#zaliczenia
Explore tagged Tumblr posts
wspstudenta · 7 months ago
Text
Oferujemy profesjonalne usługi pisania prac dyplomowych (licencjackie, magisterskie) oraz prac zaliczeniowych, referatów, esejów i wszelkiego rodzaju tekstów naukowych. Nasz zespół składa się z 16 doktorantów, Opracowania tworzone przez nas są zgodne ze standardami uczelni. Współpraca z nami jest komfortowa i na wysokim poziomie, dlatego nasi klienci mogą być pewni, że otrzymają pracę zgodną z oczekiwaniami. (jest podpisywana umowa, chyba, że klient sobie tego nie życzy, gdyż też mieliśmy takie sytuacje).
Nasi doktoranci tworzeniem tekstów naukowych zajmują się od minimum `5 lat, co pozwala nam właściwie podejść do każdego tematu i problemu naukowego.
Do każdego zlecenia podchodzimy z należytą starannością, licząc na częstą współpracę oraz na dalsze polecanie naszych usług. Specjalizujemy się m.in. w pisaniu/redagowaniu oraz poprawie wszelkiego rodzaju tekstów naukowych, począwszy od referatu do pracy doktorskiej, ustalaniem tematu, konspektu, bibliografii, teorii, badań. Realizowaliśmy zlecenia z bardzo wielu dziedzin, dlatego też jesteśmy w stanie pomóc prawie każdej osobie, która zwraca się do nas z prośbą o pomoc. Do każdego przesłanego tekstu bądź fragmentu dołączamy raport anty-plagiatowy (Pamiętaj to nie to samo, co JSA!).
NASZĄ POMOC CECHUJE INDYWIDUALNE PODEJŚCIE DO KAŻDEGO ZAGADNIENIA, JAK RÓWNIEŻ ZREALIZOWANIE GO TERMINOWO I NA WYSOKIM POZIOMIE NAUKOWYM. ZAPRASZAMY DO KONTAKTU PRIV BĄDŹ POD ADRESEM E MAIL: 📩📩
STRONA WWW Z FORMULARZEM KONTAKTOWYM:🐼 HTTPS://WSPSTUDENTA.PL 🐼
0 notes
aresonist · 10 months ago
Text
wstalem z drzemki po maturalnej i ciesze sie bardzo ze moge powiedziec ze nareszcie nie boli mnie wszystko i nie chce mi sie wymiotowac oby tak dalej
6 notes · View notes
lwieserce · 10 months ago
Text
I am about to have the worst exam of my life and its for a subject thats worth 2 ects AT MOST
5 notes · View notes
korovamlecznybar · 1 year ago
Text
so. stressed out
2 notes · View notes
minecraftdog · 2 months ago
Note
Tumblr media
Here. Now you can pretend you're learning ancient magic so it's more fun
Ps. Hi! I got a job interview scheduled so I can hopefully leave my shit job soon🥳 . Hope your exams go well :D
good luck on the job interview!!!!
thank you, that's so freaking cute that you made that for me 🥺💙
1 note · View note
dawkacynizmu · 4 months ago
Text
Tumblr media
środa 30.10
۶ৎ podsumowanie dnia
zjedzone — 800 kcal
wpisy (te dluzsze) znowu wstawiam nieregularnie bo uwazam swoje dni za zbyt monotonne aby je opisywać. czasem nawet bardzo nudny dzien moze byc uratowany przez jakies ciekawe przemyslenie. lub temat jaki chcialabym poruszyc ale nawet tego mi ostatnio brakuje. dzis nacykałam od niechcenia sporo zdjec wiec stwiedzilam ze juz cos wstawie :3
naprawde szlam do tej szkoly z dobijajaca niechecią, jedynie 4 lekcje a potem klasowe wyjscie do kina. mialam ochote zrobic sobie wolne ale do zaliczenia mialam test z historii. pisalam jako jedyna (bo reszta klasy zaliczyla w formie projektu) i pytania to mi dal nauczyciel wybitne. po prostu dał jedno wydarzenie i kazał napisać co wiem xDd potem sie mnie zapytał czy moze sobie cos zanotowac na odwrocie mojej pracy bo nie ma nic innego pod ręką, odpowiedzialam ze tak ale bedzie musial mi przez to podwyższyć ocenę i odparł że to przemyśli. rano pilam przepłaconą kawe w kawiarni bo zaczynalm lekcje na pozna godzine. czytam cleopatre i frankenstein i jest to naprawde ksiazka w moim klimacie, napis na okładce "dla miłośników ottessy moshfegh oraz phoebe waller bridge" nie kłamał .
Tumblr media
na angielskim pisalam list formalny i tak mega mi nie poszedl xd 200 slow na styk niemalże chyba ze sie jeblam w obliczeniach i było mniej. przed lekcja mialam dziwne przeczucie "sprawdz jak grzecznie zapytac o wypłate po angielsku" sprawdzilam i akurat przydał mi się ten zwrot. zamiast dwoch ostatnich lekcji szlismy do kina na "niepewnosc. zakochany mickiewicz" i o wlos prawie spierdolilam na chate zamiast na to isc mimo ze zaplacilam. jakies tam przytloczenie zmeczenie i te sprawy, ostatecznie poszlam ale jak idac mijalismy moj przystanek zupelnie na powaznie planowalam odlaczyc sje od grupy i jechac do domu. film chujowy ale nagrany w bardzo ładnej lokalizacji przez co przez pierwszą godzinę oglądałam z przyjemnością. fabuły to on praktycznie nie miał i przez dwie godziny napalony adam latał za laską kiedy w tle jego przyjaciele podejmowali dzialania na rzecz polski itp. film czasem zaczynal jakies watki po czym w ogole do nich nie wracal, mega tego nie lubie
Tumblr media
moją nową hiperfiksacją jest oglądanie recenzji filmowych i robiłam to dzis przez 2 godziny
pisze wciaz prace na olimpiade ale z tylu glowy mialam takie kurwa mac ja tego nie skoncze i zeby zmusic sie do dzialania zglosilam nauczycielce ze do jutra jej wysle takze ten ciekawa noc sie zapowiada. ostatnio naduzywam okreslenia takze ten.
