#czy jesteś młody czy starszy
Explore tagged Tumblr posts
Text
Zaskakujące fakty o chrapaniu, o których powinieneś wiedzieć
Czy zdarza ci się chrapać podczas snu? Jeśli tak, być może jesteś ciekawy, dlaczego to się dzieje i jakie są przyczyny tego niezwykłego zjawiska. Chrapanie jest przede wszystkim uciążliwe zarówno dla śpiącego, jak i dla innych osób przebywających w pobliżu. Jednak oprócz tego, że może być niekomfortowe, chrapanie może również wskazywać na pewne poważniejsze problemy zdrowotne. Dziś podzielę się z…
View On WordPress
#a chrapanie jest jednym z nich. Tytoń prowadzi do ropnego zapalenia migdałków#aby ustalić najlepsze sposoby utraty zbędnych kilogramów i poprawy jakości snu. 3. Chrapanie a zdrowie serca: Może to cię zaskoczyć#aby wykluczyć inne poważne schorzenia#ale chrapanie może mieć wpływ na twoje serce. Osoby cierpiące na obturacyjne bezdechy senny (OSA - ang. obstructive sleep apnea) są bardziej#ale także dotyka wielu dzieci. Jedną z przyczyn chrapania u dzieci jest przerost migdałków. W przypadku powtarzającego się chrapania u dziec#być może jesteś ciekawy#charakterystyczne dla OSA#chrapanie może również wskazywać na pewne poważniejsze problemy zdrowotne. Dziś podzielę się z tobą kilkoma zaskakującymi faktami na temat c#co może prowadzić do ich powiększenia i trudności w oddychaniu. W rezultacie osoby palące są bardziej podatne na chrapanie. 5. Chrapanie u d#co prowadzi do powstawania dźwięków chrapania. Jeśli masz nadwagę#czy jesteś młody czy starszy#dlaczego to się dzieje i jakie są przyczyny tego niezwykłego zjawiska. Chrapanie jest przede wszystkim uciążliwe zarówno dla śpiącego#gdy dowiedziałeś się o tych zaskakujących faktach dotyczących chrapania#istnieje pewien procent populacji#istnieje wiele metod leczenia dostępnych#jak i dla innych osób przebywających w pobliżu. Jednak oprócz tego#które mogą odmienić twoje życie i sprawić#które mogą pomóc ci zrozumieć to zjawisko. 1. Każdy może chrapać: Choć niektórzy ludzie są bardziej podatni na chrapanie niż inni#które mogą pomóc złagodzić te problemy. Od zastosowania urządzeń do pozycjonowania szczęki#który ma skłonności do chrapania. Bez względu na to#który może podjąć odpowiednie kroki w kierunku poprawy jakości twojego snu i zdrowia ogólnego. Życzę ci spokojnych i bezchrapowych snów!#mam nadzieję#mogą powodować zaburzenia rytmu serca i podnosić ryzyko poważnych problemów zdrowotnych. 4. Palenie a chrapanie: Palenie papierosów ma wiele#możesz odkryć#mężczyzna czy kobieta#o których powinieneś wiedzieć Czy zdarza ci się chrapać podczas snu? Jeśli tak#po chirurgiczne usunięcie przeszkód w drogach oddechowych - istnieje wiele opcji#takich jak nadciśnienie tętnicze i zawał serca. Częste przerwy w oddychaniu#takie jak obturacyjne bezdechy senny czy zaburzenia oddychania. 6. Zabiegi na chrapanie: Jeśli chrapanie staje się uciążliwe i wpływa na two#warto skonsultować się z lekarzem
1 note
·
View note
Text
CBD, czyli kannabidiol, to naturalny składnik, który zyskuje coraz większą popularność dzięki swoim wszechstronnym właściwościom prozdrowotnym. Co ważne, jest on odpowiedni dla osób w każdym wieku – od młodych dorosłych po seniorów, a jego regularne stosowanie może przynieść szereg korzyści, niezależnie od etapu życia.
Dla młodszych użytkowników produkty CBD mogą być pomocne w radzeniu sobie ze stresem związanym z codziennym życiem – pracą, nauką czy intensywnym stylem życia. Kannabidiol jest znany z działania uspokajającego, co pomaga w redukcji napięcia i poprawie jakości snu, a także wspiera regenerację organizmu po wysiłku fizycznym. Dzięki temu młode osoby mogą lepiej zadbać o swoje zdrowie psychiczne i fizyczne, zachowując równowagę między pracą a odpoczynkiem.
Z kolei dla osób starszych CBD może stanowić wsparcie w codziennej pielęgnacji zdrowia. Wraz z wiekiem często pojawiają się dolegliwości związane z bólami stawów, zapaleniami czy problemami ze snem. CBD, dzięki swoim właściwościom przeciwzapalnym i łagodzącym ból, może przyczynić się do poprawy komfortu życia, pomagając seniorom w lepszym funkcjonowaniu na co dzień. Co więcej, naturalne produkty CBD nie wywołują efektów psychoaktywnych, co czyni je bezpieczną opcją dla osób w każdym wieku.
Warto podkreślić, że CBD jest również doskonałym wyborem dla osób, które poszukują alternatywy dla syntetycznych suplementów i leków. Jest to w pełni naturalna substancja, pozyskiwana z roślin konopi, a jej stosowanie jest legalne i bezpieczne, pod warunkiem zakupu produktów od sprawdzonych producentów.
Niezależnie od tego, czy jesteś młody i aktywny, czy starszy i szukasz sposobów na wsparcie swojego zdrowia – CBD może być doskonałym rozwiązaniem. Jego wszechstronne właściwości sprawiają, że znajduje on zastosowanie w wielu aspektach życia, wspierając zarówno ciało, jak i umysł. Sprawdź olejki CBD Samo Zdrowie, aby dowiedzieć się więcej!
0 notes
Text
Zabawne życzenia urodzinowe dla dorosłych
Zabawne życzenia urodzinowe dla dorosłych są doskonałym sposobem na rozbawienie solenizanta i dodanie trochę humoru do jego wyjątkowego dnia.
Więcej Zabawne życzenia urodzinowe dla dorosłych
Oto kilka pomysłów na śmieszne życzenia, które sprawią uśmiech na twarzy jubilata:
**"Gratulacje! Jesteś o rok starszy, ale nadal tak samo młody duchem! Pamiętaj, że z wiekiem przychodzi dojrzałość… ale na szczęście nie musisz się z nią zgadzać!"
**"Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin! Mam nadzieję, że twoje urodziny są równie wesołe jak twoje włosy… i że twoje życzenie urodzinowe jest tak długie jak lista twoich rachunków!"
**"Starym zwyczajem życzenia na urodziny powinny być takie same jak życzenia na Nowy Rok: więcej szczęścia, więcej pieniędzy i mniej wątpliwości na temat twojego wieku!"
**"Nie martw się, że jesteś o rok starszy… myśl o tym jak o wersji beta oprogramowania: nadal działasz, ale zawsze są miejsca na ulepszenia! Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin!"
**"Czy wiesz, co jest lepsze niż ciasto urodzinowe? Ciasto urodzinowe z dodatkiem ekstra kalorii… i mnóstwem uśmiechu! Niech twoje urodziny będą tak słodkie jak to ciasto!"
**"Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin! Wiesz, że stajesz się starszy, kiedy zapominasz, ile świeczek zapaliłeś na torcie… Ale zawsze możemy podpalić dom, żeby sprawdzić!"
**"Niech twoje urodziny będą tak wspaniałe jak ty… co oznacza, że będą pełne niegrzecznych żartów, pysznej kuchni i mnóstwa dobrej zabawy! Wszystkiego najlepszego!"
**"Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin! Pamiętaj, że wiek to tylko liczba… ale liczba ta zawsze rośnie szybciej niż nasza wiedza o tym, jak go zatrzymać!"
Śmieszne życzenia urodzinowe są doskonałym sposobem na rozśmieszenie jubilata i sprawienie, że jego dzień będzie jeszcze bardziej niezapomniany. Pamiętaj, że najlepsze życzenia to te, które wywołują uśmiech na twarzy solenizanta!
#zabawne życzenia urodzinowe dla dorosłych#zabawne życzenia urodzinowe#życzenia urodzinowe dla dorosłych#dorosłych#Życzenia urodzinowe#Piękne życzenia urodzinowe#Najlepsze życzenia urodzinowe#Urodziny
0 notes
Text
Omegaverse - Matt
- Może trochę. – przyznał delikatnie speszony, bo nie jedną ruję spędził wyobrażając sobie, że zamiast wibratora miał Josha… - Jednak nigdy to nie było głównym punktem. Bardziej skupiałem się na całokształcie. To, że dogadujemy się jako przyjaciele wcale nie musiało oznacza, że tak samo będzie jako para.
Właściwie Matt sam jeszcze nie wiedział jak to będzie. Na razie byli zauroczeni i rozpici ciągłym seksem i feromonami. To, że starszy zdał jakiekolwiek egzaminy w tym czasie to było doprawdy prawdziwym cudem. Byli w swojej własnej bańce, która była tak dobra i perfekcyjna. Mogli patrzeć sobie długo w oczy, głaskać siebie po kolanku, opowiadać sobie o dosłownie wszystkim a potem spijać pocałunki z ust by skończyć w łóżku i to wcale nie grzecznie leżąc obok siebie. Teraz wychodzili na nieznane terytorium. Co będzie dalej? Jak będą ich widzieć inni ludzie? Jak przyjmą znajomi i rodzina? Czy przetrwają związek na odległość? Matt jeszcze nie miał też pojęcia, że będzie musiał zderzyć się z fanami samego Josha, ale i jego byłych. Było wiele rzeczy, które mogły potoczy się w różny sposób. Matt zmienił swoje podejście do bycie omegą, ale i Brand zmienił do bycia alfą odkąd przeszed�� pierwszą ruję.
- Czyli ich założenie nie jest złe. – mruknął pod swoim nosem tak naprawdę nie przerywając młodszemu wypowiedzi, ale w jakiś sposób zaznaczając, że otworzył mu drzwi, bo było między nimi coś więcej a nie dlatego, że tak po prostu robił. Poza tym, nie miał co się dalej kłócić w tej sprawie, bo otwarte słowa, że jest kochany przez tą alfę totalnie go roztopiły od środka. Jakby momentalnie ktoś przełączył jego nastrój z wyłączonego na włączony.
- Jak mogliby nie słyszeć? W każdym momencie mojego życia byłeś i jesteś ważną osobą w nim. Na inne sposoby, ale jednak. Nie ma możliwości abym mógł ciebie pominąć w opowieściach o sobie. Jednak chyba nie było co przedstawiać ciebie jako kolegi, który był od małego we mnie zakochany, ale byłem zupełnie na to ślepy i przez to nie udało nam się zejść a potem przez dwa lata mieszkałem u niego w mieszkaniu aby być blisko i czekać na swoją nadzieję by na końcu rozpaczą i feromonami złamać nas oboje. – powiedział na jednym wdechu patrząc gdzieś w bok, bo nawet Maxowi tak nie opisałby swojej żałosnej historii. Model był zbyt młody aby dobrze to rozegrać, brunet za to zbyt ślepy, paradoksalnie wyszło obu to tak kiepsko, że aż można powiedzieć, że pod tym względem pasowali do siebie.
Zdecydowanie uspokoił się na słowa o tym, że Brand nie chciał ich trzymać w ukryciu. Dla reszty świata mogło to się nawet udać przez to, ze będą musieli być w długodystansowym związku, ale przed bliskimi tego nie ukryją. W szczególności, że lada chwila pojawi się u nich Max.
- W każdym razie, mam wakacje z głowy. Przynajmniej ich większą część, bo nic nie dam rady zrobić. Będę musiał zakuwać do tych egzaminów, bo naprawdę kolejnej szansy nie będę miał a nie chce powtarzać roku. – nie po to udało mu się w pocie czoła zdać dwa lata w rok aby teraz dorabiać kolejny.
0 notes
Text
01; typowe ranki
01; typowe ranki
Wyjaśnienia słów parę: każdy poranek składa się z tej samej rutyny - czasem jest ona nużąca, a czasem bez problemu jest w stanie postawić cię na nogi.
...
- Yong!
Nagły, donośny głos sprawił, że wyrwałem się z krainy snów. Snop jasnego światła wpadał przez zasłony do pokoju i drażniąco oświetlał moją twarz. Nie sprawdziłem godziny, ale miałem przeczucie, że jest jeszcze za wcześnie na pobudkę. Jest dzisiaj dzień wolny i miałem nadzieje na trochę odpoczynku po tych paru, szalonych tygodniach, które skutkowały brakiem snu.
Nie jestem poranną osobą. Stosy przeczytanych książek, setki obejrzanych filmów i seriali, a mimo to nadal nie jestem w stanie zrozumieć wyjątkowości tej tajemniczej dla mnie pory dnia. Parokrotnie próbowałem doświadczyć tego pięknego, tak często opisywanego przez ludzi, widoku wschodu słońca, jednak nawet kiedy udawało wytargać się mnie z łóżka, nie potrafiłem w pełni cieszyć się tym przeżyciem z powodu zmęczenia i złego humoru z rana. Osobiście odpowiada mi doświadczanie tych momentów przez zdjęcia, w zaciszu własnego pokoju, ale jestem pewien, że Taehyung i Namjoon pewnie już szykowali by argumenty głosujące za urokliwością doznawania świtów na własnych oczach.
Leniwie przetarłem oczy wierzchem dłoni i obróciłem się na drugi bok, aby uniknąć blasku bijącego od okna. Rozejrzałem się po pokoju próbując dostosować się do rzeczywistości. Jak przez mgłę zauważyłem, że Jungkooka nie ma już w swoim łóżku, które jest teraz starannie pościelone. To dziwne, że wstał przede mną, to się często nie zdarza. Chwilę nasłuchiwałem czy głos, który słyszałem wcześniej wybrzmi jeszcze raz, aby mieć pewność, że tego nie wyśniłem. Kiedy nic nie zarejestrowałem, na powrót zamknąłem oczy stwierdzając, że była to jednak fantazja. Po chwili usłyszałem głośne kroki zmierzające w stronę mojego pokoju, nadchodziły one wraz z kolejnym wezwaniem mojego imienia. Tym razem rozpoznałem ten głos.
- Taehyung, czy możesz mi powiedzieć która jest godzina? Czemu budzicie mnie tak wcześnie? Przysięgam, że jeżeli jest przed dziesiątą to rzucę w ciebie poduszką - jestem pewien, że Taehyung nic sobie nie zrobił z mojej groźby. Prędzej zaczął się rozczulać, czego nie miałem, jak zauważyć, ponieważ twarz nadal miałem wciśniętą w poduszkę. Członkowie często śmieją się z tego, że po obudzeniu wyglądam jak rozwścieczony kociak, który co najwyżej może na kogoś syknąć.
- Yong-ahh! Jin Hyung zrobił śniadanie, przestań się lenić i wstawaj! - ten krzyk z pewnością mnie rozbudził.
Szybko podniosłem się do pozycji siedzącej, aby spojrzeć w kierunku nieproszonego gościa. Tae stał w drzwiach mojego pokoju z zadowolonym uśmieszkiem. To on najczęściej był posyłany, aby budzić resztę członków, bo jego głośna i uparta natura sprawia, że pozostanie w łóżku jest czymś niemożliwym. Nagły napływ irytacji sprawił, że miałem ochotę faktycznie rzucić w niego poduszką, aby zetrzeć ten uśmiech z jego twarzy. Po chwili ciszy straszy chłopak zaczął kierować się w moim kierunku, jego kroki rozbrzmiewały w pokoju. Kiedy dotarł do mojego boku pochylił się w moją stronę i przez chwilę zaciekle mierzyliśmy się wzrokiem. Żaden z nas nie chciał dać za wygraną, ale napływ łez do oczu skutkował moją porażką. Pochyliłem głowę w dół i wstydliwie pokiwałem głową.
- W porządku Hyung, po prostu daj mi chwilkę. Nie mogłem zasnąć w nocy, bo chrapanie Namjoona Hyunga słyszałem aż tutaj - ziewnąłem zakrywając dłonią usta. Podczas przeciągania się koszula do spania podwinęła mi się do góry, co szybko naprawiłem.
- Aish! Idź umyj zęby, twoim oddechem można by zabić.
- W takim razie chętnie uduszę cię na śmierć. - Taehyung tylko prychnął na moje słowa.
Jeszcze raz powtórzył abym się pośpieszył i odwracając się na pięcie opuścił mój pokój. Nie zareagował na mój krzyk, aby zamknął drzwi, zresztą tak jak zwykle. Mimo, że nie mamy w grupie przed sobą nic do ukrycia, czasem miło pobyć trochę samemu we własnym pokoju.
Wstałem z łózka i lekko chwiejnym krokiem ruszyłem w stronę łazienki. Zacząłem od szybkiego prysznica. Mój jabłkowy, słodko-kwaśny żel do ciała, swoim zapachem od razu poprawił mi humor. Jestem wielbicielem zapachowych żeli pod prysznic, ale z powodu wrażliwego węchu nie mogę używać wszystkich. Wiele z nich ma sztuczną woń i chemiczny skład, który drażni również moją skórę. Po wielu latach prób i błędów znalazłem swoje ulubione firmy, ale i zapachy. Jednym z nich jest właśnie jabłko, ale wiśnia także da radę.
Szybko umyłem także włosy jakimś drogim szamponem, który dały mi stylistki i nałożyłem na nie maskę. Jako idol muszę dbać o swój wizerunek i na szczęście fryzjerki decydują się na farbowanie stosunkowo rzadko, więc nie są one tak zniszczone jak reszty grupy. Po zmyciu maski wyłączyłem wodę i zacząłem wycierać się puchatym ręcznikiem.
Przyszła pora na nudną, poranną rutynę. Najpierw mycie twarzy z użyciem olejku, a następnie z użyciem emulsji. Szybkie popsikanie buzi różanym hydrolatem i umycie zębów. Serum, krem pod oczy i krem do twarzy. Na koniec nakładam odżywkę do brwi i do rzęs. Dla zmiękczenia skóry nałożyłem na nią szybko wchłaniający się balsam i z okazji dnia wolnego zamiast soczewek, założyłem okulary.
Zauważyłem, że zapomniałem wziąć ze sobą własnych ubrań. Owinąłem ręcznik wokół bioder, a tors przykryłem za dużą, szarą koszulką, którą znalazłem na podłodze w łazience. Prawdopodobne należy do Namjoona, bo tylko on zostawia wszędzie swoje ubrania. Nie myślę o tym jednak dwa razy, ponieważ dzielenie się ubraniami jest dla nas naturalne. Ruszyłem w kierunku swojego pokoju, gdzie zakładam czystą parę bokserek i niebieskie szorty. Chwytam za szczotkę leżącą na toaletce i ostrożnie przeczesuję nią moje włosy, na końcówki nakładając olejek.
Odkładając wszystko westchnąłem głośno i spojrzałem na siebie w lustrze. Moje proste włosy były w swoim naturalnym, czarnym kolorze, a oczy miały barwę ciemnej czekolady. Nie wyglądałem na swój wiek, wiele razy słyszałem i widziałem porównania mnie z piętnastolatkiem.
Moje naturalnie zaróżowione policzki były często zgniatane przez resztę chłopaków, Jimin Hyung często mówił, że wyglądam jak mała wiewiórka, zwłaszcza, kiedy nabiorę w nie powietrza.
Nos był ulubionym punktem ataków Hoseok Hyunga, czy to po prostu, aby go uderzyć puszkiem palca, kiedy nie zwracam na niego uwagi, czy to, aby obdarzyć go pocałunkami, kiedy próbuję zasnąć po długim, stresującym dniu.
Usta były częścią mojej twarzy najbardziej uwielbianą przez fanów i Yoongiego Hyunga. Mimo, że są nieproporcjonalne i górna warga jest cieńsza od dolnej, nie ma dnia bez co najmniej kilu zdjęć ze zbliżeniem na nie. Suga Hyung za to miłuje jeździć po ich obramowaniu swoim kciukiem podczas naszych wspólnych drzemek. Jest to działanie pokazujące jego miłość do mnie. Hyung jest człowiekiem czynów, nie słów, więc te małe ruchy dłonią dużo dla nas znaczą.
