#zaliczenia
Explore tagged Tumblr posts
Text
Oferujemy profesjonalne usługi pisania prac dyplomowych (licencjackie, magisterskie) oraz prac zaliczeniowych, referatów, esejów i wszelkiego rodzaju tekstów naukowych. Nasz zespół składa się z 16 doktorantów, Opracowania tworzone przez nas są zgodne ze standardami uczelni. Współpraca z nami jest komfortowa i na wysokim poziomie, dlatego nasi klienci mogą być pewni, że otrzymają pracę zgodną z oczekiwaniami. (jest podpisywana umowa, chyba, że klient sobie tego nie życzy, gdyż też mieliśmy takie sytuacje).
Nasi doktoranci tworzeniem tekstów naukowych zajmują się od minimum `5 lat, co pozwala nam właściwie podejść do każdego tematu i problemu naukowego.
Do każdego zlecenia podchodzimy z należytą starannością, licząc na częstą współpracę oraz na dalsze polecanie naszych usług. Specjalizujemy się m.in. w pisaniu/redagowaniu oraz poprawie wszelkiego rodzaju tekstów naukowych, począwszy od referatu do pracy doktorskiej, ustalaniem tematu, konspektu, bibliografii, teorii, badań. Realizowaliśmy zlecenia z bardzo wielu dziedzin, dlatego też jesteśmy w stanie pomóc prawie każdej osobie, która zwraca się do nas z prośbą o pomoc. Do każdego przesłanego tekstu bądź fragmentu dołączamy raport anty-plagiatowy (Pamiętaj to nie to samo, co JSA!).
NASZĄ POMOC CECHUJE INDYWIDUALNE PODEJŚCIE DO KAŻDEGO ZAGADNIENIA, JAK RÓWNIEŻ ZREALIZOWANIE GO TERMINOWO I NA WYSOKIM POZIOMIE NAUKOWYM. ZAPRASZAMY DO KONTAKTU PRIV BĄDŹ POD ADRESEM E MAIL: 📩📩
STRONA WWW Z FORMULARZEM KONTAKTOWYM:🐼 HTTPS://WSPSTUDENTA.PL 🐼
#pisanie#student#writing help#master thesis#writing papers#pracemagisterskie#pracelicencjackie#pracedyplomowe#fizjoterapia#pisaniepomoc#pomocwpisaniu#zaliczenia#pomocnaukowa#edukacja#zarządzanie#logistyka#pielęgniarstwo#kosmetologia#metodologia#badania#prezentacje#prezentacjemultimedialne#powerpoint#process#beginners
0 notes
Text
wstalem z drzemki po maturalnej i ciesze sie bardzo ze moge powiedziec ze nareszcie nie boli mnie wszystko i nie chce mi sie wymiotowac oby tak dalej
#ramblesonist#w sumie teraz to czilerka az do poniedzialku#bo do zaliczenia tylko mam anglika rozszerzonego hs i ustne yaayy#i pozniej moge sie martwic np pyrkonem
6 notes
·
View notes
Text
I am about to have the worst exam of my life and its for a subject thats worth 2 ects AT MOST
#who does this prof think she is😭😭😭😭😭😭😭😭😭😭😭😭😭😭😭#its on tuesday but i genuinely. dont know how i am going to study for this one since the subject matter is so fucking dull#(psychologia zarzadzania i marketingu xdddddddddd)#mozecie sobie wyobrazic jaki belkot musze czytac#sam w sobie marketing reklama bylby jeszcze jakkolwiek ciekaw ale nazwa przedmiotu to scam przeczytalam wstepnie notatki i ZERO slow na ten#temat poki co.#+ forma zaliczenia egzamin otwarty pisemny xdddd termin 0 to be fair ale NIKT nie zrobil nam tak bezlitosnej zerowki do tej pory...#a zadna sila wyzsza nie jest w stanie sprawic bym zapamiętała po krotce ok 50 teorii dot zarzadzania😭😭😭😭😭😭😭😭😭😭😭😭😭😭😭😭😭😭😭
5 notes
·
View notes
Text
KAŻDY przybornik animatora kultury powinien zawierać TE RZECZY
nóż kuchenny (ostry)
brokat (jadalny)
pusta butelka po perle
osobiście napisany manifest upadlający Leviego Straussa
podanie o rezygnację ze studiów (just in case)
kolorowe pisaki
kieszonkowy słownik gwary poznańskiej
prześcieradło/brystol
talon na szkalowanie Malinowskiego
maksymalnie 3 warunki
5 notes
·
View notes
Text
so. stressed out
#przegapiłam rejestrację kompletnie#z obligator ani nie ma problemu ale muszę jeszcze jeden fakultet wziąć chyba jeśli dobrze liczę#muszę napisać jedną pracę zanim zacznie się sesja#i wymyślić temat do drugiej. ja jebie#plus ten skurwialy projekt zaliczeniowy z którym jesteśmy w kompletnej dupie#plus zaliczenia dwóch innych przedmiotów ale one są przed sesją więc easy#i jeden egzamin w sesji plus przedstawienie projektu#więc wsm przed sesją jest więcej roboty niż w jej trakcie#do tego pole semantyczne na licencjat i wysłać maila do promotora o kilka spraw#i do tego ten drugi skurwialy mail. a wsm to podanie#które miałam wysłać pod koniec września/w październiku#ale nie dałam psychicznie rady dalej więc muszę to zrobić jakoś niedługo o#najlepiej w przeciągu dwóch tygodni może szybciej idk#zajebie się chyba nienawidzę stycznia na studiach co to ma kurwa być#📓
2 notes
·
View notes
Text
Zalogowałam się na Snapchat'a po x latach i jakie perełki poznajdowałam z lat '14-'18 to nie da się opisać słowami. Na zdjęciu około 52kg, '18, ledwie wprowadzona do miasta po skończeniu szkoły średniej - mam tutaj 20 lat. Dużo się nie zmieniłam z wyglądu, tylko jestem już chudsza niż wtedy i nadal nosiłabym grzywkę, gdybym nie poznała wygody nie posiadania jej xD
Dwa lata później przyszła pandemia, czyli 64kg, a jeszcze jakiś czas później po wysiłkach powrotu do starej wagi - 3d ('22). Ale moim zdaniem wtedy ('18-'21) byłam jeszcze bardziej zaburzona i nieszczęśliwa, strasznie borderowałam. Skończyło się to w momencie zaliczenia dna jakim było poważna próba S - Zapaść, OIOM i te sprawy. Łeb mi się poprawił w śpiączce xD Teraz mam wrażenie, że mam powikłania po nim/jest w dużej recesji i głównie cierpię przez lęki i zaburzenia adaptacyjne. No i nowość - @na.
Tak w nawiasie, to będę rozmawiać z lekarzem, czy moja diagnoza w ogóle mogła/może być poprawna. Tydzień w szpitalu, jedna rozmowa, dwa testy i już Bpd? Idk.
