nie - mogłam dreptać w nieskończoność!
Na razie wprawdzie wojażowałam po ścisłym osiedlu; w przyszłości - mniej lub bardziej odległej - planuję poszerzać teren, po jakim się poruszam z kijkami. Marzy mi się okrążenie Jeziora Długiego. Mogłabym też zahaczyć o Park Kusocińskiego - to byłoby większe wyzwanie, bowiem roi się tam od pagórków, które mogą z początku stanowić problem.
Wierzę jednak, że pomalutku, spokojnie, bez pośpiechu odzyskam zatraconą kondycję, a przy tym stracę nadmiar tłuszczu. Do kolejnych wakacji powinnam wyglądać nienagannie.
Wiem, co mogą myśleć i czuć na mój widok ludzie, mijani przeze mnie na ulicy. Nie muszę znać treści ich myśli - są one dosadne wymalowane na ich facjatach. Tak, często spotykam się z nietolerancją i brakiem akceptacji. Przechodnie przyglądają mi się z jawnym wstrętem, obrzydzeniem, niekiedy nawet z litością...
Chcę wszystkim udowodnić, że walczę z otyłością. Pragnę im uzmysłowić, że nie siedzę non-stop przed telewizorem, nie wsuwam przy tym kolejnych paczek chipsów i nie zagryzam ich podwójnymi porcjami lodów. Niestety, takie, a nie inne koleje losu sprawiły, że utraciłam idealną figurę, którą posiadałam za czasów liceum (ważyłam 67 kilogramów przy wzroście 175 cm). Pamiętam czasy, kiedy koleżanki zazdrościły mi talii osy i nóg do gwiazd...
Wierzę, że mimo wszystko odzyskam tę sylwetkę, choć stuknęła mi już solidna trzydziestka. W moim wieku odchudzała się przecież Anna Mucha. Z pewnością nie jest jeszcze za późno, aby realizować marzenia i cele. Dlatego też biorę się w solidną garść i ruszam moje szanowne cztery litery sprzed komputera! No i wracam do poprawnego jadłospisu. Zamierzam wsuwać produkty, które są nie tylko smaczne, ale i zdrowe.
Przysięgam, że nie są to słowa rzucane na wiatr. Zrozumiałam nareszcie, że grozi mi ŚMIERTELNE NIEBEZPIECZEŃSTWO, bowiem moje BMI wynosi grubo ponad trzydziestkę... Moja otyłość jest tak znaczna, że mogę po prostu przedwcześnie umrzeć. A tego bym bardzo, bardzo nie chciała. Popsułoby mi to wszystkie plany na przyszłość - mniej lub bardziej dalszą...
Jestem też przekonana, że skończyłaby się większość moich zdrowotnych problemów, szczególnie tych związanych z serduchem. Biedne serce, musi pompować krew w tak obszernym organizmie... Żal, żal mi jest mojego ciała. Dlatego zamierzam mu ulżyć i zatroszczyć się o nie. Żeby nie lać wody, żeby nie robić z gęby cholewy!
#odchudzanie#dieta#sport#trening#zdrowa żywność#fit#fitness#redukcja#motywacja#zdrowe jedzenie#zdrowie#zdrowe odżywianie#będę szczupła#nordic walking#siłownia#bieżnia#spacery#silna wola#smukła sylwetka
7 notes
·
View notes
Text
"Cisza między słowami"
Brakuje mi Cię od miesiąca
Jak wiośnie kwiatów i słońca
Jestem może lekko bledsza
Niż jesienna mgła powietrza
Lekko śpiąca błądzę w chmurach
Niczym wiatr, co tańczy w górach
Myśląc się zatapiam w sobie
Jak księżyca blask przy grobie
Czując jakby wszystko piękne
Pokłoniło się udręce
Tęsknię, jak za zachodem słońca
I chociaż dzień jest bliski końca
Czekam na chwilę by znów Cię spotkać
Zanurzyć się w Twoich objęciach i zostać
Bo czas nieubłaganie płynie
I niedługo ostatnia godzina wybije...
