Tumgik
#notatnika
uchovangogha · 7 days
Text
Sweter
Ratunku!
Potrzebuje ratunku...
Ile jeszcze? Ile jeszcze jestem w stanie wytrzymać?
Gdy ktoś powtarza ci coś w kółko, zaczynasz w to wierzyć, co nie? Widzisz to i nie możesz od tak długiego czasu zmienić tego jak wyglądasz.
Boli cię to.
Każde spojrzenie w lustro boli, jakby ktoś co najmniej dźgnął cię nożem.
W twojej głowie rodzi się za każdym razem ta samą myśl - "dlaczego?"
Ty wiesz dlaczego.
Nie miałaś choćby krzty samokontroli. Jedzenie jak było tak jest, nigdzie nie zniknęło. Mogłaś zjeść później, mniej...
Zapracowałaś sobie na to, wiesz?
Dziergałaś dzień w dzień tą powłokę, w której się znalazłaś. To tłuste ciało.
Jesteś z siebie dumna? Może powinnaś dostać za to medal?
Tak...
Medal za to, jak bardzo można spieprzyć sobie życie... W tym odniosłaś nie mały sukces.
Ale twoje tłuste ciało to nie sweter, który sprujesz w jeden dzień.
Nie.
To bardziej splątana włóczka, którą musisz rozplątać, żeby do czegoś się przydała.
Żeby była czymś więcej, niż śmieciem.
Żeby miała jakąś wartość.
***
(kierowane do mnie to poprostu syf z mojego notatnika)
39 notes · View notes
myslodsiewniav · 5 months
Text
29-04-2024
Dzień dobry, pamiętniczku. Uczcijmy minutą ciszy mój raz-do-roku-manikjur. Ciiii~~~~~~sza. Wczoraj bezwiednie, tworząc projekt, odgryzłam całą emalię z paznokci (z jednego całkiem, z kilku częściowo). Ech. Ale na wakacjach miałam piękne pazy i czułam się jak dorosła, zadbana kobieta. xD
Dziś źle spałam - chyba jednak, cóż, jestem chora. Zanim dostanę leki na ten pęcherz mam czekać na wyniki posiewu - w lepszym scenariuszu będą dziś wieczorem, w gorszym jutro wieczorem. Ech. Jadę na lekach przeciwbólowych, clotrimazolum i akceptacji zbyt częstych wizyt w WC (a przez to słabego snu).
Wczoraj byłam tak przebodźcowana, że nie uszyłam tego projektu. Ech. Wpadałam z jednej króliczej nory w drugą, rozkojarzenie maksymalne, ale o tym zaraz.
Wczoraj na zajęciach, przez te 8h, mieliśmy zarazem pierwsze i przedostatnie spotkanie z prowadzącą jeden z przedmiotów. MEGA babeczka. Imponuje widzą, imponuje doświadczeniem, budzi zaufanie tym, że w życiu od 20 lat zarabia na tym czego nas naucza (kolejna nauczycielka, która zaczyna znajomość z grupą od "drodzy państwo, jestem wciąż szkolącym się praktykiem." i to tak bardzo czuć, tak bardzo różnią się te zajęcia praktyków od pracowników stricte akademickich, ech, bardzo mnie to cieszy, bo czuję vibe w jakim ona na co dzień pracuje, jaki sama znam z pracy czy z rozmów z pracującymi znajomymi). Imponuje również sposobem przekazywania wiedzy i takim brakiem nadęcia: totalnie bez problemu odzyskuje naszą pełną uwagę, gdy ma coś ważnego do powiedzenia, ale też z przyjemnością pozwala nam na burze mózgów do której się włącza z humorem, podrzucając pomysły, zadając trudne pytania czy pozwalając na dygresje. I z tych dygresji też potrafi wyciągnąć wnioski i włączyć je jako przykłady do prezentowanego tematu. Mi imponuje jeszcze jedną rzeczą: to był nasz pierwszy 8h blok ćwiczeniowy i zarazem przedostatni (za miesiąc kolejne 8h), bo zbierając zgody na indywidualny tryb nauczania itp dowiedziałam się, że ta Pani poza byciem znakomitą profesjonalistką w swojej dziedzinie i mamą (jej dwa główne zawody, szacun, że tak fajnie o tym mówi <3) jest również nomadką. Od stycznia do teraz jej bazą była południowa Azja (dlatego miałam problem, by się z nią złapać :P). OMG marzę o takim żyćku i podziwiam osoby, którym się udaje tak żyć. Jednak fakt, że pani NIC nam o tym nie powiedziała prezentując się też dał mi ogląd na jej profesjonalizm w temacie. Świetna babeczka.
Jednak mimo wszystko intensywna dawka wiedzy, praca kreatywna, przez 8h, z trzema przerwami dała się we znaki. Byłam bardzo zmęczona. Ale - co fajne - znowu uparłam się, żeby wynieść z tych zajęć jak najwięcej się da, czynnie uczestniczyłam w burzy mózgów i to znowu się opłaciło. Po zajęciach pani prowadząca powiedziała, że tym kilku aktywnie uczestniczącym w zajęciach osobą daje 5. Dostałam 5! I jeszcze przegadałam z nią kwestię zaliczenia przedmiotu - nie muszę zaliczać sama, mogę skorzystać z tego co wypracowałyśmy na zajęciach w grupach maksymalnie 3 osobowych. Rzecz w tym, aby to później merytorycznie zaprezentować - jeżeli będę mogła to będę prezentować, a jeżeli nie będzie mnie to biorę na siebie graficzne sklejanie prezentacji. I na razie to tyle, ale na pewno wrócę do tematu tego przedmiotu, bo widzę go bardzo "moim", czuję to, to Project Management, ale też dotykamy bardzo nowego, dopiero od 2 lat akademicko nauczanego, badanego i wyodrębniającego się zagadnienia Employer branding.
