#z komórki
Explore tagged Tumblr posts
Text
"Boże w mojej klasie jest taka gruba laska"
Może ma choroby?
Może bierze leki przez które tyje?
Może tyje przez stres?
Może jedzenie to jedyne co jej daje radość?
Może po prostu potrafi siebie zaakceptować taką jaką jest?
Serio takie posty pokazuje tylko że Tumblr to spierdolenie mózgu XD osoby które to wstawiają powinny spojrzeć w lustro i popatrzeć chwilę na debila z zoo który nie umie się zachowywać normalnie wobec ludzi. Prawdopodobnie te same osoby za kilka godzin napiszą o swoim mega bingu i jak to Ana ich nie kocha zapominając o tym co było w poprzednim poście. Bo łatwiej patrzeć na innych niż na siebie. Jak ktoś się mnie kiedyś zapyta o najbardziej pojebane osoby w społeczeństwie to powiem w prost "Motylki z Tumblr" bo szczerze to trafienie tu na kogoś normalnego staje się wręcz rzadkie jak kurwa wbijam na Tumblr i czytam ten syf to wcale nie chce mi się jeść mniej tylko bardziej 💀
Nie jesteście znawcami i nie macie prawa do oceniania innych, nikt kurwa nie ma. Jedynie kogo możecie ocenić to siebie.
Więc jeżeli posiadasz taki lub podobny post na swoim profilu a moja wypowiedź jakkolwiek zadziałała na twoje ostatnie szare komórki to radzę z rozpędem lecieć to usunąć to może zaczniesz rozumieć jak się zachowywać w społeczeństwie.
#chudosc#gruba kurwa#jestem obrzydliwa#grubasek#chudzinka#kocham ane#az do kosci#musze schudnac#kalorie#nie chce jeść#ana motylki#jestem motylkiem#będę motylkiem#motylki w brzuchu#motylki#chudej nocy motylki
61 notes
·
View notes
Text
Halo?
Jan Krauzer
Coś się dzieje w naszych Kłykciach.
Na początku zdawało mi się, że to wszystko normalne rzeczy związane z tradycjami wsi, jak nagłe zaginięcie lokalnej populacji papug czy migracja większej niż zwykle ilości kotów do sąsiedniej wsi, jednak z czasem zaczęło się dziać coraz więcej złych rzeczy.
Ulicą główną przemykał przez pewien czas podejrzany samochód który zniknął na terenie Kłykciów Lewych.
Nasza redakcja przez jakiś czas podejrzewała, że to spisek sąsiadów, jednak wszyscy... porzucili ten temat tak szybko jak się pojawił. Nawet nasze stare plotkary spod Jedenastki nie poruszały tego tematu. W sąsiedniej wsi mógł grasować jakiś agent, broń Boże FBI, a nasi mieszkańcy pozostawali wobec tego niewzruszeni!
Wtedy pierwszy raz zmartwiłem się stanem naszej społeczności.
A miało być jeszcze gorzej.
Przez cały sierpień (a przynajmniej mam nadzieję, że sierpień. Czas stał się dziwną rzeczą w ostatnich tygodniach) wśród mieszkańców zauważyłem odbiegające od normy zachowania. Chwilę zajęło mi zauważenie panującego trendu. Wszystko obracało się wokół astrologii.
Ludzie spod znaku Wagi zaczęli wykazywać nadzwyczaj dziwne zachowania dotykając trawy, taplając się w błocie i regularnie parząc języki przez lizanie pokrzyw. Wodniki wykształciły u siebie niezdrową miłość do keto racuchów z jabłek (czymkolwiek jest ten wymysł, dostęp do internetu stał się... skomplikowany), a wszyscy spod znaku Skorpiona wydawali się paranoiczni z powodu potrzeby zadzwonienia... ale gdzie?
Osobiście sam nie zostałem dotknięty żadną z powyższych rzeczy, być może dlatego że jestem Strzelcem, ale nieważne.
Kłykcie Prawe wydają się ostatnimi dniami bardzo ciche i bardziej opuszczone niż zwykle. Rozpętały się intensywne burze mimo iż lokalna audycja radiowa wróżyła nam słońce, jednak ani widu ani słychu naszej wielkiej gwiazdy. Tylko chmury i deszcz. Zabrali nam lato.
Zalało parę piwnic jednak właściciele nie wydają się przejęci.
"Ważne, że nasze wino jest nietknięte"
Wypowiedział się pan Jarosław z ulicy Waniliowej.
Najdziwniejszą rzeczą jest jednak to, że nikt nie jest w stanie wyjść ze wsi.
Próbowałem iść główną drogą w poszukiwaniu zaginionego kota Edmunda B. Borowika, stałego bywalca naszej redakcyjnej komórki, z myślą iż zapewne uciekł do drugich Kłykciów, jednak... dochodząc do końca głównej drogi w Kłykciach Prawych, tam gdzie powinna znajdować się graniczna droga między wsiami, wisiała gęsta mgła. Ruszyłem prosto w nią, odnalezienie Edmunda było priorytetem, wołałem go choć mgła zdawała się pochłaniać wszystkie odgłosy. Trasa wydawała się trwać wiele godzin, podczas gdy w rzeczywistości powinna zająć zaledwie 30 sekund... i wtedy, wychodząc z mgły znalazłem się na samym końcu Kłykciów Prawych.
Spanikowałem. Pobiegłem jeszcze raz. Efekt był ten sam.
Próbowałem rozmawiać z innymi mieszkańcami, jednak nikt nie zdawał się rozumieć powagi sytuacji. Próbowałem porozumieć się z innymi członkami redakcji ale... wydawali się dosyć dziwni.
I wtedy przyszedł on.
Stażysta Tomek.
Jakim cudem przekroczył mgłę, która tak skutecznie powstrzymywała mnie od przejścia przez drogę?!
Wypytany nic nie wiedział, nazwał mnie dziwnym i poszedł spać do swojego kąta.
A potem, po kilku dniach zniknął. "Wracał do Kłykciów Lewych".
Coś się dzieje z naszymi Kłykciami. Coś dziwnego. Nikt nie odpowiada na moje pytania.
Nikt nie wydaje się rozumieć powagi sytuacji.
Ale ja dowiem się o co tu chodzi.
Nie bez powodu zostałem dziennikarzem.
Jeżeli to czytasz to znaczy, że udało mi się dotrzeć do kogoś z zewnątrz. Spoza tej dziwnej... bańki. Nie dzwoń po żadne służby. Nie sądzę żeby mogli pomóc.
Ale uważaj na siebie. Sprawdzaj swoje horoskopy, nigdy nie wiadomo.
Mam nadzieję że moje śledztwo przyniesie efekty.
#polska wieś#kłykcie#kłykcie prawe#mockumentary#oc#wieś#polska#polishposting#polski tumblr#polish posting#comedy#unreality#mystery
9 notes
·
View notes
Text
Fenomenalne popołudnie i wieczór z Mamą!
Było wręcz kryształowo, dopóki się... nie zaczęło. 😉 A zaczęło się, ponieważ oglądałyśmy tenis na żywo. I na żywo, również, Mama ponownie podjęła kolejną próbę spokojnego wyjaśnienia mi, na czym polegają pewne sprawy dotyczące tej gry. Tak. Owszem. Na moją prośbę. Ale ja chciałam tak w dwóch zdaniach maksymalnie. Przecież było tak dobrze, po co od razu całe stado wiedzy, dlaczego mamy rozwlekać stare rany? 😀 Mógł mi ktoś podać znieczulenie ogólne. I tak odpływam przy pewnych zagadnieniach. Po narkozie ogólnej - mhmhm. ☝️ Ale! Część wiedzy do mnie płynącej z ust cierpliwej Mamy dotarła do połowy szarej komórki w moim mózgu. Druga część przepływała przeze mnie jak potok przez papierową rurkę. Położyłam się i nuciłam, co mi do tam głowy przyszło. Mina Mamy na Dzień Mamy: kogo ja urodziłam, bożesz-ty-mój . Coś w ten deseń. Mamo. Stało się, czasu nie cofniemy. 😏 Dobra. Naprawdę. Na poważnie. Znakomity wieczór. Kocham Cię Mamo.
7 notes
·
View notes
Text
8 rzeczy, które warto zrobić na początku 2024 roku:
♡ Zapisać cele do osiągnięcia lub rzeczy, które chciałoby się zrobić w tym roku.
♡ Zrobić vision board (może być na tapecie komórki, laptopa lub ze zdjęć powycinanych z gazet).
♡ Zrobić sobie jeden dzień poświęcony na odpoczynek i regenerację.
♡ Przejrzeć swoje stare ubrania i pozbyć się tych, które wcale nie nosiłaś w ostatnim roku, robiąc miejsce na nowe.
♡ Sporządź swoją poranną rutynę, która w nowy roku będzie motywować cię do codziennego wstawania z łóżka.
♡ Wyczyść swoje pędzle do malowania i półkę z kosmetykami, pozbywając się przy okazji przeterminowanych kosmetyków.