Oczy, które ozdobione makijażem wyglądają na bardzo duże i ostre. Mówi się, że to właśnie one są bramą do duszy. V najwidoczniej wziął to sobie głęboko do serca i niejednokrotnie szybka wymiana spojrzeń sprawia, że oboje wiemy wszystko o samopoczuciu drugiej osoby.
Westchnąłem jeszcze raz i odwróciłem wzrok od lustra. Podszedłem do stoliczku obok łózka i wziąłem telefon do ręki, aby sprawdzić godzinę. Faktycznie było przed dziesiątą, może jednak uda mi się dopaść Tae. Sprawdziłem także, czy nikt nie próbował się ze mną skontaktować, ale kiedy zobaczyłem, że skrzynka powiadomień jest pusta, schowałem przedmiot do kieszeni swoich szortów.
Leniwym krokiem zszedłem po schodach i ruszyłem w stronę kuchni. Już z odległości dało się w powietrzu wyczuć zapach świeżo przygotowanego śniadania. Nadal byłem zaspany, a szerokie ramiona Seokjina w tamtym momencie wydały mi się idealnym miejscem do wypoczynku. Moje kroki nie rozbrzmiewały o posadzkę, więc starszy chłopak nie wiedział, że nadchodzę. Kiedy zbliżyłem się na odpowiednią odległość, przytuliłem się do mojego Hyunga, ręce oplatając wokół jego talii, a głowę opierając o jego plecy. Zaskoczony Jin podskoczył w miejscu wydając z siebie zduszony krzyk, po chwili zaczął jednak cicho chichotać.
- Czy myślałeś może o tym, żeby dać jakiś znak, że tu jesteś? W takim tempie dostanę zawału, nie jestem już taki młody jak kiedyś, przystojny tak, ale młody nie - roześmiał się z własnego żartu.
- Przepraszam Hyung, jeszcze za bardzo nie kontaktuje. Namjoon chrapał tak głośno, że całą noc słyszałem go w moim pokoju - westchnąłem ostentacyjnie, bardziej wtulając się w plecy starszego chłopaka.
- O tak, też to słyszałem. Następnym razem pomyśl o słuchawkach, może tak zagłuszysz tego potwora.
- Hmm, dobrze Hyung, co zrobiłeś na śniadanie? - zapytałem, kiedy zaburczało mi w brzuchu. Jak przez mgłę przypomniałem sobie, że nie jadłem wczoraj kolacji, cały wieczór spędziłem w studio pisząc z Yoongim i wróciliśmy do dormu dopiero w nocy.
Życie, które prowadzę wymaga poświęceń, także tych żywieniowych. Mimo, że staram się jeść tak zdrowo jak tylko mogę, czasem nie ma czasu na przerwę w pracy. Wpływa na to dużo czynników. Stres spowodowany nadchodzącym comebackiem, ciągłe powtarzanie choreografii, brak snu, natarczywi fani czy nawet takie błahostki jak złośliwy artykuł na swój temat. W natłoku tego wszystkiego bardzo łatwo zapomnieć o takich przyziemnych sprawach jak jedzenie. Mimo to w grupie zawsze staramy się dbać o siebie nawzajem, a co za tym idzie, również przynosimy komuś jedzenie lub po prostu pytamy czy ktoś już spożył swój posiłek. Są to małe uczynki, ale potrzebne do normalnego funkcjonowania w takim trybie życia.
- Nie pytaj, tylko spójrz na stół. Wstałeś tak późno, że wszystko już jest przygotowane. Powinniście zacząć wracać wcześniej do domu, zaczynam się o was martwić - powiedział wskazując na stół.
Po wyłączeniu kuchenki (czy to są jajka sadzone?) obrócił się w moich objęciach, tak, że teraz staliśmy twarzą w twarz. Jestem niższy niż Seokjin, więc kiedy złapał moją twarz w swoje dłonie, jednocześnie podniósł ją do góry. Spojrzał mi w oczy i czule przejechał kciukiem po mojej kości policzkowej.
- Czy mi się wydaje, że schudłeś? Mam nadzieję, że to wina światła, ale to teraz nie ma znaczenia. Pamiętaj, że jesteś idealny taki jaki jesteś i nie musisz się dla nikogo zmieniać, okej? - powiedział z ciepłem bijącym z jego oczu. Na jego słowa pokiwałem tylko głową. - Dobra, dobra, idź już obudź Yoongiego, bo on też jeszcze śpi. Każ mu się pośpieszyć, a jak nie będzie chciał wstać to go postrasz, że tam przyjdę ze szmatą - zachichotał cicho.
Nie zwlekając dłużej odkleiłem się od Seokjina i ruszyłem na piętro. W korytarzy znajdowało się sześć drzwi, cztery z nich prowadziły do naszych sypialni, w tym tej, którą dzielę z Jungkookiem. Dwoje drzwi doprowadzą nas do studiów. Jedno z nich należało do Namjoona Hyunga, a drugie do Yoongiego Hyunga. Reszta członków ma zdecydowanie większy dostęp do pokoju należącego do lidera, August raczej nie przepada za wpuszczaniem ludzi do swojej odosobnionej jaskini.
Korytarz, tak jak reszta domu (oprócz naszych sypialni), jest pomalowany na śnieżnobiały, a na ścianach wiszą obrazy. Większość jest namalowana przez Taehyunga, parę przeze mnie, a reszta została zakupiona na różnych aukcjach. Abstrakcja, martwa natura, pejzaże i malarstwo rodzajowe - to tylko kilka z gatunków malarskich, które widnieją na naszych ścianach. Przy progu każdych drzwi stoi doniczka z większym lub mniejszym kwiatkiem, albo rośliną. Ludzie, którzy nas odwiedzają często żartują, że nasz dorm wygląda jak muzeum – zimne, bezbarwne, ze sztuką i odrobiną zieleni. Osobiście podoba mi się taki wystrój wnętrz, więc co i raz przyłapuję się na przesiadywaniu gdzieś w losowych miejscach w domu, aby móc w ciszy podziwiać malowidła na ścianach.
Zapach jedzenia rozbudził mnie, więc energicznym już krokiem dotarłem do drzwi prowadzących do pokoju Yoongiego i Jina. Podnosząc dłoń, aby zapukać zawahałem się. W końcu humor naszego Hyunga z rana nie jest najlepsza. Zbierając odwagę w końcu zastukałem w drzwi i odczekałem chwilę. Kiedy nie usłyszałem odpowiedzi, a nawet zwykłego obrócenia się na drugi bok i szelestu pościeli, zapukałem po raz drugi. Kiedy znów nic nie zarejestrowałam, powoli nacisnąłem klamkę i otworzyłem drzwi. Wychylając się zza nich rozejrzałem się po pokoju. Jak można było przewidzieć, Suga nadal leżał na swoim łóżku, oddychając równomiernie.
Zawsze czułem się komfortowo w pokojach chłopaków. Każdy z nich miał w sobie coś niezwykłego, coś magicznego. Każdy z nich został udekorowany według pomysłów i upodobań danych członków, więc miały one w sobie ich cząstkę. Jeśli nie robimy maratonów filmowych w salonie, gdzie zmieszczą się wszyscy, zawsze znajduje sobie kogoś do spędzenia razem wieczoru, czasem nawet nocy. Robimy różne rzeczy – oglądamy filmy, gramy w gry (jeżeli to nie Jungkook to zawsze wygrywam), jemy niezdrowe przekąski, rozmawiamy albo po prostu leżymy razem w ciszy, ewentualnie z muzyką. Czasem trudno pamiętać, że pomimo bycia idolem, jestem także zwykłym człowiekiem i czasem potrzebuję oderwania się od tego szalonego świata pełnego 'perfekcyjnych' ludzi.
Pokój Jina i Yoongiego był 'podzielony' na pół. Ściany zostały pomalowane na szaro, a podłoga to czarne, drewniane panele. Jedna część mebli była w odcieniach bieli z różowymi akcentami, a druga w całości czarna, mroczna. Mimo tak dużego kontrastu w doborze kolorów, samo pomieszczenie wyglądało bardzo urzekająco. Muszę przyznać, że uwielbiam tam przesiadywać, również sam, kiedy chłopcy nie są dostępni. Coś w tym pokoju sprawia, że czuje się nad wyraz bezpiecznie. Myślę, że to wynik tego, że Seokjin i Suga są najstarsi w grupie, więc naturalnie czuje się przez nich chroniony. No i mają najwygodniejsza łózka, a Jin przechowuje słodycze w szufladzie ze skarpetkami. Czy on naprawdę myśli, że przez tyle lat nie zorientowaliśmy się o tym?
Próbując być najciszej jak się da zacząłem w końcu kierować się w stronę łózka na którym leżał raper. Jak zwykle skulony był w pozycji embrionalnej i przykryty kołdrą aż do brody. Jego włosy były roztrzepane, a usta delikatnie rozchylone. Rękoma przytulał do siebie poduszkę. Położyłem swoją dłoń na jego ramieniu i delikatnie potrząsnąłem.
- Yoongi Hyung. - zawołałem cicho, ale to nie zadziałało – Hyung! - tym razem odezwałem się głośniej. To w połączeniu z mocniejszym wstrząsem w końcu zadziałało - Jin Hyung kazał cię obudzić, śniadanie gotowe...
Nie spodziewałem się jednak, że humor mojego Hyunga był gorszy niż zakładałem. Przekonałem się o jego dzisiejszej chęci mordu bardzo dokładnie, kiedy zaraz po skończeniu mojej wypowiedzi zostałem bezdusznie złapany za ramię. Jestem pewien, że zostanie mi siniak. Czasem nienawidzę swojej wrażliwej skóry, zawsze są na niej ślady. Nie zdążyłem jednak pomyśleć o niczym więcej, kiedy zostałem przewrócony na łóżko z czarną pościelą i przywarty do niego ciałem Yoongiego.
- Ile razy mam wam powtarzać, żebyście mnie nie budzili - powiedział przerażającym głosem, po czym uśmiechnął się niebezpiecznie słodko.
Jego twarz znajdowała się bardzo blisko, do tego stopnia, że mogłem na swoim policzku poczuć jego oddech. Po chwili ciszy, starszy chłopak zaczął pochylać się w moją stronę, wydawało się, że po to, aby położyć się na mnie i zdrzemnąć jeszcze chwilę. Nie mogłem na to pozwolić, wiedziałem co zrobi Jin Hyung jeśli nie zejdziemy zaraz do kuchni. Zbierając w sobie jakiekolwiek pokłady siły z rana, mocno chwyciłem go za ramiona i przerzuciłem na bok. Skutkowało to tym, że teraz ja znajdowałem się na ciele Sugi. Ostrożnie usiadłem na jego udach, barki nadal trzymając w żelaznym uścisku i przyciskając je do powierzchni łózka.
- Ile razy mam ci powtarzać, żebyś nie udawał, że jesteś silniejszy ode mnie - prychnąłem.
Oczywiście, że jest silniejszy ode mnie, w końcu regularnie chodzi na siłownie (w przeciwieństwie do mnie). Niejednokrotnie doświadczałem jego krzepkości, kiedy dla zabawy siłowaliśmy się na rękę albo byłem zbyt obrażony, aby się ruszyć z miejsca i Hyung musiał mnie nieść. Mimo wszystko jednak, kiedy byłem jeszcze dzieckiem, mój tata zapisał mnie na zajęcia z judo. Daleko nie zaszedłem w tej dziedzinie, ale podstawowe chwyty nadal pamiętam. Punkt dla mnie, właśnie dla tej chwili jako dziecko wylewałem siódme poty na treningach.
- Ale przecież jestem silniejszy.
Nic nie odpowiadając, zszedłem z niego i zsunąłem się z łózka. Patrząc mu w oczy jeszcze raz powtórzyłem, aby przygotował się na śniadanie, bo Jin się niecierpliwi. Odwierciłem się na pięcie i ruszyłem w stronę drzwi. Kiedy już nie widział mojej twarzy, pozwoliłem sobie na delikatny uśmiech, ponieważ cała sytuacja wydawała mi się bardzo zabawna. Zanim wyszedłem na korytarz, aby wrócić do kuchni na posiłek, zauważyłem, że Yoongi dalej leży rozłożony na swoim łóżku i po cichu chichocze sam do siebie.
#bts-x-male-reader#bts#kim namjoon#kim seokjin#min yoogni#jung hoseok#kim taehyung#park jimin#jeon jungkook#namjoon#seokjin#yoongi#hoseok#taehyung#jimin#jungkook#polish#polski#army#8thmember#8th member#oneshot#bts8thmember#bts8thmalemember#sleepyMinYoongi#mornings
4 notes
·
View notes
Text
9:03
Oddziałowa: już trzech dzisiaj zmarło, dwóch w nocy i jeden nad ranem.
Edyta: To im się wzięło na umieranie.
Spoglądam na listę obecności, dwie kobiety, doktora nie ma. Będziemy mieli ciężko. Nie dyskryminuję kobiet, ale przeważnie mają większą trudność z ciężarami.
Ja: Będzie doktor?
Weronika: Tak, pewnie koło 8 przyjdzie.
Oby nie było żadnego wezwania do 8. Niby da się, ale więcej rąk to pewniejsza sytuacja, lepiej się nosi i robota leci szybciej.
Przyszedł doktor. Prawdziwa ludzka lokomotywa, na oko 130 kilo mięśni. Tak jest! Mamy Pudziana w zespole. Akurat rozmawiał przez telefon.
Doktor: No ale jak mam kurwa przyjść, jak jest dwóch lekarzy na powiat?
Dzyń dzyń. Ktoś nas potrzebuje.
Weronika: 75 lat, NZK.
Doktor: Muszę kończyć.
Ahhh, dzieje się! Kolejne życie do uratowania.
Drzwi karetki zamykają się. Rzucam okiem na plecak. Poprzednia zmiana zostawiła rozpierdziel, a nikt nie przyszedł na sprawdzanie sprzętu. Dystans mały więc trzeba się sprężyć z pakowaniem.
Zajeżdżamy na miejsce. Jestem potłuczony. Obiłem się chyba o wszystkie możliwe do znalezienia w karetce sprzęty.
Piętro czwarte. Blok bez windy. Zajebiście. Tym razem puściłem się biegiem po schodach. Mimo tego, że ważę sporo, mam na sobie plecak i monitor, przeskakuję co drugi stopień aż na samą górę. Wlatujemy do mieszkania.
Doktor: Gdzie?
Kobieta: W prawo.
Ciasno tak, że ledwo mieszczę się z plecakiem w przedpokoju. W niewiele większym pokoiku stoi łóżko, na nim leży starszy pan uciskany przez młodszego.
Doktor: Ile?
Kobieta: 8 minut.
Staruszek zatrzymał się 8 minut temu. Zgłoszenie trwało około 2 minut, minutę zajęło zejście, zapakowanie się do karetki, otwarcie garażu i ruszenie. 5 minut jazdy i wbiegania po schodach. Jeśli był reanimowany od razu i robiono to poprawnie to ma szansę.
Wera wskoczyła za pacjenta.
Weronika: Laryngoskop, rura 8.5, ambu z filtrem.
Kilka sekund później rurka była na swoim miejscu.
Edyta zaczęła uciskać klatkę piersiową, Doktor podłączył EKG, ja zbieram wywiad.
Ja: Na co chorowuje ojciec?
Kobieta: Tu ma pan wypisy, leki, wszystko. Dzisiaj miał przyjechać lekarz na wizytę domową.
Spoglądam w papiery. Niewydolność lewej komory serca, utrwalone migotanie przedsionków. Rozrusznik. Dowiedziałem się, że pacjent przeżył dwa zatrzymania krążenia. Twardy chłop.
Doktor: Leć po ssak.
Chwytam kluczyki. Zaczynam swój mały maraton ponownie. Na dole już zbierają się ludzie. Szepczą między sobą kiedy wybiegam z klatki. Mijam ich w ciszy w drodze do ambulansu. Klik klik. Zamki puszczają a ja mogę rozsunąć drzwi. Co bardziej ciekawscy zaglądają nieśmiało do środka. Wnętrza może nie mam opanowanego do perfekcji, zwłaszcza po ostatniej zmianie karetki, ale i tak wszystko chwytam niemal automatycznie. Cholerny ssak nie chce wyskoczyć z zapięcia. Spokojnie nie nerwowo, kolejne pociągnięcie. Wyszedł gładko. Czas na kolejny maratonik, znowu w górę. Ponownie klik klik i ruszam do klatki.
Ktoś z tłumu: Co się stało?
Ja: Nie mam teraz czasu.
Co drugi stopień. Kiedy wchodzę do środka, akcja nadal trwa, podaje sprzęt.
Doktor: Oddychaj teraz, zaraz Twoja kolej.
Uspokajam oddech, rozmawiam z rodziną. Ich myśli są pogrążone w mroku, ale przez chwile można odwrócić ich uwagę od dramatu rozgrywającego się na ich oczach.
Doktor: Naciągnij jeszcze 5 adrenaliny.
Chwytam garść ampułek. Ten lek jest akurat zawsze tam gdzie trzeba, pierwszy od góry. Strzykawka... Hmm 10 jest akurat pod ręką.
Kiedy naciągam trzecią ampułkę, zerkam na ssak. Zaciąga mieszankę krwi z plwociną.
Edyta: Były wymioty?
Kobieta: Rano.
Edyta: Z krwią?
Kobieta: Tak, trochę było.
Doktor: Masz młody, jedziesz.
Moja kolej uciskania. Znowu połamane żebra, klatka pracuje luźno. Czas leci szybko.
Weronika: Jak będziesz chciał zmianę to mów.
Ja: Dam jeszcze radę.
W końcu odzywają się plecy.
Ja: Dobra, już.
Weronika przejmuje klatkę, ja ambu.
Doktor: Jak wentylujesz to sobie siadnij na krześle.
To była dobra rada. Chwila odpoczynku. Patrzę na monitor. Staram się zwrócić uwagę jak wychyla się linia izoelektryczna podczas masażu klatki wykonywanego przez profesjonalistkę. Do tego "szlaczku" będę dążył za kilka minut kiedy znowu przyjdzie moja kolej. To nie pierwsza reanimacja w jakiej przyszło mi brać udział, ale skupiam się na każdym szczególe. Chcę to robić jak najlepiej.
Mija prawie godzina od kiedy rozpoczęliśmy czynności. Na monitorze zero śladów samodzielnej akcji serca. 8 ampułek adrenaliny, 2 atropiny, 2 dwuwęgli i nie policzyłem ile kroplówek.
Doktor: Dajmy jeszcze 5 minut.
Edyta masuje, patrzę na zegar. Po dwóch minutach ją zmieniam. Czas leci bardzo szybko.
Doktor: Dobra, odsuń się.
Sprawdza czynności życiowe. Patrzy na zegarek.
Doktor: Niestety, to wszystko co się da zrobić. Serce nie zaczęło bić nawet na chwilę. Ojciec był bardzo chory.
Wnuk: Nie.
Jego oczy zalewają się łzami, kiedy opiera się o boazerię w przedpokoju. Kobieta zatyka usta ręką, ale nie wybucha płaczem.
Kobieta: Na prawdę nic?
Doktor: Tak, trzeba zadzwonić do zakładu pogrzebowego i do lekarza rodzinnego.
Kobieta: Lekarz miał przyjść o 11.
Zgarnąłem sprzęt, poszedłem wszystko poodkładać na swoje miejsce. Odziwo nie było już gapiów, pewnie znudzili sie czekaniem na akcję. Kiedy wróciłem ciało leżało na łóżku, oczy były zamknięte, tak jakby starszy mężczyzna spał. Doktor wymienił kilka zdań z rodziną i wyszliśmy
"Do widzenia"... To nie brzmi dobrze wypowiadane w takiej sytuacji. Zwłaszcza kiedy mówi to człowiek, którego zazwyczaj widzisz (lub nie jesteś w stanie widzieć) kiedy dzieje się coś bardzo złego. Z drugiej strony powiedzieć "Żegnajcie" było by jeszcze dziwniej.
Weszliśmy do karetki, zamknęliśmy za sobą drzwi.
Edyta: Doktor, wiedziałeś, że Zdzichu już ten dom buduje?