Ciekawi mnie to. Zobaczymy jak to zagadnienie (i badania nad nim, kierunek w jakim pójdzie eksploracja tematu) będzie stało za 2 lata, ale póki co przykleiłam sobie do notatnika jarzeniowo-żółtą karteczkę w miejscu tych zajęć. Na kartce napisałam "Pomysł na pracę dyplomową: EB + AI" - zobaczymy, brzmi spoko, wymaga skonsultowania i sprawdzenia czy za te 2 lata temat nie umrze, a mi zajaranie nie zwietrzeje.
To zaskakujące jak inaczej jest studiować mając te 30 lat na karku i wiedząc co się lubi, gdzie są mocne strony itp. Wszędzie widzę dla siebie szanse, albo dość szybko rezygnuje z tematów, które wiem, że mnie nie jarają. Gdybym miała taką samoświadomość i wiedzę, doświadczenie mając 19 lat... Kurde, tyle nerwów bym zaoszczędziła!
ANYWAY - na ćwiczeniach pracowałyśmy w grupie nad Case Study. Mogła to być firma (mała, duża, średnia; istniejąca, upadła albo taka, którą chcemy założyć; o zasięgu międzynarodowym lub krajowym itp), organizacja pozarządowa (NIC o mechanizmach takich organizacji nie wiem, więc nawet nie wiedziałabym od czego zacząć, jak szukać plusów i minusów - ten temat wymagałaby researchu w tym obszarze od absolutnych podstawowych definicji i konstrukcji) albo inne przedsięwzięcie... i tu mi wskoczył pomysł, zapytałam na forum "A czy może to być event?" - za pytanie dostałam pochwalę i propozycję by ze swoim projektem iść w tę stronę, bo takich projektów jeszcze nie było na tej uczelni na zaliczenie tego przedmiotu (i oczywiście temat podłapało kilka osób z grupy, więc mamy kilka grup, każda opowiada o evencie).
Ech. Potem był etap eliminacji tematu, który chcemy omawiać (ja miałam dwa pomysły na eventy, potem doszedł trzeci, ale wolałabym, abyśmy zadecydowali demokratycznie w grupie i zrobiły burzę mózgów). Trochę to trwało. W końcu doszłyśmy do zgody, omawiamy jeden, coroczny festiwal i jego problem. Podzieliłyśmy się pracą, ale co godzinę zajęciową okazywało się, że prowadząca wprowadza nowe zagadnienie, nowy aspekt względem którego oczekuje, że poddamy analizie naszą wybraną firmę/organizację/event. I znowu trzeba było dzielić się pracą i szukać.
Ech. Szukanie było spoko. Rozmowy o projekcie były spoko, tylko ten szum, głośność i wiele rozmów przy wielu stolikach doprowadził mnie do bólu głowy. No i do tego nasza grupowe koło wzajemnej adoracji "cool kids" z ostatniej ławki (bo ze mną studiują bardzo młodzi ludzie, a niektórzy z nich nie ogarniają, że studia to nie liceum i próbują przemycić szkolne standardy np: siadanie w ostatniej ławce by się kitrać przed facetkom i gadać wtedy, gdy facetka "nie zauważy" czyli wtedy, kiedy sama zaczyna coś mówić - to cholernie przeszkadza, takie buczenie z pogłosem, a na pytania "drodzy państwo, coś chcieliście dodać? Przeszkadzacie mi w prowadzeniu zajęć, a nie wiem czy czekacie, aż oddam wam głos czy po prostu chcecie wyjść, omówić coś prywatnego? Czy robimy przerwę?" - oni też tego nie kminią, nie widzą w tym partnerskiej, uczciwej propozycji, a jedynie reprymendę. Zachowują się jak przyłapani szkolniacy, prostują się w krzesłach, ręce chowają pod blatem stołu i wypalają "my nic nie mamy dodania, nic się takiego nie dzieje", ech i za raz buczą dalej, gówniarzerskie to strasznie).
