#optymistycznie
Explore tagged Tumblr posts
Text
Coraz mniej smutku we mnie
Ale coś nie pozwala odżyć w pustce.
༝༚༝༚Keira
#mysli samobojcze#przemyślenia#samookaleczanie#smutne zycie#smutny cytat#emocje#realizm#trudne zycie#takie zycie#polski tekst#to boli#umieram#uśmiech#uczucia#uśmiech przez łzy#ból istnienia#optymistycznie#optymizm#cytat o życiu#po polsku#sens zycia#zyciowe#zyciejestpiekne#ciezkie zycie#zycie#bol istnienia#ból psychiczny#ból życia#ból wewnętrzny#nienawidze siebie
7 notes
·
View notes
Text
Jazu i kultura zapierdolu
Żeby Was... Wpis z cyklu nie znam się to się wypowiem. Posłuchajcie:
Czytam sobie właśnie komentarze pod informacją o wniosku o wolną Wigilię. Muszę Wam szczerze powiedzieć, że jestem w głębokim szoku.
Ilość ludzi którzy chcą w Wigilię pracować jest ogromna. Chociaż mam wrażenie, że większość wypowiadających się to prywaciarze, czyli oni i tak siedzieliby w domu przy choince, a ich niewolnicy by zapierdalali. Czyli jak zwykle, punkt widzenie zależy od punktu siedzenia.
Pomijam, że sam pracuję w Wigilię, widzę to tak: kurwy jebane nie są gotowe na cały dzień wolny. Świat się zatrzyma. Mówię tu oczywiście o braku przygotowania. To co sprzedaję, czego brakuję ludziom na ostatnią chwilę... Jakby doszedł jeszcze jeden dzień wolny, ich świat by się załamał.
Zaśmiałem z komentarza o czerstwym chlebie w drugi dzień świąt XD Lepiej trafić nie mogłem. Rybi, pierogi, gołąbki, sałatki. Ale kurwa czerstwy chleb. I bez wolnej Wigilii wypierdala się tego całe tony. Że o innych rzeczach nie wspomnę. I kolejce do Maka w pierwsze święto XD
Dobry był też komentarz, że i tak jest mało czasu na załatwianie spraw w urzędach, żeby jeszcze dodatkowy dzień wolny zajebać. LOL iksDe 1111! Życzę powodzenia każdemu kto w jakimkolwiek urzędzie chce coś załatwić w Wigilię. Jeżeli ktoś tam siedzie to albo stażysta, albo za karę, albo jakiś Wiesiek ucieka od zabicia karpia. Wiem, bo kilka razy chciałem być cwany i załatwić coś w ten dzień. Jedynie mnie obśmiali.
Z drugiej strony te wszystkie branże które mają otwarte, niby do 14, w ten dzień mają pod górę fest. Kończysz o 14, zanim ogarniesz i zamkniesz jest, optymistycznie, 15. Dojazd do domu, trzeba się ogarnąć. Pada się na pysk a rodzina pyta czemu nie szczerzysz mordy z radości w ten piękny wieczór. No zgadnijcie.
Prawdę mówiąc wisi mi czy to będzie wolny dzień czy nie. Jak ktoś widzi w nim biznes to przebije się tak czy siak. Znam prywaciarzy co z chęci zysku o 19 już otwierali znowu żeby tylko parę groszy wpadło. I co? Chleba nie ma, świeżych warzyw też nie, wszystko przebrane. Dla tych kilku małpek? Znając swojego prywaciarza też by otworzył. Przynajmniej do tej 14. On to kurwa pojebany jest po chuju fest.
//
Nieco w temacie. Dowiedziałem się, że dwie siły odpuściły walkę o wolne w święta. Jestem w niemałym szoku. Czyżby jednak zrozumiały, że to bez sensu? Że są jednak ważniejsze rzeczy? Aż im prawo biłem. Mam nadzieję, że więcej osób pójdzie ich śladem.
13 notes
·
View notes
Text
29.11.2024 piątek
1. Jestem wykończona.
2. Pod tramwaj mogę sobie podłożyć plany, jutro się decyzje podejmą.
3. Wysypało mnie na twarzy i dekolcie i nie wiem, czy to zastrzyki, czy krem z Ziai czy jeszcze coś innego.
4. W Ruce na północy Finlandii wieje, no coś takiego. Kwali dziś odwołano, będą jutro przed samym konkursem... który optymistycznie zakładam, że się odbędzie.
5. Niedawno odnowiona koleżanka z dawnych studiów łaskawie zechciała zerknąć na zadanie z excela, wysłałam jej, no i zanim się zorientowałam, to zrobiła 9 z 14 zadań.
Mam nadzieję, że z jakimiś błędami, bo będzie podejrzane, że umiarkowanie prawidłowy Word z pierwszego zadania stoi w sprzeczności z idealnie zrobionym arkuszem kalkulacyjnym.
6. Znowu oglądam TBBT ❤️
7. Cztery książki kupiłam za 58 zł.
8. Dwa kartony potrzebne do dostarczenia mi garnuszka z pokrywką.
14 notes
·
View notes
Text
Zła jestem.
Umawialiśmy się w sierpniu chyba (?) albo jeszcze wcześniej, że wpadną do nas rodzice mojego chłopaka w ten weekend. Mieli mieć jakieś tam wydarzenie w niedziele wieczorem z przyjaciółmi, przyjaciele mieli nocować we Wro u swojego syna i w ogóle przyjechać wcześniej, więc i oni chcieli do nas wpaść wcześniej. Super.
A potem mój partner wpadł na pomysł, że w takim razie może niech przyjadą w sobotę rano to pojedziemy w góry - jego mama bardzo chciała jechać z nami w góry. No więc ok, szykujemy się, 19 października lecimy w góry, kolejnego dnia śniadanie, obiad, starsi idą na imprezę z przyjaciółmi i wyjeżdżają.