~Sztuka tęsknoty~
#poets on tumblr#original poem#poem#poetry#writers and poets#writeblr#writers on tumblr#writing#pisarz#pisanie#pisarka#cierpienie#chce zniknąć#ból istnienia#tęsknota#tęsknie za tobą#tęsknie za nim#tęsknię#kocham cię
4 notes
·
View notes
Text
Do trzech razy sztuka
Mówią, że wszystko ma swoje trzy szanse, że jeśli los daje trzy chwile, to trzecia jest tą, której nie odbierze już czas, ani cisza, ani samotność. Dwa razy nasze drogi przecinały się w półmroku, a ja wciąż wierzę, że ten trzeci raz będzie tym, który zatrzyma wszystkie inne.
Wciąż czuję cię przy sobie, w każdym spojrzeniu, w każdej myśli, nie odszedłeś, nie poszedłeś, tylko zniknąłeś, jak cień za rogiem. Czekam na ten trzeci raz, na spotkanie, które przełamie ciszę, na chwilę, w której czas się zatrzyma, a serce nie przestanie bić.
Mówią, że trzecia chwila jest nieunikniona, jakby czekała na nas w oddali, i choć wszystko wokół milczy, ja wiem, że ta trzecia będzie nasza, że nie będzie pożegnania, tylko początek czegoś, co miało być.
Ale co, jeśli ta trzecia nie nadejdzie? Co, jeśli wszystko było tylko chwilą, jakby nie było nas na dłużej, jakbyśmy tylko przypadkiem się spotkali, a teraz zniknęliśmy w nicości? Nie chcę myśleć, że to już koniec, że żyć będę musiała bez tej chwili, bez tej jednej, jedynej, która już minęła.
2 notes
·
View notes
Text
⟣☾~« 05.02.2024 »~☽⟢
Dzisiaj trochę pobiegałam ze względu na to że prawie bym się spóźniła na autobus, ale zdarzyłam więc jest okej. Miałam mieć dzisiaj lq fast ale mama zrobiła moje ulubione spaghetti w końcu i robiłam donuty na jutro do szkoły i szkoda było mi nie spróbować ale bardzo ładnie zachowałam limit co mnie cieszy i do tego bilans wyszedł na minus. Jedyny dzisiejszy problem to moje wypadające włosy tu powinniście mieć zdjęcie poniżej.
Co ciekawe są to włosy jedynie z jednego czesania a w trakcie kąpieli są takowe 3 albo 4 przede mną. Skincare zrobiłam więc się cieszę jutro nie powinnam mieć problemu ze zdarzeniem na czas bo zrobiłam wszystko jeszcze dzisiaj. Udało mi się również kupić erytrytol oraz mleko migdałowe więc będę mogła robić więcej przepisów niskokalorycznych np te donuty do szkoły mają około 40kcal sztuka łącznie z polewą czekoladową na nich. Dzień uważam jak najbardziej za udany chociaż miałam nadzieję że uda się też liquid fast no ale cóż myślę że lq fast będę robiła w piątki bo wtedy jest mi najłatwiej a w ostatni tydzień lutego zrobię lq fast w czwartek żeby były te 5. Co do specjala powinnien się on pojawić jutro na dniach i tak jak wybraliście, będą to moje porady dla początkujących motylków. Jutro wstawię wam też mój outfit ale to po szkole już.
➤ Bilans Dnia~☽
Zjedzone: 595 kcal / 1000 kcal
Spalone: 756 kcal
Bilans: -161 kcal
Woda: 1,5 L
Kroki: 8109
➤ FoodBook~☽
Mus jabłkowo - jagodowy 200g 106kcal
Gorąca czekolada 400ml 160kcal
Rosołek 250ml 40kcal
Spaghetti z sosem mięsnym 200g 180kcal
Parmezan wiórki 15g 60kcal
Serek puszysty klasyczny 1g (oblizałam łyżeczkę) 2kcal
Donut z polewą czekoladową niskokaloryczny mniejszy (nie znam gram zbytnio) ok 20kcal
Lays fromage 5g 26kcal
Kcal podawane są na tyle ile zjadłam nie tyle ile ma w porcji.
➤ Podsumowanie~☽
Ocena dnia: 9,5 / 10
Trudność dnia: 1 / 10
Calorie tracker od @ju1lie ‼️
#ana meal#ana trigger#będę motylkiem#jestem motylkiem#motylki any#motylki blog#thin$po#tw ana diary#ana bllog#anatumblr#i wanna ⭐️ve#i need to ⭐️ve#⭐️rving#⭐️rve#⭐️ve#i want to ⭐️ve#⭐️ving#🦋diary#🦋tw#🦋log#🦋goals#🦋spo#🦋check#🦋diet#🦋food#anorexies#anorexigenic#anoreksik#anorexcya#ana tricks
18 notes
·
View notes
Text
Jeżeli on serio myślałby o Tobie na poważnie to...
