#po co ich szukać?
Explore tagged Tumblr posts
hardcore1happiness · 7 months ago
Text
Opiekunowie. Zboczeńce czy pazerne sępy?
Mówiąc szczerze, są jednym i drugim. Każdy, kto proponuje takie coś jest po prostu śliską osobą. Aż tak jesteście zdesperowani o atencje od nieletnich, którzy chcą sobie robić krzywdę? Jesteście obrzydliwi. Nie potrafię znaleźć słów, które oddają w pełni moje oburzenie i brak szacunku do tych ludzi. O ile ludźmi da się jeszcze te upadki społeczne nazwać.
Co zrobić ?
Osoby, które jakkolwiek mają wykrztałcone myślenie przyczynowo-skutkowe zapewne wiedzą, że najlepiej nie odpisywać na takie wiadomości.
przykłady odpowiedzialnych zachowań :
1. zablokowanie.
2. brak odpowiadzi na wiadomość.
3. nie wysyłanie żadnych zdjęć/filmów.
4. nagłaśnianie sytuacji.
Jeśli boicie się sami nagłośnić - służę pomocą. Możecie wysyłać mi wiadomości ze screenami z rozmów/profili tych osób. Postaram się w jak największym stopniu okazać pomoc i zbojkotować dane konto.
Pamiętajcie, że względna ,,anonimowość" daje im poczucie bezkarności, którą mogą się zbyt długo nie pocieszyć. Lepiej zapobiegać niż przekonywać się na własnej skórze o konsekwencjach pisania z takimi ludźmi.
Opiekun motylek
Nie dajcie się zwieść nawet temu. Osoby z bardziej porytą banią są w stanie dać wam tak w kość, że możecie się nie wywinąć przed skończeniem w szpitalu. Najlepiej nie szukać innej pomocy w odchudzaniu niż specjalista, który ma obszerną wiedzę na ten temat.
Nie dajcie również sami wciągać się w bycie opiekunem. Zawsze rodzice takiej osoby mogą znaleźć waszą konwersację, a w przypadku, kiedy ich dziecko trafi do szpitala/coś sobie zrobi możecie zostać w jakimś stopniu obciążeni winą za to.
Podsumowując, nie róbcie z siebie panów cudzego losu ani nie dajcie nikomu zrobić tego sobie. Take care, mordki. Stay safe.
63 notes · View notes
ekipa · 2 months ago
Text
Nowe operatory wyszukiwania!
Znalezienie konkretnego posta na Tumblrze bywa trudne. Niby wiesz, że zawiera jakiś tag albo frazę i został opublikowany w określonym dniu czy roku... Ale i tak nie możesz go znaleźć!
Dlatego dziś z przyjemnością ogłaszamy, że wprowadziliśmy ✨zaawansowane operatory wyszukiwania✨! Wystarczy, że w pasku wyszukiwania wpiszesz: potato from:ekipa year:2021 i już możesz po raz kolejny obejrzeć filmową relację z gotowania ziemniaka w mikrofali.
Zanim jednak przejdziemy do szczegółów, zwróć uwagę na kilka kwestii:
Operatory wyszukiwania są dostępne wyłącznie w głównym pasku wyszukiwania na Tumblrze. Nie działają w pasku wyszukiwania na poszczególnych blogach.
Operatory wyszukiwania działają tylko w przypadku postów utworzonych w 2017 roku lub później.
Chociaż zaawansowane operatory wyszukiwania są na razie dostępne tylko po angielsku, możesz ich używać do wyszukiwania treści w dowolnym języku. Poniżej znajdziesz kilka przykładów w języku angielskim.
No dobrze, przyjrzyjmy się bliżej tym operatorom!
Dokładne dopasowanie frazy
Jeśli na początku i na końcu frazy wstawisz proste, podwójne cudzysłowy (nie zwykłe apostrofowe), wyszukasz posty zawierające dokładnie taką samą frazę w treści lub wśród tagów.
Na przykład: wpisanie "chappell roan is roan of arc" pozwoli Ci znaleźć posty z dokładnie taką samą frazą w treści, a także te z tagiem #chappell roan is roan of arc.
Tumblr media
Operator dopasowywania („match”)
Domyślnie wyszukiwanie dopasowuje post na podstawie tekstu lub tagów.
Możesz użyć match:text, żeby szukać tylko w treści postów, lub match:tags, aby znaleźć posty z konkretnymi tagami. Na przykład:
sword world match:text pozwala wyszukać posty zawierające słowa „sword” i „world” w treści.
sword world match:tags pozwala wyszukać posty zawierające słowa „sword” i „world” wśród tagów.
Tumblr media
Operator bloga („from”)
Użyj from:blog lub from:@blog, żeby wyszukać tylko posty z określonego bloga.
Na przykład: halloween from:ekipa pozwala wyszukać wszystkie posty na blogu @ekipa, które zawierają słowo „halloween” w treści posta lub wśród tagów.
Tumblr media
Operator roku („year”)
Użyj year:YYYY, żeby znaleźć posty z określonego roku.
Na przykład: halloween year:2019 pozwala wyszukać wszystkie posty z 2019 roku, które zawierają słowo „halloween” w treści posta lub wśród tagów.
Tumblr media
Operator daty („date”)
Użyj date:YYYY-MM-DD, żeby znaleźć posty z określonego dnia.
Na przykład: halloween date:2019-10-08 pozwala wyszukać wszystkie posty utworzone 8 października 2019 roku, które zawierają słowo „halloween” w treści posta lub wśród tagów.
Tumblr media
Wszystko naraz
Możesz łączyć ze sobą wszystkie wymienione wyżej narzędzia, żeby wyszukiwać jeszcze dokładniej:
Tumblr media
Inna składnia
Przypominamy, że możesz już wyszukiwać według tagu lub wielu tagów:
Jeśli poprzedzisz wyszukiwaną frazę znakiem #, wyszukasz tagi, czyli znajdziesz posty zawierające dokładnie taki tag. Na przykład hasło #star wars pozwoli Ci wyszukać tylko posty z tagiem #star wars.
Możesz szukać wielu tagów naraz. Na przykład #star wars #art pozwoli Ci znaleźć posty oznaczone tagiem #star wars oraz tagiem #art.
Połącz tę metodę z nowymi operatorami, żeby znaleźć to, czego szukasz!
Niedługo dodamy przewodnik po tej nowej składni do naszego Centrum pomocy (na razie w języku angielskim).
Wsparcie dla Patio Tumblr
Ulepszona składnia sprawia, że Patio Tumblr jest jeszcze potężniejsze. Możesz teraz otworzyć wiele kolumn Szukaj i w każdej umieścić precyzyjne wyszukiwanie wykorzystujące powyższą składnię, żeby uzyskać niestandardowe kanały.
Jakieś sugestie?
Chcemy wiedzieć, co o tym sądzisz! Podziel się swoją opinią w komentarzach i reblogach tego posta albo skontaktuj się z pomocą Tumblra.
34 notes · View notes
dawkacynizmu · 2 months ago
Text
Tumblr media
niedziela 22.09
۶ৎ podsumowanie dnia
zjedzone — binge
will this ever end...?
dostałam kilka (chyba) pokrzepiających komentarzy od was pod wczorajszym wpisie ale na żadne nie odpisałam bo miałam mętlik w głowie, ciężko było mi formułować myśli, a co dopiero ująć je w słowa. wczoraj po poventowaniu na blogu wzięłam się za naukę, dwa tematy z geografi, oraz za pisanie, mam na razie 1600 słów pierwszego rozdziału co jest tragicznym wynikiem jak na cały tydzień??? zwykłam pisać około 8000 tygodniowo rok temu, w 8 miesięcy około napisałam 600 stron opowiadania a teraz idzie tak mozolnie. poszłam spać o 1-2 i obudziłam się sama chwilę przed 8, nie mogłam już zasnąć więc poszłam wypić siemię i obejrzałam odcinek criminal minds. jak wszyscy uwielbiają jesienne wieczory, to ja uwielbiam jesienne poranki. kiedyś wstałam specjalnie dla nich wcześniej, teraz śpię do 9 żeby mieć mniej czasu na jedzenie w ciągu dnia XDD o 11 miałam binge i do 15.30 leżałam w łóżku, przyjechał mój ojciec chrzestny, ciotka i młodsza kuzynka. moja mama zachwycała się jaka ona jest chuda (mówi jej to dosłownie za każdym razem jak ją widzi i mam wrażenie że zarówno ona jak i jej mama jakiś niekomfortowo się z tym czują) a ojciec chrzestny wygłaszał homofobiczne prawicowe bóg honor ojczyzna opinie że gejów to by on najlepiej do psychiatryka wysłał i coś takiego. moja mama i ciotka słuchały tego z takimi minami 😐 i tylko wzruszały ramionami, po czasie ciotka jebła "no tak jest po prostu jedna nie chce być z facetem tylko chce być z drugą babą no co zrobisz" i skończyła się dyskusja. zawsze się zastanawiam czego oczekuje osoba wygładzające takie opinie, poklasku? naprawdę musi go szukać podczas rodzinnego spotkania? może czas zapisać się do kółka dyskusyjnego. chyba że boisz się że zostaniesz przegadany. do teraz pamiętam rozmowę z ojcem chrzestnym (30+ letnim stałym singlem który nigdy w związku nie był dla kontekstu) na temat mojego bierzmowania do którego nie poszłam. "a co jak twój chłopak będzie chciał śluby kościelnego" "to będzie miał problem" "a moje dziecko będzie normalne, będzie szło do bierzmowania" "znakomicie, a gdzie to dziecko?" "ty nie bądź taka mądra" "argumenty się skończyły?" "jakbym przestawił ci moje argumenty to byś się zesrała 💅🙄" przyjemniaczek. jutro wiezie mnie do szkoły bo 10:30 na i pewnie znowu przyjedzie godzinę spóźniony, nie znam drugiego człowieka który by tak nie szanował czasu innych 😭 przejedzie ci dwie godziny po czasie i powie ze sory spałem XDD
z kuzynką i ciotka poszłyśmy na ogródek pozrywać jabłka bo mam 4 jabłonie. zaraz zleci się połowa wiochy z prośbą o kilka sztuk, w sumie nie ma się co dziwić bo te jabłka są tak zajebiste, nigdy w sklepie nie kupiłam tak idealnych, twardych i kwaśnych. buszowałak z kuzynką po piwnicy bo chciałam jej oddać swoją starą deskorolke, poszłyśmy chwilę się przejechać i nie byłam w stanu nawet ustać na tym 😭 a jak byłam w jej wieku to chodziłam z koleżankami na mega stromą górkę i zjeżdżałyśmy z niej dla funu na siedząco. nikt kończyn nie połamał ale chodziłyśmy tak podrapane bo za każdym razem jak czułysmy że zaraz się rozjebiemy na tej desce to skręcałyśmy w krzaki na poboczu. kilka razy samochód nas prawie potrącił bo to była normalna droga XD tylko ze w lesie. wiem że się rozpisuje na dziwny temat ake wolę pisać o tym niż ventować 💁
potrzebowałam zmiany w życiu więc przerzuciłam się z fitatu na yazio. złapałam się właśnie na tym że zaplanowałam już co będę jadła jutro i we wtorek XD usunęłam te posiłki bo taka fiksacja na jedzeniu nie działa na.mnie dobrze. będę wpisywać bezpośrednio przed zjedzeniem. postaram się jeść tyle ile potrzebuje (mój apetyt w końcu chyba opada) tak jak to robiłam kiedy udało mi się dobić 6 tygodni bez napadu. mam teraz ciężarki do ćwiczeń więc 3x w tygodniu postaram się ich używać, dbać przyzwoitą ilość białka, może urośnie mi jakiś mięsień i metabolizm przyspieszy. śledzę na reddicie kilka wątków związanych z bulimia, zdrowym odżywianiem, objadaniem się. wyświetlił mi się dziś wpis kogoś to tak jak ja zaliczył relapse w tym ostatnim i jego/jej sytuacja była bardzo podobna do mojej, również przyczynił się do tego powrót do szkoły. to jest czyjaś odpowiedź która mi się spodobała i chcę ją sobie wziąć do serca.
Tumblr media
może powinnam wrócić do pisania w dzienniku. swoją drogą, jeżeli zdarza mi się binge w ciągu tygodnia to jest to najczęściej maksymalnie do godziny po moim powrocie do szkoły. taki przedział czasowy między zjedzeniem posiłku a zabraniu się za naukę. czuję się zmęczona, mam ochotę szybko poprawić sobie nastrój nawpierdalaniem się. zastanawiam się nad rozwiązaniem tego problemu, co mi przychodzic do głowy to nie odpoczywać od razu po powrocie (lubię sobie posiedzieć godzinę zanim za cokolwiek się wezmę) tylko niemal od razu się za coś zabrać, odpoczynek przełożyć na
wieczór kiedy już skończę z z nauką. swoją drogą czeka mnie dziś kolejna godzina śleńczenia nad geografią (rozszerzenie), to ten przedmiot do którego muszę wykorzystać całą masę skojarzeń aby zapamiętać niektóre chore nazwy xd (i tak mam lepiej niż biolchem pod tym względem) myśląc o erze KENozoicznej wyobrażam sobie ryans goslinga w stroju innuuta bo akurat wtedy polska była wielokrotnie zlodowaciała co przyczyniło się do powstania rzeźby polodowcowej na północy kraju. ogólnie całkiem lubię się uczyć :> tylko nie lubię jak mam zapierdol z dosłownie każdego przedmiotu i czuję jakby brakowało mi miejsca w mózgu na pomieszczenie tego.