♡ Przejrzyj i zakualizuj swoje stare playlisty muzyczne.
♡ Posegreguj swoje zdjęcia na komórce.
10 notes
·
View notes
Text
Hejka!
Obudziłam się koło 7 rano. Pierwsza noc w nowym domu za mną. Sen zleciał niemal natychmiast i nic mi się nie śniło. Nakarmiłam Uszołaki i poszłam się ogarnąć. Tata już kręcił się po podwórku, więc zrobiłam nam kawy. Zjedliśmy śniadanie i pojechaliśmy do Sieradza po łóżko dla taty oraz kilka rzeczy do Leroya.
Tata zapomniał kluczy do komórki w Łodzi, więc wróciliśmy się do domu. Po 15 min od wyjechania okazało się, że klucze nadal były w domu xDDD spóźniłam się przez to do psychiatry. Jednak nie było z tym problemu. Następną wizytę będę miała już poprzez skype… Pani doktor zwiększyła mi dawkę leków i kazała mi nie być tak zrezygnowana co do swojego leczenia. No i oburzyła się na postępowanie Niemców… zapewniła mnie, że nie jestem pasożytem i nie wyciągam lewego l4 tylko jestem chora. Płakałam podczas wizyty. Chce wierzyć w to wszystko…
Zapakowaliśmy pozostałe rzeczy rodziców i przewieźliśmy mamę do mojego mieszkania na czas remontu. Koty zaś zawitały na domku. Przerażone i w ogóle zestresowane. Czarnuch vel Tajson już wieczorem zwiedzała dom i nawet zawitała do uszaków, które j�� otupały xD jednak nie było żadnej wrogości a króle „zdominowały” spotkanie xD
Co się tyczy jedzenia? Dużo dziś było… Rano czereśnie i wafle smakowe. Później najlepszy kebab w Kaliszu gdzie odbierałam łóżko dla siebie. I serio kebs prima sort. Świeże warzywa, sporo mięsa i naturalny sos a nie gotowiec. Naprawdę byłam z niego zadowolona.
Generalnie znów padam na twarz. Jednak dziś chociaż mniej dźwigałam oraz nauczyłam się rozpalać piec :) No i wpadło l4… generalnie dzień okej. Jutro jak pogoda pozwoli zrobię wybieg dla uszołaków
Idę spać bo zaraz chyba padnę. Leki zwiększę dopiero w weekend w razie gdybym nie mogła po nich prowadzić.
28 notes
·
View notes
Text
Dlaczego jemy????
Spożywamy jedzenie, ponieważ jest to niezbędne do przetrwania i prawidłowego funkcjonowania organizmu. Oto kilka kluczowych powodów:
1. **Dostarczanie energii**: Jedzenie dostarcza kalorii, które są wykorzystywane przez organizm do podtrzymywania wszystkich funkcji życiowych, takich jak oddychanie, krążenie krwi, praca mięśni, a także do aktywności fizycznej.
2. **Budulec dla organizmu**: Składniki odżywcze z jedzenia, takie jak białka, tłuszcze i węglowodany, są niezbędne do budowy i naprawy tkanek oraz komórek.
3. **Regulacja procesów biologicznych**: Witaminy i minerały zawarte w jedzeniu pomagają regulować różne procesy metaboliczne i enzymatyczne w organizmie.
4. **Funkcje ochronne**: Niektóre składniki odżywcze działają jako antyoksydanty, które chronią komórki przed uszkodzeniem przez wolne rodniki.
5. **Zdrowie psychiczne**: Spożywanie jedzenia ma również aspekt psychologiczny, wpływając na nastrój, samopoczucie i ogólne zdrowie psychiczne. Regularne, zdrowe posiłki mogą poprawiać nastrój i zmniejszać ryzyko depresji.
6. **Kultura i społeczeństwo**: Jedzenie ma również ważne znaczenie kulturowe i społeczne. Wiele tradycji, świąt i spotkań towarzyskich obraca się wokół jedzenia.
#mysli samobojcze#samookaleczenia#nie chce żyć#bede motylkiem#ból psychiczny#samotność#chude dziewczyny#chude jest piękne#chudej nocy motylki#nie chce mi się żyć#stany depresyjne#próba samobójcza#notatki samobójcy#samookaleczanie#samotnosc#niska samoocena
3 notes
·
View notes
Text
28 czerwca 2024
Dziś urodziny ma moja sis i w sumie nie pamiętam które to. xD Nie mam jakoś pamięci do cyferek - ma o 2 mniej niż ja xD, czy jakoś tak. xD
Dziś mi lepiej, chociaż mam gorączkę i prawdopodobnie skończę u fizjoterapeuty z tym barkiem i szyją xD. Ale w głowie lepiej. Jestem z daleka od rozpaczy w jakiej byłam raptem 4 dni temu. xD
Cholerne huśtawki. Mega doceniam moment życia w którym jestem i relacje jakie tworzę, bo to co jest huśtawką dziś to jest tak bardzo inne od tego co było huśtawką jeszcze 5 lat temu. Naprawdę - poziom toksyczności kiedyś, a teraz - nie do porównania. Więc uczciwie: nie czuję się w bezpiecznym momencie życia i przede mną jest wiele wyzwań, ale jestem w lepszym odcinku drogi w życiu niż kiedykolwiek dotąd byłam. Po prostu jest mi ciężko, bo dzieje się wiele nowego i brak mi nie tyle bezpieczeństwa finansowego (bo dzięki mojemu narzeczonemu to jest zapewnione), co bezpieczeństwa finansowego w kontekście niezależności, gdyby coś się gdzieś zjebało i nagle musiałabym ogarniać życie solo.
Bardzo mnie to boli, bo moje poczucie niezależności zawsze było warunkiem poczucia bezpieczeństwa. A teraz wyzwaniem jest przyjmowanie wsparcia i akceptowanie, że niezależna w pełni nie jestem.
To dla mnie trudne. I nieznane... To znaczy znane, ale okupione poczuciem winy i wstydem: że muszę na tej pomocy i wsparciu polegać.
I chyba tak to ujęłam i złapałam, jak to faktycznie czuję.
O!
Mam dziś ciekawy dzień: byłam u lekarza - oczywiście z pieskiem, więc po wizycie zrobiłyśmy spacerek w parku. Znowu spuściłam młodą ze smyczy - DRUGI RAZ w jej krótkim życiu była tylko ze mną na spacerze i trzymała się nogi tak pięknie, że mnie wzruszenie wzięło. Ja serio znaczę dużo dla mojego pieska. Niesamowite - tyle czasu myślałam, że ona ma mnie w dupie, a ona pokazuje najpiękniej jak potrafi, że mnie kocha, że ufa, że docenia. Musiała po prostu trochę dorosnąć. Od kilku tygodni dzieje się to, co było we wszystkich czytanych od 2 lat poradników dla psich opiekunów: że piesek jest przywiązany, gdy patrzy na ciebie z miłością w oczkach, gdy jest przy tobie odprężony. I tego nie było dłuuuugo, była nerwówka, było szczekanie, nieufność, strach. Owszem: pilnowała mnie w pracy, ale to było czujne spojrzenie "nie zostawiaj mnie samej". A teraz potrafi siedzieć godzinami na kanapie, odprężona, przeciągać się i patrzeć mi w oczy z taaaaaaką psią miłością, że mam ochotę zarazem: ryczeć i ją zjeść z tej miłości.
Dodatkowo to, co robi rano! Ach! Od jakichś 3-5 miesięcy, gdy się budzimy rano wstaje z nami. W tygodniu pracującym to wiadomo: zwykle jedno z nas wciąż leży w łóżku, a drugie wstaje do pracy (chodzi o różnice w zmianach), a w weekendy obydwoje śpimy do oporu (czyli zwykle do 8 xD). Jakby nie było: piesek zwykle wstaje z tą osobą, która leży w łóżku dłużej. Zaczyna od przesiągania się i sprawdzenia czy faktycznie już się obudziliśmy (to zależy - czasem postawi uszka i nasłuchuje oddechu lub odgłosu komórki, a czasem podczołga się przednimi łapkami na wysokość naszej głowy, czasem pełzając po naszych klatkach piersiowych - wtedy wącha, jeżeli śpimi dalej, to też idzie spać), a jeżeli uzna, że TAK, że nie śpimy, to odstawia taki teatrzyk domagając się głaskanka, przytulanka, całusków i innych form czułości, że czasem aż szkoda wstawać z tego łóźka, bo to najsłodsze momenty dla psich-rodziców o których marzyłam od momentu adopcji maleństwa. To jest taaaaaak fajne. I kocham ją. Najkochańszy i nagłośniejszy piesek świata xP
Anyway: dziś wracając do domu z tego spacerku (i od lekarza) zahaczyłam o pracownię artystki, która dziś rozdawała cynamonki (WTF xD? Nie wiem skąd je miała, ale są pyszne i miała ich maaaasę). Wzięłam cynamonki dla siebie i mojego partnera. Na wieczór.
