#bezczelny
Explore tagged Tumblr posts
spiderlegeyelashes · 2 years ago
Text
Tumblr media
pie :)
5 notes · View notes
motylekkanyx · 11 months ago
Text
ZANIM ZJESZ
- Chcesz się ulać jak świnia?
- Wolisz mieć kilka minut przyjemności czy być chudsza od wszystkich dziewczyn z twojej szkoły?
- Jesteś grubą, najgrubszą ulaną świnią.
- Ana chcę Ci pomóc, a ty bezczelnie ją ignorujesz, robiąc swoje.
-Nikt Cię nie kocha, nie chcesz wreszcie doznać tego uczucia?
- Lepiej wariować z głodu niż ryczeć bo coś się zjadło.
Chudsze = Ładniejsze.
(Głównie kierowane do mnie, ale jeśli ktoś chcę się na tym zmotywować to nie widzę problemu.)
544 notes · View notes
thevalleygh0ul · 9 days ago
Text
Jayvik 🔥😏
Tumblr media Tumblr media
full piece below
Tumblr media
bezczelny means “cheeky”
105 notes · View notes
dawkacynizmu · 15 days ago
Text
w temacie swiat, nie wiem czy kojarzycie mojego brata z ktorym mialam zawsze dymy o koszenie trawy, ale o to co sie w skrocie wczoraj dzialo. on jest poklocony z cala reszta rodzenstwa o kwestie spadkowe i w ogole kilka miesięcy temu całkowicie mu odjebało, stal sie taki bezczelny, sra wyzej niz dupe na (nie wiem czy to sie stalo po smierci ojca czy odkad kogos sobie znalazl, moze kumulacja) cale dnie na dupie siedzi a jak moja (kobieta 50 lat z niepelnosprawnoscia) chce aby laskawie jej pomogl z jakas ciezka praca to jej powie a czemu nikt inny tego nie moze zrobic 😯😯😯 gdzie reszta rodzenstwa mieszka za granica z dala od garnuszka mamusi
w kazdym razie choc moja siostra tez sie poklocila z drugim bratem to wczoraj usiedli ze soba normalnie przy wigili podzielili oplatkiem etc gadali ze soba. rozstawialiśmy wlasnie wszystko kiedy mojego brata od trawy wciaz nie bylo, mama kazala mi do niego zadzwonić zapytac kiedy przyjedzie ale powiedzialam ze nie bo wole juz bez niego miec wigilie, sama zadzwonila to jedyne co zapytał to "a kto tam jest?" moja mama "twoj brat i siostry" to sie rozłączył. przyjechal powiedzial ze nie bedzie z nami jadl, jak moja siostra zapytala czemu i czy na serio nie może ten jeden dzień sie dogadać to on "ty tez sie moglas dogadac z nami o dom i ziemie ale nie chcialas to czemu ja mam" poszedł do kuchni moja matka idiotka oczywiscie pobiegla mu wszystko pod nos zanieść, barszczyk pierogi, chciała podzielić sie opłatkiem ale nie chciał i wróciła do nas cała zaryczana 😗ale w sumie mi jej nie szkoda bo potem i tak będzie brała jego stronę we wszystkim i wyzywała z nim reszte rodzeństwa od najgorszych aby potem ryczeć i jeczeć "ale ja tylko chce byście żyli w zgodzie"
jeszcze mnie bawi jak udaje wielkiego macho (glownie przy mnie) ale jak jest moj drugi brat to buźka zamknięta, odniosłam wczoraj krzesło do kuchni i chcialam je postawić akurat w miejscu gdzie on stał (bo tam powinno być) ale nawet się nie odsunął, postawiłam obok to do mnie z mordą "krzesło odstaw" powiedziałam "sam sobie, kurwa, odstaw" i już otwierał znowu usta jak drugi brat wszedl do kuchni i nagle cisza, jak baranek xD
jak mieszkał w Finlandii przez prawie rok to był to najlepszy czas mojego życia, święty spokój, ale odkąd wrócił siedze 24/7 zamknieta w pokoju zalujsc ze nie mam znajomych/chlopaka do ktorych moglabym pojsc posiedziec (boze jak ja w ogole zazdroszczę mojej siostrze ze spedza swieta u swojego chlopa z jego normalna rodzina) i nie musieć miec z nim zadnych interakcji ktore koncza sie zawsze a) wyzywaniem mnie b) gadaniem ze jestem nikim takie umniejszanie itp (czyzby sobie ego odbudowywał?) c) nie wiem jak to opisac ale takim zwyczajnie przypierdalaniem sie. boje sie o cos mamy przy nim zapytac (o rzeczy w stylu gdzie cos jest) bo znajdzie powod aby nawet do tego sie przyjebać, skomentować, jeszcze wiecznie te jego miny i przede wszystkim ta jego chora obsesja na punkcie kasy, jakies przechwalanie sie, wyszydzanie (kurwa wyobrazcie sobie ze kupil sobie jakas droga kurtke i przyszedl do mnie do pokoju i nie chcial wyjsc dopoki mowiac ze mam zgadnac ile kosztowala a jak odpowiedzialam ze gleboko w pizdzie do mam to zaczal sie wydzierac ze nie prawda, nie mam) (przypominam ze ten "bogacz" z mamusia mieszka lolz)
ale wracając odkąd wrócił to tylko siedze i fantazjuje o chwili jak sie wyprowadze z tego cyrku
29 notes · View notes
jazumst · 5 months ago
Text
Odkryte karty
Żeby Was chuj nie strzelił. O wczorajszym dniu pracy... Posłuchajcie:
Zacznijmy od samego początku.
Przyszedłem do pracy na 13:30. Kilka minut przed Manekinem. Kuc akurat kończył wykładać nabiał. Fajki w całości były walnięte w magazyn. Kuc twierdził, że towar przyjechał "nie w porę". Ale chyba niedawno, skoro dopiero kończyli nabiał. - Na start paleta wody/napoje/piwo i spożywka. 13:30.
//
Do czternastej zdążyłem się zalogować, posprzątać po Kucu i wprowadzić faktury, wraz ze zrobieniem cen. - 14:00 wyruszyłem do towaru. - Manekin dalej obijała się po piekarniczym. Chleb nakurwiany mocno.
//
O 15 praktycznie kończyłem paletę z napojami. Przy okazji przygotowywałem na magazynie, bo pierdolnąć to ich można w łeb, a nie towar. - Zabroniłem Manekinowi stać na mojej kasie, bo pchała się jak pedofil do dziecka. Nie ma kurwa łatwej pracy. - Manekin podeszła do palety, a potem wpierdalała, ukradkiem na mnie filując. Zgodnie z przewidywaniami. - 15:15 stała kawa przykrywa woreczkiem o.O
//
Dokładnie dwie godziny po rozpoczęciu zmiany, czyli o 15:30 podeszła do palety. Po czym pobiegła, a jak, dokładać Tigery. - Skończyłem ciężkie. Stała i patrzyła mądrze jak student na egzaminie. - Co mogę brać? - pyta. No ja co? Bierz co chcesz, skreślaj i układaj. - odpowiadam. I w tym momencie karty rozsypały się po ziemi i prawda ujrzało światło dzienne. Manekin nie umie czytać po polsku. A może raczej nie chce, bo jak trzeba coś zajebać albo kupić to czyta i rozumie bardzo dobrze. Tak też wkurwiony sromotnie odhaczam jej te rzeczy z faktury. Co raz słyszę - Bogdan, to nowe? Gdzie to stoi?! - Noż kurwa by cię ruskie w przemoc wzięli! Jak mam ci zdjąć, odhaczyć, podejść i pokazać gdzie leży to już sam mogę w regał wstawić! "Ale ona nie wie!" Ponad 5lat w Polsce, 3 u nas i ona, kurwa jej mać, nie wie gdzie co w sklepie leży! Aż się purpurowy na ryju zrobiłem, co każdy zauważał.
//
Przyszła babka mierzyć okna pod rolety. Już bez fabuły, musiałem się nią zająć. Manekin nie podejdzie już do kasy, bo mówiłem, że ma nie podchodzić. Nic tylko ten zakuty łeb w imadło i rozjebać. Kolejka jak murzyńska pała, a ta wpierdala drożdżówkę i patrzy.
//
Przyjechała Mlekowita. Zgrała się z ciastami. Manekin nie podejdzie pomóc, a jeszcze bezczelnie woła na mnie, że moje ciastka stoją. Każda, KAŻDA inna by albo mi pomogła z nabiałem albo schowała, słowem 12 ciastek, do lodówki. Ale nie Manekin. Zrobiła swoje i stoi.
//
Wprowadzam fakturę, bo dużo nowości. Robię to z premedytacją. Manekin sprawdza coś na komórce. Jest po 18, a paleta stoi. Idę ściągać daty na nabiale. Manekin stoi, paleta stoi, robota stoi, tylko mi już nie stanie z tych nerwów. Chyba, że serce. Pytam więc Manekina czy łaskawie weźmie się za robotę, bo jak [[widzi jestem tak jakby zajęty czymś innym. Nie, bo ona sprawdza kodami kreskowymi a jej to za długo zajmuje.
//
Akurat gadałem z Kiero, to jej powiedziałem żeby się nie zdziwiła. Coś tam głupiego palnęła, ale jej jutro dokończę to co Wam teraz opowiadam.
//
20:45 wziąłem się za zamiatanie, bo i tego babsztyl jebany nie ogarnął. Dziwne, bo takiej wiedźmie miotła powinna być nieobca, a wręcz bliska.