Ech. U "cool kids" co zjazd od jakiegoś czasu dzieje się coś, co łatwo wyczuć, bo napięcie furkocze pod sufitem. Jest to czytelnie nie tylko dla mnie, ale już słyszałam o tym od innych osób. Więc chyba tak, jak mi się wydawało, oglądamy coś bardzo młodzieńczego, co dla kogoś może mieć finał piękny, a dla kogoś innego tragiczny. Otóż dwie laski rywalizują o względy jednego chłopaka - tego, który podczas pierwszego zjazdu spontanicznie usiadł ze mną w ławce (przede wszystkim jest BARDZO przystojny, a tamtego dnia dał się poznać jako bardzo miły, pomocny, czarujący, chociaż też bez skrępowania arogancki i pyszny - miałam flashbacki do swojego pierwszego dnia studiów architektury, gdy NAGLE wybrał mnie z tłumu najpiękniejszy chłopak na roku, siedział ze mną, z nikim innym nie rozmawiał poza mną, a budził zainteresowanie absolutnie wszystkich... no i skończyło się to bardzo skomplikowaną i ostatecznie niezbyt miłą relacją, która jednak miała na moje życie olbrzymi wypływ). Pomyślałam wtedy, że luz, podobny schemat, ale inni ludzie, inny czas, nowe rozdanie, nie ma co się nastawiać źle. Ale jeszcze tego samego dnia, po 10h zajęć, podczas ostatniego bloku ćwiczeniowego, chłopak potem mi nieco podpadł (stereotypowe myślenie o ambicjach i rolach płci w społeczeństwie min. kobieta nie powinna zarabiać, ani marnować czasu na naukę, ani w ogóle nie powinna robić nic co "niemoralne", lepiej, aby dbała o dom, porządek, gotowanie i wychowanie dzieci - OŁ NOŁ, weszłam z nim w polemikę na forum grupy, bo to były jego wnioski na temat wspólnie oglądanego na zajęciach filmu. Zupełnie inne wnioski wyciągnęłam z prezentowanego na ekranie życia bohaterki, która najpierw pracowała ponad siły w domu publicznym, która została pobita i wyrzucona z pracy za zajście w ciążę z klientem, a która znalazła dla siebie i dziecka bezpieczne miejsce do życia, pracę, wsparcie; która zarabiała codziennie na utrzymanie siebie i dziecka swoim talentem, która miała frajdę z wykonywanej pracy, która była wspierana przez patchworkową rodzinę i która dawała innym członkom tej rodziny wsparcie min. podczas jednej sceny rozlewając zupę do misek - a podczas wielu innych scen widzieliśmy ją podczas tańca, który dawał jej frajdę) i który - zaskoczenie - ostatecznie chyba będzie moim współpracownikiem (Chyba o tym pisałam, 2 tygodnie temu wstępnie weszłam z nim w negocjacje względem biznesu, który planuję rozkręcić, bo okazał się być bardzo kompetentny w obszarze, którego ja nie czuję; Oddzwonił do mnie, uprzejmie odpowiedział na masę pytań, tak zawodowo i pracowo zdaje się być bardzo dobrym współpracownikiem - nie wiem w sumie jakie jest jego stanowisko wobec mnie i czy o tym co ze mną omówił w ogóle powiedział swojej grupce przyjaciół? Wcześniej nad tym nie rozmyślałam, nie wiem jak jest, teraz o tym pomyślałam... ale w sumie jeżeli te dziewczyny wiedzą o naszych ustaleniach, to może to poniekąd tłumaczyć ich zachowanie wobec mnie. Takie trochę wrogie? Takie z rezerwą? A może po prostu tu już jest ta przepaść wieku odczuwalna i zwyczajnie mnie nie lubią, tak charakterologicznie? Nie wiem. Trudne to mimo wszystko jest dostawać ostracyzmem w grupie, ech, a od nich to czuję...).
No więc są dwie dziewczyny i ten chłopak. Chłopak piękny i kompetentny. Do tego markowo i modnie ubrany zawsze. Każda z dziewczyn ma inny styl ubioru, inny typ sylwetki (skrajnie różne), inny vibe i inne kompetencje. Jedna jest na tych studiach, bo w sumie nie wie co chce studiować i czy chce studiować. Skończyła szkołę średnią i poszła jak resztą rówieśników na studia do dużego miasta. Dla niej ważniejsze niż wiedza jest możliwość spotkania rówieśników (wiem, bo o tym mówiła na zajęciach). Druga dziewczyna jest troszkę starsza (i bardzo lubi o tym przypominać), to jej drugie studia, bardzo ambitna i bardzo wygadana. Dobrze zarabia, pracuje na odpowiedzialnym stanowisku w korpo. WIE po co przyszła na te studia.
Miałam okazję współpracować w poprzednik semestrze z każdą z nich. Pierwszej trzeba było wyjaśniać jak pracować, streszczać jeszcze raz clue tematu zajęć, wyjaśniać o czym dotąd były zajęcia, dokładnie wyjaśniać czego się od niej oczekuje, a z drugą robota szła jak burza. Migiem. Porozumiewałyśmy się hasłami, celnie realizując zagadnienia. Naprawdę czułam, że ona akurat zarządza sobą i ludźmi w grupie świetnie. Do tego zupełnie nie ma tremy przed wystąpieniami publicznymi, błyskotliwie myśli, pytania wykładowców traktuje jak zaproszenie do dyskusji, nie traktuje ich jak nagan (jak ta pierwsza - ta pierwsza to taki przestraszony króliczek, który nie rozumie co robi, po co to robi, czego ktoś od niej chce. Też się z nią utożsamiam, bo pamiętam jak taka byłam podczas pierwszego roku studiów ever). Proponowałam nawet, żeby została starościną, bo moim zdaniem ma wszystkie kompetencje ku temu, ale... ech. Ona nie chce. I nadal xD nie mamy starosty/starościny, hahaha, anarchiczna grupa na uczelni.