W miedzyczasie teściowej wypadło wydarzenie inne na które bardzo chciała pojechać, więc odpadło w ogóle, żeby tu przyjeżdżała. Teściu zapytał syna czy chce iść z nim na bilet matki. Luz. Niech idą.
A potem cały wrzesień było, że teściu w niedziele prosto na koncert przyjedzie. Aż nagle od dwóch tygodni jest grzane, że jednak teściu odwiedza nas bladym świtem w sobotę. No ok. Myślałam, że wyskoczymy w góry (teściu nie znosi chodzenia po górach) lub chociaż na grzyby, ale się pochorowałam i dupa z tego była.
Co nie zmienia faktu, że najchętniej to bym wszystko odwołała już piątek, bo byłam tak baaaardzo chora i nie miałam ochoty nikogo widzieć. I jeszcze z gorączką, wypluwając sobie płuca, biegałam w sobotę do Biedry po bułeczki, żeby gościa ugościć. Bo to jest dla mnie wysiłek i presja.
I kurcze, wiedziałam, że większość tego goszczenia będzie po stronie mojego chłopaka, to on będzie ścielił, sprzątał, gotował. I on też to wiedział, a jednak dziś, widząc, że ze mną lepiej zapytał czy pomogę mu ze śniadaniem. I teraz jestem zła, że pomogłam. ARGH!
Chociaż dzisiaj czuję się lepiej to nie czuję się dobrze. Nawet rano optymistycznie założyłam, że z nimi wyjdę do muzeum. A skończyło się tak, że gorączka mi skoczyła, poczułam się słabo, powiedziałam by szli sami. A ja zostałam w łóżku czując, że jeszcze do tej 16 i mogę się odprężyć z gościowania. Wrócili - zamiast do muzeum poszli na tequille i na odkrywanie kuchni meksykańskiej. Wszystko w radosnej atmosferze, ale mnie to brzydzi. To picie. Boję się tego. Nie widzę w tym funu. Widzę niebezpieczeństwo.
Wrócili o tej 16, żeby się przebrać przed eventem. Teściu po prostu walnął się na kanapę i bez ogródek, bez ostrzeżenia po prostu jakby był u siebie walnął w drzemkę - głęboko i gorąco mu tego zazdroszczę, bo ja się nie czuję "jak u siebie" będąc ani w gościach u kogoś, ani kiedy ktoś jest u mnie. Wciąż czuję napięcie, wciąż się zastanawiam co powinnam zrobić by być dobrą gospodynią/gościnią. A tu na luzie - drzemka.
Po 30 min wstał, przebierają się, ja się żegnam z teściem przytulasem i mój chłopak zauważa, że jego ojciec zostawił plecak. Proponuje, żeby go od razu zabrać, bo nie ma sensu późną nocą, po evencie tutaj jechać i mnie budzić, że lepiej ten plecak zostawić w samochodzie u tego znajomego z którym idą na event, z którym teściu będzie wracał. A on na to, że po co? Że przecież i on i ten kolega nie wracają dzisiaj, że przecież to się kończy późną nocą, że obydwaj uznają, że biorą wolny poniedziałek i odsypiają do oporu. Że przecież wraca do nas na noc, że nie ma sensu brać plecaka. Nie mówił nam? No przecież tak z kolegą ustalił, więc myślał, że mówił nam. No szlag mnie trafił!
Wyszłam, bo byłam zła... W ogóle zrobiło się niezręcznie w opór. Zaczęli się tam wzajemnie przepraszać, mój chłopak przerażony patrzył to na mnie to na ojca. No.... Kurwa, no.
Ja mam do cholery L4 po to by odpocząć, a skończy się to tak, że jutro o 6:30 mój chłopak wyjdzie do pracy, a ja zostanę z odsypiającym do oporu teściem, lecąc po bułki do biedry z gorączką, a jak niepolecę to też będę miała wyrzuty sumienia.
Jestem wkuuuurwiona.
Moje granice znowu przekroczone.
CO Z TĄ RODZINĄ JEST NIE TAK!? Dlaczego jak im się daje palec to biorą całą rękę!?
Jak to jest, że nagle mi się do domu, keidy jestem na maksa przeciążona do tego stopnia, że z nadmiaru stresu nawet choroba mnie zjada, nie mamy wolnych weekendów prawie wcale, to JESZCZE kurwa mi na głowę wchodzą. To mój dom do cholery. Ja chcę czasami czuć się tu jak u siebie, swobodnie. W ZUPEŁNEJ CISZY. I ZNIKIM OBCYM.
17 notes
·
View notes
Text
Jesteśmy różni, ale nie wiemy jak bardzo. Optymistycznie zakładamy, że trochę.
- "Ostatnie historie"
14 notes
·
View notes
Text
środa 17/07
୨ৎ podsumowanie
zjedzone — 700 kcal
mój problem z planowaniem sobie czasu wygląda tak że podchodzę zbyt optymistycznie do czasu jaki dana czynność lub czynności...miałyśmy z siostrą jechać zawieźć jej psa do fryzjera a potem naszą mamę do psychologa (nie w odwrotnej kolejności !)(zaczęła do niego chodzić i pytała czy nie omówić mnie na sierpień ale odmówiłam) a czekając na tę dwójkę pójść na cmentarz. wyjechać miałyśmy o 11 wstałam zatem o 9 z intencją ogarnięcia się, pomalowania i zrobienia pilatesu i wyrobienia się z tym do 10 XD haha o tej godzinie to ja jeszcze wkurwiona próbowałam kreskę namalować, pilates zrobiłam dopiero po południu.