//
Po 21 zmyłem tylko u siebie, wyłączyłem lodówki, wprowadziłem kuleczki i poszedłem do palety, która dziewiczo wręcz nietknięta stała sobie tak od dawna.
//
Przyszedł Manekin. Co może brać? Za robotę się weź! - jej odpowiadam. - Najlepiej za mycie sklepu. Ta się pyta gdzie już zmyłem. Już mi się ciemno przed oczami od nadmiaru tego kretynizmu robiło, więc jasno powiedziałem, że nigdzie, bo kurwa sam daty, sam wszystko i jeszcze mam jej zmywać? Czy ona nie widziała, że nigdzie nie było myte? - Już kurwa łzy w oczach - Bogdan, ale czemu ty krzyczysz? - Niech się cieszy, że w ryło nie oberwała, bo bliski jestem z każdym dniem coraz bardziej.
//
21:55 wywaliłem pustą już paletę ze sklepu. Klejący, śmierdzący i wyczerpany skończyłem zmianę. Za to Manekin jeszcze nie skończył. Wyszło mi 65ziko na plusie. I teraz pytanie czy kogoś orżnęliśmy, walnęliśmy się przy rozmienianiu, czy jesteśmy 35na minus bo było źle rozmienione i wydane. Z nią wszystko może być, bo wydaje kasę w tych samych nitrylach w których robi wszystko inne. - W wielkim finale wyłączyła na noc lodówkę z nabiałem. 5:30 Kiero mi pisze kto wyłączał nabiał, bo 20stopni.
//
Swoje pretensje zgłosiłem, jutro składam uzasadnienie i dzwonię z donosem. Pierdolę. Ta robota może być fajna, ale nie z takim czymś. Jakbym chciał z manekinami pracować to bym się w muzeum figur woskowych zatrudnił albo w odzieżowym.
22 notes · View notes
polskie-zdania · 10 months ago
Text
Lubił się tak ze mną drażnić. Lubił łowić moje spojrzenie na niewidzialną nitkę i sprawdzać, jak blisko brzegu swoich źrenic zdoła je dociągnąć. Myślał pewnie, że tego nie widzę, ale gdy tylko mój wzrok znajdywał się na trasie prowadzącej prosto do jego oczu, źrenice rozszerzały mu się tak bardzo, że stawały się dla tęczówek niczym czarna dziura. Dzień w dzień zastawiał na mnie mini pułapki jak na dziką zwierzynę, a ja dzień w dzień tylko odrobinę dawałam się w nie złapać. Tu nic nie miało wydarzyć się szybko. Tu wszystko jeszcze długo miało zostać nieokreślone. Dystans między nami zmniejszał się o milimetr dziennie. Wieczorami fantazjowałam o wydarzeniach milowych każdego pokonanego między nami centymetra. Lubiłam strasznie to wszystko, co pozostawało między nami nienazwane. Lubiłam sobie w ciągu dnia uciekać myślami, a następnie ukrywać dreszcze pod rękawami obszernego swetra. Lubiłam wyobrażać sobie, że posiada w swojej głowie wygodną kanapę, na której panoszę się bezczelnie, nie zostawiając już miejsca na nic innego. Lubiłam sobie tak grzecznie czekać na wielki dzień, wyjeżdżając jednocześnie w międzynarodową trasę z trzyaktowym spektaklem o jego wargach.
- Marta Kostrzyńska
33 notes · View notes
seriously-mike · 5 months ago
Text
Cierpimy Przez Wierszówkę
maksimercury: Czy u was w Polsce też byli tacy pisarze, którzy opisywali przyrodę przez trzynaście stron? Ja: tak, u nas też byli tacy, którzy zamęczali długimi opisami przyrody, ale chyba nie na trzynaście stron. MruczekSchrodingera: Konopnicka chyba też pisała takie opisy [KEKW] Ja: Orzeszkowa. Siadaj, pała. [Kappa] MruczekSchrodingera: Wiedziałem, że popełniłem błąd XDD Ja: Ale wiecie, że dużo z tych powieści było oryginalnie publikowanych w gazetach i autorzy sobie po prostu nabijali wierszówkę? Ja: Sienkiewicz całą Trylogię najpierw pisał jako cotygodniowe odcinki dla gazety.
No właśnie. Jeżeli myślicie, że te ciągnące się całymi stronami grafomańskie wypociny XIX-wiecznych pisarzy (Maksi pytała o Dostojewskiego, bo jest z Białorusi) to środek artystyczny, to tak właśnie przy tej rozmowie mi się przypomniało, że Henryk Sienkiewicz faktycznie najpierw publikował "Ogniem i Mieczem" w odcinkach w jakimś tygodniku, więc raczej oczywiste jest, że bezczelnie nabijał sobie wierszówkę, a potem w ramach Patriotycznego Wzmożenia™ jakiś idiota zmusił młodzież do czytania tego.
10 notes · View notes
nihilistaegzystencjalny · 1 year ago
Text
26.01.2024
Nie wiem, czy to moje subiektywne wrażenie, czy ludzie naprawdę stają się coraz bardziej bezczelni, nieuczciwi i bezwzględni.
24 notes · View notes
plonaca · 3 months ago
Text
Sobota
Po nocnych ekscesach trzeba było wstać przed 8. Że byłam wyspana to na pewno nie można powiedzieć.
Psinie najprawdopodobniej w nocy zwieracze nie dawały rady. Spał grzecznie na łóżku, ale cała pościel była brudna, więc na początek dnia pranko.
Młody zrobił obiecane śniadanie, więc fajnie, ale dołożyło mi to sprzątania. Wyszli przed 10 a ja się wzięłam za ogarnianie domu. Czterołapy przyjaciel zdecydowanie czuł się już lepiej, ale leżał cały czas na tarasie. Nawet zjadł małe śniadanie.
On przyjechał akurat jak zbierałam się na spacer. Oglądał mecz jak wróciłam z krótkiego spaceru i wzięłam się za ogarnianie auta. Niby nie ma dramatu, ale pasuje go oddać do czyszczenia.
Chwilę razem posiedzieliśmy, zjedliśmy obiad i On pojechał po Młodego. Byłam padnięta. Siadłam sobie przed laptopem pograć w gierkę, choć pewnie bardziej odpowiedzialne byłoby zrobić sobie drzemkę.
Było grane jeszcze jak przyjechali przed 18. Wieczorem nie uniknęliśmy małej spiny, bo Mu powiedziałam, że nie jestem w stanie myśleć o wszystkim - a rozeszło się o schowanie do lodówki Jego zamówionych do obiadu zup, co on jakoś bezczelnie skomentował. Trochę żałuję, bo czuję, że bywam ostatnio chamska. No, ale naprawdę nie mam już siły robić wszystkiego za wszystkich w tym domu. Jeszcze jak Mu zwróciłam idąc spać uwagę na jakiś głupi tekst, to powiedział że np. On chodzi więcej na spacery, a ja sprzątam. Tylko chyba nie jest świadomy, że sprzątanie to nie jest jedna, 30min/dzień czynność… a czym skontruje zakupy, nie wspominając o pracach ogrodowych…
Bilans:
Neo (papierosy): ⬇️ ~10+ 👎
Dbanie o siebie: ⬇️ bywało lepiej 👍
Jedzenie: ⬇️ czekając na obiad zdążyłam mega zgłodnieć, a potem nie mogłam w siebie za wiele wcisnąć, pewnie z tych nerwów
Związek: ↔️👍
Choroba: ↔️
Praca: -
Inne obowiązki: ⬆️ sprzątanko pełną parą 👍
Samopoczucie: ↔️ niewyspana = zła 👎
9 notes · View notes
niedoceniony · 2 years ago
Text
To jest ten moment, kiedy nasza wyjątkowość i nieszablonowe myślenie mają szansę zabłysnąć. Chciałbym, abyście wszyscy pamiętali, że macie w sobie potencjał do osiągnięcia czegoś wielkiego i wyjątkowo. Nie obchodzi mnie, co mówią inni. Nie obchodzi mnie, czy ktoś uwierzy w to, co robimy! Czy uwierzy co robisz ty! Jeśli chcesz rysować, to bierzesz i kurwa rysujesz napierdalasz prace za pracą, mówisz nie mam czasu bo mam szkołe? bo mam inne rzeczy do robota bzdura, tylko szukasz wymówek, bierzesz i ciśniesz oddajesz się swojej pasji robisz to co do ciebie należy! Jeśli jej nie masz to właściwy moment byś jej poszukał, często odrzucamy nawet rzeczy które by się nam spodobały, ale nawet nie próbujemy!
Wiele osób mi mówi że robię to i to, chce mnie podporządkować, już dawno zobaczyłem jaki jest ten świat od dziecka jak kłaniamy się innym przyjmujemy ich wartości system narzuca nam wartości które nie są nasze są kruche, mijamy ludzi bez żadnych głębszych przemyśleń zwykłe npc…. weź sobie przemyśl co tak na prawdę pochodzi od ciebie a co wmawiają ci bezczelnie inni?
Wiem, że jesteśmy na właściwej drodze. W drodze po nasze sny i marzenia! Wiem, że nasza determinacja i pasja doprowadzą nas do sukcesu.