O ile przez pierwszy semestr jeszcze ludki wybadywały grunt i ludzi, każdy był niepewny i bardziej zajmował się swoim interesem, o tyle teraz już wjechał aspekt akceptacji w grupie, przez to ta błyskotliwa dziewczyna jakby... straciła błyskotliwość. Dostosowała się do tej pierwszej. Przedtem na głos dyskutowała (min. ze mną) pomysły, dawała hipotezy, wysuwała bardzo celne wnioski. A teraz dostosowała się do cichego szeptania z "cool kids" podczas ćwiczeń w ostatnich ławkach. Teraz nie wyciąga już wniosków, tylko prostuje się gwałtownie na krześle z dłońmi na udach i daje durne wymówki jak wykładowca zwróci uwagę, że gada.
Trochę to przykre...?
Trochę szkoda?
Bo to trochę tłamszenie własnego potencjału...
Bo kolejna sprawa - właśnie ten chłopak. ZAWSZE te dwie dziewczyny siedzą po jego dwóch stronach i trajkoczą szeptem. Do niego. xD Go nigdy nie słyszę, ale one napieprzają na zmianę jak najęte, a ten ich szept jest coraz bardziej wysoki i nerwowy. Zabawne (i wkurzające też) jest to, że on ledwo co mówi. A wywołany do odpowiedzi jest tak cholernie kulturalny, grzeczny, czarujący i grający na zwłokę (ale dzięki temu zawsze wyratowuje się z sytuacji), że od kilku zjazdów, kiedy tylko gość się odzywa zauważyłam, że inne osoby, spoza grupy "cool kids" przewracają oczami. xD Serio, on otwiera budzie mówiąc jak bardzo powoli i bardzo grzeczne, bardzo okrągło, bardzo wręcz książkowo, jak jakiś Pan Darcy z czasów regencji "Rozumiem, że chce pani, abym zreferował w podpunktach zagadnienie XXX? Jak najbardziej mogę to zrobić. Zacznę, jeżeli pani pozwoli, od aspektu, który najbardziej przykuł moją uwagę i który wymaga głębszego zastanowienia według mnie..." - a połowa sali wywraca oczami, albo ledwie powstrzymuje uśmiech. Wydaje mi się, że to nie jest mimo wszystko szydera, że to bardziej taki próg zwalniający tej naszej dyskusji. Coś takiego, że wszyscy wiedzą, że coś jest INACZEJ. Robi się nagle poważniej, przesadnie grzecznie i wolniej, a napięcie rośnie, bo chodziło przecież o kilka haseł, jedno zdanie, a dostajemy ich w nadmiarze. Niemniej, biorąc pod uwagę moją ostatnią rozmowę telefoniczną z nim (merytoryczną i naprawdę w porządku) mam teraz wobec niego o wiele więcej ciepłych uczuć - może jest po prostu na spectrum Aspergera? Bo to jak on mówi to na 100% nie jest fałsz, ani trolling. To jego styl wypowiedzi. Potrafi szybciej i mniej "w stylu okresu regencji", ale tak naprawdę trudno mieć do kogoś pretensje, że używa poprawnej polszczyzny i mówi pełnymi zdaniami.
Jestem na chłopaka bardziej otwarta teraz - okaże się jak ta znajomość się potoczy.
Anyway - wydaje się, że chłopak jest bardziej zainteresowany tą "błyskotliwą", można powiedzieć, że wczoraj widzieliśmy, że obydwoje są zainteresowani tą relacją. Chichranie, spojrzenia itp. Ale czuć przez to jeszcze mocniej napięcie i wzmarza się buczenie ze strony ten pierwszej dziewczyny i zaangażowanie w imbienie całego grona "cool kids".
[Jak zaproponowałam tą błyskotliwą na stanowisko Starościny, ona od razu wyznała, że mogłaby być zastępcą, że lepiej, aby Starostą został ten "przystojny" chłopak... i być może koleś ma kompetencje, nie wiem niestety, nie miałam okazji z nim współpracować, po prostu nie wykazał się do tej pory ani inicjatywą, ani działaniem w obszarze kontaktu z wykładowcami czy dziekanatem. On sam nie odpowiedział nic na tę wysuniętą kandydaturę, potem na niego głosowała cała grupka "cool kids" i tyle...]
To taka grupka, co patrzy na resztę z wyższością, daje znać, że dużo fajnych rzeczy wspólnie robi po zajęciach i wokół której skupia się reszta trochę biernie obserwując ich animusz. Ech. Czuć taką szkolność.
Ja zostaję więc outcasterem, mam swoje sympatyczne koleżanki. On też nie czują się zaimponowane opowieściami kto i ile wypił czego, a jedna - ta moja ulubiona gotka <3 - sama z siebie zauważyła, że kurcze, nie rozumie dlaczego ta "bystra" dziewczyna z nimi trzyma, że przecież taka fajna była, takie ma doświadczenie, tak była odważna (gotka ją za tą odwagę i szybkie, merytoryczne riposty podziwiała - sama jest posrana z tremy jak ma się odezwać) a teraz jakby cofnęła się w rozwoju, jakby stłamsiła swoje najlepsze cechy.
No. Jak wczoraj opowiedziałam mojemu chłopakowi, że na zajęciach było głośno, ale ciekawie, to tylko się uśmiechnął "Niech zgadnę, fan club tego chłopaka?". xD No, chyba jednak narzekałam na ich buczenie podczas zjazdów częściej niż myślałam.
Poza tym... Wracając.