Doktor: Już?
Weronika: Taaa, dyskutowaliśmy czy w przedpokoju zrobić kafelki czy panele, bo ma rury puścić pod podłogą.
Edyta: Panele sobie w razie czego zdejmie a kafelki trzeba by było rozkuć.
Spojrzałem w kartę:
Przerwanie medycznych czynności ratunkowych: 10:13.
To było czwarte NZK zakończone zgonem tej doby.
2 notes
·
View notes
Text
DARKNESS | 7 ROZDZIAŁ | TŁUMACZENIE
Link do oryginału: Darkness.
Pairing: oczywiście Larry Stylinson
Autor: Centa0592
Zgoda: Tak!
Gatunek: Angst
Opis: Niewinny, bogaty i chroniony Louis Tomlinson przyjeżdża do Londynu po nowe życie i w nadziei na przygodę, ale zamiast poznaje lokalnego badboya Harry'ego Stylesa. Louis nie miał pojęcia kim Harry tak naprawdę był ani co jest w stanie zrobić, ale gdy w końcu dowiaduje się, ze jego anioł nie jest w ogóle aniołem jest już trochę za późno, ponieważ Louis już poległ. Ale czy ciemność Harry'ego pochłonie go kompletnie? Bazowane na filmie z youtube Dark. Od tłumaczki: Tym razem trochę krótszy, dlatego też szybciej.
Louis nie daje sobie rady, ani nie jest z nim w porządku. Harry pytał się go z tysiąc razy czy radzi sobie z tym co się stało, i z tym co się prawie stało, i odpowiedź jest zawsze taka sama. Nic mi nie jest Harry, poważnie. To kłamstwo i tyle. Harry zna swojego chłopaka wystarczająco dobrze by wiedzieć, że, tak naprawdę, nie jest dobrze, a nawet nie powinno być. Przeżył coś niezmiernie traumatycznego i nie powinno być dobrze, ani w porządku.
Jest zdeterminowany, być dla Louisa w momencie w którym będzie gotowy porozmawiać o wszystkim. Louis jest bardzo silny, próbując się z tym wszystkim zmierzyć, ale Harry widzi w tych znajomych niebieskich oczach, że coś jest nie na miejscu. Po prostu chciałby, by przed kimś się otworzył – przed kimkolwiek – na temat tego co się wydarzyło, by mógł uporać się ze swoimi emocjami w zdrowy sposób.
Jedyną dobrą rzeczą która z tego wszystkiego wynikła jest to, ze Harry musiał powiedzieć Jay, że jest chłopakiem Louisa, jako wymówka by chłopak mógł spędzić z nim noc. Pan Tomlinson wysrał cegłę* (dop. tł, w org shat a brick jest odpowiednikiem zesrać się w gacie, ale MUSIAŁAM użyć tej cegły, przepraszam xD), ale Jay była wniebowzięta, uznając Harry'ego za świetny wybór. To teraz znaczy, że Louis może normalnie rozmawiać ze swoją mamą, skoro przestała być taka wredna w stosunku do niego. Harry uważa, że rozmowy młodszego z jego mamą mogą trochę pomagać, co jest dla mężczyzny ogromną ulgą.
Jedną z rzeczy w Louisie, które ostatnio naprawdę przejmują Harry'ego, jest to jak nieobecny wydaje się przez cały czas. Pomimo tego, że jest tutaj fizycznie, to mentalnie oczywiście jest daleko. Harry nie jest jedynym, który to zauważa. Stan też to widzi. A właściwie to chłopak zaczął się ostatnio o wiele lepiej dogadywać z Harrym po tym jak powiedział mu co się stało – drugi chłopak miał pełne prawo wiedzieć co się działo z Louisem.
Na początku młodszy był zdenerwowany, że Harry podzielił się czymś czym nie powinien, ale kiedy Stan wyprzytulał to wszystko z Louisa, chłopak czuł ulgę, że nie musiał na nowo opowiadać wszystkich wydarzeń.
Dlatego zaczęli się o wiele bardziej tolerować – dla dobra Louisa.
To, oczywiście, doprowadza Louisa do szału. Wszyscy chodzą wokół niego na palcach – czekając i zastanawiając się, kiedy Louis się złamie, jakby był delikatną istotką stworzoną ze szkła. Oprócz tego, że wszyscy dziwnie się zachowują, to każdy używa na nim innej metody. Zayn próbował zmusić Louisa do płaczu i „rozmowy o uczuciach", Liam wysyłał mu swoje szczenięce oczka w nadziei, że mu za to wybaczy, ciągle próbując go do bycia swoim najlepszym przyjacielem, by się na niego nie wkurzał.
Niall próbuje zmusić go do zajedzenia swojego bólu, podczas gdy Harry chce by wyzwolił swoją złość i się zemścił. Nawet rozmawiał z Liamem o lekcjach boksu dla Louisa, twierdząc, że powinien nosić też przy sobie nóż czy coś w tym stylu. Louis bezwstydnie mu odmawiał i w odwecie Harry zasugerował przełożenie wycieczki do Kalifornii na następny tydzień, ale Louis również się nie zgodził.
On po prostu chce zapić, wypalić i wypieprzyć wszystkie bolesne wspomnienia, które zarażają jego umysł za każdym razem jak zamyka oczy a czy to jest takie złe? Dlaczego nikt nie widzi, że Louis chce poczuć się dobrze, ale nie ma pojęcia jak? Nigdy nie czuł się tak młody i zagubiony w całym swoim życiu. Chciał przygody, ale nie takiej.
- Louis? - delikatny głos woła jego imię i szatyn zabiera ramie ze swoich oczu by spojrzeć na zmartwionego Harry'ego. - Przemyślałeś tą wycieczkę do Kalifornii tak jak sugerowałem? - pyta, głosem o wiele głębszym niż normalnie, co oznacza, że również dopiero się obudził.
Louis wzdycha ciężko i próbuje odwrócić się od Harry'ego, żeby uniknąć nieuniknionej kłótni, która zaraz nastąpi.
- Ej, nie odsuwaj się ode mnie kiedy do ciebie mówię – mężczyzna zaczyna ale zostaje przerwany przez Louisa, prychającego głośno i siadającego przy zagłówku.
- Spoko, jeśli chcesz porozmawiać, to chętnie porozmawiam – decyduje – Odpowiedzią na twoje pytanie jest; tak, myślałem o przełożeniu wycieczki, ale moja odpowiedź jest taka sama jak wczoraj, która brzmi nie. Nie chce, żebyś przeze mnie wyglądał głupio Haz, bo to sprawia wrażenie jakbyś musiał wyjechać, tylko dlatego, że się boisz czy coś. - próbuje wyjaśnić, ale Harry już kręci głową.
- Lou, nie obchodzi mnie żaden z nich, ani to w jakie plotki chcą o mnie wierzyć. Musisz zrozumieć, że moim zmartwieniem jesteś, i zawsze będziesz, ty. Jeśli chcesz przed tym wszystkim uciec na jakiś czas, to to będzie dokładnie tym co zrobimy – uściśla.
Harry już podjął decyzję i Louis widzi, że starszy zaczyna się wkurzać na Louisa, za kłócenie się o to, ale on również podjął swoją decyzję i nie ma zamiaru tak po prostu się poddać.
- Ale Harry, jeśli teraz wyjedziemy, wszyscy będą wiedzieli, że jestem słaby; pomyślą, że wielki zły Harry jest w końcu na tyle przestraszony by uciec przed walką i domyślą się, że to przeze mnie. Od tego momentu będą mogli użyć mnie przeciwko tobie i nie będziecie mogli mnie przed tym uchronić. Ostatnią rzeczą jaką potrzebuje to być w centrum uwagi, żeby ludzie dowiedzieli się że jestem Tomlinsonem.
Louis przytula swoje kolana i spogląda na Harry'ego smutnym wzrokiem. Wie, że mężczyznę niszczy wiedza, że nie potrafi po prostu zabrać całego bólu i wszystkiego naprawić. Ale Louis teraz zdaje sobie sprawę, że czasami ból nigdy nie znika, a zamiast tego człowiek uczy się jak go maskować by przeżyć.
- Boże Louis, masz rację – Przyznanie mu racji boli Harry'ego. Wie, że ucieczka stworzy z Louisa cel i nie minie długo nim dowiedzą się, że jest z rodziny Tomlinsonów i spróbują go skrzywdzić, lub wykorzystać lub jeszcze gorzej. Narażenie go na jeszcze większe niebezpieczeństwo jest ostatnią rzeczą jakiej chce.
Gdyby był lepszym człowiekiem, wysłałby go z powrotem do Doncaster i zerwał z nim wszystkie kontakty. Jako, że jest jak jest, Harry jest słabym człowiekiem i chce Louisa bliżej niż kiedykolwiek wcześniej. Potrzebuje mieć go na oku na każdym kroku, ponieważ obawia się, że jeśli nie będzie przy Louisie to stanie się coś złego. Wciąż jednak wie, że nie może uciekać od swoich problemów; to i tak nigdy nie było w jego stylu.
Louis może stwierdzić, że Harry chce powiedzieć jeszcze tysiąc rzeczy, ale mężczyzna decyduje się zamiast tego na ciszę. W kompromisie za posłuchanie Louisa, Harry dostaje swoje życzenie i młodszy chłopak zgadza się na lekcje boksu z Liamem. Tym sposobem pozbywa się ich obu, ale również zyskuje pewne podobieństwo władzy nad swoim życiem. Musi mieć teraz wszystko pod kontrolą, ponieważ czuje się jakby miał zaraz upaść, a boi się, że jak spadnie to nie będzie nikogo kto go złapie.
Resztę dnia spędzają razem w łóżku. Przez cały czas Louis myśli jedynie o tym że coś go chwyta i dochodzi do tego, że czuje się jakby popadał w szaleństwo. Chce po prostu, powstrzymać te wszystkie niepewności; więc decyduje się pójść do klubu. Po wielu błaganiach, Harry w końcu się zgadza, po tym jak Louis oferuje mu seks. Harry pieprzy go na tyle mocno, że jego umysł pustoszeje, i sekretnie pragnie więcej tego doznania.
Najpierw klub, a potem więcej tego paraliżującego umysł seksu, który sprawia, że jego mózg się rozpływa i zamazuje. Wie, że używa intymności, by się rozproszyć, więc chce zobaczyć czy imprezowanie i narkotyki będą tak samo dobrym wyjściem.
Więc są w klubie, już mniej więcej od godziny – oni czyli Niall, Harry, Liam, Zayn i on. Mienie czterech bardzo opiekuńczych ochroniarzy nie jest złe, czuje się dzięki temu trochę bezpieczniej. Szczególnie, że żaden z nich nie opuścił jego boku odkąd tu przyszli.
Louis jest teraz na parkiecie, po ukradzeniu kilku pastylek od Nialla, i jest dobrze. Tańczy w ramionach Harry'ego i nie czuje żadnych symptomów paniki. Stracił rachubę ile wypił już szotów, ale wie, że dużo, bo ledwo czuje swoją twarz i śmieje się ze wszystkiego i niczego. Harry po prostu przygląda mu się z rozbawionym wyrazem twarzy, który jest również wypełniony nutką niepokoju.
- Co ty kurwa wziąłeś i kiedy? - pyta się do jego ucha, upewniając się by polizać krawędzie jego małżowiny – co jest po prostu gorące.
- Nie mam pojęcia, ale kurwa, to gorące, zrób to jeszcze raz – Louis jęczy i odchyla głowę do tyłu, by Harry mógł znowu go polizać. Lubi być lizany.
- Jesteś taki potrzebujący dzisiaj, Lou – Harry mruczy. A przynajmniej tak to brzmi dla Louisa. - Chcesz, żebym cię wypieprzył? Chcesz, żebym wziął cię dokładnie tutaj? Zabrał cały ból? - jego głos jest tak niski i ochrypły, że Louis musi mrugnąć kilka razy, żeby jego mózg zarejestrował co zostało zapytane. Chce, żeby ból zniknął, to jest dokładnie tym czego chce. Nie zdał sobie nawet sprawy, że Harry domyślił się, że Louis używał seksu by odciągnąć swoje myśli, ale nie będzie narzekał.
- Dotknij mnie Harry – Te trzy słowa są wszystkim czego mężczyzna potrzebuje usłyszeć i jego dłoń natychmiast znika w spodniach Louisa, chwytając desperacko jego pupę.
Tarcie nie jest wystarczające, potrzebuje więcej. Potrzebuje by Harry gryzł jego szyję, uderzał go w tyłek na tyle mocno by zostawić ślad i potrzebuje uwolnić swojego pieprzonego kutasa.
- Lou... co ty robisz? - Harry zaczyna poważnie ale kończy rozbawiony, przyglądając się jak Lou nieudolnie grzebie się z swoim guzikiem. Młodszy chłopak jęczy i narzeka na swoje nieudane próby i starszy nie może się powstrzymać i odchyla głowę do tyłu ze śmiechem; ignorując słodkie wydęcie warg chłopaka.
- Harry przestań być dla mnie chamski i dotknij mnie – Louis żąda i Harry wie, że to jest jego sposób na przejęcie kontroli. Louis chce się czuć jakby miał jakąś władzę w swoim życiu, a czuje się tak, kiedy pozbywa się złych wspomnień, a może to robić uprawiając seks. Harry po prostu chce pomóc mu w każdy możliwy sposób i jeśli chłopak chce nieprzerwanego seksu – cóż mężczyzna się zobliguje.
- Loża... teraz... chodźmy – warczy i następną rzeczą z jakiej Louis zdaje sobie sprawę jest to, że ma spodnie przy kostkach i ociera się swoim miękkim tyłkiem o gołego i twardego penisa Harry'ego wewnątrz loży.
- Kurwa – Harry dyszy – nadal zaskoczony, że to się naprawdę dzieje. Wie, że Louis ma coś do bycia w miejscach publicznych, ale to nadal coś nowego. - Liam, pomóż mi przesunąć trochę stół. - Mężczyzna niechętnie robi to co każe, wysuwając odrobinę stół, by Louis mógł oprzeć na nim obie dłonie, pochylając się lekko; zostawiając idealną ilość miejsca, by pozwolić Harry'emu rozłożyć nogi i położyć dłonie na talii Louisa.
- Lubrykant Harry – Louis jęczy – potrzebuję lubrykantu – dyszy, jest tak zdesperowany, żeby coś poczuć – cokolwiek, byleby sprawiło, że te wspomnienia znikną. Wolałby czuć na sobie dotyk Harry'ego niż myśleć o kimkolwiek innym na sobie.
- Skąd mam kurwa wytrzasnąć lubrykant? Nie noszę tego gówna ciągle przy sobie! - Harry praktycznie wykrzykuje z frustracji seksualnej. Louis jest tak blisko niego, jest taki potrzebujący i kurwa, Harry chciał pieprzyć go bez przerwy odkąd zobaczył tatuaż na jego tyłku. - Zayn, Zayn, błagam, znajdź lubrykant – desperacko pyta. - Jesteśmy w klubie, ktoś musi coś mieć. - Zayn kiwa raz głową po czym znika. W momencie w którym wraca Louis nie ma już na sobie bielizny i jest zakrywany opornym Liamem i pijanym Niallem. Rzuca Harry'emu małą tubkę truskawkowego nawilżacza.
Harry chce wiedzieć skąd Zayn go wziął, ale darowanemu koniowi w zęby się nie zagląda. Bierze lubrykant i hojnie pokrywa nim palce, przed wbiciem jednego w Louisa. Chłopak unosi się na to wtargnięcie ale potem mruczy, ocierając się o palec, nadal trochę luźny z wcześniej. Pięć minut później Harry kończy krzyżować palce w Louisie i unosi chłopaka by umieścić się w ciepłej dziurce.
Louis jęczy i pochyla się do przodu, jego dłonie zwalają piwa Nialla, przez co wylewają się na stół. Niall wydyma wargi po czym spogląda z wściekłością na winnego, którego rechot urywa się w połowie, kiedy Harry wysyła pierwsze pchnięcie. Niall, zamiast odwrócić wzroku, wpatruje się prosto w Louisa, podczas gdy chłopak jest pieprzony, twierdząc „przewróciłeś mi mój alkohol, więc teraz ty będziesz czuł się niezręcznie". Louis śmieje się wewnętrznie, jego oczy wywracają się do tyłu głowy z przyjemności.
Harry jest dzisiaj zaskakująco delikatny. Owija dłoń wokół talii Louisa i porusza jego ciałem na swoim kutasie. Louis może jedynie pochylić się do przodu, dotykając czołem stołu i chwytając rękami krawędzi, jak spotyka pchnięcia Harry'ego. Jedynym słyszalnym dźwiękiem jest głośne zderzanie się jego pośladków z udami mężczyzny, co zostaje zagłuszone przez dudnienie basu muzyki.
- Skacz na moim jebanym kutasie Lou.. kurwa dokładnie tak... tak podoba ci się co? - Harry krzyczy mu do ucha. Louis pragnie więcej, więc unosi się tak, że jego plecy są dociśnięte do brzucha Harry'ego i błaga by pieprzył jego dziurkę szybciej.
- Duś mnie... - chrypi. Słyszy niewyraźnie jak Harry mówi „co kurwa" ale mimo to wykonuje jego żądanie. Podnosi lewą dłoń i owija ją delikatnie wokół szyi Louisa, używając prawej by trzymać go w miejscu, kiedy jego biodra zakopują jego kutasa głęboko w tyłku chłopaka.
To idealne, Louis jest tak nawalony bólem i przyjemnością, że jedyna mantra w jego głowie brzmi harryharryharryharry i nie może być szczęśliwszy z tego powodu. Jego jęki są głośne a przekleństwa kompletnie sprośne. Zauważa, że Zayn jest twardy od oglądania ich i wysyła mężczyźnie mrugnięcie, mocniej się odchylając by dać Zaynowi lepsze, i bardziej obsceniczne, przedstawienie. Ciemnowłosy przełyka ślinę na ten widok i Louis czuje się bardzo zadowolony z siebie.
Potrzebuje więcej tego uczucia, potrzebuje więcej tego haju. W ten sposób się uleczy i nie obchodzi go czy Liam będzie patrzył się na niego pobłażliwie czy nie, ponieważ dłoń jest owinięta wokół jego penisa i dochodzi mocniej niż kiedykolwiek w swoim życiu – wystrzelając spermą na całą podłogę i krawędź stołu.
Jak jego ciasne ciało zaciska się wokół kutasa Harry'ego, sprawiając, że jest gorętsze, ciaśniejsze i mokrzejsze, Harry może jedynie sam dojść, upewniając się by jeszcze dać mu dwa ostatnie długie pchnięcia przed spuszczeniem swojego nasienia wewnątrz tego ciepła.
Louis jest wycieńczony, Harry jest również oszołomiony i jest tak dobrze. Mężczyzna wie, że będzie musiał zaadresować z nim działania „nowego Louisa" ale w tej chwili pozwoli chłopakowi przyjść do niego w swoim własnym czasie. Zresztą, ma frajdę bawiąc się „nowym Louisem" i nie jest gotowy z tego zrezygnować.
∞
To zachowanie szybko staje się standardem dla Louisa i chłopaków. Louis idzie do baru, upija się, pieprzy się z Harrym, wraca zadowolony do domu i przesypia całą noc.
Piątej nocy tego samego, Louis zaczyna pragnąć uwagi trochę bardziej. Podoba mu się, że ludzie zauważają go w sposób w jaki nigdy wcześniej go nie zauważali. Podoba mu się, że kiedy Harry go pierdoli, to nie widzi ani nie słyszy swojego oceniającego ojca, nie widzi już twarzy która ma zaraz go zgwałcić. Jedyną rzeczą jaką jego mózg może przetworzyć jest przyjemność jaką daje mu Harry.
Mężczyzna powoli staje się jego życiem i Louis robi się coraz bardziej podirytowany Stanem bez powodu i chce być z Harrym 24/7. Stan mówi, że Louis po prosty przylepia się do mężczyzny, żeby nie musieć stawiać czoła swoim własnym problemom i może ma rację. Ale co z tego? Harry specjalnie odłożył swoje obowiązki, oddając je Zaynowi i Niallowi, by móc zająć się potrzebami Louisa.
