#własny świat
Explore tagged Tumblr posts
tanczysz-z-demonem · 11 months ago
Text
Włóczę się po świecie, palę trawę, piję wino. Nie wiem czy odnajdę się, tak dużo się zmieniło...
27 notes · View notes
zlyy-demon · 10 months ago
Text
Już nie popijam, a jakby pijany. Nie biorę piguł, a jestem naćpany. Nie oglądam TV, bo świat to reklamy. Trzy nieodebrane chyba od mamy. Dziś tylko ja, muzyka i cztery ściany.
13 notes · View notes
zly-demon · 1 year ago
Text
Już nie popijam, a jakby pijany. Nie biorę piguł, a jestem naćpany. Nie oglądam TV, bo świat to reklamy. Trzy nieodebrane chyba od mamy. Dziś tylko ja, muzyka i cztery ściany.
23 notes · View notes
the-road-to-dreams · 2 years ago
Text
To jest własnie prawdziwa miłość. Kiedy kochasz bez względu na wszystko, kiedy potrafisz wybaczyć nawet, kiedy bardzo cierpiałaś. Kiedy w tej własnie jednej osobie skupia się cały Twój świat i jej szczęścia pragniesz najbardziej, czasem nawet kosztem własnego.
44 & 22/01/23
610 notes · View notes
b3zsilnosc · 10 months ago
Text
"Rzadko wracam do rzeczywistości. Stworzyłam sobie swój własny świat, w którym żyję. Otoczyłam się ogromnym murem. Czasami trzeba wrócić, i to jest przerażające. Niekiedy bywa to nie do zniesienia."
"Pamiętnik narkomanki"
48 notes · View notes
polskie-zdania · 2 years ago
Text
Jedną z rzeczy, nad którą codziennie pracował absolutnie każdy z nas była akceptacja. O akceptacji wiadomo było głównie jedno: była suką. A więc… nad czym dziś pracowałeś? Co starałeś się dziś zaakceptować? Swojego szefa, który narzuca ci kolejne pozbawione logiki debilizmy? Matkę, która znów jest tobą do głębi rozczarowana? Kota, który nasrał ci do butów? Czerwone światła na skrzyżowaniu, przez które spóźniłeś się do pracy? Własny ryj, bo znowu nie możesz na siebie patrzeć? Zachlałeś, a nie miałeś? Przytyłeś, a nie chciałeś? Ochujałeś, a przecież tak się starałeś… Wdech. Wydech. Akceptacja. Codziennie mierzysz się z nią od nowa. Dzień w dzień starasz się łagodnie przyjąć rzeczy takimi, jakie są i pół biedy, gdy chodzi o rzeczy, na które masz wpływ. Bo gdy go masz, to myślisz sobie… Schudnę! Rzucę to w pizdu! Powiem mu! Zrobię to! Dziś! Zaraz! Kurwa! I nawet jeśli ostatecznie twoim jedynym krokiem okazuje się być pierdolenie tego, to jednak coś możesz, a to wystarcza, by wywołać w sobie zadowalające poczucie sprawczości. Gorzej, gdy tego wpływu nie masz i to tu zaczynają się największe schody. Akceptacja. Jakże niepozorna suka. Praca nad nią towarzyszy ci całe życie. Permanentnie, dzień w dzień, mozolnie harujesz nad tym, by coś zaakceptować. Uczysz się akceptować siebie. Krzywą dwójkę. Niski wzrost. Krótszą, lewą nogę. Blisko osadzone oczy. Niesymetryczne cycki. Piskliwy głos. Zakola. Kwadratową dupę. Uczysz godzić się z tym, kim jesteś. Że jesteś introwertykiem i każda większa ilość ludzi powoduje u ciebie kołatanie przedsionka, a świat wiecznie każe ci się otwierać. Że naprawdę nie potrafisz i nie lubisz tańczyć, a trują ci o to dupę na każdej jednej imprezie. Że do końca życia będzie stresował cię telefon do lekarza i tak, wolałbyś, by zrobiła to za ciebie mama. Masz 30 lat. Jesteś sobą zażenowany. Kolejny dzień z rzędu patrzysz w lustro i jedyne, co odczuwasz to niesmak. Wdech. Zamykasz oczy. Liczysz do trzech. Wydech. Akceptacja. Może dziś. Może dziś w końcu uda się zobaczyć siebie z innej perspektywy. Może dziś spojrzysz na siebie i pomyślisz, że, w gruncie rzeczy, nie jesteś taki zły. Bo może tego, czego nie masz uczepiłeś się tak bardzo, że zupełnie zapomniałeś o rzeczach, które masz. Bo może to, co inni uważają, że powinieneś, to tylko to, co powinni oni, a nie ty. Bo może to, że według świata czegoś ci brakuje, w ogóle nie oznacza, że naprawdę tak jest.