#blog motylkowy#motylki blog#pamiętnik motylka#blogi motylkowe#motylki any#jestem motylkiem#bede lekka jak motylek#bede motylkiem#będę motylkiem#chce byc lekka jak motylek#lekka jak motyl#motylek any#lekka jak motylek#lekkie motylki#tylko dla motylków#ed but not ed sheeran#tw ed ana#ed blr#ed rant#tw ed not ed sheeren#tw ed implied#ana bløg#tw ana bløg#tw ana rant#anadiet#borderline blog#borderline personality disorder#bpd
28 notes
·
View notes
Text
środa 30.10
۶ৎ podsumowanie dnia
zjedzone — 800 kcal
wpisy (te dluzsze) znowu wstawiam nieregularnie bo uwazam swoje dni za zbyt monotonne aby je opisywać. czasem nawet bardzo nudny dzien moze byc uratowany przez jakies ciekawe przemyslenie. lub temat jaki chcialabym poruszyc ale nawet tego mi ostatnio brakuje. dzis nacykałam od niechcenia sporo zdjec wiec stwiedzilam ze juz cos wstawie :3
naprawde szlam do tej szkoly z dobijajaca niechecią, jedynie 4 lekcje a potem klasowe wyjscie do kina. mialam ochote zrobic sobie wolne ale do zaliczenia mialam test z historii. pisalam jako jedyna (bo reszta klasy zaliczyla w formie projektu) i pytania to mi dal nauczyciel wybitne. po prostu dał jedno wydarzenie i kazał napisać co wiem xDd potem sie mnie zapytał czy moze sobie cos zanotowac na odwrocie mojej pracy bo nie ma nic innego pod ręką, odpowiedzialam ze tak ale bedzie musial mi przez to podwyższyć ocenę i odparł że to przemyśli. rano pilam przepłaconą kawe w kawiarni bo zaczynalm lekcje na pozna godzine. czytam cleopatre i frankenstein i jest to naprawde ksiazka w moim klimacie, napis na okładce "dla miłośników ottessy moshfegh oraz phoebe waller bridge" nie kłamał .
na angielskim pisalam list formalny i tak mega mi nie poszedl xd 200 slow na styk niemalże chyba ze sie jeblam w obliczeniach i było mniej. przed lekcja mialam dziwne przeczucie "sprawdz jak grzecznie zapytac o wypłate po angielsku" sprawdzilam i akurat przydał mi się ten zwrot. zamiast dwoch ostatnich lekcji szlismy do kina na "niepewnosc. zakochany mickiewicz" i o wlos prawie spierdolilam na chate zamiast na to isc mimo ze zaplacilam. jakies tam przytloczenie zmeczenie i te sprawy, ostatecznie poszlam ale jak idac mijalismy moj przystanek zupelnie na powaznie planowalam odlaczyc sje od grupy i jechac do domu. film chujowy ale nagrany w bardzo ładnej lokalizacji przez co przez pierwszą godzinę oglądałam z przyjemnością. fabuły to on praktycznie nie miał i przez dwie godziny napalony adam latał za laską kiedy w tle jego przyjaciele podejmowali dzialania na rzecz polski itp. film czasem zaczynal jakies watki po czym w ogole do nich nie wracal, mega tego nie lubie
moją nową hiperfiksacją jest oglądanie recenzji filmowych i robiłam to dzis przez 2 godziny
pisze wciaz prace na olimpiade ale z tylu glowy mialam takie kurwa mac ja tego nie skoncze i zeby zmusic sie do dzialania zglosilam nauczycielce ze do jutra jej wysle takze ten ciekawa noc sie zapowiada. ostatnio naduzywam okreslenia takze ten.
towarzyszy mu jakies poczucie odrealnienia i nadmiernego analizowania swojego zycia ze wszystkich mozliwych aspektow np stojac na przystanku patrzylam sie przez kwadrans na jakiegos chlopa nie dlatego ze mi sie podobal czy cos z tych rzeczy tylko dlatego ze uswiadomilam sobie ze nie jest on jedynie elementem otaczajacej mnie rzeczywistosci ktory wyparowuje tak szybko jak odjezdza moj autobus i trace go z pola widzenia, a ma on wlasne zycie mysli uczucia i jest czlowiekiem tak samo jak ja i ciezko mi bylo to pojąć. mam nadzieje ze nie myslal ze go napastowałam wzrokiem.
w autobusie chwile rozmawialam z jedna laska i typem ale wolalam patrzec sie w szybe jak w smutnym teledysku i mysle ze to moze byc jedna z mini przyczyn moich braku znajomych bo ja naprawde bardzo czesto wybieram samotnosc ponad socjalizacje. chcualabym byc jedna z tych osob co czerpie przyjemnosc ze small talkow o szkole albo rozmow z randomami o pogodzie ale ja wole sluchawki
bardzo lubie okreslenie mgla mozgowa, czesto uzywam i dzis zdarzyla mi sie sytuacja pasujaca do tego jak nic innego, pilam kawe i jadłam jabłko, jak juz skonczylam oba to do pustego kubka wrzucilam ogryzek. kubek i łyżeczke wyjebalam do kosza na smieci a ogryzek do zlewu i nie ogarnelam dopoki moja mama tego nie zauwazyla.
nie ide jutro do szkoly bo musze wydrukowac prace na olimpiade a jedyne miejsce w ktorym moge to zrobic to biblioteka zamykajaca sie o godzinie mojego powrotu, lol. dzis pierwszy raz w tym roku szkolnym wracalam do domu po ciemku, dziwne uczucie znowu to przezywac.
nic nie wnoszące zdjęcie kanapek.
#chce byc idealna#chude jest piękne#chudosc#odchudzanie#nie chce jesc#podsumowamie#kartka z pamietnika
26 notes
·
View notes
Text
15.04.24 UTRZYMANIE WAG1 dzień 410. Limit +/-2100 kc@l.
Wybrane posiłki:
Dobrze sobie trochę posiedzieć w domu. Mam wolne jeszcze jutro. Dziś miałam parę spraw do załatwienia na mieście, choć kropiło dobrze się było trochę przejść. Dopadły mnie spore wyrzuty sumienia po wczorajszym dniu i jakoś nie miałam dziś chęci dobijać kaloryk1. Czasami (rzadko) te DBLK mnie męczą bardziej niż konieczność zaliczenia kca1.... Zaplanowałam ich 9 i kolejny wypada jutro bo przecież gdzieś je poupychać trzeba, a najlepiej tam gdzie mam wolne od pracy.
***
S. dziś wrócił wcześniej i fajnie. Później jeszcze raz się przeszliśmy na miasto. Zaszliśmy do nowo otwartego "ukraińskiego marketu" (niby towary z całego świata... ale głównie zza wschodniej granicy). Kupiłam sobie tam chleb litewski, który ostatnio udało mi się dostać w Białymstoku. Smakuje trochę jak pumpernikiel tylko tak się nie rozpada. Kupiłam też instant owsianki... W sumie to nie przepadam ale za 1.50 zł to biorę w ciemno 😁 kaloryczn1e nie więcej niż 120-150.
Będą zamiast musli-batoników, które czasami przegryzam i na ciepło więc lepiej.
***
Ugotowałam też obiad na 5 dni. Mięso z indyka zapiekłam w formie pięciu wielkich cepelinow z lenistwa... Nie chciało mi się kręcić mini kulek bo za dużo roboty. Każdy taki cepelin to jedna porcja miecha 😂. Równie dobrze mogłam zrobić pieczeń w blaszce i ja podzielić... Na co wpadłam nieco później 🥴.
Na obiad dziś jeszcze pierś z kurczaka w podobnym zestawie jak wczoraj, a na kolację misz-masz z cukinią i wędzoną piersią z kurczaka.
***
Na koniec taka śmieszna karta MTG ( oczywiście nie jest prawdziwa). Bardzo "nie-motylkowy" sposób na wygraną... Ile kca1 ma papier 😂?
Dobrej nocy wam życzę!
