#gotuj
Explore tagged Tumblr posts
Text

1K notes
·
View notes
Note
ALSO OMG ARE YOU A CON PERSON OR WAS IT JUST AN ONE TIME OCCURENCE potrzebuje wiedziec czy bedziesz na pyrkonie rok
Mm I did go if I had a chance to and I knew about it I guess! I haven't been to many really. This was like my 3rd?? 4th? Ever? Smth like that! But I started going more last year bc of friends and I did like it a lot so I wanna go to more
W tym roku nie poszłam na pyrkon bo pierwszy duży egzamin sesji wypadł akurat dzień po (stres) ale!! Rozważam w tym roku! Zobaczę jak pójdzie drugi rok uni ale my��lę że w tym roku bym spróbowała!
7 notes
·
View notes
Text
jest tu tak goraco posikam sie
#ja pierdoleeeee#dlaczego jest mi caly czas tak goraco. normalnie siedza wszyscy w kurtkach wiosennych ja jestem w bluzce letniej i sie gotuje
1 note
·
View note
Text
Jak Zrobić Łososia Na Grillu?
Grillowany łosoś to prawdziwa uczta dla podniebienia, idealna na letnie spotkania na świeżym powietrzu. Jego bogaty smak i delikatne mięso sprawiają, że jest jednym z najpopularniejszych wyborów do grillowania. Oto jak przygotować łososia na grillu, aby był soczysty, aromatyczny i po prostu pyszny.
#przepisy#food#foodandtravels_eu#zżyciaszefakuchni#łosoś#grill#łosoś na grilla#jak zrobić łososia na grillu#przepisy na grilla#przepisy kulinarne#szef kuchni#gotowanie#polska#blog kulinarny#gotuj z szefem kuchni#pomysły na grilla#dania z grilla#co przygotować na grilla#grillowanie#ryby#dania z ryb#dania rybne#jak przyrządzić łososia
0 notes
Text
dobrą rybę po grecku zrobiłam 👍
#od ani tej co gotuje btw#trochę inaczej zrobiona bo przy leczeniu mama nie może smażonej ryby więc była na parze ale też fajna#gadanie żaby
0 notes
Text
I made twarożek. In Poland you always have it for hotel breakfast and I love to pair it with scrambled eggs and tomatoes but they didn't have it in Prague 😭 it's a fundament of my diet

0 notes
Note
Hej ogólnie chciałabym się zapytać jakie jesz posiłki niskokaloryczna jak już musisz
Oto kilka niskokalorycznych przepisów jak już muszę:
1. Zupa kapuściana (30-40 kcal na porcję)
Składniki:
• 1 mała główka kapusty (ok. 1 kg)
• 2 marchewki
• 2 pomidory lub 1 puszka pomidorów krojonych
• 1 cebula
• 2 litry wody
• Przyprawy: sól, pieprz, papryka, zioła prowansalskie
Przygotowanie:
1. Pokrój warzywa na małe kawałki.
2. W garnku zagotuj wodę i dodaj warzywa.
3. Gotuj na małym ogniu przez ok. 30 minut, aż warzywa zmiękną.
4. Dopraw do smaku.
2. Sałatka z ogórkiem i rukolą (60 kcal na porcję)
Składniki:
• 1 ogórek (15 kcal)
• Garść rukoli (10 kcal)
• 1 łyżeczka soku z cytryny
• Sól i pieprz do smaku
Przygotowanie:
1. Pokrój ogórek w cienkie plasterki.
2. Wymieszaj z rukolą.
3. Skrop sokiem z cytryny, dopraw solą i pieprzem.
3. Omlet białkowy (90 kcal)
Składniki:
• 3 białka jaj (51 kcal)
• 1 łyżeczka oliwy (40 kcal)
• Sól, pieprz, zioła (opcjonalnie)
Przygotowanie:
1. Ubij białka jaj z odrobiną soli.
2. Na rozgrzaną patelnię z odrobiną oliwy wylej masę białkową.
3. Smaż na małym ogniu przez 2-3 minuty z każdej strony.
4. Galaretka bez cukru (10 kcal na porcję)
Składniki:
• 1 torebka galaretki light (np. o smaku truskawkowym)
• 500 ml wody
Przygotowanie:
1. Rozpuść galaretkę zgodnie z instrukcją na opakowaniu, używając wody.
2. Wlej do miseczek i wstaw do lodówki, aż stężeje.
5. Pieczone warzywa (80 kcal na porcję)
Składniki:
• 1 marchewka (25 kcal)
• 1/2 cukinii (20 kcal)
• 1/2 papryki (20 kcal)
• 1 łyżeczka oliwy (40 kcal)
• Przyprawy: sól, pieprz, zioła
Przygotowanie:
1. Pokrój warzywa w paski.
2. Wymieszaj z oliwą i przyprawami.
3. Piecz w piekarniku rozgrzanym do 200°C przez ok. 20-25 minut.
6. Cukiniowe spaghetti (60 kcal na porcję)
Składniki:
• 1 średnia cukinia (ok. 40 kcal)
• 1 łyżeczka oliwy (40 kcal)
• Przyprawy: sól, pieprz, czosnek w proszku
Przygotowanie:
1. Za pomocą obieraczki lub spiralizera zrób z cukinii „makaron”.
2. Podsmaż „spaghetti” na patelni z odrobiną oliwy przez 2-3 minuty.
3. Dopraw do smaku.
7. Pieczone chipsy z jarmużu (50 kcal na porcję)
Składniki:
• Garść liści jarmużu (20 kcal)
• 1 łyżeczka oliwy (40 kcal)
• Przyprawy: sól, papryka wędzona
Przygotowanie:
1. Oczyść jarmuż, usuń twarde łodygi.
2. Wymieszaj liście z oliwą i przyprawami.
3. Piecz w piekarniku rozgrzanym do 180°C przez 10 minut, aż będą chrupiące.
8. Lekki koktajl ogórkowy (40 kcal)
Składniki:
• 1 ogórek (15 kcal)
• Sok z połowy cytryny (5 kcal)
• 1 szklanka wody
• Listki mięty do smaku
Przygotowanie:
1. Zblenduj ogórka z wodą, sokiem z cytryny i miętą.
2. Podawaj schłodzony.
9. Chłodnik z buraka (70 kcal na porcję)
Składniki:
• 1 mały burak gotowany (40 kcal)
• 1 szklanka kefiru 0% tłuszczu (30 kcal)
• Sól, pieprz, koperek do smaku
Przygotowanie:
1. Zblenduj buraka z kefirem.
2. Dopraw i podawaj schłodzone.
10. Pieczony kalafior (80 kcal na porcję)
Składniki:
• 1/2 główki kalafiora (70 kcal)
• 1 łyżeczka oliwy (40 kcal)
• Przyprawy: curry, sól, pieprz
Przygotowanie:
1. Pokrój kalafior na różyczki.
2. Wymieszaj z oliwą i przyprawami.
3. Piecz w piekarniku rozgrzanym do 200°C przez 25 minut.
11. Lekka sałatka z arbuzem i rukolą (50 kcal na porcję)
Składniki:
• 1 szklanka kostek arbuza (30 kcal)
• Garść rukoli (10 kcal)
• Kilka kropli soku z cytryny
Przygotowanie:
1. Wymieszaj arbuz z rukolą.
2. Skrop sokiem z cytryny przed podaniem.
12. Parowane warzywa z sosem sojowym (70 kcal na porcję)
Składniki:
• Brokuł (1/2 główki – 50 kcal)
• Kilka kropli sosu sojowego (10 kcal)
• Sok z cytryny do smaku
Przygotowanie:
1. Ugotuj brokuł na parze przez 5-7 minut.
2. Skrop sosem sojowym i sokiem z cytryny.
13. Sałatka pomidorowa (50 kcal na porcję)
Składniki:
• 2 pomidory (40 kcal)
• 1 łyżeczka octu balsamicznego (10 kcal)
• Sól i pieprz do smaku
Przygotowanie:
1. Pokrój pomidory w plasterki.
2. Skrop octem balsamicznym i dopraw solą oraz pieprzem.
14. Lody z banana (70 kcal)
Składniki:
• 1/2 banana (50 kcal)
• Kilka kropli soku z cytryny
Przygotowanie:
1. Pokrój banana na plasterki i zamroź.
2. Zblenduj z sokiem z cytryny, aż uzyskasz konsystencję lodów.
#bede motylkiem#będę motylkiem#chude#chude ciało#chude dziewczyny#chude jest piękne#chude nogi#chude rece#chude ręce#chude jest piekne#chce byc perfekcyjna#będę szczupła#chce byc idealna#nie chce być gruba#bede idealna#motylki w brzuchu#jestem brzydka#motyle w brzuchu#nie bede gruba#nie bede jesc#nie jestem idealna#nie chce jesc#nie jestem glodna#nie jedz#nie jem#ana motylki#lekka jak motyl#jestem motylkiem#musze schudnac#motylki
176 notes
·
View notes
Text
Nie! bumer haha

Czy jakiś śmiałek chce ze mną po godować?
1 note
·
View note
Text
na nic tak bardzo nie czekam jak na wyprowadzkę.
i czuję się okropnie mówiąc to bo naprawdę kocham gdy moja mama gotuje bo widzę że sprawia jej to radość
but i swear nie wytrzymam psychicznie kolejnego tygodnia z mega kalorycznymi obiadami i ciastami
nie warto jeść
#blogi motylkowe#chude dziewczyny#chude jest piękne#chude uda#motylki any#aż do kości#bede motylkiem#chcę widzieć swoje kości#chude ciało#chcę być lekka#chudej nocy motylki#chude wakacje#chude jest piekne#chude nogi#chude motyle#chudego dnia motylki#gruba kurwa#nie chcę być gruba#gruba szmata#gruba świnia#za gruba#jestem gruba#grubaska#nie chce być gruba#motyle w brzuchu#lekkie motylki#motylki blog#lekka jak motyl#jestem motylkiem#będę motylkiem
37 notes
·
View notes
Text
jeremiasz zapach
22 notes
·
View notes
Text

PARMIGIANA DI MELANZANE
SKŁADNIKI
4 bakłażany pokrojone wzdłuż w plastry o grubości ok. 1 cm
3 łyżki oliwy z oliwek
pół drobno posiekanej cebuli
1 posiekany ząbek czosnku
1 butelka passaty pomidorowej
posiekany pęczek świeżej bazylii
3 mozarelle pokrojone w plasterki
1 opakowanie startego parmezanu
sól, pieprz
SPOSÓB PRZYGOTOWANIA
Pokrojone bakłażany ułóż na sicie, posyp solą i pozostaw na mniej więcej 30 minut, aby puściły sok.
Na rozgrzaną patelnię wlej łyżkę oliwy i podsmaż na niej cebulę i czosnek. Następnie dodaj passatę pomidorową, bazylię, sól i pieprz. Sos gotuj na średnim ogniu przez 15-20 minut.
Bakłażany opłucz, dobrze osusz i grilluj na patelni grillowej 2 minuty z każdej strony.
W niedużym naczyniu do zapiekania układaj po kolei kilka łyżek sosu pomidorowego, warstwę plastrów bakłażana, warstwę mozzarelli, starty parmezan. Powtarzaj tę czynność do wyczerpania składników (3-4 razy). Wierzch zapiekanki posyp serem, skrop oliwą i wstaw na 40 minut do piekarnika rozgrzanego do 200C. Po upieczeniu poczekaj około 15 minut i serwuj.
Smacznego!
72 notes
·
View notes
Text
nie wiem co mam zrobic lol nadal to slychac jak zamkne moje drzwi ale to jest weirdo behavior co nie ?? jakby
ludzie oglądają telewizję i maja otwarte drzwi na korytarz? tak sie robi w mieszkaniach czy co
3 notes
·
View notes
Text
Jak ja uwielbiam fakt tego ze JA gotuje wiekszosc rzeczy na wielkanoc, wiec moga na spokojnie policzyc co do jednej kcal (no chyba ze rodzice kaza mi jechać z nimi do ciotki jakiejś)
#blogi motylkowe#chce byc lekka jak motylek#chce widziec swoje kosci#lekkie motylki#będę motylkiem#chude jest piękne#chudej nocy motylki#az do kosci#bede piekna#chce byc idealna#easter#food#i want to lose weight#i wanna be sk1nn1#bede lekka jak motylek#bede lekka#bede motylkiem#nie bede jesc#nie chce być gruba#nie jestem glodna#nie chce jeść
24 notes
·
View notes
Text
Majówka 2025
5-05-2025
Od środy 30.04 do niedzieli 4.05 byliśmy na roadtripie.
