Tumgik
#spóźnia
pozartaa · 12 days
Text
10.09.24 UTRZYMANIE WAG1 dzień 558. Limit +/- 2100 kcal.
Wybrane posiłki:
Tumblr media Tumblr media Tumblr media
Nie liczę kalori1 od: 63 dni
Masakra, koleżanka spóźniła mi się dziś do pracy i kwitłam prawie do 9:00 (powinnam wyjść o 7:00). Kazałam sobie zpłacić 50 zł.
Ja wszystkich spóźnialskich kasuje na pieniądze - bardziej boli oddać z portfela, niż oddać godziny. Dlatego też rzadko kto mi się spóźnia. No, zaspała - a jeszcze dojeżdża z Zadupia Dolnego pociągiem, więc trochę sobie poczekałam.
***
Zanim się wykąpałam, ogarnęłam była prawie 10:00 (dobrze, że choć ja mam blisko do domu). W sumie nawet kasa nie rekompensuje mi utraty połowy wolnego dnia.
Wstałam o 13:00. I załączyłam zombi-mode... A miałam tyle fajnych rzeczy robić. No i robiłam tylko wolniej i nieco mniej entuzjastycznie.
***
Okazało się że parę osób chce dziś zagrać casualowo, więc złożyłam nowy deck (puste koszulki to miejsce na dodrukowanie karty)
Tumblr media
No niestety nie mam wszystkiego. No i w Store Championship nie mogłabym wziąć udziału, bo dozwolone tylko oryginalne karty - żadnych wydruków. Ale to i lepiej bo tym będę pierwszy raz grała, więc wolę grę na luzie. Więc jednak wybiorę się do naszego sklepiku z grami.
Większość zakupów niestety odłożyłam sobie na jutro. Wycieczkę do biura podróży też. Na prawdę spóźnienie koleżanki rozwaliło mi dzień.
***
Dziś jakoś słabo byłam głodna. Powiem wam, że jak gram albo zajmuje się kartami potrafię w ogóle zapomnieć o tym, że mam zjeść.
Oczywiście nic nie pomijam - wszystko, co mam zjeść zjadam. W danym momencie mogę nie mieć ochoty na jedzenie, ale jak w końcu jem to okazuje się że byłam cholernie głodna. Lepiej nie być "cholernie gł0dnym" kiedy siada się do posiłku 😉
Dobrej nocy wam życzę. Idę pograć i zobaczymy czy mój zamulony mózg w ogóle coś z siebie wykrzesa.
Tumblr media Tumblr media
Deszcz pada, pare fotek "mokrej przyrody" w drodze z pracy.
25 notes · View notes
seraphines-dairy · 1 month
Text
Witam.
Stwierdziłam że napiszę wam coś.
Znaczy nie mam nic ciekawego do powiedzenia i oczy mi się same zamykają bo jestem tak zmęczona ale mi was brakowało. Bo szczerze to ta community jest dla mnie bardzo miła, za co dziękuję z całego serca!
Ja ogólnie kocham ludzi, a widząc jak wszyscy tutaj się wspierają i wspierają mnie, aż mi się ciepło robi :((
Odkryłam świetny sposób żeby zaczerpnąć motywacji na odchudzanie. Wiem że dużo osób puszcza sobie smutną muzykę nwm jakąś Mitski (kocham Mitski btw) czy chuj wie, i płaczą do tego (co nie jest złe oczywiście) ale ja zalecam spróbowanie odwrotnej rzeczy. To znaczy ja zawsze puszczam sobie jakieś piosenki hype’owe i mam takie „ale ja jestem zajebista, wszystko się uda”. W chuj działa tbh
Dziś byłam na mieście dwa razy i to dwa razy bo dostałam questa (raz od siostry drugi raz od babci) i musiałam tak zapierdalać back and forth XD ale przynajmniej kalorie się spaliły. Miałam potańczyć wieczorem bo nikogo w domu nie było ale zbytnio się zasiedziałam oglądając Stray Kids i tak jakoś wyszło że nic nie wyszło.
Idę jutro (w sumie dziś rano) do dawnej pracy odwiedzić moich pacjentów (bo mają grilla) i im poopowiadam co tam u mnie słychać. Szczerze? Bardzo mi ich brakowało ;( bardzo mili ludzie i z dużą wiedzą życiową (bo to dom seniora tak btw jakby ktoś nie wiedział). Poza tym muszę się im pochwalić nowym kolorem włosów (wszyscy mówią na mnie Wiśniewski teraz XD)
Jeśli chodzi o jedzenie to zjadłam bułkę i trochę makaronu ale czułam się jakby robaki mi chodziły po jelitach. Nie wiem jak to wytłumaczyć ale to było tak obrzydliwe że myślałam że wszystko zwrócę więc nie zjadłam dużo. A na kolację zmiksowałam sobie truskawki z malinami, i dołożyłam sobie zasadę że po 19 nie jemy
Tak chciałam wpierdolić coś słodkiego bo chyba będę mieć okres (spóźnia mi się 14 dni jak nazywamy dzieciaka?) ale stwierdziłam że to pierdolę i nie jem XD
Zaczęłam znów naukę Koreańskiego, zobaczymy jak teraz pójdzie bo miałam już podejście i umiem czytać ale słówka tak średnio więc zobaczymy
To tyle na dziś, jutro coś powinnam wstawić^^
🌼 Kocham was, dobranoc! 🌼
43 notes · View notes
karxlimotyl · 23 days
Text
Okres mi się spóźnia już
30dni
Za niedługo szkoła i będzie mi łatwiej unikać tego ohydnego żarcia,póki co jestem na fascie od
38godzin🦋
Chudego dnia motylki!