jedzeniowo cały dzień to były małe przekąski. batonik zbożowy na śniadanie, owsianka w tubce, warzywa, jedynie na "obiad" zrobiłam sobie takie aka zapiekanki obie z pomidorem i serem. moja siostra powiedziała, że zaplanowała sobie abyśmy spędziły jutro razem dzień i jej pierwszą propozycją było jakieś jezioro, co oznacza strój kąpielowy, dlatego cieszę się że zjadłam dzisiaj mniej i w małych porcjach, może dzięki temu brzuch będzie się prezentował w miarę znośnie. najgorsze wzdęcia mi minęły, całe szczęście. gdybym załatwiła się jeszcze jutro rano przed wyjazdem to byłoby znakomicie, ale być może proszę o zbyt wiele.
szukałam dziś stroju kąpielowego w takiej tajemniczej szafce u mnie w domu gdzie ubrania same się pojawiają. zaglądam tam powiedzmy raz na miesiąc, połowa tych rzeczy do jakieś szmaty nadające się do mycia okien. ostatnio wyrzuciłam z niej wszystko i znalazłam super koszulkę, dziś natomiast takie spodenki których wcześniej przysięgam tam nie było. są bardzo wygodne jak na jeansowe spodenki których nigdy nie lubiłam, ich talia jest tak trochę inaczej zbudowana (to wcięcie) przez co mam wrażenie że trochę wyszczuplają.
skończyłam czytać virgins suicide, zrobiłam sobie godzinę angielskiego i mam ochotę się dłużej porozciągać, ale to dopiero wieczorem. jestem pozytywnie nastawiona na jutro. bardzo przyjemnie prowadzi mi się tego bloga ostatnio. mam o czym pisać, samo napisanie takiego posta to +/- 20 minut które dają mu trochę spokoju oraz pozwalają pozytywniej spojrzeć na cały dzień. nie planuję zatem znowu znikać w najbliższym czasie xD
#chce byc idealna#chude jest piękne#chudosc#odchudzanie#nie chce jesc#podsumowamie#kartka z pamietnika
18 notes
·
View notes
Text
Hej
Jakby kto pytał to żyje.
Ostatnie kilka dni było intensywne. Z Niemiec pojechałam do Kołbaskowa, z tamtąd pod Świebodzin a następnie do Czech.
Aktualnie zajechałam do Sochaczewa na rozładunek płynu do mycia naczyń oraz płukania ubrań.
Jak mnie rozładują jadę na bazę pod Pabianice, tam ogarniam klamota, zdrzemnę się i zabieram swoje zabawki. W planach mam wpaść do Castoramy w Łodzi kupić parapety do pokojów rodziców.
Ostatecznie będzie: Home, sweet home. Na jak długo? Optymistycznie do wtorku wieczorem, pesymistycznie do poniedziałkowego wieczoru. Bajka by była, gdyby wyjazd miał okazać się dopiero w środę…
Jedzeniowo był spoko. Mało jadłam (dziennie 1 vifon oraz mały Skyr) dużo spałam… Dziś pozwoliłam sobie na frytki, colę zero i Wege wrapa z maka. Już jak zaczęłam jeść wiedziałam, że to był błąd… No, ale chuj. Zapłaciłam, wydałam niepotrzebnie pieniądze bo mogłam zwyczajnie nie jeść… Nie wiem co mnie bardziej gryzie. Fakt wydania kasy czy ilość kalorii. A jebać to.
Nie pisałam ostatnio bo byłam zwyczajnie padnięta po pracy. Humor również mi nie dopisywał. Większość czasu pracowałam w trybie zombie. (Zombie do domu aaauuu!). Z pozytywów skończyłam czytać Przepaść. I tak oto dwa dni jestem bez książek do czytania. Mała przerwa przed kolejną trasą.
Jak już życie zmienia się w mem to znaczy, że czas wrócić do domu. Ogólnie podczas tej trasy ukręciłam niecałe 5 tys kilometrów. Dużo? Mało? Powiedziałabym średnio. Dobrze, że nie mam płacone od kilometra bo obecnie na rynku taka stawka to 65 groszy za kilometr… Co za patologia bez kitu. Kiedyś jeździłam z kilometra, ale ludzie robiło się wtedy w miesiącu około 10/12 tys kilometrów. No i było to 5 lat temu.
Dużo po nocy rozmawiam z przyjacielem choć on z reguły zaczyna koło 20 a kończy o 3 nad ranem. Ja zaś startuje koło 22/23 a kończę 10/12. Jednak te kilka godzin nocą dużo mi daje. Jemu chyba też bo stwierdził ostatnio „tak jak mówisz Kasieńka. Pierdole tych Gebelsów”. Dziś jak zadzwoniłam wieczorem powiedział, że się o mnie martwił bo on już zakończył trasę a ja jeszcze miałam 5 godzin jazdy przed sobą a jak to stwierdził „byłaś równie zmęczona co i ja”. Kolejnym tematem był fakt, że faktycznie wywala od Niemców i wraca do pracy dla Polaka. Będzie jeździł na naczepie ze szkłem. Ucieszyło mnie to bo zawsze sama chciałam na taki zestaw siąść :) za dwa tygodnie wsiada na przypisany do siebie zestaw a firmę ma 15 km od domu! Mega cieszę się jego szczęściem :) oby było tam jak najlepiej.
Do domu dzwoniłam tak co drugi dzień jak mi się przypomniało. Wszystko tam w porządku.
Podsumowując pierwszy wyjazd. Myślałam, że powiem Nie jest źle - jest chujowo.