Posłuchaj więc a raczej przeczytaj do końca,, nie ważne gdzie teraz jesteś jak ciężką masz sytuacje, musisz zebrać w sobie to co najlepsze, i zacząć działać i nie ważne czy chcesz zacząć trenować, czy może wręcz przeciwnie nawet nie chcesz trenować
chciałbym Was wszystkich zmotywować do zrobienia czegoś wyjątkowego. Niech to będzie projekt, który zmieni świat, lub mały krok, który przyniesie radość komuś innemu. Niech nasze myślenie będzie nieszablonowe i kreatywne. Niech nasza determinacja przekracza wszelkie granice.
podoba ci sie twój styl bycia i po prostu taki jesteś? ale czy chcesz wiecznie być przegranym? wiecznie narzekać na cały świat? wiecznie wysyłać światu sygnał? nie chce żyć? jestem do niczego? jeśli nie zaczniesz szanować siebie i ludzi najbliższych odejdą,, więc jeśli masz chłopaka/dziewczyne szanuj go oddaj mu siebie i miłość niech te uczucią będą czymś szalonym nieokiełznanym a nie ciągłe mówienie nie! nie twórzmy granic! żyjmy bez granic i mierzmy wysoko pracując ciężko Uczyńmy nasze sny rzeczywistością! :)
ENG/ENGLISH
This is the moment when our uniqueness and unconventional thinking have a chance to shine. I want you all to remember that you have the potential to achieve something great and exceptional. I don't care what others say. I don't care if someone believes in what we do! What about you! If you want to draw, then you fucking draw and work hard, saying you don't have time because of school? because of other things to do? It's nonsense, you're just looking for excuses, you take it and you push yourself to your passion, do what belongs to you! If you don't have it, it's the right time to look for it, we often reject things that we would like, but we don't even try!
Many people tell me that I do this and that, they want to control me, I saw what this world is like from childhood, how we bow down to others and accept their values, the system imposes values on us that are not ours, they are fragile, we pass by people without any deeper thoughts, just peaople is NPCs... Take a moment to think about what really comes from you and what others brazenly impose on you?
I know we are on the right path. On the path to our dreams and aspirations! I know that our determination and passion will lead us to success.
So listen, or rather read till the end, no matter where you are now, how difficult your situation is, you must gather the best in yourself and start acting, and it doesn't matter if you want to start training or maybe on the contrary, you don't even want to train.
I want to motivate all of you to do something extraordinary. Let it be a project that will change the world or a small step that will bring joy to someone else. Let our thinking be unconventional and creative. Let our determination exceed all limits.
Do you like your way of being and you're just like that? But do you want to be a loser forever? Forever complaining about the whole world? Forever sending signals to the world? Don't want to live? I'm worthless? If you don't start respecting yourself, the people closest to you will leave. So if you have a boyfriend/girlfriend, respect them, give yourself to them and let love be something crazy and uncontrollable, and not constantly saying no! Let's not create boundaries! Let's live without limits and aim high by working hard. Let's make our dreams a reality! :)
Tumblr media
62 notes · View notes
przeklenstwo199 · 3 months ago
Text
Ludzie potrafią tak bardzo się pieklić i oburzać, na myśl, że druga osoba mogłaby wziąć ich telefon w ręce i poczytać ich wiadomości na fb.
Już słyszę te wszystkie protesty, fochy i zarzuty: Nie ufasz mi? Nie masz prawa ingerować w moją prywatność. I wiecie co? W udanych i szczęśliwych relacjach nie ma tajemnic. Kiedy człowiek nie ma absolutnie nic na sumieniu, to nie jest dla niego problemem pokazanie ukochanej telefonu, bo co miałaby w nim znaleźć? Jak na ironie szkopuł polega na tym, że najczęściej Ci co najwięcej krzyczą o zaufaniu i strzegą swojej „prywatności” najwięcej mają na sumieniu.
I nagle okazuje się, że w telefonie, na którym miało nic nie być – są wiadomości, które ociekają w bezczelny flirt lub częściowo pokasowane, niestosowne rozmowy, których partner miał nigdy nie przeczytać. Przypadkowo pojawia się Tinder, bo przecież „chciałem zobaczyć co to za aplikacja”, a w obserwowanych na Instagramie same półnagie lub nagie kobiety, którym systematycznie zostawia się serduszka pod rozbieranymi zdjęciami. To żenujące...
Jak człowiek ma Ci ufać, kiedy kłamiesz i nie potrafisz być szczery?
Czy nadal uważasz, że Twoja prywatność to rzecz święta? Teraz wypada strzelić focha i odwrócić kota ogonem, zrzucając wszystko na partnerkę, która nie miała prawa dotknąć Twojego telefonu (choć lepiej pasuje tu określenie – miała nie dowiedzieć się o tym, że robisz ją w chuja). Obraź się, bo to przecież JEJ WINA, że złapała Cię na zdradzie. Możesz myśleć, że jesteś święty i powtarzać, że nigdy byś nie zdradził. Ja Ci zostawię do wiadomości tylko tyle, że w momencie kasowania wiadomości, dobrze wiedziałeś co robisz i na co sobie pozwoliłeś. Gdyby nie było w nich nic niewłaściwego, to nigdy nie przyszłoby Ci na myśl, aby coś usuwać czy pilnować telefonu w kieszeni jak oka w głowie.
Jeśli byłbyś czysty jak łza, nie widziałbyś absolutnie nic złego w pokazaniu ukochanej telefonu. Wręcz przeciwnie z wielką wyrozumiałością i uśmiechem powiedziałbyś „rozgość się w fotelu kochanie i czytaj, nie mam nic do ukrycia, bo o wszystkim co Ci mówię wiesz”. Życzę Wam szczerych relacji, w których nie ma niedopowiedzeń, knucia i ukrywania faktów, wiedząc, że drugiej stronie mogłoby się to nie spodobać.
Zdrada to nie tylko seks na boku, ale także flirt i moment, w którym kasujesz wiadomości, tylko po to, aby ona ich nigdy nie zobaczyła. Właśnie od tego, wszystko się zaczyna…
5 notes · View notes
plutos33child · 1 year ago
Text
Tumblr media
Old photo.
Diary note...
Dla mnie wygląd i moje ciało, to projekt. Tak je traktuję. Czuję się jak rzeźbiarz.
Pierwszy raz zrozumiałam, że wygląd dla ludzi jest ważny gdy dostałam bardzo silnego trądziku dość wcześnie bo w 4 klasie podstawówki. Przed, ze względu na wygląd (nie rozumiałam, że odbierają mnie jako bardzo ładną). Przed chłopcy byli mili, po miły był tylko jeden który sam był poniżany bo był bardzo niski i drobny. Bardzo szybko się wszystko odwróciło i zaczęto mnie dręczyć tylko dlatego, że chorowałam na wizualną chorobę i wolałam czytać książki w kącie szkolnego korytarza. Do dziś uważam, że książki mnie uratowały. Zabawne było doświadczenie gdy do tego doszły okulary. Czułam się brzydka, chowałam się. Aż w gimnazjum, pewna dziewczyna zobaczyła mnie przypadkiem bez okularów. Powiedziała, że powinnam odsłonić oczy poprzez użycie soczewek kontaktowych. To od nich zaczęłam długą drogę progresu. Pamiętam wakacje z gimnazjum do liceum. Wyglądałam już nie do poznania i przypadkowo wpadłam na chłopaka z podstawówki. Tego który był dla mnie miły do czasu choroby. Teraz bezczelny chciał się umówić bo znów mu się podobałam. Nigdy nie zapomnę satysfakcji gdy mogłam go z lodowatym spojrzeniem wyjaśnić. Wyjaśnić, że gnębił mnie bo byłam brzydka, a teraz chce się umawiać. Kazałam mu spierdalać bo nie dorasta mi do pięt. Uciekał z podkulonym ogonem, jak mają w zwyczaju gnidy bez honoru.
Wygląd, pretty privilege, teraz z tego świadomie korzystam. Wciąż progresując. Siłownia, micha, dopasowane ubrania, makijaż, dobre kosmetyki pielęgnacyjne, botox, wypełniacze ust, niedługo permanentny makijaż brwi aby jeszcze bardziej zbliżyć się do wyglądu Instagramowych gwiazdek z zachowaniem szlachetnych rysów którymi obdarzyła mnie natura. I niesamowicie bawi mnie teraz to jak ktoś napotyka moją twarz i próbuje mnie na jej podstawie ocenić jako płytką jak sadzawka idiotkę. Wtedy zaś wchodzi moje ADHD i spektrum autyzmu, i IQ na poziomie ponad 130 pkt. Moje specjalne zainteresowania i encyklopedyczna wiedza z szerokiego zakresu. Styl bycia kumpeli z podwórka, czarny humor i empatia której nie potrafię pohamować.
Dysonans poznawczy.