Wie, że młodszy chłopak przez wiele przechodzi i kocha to jak otwarty Louis się staje i że bardziej akceptuje swoje ciało. Kocha jak Louis błaga o niego w miejscach publicznych, ale nie podoba mu się, że przesadza z pigułami. Ostatnią rzeczą jakiej chce, jest by zrobił sobie krzywdę, nie ważne czy specjalnie czy niechcący.
Kocha fakt, że jego maluszek go potrzebuje, ale myśl, że jego Lou zrobi sobie krzywdę po prostu nie wchodzi w grę. Więc dlatego w ten sobotni wieczór Harry znajduje się robiąc coś, czego nie robił od bardzo dawna. Wyłącza swój telefon, ustawia Netflixa, zamawia pizzę i spędza całą noc z Louisem i Stanem. To czysto niewinny wieczór i Louis jest w absolutnym niebie. Śpi bez zbędnych snów.
Budzi się od zapachu bekonu i śmiechu. Jest na kanapie, jedynie w bieliźnie i powoli wyciera sen z swoich zmęczonych niebieskich oczu. Zrzuca z siebie kołdrę, siada na kanapie, by wziąć się w garść, po czym ślizga się wzdłuż całej podłogi póki nie dostaje się do kuchni. To wtedy zatrzymuje się w czystym niedowierzaniu. Jego Harry stoi przy palniku, smażąc bekon i jajka podczas gdy jego Stan opiera się o lodówkę wybuchając szczerym śmiechem.
Jest bardziej niż zmieszany, i nadal śpiący, i naprawdę chce wiedzieć kiedy do cholery Stan i Harry stali się takimi dobrymi przyjaciółmi?
- Witam, Lou – Harry macha do niego, podchodząc by złożyć mały pocałunek na ustach mniejszego chłopaka przed ponownym zwróceniem się do kuchenki.
- Ej, Lou, dobrze że się obudziłeś. Wiedziałeś, że pierdzisz przez sen? - Stan pyta i Louis odwraca się do Harry'ego, który śmieje się histerycznie. Czuje jak jego policzki się rozgrzewają i chce kurwa umrzeć.
- Aw, nie wstydź się boo, już się do tego przyzwyczaiłem.
Louis jęczy na to i wychodzi do swojego pokoju by wziąć prysznic. Mamrocze bardzo głośno „kurwa odwalcie się zjeby” przed trzaśnięciem drzwiami łazienki, próbując zagłuszyć śmiechy wodą z prysznica i głośnym śpiewem.
Upewnia się by się nie śpieszyć, powoli zakładając swoje rurki i koszulkę i to wtedy zauważa to. Jego dżinsy ledwo się zapinają. Musi wciągać brzuch, żeby zapiąć guzik i nagle czuje się okropnie. Zawsze nienawidził swojego brzucha, ale ostatnio czuł się lepiej w swoim ciele. Idzie stanąć przed lustrem i marszczy brwi na ten widok.
Jego brzuch jak i uda robią się większe. Boże, on tyje, myśli. Nie może powstrzymać irracjonalnego strachu przed krążeniem po jego umyśle, zmuszając go do uwierzenia, że jeśli dalej będzie przybierał na wadzę to Harry go zostawi.
Nie chce by żadne ciemne myśli pojawiały się w jego głowie, ale i tak wszystkie powoli zakradają się do środka. Więc zanim objawią się w świetle Louis zakłada na twarz właściwy uśmiech i zbiega na dół do kuchni gdzie siedzą Stan i Harry, czekając cierpliwie, aż Louis do nich dołączy.
- Kurwa wreszcie, powrócił!!!- Stan woła po zobaczeniu chłopaka i od razu zaczyna atakować swoje jedzenie, co wywołuje w Harrym kolejny rechot. Louis nadal jest dogłębnie zdezorientowany, widząc jak dwójka się dogaduje.
- Od kiedy tak się kumplujecie? - pyta, nieudolnie próbując być nonszalanckim kiedy Harry układa go sobie na swoich kolanach.
- Obaj się o ciebie troszczymy, więc stwierdziliśmy, że najlepiej byłoby spróbować żyć w zgodzie – odpowiada, jakby to było najbardziej rozsądnym wyjaśnieniem na planecie. Wtedy Harry zaczyna kroić swoje jedzenie, by nakarmić nim Louisa, ale chłopak zwyczajnie kręci głową, próbując zignorować swój burczący brzuch jak przebłyski z momentu przed chwilą pojawiają się w jego umyśle. Przypomina sobie, że musi się trochę ograniczyć.
Nadal słyszy brutalne słowa swojego ojca sprzed tych wszystkich lat, mówiące mu, że jeśli chce być w oku publicznym i jego synem to musi ograniczyć jedzenie i pozbyć się tłuszczu z brzucha. Boże, Louis naprawdę czasami go nienawidzi, ale czego nie znosi jeszcze bardziej jest fakt, że mężczyzna może mieć rację.
- Nie jestem głodny Haz.
Stan unosi brew na to stwierdzenie, pamiętając „fazę na diety” Louisa całkiem dobrze. Louis posyła mu ostrzegające spojrzenie.
- Daj spokój, nie możesz nadal być pełny od wczorajszej pizzy, zjedz choć trochę, proszę?
Louis spogląda na jajka i gofry z tęsknotą przed ponownym pokręceniem głową. Wypije po prostu herbatę; wystarczająca ilość tego napoju napełni go bez żadnych kalorii.
- Nie dzięki Harry, napiję się herbaty. - Zanim może zejść z kolan Harry'ego, silne ramiona owijają się wokół jego ciała i wielkie dłonie pocierają jego brzuch.
- Słyszę jak burczy ci w brzuchu Louis; mówiłem ci od pierwszego dnia, że nie chce byś się przede mną ukrywał. Kocham każdą część ciebie Lou, więc zjedz… proszę? Dla mnie? - To jest tak jakby Harry dokładnie wiedział co się dzieje w jego głowie i co powiedzieć, ponieważ Louis w końcu się poddaje i bierze wielkiego kęsa jedzenia; próbując powstrzymać jęknięcie.
Harry wygląda na zadowolonego z tego że Louis je i nabija na widelec kolejną porcję, przykładając ją do jego warg i czekając cierpliwie aż weźmie kolejnego gryza, co prędko robi. Louis spogląda w górę i zauważa Stana uśmiechającego się do nich czule.
- Od czego ci się to wzięło Louis? - chłopak pyta po zobaczeniu, że jego przyjaciel w końcu je. Harry przygląda się Louisowi z wyczekiwaniem.
- Nie pasują na mnie spodnie… - Chłopak mamrocze, próbując zakryć swoją twarz widelcem, w zażenowaniu i Harry zaledwie mruczy, odzywając się zanim Stan może to zrobić.
- W takim razie po prostu kupię ci nowe… problem rozwiązany, a teraz jedz.
Właśnie dlatego Louis kocha swojego Harry'ego tak bardzo, ponieważ bez względu na to ile ciemności jest wewnątrz niego i bez względu na to jakiego zła jest w stanie dokonać; nadal jest w nim pewna strona która zrobi dla Louisa wszystko i Louis nie może się nasycić. Ale i tak nie może nic na to poradzić, że zakochuje się również w tej ciemności.
∞
W końcu jest poniedziałek i Louis nie ma ochoty iść na swoje zajęcia, więc tego nie robi. Zostaje w łóżku z swoim Hazzą i jedynie wstaje żeby skorzystać z łazienki lub coś zjeść. Harry musiał wyjść koło piątej by zająć się jakimś nieznanym mu biznesem więc w domu jest tylko Louis i Zayn.
- Zayn, myślę o kolejnym tatuażu… - Louis zaczyna mówić ni stąd ni zowąd. Mężczyzna odwraca wzrok z teleturnieju, żeby spojrzeć na chłopaka.
- Lou, kocham twój tyłek i tak dalej, ale chyba nie zniosę kolejnego tatuażu na pupie – odpowiada szczerze i Louis wypuszcza serdeczny śmiech, waląc w trakcie Zayna w ramię.
- Nie na pupie, i to mnie obraża. Myślałem bardziej o dolnej części pleców.
Zayn mruży oczy. - Mam ci zrobić babską dziarę* ? - pyta i Louis udaje urazę.
- Nie jestem babą, jestem panną. - trzepocze rzęsami i Zayn zrzuca go z kanapy ze śmiechem.
- Jesteś jebaną kurwą i tyle, czy może zapomniałeś, ze nie tylko słyszałem, ale też widziałem jak błagasz i prosisz o kutasa Harry'ego jak jakaś szmata. - komentuje i Louis powinien być urażony, ale naprawdę nie jest. Tak w zasadzie to jest lekko podniecony od samego myślenia o kimś widzącym go i Harry'ego w akcji; mogąc patrzeć, ale nie dotknąć.
- O boże, ty brudny zboczeńcu, myślisz o jego fiucie prawda?
Louis nawet nie potrafi temu zaprzeczyć.
Jednakże zanim może odpowiedzieć, drzwi się otwierają i bardzo wkurzony Liam szturmuje do salonu. - Czemu nie było cię na zajęciach? Nie przyszedłeś tydzień temu i teraz omijasz kolejne. Więc, jaka jest twoja wymówka?
Louis jest zmęczony tą samą ciągła rozmową więc wzrusza ramionami.
- Nie miałem ochoty – odpowiada monotonnym głosem. Widzi jak oko Liama drga w odpowiedzi.
- Boże Lou, jeśli ktokolwiek potrafiłby od niego uciec, to od razu stwierdziłbym, że tym kimś byłbyś ty. Myślałem, że jesteś na tyle mądry, że zobaczysz że praktycznie nic o nim nie wiesz, ale… myliłem się – Liam przyznaje przed odwróceniem się i ponownym wyjściem z mieszkania.
- Cóż, ciebie tez miło widzieć! - Louis krzyczy do zamkniętych drzwi, wiedząc, że jedyną osobą, która go usłyszała był Zayn. Ten sam Zayn, który owija ramie wokół jego barków i przyciąga go do swojego ciała, by Louis mógł się przytulić, czego desperacko potrzebuje. Ostatnio on i Liam ciągle się kłócą, a on nienawidzi kłótni z Liamem, ale mężczyzna nie pochwala jego ciągłych narkotyków, alkoholu i imprez. Nie pochwala jego noszenia ciasnych ubrań ani seksu w miejscach publicznych czy omijania zajęć. W zasadzie Liam niepokoi się, że Louis zostaje zasysany w Harry'ego i to nowe życie, i chce żeby się od tego uwolnił, ale jak on może oczekiwać, że Louis odwróci się od swojego Haza?
Nawet jeśli on i Liam stają się coraz bardziej zdystansowani, to to przybliżyło go do Zayna, co jest miłe, bo Zayn jest tak naprawdę wyluzowanym kolesiem; zabawnym na swój własny wyjątkowy sposób.
- Nie martw się o Liama, rób to co sprawia ci szczęście i pieprz resztę.
Louis uśmiecha się lekko, ale wie, że to nie takie proste. Myśli krążą mu po głowie, i teraz jest pewny, że chce udowodnić Liamowi, że się myli. Chce pokazać mu, że jest w całości gotowy na swój nowy tryb życia i że poradzi sobie z wszystkim co jest związane z Harrym.
Zanim zdaje sobie sprawę z tego co robi, wysyła do swojego Haza wiadomość.
Chce być dzisiaj wprowadzony w twój biznes. Jeśli mam z tobą być, to muszę zobaczyć cię całego.
Skubie swoją wargę kiedy odpowiedź przychodzi prawie natychmiast.
Harry: Dla ciebie wszystko Lou… absolutnie wszystko.
Louis wie w tym momencie, że nie ma już odwrotu. To będzie jego nowe życie; wybiera Harry'ego Stylesa i wszystko co się z tym wiąże.
____ * damski tatuaż umiejscowiony nad pośladkami, najczęściej zdzirowaty, wulgarnie nazywany spermołapką, dupnym porożem, lub dupowieńcem
___ Rozdział 8 ✈
#harry#larry#louis#larry stylinson#fanfic#fanfiction#larryff#larrypl#opowiadanie#fanfic larry#smut#angst#larry smut#larry angst#darkness#dark fic#dark harry#larry fanfic
10 notes
·
View notes
Text
Opticren Poland
Opticren Kup Teraz!! Kliknij poniższy link, aby uzyskać więcej informacji i uzyskaj teraz 50% zniżki !! Pośpiesz się !!
Oficjalna strona internetowa:
www.opticren.com
Opticren: Około światowej populacji ma takie lub inne zaburzenie widzenia. Krótkowzroczność, dalekowzroczność, jaskra, astygmatyzm, ślepota nocna i wiele innych problemów powoduje, że ludzie noszą soczewki i okulary. Powszechnie uważa się, że jedynym sposobem na poprawę wzroku jest chirurgia laserowa. Ale może to być bardzo drogie, a wyniki są tylko tymczasowe. Im jesteś starszy, tym większe ryzyko chorób oczu. Pewnego dnia nie będziesz w stanie czytać, oglądać telewizji ani wyraźnie widzieć znaków drogowych bez specjalnych urządzeń. Jednak może być wyjście. Opticren został stworzony, aby pomóc osobom z problemami z oczami i zapewnić im naturalną ochronę.
Co to jest Opticren?
Czy masz również niewyraźne widzenie? Według statystyk około 2,5 miliarda ludzi ma słaby wzrok. A jednak 80% problemów w tych liczbach można zapobiec. Słabe widzenie może wydawać się nierozwiązywalnym problemem; możesz mieć ochotę nosić okulary, gdziekolwiek jesteś, to jedyny krok, jaki możesz zrobić. Ale te całkowicie psują twój wygląd, czasami nawet wpływają na twoją pewność siebie.
Opticren Pigułki Najgorsze jest to, że jedynym sposobem na pozbycie się okularów jest noszenie soczewek kontaktowych. Te są lepsze pod względem wyglądu, ponieważ nikt nie może powiedzieć, że je nosisz. Ale same w sobie są bólem głowy. W końcu nikt nie lubi każdorazowo delikatnie czyścić swoich soczewek przed i po ich założeniu. Nie wspominając o tym, że niektórzy ludzie po prostu boją się okularów: co jeśli powodują podrażnienie oczu, co jeśli zgubią się w twoich oczach, co jeśli po prostu nie pasują, gdy masz ważne wydarzenie?
Jednak pytanie, które powinieneś sobie zadać, brzmi: czy nic nie możesz zrobić, aby poprawić swój wzrok, aby nie być zależnym od kontaktów? Na szczęście postęp nauki wytworzył kilka produktów, które zawierają odpowiednie składniki poprawiające zdrowie i widzenie oczu. I nie, rozwiązania, o których mówimy, to nie narkotyki. Suplementy diety z naturalnymi składnikami mogą być świetnym rozwiązaniem zapewniającym oczom niezbędne odżywienie. Opticren kapsuła to produkt, który możesz wypróbować w tym sensie. Jest to formuła w postaci kapsułek z ziołami, witaminami i minerałami, których Twoje narządy wzroku potrzebują do naprawy i ochrony. Ten suplement nie tylko poprawia wzrok i zmniejsza nieostre widzenie, ale także pomaga chronić narządy wzroku przed dalszymi uszkodzeniami.
#Opticren, #OpticrenPigułki, #Opticrenkapsuła, #OpticrenTabletki, #OpticrenCena£, #OpticrenOpinie, #OpticrenSkładniki, #OpticrenKorzyści #OpticrenSkutkiuboczne, #Opticrencenakapsułki, #Opticrenrecenzjekapsułek, #Opticrenkompozycja, #Opticrenskarga, #OpticrenGdziekupić, #OpticrenJakużywać, #Opticrenkoszt, #OpticrenPracuje, #Opticrenforum, #Opticrenoryginalny, #OpticrenApteka
Opticren Kup Teraz!! Kliknij poniższy link, aby uzyskać więcej informacji i uzyskaj teraz 50% zniżki !! Pośpiesz się !!
Oficjalna strona internetowa:
www.opticren.com
Jak działa Opticren?
Opticren Tabletki jest powszechnie znany jako zaawansowana formuła wspomagająca wzrok, która wspiera zdrowe widzenie w starszym wieku. Jest napisane na butelce. To, co robi, to uwalnia związki organiczne w oczach, aby wzmocnić je przed toksynami reaktywnych form tlenu i promieniowaniem niebieskiego światła. Czym są toksyny ROS, pytasz? Jest to rodzaj niestabilnej cząsteczki zawierającej tlen. Wszyscy wiemy, że tlen może utleniać otaczające nas cząsteczki, w tym naszą skórę. Oprócz naturalnego procesu starzenia, starzejemy się również na skutek kontaktu cząsteczek tlenu z niektórymi naszymi komórkami (dlatego posiadamy antyoksydanty, aby zachować młody wygląd).
Z drugiej strony promieniowanie niebieskiego światła jest rodzajem promieniowania, które powoduje zmęczenie naszych oczu. Ten rodzaj promieniowania jest powszechnie emitowany przez monitory komputerowe, smartfony, tablety, a nawet niektóre światła o niebieskim odcieniu. Oprócz obciążania i męczenia naszych oczu, mogą również zakłócać cykl snu danej osoby. Opticren Cena £ pomaga chronić soczewki oka. Nasze soczewki są głównymi częściami naszych oczu skupiającymi wzrok. Jeśli okaże się, że nie jest elastyczny, nasze oczy mogą mieć problem z przystosowaniem się. To jak zepsuty aparat, który nie może skupić się na obiekcie. Opticren Opinie jest znany z tego, że pomaga ludziom poprawić ich zdolności widzenia w bliży, dali iw słabym świetle. Witryna mówi, że ten suplement może pomóc Ci czytać, widzieć znaki drogowe przed Tobą, a nawet widzieć wyraźnie w nocy.
Pozytywne efekty Opticren:
Ten suplement ma wiele zalet:
Jego wzrok poprawia się bardzo szybko; widać wyraźniej, nawet małe litery lub twarze w oddali.
Jego oczy wydawały się mniej zmęczone i napięte.
Zespół suchego oka nie przeszkadza, nawet jeśli jesteś narażony na niebieskie promienie z ekranów.
Lepiej widzisz w ciemności.
Nie musisz nosić okularów tak często, jak musiałeś.
Twoje oczy otrzymują odpowiednią ochronę przed utlenianiem.
Opticren Kup Teraz!! Kliknij poniższy link, aby uzyskać więcej informacji i uzyskaj teraz 50% zniżki !! Pośpiesz się !!
Oficjalna strona internetowa:
www.opticren.com
Skutki uboczne Opticren:
Jak dotąd, według oficjalnej strony internetowej, nie zgłoszono żadnych skutków ubocznych. Dzieje się tak, ponieważ ten suplement wizyjny składa się w 100% z czystych i naturalnych składników. Ponadto są certyfikowane zgodnie z rygorystycznymi normami jakości. Istnieje jednak przypadek, w którym Opticren Składniki może wywołać reakcję alergiczną. Po prostu dzieje się tak dlatego, że niektórzy ludzie są uczuleni na rośliny lub zioła. Dlatego, aby uzyskać najlepsze rezultaty i uniknąć alergii, przed zażyciem tego suplementu skonsultuj się z lekarzem.
Ostateczny werdykt z Opticren r.:
Opticren Korzyści kapsułki poprawiające wzrok są bardzo skuteczne, łatwe w użyciu i dają najlepsze rezultaty, jeśli są przyjmowane prawidłowo przy zdrowym stylu życia. Kapsułki pomagają zwalczyć niewyraźne widzenie, słabą ostrość i nieodpowiednią funkcję oczu.
Ponad 90 procent Opticren Korzyści popiera produkt, a wiele osób poleca te kapsułki również online i offline. Ponadto, będąc całkowicie naturalnymi, kapsułki te nie powodują żadnych skutków ubocznych dla użytkowników. Możesz wybrać ten suplement, aby chronić swoje oczy, jeśli jesteś zadowolony z lektury Opticren Składniki.
Gdzie kupić Opticren?
Możesz łatwo kupić Opticren Skutki uboczne z jego oficjalnej strony internetowej. Możesz również otrzymać pakiety bonusowe, więc nie spóźnij się teraz, po prostu złóż zamówienie natychmiast, zanim stracisz szansę na otrzymanie tego przydatnego suplementu. Pośpiesz się! I od razu odwiedź jego stronę internetową.