towarzyszy mu jakies poczucie odrealnienia i nadmiernego analizowania swojego zycia ze wszystkich mozliwych aspektow np stojac na przystanku patrzylam sie przez kwadrans na jakiegos chlopa nie dlatego ze mi sie podobal czy cos z tych rzeczy tylko dlatego ze uswiadomilam sobie ze nie jest on jedynie elementem otaczajacej mnie rzeczywistosci ktory wyparowuje tak szybko jak odjezdza moj autobus i trace go z pola widzenia, a ma on wlasne zycie mysli uczucia i jest czlowiekiem tak samo jak ja i ciezko mi bylo to pojąć. mam nadzieje ze nie myslal ze go napastowałam wzrokiem.
Tumblr media
w autobusie chwile rozmawialam z jedna laska i typem ale wolalam patrzec sie w szybe jak w smutnym teledysku i mysle ze to moze byc jedna z mini przyczyn moich braku znajomych bo ja naprawde bardzo czesto wybieram samotnosc ponad socjalizacje. chcualabym byc jedna z tych osob co czerpie przyjemnosc ze small talkow o szkole albo rozmow z randomami o pogodzie ale ja wole sluchawki
bardzo lubie okreslenie mgla mozgowa, czesto uzywam i dzis zdarzyla mi sie sytuacja pasujaca do tego jak nic innego, pilam kawe i jadłam jabłko, jak juz skonczylam oba to do pustego kubka wrzucilam ogryzek. kubek i łyżeczke wyjebalam do kosza na smieci a ogryzek do zlewu i nie ogarnelam dopoki moja mama tego nie zauwazyla.
nie ide jutro do szkoly bo musze wydrukowac prace na olimpiade a jedyne miejsce w ktorym moge to zrobic to biblioteka zamykajaca sie o godzinie mojego powrotu, lol. dzis pierwszy raz w tym roku szkolnym wracalam do domu po ciemku, dziwne uczucie znowu to przezywac.
nic nie wnoszące zdjęcie kanapek.
Tumblr media
26 notes · View notes
myslodsiewniav · 2 months ago
Text
Święta trochę + +kontrola u lekarza + sylwester + "nowy członek rodziny"
3-01-2025
Witam w nowym! :D
Zrobiłam sobie tutaj listę rzeczy do spisania: https://www.tumblr.com/myslodsiewniav/771314358300065792/rozdzia%C5%82-ostatnie-dni-roku-2024-%C5%9Bwi%C4%85teczny?source=share
... ale nie mam ZNOWU czasu na wywalenie tego wszystkiego z głowy, bo czasu coraz mniej, a muszę cisnąć zaliczenia. Ech. Niestety. Nadal czuję, że maraton trwa, a NAPRAWDĘ się udało mi się wylogować z życia na 2 dni i dziś nieco bardziej zregenerowana mogę się brać za robotę.
Nawiązując do tego co opisywałam w poprzednim wpisie - że nie chcę "odhaczać" kontaktu ze znajomymi: udało się, ale małymi kroczkami. Tak fajnie sobie powymieniałam literki z Asią - a tak dawno tego nie robiłam. To było dobre.
Konkluzja taka: muszę odpocząć by mieć siłę na interakcje. Tak nie częściej niż kontakt do bliskich raz w tygodniu.
Kolejna rzecz: w sylwestra byłam padnięta. Poszliśmy w rezultacie do mojego kumpla, tam czekał kolejny kumpel i spędziliśmy wieczór na żarciu, na oglądaniu naprawdę złych filmów (tak złych, że aż śmiesznych), zasypiałam ze zmęczenia chyba dwa razy, ale czułam się generalnie dobrze. Po filmie skupiliśmy się na grze w pogromców wampirów (zrobiliśmy kampanię z samych starych dziadów na mapie - ja grałam starym dziadem z czosnkiem, Programista starym dziadem z biblią, O. starym dziadem z mieczem, a S. grał starym diabłem xD we włochatej szmacie - co znowu obudziło całkiem zabawna rozmowę o socjologii i patriarchacie w zwykłych tropach popkulturze, tj. mogłabym grać starą babą z czosnkiem, gdyby była taka opcja, ale nie było takich postaci do wyboru) i ku niezadowoleniu S. zawinęliśmy się o 2 w nocy do domu, bo obydwoje byliśmy padnięci.
Nasze psiątko bardzo cierpi przez tych debili od fajerwerków (w dupie by sobie odpalili... ) - czasem po prostu biega po domu z podwiniętym ogonem i sapie, a czasem jest jak galareta. Panika na maksa. Ech. Dlatego od kilku dni dostaje leki na uspokojenie, a w sylwestra dostała na 30 min przed północą lek usypiający. Zasnęła, przespała największe bombardowanie zza okien, a jak się obudziła to domagała się aktywnie zabawy z nią: biegała ze swoim pluszowym szczurem w pyszczku i wciskała go w ręce (ręce trzymające pady) wszystkich po kolei. :D Fajnie było ją zobaczyć tak wesołą.
S. w ogóle fajnie zauważył: nasz pies na lekach uspokajających po prostu nie pamiętał by szczekać na wielkiego wujka, więc pierwszy raz od 2 lat S. miał szansę w ogóle się jej przyjrzeć (inaczej wściekle na niego ujada - nie dość, że nie widujemy się na tyle często by przywykła do jego zapachu, to jeszcze nie pomaga to, że S. jest wieeeeeeeeeeelkim, prawie 2m wysokim, potężnym mężczyzną, z brodą, tubalnym głosem... jak wstaje by mnie przywitać to jest niczym olbrzymi niedźwiedź - pies nie widzi niego buzi). Uznał, że to śliczny piesek wyglądający jak "smok w azjatyckim stylu". Zachwycił się jej naglą potrzebą przytulania... No, miłe to było. Fajnie słuchać pochwał swojego psiecka, tym bardziej, że sama zauważam tę zmianę.