20 notes · View notes
polishsubtitles · 17 days ago
Text
Tumblr media
Ewa Sad – Morze łez [PLSUB20]
Posłuchaj tutaj: https://distrokid.com/hyperfollow/ewasad/morze-ez-2
Nowy singiel Ewy Sad to pierwszy utwór wokalny od wydanej rok temu debiutanckiej, zaskakującej i ciepło przyjętej płyty BUM BUM. „Morze Łez” (tytuł zainspirowany fragmentem utworu „Bezpowrotnie” Kasi Kowalskiej) łączy niespotykane w polskim popie elementy PC Music i drum’n’bass z charakterystycznym dla artystki chłodnym podejściem do wokalu i prostych, przejmujących tekstów. W "Morzu łez” smutek jest „nieuzasadniony” wynikający z samego faktu bycia człowiekiem, taki, który dodatkowo wywołuje wstyd i poczucie winy, bo jest nam źle, a powinno być nam dobrze. Smutek wynikający właśnie z tego, że jest dobrze, ponieważ im więcej mamy, tym więcej mamy do stracenia. O takim smutku Ewa ironizuje, jednocześnie pozostając mu wierna.
lyrics
Być jak kurz  nie znać zwrotów typu szkoda czasu  teraz tu  stać bez użycia nóg bez myśli typu  po co ci to? czy nie lepiej by było poruszać się jak małże otwierając paszcze
Mogę tak  nieskończoną ilość lat w zapasie mam  morze łez  może kiedyś wypłaczę  w końcu to co chcę na razie tonę w morzu łez
Jak pogoda  nie dawać się kontrolować bezczelnie wypełniać sobą przestrzeń Nie musieć się oglądać  cudzymi oczami  nie uważać o czym marzę żeby nie żałować
credits
released December 3, 2024  Muzyka i słowa: Ewa Sad Miks: Mateusz Tomczak Master: Michał Kupicz / Ewa Sad Foto: Dominik Nawrocki
3 notes · View notes
myslodsiewniav · 8 months ago
Text
Chwila refleksji po majówce
6 maja 2024
Znowu życie mi zapierdala jak szalone i znowu gubię ważne, ale tak ulotne refleksję. Na bank napiszę jeszcze o wakacjach w Turcji, bo jest kilka wrażeń do spisania (Hamam <3), ale póki co po majówce jestem. I po majówce mam refleksje.
Tak, jak pisałam wczoraj: mam masę zaległości i zaliczeń do nadrobienia, nie wspominając o pracy, o zdrowiu (nadal choram) i do tego mój weekend majowy długi nie był: sobota i niedziela 4-5 maja miałam zjazd. Więc myślami byłam przy tym i innych zaliczeniach, których termin oddania nieubłaganie się zbliża, a ja mam tylko pomysły i masę researchu. Teraz z tych puzzli musi coś powstać, a z tego surowego, autorskiego tworu, który powstanie trzeba złożyć wypieszczony na 200% obrazek (tj. "obrazek", ale bez względu na to czy to ma być merytoryczny tekst, czy grafika, czy podcast czy dokument z obliczeniami - każde ma być tak zajebiste, żeby służyło za portfolio i żeby prowadzący zajęcia nie mieli wyboru i wstawili mi 5).
No i jeszcze w piątek, sobotę, a potem też w niedziele jedna z grup projektowych postanowiła się ze mną pokłócić na mesendżerze xD, bo ich zdaniem bezczelnie podpinam się pod ich pracę, a ledwo co zrobiłam xD. To o tyle kuriozalne, że ludzie nie mogli pojąć co do nich mówiła, a naprawdę kończyły mi się pomysły jak innymi słowami opisać to samo, co do nich mówię. I kuriozalne o tyle, że NIC z tego by się nie wydarzyła, gdyby nie ich własne skomplikowanie sprawy w marcu xD
Otóż mam ten indywidualny tryb studiów i po prostu dla formalności musiałam się wpisać we wspólny dla roku plik realizacji zadanego tematu - tyle, że ja realizuje temat sama i referuję go sama, a w zasadzie nie sama, a z moim partnerem, który ma w tym semestrze zajęcia z tą samą wykładowczynią co ja, temat podobny, możemy się fajnie uzupełnić i w tym celu nagrywamy audycję radiową. Najpierw ja dostałam wytyczne do swojego projektu, a jakoś miesiąc później on mi opowiadał, że ma zajęcia z taką zajebistą starszą panią - okazało się, że to ta sama. No i od słowa do słowa skończyło się na "A możemy razem? Pozwoli nam Pani? Będzie fajnie!" xD No i wyszło to tak właśnie: mam dlatego troszeczkę inne wytyczne niż reszta mojego rocznika, ale formalnie musiałam się wpisać we wspólną tabelkę pod tematem z dopiskiem "indywidualny tryb nauczania". Z doświadczenia wiem jednak, że nadprogramowa osoba w grupie (szczególnie, że te grupy dla studentów miały ograniczenia co do ilości osób realizujących dane tematy) budzi popłoch wśród młodych studentów, a oni nie wiedzą jak sobie z tym radzić (sami nie zapytają o co kaman, pewnie by mnie wykreślili), a zamiast tego potrafią to rozkminiać na chacikach z przyjaciółmi tygodniami (serio, doświadczyłam już tego w zeszłym semestrze... i serio to rozumiem, ten narastający stres i niepewność, a przy tym strach przed wejściem w konfrontację, która może wyskalować nieadekwatnie do problemu, ech, naprawdę cieszę się, że stara dupa jestem momentami i to wszystko jest już za mną). Dlatego od razu jak się wpisałam napisałam do jedynej osoby z listy już wpisanych do projektu osób z info "Hey, wpisałam się w ten sam temat co ty do grupy projektowej z przedmiotu XXXX. Daję znać: nie bójcie się, nie rozwalę wam grupy, ani projektu. Wpisałam się, bo muszę dla formalności się wpisać, ale będę temat referować osobno, bo mam w tym semestrze indywidualny tryb naucza. Ciągle możecie mieć zespół składający się z tylu osób ile przewidziała prowadząca. Życzę wam powodzenia. Będę wdzięczna, jak przekażesz to info reszcie zespołu."
Przekazała.
I od razu dodała mnie do grupki na mesendżerze z tą resztą ludków. Dodała jako zdjęcie zrzut ekranu z wiadomością ode mnie. Podziękowała - wraz z resztą na tym czaciku - za wyjaśnienie sytuacji. Zaproponowała, że może w takim razie napiszę im chociaż wstęp - po prostu jako uczestniczka grupy, która wykona projekt w tym semestrze osobno. Przemyślałam to, zastanowiłam się, no okay, może tak być (z jednej strony taka propozycja włączająca mnie do społeczności studenckiej, dająca namiastkę wspólnotowości, a to coś czego mi brakuje na tych studiach... a z drugiej strony dodatkowa robota, a i tak mam sporo do zrobienia indywidualnie na zaliczenia, nie mam czasu... Byłam trochę poruszona tą ich propozycją, a trochę czułam, że chcą ode mnie czegoś, czego nie mogę już dać). Zdecydowałam, że jeszcze potwierdzę im to pisanie wstępu, jak zapytam psorki. A tym czasem udostępniłam im na grupce cały swój wcześniejszy research. Artykuły naukowe na zadany temat, wyniki badań, filmy popularnonaukowe. Podzieliłam się po prostu swoim kawałkiem roboty, bo czemu nie? Jestem diabelnie dobra (moim zdaniem i to się zwykle potwierdza) w researchu materiałów. Niech mają. A potem napisałam do prowadzącej wyjaśniając, że grupa studentów z mojego roku zaprosiła mnie do napisania wstępu do ich pracy - na niemal ten sam temat co moja i mojego chłopaka praca - i że uważam to za miłe i czy się zgadza? Babeczka stwierdziła, że bez sensu, szkoda mojego czasu xD, ale jeżeli uważam, że to faktycznie było "miłe" z ich strony - to proszę napisać krótki wstęp. I dopisanie przeze mnie tego wstępu dla osób z roku zamieściła jako składową podstawy zaliczeniowej przedmiotu, a taki dokument trafił do dziekanatu, i taki dokument został klepnięty w dziekanacie, a ten durny wstęp stał się czymś na podstawie czego min. zaliczam tryb indywidualny...
No i to była głupia decyzja...
No i czas leciał, był potem wstrząs mózgu, skarga xD, konkurs, święta, wakacje i NAGLE wyskoczył piątek3 maja 2024 xD I równie NAGLE w piątek ta grupa, od tego projektu semestralnego, na zaliczenie TEGO przedmiotu ożyła. Okazało się, że mają referować w niedzielę wieczorem projekt, który niespecjalnie jest wykonany. xD I ja też tego wstępu nie napisałam. Więc w piątek wieczorem, po zejściu ze szlaku, z lampką wina w ręce napisałam im ten wstęp. Strasznie chujowa ta ich prezentacja była - coś TAK CIEKAWEGO ubrali w banalne punkty i hasła. Miałam nadzieję, że o tym ciekawie opowiedzą, ale nope - ostatecznie w niedziele po prostu CZYTALI, usnąć było można. Nie mój sposób referowania. Szkoda, serio. Bo temat jest ciekawy jak nie wiem! Anyway - napisałam w piątek wstęp. Jak to wstęp: zawierając zapowiedź tego, co na dalszych slajdach opowiadali, trochę gładkiego wprowadzenia do tego o czym będziemy mówić, trochę geografii, trochę tła historycznego, kilka clifhangerów. Takie pierdololo na 2 akapity i 4 złożone zdania (w moim stylu). I jedna data. Tyle.
Na chatcie uaktywniłam się z info "wstęp dodany" i myślałam, że tu mogę już odłożyć laptopa, ale nie. "UsUNĘłaŚ MÓj wstĘP!?" - wkurzyła się, albo spanikowała jedna dziewczyna. Sama nie wiem co bardziej, ale emocje miała duże. Powtórzyła to pytanie 3 razy, pisząc je raz za razem, w trakcie jak odpisywałam "Nic nie usuwałam, dodałam slajd". Po tym nic nie napisała.