Z góry przepraszam za brak jakichkolwiek oznak życia na tym koncie🥲
44 notes · View notes
xsvane · 1 month
Text
cześć motylki !🦋
trochę wieści ode mnie bo dawno pisałam jakiegoś bloga!
czy tylko ja ostatnio tak okropnie się czuje? nic mi się nie chce (żyć tymbardziej) nie mam siły na nic.. dosłownie czuje się jakbym była zamknięta w jakiejś klatce, każdy dzień wygląda tak samo + nie chce wracać do tej szkoły.. już nie chodzi nawet o to, że będę ulana, tylko o naukę (zwłaszcza matematykę). czy tylko ja totalnie jej nie ogarniam? jeszcze wakacje się nie skończyły a ja już mam dość. czuję, że nie mam żadnego wsparcia od przyjaciół, bo o rodzinie nawet nie wspomnę.
ale za to mam 2 dobre wiadomości!
wczoraj rano waga pokazała 35.5kg z czego ogromnie się cieszę! spóźnia mi się również okres - mam wrażenie, że nawet gdy się go nie ma to i tak te humorki co miesiąc zostają </3
chciałabym wam też podziękować za tą aktywność, jestem wam ogromnie wdzięczna!!!
trzymajcie się chudo!!
26 notes · View notes
alrksa · 2 months
Text
🎀 100 dni spóźnia mi sie okres 🎀
21 notes · View notes
motylekjulaa · 2 months
Text
17.07.2024
Zjedzone : 630 kcal
Spalone : 290 kcal
Waga : ?? Kg
Kurcze dzisiaj miałam się zważyć ale zapomniałam :/ no trudno jutro poprostu się zważe.Dzisiaj dzień był fajny ale znowu byłam sama na całą noc i zasnęłam o 5 XD a spałam do 12 więc spoko.O 15 moja mama wróciła z pracy i zjadłam kilka łyżek zupy ale stwierdziłam,że nie chce a mama powiedziała skoro nie chce to nie muszę😚 Wyszłam z przyjaciółką na dwór i razem zrobiliśmy 13 tys kroków :) spotkałam pierwszy raz od zakończenia roku szkolnego K na naszym osiedlu ale naszczęście tylko raz więc luz później już go nie widziałam ,zresztą po co to pisze.Zjadłam jeszcze batona proteinowego i pół bułki Nie wiem ale chyba mi się okres spóźnia bo powinnam już mieć.
Chudej nocy motylki 🦋
Tumblr media
30 notes · View notes
delicja-0 · 3 months
Text
Strasznie mnie wkurza, że jem po 500 kcal a mam wywalony brzuch i mam wrażenie, że to przez okres który powinnam mieć i się spóźnia. Już wolę aby sie zaczął i minął niż tak czekać...
32 notes · View notes
fluttershycloud · 5 months
Text
Okres mi sie spóźnia już 4 dzień 💀 Błagam niech to sie już zacznie
28 notes · View notes
lekkotakworld · 5 months
Text
Wtorek, 30.04.24
Z ogłoszeń parafialnych wczorajszego dnia, znów miałam migrenę i znów położyłam się wcześniej spać niż planowałam. Przynajmniej tym razem ból był znośny i po dwóch dawkach ibupromu udało się zasnąć i ból minął. Ehh.. i ja się pytam co jest powodem? Stres? Naczytałam się jeszcze, że może mieć to związek z okresem (który się spóźnia swoją drogą), że to wina hormonów. No czemu nie, może faktycznie to przez to. Myślę też, że upały również w tym nie pomagają. No ale moje plany poszły się walić. Nie zrobiłam tego co miałam zrobić, więc jestem trochę do tyłu z robotą.. dziś siadam znów do biurka i cisnę magisterkę.