Wracając do mojej listy z poprzedniego posta:
1 - Święta u mojej rodziny.
Wszystkie plany wzięły łeb, bo w noc z 22 na 23 grudnia siostrzeniec przeżył swoją pierwszą grypę żołądkową i pierwsze wymiotowanie. To normalnie nieciekawe doświadczenie, ale pierwszy raz to musi być wyjątkowo paskudna niespodzianka. Nie dziwię się, że malucha zmiotło z planszy. :( W rezultacie siostra i Szwagier odwołali swój wyjazd do jego rodziny, a do moich rodziców wpadła tylko moja siostra przepraszając, że jest jedynie "słabym substytutem". Zdziwiło mnie to i jakoś tak... uraziło? Całe życie z nią święta spędzam i super, że mogłam ją zobaczyć, a ona nagle, że jest "słabym substytutem", bo przecież - według nie, jak już wyelaborowała wynikanie które zaszło w jej głowie - wszyscy chcieli zobaczyć jej synka i zobaczyć, jak on pierwszy raz wyciąga spod choinki prezenty itp.
To znaczy u mnie w rodzinie zawsze najmłodszy wyciąga prezenty spod choinki. To chyba nie jest reguła? Tak mi się wydaje. U O. spod choinki też prezenty wyciąga najmłodsza, ale bardziej chodzi o to, by była to nie tyle najmłodsza osoba w domu/przy stole, a by był to przedstawiciel najmłodszego pokolenia, który założy czapkę biskupią - to ta czapka (taka wysoka, czerwona, ozdobiona złotymi wstęgami, bardziej zgodna z tradycyjnym katolickim wizerunkiem Mikołaja, niż tym bajkowym, a potem zaanektowanym przez Coca Colę) to ta czapka jest rekwizytem upoważniającym kogoś do wyciągania prezentów spod choinki u mojego partnera w rodzinie.
U mnie trzeba po prostu być najmłodszym.
No więc najmłodszy w rodzinie jeszcze nie miał okazji skorzystać z tego przywileju, może za rok.
Niemniej zjedliśmy sobie kolację Wigilijną.
Jak się cieszę, że było TAK normalnie. Naprawdę normalnie! Gdy przyjechałam zajęłam się wykładaniem prezentów, potem zapytałam mamy "W czym ci pomóc, mami?", a ona do mnie "A nie trzeba, już wszystko przygotowane" i tu uśmiech i przytulas, a zaraz za tym do mojego partnera woła zdrobnieniem jego imienia i dodaje "pomóż mi w kuchni" xD xD xD No myślałam, że jebnę xD. Mama zachwycała się, że on taki ogarnięty jest, chciała wciąż jego pomocy. xD Tata w tym czasie biegał w t-shircie w kolorze różowym z czerwonym wzorkiem palm i plaży. Pytam go czy ma zamiar się przebrać, a on, że miał, ale siostra go wyciągnęła spod prysznica (by przywiózł ciasta) i jakoś mu się ode chciało przebierać, że w tej koszulce jest mu wygodnie. Było to dziwne... ale w sumie nikomu to nie przeszkadzało. Wszyscy poza tatem byliśmy odstrzeleni w koszule, sukienki itp, ale samo to, że było mu wygodnie w różowym t-shircie było ok. I to był tak fajne...
Weszły rozmowy o tym jakie powinny być uszka: z grzybami, nie lubię jak w uszkach jest kapusta - okazało się, że to dlatego, że w mojej rodzinie nigdy nie robiono uszek z kapustą i grzybami, bo to farsz do pierogów - zarówno ze strony mamy i taty uszka były z grzybami. Po prostu mam dysonans jedząc uszka z kapustą i grzybami, bo to powinna być inna potrawa, której tak swoją drogą nie lubię.
Moi rodzice bardzo lubią pierogi z kapustą i grzybami, jak i siostra nie przepadamy. Babcia (mama taty) robiła na święta 3 rodzaje pierogów: ruskie, z kapustą i grzybami oraz z kaszą, skwarkami i ziemniakami. Tych ostatnich nie jadałam nigdzie indziej na święta, a były naprawdę pyszne. Natomiast ruskie pierogi to moje (i mojej siostry) ulubione, więc się nimi opchałam u rodziców, wiedząc, że u rodziny O. (gdzie mieliśmy spędzić kolejne 2 dni) jada się WSZYSTKO z jednym farszem: kapustą z grzybami. xD
Leciały różne rozmowy: siostra znowu chciała wejść na temat szczepionek, ale umówiłam się z O. (którego szlag trafia po chwili słuchania argumentów w tym obszarze tematycznym), że w razie gdyby poruszono ten temat, to nie daję go ciągnąć, ani nie próbuję przedstawiać racjonalnym argumentów i powoływać się na badania (w co zwykle wchodzę w relacji z moją siostrą... ech) - niech temat umrze. No i umierał.
Rodzice opowiedzieli mi jak prawie ich naciągnięto na olbrzymi wydatek w sklepie. Otóż tuż przed Świętami kupili nowy telewizor - był wart 2000 zł, ale dodano im ubezpieczenie, dodano jakieś tam "dowozy do domu", jakieś niby ekstra coś-tam co niby było niezbędne by telewizor działał i w rezultacie podpisali umowę na ponad 4000zł... Jak się Szwagier o tym dowiedział, to razem z siostrą ich opieprzyli, zawieźli ich do sklepu, rozwiązali umowę - nie bez przygód, bo sprzedawcy zaczęli grozić mojej mamie jakimiś konsekwencjami z banku, że będzie od teraz miała problemy z jakiegoś powodu, całe szczęście Szwagier odbił na spokojnie te wszystkie groźby, powołał się na prawo i zaczął nagrywać sprzedawcę, który spotulniał dopiero wtedy i oddał moim rodzicom pieniądze. A potem Szwagier zawiózł ich do innego sklepu, pomógł zawrzeć rozsądną umowę na lepszy telewizor i zamknęli się w kwocie poniżej 2k zł. I super, Szwagier nr 1 został bohaterem.