Nie mieliśmy z kim zostawić pieska na weekend. Też dłuższa historia - miała być u moich rodziców do dziś. Ale moja siostra potrzebowała opieki nad swoim pieskiem, bo robili test górski: zabrali swojego 8-mio miesięcznego synka na pierwszą wyprawę w góry by sprawdzić czy w ogóle planowanie wyjść/tęsknienie za górami w najbliższym czasie ma sens. Bardzo za tym tęsknili obydwoje (od jakiegoś czasu to ich wielka pasja). Oczywiście marzyli o tym, żeby zabierać misia na szlak, ale wiadomo, nic na siłe, rzeczywistość zweryfikuje czy to możliwe. Bo dotąd młody sypiał i im dawał spać tylko w domu. Kiedy wyjeżdżali do dziadków (ze strony Szwagra) noce były nieprzespane dla całej trójki. A dziecko w ciągu dnia było bardziej nerwowe, wymagało więcej uwagi, co budziło więcej stresu i tak dalej. Więc po co sobie i młodemu fundować stres? Ech. Dlatego chcieli sprawdzić jak im wyjdzie... I dla tego zakładali najgorszy scenariusz: młody ryczy, wierci się, trzeba się zmieniać w noszeniu go, oni zmęczeni w opór i do tego piesek ciągnie i wymaga uwagi. Dlatego potrzebowali oddać pieska moim rodzicom pod opiekę. A moi rodzice sami z dwoma psami na spacerku to zły pomysł, nie mówiąc o tym, że pieski mogą zacząć walczyć o dominację itp. Ech... Postanowili, że jadą w góry, opłacili hotel, wszystko zaplanowali, rodziców poinformowali, że jadą i że ich piesek zostaje u bapsi i psiadka na weekend... Nie mówiąc tego nam - myśleli, że wrócimy z wakacji i weźmiemy psa, bo oni ciągle jakoś nie przyswajają, że nasze studia zaoczne to najczęściej 12h i 12h w dwa jedyne wolne dni, często na uczelni stacjonarnie (w tym semestrze). Że nasza sunia po prostu nie ma z kim wtedy wyjść na spacer i z tęsknoty może zacząć szczekać, co może odpalić znowu sąsiada z dołu... i zgotować nam więcej problemów do zmartwień, stresu i zburzenia poczucia bezpieczeństwa.
Eh... No ale kminię. Rozumiem, że oni też potrzebują tego wypadu w naturę - inaczej zwariują, dla nich góry to paliwo do żyćka, rozumiem to. Dlatego w piątek jechałam po psa do rodziców (a nie jak planowałam przed wyjazdem na urlop - odebrać ją dziś, w poniedziałek, po zjazdowym weekendzie, po pracy). Tęskniłam za małą - to fakt, wykochałam ją bardzo, cudowna kruszynka <3 (w ogóle zobaczenie jej po tylu tygodniach i takie trzeźwe spojrzenie na tego malucha było ciekawe: jest większa niż mi się wydaje być, a jej futerko jest znacznie bardziej mięciutkie niż można zkładać - wydaje się mieć bardziej szorstką sierść, a wciąż jest puszysta i aksamitnie gładka), fanie było się spotkać z rodzicami, ale wróciłam też zmęczona...
Nie udało się nam załatwić opieki żadnego chętnego psio-wujka czy psioci na weekend, więc nasza sunia cały weekend była z nami na uczelni. xD To wymagało zaskakująco sporo Tetrisa. Było trudno, ale daliśmy radę. Niestety to też było stresujące dla pieska... A to najgorsze, mam nadzieję, że takie sytuacje awaryjne nie wypadną już. Fajnie, że dało się jednak wszystko rozwiązać kompromisem i że władze uczelni nie miały z tym problemu.
ALE co fajniejsze: siostra cały weekend relacjonowała mi ich wypad w Karkonosze - młody czuł się wspaniale, miał warunki jak pączuś w maśle. Pogoda dopisała. Dzieciak całą drogę na szczyt przespał wtulony w tatusia (xD kwiczałam xD siostra też - co za sytuacja, najcięższa część podróży przespana), a w drodze na dół sobie słodko, dziecięco gadał. Po prostu coś tam "ga-ga-ga-ga!" z różną intonacją patrząc to na tatę, to na mamę i się chichrając, marszcząc, oburzając, zachwycając i w ogóle przeżywając. Nie wiadomo co przeżywał, może to, że jest wytrzęsiony, może, że fajne widoki, albo inne powietrze. Wszystkich nas cieszył jego gawędziarski entuzjazm (siostra przesyłała mi filmiki: Szwagier pyta "Co jeszcze powiesz mamie?", a młody patrzy w obiektyw telefonu siostry i "gagagaga-GA!" xD no urocze to, trudno się nie uśmiechnąć, tym bardziej, że zachęcany "no co ty, na prawdę?" robił miny i gaworzył jakieś pełne oburzenia potwierdzenie xD). Wiadomo było, że wygadany był, chętny do interakcji i zupełnie niezainteresowany płakaniem ze zmęczenia czy stresu. Nockę też przespał. Pierwszy szczyt i pieczątka ze schroniska zaliczona. Można skrzata zabierać w górki! Sis i Szwagier w niebo wzięci ze szczęścia, głowy wywietrzone, tęsknoty częściowo zaspokojone.