Jednak nie było tak źle. Dałam radę bo musiałam. Miałam kilka dni naprawdę słabych, ale reszta jakoś przeminęła z wiatrem. Dużo pomogli mi otaczający mnie ludzie. Naprawdę każdy traktował mnie ciepło, gdzie bym się nie pojawiła każdy był dla mnie miły. Wsparcie od przyjaciół i rodziny również miałam. Szef i ekipa biurowa również traktowała mnie dobrze. Auto bieda wersja aż szok, że szyb nie mam na korbkę okazało się wygodne i bezawaryjne. Wygodnie mi się w nim mieszkało. Trasy były okej. Każdy załadunek czy rozładunek był tyłem spod rampy, więc zero wysiłku fizycznego.
21 notes
·
View notes
Text
Mąż jutro jedzie na dwudniowe szkolenie, ja jutro wychodzę z pracy i zaczynam urlop do piątku. Nie byłabym sobą gdybym na urlop nie zaplanowała sprzątania, a jak. Będę klnąć ale wysprzątam fest. Poza tym polecę do nowo otwartego Tedi przejebać resztkę wypłaty :D Z niecierpliwością czekam na kolejny sezon The Crown który już w czwartek! <3 Próbuję sobie umilać to aktualne żyćko jak tylko mogę. Zaczęła się taka chujnia, że nic tylko się zawinąć w koc i przespać ten czas do grudnia. Skończył się czas kasztanów, dyń i pumpkin spice latte, zaczęła się zgnilizna, zimno i depresja. Na horyzoncie jawi się już grudzień który powinien być nieco bardziej optymistyczny a przynajmniej bardzo bym chciała by był.
10 notes
·
View notes
Text
[02.12.2023]
Dobry wieczór moje miłe Motylki! 🦋
Po paru zwichrowaniach wracam do mojego tumblerowego pamiętniczka i niewypowiedzianie mnie to cieszy! Tęskniłam za miejscem do którego mogę przelać emocje bez oceny czy odrzucenia. Zapewne powinnam teraz przybliżyć Wam mój jadłospis na czas gdy mnie tu nie było ale zawiodłam, właściwie zjebałam jeśli użyć mniej oględnych słów. Nie muszę wchodzić na wagę aby wiedzieć, iż przytyłam i dosłownie całe ciało pali mnie z tego powodu. Jakbym tylko mogła wziąć nożyczki, okroić tą trzymającą mnie mięsną klatkę... wystarczyło nie jeść. Cóż, tego już nie cofnę a trzeba iść dalej! Mam nauczkę. Dalsza droga zapowiada się optymistycznie ponieważ udało mi się utrzymać dziś post który planuję przeciągnąć do jutra. Upolowałam również parę ubrań które krzyczą do mnie "schudnij!" co jest niepodważalną motywacją. Jedyna kwestia napędzająca mnie bardziej to upartość. Muszę coś udowodnić mamie. Podczas moich wcześniejszych drakońskich limitów płakała, że doprowadzę się do śmierci, byłam gotowa porzucić dla niej jedyną rzecz która daje mi cel, komfort i ucieczkę a teraz zgrywa Greka jakby nie pamiętała o moich omdleniach z osłabienia. Traktuje mnie niczym grubą świnie zżerającą wszystko co stanie jej na drodze... boli fakt, że ma racje, taki właśnie mój obraz. Muszę się poważnie wziąć za siebie aby nie spotkała mnie smutna pobudka z ręką w nocniku (chociaż w tym przypadku możnaby spokojnie powiedzieć "z ręką w frytkownicy"). Chętnie poddałabym się aktywności fizycznej lecz wiem, że to wir bez ucieczki a mam obecnie szalony okres w szkole więc stety, niestety muszę zadbać o stan mojej edukacji. Inaczej biegałabym jak kot z biegunką od rana do wieczora ignorując wszystko i wszystkich. Ferie będą moim osobistym obozem sportowym. Czwartek odciążył mnie psychicznie (chociaż aspekt fizyczny byłby przyjemniejszy co do zrzucania) ponieważ w końcu trafiłam do gabinetu psycholog szkolnej. Usłyszałam, że jestem ewenementem co poniekąd mi schlebia. W domu gdzie Twoja mama tworzy bazę wartości z tego jak rzadka jest jej choroba takie słowa prędzej czy później szufladkują się do sformuowań o zabarwieniu komplementu. Dwie godziny rozmowy przyniosły wnioski które znamy już od pierwszej wizyty - jestem niby drzewo o mnogości, ściśle splątanych ze sobą gałęzi. Szukanie zewnętrznego specjalisty to jedyne widoczne rozwiązanie. Żałuje, że poruszyłam ten temat z mamą, mimo mojej pełnoletności nigdy nie odcięłam pępowiny, chodzę do rodzicielki ze wszystkim. Swoją drogą ten temat również poruszyłam za ścianami gabinetu psycholog. Byłam naiwna. Kobieta która całe życie odpychała własne słabości nie daje wiary w moje. Zalatwiłam sobie tylko bilet na badanie pod kątem guza mózgu ponieważ to brzmi na bardziej realną przyczynę mojego stanu niż wichrowana od najmłodszych lat psychika. Chyba wybierając tchórzostwo oraz komfort topienia się we własnym, znanym bagienku będe dalej unikać specjalistów. Może mama ma rację? Nie powinnam okazywać słabości, sama rozwiązywać własne problemy a innym pokazywać jedynie dumnie uniesioną głowę? Całe szczęście powyższe zasady nie obowiązują tutaj.
Limit: 0kcal
Spożyte: 0kcal
Spalone: ???
Oh, jak mnie ta niewiedza pali w oczy! Mam ochotę rzucić wszystko i skupić się jedynie na chudnięciu ale stąd łatwa droga do powtarzania klasy czego szczerze wolę uniknąć. Czekajcie ferie, nadciągam!