Marta Kostrzyńska
64 notes · View notes
ahosia3 · 1 year ago
Text
A potem przyjdzie śmierć: wszystko rozwiązując niczego nie wyjaśni. Odejdziemy tak, jakeśmy żyli: osobno. Świat nasz własny i jedyny musi nam wystarczyć do śmierci i po śmierci. Byle tylko nie zgłębiać tej myśli do końca, byle tylko nie przemyśleć tego fizycznie. Obumieranie rąk, mącenie się myśli, sen wieczysty przeżyty naprawdę: wtedy chwyta paroksyzm piekielnego, kurczowego strachu. Odejdziemy tak, jakeśmy naprawdę żyli: osobno. Zawsze pomiędzy potwornie wielkim światem i potwornie wielkim niebem, samotni.
~Jarosław Iwaszkiewicz:"Księżyc wschodzi"
14 notes · View notes
niechciaana · 1 year ago
Text
5 rzeczy, których introwertyk potrzebuje najbardziej na świecie:
Dużo swojej przestrzeni. Jeszcze więcej swojej przestrzeni. Lubi towarzystwo, ale byle nie za długo.
Dużo spokoju. Nie karmi się zamętem ani plotką. Woli zanurzyć się w swój własny świat i koncentrować się na swoich celach.
Inteligentnych rozmów. Nie lubi tłumaczyć czegoś po dziesięć razy, bo traci cierpliwość i potrafi wtedy dotkliwie uszczypnąć.
Bezpiecznego azylu. Lubi mieć swoje miejsce, do którego może wrócić i się zaszyć. Prywatność to jedna z jego większych potrzeb.
Dużo miłości i czułości. Lubi czuć się bezpiecznie również w relacjach. Uczucia okazuje głównie najbliższej połówce, od której potrzebuje dużo czułości i ciepła.
7 notes · View notes
wlvdczyni-piekla · 10 months ago
Text
Mam swój własny świat, pielęgnuję go niczym ogród. To miejsce, gdzie mój jest każdy kwiat. Nie muszę w nim udawać, jest moją utopią. Nie odważę się go nikomu pokazać, jest mą sekretną opcją. Opcją na schronienie, gdy wszyscy mnie opuszczą. Już teraz daje mi pewność i bezpieczeństwo, że gdy nie nadejdzie miłość, nie opuści mnie człowieczeństwo. Już teraz daje mi pewność, że nie zostanę samotna, gdy zniszczę coś przez mą obecność. Jestem zbyt dziwnym człowiekiem, by ludzie mnie lubili. Potrafię zniszczyć wszystko jednym słowem, mimo iż są dla mnie mili. Gdy to się stanie, wejdę do mego świata. W nim mam zapewnienie, że uniknę społeczeństwa kata.
2 notes · View notes
neverexistence · 2 years ago
Text
Zastanawiam się czy w świecie sztuczności da się znaleźć coś prawdziwego jeszcze a nawet jeśli znajdę nie daje to gwarancji że tak pozostanie, bo przecież łatwiej jest być sztucznym prawda? Po co rozmyślać jak można się wiecznie bawić i nie myśleć i niby była by to dobra koncepcja do momentu kiedy zaczynasz czuć prawdziwe emocje mimowolnie. Oto prosty przykład, bawisz się z kimś przez dłuższy czas, jest fajnie i miło aż pewnego dnia Twój kompan zaczyna mieć gorsze dni, gaśnie mu humor przez co też samemu zaczynasz to odczuwać i po cichu chętnej zaczynasz spędzać czas z kimś innym bo właśnie z nim czujesz się lepiej, coraz rzadziej z tą pierwszą osobą aż w końcu całkowicie się od niej odzwyczajasz i spędzasz czas tylko i wyłącznie z nowymi osobami i znów jest świetnie, przyzwyczajasz się aż tu nagle coś złego się wydarzyło w Twoim życiu i jest Ci ciężko, nie masz humoru ale potrzebujesz kogoś tylko że ta osoba coraz częściej jest zajęta, nie ma czasu i nagle zostajesz sama właśnie wtedy gdy najbardziej tego potrzebujesz, brzmi znajomo prawda? Czujesz wtedy że to wszystko było sztuczne ale nie zdajesz sobie sprawy że samej napędzasz tą machinę.