W tym czasie inna dziewczyna - która tak swoją drogą całą majówkę poganiała do pracy resztę słowami "zrobione już? Ja chcę mieć 5! Macie to robić tak, żeby było 5! Muszę dostać 5!" - chciała wiedzieć skąd wzięłam te słowa, które wpisałam, bo mieliśmy korzystać tylko z takich-a-takich materiałów (tj. mieliśmy podaną bibliografię i podane sugerowane do tej prezentacji źródła naukowe - zresztą ja też im w marcu podesłałam źródła naukowe, ale oni gdzieś w kwietniu uznali, że cokolwiek miałoby być użyte w pracy, co nie pochodzi z bibliografii od pni psor to błąd. Ech, wybiegając do przodu: pani psor podczas wykładu w niedziele 5 maja jeszcze raz wyjaśniła, że błędem jest szukanie rzetelnej wiedzy na Wikipedii oraz Chatcie GPT, że o to jej chodziło, gdy przestrzegała przed szukaniem informacji w innych źródłach w internecie, a nie o zamykanie się na różne rzetelne naukowe publikacje. Ale tamtej grupce moje analogiczne wyjaśnienie w piątek nie wystarczało... no cóż, można by powiedzieć, że młodzi są, a ja stara dupa i tyle). Wyjaśniłam jej, że sama napisałam. A ona pyta "ale skąd?", bo podobno zrobiła w tych plikach od psorki CTRL+F i szukała mojego tekstu (jebnę xD), nie mogła go znaleźć, więc założyła, że używam innych - niedozwolonych! - źródeł, a ona chce dostać 5, więc wszystko ma być wypieszczone na 5! Była wkurzona, jakby... nie wiem, jakby zakłądała, że albo kłamię, albo jestem niekompetentna. Wyjaśniłam jej, że to co napisałam to moja autorska praca, zresztą to banały i fakty zapowiadające to, co przecież znajduje się na kolejnych slajdach. Tym powinien być "wstęp w mojej opinii". A reszta grupy odpaliła się "ale to ma być z pliku od psorki!" - ale co ma być? Copy-paste? To przecież ma być autorska prezentacja na bory i lasy! Przeczytałam ze zrozumieniem i napisałam wstęp. Dziewczyna, co chce dostać piątkę w tym czasie sprawdziła te moje fakty hasłowo w "jedynym słusznym pliku źródłowym" i napisała "Sprawdziłam, może być, ale jeszcze jutro dla pewności Halina sprawdzi, jak będzie miała lepszy dostęp do neta". No i kolejnego dnia ta koleżanka z grupy, Halina (imię oczywiście wymyślone) napisała na grupie, wszystkim, że sprawdziła ten tekst ode mnie i że on faktycznie może być. Dopiero wtedy reszta grupy dała jej komentarzowi okejkę. A ja się zastanawiałam czy oni dopiero po analizie Haliny wiedzieli, że faktycznie mój tekst odnosi się do tematu? Czy oni faktycznie ten temat opracowywali!!!?? Trochę mnie zatkało obserwowanie wymiany info na tej grupce. Gdybym miała z nimi pracować na serio na własną ocenę to bym uciekła.
Poczułam się tym obrażona - zaznaczam, to okay, jak w grupie osoby się wzajemnie sprawdzają, korygują. Ale to nie rozchodziło się o ortografię czy o styl, a o brak wiary w to, że jestem kompetentna. To moim zdaniem było obraźliwe. No, ale okay, nie mój cyrk, nie moje małpy. Żyłam dalej, ale OTÓŻ NIE.
Potem, w sobotę, nie mogli się dogadać kto ma jaki numer albumu - podałam im swój. Dodając, że ja to ten tryb indywidualny oznaczony w pliku pierwotnym, jako dodatkowa osoba. Potem, też w sobotę, wybierali jednak inną szatę graficzną - tu wydaje mi się, że im poogłam, pochwaliłam wybór kolorów, pomogłam z czytelnością tekstu (wtedy nikt nie podważał mojego wkładu). A potem, też w sobotę, się posprzeczali kto ma referować. Byłam zajęta własnymi projektami i uczestniczniem w ćwiczeniach mojej grupy, więc nie nadążałam na bieżąco za tym ich rozpierdolem, a jak odczytałam to okazało się, że wytypowali mnie na osobę referującą prezentację przed całym rokiem. xD
Myślałam, że jebnę. xD Ponownie. xD
Więc im mówię, że życzę im powodzenia, że tak jak informowałam na początku tego projektu, mam indywidualny tryb, zadanie muszę przygotować sama i zreferować na innych warunkach, bezpośrednio przed psorką. Że zgodziłam się napisać wstęp - napisałam, podałam im źródła z których zdecydowali się nie skorzystać - ich prawo i tu mój wkład w ich projekt się kończy.
Wkurzyli mnie, tym bardziej, że ta co chciała mieć 5 nagle okazało się, że jest na jakiejś fajnej wyprawie i nie może referować, ale chce dostać 5 i ktoś ma się zgłosić.
Ta Halina też była na jakiejś fajnej wyprawie, dlatego nie ma dostępu do sieci, więc ona referować nie może (serio - jak coś próbowała mówić, to cały czas ją przecinało. Po odgłosach mogę strzelać, że była na kajakach, albo w ogóle gdzieś na wodzie).
Nagle wszyscy tam chorzy, przerzucający się odpowiedzialnością itp itd.
Odcięłam się.
Aż znowu mnie wywołali, że za mało zrobiłam, bo tylko ten wstęp - zapytałam czego ode mnie oczekują już nawet nie podjeżdżając by przeczytać tej konwersacji. A laska, że nie wie. Że może coś mogłabym zrobić. Wyjaśniłam jej raz jeszcze, że mam dokładnie 6 razy więcej roboty do zrobienia na zaliczenie tego przedmiotu, niż oni i nie mam zamiaru. Wyjaśniłam jeszcze raz "mam IOS, zaliczam tę pracę z innym studentem, miałam dla was napisać wstęp, tak się umówiliśmy", poprosiłam, aby podpisała mnie z dopiskiem IOS i tyle.
I tyle...
Coś tam jeszcze pisali podnosząc mi ciśnienie, ale nie czytałam mimo wywołań w sobotę, ani niedzielę rano. Dopiero w niedziele wieczorem, tuż przed ich referowaniem tematu (co mnie ciekawiło - łatwiej mi słuchać niż czytać) pobrałam plik. No i czytam. Mój wstęp, a potem 67 slajdów. Ostatni slajd to skład zespołu. I mnie tam nie ma.
No i się wkuuuuurwiłam.
Najpierw jeszcze dopuszczając błąd w zapisie, przeoczenie nieumyślne, zapytałam czy mogą mnie dopisać.
Na to laska co chcę dostać piątkę pyta czy oby na pewno chcę zostać dopisana skoro napisałam im raptem jeden slajd.
Odparłam "TAK XD".
Na to już cała grupa, że to tylko jeden slajd, a oni tyle roboty w to włożyli.
To ja już wkurzona - bo gdybym wiedziała, że tyle to wszystko będzie mnie kosztować nerwów, to chuja, nie zgodziłabym się na te grupki w marcu i tyle - że prosili bym napisała wstęp, więc napisałam wstęp. Wykonałam pracę do której mnie zaprosili, włożyłam w to swój czas, aby to ustalić z psorką, a teraz nie chcą wpisać, że pracę wykonałam. Nie rozumiem o co im chodzi. xD
A oni mi na to, że teraz to oni nie rozumieją o co mi chodzi.
xD
A ja, że w takim razie nie kminie, po co mnie zapraszali?
A laska od piątek na to, że totalnie nie rozumie o co mi chodzi.
xD
A ja, że przecież zaprosiliście mnie, abym napisała coś krótkiego, a ja zaproponowałam napisanie wstępu.
A laska od 5: "Być może, i?"
No kurde, smutno mi było. W poczuciu bycia wykorzystaną, robioną w konia i jednoczesnego wkuuuurwu opanowała emocje. zescrollowałam w górę, do faktów. Szukałam w tym dokładnie oknie dialogowym, tym dokładnie chatcie mojej wiadomości z 20 marca i ich propozycji - to są kurde fakt, a nie "nie wiem o co ci chodzi".
A w tym czasie laska, co wcześniej się wkurwiła na samo prawdopodobieństwo tego, że mogłam skasować jej wstęp napisała capslockiem "TO JA ZAPROPONOWAŁAM NAPISANIE WSTĘPU!".
Zignorowałam.
I korzystając ze strzałeczki "odpowiedz" odnosiłam się od razu do tych wiadomości z marca. Do tego screena wiadomosci ode mnie, który udostępniła nota bene Halina xD, do tego kto proponował, abym napisała wstęp (Halina i ta od piątek), do wyrażenia zgody przez całą grupę, o tym, jak wtedy uznałam, że to miłe z ich strony, do tego jak im wyjaśniłam, że napisałam do psorki, jak im wyjaśniłam, że teraz napisanie wstępu do ich prezentacji jest wciągnięte do mojej postawy zaliczeniowej IOS.
A laska co chce dostać piątkę wkurzyła się - jakby nie czytając tego co im podrzucam - i podesłała mi też w formie "odpowiedz", abym widziała treść własnej wiadomości z wczoraj, tej w której wyjaśniam, że nie referuję z nimi, że napisałam wstęp jak się umawialiśmy i tu się kończy nasza współpraca, bo mam własny projekt do wykonania i obronienia. Napisała, że przecież wczoraj mnie pytała czy z nimi będę referować i odpowiedziałam TO.
No tak, bo tak się umawialiśmy przecież.