Chudej nocy Motylki! 🦋
#nie chce być gruba#gruba szmata#gruba świnia#grubaska#jestem gruba#tłusta świnia#tłuścioch#nie jestem glodna#nie chce jeść#nie bede jesc#nie chce jesc#grube uda#za gruba#gruba swinia#chce schudnac#chce byc lekka#chce byc lekka jak motylek#chce byc szczupla#chce widziec swoje kosci#aż do kości#chcę widzieć swoje kości#blog motylkowy#motylek blog#będę motylkiem#bede lekka jak motylek#bede motylkiem#dieta motylkowa#motylki any#nie chcę jeść#chcę schudnąć
10 notes
·
View notes
Text
6.11.2023
Znów nie spałam. Bałam się spać do tego stopnia że zerwałam kolejną noc
I wgl widzę że mam głęboką ranę na brzuchu a nie pamiętam że to zrobiłam
Może za jakiś czas mi się przypomni 🙈
Był czas do badania i ja sobie oglądałam tiktoka żeby nie zasnąć. Moja mama wściekła od samego rana i leciały wyzwiska
Ruszyłam na badanie ale najpierw musiałam podejść po wyniki krwi potrzebne do badania
Miałam mieć badanie z kontrastem i zawołała mnie jedna pielęgniarka która mnie zna ze szpitala
No i ja mówię że na jednej ręce lepiej wchodzi weflon a za Chiny nie chciałam pokazać drugiej bo miesiąc temu była tam poważna próba samobójcza i dalej się nie zagoiło
Pielęgniarka mówiła że przecież mnie zna i wie że mam te blizny
I jak zobaczyła te nowe to spytała co się dzieje a ja powiedziałam że stres
Zrozumiała i potem było badanie.
O dziwo bardzo szybko się wkuli. A rok temu był problem się wkuć i trwało to ponad 2 godziny
Powiedzieli mi że źle wyglądam na totalnie wykończona i przypomnieli mi że podczas badania mogę się zdrzemnąć
I faktycznie podczas badania zamykałam oczy i w pewnej chwili zasnęłam
Śniło mi się że byłam zamknięta w tej kapsule i do środka wlewał się wrzątek a ja się topiłam
Pierwszy raz użyłam tego przycisku co dają pacjentom jakby się coś działo
Tak bardzo byłam przerażona że tego użyłam
I było to po mnie widać bo byłam blada jak trup i spocona
Po badaniu musiałam trochę poczekać na płytę z wynikiem
I po badaniu poszłam do sklepu i kupiłam sobie spodnie ocieplane fioletowe i skarpetki. Muszę sobie niedługo buty zimowe sprawić
W domu usiłowałam uruchomić płytę a jak na złość nie działa dysk. Czemu akurat dziś ?
Męczyłam się z godzinę. Ostatecznie pomyślałam że jak nie zadziała to pójdę do biblioteki albo tam gdzie chodzę na zajęcia i do sali komputerowej.
Przybyłam na terapię idealnie punktualnie
Opowiedziałam o koszmarze,tych urojeniach i tym co ostatnio miało miejsce
Terapeutka sądzi że miałam atak psychozy
Możliwe
Była też rozmowa o relacjach z matką i pytanie czy może nie spróbować terapię rodzinnej a ja mówiłam że już to przerabiałam i mama się na pewno nie zgodzi bo co jej proponuje podobne rzeczy to ta zawsze na nie
Wychodzi że ja idę do przodu a matka stoi w miejscu
Mimo tego co się dzieje z tymi koszmarami,bezsennością, myślami,anoreksją,samookaleczeniem,dyssocjacją dokładając do tego atak psychotyczny to można mówić że mi się pogorszyło
Jednak to nie do końca prawda. Bo jednak nie ma lęku społecznego,jest pewność siebie,chęć poznawania ludzi i wiem że najbardziej na świecie teraz bym chciała uciec po prostu z tego domu i nie wrócić
Terapeutka powiedziała że istnieje coś takiego dla ofiar przemocowych domów jak tymczasowy dom w ramach terapii. I ona się podpyta o to dyrektora jak to ma dokładnie wyglądać i tak dalej
Podziękowałam i potem idę na drugie zajęcia siadam z grupą i czytam książkę. Sporo osób było i ludzie teraz coś normalnie w co do teraz nie wierzę
Przyszedł nowy. W moim wieku,mega przystojny,zabawny,uśmiechnięty,optymistyczny,rozgadany,lubiący psychologię i filozofię a do tego on kocha sztukę
Co zabawniejsze parę lat temu ta sama osoba mnie się śniła gdzie byliśmy jak para,rozumieliśmy się bez słów
Przyśniło mi się nawet jego imię. I ludzie ten nowy dziś też ma tak na imię...
Może powinnam zostać jasnowidzem 🤣
I on ciekawym trafem usiadł koło mnie i byłam jedyna która była taka otwarta do niego
I dziwna rzecz. Jak on coś mówił to wiedziałam co on chce powiedzieć i jak nie mógł znaleźć słowa to ja wiedziałam co on chciałby powiedzieć i dokańczałam
I w ogóle zaprosiłam na imprezę andrzejkową
On wgl tak się ciągle patrzył na mnie jakby był mną zachwycony czy coś w ten deseń
Jak on poszedł to ja nie chciałam by sobie szedł do domu i coś takiego miałam że chciałam za nim iść
I się nie mogę doczekać środy kiedy znowu go zobaczę
Wróciłam do domu szczęśliwa i moja Kiara ma jakieś zaburzenia tożsamości czy co bo ona dziś robiła normalnie jak małpa 🙈
To ja mam kota czy małpę 😂
Oglądałam sobie potem śmierć na 1000 sposobów a potem szpital
I tak się kończy ten dzień
Także ten do zobaczenia
Trzymajcie się kochani 💜
13 notes
·
View notes
Text
Całe życie pragnęłam poznać romantyczność, a teraz zapoznaję się z nowym stadium strachu.