4,5 dni i 5 krajów.
Przekroczyłam własne granice komfortu, zmęczyłam się fizycznie i NAPRAWDĘ odpoczęłam. Nabrałam dystansu do problemów - czuję się jakby naładowana pozytywną energią. Wychodzę z tej depresji, wreszcie. Zaczynam mieć więcej siły... chociaż wczoraj 1h na instagramie mnie wyssała z energii niemal zupełnie.
Jednak natura nie zawiodła: czuję się zdrowsza i zachwycona światem. Ciekawa historii miejsc w których byłam.
Wyszliśmy też fajnie cenowo: mój narzeczony mówi, że auto wydajnie spalało, tankowaliśmy 3 razy i wydaliśmy na paliwo w zaokrągleniu 550zł. Noclegów szukaliśmy w appce park4night - dwa wyszły za darmoszkę, dwa za opłatą - łącznie 30 euro za 2 osoby + pies za dwa noclegi. Szalona cena. I tu też zaznaczę ważne rozróżnienie w cenie: w Austrii w cenie 15 euro był wydzielony fragment pastwiska na alpejskim zboczu, obłędne widoki za oknami i dużo charakternych zwierząt wokół samochodu. xD (o tym zaraz lub jutro). Brak wc, brak prysznica, brak kuchni czy jakiejś bieżącej wody by umyć ręce/naczynia.
A w Słowenii w cenie 15 euro dostaliśmy miejsce parkingowe z widokami na Alpy, na skraju lasu wraz z miejscem na rozbicie namiotu i ZUPEŁNIE niespodziewanie dostaliśmy małą, drewnianą chatkę. W środku wnętrze świeżo po remoncie, wnętrze specjalnie przed naszym przyjazdem nagrzane, pachnące świeżym drewnem drzwi do łazienki - wc, prysznic z fantastycznie gorącą wodą. Reszta wyposażenia to stół, anek kuchenny z płytą indukcyjną, zestaw garnków i kubków, zlew kuchenny i lodówka - zamrażalnik pusty, ale w lodówce stały dwa rodzaje browarków i kartka zapraszająca do częstowania się i pozostawienia 2 euro za puszkę. <3 Przyjechaliśmy tam o zmierzchu, gdy sklepy były zamknięte - mój kierowca miał taką ochotę na piwo, a żaden sklep po drodze nie był już otwarty. A tu nam z nieba spada chatka i browary!
Fantastyczny wyjazd.
Mój O. zaplanował to tak, że mieliśmy przekrój przez wszystkie pory roku: kwiecistą wiosnę na Czeskich wyżynach oraz na Słoweńskich halach i wąwozach, wspinaczkę po graniach w Alpach w śniegu (xD też zabawne - O. nie wiedział, że w maju w górach może być śnieg xD), toskański, romantyczny klimat winnic obsadzających pagórki, wężyków dróg obstawionych cyprysami (takiego klimatu ani 2 lata temu, ani 1,5 roku nie uświadczyłam w Toskanii na wiosnę xD) i pełnię lata na Chorwackiej plaży, gdzie się prażyłam w 32*C (OMG jak mi tego brakowało) i gdzie kąpałam się w Adriatyku (tym razem woda była na tyle ciepła, że spokojnie weszłam w kostiumie, pianka leżała podczas tej wyprawy cały czas w bagażniku).
Dla naszego pieska to był trochę szok - jednego dnia leży w cieniu i dyszy unikając palącego słońca, a jej mózg się żywcem gotuje w 32*C (byliśmy na plaży dla piesków - weszła z nami do wody dla ochłodzenia, ale po zamoczeniu pyszczka w słonej wodzie była zniechęcona do całego pomysłu, więc wróciła na swój ręczniczek, aby wyschnąć i ciężko wzdychać. Nie potrafiłam po jej mowie ciała odgadnąć czy to z ulgi czy z irytacji, że dała się namówić na wchodzenie do morza, mimo, że wiedziała, że jest mokre). A drugiego dnia zakładamy jej wełniany sweterek i ciągniemy w skały i kosodrzewinę przysypane śniegiem w temperaturze wahającej się od -5 do +1 *C. xD Bardziej jej się podobało w śniegu - była w raju po prostu. Gdyby nie smycz to by pewnie pognała się bawić w zaspach poza szlakiem.
Było fantastycznie.
Najbardziej magicznym dniem był 2.05 - obudziliśmy się o 5; ja w samochodzie, a O. w namiocie. Wzięliśmy prysznic, zrobiliśmy śniadanie, które zjedliśmy oglądając wschód słońca... Nasz piesek szalał w trawie przed chatką... Sprawdziliśmy prognozę pogody: tego dnia w Chorwacji miało być 25*C i ani jednej chmurki, kolejnego dnia miało być pochmurnie. Więc umyliśmy naczynia, zęby, złożyliśmy śpiwory, zostawiliśmy 2 euro w lodówce za to piwko i pojechaliśmy na tripa nad morze. Zwiedziliśmy ruinki, poszliśmy na plażę dla piesków i chillowaliśmy w GORĄCU... A gdy zgłodnieliśmy wsiedliśmy w samochód i pojechaliśmy do Włoch (bo ceny w Chorwacji były kosmiczne). A z Włoch z powrotem do Słowenii do miejsca, gdzie mieliśmy spędzić kolejną noc, reklamującego się "nocleg w gaju oliwnym, miejsce dla 10-ciu kamperów".
Gdy dojechaliśmy Goriška Brda zaparło nam dech w piersiach...