Wkurzona miałam ochotę rwać sobie włosy z głowy. Ale zamiast tego szukałam sposobu komunikacji, który do tej grupy trafi. Napisałam im jeszcze raz w podpunktach, bo punkty i strzałki rozumieją oceniając po prezentacji jaką zrobili "Mam zajęcia na 2 uczelniach w tym semestrze -> wystąpiłam do dziekana o indywidualny tryb -> dostałam zgodę na IOS i indywidualne wytyczne zaliczeniowe od każdego wykładowcy -> wpisałam się do tabeli projektowej z tego przedmiotu i dałam wam 18 marca znać, że nie ingeruję w waszą pracę -> 20 marca WY mnie dodaliście do tej grupki i ZAPROSILIŚCIE, abym napisała wstęp do waszej pracy -> pomyślałam, że to miłe, ale już tak nie myślę, napisałam do psorki, wyraziła zgodę, dodała napisanie wstępu do mojego zakresu zaliczenia przedmiotu -> udostępniłam Wam swoje materiały -> napisałam wstęp do Waszej pracy na WASZE zaproszenie -> nie ujęliście mnie jako współautorki w projekcie.
To po co mnie zapraszaliście?
I po tym nagle całe tuzin uczestników grupy "Nie mogłaś tak od razu!?", albo "trzeba było tak od razu, teraz wszystko wiadomo!", i pretensje, że przecież mogłam im od razu wyjaśnić, a tak to nikt nie wiedział.
NO WKUUUUURWIŁAM SIĘ.
Jeszcze raz podałam, ale tym razem zrzuty ekranu wiadomości w tej dokładnie grupce na msg - te z 20 marca, z 21, z 25 marca, gdzie WSZYSTKO jest wyjaśnione i gdzie oni proponują co proponują.
Odpisałam, że przecież ja im napisałam to OD RAZU, dosłownie OD RAZU jak się pojawiła lista do zapisów, 20 marca.
Mogli zapomnieć - czaję, ale to nie oni do mnie mogą w tej sytuacji mieć pretensje, a ja do nich.
Laska co chce dostać 5 odparła, że okay, faktycznie doszło do nieporozumienia i zaraz dodała plik w którym dopisała mój numer albumu z dopiskiem, że pomogłam im "gościnnie". xD
Kurwa, ludzie.
Chodziłam wczoraj zła jak osa.
A ich prezentacja wyszła chujowo, bo wklejali bez zrozumienia cytaty z "Jedynego słusznego materiału źródłowego", a zapytani nie potrafili odpowiedzieć o co chodzi. I powielali nieprawdę - okazało się, że jedna osoba użyła chatuGPT i jakieś farmazony z tego wyszły na ważny temat.
Ah, well.
Karma wraca.
A ja mam już kolejny fragment tekstu do zrobienia.
Niemniej... wracając do majówki.
Miałam inne plany. Ale chyba nie wyszło zarówno przez to, że w myślach wciąż mam napoczęte projekty i myśli o tym, jak je udoskonalić, pracę nad biznesplanem MOJEGO biznesu xP (bo po grant idę, a w przyszłości może po dofinansowanie) i jeszcze mam chory pęcherz. Jak i przez to, że mój chłopak źle zaplanował czas, źle wybrał i w ogóle ZNOWU wpadł w jakieś takie chaotyczne BYCIE wśród jego krewnych.
Ech.
Mój chłopak pochodzi ze Śląska. Z pięknego, atrakcyjnego turystycznie miejsca. Szlaki rowerowe, zabytki, sporty wszelakie, blisko w górki, blisko w miasteczka, o turystę się tu natyka co kilka metrów. Jego rodzice mieszkają blisko lasu, blisko szlaków i zabytkowych perełek architektonicznych.
No i tam nie byliśmy od Bożego Narodzenia.
Jego bliskich - zresztą moich też - widujemy szybko i w drodze. Moich częściej niż jego. Te studia (on: jedne, ja: dwa kierunki) i jego praca (stacjonarna, a moja zdalna) mocno ograniczają czas i możliwości ku takim slow-odwiedziną.
Dlatego w tym roku zdecydowaliśmy, że odpoczniemy w majówkę stress-free w jego rodzinnych stronach. Daliśmy znać jego rodzicom, że planujemy przyjechać i okazało się, że oni akurat na majówkę planowali wyjechać xD Dogadaliśmy się. Miało być tak, że środa i czwartek to my sami w ich chacie, całe dnie na rowerach, albo na górskim szlaku. A w czwartek 2 maja wieczorem teściowie mieli wrócić, mieliśmy zrobić wspólnie ognisko, a potem w czwórkę miło spędzić wspólnie piątek na spacerkach okolicznymi szlakami. W sobotę ja na wykładach, więc niech mój facet zrobi coś fajnego z rodzicami, podczas, gdy ja będę siedzieć na trawie i się uczyć. A w niedzielę - ja nadal na wykładach - powrót do domu - ja na słuchawkach na zajęciach na studiach od rana do nocy.
No. Fajnie to było zaplanowane. Trochę aktywnie, ale nic na siłę.
Poza tym, moje myśli co rusz uciekały do projektów, które robię, co chwilę coś dopisywałam - nie mogłam się w pełni wyłączyć, jak na urlopie w Turcji. Być może przez to, że wzięłam notatki i laptopa na tę majówkę...
No, to ja w myślach stres i planowanie zaliczeń i w... może w poniedziałek, ale chyba we wtorek, w ostatni dzień kwietnia dowiedzialam się od partnera, który skończył rozmawiać z mamą, że jednak jego rodzice zmienili plany, skracają swój pobyt. Że wracają do domu już pierwszego maja wieczorem. Ech. No okay, nie? I tak będziemy na szlaku w czwartek, możemy od razu w czwórkę pojechać? Ale temu nie dawałam więcej uwagi, bo projekty bierzące, bo perspektywa biznesu i spotkania w tej sprawie były. No i mój partner coś tam przebąkuje, że luz, że czekając na rodziców może on jednak przygotuje nasz zabytkowy samochód na przegląd korzystając z dobrze wyposażonego warsztatu ojca.
No i jak było...?
O. leżał pod tym samochodem przez 3 dni. W zasadzie 2 dni, ale z przerwą dnia drugiego na pół doby. Czyli jak zaczął w środę, tak w piątek do obiadokolacji dopiero wyznał, że naprawił.
Chciałam się skupić nad projektem, ale nie mogłam - nie potrafię tak nie u siebie, wszystko mnie rozprasza. Naprawdę próbowałam. Nie ejst to dla mnie komfortowe. To, że pies przybiega, to, że ktoś herbatę proponuje, albo chce rozmawiać. No to rozmawiajmy - i rzucam tą pracę, bo w końcu nota bene w gości przyjechałam, nie? A potem idę się zamknąć z pracą i zaraz O. przychodzi upewnić się czy wszystko ze mną jest okay, bo według jego babci się obraziłam i poszłam się zamknąć do jego pokoju. No nie... No i schodzę i uspokajam, że wszystko jest okay, ale mam dużo pracy do wykonania, a babcia jakoś nie rozumie... o ile prace-pracę potrafi zrozumiec o tyle pracę kreatywną, pracę z fikcją, albo w ogóle chyba pracę na studia -tego nie rozumie. Więc wybieram własny komfort godząc się na to, że zaraz znowu zaniepokojony O. wpadnie do pokoju upewnić się czy wszytsko okay, bo babcia pujdzie mu donieść na moje dziwne zachowanie - a mimo tego, ze on upewnia ją, aby dała mispokój, bo musze się skupić, babcia woli zauważać jakieś inne bodźce, które mogły mnie urazić niż fakt, że mnie rozprasza ot -że chora jestem bardziej i poszłam się położyć, bo mnie mocniej boli niż 1h temu itp.
Czułam się zaszantażowana. I te bodźce. Oni to ludzie iskry. Ekspresja duża do małych rzeczy - uczciwie to ja wiem, że sama taka jestem. Ale fakt przebywania z tak eksperesyjnymi ludźmi cały czas, dobę mnie po prostu męczy. Dla mnie spotkanie na 2-3h to dość.
No i to jest coś co chyba gdzieś przytłumiło mi w ogole czucie siebie. Miałam poczucie, że jest mi okay, ale nie tak, jakbym chciała.
Teściowie też się o coś sprzeczali, więc tam co jakiś czas pojawiał się problem. Teściu uznał, że jestem, ech, melomanką, bo mu kilka miesięcy temu - wiedząc, że lubi muzykę - podesłałam kilka utworów, które lubię. Okazało się, że zakochał się w tym co usłyszał i uznał mnie za wspomnianą melomankę. Już pierwszego dnia mnie porwał by pokazywać mi swoje "piosenki wszechczasów" - od skwierczącego, cichego, ciepłego ogniska, do domu, pod dudniące na pełnej stereo, abym cytuję "doceniła te dźwięki" jego ukochanych utworów, którymi MUSIAŁ się ze mną podzielić w podzięce za tamtą playlistę - no nie doceniłam, bo byłam tak przebodźcowana, tak go prosiłam o ściszenie, a on tego tak bardzo nie pojmował, jak mogę lubić muzykę, ale nie nakurwiać jej w decybelę, że miał lekki mindfuck. Powiedziałam, że wolę po prostu inaczej... No bo wolę inaczej. Dla mnie to już było ZA DUŻO, zwoje mózgowe mi się przegrzały, ale ku własnemu zaskoczeniu uratowało mnie nie stawienie granic, a atak alergii - po prostu zaczęło się ze mnie lać tak, że nei wiedziałam, które otwory na trzy wycierać. Uciekłam pod prysznic i tam wracałam do równowagi (a O. stonował ojca).
Kolejny dzień, 2 maja, czwartek - jest miło, od rana miło. Pogoda piękna, po alergii ani śladu. Mój chłopak już pierwszego dnia wieczorem ostrzegł, że w sumie dobrze, że zaczął pracę nad czymś-tam (pozostanę ignorantką motoryzacyjną, to wybór, tak wolę), bo znalazł przy okazji problem z czymś innym, co gdyby nam w drodze się zepsuło to mielibyśmy problem. Więc wiedziałam, że rowerów nie będzie, a ja będę miała szansę na pracę z projektami.