Świat sztuczności gdzie tak ciężko znaleźć osobę która nie zostawi Cię nigdy, dla tego tak bardzo doceniam kogoś kto nie zostawia mnie nawet gdy jest ze mną bardzo źle ale co jeśli tę osobę zabiera coś innego, takiego jak choroba ?
Mam wrażenie ludzie są nieraz tak próżni że nie miało by to dużego znaczenia czy mają w ogóle doczynienia z człowiekiem i myślę że nie jest to wykluczone że to właśnie może nas czekać.
W dzisiejszych czasach gdzie rozwijana jest technologia AI możemy dosłownie rozmawiać ze sztuczną inteligencją i służy ona głównie na chwilę obecną do pracy ale obecne AI nie uczy się nowych równań czy algorytmów, uczy się komunikacji z ludźmi i ich potrzeb.
Istnieje od jakiegoś czasu fenomen Czatu gpt ale nie posiada on większej wiedzy niż chociaż by zwykła wyszukiwarka google a jednak firma Google w pośpiechu tworzy swój własny czat bo czuję się zagrożona, coś co dla większości internautów było trzonem wszystkiego co w internecie nagle jest zagrożone i co sprawia tą ogromną różnicę? Zrozumienie tego co chcemy i dawanie tego. Ta technologia jest relatywnie młoda a jest rozwijana w ogromnym tempie przez najbogatszych i najpotężniejszych ludzi na świecie. I co jeśli konwencjonalne wyszukiwarki pójdą do lamusa, co się stanie z forami gdzie szukało się informacji które możemy przecież dostać teraz odrazu, bez szukania? Nasza zdolność komunikacji spada, chcemy się tylko dobrze bawić i ułatwiać życie, dokąd to zmierza? Dzieci zaczną poznawać technologię która piszę jak człowiek a przy okazji wie wszystko i prawdopodobnie będzie dostarczać z czasem też rozrywkę, czy rzeczywiście byłby to absurd gdyby zaczęły traktować to jak kolegę a w skrajnych przypadkach gdy ktoś będzie bardzo samotny jak przyjaciela? Czy to absurd jeśli ludzie zaczną pytać się sztucznej inteligencji jak poderwać dziewczynę, jak z nią rozmawiać, jak rozmawiać z ludźmi? Pytać się robota jak się rozmawia z ludźmi.. Technologia, AI i automatyzacja będzie się rozwijać dalej, autonomiczne pojazdy, zautomatyzowane fabryki, kasy bezobsługowe gdzie po prostu towar jest skanowany a przy wyjściu pobiera Ci z telefonu tylko opłatę, coraz mniejszy kontakt z ludźmi a coraz większy z AI. Temat można by ciągnąć jeszcze długo ale sztuczność w tej lub innej formie się rozwija i coraz mniejsze ma znaczenie co jest prawdziwe a co nie. Jedno jest pewne, na dzień dzisiejszy nic co jest sztuczne nie poświęci się dla Ciebie, nie zrezygnuje z czegoś co daje mu większą przyjemność i korzyść dla Ciebie, prawdziwa relacja i prawdziwa osoba to ta która myśli o Tobie każdego dnia bez względu czy będzie to zabawa czy nie i która zawsze chce być przy Tobie czy czujesz się dobrze czy źle i nigdy Cię nie zamieni na coś sztucznego. Ot moje przemyślenie, jestem ciekaw czy ktoś dotrwał do końca, jeśli tak to pozdrawiam.
9 notes · View notes
tanczysz-z-demonem · 1 year ago
Text
Mogę Ci pokazać mój świat... Tutaj nie jest kolorowo, ale jeżeli w to idziesz, to nie potrzebujesz barw...