To zdjęcie z sieci (my z miejsca noclegowego patrzyliśmy na ten stołp z drugiej strony... mielismy taras widokowy z panoramą na ten krajobraz):

Było fan-ta-sty-cznie! Jedyny minus: nie myśli sami, razem z nami parkowało tam łącznie 5 samochodów, 10 ludzi i 3 psy. Dla naszego pieska to był naprawdę trudny nocleg - byle co ją budziło, a pieski (wszystkie 3) się z miejsca bardzo nie polubiły (fajnie, jak dla odmiany nie tylko mój pies ujada ze strachu... I fajnie, jak widzisz w oczach tych innych opiekunów psów zrozumienie i zmęczenie, które sama mam na 200% w oczach, gdy mój pies ujada ze strachu, a żadne słowa do niej nie trafiają. I fajnie, jak W KOŃCU twój pies nie jest najbardziej głośnym i lękowym pieskiem na podwórku - piesek bułgarsko-niemieckiej pary ujadał tak głośno i tak często, że moja sunia przestała nawet na niego zwracać uwagę - siedziała na moim śpiworze nasłuchując).
Zostaliśmy zaproszeni na vine-tasting. Baaaardzo chcieliśmy od dawna w takiej degustacji na terenie winnicy uczestniczyć! Bardzo. To była atrakcja dobrowolna, odpłatna - więc doliczam do kosztów łącznie 30 euro za 2 osoby (rachunek na ten moment paliwo + noclegi + piwo + vine-tasting) - w cenie możliwość skosztowania 9-ciu lokalnie wytwarzanych win i deska serów. Mrrrr... Ululałam się, ale wina były fantastyczne. Siedzieliśmy do tego przy stoliku oświetlanym promieniami zachodzącego słońca - całe szkło na naszym stole błyszczało, płyn w kieliszkach nabierał fantastycznych kolorów. Jakby to był sen. Było super!
I tutaj zdecydowałam się pierwszy raz sama z siebie zasnąć w namiocie. I było ok - tylko raz myślałam, że coś chce mnie zabić, obudziłam O., sprawdził. To był kotek właścicieli winnicy. I wróciliśmy do spanka. Nie było najgorzej - na pewno ciszej niż ostatnim razem (3 lata temu, na zatłoczonym polu namiotowym), ale nie miałam karimaty, spałam na ziemi i jednak nie było to zawygodne miejsce do wypoczynku.
Na nocowanie w namiocie nalegał mój O. - on bardzo chce częściej wyjeżdżać w naturę, pod namiot, a ja się zraziłam te 3 lata temu i odmawiam współpracy od tego czasu. Jedno, że słyszę każdy szum liści i mój mózg jest przekonany, że ktoś próbuje mnie zabić - zamiast odpocząć jestem wciąż zaalarmowana. Drugie: odkryłam te 3 lata temu, że nie potrafię przekonać, że jestem bezpieczna w namiocie, że bez twardych, mocnych ścian można się odprężyć i zasnąć. Potrzebuję się w jakimś sześcianie zamknąć szczelnie i zabezpieczyć.
I to wszystko pozostaje takie samo - daleko poza moją strefą komfortu jest opcja noclegu w namiocie, wolę nocować w samochodzie (plus bycia niską - rozłożę fotel pasażera, pod nogi podłożę wypchany plecach i mam w opór wygodne, miękkie, ciepłe łóżeczko). Mojemu O. jest niewygodnie w samochodzie własnie dlatego, że nie może się rozciągnąć (zwykle, nawet w łóżku, śpi na boku lub na plecach z wzniesionymi rękami za głowę, wyprostowany - śpiąc na rozłożonym fotelu w samochodzie nie ma na to miejsca), ale okazało się, że NOWY namiot też jest na jego potrzeby za krótki xD Myślałam, że zejdę ze śmiechu xD - rozsuwa zamki przez sen, bo prostuje nogi.
Jakbyśmy nocowali kiedyś pod przymusem w namiocie to w teorii mogę, ale wolę nie.
Prysznic mieliśmy do dyspozycji na terenie pól winnicy, pod chmurką: betonowe płyty udawały brodzik pod dyszą prysznicową zwisającą z wysokiej rury. Od miejsca parkingowego odgradzała nas ściana stoku, rządek winorośli, szopa na narzędzia... ale wystarczyło by się wychylić by zobaczyć golasa (tj. golasa w stroju kąpielowym, but still). WC było do naszej dyspozycji w budynku, w pięknej winnicy-restauracji.
To był tak fantastyczny dzień - złapało mnie słonko (opaliłam się!), potem degustacja win, zawieszanie światełek wokół namiotu, rozbijanie namiotu pod drzewkami oliwnymi. Magiczne...
EDIT:
Polecam, gdyby ktoś kto przeczyta to, co napisałam chciał się zdecydować na nocleg w Słoweńskiej Toskanii to zostawiam namiary na naszych gospodarzy:
Oficjalna strona - ale mimo wszystko polecam szukać ich na park4night.
To zdjęcie z sieci prezentujące deskę serów i prossiutto (20 euro od osoby) - my zamówiliśmy wersję bez mięsa (15 euro/os)
A poniżej widok na winiarnię, winnicę i parking otoczony przez krzewy oliwne:
Ech.
A najbardziej hardcorowy nocleg - ten Austriacki - mogłabym opisać jak horror (bo to co się tam odwaliło to na spokojnie mógłby byc scenariusz horroru - jakieś takiego z wątkiem komediowym, ale serio, byliśmy przez chwilę posrani).
Parking był wydzielony z pola, na podwyższeniu jakichś 50cm w stosunku do pola. Granice parkingu (granice pastwiska?) wyznaczał eklektyczny pastuch rozciągnięty wokół wydzielonego miejsca, ciągnący się od odległych zabudowań gospodarskich, aż po nieco tylko bliższą bramę przy której siedział szczekający kremowy owczarek.
Wiedzieliśmy, że będziemy nocować przy pastwisku krówek.
Wiedzieliśmy. Właściciel zapytał, gdy zadzwoniliśmy w sprawie ogłoszenia park4night "Czy boicie się krów?", zaśmialiśmy się - wiadomo, że nie. Absurd, nie? Bać się krówek.