27 notes · View notes
happyg-olucky · 20 days ago
Text
Co słychać? Znów mi ten tydzień śmignął nie wiem kiedy.
Ale ogarnęłam trochę zamówień innych swoich rzeczy. Ogólnie sporo pracy i bardzo mnie to cieszy.
Ogarnęliśmy trzy sprawdziany w szkole ( w przyszłym tyg tez trzy), galowe dni, sesja foto w przedszkolu i jakis teatr. Alert wszowy odwołany chwilowo.
Udało się z listy rezerwowej wyhaczyć wizytę Mika na dno oka i umówić na kolejną po receptę na okulary, posypał mu się wzrok o całą dioptrię :/. Fuks z tym terminem w Medicover, bo zaoszczędzone 250 zeta.
W środę D. nie dojechał do pracy, bo mu się sprzęgło w aucie zepsuło ( cos przy sprzegle konkretnie), na skrzyzowaniu przy wjeździe na autostradę. Bosko, ale poradził, ze jakos sie do warsztatu dotoczył i dzis odebralismy naprawione. I tak dobrze, ze nie gdzies daleko w trasie albo na autostradzie, bo to by była wielka dupa i laweta.
Wracam do liczenia kcal przynajmniej tak mniej wiecej i musze sie zmobilizowac do kręcenia gruchą, bo zmarnuje za chwile wszystkie efekty wiosennego schudnięcia.
Tarasu nie posprzątałam do konca :/.
Ramię chyba juz ok, blizna nie wygląda za pięknie, ale juz nie cieknie nic i raczej nie boli.
Kot ostatnią noc spędził zamknięty w szafie :/. Ale mu chyba było dobrze, bo siedział cicho. Jakby chciał wyjsc wydzierałby się i tłukł. Po prostu sobie spał na wełnianym kocyku ( duzo miejsca tam miał pod wieszakiem na spodnie) i dopiero jak my wstalismy zaczął szurać w drzwi.
D. nadal hoduje wąsa. Ja mu wysyłam piosenki o wąsach z you tuba, jak mozna się domyśleć jedna gorsza od drugiej :D Nadal mam stosunek nieokreslony. Ale mówię mu, żeby do tego wąsa zrobił sobie te przepisane okulary, wełniany golf juz mu kupiłam, to będziemy udawać, że mam nowego chłopa :) Po tylu latach powiew świeżości :) Sceptyczny jest co do tych moich wizji :P
Chcielismy wrócić do niegdysiejszej tradycji chodzenia do teatru na moje urodziny, wybrałąm wszystko, napaliłam się, po czym sie okazało, ze cały spektakl wyprzedany. Tak sie rozczarowałam, ze juz nic mi się innego nie podoba, ani nawet nie chce mi się szukać.
Jutro jedziemy na weekend do moich rodziców, będziemy skręcać im meble. Sama ich namówiłam i zmobilizowałam do kupna :P i właściwie tez wybrałam. Teraz zobaczymy jak to będzie wyglądać :P.
No a potem cmentarze do moich dziadków.
A teraz czeka mnie nocna zmiana jeszcze bo przez ten wyjazdowy weekend sie nie wyrobie z robotą na wtorek.
9 notes · View notes
qxvicxa · 3 months ago
Text
Tumblr media
༻ Hejka, jestem vicxa, a to moja historia༺
Wszystko zaczęło się w 2022, w wakacje. Mało z tamtego okresu pamiętam, więc napiszę tylko to co wydaje mi się, że było. Nie wiem dlaczego ale zapragnęłam w tedy mieć ed, ale też schudnąć. Chyba była taka „moda” w tedy . Zaczęłam kombinować, szukać sposobów jak schudnąć,
Zaczęłam ograniczać śmieciowe jedzenie, jeść zdrowiej i zamieniać słodycze na owoce. Chociaż zazwyczaj u mnie w domu nie było spodyczy bo moja mama ich nie kupuje. Nie wychodziło mi to, a ważyłam w tedy 50kg.
Mitem jak byłam zmęczona tym wszystkim, przeszłam na takie recovery tylko po to by bardzo dużo jeść, i przytyłam do 54kg.
Po miesiącu postanowiłam wrócić, i trafiłam na motylki, zaczęłam bardziej grzebać w tymbler, a nawet prowadzić mojego pierwszego bloga. Miałam też opiekują, pomagała mi przez miesiąc,ale z dnia na dzień przestała. Wydaje mi się że w tamtym momencie tumbler się we mnie wrzył. Potem po 3 tygodniach cały czas byłam w kolę napadów i głodówek. Tumbler zaczął mnie męczyć, tak samo jak inne aplikacje do odchudzania. Odinstalowałam wszystkie, i zaczęłam powoli wracać do normalnego jedzenia, ale nadal trochę ćwiczyłam i jadłam zdrowiej. Miałam jaka odrazę do tumbler. Ważyłam w tedy 56kg, ale starałam się nie ważyć. Potem co jakiś czas na +/- 4-5 dni wracałam do ograniczania jedzenia i przestawałam. Działo się to z 5-6 razy.
Aż doszłam do momentu 3 tygodnie temu, kiedy zainstalowałam inne aplikacje do kalori, a potem znowu tumbler. Liczyłam kalorie tydzień, ale nie pomagało mi to, bo nie chciało mi się tego liczyć aż tak. Więc przestałam co było najleprzą decyzją. Potem zaczęłam znów prowadzić bloga ale dosłownie nikt go nie czytał. Dlatego założyłam ten, który prowadzę szczerze i tak jak chciałam, pomagając motylkom.
༻ Oto moja historia, nie wiem czy jest dobrze opisana, ale za jakiś czas znowu ją napiszę. Mam nadzieję że komuś to pomorze <3 ༺
Tumblr media
7 notes · View notes
linkemon · 8 months ago
Text
Neuvillette x Reader
Resztę oneshotów z tej i innych serii możesz przeczytać tutaj. Zajrzyj też na moje Ko-fi.
Some of these oneshots are already translated into English. You can find them here.
Tumblr media
ᴍɪᴌᴏśᴄ́ sᴛᴀɴᴇ̨ᴌᴀ ᴡ ᴅʀᴢᴡɪᴀᴄʜ ɴᴇᴜᴠɪʟʟᴇᴛᴛᴇ'ᴀ. ɴɪᴇsᴛᴇᴛʏ ɴᴀᴊᴡʏᴢ̇sᴢʏ sᴇ̨ᴅᴢɪᴀ ᴢ ᴜᴘᴏʀᴇᴍ ᴊᴇ ᴢᴀᴍʏᴋᴀ. ғᴜʀɪɴᴀ ᴘᴏsᴛᴀɴᴀᴡɪᴀ ᴢᴀɢʀᴀᴄ́ ᴏᴅᴢ́ᴡɪᴇʀɴᴇɢᴏ ɪ ᴘᴏᴍᴏ́ᴄ ᴍᴜ ᴏᴛᴡᴏʀᴢʏᴄ́ ᴊᴇ ɴᴀ ᴏśᴄɪᴇᴢ̇ ʙʏ [ʀᴇᴀᴅᴇʀ] ᴍᴏɢᴌᴀ ᴡᴇᴊśᴄ́. ᴀ ᴊᴇśʟɪ ɴɪᴇ ᴍᴏᴢ̇ɴᴀ ᴅʀᴢᴡɪᴀᴍɪ, ᴛᴏ ᴢᴀᴡsᴢᴇ ᴢᴏsᴛᴀᴊᴇ ᴊᴇsᴢᴄᴢᴇ ᴏᴋɴᴏ…
ᴅᴏᴅᴀᴛᴋᴏᴡᴇ ɪɴғᴏʀᴍᴀᴄᴊᴇ:
ᴏɴᴇsʜᴏᴛ ᴢᴀᴡɪᴇʀᴀ ᴢʀᴏ́ᴢ̇ɴɪᴄᴏᴡᴀɴᴀ̨ ᴍɪᴇsᴢᴀɴᴋᴇ̨ ᴊᴇ̨ᴢʏᴋᴏᴡᴀ̨. ᴄᴢᴇ̨śᴄ́ ɴᴀᴢᴡ ᴡᴌᴀsɴʏᴄʜ ᴢ ɢʀʏ ᴊᴇsᴛ ᴘʀᴢᴇᴛᴌᴜᴍᴀᴄᴢᴏɴᴀ, ᴄᴢᴇ̨śᴄ́ ɴɪᴇ, ᴊᴇśʟɪ ᴍᴏɪᴍ ᴢᴅᴀɴɪᴇᴍ ɢᴌᴜᴘɪᴏ ʙʀᴢᴍɪᴀᴌʏ. ᴅᴏ ᴛᴇɢᴏ sᴀ̨ ᴊᴇsᴢᴄᴢᴇ ғʀᴀɴᴄᴜsᴋɪᴇ sᴌᴏ́ᴡᴋᴀ, ʙᴏ ᴊᴇsᴛᴇśᴍʏ ᴡ ғᴏɴᴛᴀɪɴᴇ. sᴛᴀʀᴀᴌᴀᴍ sɪᴇ̨, ᴢ̇ᴇʙʏ ᴋᴀᴢ̇ᴅʏ ᴡɪᴇᴅᴢɪᴀᴌ ᴏ ᴄᴢʏᴍ ᴍᴏᴡᴀ, ᴡɪᴇ̨ᴄ ᴢ ᴛʏᴍ sɪᴇ̨ ᴍᴏᴄɴᴏ ᴏɢʀᴀɴɪᴄᴢʏᴌᴀᴍ.
sʜᴏᴛ ʀᴏᴢɢʀʏᴡᴀ sɪᴇ̨ ᴘʀᴢᴇᴅ ғᴀʙᴜᴌᴀ̨ ᴀʀᴄʜᴏɴ ǫᴜᴇsᴛᴏ́ᴡ ɪ ᴡ ᴢᴀsᴀᴅᴢɪᴇ ɴɪᴇ sᴘᴏɪʟᴇʀᴜᴊᴇ ɴɪᴄᴢᴇɢᴏ ᴀ ᴊᴇᴅʏɴɪᴇ ɴᴀᴘʀᴏᴡᴀᴅᴢᴀ ɴᴀ ᴛᴏᴢ̇sᴀᴍᴏśᴄ́ ɴᴇᴜᴠɪʟʟᴇᴛᴛᴇ'ᴀ, ᴡɪᴇ̨ᴄ ᴋᴀᴢ̇ᴅʏ ᴍᴏᴢ̇ᴇ ɢᴏ ᴘʀᴢᴇᴄᴢʏᴛᴀᴄ́.
Nisko przelatujące książki nigdy nie stanowiły wielkiego zagrożenia dla Fontaine. A przynajmniej tak myśleli pracownicy Palais Mermonia do ostatniego tygodnia.  
— Ile to jeszcze potrwa? — szepnęła młoda dziewczyna do siebie, taszcząc stos dokumentów.  
Na odpowiedź nie musiała długo czekać.
— Gdzie jest następna część?! — dramatyczny głos dobiegł zza drzwi, a zaraz po nim najnowsza nowelka z Inazumy wyleciała drzwiami. 
Kartki zafurkotały w powietrzu. Starsza stażem koleżanka pociągnęła młodszą do tyłu. Cudem uniknęły nagłego spotkania z literaturą. A konkretniej z najlepiej sprzedającym się ostatnio romansem z Nacji Wieczności.  
— Lady Furino, niestety to była ostatnia część. Kontaktowaliśmy się z Yae Publishing House, ale Zhenyu nie ma jeszcze w planach wydania następnej, bo to nowa seria — tłumaczył cierpliwie mężczyzna za drzwiami.  
— Ach! Nie pojmujesz powagi sytuacji… To nie była zwykła lektura, a uczta dla wyobraźni. Pobudzająca zmysły rozprawa o doniosłych czynach. Dwójka tragicznych kochanków połączona przez los. Ich emocje nie mogły ujrzeć światła dziennego. Teraz cierpią i nawet nie wiedzą, czy przeznaczenie znów postawi ich na wspólnej drodze! Bez kolejnej części w moim życiu zostaje NUDA! Brzydka, naga i szara rzeczywistość!  
Archonka bezradnie rozłożyła się na miękkiej sofie. Jej głowa zwisała w dół, a noga dyndała miarowo za oparciem. Jej strój zdawał się zlewać z niebieskim obiciem. Tym samym tworzyła niejako jedność z meblem. Bardzo żałośnie niezadowoloną jedność.  
— Tak, ale nic z tym nie możemy zrobi…  
— Toodaloo! — sugestywnie wyprosiła pracownika z pokoju.  
Gdy już miał z westchnieniem ulgi przekroczyć próg drzwi, zatrzymał go głos archonki.  
— STÓJ!  
Miał tylko nadzieję, że nie będzie musiał szukać kolejnej serii. Lady Furina przeczytała chyba wszystkie możliwe dramaty, a o kiepskich nawet nie chciała słyszeć.  