#Opticren, #OpticrenPigułki, #Opticrenkapsuła, #OpticrenTabletki, #OpticrenCena£, #OpticrenOpinie, #OpticrenSkładniki, #OpticrenKorzyści #OpticrenSkutkiuboczne, #Opticrencenakapsułki, #Opticrenrecenzjekapsułek, #Opticrenkompozycja, #Opticrenskarga, #OpticrenGdziekupić, #OpticrenJakużywać, #Opticrenkoszt, #OpticrenPracuje, #Opticrenforum, #Opticrenoryginalny, #OpticrenApteka
1 note
·
View note
Text
Demi i jej relacja z Justinem Bieberem
Wiele osób zastanawia się co łączyło kiedyś Demi z Justinem Bieberem i jakie są ich relacje dzisiaj.Otóż wiele się zmieniło początkowo para się lubiła, później nie, a teraz znów się lubią. Jak to wszystko przebiegało?
Ja jestem osobą, która shipuje tę dwójkę, ale jestem świadoma tego, że oni nigdy prawdopodobnie ze sobą nie będą. Jednak kiedyś było naprawdę blisko.
Demi i Justin poznali się w 2009 roku Demi była już wtedy popularna, a Justin dopiero się rozkręcał, ale Lovato mocno go wspierała. Spotkała go nawet kiedyś w studio radia kiedy ten miał 14 lat wtedy powiedział, że kiedyś o nim usłyszy. Zaobserwowała go na twitterze, dodawała tweety, w których pisała o tym, że go lubi ma niesamowity głos oraz, że słucha jego piosenek, a Justin nie pozostawał jej dłużny i często odpowiadał na jej tweety.
Justin bardzo chciał się spotkać z Demi i prawdopodobnie nie zakończyłoby się to na jednorazowym wyjściu, bo Bieber powiedział, że Demi była ideałem jego kobiety, ale niestety dostał od niej kosza :/
Spotkali się jeszcze kilka razy podczas gal w 2010 roku gdyż siostra Demi Madison bardzo chciała poznać Kanadyjczyka Demi jej to umożliwiła. Na gali KCA 2010 ponownie ze sobą rozmawiali. W tym roku Demi była również na koncercie Justina.
Gdy Justin związał się z Gomez demi na początku trzymała za nich kciuki i nie miała nic przeciwko temu. Spotkali się za kulisami gali MTV VMA 2011 gdzie rozmawiali ze sobą, a nawet wymienili się uściskiem.
Niestety później ich kontakty zaczęły się psuć, a wszystko miało miejsce gdy Justin związał się z przyjaciółką Demi Seleną Gomez. Początkowo Dem nie miała nic przeciwko ich związkowi, ale kiedy przestało się im układać Dem odradzała Selenie każdy powrót do Justina, a ta nie chciała jej słuchać.
Demi była zła na piosenkarza, gdyż uważała, że niszczy on Gomez, która była dla niej wtedy jak siostra. Pojawiały się plotki, że dziewczyny były się w stanie nawet o to pokłócić, a Demi jakiś czas później dała Justinowi unfollow na instagramie.
W 2014 roku Demi była zapytana w wywiadzie o to kogo miałaby poślubić, zabić oraz potrząsnąć (?) wybierając spośród Joe Jonasa, Simona Cowella i Justina Biebera na co bez większego zastanowienia Demi od razu powiedziała, że zabiłaby Biebera (dosłownie powiedziała Biebera) po czym dodała, że zabiłaby też Simona i Joe.
https://www.youtube.com/watch?v=iFPgmAzC_YE
Nastawienie Demi do Justina mogło być również spowodowane jego zachowaniem (w tym czasie Justin przechodził dziwny okres nazwany czasem Bizzle gdzie palił marihuanę, ciągle imprezował i miał problemy z prawem). Sytuacja zmieniła się w roku 2015 w którym Demi inaczej zaczęła o nim mówić.
Zapytana w jednym z wywiadów o to czy podpisała petycję dotyczącą deportacji JB do Kanady odpowiedziała:
“Int: Czy podpisałaś petycję o deportowaniu Justina Biebera?”
Demi: Nie podpisałam. Obecnie on jest naprawdę miłym gościem. Naprawdę nie znam go dobrze, ale wydaje mi się, że wydoroślał. Wygląda na to, że dojrzewa. Ale wiesz, kiedy jesteś młody i stajesz się starszy, to się zmieniasz i ludzie się zmieniają. Masz coś wspólnego, a potem nagle nie masz. To jest po prostu częścią życia.”
Po występie Justina na gali VMA gdzie chłopak ze wzruszenia po powrocie płakał Demi broniła go po wielu hejtach wypowiadając się w programie Jimmygo Kimmela:
Jimmy Kimmel: Justin Bieber rozpłakał się pod koniec swojej piosenki.
Demi: Gdybyś był Justinem Bieberem przez tyle lat, pewnie byś świętował, że ludzie buczeli na ciebie tak długo a teraz wiwatowali. Ja byłabym szczęśliwa.
Następnie przyznała, że What Do You Mean to jej ulubiona piosenka.
Dziennikarz: Teraz mamy zabawne pytanie. Jaka jest piosenka, którą potajemnie kochasz?
Demi: „What Do You Mean?” Justina Biebera.
Dziennikarz: Nie musisz się tego wstydzić.
Demi: Nie, nie wstydzę się.
Jeszcze kilka razy wspominała o tym, że lubi jego nową muzykę oraz piosenkę Sorry lub słuchała nowych piosenek z płyty Purpose na swoim snapchacie.
Justin raczej się do tego nie odnosił. Po jej występie na gali Grammy2016 Justin pogratulował jej występu komentując jedno ze zdjęć Lovato na jej instgramie “killed it”
Fani od razu zaczęli oznaczać dwójkę i pisać komentarze “Justemi” “Justemi is real” “love” i tak daleko po czym B usunął ten komentarz.
Justin skomentował również wpadkę Demi po tym jak opowiadała o ulubionym kubku zamiast o ulubionym daniu: https://www.youtube.com/watch?v=GaREWSvkRpI
https://www.youtube.com/watch?v=oxVWFJPSXCc
Podczas gali iHeart Radio Music Awards Justin po wygraniu jednej z nagród idąc na scenę, żeby ja odebrać mijał stolik przy którym siedziała Demi wtedy schylił się, przytulił ją do siebie i jak zeznają świadkowie ucałował jej głowę ♥
W 2017 roku Demi zaobserwowała Justina na instagramie i zaczęła lajkować Jego zdjęcia. Dodała również na snapchata piosenkę wideo na którym słucha piosenki Despacito i próbuje to śpiewać https://www.youtube.com/watch?v=p2s6O8udU2s
Sama przyznała też, że ma ten utwór na telefonie, ale wersję z Justinem i powiedziała, że to jest piosenka na lato 2017.
Po udzieleniu jednego z radiowych wywiadów w trakcie którego była puszczona właśnie ta piosenka Demi została o nią zapytana na co odpowiedziała wspominając też o Justinie:
Reporter: “despacito” co to znaczy dla Ciebie? By słyszeć piosenkę po hiszpańsku?
Demi: Jestem latynoską więc oczywiście jestem podekscytowana by widzieć to. Myślę, że to bardzo ważne by przynosić inne kultury do amerykańskiej pop muzyki i myślę, że to jest ekscytujące. I wiesz dobrze, że Justin Bieber przynosi to do pop muzyki dzisiaj"
Kolejną rzeczą jaką Demi zrobiła w stosunku do Justina było zaśpiewanie piosenki z jego udziałem na jednej z imprez SNS House Party”I’m the one”.
W jednym z wywiadzie dla Legend (październik 2017) Demi została zapytana o to czy jest jakiś artysta/zespół którego/który kocha potajemnie w tajemnicy przed znajomym na do odpowiedziała, że jest to właśnie Justin. Dodała, że lubi jego muzykę i śpiewa piosenki J pod prysznicem. W tym samym roku oglądała jego teledysk do piosenki One Time i przyznała, że wyglądał słodko i uroczo.
Kolejną rzeczą wskazującą na to, że Demi lubi Justina Biebera jest fakt, że podczas jednej z gier przyznała, że mogłaby go pocałować pod jemiołą :)
Podczas pisania z fanami powiedziała, że chciałaby nagrać duet z Bieberem/nagrała duet z Bieberem. Dla przypomnienia Kiedyś Scooter menadżer Justina sam powiedział, że chciałby usłyszeć ich razem.
Demi niemal od początku wspiera Justina i jest jego fanką. Był czas, że nie mieli najlepszych kontaktów, ale obecnie Demi przyznaje, że go lubi :)
Podobnie Justin na pewno lubi Demi,a to, że nie mieli bliskiego kontaktu w 2013/14 roku to dlatego, że Demi tego nie chciała teraz mimo, że nie utrzymują najbliższych kontaktów ich relacje są przyjazne :)
1 note
·
View note
Text
Zbłąkany Kieł - Prolog
Powóz toczył się niespiesznie po drodze, podskakując co jakiś czas na wystającym kamieniu. Do bram miasta pozostało jeszcze do dwóch mil drogi, ale opustoszały trakt wróżył szybką i bezproblemową podróż. Poza drewnianym pojazdem i niewielkim, kilkuosobowym oddziałem straży wokół nie było widać, ani słychać żywej duszy.
Wewnątrz powozu młoda kobieta delikatnie bujała śpiące w jej ramionach dziecko, od czasu do czasu z uśmiechem spoglądając na drzemiącego obok niej męża. Jednak na myśl o nieuchronnie zbliżającym się powrocie do stolicy zmarszczyła czoło. Upragniony odpoczynek skończył się szybciej niż myślała i musieli wrócić na dwór, do zabieganego świata pełnego etykiety i napięcia. Oboje z ukochanym mieli świadomość, że osiągając tytuł Mistrza w tak młodym wieku zaskarbili sobie niechęć wielu magów z Akademii, oraz niektórych person na samym dworze królewskim. Ale nie było już szans na rezygnację z posady. Król nie miał zamiaru wypuścić swoich dwóch najbardziej zaufanych doradców, jednocześnie stanowiących doskonałe zaplecze magiczne w pałacu.
Ester westchnęła głośno, czym zwróciła uwagę męża. Najwyraźniej mimo pozorów cały czas czuwał. Nethal pogłaskał ją delikatnie po głowie, trochę jak dziecko. Nie musiała nic mu mówić. I to bynajmniej nie dlatego, że przy pomocy magii odczytywali swoje myśli. Już dawno temu wspólnie podjęli decyzję, że nie będą tego robić. Po prostu znał Ester na tyle, żeby wiedzieć, co zaprząta w danej chwili jej umysł. Pewne rzeczy dało się przewidzieć bez żadnych magicznych sztuczek.
Wszystkie mięśnie w ręce i całym ciele maga naprężyły się gwałtownie. Jego małżonka musiała poczuć to samo, co on, bo sięgnęła po pokłady magii, próbując nawiązać kontakt, ale ogromna moc stłamsiła jej wysiłki i skończyło się tylko na krótkim, urwanym impulsie bez żadnej treści. Nethal przytulił do siebie żonę i dziecko, gdy na zewnątrz powozu rozległ się pierwszy krzyk mordowanego strażnika. Po nim następny. Młody mag nie wiedział kompletnie, co ma robić. Już w pierwszej chwili, kiedy poczuł w pobliżu traktu tę wielką, przytłaczającą obecność miał już świadomość, że nie są w stanie z nią walczyć. Nie był pewien, czy to jeden potężny przeciwnik, czy też większa grupa czarowników, którzy połączyli siły w tej napaści. Spojrzał w oczy Ester. Lęk, ale i szalona determinacja mieszały się w nich ze sobą, tworząc żywy ogień.
– Nawet jeśli uda nam się przebić przez ich blokadę i wezwać pomoc, nie zdąży dotrzeć do nas na czas... – wyszeptał Nethal.
– Mhm...
– Ale jego może uda się ocalić...
– Mhm...
Ester nie wypowiedziała żadnego słowa. Nie próbowała nawet powstrzymywać, czy wycierać łez spływających jej już obfitymi strugami po policzkach. Mąż delikatnie ścisnął dłonie ukochanej, którymi wciąż podtrzymywała śpiące dziecko i pochłonął jej magiczną energię, której pozwoliła mu czerpać dużo, wręcz niebezpiecznie dla jej zdrowia dużo. Ale to nie miało już teraz znaczenia. Nethal skupił w sobie całość zgromadzonej magii w jeden, niewielki punkt. Zaklęcie musiało być jak strzała, by przebić się przez wiążące ich wolę wpływy napastnika. Wreszcie przymknął oczy i razem z Ester wypowiedział kilka słów czaru, który zdołał wymknąć się spod wrogiego panowania i wykonać powierzone mu zadanie.
Wyczerpana Ester osunęła się bezwładnie na ramię męża, który wstając delikatnie ułożył ją na wyściełanej ławie powozu. Niespiesznie otworzył drzwi i stanął na ziemi, zbroczonej krwią z poskręcanych ciał strażników. Otaczał go tuzin zbrojnych, którzy z pozoru przypominali bardziej bandę górskich łotrów i złodziei, niż zorganizowany oddział wprawnych żołnierzy, ale pozory bywały złudne. Nieco dalej stał on. Ledwie jeden człowiek w średnim wieku, z powykrzywianym kosturem z Czarnego Świerku, magicznego drzewa niezwykle rzadko spotykanego w tych okolicach. Obaj magowie mierzyli się spojrzeniem dłuższą chwilę. W końcu pierwszy odezwał się napastnik.
– Czyżbyś już pogodził się z losem i zamierzał poddać się nam dobrowolnie, młody Mistrzu?
Nethal stanął mocniej na nogach, próbując przywołać resztki pozostałej mu mocy. W obydwu rękach zatańczyły mu z początku słabe iskry, które po chwili przerodziły się w wirujące kłęby ognia. Starszy od niego mag mruknął z uznaniem.
– No no... Bez żadnej różdżki ani inkantacji. Nie bez powodu otrzymałeś rangę Mistrza w tak młodym wieku. Ale obawiam się, że to może nie wystarczyć...
– Możesz mnie zranić, możesz mnie uwięzić, możesz mnie wreszcie zabić. Ale nie pozwolę ci tknąć Ester!
Czarnoksiężnik stuknął lekko swoim kosturem w ziemię, która momentalnie zapadła się z hukiem, by po chwili wyrzucić w górę grad skał, które zawisły w powietrzu. Oddział zbrojnych wycofał się w pośpiechu głęboko między drzewa, kiedy z laski maga poczęło się sączyć coś na wzór czarnych oparów. Przeciwnik uśmiechnął się szeroko.
– Naprawdę myślisz, że jesteś w stanie?
2 notes
·
View notes
Photo
Blaise Zabini westchnął ciężko. Wiedział, że to ten typ pacjenta. Spotkał się z nim już niejeden raz, co osobiście uważał za smutne. Fakt, że było na tym świecie więcej tak bardzo uprzedzonych ludzi, przerażał i smucił jednocześnie. Młody megomedyk spojrzał na swojego pacjenta i wiedząc, że będzie to trudna walka, przystąpił do niej.
– Proszę się uspokoić - nakazał twardo próbując rzucić zaklęcie diagnozujące. Starszy mężczyzna jednak nie ułatwiał mu sprawy. Cały czas rzucał się na szpitalnym łóżku, manifestując swoje niezadowolenie.
– Po moim trupie! Nie będzie mnie tu jakiś czarnuch dotykać! Twoje miejsce jest w polu! Do fizycznej roboty się weź! Bycie uzdrowicielem to przywilej, nie dla takich jak ty! Zachciało się czarnuchom, białymi być! - grzmiał donośnie zwracając na nich uwagę połowy Munga. Blaise kolejny raz westchnął ciężko. Przywykł już do braku akceptacji. Zetknął się niejednokrotnie z oznakami rasizmu, niemal tak samo często jak z wyklinaniem śmierciożerców. Różnica była jednak zasadnicza. Ci drudzy naprawdę byli źli.
– Panie Selwyn, jeśli chce pan jeszcze pożyć kilka lat na tym świecie, proszę pozwolić mi się zdiagnozować - Zabini nie ustępował. Mówił jasno, wyraźnie i cierpliwie, za co podziwiał go każdy w około. Wielu już dawno straciłoby cierpliwość do uprzedzonego staruszka.
– Grozisz mi?! Ty śmiesz mi rozkazywać i grozić?! Ty czarna małpo! - grzmiał jeszcze głośniej. Blaise wzniósł oczy ku górze. W takich momentach żałował, że nie ma tu jego przyjaciela. Gdy wspólnie pracowali na oddziale magicznych urazów pozaklęciowych, wszystko wydawało mu się prostsze. Wiedział na ile mógł sobie pozwolić, gdy Draco Malfoy był na służbie.
– Ja tylko informuję pana, jakie mogą być konsekwencje pana zachowania - odezwał się po chwili, kolejny raz próbując podnieść różdżkę. Niestety prawo było prawem i póki pan Selwyn był przytomny, nie mógł zrobić nic bez jego zgody. Dopiero w momencie, w którym utraci przytomność będzie mógł bez żadnych konsekwencji i zgód ratować jego zdrowie i życie.
– Ty mnie już lepiej o niczym nie informuj czarna małpko! Żądam zmiany uzdrowiciela! Już wolałbym się oddać w ręce tego mordercy Malfoy’a, niż twoje!
– W czym jestem gorszy od niego? - Blaise w końcu zaczął się irytować. Schował różdżkę i wyczekująco spoglądał na dziadka. Ten zamilkł patrząc na niego z niedowierzaniem. Padło pytanie, na które chyba żaden z nich nie znał odpowiedzi. Nikt nie potrafił określić w czym Blaise Zabini jest gorszy od wspomnianego Draco Malfoy’a. Przyjąłby do wiadomości, gdyby padło, że jest mniej utalentowanym czarodziejem, gorszym uzdrowicielem czy nawet, że jego status krwi mu nie dorównuje. Nie potrafił jednak przyjąć, że jest gorszy, bo jego kolor skóry jest ciemny.
– We wszystkim! Jesteś czarny! - burzył się staruszek. Blaise machnął ręką. Usiadł w odległym kącie na niewygodnym, drewnianym krzesełku i czekał - co ty robisz?! - usłyszał po chwili, a mętny wzrok mężczyzny był w nim utkwiony.
– Czekam - oznajmił niezrażony. Założył ręce na szerokiej piersi i w rzeczy samej czekał. Uznał bowiem, że albo starcowi się polepszy, albo w końcu zemdleje i będzie mógł przejść do swojej pracy.
– Czekasz?! Ty czekasz?! Na co ty czekasz?! Aż ducha tu wyzionę?! - oburzenie niemal buchało czerwonymi uszami pana Selwyn’a, a Blaise zaczął już prosić Salazara o większe pokłady cierpliwości. Głowa już mu pękała od krzyków starca. Był zmęczony po kolejnej godzinie dyżuru. Była to już trzydziesta czwarta, a do końca jeszcze trochę. Marzył o ciepłej kawie i choć chwili odpoczynku na kanapie w jego gabinecie. Był też zestresowany i zmartwiony samopoczuciem Luny, Hermiony i stanem Draco. Jego wewnętrzne pokłady cierpliwości naprawdę były nieocenione, gdy starszy mężczyzna nadal krzyczał, a on po prostu niczym najwyższej rangi mnich, siedział w wyimaginowanym spokoju.
#fragment #day11 #blaisezabini
JUTRO NOWY ROZDZIAŁ :)
#blinny#dracomalfoy#dramione#fanfiction#fantasy#gryffindor#hansy#harrypotter#hate#hermionegranger#hogwart#love#lovestory#magia#murder#newadult#pottermore#psychology#ramione#romance#slytherin#szlama#books#wattpad#amreading
0 notes
Text
Księżniczka i trzy diabły (Tomco Week, Day 3: “Favourite AU 2″)
English title: “The princess and three devils”
Creator of the AU and owner of the ocs: @jess-the-vampire
Language: Polish
Podobno po pojawieniu się dzieci wszystko zostaje przewrócone do góry nogami. Dochodzą nowe obowiązki, a z nimi także wyrzeczenia. Wzrasta potrzeba cierpliwości, a ilość wolnego czasu kurczy się, niemalże znika. Lecz wszystkie trudy związane z byciem rodzicem zostają wynagrodzone szerokimi uśmiechami, uroczymi zdjęciami na lodówce i silną, wręcz nierozerwalną więzią.