28 notes · View notes
majstersztykzchwil · 12 days ago
Text
Historie o miłości zaczynają się rano,
w chłodnym pokoju, gdzie tych dwoje
stara się w ślepym porannym oświetleniu
twardo patrzeć sobie w oczy,
nie odwracając wzroku,
nie wstydząc się tego, co właśnie zostało powiedziane,
nie żałując tego, co właśnie zostało zrobione.
I kiedy ktoś pierwszy nie wytrzymuje -
a kto nie wytrzymuje? on nie wytrzymuje
i patrzy jej za ramię,
i zauważa przechodniów deszczu za oknem -
wtedy w jego spojrzeniu pojawia się to,
co można nazwać miłością.
Historie o miłości kończą się tego samego
wieczora, gdzieś na ulicy, kiedy im obojgu robi się
tak samotnie jak zimnym dłoniom
schowanym w różnych kieszeniach płaszcza.
Jaka różnica, której dłoni jest bardziej samotnie.
Jaka różnica, której zimniej.
Jaka różnica, na kogo teraz się obrażać.
Drugi dzień nie rozmawiają ze sobą.
Z nią jest prościej, a on,
wystarczy na niego spojrzeć.
Jak teraz rozprawia się z ich przeszłością.
Jak wypomina jej wszystkie grzechy.
Okłada pięściami
pamięć jak w��trobę przeciwnika,
mierzy w najbardziej bolesne miejsca:
mści się za łatwość,
mści się za szczerość,
mści się za bezczelność
patrzenia w przyszłość,
mści się za zuchwałość
wybiegania w przód.
Kto ciebie uczył mścić się na samym sobie?
Kto ciebie uczył nie wybaczać samemu sobie?
Gdzie uczą tej dziwnej pijanej techniki walki -
uśmiercać własny cień,
rzucać kamieniami do własnego odbicia
w oknie księgarni?
Tylko on nie odpowie.
Tylko on nadal walczy sam ze sobą.
Bije się z całym światem o prawo,
by ten świat nienawidzić.
Wymaga od świata natychmiastowej kapitulacji.
A świat nawet chciałby skapitulować.
A świat nie ma powodu, żeby się opierać.
A świat sam jest gotowy do złożenia broni.
Ale on nie rozmawia z nią drugi dzień.
I ona nie rozmawia z nim drugi dzień.
A z całym światem drugi dzień
oni nie rozmawiają.
Więc jak on, świat, ma zrozumieć,
czego oni w ogóle
chcą.
0 notes
madaboutyoumatt · 12 days ago
Text
Omegaverse - Matt
Nie słyszał jak ktoś za nim wszedł, ale czy to było takie dziwne? Byli w klubie gdzie muzyka tak głośno dudniła, że trzeba było mówić do siebie na ucho aby cokolwiek usłyszeć. W łazience było faktycznie najciszej, ale nie oznaczało to, że było tutaj jak makiem zasiał. A i Matt był zupełnie gdzie indziej z swoimi myślami.
Przekierował w lustrze swój rozbiegany wzrok na nieznajomego człowieka. I chociaż ten mówił do niego po angielsku to wydawać by się mogło, że nie za bardzo rozumiał. Jakby nagle zapomniał swojego ojczystego języka. Chociaż nie o język tutaj chodziło a o Josha, którego nie było przy nim.
- Ja.. – urwał na moment nie wiedząc co chciałby powiedzieć. Jakie w ogóle było pytanie? Po co właściwie tutaj przyszedł? Dlaczego ten mężczyzna tutaj się znalazł? – Ja… - zająknął się drugi raz a widać tamten wziął to za przyzwolenie aby dalej kontynuować ich rozmowę, chociaż zupełnie donikąd zmierzała. I już chciał zrobić krok w stronę okularnika kiedy poczuł mocny uścisk na swoim nadgarstku.
Jego świat zawęził się teraz do tej jednej, jedynej osoby. Nie zauważył jak nieznajomy został odgoniony, nie zwracał uwagę na niezbyt miłe otoczenie toalet. Prze krótką chwilę miał widzenie tunelowe a jego serce mocniej zabiło, bo on tutaj był. Ta chwila jednak szybko opadła a jego feromony nieprzyjemnie zapachniały strachem.