Nie musiałabyś czekać, prosić o wiadomość, telefon lub spędzony czas.
On by to zrobił wszystko gdybyś była priorytetem.
On nie postawiłby Cię w pozycji w której musiałabyś bez przerwy walczyć o najmniejszy akt zainteresowania.
Pamiętaj, nikt nie jest tak bardzo zajęty, jak mężczyzna, który nie jest zainteresowany.
Stara, nigdy ale to nigdy nie angażuj się emocjonalnie w kogoś, kto nie zna Twojej wartości.
Sztuka odpuszczania.
Jeżeli nie zakończysz relacji z nieodpowiednią osobą, nie poznasz tej odpowiedzi.
18 notes
·
View notes
Text
Jeśli jesteś studentem_ką, i czujesz, że to nie twój czas (tzw. na 100%) to olej ambitną forpocztę. Przyglądaj się jej, doskonal swój warsztat, ostrożnie wybieraj przestrzenie, w których coś publikujesz. Szukaj mądrych nauczycieli. Odradzam grupki poetyckie początkującym, którzy nie mają grubej skóry. Choć liryka wydawać się może sztuką szlachetną, to jednak targana problemami późnego kapitalizmu jest też polem frustracji. Możesz usłyszeć, że piszesz gniota i masz spierdala*. Nie przejmuj się tym.
Co ciekawe, jak prześledzi się twórczość wybitnych naprawdę artystów, to mało który z nich tworzył od razu genialnie. Sztuka to rzemiosło, które wymaga ogromnych nakładów pracy.
Także życzę samych sukcesów przyszłym autorom i autorkom! Nie zrażajcie się niczym!
10 notes
·
View notes
Text
Sing, Sing... czyli jazz w piwnicy
"Dziewczyny jazzu" Teatr Syrena
Scenariusz i reżyseria: Iza Natasza Czapska
Kierownictwo muzyczne: Tomasz Filipczak
Reżyseria światła: Gustaw Trzciński
Kostiumy: Paulina Huczyńska
Przestrzeń: Zuzanna Miladinović
Występują: Monika Mariotti, Justyna Gajczak, Izabela Perez
Tekst pisany na podstawie spektaklu z 27 lutego 2024
Na wstępie chciałabym zaznaczyć, że to nie będzie typowa recenzja, bo i „Dziewczyny jazzu nie są typowym spektaklem. To druga odsłona projektu „Mikromusical” realizowanego przez Teatr Syrena. To przeniesienie na polski grunt praktyki prosto ze Stanów Zjednoczonych, gdzie sztuka teatralna prezentowana jest widowni, by ocenić jej potencjał.
Bohaterkami „Dziewczyn jazzu” są trzy wspaniałe kobiety, które trafiły do powojennej Warszawy z różnych stron świata: Carmen Moreno (Monika Mariotti), Jeanne Johnstone (Justyna Gajczak) i Elizabeth Charles (Izabela Perez). Panie spotykają się w kawiarni i tam zastaje je zakaz słuchania jazzu wydany przez partię. To nie pierwszy raz, gdy Teatr Syrena bierze na tapet postaci historyczne, a poprzednie produkcje napełniają mnie optymizmem co do przyszłości i tego spektaklu. Jednakże, choć to bardzo ciekawy okres, nie jestem pewna czy da się na tym zbudować pełnoprawny musical. Bo niestety na ten moment „Dziewczyny jazzu” są po prostu za krótkie i zbyt pośpiesznie przebiegają po życiorysach swych nietypowych bohaterek.
To powiedziawszy, wszystkie panie zostały zagrane przez bardzo charyzmatyczne aktorki, które świetnie sobie poradziły zarówno aktorsko jak i muzycznie. Mam jednak wrażenie, że dano im za mało do zrobienia. Sztuce wyszłoby na dobre zagłębienie się w historię każdej z bohaterek i bardziej szczegółowe pokazanie relacji między nimi.