༝༚༝༚K
#raz jest raz nie ma#mysli samobojcze#przemyślenia#samookaleczanie#smutne zycie#smutny cytat#umieram#takie zycie#cytaty o zyciu#polski tekst#to boli#życie to gówno#trudne zycie#umieranie#chce umrzec#uśmiech#uczucia#uśmiech przez łzy#optymistycznie#optymizm#cytat o życiu#obłęd#po polsku#jestem problemem#lekarstwo na smutek#dobro i zło#bol istnienia#boje sie#ból#nie wiem co robić
2 notes
·
View notes
Text
Prawdopodobieństwo, czyli niekoniecznie zawsze się uda
Nie jestem zbyt dobry z matematyki. Nie dlatego, że jej nauka sprawia mi trudności nie do przeskoczenia, a po prostu w czasach szkolnych byłem zbyt leniwy, by nad nią przysiąść i dać sobie szansę choćby tylko zbliżyć się do jej rozumienia. Żałuję tego teraz, choć mimo wszystko podejmuje czasem trud zgłębienia informacji z domeny królowej nauk. Wychodzi mi to różnie, ale się nie poddaję. Istotne – bo do tego zmierzam – że w pracy terapeutycznej dość często odwołuję się do jej działu: statystyki. Nie po to, by wywoływać niepokój pacjentów informacją, że prawdopodobnie tylko stosunkowo niewielka ich część zakończy pobyt na oddziale z sukcesem, lecz by uzmysłowić coś, co choć mnie wydaje mi się za każdym razem przeraźliwie oczywiste, wcale takim nie jest. Mam tu na myśli szacowanie ryzyka. Najczęściej posługuję się przykładem kierowcy, który regularnie jeździ w terenie zabudowanym z prędkością powiedzmy dziewięćdziesięciu kilometrów na godzinę. Robi tak od lat i nic się nie dzieje. Nabiera więc przekonania, że to w sumie bezpieczne, no bo przecież nawet głupiej stłuczki złego powodu nie miał. Nie mówię tu, że "pewnie się doigra”, a tylko wskazuję, że prawdopodobieństwo tego, że będzie miał wypadek jest wyższe niż gdyby przemieszczał się przepisowo. Nie oznacza to – staram się uwypuklić kluczowy aspekt zagadnienia – że ktoś szanujący przepisy z pewnością nie będzie miał wypadku, ale że jego prawdopodobieństwo jest mniejsze. Zazwyczaj udaje mi się uzyskać zrozumienie, więc przechodzę do clue zagadnienia, czyli stwierdzenia, że tak samo jest z prawdopodobieństwem zapicia. Jeżeli dbasz o siebie stosując program HALT, planujesz dzień i masz kontakt z innymi uzależnionymi, to szanse na to, że zachowasz trzeźwość są duże. I odwrotnie: jeżeli regularnie chodzisz głodny, nie wysypiasz się, ignorujesz swoje emocje i jeszcze na dodatek uważasz, że coś tak powszechnego i opatrzonego jak rzędy butelek w monopolowym lub zapach piwa w barze na ciebie nie działają, to prawdopodobieństwo sięgnięcia po alkohol niebezpiecznie wzrasta. Mało tego. Ktoś postępujący w tak nieroztropny sposób – identycznie jak lubiący prędkość kierowca z przykładu – nabiera coraz większego przekonania, że jego to nie dotyczy, że nic mu się nie może stać, na bo przecież od dawna to robi i nic złego się nie przydarza. Owszem, nie przydarza się, ale prawdopodobieństwo tego, że jednak się przydarzy wzrasta. Pytanie więc, czy nie lepiej po prostu "zwolnić" (tu: zadbać o siebie) i nie ryzykować? Zwłaszcza, że statystyki nawrotów w uzależnieniach* naprawdę nie dają powodów, by optymistycznie zakładać, że mnie akurat się uda.
*2/3 pacjentów w ciągu trzech miesięcy od zakończenia terapii przeżyło nawrót rozumiany jako pełen powrót do poprzednich nałogowych zachowań wraz ze złamaniem abstynencji. /Aaron T. Beck, Fred D. Wright, Cory F. Newman, Bruce S. Liese, „Terapia poznawcza uzależnień”. WUJ, str. 19/
#nawroty#wpadki#alkoholizm#narkomania#hazard#terapia uzależnień#psychoterapia uzależnień#zapobieganie nawrotom#statystyka#prawdopodbieństwo#piotr gasiorek
2 notes
·
View notes
Text
Podsumowanie tygodnia
Ten tydzień zaczęłam optymistycznie, z nadzieję na schudnięcie i w końcu jakiegoś zadowolenia ze swojego ciała. Oczywiście, że musiałam wszystko zjebac.
Nie ważę się bo jest mi wstyd. Wiem, że przytyłam... widzę to.
Wczoraj byłam na imprezie rodzinnej i widziałam swoją ciocię, bozs jaka ona jest piękne, chuda i zgrabna... Waży 45kg przy takim samym wzrośnie jak ja.
Od tego całego cukru i węglowodanów napuchła mi twarzy i bardzo mnie wysypało, mało tego! Za każdym razem jak już coś zjadłam to czułam się źle, strasznie mi się odbijało i bolał mnie brzuch ale oczywiście grubaska postanowiła zażrrać się dalej i właśnie odczuwam tego konsekwencje 😋🤞
+ już kilka osób dyskretnie zasugerowało mi że jestem ulaną kurwą w tym mój brat, który od kiedy schudłam przestał to robić ale jak już wszyscy widzą ulałam się jak świnia.