#ed recovery#pro revovery#edadult#chce byc piekna#ed18+#foodbook#kaloryczno┼ø─ç#dieta#food log#utrzymanie wagi#chce byc zdrowa#chce byc szczupla
24 notes
·
View notes
Text
Moja postać ze Starfindera, w którego zagrałam tylko jedną sesję ze znajomymi. Użyłam go też jako zaliczenia na "projektowanie postaci" na studiach.
10 notes
·
View notes
Text
Retrospekcja lub bycie dorosłą... A! I odkrycia nowych oznak ADHD :D
22 lipca 2024
Czasami - jak dziś - muszę sobie przypomnieć, że pisanie pomaga. Mi pomaga ułożyć myśli.
Chyba jestem w jakimś okresie catharsis: robiąc teraz, po 30stce, studia wracam do doświadczenia bycia studentką sprzed lat, gdy byłam ledwo 20-stolatką.
Z jednej strony po prostu pracuję i na takim najpłytszym poziomie odkrywam, że kurcze, naprawdę to lubię, że to nie jest tak straszne i przytłaczające tak bardzo jak pamiętałam. Że spokój w życiu osobistym zupełnie zmienia to doświadczenie, jego odbiór. Że wiedza jaką mam o sobie samej zupełnie inaczej pomaga zadbać o komfort nauki i zdobywania wiedzy.
A na głębszym poziomie teraz, gdy już mogę odetchnąć, bo chociaż wciąż jest problem z wpisami do indeksu to jednak mam teraz lżejszą głowę, oddałam wszystko co oddać miałam, zaliczyłam co było do zaliczenia, ewentualne braki chcę uzupełniać by dostać 5 z tych ostatnich 3 przedmiotów z których wpisu nie mam (z dwóch wiem, że dostanę 5, z trzeciego to nie wiem nic i nie wiadomo czy nie skończy się u rektora... Nie miałam ochoty o tym pisać w zeszłym tygodniu, ale DZIAŁO się, byłam tak mocno w to zaangażowana i zarazem tym przejęta, że nie mogłam się uspokoić na tyle by to spisać tak dla siebie, do pamiętnika, wszystko opisywałam w mailach do dziekanatu i wygadałam się w rozmowie z chłopakiem, który ma taką samą sytuację jak ja w związku z zaliczeniem tego przedmiotu... A teraz trochę żałuję, bo jak piszę tu, do pamiętnika, to ta rozkminka więcej spokoju mi daje).
Wrażenie mam pogłębione względem swojemu wpisowi sprzed tygodnia: jestem starsza, doroślejsza i też uczę się z kolejną generacją (studiuję w dużej mierze z Gen-Z), która bardzo jest uważna na emocje, na granice drugiego człowieka, na szacunek względem nich. Wśród tych młodych ludzi czuję się bardziej "u siebie" w kwestii tworzenia relacji społecznych i zarazem wiem, że do nich, moich osób z roku, też nie pasuję: jestem klockiem z innego zestawu, od innego producenta xD. Bo chociaż Gen-Z ogarnięte mają relacje i granice, to nie mają ogarniętych masę innych rzeczy (to nie zarzut z mojej strony, ani jakieś lekceważące patrzenie z góry - po prostu widzę, że to młodzi ludzie, którzy jeszcze popełnią masę błędów i nauczą się masy fajnych rzeczy o sobie i innych, żeby za 10 lat podobnie jak ja mieć świadomość, że są dojrzalsi, po prostu). Więc siłą rzeczy - znowu odstaję, znowu nie pasuję do grupy. I chociaż wiem - i to daję otuchy - że to bolesne uczucie niedopasowania, a przez to samotności, to też wynik ADHD, konsekwencja budowy mojego mózgu, faktu, że nie ogarniam płytszych relacji, bo dla mnie przyjaźń to zaufanie i pokazanie swoich brzydkich i bolesnych stron, a bez gotowości na tą otwartość po prostu nazwę relację "byciem znajomymi" - dla mnie między przyjaźnią, a koleżeństwem jest olbrzymi różnica, dla niektórych nie do ogarnięcia jak duża i jak dużą wagę przykładam do rozróżnienia tych nazw dla relacji.
W ostatnim półroczu (a teraz, gdy właśnie zrobiło się miejsce na oddech, bo już nie myślę gorączkowo o konieczności oddania prac zaliczeniowych) coraz mocniej dotyka mnie świadomość, że przez swoją traumę u progu dorosłości, przez lawinę wydarzeń następujących krótko po sobie, z których każde mogło być urazem do pracy na psychoterapii przez lata (i było), musiałam zamarznąć.
"Zamarznąć" w sensie metaforycznym oczywiście. Musiałam wysiąść z pociągu zwanego życiem - tak to sobie wyobrażałam zawsze, że życie to pociąg, który pędzi, jest w nim tłoczno, każdy mówi o swoich planach na życie, czuję ścisk, czuję ciśnienie, czuję psesję by też mówić o swoich planowanych stacjach przesiadkowych, osiągnieciach, a zarazem walczę o życie, a bodźców jest tak dużo, że jestem bliska krzyczenia z paniki, aż spontanicznie wysiadam na stacji, takiej ja ta ze Spirited Away:
Cicho. Bezludno. Spokojnie. Tylko szum wody i żadnej drogi, którą trzebaby podążać, żadnych oczekiwań czy presji. Po prostu możliwość wyjścia na tą bezludną przestrzeń i uwalniająca perspektywa braku potrzeby planów. Wystarczy być. Chociażby tam siedzieć tylko i cieszyć się brakiem hałasu, ludzi, ścisku... przy jednoczesnym poczuciu FOMO: że wszyscy pojechali dalej, beze mnie, że jestem sama i nie mam nikogo i nikt nie zauważy braku mnie.
OMG. Ile ja poczucia winy w sobie miałam - że nie daję rady jak wszyscy.
OMG, ile ja spraw wtedy "dawałam radę" dźwignąć, których ani moi rówieśnicy nie musieli wtedy, ani większość ludzi na świecie nie musi dźwigać. Przynajmniej nie w pojedynkę i nie jednocześnie... Ale tego nie dostrzegałam wtedy - wtedy miałam do samej siebie (i ofc do świata) żal, że nie daję rady, a inni ludzie ewidentnie dają radę! "Co jest ze mną nie tak!?" I tym tropem dochodziłam do szukania problemu w sobie: że faktycznie jestem do niczego, że jestem gorsza, że mniej zdolna, że nie dość mądra (a to była cecha, którą w sobie zawsze ceniłam - urody pewna nie byłam, ale uważałam, że mądra jestem, w tym, że masy rzeczy nie wiem i chcę się ich nauczyć), zła - fundamentalnie zła i skazana na to by po prostu za karę, "w pokucie" za to bycie złą osobą, po prostu mieć takie życie (dziękuję kulturo oparta na wartościach katolickich, super).