Tom zmieniał swój stały plan dnia za każdym razem, kiedy w jego rodzinie pojawiał się nowy członek. I za każdym razem wyprawiał przyjęcie na jego cześć. Zapraszał wtedy wszystkich swoich przyjaciół, by razem z nim mogli świętować ten ważny dla niego dzień.
- Mówią, że do trzech razy sztuka - powiedział Marco, spoglądając w lustro. Czas nie był dla niego łaskawy. Od pewnego czasu na jego twarzy pojawiały się niewyraźne zmarszczki i nawet cudowna maść, którą dostał od Jackie, nie pomagała.
- Mów ciszej - szepnął Tom. - Inaczej chłopcy posądzą cię o faworyzowanie Masona.
Marco spojrzał na małżonka z pobłażaniem.
- Są inteligentni. Wiedzą, że wszystkich kocham tak samo mocno - poprawił lekko przekrzywioną koronę i uśmiechnął się do swojego odbicia.
Tom wsunął na palec rodowy sygnet. Zamyślił się.
- Martwię się o Landona - przyznał. - Czasem mam wrażenie, że jest nieco osamotniony.
- Może po prostu lubi przebywać w swoim towarzystwie. Poza tym dużo dzieciaków w jego wieku przechodzi taki okres. Jeszcze z tego wyrośnie, zobaczysz.
- Obyś miał rację.
Demon wstał i z zalotnym uśmiechem wyciągnął w kierunku mężczyzny ramię. Mrugnął środkowym okiem.
- Pan pozwoli, że zaprowadzę Pana do sali balowej?
- Nie wierzę - roześmiał się Marco, ale ujął dłoń Toma. - To już trzecie takie przyjęcie, a ty nadal używasz tych samych tekstów.
- Dlaczego on nie ma środkowego oka?
Mała, na oko jedenastoletnia dziewczynka pochylała się nad wysadzaną rubinami kołyską. Wpatrywała się z żywym zainteresowaniem w leżącego w niej bobasa.
- Sky, kochanie - Star położyła dłoń na ramieniu córki. - Nie wszystkie demoniczne postacie muszą mieć troje oczu.
- Ale Landon i Judas je mają. I wuj Tom też - brunetka skrzyżowała ramiona. Spojrzała krytycznie na matkę, oczekując dalszych wyjaśnień.
Kobieta westchnęła.
- Sky...
- I dlaczego on ma skrzydła? Znaczy, ty też je czasem masz, ale nie jesteś demonem. Nie jesteś demonem, prawda mamo?
- Nie, kochanie - odparła miękko Star. - Nie jestem.
Po kilku minutach uważnego studiowania Sky straciła zainteresowanie młodą latoroślą Lucitorów i pognała do innych dzieci, wymachując różdżką na wszystkie strony.
Star na ten widok pokręciła głową. Na to istniało tylko jedno wytłumaczenie.
- Pozwoliłaś jej ją wziąć, prawda? - zwróciła się do stojącej obok Janny.
Brunetka zachichotała cicho.
- Może.
- Nie rozumiem, czemu wszyscy tak się nim zachwycają - burknął Landon, wsuwając do ust kolejny kawałek ciasta.
Był w złym nastroju, jak zawsze, kiedy obok niego przewijały się tabuny ludzi. Znalazł sobie odosobniony kącik i teraz siedział w towarzystwie starszego brata i Sky.
- Tobą też się zachwycali - Judas podrapał się po rogu. - Każdym z nas się zachwycali, szczerze powiedziawszy.
- Nieważne - Landon machnął ręką i zamilkł na dobre. Dyskusja została zamknięta.
Udawał, że nie widzi, jak jego brat bawi się uformowaną przed chwilą kulą ognia. Chociaż czuł się pokrzywdzony przez fakt, że sam nigdy nie będzie w stanie tego zrobić, nie chciał okazywać żalu.
- Od dawna ją masz? - Judas wskazał na różdżkę, którą podrzucała do góry Sky. - Nie przypominam sobie, bym przedtem widział coś takiego w twoich rękach.
- Należała do mojej mamy. Jest super - błękitne oczy brunetki rozbłysły. - Mama nie potrzebuje już takich rzeczy. Potrafi strzelać laserami z rąk bez żadnego wysiłku! I umie latać!
- Mój tata też umie latać - oznajmił młody demon. - I czasem podpala różne rzeczy, kiedy mocno się zdenerwuje.
- Nadal ma tego swojego terapeutę?
- Nie - Judas poprawił krawat, po czym uśmiechnął się do przyjaciółki. - Mówi, że papa o wiele lepiej spełnia tę funkcję.
Sky pokiwała głową ze zrozumieniem. Artykuły, które jej mama czytała przy śniadaniu i które Janna określała jako "totalne bujdy", często celowały w królewską parę i to wcale nie w negatywnym znaczeniu. Przeciwnie, dziennikarze zazwyczaj ciepło wyrażali się o relacji łączącej obu królów Podziemnego Królestwa, opisując ich jako "związek idealny".
Co w sumie nie było prawdą, gdyż takowe po prostu nie istniały.
- Może ty mi powiesz, dlaczego twój nowy brat ma skrzydła? - poprosiła Sky. - Nigdy jeszcze nie widziałam demona ze skrzydłami. Mason wygląda trochę jak mały wampir.
- To fakt - roześmiał się Judas. - Wydaje mi się, że nikt nie potrafi tego wytłumaczyć. Może ojciec przekombinował z zaklęciem tworzenia? - zastanowił się przez chwilę.
Sky ziewnęła, zatykając usta dłonią. O tej porze zazwyczaj spała, jednak przyjęcie miało potrwać jeszcze kilka godzin, a Star i Janna były gośćmi honorowymi. Byłoby niegrzeczne ze strony małej brunetki, gdyby nagle zaczęła narzekać, że domaga się szybkiego powrotu do domu.
Judas zauważył zmęczenie na twarzy dziewczynki. Wyciągnął w jej stronę rękę.
- Mogę cię zaprowadzić do pokoju gościnnego, jeśli chcesz. Jest tam teraz cicho, a i ja bym chętnie odpoczął od tych tłumów - przyznał.
Sky dała się zaprowadzić do komnaty. Usiadła na kanapie przed kominkiem, w którym wesoło trzaskał ogień. Owinęła się w koc podany jej wcześniej przez przyjaciela.
- Dawno tu nie byłam - stwierdziła dziewczynka. - Zapomniałam już, jak tu jest ciepło i przytulnie.
- Czasem siadam tu z resztą rodziny i opowiadamy sobie różne historie - Judas usiadł obok Sky. - Jak minął nam dzień albo wymyślamy jakieś niestworzone rzeczy. Tata bardzo lubi opowiadać o swoim ulubionym zespole. Z kolei papa często mówi o twojej mamie.
Sky spojrzała z zainteresowaniem na demona.
- A co takiego?
- Dużo rzeczy. Na przykład ostatnio mówił coś o laserowych psach - Judas pstryknął palcami i przed dziećmi pojawiły się dwa kubki z gorącą czekoladą. Podał jeden z nich brunetce. - Wspomniał też o złym potworku o imieniu Ludo. Podobno nieźle dawał im w kość. Ale i tak nie był tak straszny jak Toffee.
- Też o nim słyszałam, głównie z opowieści Janny - Sky upiła łyk słodkiego napoju. - Czy to prawda, że twój tata próbował przebić mu serce pięścią, sam, bez żadnej broni?
Słysząc pytanie dziewczynki, Judas wypiął dumnie pierś.
- No jasne! A myślisz, że dlaczego jestem taki odważny?
- Przestań - zachichotała Sky. - Mam nadzieję, że ten podły jaszczur już nigdy nie wróci.
- Nawet jeśli - demon uniósł w górę pięść. - To z pewnością damy mu radę! Jesteśmy w końcu potomkami osób, które go pokonały! Z twoją różdżką, moimi mocami i gburowatością Landona... Toffee nie miałby z nami żadnych szans!
- Ja to słyszałem.
Mała kulka schowana do tej pory za jednym z foteli w jednej sekundzie przybrała postać młodszego brata Judasa. Momentami starszy demon był pod wrażeniem tego, jak świetnie potrafi się on maskować.
- Mylisz się - mruknął Landon i podszedł do przyjaciół. - Nie dałbym rady Toffee'emu. Nie mam takich super umiejętności jak wy.
- Co ty wygadujesz? - oburzył się Judas. - Wbrew pozorom, jesteś z nas najsilniejszy. Poza tym, moce to nie wszystko, Donny. Moje nie zawsze chcą mnie słuchać. Często nawet bardziej przeszkadzają niż pomagają.
- A ja cały czas gubię moją różdżkę, a dobrze wiesz, że bez niej jestem całkowicie bezbronna - dodała Sky.
Landon uśmiechnął się nieśmiało. Miło było usłyszeć, że też się liczy, szczególnie, że ostatnio dużo myślał nad tym, czy przypadkiem nie było inaczej.
- Może jesteś nieco wredny - powiedział Judas. - Ale też piekielnie inteligentny. A podczas walki możesz używać swojego smyczka od skrzypiec. No wiesz, jak miecza.
- Ja ostatnio uderzałam w makietę treningową różdżką, bo te głupie jednorożce i narwale nie chciały z niej wyjść - zaśmiała się brunetka. Oczy Landona pojaśniały. - Mama nie była zbyt zadowolona. Krzyczała, że mogłam zniszczyć cenną pamiątkę, a potem bardzo długo rozmawiała z babcią Moon. Chyba powinnam była podziękować babci, bo dzięki niej nie dostałam szlabanu.
- Widzisz, Donny? Posiadanie nadnaturalnych zdolności wcale nie jest takie super. Papa ich nie ma, a jest jedną z najfajniejszych osób na świecie.
- To prawda - zgodził się Landon. Podszedł i usiadł w fotelu obok.
- Ile czasu dajecie Masonowi, zanim coś podpali? - zapytał, wpatrując się w tańczące płomienie.
- Dwa tygodnie maks - odparł z przekonaniem Judas. - I na pewno przy okazji coś rozwali. Ciekawe, czy będzie umiał latać?
- Moim zdaniem dwa miesiące - Sky wypiła czekoladę do dna, po czym postawiła pusty kubek na stole. Wtuliła się w koc. - Jest jeszcze mały. Jak wiele szkód może wyrządzić taki maluch?
- Zdziwiłabyś się, Sky - śmiech Landona, tak rzadki, brzmiał dziwnie w jego wydaniu. - Od razu widać, że jesteś jedynaczką.
- Tak, z demonami nie ma żartów. To okropne stworzenia - kły Judasa błysnęły w świetle palącej się nieopodal świecy.
- Fakt. Ale są też świetnymi kompanami - Sky ziewnęła przeciągle Przymknęła oczy, odpływając powoli. - Mogę potwierdzić z autopsji.
#tom#marco#tomco#star#janna#janstar#sky#judas#landon#mason#jess's ocs#jess's au#my fics#tomco week#day 3#fav au
6 notes
·
View notes
Text
Matt - 505
Skrzywił się kiedy starszy pomógł mu się podnieść bez wychodzenia z niego, ale nie na ból a na słowa. Wplątał dłoń w jego włosy i boleśnie za nie pociągnął, chociaż Josha zdawało się bardziej to rozbawić niż zaboleć. Tak samo jak mocne zaoraniem paznokciami po jego plecach.
- Wkurwia mnie, że wiesz o mnie wszystko. To nie jest normalne. – nie było, tego był pewien. I mówił to też mechanikowi, ale ten nic sobie z tego nie robił. Jakby młody wszystko wyolbrzymiał, a to nie było prawdą. Najgorszym strachem było to skąd tamten brał te wiadomości. Zbierał z różnych social media? Matt nawet nie wiedział ile mógłby tam mieć z swoich informacji… ale jednak nie dużo, bo nie był typem, który mocno się wszystkim chwalił. – To ile masz lat? – nie przestał się poruszać a czując gorące dłonie na swoich pośladkach rozumiał, że tamtemu to się podobało. W końcu nie był poduszkową księżniczką lubił też w zabawę się włączyć a w tej pozycji zupełnie inaczej odczuwało się ciało. – To prawie dekada! Szmat czasu! Nawet jeżeli ja nie jestem najmłodszy, chociaż nadal mam dwójkę na początku, to ty jesteś dla mnie stary.
Zaśmiał się opadając znowu plecami na pościel. Ciekawe czy Brand był czuły na swój wiek jak niektórzy faceci zbliżający się do magicznych 40 czy 50 lat. Może właśnie Evans był jego pokazem dla samego siebie, że jeszcze mógł zaszaleć, że jeszcze nie był stary? Ludzie w tym wieku biorą drugie, młodsze żony, zaczynają chodzić na siłownie albo uprawiać jakieś niebezpieczne sporty.
Sapnął kiedy znowu zmienili pozycję. Odczuwał, że tym razem to była końcowa. Kiedy jego bycie u góry było po to aby trochę może przedłużyć tą przyjemność tak to jak się ustawili teraz było jawnym dopchnięciem się do końca. Matt nie zamierzał tego powstrzymywać, też czuł, że dużo czasu mu nie pozostało, w szczególności kiedy szatyn zaczął po prostu ostro pieprzyć jego tyłek. Chryste, kiedy on coś tak nieziemskiego odczuwał? Za każdym razem trafiał w jego prostatę i szedł dalej. Wypełniał go całego a w dodatku chciało mu się jeszcze sięgnąć do przodu. Zeświruje.
- Taaak. – wyjęczał czując jak powoli traci kontrolę nad wszystkim, bo przed oczami zaczynają pojawiać mu się czarne plamki a w uszach szumieć. Wyciągnął rękę do przodu wbijając palce poduszkę, próbując się podciągnąć, ale Brand, który właśnie w nim dochodził nie pozwolił mu na to przygniatając go całym sobą. Czuł jak jego kutas drga w nim a gumka wypełnia się. On sam dyszał mu wprost w ucho. Byli niczym zwierzęta w okresie godowym. – Ciężki jesteś. – klepnął go wcześniej wyciągniętą dłonią w głowę, bo to była jedyna kończyna, którą mógł ruszyć. Niestety nie założył zabezpieczenia, ale doszedł wprost na poduszkę, którą wcześniej miał podłożoną dla wygody pod biodra, więc po wszystkim wystarczyło się jej pozbyć.
0 notes
Text
Hello, I’m your defence counsel- Formalności 3
część 1
część 2
masterpost
Opis: Louis to sukowaty prokurator, który sieje postrach w świecie prawa i poza nim. W pewien sposób jest strażnikiem kodeksu karnego, ale też mistrzem w omijaniu przepisów i manipulowaniu nimi. Harry to utalentowany adwokat, który może pochwalić się ogromnym sukcesem zawodowym, zdobytym w niewiarygodnie krótkim czasie. Jest też zauroczony starszym prokuratorem, kiedy ten zupełnie nie rozumie jego fenomenu i wręcz otwarcie nim gardzi. Jak to pogodzić? To proste- postawić starszego z nich przed sądem, z Harrym jako obrońcą przy boku ;)
Ode mnie: przepraszam, postaram się już kolejnych części nie dzielić w ten sposób. Ostatnia część Formalności najprawdopodobniej jutro w godzinach wieczornych.
I wtedy wszystko zdawało się drastycznie zmienić w ułamku sekundy.
Louis otarł kciukiem wilgotne wargi i rozpiął pierwszy guzik koszuli, a gdy zaczął przemierzać hol, czas jakby postanowił zakpić z wszystkich pracowników niższej rangi, zwalniając okrutnie, dla każdego z osobna, jak tylko szatyn pojawiał się przy nich. Temperatura spadała drastycznie z każdym jego krokiem, pozostawiając ich niezdolnych do wypowiedzenia nawet jednego słowa, jego osoba przytłaczała zbyt mocno, zmuszając wszystkich do opuszczenia głów w rytmie wyznaczonym przed jego sposób poruszania się. Niskie obcasy butów o cenie wyższej od miesięcznych zarobków połowy etatów w prokuraturze uderzały w podłogę w bezlitosnym tempie, dla niektórych ciszej, gdy oddalał się od miejsca ich pracy, dla innych głośniej w zapowiedzi zagrożenia. Roznosił za sobą strach i niepewność o własny los, niczym upadły anioł przemierzając swe mroczne królestwo straconych dusz.
Nieszczęśnik znalazł się w nieodpowiednim miejscu o nieodpowiedniej porze, dokładnie w momencie, w którym Louis przekraczał próg swojego gabinetu. Młody chłopak próbował przemknąć obok niego niezauważony, z przygarbioną posturą i wzrokiem wbitym uparcie w panele pod sobą, jednak okazało się to niezdatne przy nastroju jego przełożonego. Szatyn gwałtownie chwycił za nieswoją marynarkę i zacisnął na niej pięść, by bez trudu przyciągnąć podwładnego na określoną odległość; nie zbyt blisko, nie chcąc zatruwać swojej przestrzeni, ale też nie zbyt daleko dla pewności otrzymania właściwej reakcji, jaką było ślepe posłuszeństwo.
-Kawa. Żadne rozpuszczalne gówno, chcę widzieć fusy, gdy dojdę do dna.- Wycedził przez zęby prostą komendę, natychmiast dodając:- Ale lepiej, żebyś zaparzył ją właściwie, bo jeśli choć odrobinka zmielonych ziaren trafi na mój język lub schowa się między moimi zębami, osobiście dopilnuję, by to była ostatnia kawa w twoim nędznym życiu. Uwierz, nie chcesz tego.- Zawarczał, nieobecny wzrok wręcz mlecznych już oczu wbiwszy w jego odrętwiałą w szoku twarz.
-Nie chcę.- Młodzieniec wyjąkał w odpowiedzi, a jego głowa poruszała się histerycznie z boku na bok w dodatkowym zaprzeczeniu.- Ale my mamy tylko rozpuszczalną, ewentualnie z ekspres- zaczął się tłumaczyć, naiwnie wierząc, że to miałoby mu w czymkolwiek pomóc przy bezpośredniej konfrontacji ze swoim szefem.
-Wyraziłem się niewystarczająco jasno?- Louis zapytał, nawet nie oczekując odpowiedzi.- Czy ja się pytałem, jaką kawę mamy w kuchni, czy może jednak kazałem ci przynieść mi tradycyjną kawę?
-Ale-
-Posłuchaj, w tym momencie gówno mnie obchodzi twoje „ale”.-Odmruknął zmęczonym tonem i przechylił delikatnie głowę, a jego szczęka zacisnęła się na moment, co jego pracownik mógł zauważyć poprzez drobny ruch na jego policzku i co mogło lub nie znajdować się na nieoficjalnej liście rzeczy, do których pracownicy prokuratury bali się doprowadzać szatyna.-Trzymam cię tu, tylko dlatego, że jesteś cholernym pupilkiem Logana. Doprawdy nie wiem, co on w tobie widzi, skoro nie potrafisz przyjąć do wiadomości prostego polecenia i go wykonać. Bozia ci nóżki dała?
-T-tak…- Chłopak zakrztusił się na swoich słowach, przełykając głośno ślinę zaraz po tym, jak zobaczył, w jaki sposób oczy prokuratora zostały na niego zmrużone, ukazując drobne zmarszczki przy zewnętrznym kąciku, co w połączeniu z delikatnie opadającą powieką mężczyzny złożyło się na mieszankę obojętności i chłodu; obraz, który mógł dręczyć po nocach i powodować koszmary senne. Wąskie usta rozchyliły się nieznacznie, wypuszczając powietrze
, które dla młodszego z nich w jakiś dziwny sposób wydało się mieć w sobie jad, odbierając mu dech w piersiach na sekundę przed tym, jak Louis odezwał się znowu tak cicho, by nie wyszło to poza krąg ich dwóch.
-Więc uczyń mi ten honor, królewiczu i zapierdalaj, póki jeszcze je masz.