The things you eat in private, you wear in public 😜😜
#ana bllog#gruba szmata#motyli#nie chce być gruba#pamiętnik motylka#porady dla motylków#b─öd─ö motylkiem#motylek any#za gruba#motylek blog#gruba świnia#grubaska#ulana#ewwwww#fatty#fat piggy#i wanna be skinnier#skeleton
4 notes
·
View notes
Text
12-01-2024
Dziś mam ważny dzień.
I oczywiście mam gonitwę spraw... ale zatrzymałam się, przyszła refleksja: jestem wdzięczna z moich bliskich. Wszystkich.
Serio, już w poniedziałek miałam taką myśl - chodzi mi po głowie świadomość, że "here we go again", bo nowy rok, warto zweryfikować co się wydarzyło, jakie wybory zawiodły mnie gdzie i jakie cele warto wyznaczyć sobie na nowy rok. I jak myślę o tej pracy - a to będzie PRACA, diabelnie kosztowna emocjonalnie praca - powrotu wspomnieniami przez cały 2023, by przemyśleć co się wydarzyło i co z perspektywy czasu można by było zrobić lepiej, a co zasługuje na medal najlepszej jakości wręczony przeze mnie-z-teraz dla tej mnie-z-przeszłości. I tak dalej, i tym podobne... no i tak stanęłam w poniedziałek rano z tą myślą to zalała mnie fala haseł i spraw, coś jak to uczucie, gdy spontanicznie i zbyt optymistycznie pomyślisz o posprzątaniu takiej kupce wstydu ze spytanych za łóżko/na fotel w sypialni ciuchów z kilku tygodni. I nagle dociera do ciebie, że nope, zrobię to później, bo na to potrzeba DUŻO czasu, zmiany organizacji szafy, bo dotychczasowa ewidentnie nie jest dla mnie intuicyjna, że przecież muszę być do tego wyspana, że powinnam to zrobić raz a dobrze, żeby temat mieć z głowy, że jak tak uczciwie się o tym pomyśli to w zasadzie robota do podzielenia na etapy, może nawet na cały weekend lub tydzień? Hym? Dlatego to odkładam.
I stałam sparaliżowana w poniedziałek, tak jak paraliż decyzyjny dopadł mnie dziś, w piątek. W pon w ręku miałam butelkę, bidon sportowy w którym rozpuszczały się elektroliy. Jakąś taką ucieczką od podejmowania decyzji od czego zacząć rewizję OBECNEGO miejsca w życiu w poniedziałkowy poranek wydało mi się wypicie łyku napoju. Dobre to jak cokolwiek innego. Wypiłam i NAGLE dotknęła mnie inna refleksja: piję wodę, w poniedziałkowy poranek, po króciutkim, ale jednak wykonanym treningu. Szykuję się do pracy, a mam przywilej pracować zdalnie - w chujowym miejscu, fakt, ale jest z tego jakiś ubogi dochód (a to ważne zanim znajdę pracę) i są plusy, jak możliwość pracy zdalnej. Stoję w mieszkaniu, które wynajmuję tylko z jednym współlokatorem, który w dodatku jest moim partnerem - kiedyś to było nieosiągalne. Stać nas na to mieszkanie. Mam małego, słodkiego pieska, który patrzy na mnie z kanapy wielkimi czarnymi oczkami. Dbam o nią, w końcu czuję, że ona też mnie kocha - w końcu podrosła, uwielbia się przytulać. Nasze początki były trudne, ale oto jesteśmy, prawie rok później - ja z bidonem w legginsach, ona na kanapie w kubraczku po sterylizacji.
Naszła mnie myśl, że ten bidon to przecież prezent od mojej kumpeli - kupiła sobie taki sam, wypróbowała, przetestowała i od razu zaopatrzyła w takie same bidony wszystkie swoje sportowo-zaangażowane koleżanki. Strasznie to urocze, że sportsmenka uważa mnie za równie zajaraną sportem osobę, jak ona sama (i to takiej rangi, jak ona - w sensie, że olbrzymi podziw we mnie wzbudzają osoby, które polegają na swoim ciele, zarabiają na swoim ciele, dbają o swoje ciało w sposób jaki nie był dla mnie osiągalny - sport, właściwie wykonywane ćwiczenia i integralność umysłu i ciała to jest wciąż dla mnie jak nauka nowego, fascynującego języka). Przyznaję, że we własnej głowie wciąż jestem ziemniakiem kanapowym. Wciąż uważam, że nie jestem ani sprawna, ani dość zaznajomiona z możliwościami swojego ciała - poznałam ułamek tego, co może. Trudno mi we własnej głowie połączyć koncepcję mojego "ja" z "osoba aktywna fizcznie", i to nawet TERAZ, po latach bardziej lub mniej regularnych treningów, poszerzania świadomości ciała, a nawet tańca, wyrażania emocji poprzez ruch na scenie w chrzanionym teatrze! Ciągle jestem niezdarnym ziemniakiem - i wciąż marzę o byciu preclem sukcesu! Ale dla mojej kumpeli sam fakt, że jako noob cieszę się sportem i czerpię z niego, jest dostatecznie legit by wciągnąć mnie do grupy osób "sportowo-zaangażowanych" i chociaż wie, że nie mam problemu z piciem wody (w ogóle to jest zaskakująco powszechne - ludzie nie potrafią pić wody, nawadniać organizmu. Ja piję dużo, na tyle dużo, że w pracy zawsze mój zespół zwracał na to uwagę "jak ty to robisz, że pamiętasz o nawadnianiu?" - a ja nie bardzo pamiętam, po prostu chce mi się pić...) to czasem potrafi w godzinach pracy zaczepić mnie pytaniem o to ile już dziś wypiłam (na bidonie jest podziałka godzinowa, więc organizuje takie wzajemne sprawdzenia czy pamiętamy).