Jeśli chodzi o muzykę, to w spektaklu wykorzystano jazzowe klasyki z tego okresu, piosenki, które bohaterki z pewnością znały i śpiewały. To świetny sposób na stworzenie atmosfery i przeniesienie Bistra Syrena do lat czterdziestych. Cała sala świetnie się bawiła słuchając brawurowych, pełnych energii wykonań. Tyle tylko, że na atmosferze i dobrej zabawie wkład piosenek się kończy. Nie popychają fabuły do przodu i gdyby ich nie było narracja zbytnio by nie ucierpiała. Mam nadzieję, że przed oficjalną premierą powstaną oryginalne utwory, które powiedziałyby nam więcej o bohaterkach, jednocześnie zachowując jazzowy styl. W całym spektaklu najwięcej dowiedzieliśmy się o postaciach z narracji prowadzonej w ojczystym języku każdej z nich, z napisami wyświetlanymi na ekranie. W pełnoprawnym musicalu te momenty byłyby piosenkami i ich brak dało się odczuć.
„Dziewczyny jazzu” to spektakl mocno osadzony w realiach wczesnego PRLu, co ma swoje odbicie w kostiumach i scenografii. Bohaterki i muzycy wyglądają jak wyjęte z podręcznika do historii, a połamane płyty winylowe zalegając na scenie sprawiają, że widz całkowicie rozumie ich irytację, gdy zdają sobie sprawę jakie bezpośrednie konsekwencje ma dla nich rządowy zakaz.
Bardzo mi się za to podobało zastosowanie uderzeń młotkiem jako przerywnika. Otóż przedstawiciel władz jest cały czas obecny na scenie, a jego jedynym zadaniem jest uderzanie młotkiem w płyty gramofonowe w kluczowych momentach spektaklu, całkowicie zmieniając wydźwięk sceny, wyrywając postaci i widownię z zamyślenia i przypominając im o wiecznym nadzorze jaki ma nad nimi państwo.
Jak na mój gust „Dziewczyny jazzu” świetnie pasują do Bistra Syrena. Aktorki wchodząc na scenę witają się z widownią jak ze starymi znajomymi, co tworzy niepowtarzalną atmosfer w połączeniu z ich interakcjami z akompaniującymi im muzykami. Całokształt daje widzom poczucie, że na to kilkadziesiąt minut cofnęli się w czasie i sami uczestniczyli w zakazanej sesji słuchania jazzu.
Ciężko jest oceniać „Dziewczyny jazzu” jeśli ma się świadomość jak krótko trwały prace i że to de facto nie ostateczna wersja musicalu. Jestem pełna podziwu dla całego zespołu kreatywnego odpowiedzialnego za ten projekt, wszyscy wykonali kawał świetnej roboty i to w tak krótkim czasie. Stworzyli spektakl rozrywkowy, ale i pełen prawdziwych emocji. Nie jestem pewna jak dokładnie Teatr Syrena zamierza ocenić reakcje publiczności, ale moim zdaniem „Dziewczyny jazzu” to sztuka z potencjałem i na pewno będę obserwować dalsze prace nad tym tytułem.
Ale to tylko moja opinia, a ja nie jestem obiektywna.
2 notes
·
View notes
Text
Inspiracja
Inspiracja jakaś, by się przydała
Hmmmmmm
Alkoholizacja, temat tabu
Siedzimy sobie, gadu gadu
Miło czas spędzamy
Radość, zawdzięczamy
Każdej z chwil które mamy
Drogocennych zdarzeń
Obdarzeni życia darem
Bezcennych, wrażeń
Dzięki nim doceniamy wartość
Spraw niematerialnych,
Wydarzeń nieprzewidywalnych,
Tak bardzo ważnych,
Na pierwszy rzut oka, niedostrzegalnych
Których cena nie dotyka,
Dostrzec to jest sztuka, nauka
Nadchodzi czas, pierwsza oznaka