Dostałam też w końcu odpowiedź w sprawie suplementów i certyfikatów od szkół i osób u których takie szkolenia robiłam. Nie od wszystkich, ale od wielu.
W międzyczasie wymyśliłam wraz z partnerem kolejną opcję dochodu pasywnego. Mega się jaram! :D
A wczoraj odbyłam spotkanie w sprawie jeszcze innego projektu na dotację... może uda mi się ukończyć kursy, aby móc się starać od dotację na otworzenie własnej działalności... Ech... Skomplikowane to wszystko, ale warte gry... Tylko nie wiem czy mam czas i środku na to by to wszystko ZNOWU jakoś pomieścić.
A co do tego naszego wymarzonego wyjazdu - pomysł upadł xD
Okazało się, że wszystko niestety nie pasowało, po prostu leciało jedno za drugim: dojazd, powrót, najem sprzętu, najem hotelu. Najpierw rozwiązaliśmy ostatnia składową tak, by było ok, chociaż były pewne niedogodności. Potem załatwialiśmy trzy pierwsze, co z jakiegoś powodu okazało się nagle olbrzymim problemem i nie pomogło, że obydwoje jesteśmy w trakcie sesji, w niedoczasie i przebodźcowani, rozkojarzeni. Zrobiliśmy to-to jako tako, z błędami, które kosztowały więcej nerwów i czasu, aby wyprostować wszystko co się da. Dalekie to okazało się od ideału na poziomie planowania i w perspektywie realizacji tego wyjazdu "wypoczynkowego". Jak rozwiązaliśmy trzy pierwsze (dojazd, powrót, transport), to typ od hotelu odwołał rezerwację. xD Więc chuj. Odwołujemy wyjazd, przenosimy go na inny termin. Jeszcze nie wiem na kiedy. Ale, co zaskakujące - ulżyło mi, bo chyba jednak perspektywa tego wyjazdu generowała więcej stresu niż byłam w stanie ogarnąć.
Z fajnych rzeczy - W KOŃCU zrobiłam w lidlomiksie hummus jak marzenie! Po prostu cuuuuuuuudowny. Kumin rzymski to klucz do sukcesu! :D
6 notes
·
View notes
Text
Jestem pieprzonym tchórzem!
Są wyniki biopsji.
Komórki rakowe są też w węzłach chłonnych. Podjęto decyzję o chemii.
I zamiast w drodze do domu wjechać do Taty pojechałam prosto do domu. Nie miałam odwagi spojrzeć mu w oczy, przytulić, powiedzieć dobre słowo. Tak jak do tej pory się trzymałam mimo diagnozy, bagna w pracy i sytuacji z oszustami tak teraz jestem rozjebana na łopatki. Pierwszy raz się poryczałam, nie przyniosło to ulgi. Jak nie mogłam jechać do szpitala, bo z dzieckiem nie wpuszczą to narzekałam, a teraz jak miałam okazję stchorzyłam. Ja zawsze mogę na niego liczyć!
taka idealna ze mnie córka...
To wszystko jest takie trudne...
14 notes
·
View notes
Text
#3: Z dziennika popkulturowego (03.03.2024)
"Astronauta" nauczył mnie, że nutella ukaja poczucie samotności u wszystkich plemion, a ludzie tęsknią dopiero wtedy, gdy tej drugiej osoby akurat uporczywie nie ma. I to kłamstwo - że mnie tego nauczył - bo to prawda bolesna i nie zawsze prawdziwa, ale niestety nazbyt często prawdziwą jednak jest. Taka też jest ta opowieść, bo mówi nam o rzeczach, o których słyszeć pewnie nie chcemy, że jesteśmy egoistami, że mnóstwo w nas poczucia winy, że ciągle szukamy odkupienia, żeby zastąpić je kolejnym bólem czy inną rozpaczą.
Ale "Astronauta", który interpretuje powieść Jaroslava Kalfara nie jest przełomowo egzystencjalny. Porusza, złapał mnie za gardło w punkcie kulminacyjnym, ale ma i uproszczenia, i momenty słodkie. Skakunopodobny kosmita tuli się do słoika ichniejszej nutelli, która jednak zdaje się mieć magiczne właściwości. Smakuje jak dom, nawet jeśli dom to aksamitne larwy. Z egzystencjalnego przybicia umiejętnie wytrąca dysonans, który powoduje wygląd postaci i to, jak się wypowiada.
Jajka to bowiem komórki jajowe ptasiego gatunku, żona tytułowego astronauty jest przez kosmitę tytułowana per samica, a on sam jest dla niego chudym człowiekiem. Koncept imienia zdaje się nie występować w jego plemieniu, a jednak w końcu je przyjmuje - w akcie, który chwyta za serce (przynajmniej mnie, ale może robię się sentymentalna). Tak samo zresztą uświadamiam sobie, że jestem już w trzecim akapicie, a nie zająknęłam się nawet słowem o tym, o czym w ogóle jest ten egzystencjalny-ale-nie-aż-tak "Astronauta". I uznajmy, że to celowe, bo o fabułę to tutaj średnio chodzi.
Jakub Procházka od ponad pół roku przebywa w przestrzeni kosmicznej realizując samotną misję - ma zbadać obłok Chopra i wyprzedzić w tym wyścigu koreański zespół. Co z tego, że Jakub (Adam Sandler) jest u progu przełomowego odkrycia, jest na ustach całego czeskiego narodu, jak jednocześnie jest najsamotniejszym człowiekiem na ziemi. Żona, Lenka (Carey Mulligan), która jest w zaawansowanej ciąży, nie odbiera od niego telefonu, nikt mu nie chce nic powiedzieć, a przecież Czechconnect miał być szybszy od prędkości światła i całkowicie bezawaryjny. Wtedy właśnie na pokładzie Jana Husa 1 (no bo jak inaczej miałby się nazywać czeski statek kosmiczny!) pojawia się przerośnięty skakun, który jest zafascynowany samotnością i duszonymi przez Jakuba emocjami.
W "Astronaucie" fascynuje nie tyle co zetknięcie dwóch całkowicie różnych kultur, ale przede wszystkim to, w jaki sposób kosmita (ciągle ze sobą walczę, żeby nie zdradzić jego imienia) działa na wspomnienia Jakuba. Wyzwala je w jego umyśle, ale nie do końca w takiej formie, w jakiej faktycznie je pamięta - lub nie pamięta, bo kosmiczny pająk kreuje obrazy na bazie tego, co zostało opowiedziane zgodnie z ładunkiem emocjonalnym. Poza tym, że same wizje otwierają oczy i Jakubowi, i nam, uświadamiając ludzki egoizm, pogoń za czymś, co w ogóle nie powinno być ważne, ale przestaje być dopiero u progu katastrofy czy utraty, to istotny jest sam aspekt wizualny. Impuls do strumienia wspomnień posyła pająk, a więc i to, jak wyglądają. Wgląd do przeszłości dostajemy przez tunel, obraz jest nieco rozszczepiony, momentami prześwietlony, niczym w pajęczym spojrzeniu, które korzysta z warstwy odblaskowej - stąd te bliki, barwne plamy, raz za razem rozlewające się po ekranie. Pamiętamy to, co chcemy, jak chcemy i nie zawsze wiemy, jak na te nasze wspomnienia patrzeć.
(Jakub Procházka to najsamotniejszy człowiek na świecie, ale nie trzeba być w kosmosie, żeby tak się poczuć. Skakun-psychoterapeuta uczy tego, co ważne, a co tak bardzo się gubi w pogoni za ambicjami, marzeniami czy - jak również tu - wymazaniem poczucia winy za to, kim był ojciec. Wątek polityczny zarysowuje czasy, w jakich rozgrywa się "Astronauta". Sandler w poważniejszym kinie daje radę, a głos skakuna jest taki spokojny, wyciszający, że chce się wejrzeć w głąb siebie).
#spaceman#spaceman 2024#spaceman sandler#spaceman prochazka#spaceman astronauta#z dziennika popkulturowego
3 notes
·
View notes
Text
Konsultacje
Dzisiaj byłem na konsultacjach w szkole naszego najmłodszego. Trochę za późno wyjechałem z pracy, to raz. Miałem strasznie ciężki plecak, to dwa. Znowu mocno wiało w twarz, to trzy. Nie zapisałem numeru sali, to cztery. Przez to wszystko wpadłem do szkoły w ostatniej chwili i ruszyłem w pierwsze miejsce, gdzie upatrzyłem jakichś ludzi.
Trafiłem od razu do sali gimnastycznej, gdzie w grudniu było zakończenie roku. Jakaś pani grała tam z czwórką dzieci w kometkę; zapewne pozalekcyjne zajęcia sportowe. Od razu z daleka zapytała mnie, jak mi pomóc — zlany potem, zdyszany i w stroju rowerowym wyglądałem na zagubionego.
— Czy wie pani, gdzie jest pani Paula? — pytam. — A którego numeru sali pan szuka? — Nie wiem, znam tylko nazwisko. — A która grupa? — zażyła mnie pani.