Jedyna wykończona osoba z ich rodzinki po tym weekendzie to Szwagier, który nie chciał się zamieniać z żoną nosidełkiem, tym bardziej podczas tej drogi na szczyt, gdy młody spał wtulony w tatusia. No i tatuś opłacił to kolejnego dnia poczuciem zmordowania i bólem (pleców, barków, bioder, nóg - wszystkiego). Więc wrócili trochę wcześniej niż planowali, aby tatuś mógł się położyć wcześniej we własnym łóżku.
No, ale wracając, bo ja to piszę po to, by napisać to co pisać będę dopiero teraz! O matko, jak dużo się dzieje, a doba jest zbyt krótka!
Zadeklarowałam, że zrobię opracowanie graficzne case study - tej pracy na zaliczenie tych zajęć wczorajszych. Część mamy już odwalone na ćwiczeniach i chciałam to prędziutko spisać, póki jestem na świeżo, póki pamiętam cały poczyniony research. No i przepadłam. Serio - przepadłam. Im głębiej w temat tym więcej niuansów. No i tej event, który opracowujemy, jego strona tegoroczna... miałam tylko pozapisywać informację, ale przepadłam czytając program...
Będzie 1 - koncert ulubionego zespołu mojego chłopaka (z Polski), 2 - będzie spotkanie autorskie z ulubionym pisarzem mojego chłopaka (takim ever-ulubionym, takim, którego czyta, kupuje wszystko co wyszło spod ręki tego typa - a wyszły rzeczy w różnych dziedzinach i kategoriach; taki typ, którego twórczość mój chłopak wspiera na patronite i który czasem pisze z nim, albo pisze ze mną xD o moim partnerze - SERIO, zaskakująco zabawny, fajny i nienapuszony typ, chociaż ma powody by unosić się dumą, ale tego wybiera nie robić), 3 - zajęcia prowadzone przez typów robiących rzeczy, które mój chłopak studiuje, które dają u frajdę i których się uczy.
No i gdzie ja znajdę inną imprezę, która ma JEDNOCZEŚNIE te wszystkie trzy rzeczy, które jarają mojego faceta? No gdzie? Koncert, warsztaty i spotkanie autorskie? Ech. Skończyłam na planowaniu budżetu by kupić bilety xD - ALE tego dnia mamy weekend zjazdowy, stacjonarnie, więc nic z tego, nie wyjdzie.
I co? I nic wczoraj nie zrobiłam, nie przygotowałam prezentacji i zarazem jestem do tyłu o wykonanie pracy z zajęć z których się urwałam.
Ech...
Jak wydłużyć dobę?
JEstem taka zmęczona...
9 notes · View notes
fukssja · 6 months
Text
Dzień dobry, witam w ten wspaniały dzień.
Ostatnie dni to był niezly survival, że tak powiem. W czwartek jak pisałam, był faścik jakoś do 18, gdzie zjadłam obiad. Miałam potem pójść na spacer, ale taka ulewa była, że się poddałam i uznalam, że pouczę na polski.
Nauka na polski to było przeglądanie aplikacji lub robienie absolutnie wszystkiego nad otwartym zeszytem. Zrobiłam niby jakieś opracowanie na podstawie tego co kumpel z równoległej klasy powiedział i nawet raz nie przeczytałam (ale skopiowalam z internetu do notatnika, to prawie jak nauka przecież).
Przed nieudolną naukę poszłam spać grubo po północy. W nocy słabo spałam, a rano myślalam, że nie uda mi się wstać z łóżka. Zmusiłam się na jakieś 10 minit przed wyjściem, zdążyłam tylko skorzystać z toalety.
A do tej toalety chodziłam cały dzień... może te spaghetti mi jakoś zaszkodziło, idk, ale psiapsi mi na wfie kazała iść spać bo podobno momentami wygladalam wrak czlowieka. W jakimś odstępie czasowym zjadłam dwie mandarynki. Zmusiłam się do zostania na dwoch ostatnich lekcjach, a ostatnią chamsko przespałam. W domu pierwsze co zrobiłam, to wyrzygałam te dwie mandarynki (nie wymusiłam jbc), a potem poszłam spać.
Wieczorem ogladalam szoguna, a o 23 znowu zasnęłam po rozmowie z przyjacielem. W sobotę praktycznie cały dzień przespałam. Byłam odwodniona jak mój kwiatek kiedy o nim zapomnialam na 2 tygonie (rip [*] anginka). Dopiero wieczorem udalo mi się znaleźć siłę na zejście i zrobienie sobie budyniu. Jak mama wróciła to zjadłyśmy gulasz. Oglądałyśmy detektywa Monka, a o 1 jakoś poszłam spać.
Dobra dosyć niezłe opowiadanie się z tego zrobiło, ale ogólnie to jestem cała i zdrowa 😀👍dzisiaj już czuję się lepiej, chociaż cisnienie nie ułatwia zbytnio funkcjonowania.