— Co tu robi mademoiselle [Reader] kolejny raz w tym tygodniu? — Zmrużyła oczy, jak gdyby miało jej to pomóc poznać odpowiedź.  
Istotnie, przed drzwiami przemknęła jedna z naczelnych pracownic Opery Epiclese. Furina występowała na deskach opery wiele razy. Nie mogła jednak powiedzieć, że znała ją wyjątkowo dobrze. Kobieta nie zajmowała się sztuką, a była kimś w rodzaju łącznika pomiędzy pałacem a sądem. W dodatku zwykle siedziała po uszy zakopana w dokumentach z rozpraw. Tym bardziej wyjątkowe było, że ostatnio pojawiała się tu prawie za każdym razem, gdy archonka wyrzucała kolejną część serii drzwiami.  
— Mademoiselle [Reader] ma ostatnio dużo pracy. Chyba jest tym wszystkim przytłoczona. Ostatnio nawet była chora. Zdaje mi się, że ma wiele spraw do ustalenia z monsieur Neuvillettem i…  
— AHA! A więc to tak! — Furina zeskoczyła z sofy, jak gdyby wstąpiła w nią nowa energia.  
— Tak to znaczy jak? — spytał zdezorientowany mężczyzna.  
— Czyż to nie oczywiste?! To tylko przykrywka. Musi być zakochana w naszym drogim Iudexie! — oznajmiła, porywając talerzyk z kawałkiem tortu ze stolika. Wepchnęła sobie ciasto do ust. Wyglądała na niezwykle szczęśliwą.  
— Mnie się wydaje, że to prostu…  
— Ćśśś. — Wcisnęła mu babeczkę w rękę. — Nie wolno stawać na drodze miłości. Należy szerzej otworzyć jej drzwi. A jak znam naszego drogiego sędziego, to zamknie jej te wrota tuż przed nosem. Na szczęście jestem ja i zagram najlepszego odźwiernego z możliwych! — To mówiąc, wybiegła przez drzwi.  
— To się nie może dobrze skończyć. — Mężczyzna potarł skroń. Ostatecznie jednak zjadł babeczkę i kącik jego ust poszybował w górę.  
***  
— Powinien gdzieś tu być… — [Reader] rozmyślała na głos.  
— Czego pani szuka, mademoiselle [Reader]?  
Spokojny, znajomy ton mógł należeć tylko do jednej osoby. Zresztą mało kto zostawał w pracy po godzinach w Palais Mermonia. Zwłaszcza biorąc pod uwagę, że nie zapowiedziano jeszcze żadnej nowej rozprawy.  
— Dobry wieczór, monsieur Neuvillette.  
Istotnie, nie pomyliła się. Zza przeszklonych drzwi wyłonił się Iudex Fontaine. Jego krok był tak samo dostojny jak zawsze. Nawet pomimo widocznego po całym dniu pracy zmęczenia.  
— Szukam parasolki — wyjaśniła, rzucając tęskne spojrzenie w stronę pustego stojaka.  
W Fontaine zdarzały się wielkie ulewy. Kobieta nie powiedziałaby, że był to najgorszy deszcz, jaki widziała. Jednak myśl, z czym spotka się po wyjściu znad okrycia niewielkiego daszku, nie napawała jej optymizmem. Niedawno była chora. Wizja tak szybkiej powtórki z rozrywki nie mieściła się w jej planach. Kichanie na państwowe dokumenty nie wydawało się dobrym pomysłem.  
— Czy była długa i czarna? — spytał mężczyzna.  
— Dokładnie! Widział ją pan?  
— Zauważyłem ją w moim biurze przed wyjściem. Nie wiedziałem, że należy do pani. Pomyślałem, że ktokolwiek jest właścicielem, pewnie już wyszedł.  
— Hmmm… Szczerze mówiąc… to trochę dziwne. Nie przypominam sobie, żebym zabierała ją ze sobą do środka. Mogłabym przysiąc, że zostawiłam ją przed wyjściem.  
— Jeśli tu pani zaczeka, to spróbuję znaleźć tego, kto ma dzisiaj klucz…  
— Niech się pan nie kłopocze. Wszyscy wyszli do domów kilka minut temu. Zabiorę ją jutro.  
[Reader] i Neuivillette stali przez chwilę w całkowitej ciszy. Kobieta wydawała się walczyć ze sobą. Grube, ciężkie krople wciąż spadały na chodnik. Przeczekanie nie wchodziło w grę, ale mogła jeszcze parę sekund nacieszyć się suchym ubraniem.  
— Ekhem — odchrz��knął Neuvillette po chwili — zmoknie pani. Proszę przynajmniej przyjąć mój płaszcz.  
Materiał był gruby, miękki i ciepły. Kobieta z wahaniem przyjęła ubranie.  
— Wtedy pan zmoknie, a na to się nie zgodzę — stwierdziła. — Może się podzielimy?  
— Podzielimy? — powtórzył bezwiednie mężczyzna.  
Czy tak postępowali ludzie? Nie był pewien. Wiedział, że był to po prostu miły zwyczaj. Z drugiej jednak strony w ciągu wielu lat życia nie miał jeszcze okazji samemu oddać komukolwiek ubrania. A już na pewno nie próbował się nim dzielić.  
— Mówiłeś kiedyś, że lubisz deszcz, monsieur, ale przesadą byłoby cię puścić bez niczego w tę ulewę.  
[Reader] zarzuciła połowę płaszcza na jego głowę, drugą zaś przykryła siebie. Każde z nich było przykryte jedynie w części. Nie był to najlepszy pomysł, jednak przynajmniej wydawał się sprawiedliwy. W ten sposób ruszyli żwawym krokiem po schodach.  
Neuvillette nie pamiętał, kiedy dokładnie powiedział kobiecie o tym, że nie miał nic przeciwko deszczowi. Nie sądził, by ktokolwiek to zapamiętał. A starał się nie udzielać zbyt wiele informacji, które mogłyby kogokolwiek naprowadzić na temat jego prawdziwej tożsamości. Nie było to zresztą istotne. To za mało, by ktoś mógł coś stwierdzić. Pogrążony w rozmyślaniach, prawie nie zauważył, jak [Reader] ledwo za nim nadąża. Bądź co bądź, był znacznie wyższy od każdego mieszkańca Fontaine.  
Wystarczył jeden nieostrożny ruch. [Reader] poczuła, jak betonowy schodek ucieka jej spod nóg. Próbowała rękami wyratować sytuację. W jej głowie pojawiła się jedynie myśl, że mogła to przynajmniej zrobić w połowie, a nie prawie na samym dole schodów jak ostatnia ofiara. Mentalnie przygotowała się na ból. Ten jednak nie nadszedł. Monsieur Neuvillette złapał ją w talii zanim jej twarz spotkała się z twardą ziemią.  
— Wszystko w porządku? — upewnił się, na co odpowiedziało mu kiwnięcie głową.  
Ruszyli dalej przez ulice miasta. Niewiele osób spacerowało w tę pogodę. Ci, którzy jednak się na to zdecydowali, z zainteresowaniem gapili się w stronę pary skrytej pod płaszczem. Niektórzy rozpoznali sędziego. Kobieta zerkała w stronę swojego towarzysza, ale tak jak przypuszczała, nie wydawał się być tym poruszony. Miała tylko nadzieję, że wśród przechodniów nie było żadnego dziennikarza ze Steambird, bo inaczej trafią jutro na pierwsze strony w najgłupszy z możliwych sposobów.  
Obok nich śmignęło dziecko. Blondyn zdawał się mieć na oko kilkanaście lat. Obok niego zaś przemknął dziwny blaszany stworek. Jeśli się nie myliła, wyglądał na pingwina.  
— Hydro smoku, hydro smoku… — zaczął cicho.  
— …nie płacz! — zakończyła głośno [Reader].  
Zdawał się być wystraszony tym, że w ogóle zwróciła na niego uwagę. Ze spuszczoną głową odbiegł w sobie tylko znanym kierunku.  
— Ups, chyba go wystraszyłam. — Spojrzała na swojego towarzysza.  
Mężczyźnie przyszło do głowy, że może nie on jeden nie zawsze do końca wie co i jak należy powiedzieć  
— Wierzy mademoiselle w tę rymowankę? — spytał.  
— Smoki chyba lubią deszcz, ale czasem zastanawiałam się, czy to naprawdę nie są jego łzy. Jeśli wciąż tu jest i opiekuje się Fontaine tak jak monsieur i lady Furina, to myślę, że to naturalne chcieć go pocieszyć w smutku.  
To był pierwszy raz, gdy słyszał taką odpowiedź. Zwykle ludzie uznawali to po prostu za magiczną inkantację mającą powstrzymać deszcz. Za coś, co miało odegnać zło. Deszcz, za którym nie przepadali. Jego uczucia stanowiły dla nich niedogodność. A trzymanie na wodzy kotłujących się w nim, momentami nieznanych emocji bywało trudne. Sam fakt, że pogodą często unieszczęśliwiał część miasta, już nakładał na niego presję. By trzymać wszystko pod kontrolą i być spokojnym za wszelką cenę.  
— Myślę, że smok byłby wdzięczny za pani troskę. — Z tymi słowami zostawił [Reader] pod drzwiami mieszkania, po czym ruszył dalej mokrymi ulicami Fontaine.  
***  
— Witam w Butiku Chioriya, w czym mogę służyć? — standardowa formułka poniosła się echem, gdy tylko [Reader] przekroczyła próg sklepu.  
Nie mogła dojrzeć ekspedientki. Półki wypełnione były po brzegi belami materiału. Dopiero w następnym pomieszczeniu, pośród manekinów, koronek, gorsetów i krynolin, odnalazła znajome twarze. Co ciekawe, nie tylko Eloffe, którą spodziewała się spotkać.  
— Mademoiselle [Reader]! — Sedene i Sigewinne przywitały się zgodnie.  
— Dzień dobry. Co to za zakupy? — spytała kobieta, nachylając się delikatnie nad dużo niższymi towarzyszkami.  
Meluzyny przyglądały się zawzięcie otwartej szufladzie. W równych rzędach poukładano w niej kokardy i wstążki. [Reader] nie wątpiła, że Eloffe spędziła sporo czasu, by wszystkie prezentowały się jak należy. Mnogość kolorów i kształtów sprawiała, że trudno było oderwać od nich wzrok.  
— Próbujemy znaleźć prezent. Nie możemy się zdecydować, która wstążka jest najładniejsza. Na szczęście mamy dzisiaj wolne — dodała Sedene.  
Meluzyna poprawiła mundur. Był to nawyk, który wyniosła z biura, gdzie dnie spędzała w recepcji. Ubranie mięło się od długiego siedzenia.  
Podrapała się za uchem.  
— A która pani się podoba? — spytała.  
[Reader] popatrzyła przed siebie, dostając oczopląsu. Nie wiedziała, dla kogo właściwie miał być prezent. Z góry założyła, że chodzi o inną meluzynę. Być może z wioski. Zdarzało się, że koleżanki, które zaadaptowały się do życia w stolicy, odwiedzały te, które wolały spokój i ciszę w podwodnej wiosce.  
— Ta jest całkiem ładna.  
Niebieska wstążka zwinięta w kokardę ozdobiona była pojedynczą różową muszlą. Nie było to coś, co ubrałaby połowa modnej socjety w Fontaine, ale kobieta wiedziała doskonale, że meluzyny postrzegają świat w innych, nie zawsze typowych kategoriach. Biorąc pod uwagę, jak mocno były związane z morzem, wybór wydał jej się bardzo trafiony.  
— Weźmiemy ją — rzuciła bez zastanowienia Sigewinne. — Monsieur Neuvillette będzie zadowolony.  
Gdyby szczęka rzeczywiście mogła opadać do ziemi jak w malutkich komiksach drukowanych na ostatniej strony gazety Steambird, [Reader] była pewna, że jej właśnie tam by leżała. Nie potrafiła sobie wyobrazić Iudexa Fontaine w tej wstążce do włosów. Pasowała ona meluzynom, ale jemu? Spojrzała na zadowolone towarzyszki. Nie miała serca powiedzieć im, że to może jednak nie najlepszy pomysł. Wydawały się bardzo szczęśliwe z faktu, że wreszcie podjęły trudną decyzję. Wkrótce malutkie pudełko trafiło w niewielkie, niebieskie łapki.  
[Reader] oddała swój pracowniczy uniform do naprawy. Ku jej zdziwieniu, przed sklepem nadal stały meluzyny.  
— Właściwie mam do mademoiselle prośbę — zaczęła Sigewinne. — Muszę wracać już do Fortecy, a Sedene też nie ma czasu.  
— Nie mamy? — zamrugała niebieska meluzyna.  
— Nie mamy — podkreśliła koleżanka. — I dlatego pomyślałam, że może pani zaniosłaby prezent. Monsieur czeka w kawiarni Lutece. Będziemy bardzo wdzięczne. O ile dobrze rozumiem, tak definiuje się ludzką wdzięczność…  
— Czy Sedene nie mówiła przypadkiem, że macie wolny dzień… — [Reader] nie dokończyła zdania, bowiem pudełeczko zostało jej wsunięte w dłonie, a meluzyny z głośnym pożegnaniem zniknęły za rogiem.  
Tak więc skierowała swoje kroki w stronę kawiarni. Trudno było przegapić Najwyższego Sędzię. Siedział przy podwójnym stoliku, zapatrzony w ulicę.  