Co nie zmienia faktu, że gdy słuchałam tego wszystkiego to miałam oczy jak żetony. Nikt mi o tym nie pomyślał by opowiedzieć wcześniej!? Ale rodzice natychmiast zaczęli mnie i O. prosić o to byśmy im już nie tłumaczyli jak głupio dali się naciągnąć, że już wiedzą, że już dostali naprawdę dłuuuugą połajankę od mojej siostry i Szwagra nr 1, że teraz wiedzą, że następnym razem, jak będą chcieli kupić coś drogiego to się go muszą poradzić...
No... jakoś mi się wydaje, że jak przyjdzie co do czego to i tak zapomną o tym by się skonsultować.
To nie pierwszy raz jak dali się naciągnąć ale też nie sądzili, że w oficjalnym sklepie zostaną ofiarami własnej niewiedzy i naiwności, bo przecież rozmawiali ze specjalistami itp...
Ech.
Tata też podniósł temat nazwiska. To znaczy zjedliśmy sobie i chillowaliśmy, razem z moim narzeczonym poszłam zaparzyć kawę do kuchni. Ja wracałam już do pokoju i usłyszałam, jak tata takim rozmarzonym tonem opowiada rzeczywistość: "No, to pojedliśmy. Choinka jest. Wnusia, nie ma, ale jak wyzdrowieje to będzie. Piekląca się córcia przyszła w reprezentacji swojej rodziny. A X-ksińscy uwijają się w kuchni. No, staruszka, powiem ci, że świetne święta" - no, jak się go słuchało, to czuło się radość, spokój i dumę. Uśmiecham się do niego i tak zaczepnie rzuciłam, że ja jeszcze nie jestem X-sińska, że to nazwisko mojego partnera, a ja jestem TuNaszeNazwiskoRodowe. Na to tata w śmiech, że przecież będę X-sińska, bo chyba chcę wyjść za mojego narzeczonego, prawda? Na to ja, zupełnie pewnie i spokojnie, podając mu spodeczek z filiżanką kawy, że akurat nazwiska nie chcę raczej zmieniać. Ponad 30 lat żyję z tym nazwiskiem i lubię je. No i tym tacie zafundowałam po prostu strzałę w serce: tak się zmartwił! Głębokie zranienie i rozczarowanie. Zaczął mnie z powagą przekonywać, że nie mogę tego zrobić mojemu partnerowi. Pod żadnym pozorem! Że przecież go tak zranię! Że to zakończy nasz związek, a wyglądamy przecież razem tak fajnie! Że muszę przyjąć nazwisko. Dlaczego? Nie potrafił wyjaśnić, ale to dla niego było tak emocjonalne, że mam ochotę go o to wypytać, jak już sobie kupię sprzęt do robienia wywiadów. Bo to ciekawe! To dla niego poruszający temat.
Wcięła się natychmiast siostra, już podkurwiona, pytając czy ojciec ma coś do tego, że ona zostawiła sobie nazwisko rodowe? Że co mu nie pasuje z dwuczłonowymi? Że o co chodzi mu? (ale tonem, który brzmiał raczej jak "nie wypowiadaj się, bo jeszcze słowo, a przegryzę ci tętnicę") i zaraz do mnie wyskakuje, że nie poleca mi zostawiania dwuczłonowego nazwiska, że na postawie własnego doświadczenia poleca by tą część sobie oszczędzić, bo długie to, niewygodne, długo się pisze. To całkiem zabawne - dwuczłonowe nazwisko mojej siostry ma mniej znaków niż nazwisko mojego partnera xD.
I chyba wtedy do mnie trafiło, że oni nie zaczaili o co mi chodzi. Ja nie rozważam dwuczłonowego nazwiska. Ja rozważam zupełny brak zmiany nazwiska przy zmianie stanu cywilnego.
Gdy to wyjaśniłam oni serio zamarli patrząc w szoku na wchodzącego do salonu O. niosącego kolejne filiażanki z kawą w rękach. I temat umarł jakby spodziewali się, że gdy on to usłyszy to się wywiąże jakaś przykra kłótnia xD
To mnie bardzo rozbawiło, bo... my mamy to obgadane, obcykane. I on jest z tym ok. To znaczy jak byliśmy na początku naszego związku on mówił o tym, że bardzo chciał, aby jego żona była "jego" też nazwiskiem. Ale też miał przykre doświadczenia w relacjach, a w relacji ze mną... czuje się super i nie potrzebuje "znaczyć terenu" w ten sposób.
A ja się coraz bardziej przekonuję, że chcę być żoną, ale na tyle lubię swoje nazwisko i uważam je za fajne, że nie chcę i nie potrzebuję zmieniać go...
Przynajmniej na tę chwilę.
Kolejna sprawa: prezenty ode mnie. Kalendarze. Moja mama nie zczaiła kto jest w kwietniu - mówiąc jej "to ty i twoja siostra", mama na to "nieeee?", a na to tata "nie, to ty i moja-druga-córka" wciska mi, autorce ilustracji, że źle widzę. Pytam go "A która z nas ma burgundowe włosy i która ma krótkie siwe?" na to tata wzruszył ramionami xD.