No właśnie. Tu nie ma tak prosto, że jest klasa "2 c". Po pierwsze, numeracja lat idzie przez wszystkie szkoły. Jeśli ktoś jest np. na pierwszym roku intermediate school, czyli odpowiednika pierwszej gimnazjum, to jest Year 7 (siódmy rok). Nie możesz wtedy powiedzieć, że jest w pierwszej klasie, bo to tak, jakby powiedzieć: "football for metal" na piłkę do metalu — nikt nie skuma, o co chodzi.
Po drugie zaś, roczniki dzielą się na grupy, a grupy mają nazwy — np. "żuczki", czy "karaluszki" u młodszych, czy bardziej zauważalne zwierzęta u starszych. Tylko, że te nazwy są lokalne, a lokalne nazwy są w moim "ulubionym" języku obcym: Maori. Whakaute, Waikanae, Waiuru, Whangarei, Whaikatane, Whanganui — któraś z nich jest nazwą grupy, a wszystkie to autentyczne nazwy własne. Powodzenia w zapamiętywaniu!
— Drugi rocznik? — próbuję. — Niestety, musi pan znać numer sali. — odpowiada pani, ciągle bardzo miło i wyraźnie chcąc pomóc. — A gdzie są sale, w których odbywają się konsultacje? — rezygnuję powoli, myśląc, że po prostu udam się w ogólnym kierunku i znajdę. — Wszędzie wkoło.
I to jest druga prawda o tutejszych szkołach. Nie przypominają one zwartych budynków w rodzaju naszych pogierkowskich trzydziestolatek, tylko są najczęściej rozrzucone na paru hektarach gruntu, w licznych parterowych lub dwupiętrowych pawilonikach, poprzetykanych boiskami i placykami. Po raz drugi powodzenia w obleceniu tego w 2 minuty, jakie mi zostały!
Ale!
Dzieci, które grały z panią w kometkę, od razu przerwały grę i przysłuchiwały się naszej rozmowie. Gdy już odczytałem z komórki nazwisko nauczycielki (którego też, zdenerwowany swoją nieporadnością, zapomniałem), dwójka z dzieci zaczęła wołać:
— O, proszę pani, ja wiem!, ja wiem!, ja wiem gdzie pani Paula jest! — To może pokażecie panu, tak będzie najlepiej. — Tak, tak!
I poleciały ze mną, naprawdę podjarane. I zdążyłem!
Strasznie fajne mają tu nastawienie na nieobojętność, od najmłodszych lat. Niesamowite.
2 notes
·
View notes
Text
WIEAD 09.01
Kanapeczka żeby komórki gleju mnie nie zabiły - 100kcal Zupa kremik - 70kcal może Mandarynka - 30kcal Lodzik kaktus - 60kcal 1 czekoladka - 40kcal??
RAZEM - 300kcal!!
w sumie dzisiaj był spoko dzień myślałam że zjem dużo więcej xd mam truskawkowe dni to sie troche cykam czy dam rade z ta dieta ale sie postaram najwyzej zmienie pozniej, cardio sobie zaraz zrobie i postaram sie spalic jakos 500kcal chudej nocki motylki buziaczki!!!
6 notes
·
View notes
Text
Moich 10 drobnych dobrych nawyków, dla osób, które „nie mają czasu, by o siebie zadbać”
♡ każdy dzień planuj dzień wcześniej, zapisz w paru punktach rzeczy, które musisz danego dnia wykonać lub których będziesz się danego dnia trzymać,
♡ ściel łóżko zaraz po przebudzeniu,
♡ 15 min. ćwicz, medytuj lub rozciągaj się od samego rana, to pomoże ci w nastawieniu się pozytywnie na nadchodzący dzień i czy wiedziałaś, że niektóre ćwiczenia i medytacje można robić nie wychodząc nawet z łóżka?
♡ zawsze wycieraj twarz ręczikami papierowymi (uwierz mi to jeden z dwóch game changerów dla twojej cery),
♡ wracając do domu słuchaj ulubionej energicznej muzyki, dzięki temu nie stracisz motywacji nawet po powrocie do domu,
♡ każdą negatywną myśl na swój temat zamień na pozytywną, nawet jeśli teraz w nią nie wierzysz po powtórzeniu jej za 10 razem przekonasz się co do niej, a za 25 razem w końcu w nią zaczniesz wierzyć i tak pomału wyeliminujesz swoje negatywne myśli na swój temat,
♡ staraj się chociaż 15 min. dziennie przebywać na świerzym powietrzu (to drugi game changer na ładną cerę),
♡ jedz powoli bez włączonego tv, komórki i innych rozpraszaczy, smakując każdy kęs, dzięki temu będziesz się czuła na dłużej bardziej syta,
♡ wyłącz telefon godzinę przed snem,
♡ na koniec dnia zapisz 3 rzeczy, za które jesteś wdzięczna.
#healthy life tips#glow up tips#tips#game changer#change your thinking#positive thoughts#pozytywne nastawienie#polish girl#polski blog#positive mental attitude#polish tumblr#small habits#habits#happiness#healthy life hacks#life hacks#hacks#porady
16 notes
·
View notes
Photo
67) Atomwaffen Division (skrót: AWD) – amerykańska neonazistowska organizacja terrorystyczna, działająca obecnie również w Europie. Założona w 2015, początkowo działała w południowych stanach USA, z czasem jej lokalne komórki zaczęły powstawać na terenie całego kraju, a wkrótce potem zaczęły się tworzyć także w Kanadzie i w państwach europejskich. Organizacja Atomwaffen Division jest kwalifikowana jako część ekstremistycznego ruchu alt-right, ale nawet wśród tej grupy jest uznawana za skrajną. Ideologia organizacji składa się z mieszanki neonazizmu, antysemityzmu, islamofobii, homofobii i białej supremacji, przy czym niektórzy jej członkowie, o najbardziej skrajnych poglądach, wyznają radykalne religijno-ideologiczne przekonania, takie jak ezoteryczny hitleryzm, islamizm, skrajne odłamy chrześcijaństwa, a niekiedy nawet satanizm. Organizacja dopuściła się kilku morderstw, planowała także zamachy terrorystyczne i swoiste akcje partyzanckie. Organizacja jest zaliczana przez Southern Poverty Law Center do grup nienawiści. Organizacja została założona w 2015 przez osoby, które były zaangażowane w aktywność na neonazistowskiej stronie internetowej IronMarch.org, aczkolwiek niektóre źródła datują powstanie pierwszych komórek organizacji już na 2013. Organizacja aktywnie namawiała młodych ludzi do wstąpienia w jej szeregi, prowadząc nielegalne rekrutacje m.in. na amerykańskich uniwersytetach i szkołach wyższych. W 2015 i 2016 plakaty i banery organizacji z hasłami Dołącz do swoich lokalnych nazistów! oraz Naziści nadchodzą! pojawiały się m.in. na Uniwersytecie Chicago, Uniwersytecie Centralnej Florydy czy na Uniwersytecie Bostońskim. W latach 2017-2019 zatrzymano wielu członków tej grupy, oskarżonych m.in. o planowanie zamachów terrorystycznych, gwałty czy zabójstwa pojedynczych osób, najgłośniejszą z takich spraw było morderstwo Blaze'a Bernsteina. W dniu 5 listopada 2017 członek tej organizacji, 26-letni Devin Patrick Kelley, dokonał masakry w kościele w Sutherland Springs w Teksasie, zabijając 26 osób i raniąc 20 innych, po czym popełnił samobójstwo – atak ten nie miał jednak najprawdopodobniej podłoża terrorystycznego lecz został dokonany z powodów osobistych. W lutym 2020 komórka organizacji działająca w Wielkiej Brytanii została uznana w tym kraju za organizację terrorystyczną, jako odpowiedź tego kraju na zamach w Hanau wobec którego sprawcy istniały podejrzenia o możliwe związki z tą organizacją. Obecnym przewodniczącym organizacji jest James Nolan Mason, który w przeszłości m.in. na krótko nawiązał współpracę z Charlesem Mansonem oraz bywał skazywany za przestępstwa o charakterze pedofilskim, a także za posiadanie materiałów pornograficznych z udziałem nieletnich. W styczniu 2021 roku AWD wraz z kilkoma innymi organizacjami alt-rightowymi, m.in. Proud Boys oraz The Base, zapowiedziało zorganizowanie protestów przeciwko zaprzysiężeniu Joe Bidena na prezydenta USA i zagroziło możliwą serią zamachów w dniach 17 i 20 stycznia. Organizacja popiera i sama planowała ataki na rząd Stanów Zjednoczonych, Żydów, homoseksualistów i inne mniejszości. Deklarowanym celem organizacji jest obalenie rządu USA przez stosowanie metod terrorystycznych i partyzanckich. Ideologia organizacji składa się z mieszanki skrajnie prawicowych ideologii lub negatywnych postaw wobec mniejszości. Najbardziej radykalne odłamy organizacji deklarują swoje poparcie dla działań skrajnie prawicowych sekt chrześcijańskich, takich jak Kościół Baptystyczny Westboro, działań islamistów czy grup satanistycznych. W 2016, po zamachu na klub gejowski w Orlando, ówczesny lider Atomwaffen Division opisał jego sprawcę Omara Mateena jako „bohatera”. W pierwszą rocznicę masakry w Orlando, podczas czuwania w mieście San Antonio w Teksasie, członek AWD Stephen Billingsley został sfotografowany z tabliczką z napisem God Hates Fags (pol. Bóg nienawidzi pedałów) – tabliczki z taką treścią są znakiem rozpoznawczym członków fundamentalistycznego Kościoła Baptystycznego z Westboro. Organizacja posługuje się rozmaitymi symbolami, jej głównym logo jest czarna tarcza herbowa z symbolem promieniowania atomowego. Flagą organizacji jest czarny prostokąt z logo organizacji otoczonym wieńcem na środku flagi, od którego rozchodzą się do kątów flagi żółte pasy, które są wykonane w stylu promieni. Charakterystycznym symbolem wśród członków organizacji jest zakrywająca dolną część twarzy czarna maska z białymi trupimi zębami, która jest ogólnie kojarzona z ruchami neonazistowskimi. Grafiki propagandowe organizacji często inspirowane są internetowym gatunkiem sztuki – vaporwave. Takie obrazy nierzadko wypełnione nazistowską symboliką, nazywane są potocznie przez internautów „fashwave” (od słowa faszyzm).