Z miłych rzeczy wyciągnęłam się w serial Fallout, jestem chyba na 7 odcinku, ale musiałam wyłączyć, bo serial przestał być serialem w tle do projektu i zaczęłam za bardzo się skupiać na serialu zamiast na projekcie XD dlatego wleciała później muzyczka i już robiłam tylko projekt xd Ale mimo wszystko serial polecajka, mnie zachęcili bracia, bo pochłonęli go szybko i bardzo im się podobał. A ja w grę nie grałam, więc po prostu się wciągam jak w każdy dobry serial. Tylko uwaga, sporo krwi i sporo porozrywanych ciał, zmiażdżonych części ciała itd. Mój próg obrzydliwości to znosi, ale no nie każdy tak ma hahah
Tumblr media
Tym miłym akcentem kończę podsumowanie dnia wczorajszego i wstaje działać dalej. Chyba "słyszymy" się wieczorem ☀️🫶
24 notes · View notes
black-lipstic · 2 months
Text
podsumowanie lipca:
okej girlies czas na podsumowanie. więc zaczynajmy
• lipiec był dość ciekawy pod względem mojego samopoczucia. jestem tak samo niestabilna jsk wcześniej, ale jako że mam więcej stresu bardziej to widać na zewnątrz + okres mi się zazwyczaj spóźnia przez ten stres przynajmniej o tydzień
• w ciągu całego miesiąca tylko 3 razy zjadłam więcej niż planowałam bo raz trochę ponad 2k i 2 razy ponad 1600 kcal więc jako że zdarzało mi się jeść kiedyś o wiele więcej to uważam to za sukces
• 24 lipca zaczęłam brać medikinet przez co nie dość że, miałam zdecydowanie mniejsze łaknienie to jeszcze miałam wymówki co do jedzenia, bo mama wie że nie jestem po nim głodna więc mi bardziej odpuszcza
• pod koniec miesiąca myślałam że udało mi się schudnąć 3,5 kg niestety to było dlatego że ważyłam się na koniec miesiąca kiedy miałam okres i miałam mniej wody w organizmie ale i tak około 2,5kg schudłam więc też dobrze bo w czerwcu miałam zastój wagi
no to teraz czas na cele na sierpień:
• nadal biorę więcej medikinetu (i nie zapowiada się żebym przestała go brać w najbliższej przyszłości) więc nadal będę mniej jeść
• zaczęłam ten detoks od cukru i mam nadzieję że uda mi się go odstawić na dobre, na razie mam 4 dni bez cukru, ale zawsze coś bo kiedyś zdarzało mi się go jeść nawet parę dni pod rząd (nie wychodzilam poza limit, ale nie mogłam o niczym innym myśleć po tym jak go zjadłam a teraz kiedy go nie jem jest o wiele łatwiej się powstrzymać)
• MUSZĘ pić więcej wody. często zdarza mi się wypić tylko 0,5 litra. a teraz mam w planach przynajmniej 2 litry bo nie dość że przyspiesza metabolizm to jeszcze jestem po niej mniej głodna
• limit ustawię sobie na 800 kcal a jeśli gdzieś będę wychodzić to max 1,1k i tak będę starała się mniej ofc, ale nie chce mieć wyrzutów sumienia, bo jak je mam to często mam taki mindset że no już więcej zjadłam to co mi szkodzi żeby zjeść jeszcze trochę
• chciałabym schudnąć przynajmniej 4kg, ale zobaczymy jak wyjdzie
18 notes · View notes
bl00dy-m33s · 27 days
Text
25/08
Spóźnia mi się okres like bro what a sigma, dlatego też od jutra lecę z fastem na chuj ja biorę diety jak i tak je robię tak delulu, że szok. A dzisiaj 300kcal i nic nie robiłam, bo czekałam na okres xd.
Tumblr media
7 notes · View notes
fuckingmoonprince · 11 months
Text
okres mi się spóźnia już tydzień, a ja still nie mam imienia dla latorośli/bombelka 😭
Jakies pomysły?
34 notes · View notes
stolbeznog · 3 months
Text
Klientka grubo spóźnia się po odbiór psa, ostatniego dzisiaj…
Tumblr media
16 notes · View notes
myslodsiewniav · 5 months
Text
12-04-2024
Drogi pamiętniczu... dostałam okres, yey! Super. To jest ulga, gdy jednak się zaczyna, gdy nie spóźnia się o miesiące i gdy to spóźnienie nie budzi innych ponurych pytań czy wizji. Fakt. Jednak zawsze zaskakuje jak bardzo okres może być wyczerpujący dla organizmu. Ale czuję się wyczerpana - jak to na okresie. Mam wrażenie, że lunatykuję, oczy mnie pieką jakbym albo nie spała tej nocy wcale (nieprawda, spałam ponad 8h, z koszmarami, fakt, ale sen był i to twardy), albo jakbym ledwo chwilę temu się przebudziła (też nie prawda - wstałam o 6:30, po ponad 8h snu i powinnam czuć się zaopiekowana, zatroszczona, wypoczęta, a wcale się tak nie czuję). Ciało mówi "boli, idź spać". A rozum mówi "miałaś dzisiaj wziąć się za robotę, bo wczoraj czułaś się źle i już wczoraj nie odpoczywałaś". Ech.
Potrzebuję urlopu.
Zrobiłam dla mamy rozpiskę opieki nad pieskiem.
Widziałam się z przyjacielem.
Byłam na mani i pedi i CZUJĘ SIĘ ZAJEBIŚCIE PIĘKNA I SEXI! Po prostu coś takiego przestawia się w głowie, jak patrzy się na ten lakier na paznokciach! No po prostu zachwyt.