— Monsieur Neuvillette.  
— Mademoiselle [Reader] — Mężczyzna wydawał się lekko zaskoczony jej widokiem, a nie było to częste.  
— Przynoszę panu prezent. Sigewinne i Sedene bardzo chciały go panu wręczyć, ale niestety nie mogły się zjawić.  
Maleńkie zawiniątko trafiło do jego ręki. [Reader] zdawało się, że ich palce zetknęły się na zdecydowanie dłużej niż naprawdę było to konieczne. To wrażenie jednak szybko minęło.  
— Czy coś się stało?  
— Nie sądzę, choć zachowywały się dziwnie. Sedene mówiła coś o dniu wolnym, ale Sigewinne nagle stwierdziła, że jednak muszą wracać. Mam nadzieję, że w Fortecy wszystko w porządku.  
Meluzyny zawsze pamiętały o swoich obowiązkach. Zazwyczaj były wyjątkowo oddane swojej pracy, nieważne jakiego zawodu ona dotyczyła.  
Neuvillette pokiwał jedynie głową. Domyślił się, o co dokładnie chodziło, jednak nie mógł tego powiedzieć na głos. Sigewinne zrobiła to celowo. Już od jakiegoś czasu nagabywała kobietę niejako w jego zastępstwie. Nawet zaaranżowała wykład o kosmetykach po tym jak [Reader] wspomniała, że chciałaby umieć lepiej się malować. Meluzyna próbowała lepiej zrozumieć kim jest i co dokładnie dzieje się między nią a Iudexem Fontaine. Prawda natomiast wyglądała tak, że działo się niewiele i zbyt wolno jak na jej gust. Dlatego z uporem starała się delikatnie popychać dwójkę we wspólnym kierunku. Zwykle jednak z marnym skutkiem.  
— Wriothesley z pewnością poradzi sobie z każdym problemem, jeśli takowy powstanie. Niech pani usiądzie — zachęcił mężczyzna.  
Kobieta rozejrzała się po zacienionym przez parasolkę stoliku i spostrzegła niewielką karteczkę. Złotą kursywą wypisane było imię Sedene. Najwidoczniej rezerwacja była przewidziana właśnie dla niej.  
— Nie chciałabym przeszkadzać.  
— Mademoiselle nigdy nie mogłaby mi przeszkadzać. — Neuvillette spojrzał jej prosto w oczy, po czym odbył krótką rozmowę z kelnerem.  
— Będąc szczerym, dostałem zaproszenie dla dwojga do kawiarni i chciałem tu panią zaprosić, ale widziałem, że miała pani zaplanowany na dzisiaj transfer dokumentów, więc zrezygnowałem.  
Była to prawda. Niemniej pominął w opowieści moment, w którym po prostu wahał się, by zadać pytanie. W końcu w ostateczności kobieta mogła wziąć wolne, by się z nim spotkać, gdyby naprawdę chciała. Pytanie brzmiało właśnie, czy na pewno chciała. Nie był do końca pewny, czy pragnie znać odpowiedź…  
— Cóż… Tak się złożyło, że transfer przesunięto, więc pewnie rozprawa się opóźni. Na szczęście nie jestem jedyną pracownicą Opery. Ktoś zrobiłby to za mnie, gdyby zaszła taka potrzeba. Na przykład gdybym została zaproszona do kawiarni…  
Neuvillette nie zdążył odpowiedzieć. Kelner przyniósł na tacy kryształowe kieliszki. [Reader] zajrzała zaciekawiona, oceniając zawartość.  
— To nowy rodzaj Fonty? — spytała, wąchając.  
— To woda. Lubię degustować wodę. Można powiedzieć, że to takie moje hobby — odchrząknął. — Jeśli pani zechce, to zamówię coś innego…  
Nie spodziewał się, że [Reader] będzie dzisiaj obecna. Dlatego z wyprzedzeniem poinformował kelnera, że z Sedene będą pić wodę. Dla meluzyny nie byłoby to dziwne, ponieważ potrafiły wyczuć subtelne różnice, których ludzie zwykle nie byli w stanie. Mało kto poza nimi jednak reagował normalnie na jego pasję. Nie spotykał się ze zrozumieniem w tej kwestii, więc zwykle trzymał ją dla siebie.  
— Nie trzeba! — zaprotestowała gwałtownie. — To znaczy… nie jestem koneserem i nie wiem, na ile coś poczuję, ale spróbuję. A jeśli się nie uda, to po prostu mogę posłuchać. — To mówiąc, wzięła łyk wody z jednego kieliszka, po czym z następnego.  
Przez moment przybrała poważną minę, jakby ważąc smaki.  
— Nic z tego, dla mnie smakują tak samo. — Zaśmiała się cicho.  
— Woda z Inazumy ma głęboki, wyraźny smak, jak żadna inna. Ta z Sumeru to bogaty i skomplikowany bukiet. Trzeba ją pić powoli i długo, żeby zrozumieć. Dlatego nie ma co się poddawać. Niech pani weźmie łyk. I kolejny, za chwilę.  
Kobieta pokiwała głową. Neuvillette zaś odpakował w końcu małe pudełeczko. Wstążka wyglądała inaczej niż te, które zwykle dostawał od meluzyn. Różowa muszelka brzęknęła cicho. Przypominała mu zew morza. Przez chwilę zapragnął do niego powrócić.  
— Mam nadzieję, że nie jest zła. To ja ją wybrałam. Nie wiedziałam, dla kogo będzie prezent, a Sigewinne i Sedene poprosiły mnie o radę i tak jakoś wyszło.  
— Jest piękna — stwierdził.  
Jednak jego wzrok wcale nie był skierowany na wstążkę. [Reader] zauważyła to i nerwowo spojrzała w bok, zakładając jednocześnie włosy za ucho.  
— Może pomogę ją założyć? — zaproponowała, by przerwać ciszę.  
Podeszła do stolika z drugiej strony. Ściągnęła starą wstążkę i ostrożnie odłożyła ją do pudełka. Kaskada długich, srebrzystych włosów powiewała delikatnie na wietrze. Po chwili ozdobiła je różowa muszelka. Neuvillette odwrócił głowę, zapewne z myślą, że to już koniec. Nie zauważył jednak, że [Reader] chciała jeszcze coś poprawić. Jego twarz napotkała parę błyszczących w skupieniu oczu. Byli tak blisko siebie, że niemal mógł poczuć jej oddech. Czuł ciepło wstępujące na policzki. Odległość gwałtownie się zmniejszała. Czy to był ten stan, o którym tak często słyszał, ale którego nie był w stanie dotąd pojąć? Niewytłumaczalna fascynacja, która przyciągała do siebie i nie pozwalała uciec?  
— Mogę państwu w czymś jeszcze pomóc? — Na dźwięk słów kelnera gwałtownie się odwrócił. Jeśli było coś, czego tego dnia żałował, to że pracownik pojawił się akurat w tym miejscu, o tej porze.  
***  
[Reader] rozejrzała się dookoła niepewnie. Lady Furina gorąco zapewniała ją, że monsieur Neuvillette potrzebuje pomocy i z pewnością będzie w tej okolicy. Nawet zaoferowała, że ją podprowadzi, bo ma niedaleko coś do załatwienia. Mimo tego spaceru ani razu nie wspomniała, na czym właściwie pomoc ma polegać. Za każdym razem, gdy już miało paść pytanie, zbaczała z tematu. Nie byłoby przesadą powiedzieć, że archonka nie ucichła ani na sekundę, nie dając jej dojść do słowa.  
Kobieta nie była tu od bardzo dawna, więc szła brzegiem morza, by mieć pewność, że się nie zgubi. Fale miarowo obmywały złocisty piasek. Słońce przyjemnie grzało, odbijając blask wody. Byłaby zachwycona widokiem, gdyby nie to, że nie mogła znaleźć mężczyzny, a coraz bardziej oddalała się od miasta. Zmęczona przysiadła przy jednej z szarawych skał.  
— Argh! — głośny dźwięk dobiegł zza jej pleców.  
Odwróciła się gwałtownie. Jak się okazało, miała towarzystwo. Za niewielką skałą siedział pokaźny Blubberbeast. Plasnął płetwami po brzuchu i zaciekawiony przekrzywił głowę. Pewnie zostawiłaby go w spokoju, gdyby nie to, co znalazła za nim. Obok zwierzęcia powstawała wieża. Nie byle jaka jednak. Stosik powiększał się z minuty na minutę. Składał się głównie z ostryg. Między nimi trafiały się też wodorosty i muszle, ale w piasku dostrzegła także kilka pereł. Co chwila z wody wychodziło nowe zwierzę, a każde z nich niosło kolejny morski skarb. Biała wydra zwinnie wyskoczyła z morza i co sił w małych nogach podreptała dołożyć swój. Spojrzała na [Reader] i wydała świszczący dźwięk. Zaraz potem Blubberbeast podszedł do kobiety. A po nim z morza wychyliły się kolejne. Dołączyła też grupa krabów, klekocząc szczypcami. Czuła się osaczona. Nigdy nie słyszała o takim fenomenie i już miała powoli zacząć się cofać, gdy wydra złapała ją za nogę. Położyła u jej stóp wodorosty. Spomiędzy nich zaś wystawał sznur mlecznobiałych pereł. Co ciekawe nanizane były na srebrny łańcuszek, przez co zaczęła się zastanawiać, skąd w ogóle zwierzęta go mają.  
— To dla mnie? — spytała z niedowierzaniem.  
Blubberbeast poklepał się po brzuchu, a jego towarzysze za nim. Uznała to za potwierdzenie i założyła naszyjnik.  
Wtem z oddali usłyszała głosy. Mężczyźni wyglądali podejrzanie. Ich ubrania nie sugerowały mieszkańców stolicy. Obdarte koszule i spodnie nie wróżyły nic dobrego, o czym przekonała się, gdy ujrzała broń w ich rękach.  
— Widzicie to? — spytał najwyższy mężczyzna. — Trafił nam się łup, chłopcy.  
Wyglądał na szefa grupy. Jego oko zdobiła szrama, a twarz paskudny uśmiech. Podszedł do stosu skarbów, zgarnął kilka pereł i ugryzł jakby sprawdzał złoto. Zwierzęta wydały ostrzegawcze dźwięki. Nie trzeba było być zoologiem z Instytutu by domyślić się, że bardzo im się to nie spodobało.  
Pierwszą myślą [Reader] była ucieczka. Nie zdążyła jednak wykonać żadnego ruchu. Powietrze zrobiło się wilgotne. Poczuła intensywny zapach słonej, morskiej wody. Jej kropelki zdawały się przez chwilę unosić w powietrzu. Jakby ktoś na moment zatrzymał czas. Zaraz potem cała trójka napastników została powalona w jednej chwili przez strumień wody. Za nim zaś dostrzegła znajomą twarz.  
— Monsieur Neuvillette. — [Reader] odetchnęła z ulgą.  
— Mademoiselle [Reader], co pani tu robi?  
Nie mogła mu powiedzieć, że lady Furina ją tu zaprowadziła. Archonka wyraźnie podkreślała, że nie jest to dobrym pomysłem. Jest to wręcz tragicznie beznadziejnym, pełnym zawiłości, których nie ma czasu wykładać, prowadzącym do niepotrzebnych nieporozumień pomysłem… Rozumie pani?  
— Tak jakoś wyszło... — stwierdziła niemrawo.  
— Cieszę się, że nic pani nie jest.  
Neuvillette spojrzał na jej szyję, później na stosik skarbów, a następnie na cały zwierzęcy orszak.  
— Dostała pani swój prezent odrobinę wcześniej niż planowałem…  
Kobieta odruchowo złapała się za biżuterię.  
— Jak pan je wszystkie nakłonił, żeby… Och — dotarło do niej.  
Brzydka pogoda po rozprawach. Fakt, że był w stanie używać mocy hydro bez wizji. To jak doskonale dogadywał się z meluzynami i sprawiał, że morskie zwierzęta go słuchały. Teraz wszystko miało sens.  
— Jeszcze o tym porozmawiamy, ale najpierw chciałbym coś powiedzieć. — Spojrzał jej prosto w oczy. — Wie już pani, że nie jestem człowiekiem. Dlatego emocje, które się z tym człowieczeństwem wiążą, nie zawsze jestem w stanie od razu zrozumieć. Zwlekałem, bo chciałem mieć pewność, że to, co powiem, będzie naprawdę odzwierciedlać to, co czuję. Jestem zauroczony. Widzę panią w miejscach, w których pani nie ma, i w rzeczach, których pani nie dotyka. Przechodzę ulicami Fontaine, z myślą, że panią spotkam, a potem zastanawiam się, co bym powiedział, gdybyśmy się zobaczyli. I nawet, gdy już ułożę coś w głowie, nie jestem w stanie tego wypowiedzieć, kiedy naprawdę się widzimy. Jeśli jest przestępstwo, za które powinna być pani skazana, to byłaby to kradzież mojego serca, ale wiem, że nie potrafiłbym wydać wyroku. Dlatego niech pani osądzi mnie. — Z tymi słowami klęknął przed nią i ujął ją za dłoń.  