A teraz, w 2024 roku, WYRAŹNIE widzę i wiem, wyciągam wnioski z przeczytanych badań, z tego co wiem o sobie dzięki terapii, z tego jak teraz żyję, że... wysiadłam z tego pociągu i zastygłam w czasie by przeżyć. Że inną opcją było niewysiadanie z tego pociągu w którym od hałasu i presji PĘKAŁAM od środka, a to prowadziłoby do tego, że dziś by mnie tutaj nie było. Prawdopodobnie. Ale myślę, że tak by się to skończyło - ba! W tamtym okresie miałam próbę pożegnania się z życiem. I tak zbyt długo jechałam tym pociągiem, którego atmosfera mi nie sprzyjała. Zbyt długo narażałam się na ból i dyskomfort - powinnam była wysiąść wcześniej. Teraz to wiem, dzisiaj to wiem. Ech. Tak mi miło i tak kojąco wyobrazić sobie ten pociąg i stację, którą kiedyś sobie wyobrażałam, ale tym razem zmienić tą fabułę: tym razem, jako 35 letnia kobieta wyciągnąć dłonie do tej 21-24 latki, która siedzi sama, która nie ma pojęcia, tak siadomie, że uratowała sobie życie ostatkiem sił, a która zamiast być z siebie dumna, albo pozwolić sobie na słabość i na odpoczynek w ciszy, to czuje wewnętrzną złość i przełyka łzy goryczy wyrzucając sobie, że jest inna, gorsza, że nie potrafi znowu być "jak wszyscy", że chociaż chciała nadążyć to nie potrafi. Chciałabym usiąść obok niej, przykryć ją kocem i posiedzieć w ciszy, żeby nie czuła się tak samotna.
To niesamowite jak dużo dała mi i wciąż daje terapia. Jestem niewypowiedzianie wdzięczna Ani za tą jedną sesję, w której użyła innej techniki terapii niż zazwyczaj - gdy po omówieniu wspomnienia, problemu, kazała mi zamknąć oczy i świadomie poczuć siebie, tą z tamtego dnia, tą z gabinetu terapeutycznego, a potem w wyobraźni miałam się znaleźć w tym miejscu o którym tamtego dnia rozmawiałyśmy na sesji. I miałam zobaczyć tamtą siebie - tą, która wtedy cierpiała, i ją przytulić. I dać jej to, co mam w kieszeni, by nigdy nie czuła się sama. Byłam przerażona widząc to dziecko (bo wtedy omawialiśmy okres mojej komunii - we wspomnieniu znalazłam się na podwórkach za moim domem rodzinnym, w majowe popołudnie, kiedy wydarzyło się coś paskudnego ze strony mojej kuzynki - a gdy zobaczyłam siebie samą, NAGLE, tą 9-10 letnią mnie,na trawniku w tej czarno-białej sukience na ramiączkach w kwiatki, której nie lubiłam, a która była najbardziej 90' ciuchem ever), ale potem po prostu się rozczuliłam - myślałam, że nie lubiłam tego dziecka! A tym czasem, tamtego dnia, jakby przeniesiona wehikułem czasu do przeszłości, widząc samą siebie, wiedząc co się dzieje w głowie tej dziewczynki się totalnie rozczuliłam, przygarnęłam tego maluch i przytuliłam tak, jak wiedziałam, że tego dnia nikt jej nie przytuli. A ona przytuliła mnie. OFC na kozetce u psychoterautki się poryczałam ze wzruszenia - wiem, że to banalne i symboliczne nawiązywanie więzi z sobą, leczenie wewnętrznego dziecka, że to tylko taka gra wyobraźni, a jednak to była najbardziej prawdziwa podróż, której potrzebowałam bardziej niż sądziłam. I jak w mojej kieszeni pojawił się przedmiot - jak to mówiła psycholożka - to od razu wiedziałam co to jest. I oczywiście od razu podałam ten przedmiot dziewczynce, powiedziałam jej, żeby się nie martwiła, bo teraz ja zatroszczę się o jej bezpieczeństwo i zdrowie, a jeżeli będzie potrzebowała się ze mną skontaktować to... i podałam jej przedmiot z kieszeni. Gdy moja terapeutka pozwoliła mi wyjść z tego transu, tego ćwiczenia wyobraźni "zamknij oczy i podążaj za moim głosem", to poryczana jak bóbr i szczęśliwa, spokojna, krzyknęłam radośnie "dałam jej telefon!". Tak się cieszyłam, że ona może od tego momentu do mnie zadzwonić! A moja Ania wtedy się śmiała mówiąc "wiem, tak myślałam, że to będzie telefon, to całkiem oczywiste było". Ech.
No, piękne doświadczenie to było i zarazem niezwykłe. Od tamtego czasu lubię sobie przypominać, że te dziewczynki i dziewczyny i kobiety z przeszłości to JA. I że ta ja-z-teraz mogę do nich dostrzec i im pomóc.
Traktuję to jak ćwiczenie wyobraźni i jednocześnie narzędzie terapeutyczne: ja-z-teraz mam przestrzeń i możliwości unieść to co przygniotło mnie-z-kiedyś, więc mogę zajrzeć tam, gdzie ja-z-kiedyś w tamtym czasie nie potrafiła lub bała się zaglądać.
Piszę o tym, aby lepiej uchwycić to o czym mówię, kiedy dopada mnie raz po raz refleksja na temat okresu studiowania i w ogóle bycia studentką.
Teraz czuję się kochana, zadbana, bezpieczna. Owszem, są problemy, ale nie takie, których nie mogę rozwiązać lub chociażby pojąć ich struktury, oszacować gdzie szukać pomocy w ich rozwiązaniu.
Tak, budzi mnie czasem strach, gdy myślę o tym, że nie mam mieszkania i raczej mieszkania mieć nie będę - marzenie o swoim kawałku przestrzeni z każdym rokiem robi się coraz bardziej odległe. Ale teraz przestaję to widzieć jako swoją życiową porażkę: ja nie miałam nigdy możliwości i szans by mieć mieszkanie. Nie miałam wiedzy i świadomości, nie miałam wsparcia, ani bezpieczeństwa. A obecne problemy to pogłębiające się problemy systemowe - to nie moja wina. Chcę coś z tym zrobić, ale najpierw muszę zadbać o swoje bezpieczeństwo finansowe, a aby to zrobić muszę zadbać o edukację i utrzymanie work-life-balance. A to trudniejsze niż brzmi.
Dzięki mojemu chłopakowi/narzeczonemu (mam z tym problem - to fajne, że jest narzeczonym, ale czy narzeczony już nie jest chłopakiem? Dla niego to big deal, a dla mnie synonimy. Ze względu na niego staram się pilnować by nazywać go "narzeczonym", ale i tak czasem wymsknie mi się czasem per "chłopak" i zawsze słyszę w żarcie, że go degraduję. xD A jeżeli narzeczony nie jest chłopakiem to mam rozumieć, że to nazewnictwo jest tożsame z levelem postaci? Zaczynasz jako akolita, potem jesteś giermkiem, a potem możesz zostać krzyżowcem lub mnichem? W ten sam sposób mamy chłopaka/dziewczynę, narzeczonego/narzeczoną i męża/żonę? Bo w sumie teoretycznie w obydwu przypadkach powinno chodzić o zdobyty exp xD) czuję bezpieczeństwo. Przewidywalność - nie mylić z nudą! - w związku to coś pięknego! Coś fantastycznego! Dzięki temu mam tyle przestrzeni na rokminy i na projekty twórcze.
No i właśnie...
Dzięki życiu jakie tworzę z moim narzeczonym, którego nie mogłby być, gdybym nie trafiła na terapię, nie zdiagnozowała w międzyczasie ADHD, nie przeżyła tylu trudności w rodzinie, bez tego co jest teraz w życiu prywatnym i w partnerstwie nie byłoby przestrzeni na zaczęcie tych studiów.
A bez tych studiów nie przerabiałabym tego co przerabiam teraz.