4 notes
·
View notes
Text
Szczyt pielęgnacji - Invex Remedies Golden Touch
Invex Remedies Golden Touch Au100 100PPM to wyjątkowa mgiełka do twarzy i ciała, która korzysta z innowacyjnej technologii monojonowej. Dzięki tej zaawansowanej, opatentowanej metodzie, zawarte w mgiełce cząsteczki złota są kilkadziesiąt razy mniejsze niż standardowe nanocząsteczki, osiągając rozmiar zaledwie 0,2 nm. Dzięki temu monojony złota mogą skutecznie przenikać do głębokich warstw skóry oraz krwiobiegu, zapewniając ich wchłanialność na poziomie 70-80%. Mgiełka wyróżnia się wysokim stężeniem złota wynoszącym 100 ppm, co potęguje jej działanie.
Produkt ten zawiera monoatomowe złoto, które przenika przez komórki skóry, wspierając jej jędrność i elastyczność. Regularne stosowanie mgiełki Invex Remedies przyczynia się do redukcji zmarszczek, zarówno tych drobnych, jak i głębszych, oraz zapobiega powstawaniu nowych, dzięki czemu opóźnia procesy starzenia skóry. Badania wskazują, że Au100 wspomaga wchłanianie substancji aktywnych w głąb skóry, jednocześnie stymulując syntezę kolagenu i elastyny, które są kluczowe dla zachowania młodzieńczego wyglądu. Zwiększona synteza tych białek prowadzi do ujędrnienia skóry i wyraźnego wygładzenia jej struktury.
Dodatkowo, mgiełka Invex Remedies Golden Touch Au100 wspiera naturalne procesy oczyszczania organizmu, działając jak „pomocnik” w eliminacji toksyn przez skórę. Dzięki właściwościom łagodzącym i kojącym, produkt ten redukuje stany zapalne oraz podrażnienia, co sprawia, że jest odpowiedni nawet dla osób o wrażliwej skórze. Zauważalnie poprawia także koloryt skóry, rozjaśniając przebarwienia i nadając jej zdrowy, równomierny wygląd. Mgiełka intensywnie nawilża i regeneruje skórę, witalizując ją na długi czas.
Ochronne działanie mgiełki tworzy na powierzchni skóry delikatny film, który zabezpiecza ją przed szkodliwymi czynnikami zewnętrznymi. Jest to produkt idealny dla osób szukających skutecznej pielęgnacji przeciwstarzeniowej, która jest jednocześnie łagodna dla skóry wrażliwej.
Terapia złotem – rewolucja w bezinwazyjnym uzdrawianiu
Od tysięcy lat złoto było cenione nie tylko jako symbol bogactwa i mocy, ale także jako składnik o niezwykłych właściwościach zdrowotnych i odmładzających. Już w starożytnym Egipcie uważano, że złoto jest kluczem do zachowania młodości, witalności i zdrowia. Egipcjanie stosowali je jako eliksir odmładzający, wierząc, że ma moc przywracania energii oraz regeneracji ciała i ducha. Współczesne badania potwierdzają, że złoto rzeczywiście posiada wyjątkowe właściwości, które wspomagają procesy naprawcze w organizmie, a dzisiejsze technologie umożliwiają efektywne wykorzystanie złota w kosmetologii i medycynie naturalnej.
Jak działa terapia złotem w produktach Invex Remedies Golden Touch Au100?
Wspomaga regenerację komórkową Monojony złota zawarte w mgiełce Invex Remedies Golden Touch Au100 przyspieszają wytwarzanie nowych komórek, co sprzyja naturalnemu procesowi odnowy skóry. Nowe komórki zastępują uszkodzone lub martwe, co nadaje skórze świeży, zdrowy wygląd.
Stymuluje produkcję kolagenu Kolagen jest podstawą jędrności i elastyczności skóry. Wraz z wiekiem jego produkcja maleje, co prowadzi do powstawania zmarszczek i wiotczenia skóry. Złoto aktywuje procesy, które wspomagają naturalną syntezę kolagenu i elastyny, przywracając skórze młodszy wygląd oraz sprężystość.
Naprawia uszkodzone DNA Złoto wykazuje działanie naprawcze na poziomie komórkowym, co ma kluczowe znaczenie dla zachowania zdrowej struktury skóry. Monojony złota mogą pomóc naprawić uszkodzenia DNA wywołane przez czynniki zewnętrzne, takie jak promieniowanie UV, stres oksydacyjny i zanieczyszczenia.
Wzmacnia zdrowie i wygląd całego organizmu Złoto stosowane zewnętrznie działa nie tylko na skórę, ale wpływa na ogólną kondycję organizmu. Dzięki wysokiej przyswajalności aż 70-80% złota dociera do głębszych warstw skóry i może przenikać do krwiobiegu, wspierając regenerację całego ciała.
Wzmacnia włosy Terapia złotem korzystnie wpływa na stan włosów, wzmacniając ich strukturę, poprawiając elastyczność i zdrowy połysk. Złoto może też wspomagać mikrokrążenie skóry głowy, co wpływa pozytywnie na odżywienie cebulek włosów i może pomóc w ich wzmacnianiu oraz zapobieganiu wypadaniu.
Brak skutków ubocznych i wysoka tolerancja Dzięki technologii monojonowej złoto stosowane w kosmetykach Invex Remedies charakteryzuje się bardzo wysoką przyswajalnością oraz jest dobrze tolerowane nawet przez skórę wrażliwą, nie wywołując efektów ubocznych, co czyni terapię złotem bezpiecznym rozwiązaniem.
Zastosowanie w starożytności i dzisiejsza innowacja Od starożytności po dziś dzień złoto zachwyca swoimi właściwościami leczniczymi. Złoto nie tylko wspomagało zdrowie fizyczne, ale także dodawało energii i witalności. Dzisiaj, dzięki innowacyjnym rozwiązaniom, takim jak technologia monojonowa stosowana przez Invex Remedies, terapia złotem staje się dostępna w formie kosmetyków o zaawansowanej skuteczności i łatwości stosowania.
Uwaga: Mgiełka Invex Remedies Golden Touch Au100 100PPM nie jest zalecana dla dzieci poniżej trzeciego roku życia, co podkreśla jej skoncentrowane działanie i przeznaczenie głównie dla osób dorosłych.
#TerapiaZłotem#GoldenTouch#InvexRemedies#Odmładzanie#RegeneracjaSkóry#Kolagen#Monojony#PielęgnacjaPrzeciwstarzeniowa#NaturalnaPielęgnacja#ZdrowaSkóra#BezInwazyjnie#AntiAging#Nawilżenie#Złoto#RegeneracjaKomórek#SkóraWrażliwa#SkóraJędrna#OdżywianieSkóry#NaturalneKosmetyki#Zdrowie
0 notes
Text
Imiona dzieci w rodzinie i ból dupy
25.07.2023r.
Zadzwoniła do mnie siostra chwilę temu. Ot tak. Poopowiadać co u niej i jej synka. Miła rozmowa.
Ciekawe na ile jest tak jak teraz między nami, bo mamy obydwie taki moment w życiu? A na ile dlatego, że hormony u siostry, a u mnie dystans? Nie wiem.
Anyway - opowiedziała mi coś, co mnie zaskoczyło.
Okazało się, że chodzi o kuzyna, tego "mojego człowieka w rodzinie" i temat jaki moja siostra poruszyła w piątek (podczas urodzin rodziców) z nim. A zarazem jest to temat, który zastanawiałam się czy w ogóle potrzebuje mojej uwagi, bo ewidentnie jest to coś o co Niemiecka gałąź rodziny ma ból dupy, kipią złością i frustracją od ponad 30 lat xD, a czym moja gałąź rodziny w ogóle nie zaprząta sobie głowy, bo nasz punkt widzenia jest zupełnie inny.