Nie poznał też siebie w lipcu - siostra mu przez śmiech tłumaczyła "to ty! Tu grasz na gitarze, jesz truskawki, a w tle na boisku biega twój wnuk za piłką". Tata jak usłyszał "piłka" to niemal wyrwał kalendarz siostrze z rąk "A, nie! A jak! Tak, będę go zabierał na boisko! Oj, nie wybaczę sobie, jeżeli nie dożyję bieganie z małym po boisku! Nie macie pojęcia jakie to moje marzenie..." - myślałam, że się rozryczę. Nie lubię jak rodzice wspominają o śmierci, a z drugiej strony nieuchronność i bliskość śmierci w mojej rodzinie jest taka jakby oswojona. Miło mi, że udało mi się narysować jego marzenie - taka wizualizacja.
Mama się straszliwie śmiała ze swojej strony - bo przypominał jej chyba jej własną mamę. Bawiły ją dwie psu-wnusie.
Obydwoje rodzice wyśmiali podobiznę cioci "ale je duże cycki zrobiłaś". No, super. :( Ale tata i siostra przyznali, że wygląda turbo podobnie.
Siostra mamy dostała kalendarz we właściwą Wigilię - pisała mu później, że zrobiłam jej olbrzymią przyjemność. :)
Ale mój kalendarz zaliczył wtopę: w grudniu umieściłam kuzynkę, córkę cioci, z jej rodziną. NIE WIEM DLACZEGO zapamiętałam, że kuzynka i jej mąż mają złotego labradora. Słyszę o nim często - bo to przyjaciel wnuczki cioci, więc jak rozmowa schodzi na małą to naturalnie pojawia się kontekst jej pieska. Raz z małą rozmawiałam na facetime - i nie widziałam psa, ale słyszałam, że schował się po drugiej stronie kamery. Wiem jak się nazywa i że jest (był) o wiele większy od dziewczynki. A okazało się, że to owczarek niemiecki długowłosy - podobno faktycznie bardziej kremowy niż czarny, ale to na pewno nie jest labrador. Więc wtopa... A z drugiej strony - to pokazuje, jak znikomy kontakt mam z kuzynką. Chciałam cioci zrobić przyjemność i to się udało przynajmniej....
Po kawusi 23 grudnia moja siostra zawinęła się by dołączyć do swojej rodziny. Cały czas prosiła nas, żebyśmy jej nie przytulali - żebyśmy nie zarazili się jakimiś zarazkami, którymi może po prostu być zainfekowana. Więc się pożegnaliśmy na odległość i O. zawiózł ją do domu... a jeszcze nim O. wrócił z tego odwożenia, to zadzwonił Szwagier nr 1 z informacją, żebyśmy wszyscy na siebie uważali, bo moja siostra ledwo dobiegła z samochodu do mieszkania i dopadła muszli męczona wymiotami, jak jej syn dzień wcześniej...
Pomogliśmy mamie sprzątać, wzięliśmy kąpiel - bo naprawdę byliśmy wykończeni...
Na tym nowym telewizorze rodziców uruchomiłam jedno ze swoich kont Netflixa, taki prezent na święta im dałam spontanicznie - wspólnie z rodzicami oglądaliśmy, już przebrani w pidżamy, "Rok 1670". To nasze drugie podejście do tego serialu - O. porzucił rok temu oglądanie, bo go nie bawił. Ja obejrzałam wszystko, ale bez fajerwerków. Tym czasem w Wigilię u rodziców śmialiśmy się wszyscy jak głupi. Siadł nam humor, siadło wszystko. Naprawdę się świetnie bawiłam.
Kiedy szliśmy do łóżka - zgodziłam się na nocowanie w domu rodziców i to był trigger, bardzo nie lubię tego mieszkania, tego małego miasta, tego braku prywatności (nie mogę się zamknąć na klucz w pokoju, nie mam wpływu na to kto i kiedy do niego wejdzie itp), tego zimna mieszkania w starej kamienicy. Cały czas w głowie odpalała mi się bliska paniki myśl "nienawidzę tu być" - ale to za mocne słowa w stosunku do tego co czułam, czułam niepokój, czułam że nie lubię tam być i czułam smutek. Nie wiem skąd tak silna myśl, chyba nigdy tego na dobre nie przepracowałam.... jak będę miała przestrzeń to muszę się temu uczuciu przyjrzeć). Kiedy szliśmy do łóżka nasza sunia biegała przy nas jakby nie dowierzając, że nie zamierzamy jej porzucić. Biedne maleństwo. Pilnowała nas panicznie, a w nocy wstawała by powąchać moją buzie (normalnie tego nie robi, a to było coś w stulu "mamo, sprawdzam, czy jesteś prawdziwa i czy mnie nie porzucisz na zawsze na 2 dni u bapsi" biedne maleństwo z lękiem separacyjnym). Zaś O. do snu poruszył temat: że zaskoczyły go życzenia od mojej siostry przy łamaniu opłatkiem. Wyznała w taki bardzo wzruszający sposób, że bardzo się cieszy, że jest w naszej rodzinie, że widzi, że uszczęśliwiamy siebie i że dla mojej siostry jest już jak brat. To było bardzo poruszające i ważne.
No, emocji dużo.
I dużo rozmów.
I chyba tu skończę opisywanie ważniejszych rzeczy ze świąt w mojej rodzinie. Teraz nie mam czasu na opisanie świat u teściów, a też chcę to zrobić, bo też było dużo emocji, wiadomości i rozmów. Dużo we mnie się dzieje.
6 - Nowy członek rodziny.
28 grudnia 2024, wieczorem, gdy razem O. leżeliśmy w łóżku padnięci po pierwszej drzemce po nocnej wyprawie na górski szlak zadzwoniła do nas jego siostra. Domagała się, żebyśmy weszli na facetime jeżeli możemy, bo ma coś ważnego do przekazania.