[Reader] nie mogła się pozbyć wrażenia, że lady Furina musiała podrzucić romantyczne nowelki z Inazumy na biurko Neuvillette’a gdzieś pomiędzy dokumentami. Nie miała jednak zamiaru narzekać.  
— Niewinny. — Uśmiechnęła się delikatnie. — Na początek możemy przejść na ty…  
***  
— Co to ma w ogóle być? Co za beznadzieja. Totalna tragedia. Koniec świata! Jak można być takim… ARGH… Ignorancja szerzy się w Fontaine, a wspaniałe wysiłki wybitnych ludzi, którzy próbują walczyć z szarą, nudną rzeczywistością, nikną w mroku. Toż to jest wymiar rozpaczy, który niewielu pojmie…  
Furina z grymasem niezadowolenia siedziała na wyściełanym błękitnym materiałem parapecie. Z wyrazem twarzy mówi��cym więcej niż tysiąc słów utyskiwała na brak efektów wielkiego matrymonialnego planu, który knuła przez ostatnie tygodnie. W jej ręku spoczywała babeczka, gorzka i czarna jak jej dusza w tym momencie, czego nie omieszkała podkreślać głośno i wyraźnie swoim pracownikom.  
— Zostawiłam parasolkę na biurku, ale totalnie ją olał, a ona nawet nie raczyła się pofatygować do biura. Dałam mu dzień wolny i podwójne zaproszenie do kawiarni Lutece. Kogo zaprosił? Meluzynę. Dosłownie zaprowadziłam ją w miejsce, gdzie siedział cały ranek, stałam tam przez tyle czasu, a i tak nic z tego, bo postanowiła posiedzieć ze zwierzętami. — Wepchnęła sobie babeczkę do ust. — Czy są skazani na tragiczną miłość? Czyż nie jestem najlepszą archonką? — spytała wchodzącego właśnie do pokoju strażnika.  
Mężczyzna szybko zrozumiał kontekst sytuacji. Nie żeby w ostatnim czasie w pracy miał jakikolwiek inny temat do plotek. Knowania archonki Fontaine, choć próbowały, nie były aż tak tajne. Połowa ludzi w Palais Mermonia z pewnością widziała jej starania i oczekiwała rezultatów. Przynajmniej książki nie latały nad ich głowami tam i z powrotem. A to już był jakiś sukces sam w sobie.  
— Jest pani najlepszą archonką, lady Furino — to mówiąc, położył kryształowy klosz pełen ciepłych, ciemnobrązowych babeczek wprost z pieca.  
— Zaraz… Chwila moment… — Furina gwałtownie przykleiła nos do szyby.  
Wytrzeszczyła oczy w niedowierzaniu. Na samym dole stało dwoje ludzi. Rozpoznałaby ich z daleka. [Reader] rozejrzała się na boki, jakby szukała gapiów dookoła siebie. Gdy upewniła się, że nikogo nie ma, złożyła delikatny pocałunek na policzku mężczyzny. Nikogo innego jak Iudexa Fontaine, który z maleńkim uśmiechem obejrzał się za nią po raz ostatni i wszedł do budynku.  
— CO! — poniosło się echem po pokoju.  
Do pomieszczenia jak na zawołanie wpadło kilkoro strażników pełniących wartę na korytarzu.  
— Wszystko w porządku, moi drodzy! — odchrząknęła Furina. — Otóż nadeszła wiekopomna chwila, albowiem pomogłam zatryumfować miłości. Niczym mistyczny kupidyn zesłany z góry do maluczkich, którzy nie chcą przyjąć tego uczucia. Pamiętajcie, kiedy drzwi są zamknięte, ta magiczna siła wedrze się do was oknem! Bowiem nie ma nic silniejszego od miłości!  
Strażnicy zamrugali zaskoczeni i pokiwali głowami, chowając broń. Za każdym razem, kiedy nie rozumieli poetyckich słów lady, po prostu się z nią zgadzali. Nie zawsze musieli wiedzieć, o czym dokładnie były.  
— Proszę skontaktować się z panną Charlotte i zaprosić ją do pałacu natychmiast na prywatną audiencję. Oczekuję, że jutro z rana każdy w Palais Mermonia dostanie wydanie Steambird. Ktokolwiek się tym zajmie, ma stać w kolejce pod samymi drzwiami o świcie, zanim prasy ruszą, rozumiemy się?  
— Tak jest, lady Furino! — zasalutowano chórem.  
— A w następnym musicalu zagram odźwiernego! — dodała. 
16 notes · View notes
myslodsiewniav · 6 months ago
Text
29 maja 2024r.
Wszystko, co związane z zaliczeniem przedmiotu dotyczącego pisarstwa jest kurcze, jak z bajki!
Napisałam opowiadanie. Check. Napisałam krótkie opowiadanie. Check. Ubrałam to w atrakcyjną szatę graficzną. Check.
No i wysłałam na maila do wykładowcy.
Ale przy tym też wydrukowałam (w formie magazynu na 26 stron!) i zaniosłam do mojego pana wykładowcy. OMG ten facet jest fantastyczny, kreatywność niesamowita, uśmiech ciepły.
Anyway - pojechałam na uni, by mu dostarczyć dedykowany jemu samemu egzemplarz magazynu, który tworzę przecież od miesiąca. Myślałam, że będę go szukać po piętrach. Ale nie. Ledwo weszłam za bramę i widzę go! Siedział sobie samotnie, na ławeczce pod drzewkiem, czytał coś na telefonie. Jak w grze! Jak jakiś NPC - serio, po prostu możesz podejść i zapytać "Pohandlujemy?" lub "Pokaż mi swoje towary!". Jak z bajki normalnie.
Do tego ubrany bardzo młodzieżowo - jak punk: buty wprawdzie wygodne, sportowe, do tego spodnie rurki. Czarne. T-shirt z jakimś nadrukiem nazwy zespołu. Czarny. A na to ciemnoniebieska, jeansowa kurtka z rzędem ozdobnych agrafek na rękawach. No i oczywiście: siwa broda i okulary-połówki, jak u Dumbledora. Wiek i postura też się zgadzają - staruszek (jest starszy od moich rodziców, ale młodszy od mojej babci) o uśmiechu, który mógłby zapalać światła! Ale dopiero teraz (w sensie, że dzisiaj) miałam okazję podziwiać jego fryzurę (jakoś podczas zdalnych wykładów nie widziałam co pan miał na głowie). Myślałam, że tam zejdę z zachwytu! On jest ostrzyżony na Kmicica, na sarmatę, na Olgierda von Everca!
Każdemu życzę takiego profesora (który, kurcze, nie jest nawet doktorem, a który wzbudza większy szacunek i większą sympatię niż wszyscy moi wykładowcy z architektury razem wzięci)!
Tumblr media
Zajęłam mu chwileczkę, pod tym drzewkiem.
Zachwycił się moim pieskiem (mój piesek oczywiście nie zachwycił się nim xD).
Dostał do rąk mój "magazyn" i upewnia się, czy jestem tą studentką, która zalicza przedmiot w trybie indywidualnym, bo uczy się fotografii. Tak, wszystko się zgadza, potwierdziłam. A on na to, że to miłe, że wydrukowałam mu magazyn ze swoimi zdjęciami, docenia, ale wolałby, abym dostarczyła mu teksty. A do tego chce wiedzieć od kiedy pracuję dla National Geografic, bo to super sprawa i mi gratuluje, że w takim magazynie są publikowane moje zdjęcia.
Chwilę zajęło zanim wyjaśniłam, że nie robię go w balona, że przeciwnie: wykonałam zadanie, napisałam teksty i je umieściłam w wymyślonym przez siebie, samodzielnie zaprojektowanym i zilustrowanym własnymi zdjęciami magazynie, który tylko wizualnie przypomina National Geografic. Dla żartu. Oczywiście mogę wysłać mu teksty w wordzie, pewnie, nie ma sprawy. Chciałam się po prostu z nim podzielić humorem, zabawą konwencją, bo wierzę, że on to doceni.
I docenił! :D Tak się cieszę!
W końcu, jak przeglądał kolejne strony i zwracał mi uwagę na błędy (AAAAAAAAA! Muszę poprawić, nie zauważyłam i moja korekta też) to znowu zaczął się chichrać i przyznał, że wie, którą studentką jestem i jaki przedmiot prowadzi u mnie. I cieszy się, że jego zajęcia tak bardzo mi się podobały.
Na pewno dostanę dłuuuuuugą listę konstruktywnej krytyki mojego opowiadania, ale bardzo mnie to cieszy.
-----
Po wyjściu z uni znowu próbowałam złapać telefonicznie moją mamę.
To jaką ekwilibrystykę musieliśmy odwalić na dzień matki by się z nią najpierw zdzwonić, a potem zgrać czasowo to... ech. No trudno mi mamę dorwać.
A w dzień matki (tj podczas obchodów dnia matki) było mi troszkę przykro. Bo czułam się - znowu - bardzo niedopasowana do mojej rodziny. Każdy mówił o czymś innym. Siostra nadawała o szczepieniach i lekarzach, mama o radości z wnusia, o jego ząbkach, o lekarzu, o tym, jak bardzo nie ma na nic czasu, a tata, jak to tata: o polityce, a potem o piłce nożnej... a potem urwał się, bo okazało się, że tego dnia była ich rocznica ślubu, o której zapomniał, więc postanowił pobiec prosto do domu (z naszego rodzinnego obiadu, z knajpy) by przygotować dla mamy kolację przy świecach i jednocześnie zdążyć na trening (spoiler: mama wróciła do domu po 20, zastała pyszną kolację, zdążyła obdzwonić swoje córki, aby o tym powiedzieć, nim tato wrócił do domu, wziął kąpiel i nim zjedli tą kolację xD).
Po prostu... jakoś tak dziwnie jest. Nagle wszystkie kuzynki mają dzieci, więc moja mama, jak odwiedza ciocie i wujków to głównie wymienia się nowinkami dotyczącymi opieki nad małymi ludźmi. Co jest super! Serio! Cieszę się, że ona jest szczęśliwa! Ale nie ma w tym przestrzeni teraz na cokolwiek innego, co pozwoliłoby mi się włączyć do rozmowy, co dałoby pole do wspólnej wymiany zdań.
Co jest w ogóle paradoksem, bo dzień matki obchodziliśmy w dzień, kiedy moja mama miała swój pierwszy w życiu wernisaż własnej twórczości!
A bardzo aktywnie malujemy wszystkie trzy! Ba! Tata czuje muzykę, a mój NARZECZONY też jest uzdolniony manualnie. To jest nasze wspólne pole. A jednak jakoś tak rozmowa nie prowadziła w tym kierunku.
Na samym wernisażu też było ciekawie - ale mama momentalnie została osoczona przez koleżanki. Moja siostra - która te koleżanki zna, bo jeszcze będąc w ciąży prowadziła dla nich zajęcia - też wpadła w tę grupkę, jak w wygodne bambosze, a my (ja i mój chłopak) tak sobie obok staliśmy. Żeby nie było: było sympatycznie, nikt nas nie wykluczał, ani nie traktował źle! Tylko po prostu nie znaliśmy tych ludzi z którymi dziewczyny łączy tak wiele ewidentnie wielkich emocji.
Byliśmy na wernisażu przez pół do godziny. Spotkaliśmy się z moim Szwagrem, który przyszedł spóźniony na obchody dnia matki, bo dyżurował przy drzemce synka (którego przyniósł w nosidełku). Fajnie było ich w końcu zobaczyć. Mój chłopak w tym czasie nosił naszego pieska na rączkach, bo dzieci przyprowadzone na wernisaż nie rozumiały, że "Nie możesz pogłaskać pieska. Ona się bardzo boi, dopiero uczy się zaufania wobec ludzi. Jednak bardzo doceniam, że zapytałaś." (nie kminię tego: we Wrocławiu mi się to nie zdarzyło ze strony dzieci. Dzieci grzecznie pytały i okazywały szacunek, zrozumienie. To dorośli mieli nasze komunikaty w pompie. A w mojej rodzinnej miejscowości dorośli w ogóle nie reagowali na pieska, a dzieci, chociaż pytały, to totalnie nie akceptowały odmowy).
Po wszystkim wracałam do domu z takim dziwnym poczuciem wyobcowania. Smutku. Pustki - że znowu nie pasuję.
Było mi bardzo ponuro, ale tego dnia humor uratowała kasjerka z Lidla: wracając do domu O. zatrzymał się pod dyskontem, ja wyskoczyłam na zakupy, a on został z pieskiem. Chwyciłam najpotrzebniejsze rzeczy i podeszłam do kasy - wolałam zapłacić gotówką. Pani kasjerka kasuje: seler, pomidor, bułki, twaróg, energetyki... i patrzy mi uważnie w twarz. I tak patrzy. I patrzy. Jakby miała skaner w źrenicach. A im dłużej patrzy, tym mi się robi śmieszniej. W końcu nie wytrzymuję i zaczynam się chichrać przyznając, że bardzo mi miło, że tak długo się waha, poczytuję to za komplement. xD A kasjerka też w śmiech! I wypala, że chciałaby jednak zobaczyć mój dowód osobisty, bo nie jest wciąż pewna czy może mi sprzedać energetyki. xD Więc ja dalej chichrając wyciągam dowód. A pani do mnie "w życiu bym nie powiedziała!"
Miłe.