-Oczywiście.
-Pięć minut.- Mruknął posępnie, zanim wypuścił zmięty materiał marynarki ze stalowego uścisku.
-Ale samo dojście-
-Dziesięć.- Przerwał, posyłając mu spojrzenie pełne sztucznej litości. Po omacku znalazł klamkę po wewnętrznej stronie swojego gabinetu i chwycił ją pewnie, zaraz potem do połowy przymykając drzwi.- Mam zegarek, mój drogi. Za dziesięć minut chcę widzieć kawę na swoim biurku. Sekundę później rozprawię się z tobą w tak prosty, a jednocześnie dobitny sposób, że jeszcze twoje wnuki będą to wspominać.- Zapowiedział głosem niskim i nieco ochrypłym, po czym zmierzył wzrokiem całe młodsze ciało i parsknął z pogardą.- Jeśli w ogóle będziesz w stanie cokolwiek po tym spłodzić.
-Dziesięć minut.- Chłopak odrzekł cicho, skinąwszy głową dla zapewnienia o tym, że przyjął wszystko do wiadomości.
-Precz.- Było ostatnim, co usłyszał, zanim Louis zatrzasnął drzwi tuż przed jego nosem, i w końcu mógł odetchnąć z ulgą, zrzucając z barków ciężar całego napięcia, o jakie przyprawiała sama osoba prokuratora.
Szatyn bez słowa przeszedł cały swój gabinet, nie zwracając nawet uwagi na obecną w nim kobietę, do czasu, aż rozsiadł się wygodnie we własnym fotelu, jedną nogę zginając już w powietrzu i podkładając kostkę pod kolano drugiej. Zdążył jeszcze znaleźć na pulpicie odpowiedni plik, zanim Eleanor usiadła w dziurze między jego nogami, swoje zawieszając komfortowo na jednym z podłokietników.
-Cześć.- Przywitała się z rozbawieniem, jednak jego pojedyncze spojrzenie spod półprzymkniętych powiek zmyło resztki radości z jej twarzy, natychmiast zastępując je czystym współczuciem.- Jak się czujesz?
-Jak niesłusznie oskarżony pracoholik z kolejnym tymczasowym brakiem prawa do wykonywania zawodu.-Odpowiedział tonem pozbawionym emocji, nawet na moment nie wychodząc na spotkanie jej brązowym oczom swoim mroźnym odcieniem błękitu. Do jego uszu doszło jedynie ciche westchnienie, po czym szatynka ułożyła swobodnie głowę w zagłębieniu jego szyi, oparłszy na nim cały swój ciężar. Jego dłoń zaraz spoczęła na jej płaskim brzuchu w ochronnym objęciu ramieniem, tak po prostu, niemal nieświadomie.
-Louis.
-Nic nie mów, El.- Przerwał jej znacznie łagodniej, niż robił to wcześniej ze swoim podwładnym.- Nie sądziłem, że ktokolwiek jest na tyle głupi, by ciągać mnie po sądach, ale w porządku. Chcą zagrać w rosyjską ruletkę, proszę bardzo.-Gdy tylko to powiedział, zamilkł na moment, nie robiąc nic, poza bezcelowym wpatrywaniem się w monitor komputera i ocieraniem języka o ściankę jednego z policzków w zastanowieniu nad niczym konkretnym, tak naprawdę.- Z tym, że ja nigdy nie przegrywam. - Dodał po chwili, choć łatwo można było zauważyć, że wciąż nie odciął się od własnego świata, do którego nikt nie miał wstępu.
-Widzę, że to dla ciebie ciężkie.
-Nie.
Eleanor na to ujęła delikatnie podbródek Louisa w swoją dłoń i skierowała ją nieco w swoim kierunku, zaraz potem decydując się na łagodne pogładzenie jego policzka.
-Tak troszkę?- Spytała z troską wypisaną na twarzy.- Zostałeś oskarżony o atak na kobietę, to trochę w ciebie uderzyło, przecież widzę.
-Przestań.
-Gdyby chodziło o faceta, nawet byś nie drgnął, znam cię. Tu chodzi o to, że za ofiarę ma się kobieta.
-Eleanor, dość.-Szatyn mruknął, przymknąwszy powieki w geście rosnącej irytacji. Jego palce prześliznęły się z jej brzucha na biodro, a palce zacisnęły gwałtownie tylko na sekundę, by zaraz potem na powrót się rozluźnić i tylko wyrysowywać opuszkami różnorakie wzorki na materiale jej bluzki.-Nie mam zamiaru o tym rozmawiać. Facet czy kobieta, pożałuje wejścia na drogę sądową. To mój teren, więc ofiara i jej prawnik…- Zaszydził, po czym zwilżył jeszcze suche wargi, zanim postanowił dokończyć swą myśl.- Na własne życzenie wpakowali się do mojej klatki. Przez nich z jednego przymusowego urlopu wpadłem w drugi, co oznacza, że jestem cholernie spragniony krwi. Łaknę mięsa, a oni są jedynym, co mam teraz w polu widzenia…
-Więc…-Usłyszał w odpowiedzi, jednak głos nie należał do kobiety opierającej się o jego tors, a do mężczyzny przy drzwiach, który, dopiero gdy Louis na niego spojrzał, odchrząknął cicho i zapukał, oznajmiając swoją obecność w pokoju.-Co zamierzasz zrobić?
Ale Tomlinson nie wypowiedział nawet słowa, po prostu wcisnął jeden przycisk na klawiaturze, nie zrywając kontaktu wzrokowego z Loganem, a jedynie mrugając powoli z głową uniesioną wyniośle i przekrzywioną charakterystycznie w bok. Wtem panującą w pokoju ciszę przeciął dźwięk działającej drukarki, która nagle zaczęła rytmicznie wciągać puste kartki i wypuszczać je już zapisane od góry do dołu, jedna po drugiej.
-Umowa?- Starszy prokurator zabrał głos ponownie, gdy już omiótł wzrokiem skrawek jednej z wielu stron dokumentu, młodszy zaś po raz kolejny nie odezwał się, zamiast tego skupiwszy się na tym, jak Eleanor zeszła z niego, by w milczeniu wziąć krzesło z kątku gabinetu, postawić je przy nim i usiąść na nim, jedynie opierając swoje przedramię na podłokietniku jego fotela, a on sam na ten gest ułożył swoje tuż obok i splótł ze sobą ich palce w luźnym uścisku dłoni.
-Umowa.- Potwierdził w końcu, dla wzmocnienia efektu skinąwszy głową na swojego współpracownika.
-Dla kogo?
-Dla mojego adwokata.
-Jak wiele ma stron?
-Około dwustu.
-Każda-
-Zapisana od deski do deski, tak.-Dokończył za niego, a przez jego twarz w tym czasie nie przeszedł nawet pojedynczy cień jakiejkolwiek emocji. Logan jedynie westchnął w odpowiedzi na zachowanie szatyna, po czym oparł się o wysoką komodę, tuż obok pracującego urządzenia. Napięcie zawisło między nimi, nieprzyjemne i odbierające wszelką swobodę ruchu, jak nigdy dotąd. Złość Louisa emanowała wyjątkowo złą energią, zdolną wdzierać się perfidnie do gardeł i przyprawić o duszności każdego w promieniu kilku metrów, a starszy mężczyzna mógł tylko zagryźć niezręcznie wargę i przyjąć to, co młodszy mu przyszykował.
-Może to nie jest najlepszy pomysł, byś się dzisiaj z nim spotykał…- Zaproponował niepewnym tonem, na co Louis prychnął z pogardą, zaraz potem oblizawszy lubieżnie kącik ust.
-Nie tobie decydować o tym, co zrobię.
-Musisz wziąć pod uwagę fakt, że nie znajdziesz innego obrońcy w całej Wielkiej Brytanii. Tylko on jest na tyle osobliwy-
-Lub zwyczajnie głupi.- Szatyn wtargnął mu w słowo, poruszając charakterystycznie brwiami.
-Osobliwy, że wszedł w ten układ.
-Cokolwiek. - Odparł wymijająco.-Czego bym nie zrobił, nie jest to twoja sprawa, prawda? Jestem zawieszony, znowu.- Ostatnie słowo zaakcentował znacznie mocniej, ładując w nie całą swoją irytację.- Więc wszystko, co teraz robię, to wyłącznie moja sprawa. Mogę go nawet zgwałcić. Zresztą, nie żeby jemu to jakoś specjalnie przeszkadzało, z tego, co zdążyłem zauważyć.- Zakpił przy okazji, korzystając z okazji. Uniósł dłoń Eleanor do swoich ust i złożył na jej wierzchu delikatnego całusa, zanim puścił ją, podniósł się i wolnym krokiem podszedł do swojego współpracownika, zmniejszając dystans między nimi do minimum.- W każdym razie, sęk w tym, że to nie twój interes.
-Louis, rozumiem, że jesteś zły, masz do tego prawo, ale nie jestem jednym ze stażystów, którymi pomiatasz, jasne? Jestem twoim przyjacielem. Odrobina szacunku by się przydała.
-Przyjacielem?- Louis zmarszczył brwi i włożył ręce do kieszeni spodni w najbardziej arogancki sposób, na jaki było go stać.-Sprowadziłeś debiutantkę i oddałeś jej mój gabinet, gdy ja byłem na miejscu zbrodni. Nie powiadomiłeś mnie o jej obecności nawet cholernym sms’em, więc nie pierdol mi o szacunku, kiedy wystawiłeś mnie na widok podwładnych w takiej sytuacji. Mogłem chcieć tę żmiję zabić, a ty tak po prostu siedziałeś i przyglądałeś się, jak reaguję, postawiony przed faktem dokonanym? Zastanów się dobrze, kim dla ciebie jestem, bo jako przyjaciel powinienem co najmniej dać ci za to w pysk, kiedy jako przełożony mogę jedynie dać ci reprymendę.
-Zatrudnienie jej nie było moją decyzją, przecież wiesz, że bym ci tego nie z-
-Przebywanie z tym młodym szczurkiem tak cię odmóżdża czy po prostu się starzejesz?-Zapytał, po raz kolejny wchodząc Loganowi w słowo. Rzucił jedynie okiem na rosnący stos kartek i uśmiechnął się pod nosem, po czym na powrót skupił się na starszym mężczyźnie, kończąc swoją myśl.- Nie obchodzi mnie, kto ją zatrudnił. Zgodziłeś się na to i nawet nie raczyłeś jakkolwiek dać mi o tym znać, przygotować mnie na to. Rozłożyłeś się niczym pieprzona szlachta i podziwiałeś teatrzyk. Szacunek do przyjaciela? Nie zapominaj, że to działa w dwie strony, albo w żadną. Nie sądziłem, że hipokryzja to coś, o co będę cię podejrzewał. To raczej moja broszka.
-Nie wyżywaj się jedynej osobie, która życzy ci tu dobrze. -Logan mruknął w swojej obronie, próbując uchwycić temat z innej strony.-Ostatnio ładujesz się ciągle w kłopoty, ja tylko chcę ci pomóc.
-Wysyłając mnie na urlop?
-Zawieszenie wyszło z góry, to nie mój kaprys.- Wyjaśnił się od razu, chociaż to nie zmieniło w najmniejszym stopniu sposobu, w jaki Louis na niego patrzył.-Ale to ci dobrze zrobi, Louis. Nie będziesz przyciągał uwagi mediów, będziesz mógł spróbować się jakoś wybronić, a wtedy-
-Spróbować?-Szatyn podchwycił natychmiast i Logan w tej samej chwili pożałował swoich słów.- Uważasz, że jestem winny.
-Nie, j-
-Sądzę, że powiedziałeś już dość.-Przerwał mu po raz ostatni, kręcąc na niego przecząco głową.- Zejdź mi z oczu, póki mam do ciebie resztki szacunku.
Potem Louis odsunął się i odszedł na kilka kroków do ściany, którą zdobił jedynie duży obraz z czterema prostymi cyframi, składającymi się na czarną liczbę 1959, zamkniętymi w cudzysłowie niczym w klatce. Stanął tuż naprzeciw niego i tępym spojrzeniem zatrzymał się na nim na dłużej, całkowicie wyłączając się ze świata go otaczającego.
Pochłonięty własnymi myślami, nie słyszał nawet, jak Logan mówił coś jeszcze, nie widział, jak próbował do niego podejść, ale zatrzymał się w połowie drogi, zatrzymany przez Eleanor i nie czuł woni niepewności we wszystkim, co działo się wokół niego.
Szatynka za jego plecami pokiwała przecząco głową, patrząc na starszego mężczyznę nieco błagalnym wzrokiem w niemej prośbie o wywieszenie białej flagi. Więc Logan westchnął pod nosem i po prostu opuścił gabinet współpracownika, zostawiając ich samych sobie. A Eleanor powoli podniosła się ze swojego miejsca na krześle i wolnym krokiem podeszła do Louisa, by zaraz potem delikatnie podłożyć swoje ręce pod jego ramiona i wyciągnąć je przed nim.
Louis, gdy je zobaczył, po chwili wahania wysunął też swoje i splótł ze sobą ich palce, jednocześnie akceptując jej prośbę i samemu obejmując się szczelnie jej ramionami, układając ich złączone dłonie na swoich biodrach.
A w momencie, w którym poczuł na sobie mocne uderzenia jej serca, jego usta rozchyliły się nieświadomie i silne ukłucie w skroni przyćmiło jego umysł, zmuszając go do zaciśnięcia oczu i otoczenia się mrokiem, zwykle tak bardzo bezpiecznym, tym razem jednak po pewnym względem zdradliwym; zapowiadającym zmianę gdzieś w jego środku, która właśnie w tamtym momencie zaczęła wymykać się spod kontroli, rozpoczynając jego walkę w czasem w niedalekiej przyszłości i dbając o to, by pozostawić go w błogiej nieświadomości.
Głowę odchylił do tyłu, ułożywszy ją na ramieniu szatynki, a ona w odpowiedzi na to pochyliła nieco swoją i przycisnęła usta do jego szyi w zapewnieniu, że jest tuż obok, zawsze dla niego, dzięki niemu.
I wtedy właśnie pojedyncza łza spłynęła po jego policzku.
Pierwsza od lat i ostatnia w jego życiu.
Jedna, samotna, słona łza. Z pozoru pusta, a jednak przepełniona czymś wyjątkowym, bo wszelkimi pozostałościami po jakichkolwiek pozytywnych uczuciach, jakie w sobie trzymał przez ostatnie dwanaście lat.
-Skurwiel, spóźnia się z moją kawą.
10 notes
·
View notes
Quote
Niewierzący profesor filozofii stojąc w audytorium wypełnionym studentami zadaje pytanie jednemu z nich: - Jesteś chrześcijaninem synu, prawda? - Tak, panie profesorze. - Czyli wierzysz w Boga. - Oczywiście. - Czy Bóg jest dobry? - Naturalnie, że jest dobry. - A czy Bóg jest wszechmogący? Czy Bóg może wszystko? - Tak. - A Ty - jesteś dobry czy zły? - Według Biblii jestem zły. Na twarzy profesora pojawił się uśmiech wyższości - Ach tak, Biblia! A po chwili zastanowienia dodaje: - Mam dla Ciebie pewien przykład. Powiedzmy że znasz chorą I cierpiącą osobę, którą możesz uzdrowić. Masz takie zdolności. Pomógłbyś tej osobie? Albo czy spróbowałbyś przynajmniej? - Oczywiście, panie profesorze. - Więc jesteś dobry...! - Myślę, że nie można tego tak ująć. - Ale dlaczego nie? Przecież pomógłbyś chorej, będącej w potrzebie osobie, jeśli byś tylko miał taką możliwość. Większość z nas by tak zrobiła. Ale Bóg nie. Wobec milczenia studenta profesor mówi dalej - Nie pomaga, prawda? Mój brat był chrześcijaninem i zmarł na raka, pomimo że modlił się do Jezusa o uzdrowienie. Zatem czy Jezus jest dobry? Czy możesz mi odpowiedzieć na to pytanie? Student nadal milczy, więc profesor dodaje - Nie potrafisz udzielić odpowiedzi, prawda? Aby dać studentowi chwilę zastanowienia profesor sięga po szklankę ze swojego biurka i popija łyk wody. - Zacznijmy od początku chłopcze. Czy Bóg jest dobry? - No tak... jest dobry. - A czy szatan jest dobry? Bez chwili wahania student odpowiada - Nie. - A od kogo pochodzi szatan? Student aż drgnął: - Od Boga. - No właśnie. Zatem to Bóg stworzył szatana. A teraz powiedz mi jeszcze synu - czy na świecie istnieje zło? - Istnieje panie profesorze ... - Czyli zło obecne jest we Wszechświecie. A to przecież Bóg stworzył Wszechświat, prawda? - Prawda. - Więc kto stworzył zło? Skoro Bóg stworzył wszystko, zatem Bóg stworzył również i zło. A skoro zło istnieje, więc zgodnie z regułami logiki także i Bóg jest zły. Student ponownie nie potrafi znaleźć odpowiedzi.. - A czy istnieją choroby, niemoralność, nienawiść, ohyda? Te wszystkie okropieństwa, które pojawiają się w otaczającym nas świece? Student drżącym głosem odpowiada - Występują. - A kto je stworzył? W sali zaległa cisza, więc profesor ponawia pytanie - Kto je stworzył? Wobec braku odpowiedzi profesor wstrzymuje krok i zaczyna się rozglądać po audytorium. Wszyscy studenci zamarli. - Powiedz mi - wykładowca zwraca się do kolejnej osoby - Czy wierzysz w Jezusa Chrystusa synu? Zdecydowany ton odpowiedzi przykuwa uwagę profesora: - Tak panie profesorze, wierzę. Starszy człowiek zwraca się do studenta: - W świetle nauki posiadasz pięć zmysłów, które używasz do oceny otaczającego cię świata. Czy kiedykolwiek widziałeś Jezusa? - Nie panie profesorze. Nigdy Go nie widziałem. - Powiedz nam zatem, czy kiedykolwiek słyszałeś swojego Jezusa? - Nie panie profesorze.. - A czy kiedykolwiek dotykałeś swojego Jezusa, smakowałeś Go, czy może wąchałeś? Czy kiedykolwiek miałeś jakiś fizyczny kontakt z Jezusem Chrystusem, czy też Bogiem w jakiejkolwiek postaci? - Nie panie profesorze.. Niestety nie miałem takiego kontaktu. - I nadal w Niego wierzysz? - Tak. - Przecież zgodnie z wszelkimi zasadami przeprowadzania doświadczenia, nauka twierdzi że Twój Bóg nie istnieje... Co Ty na to synu? - Nic - pada w odpowiedzi - mam tylko swoją wiarę. - Tak, wiarę... - powtarza profesor - i właśnie w tym miejscu nauka napotyka problem z Bogiem. Nie ma dowodów, jest tylko wiara. Student milczy przez chwilę, po czym sam zadaje pytanie: - Panie profesorze - czy istnieje coś takiego jak ciepło? - Tak. - A czy istnieje takie zjawisko jak zimno? - Tak, synu, zimno również istnieje. - Nie, panie profesorze, zimno nie istnieje. Wyraźnie zainteresowany profesor odwrócił się w kierunku studenta. Wszyscy w sali zamarli. Student zaczyna wyjaśniać: - Może pan mieć dużo ciepła, więcej ciepła, super-ciepło, mega ciepło, ciepło nieskończone, rozgrzanie do białości, mało ciepła lub też brak ciepła, ale nie mamy niczego takiego, co moglibyśmy nazwać zimnem. Może pan schłodzić substancje do temperatury minus 273,15 stopni Celsjusza (zera absolutnego), co właśnie oznacza brak ciepła - nie potrafimy osiągnąć niższej temperatury. Nie ma takiego zjawiska jak zimno, w przeciwnym razie potrafilibyśmy schładzać substancje do temperatur poniżej 273,15stC. Każda substancja lub rzecz poddają się badaniu, kiedy posiadają energię lub są jej źródłem. Zero absolutne jest całkowitym brakiem ciepła. Jak pan widzi profesorze, zimno jest jedynie słowem, które służy nam do opisu braku ciepła. Nie potrafimy mierzyć zimna. Ciepło mierzymy w jednostkach energii, ponieważ ciepło jest energią. Zimno nie jest przeciwieństwem ciepła, zimno jest jego brakiem. W sali wykładowej zaległa głęboka cisza. W odległym kącie ktoś upuścił pióro, wydając tym odgłos przypominający uderzenie młota. - A co z ciemnością panie profesorze? Czy istnieje takie zjawisko jak ciemność? - Tak - profesor odpowiada bez wahania - czymże jest noc jeśli nie ciemnością? - Jest pan znowu w błędzie. Ciemność nie jest czymś, ciemność jest brakiem czegoś. Może pan mieć niewiele światła, normalne światło, jasne światło, migające światło, ale jeśli tego światła brak, nie ma wtedy nic i właśnie to nazywamy ciemnością, czyż nie? Właśnie takie znaczenie ma słowo ciemność. W rzeczywistości ciemność nie istnieje. Jeśli istniałaby, potrafiłby pan uczynić ją jeszcze ciemniejszą, czyż nie? Profesor uśmiecha się nieznacznie patrząc na studenta. Zapowiada się dobry semestr. - Co mi chcesz przez to powiedzieć młody człowieku? - Zmierzam do tego panie profesorze, że założenia pańskiego rozumowania są fałszywe już od samego początku, zatem wyciągnięty wniosek jest również fałszywy. Tym razem na twarzy profesora pojawia się zdumienie: - Fałszywe? W jaki sposób zamierzasz mi to wytłumaczyć? - Założenia pańskich rozważań opierają się na dualizmie - wyjaśnia student - twierdzi pan, że jest życie i jest śmierć, że jest dobry Bóg i zły Bóg. Rozważa pan Boga jako kogoś skończonego, kogo możemy poddać pomiarom. Panie profesorze, nauka nie jest w stanie wyjaśnić nawet takiego zjawiska jak myśl. Używa pojęć z zakresu elektryczności i magnetyzmu, nie poznawszy przecież w pełni istoty żadnego z tych zjawisk. Twierdzenie, że śmierć jest przeciwieństwem życia świadczy o ignorowaniu faktu, że śmierć nie istnieje jako mierzalne zjawisko. Śmierć nie jest przeciwieństwem życia, tylko jego brakiem. A teraz panie profesorze proszę mi odpowiedzieć Czy naucza pan studentów, którzy pochodzą od małp? - Jeśli masz na myśli proces ewolucji, młody człowieku, to tak właśnie jest. - A czy kiedykolwiek obserwował pan ten proces na własne oczy? Profesor potrząsa głową wciąż się uśmiechając, zdawszy sobie sprawę w jakim kierunku zmierza argumentacja studenta. Bardzo dobry semestr, naprawdę. - Skoro żaden z nas nigdy nie był świadkiem procesów ewolucyjnych I nie jest w stanie ich prześledzić wykonując jakiekolwiek doświadczenie, to przecież w tej sytuacji, zgodnie ze swoją poprzednią argumentacją, nie wykłada nam już pan naukowych opinii, prawda? Czy nie jest pan w takim razie bardziej kaznodzieją niż naukowcem? W sali zaszemrało. Student czeka aż opadnie napięcie. - Żeby panu uzmysłowić sposób, w jaki manipulował pan moim poprzednikiem, pozwolę sobie podać panu jeszcze jeden przykład - student rozgląda się po sali - Czy ktokolwiek z was widział kiedyś mózg pana profesora? Audytorium wybucha śmiechem. - Czy ktokolwiek z was kiedykolwiek słyszał, dotykał, smakował czy wąchał mózg pana profesora? Wygląda na to, że nikt. A zatem zgodnie z naukową metodą badawczą, jaką przytoczył pan wcześniej, można powiedzieć, z całym szacunkiem dla pana, że pan nie ma mózgu, panie profesorze. Skoro nauka mówi, że pan nie ma mózgu, jak możemy ufać pańskim wykładom, profesorze? W sali zapada martwa cisza. Profesor patrzy na studenta oczyma szerokimi z niedowierzania. Po chwili milczenia, która wszystkim zdaje się trwać wieczność profesor wydusza z siebie: - Wygląda na to, że musicie je brać na wiarę. - A zatem przyznaje pan, że wiara istnieje, a co więcej - stanowi niezbędny element naszej codzienności. A teraz panie profesorze, proszę mi powiedzieć, czy istnieje coś takiego jak zło? Niezbyt pewny odpowiedzi profesor mówi - Oczywiście że istnieje.Dostrzegamy je przecież każdego dnia. Choćby w codziennym występowaniu człowieka przeciw człowiekowi. W całym ogromie przestępstw i przemocy obecnym na świecie. Przecież te zjawiska to nic innego jak właśnie zło. Na to student odpowiada: - Zło nie istnieje panie profesorze, albo też raczej nie występuje jako zjawisko samo w sobie. Zło jest po prostu brakiem Boga. Jest jak ciemność i zimno, występuje jako słowo stworzone przez człowieka dla określenia braku Boga. Bóg nie stworzył zła. Zło pojawia się wmomencie, kiedy człowiek nie ma Boga w sercu. Zło jest jak zimno, które jest skutkiem braku ciepła i jak ciemność, która jest wynikiem braku światła. Profesor osunął się bezwładnie na krzesło. Tym drugim studentem był Albert Einstein. Einstein napisał książkę zatytułowaną "Bóg a nauka" w roku 1921.