I chyba się zaprzyjaźniłam z panią manikjużystką. Tak wyszło. Planowałam podczas pedi pisać prace zaliczeniowe, ale podczas mani musiałyśmy rozmawiać albo milczeć. Wybrałyśmy rozmowę... i okazało się, że pani chce chodzić na jakieś kursy, poznawać ludzi, a nie ma gdzie i nie wie gdzie, bo cale dnie siedzi w pracy i po prostu nawet nie wie, gdzie takich rzeczy szukać. Podpowiedziałam jej co i jak, obiecałam, że podczas pedi jej podeślę to co polecałam przez media społecznościowe. No i od słowa do słowa doszłyśmy do tego, że dałam jej pomysł na biznes, a ona powiedziała, że mam taką wiedzę o tym mieście, jego historii i wydarzeniach kulturalnych, że powinnam to sprzedawać, jako e-booki. Opowiedziała o swojej klientce, która tylko na takich e-bookach zarabia kokosy. I tak od słowa do słowa... i mamy obydwie zwroty możliwości rozwoju, a przy okazji jesteśmy ustawione na przyszły semestr (bo w tym już wiem, że nie dam rady) na organizację akcji społecznej naszego osiedla z wnioskowaniem o grant. Ona zna jeszcze 2 osoby prowadzące małe usługi niedaleko, ja znam kilka innych... i ja wiem, jak to zrobić. Bo byłam na szkoleniach, tyle, że nie miałam rok temu pisać tych planów - zresztą tylko ja jedna miałam być wtedy odpowiedzialna za ten plan. A teraz nagle mamy opcję zorganizowania czegoś kolektywnie w 3-4 osoby, które mają to, czego nie mam ja tj. lokal. WOW. No i... Wracałam tak pozytywnie naładowana emocjami.
Zaczęłam się po prostu spontanicznie dzielić tym co wiem, co mnie jara i o czym dotąd nie myślałam o tym, jak o moim kapitale za który ktoś mógłby mi płacić. A tu dostałam zwrot, że nie dość, że jestem chodzącą komediom wiedzy o mieście to jeszcze podobno opowiadam o tym zajebiście, aż chce się w tym uczestniczyć i powinnam ten swój spontaniczny zapał faktycznie spieniężyć, bo to TO JEST mój kapitał.
HAHA! Opowiedziałam o tym - zdziwiona/zaskoczona tym feedbackiem, jaki mi dano i zajarana perspektywą możliwości działania w zespole z lokalnymi przedsiębiorczyniami - mojemu chłopakowi. A on na to, że "I nie zaproponowała Tobie zniżki na pedi za te wszystkie linki, które jej wysłałaś?" xD Nie pomyślałam nawet! Ha ha ha.
WOW!
Czułam się piękna! Z nowymi paznokciami! Nie miałam czasu szukać inspiracji, więc zapytałam panią "a co jej w tym sezonie modne? Zaproponuje mi Pani coś?" - no i zrobiła mi jasnoróżowe paznokcie z biało-złotym zdobieniem. Delikatne. Bardzo eleganckie. Trochę czuję się, jak w biżuterii na specjalną okazję - nie do końca do mojego typowego, dziennego stylu to pasuje. Ale podobają mi się bardzo. Mam nadzieję, że przetrwają do końca przyszłego tygodnia xD (ja kompulsywnie zdzieram hybryty i inne emalie z paznokci u rąk, tak mam, łapię się na tym dopiero jak szkody już są).
A na stopach pani chciała też mi zrobić coś delikatnego, ale tam miałam już wizję. Nie chcę nic delikatnego na pedi! Chcę konkretny, intensywny kolor. W ciepłym zabarwieniu. Pani od razu pojechała w "To niebieski? Albo czarny ze zdobieniem indygo?". Eeee. Nie wiem dlaczego, ale niebieski kolor to nie jest kolor mojego wewnętrznego Power Ranger. xD Lubię czasem nosić niebieskie ciuchy, ale to nie jest moja ulubiona paleta szafowa (chociaż zauważyłam, że na przestrzeni tego roku w dni, kiedy faktycznie pamiętałam, że zrobić sobie zdjęcie, albo gdy ktoś zrobił mi zdjęcie okazywało się, że tego dnia byłam ubrana w odcienie błękitu - nie planowałam tego, jestem zbyt wyczerpana, żeby myśleć nad ubiorem, po prostu sięgam po pierwszą-lepszą rzecz i wychodzę, dla mnie samej zaskoczeniem jest fakt, że ciuch jest niebieski xD). Więc mówię "a może ombre pomarańczowo-czerwone?", a Pani w szoku. Chyba jej nie pasowałam do tych barw (może faktycznie mam "niebieski" okres życia?). Zaproponowała mi pomarańczowy-neonowy. NA to ja, że "nah, to bez pomarańczowego, tylko z żółtym, ale takim ciepłym, w kolorze kukurydzy lub miodu, albo musztardy miodowej! Na to Pani znowu w szoku i pokazuje mi jakie żółte odcienie ma - kanarki, cytrynki. No totalnie, nie to. Więc wybieram czerwony, klasycznie, jak ostatnio. Pani pokazuje mi chłodny odcień, czerwień wina, głęboka, trochę krwawa wręcz. Pięknie będzie wyglądał na osobie o urodzie zimy lub lata. A ja jej wyciągam z próbnika taką w kolorze maków lub pomidorów. O taką czerwień chcę, na ciepło. I wtedy pani dopiero sapnęła "Aha! O to pani chodzi mówiąc o ciepłym kolorze!"