I przebiło bańkę. :D
Anyway - dziś. Od ostatniego spotkania z mamą udało mi się z nią połączyć ledwo 2 razy. Raz by właśnie: dowiedzieć się, że tata zrobił kolację. A kolejny raz: by poinformować ją i tatę, że się zaręczyłam.
I od tamtego czasu próbuję się do mojej cholernie zajętej mamy dodzwonić, by ustalić czy w weekend mogę jej przywieźć psa, bo mam zjazd...
W końcu dziś odebrała. Pochwaliła mnie za to, jak mi idzie na studiach. Zdziwiona przyznała, ze nie spodziewała się, że mogę mieć tak dobre oceny (trochę gorzka refleksja: gdybym wcześniej wiedziała, że mam ADHD to może bym i w dzieciństwie miała lepsze stopnie?).
Ale może tak to ujmę:
Mama w końcu odbiera telefon po 3 dniach bez odzewu, kiedy nie odbierała moich telefonów, ani nie oddzwaniała (od kilku miesięcy to norma, niestety). Jaka jest hierarchia ważny spraw, które musi ze mną omówić?
1 - "Cześć narzeczono mojego przyszłego zięcia!" <3
2 - "A wiesz, że mały misio znowu mnie pogryzł!? Idą mu aż 3 nowe ząbki na raz! Biedne maleństwo, ma teraz katarek i tak go boli..." itd
3 - "A mówiłam tobie, że będę miała rozdanie dyplomów w czerwcu?"
4 - "Muszę wymyślić w co się ubrać na zjazd absolwentów mojego liceum."
5 - "Śpieszę się z czytaniem, bo obiecałam przekazać książkę Stefie przed jej rehabilitacją."
6 - "A mówiłam tobie, że tata był wczoraj u urologa? Że ma lekko przerośniętą prostatę, ale poza tym wszystko okay? Był też u kardiologa, ale to kilka dni temu, nie wiem czy tobie mówiłam. No, i tego, coś tam z sercem jest nie tak, dlatego dziś idzie znowu, na jakieś pomiary. No dobra, dobra, zadzwonię i tobie powiem, dobra!"
7 - "A wiesz, wczoraj bawiłam się z misiem (wnuczkiem) i coś mi się stało z endoprotezą. Ale wzięłam voltaren i jest już okay. Serio, córcia, nie ma o czym mówić, jest już okay, nawet tego bandażu uciskowego użyłam. Serio, jest okay. Zresztą wczoraj bolało tak bardzo, że razem z tatem pojechaliśmy do szpitala, na SOR i tam wszystko prześwietlili, zbadali. Nawet tak długo nie czekałam! Kilka godzin i po wszystkim. Już wszystko jest okay. Mam skierowanie do ortopedy, muszę tylko poczekać dwa miesiące. I smarować się vontarenem."
JPDL myślałam, że mnie strzeli! A wczoraj też ode mnie nie odbierała telefonu. Ani nie pomyślała nawet by zadzwonić podczas tego czekania na SORze?
Rodzice. Jak z dziećmi.
10 notes · View notes
kasja93 · 1 year ago
Text
Siemka
Tumblr media
Mem widoczny powyżej z pewnością dużo mówi o moim dzisiejszym dniu, ale zacznijmy od początku!
Po napisaniu wczoraj posta wjechałam na firmę i oczekiwałam na sms z numerem rampy. Oglądam sobie film, patrzę, branżowy kolega dzwoni.
Gadka szmatka, głównie słuchałam. Czas leciał całkiem przyjemnie, ale hello! Kiedy dadzą mi rampę bym mogła się rozładować i zakończyć dzień? Kumpel zaparkował i już się miałam rozłączyć, patrzę i mówię: O! A ja dostałam smsa z numerem rampy … dostałam go 34 minuty temu…. HAHAHAHA! To jak ja tyle czekałam to sobie te chuje na mnie teraz poczekają!
Mówię Wam. Tak mnie ta sytuacja rozbawiła… Dawno się tak nie uśmiałam. Chyba naprawdę od bardzo dawna tak mi coś nie poprawiło humoru jak to xDD
Tumblr media
Hehehe… Rozładowali, wyjechałam na ulicę i zrobiłam tzw pauzę czyli odpoczynek dobowy. Rano wstałam i już z mniejszym zapałem pojechałam na załadunek. 74 km jechałam półtorej godziny 💀 pierdolone Niemcy i ich korki. Zajeżdżam na firmę i mówię „Oho… Wjebali mnie w jakieś gówno”. Firma bez ramp czyli otwieranie boku tej spierdolinej naczepy.
Tumblr media
W biurze okazało się, że mam dać im nazwę klienta do którego ładunek ma iść bo oni nie wiedzą co załadować. Po telefonie i uzyskaniu informacji udało mi się przekonać typowego Niemca z lat 90 tych (takiego wiecie co stał na dworcach if you know what I mean) by dał mi paleciaka. Załadowałam 4 tony w 7 paletach i pojechałam w uściski kolejnych korków.
Bez kitu. Po ósmym korku musiałam zjechać na parking by wypić kawę na ławce bo dostawałam już nerwicy. Mi naprawdę psycha wysiada jak widzę korki, które dzieją się bez powodu. Nie żeby w tym popierdolonym kraju nie brakowało zwężeń czy robót drogowych - Niemcom mało. Trzeba się jeszcze zatrzymać na środku autostrady od tak bo czemu by nie?
Dzwoni żona do męża.
Kochanie! Kiedy będziesz w domu?
Nie wiem. Stoję w korku
O rany! A długi ten korek?
Nie wiem… Jestem pierwszy.
*Niemcowane*
Jednak to jeszcze nic! Jade już 8:30. Czas zacząć szukać parkingu. Żadnych wolnych miejsc a stawałam na każdym. I tak mija czas 9:30 jazdy wybija i już nie powiem ciepło się robi na sercu. Nadal kurwa ani jednego miejsca parkingowego… wybiła 10h jazdy (max jaki można), wjeżdżam na płatny parking i… Utknęłam 💀💀💀 Tak był zajebany, że się zaklinowałam! Pobudziłam ludzi by się kurwa poprzesuwali bo zaparkowali jak ostatnie łajzy. Dwadzieścia minut cofałam na milimetry by się z niego wydostać. Wyjeżdżam na autostradę. Tachograf pilnujących moich godzin pracy wyje, że czas na przerwę, że czas jazdy przekroczony. Mandat za to będzie piękny jak mnie złapią. I jak trafię na mendę a nie oszukujmy się - u Gebelsa tylko tacy robią w służbach mundurowych to będzie kilka stów euro w plecy.
Moja myśl: dobra. Jadę na najbliższą strefę przemysłową i co ma być to będzie - może znajdzie się jakaś zatoczka na drodze. W międzyczasie korek 💀 rozważam już czy by w sumie nie wjebać się do rowu bo nim przyjedzie holownik to idealnie wymagane 9h zrobię xD
Patrzę a gość wjechał na zamknięty kawałek autostrady ze względu na roboty drogowe i rzeźbi sobie miejsce parkingowe. Wyszedł podziwiać swoje dzieło zatem zapaliłam światło, otworzyłam szybę od strony pasażera i drę się przekrzykując silnik oraz mijające nas pojazdy. „Kolego! Będziesz tu spał?” Odpowiedział twierdząco. „To ja też idę xD!” Ucieszył się i powiedział, że cofnie jeszcze by zrobić dla mnie miejsce. Stanęłam i poszłam zerknąć. Niczym Ricky z Chłopaków z baraków stwierdziłam „Jest w pytę!” Podziękowałam również gościowi za inspirację. Ponarzekaliśmy trochę na chujnie jaka dzisiaj nas spotkała i każdy poszedł do siebie z myślą, że jak dostaniemy mandat za parkowanie to będzie nam raźniej xDDD
Nienawidzę w takich momentach tej roboty. Wolę jeździć po nocy bo chociaż z parkingiem za dnia nie ma problemu. Fakt, że mam 180 km do rozładunku w Czechach a jutro jest piątek nie poprawia mi również nastroju. Zmęczona jestem.
Jedzeniowo dziś: moje menu składało się z nerwów i 3 czarnych kaw bez cukru
Tumblr media
22 notes · View notes
umarlam00 · 10 months ago
Text
Mam takie przemyślenia...
Ostatnio bardzo odeszłam od tematu any i w życiu i na blogu, dlatego już od dawna nie podpinam się pod # motylkowe bo nie czułam się ich częścią. Ale jak byłam Zajęta pilnowaniem się by nie jeść, liczeniem kalorii i w ogóle to życie wydawało się łatwiejsze. To w sumie moja odskocznia od problemów, wiem to popierdolone co ja właśnie piszę, ale zawsze znajdywałam ukojenie w rzeczach i ludziach w których nie powinnam tego w ogóle szukać. Wiec chyba znowu jakoś bardziej do tego wrócę a patrząc na to, że ostatnio nie mogę na siebie patrzeć to wydaje się dobrym pomysłem. Nie przytyłam dużo raczej minimalnie. Ale myśl, że jadłam wszytko na co miałam ochotę nie patrząc na to ile zawiera to kalorii mnie przytłacza. Wiecie, idę do szkoły francuski rogalik z serem na śniadanie, gorąca czekolada w szkole na rozgrzanie, później w domu obiad kolacja i jak naszła mnie ochotę to słodkie. Miałam jeszcze niezdrową obsesję na punkcie frytek. Dosłownie chodziłam je robić o naprawdę późnych godzinach bo taką miałam zachciankę. Zdecydowanie muszę z tym skończyć. Nie potrafię tak żyć bo życie w normalnym trybie mnie przerasta, zbyt normalnie się zrobiło i ja po prostu sobie nie radzę, zbyt długo było chujowo żebym nagle cieszyła się, że mam normalne zdrowe życie. Przepraszam, starałam się, ale nie potrafię.
Nie wiem, możecie się wypowiedzieć, jestem ciekawa waszej opinii i czy ktoś w ogóle czyta moje posty
9 notes · View notes
dawkacynizmu · 4 months ago
Text
piątek 19/07
୨ৎ podsumowanie
zjedzone — 1930 kcal
ciekawy (zdrowy) proces myślowy zaszedł dziś w mojej głowie, ale zacznijmy od początku. wstałam, niewiele robiłam, pograbiłam trawę na zewnątrz i niestety zaczęło się u mnie podjadanie około południa. winię za to liche śniadanie, dodatkowo po wczoraj dalej byłam w nastroju na żarcie. po południu złapała mnie druga taka fala i byłam bardzo blisko obżarcia się, sama nie wiem jak ją zatrzymałam. dałam sobie po prostu pozwolenie na zjedzenie tego na co miałam ochotę (kupiłam jakiś nowy mus, mialam do niego ogromną ochotę bo byłam ciekawa smaku). kiedy dotarłam do 1900 kcal głowie miałam myśl o otwarciu paczki ciastek, ale wiedziałam, że skończy się na całej. udało mi się czymś zająć i minęła ta ochota.
godzinę później miałam jednak pewną myśl. ochota na zrobienie sobie tostów, chleb żytni i ciągnąca się mozzarella. porcja dosyć kaloryczna, stanowiąca prawie połowę mojego limitu na hsgd. raczej nie zjem ich jutro, może kiedy znowu będę mieć limit 1100 ale to też niewiadomo jak wyjdzie...czemu by nie zjeść ich zatem teraz, skoro i tak już zjebałam? naprawdę walczyłam długo z tą myślą. przekonała mnie świadomość że zdrowi ludzie tak nie robią. jak zjedzą pod korek, to nie szukają czym by się jeszcze dopchać tylko dlatego że mogą. a ja nie byłam fizycznie głodna, nie bylam też szczególnie przeżarta, nie zjadłam tych wszystkich dzisiejszych kalorii na raz, a bardziej w porcjach, podobnych do posiłków. dlatego nie klasyfikuję tego jako binge, nie jadłam bez opamiętania, zawiniła trochę nuda bo cały dzień nic nie robiłam 🫠jutro sobie lepiej rozplanuję dzień. miałam fazę na myślenie o przyszłosci, czytalam mase artykułów i oglądałam filmiki o studiach które mnie interesują, przeglądałam uczelnię a potem OFERTY PRACY jakbym co najmniej od jutra już miała szukać XD przeczytałam też sporo książki, skończę ją na dniach.
udało mi się też załatwić...dwa dni jedzenia więcej tak ruszyły moje jelita, nie wypróżniłam się tak odkąd przestałam brać dulcobis. czuję się taka czysta i lekka, mam motywację aby wrócić od jutra na dobre tory. w te dwa dni nie odpuściłam ćwiczeń ani spacerów, gdzie często jak mam napady to wraca myślenie że "już się nie opłaca" co jeszcze bardziej mi szkodzi. zdarzyły mi się zatem dwa dni, które nie przybliżyły mnie do celu (schudnięcia) ale również nie oddaliły, mogłam bowiem objeść się i zaprzepaścić ostatnie udane dni. dziś mniej wylewania prywaty w podsumowaniu, nic się zresztą nie działo (i dobrze)
do jutra
Tumblr media
16 notes · View notes
panikea · 2 years ago
Text
Nie wiem jak wy, ale ja zawsze, kiedy zbliżają się święta jestem w nastroju sentymentalnym.
I wspominam.