Chodzi o imiona. Dla członków rodziny.
Ech.
Niemiecka gałąź rodziny OD LAT ma ból dupy o to, jakie imię mi nadano. Moja ciotka, siostra ojca, przekonana (i w takim przekonaniu wychowana i utwierdzana od małego) o tym, że jej zawsze i we wszystkim należy się pierwszeństwo, wszystko co najlepsze była w pierwszej ciąży mieszkając jeszcze w Polsce. Nie wiem na ile miała wtedy bliski kontakt z moimi rodzicami - bo czas jej wesela i pierwszych radosnych miesięcy jako żony to jednocześnie okres, kiedy moi rodzice przechodzili żałobę po śmierci mojego starszego brata. Nikt mi o tym okresie zbyt chętnie nie opowiadał. Zarówno rodzice, jak ciocia, wujek czy babcia milknie i z bardzo strapionymi minami, a po chwili ciężkiej ciszy wspominali, że widzieli jak mój tata wtedy bardzo rozpaczał, jak cierpiał. Tyle wiem. Nic więcej mi nie mówiono kiedy byłam dzieckiem i czułam, że ten temat jest na tyle delikatny, że nie powinnam drążyć. Ze ślubu ciotki (radosnego, fotografowanego przez wszystkich braci) zachowało się jedno-jedyne zdjęcie moich rodziców - uśmiechniętych oszczędnie do zdjęcia, ubranych na czarno, siedzących w odosobnieniu przy stole.
Tata jest starszy od siostry o 10 lat. On był trzydziestolatkiem, z pracą, z doświadczeniami życiowymi, z żałobą do odbycia, który późno zdecydował się na założenie rodziny, a ciocia była młodą dziewczyną, która od razu po studiach wyszła za swojego chłopaka z którym była od podstawówki, a nim minął im rok od ślubu była w ciąży.
Nie wiem na ile często ciocia miała okazję widywać moją mamę (też od niej straszą o 11 lat, laskę z innym doświadczeniem życiowym) i jak wyglądały wtedy kontakty. Czy w ogóle moja mama była w stanie lekko wchodzić w taki kontakt z młoda, pewną siebie laską, rozpieszczaną i zawsze "najważniejszą" spośród całego rodzeństwa, zarozumiała, wyróżnianą - podczas, gdy ona sama miała kompleks niższości, a w dodatku w tamtym momencie miała do przeżycia żałobę po NAGLE zmarłym bracie, zmarłym w niemowlęctwie synku i umierającego na raka ojca w domu, którego pielęgnowała? I do tego ciągle robiła karierę w zawodzie wyuczonym, planowała przyszłość z moim ojcem... Nie wiem. Ciocia i mama to bardzo odległe osobowości, priorytetyzujące inne cechy i wartości - ale nie wiem czy WTEDY też tak było. (Muszę zapytać).
Anyway - mama zaszła w ciążę mniej-więcej wtedy co ciocia. Bardzo była szczęśliwa. Nie wiem czy one w ogóle o tym rozmawiały. Mama bardziej wspomina ciotkę z tamtego okresu, jako osobę, która miała rozległą wiedze położniczą - ciocia jest położną z wykształcenia - i która rozwiewała wszelkie wątpliwości mamy. Wiem, że mama była będąc w ciąży z tatem w Niemczech, u jego młodszego brata, gdzie bratowa zabrała mamę na USG, wtedy niedostępne lub trudno dostępne w Polsce. Mama mi nie raz pokazywała moje "pierwsze zdjęcie", które gładziła z czułością. Ale nie wspominała, żeby wtedy jej towarzyszyła siostra taty (która ostateczne przeprowadziła się na stałe do Niemiec, do tego brata, który już tam mieszkał). To zawsze w ustach mojej mamy była podróż naszej komórki rodzinnej: jej, taty i mnie w jej brzuszku. <3
Moi rodzice planowali wtedy przeprowadzić się na stałe do Niemiec dlatego wtedy, będąc w odwiedzinach w Niemczech mama zaczęła robić research imiona dzieci jakie są "normalne" w tym rejonie i pokoleniu. To była końcówka lat 80', więc czerpała wiedzę z gazet i książek.
Nie wiem czy tata uczestniczył w aktywnym wybieraniu mojego imienia, ale na pewno pomagał w researchu i potwierdzał czy wybrane ostatecznie przez mamę imię jest faktycznie używane "normalnie brzmiące" dla niemieckiego ucha.
Mama nie raz nam powtarzała, że miała od zawsze wybrane imiona dla chłopców. Trzy imiona jej się podobały. Jedno tak bardzo, że jeszcze na studiach zwracała się nim do brzuszków ciężarnych przyjaciółek - przyjęło się tak mocno, że wśród moich kuzynów jest naprawdę wiele Maćków (tych kuzynów z wyboru, tej rodziny zaadoptowanej, tej, która z przyjaciół stała się rodziną i towarzyszami wakacji, ognisk i wyjazdów na zakupy). Mój brat też nosił to imię... Zostały więc dwa pozostałe imiona męskie - trochę to zabawne, bo imię, które miało być mojego, gdybym była chłopcem to jest obecne imię, które nosi mój chłopak :P - ale żeńskie nie były dla mamy oczywiste... Podobały się jej imiona literackie. I w końcu znalazła imię, które jej się podobało od zawsze, piękne, włoskie, a o którym dotąd nie pomyślała w kontekście imienia dla córeczki. Jak je znalazła w książeczce to wiedziała, że to jest TO. Tata potwierdził, że to spoko imię do adaptacji w niemieckojęzycznym społeczeństwie i stało się. Mieli to z głowy: wybrane imię dla córeczki i dla synka. Gotowe do wzięcia. ale nikomu ich nie zdradzili.
Moi rodzice do końca NIE CHCIELI znać płci dziecka (mojej) :P - interesowało ich tylko czy jestem zdrowa. Cała reszta była nie ważna. Chcieli mieć dzieciątko. Bardzo.
[Tak mi o tym mówią, z maaaaasą czułości - że nie ważne dla nich nigdy było czy będę dziewczynką czy chłopcem, a nie chcieli tego wiedzieć wcześniej, aby się nie nastawiać jaką-kobietą/mężczyżną-mam-się stać, aby wbrew sobie i mimochodem nie fantazjować o przyszłości, nie narzucać na mnie i na siebie oczekiwań. Mądre. Chociaż myślę, że po stracie jaką przeżyli to też była strategia ochronna na wypadek nieszczęścia.]
I tak 12 lutego rodzę się ja.
Ojciec obdzwania rodzinę, przyjeżdża do szpitala rodzeństwo, siostra pyta ojca o to jak się dziewczynka nazywa, a tato podaje imię i tym samym rozpętuję ból dupy na kolejne 30 lat. Bo moi rodzice nie wiedzieli (albo może wiedzieli, ale nie pamiętali, bo nie było to dla nich istotne), że ciocia, królowa rodziny, pępek ich małego rodzinnego świata wybrała BARDZO podobne imię dla swojej córeczki.
Imiona różniły się jedną literką w środku. W moim imieniu jest 6 liter, w imieniu, które wybrała ciocia dla córki - było ich 7.
To dwa inne imiona, o innym źródłosłowie. Jedno wywodzi się ze starożytnego Rzymu (tj. jest starsze niż Rzym, pochodzi od plemion zamieszkujących półwysep apeniński), a drugie jest imieniem wywodzącym się z języków północno-germańskich. Ale są niemal takie same...
Nie wiem czy moi rodzice coś z tym zrobili? Tym bardziej, że wylądowałam w inkubatorze, bo okazało się, że mam upośledzoną odporność. Bardziej byli skupieni na zapewnieniu mi i sobie bezpieczeństwa. Myślę, że bólem dupy ciotki się mało przejmowali... Przynajmniej oni NIGDY mi nie opowiadali o pierwszych miesiącach mojego życia wplatając w tę historię bóle dupy kogokolwiek z członków rodziny czy rodzeństwa. Zawsze to była historia mojej komórki rodzinnej.
Wiec 20 marca rodzi się moja kuzynka - jest ode mnie większa (mamy zdjęcia na których leżą obok siebie dwa niemowlaki: ja starsza o miesiąc, ale mniejsza, biała, z kępką rudawo-brązowych włosów, a obok wielka kuzyna, o ciemnej cerze i łysej, ale znacznie większej główce) i nosi imię bardzo powszechne, popularne w naszym roczniku (chodząc do polskiej szkoły zawsze miałam przynajmniej jedną lub kilka dziewczynek noszących to imię w klasie). Imię pochodzące z Biblii i normalne dla polskiego ucha, ale egzotyczne dla niemieckiego (chociaż łatwe do wymówienia).