A przerabiam BARDZO WYRAŹNE dostrzeganie tego, że nigdy nie chodziło o to, że byłam zbyt zła, zbyt głupia, zbyt mało zaradna. Że różne zawalane przeze mnie rzeczy to faktycznie był wynik mieszanki młodego wieku, pierwszych błędów, nieleczonej depresji, ADHD i NADMIARU obowiązków. Te wszystkie czynniki, plus brak fundamentalnego bezpieczeństwa (finansowego, emocjonalnego) to było jak.... ech, to było tak, jakbym próbowała (i moli bliscy próbowali) wydestylować moich kilka cech: zaradność-ponad-wiek, kreatywność, mądrość wynikającą z ciekawości. I zupełnie przy tym zasłaniali sobie wszystko co niewygodne: jeżeli jestem mądra i ciekawa, mogę z zapałem gadać godzinami o tym czego się nauczyłam ucząc się do sprawdzianu, ale do domu z tego sprawdzianu przynoszę 2 to ewidentnie oznacza, że kłamię, że się uczyłam i zawodzę oczekiwania, więc muszę uczyć się więcej - zamiast szukać innego rozwiązania tej sytuacji i to w przyczynach o których zresztą mówiłam: że gdy mam odpowiadać stresuję się tak bardzo, że mam pustkę w głowie (a potem piszę sprawdziany za siebie i nienauczone koleżanki - ja dostaję 2, a one 5 i nikt w tym nie widzi problemu oprócz mnie, nauczyciele nie wierzą, że mój brak regularności w nauce może owocować pracą na 5, o co jestem call outowana na lekacjach - "skąd to przepisałaś?" słyszę od polonistki, która oceniała pracę, którą bardzo fajnie mi się pisało, bo to był w zasadzie fanfic do "Dziadów cz. II" i miałam z tego fun... Każe mi wymieniać na forum milczącej klasy jakie książki prywatnie czytam, bo ona nie wierzy, że mogłam sama z siebie czytać Mickiewicza, mam pustkę w głowie, ale wymieniam... Czuję się zawstydzona i wyszydzona, celem tej sytuacji było "obnarzenie" faktu, że zdaniem polonistki nie czytam wcale, bo popełniam błędy ortograficzne i fleksyjne, których ona nie uznaje za objawy dysortografii... Gdy wymieniam co ostatnio czytałam pani psor zaczyna się śmiać kpiąco, a razem z nią niektóre osoby z klasy - bo czytałam, zgodnie z prawdą, "Park Jurajski III", co być może brzmi niedorzecznie, jakbym udawała, że film jest książką, ale dostałam serio taką książkę w prezencie na urodziny od mojej koleżanki z ławki... całe szczęście ona się nie śmieje, ale też nie staje w mojej obronie potwierdzając, że tą książkę sama mi dała... Przychodzę do domu i opowiadam o tym mamie, która wcześniej sprawdzała tą moją pracę, której autorstwo zostało wzięte w wątpliwość, która wie, że nie da sie mnie odlepić od książek... i mama robi co może: ta akcja sprowokowała mamę by wybrać się ze mną do poradni po opinię. Polonistka nie chciała dać mi skierowania, bo upierała się, że akurat moje błędy wynikają z lenistwa... skierowała inne osoby z klasy, oni wrócili z negatywną opinią, a ja przyniosłam papier z opinią pozytywną... )
Ech...@pantokratorka mówiła mi, że teraz w szkole takie akcje jak ta z polonistką by nie przeszły.
Jakby nie było: byłoby łatwiej żyć wiedząc to, co wiem dzisiaj. Że błędy popełniam i będę popełniać, nie ważne jak będę się starała. Po prostu mój mózg nie uznaje takich "błahostek" jak ortografia za istotne i już. I zarazem ten sam atypowy mózg ma silne poczucie sprawiedliwości tj. skówka może być skuwką, ale też skófkom lub skufką i zupełnie tego nie dostrzegę jeszcze przez tydzień (no jak chcesz zrozumieć co napisałam to zrozumiesz, nie? - tak myśli mój mózg, close enough) o tyle wystawienie 5 osobie, która ściągała i 5 osobie, która nie ściągała jest dla mnie jak obraza, naruszenie norm społecznych i nie mogę tego przeżyć. ADHD.
Kolejna rzecz? I to taka o której nie wiedziałam, że jest big deal - po prostu myślałam, że raczej WSZYSCY, WIĘKSZOŚĆ SPOŁECZEŃSTWA ma jak ja w tej kwestii i odchyłem od normy jest właśnie inne podejście. Otóż czytałam ostatnio wątek rozmowy o tym, że osoby z ADHD i na spectrum autyzmu mają "problem z szanowaniem autorytetów" - samo wyrażenie dla mnie brzmi, jak jakiś klasistowsko-konfucjański zarzut ideologiczny. Co to znaczy? Ja faktycznie: nie uważam, żeby moim "autorytetem" miał być np: człowiek będący rasistą lub seksistą, nawet jeżeli ma bogaty dorobek akademicki lub inne cechy, które mogły by go stawiać na piedestale. Ale szanuję autorytety. Swoje, zgodne z moimi poglądami i wartościami. Co więcej jestem przeciwna tej dawnej idei, że z marszu na wyjątkowy szacunek zasługują ludzie starsi wiekiem, wobec których ten szacunek miałaby wyrażać poprzez służalczość. To mnie bardzo wkurza i jestem gorącą przeciwniczką takiego podejścia.
Niemniej moim zdaniem na szacunek ZASŁUGUJE każdy człowiek. Nie ważne czy jest autorytetem czy nie.
I dlatego mam problem z frazą, że objawem ADHD oraz spectrum autyzmu jest "problem z szanowaniem autorytetów". Bo to brzmi, jakbyśmy byli jakimiś rebeliantami, którzy nie szanują nikogo, sex, drugs and rock'n'roll. A tu właśnie chodzi o to, że mamy problem, gdy ktokolwiek NIE SZANUJE innych ludzi lub oczekuje okazywania tego szacunku tylko wobec wybranych ludzi.
Ha!
I co się okazało? Że to właśnie ADHD&Autysm thing: nie tyle jest to "problem z szanowaniem autorytetów" - tak to jest postrzegane przez niektórych neurotypowych. Mózgi atypowych nie uznają idei tego, że mieliby istnieć równi i równiejsi: wszyscy jesteśmy wartościowi, a idea traktowania kogoś "lepiej" tylko dlatego, że wg. społeczeństwa jest autorytetem w swojej dziedzinie jest dla nas o tyle zaskakująca, co nosząca znamiona niesprawidliwości: bo człowiek bardziej lub mniej uprzywilejowanych, o większych czy mniejszych możliwościach po prostu podjął inną decyzje lub szereg decyzji, ma wiedzę czy inne cechy, które mu/jej dodają autorytetu, co oczywiście doceniamy i czego nie negujemy. Po prostu fundamentalnie nie zgadzamy się z pomysłem, że takiej osobie miałby się należeć "większy" szacunek lub podziw niż innym ludziom. Ot co. Takie decyzje moga być też dyktowane naszymi subiektywnymi wartościami (tj. tym co cenimy w innych ludziach, w życiu), ale nie ogarniamy hierarchi "szacunku wobec ludzi" dla samego szacunku, gdy ktoś po prostu wyraża się o innych ludziać z brakiem szacunku. Mam nadzieję, że to dobrze ujęłam.
Mega ciekawe, że to kolejny raz cecha ADHD i że wcale nie jest to domyślny sposób postrzegania świata większości ludzkości (atypowych jest 40% na świecie) - nie wiedziałam, że ludzie mają inaczej. Tj. wiedziałam, ale bardziej kojarzyłam to z ideą konfucjonizmu lub patriarchatu na zachodzie. A tu się okazuje, że to myślenie dla 60% ludzkości jest po prostu "domyślne", w "ustawieniach fabrycznych", a dla mnie samej jest oznaką braku postępowości i opresji.