Jak zaparkowaliśmy, wyszliśmy by szykować kolację (mamy własną kuchenkę gazową, byliśmy samowystarczalni), nawet żartowaliśmy, że chyba za późno przyjechaliśmy, bo krówki pewnie śpią już, że może je zobaczymy rano. Gdzieś tam daleko widzieliśmy, że kilka z nich skubie trawę, ale najbliżej nas podszedł pies pasterki. Został po swojej stronie bramy i na nas szczekał.
Jak wyszliśmy na zewnątrz okazało się, że chociaż parkowaliśmy na trawie (czyli jak chciał mój narzeczony - by rozbić namiot), to temperatura w Austriackich Alpach była dużo niższa niż w Słoweńskich Alpach - a tego dnia już się wymarzliśmy wchodząc na szczyt, 2-tysiecznik (xD ale o tym innym razem, bo trochę śmiesznie wyszło xD). Mój partner stwierdził, że jednak tego wieczoru nie rozbija sobie namiotu, że będzie spał tym razem w samochodzie, bo nie chce się przeziębić. Luz.
Mi ta jego decyzja odpowiadła - przynajmniej nie będę się martwić o to, że coś go może zabić xD. Dodam, że ja wiem, że to absurdalny strach - za dnia mówię o nim z ironią, sama z siebie żartuję, bo to nie jest racjonalny strach. To nieracjonalny lęk (a w stanie psychicznym w jakim jestem stany lękowe jeszcze silniej odczuwam). Jednak, gdy zapada zmrok, a moje zmysły się wyostrzają, nie mogę przestać myśleć o tym, że wystarczy jeden ruch łapy niedźwiedzia (albo szybki atak nożem wyprowadzony przez człowieka), aby rozerwać namiot i zrobić krzywdę osobie śpiącej w namiocie. Być może za dużo true crime się nasłuchałam? Nie wiem. Myślę po prostu o tym, że namiot nie daje bezpiecznego schronienia przed ewentualnymi drapieżnikami czy wypadkami - chociażby jakby urwała się gałąź. I to nie nad namiotem - przecież rozbijamy go daleko od drzew, ale na stoku, pochyłym - gałąź, czy bale ściętego drzewa ułożone pod ścianą lasu na górze stoku mogą się obsunąć, potoczyć w dół i zmiażdżyć śpiących... Albo jakiś pijany kierowca, który też przyjechał na nocleg mógłby z rozpędu wjechać w namiot, którego nie zauważy po ciemku... Ech. Naprawdę wiem, że te scenariusze, które produkuje mój umysł w ciemności są mało prawdopodobne, ale nic nie poradzę na to, że myślę o tysiącach możliwości przed jakimi nie ochroni cienki brezent... Ech. Może na to wpływ ma też to, że ponad dekadę temu w Bieszczadach na teren naszego domku wszedł niedźwiedź? Że rozniósł śmieci ze śmietnika po podwórku, zadrapał jeden z zaparkowanych pod daszkiem samochodów (przy drzwiach pasażera - dobrze, że nikogo nie było w samochodzie), wszedł na taras domku w którym nocowała moja 10-osobowa grupa. Dojadł zostawione przez nas na stole chipsy, owoce, bułki. Rozlał niedopite piwa, stłukł puste butelki. I niuchał - przerażająco niuchał - przy drzwiach wejściowych do domku. Czuliśmy się bezpiecznie - chociaż wszyscy się zbudzili - do tego momentu. Zamki mieliśmy zamknięte, a jednak misio próbował sforsować drzwi... W końcu się poddał i wyszedł bramą na ulicę, powędrował pewnie w las...
Wtedy uważałam to za fantastyczne przeżycie, przygodę. Owszem - stresowało mnie, gdy dobijał się do drzwi, ale też jakoś tak uspokajało mnie, gdy chłopcy chwytali za pogrzebacz, narty i szykowali gaz na niedźwiedzie - aby misiowi, gdyby się wdarł nie zrobić per-se krzywdy, ale by w razie czego mieć broń do ochrony własnego życia. Dziewczyny - starsze ode mnie dziewczyny w grupie - dzwoniły zarówno do jakichś służb (nie wiem jakich? Do GOPRu? Do Strażnika Parku Narodowego Bieszczad? Pod 111? Nie pamiętam) by poinformować o obecności zwierzęcia i o naszej sytuacji. Wszyscy byli zaalarmowani, ale spokojni.
Czułam się wtedy bezpieczna dzięki solidnym drzwiom, ścianą, otoczona ludźmi, którzy wiedzieli co robić, którzy wspierali nas (troje studentów I roku) i instruowali jak się zachować (doświadczeni górzyści - starsze rodzeństwo mojego przyjaciela i ich grupa przyjaciół, zaprzyjaźnili się nota bene na szlakach), jak nie wpadać w panikę, którzy byli przygotowani na taką ewentualność - spotkania niedźwiedzia...
Może to tamto doświadczenie wzbudziło we mnie ten lęk przed ciemnością w pięknym, ale jednak pełnym dzikich zwierząt lesie? Może wtedy wyryło mi się w głowie, że jak mam nocować w nowym miejscu, to musi ono mieć ogrodzenie i solidne ściany?
Nie wiem...
Zastanawiałam się nad tym, ale nie wiem.
Może to po prostu jakiś instynkt zapisany w DNA?
Niemniej - po ciemku irracjonalny lęk, ten z którego sama żartuję za dnia, staje się bardzo rzeczywisty, a wszelkie opcje racjonalizowania nie zagłuszają silniejszego zlęknienia przed tym, co czai się w ciemności.
Dlatego o ile nie wpływam na decyzje O. - jak chce i lubi spać w dziczy w namiocie lub bez (a lubi, bardzo), to niech śpi. Jednak, gdy słyszę, że woli spać w aucie czuję się spokojniejsza. :D
Ubraliśmy puchowe kurtki i czapki - to był naprawdę rześki wieczór na pastwisku. Otworzyliśmy bagażnik i z niego wyciągnęliśmy prowiant, wodę, przesunęliśmy bagaże tak, aby zrobić miejsce zarówno na deskę do krojenia i talerze, a zarazem by móc usiąść w środku, gdy już przygotujemy kolację - aby móc się oprzeć i chociaż trochę osłonić się przed wiatrem.