Potem, przez całe dzieciństwo, lata nastoletnie i aż do teraz kuzynka będzie wkurzać się na to imię, nie znosić go. Będzie jest dziwnie skracać, byleby nie brzmiało tak, jak wymawia się je w Polsce. Będzie narzekać, że jest za długie jak na standardy "fajnych" imion jej rówieśników w UK, Niemczech, Korei, ale też będzie zawstydzana koniecznością wyjaśnienia, że nie jest osobą bardzo religijną, że imię to "po prostu imię" - a Brytyjczyków ono dziwi, bo o ile John czy Benjamin to używane imiona w ich kulturze, o tyle imię normalne dla Polaka noszone przez moją kuzynkę według nich jest wynikiem jakiegoś uważnego i pogłębionego studiowania Biblii. Kuzynka jest pytana jak u niej w rodzinie praktykuje się wiarę - co jest kuriozalne i dziwne tak po prostu. Będzie wielokrotnie wyrzucać "dziwność" tego imienia z żalem do własnych rodziców, twierdzić, że jej nie kochali nadając jej takie imię, a szczyt zawstydzenia osiągnie idąc z przyjaciółmi w UK na stand up: artysta wybiera ją z tłumu jako asystentkę by zaarangażować na scence jakiś skecz, ona z ekscytacją wybiega na scenę, on zwyczajnie pyta o imię, ona podaje je do mikrofonu - tą akceptowalną przez nią formę, używaną podczas mieszkania w UK, skróconą do trzech pierwszych liter - a artysta zaskoczony dopytuje jeszcze raz o imię, i jeszcze raz, śmieje się i cała sala śmieje się z nim. W końcu pyta, zaskoczony, spontanicznie od jakiego imienia jest to zdrobnienie, a zawstydzona i spięta kuzynka przyznaje się do pełnej formy, a komik wybucha "OMG! Did your parents used to be hippies or what?" - boli ją to. Jest wyśmiana. Na scenie. Facet, paczka jej przyjaciół i cała sala na stand upie śmieją się. Być może był to niewinny żart, ale dla niej źródło traumy. :/
No i ich sprzeczki w rodzinie wyglądają tak: kuzynka nie mówi co jest dla niej smutne (tj. dorastanie na zrębie kultur, poczucie, że nigdzie do końca nie pasuje - ja tak to odczytuję), bo albo jest to zbyt bolesne, albo po prostu nie potrafi tego dostrzec. Zamiast tego kieruje pretensje do rodziców zarzucając im, że jej nie kochali, utrudniali życie i wyrazili to wybierając jej takie okropne imię. A jej matka (a! Ona nie może być winna popełnienia błędów, bo ona zawsze ma ma racje i błędów nie popełnia... Ech... Jestem ciekawa w sumie co się u ciotki pod deklem dzieje, jak to jest wszystko skonstruowane, te mechanizmy obronne itp Z dzisiejszej perspektywy jak wspominam kłótnie kuzynki z jej mamą to nasuwa mi się określenie "dwie niedojrzałe emocjonalnie siostry kręcą dramę o pierdoły, a tak naprawdę unikają rozmowy o tym co jest w niedopowiedzeniu" :/ no ciotka nie była moim zdaniem oparciem dla swoich dzieci) odkrzykuje, że wybrała jej inne imię, ale brat i bratowa je UKRADLI i nadali mi! Że jak jej córka ma pretensje to niech je kieruje do swojej kuzynki! Że ja to wybrane dla niej pierwotnie imię noszę, że wszystko dlatego, że urodziłam się o miesiąc wcześniej i jej ZABRAŁAM imię, które jej się należało. I koniec końców konkluzja tego przekazu pokoleniowego u nich w rodzinie funkcjonuje jako pielęgnowanie ŻALU do mojej rodziny za kradzież imienia.
[Jak to omawiałam nie raz z własną siostrą i z mamą, z przyjaciółmi to NIKT nie może pojąć dlaczego nie mogłbyśmy nosić podobnych imion, różniących się jedną literką w środku? No dlaczego? Co by to zmieniło? Moja mama słysząc o takich docinkach w moje stronę od cioci czy kuzynku zawsze była zdumiona, bo ona nic nie wiedziała tych planach ciotki sprzed lat. Ba! Jak jej nawet przy kolejnych okazjach takich uwag o tym opowiadałam to mama ciągle utrzymywała, że pierwszy raz to słyszy - co odczytuję, jako mało ważną dla jej mózgu informację, ona wiedziała jakie imię wybrała dla własnego dziecka i elo, nikomu nic nie kradła, ani na niczyją decyzję nie wpływała. Są przecież rodzeństwa nazywające się Kasia, Basia, Asia, znam rodzeństwa nazywające się Marek i Darek, Józek i Julek, ba! W rodzinie ze strony mamy mam kuzynów 3-stopnia, dzieci rodzeństwa, najbliższe swoje kuzynostwo którzy noszą to samo imię, a w rodzinie mówi się Duży-Krzyś i Mały-Krzyś. Jak niby wybór moich rodziców ZAMYKAŁ drogę wyborowi cioci i wujka? I dlaczego katalizatorem złości i frustracji małej dziewczynki ma być przekierowanie tej złości i frustracji na inną, małą dziewczynę? Bo ja ten żal, tą złość za "ukradzione" imię znam w kontaktach z tą gałęzią rodziny od dziecka. I zawsze czułam się winna, a w zasadzie czułam się nie okay z tym, że oczekuje się ode mnie, żebym czuła się winna i przepraszała za "zabranie" imienia kuzynce... :/ Za wyrządzenie krzywdy kuzynce i cioci. A przecież jestem "nie ważna", bo ciocia jest najważniejszą osobą w rodzinie, a mam tak ważne dla niej imię. A jednocześnie widziałam, że tego się ode mnie oczekuje - jakbym będąc niemowlęciem ukradła kuzynce nie tyle "imię" co "łatwiejsze życie", chociaż tego nie potrzebowałam, bo ostatecznie rodzice nie wyemigrowali i wychowywałam się w Polsce. Tym ten żal o imię był większy, chociaż niewyartykułowany, nie nazwany u podstaw, jedynie wyciągano esencję przykrywającą buzujące i nawarstwiające się latami uczucia w ich rodzinie w słowa oskarżenia "ukradłaś mi imię". I co jeszcze bardziej bolało moją kuzynkę - moje rzadkie i nieczęsto spotykane w moim roczniku, łacińskie imię nie było nigdy dla mnie źródłem kompleksów czy przykrości, tak jak jej imię dla niej. Nie tworzono nigdy wobec mnie przezwisk na bazie imienia, nie wyśmiewano jego dziwności czy obcości. Przeciwnie - przez większość życia było mi z moim imieniem dobrze. Cytując spostrzeżenie mojego byłego chłopaka - który btw też swojego imienia nienawidził - "Twoje imię jest tylko twoje. Jak ktoś go używa masz 99,99% pewności, że chodzi o ciebie" i to fakt. Utożsamiam się ze swoim imieniem. Były oczywiście różne głupotki, problemy z tym, jak je wymawiano - co mnie potrafiło wkurzyć, ale... lubię swoje imię. Tak po prostu. Czego wiele osób nie potrafi pojąć... Czy dla wszystkich kontakt z imieniem to w pewnym momencie taka przepychanka z poczuciem własnej tożsamości i ego? Bo cytując moją siostrę "Chyba jesteś jedyną osobą jaką znam, która lubi swoje imię" - i to jednocześnie jest na jakiś sposób fajne, a zarazem budzi zastanowienie "czy ja powinnam jednak czuć się źle ze swoim imieniem w jakimś kontekście, bo to jest normalne/zdrowe?" - mam wrażenie, że w każdym towarzystwie w jakim byłam temat imienia to zawsze był temat rzeka, źródło anegdot itp. Po prostu imiona budzą emocje. Ot! ]
AAAAA znowu się rozpisałam.
Do sedna.
W piątek, na imprezie rodziców, jak rozmawiałam z żoną kuzyna, NAGLE doleciał do mnie pełen przekąsu ton głosu mojego kuzyna (rozmawiającego wtedy z moją ciężarną siostrą i Szwagrem, z tego co wiedziałam do telefonu od siostry - o kredytach hipotecznych i rynku mieszkaniowym :P) - wymówił z pretensją moje imię. Czując się wywołana odwróciłam się w ich stronę, do stołu przy którym siedzieli. Siostra się tylko uśmiechała, a kuzyn obcinał mnie przerysowanym, ale przy tym niechętnym spojrzeniem. Długa twarz, mlaśnięcie z niesmakiem, zmrużone podejrzliwie oczy, ale przy tym spojrzenie pełne wyższości. To był żart, to było celowe, był w tym humor. Ale też budziło to spojrzenie we mnie napięcie. Rzuciłam do niego "co tam byku!?", a on na to (nadal zaczepnie, z humorem) "mówiłem [mojej sis], że ukradłaś mojej siostrze imię".