---
W zeszłym tygodniu byłam na spotkaniu. Takim w sprawie możliwości rozwoju. Byłam jedyną osobą fizyczną na spotkaniu zorganizowanym dla zaciekawionych programem wsparcia osób w moim województwie. Reszta osób to reprezentanci organizacji pozarządowych: stowarzyszeń, fundacji i innych inicjatyw obywatelskich, a także urzędów, uczelni wyższych, szkół, instytucji szkolących, obiektów kultury, muzeów.
Poszłam tam w myśl "nie wiem, ale się dowiem" - miało być wprowadzenie do tematu wsparcia, nakreślenie jakie są możliwości, co zrobić by dofinansowanie dostać. Chciałam się po prostu dowiedzieć czy mam szanse na coś w ogóle. Podczas przerwy kawowej dałam znać swojej przyszłej wspólniczce xD - więc na drugiej części spotkania już byłyśmy we dwie, jako jedyne przedstawicielki osób fizycznych na sali wykładowej. Wtedy już przeszliśmy do praktycznych ćwiczeń z tworzenia projektów. Jakieś 2h pracy.
Bawiłam się świetnie. Dużo się dowiedziałam.
Ale zaskoczyło mnie to, jako feedback dostałam. Otóż zdaniem uczestników szkolenia, a więc doświadczonych organizatorów wielkich festiwali, artystów, aktorów... ich zdaniem byłam najbardziej kreatywną osobą na sali i upierali się, że daleko zajdę. Serio. Mi tam pikawa niemal wyskakiwała z piersi, bo czułam się jak... osoba, która nie miała latami nic oprócz przekonania, że jest mądra i zaradna, ale która w życiu akademiskim miała porażkę za porażką. A teraz wykładowcy z ASP mi mówią, że są w szoku, że nie jestem absolwentką ASP, albo, że nie pracuję kreatywnie.
I po przetrawieniu tego całego ogroma ciepła i komplementów (ale też merytorycznej krytyki) WIDZĘ, że mając te dwadzieściakilka lat, mając depresję, będąc obciążona wręcz lawinowo traumatycznymi doświadczeniami, tak się spaliłam, sparzyłam, tak straciłam wiarę w to, że moja sztuka jest wystarczająca, że sama ją opuściłam - bo to było ZBYT MOJE i ZBYT BLISKIE, ZBYT UKOCHANE by znowu się na tym polu zawieść (a w tamtym czasie się wciąż i wciąż zawodziłam), by złamać sobie serce ten najgłębszej i najszczęśliwszej części mnie, jaką było tworzenie: malarstwo, fotografia, media. To było chronione miejsce "nie ruszaj, nie patrz tutaj, nie uderzaj w to, bo zbyt dużo dla mnie znaczy bym mogła przyjąć zniszczenie i tego kawałka siebie, nawet tu nie patrz, bo boję się, że jak tobie tą część pokażę to niespodziewanie w nią uderzysz, a to jestem tak bardzo JA, że po prostu się załamię". Wolałam odejść od tego dla bezpieczeństwa. Zresztą, musiałam najleprw posklejać swoją zgruchotaną psychikę by móc w ogóle mieć przestrzeń na coś twórczego.
Trwało to dekadę.
A teraz wracam i widzę, i słyszę, że to nie było tak, że sobie wymyśliłam, że jestem dobra. Ja jestem dobra. Bardzo. I to widać.
Po tym spotkaniu po 1 - prowadząca na zakończenie nagrodziła mnie brawami, jako najbardziej kreatywną osobę na warsztatach. Dostałam owacje.
Po 2 - na sali była przedstawicielka mojej uczelni. Gdy pracowaliśmy grupowo sama doszła do wniosku, na forum grupy, że ona jest dobra w drobiazgowych rzeczach, w zapewnianiu zajebistej papierologii, ale jest słaba w kreatywnym myśleniu - przez co widzi, że jej uni traci kasę, bo ona nie ma pomysłu jak można by o coś zawnioskować. Wtedy rzuciłam, że polecam się (jeszcze na długo przed tymi feedbackami i oklaskami - po prostu spontanicznie się odezwałam), że studiuję u niej na uczelni i obecnie szukam pracy. To był trochę spontan, trochę żart, trochę wykorzystana przeze mnie okazja do autoreklamy w gronie osób, które pracują tak, jakbym ja chciała pracować. Dlatego totalnie mnie przyprawiło o atak serca, gdy po zakończonym spotkaniu ta pani podeszła do mnie, przeprowadziła na szybko rozmowę kwalifikacyjną, poprosiła o mój e-mail, o telefon, obiecała, że porozmawia z rektorem i się do mnie odezwie z propozycją pracy.
Po 3 - potem podeszły do mnie jeszcze dwie panie. Wychodząc z budynku dostałam zapewnienie chęci współpracy, gdy już założę działalność, a także... propozycję pracy-marzenia. Wnętrzarstwo. I zarazem nowe media. I zarazem sztudia audiowizualna. I zarazem wszystko miałoby być wystawiane w jednym z najpiękniejszych zabytków w Polsce. Myślałam, że zacznę piszczeć ze szczęścia, bo MARZĘ o takiej pracy! MARZĘ! Nie wiem czy to wypali. Nie wiem. Ale znaczy dla mnie to TYLE, że po zajęciach po prostu do mnie podeszła osoba reprezentująca ten obiekt kultury i złożyła tę propozycję nie mają pojęcia w zasadzie, że ja wiem jak w architekturę, bo na tym spotkaniu nawet się nie zająknęłam na ten temat. No po prostu... SZOK. Serio, razem z tą "zleceniodawczynią" (bardzo entuzjastyczna osoba, bardzo spontaniczna) niemal zaczęłyśmy skakać na korytarzu ze szczęścia, że znalazłyśmy właściwe osoby. Od razu kresliłyśmy w wyobraźni co zrobić i gdzie zrobić! Tak bardzo chcę to robić, że nie zważałam na cenę. Dzięki borowi za moją przyszłą-wspólniczkę, która rzeczowo ochłodziła moje zapędy i od razu przeszła do konkretów: kiedy? Za ile? Jaka powierzchnia? Ile mebli? Jaki materiał? Jaki styl? No i zaczęły się negocjacje :D Nie mogę się doczekać aż ta pani zadzwoni. <3
I wracałam do domu myśląc o tym, jakie to niesamowite - gdyby nie to, że zaczęłam studia bym w ŻYCIU nie poszła na to spotkanie, myśląc, że żadna ze mnie artystka i że nie należę po prostu do tej grupy, nie mam uprawnień, praw, wiedzy, pomysłów, kapitału kulturowego.
Tym czasem ja się inkupowałam jakby całe życie, by być na tych studiach i by pracować tak, jak pracują osoby, które były ze mną na spotkaniu.
Wzrusz.
Nie wiedziałam.
Nie wiedziałam, że to mam. To znaczy wiedziałam tak na poziomie świadomym, że potrafię i jestem spoko jako osoba dowożąca organizację rzeczy, że jestem odważna, że mam wiedzę, ale gdzieś w środku czułam, że nie spełniłam społecznych norm, reguł, rytuałów przejścia by móc tam należeć. By móc uczestniczyć w takich spotkaniach lub pracować w ten sposób. Wiem, że to tylko papierek i tylko symbol. Ale studia i wykładowcy mnie upewnili, że to co mam, ta wiedza, jest wystarczająca by móc chcieć się starać o taką pracę.