Wyciągnęliśmy też naszego pieska, przypięliśmy ją do pobliskiego wozu (stał na parkingu), zaserwowaliśmy jej pieskową-kolację. Młoda dzięki temu nie widziała owczarka przy bramie, ale doskonale widziała nas i pastwisko.
Nim zdążyliśmy usmażyć kiełbaski, ukroić kromki chleba i żółtego sera, odkręcić słoik ogórków i dokończyć jedzenie OLBRZYMIEGO niesamowicie aromatycznego chorwackiego pomidora (mniam)... wzdłuż pastucha (czyli jakieś 1,5 metra od nas) stały ustawione rządkiem krówki. I to nie dwie! Ba! Na początek przybliżyły się do nas dwie i bardzo się ucieszyliśmy na ich widok - krówki! Yupi! I wtedy krówka idąca z tyłu (a szły gęsiego) pokryła krówkę idącą z przodu xD Co za powitanie!! xD Pośmialiśmy się z tego - że to na szczęście!
Szykowaliśmy jedzenie, a pies pasterski zaczął wyć i ściągnął pod bramę aż 3 kolegów - takie same, kremowe i bacznie nasz obserwujące psy. Jak stróże farmerskiego prawa byli już pod bramą całym zespołem uderzeniowym to przynajmniej ucichło ich szczekanie. Po prostu - obserwowali. Nasza sunia niespokojnie obserwowała daleko-daleko pasące się krowy (na te dwie pierwsze początkowo nawarczała).
A w czasie, gdy my skupialiśmy się na jedzeniu i bramie do pastwiska, te dwie krótki przyprowadziły pod nasz samochód, do podwyższenia parkingu otoczonego pastuchem jakieś... 20-30 innych krówek. xD Odwróciliśmy się zaskoczeni do rzędu rogatych łebków w odległości 1-1,5 metra od nas xD. Można je było pogłaskać nie odchodząc od samochodu - wystarczyło się nachylić. Ustawiły się jak do koryta, ciasno, łep przy łepku, tak, by nas dobrze widzieć i CZEKAŁY.
Czułam się obserwowana. Jak performancerka - widownia stała na długości jakichś 6 metrów, rogate główki, urocze ciemne oczy o dłuuuuugich rzęsach. Piękne.
Patrzyły nam w oczy, gdy wgryźliśmy się w pierwszą kanapkę...
A nasz piesek - który już jakieś 2 lata temy się oswoił z widokiem konia - był prze-ra-żo-ny. Ujadała tak bardzo, tak się miotała patrząc na ten mały pluton krowi (dla niej to pewnie były rogate potwory, które chciały nas pożreć), że musiałam jej podać leki uspokajacie (próbowaliśmy też zamknąć ją w samochodzie - rzucała się do okien i szczekała na niewzruszone krówki, a do tego próbowała wydrapać dziury w szkle by dostać się w zasięg naszych bezpiecznych łydek). Myślałam, że psórci pikawa wsiądzie. Zastanawialiśmy się by jednak stąd nie odjechać - ale po kolacji. Szkoda nerwów naszego pieska.
Kiedy zaczynaliśmy robić sobie drugą kanapkę (wciąż dbając o naszego zestresowanego pieska, sami zestresowani, bo GAPIŁY się na nas krowy jak na przedstawienie cyrkowe) i gdy jedliśmy w końcu gotowe kiełbaski (to nie było faux pas - z wieprzowiny były xD, sprawdziłam nim zaczęłam je smażyć xD) krówki zaczęły muczeć, jeść trawę pod elektrycznym pastuchem, a także sadzić placki i sikać... I pierdzieć. Głośno. Obsceniczna scena: chcę zjeść ciepły posiłek na który czekałam pół dnia, a 1,5 metra ode mnie słyszę dźwięk sikania... z niedowierzaniem obracam się (starałam się nie patrzeć na krowy - bo podczas całej kolacji wlepiały w nas te oczy kotka ze Shreka "daj, daj, daj, pliz, daj". Serca nie miałam), słyszę już, że mój partner sarknął z zaskoczenia mimo buzi pełnej jedzenia. Widzę jak jedna krowa obrócona zadem do mnie sika, i sika, i sika, a jej koleżanka, zwrócona do mnie głową PATRZY MI W OCZY i przekrzywia łeb tak, aby spić siki sąsiadki. Wylizuje mocz wyciągając język maksymalnie w bok, pod ogon koleżanki i PATRZY się na mnie. O fuck...
No... nie boimy się krów. Ale trochę natężenie ich zainteresowania nami nas zaskoczyło...
I jedzenie jakby mniej smakowało. xD
I wtem! Za plecami słyszymy Iiiiii-hAAA, iiiii-hAAAAA, iiiii-hAAA! xD
Odwracamy się (nasz pies podskakuje przerażony), a przy bramie owczarków jest już 5 xD i dołączyły do nich 2 osiołki. xD
Absurd sytuacji był taki, że składałam się ze śmiechu.
Stado krów, 5 owczarków z vibem "patrzymy wam na rączki, lepiej nie próbujcie nic podejrzanego" xD oraz 2 osły. I muczenie, i-ha-chanie, szczekanie, sikanie, pierdzenie, lepki dźwięk placków uderzających o powierzchnię łąki, szelest noża na desce do krojenia, bulgotanie gotującej się na herbatę wody... I okazjonalnie dobiegające z oddalonych zabudowań farmy beczenie owiec w owczarni. xD Własnych myśli nie słyszeliśmy. xD Myśleliśmy, że zjemy kolację w ciszy, na alpejskiej łące, pod ścianą lasu, obserwując pasące się zwierzęta. xD A wyszło coś, czego się zupełnie nie spodziewaliśmy. xD
Ale ok. Zdecydowaliśmy, że zostajemy, bo i my i krowy przecież i tak musimy iść spać. Zresztą nasz piesek już odpuścił szczekanie - też po prostu obserwował krowy. Gdy spakowaliśmy prowiant, oczyściliśmy naczynia, gdy ponownie spakowaliśmy wszystko do bagażnika połowa krówek straciła zainteresowanie, a reszta wciąż trwała ustawiona wzdłuż pastucha, kilka metrów od nas. Ciekawie nam się przyglądały.