No i mam czerwone pedi i czuję się super sexy w moim dresie, skarpetach w jednorożce i sportowych butach - niesamowite jak poczucie "bycia sexy" nie zależy od tego co widać, a od tego o czym się wie. <3
Spotkałam się z moim przyjacielem wczoraj - masakra jak wiele o sobie wzajemnie nie wiedzieliśmy, bo nie mamy czasu na spotkania. Mieliśmy TYYYYYYLE do nadrobienia. I to było tak fajne! Mega się bawiłam.
A dziś... a nie, jeszcze wczoraj. Ech. Mam z rodzicami utrudnioną komunikację, wczoraj niemal się poryczałam. Mama nie mogła rozmawiać cały dzień. Odrzucała połączenia, albo informowała, że jest zajęta i oddzwoni, a potem ofc nie oddzwaniała. W końcu o 21 odebrała i mogła rozmawiać.
To była cholernie ciężka rozmowa. Mama jest tak rozkojarzona i tak zmieniała tematy, że nie wiedziałam o czym rozmawiamy, czy ona w ogóle mnie słucha, ani czy my coś w ogóle ustalimy. Po prostu chaos. Mój chłopak powiedział, że ewidentnie moja mama ma to samo co i my: przebodźcowanie tematami wymagającymi uwagi. Fakt. Tak może być.
W skrócie: napisałam jej kiedy mamy studia, żeby wiedzieli, kiedy prosimy ich o opiekę nad małą, a kiedy zajmiemy się sami naszym psieckiem. Uważam, że to uczciwe, tak jak uczciwe będzie jeżeli mamie coś wyskoczy i zadzwoni z info, że nie ma opcji, nie będzie mogła zająć się pieskiem. No trudno. Doceniamy pomoc, ale też rozumiemy, że nic na siłę. No. Ale co innego kiedy wchodzi w grę opieka nad pieskiem podczas naszego urlopu. Tutaj nie poradzimy sobie ot tak, to nie jeden dzień, to tydzień, który musi być dobrze zaplanowany i musimy dostać zielone światło na to czy mama zaopiekuje się pieskiem czy może nie może - wtedy musimy organizować opiekę pieskowi inaczej. A mama miała coś tam ustalić i potwierdzić czy zajmie się pieskiem. Nie potwierdzała, dawała mi sprzeczne info, obiecywała, że coś tam jeszcze musi zrobić i wtedy powie czy tak, cyz nie. No i od dwóch dni nie odbiera ode mnie telefonów, bo jest zajęta. Ech. Aż w końcu mówi, że spoko, że zajmie się pieskiem, że możemy młodą przywieźć NAWET JUŻ W PONIEDZIAŁEK. Zatkało mnie. Tłumaczyłam jej, że mamy w weekend zjazd i chcemy młodą odstawić dwa dni wcześniej... Chciałam w zasadzie zapytać o której dziś (w piątek) będzie w domu, by zastać mamę w domu i móc małą przywieźć na weekend, a przy okazji dowiedzieć się czy młoda zostaje u bapsi na psiakajki w trakcie naszego urlopu. A tu nagle mam wyskakuje, że nie wchodzi w gre weekend, ale zajmie się pieskiem w nasz urlop. I ja w szoku. Zdzwiona "mamo, mogłaś mi powiedzieć, że nie możesz w ten weekend, po to daję Tobie te daty zjazdów, żebyś wiedziała czy Tobie pasuje obecność psiej wnuczki... Teraz musimy coś zorganizować i to na ostatnią chwilę..." i mama płynnie weszła w obronę, bardzo agresywnie, że my (w sensie, że ja i moja siostra) ciągle ją zarzucamy jakimiś obowiązkami i naszymi zobowiązaniami. Okazało się, że mojej siostrze wypadła śmierć w rodzinie szwagra, jadą na pogrzeb i podrzucają Lucynkę co rodziców. A mama nie pamiętała o tym, że w ten weekend miała zająć się Welesią. I tu nakręcona warczała do słuchawki czy ona ma sobie żyły wypruć czy co, ona zostaje z problemem, a chce każdej z nas pomóc i jak to pogodzić!? Wyjaśniłam jej, że nie biorę jej pomocy w opiece nad psem za pewnik - że absolutnie rozumiem, że może nie chcieć lub nie móc tego dla mnie zrobić, jestem wdzięczna za każdą opiekę nad małą, ALE potrzebuję wiedzieć z wyprzedzeniem, jeżeli nie może się zająć małą, bo też muszę to jakoś ogarnąć, zmienić plany itp. Ech na to mama "a nie, wiesz co, faktycznie, obydwie dziewczynki siebie lubią, mogę się nimi obydwiema zająć, okay, przywieź ją jutro". Odetchęłam po tym wybuchu i poczuciu niezrozumienia, a mama nagle weszła w gawędziarskie "A wiesz co teraz robię?" i nagle wchodzi entuzjastyczna opowieść o tym, jak wydobyła z piwnicy mój stary domek dla lalek.