Ludzi, których już nie ma.
Światy, które już umarły i żyją tylko w naszych wspomnieniach, tam ciągle idealne.
Zapach pomarańczy i pasty do podłóg, mycie okien dla karpia, Kevina w telewizji, oczekiwanie na prezenty, które nigdy nie smakowały tak bardzo jak miało się siedem czy dziesięć lat.
Śmiech, śnieg i chyba najważniejsze: poczucie beztroski.
Kiedy patrzymy w tył, na ten rok widzimy niepokój, zmęczenie i ogólny rozpiździel.
Kiedy patrzymy w przyszłość robimy to z obawą.
Nic nie potrafi cię tak zmartwić jak twoje własne myśli.
Robimy błędy. Nie ma co ich już żałować.
Trzeba się na nich uczyć.
I iść dalej.
Kiedy patrzę w lustro co rano, odpalam w sobie wdzięczność.
Za to, że dalej jestem na tym świecie i korzystam. Wiecie za to, że po prostu łażę i oddycham pełną piersią jest jednak absolutnie bezkonkurencyjne.
Za przyjaciół, którzy nas otaczają, za rodzinę, za to, że kopytkujemy na własnych łapach, uśmiechamy się, jesteśmy zdrowi, mamy co do gara włożyć, ani nie musimy przed nikim uciekać.
Zaprawdę nie każdy może w dzisiejszym świecie to o sobie powiedzieć.
Warto poczuć wdzięczność.
Ten rok, ubiegły rok. udowodnił z całą mocą, że: jedyną pewną rzeczą w życiu jest zmiana. Więc jeśli ktoś uważa, że ma czas, to go nie ma.
Nie ma co odkładać miłości, podróży, zmian, szczęścia, bo nagle może się okazać, że jest już za późno. Nasz czas tu, w tym miejscu, jest limitowany.
Dobrze jest też w sobie i w ludziach szukać prawdy, która często skrywa się pod gładkimi słowami, pustymi obietnicami, dobrymi ciuchami. Choć uprzedzam lojalnie – nie jest to zbyt popularne twierdzenie.
A jak ktoś ma problemy z rozróżnieniem, co jest dobre a co złe, to niech się uczy od zwierząt. Przyjaźni niech nas uczą psy. Niezależności koty.
Zwierzęta wysoko stawiają poprzeczkę. Pies zawsze cieszy się jak cię widzi. Zawsze cię wysłucha. Zawsze będzie ci wierny. Kiedy ktoś cię zaatakuje, pies będzie cię bronił. Niezależnie od tego, co mu się stanie. Niezależnie od tego, czy przeciwnik jest większy i silniejszy.
Kot, jak ma ochotę na zabawę to do ciebie przyjdzie. Jak ma jej dość, najpierw wystawi pazury, a później zacznie gryźć. Postępuje zgodnie z tym, co czuje.
Życzmy sobie stanu, w którym nasze rodziny będą zdrowe, nasi przyjaciele będą bezpieczni, spokoju we łbie i życia bez tanich dram.
Żeby jedyne ciężkie decyzje jakie podejmujemy to było: kielecki, czy winiary.
Buzi.
Piotr C. pokolenieikea.com
67 notes · View notes
niechciaana · 1 year ago
Text
Jeśli kiedyś będę mieć córkę, to pokażę jej ten post.
Życiowe lekcje, których z biegiem czasu się nauczyłam:
Jeśli chłopak cię lubi, będziesz o tym wiedziała. Jeśli będziesz dostawać mieszane sygnały, nie marnuj swojego czasu.
Wyznaczaj sobie nowe cele. Ty nie rezygnuj ze swoich planów, nie rezygnuj ze swoich treningów, ze spotkań z twoimi przyjaciółmi, z rodziny tylko żeby się z nim zobaczyć.
Zacznij dostrzegać różnicę pomiędzy "Hej co tam u Ciebie, co chcesz robić?" między "Hej, zaplanowałem randkę o godzinie 19 w tej restauracji, przyjadę po ciebie."
Każdy w twoim życiu musi mieć świadomość, że jeśli nie traktuje ciebie dobrze, to Cię straci. Analizuj zachowanie chłopaka, nie patrz tylko na słowa, patrz na to, co robi, jesteś z nim bo chcesz z nim być, bo zdecydowałaś się na to, żeby stworzyć z nim relacje.
Pozwól sobie wchodzić w interakcje z mężczyznami tylko i wyłącznie wtedy, kiedy wiesz, że oni widzą twoją wartość i że mają dobre intencje. Bądź selektywna, pozbądź się tego niezdrowego podejścia, że nie ma dobrych mężczyzn, popracuj nad sobą i sama zobaczysz, że wcale nie będziesz musiała ich szukać.
Tutaj wcale nie chodzi o to, że mężczyźni kochają niezależne finansowo kobiety, oczywiście, jeśli mieszkasz sama, musisz zarabiać, ale takiego mężczyzny alfa wcale nie będzie obchodzić czy pracujesz na etacie czy stworzyłaś dużą firmę, tutaj chodzi o niezależność emocjonalną. To właśnie ta niezależność przyciąga silnych mężczyzn, więc naucz się kontrolować swoje emocje i odcinać sytuacje, które ci nie służą.
12 notes · View notes
krwawymotylekana · 4 months ago
Text
Wstałam od książki którą czytałam od razu wciągając brzuch. Dotknęłam stopami delikatny, miękki piasek. Poszłam się tylko ochłodzić. Wbiegłam do wody. Wbiegłam do lodowatej wody, patrząc ciągle przed siebie. Po chwili dostrzegłam że woda jest brudna i mętna. Poszłam szukać czystego miejsca. Idąc zwróciłam uwagę na ludzi dookoła mnie, na mój brzuch, na odgłosy otaczające z każdej strony. Zdałam sobie sprawę że gdzie nie pójdę woda zawsze będzie brudna, z glonami i mętna. Zawsze będzie mnie otaczała ta sama brudna woda. Nie weszłam do wody tylko po to aby się ochłodzić. Poszłam do wody bo każde osobne słowo skierowane do mnie irytowało mnie. Moi rodzice tego nie rozumieją, ja tego nie rozumiem. Czułam na sobie wzrok. Wzrok małego chłopca krzycząc coś do siebie. Czułam na sobie wzrok ludzi. Ludzi których nie rozumiem i nie zrozumiem. Których już nigdy nie zobaczę, ale i tak będę się przejmować co o mnie pomyślą. Wróciłam na piasek. Znowu usłyszałam słowa. Usłyszałam słowa. Słowa. Nienawidzę ich. Nienawidzę ludzi którzy używają słów jako broni wpędzając innych w problemy. Nienawidzę jak ktoś do mnie mówi gdy ja chce się wyciszyć lub skoncentrować. Będąc w wodzie myślałam o delikatnie ciepłym morzu na Majorce, o tym że mam miesiąc by schudnąć, teraz myślę o tym czy znów tam wrócić. Powinnam wrócić? Powinnam opuścić brudną wodę którą mnie otaczała? Czy poradzę sobie bez tej wody? Nie będzie mi za gorąco? Czy jest gdzieś miejsce gdzie nie ma brudnej wody? Czy jest gdzieś dla mnie takie miejsce? Czy jest dla mnie miejsce? Czy opublikować to na Tumblr? Serio chce to skopiować z moich notatek? Po co to wrzucałam? Czy naprawdę chodziło o wodę?
Nie wiem
2 notes · View notes
myslodsiewniav · 6 months ago
Text
4 czerwca 2024 r.
Jestem po spotkaniu w biurze karier.
Ech...
Czuję się okay, jestem teraz, gdy to piszę już po saunowaniu, umyta, odprężona, ale z masą myśli w głowie. Dużo mam do przemyślenia.
Było tak: dobry, produktywny dzień. Dużo zrobiłam, jestem z siebie zadowolona. A potem, mając w głowie, że w zasadzie idę właśnie na symulacje rozmowy kwalifikacyjnej, na poddanie wszystkiego co robię analizie, no, wystawieniu się na ocenę w celu wyłapania słabych stron i dania mi narzędzi lub przykładów mogących te słabe strony wzmocnić. Dlatego ubrałam się jak na rozmowę kwalifikacyjną.
Dodatkowo byłam po tych weekendowych zajęciach z przedsiębiorczości, kiedy akurat przerabialiśmy HRy, jakie wyzwania przed nimi stoją, w jaki sposób selekcjonuje się CV, w jaki sposób podchodzi się do "zarządzania zasobami ludzkimi", jak w prosty sposób ocenić podczas rozmowy kwalifikacyjnej czy kandydat faktycznie potrafi to co deklaruje, że potrafi czy kłamie itp. Podczas tych zajęć byłam przybita dowiadując się co oznaczają pytania, które są mi zadawane i co moje odpowiedzi znaczą dla HRowców np: gdy pytali mnie moje osiągniecie, którym mogę się pochwalić, a ja wymieniałam takie wydarzenia w pracy z których jestem dumna to było ze strony rekrutrów tylko taktyczne podejście do prawdziwych pytań weryfikujących czy mam być z czego dumna. I to true, tak było. Tylko, że ja nie gram w ich "grę", nie znam scenariusza, a gdyby zadali wprost pytania o to czego chcą się dowiedzieć to bym im odpowiedziała. Tym czasem wedle mojej pani od wykładów zadanie "prawdziwych pytań weryfikujących" to niebezpośrednie pytanie o szczegóły - zamiast zapytać mnie jakich narzędzi użyłam, jak wyglądała moją strategia zarządzania zespołem pytają np. o to jak to się stało, że doszło do organizacji eventu, o to co sprawiło największy problem, albo... no tego typu pytania. A ja to odczytuję zawsze podczas rozmów kwalifikacyjnych jako bardzo niekulturalne i wścibskie wypytywanie HRów jednej firmy o to jak wygląda struktura pracy i wewnętrzne procesy drugiej firmy. A bądź co bądź takie informacje, jak to ile i skąd musiałam wziąć budżetu, kogo zaangażować, w jaki sposób i skąd przesunąć pracowników, jak potwierdzać oferty miejsc do organizacji eventów itp. to jednak dane bardzo takie... delikatne. Przynajmniej ja to tak czuję - to przekraczanie granic, i to w dodatku wścibskie wypytywanie o cudzy interes, dosłownie. Więc bardzo nie lubię na takie pytania odpowiadać, dopytuję podczas rozmów kwalifikacyjnych rekrutrów czemu pytają o tak wrażliwe dane - podczas wykładu dowiedziałam się, że w języku HRów to co ja nazwałabym w tej sytuacji "stawianiem granic" oni nazywają "unika jednoznacznych odpowiedzi, bo kłamie, że to w ogóle robiła i się na tym zna".
To jest szalone! To jest właśnie przykłąd na to, że rozmawiamy kodami - oni mają swoje drzewko poprawnych i niepoprawnych odpowiedzi, a ja mam poczucie swoich uczuć i bycie przy tym co uważam, za traktowanie siebie i swoich pracodawców/pracodawczyń fair.
Dlatego w weekend byłam zdołowana - bo to o czym słuchałam tylko mocniej mi unaoczniało, że znowu nie pasuję...
I dlatego chciałam o tym porozmawiać z doradcami.
Powiedzieli, że CV mam świetne. Że nie ma co zmieniać. Podczas rozmowy też zauważyli, że mam super energię, jestem lotna, kompetentna i cholernie uparta xD - to są dobre cechy. Zwrócili mi uwagę na kilka drobnych rzeczy, a gdy opowiedziałam o tym czego słuchałam w weekend na wykładzie usłyszałam "Może to właśnie pora by przestać być skazanym na wyjątkowo chujowych szefów, którzy nie dostrzegają pani kompetencji" xD Tymi "chujowymi szefami" mnie zmiotła xD
Zaraz potem usłyszałam, że nie pozostaje nic innego tylko dalej szukać pracy, albo odtworzyć własną działalność. Że gdybym była w sytuacji w której jestem niedoceniana, ale przynajmniej mam bezpieczną posadę, z fajnym wynagrodzeniem i UoP to byłby sens do rozważań nad słusznością takiej decyzji. Ale nie mam tego. W tej sytuacji... jestem zdolna, kompetentna i doświadczona. I po prostu warto spróbować.
Wtedy w końcu padło pyt dlaczego w ogóle studiuję, i to od pierwszego stopnia. Wtedy... ech, Chciałam opowiedzieć tylko o ostatnim roku. Ale ostatni rok był straszny min. dlatego, że i tak nie mam serca do wykonywania swojej obecnej pracy od dłuższego czasu. Właściwie jeszcze w 2020 chciałam ją zmienić, ale gruchnęło pandemią, wojną i w końcu szef wystrzelił z tym bankructwem, potem ja z PIPem, potem skończyło się na odciętym etacie. A do tej pracy się przyjęłam zaraz po rezygnacji z pracy, którą bardzo lubiłam, a w której byłam przepracowana i doceniana, ale nie wynagradzana uczciwie. A tą pracę znowu miałam po... No i wyszło na to, że w zasadzie wyjaśniałam, jak się w życiu miotałam przez te 15 lat. I dlaczego nie chcę być architektką. I że w sumie priorytet było przez długi czas by zwyczajnie przetrwać i uczęszczać na terapię, leczyć się z depresji, a potem z masy innych poprzestawianych przekonań i lęków nabytych doświadczeniem.