Ech.
Jeszcze raz: dumna z siebie jestem w opór. I wzruszona.
Ale bardzo takie spotkania mnie męczą
---
Mój tata miał urodziny. Oznacza to, że kolejny weekend spotkałam się z moimi krewnymi i jeszcze przez tydzień trawiłam tę sytuację z babcią... Ech... Opiszę to później bo to też wpływa na to, jak teraz postrzegam ten moment w życiu
9 notes
·
View notes
Text
4 Straszdziernika 2023, Środa 🎃
🥧: 860 kcal
🔥: 50 kcal
💤: 20 min
📙: 0 h
⚖️: 47,8 kg
Hm. W sumie od początku roku szkolnego schudłam prawie 2 kg. No cóż, stres tak na mnie działa. To ile teraz ważę już się niby kwalifikuje do niedowagi (bmi 18,4) ale jakoś nie czuję że ważę za mało. Co prawda EDzio się cieszy bo lubi cyferki a i mnie to nie przeszkadza więc powiedzmy że na razie jest kompromis xD.
* * * * *
Znowu nie poszłam do szkoły. Bo znowu migrena. To się robi naprawdę bardzo upierdliwe. Poprzednią miałam równo dwa tygodnie temu. Jak tak dalej pójdzie, to z frekwencją może się zrobić poważny problem, a w klasie maturalnej już nie przymykają oka na obecności trochę poniżej 50%. Nie żebym teraz taką miała, ale już zdążyłam narobić sobie 33 nieobecności przez migreny. A nie, przepraszam. 29 przez migreny, 4 przez żałobę po śmierci Gambona. O tym drugim oczywiście nie mówię, ale szkoła ma niestety w dupie czy było się w szpitalu, przeżyło katastrofę lotniczą, czy zwyczajnie wagarowało — po prostu ma się cholerną nieobecność, a za usprawiedliwienie ich można co najwyżej dostać 5 z zachowania zamiast 3, co jest zupełnie bez znaczenia, jeśli się człowiek (na przykład ja) nie kwalifikuje do świadectwa z paskiem. I niestety żadne zaświadczenia tu nie pomogą. Z powodu migreny (ba, nawet pieprzonego kataru siennego!) można dostać przedłużony czas na maturze, ale mogą cię do niej w ogóle nie dopuścić przez to że nie chodzisz przez nią do szkoły... Masakra.
Nic na szczęście nic nie straciłam (oprócz lekcji hiszpańskiego, i to drugiej z rzędu) bo wszystkie sprawdziany i zaliczenia były skumulowane na początku tygodnia. W przyszłym tygodniu będzie gorzej. Koniec końców chyba dobrze, że miałam atak migrenowy dzisiaj, a nie za tydzień.
No i ten, jestem zmęczona :P i mózg mi się zacina. Chyba idę spać. Wiem że jest dopiero 20 ale no kurde, zdrzemnęłam się dzisiaj na 20 minut xD. Jutro zaczynamy lekcje w-fem więc najprawdopodobniej ściemnię że mam okres, bo mowy nie ma żebym jutro miała gania�� za piłką. W braku okresu fajne jest m.in. to że można dalej przez tydzień w miesiącu siedzieć na ławce "bo okres" i nikt nie ma jak tego zweryfikować 😈.
31 notes
·
View notes
Text
Hejooo motylki i gąsieniczki ( aniołki VS), jakie są wasze Must-Have z Rossmanna?
Dlaczego aniołki VS, bo to jest wersja podstawowa do której każda osoba dąży. To jest tylko poziom do zaliczenia.
Ja chcę wersję premium- jeszcze mniej...
#lesbian#3ating d1sorder#@na motivation#b─öd─ö motylkiem#@nor3×14#ana friend#tw ed ana#ana male#ana miaa#anadiet
2 notes
·
View notes
Text
Poznałam ostatnio chłopaka w outlecie jak mówi o tej appce moja mama - Tinder.
Etap I: 2 tygodnie pisania - ogólny rekonesans. Podobne oczekiwania, pragnienia, poczucie humoru, jasno określenie, że jedno-nocne spotkanie nie interesuje żadnej strony - wszystko super. Pierwsze spotkanie - on: wysiada z wielkim bukietem kwiatów, obiad, spacer, kawa. Idealne spotkanie.
Etap II: tydzień pisania bez końca. Drugie spotkanie: spacer, kino, kolacja, w końcu łóżko. Idealnie.
Etap III: Umówienie się na kolejne spotkanie, parę wiadomości i z dnia na dzień chłopiec znika bez śladu.
Ja: najpierw niedowierzanie - przecież wydawał się taki normalny, uczciwy bla bla... itd. Było przyciąganie, trzymanie za rękę, magia itd. Seks, może szybko, ale mam 33 lata i uważam że seks jest jednym z elementów tworzenia relacji. Jeśli jednak chciał tylko zaliczyć to wystarczyło napisać, powiedzieć "sorry dziewczyno ale nic z tego nie będzie".
Potem faza żalu - ale już bez łez (limit wyczerpany) i analiza. Przecież jestem: inteligenta, atrakcyjna, z poczuciem humoru, z dystansem do siebie, daje przestrzeń, nie rzucam się jak modliszka. Posiadam: mieszkanie, samochód, pracę. Nie lecę na kasę. I pytanie samej siebie SERIO ???? To już tak będzie wyglądać ??? Co się z Wami stało ??????
Stworzenie długotrwałej relacji z mężczyzną graniczy z cudem. Znalezienie złotego środka nie istnieje. · będziesz miła: źle bo pewnie polujesz na męża; będziesz neutralna: źle, bo pewnie bawisz się facetami; · jesteś ładna: źle bo pewnie mało inteligentna, jesteś brzydka: jeszcze gorzej, · nie pójdziesz do łóżka: źle bo cnotka; pójdziesz: źle bo się puszczasz, · nie piszesz: źle bo nie wykazujesz zainteresowania, piszesz: jeszcze gorzej bo je wykazujesz więc pewnie coś chcesz, · masz więcej zainteresowań niż on: źle bo on czuje się gorszy, masz mniej: też źle bo nic nie robisz, · masz mieszkanie i pracujesz: źle bo jesteś zbyt niezależna, nie masz: też źle - bo pewnie na kasę lecisz.
Podobne scenariusze miały moje koleżanki. Obecnie w czasach wszechobecnego Internetu i tindera mężczyźni dostają wszystko na tacy jakby byli w supermarkecie i wybierali z półki to na co w danej chwili mają ochotę. Nawet nie musicie się starać za bardzo - wystarczy że uśpicie naszą czujność. To tak, jakby wrzucić Was mężczyzn do sklepu z milionem zabawek, jest tego tak dużo, że każdej poświęcicie tylko chwilę bo obok leży następna. Wszystko cieszy na krótką chwilę. I to samo robicie z nami.
Ok, nie wszyscy tacy są, ale wśród outletowych chłopców, z resztą nie tylko tam bo w realnym świecie jest podobnie mega trudno znaleźć tych wartościowych.
Chcę cofnąć się o 15 lat wstecz, gdzie było mniej ściemniania, bajerowania, udawania. Gdzie Wam zależało, a relacje które się tworzyło miały znaczenia nawet jeśli trwały krótko. Gdzie randka była randką a nie tylko wstępem do zaliczenia kolejnej laski. Gdzie nie trzeba było bać się zakochania, bo w większości przypadków druga strona też chciała się zakochać, a nie tylko zaliczyć.