Ech, ten domek to jest taka spuścizna rodzinna - jakiś pan krewny, którego nigdy nie miałam okazji poznać (a którego imię myślę, że warto by wydobyć od tych, którzy go pamiętają), który był stolarzem jak był na emeryturze lub rencie, u schyłku życia zrobił dwa drewniane domki dla lalek. Nie są to te domki z amerykańskich filmów, te z otwieranymi jak drzwiczki ścianami i okiennicami będącymi popisem snycerki. To zdecydowanie bardziej drewniane odpowiedniki tych plastikowych domków dla Barbie, które wtedy, gdy ten pan (wujek?) je robił (przełom lat 70/80) były dostępne w Niemczech, a w Polsce był głęboki PRL i dzieci nie miały szans na takie domki.
Nie wiem dlaczego ten pan (wujek) zrobił tylko dwa domki i dla akurat tych dzieci braci mojego taty (?). Bo robił je - z tego co wiem - dla dziecka najstarszego i najmłodszego brata (jeden ze średnich braci miał wtedy też dzieci, a mój tata jeszcze nawet nie miał mnie w planach :P). Mam takie mgliste skojarzenie, że ten Pan (wujek?) jakoś był bliżej spokrewniony z rodziną żony najstarszego brata mojego taty, a to górale, szlachcie herbowi z Zakopca, ale nie jestem pewna, musiałabym popytać.
Niemniej.
Pan zrobił dwa domki. Piękne, proste, drewniane. Domki w formie były niemal jednakowe. Pierwszy miał jednolite obramowanie balkonu, a zwieńczenie dachu i zdobienie u szczytu więźby dachowej (tj. ozdoba markująca, że w tym domku jakaś więźba jest) była pełna kątów prostych i prostokątnych elementów. W tym domku - dla kontrastu chyba? - okna w pokojach by powycinane w kształt z łukiem. Półokrągłe - takie jakie mieliśmy w mieszkaniu w którym się wychowałam. Drugi domek miał okna prostokątne, bez łuków, ale za to balkon i zdobienie strychu i dachu było pełne półkoli i falbanek, półokręgów.
Pierwszy domek trafił do najstarszego brata mojego taty, do kuzynki, która jest po kądzieli potomkinią zakopiańskiej szlachty :P. A drugi domek pojechał do Niemiec, do dziecka najmłodszego brata mojego taty, do kuzyna tylko o 2,5 roku młodszego od mieszkającej w Polsce kuzynki. Oczywiście zrobił w nim garaż na resoraki. :P
Minęło ponad 10 lat, w międzyczasie twórca domków (wujek?) zmarł. Domek z Polski przeszedł do młodszego brata kuzynki (tez potomka zakopiańskiej szlachty :P), które też w nim zrobił garaż dla resoraków i półkę na kasety VHS z bajkami Hannah Babera. Aż jego rodzice zdecydowali się przekazać domek dla mnie... A po mnie oczywiście domek trafił do mojej siostry. Oczywiście w nim mieszkały lalki, w nim realizowałyśmy pierwsze projekty meblarskie, często z klocków LEGO, montowałyśmy w nim zjeżdżalnie dla naszych chomików...
W tym czasie domek z Niemiec został przekazany do dziecka najmłodszej (i jedynej) siostry mojego taty i jego braci: czyli kuzynki równolatki. A po kilku latach domek trafił do jej młodszego braciszka. Teraz w sumie nie wiem gdzie jest ten domek z "falbanami na barierce na balkonie"? Możliwe, że wrócił do swojego pierwotnego właściciela, kuzyna, który malutką córeczkę.
Ale wczoraj dowiedziałam się, że domek z "prostym" balkonem był w naszej piwnicy, ale mama postanowiła go wydobyć, odświeżyć i podarować póki co... córeczce kuzynki. I sama nie wiem. Bo kuzynka pochodzi z tej gałęzi, która jako jedyna nie miała tych domków w swoich domach - ciekawe czy ten wujek-twórca nie lubił się z wujkiem-bratem-taty? Bo tylko dla jego dzieci nie było domków... Nie wiem... Niemniej rodzice postanowili kontynuować tradycję i przekazać kolejnemu dziecku w rodzinie drewniany domek dla lalek, aby za kilka lat - tak rodzice mają nadzieję - ten domek wrócił do ich wnuka.
Hymmm... fajna tradycja. Fajnie mi się mamy słuchało, gdy wspominała jak jej dziewczynki miały frajdę z tego domku, jakie kreatywne rzeczy w nim ustawiały - piękne wspomnienia. Serducho rośnie. Mam cholerne szczęście mając tak kochających rodziców. Ewidentnie podczas rozmowy mama myła domek, sapała z wysiłku. Wyjaśniała, że tata ma zamiar zreperować zabawkę, bo przez lata się trochę rozklekotał, są jakieś drzazgi, ścianka gdzieś odchodzi, ale impregnowanie drewna i pokrywanie domku lakierem zostawi już bratu - niech dziadzio się wykaże dla wnusi! Ha! Tata w tle się rechotał i fantazjował na głos, jak tym tekstem wejdzie na ambicję najbardziej nerwowemu i drażliwemu spośród swoich braci. Tatę mega cieszyło, że go wkurzy. Bardzo to tatę bawiło xD (w formie tato, w formie, złośliwy chochlik).