O. zaczął się śmiać "chyba wiem co!" - tonem, który we mnie wzbudził ciary, bo jego ton był taki, że sama dopiero wtedy pomyślałam "Szwagier nr 2 się oświadczył". Kurde, daj im szansę na zrobienie tego we własnym tempie!
Zaraz siostra mojego partnera zadzwoniła zbiorowo na ich grupkę rodzinną: w okienkach pokazały się twarze teściów, ja i O. leżący w łóżku i buzia uchachanej siostry O.
I przedstawiła nam nową członkinię rodziny: 4-miesięczną sunię, którą za pośrednictwem fundacji ściągnęli z odległego kraju, gdzie jej i jej rodzeństwu wydarzała się krzywda. Zaraz dołączył Szwagier nr 2 i uzupełniał historię o tym, jak szukali pieska, jak bardzo chcieli psiaka. Jak im zależało by to piesek tak-a-owaki.
Ech... no niestety dziś już wiem, że fundacja troszkę ich zrobiła w chuja. Nie kminię jak to jest, że w Polsce tak trudno zaadoptować pieska, że ludzie są poddawani tylu testom, wizytom itp, a tu nagle adoptujesz psa przez agencję i JEB okazuje się, że 4-miesięczy szczeniak, który jeszcze 24 grudnia ważył prawie 8kg, po przekroczeniu granicy i przyjeździe do Polski NAGLE waży ponad 12 kg?
Będzie wielka - wiedzą, że wychowują cielaka, ale póki co są zachwyceni. Będzie miała około 30 kg lub więcej.... Widomo, że ich cielątko ma takie same futro jak nasza psinka, i że póki co daje oznaki lęku, szczególnie przed innymi psami, więc przy tak dużym psem całe szczęście już moga iść do przedszola.
No, jak usłyszałam o psim przedszkolu to poczułam takie ukłucie zazdrosci (ba! zawiści nawet) - też tak chciałam z naszym pieskiem, ale przez jej choroby nie było na to szansy i tyle nas (całą naszą rodzinę) ominęło... Fajnie, bo nasz piesek nie boi się innych psów akurat, ale może po pozytywnych przeżyciach w przedszkolu byłoby jej w ogóle łatwiej behawioralnie?
No bardzo marzyłam o tym, żeby wychowywać szczeniaczka dając jej wszystko co najlepsze - od domku, po psie przedszkole, treningi co tydzień. A to nas ominęło... i smutno...
Więc totalnie zazdroszczę ich ekscytacji z rozpoczęcia zajęć w psim przedszkolu. Też bym chciała...a z drugiej strony, gdybym teraz miała znowu mieć szczeniaczka i przechodzić to co przechodziłam w pierwszych miesiacach życia naszej suczki to bym chyba pierdolnęła na zwał (tj. ja wiem, że moje doświadczenia są podkręcone do potęgi, bo nie tylko miałam małego psotnika, ale też baaaaardzo chorego malca, który nad wieloma rzeczmi po prostu nie panował... Sama była przestraszona tym co się dzieje z nią... a potem straciłam pracę i nagle zaczęła się walka o przetrwanie... no 2023 to był dla mnie trudny rok).
Nowa psiunia w rodzinie ma cechy rodzinnych psów: ma wielkie łapy i perspektywę stać się olbrzymką jak psunia teściów, po naszej ma futerko merle i akurat symetrycznie czarne oczka, a po piesku rodziców Szwagra nr 2 - rozszarpuje zabawki z prędkością 2/h xD
Słodki malec.
8 - Byłam na kontroli u gina.
Przez ten maraton jaki mam obecnie w życiu JAKOŚ nie dopilnowałam kontroli - miałam być na niej co pół roku (bo na ostatniej wizycie ginekolożka zaniepokoiła się rosnącym nowotworem... ale potem wróciłam do domu zaaferowana i razem z O. na spokojnie przejrzeliśmy wszystkie moje badania i wynikało z nich, że nie rośnie bynajmniej, że co najwyżej na przestrzeni lat maleje). A poszła na kontrolę po ponad 2 latach... masakra.
A z drugiej strony: nie mam pieniędzy.... a za tą wizytę i za cytologię zapłaciłam 600 zł. To dla mnie naprawdę dużo. Wiem, że chodzi o zdrowie... ale to dużo szczególnie przy moim okrojonym przychodzie...
Zdrowie kosztuje...
I w sumie są dobre i złe wiadomości: opóźniony okres mam z powodu stresu w jakim trwam.
Cysty z jajnika jednego zniknęły, nowotwór na drugim jest taki jaki był (więc nadal nie wiadomo czy to jest nowotwór czy powiększone ciałko żółte), więc nie ma się czym martwić. Mięśniak nadal jest tam, gdzie był (w najlepszym możliwym miejscu), ale powiększył się o 3mm (nie zaskakujące - przytyłam, więc zburzyła się gospodarka hormonalna i to wpływa niekorzystnie na mięśniaka, już pomijając samo to, że one bywa, że rosną po prostu).
ALE.
Pojawił się kolejny mięśniak - innego rodzaju, jest malutki, ale jest...
No i poruszyłam z ginekolożką to, co mnie niepokoi - że na te chwilę nie chcę być matką i nie wiem czy to się zmieni, na pewno nie w ciągu najbliższych 2 lat, bo muszę skończyć studia, a na mój łeb i generalnie na moje samopoczucie lepiej by podziałało to by wyciąć tykające bomby tj. mięśniaki póki są niegroźne, ale boję się, że jak zgodzę się na operację wycięcia mięśniaków to obudzę się w ogóle bez macicy - bo tak się zdarza. Tak może być. I zostanę zupełnie pozbawiona możliwości decydowania o ewentualnych możliwościach w przyszłości. Cokolwiek chirurg uzna za konieczne, nie?