8 notes · View notes
Text
ile tak naprawde znacze
bo ty jestes moim priorytetem
a ja tylko twoim czasem wolnym
czekam na ciebie tak samo jak pies czeka pod drzwiami na swojego wlasciciela
nie mam nic do robienia ani motywacji by cos zaczac
czekam tylko az ktos sie zjawi i spedzi ze mna czas
w weekendy dociera do mnie jak malo znacze dla wszystkich ktorzy mnie otaczaja
moze to prawda ze mnie lubia
moze to prawda ze im na mnie zalezy
moze to prawda ze jestem ich najlepsza przyjaciolka
ale prawda jest taka ze zazwyczaj odzywaja sie do mnie tylko wtedy gdy maja czas wolny
gdy sa w domu i nie maja co robic
wtedy wolaja swojego psa ktory na nich czekal caly dzien
nie zaprzecze ze zdarzaja sie sytaucje gdy ktos sie ze mna kontaktuje w innych sprawach niz zwykle granie w gry
czasami ktos zapyta sie czy wszystko w porzadku ale jest to naprawde pytanie retoryczne bo zawsze moja odpowiedzia jest klamstwo
to prawda ze przedstawiliscie mnie paru waszym znajomym
ale rzeczywistosc jest taka ze nie jestem na pierwszym miejscu pomimo tego ze wy jestescie na moim
moze mi sie to wszystko tylko wydaje
moze faktycznie jestescie po prostu zajeci i wmawiam sobie pesymistyczne rzeczy
ale czy aby na pewno
moze chociaz po czesci to prawda ze
ty jestes moim priorytetem
a ja tylko twoim czasem wolnym
na zawsze dla nikogo pierwszym miejscem
(syf z mojego notatnika </3 moze mam przyjaciol ale czasami po prostu czuje sie samotna i z tego rodza sie takie rzeczy ja rozumiem ze kazdy ma tez innych znajomych poza mna i troche przesadzam i jestem atencyjna dziwka ale te godziny samotnosci.. moze wtedy oni sie ucza albo spedzaja czas z kims innym ale mimo wszystko to boli mimo tego ze prawie zawsze ktos ze mna rozmawia i przy mnie jest to i tak nawet chwila w samotnosci jest dla mnie agonia to prawda ze powinnam znalezc sobie jakies hobby lub zajecie ale nie mam do niczego zadnej motywacji mam najlepszych przyjaciol ale no co czuje sie po prostu "swietnie" gdy widze ze byli gdzies na domowce albo wyszli z kims innym czasami mam wrazenie jakby mnie sie wstydzili ale wiem ze to efekt mojego czarno-bialego myslenia i wcale tak nie jest)
Tumblr media
ja po prostu nie umiem zyc sama ze soba
2 notes · View notes
vinidra · 13 days
Text
wczoraj wypiłem o jedną wódkę z tonikiem za dużo i ścięło mnie po 21:00. zanim zasnąłem, zdążyłem zanotować sb jedna rzecz. rano już nie pamiętałem o tym, no i gdy zajrzałem do notatnika, zobaczyłem coś takiego:
Tumblr media
co jest ze mną nie tak 🙆🏻‍♂️
2 notes · View notes
angel-babyz · 2 months
Text
Urywki mojego notatnika. Czytając to po czasie trochę boli, dziwnie się czyta te słowa
Tumblr media Tumblr media
Byłam desperatka. Pizd∆ na tyle słaba że umrzeć chciała. Schudnij a nie się zalisz XD (kierowanie do mnie)
3 notes · View notes
delicja-0 · 3 months
Text
05.07.2024
Nie jestem zadowolona z dzisiejszego dnia.
Nie miałam siły na ćwiczenia ale gdybym wiedziała, że będę zmuszona do zjedzenia kolacji to na pewno bym poćwiczyła. No właśnie...o 10 zaczęłam fasta mając na koncie 200 kalorii jednak babcia kazala zjeść kolacje (srała sie strasznie o to więc się nie kłóciłam) więc wyszło +250. Teraz żałuję bo mogłam jednak się pokłócić i kontynuować fasta ale z drugiej strony pewnie gdybym fastowala to też bym zbingowala a tak mam wszystko pod kontrolą.
Minus dzisiejszego dnia jest taki, że mialam zaplanowane granie z kolegą (wczoraj to samo) ale brat nie wyszedł z domu ani nic więc nie miałam dostępu do komputera (takie plusy posiadania idiotycznego brata, każda sekunda kiedy nie ma go w domu jest cenna)
Jeszcze tak krótko, poczytałam przepisy w takim dość starym notesie i znalazłam tam przepisy na dosłownie wszystko! Pomyślałam sobie, że o będę mogła cale wakacje gotowac/piec z tego notatnika. Ta...na szczęście Ana szybko wybiła mi to z głowy :3 kalorie i robienie rogalików albo innych ciast o dziwnych nazwach (czym do grzyba są "łzy Wałęsy" XDDDD) nie jest dla takich grubych ludzi jak ja.
Tumblr media Tumblr media
4 notes · View notes
drogadoperfekcjii · 3 months
Text
Wprowadzenie.
💠Odchudzanie jest ze mną od dawna. Czasem wydaje mi się, że od zawsze. Jest moją obsesją. Jeśli zepsuję; objadam się i przeczyszczam albo głodzę.
💠Chciałabym to unormować. Wyhaczać momenty, w których rzucam się na jedzenie. Motywować się też do czegoś innego, odkrywać nowe rzeczy. Osiągnąć cel nie tylko wagowy ale np nauczyć się medytować, zacząć żyć bardziej w zgodzie z naturą a z przyziemnych rzeczy to zrobić prawo jazdy.