Siadamy do śniadanka, pyszka, na deser mój chłopak - to urocza historia - przynosi tiramisu. Sam 30.04 ubijał je, sam je przygotował. Zrobił dla mojej mamy i taty, dla siostry i Szwagra (jak jechaliśmy na Śląsk to wstąpiliśmy by ich tym utuczyć) oraz troszkę większe opakowanie z myślą o naszej dwójce, jego rodzicach i dziadkach. Jako włochofile byli zachwyceni! Tak zachwyceni, że teściu robił sobie zdjęcia podczas jedzenia, a mój partner i jego mama - przed podaniem, podczas podania i podczas dzielenia porcji. Wszyscy wrzucili tę relację na ich grupę rodzinną, dla jedynej nieobecnej tj. siostry mojego partnera. Podobno była oburzona, że nie ma dla niej!
I dla mnie tu historia ciasta się kończy.
Bo z mojej perspektywy panowie ledwie zjedli śniadanko z deserkiem i obydwaj zaczęli krążyć po tarasie z telefonami przyklejonymi do uszu. Nie wiedziałam po co teściu - ale bardzo tym wnerwiał swoją żonę. Sprzeczali się o jakiś kontekst, którego ja nie kminiłam, a który dotyczył ich syna. Ona była zła, że on coś chce zrobić z moim partnerem. Nie wiem, nie słuchałam, nie wtrącam się, poszłam po lapka i próbuję pracować. Ale widzę, że mój facet, umazany smarem (bo ledwo otworzył oczy już leżał pod maską) jest czymś zmartwiony. Okazało się, że z okazji majówki nie ma otwartych sklepów z częściami, a jak są to nie ma skąd wziąć tej części, która się zepsuła. W końcu się dodzwonił gdzieś, gdzie mieli. Przepraszał mnie, że to tak wyszło z tym autem, ale chyba jednak lepiej naprawić teraz, niż potem mieć awarię bór wie gdzie. No logiczne. Spoko.
Ja już w projekt swój nurkuję, a on przychodzi z prośbą o pokręcenie dla niego filmików z których zrobi reelsa. No okay. Wstaję, już zirytowana, rozkojarzona i idę. Kręcę. On docenia, że go wspieram (na głos), podkreśla, że nei chciał mi zabierać czasu, że teraz go tak naszło. I tak już było przez następne dni - jak nie jego mama/babcia/tata to on sam wpadał, aby "tylko na chwilkę" mnie zapytać/poprosić o nakręcenie czegoś teraz (a tamci by zapytać jak mają się moje roślinki, albo czy nie napiję się herbaty, albo czy widziałam nowy teledysk itp).
Rozpraszało mnie to w chuuuuuuj.
Nie mogłam nic napisać.
Byłam tak zirytowana próbą napisania OPOWIADANIA FANTASTYCZNEGO NA OCENĘ, że wolałam nic nie pisać. Napisałam wstęp do cudzego projektu w piątek i obejrzałam kilka tutoriali na zajęcia, które muszę obejrzeć jeszcze raz, bo byłam tak skupiona na tym, by wszystko co się dzieje wokół mnie jednak mnie nie rozpraszało.
Wyszłam na dwa spacery przez te dwa dni.
Ech.
Aż gdzieś około 2 maja południa zostałam sama w domu. Mój chłopak gdzieś pojechał z tatem (myślałam, że po te części, które w końcu namierzył telefonicznie po śniadaniu). Jego tata zastrzegał, że coś-tam do pracy musi sprawdzić i też to się łączyło z samochodami - myślałam, że jadą do sklepu. Może mi to lepiej wyjaśnili, ale taki był rozgardiasz, że nie wiem xD nie pamiętam. Pamiętam, że musiałam złapać piszczące i rozpaczające psy, aby nie wybiegły przez bramę... A teściowa pojechała po swoją mamę i na zakupy spożywcze (oraz po leki na alergię dla mnie - wdzięczność <3).
Napisałam całe dwa akapity pracy (jednej z wielu prac), kiedy pojawiła się babcia (teściowa coś robiła w domu), więc się poddałam temu żywiołowi i próbowałam z nią rozmawiać, aż nagle do ogrodu wpadają.... siostra mojego chłopaka i jej partner. Oni mają miny jakby było wielkie suprice, uśmeichy od ucha do ucha, ręce rozłożone TA DAAAAAM! A ja - jestem paskudna - poczułam się zmęczona samym wyobrażeniem kolejnej porcji bodźców i rozpraszaczy, jaka się wiązała z ich przyjazdem. Kolejne głosy, kolejne osoby, kolejne interakcje Jakiś ten ich rodzinny rozgardiasz nagle się zrobił dopełniony. Nim do mnie dotarło, że ich tu przecież nie miało być, wcale a wcale (nie planowali przyjeżdżać), że w zasadzie, gdy planowaliśmy ten weekend mieliśmy tu przez prawie dwa dni być tyko we dwoje, zrobiło się bardzo niezręcznie. Nie dostając oczekiwanych zachwytów radości (bo babcia też miała wyjebkę - widuje ich niemal co tydzień xD) poszli robić suprice w domu - mama była zachwycona!
Opowiedzieli co się stało: otóż siostra mojego chłopaka zobaczyła zdjęcia z obżerania się tiramisu i W TAMTEJ CHWILI nakazał swojemu chłopakowi pakować się do samochodu! Bo w domu mamy tiramisu! I od czasu naszego śniadania oni jechali serio-serio do nas, by zjeść tiramisu.
I tak sobie jedli tiramisu, rozmawiali o jakichś tam ich sprawach... wszyscy przy mnie. Oni (siostra O. i jej partner) byli zresztą cały czas w pracy, więc jakoś "logiczne" dla nich było, że siadali sobie przy mnie, która też siedziała przy laptopie. Oni sobie pracowali, gawędzili z mamą i babcią... a ja trwałam w stanie przetrwania. hym? Teraz, z dzisiejszej perspektywy tak to nazwę. Bo miło, że mnie włączają, ale to nie jest cos na co byłam przygotowana wsześniej, ani coś na co się umawialiśmy. Wszystkich znam i lubię, jest miło. A jednocześnie mam wyrzuty sumienia, że jestem najgorsza studentką EVER, bo nie potrafię się skupić - jakbym miała pracować w takich warunkach to luz, a tu chodziło o naukę.... Ale zaraz zeszło na naukę mojej szwagierki. No i znowu mi się etycznie niektóre rzeczy kłucą - naprawdę staram się nie oceniać, ale jej metody "cel uświęca środki" to jest to co jest 180*C sprzeczne z moim postrzeganiem etyki i moralności. Coś co budzi jej szczęście i co uznaje za przywilej jaki ją kopnął, ja bym uznała za obrazę i brak uczciwości w bardzo skonkretyzowanym w świetle prawa kategoriach. I to mi sprawia problem, a nikomu z ich krewnych nie. Jedyną osobą, która zauważyła, że mówimy o oszustwie był jej chłopak, na co ona skwitowała "zazdrościsz!". No... nie? Ale to znowu: nie mój cyrk nie moje małpy. Moja mama, gdybym jej się pochwaliła się takimi praktykami akademickimi jakimi ona się chwali objechała by mnie strasznie, usłyszałabym jak się na mnie zawiodła, że "nie tak cię wychowałam", by mówiła o konieczności sprostowania, przyznania się do tego czy tamtego, odwoływała by się do uczciwości (takiej zwykłej, ludzkiej - aż słyszę głos mojej mamy w głowie, gdy to piszę), a teściowa ma takie "wzrusz ramion póki jest wszystkim spoko".
Więc i ja milczałam...
I szczerze: bylo mi miło, fajnie ich było zobaczyć. Po prostu WOLĘ inaczej, wolę wiedzieć jak dużo sił ekstrawertycznych mam przygotować jakąc gdzieś. I no potrzebuję przestrzeni. Gdybym wiedziała jak to się potoczy to może bym dojechała tego 3 maja pociągiem po prostu...
Niemniej mama (teściowa) wystawiła im to tiramisu autorstwa mojego partnera dla którego przejechali całe województwo.
W piątkę siedzieliśmy na tarasie, troje z lapkami, dwie z herbatkami i smalltalkowaliśmy. Jakiś rzeczy się dowiedziałam nawet itp.
A mojego partnera jak nie było tak nie było. I jego taty też nie. W końcu jak zadzwoniłam z pytaniem kiedy będą (pantonimą proszona przez te dwa "Suprajsy" żebym nie zdradziła, że czekają tutaj z recenzją tego tiramisu w ramach suprajsa) - opowiedział mi podekscytowany, kurcze, nie wiedział, że to tyle zajmie i nie był swiadomy, że tyle tego czasu upłynęło. Przeprosił mnie, a potem oszacował, że chyba wrócą do godziny, bo przed chwilą byli na jeździe próbnej samochodami do innych województw. [No kurwa].
A jakieś pół godziny później na ich rodzinnym czacie (ja nie mam dostępu, ale dziewczyny zdawały relacje) teściu pochwalił się, że kupił samochód! Wysłał akt, pokwitowanie, swoje zdjęcia przy nowym nabytku i syna za kierownicą.
No i byl taki dumny z syna! Bo syn mu pomógł wybrać, że o coś tam zapytał. A że oni obydwaj to auto-świry to się przerzucali komplementami.