- Zostaw mnie. – odepchnął młodszego rękę, która próbowała sprawdzić jego twarz i zajrzeć mu w oczy. Te same, które teraz były rozbiegane. Jego ciało drżało, prawa noga podskakiwała tak że gdyby dotykała podłogi wybijałaby ten sam rytm co wirująca pralka. To nie był ten sam spokojny i opanowany Matt. – Poszedłeś za nim. – powiedział cicho z głową odwróconą w bok, gdzie Josh mógłby go nie zrozumieć gdyby nie to, że właśnie poświęcał mu sto procent swojej uważności. – Zostawiłeś mnie i poszedłeś za nim.
- Matt to nie tak..
- Poszedłeś za nim! – krzyknął a Matt nie krzyczał. Teraz był roztrzęsiony, z wielkimi jak spodki przerażonymi i zbolałymi oczami, które rozproszone biegały wszędzie aby uciec od modela wzroku. – Wolałeś pójść za nim niż zostać ze mną. – ponownie jego ton opadł a on sam skulił swoje ramiona wbijając ręce mocno w blat umywalki po swoich bokach.
To nie była wina żadnych narkotyków czy leków. To dziwne zachowanie i ten nieprzyjemny zapach starszego feromonów, który był zrozpaczony wskazywał na jedno, Matt miał zjazd.
Drop czy zjazd nie zdarzał się często, ale był czymś co mogły poczuć omegi. Wprowadzeni w mentalny spadek spowodowany przez alfę. Zdarzało się to raczej rzadko, bo trzeba było być na dobrym poziomie kompatybilności i bliskości, ale jeżeli omega była zagrożona z strony tej jedynej osoby, na której powinna polegać… to mogło się to zdarzyć. Co najgorsze zazwyczaj tym, kto mógł pomóc w tej sytuacji najbardziej była osoba, która ją skrzywdziła, ich własny alfa i jej feromony.
0 notes
suzvna · 19 days ago
Text
Wersja II
Powrót do Światła
Wąskie, kamienne schody prowadziły w dół, w mrok tak gęsty, że wydawało się, jakby pochłaniał wszelką nadzieję. W rękach trzymałam maleńkie światło, żarzące się delikatnie, jakby każda chwila groziła jego zgaśnięciem. Wiatr hulał bezlitośnie w podziemnym korytarzu, szarpiąc moimi włosami i próbując zgasić płomień. Ale nie pozwalałam. Chroniłam je, jak coś najcenniejszego. Bo takie właśnie było.
Kiedyś już tu byłam. Schodziłam tymi samymi schodami, z zaciśniętym sercem, z drżącymi rękami i poczuciem, że tonę w otchłani własnego umysłu. Tamto doświadczenie było przerażające. To miejsce – nie tylko mroczne, ale wręcz przenikające cieniem ciało – zdawało się karmić moimi lękami. Wtedy nie wiedziałam, co mnie czeka na dole. Dziś jednak… coś było inaczej. Czułam to w sobie. Pewność. Spokój. Jakby każda cząstka mnie wiedziała, po co tu jestem.
W końcu dotarłam na dół. Przystanęłam na kamiennej posadzce i spojrzałam przed siebie. Czekał tam na mnie – potwór. Z początku nie widać było jego kształtów. Był jak cień – nieuchwytny, ale przytłaczający. Wiedziałam jednak, czym jest. To był mój własny cień, zlepek negatywnych myśli, przekonań, które nosiłam w sobie przez całe życie. Te, które mówiły, że nie jestem wystarczająca, że nie zasługuję, że powinnam się bać, zamiast ufać. Był tam, bo ja go stworzyłam.
„Nie jesteś już moim więźniem” – wyszeptałam.
Potwór zatrzymał się. Przez chwilę wydawało się, że cień zaczyna się kurczyć, jakby nie mógł znieść mojego spojrzenia. Nie chciałam z nim walczyć. Nie musiałam. Zrozumiałam, że to nie walka była rozwiązaniem, lecz uwolnienie. Uniosłam dłonie, w których płomień zapłonął jaśniej. Spojrzałam na niego z miłością – taką, którą dopiero niedawno odkryłam w sobie. Autentyczną, pełną, spokojną. Byłam gotowa pozwolić mu odejść.
„Odejdź. Uwalniam cię. Już nie należysz do mnie.” – powiedziałam, a moje słowa były jak wydech po długim, bolesnym wstrzymywaniu oddechu.