Na co moja pani doktor nie wiem czy z rutyny czy celowo pominęła mój największy lęk - odparła po prostu, że tak może być. I tyle. Mogę się obudzić bez macicy idąc na operację usunięcia mięśniaków. Nim zdążyłam zadać pytanie jak się przed tym ustrzec, do kogo się udać i jak sprawdzić co mogę, a czego nie mogę zrobić, doktorka zaczęła mi wyjaśniać, że lepiej by było je wyciąć TERAZ, bo po takiej operacji trzeba odczekać co najmniej 2 lata przed próbą zajścia w ciąże, ale uprzednio zamrozić moje jajeczka.
Bardzo byłam pod wrażeniem, jak prosto i sprawnie wyjaśniała mi rzeczy oczywiste dla mnie, ale niekoniecznie oczywiste dla każdego pacjenta. Naprawdę doceniam, jak lekarze zakładają, że ich pacjent nie jest obcykany z medycyna i robią krótki, ale z szacunkiem wykład wyjaśniający sedno problemu.
Objaśniała mi jak działa podział komórkowy. Ze jeżeli zdecyduję się kiedyś na ciążę to podział komórkowy zawsze musi przejść idealnie symetrycznie, wiele, wiele razy, a po 35 roku życia ta możliwość do dzielenia się równo komórek drastycznie spada. Więc lepiej zamrozić moje obecne komórki i spróbować za 2-3 lata jeżeli zdecyduję się na macierzyństwo, niż próbować z 38 letnimi komórkami...
Zaczęła mówić znowu o tym teście dotyczącym jajeczek, o tym do jakich klinik iść zbadać ceny i możliwości. Dodała, że to bardzo nietania impreza, więc lepiej się zastanowić...
Ech... mam wrażenie, że dała mi dużo cennych wskazówek, ale zupełnie obok moich lęków i potrzeb.
Bo ja nie chcę tracić macicy. I chcę być zdrowa.
A na myśl o macierzyństwie odczuwam lęk - dla mnie to jak zdecydowanie się na dobrowolne zagrożenie życia (ciąża).
Wiem, że mam świetnlego partnera - wiem, że z nim mogłbym się zdecydowac na to, ale dużo we mnie jest jednak lęku i obaw...
Poza tym... ja dopiero walczę o swoje godne życie. Nie stać mnie na dziecko.
I o ile rozczula mnie mój siostrzeniec, to nie czuję... że chciałabym uwiązać się do małego czlowieka. Nie odczuwam tego przypływu czułości i miłości, jaki wzbudzała we mnie myśl o adopcji pieska, jaką we mnie wzbudza moja suczka.
Słuchając opowieści siostry, kuzynek i innych kobiet o macierzyństwie, o szkołach, przedszkolach itp nie ma we mnie tak silnych uczuć, jakie wzbudziła we mnie siostra mojego partnera wyznając z ekscytacją, że zabiera swojego szczeniaczka do psiego przedszkola. Wtedy coś we mnie, ssało, bolało, piekło, tęskniło. A gdy myślę o małym człowieku - czuję wyłącznie strach i ulgę, gdy wiem, że nie jestem za żadnego opowiedzialna.
No nie wiem... po prostu chcę mieć opcje...
Musze się zastanowic...
15 notes · View notes
mitsu-the-witch · 4 months ago
Text
Tumblr media Tumblr media
Moja postać ze Starfindera, w którego zagrałam tylko jedną sesję ze znajomymi. Użyłam go też jako zaliczenia na "projektowanie postaci" na studiach.
11 notes · View notes
indira2004 · 3 months ago
Text
23.11.2024 sobota
1. Niezmiernie sfrustrowana zrobiłam wczoraj zadanie z worda. Mam nadzieję, że pani wykładowczyni nie będzie oceniać zadań zerojedynkowo, bo kilka mam wykonanych dobrze tylko częściowo i liczę na uciułanie punktów wystarczających do zaliczenia.
2. Trochę posprzątałam, wyciągnęłam resztę zimowych ubrań; nadal nie mam żadnych szmat przejściowych ani spodni.
3. Chciałam iść na spacer, ale łóżko mnie nie wypuściło rano, a po południu zmusiło do drzemki.
4. Pan Kamil Stoch, znany również jako Kamil Foch, nie zakwalifikował się do drugiej serii w pierwszym konkursie skoków. Ciekawe na kogo będzie narzekał, bo na trenera kadry nie może.
5. Forsa się rozeszła, ale przynajmniej prezent dla rodziców kupiony.
Zestaw noży.
6. Brakuje mi niedziel handlowych.
7. Also, tęsknię za Olą, która olewa mnie od paru miesięcy.
11 notes · View notes
fitgoddessblog · 1 month ago
Text
Szybki update: zapierniczam z nauką do sesji (jutro i pojutrze mam zaliczenia, a w poniedziałek i środę egzaminy) - umi tylko pytania z zeszłych lat, więc trzymajcie za mnie kciuki xd Łączę się w bólu ze wszystkimi studentami 🥺 Chodzę nadal na siłownię, codziennie ja warzywa, dziś też widziałam się z przyjaciółką z Warszawy, ale teraz nadrabiam cały semestr w jedną noc 🫠
PS. Zobaczcie, co chłopak dla mnie zrobił 🥹❤️
4 notes · View notes
kostucha00 · 1 year ago
Text
4 Straszdziernika 2023, Środa 🎃
🥧: 860 kcal
🔥: 50 kcal
💤: 20 min
📙: 0 h
⚖️: 47,8 kg
Hm. W sumie od początku roku szkolnego schudłam prawie 2 kg. No cóż, stres tak na mnie działa. To ile teraz ważę już się niby kwalifikuje do niedowagi (bmi 18,4) ale jakoś nie czuję że ważę za mało. Co prawda EDzio się cieszy bo lubi cyferki a i mnie to nie przeszkadza więc powiedzmy że na razie jest kompromis xD.