Mentalnej przemiany, czas zmiany
Problemy w środku ukryte odsłaniamy
Wydobyte, podczas drogi nieprzebytej
Problemów tu bez liku, w tym śmietniku
Rozwiązać się staramy za pomocą krzyku
W jakimś tam moim starym pamiętniku
Zapisana jest myśl taka
Zaklęta moc drzemie, w dotyku
Żadnych tanich chwytów, korzenie
Emerytów stado, przekupione
Parada baranów, sprzed ekranów
Zamglone myśli, mowa nienawiści
W pochodzie niedzielnym, przy niedzieli
Nie brak im jest werwy, nam nadziei
Kazanie kaznodzieji, mózgi ich
Mięsem do konserwy
Szkoda strzępić nerwy
Tak sobie czasem myślę
Że ludzie powinni utopić się w Wiśle
Za brak tolerancji, stereotypowy obraz
Narzucony przez rządy nacji,
Lecz czy te myśli, które zapisałem
Są w zgodzie z tym co czuję
Moją duszą i mym ciałem
Utopić szuje, za brak tolerancji
Czyż to nie jest oznaka, nietolerancji
Przecież powinniśmy być tolerancyjni
Wobec każdej racji, obojętnie której nacji
Nawet takiej która opiera się na nietolerancji
Dużo zależy od narracji, sposobu,
Przekazu, obrazu, poglądu, przeglądu
Opracowania, wniosku, publikacji
Życie jest pełne paradoksów
Pełne długich nóg i koksów
Na szczęście już dużo przeróżnych
Podłużnych, innych, dzikich, bodźców
Które cieszą dużych i małych chłopców,
Tak samo jak duże i małe dziewczynki
Na przykład śmieszne minki
Strzykawka i grube żyłki
Pospinane tyłki
Wysokie zasiłki
Przerysowane dupy z siłki
Na botoksie, szminki
Szpanowanie dla zmyłki
Białe wiórki
Armatka i dwie kulki
Na ławce żulki
Wypindrzone meble, blądynki
Te wszystkie stówki
Złotówki, rozśpiewane jaskółki
Klekoczące damulki
Eleganckie mundurki
Nażelowane fryzurki
Promocje, paragony, raty
Muszki, krawaty,
Kurwa mać mandaty
Wariacje, wakacje, libacje
Jebane alkoholizacje
Mógłbym wymieniać, bez końca
Bo my to ludzie słońca
Nie starczyłoby nocy, kocy
Cóż z tego.....
Skoro mimo iż bez słów
Rozumiemy każdy ruch
Jedno wciąż się nie zmienia
Na końcu rozmyślania każdego
Choć nigdy nie byłem egoistą
Oddałbym życie, wszystko
To jest mi czasem przykro
2 notes
·
View notes
Text
Siemaneczko!
Wyspałam się. Miałam jakiś dziwny sen, ale nie pamiętam o co kaman w nim było. Rano wzięłam prysznic, zrobiłam peeling, umyłam włosy i nałożyłam samoopalacz :) jestem zadowolona z efektu skóry muśniętej słońcem bez plam. Polecam każdemu kto nie chce być biały jak ściana beBio cosmetics (Star Your safe tanning). Kupiłam w Rossmanie i naprawdę jest spoczko. Wieczorem wzięłam prysznic i zapach typowego samoopalacza znikł a skóra jest miękka i ładnie lekko opalona… Dobra! Koniec tego rozpisywania się! W końcu Chodakowska mnie nie sponsoruje (ale jak coś to bym się nie obraziła).
Króliki ogarnęłam. Zabrałam się za składanie prania, które suszyło się przez noc na tarasie. Ruda oczywiście zaczęła eksplorację pobliskich krzewów. Sprawdziła też czy passat sąsiada ma katalizator ;) Kiedy eksploracji stało się zadość i zaczęła szalone biegi oraz fikołki po terenie zielonym fikołki złapałam dziada i odeskortowałam do domu. Była tak oburzona, że zaczęła robić przemeblowanie rzucając wszystkimi zabawkami.
Nadeszła pora, nie na przygodę a pakowanie kuchni.