Strasznie to miłe. Po prostu - miłe. Dużo w tym troski.
No i elektrolity - dostaliśmy duuuuuużo elektrolitów od teścia, bo czytał artykuł z którego wynikało, że ludzie po 25 roku życia cierpią na olbrzymie niedobory elektrolitów.
To też taka ojcowska miłość, troska.
Rozejrzałam się w poniedziałek po pokoju - wszędzie biało i zielono. Zielono od kwiatów, tych, które nauczyłam się sama pielęgnować i tych, których sadzonki dostałam od mamy, siostry, teściowej, babci O. Na półkach rzeźby mojego przyjaciela i drewniane rzeźby mojego partnera. Na ścianie obraz Pantokreatorki, moje cyjanotypie, dyplomy ukończonych wspólnie z moim chłopakiem wyścigów, kilka zdjęć z zeszłorocznych wypraw. I mała akwarela ze Sieny, którą pokochałam... Skarpetki od mojej przyjaciółki J., ceramika wykonana przeze mnie i ta wykonana przez mamę O., makramy mojej siostry...
Dużo, dużo, dużo... tak dużo wspomnień i tak wiele przedmiotów wykonanych z intencją, tak wiele talentu, troski, radości współdzielenia.
No i się rozkleiłam.
Jestem bardzo wdzięczna za relacje, które pielęgnuję.
Ostatnio brakuje mi czasu i przestrzeni. I sił. Na pielęgnacje taką, jaką lubię, ale to wszystko tak wiele dla mnie znaczy...'
No i dziś - mama zadbała o to, aby pomóc mi zgłosić moją pracę na pewien event.
Jadę dziś tak czy owak zdeponować u mamy pieska na weekend (znowu po 11h wykładów na dzień, w tym egzaminy, nie będziemy mieli przestrzeni i czasu by się nią zajmować) - a przy okazji ma się odbyć ten event. Dla mojej mamy to ważne - to jest coś organizowanego przez tą grupę emerytek i emerytów do której należy. Więc tam zostanę by być z mamą - wrócę do domu o jakiejś nieludzkiej porze, ALE to ważne dla mamy, więc ok.
Nie spodziewałam się, że mama specjalnie z tej okazji zrobi ucztę.
A właśnie mi dała znać bym przyjechała nienajedzona, bo będzie jedzenie.
Nie spodziewałam się również, że moja siostra tak bardzo będzie chciała ze mną i z mamą się spotkać, że stanie na głowie by zdeponować swojego syna mężowi i że uda się najpierw na ucztę, a potem na event razem z nami.
Znowu rośnie we mnie wdzięczność.
I wzruszenie.
Rzeczy się zmieniają, a marzenia się spełniają - nawet jeżeli po drodze jest trudno...
7 notes
·
View notes
Text
dzień dobry!🩷
nie wiem jak u Was ale u mnie już kropi deszcz więc ten dzień nie zapowiada się zbyt optymistycznie.
Piszę dziś jeszcze ostatnią kartkówkę (popierdoliło kogos) i będzie już totalny luz.
Zrobilam tu po przebudzeniu 5 minut medytacji, ponieważ chcę już pod koniec czerwca robić to codziennie i mieć to w nawyku a jakoś zacząć trzeba.
Miłego dnia!🩷
18 notes
·
View notes
Text
Jazu niepewny
Żeby Was... Jak to mówią - Nie chwal dnia przed zachodem. Posłuchajcie:
Wstaję. Piękne słońce. Dorosłe życie z daleka woła: - Pranie! - Zaległe zakupy! - Korzonka odwiedź! - KFC XD - Rusz dupę z domu, bo już płaską masz jak UFO od tego siedzenia.
Klękam do modłów. Mówię - Dziękuję Boże za te piękne i zachęcające słońce. - Modły skończyłem, i skończyło się też słońce. Ściemniło się w oczach. Tak pierdolnęło gradem, że w minutę wszystko zrobiło się białe. Chwilę później przemyło ulewnym deszczem. Na podwórku robiło się jezioro, słońce znowu się pokazało, a ja boję się wyjść z domu O.O
//
Właśnie stoczyłem bój o słuszność przedwczesnego wstawienia zmywarki. Ahhhhhh... :/ Dobra, nie chce mi się o tym pisać, bo się zaraz uruchomię i zrobi się nieprzyjemnie.
//
Dzwoniła wczoraj wieczorem Kierowniczka. Wysłała mi zamówienie na chleb na Majówkę i prosiła o opinię. Jest rozgoryczona, bo została z tym wszystkim sama. (Mnie nie ma 2 dni)
Mamy nową kandydatkę na pracownicę. To jedna z tych wielkogabarytowych. Paulina. Paulina wczoraj stała jak widły w gnoju. Powiedziała Kierowniczce, że średnio się czuje i nie ma weny pracować. Ja to leczyły ją papieroski i sobie co chwila wychodziła. Kiero jest załamana. Jutro też będzie, bo będziemy razem. Zupełnie nie rozumiem dlaczego się hamuje. Jak mnie któraś z nich wkurwia to jej to mówię. O ile nie wybuchnę przy okazji, bo normalnie to jestem pedagogiem. Oj, zestarzała nam się Kiero :( Kiedyś to by wpierdoliła i nawet popiół by nie został.
No i dostałem majowy grafik. Tak optymistycznie Wam powiem - Mógł być sporo lepszy :)
Dobry wieczór ;]
youtube
14 notes
·
View notes