Wpadłam na pomysł, że z uwagi na naszego pieska rozwieszę od strony pastwiska światełka w samochodzie - było już po zmierzchu, powoli tonęliśmy w ciemności nocy. Więc zapalenie światełek wewnątrz samochodu uniemożliwi dojrzenie krów za oknem naszemu wciąż przestraszonemu (już mniej, po tabsach) pieskowi. Rozwiesiłam łańcuszek światełek, przygotowałam legowisko dla pieska na tylnym siedzeniu, przebrałam się w pidżamę (obydwoje spaliśmy w bieliźnie termicznej merino wyhaczonej w ciuchlandach), położyliśmy fotele, weszliśmy do naszych śpiworów, przygotowaliśmy nasze poduszeczki... i zdecydowaliśmy, że wyciszaliśmy się tego wieczoru, ograniczając się do czytania książek w ciszy (po tej kolacji z natężeniem niespotykanych dźwięków potrzebowaliśmy tego).
I tak sobie chillowaliśmy.
W spokojnej ciszy. W ciemności za oknami, w klimatycznym świetle LEDów wewnątrz auta. Pomysł okazał się świetny - chociaż mała skakała początkowo do okien to nie mogła dojrzeć nic poza odbiciem własnego pyszczka. W końcu dała za wygraną, zajęła swoje miejsce. Leżeliśmy w ciszy... Słyszeliśmy za oknami szum drzew w lesie i świerszcze. Sama nie wiem kiedy muczenie ucichło, podobnie jak beczenie i wołanie osiołków.
Zapadała cisza nocna w której słyszałam jedynie spokojny, odprężony oddech mojego partnera po lewej i świszczący oddech śpiącego pieska z tyłu.
Mała śpi, my też powoli odpływamy. Piszemy naszym bliskim o tym gdzie jesteśmy i jak minął nam dzień...
I NAGLE coś tąpnęło. Ziemia jakby zadrżała od tego głuchego dudnienia. O. dobrze opisał ten dźwięk "Jak w Parku Jurajskim nim widać T-Rexa to najpierw się go słyszy: te dudniące, ciężkie, trzęsące ziemią kroki."
Obydwoje wymieniamy spojrzenia z wysoko wzniesionymi brwiami. Nic nie mówimy, ale jesteśmy sceptyczni - taki dźwięk znamy tylko z filmów i usłyszenie go na żywo całkiem bawi. Ciekawe co to było? Może jakieś wiertło górnicze? Może jakaś maszyna rolnicza się przewróciła? Czy coś? Bez słowa wracamy do czytania książek i pisania wiadomości na smartfonach... i nagle słyszę tuż po mojej prawej sapanie. Oddech. Na wysokości mojego ucha... Takie złowieszcze, wyczekujące sapanie. Ktoś musi być w tej ciemności... Niestety nie widzę nic poza ciemnością... Jestem posrana ze strachu. Mówię do O, że słyszę jak coś lub ktoś sapie po mojej prawej, przy drzwiach. Na to O. racjonalnie wyjaśnia, że to pewnie krowy ciągle stoją przy elektrycznym pastuchu po mojej prawej, jakieś 1,5 metra ode mnie. Że mam prawo słyszeć ich oddechy - w końcu teraz w ogóle jest cicho, dźwięk może się nieść. Ja się upieram, że NIE, że to nie jest dźwięk dochodzący z 1,5 metra odległości. To jest sapanie tuż przy drzwiach.
O. spokojnie sięga ręką w bok i blokuje wszystkie drzwi w całym samochodzie. On myśli, że mnie tym gestem uspokoił, tym czasem mój organizm upewnia się, że zagrożenie jest legitne. Pikawę mam już na innych obrotach. Nasłuchujemy... Za zaparowanymi oknami widać jedynie ciemność...
I nagle COŚ po mojej prawej napiera na samochód. Auto się buja - nie bardzo, ale odczuwalnie. Jakby ktoś próbował w nie uderzyć z irytacją.
Nie wiem dlaczego nie krzyknęłam. Tym razem wymieniam z O. spojrzenia pełne szoku, odwracamy się do pieska - też się obudziła, ale jest tak przerażona, że nawet nie szczeka, rozgląda się jedynie. Czuje nasze zaalarmowanie.
O. mówi, że to pewnie wiatr, na pewno nic takiego. Pewnie nam się wydawało. Ja się upieram, że przed chwilą słyszałam sapanie tuż przy moich drzwiach. TUŻ. A on na to "nie myśl o tym, wracaj do czytania". Upewniam samą siebie, że jesteśmy bezpieczny w samochodzie. Samochód jest barierą. Z przerażeniem myślę o tym co by było, gdyby mój O. jednak rozłożył ten namiot... OMG.
I NAGLE COŚ kilka razy, bardzo, bardzo mocno napiera na nasz bagażnik, od tyłu. Tym razem auto się buja bardzo. Ale to BARDZO. Piesek zaskomlał. Z wrażenia upuściłam telefon do śpiwora, błyskawicznie podniosłam fotel, zapięłam sama nie wiem kiedy pasy i proszę O. "uciekajmy stąd". Też nie wiadomo kiedy usiadł i mocno złapał się kierownicy... Przejęty dopytał czy na pewno? Bo to dobre miejsce na nocleg, bo musielibyśmy szukać miejsca od nowa... a jednak jesteśmy zmęczeni... i nim skończył to przekonywanie zamarł, odwrócił się do szyby po swojej stronie i nasłuchiwał. Coś dyszało tu przy jego drzwiach. W ucho niemal. Tak, jak chwilę temu mi.
O. odwraca się do mnie by spojrzeć na mnie z niedowierzaniem wytrzeszczonymi oczami - jego mina mówiła "serio, sapie tuż przy drzwiach", więc zacisnęłam mocno usta i również bez słów pokiwałam głową z irytacją - "przecież o tym tobie mówiłam!".
Przez chwilę nasłuchujemy...