I nagle mama wypala "to przywieź moją malutką psinkę w podziałek!" i próbuje ze mną skończyć rozmowę. Ja na to, ze nie rozumie,, dopiero co mówiła, że mogę przywieźć na weekend, dosłownie chwilę temu. Że nie rozumiem teraz nic. To jak się ustawiamy? A na to mama, że w takim razie mogę im przywieźć psa w sobotę późnym wieczorem lub w niedzielę rano. JA jej na to "mamuś, my mamy zajęcia stacjonarnie na uczelni od 8-9 do 20-21... nie damy rady w weekend". I mama znowu wybuchła złością, że my (ja i sis) ją zarzucamy oczekiwaniami, którym ona nie może sprostać! Darła się na mnie. Znowu musiałam jej wyjaśnić, że nie robie jej wyrzutów, tylko sama nie wiem na co się ustawiłyśmy! Nie rozumiem! Niech mi powie czy możemy przywieźć psa w piątek, czy mamy jej szukać opieki na weekend. I mama znowu z jakąś taką ulgą, jakby dopiero po zapewnieniu, że nie jestem na nią zła i nie mam zamiaru robić jej awantury, że zrozumiem, jeżeli nie może się zająć psem tylko MUSZE TO WIEDZIEĆ, dopiero wtedy ZNOWU (w trakcie jednej rozmow) uspokajała się kojącym głosem "A nie, luz, przecież dziewczynki się lubią, nie mam się czego obawiać, obydwie są kochane, możesz mi przywieźć maluszka jutro, córcia".
JA PIERDOLE... na bezdechu, trochę w szoku od tej huśtawki emocji musiałam policzyć do 10, bo byłam bliska łez nieadekwatnych do sytuacji, jestem zmęczona ogarnianiem własnego życia, jest gęsto jakbym grała w Tetris, a tu jeszcze mamine rozchwianie. Spokojnie mówię tylko "okay, a o której godzinie wolisz, żebym ją przywiozła? Rano czy popołudniu?", a mama zdzwiona, że pytam. Że ona przecież jest na emeryturze, że ma tyle czasu, żebym po prostu przywiozła. Przypomniałam jej, że to, że jest na emeryturze nie oznacza, że nie ma planów i ja doskonale wiem, jako osoba, która próbuje ją notorycznie łapać telefonicznie, a która słyszy, że mama jest zajęta i zaangażowana w jakieś spotkania, zajęcia, wystawy, kluby książkowe itp. Bardzo mnie to cieszy i chce wiedzieć czy ma przestrzeń na spotkanie ze mną, bo nie chce jej mieszać planów.
Na to mama "a co ty gadasz! Ja nic nie robię. Nie mam nic zaplanowanego! Przywieź mojego małego misia! A propos misiów, wiesz, że mój słodziutki wnuczek powiedział pierwsze słowo? Baba! Jestem pierwsza! Yes, yes, yes! On jest taki kochany!"
I zaczyna mi opowiadać o siostrzeńcu. Oczywiście to najbardziej genialne dziecko na świecie, bo istnieje. :D Tyle w mamy głowie jest wzruszenia i miłości jak o nim mówi. Mega się cieszę tym, jak ona jest (oni obydwoje są) zakochaani we wnuczku. Coś się w ludziach zmieniło przez to małe, urocze życie. <3 Streszczała mi co się wydarzyło na odbicie życia jej wnusia w tym tygodniu - o większości wiem, bo siostra mi relacjonowała.
Opowiedziała mi o tym co odwalił tata i za co dostał bana na zabieranie młodego na spacerki (zostawił wózek z młodym pod sklepem, a sam wszedł do piekarni kupić sobie rogalika. Pomijając, że to było debilne posunięcie i należy mu się za to opierdol miał tato pecha wyjątkowego, bo akurat matka tegoż pozostawionego samotnie w wózku na chodniku dziecka jechała na rowerze obok tej piekarni - chyba sis na jogę miała iść podczas, gdy dziadzio zabrał dzidzię na spacer. Moja siostra się nie pierdoli w tańcu, a jak się wkurwi to bardziej niż potrzeba. Tak epicko opierdoliła ojca, tak była rozgoryczona, zawiedziona i ZŁA, że do ojca się nie odzywa i dekretem "królewskim" pozbawiła tatę przywileju zabierania jej synka na jakiekolwiek spacerki dopóki nie zrozumie czym jest odpowiedzialność.)
Tą opowieścią byłam poruszona. Bardzo. ALE NAGLE mama pyta na ile my jedziemy na wakacje i jak ona ma sobie poradzić tyle czasu sama z naszym psem. Znowu wybuchła tym trybem obronnej, podszytej złością paniki. Znowu mnie wzięła z zaskoczenia. Znowu ją sprowadziłąm na ziemię zapewniając, że to jej WYBÓR, jak wybierze inaczej to załatwimy inną opiekę dla naszego pieska. Ale tym razem już nie wytrzymałam i sama jej rzuciłam "co tobie odwala!? Mamo, ogarnij dupę!" - to ostatnie tak ją zakoczyło, że zaczęła się śmiać i przeprosiła.