💠W internecie czuje się bardziej bezpiecznie. Przyjanmniej nikt nie znajdzie dziennika w formie notatnika pod moją poduszką🤡
3 notes · View notes
katastrofalnie · 2 years
Text
"Nie wiem, co się stało. Nie wiem, jak sobie z tym poradzić. Codziennie budzę się, chociaż nie chcę. Wychodzę z łóżka, chociaż to trudne. Doprowadzam się do względnego porządku, żeby przez chwilę udawać, że dalej żyję, a potem wrócić do łóżka i oglądać głupi serial, bo chcę zapomnieć o swoim głupim życiu. [...] Kiedyś był tutaj smutek i masa strachu, ale nie teraz. Dodatkowo, gdzieś wyparował cały gniew i okazało się, że żadnej innej emocji we mnie nie ma."
~ wpisy z notatnika 2019
17 notes · View notes
jedna-z-wielu123 · 1 year
Text
No ja pier##le dziś rano przepisywałam motylkowe cytaty do notatnika i zostawiłam notatnik na stole przychodzę że szkoły a tam ten sam notatnik otwożony co prawda na innej stronie ale jednak i na tych cytatach była zakładka.jak zapytałam taty to musi że muj brat potrzebował
Przecież przez to może wydać się że mam EDukację
Po prostu zayebe się.
3 notes · View notes
Text
Czy wstawianie update’ów w formie zapisek z notatnika jest dla Was git? Czy wolicie inną formę?
2 notes · View notes
slvtforhimm · 17 days
Text
To znaczy, jest naprawdę okej, trzymam się bardzo dobrze - po prostu czasem się czuję tak przytłoczona, że się duszę własnym płaczem sama w pokoju. Ile ja bym dała, żeby ktoś mi zrobił herbatę, pościelił łożko, zrobił coś do jedzenia i włączył głupi serial, a ja bym mogła leżeć i się niczym nie przejmować. No ale nikt tak nie zrobi, więc muszę sobie sama radzić. Czasem wątpię, że ja jestem taka silna jak mi się wydaje, ale no robie swoje i tyle. Nic innego dosłownie mi nie zostało.
Ja tak piszę na tym tumblr w sumie nie wie dla kogo, raczej dla siebie jak nie mam pod ręką notatnika, ewentualnie może ktoś jest w podobnej sytuacji to chociaż nie poczuje się jedyny. Sama to wszystko ogarnę, a reszcie chuj w dupala elo
1 note · View note
tinygarden-me · 2 months
Text
Ogórki małosolne!
Mój ulubiony przepis na ogórki małosolne, prosto z notatnika małżonki:
Składniki:
1 kg ogórków gruntowych
1 litr wody
1 łyżka soli
3-4 ząbki czosnku
Koper (im więcej, tym lepiej)
2-3 liście chrzanu
2-3 liście czerwonej porzeczki
Przygotowanie:
Ogórki dokładnie umyj, jak chcesz, możesz odciąć końce.
W dużym słoiku umieść na dnie wszystkie składniki, a następnie uzupełnij ogórkami.
Wodę zagotuj i rozpuść w niej sól, a następnie ostudź.
Zalej ogórki ostudzoną solanką, tak aby były całkowicie zanurzone. Żaden ze składników nie może dotykać powierzchni wody.
Przykryj słoik gazą lub pokrywką i odstaw na 3-4 dni w ciepłe miejsce.
Po tym czasie ogórki małosolne są gotowe do spożycia. Możesz je przechowywać w lodówce, aby zatrzymać proces kiszenia.
Smacznego!
https://bigpotato.online
https://tinygarden.me
0 notes
thelinethatmademefree · 3 months
Text
Pomyłka
Noszę w sercu czerwiec mimo, że dobiega niemal połowa lipca. Wycięłam z niego tydzień na własne życzenie. Napisałam zaledwie trzy zdania, które nawet nie opuściły notatnika. Męczy mnie nawet trafienie kluczem w zamek. Nie wiem czego chcę. Nie mam siły dbać o siebie i walczyć z wiatrakami. Dałam sobie nagrodę, bo nikt inny mi jej nie da. Przejadłam się do mdłości, przećpałam, przesuszyłam oczy płaczem. Nie przestało boleć. Znowu zrobiłam sobie jedynie krzywdę.
0 notes
senna-smierc-przybyla · 3 months
Text
Postanowiłam używać tego konta jako notatnika.. więc nie będę ani ukrywać tego w jakiej osobie pisze ani tego co się obecnie dzieje…
Głupia idiotka próbując wywołać u mnie uczucia które chciała za ten czas jak mnie nie było szła do swojej byłej. Powiedziałam jej to wszystko a ona próbowała przekonać ex aby z nią została, bo przecież ją kocha tylko problem w tym że mnie też. Osobą która „ brzydzi” się kłamstwa tak na prawdę nigdy z jej ust nie została powiedziala żadna prawda… ciągle kłamie a nos ma 1000 razy większy niż Pinokio.. jak dla mnie jest ona zakłamana…poznałam jej była i uwierzcie mi bądź i nie jest to naprawdę złota i cudowna osoba. Na dobór tego złego cieszę się że ją poznałam..
Będę tu gromadzić wpisy a jak będę miała pewność że już nigdy więcej się nie zobaczymy dostanie link do tego profilu
0 notes
jakubzakrzewski · 7 months
Text
Jak wypracować nawyk pisania:
Zacznij korzystać z notatnika
Pomyśl, dlaczego to robisz
Wyeliminuj złe i niepotrzebne nawyki
Zablokuj czas na pisanie
1 note · View note