Nie pytajcie. Pała została przegięła. O ile lekkie rzeczy zdołałam zanieść na korytarz tak pudła z kubkami, talerzami, miskami etc z łóżka nie dałabym rady… Miałam podjechać po tatę i jechać z nim do wypożyczalni samochodów dostawczych, ale musiałam poprosić by podjechał do mnie zabrać karton z łóżka 💀
W ogóle a propo kartonu. Leżał on wcześniej na korytarzu dwa dni. Jak położyłam go na łóżku zauważyłam, że siedzi sobie na nim pająk Kątnik. Ja tam do pająków nie mam nic. Chyba, że na bezczela łażą mi po podłodze jakby były u siebie. Wtedy je łapie i wyrzucam (skubane potrafią wrócić, więc wynoszę je ulice dalej xD). No i tak czas leci, zawijam przedmioty w folie i pojedynczo zanoszę do pokoju pilnując limitu 1kg (mniej więcej). Patrzę a Ruda siedzi obok kartonu i coś ciamka. Pomyślałam „opierdala mi karton!”. Podchodzę, patrze a ona zjada pająka 😆 Jak kiedyś przestane tu publikować dłużej, niż dwa dni z rzędu wiedzcie, że Rudzik odegrała scenę z „Władca pierścieni dwie wieże” mówiąc „Mięso wróciło do menu!” XDDD
Jak skończyłam się pakować opadłam z sił. Już wcześniej miałam mroczki przed oczami podczas schylanie się zatem zrobiłam sobie kanapki z kotletami z buraka i pomidorem…
Wpadł tata. Pogadaliśmy, wytarmosił Rudzieca i pojechaliśmy do wypożyczalni. Wybrałam Masterkę bo ma lepszy skręt od Ducato. Jako, że mój tata miał dziś urodziny zabrałam go do sklepu z ubraniami by wybrał sobie co tam będzie chciał. Dostał też oryginalnego 30 letniego Ballantine’s. Mam znajomego, który pracuje w hotelu sygnowanym pewną amerykańską firmą na literkę H. Za ułamek ceny rynkowej skołował dla mnie butelkę :)
W ogóle myślałam, że zemdleje tak dziś było gorąco! Pokazywało mi 27 stopni w cieniu. Dobrze, że wiało bo by nie było czym oddychać. Wróciłam do domu zmęczona jak cholera - głównie pogodą oraz innymi uczestnikami ruchu. Ja naprawdę chciałabym się dowiedzieć w których chipsach znajduje się prawo jazdy. W ogóle nie tak dawno temu zajechałam na stacje paliw kupić sobie liquidy (była to zeszła niedziela). I tak stoję, patrze a tam typ wysiadł z Toyoty i walczy by zatankować. Nówka sztuka C-HR hybryda. Kilka pilotem, obmacuje klapkę od wlewu i próbuje kluczykiem ją podważyć. Przede mną typ zastanawia się nad wyborem sosu do hot doga jakby było to ostatnie pytanie w Milionerach. Podejrzewam, że zaraz dojdzie do tragedii i kluczyk się złamie. Zatem wyszłam ze stacji i podchodzę do typa. „Żeby otworzyć klapkę trzeba nacinać przycisk w kabinie koło kolan kierowcy”. Gościu ciut starszy ode mnie patrzy na mnie jak na kosmitę zatem powtórzyłam jeszcze raz. Westchnęłam i powiedziałam „Pokaże panu, proszę otworzyć auto”. No i magicznie uratowałam gościowi dzień. Był mega wdzięczny i wyznał, że to jego pierwsze tankowanie i nie ogarnia. Naprawdę. Prawo jazdy w chipsach oraz nie zaglądanie w instrukcje obsługi bo „to przecież samochód po co mi instrukcja!”.
Uszaki dostały koperek, ja zaś zmieniłam opatrunek bo w końcu do apteki dotarł specyfik którym mam przemywać pępuszek, aby mi nie zgnił 💀
Pooglądałam trochę YouTube, zrobiłam sobie pedicure i maseczkę glinkową na twarz. Polecam te maseczki w sztyfcie z Action. Ja mam z wodą różaną i pięknie nawilża oraz zmniejsza pory.
Zrobiłam obiad. Makaron pełnoziarnisty z rukolą, suszonymi pomidorami oraz słonecznikiem, do tego kotlet jajeczny z odrobiną bułki tartej oraz szczypiorkiem (pieczony we frytkownicy beztłuszczowej). Będzie mnie to trzymać zapewne do popołudnia następnego dnia. Jutro w planach mam jeść tylko owoce. Kupiłam dziś kawałek ananasa oraz arbuza i truskawki. Nie chce by się to zmarnowało.