Mój partner powoli przeciera rękawem zaparowaną szybę drzwi kierowcy, przez chwilę patrzy w ciemność, potem chwyta za telefon (który też upuścił podczas tego huśtania ze strony bagażnika), włącza latarkę... i w wytartej części szyby widzimy długie, długie rzęsy oka krowy. Biało-brązowej. TUŻ PRZY OKNIE. Nos musiała mieć przyciśnięty do drzwi...
Z jednej strony ulga, z drugiej strony - strach.
Ciekawiło nas czy nam uszkodziła samochód...
Okay, to tylko bardzo ciekawska krowa xD - uspokajamy się wzajemnie. Tylko krowa. Krowa, której łep jest kilka razy większy od naszego...
A z drugiej strony - to tylko zwierzaczek. Może być ciekawa, nie?
Ustalamy, że najlepiej będzie zadzwonić do właściciela parkingu, pastwiska i krów: dać mu znać, że krowa uciekła. Ten dźwięk kroków dinozura to musiał być dźwięk jej skoku nad elektrycznym pastuchem... na podwyższony teren parkingu dla samochodów.
O. dzwoni, facet odbiera. O. przeprasza za późną porę (była 21:50), że chce poinformować, że krowa uciekła. A na to właściciel "Taka biało-brązowa?", potwierdzamy, a właściciel dalej beztrosko, z uśmiechem w głosie "A, to tylko Maria. Ona zwykle ignoruje ogrodzenie. To całkiem normalne tu, nie ma powodów do niepokoju. Ale dziękuję, że pomyślał pan o daniu mi znać. Dobranoc."
Oniemiali patrzyliśmy w telefon.
Tak, co w tym dziwnego? - to jest Maria (wymawiał Marija) i to normalne, że tutaj straszy podróżnych xD
Pfy!
Ot, to Maria.
Nie no, dobrze, że to "tylko Maria", nie? Bo jakby to była Christina, to już, nie. To już przejebane i strach jest uzasadniony. Tym czasem całe szczęście, że to "tylko Maria". xD
Znowu z absurdu tej sytuacji zaczęliśmy się śmiać. xD
A facet pytał nas wcześniej czy boimy się krów... a nie powiedział, że ma tu taką figlarę, która samochoty próbuje wziąć na rogi!!
Do rana już Marija nie dawała o sobie znać.
Spaliśmy nie niepokojeni. Czuwała nad nami Maryjka xD
Gdy się obudziliśmy okazało się, że Maria spała na parkingu obok nas, w odległości około 5 metrów. Patrzyliśmy rano, we mgle, na te brązowe łaty na białym futrze i śmialiśmy się z tego wszystkiego co zaszło w nocy. Ale nie chcieliśmy wychodzić z auta na mycie zębów, siusiu czy śniadanie. Lepiej nie testować zdolności Marii. Respekt na dzielni ma...
I chyba dobrze się stało, bo nim mój partner wygrzebał się ze śpiwora - Maria wstała na nogi i patrzyła na nas, podeszła trochę w stronę naszej maski. Zajrzała nam w oczy przez przednią szybę (było to krypne...). Kiedy O. miał odpalać auto, Maria odwróciła się, odeszła od maski, przeszła przez parking ku drodze, którą wczoraj tu wjechaliśmy... I tam na nas czekała. xD
Odwróciła łeb by obserwować czy jedziemy...
My czekaliśmy, aż sobie pójdzie - czy ona nam tarasowała przejazd? Była taka złośliwa? Maria stała - odwracając łeb do tyłu, jakby czekając na nas.
W końcu mój partner stwierdził, że "trudno" - najwyżej na nią natrąbi.
Gdy ruszyliśmy autem za nią (wciąż się bojąc co to zwierzę jeszcze odjebie) krówka również ruszyła. Jechaliśmy jakieś 2-1,5 metra za nią, powoli, czekając, aż się usunie z drogi. Na zakrętach między budynkami farmy i na rozwidleniach dróg wciąż idąca przed naszą maską Maria czekała na nas (stojąc na środku niczym święta krowa). Jak podjeżdżaliśmy bliżej - ruszała się. Szła do kolejnego zakrętu czy rozwidlenia wewnętrznych dróg gospodarstwa i znowu zatrzymywała się na środku odwracając łepek w naszą stronę, czekając, aż ją dogonimy. Aż wreszcie kapnęliśmy, że ona nas prowadzi do wyjazdu z farmy!!!
xD Szok!
Gdy byliśmy już przy bramie wyjazdowej Maria odeszła na bok, odwróciła się i obserwowała jak wyjeżdżamy xD. Jak piesek. Jaka mądra krówka!
Wyjeżdżaliśmy krzycząc przez okno "Dzięki Maria! Pa!"
Znalazłam w sieci zdjęcie dokładnie tego parkingu i dokładnie tego pastucha xD (na zdjęciach z sieci nie ma niestety Marii - obfotografowałam ją za to sama tak, że mam materiał porównawczy xD):
14 notes
·
View notes
Text
Jak dotąd ten miesiąc prezentuje się tak:
Zaczął sie super, później było tragicznie, ale w końcu sie poprawiłam i idzie mi całkiem nieźle. Wczoraj 900kcal bo tata oprócz rosołu zmusił mnie do zjedzenia kanapek + na kolacje było spaghetti bolognese, ale przynajmniej mogłam odmierzyć sobie sama makaron (bo przekonałam rodzinę że wole makaron pełnoziarnisty i gotuje sobie w osobnym garnku) więc miałam pewność że zmieszczę się w limicie ;)
#motylki#gruba szmata#az do kosci#lose weight#za gruba#chce byc lekka jak motylek#będę motylkiem#nie chce być gruba#motylki any#bede motylkiem#chude jest piękne#nie chce pomocy#chce byc idealna#nie chce jesc#chce widziec swoje kosci#bede lekka#bede perfekcyjna#bede lekka jak motylek#nie bede jesc#bede idealna#nie jestem idealna#nie jestem glodna#nie chce jeść#tylko dla motylków#motylek any#blogi motylkowe#jestem brzydka#jestem obrzydliwa#jestem gruba#jestem motylkiem
22 notes
·
View notes