Wróciłam do sedna - mamo, mam przyjechać rano czy wieczorem.
Na to mama, że i tak jest cały dzień w domu na emeryturze i mam po prostu przyjechać.
Okay.
Rozłączyłam się wykończona psychicznie, padłam na kanapę jęcząc. Mój chłopak pyta "co się stało? Coś nie tak?"
Chciałam mu opwoiedzieć, ale akurat dzwoniła mama. Więc odebrałam. A mama mówi, że jednak lepiej by było, żebym przyjechała rano, bo właśnie sobie przypomniała, że wieczorem idzie z koleżankami z Uniwersytetu Trzeciego Wieku na wernisaż. Oczywiście zaprasza nas do muzeum, bo wernisaż ciekawy, ale nie może zagwarantować, że będzie miała dla nas przestrzeń, bo była już wcześniej umówiona z jakaś Basią, Kasią i Halinką na pogaduchy (ofc imiona wymyślam, ale tak szczerze MEGA się cieszę, że w końcu moja mama ma koleżanki). Wzdycham do słuchawki, trochę zirytowana, a trochę z ciepłem, bo takiego żyćka mamie zawsze życzyłam: "A nie mówiłam, że masz napięty grafik, mami?". A na to mama, żebym już nie przesadzała, po prostu ot wernisaż, życie emerytki. Zbywa to, jakby to nie było nic istotnego (gdyby sobie sprzed 10 lat powiedziała, że tak będzie wyglądać jej życie, to pewnie ta mama sprzed 10 lat byłaby przerażona skąd ona weźmie tyle odwagi by robić te wszytskie rzeczy <3). Zostawiam temat i pytam o której mogę przyjechać, czy lepiej o 9 czy o 10?
Mi odpowiadają te godziny by ominąć tłok na dworcu.
A to mamę zaskakuje. Pyta ostrożnie "a mogłabyś przyjechać trochę później?", ja już zestresowana, bo chcę bez tłoku, im później w piątek tym więcej tłoku na dworcu głównym, więcej bodźców, a nie mam w głowie na to przestrzeni, więc pytam "Mogłabym, ale wolałabym nie. A dlaczego?", a na to mama "A tak pytam, bo wolałabym, żebyś była tak około 15...".
Ja milczę... trawię, że pakuję się w to co mnie i mojego psa stresuje, ale w końcu mała będzie miała dobrą opiekę...
Negocjuję i proponuję: "A może o 12?", na co mama "A, 12 byłaby okay! Dobrze, to ustawmy się tak, może zdążę wrócić do 12" xD No myślałam, że jebnę! Ze śmiechem już pytam tej "siedzącej non stop w domu emerytki" gdzie będzie do tej 12 w południe. A ona z dumą mi wyjaśnia, że może być z wnusiem na spacerku. I wtajemnicza mnie w grafik obowiązków babci. Bo gdy mały wstaje między 6-7, to jej babciny spacer wypada miedzy 10-12, a jeżeli wstaje między 7-8, to spędzają razem czas od 11-13. A wiadomo, że wnusio jest najważniejszy - tłumaczy mi przepraszająco mama.
xD
No nie mogę.
Dobra, ze śmiechem zgadzam się na ta 12, najwyżej dołączę wraz z pieskiem do jej spacerku z wnuczkiem. Luz. Miło będzie. xD
Mama mnie przeprasza, że tak wyszło, a ja jej przypomniam, że WIEM, że tak wygląda jej życie i się z tego powodu cieszę, szanuję jej wybory i dlatego w ogóle dzwoniłam przecież pytając o te godziny.
Mama powiedziała, że nas kocha i kazała iść spać.
Skończyłam rozmowę i opowiedziałam O. co się odjebało podczas tych kilku minut rozmowy. Mój chłopak westchnął i stwierdził, że mama ewidentnie też jest przebodźcowana i jej sposób komunikacji to przecież jest niemal 1:1 to jak my obydwoje teraz jesteśmy przeciążeni i zestresowani. Że łatwiej to zrozumieć, bo obydwoje też balansujemy na granicach wytrzymałości.
Mam nadzieję, że to jest to... Ech...
A dziś zgłosiłam się do konkursu... okazało się, że napisanie swojego bio jest prostrze niż myślałam. Ech.
10 notes · View notes
blackswwan33 · 4 months
Text
muszę się kurwa ogarnąć btw okres mi się 10 dni spóźnia💪
7 notes · View notes
kartofeleklove · 5 months
Text
Nie martw się. Niczego nie przegapiłaś w życiu, nigdy też, na nic nie jest za późno. W życiu wszystko ma swój idealny czas. Bo wiesz, miłość ❤ nigdy się nie spóźnia, tylko my, śpieszymy się z niewłaściwymi ludźmi...
11 notes · View notes