Ogólnie dzień był dobry. Nadal trzęsą mi się ręce jakbym była na użytkowym „głodzie”. We wtorek mam wizytę u psychiatry. Nie mogę się już jej doczekać! Planowałam znów zrobić dłuższego fasta by oczyścić głowę ze zbędnych myśli i ułożyć sobie wszystko „na trzeźwo”, ale wypadła przeprowadzka i nie mam zamiaru mieć 60+ godzin głodówki. Nie pomyślałam wcześniej bo tak to bym nie kupiła tych owoców i już dziś zaczęła. No cóż… życie! W niedziele jak skończę pakować ubrania i resztę szpargałów chciałabym zapalić kadzidełko i na czas palenia spróbować medytacji… Nigdy mi to nie wychodziło przez natłok myśli, ale spróbować zawsze warto. Zamknę się chyba ze stoperami w uszach w łazience robiąc sobie „wędzarkę” aby mnie uszaki nie rozpraszały. Jutro idę do kina na Spider Mana w dubbingu na sale 4DX w cinema city. Była oryginalna ścieżka dialogowa to teraz czas na dubbing :) No i dodatkowe efekty specjalne skoro już film znam i nie muszę się, aż tak mocno skupiać
17 notes
·
View notes
Text
Pierwsze było nowe
Ostrożne i spokojne
Choć być powinno gwałtownie
Żeby nie dać się wrzucić w dołek
Drugie było trudniejsze
Rzucone na głęboką wodę
W odmętach której tonąłem
Zdradzony przez uczucia do innego
Trzecie było krótkie
A jednak za długie
Odrzuciłem twe kłamstwa
Teraz widzę cię z dzieckiem nieznanego
Czwarte było już odważniejsze
Powiedzieć bym mógł że światowe
A mimo to wiejskie
Bo twa hipokryzja na więcej nie zasługuje
Piąte było dłuższym czasem
Początkowo pięknymi momentami
Dwadzieścia miesięcy zgody i niezgody
Nie choroba a mamusia była powodem końca
Dotąd wszystko analizowane
Rozgrywane w chorej głowie
Chowałem bezpowrotnie w płomienie
Dla pogodzenia się z historią
Szóste było prawie na 22 miesiące
Wiedzieliśmy że to za długo
Chcąc przyszłości nie chcieliśmy przyszłości
Czas pokoju szybko wszedł na wojenną drogę
Wtedy skończyło się to
Co miejsca mieć nie powinno
Koniec z chowaniem w płomieniach
Czas oczyszczenia ogniem nadszedł
I przyszło niespodziewanie siódme
Szczęśliwa siódemka jak na automacie
Nie ile i co tylko z kim
Ona mnie odnalazła rannego przeżyciami
Budująca przyszłość wspólną
Lecząca ranną przeszłość
Równo krocząca teraźniejszością
Jedyna prawdziwa szczera miłość niepokonana
Pesymista optymistą się stał
Szczęście zawitało ku mnie
A przyszłość teraz jest
Na wyciągnięcie naszych rąk
Dopiero już pół roku razem
Kalendarz serca mówi o dwóch latach
Sztuka w teatrze życia wystawiona
Na scenie pod którą płomienie oczyściły ziemię.
9 notes
·
View notes
Text
Piszę lepiej, kiedy robię zdjęcia
Zazdroszczę osobom, które mają pasję. Czasami nawet nie rozumiem tego oddania się jednej rzeczy i po prostu robienia jej przez każdą wolną chwilę. Nie potrafię zrozumieć bardziej tego, że naprawdę da się wybrać jedną rzecz. W końcu jest tyle ciekawych dyscyplin sztuki, tematów do czytania. Jak tu wybrać tylko jeden?
Moją fascynację wieloma wątkami naraz traktowałem raczej jako wadę. Bo za nim wkręciłem się w coś na dobre, już to porzucałem. Albo było ich tyle, że przytłaczała mnie świadomość: gdybyś zebrał cały ten czas, który poświęcasz na X i robił tylko Y — byłbyś najlepszy.
Kiedy jednak zacząłem poznawać cechy różnych form ekspresji, zrozumiałem, jak sztuka się przenika. Dlatego próbowanie nowych rzeczy nie jest wcale wadą. To najlepsze, co możesz zrobić dla swojej twórczości.
Wszystko tak naprawdę zależy od Twojej interpretacji i emocji, jakie wywołuje w Tobie tworzenie czegoś. Co czujesz, kiedy na przykład grasz na instrumencie, co czujesz, gdy widzisz szybującego ptaka na niebie, gdy robisz mu zdjęcie — te elementy możesz przekuć na swoją sztukę. Zauważysz, też, jak każda sztuka jest zbudowana.