I wtedy to się stało. Potwór zaczął się rozpraszać. Cień, który przez lata zdawał się częścią mnie, ulatywał w nicość, powoli, spokojnie, aż w końcu zniknął całkowicie. Stałam tam przez chwilę, a cisza wokół mnie wydawała się kojąca. Byłam sama, ale jednocześnie bardziej obecna niż kiedykolwiek wcześniej.
Zamknęłam oczy i skupiłam się na odczuciach w swoim ciele. Przestrzeń wypełniła mnie od środka. Poczułam, jak ciepło z serca rozlewa się na całe ciało. Nie był to strach, niepokój czy żal. Była to miłość – inna niż wszystko, co wcześniej znałam. Ta miłość nie wypływała z braku, nie była odpowiedzią na potrzebę. Była częścią mnie, jakby płomień w moich rękach ostatecznie zapłonął w moim wnętrzu.
Kiedy otworzyłam oczy, mrok zniknął. Schody wiodły teraz w górę, ku światłu, które zdawało się mnie wołać. Wzięłam głęboki oddech i postawiłam pierwszy krok.
Każdy krok w górę był wyborem. Każda myśl, która chciała mnie ściągnąć z powrotem, przelatywała przez mój umysł jak chmura, a ja pozwalałam jej odejść. Nie byłam już ofiarą. Każde wspomnienie, każdy program, który mówił mi, że muszę cierpieć, odchodził w niepamięć, bo teraz to ja decydowałam. Kreowałam swoje życie, swoją rzeczywistość. Nie bałam się, bo wiedziałam, że w każdej chwili mam wybór.
Dotarłam na szczyt schodów i stanęłam na otwartej przestrzeni. Światło otulało mnie i zaczepnie muskało po policzkach. Uśmiechnęłam się, marszcząc nos i zamknęłam oczy. Byłam. Po prostu byłam. Pełna. Cała. Wolna.
Od tamtej chwili mój płomień noszę w sobie i traktuję, jako drogowskaz, który przypomina mi, kim naprawdę jestem. W każdej chwili, gdy coś próbuje mnie złamać, wracam do siebie. Oddycham. Czuję. Jestem. A z każdym dniem kocham bardziej – życie, świat, siebie.
Bo teraz wiem, że wszystko, czego kiedykolwiek szukałam, jest we mnie.
Tumblr media
1 note · View note
zanterini · 1 month ago
Text
Ilekroć stawałem przed lustrem, moim oczom ukazywał się ten sam przerażony chłopiec, który nie potrafił odnaleźć siebie w otaczającym go świecie. Chłopiec, który podejmował decyzje, by przywrócić równowagę pomiędzy dobrem a złem, nie zważając na własny los. Chłopiec, który myślał, że w pojedynkę będzie w stanie ocalić świat, którego ocalić się nie dało.
Teraz, stojąc przed tym samym lustrem, widzę w nim już tylko swoje odbicie.
0 notes
by-mia-lumiere · 1 month ago
Text
Tumblr media
27.11.2024
Ta mała dziewczynka to ja. Mała, szczęśliwa Amelcia. Czas beztroski, śmiechu, nieskrępowanej radości. Przyszłam na świat 30 czerwca 2005 roku, pełna marzeń i nadziei. Dziś wiem, że życie to nie tylko sielanka – to także lekcje, które nas kształtują. Te większe i te mniejsze.
Wierzę, że każdy z nas może osiągnąć swój własny sukces. Możemy być kimkolwiek chcemy, żyć w harmonii, w osiągniętej nirwanie. Ale to nie dzieje się samo. Trzeba podnieść się, gdy jest trudno. Wstać i zrobić krok naprzód, nawet jeśli wszystko wydaje się bez sensu.
Mam nadzieję, że mała Amelia patrzy na mnie z dumą. Że widzi, jak nigdy się nie poddałam. Że ciągle walczyłam – nawet wtedy, gdy miałam ochotę powiedzieć: “Dość.” Zakończyłam znajomości, które mnie ciągnęły w dół, i uciekłam z toksycznej relacji. Teraz stawiam na rozwój. Na naukę. Na siebie.
Jestem wdzięczna każdej osobie, którą spotkałam na swojej drodze. Niezależnie od tego, czy przyniosła mi dobro, czy ból – każda z nich była lekcją. To dzięki nim jestem dzisiaj tym, kim jestem.
Mała Amelcia... Mam nadzieję, że się uśmiechasz.
— Amelia.
0 notes