Przyjechali niemal 2h później, z krzykiem i wrzaskiem oblewając kupno nowego samochodu (do pracy) mojego teścia! Szampan wjechał, potem zamówienia (tj. większość z nas chciała piwo zero). Opowieści teścia jaki ten samochód był super, że lepszy niż inne, którym dziś próbował umówić jazdy testowe (aha... i tak się dowiedziałam co się działo przy śniadaniu), a także racząc nas anegdotkami jak jego syn szacował przestrzeń (tj. czy ja się w niej zmieszczę na stojąco i na leżąco) oraz od razu zapewnił, że już z synem ustalił, że pożycza nam to auto na wakacje, jako kampera.
Ech.
No i weszły rozmowy o tiramisu. Wszystko, wszędzie, naraz.
A mój chłopak szybciutko przebrał się w ciuchy do pracy i wskoczył pod auto. Mama go żałowała, że cały weekend leży pod samochodem i ciągle brudny chodzi. A on prędziutko coś-tam zrobił dla mamy i rzuca do mnie "to tak za dwie godziny możemy wyjechać".
Ja wciąż myślami przy rowerach - nie wiem w sumie skąd je wziąźć, bo w garażu ich nie widziałam, chociaż podobno tam są, ale mówię "spoko, a gdzie? Jakąś trasę wybrałeś?" - bo mu przecież, pisałam niedawno zostawiam planowanie, bo to lubi. A on w szoku lekkim. Niezręczie się zrobiło. Aż mnie pyta "A to ja Tobie nie powiedziałem, że chcę z tobą pojechać po te jedyne części w regionie? Tylko pomyślałem, żeby to z Tobą ustalić". Ja w śmiech, że nic takiego nie mówił i nagle coś, jakiś chaos, może psy?, może ktoś ma do mnie pytanie?, nie wiem, tam ciągle jest głośno i chaotycznie. Zaczęłam robić coś innego zjadana poczuciem winy, że się obijam zamiast robić zadania zaliczeniowe... i wylądowałam przed komputerem...
Dopiero te dwie godziny później w samochodzie, w CISZY, złożyłam kropki i zpaytałam "Myślałam, że pojechałeś z tatem po te części. To po co w ogóle pojechałeś? Gdybyś przez ten ranek zrobił to co miałeś, to teraz, popołudniu już miałbyś samochód z głowy...", a na to mój chłopak, w widocznym zmieszaniu "W zasadzie nie wiem po co tam pojechałem... tato mówił, że jestem mu potrzebny do pomocy, ale to wszytsko można było zrobić bez mojego udziału. I faktycznie, prawdopodonnie już bym naprawił samochód w tym czasie... Przepraszam, nie wiedziałem, że tak daleko jedziemy i że tyle nam zejdzie".
No...
To na razie tyle, potem dokończę.
Tylko dodam, że dzień 3 był absoltnie spoczko... ale nie czułam, że całość to była ta majówka, na której miałam być.
I nie wiem...
Rozmawialiśmy już o tym i o tej rozmowie miał być ten wpis, ale teraz widzę, że buzowało we mnie masę emocji...
9 notes · View notes
kasja93 · 2 years ago
Text
Hejka!
Tumblr media
Dziś był dobry dzień :)
Obudził mnie z rana Jerry, który bezczelnie (jak to on ma w zwyczaju) delikatnie dziabnął mnie w palca u ręki. Chciał mnie obudzić bym dała jeść, sprawdzał czy żyje bądź chciał mnie zjeść (niczym Ruda wczoraj pająka). Na pewno jedno z tych trzech xD
Nakarmiłam Uszatych Niszczycieli Światów i natchnęło mnie do sprzątania…
Najpierw odkurzanie, następnie wycieranie kurzy z mebli, zbieranie kłaków uszatych pod meblami na sucho, mycie podłogi na kolanach i ostatecznie mycie podłogi mopem by zniwelować wszelkie smugi na płytach. Spakowałam również w karton moją kolekcje procentowych butelek.
Zmieniłam również poszewki na poduszkach. Robie to co tydzień w okresie zimowym i co trzy dni w okresach ciepła. Pamiętajcie! Czyste poszewki sukcesem czystej skory twarzy :)
Rudzik wyszła na taras pobrykać:
Tumblr media Tumblr media
Gdy skończyłam sprzątać zadzwonił tata z zapytaniem czy mogą wpaść z mamą bo im się nudzi. Wypili kawę, trochę zimnych napoi, pogadaliśmy o przeprowadzce. Pokazałam mamie co gdzie jest i jak korzystać ze sprzętów w moim mieszkaniu bo do końca lipca najpewniej będzie tu urzędować nim skończymy remont domu z tatą. Śmiali się ze mnie jak zaczęłam pokazywać im, że storczyk baby wypuścił mi dwa kwiatowe pędy opowiadając, że to storczyk podróżnik bo był w Czechach, Niemczech, Szwecji oraz Norwegii. Rozbroiło ich również jak podczas podlewania roślin zaczęłam do nich mówić. Stwierdzili, że dobrze, iż mój pokój będzie na uboczu domu xDDD
O 15 podwiozłam ich do centrum albowiem o 15:30 zaczynał się seans Spider mana w sali 4DX. Wyprzedziłam tramwaj, który akurat jechał na ich osiedle i złapali go idealnie :)
Tumblr media Tumblr media
I powiem tak: WOW!!! Naprawdę zdrowo mnie wytrzęsło w fotelu. Miałam frajdę jak małe dziecko! Świetna alternatywa dla kolejki górskiej dla osoby co ma problem z błędnikiem. Już dawno nie czułam takiej radochy! Jedynym minusem była publiczność. Wiedziałam czego albo raczej kogo mogę się spodziewać na seansie z dubbingiem, ale serio były tam dzieciaki w wieku 6/7 lat dla których ten film jest zbyt „ciężki” w odbiorze… Mimo przepięknej oprawy wizualnej dzieciak obok mnie mówił do taty, że się nudzi. Ten zaś miał taką samą radochę co i ja xD wiadomka dlaczego poszedł z synem do kina. No i imersje psuły osoby co łaziły wiecznie do toalety. Takie w wieku nastoletnim 12/16 lat… chciałam wręcz krzyknąć „Come on! Serio nie jesteście w stanie wytrzymać dwóch godzin?”.
Dubbing był okej, jednak oryginalna ścieżka dźwiękowa mi się bardziej podobała. No i zmienione było nieco tłumaczenie. Już nie porównuje tutaj napisów do dubbingu bo i tak praktycznie ich nie czytałam, ale miałam kilka razy takie zgrzytnięcie. Film w dubbingu jest mniej śmieszny przez to tłumaczenie po prostu. Żartów nie dali rady zbytnio udźwignąć.
Polecam serdecznie wizytę w cinema city na sali 4DX z napisami na tym filmie. Satysfakcja gwarantowana!
Tumblr media
Poza popcornem oraz truskawkami nic dziś więcej nie wpadło. Uwielbiam popcorn. Mega zapycha.
Gdy wyszłam z kina zobaczyłam SMSa od drugiej safe person w moim życiu. Od kolegi, którego poznałam w pracy u Niemca. Uwielbiam go! Jest w wieku mojej mamy i ma córki ciut młodsze ode mnie, ale jest totalny prze kozak. Jeśli spotkam kiedyś takie faceta mniej więcej w moim wieku i będzie wolny biorę w ciemno od razu :)
Pogadaliśmy, pośmialiśmy się, ponarzekaliśmy na życie. Podczas rozmowy zauważyłam, że trzy tygodnie i dzisiejsze szorowanie podłogi wykończyło mój manicure hybrydowy. Jutro zatem muszą wlecieć nowe pazy :)
Dziś już mi się nie chce. No i wole pracować przy świetle dziennym.
Tumblr media Tumblr media
Próbowałam dziś złapać Jerrego na przytulaski, ale mi uciekł. Tak mnie otupał, że szok! Jeszcze był bojowo nastawiony i najchętniej by mnie dziabnął w ramach nauczki w myśl zasady „ta zniewaga krwi wymaga!”. Rudziś zaś przed chwilą skończyła wieczorny spacer na tarasie i teraz kica jak oszalała po pokoju. No i biedna była tak głodna (jak zawsze), że podczas wieczornego karmienia wskoczyła mi na kolana by być bliżej jedzenia :D Jerry zaś dał się pogłaskać po główce podczas jedzenia :3
Jutro muszę podjeść do jubilera. Znowu zerwałam bransoletkę 💀
W planach mam również zakup zieleniny dla uszatych, reklamacje butów taty (rozwaliły się po dwóch tygodniach - nowy rekord!). Mam cichą nadzieje, że przyjdzie zamówiona książka do Empiku. Czujecie fazę, że ta sama książka w sklepie stacjonarnym kosztuje około 45 zł a jak zamówię ją przez ich stronę online z odbiorem oraz płatnością w sklepie (dostawa są free) kosztuje ona niecałe 23 zł? Nie kumam ich polityki firmowej… Jestem widocznie na to zbyt głupia 🤷🏼‍♀️
Tumblr media
Nie zrobiłam dziś zbyt dużo kroków, ale za to polecam każdemu kto pisze „nie mogę dziś ćwiczyć bo rodzina w domu” zacząć myć podłogę na kolanach xD jak się robi to wystarczająco szybko wpada niezłe kardio oraz rozciąganie w jednym xDDD
27 notes · View notes
rozkosz-v · 2 years ago
Text
28 maj
Próbuje o Tobie zapomnieć, a Ty bezczelnie mi się śnisz.
rozkosz-v
23 notes · View notes