Gdy interesowałem się rzeźbą i lepiłem coś w glinie, zrozumiałem, że jest to proces nadawania formy, tworzenia całości. Z kolei, kiedy robię zdjęcie, wyobrażam sobie, że jest to ważny element pewnej historii. W tym momencie poświęcam całą uwagę jednej chwili. A jaki będzie miała wpływ na resztę opowiadania? Tego nie wiem. Myślę, co się dzieje teraz. Natomiast rysowanie jest dla mnie wyobrażeniem zdarzenia, takim, jakimi chcę, by było lub takim jak je postrzegam.
Cały proces tworzenia to możliwość pokazywania rzeczy takimi, jakimi są, jakimi były lub jakimi będą.
W tym wszystkim pisanie postrzegam jako fundament mojej sztuki. Pisanie pozwala mi tworzyć. W pisaniu czuję się najlepiej. Pozostałe elementy konstrukcji budują informacje, jakie pozyskuje ze zrozumienia i interpretacji innych form twórczości.
Ciekawość nie pozwala mi zamknąć się tylko na jeden temat. Ta sama emocja pokazana w różnych formach sztuki może odkryć przede mną inne uczucia.
A ja chcę poznać je wszystkie.
#pisanie#pisarz#bloger#tumblrpolska#blog#polska#tumblr polska#art#tworzenie#sztuka#emocje#porady pisarskie#pasja
2 notes
·
View notes
Text
Poniedziałek 27.03.2023.
Dla mnie marzec dopiero się zaczął, a już się kończy... KIEDY!?
Anyway - obudził mnie koszmar, zdążyłam dać psu jeść, zrobić nam śniadanie do pracy (suprice), odpowiedzieć na maile z pracy, wyprowadzić małą (leje strasznie) i chyba skorzystam z tego, że dzień mi się i tak przesunął by polecieć w końcu wyrobić paszport.
Od wczoraj jestem kursantką kursu biznesowego. Musze tylko znaleźć na to czas.
Mój Szwagier miał ciekawe spostrzeżenia odnośnie sztuki (serio), które też chcę spisać. Chodzi głównie o finanse i jego analizę biografi artystów. Mój chłopak też miał, ale nie wiem co chciał udowodnić poza tym, że sztuki - a dokładniej malarstwa - nie rozumie i nie poważa? Po czym stało się to, co mu wyjaśniałam: jak coś zobaczysz i POCZUJESZ patrząc to jesteś gotów lokować w tym kapitał, bo budzi to Twoje emocje. Twierdził, że to się mu nie zdarza, a kilka godzin później znalazł obraz, który spowodował, że dostał rollecoastera emocji i nie mógł mi tego wyjaśnić: po prostu on czuł patrząc na ten obraz coś takiego niesamowitego i frustrowało go, że nie może tego ze mną dzielić, bo mi trzeba wyjaśnić co czuł patrząc na obraz. :P No właśnie TO JEST SZTUKA. Za to ludzie płacą.
Właśnie pada śnieg za oknem... no nic, idę...
6 notes
·
View notes
Text
Póki jest cień nadzieji
Nie wiem już, co mogę więcej zrobić, gdy każda myśl krąży wokół ciebie, jak nieśmiałe echo pragnienia, co nie chce zniknąć, wciąż karmi się ciszą, tym niespełnieniem, jakby wystarczało mu czekanie, puste, trwające, pozbawione końca.
Nie wyobrażam sobie końca nadziei, bo póki choć cień jej w sercu trwa, póki jej ostatnie iskry w myślach się tlą, trzymam się ich jak przeszłych wspomnień, jakbym jeszcze mogła cię spotkać na ulicy, przypadkiem, jak wtedy, gdy nas połączył los.
Czy można uwierzyć, że ktoś przeznaczony ot tak zniknie, że los odbierze to wszystko? Nie chcę zgodzić się z tym, co mówią inni, że jeśli to nie na zawsze, to po prostu przeminie. Ja chcę przełamać tę gorzką prawdę, spojrzeć jej w oczy, nie dać się pokonać.
O niczym tak nie marzę, jak o ostatnim naszym spotkaniu, jednym, co zatrzyma czas, przywróci śmiech. Mówią przecież, że do trzech razy sztuka, a ja czekam jak drzewo na wiosnę, gotowa stać, choćby wieki całe, by nie okazało się, że czekanie było puste.
Nie boję się zmarnować życia, byleby to wszystko miało sens, bo dla ciebie, wierzę, dla ciebie warto, choćby miało to być snem, choćbyś miał zniknąć na nowo — czekam.
3 notes
·
View notes