I serio, to jest tak bardzo nie ważne dla mnie, nie będące treścią moich rozkmin czy sposobu myślenia, postrzegania i poznawania świata, że przez chwilę się zastanawiałam o cholerę mu chodzi. Od 4 lat typa nie widziałam, jego matki też.... ale jego siostra podczas spotkania ze mną w październiku 2022 (10 miesięcy temu) też OCZYWIŚCIE musiała o tym wspomnieć, więc wróciłam do sedna tego komunikatu we własnej głowie. I nagle kliknęło mi. Przypomniało mi się o co jego rodzina ma ból dupy. I nagle jego żartobliwy ton zaczął dla mnie być próbą sympatycznego pokrycia pielęgnowanego od lat żalu do mnie, mielonego w ich komórce rodzinnej, za to, że jakoby ja i moja mama dokonałyśmy NIECNEJ kradzieży, a nam ta niesprawiedliwość, niemoralność uszła na sucho. Że zabrałyśmy coś, co należy się im, bo wpadli na nią pierwsi, a razem z tym imieniem zabrałyśmy nie wiem... komfort życia? Pozytywne relacje w rodzinie? Chuj wie, ale to jest coś dużego za co obwiniają mnie i moją mamę (a dlaczego nie tatę? Nie wiem. Może dlatego, że jest bratem cioci - tj. jest "swój" :/). I są źli, że nie kajam się za tą "kradzież". Bo jeżeli coś ukradłam to oznacza, że jestem złodziejką, nie? A nie czuję się złodziejką. We mnie ta dyskusja budzi złość i sprzeciw: bo nie mam zamiaru czuć wstydu i przepraszać za to, że żyję - wychodziłam z tego latami, mam prawo czuć się okay z tym jakie imię noszę.
Kurwa, to moje imię!
Asertywnie i na poważnie mu powiedziałam jeszcze raz, że to nie prawda. Że moja mama nie wiedziała jak miała się nazywać jego siostra, przypomniałam, że tym bardziej miesięczny niemowlak nie mógł wiedzieć, jak miała się nazywać jego nienarodzona wtedy siostra. Że moje imię to imię literackie. Wybrane przez mamę wcześniej. O korzeniach z łacińskich. A imię jakiego nie nadano jego siostrze to inne imię, podobnie brzmiące, o korzeniach germańskich.
A kuzyn tylko sceptyczni, kpiąco, z wyższością wzniósł brew. Też na poważnie, bez humorku. I z takim pełnym większości powątpiewaniem wyleciał z "możesz w to wierzyć, jak chcesz".
Wkurzył mnie.
A z drugiej strony - nawet gdyby moi rodzice znali plany wyboru imienia mojej ciotki i wujka TO CO Z TEGO? Mam inne imię niż to, które oni wybrali.
aaaaargh.
To jest po prostu głupie.
Machnęłam na niego ręką i wróciłam do rozmowy z jego siostrą, bo przekonanego nie przekonam xD Jego prawda, to jego prawda i tyle.
Dlatego się zastanawiałam czy jest sens się w ogóle poświęcać temu tematowi czas? Bo ja o tym nie myślę na co dzień. Nie jest to treścią moich problemów, rozkmin itp. Mi jest dobrze z tym kim jestem. Wybór imienia nigdy nie był dla mnie polem traum czy problemów w rodzinie, mam swoje własne kawałki do zadbania. Niech mnie nie wciągają w swoją gierkę. Małostkowa rzecz na której skupiają się ludzie, którzy wybierają nie rozmawiać o absolutnie poważnych uczuciach jakie ta rzecz w nich budzi i jakie pustynie emocjonalne ich niezdolność do komunikacji potworzyła. Niech w to nie wciągają mnie. Mają do rozplątania masę pretensji na polu dzieci-rodzice i ja, jako kuzynka jestem obok tego, daleko.
Zostawiłam temat w piątek po prostu nie wdając się w dalszą wymianę zdań z kuzynem.
A siostra dziś zadzwoniła by opowiedzieć mi o wielu sprawach w tym o fakcie, że kiedy w piątkowy wieczór kuzyn dosiadł się do niej i jej męża by pogadać o czymś co obydwoje przekminiają (tj. kupno mieszkania/domu, kredyty, stopy procentowe itp) zaskoczył ją nagłą zmianą tematu na powiększanie rodziny. NAGLE kuzyn powiedział mojej siostrze o tym, że obecnie wraz z żoną starają się o dziecko. I przyznał - właśnie ze śmieszkiem, z humorkiem - że jak w kwietniu dowiedział się jakie imię dla dziecka wybrali sis i Szwajgro to był wraz ze swoją żoną TAKI WKURZONY, bo cytuję "UKRADLIŚCIE NAM IMIĘ DLA DZIECKA!"
JAPIERDOLE.
To jak klątwa! xD
Kurwa, sięga kolejnego pokolenia!
Siostra streszczała mi zaskoczona, że kuzyn to imię dla przyszłego-synka wybrał ze swoją dziewczyną jeszcze jak chodzili do liceum. Że mieli imię dla chłopczyka i dziewczynki. Że jego rodzina (rodzice, siostra) wiedzieli o tym wyborze od dawna, dlatego w kwietniu tego roku słysząc wieści z Polski bardzo rozpamiętywali jak to pierwotne imię jego siostry zostało ukradzione przez Vill (tu moje imię rl). I właśnie wtedy je rzucił z tym przekąsem, a ja się odwróciłam pytając "co tam byku?". xD
Siostra mówi, że rozmawiała z nim o ewentualnej alternatywie - powiedział, że już coś wybrali innego, ale nie chce tego zdradzać, bo wcześniej doświadczyli wiele krytyki. Cytuję "mam dość słyszenia komu i z czym się to imię kojarzy i dlaczego jest niewłaściwe". Siostrę to rozbawiło i z tą swoją ciążową, nowo-nabytą dojrzałością opowiedziała mu, że to i tak będzie miało miejsce. Opowiedziała mu o cyrku jaki przeżyła z rodziną Szwagra, telefonach sióstr próbujących namówić ich do zmiany tego "okropnego" imienia itp. I opowiedziała mu o tym, że ma z tym luz, że to ją wkurza ofc, ale to jest ich wybór i kropka, chociaż to szokujące jak bezczelni potrafią być bliżsi i dalsi ludzie w wyrażaniu opinii na temat imienia jej dziecka (tu dla kontekstu: zapytano na zjeździe rodzinnym szwagra miesiąc temu moją sis czy gdyby jednak urodziła się dziewczynka to nazwaliby córeczkę żeńskim odpowiednikiem obecnie wybranego imienia dla chłopca. Na co siostra - która w kontraście do mamy nie miała pomysłu na imiona męskie, ale miała od zawsze kilka ulubionych imion żeńskich - odparła ze śmiechem, że w takim razie dziewczynka będzie nazywać się XXXX. To bardzo uroczy wybór, bo jest to imię nawiązujące do imienia mojej siostry i zarazem do imienia naszej mamy, i jest to imię literackie, tak bardzo-bardzo uhonorowanie lini-kądzieli <3. Uważam, że to urocze imię. Na co z mocą burzy zareagowała teściowa grzmiąc z oburzeniem "O FU! NIE POZWALAM! ABSOLUTNIE!" wszystkich wzięła konsternacja, tylko nie moją siostrę, która dotąd by reagowała odpaleniem się i pyskówką, a na tych ciążowych hormonach wybuchła głośnym śmiechem i asertywnie rzuciła "Ale nikt mamy o zdanie nie pytał!" xD xD xD xD Pozamiatała. Cała rodzina też walnęła w śmiech. Teściowa była obrażona, ale ostatecznie po prostu przemilczała).
No ciekawe... ciekawe czy mój siostrzeniec w ogóle będzie miał kontakt z kuzynostwem z Niemiec.
I ciekawe czy faktycznie kuzyn z żoną zrezygnowali już z tego imienia: siostra go podobno przekonywała tymi samymi argumentami, które w tym wpisie przytoczyłam, żeby swojego przyszłego syna też tak nazwali, jeżeli chcą - chłopcy i tak będą dorastać w odległych krajach, MOŻE będą się widywać raz na jakiś czas. Co mu szkodzi.
A on upierał się, że "nie", bo "już jest przecież zajęte" i "to musi być wyjątkowe imię, takie jakiego nie ma w rodzinie".
8 notes
·
View notes
Text
Bandi Professional 4MEN Care Krem do twarzy nawilżająco-kojący z technologią 360⁰ to kompleksowa pielęgnacja męskiej cery.
Silnie i długotrwale nawilża skórę twarzy oraz łagodzi podrażnienia, także te po goleniu. Redukuje zaczerwienienia, uczucie swędzenia, wygładza, poprawia koloryt cery. Zawarty kwas hialuronowy, łagodzący awentramid oraz selektywne komórki drożdży pobudzają skórę do regeneracji, przywracają bardziej wypoczęty, zadbany wygląd. Nie pozostawia tłustego filmu...
#uroda #prezentpr #współpracapr @bandi_cosmetics #bandi #bandicosmetics #4men #4mencare #kosmetyki #kosmetykibandi #męskapielęgnacja #męskiekosmetyki #beautybloger #kremdotwarzy #kremnawilżający #kremkojący #pielęgnacjaskóry #pielęgnacjaskórytwarzy
0 notes