Jest taka gra Tabu - słowne kalambury. Próbowałam koleżance wytłumaczyć jedno z haseł: Ja: "Lata i w to nie wierzymy" Ona: "Miłość" Ja: "prawidłowa odpowiedź UFO".
- K (listy do Czarnego na pokolenieikea.com)
#milosc#mężczyzna#kobieta#polskakobieta#cytatypl#polskiecytaty#cytatyomilosci#cytatyożyciu#cytat#cytaty#polskichłopak#polskadziewczyna#cytatyżyciowe#cytatnadziś#cytatożyciu#kobiety#inspiracja#cytatytumblr#cytatyomiłości#piotrc#pokolenieikea#smutna prawda#smutna dziewczyna
37 notes
·
View notes
Text
Co u mnie?
Wczoraj pisałem poprawę zaliczenia (btw nadal czekam na to az mi sprawdzi mimo ze jako jedyny pisałem i trochę mnie to już stresuje...) i teraz mam sporo czasu do moich ostatnich zaliczeń tj. 10 lipca egzamin z tego samego co pisalem wczoraj i 19 lipca egzamin z Psychologii Emocji i Motywacji - zajebisty przedmiot to był i prowadzący. Po prostu sobie w przyszłym tygodniu poczytam teksty które były podane jako obowiązkowe do wykładów i zdam.
Co czyni dzisiejszy piątek dniem wolnym i choć mam na co się uczyć na razie sobie odpoczywam, mogę zatem robić przyjemne rzeczy takie jak bieganko, ćwiczenia na macie oraz PIECZENIE TART (ang. Pie) chociaż jest też angielskie słowo tart.
Muszę przyznać że robienie pie crust nadal jest dla mnie wyzwaniem - wyrabianie ciasta (przypomne uzywa sie lodowatego masła i miesza to z mąką uważając na to żeby się to maslo cale nie roztopiło tylko po prostu "pea-sized" kawalki masla obtoczone mąką. No i to jest mega cięzkie w takich temperaturach (dlatego juz teraz zaplanowalem sobie ze dopóki nie nadejdzie zime to będę takie rzeczy robil o 5-6 rano, dzis o tej godzinie sobie ćwiczyłem na macie i bylo calkiem chlodno). Wiec jest wiecej czasu na pracę z ciastem.
Ale przynajmniej jestem juz na 99% pewny że już mi nigdy nie spłynie to ciasto podczas pieczenia (jeżeli źle się schłodzi pie crust to w piekarniku maslo się roztapia za szybko w cieście i spłwa na dno formy ze śćianek...). ale jeden pan w przepisie btw zajebiście mi wszystko wyjasnil i mimo ze własnie wam opisuje moje trudności to mimo wszystko o wiele wiele więcej rzeczy jest dla mnie teraz całkiem intuicyjne w tym pieczeniu i za 5-10 tart mam nadzieję radzić sobie z tym juz w miarę dobrze. Tą poradą jest umieszczenie ciasta w formie i zamiast do lodówki na 15min, 30min czy ile tam w danym przepisie radzą, daje sie na 1h do zamrażalki a konkretnie - aż ciasto zamarznie na kamień. Wówczas gdy pieczemy maslo oczywiscie tez sie roztapia bo jest w piekarniku ale nim to się stanie to wystarczająco duzo ciasta robi się juz upieczone i trzyma kształt. (btw jak ktos nie ma obciążeń do pie crust (takie ceramiczne kulki z allegro z 30zl kosztuje a nie wiem czy jedno opakowanie mi starczy bo mam formę 24cm i 5cm wysokości na wysokości mi bardzo zależało - choć w planach jest przejście na szklanego pyrexa tak czy inaczej) to zwykle zalecają uzycie suchej fasoli, soczewicy czy ryżu - ale ponieważ to juz potem sie do jedzenia nie nadaje, a nawet do wielkrotnego wykorzystania w ten sposob sie nie nadaje bo prędzej czy później się to zjara (u mnie przy drugim pieczeniu) no i macie spalenizny zapach co moze na smak tarty wplynąc - ja polecam obiążąć cukrem (solą niby tez ale cukier jest bezpieczniejszy póki co no bo nie robilem tego za wiele razy a sól potencjalnie wiecie no jest slona mocno).
Trzecią rzeczą z którą wciąż mam jednak problem jest rozwałkowanie tego ciasta np teraz każą schłodzic 2h a potem wyjme i to bedzie jak kamien... i nie bede mogl tego rozwalkowac przez 10min. Ale moze chodzi o to zeby maslo zamarzło spowrotem i potem wyjmujesz czekasz 10min aż będzie sie dało rozwałkowywać a kawalki masla pozostaną w miarę twarde. W zasadzie to nie rozwałkowanie jest takie trudne tylko przeniesienie tego potem do formy... zwlaszcza ze wiekśzosc przepisow jest na 2 porcje ciasta a u mnie jakos 1/2 tego czyli teoretycznie 1 porcja to jest za mało - tzn jak rozwalkuje na odpowiednio duza powierzchnie to mam za małą grubość ciasta.
Ale tak czy inaczej w planach są 2 tarty - prawdopodobnie blueberry pie i apple pie lub truskawka/rabarbar zamiast jablkowej. Jedna dla mnie i mamy druga dla kolezanki na urodziny.
Chcę piec sporo tart bo mozliwosci jest praktycznie nieskonczenie wiele - tzn z 30 XD bo z wielu owocow mozna, mozna wiele na bazie czegoś typu custard i mozna tez takie czekoladowe czy z jakims kremem itd, a nwaet mozna piec sernik w czymś typu pie crust tylko bardziej takie crust z herbatnikow czy czegos wtedy.
btw jakiego serka byscie uzyli jako "cream cheese" bo u nas sie robi sernik na twarogu ale u nich cream cheese to nie jest to samo co serek śmietankowy taki na kanapki, podobno philladelphia pasuje jako cream cheese ale kurde to nie byl drogi serek? a jednak na sernik to z 500g potrzeba
Tak wiec dzis: bieganko, cwiczenia, 2 tarty upiekę albo tyle ile zdążę z upieczenia 2 tart. IMO produktywny dzien
I moze napisze jakies posty dla was (no i jeszce musze bloga ogarnac, opis, moze wygląd troszke chociaz bo chyba na poprzednim mimo wszystko miałem zrobione coś)
2 notes
·
View notes
Text
It's zaliczenia season 😑
2 notes
·
View notes
Text
Ustawiłem soboie 111h lq fasta, codzienny limit to 50kcal, jedynie w piątek będzie to 80kcal bo tego musa zjem. Zobaczymy jak się będę czuł później ale narazie nie czuje zbyt wielkiego głoda, jedyne to martwie się tym piątkiem...bieg wytrzymałościowy w same południe gdzie będzie 27°C nie brzmi za dobrze😭 jedynie + za spalenie dużej ilości kalorii!! Myślę czy nie zgłosić np albo ublagac o zwolnienie mame ale typo już będzie wkurwiony bo noe ćwiczyłem w tym tygodniu jeszcze a poza tym wolałbym się jednak przygotować do zaliczenia na ocene... no cóż najwyżej zemdleje albo się wypierdole na boisku i soboe pościeram kolana i łokcie i mnie matka wydziedziczy jak wrócę poobijany. Raz się żyje ig
4 notes
·
View notes