Opowiedziałam swoje 15 lat życia, skupiając się tylko na sferze zawodowej i tylko napomykając co i w którym etapie działo się w moim życiu prywatnym... i rozryczałam się. Jak na terapii.
Nie rozumiałam tego.
To był ten sam rodzaj płaczu - po prostu coś opowiadasz i NAGLE jakby coś pęka i nie wiadomo kiedy płaczesz. I to daje ulgę, ze łzami, jakby wypływał ból.
Dopiero godzinę temu zdałam sobie sprawę, że podczas terapii zawsze omawiałam swoje życie prywatne i tylko napomykałam o pracy - ona była dodatkiem, koniecznym, do przetrwania tego wszystkiego co się wydarzało w życiu prywatnym, w emocjach. Mówiłam też o swojej obecnej pracy, na polu relacji z pracodawcą pracowałam nad wyznaczaniem i ochroną swoich granic, domaganiem się swoich praw, podwyżki itp. Ale nie analizowałam pracy jako wartości w życiu. Bardziej jako rzemieślnictwo, które daje fundusze by robić to, co faktycznie mnie jara. To znaczy były i są rzeczy, które robiłam i robie w pracy, a które dają mi satysfakcję. Ale trakturę robotę, jako konieczność, która fajnie, aby nie przeszkadzała w życiu.
Tym czasem to życie - i wszystkie trudne wydarzenia w jakie obfituje mój życiorys - wpływało na pracę i po prostu nie było nigdy przestrzeni by jakoś się nad tym pochylić.
Anyway - dziś, w gabinecie na uczelni streściłam w kilkanaście minut swój życiorys zawodowy pierwszy raz z całą mocą SŁYSZĄC i pojmując, jak wiele prywatnych spraw mnie przytłaczało w zasadzie od początku zawodowego życia i przez to, jak wielki to miało wpływ na to, gdzie jestem teraz.
Wow.
Jak otarłam łzy to usłyszałam, że to tym bardziej pokazuje, że może czas skończyć z chujowymi pracodawcami, że mam zapał, energię, ciekawość, otwartość i upór do tego, by chociaż spróbować przez rok być swoją własną szefową.
I że mi pomogą.
Opowiedzieli, że dopiero co była konferencja, która pokazuje, że obecny rynek pracy jest zmienny i nieprzewidywalny dla pracownika, owszem, jest to "rynek pracownika", ale na podstawie mojego CV i tej rozmowy nie mają pojęcia dlaczego HRy w ciągu ostatniego roku nie chciały mnie zatrudnić. Ona sama by mnie zatrudniła. Być może jest więcej kandydatów niż mniejs pracy. Więc tym bardziej - warto zaryzykować i stworzyć swoje własne. Bo obecnie będzie mnustwo dotacji dla początkujacych przedsiębiorczyń... No i mi opowiedzieli...
Ech... i dla jasności - babka wie, że mam pomysł na biznes, bo ze mną rozmawiała o projekcie ponad miesiąc temu. Na który chcę dostać dotację...
No, dużo emocji...
Ale też jakiś taki spokój...
11 notes · View notes
pisarkanaspektrum · 5 months ago
Text
Autystka vs rezonans
Lekarz dał mi skierowanie na rezonans. Na co moją pierwszą reakcją była „Aha, czyli koniec mojego leczenia, bo żadna siła mnie nie zmusi do wejścia do dudniącej rury grozy”. Dlaczego?
– ciasne przestrzenie nie należą do moich ulubionych. Nie powiedziałabym, że mam klaustrofobię, ale wąskie korytarze, kręcone klatki schodowe, jaskinie i ogólnie małe przestrzenie wywołują we mnie nieprzyjemne uczucia;
– dźwięki. Nienawidzę dźwięków;
– trzeba zdjąć okulary. Noszę okulary od rana do nocy od czasów podstawówki. Nic bez nich nie widzę (i dodatkowo nie słyszę, lol). Zdjęcie ich choćby na chwilę wywołuje we mnie głęboki dyskomfort;
– trzeba szukać, gdzie to badanie zrobić, dzwonić, potem pojechać w kompletnie obce miejsce i zrobić kompetnie obcą, nową rzecz. Nienawidzę robić nowych rzeczy w obcych miejscach.
Długo walczyłam sama z sobą, żeby przekonać się, że warto i że mi to pomoże. Zeszło mi na to półtora miesiąca. W międzyczasie różni ludzie przekonywali mnie, że będzie dobrze, że hałas wcale nie jest taki straszny, że trochę jak muzyka, że można się wychillować i nawet przysnąć.
I wiecie co się okazało…?
ŻE TO NIEPRAWDA.
Badanie było dokładnie tak okropne, jak się spodziewałam. Pan założył mi krzywo słuchawki, więc cały czas jedno ucho było gniecione inaczej niż drugie. Cały czas to czułam i o tym myślałam. A jak przełykałam, to się przesuwały. I jeszcze albo bardzo słabo wygłuszały, albo bez nich maszyna brzmi jak odrzutowiec. Było więc głośno.
A same dźwięki… TO DUDNIENIE SIĘ ZMIENIA. I jeszcze są przerwy. Więc moje badanie wyglądało tak: przerażające dudnienie – chwila ciszy – modlitwa, żeby to już był koniec – przerażające piszczenie – chwila ciszy – modlitwa, żeby to już był koniec – przerażające brzęczenie… Ok, fajnie, że inni sobie w tej maszynie muszą przysnąć, ale ja jestem wrażliwa na dźwięki i to był hałas kompletnie przeciwny czemukolwiek dla mnie relaksującemu.
Pan kazał mi oddychać spokojnie, więc oczywiście pierwsze co zrobiłam, to zaczęłam oddychać bardzo ciężko i spędziłam większość czasu starając się odzyskać kontrolę nad oddechem i się nie zapowietrzyć.
Leżenie bez ruchu — moje ciało nie rozumie takiej idei. W związku z czym musiałam sobie co chwilę powtarzać w głowie "nie ruszaj się, nie ruszaj się", bo albo mogę tego aktywnie i uważnie pilnować, albo zacznę się ruszać. Zresztą mam wrażenie, że w którymś momencie zaczęłam się trząść, ale może to były wibracje od maszyny? Pod koniec okropnie bolały mnie już nogi i biodra, pewnie od stresu i napinania się, żeby utrzymać pozycję.
Z badania wyszłam cała roztrzęsiona i słaba, ręce mi tak latały, że miałam problem stanik zapiąć. -_- Na szczęście w poczekalni było pusto, więc mogłam sobie usiąść i zacząć kiwać się w przód i w tył, na uspokojenie, jak na stereotypowe autystyczne dziecko przystało.
Także nie polecam. I lepiej, żeby coś z tego badania wyszło i lekarz jakoś je wykorzystał w leczeniu, bo jak się okaże, że zmusiłam się do tego koszmaru na darmo, sięgnę po przemoc. Jeszcze nie wiem względem kogo lub czego, ale przemoc.
2 notes · View notes
xentropiax · 5 months ago
Text
No. 32
Czwarty tydzień na zwolnieniu i choć w praktyce wydawałoby się, że złamanie palca to w sumie nie takie wielkie coś, nawet jeśli była potrzebna operacja, no to jednak fakt bycia dość uziemioną, mocno na mnie wpłynął.
Pierwsze dwa tygodnie były jakimś koszmarem emocjonalnym. Nie dlatego, że czułam poważny fizyczny ból, ten w większości minął po drugiej-trzeciej dobie od operacji, ale fakt, że nie można chodzić na dwóch nogach striggerował mi ogromne pokłady traumy, czy nawet nie wiem jak to nazwać.
Byłam na jednej sesji terapeutycznej, żeby sobie to wszystko poukładać, bo miałam w pewnym momencie poczucie, że mój mózg to chomik na pieprzonym kołowrotku, który nigdy się nie zamyka. Jak nie można stresu nagle wybiegać, wyćwiczyć, wytańczyć, to się okazuje, że nie ma innych metod radzenia sobie z nim.
Wszystko, ten wypadek, przydarzyły mi się w bardzo dziwnym i zdecydowanie niezbyt dobrym momencie. Utknęłam w jakimś relacyjnym czyśćcu na jakiś czas, nie wiedząc o co chodzi, miotając się miedzy faktami, ciszą, a swoimi jakimiś paranojami, które potęgowały małe rzeczy tak bardzo, że zamieniały się w wielkie potwory. A cały czas jestem na lekach przecież. Zaczęło mnie to wszystko bardzo niepokoić, to, że się tak łamię, że powinnam być w lepszym stanie, że co, jeśli znów zespiraluję.
Zauważyłam, że źle robi mi nadmiar telefonu, aplikacji, bycia w Internecie, że wtedy jestem jeszcze bardziej przebodźcowana. Ale co robić, jak możesz tylko leżeć, spać, czytać i oglądać seriale. Wiem, niebo dla wielu, szczególnie ludzi przepracowanych i zmęczonych fizycznie, ale przysięgam wam, że dla mnie to teraz to jak kara. Bo te przyjemności teraz nie są przyjemnościami, a jedyną opcją, żeby przyciszyć mózg. Przepaliły mi się obwody, tak czułam.
Po terapii było mi trochę lepiej. Czytanie uciszyło nieco myśli, oczywiście, jeśli tylko mogłam się skupić i mózg nie wędrował w jakieś dziwne miejsca. Wychodzenie na bardzo krótkie spacery o kulach do Żabki, Rossmana czy Biedronki. Poodwiedzali mnie znajomi z poprzedniej pracy, przyjaciele, przyjechał On, mimo nie najlepszej formy.
Mimo to poczułam mocno, że nie mam spokoju, że moje potrzeby są nie zaspokojone, chociaż o tym dopiero powiedziała mi terapeutka, bo ja tylko kręciłam się w kółko i biłam po głowie, mówiąc sobie: nie jest z tobą źle, czemu czujesz się źle?
Terapeutka powiedziała mi: pani Entropio, nie ma co udawać, że jest dobrze, kiedy jest fatalnie; samotność to straszna rzecz; niech pani przyjrzy się swoim potrzebom i temu, co pani chce, ten dyskomfort bierze się właśnie z tego, że pani coś chce, ale tego nie ma. Będzie pani wiedziała potem, czego szukać. No i jak zawsze, miała rację.
Męczy mnie moja bezproduktywność, ale przecież kiedy mam siedzieć i nic nie robić, jak nie teraz? Właśnie po to jest zwolnienie lekarskie, żeby siedzieć i nic nie robić, gnić, odpoczywać, dużo spać. Teraz zadbać o siebie, nie obciążać nogi, niech kości się zrastają, żeby dobrze wyszło mi RTG, żebym mogła pojechać do przyjaciół do Holandii i tam cały ten stres odreagować, mentalnie wypocząć. Tak bardzo tego pragnę, tak mocno mi tego potrzeba, ich aury, ich poczucia humoru, wspomnień, które razem stworzymy jak zawsze, kiedy się widzimy. Muszę dojść do siebie, żeby móc wrócić do ćwiczeń, żeby zapisać się na jogę, żeby móc pojechać w Pieniny w sierpniu i do przyjaciółki w Beskidy, żeby móc oglądać piękne krajobrazy, życie czuć pełną piersią. Teraz zagoić to wszystko, pozwolić śrubom zintegrować się z tkanką, żebym w przyszłym roku bez strachu rozpoczęła bardziej poważną przygodę jogową, która może odmieni moje życie w jakiś sposób... Bardzo bym chciała, to wszystko we mnie dojrzewa.
Zwolnienie sprawiło też, że mając więcej czasu, zaczęłam interesować się mocniej tematem, który spychałam od ponad roku na margines, czując, że nie mam przestrzeni. Moja bliska przyjaciółka dawno temu powiedziała mi: oj kochana, myślę, że na pewno jesteś w spektrum. Wzruszyłam ramionami i powiedziałam: nie chcę o tym myśleć.
No to teraz w końcu zaczęłam. Czytam drugą książkę w temacie, sięgnęłam z ciekawości, chciałam zobaczyć, czy znajdę tam coś, co brzmiałoby jakoś znajomo i coś przewróciło mi się w żołądku, gdy rzeczy znajomych było aż nadto. Przeanalizowałam różne sytuacje ze swojego życia, to co mnie rozwala, co mnie przebodźcowuje, jak reaguję na wiele rzeczy, sytuacji, zdarzeń, ataki paniki, depresję, paranoje, które miewam. Bycie osobą wysoko wrażliwą. Nagle moje reakcje zaczęły mieć więcej sensu, szczególnie z tym chomiczym kołowrotem zamiast mózgu i pomyślałam sobie - ktoś mnie rozumie, ktoś też tak ma. Być może jestem w spektrum autyzmu, to by wiele wyjaśniało. Nie potrafię o sobie myśleć jeszcze w tej kategorii, dumnie nosić tej łatki, bo to nie zaburzenie, po prostu neuroróżnorodność, inaczej działający mózg. Może kiedyś spróbuję diagnozy, to nie rzecz na teraz. Ale samo poczucie, że nie jestem po prostu odklejona, pierdolnięta, że nie rozumiem siebie, dużo daje. Jakiś komfort, jakieś ciepło.
6 notes · View notes