Albert Einstein
147 notes
·
View notes
Text
Autumn Leaves - Rozdział Drugi
Przez następne kilka dni, Harry wynudził się po wszystkie czasy. Nie robił nic produktywnego, czasami tylko pomógł babci w kuchni, gdy go o to poprosiła, lub dziadkowi wnieść zakupy z samochodu do kuchni, ale po wszystkim i tak wracał na górę do swojego pokoju, gdzie z ciężkim westchnieniem opadał na materac i pogrążał się we własnych myślach. Pozostały mu tylko one, ponieważ jego telefon naprawdę rzadko łapał zasięg internetu z jego pokoju, przez co był pozbawiony kontaktu ze światem i przyjaciółmi przez najbliższe dwa miesiące, a szkoda było wydawać mu ostatnie pieniądze na sms-y. Czasami tylko wysyłał pojedyncze wiadomości do swoich przyjaciół, aby dać im znać, że żyje.
Odkąd tylko przyjechał, miał wrażenie, że cały świat nastawił się przeciw niemu i robił mu na złość. Przede wszystkim na złość zrobili mu rodzice, na których ponownie się rozgniewał i postanowił, że nie odezwie się do nich nawet wtedy, gdy sami zadzwonią do niego bądź do dziadków. Był zbyt dumny, aby po tym wszystkim tak po prostu z nimi porozmawiać, nieważne, jak bardzo chciał poprosić ich, aby przywieźli mu chociaż jego laptopa. Był w stanie znieść tutaj nawet małą Chloe, która deptałaby mu po piętach na każdym kroku, ale tak długo, jak byłby zajęty niańczeniem jej, miałby jakiekolwiek zajęcie.
Pewnego wtorkowego popołudnia, czyli dokładnie pięć dni po przyjeździe Harry'ego, babcia zawołała go z niespotykanie radosnym humorem. Zszedł posłusznie na dół, przybierając na twarz najbardziej przekonujący uśmiech, na jaki było go stać i stanął w progu kuchni, spoglądając na swoją babcię.
- Poszedłbyś do sklepu niedaleko? - zapytała, wycierając swoje dłonie o fartuszek. - Chciałam upiec ciasto, wyciągnęłam mąkę, wsypałam, ale zapomniałam, że skończyły się jajka i mleko, a dziadek wróci dopiero wczesnym wieczorem. Poza tym przewietrzysz się, bo ciągle siedzisz tylko w swoim pokoju.
- Oczywiście - odparł bez wahania. - Gdzie tu jest najbliższy sklep?
- Niedaleko stajni, kochanie, z całą pewnością pamiętasz.
Starał się powrócić myślami do dzieciństwa, aby przypomnieć sobie jakikolwiek sklep spożywczy w pobliżu, ale niestety niczego nie pamiętał. Pamiętał jedynie bar mleczny, do którego chodził z dziadkiem i Alice oraz większy market nieco dalej, ale wspomnienia te były zbyt odległe, aby pamiętał wszystko wyraźnie.
- Ten dom obok naszego, to właśnie tam - wyjaśniła. - Pamiętasz, gdzie znajduje się stajnia?
- Coś tam pamiętam, ale chyba trafię - posłał jej mały uśmiech, gdy otrzymał banknot.
- Kup sobie coś za resztę.
Skinął głową i już z większym entuzjazmem ruszył do drzwi wyjściowych. Po założeniu butów opuścił dom i podążył ścieżką, która następnie zaprowadziła go w prawo. Rozejrzał się po okolicy, ale w pobliżu dostrzegł tylko wysokie źdźbła trawy, kołysane przez wiatr, uprawy rolne, złote promienie, jakie odbijały łuski zboża, lasy gdzieś dalej i kilka budynków w oddali, ale niestety nie rzuciło mu się w oczy nic, co mogłoby przykuć jego uwagę. Był uwięziony tutaj na całe dwa miesiące bez jakichkolwiek atrakcji i nie był pewien, czy potrafił to przeżyć.
Spojrzał na najbliższy, drewniany budynek, który mógł przypominać stajnię, więc stwierdził, że obok musiał znajdować się wspomniany przez babcię sklep. Dostrzegł go, gdy podszedł bliżej, ale w jego mniemaniu wyglądał jak publiczna toaleta, aniżeli sklep. Gdyby babcia nie powiadomiła go o tym, co powinien tu zastać, wszedłby do środka tylko za potrzebą fizjologiczną. Budynek skryty był za wysokimi krzewami, wśród których przewijały się jakieś dzikie kwiaty, a wprost do szeroko otwartych drzwi prowadziła wąska, kamienna ścieżka.
Wszedł do środka przez szeroko otwarte drzwi, ściskając banknot w dłoni i niemal zachłysnął się powietrzem, gdy zobaczył, że w środku znajdowały się lodówki ze schłodzonymi napojami i alkoholem.
- Cywilizacja - odetchnął głęboko, obserwując to z szeroko otwartymi oczami. Jeszcze raz spojrzał na banknot, po czym bez wahania wyjął piwo w szklanej butelce z lodówki i podszedł do lady, stawiając na niej butelkę.
Ku jego zdziwieniu, po sprzedawcy nie było nawet śladu, więc po chwili oczekiwania zniecierpliwiony wcisnął dzwoneczek. Gdy nikt nie zaszczycił go swoją obecnością, zaczął naciskać go jak opętany.
- Nie za dobrze się bawisz?
Kiedy zza pleców dotarł do niego nieznajomy głos, serce niemal podskoczyło mu do gardła. Zaczerwienił się mocno i obejrzał za siebie, a jego oczom ukazał się stojący w drzwiach chłopak z rozbawionym uśmiechem. Wszedł do środka, wyminął Harry'ego i stanął za ladą.
Co dziwne, Harry miał dziwne przeczucie, że kiedyś go już widział, ale nie mógł sobie przypomnieć gdzie i kiedy.
Chłopak był młody i mniej więcej tego samego wzrostu, co Harry. Włosy miał dosyć jasne i roztrzepane na wszystkie strony, policzek umazany czerwoną farbą, a jego błękitne oczy skryte były przez długie i gęste rzęsy, gdy spojrzał na moment na ladę. Oprócz tego miał bardzo dużo pieprzyków na twarzy i szyi, które dostrzegalne były na pierwszy rzut oka, oraz kolczyk w lewym uchu.
- Przepraszam, nikt nie przychodził - bąknął Harry, czując się jak największy idiota na tej planecie. - Chciałbym jeszcze mleko i jajka.
- Moje?
- Słucham?
Prawie zakrztusił się własną śliną, gdy słowa wypadły z ust chłopaka.
- Pytam, czy moje mleko i jajka. Moi rodzice dbają o nasze gospodarstwo najlepiej, jak potrafią, polecam, abyś zakupił właśnie te. - rzekł z uśmiechem chłopak, niewzruszony zakłopotaniem Harry'ego. Wzrokiem podążył do butelki piwa i uniósł brwi. - Poproszę dowód.
- Mogą być jakiekolwiek... Dowód? Po co ci mój dowód?
- Cóż, nie wyglądasz na osiemnaście lat. Przykro mi, inaczej nie mogę ci tego sprzedać.
Postawił na ladzie butelkę mleka i karton jajek, nabijając je na kasie. Harry wpatrywał się w niego z szeroko otwartymi oczami i odprowadził wzrokiem butelkę piwa, którą sprzedawca chwycił i schował za ladą, jednak bez słowa podał mu banknot. Wiedział niemal od razu, że nie polubi tego chłopaka i poczuł napływającą złość, gdy dostrzegł jego zadowolony uśmiech. Gdy wydał mu resztę, Harry bez słowa zabrał swoje zakupy i opuścił sklep, ze smutkiem myśląc o swojej butelce piwa, której nie wypije. Było to zbyt piękne, aby było prawdziwe.
Jakby tego było mało, pogoda postanowiła sobie z niego zakpić. Będąc w połowie swojej drogi, nagle zebrały się nad nim ciemne chmury i już po chwili zaczął padać obfity deszcz, który zmoczył go do suchej nitki. Wrócił do środka mokry i przemarznięty, po czym podał babci wszystkie, potrzebne produkty i resztę pieniędzy.
- Dlaczego jesteś takie mokry? Jest przecież piękna pogoda. - zdziwiła się kobieta, wyglądając za okno.
Harry również wyjrzał za okno i ze złości poczerwieniał aż po cebulki włosów, gdy chmury z powrotem ustąpiły miejsca słońcu.
- Było chwilowe oberwanie chmury. Zabawne. - wymusił uśmiech. - Będę na górze, odświeżę się.
Gdy znalazł się w końcu w swoim pokoju, rozebrał się do bielizny ze swoich ciuchów i postanowił, że nie wyjdzie ze swojego pokoju już do końca dnia. Tak więc uczynił. Zagospodarował sobie kolejne, kilka godzin, porządkując każdą rzecz w środku, począwszy od przemeblowania i przestawienia wszystkich figurek i książek, a na poskładaniu ubrań zakończywszy. Wcześniej był na to za leniwy, ale teraz potrzebował znaleźć sobie zajęcie, które choć w małym stopniu pomoże mu zapomnieć o wiszącą nad nim chmurą nieszczęść.
Wieczorem zasiadł do stołu razem z dziadkami, gdy słońce na niebie powoli zachodziło, a oni mogli rozkoszować się tym widokiem na ganku, zajadając się kolacją i ciastem, które upiekła babcia.
- Czy tutaj wszyscy są tacy... no wiecie, sztywni? - zaczął rozmowę, grzebiąc widelcem w swoim talerzu.
- Co masz na myśli? - Judith posłała mu spojrzenie znad grubych oprawek okularów. - George, myślisz, że jestem sztywna?
- Nie, nie o ciebie chodzi, babciu - dodał szybko Harry. - Byłem w tym sklepie i taki chłopak był bardzo irytujący. Nic dziwnego, to wieśniak.
- Mówisz o małym Adamie? - zainteresował się dziadek. - Nie przejmuj się, jest bardzo wyniosły.
- Nie, na pewno nie mówi o Adamie. Adam nie zajmuje się sprzedażą w sklepie, pomaga rodzicom przy gospodarstwie, jest zbyt młody.
- A takim razie mówisz o jego starszym bracie, Louisie?
- Zapewne mówi o Louisie. Ale Louis nie jest złym chłopakiem, jest bardzo uprzejmy i dobrze wychowany.
Harry patrzył to na babcię, to na dziadka, którzy rozmawiali ze sobą, jakby nagle go tutaj nie było.
- Nie obchodzi mnie jego imię - odezwał się w końcu. - Był wkurzający i tyle. Potraktował mnie jak dziecko, a nie jest pewnie dużo starszy ode mnie.
- Tylko dwa lata, ma osiemnaście - oznajmił George, śmiejąc się cicho. - Zaprzyjaźnij się z nim, Harry, może nie przesiedzisz całego lata w swoim pokoju i zaczerpniesz świeżego powietrza.
- Nigdy w życiu - wymamrotał chłopak, dokańczając swoją kolację.
Po wepchnięciu w usta ostatniego kawałka ciasta, podziękował cicho i udał się na górę, przepełniony emocjami dzisiejszego dnia. To, co się dzisiaj wydarzyło było chyba jego jedyną atrakcją, jaka spotkała go od pięciu dni. Miał jednak nadzieję, że babcia już nigdy więcej nie wyśle go do sklepu po jakąkolwiek rzecz, ponieważ nie miał ochoty konfrontować się z irytującym chłopakiem już nigdy więcej.
***
Nazajutrz z samego rana, postanowił w końcu odebrać telefon od mamy. Nie mylił się, przeczuwając, że będzie miała do niego pretensje, dlatego gdy tylko zaczęła wypytywać go o każdą, najmniej istotną rzecz, której się po nim spodziewała, zdołał wywrócić swoimi oczami tyle razy, że aż rozbolała go głowa.
- Mam nadzieję, że zachowujesz się się odpowiednio w stosunku do babci i dziadka. Nie psocisz tam za bardzo?
- Jak mam psocić w takiej wiosce? - westchnął cicho, palcami ściskając grzbiet nosa. - Mamo, tu jest okropnie. Wczoraj babcia mnie wysłała do sklepu i do jedyna, emocjonująca rzecz, jaka mnie tutaj spotkała. Dlaczego nie mogę wrócić?
- Ponieważ zachowujesz się okropnie, powinieneś przemyśleć swoje zachowanie u dziadków. Przy okazji spędzisz z nimi czas, oni nie są już pierwszej młodości.
- No i co z tego? - zdenerwował się. - Mogę spędzić z nimi tydzień, dwa, ale nie całe wakacje! To, że wysłaliście mnie tutaj na dwa miesiące nie sprawi, że będzie lepiej. Znienawidzę was za to jeszcze bardziej.
Zdenerwowany rozłączył się najszybciej, jak się dało i cisnął telefonem o materac, starając się nad sobą zapanować. Zignorował przychodzące połączenie od jego mamy, ponieważ nie miał ochoty na wysłuchiwanie jej upomnień i żali, jak bardzo złym synem był. Wiedział, że przesadził, wypowiadając te słowa, ale nie potrafił znieść faktu, że potraktowali go jak przeszkodę, którą można tak po prostu usunąć. Harry zdawał sobie sprawę, że był trudnym nastolatkiem, ale również posiadał uczucia i jedyne, czego w tym momencie potrzebował, była miłość jego rodziców i wsparcie, a zamiast tego otrzymywał jedynie narzekania i pouczanie go na każdym kroku.
Myślał, że już gorzej być nie mogło, ale znów - jakby ktoś tam u góry uparł się na niego, aby przeżył najgorszy z możliwych koszmarów właśnie tutaj, na farmie dziadków - deszcz zaczął padać tego ranka akurat wtedy, gdy chciał udać się na zewnątrz, aby usiąść na wygodnej huśtawce z dzieciństwa, która kusiła go od kilku dni. Miał w planach odwiedzić również swój domek na drzewie nieco dalej, który zbudował razem z Alice, gdy byli mali. Był zatem zmuszony do spędzenia popołudnia z dziadkami, którzy nie robili nic nadzwyczajnego, siedząc w salonie i grając w szachy.
Usiadł w fotelu obok i obserwował ich grę, która nie była zwykłą grą. Harry na początku myślał, że było to nudne, ale z czasem zaczął dostrzegać, że była to rzecz, która ich do siebie zbliżała. Podczas gry rozmawiali i przekomarzali się jak stare, dobre małżeństwo, żartowali i strącali swoje figury z planszy, jakby byli nastolatkami, a Harry nie potrafił wyjść z podziwu, jak po tylu latach wspólnego życia wciąż darzyli siebie tak silnym uczuciem. I chociaż nie wierzył w prawdziwą miłość, taką, która wiązała dwoje ludzi naprawdę mocno i silnie, to w głębi duszy pragnął, aby pewnego dnia mógł zakochać się z wzajemnością właśnie w ten sposób, aby kochać i być kochanym do końca swoich dni.
3 notes
·
View notes