* * * * *
Znowu nie poszłam do szkoły. Bo znowu migrena. To się robi naprawdę bardzo upierdliwe. Poprzednią miałam równo dwa tygodnie temu. Jak tak dalej pójdzie, to z frekwencją może się zrobić poważny problem, a w klasie maturalnej już nie przymykają oka na obecności trochę poniżej 50%. Nie żebym teraz taką miała, ale już zdążyłam narobić sobie 33 nieobecności przez migreny. A nie, przepraszam. 29 przez migreny, 4 przez żałobę po śmierci Gambona. O tym drugim oczywiście nie mówię, ale szkoła ma niestety w dupie czy było się w szpitalu, przeżyło katastrofę lotniczą, czy zwyczajnie wagarowało — po prostu ma się cholerną nieobecność, a za usprawiedliwienie ich można co najwyżej dostać 5 z zachowania zamiast 3, co jest zupełnie bez znaczenia, jeśli się człowiek (na przykład ja) nie kwalifikuje do świadectwa z paskiem. I niestety żadne zaświadczenia tu nie pomogą. Z powodu migreny (ba, nawet pieprzonego kataru siennego!) można dostać przedłużony czas na maturze, ale mogą cię do niej w ogóle nie dopuścić przez to że nie chodzisz przez nią do szkoły... Masakra.
Nic na szczęście nic nie straciłam (oprócz lekcji hiszpańskiego, i to drugiej z rzędu) bo wszystkie sprawdziany i zaliczenia były skumulowane na początku tygodnia. W przyszłym tygodniu będzie gorzej. Koniec końców chyba dobrze, że miałam atak migrenowy dzisiaj, a nie za tydzień.
No i ten, jestem zmęczona :P i mózg mi się zacina. Chyba idę spać. Wiem że jest dopiero 20 ale no kurde, zdrzemnęłam się dzisiaj na 20 minut xD. Jutro zaczynamy lekcje w-fem więc najprawdopodobniej ściemnię że mam okres, bo mowy nie ma żebym jutro miała ganiać za piłką. W braku okresu fajne jest m.in. to że można dalej przez tydzień w miesiącu siedzieć na ławce "bo okres" i nikt nie ma jak tego zweryfikować 😈.
31 notes · View notes
driffting · 8 months ago
Text
Co u mnie?
Wczoraj pisałem poprawę zaliczenia (btw nadal czekam na to az mi sprawdzi mimo ze jako jedyny pisałem i trochę mnie to już stresuje...) i teraz mam sporo czasu do moich ostatnich zaliczeń tj. 10 lipca egzamin z tego samego co pisalem wczoraj i 19 lipca egzamin z Psychologii Emocji i Motywacji - zajebisty przedmiot to był i prowadzący. Po prostu sobie w przyszłym tygodniu poczytam teksty które były podane jako obowiązkowe do wykładów i zdam.
Co czyni dzisiejszy piątek dniem wolnym i choć mam na co się uczyć na razie sobie odpoczywam, mogę zatem robić przyjemne rzeczy takie jak bieganko, ćwiczenia na macie oraz PIECZENIE TART (ang. Pie) chociaż jest też angielskie słowo tart.
Muszę przyznać że robienie pie crust nadal jest dla mnie wyzwaniem - wyrabianie ciasta (przypomne uzywa sie lodowatego masła i miesza to z mąką uważając na to żeby się to maslo cale nie roztopiło tylko po prostu "pea-sized" kawalki masla obtoczone mąką. No i to jest mega cięzkie w takich temperaturach (dlatego juz teraz zaplanowalem sobie ze dopóki nie nadejdzie zime to będę takie rzeczy robil o 5-6 rano, dzis o tej godzinie sobie ćwiczyłem na macie i bylo calkiem chlodno). Wiec jest wiecej czasu na pracę z ciastem.
Ale przynajmniej jestem juz na 99% pewny że już mi nigdy nie spłynie to ciasto podczas pieczenia (jeżeli źle się schłodzi pie crust to w piekarniku maslo się roztapia za szybko w cieście i spłwa na dno formy ze śćianek...). ale jeden pan w przepisie btw zajebiście mi wszystko wyjasnil i mimo ze własnie wam opisuje moje trudności to mimo wszystko o wiele wiele więcej rzeczy jest dla mnie teraz całkiem intuicyjne w tym pieczeniu i za 5-10 tart mam nadzieję radzić sobie z tym juz w miarę dobrze. Tą poradą jest umieszczenie ciasta w formie i zamiast do lodówki na 15min, 30min czy ile tam w danym przepisie radzą, daje sie na 1h do zamrażalki a konkretnie - aż ciasto zamarznie na kamień. Wówczas gdy pieczemy maslo oczywiscie tez sie roztapia bo jest w piekarniku ale nim to się stanie to wystarczająco duzo ciasta robi się juz upieczone i trzyma kształt. (btw jak ktos nie ma obciążeń do pie crust (takie ceramiczne kulki z allegro z 30zl kosztuje a nie wiem czy jedno opakowanie mi starczy bo mam formę 24cm i 5cm wysokości na wysokości mi bardzo zależało - choć w planach jest przejście na szklanego pyrexa tak czy inaczej) to zwykle zalecają uzycie suchej fasoli, soczewicy czy ryżu - ale ponieważ to juz potem sie do jedzenia nie nadaje, a nawet do wielkrotnego wykorzystania w ten sposob sie nie nadaje bo prędzej czy później się to zjara (u mnie przy drugim pieczeniu) no i macie spalenizny zapach co moze na smak tarty wplynąc - ja polecam obiążąć cukrem (solą niby tez ale cukier jest bezpieczniejszy póki co no bo nie robilem tego za wiele razy a sól potencjalnie wiecie no jest slona mocno).
Trzecią rzeczą z którą wciąż mam jednak problem jest rozwałkowanie tego ciasta np teraz każą schłodzic 2h a potem wyjme i to bedzie jak kamien... i nie bede mogl tego rozwalkowac przez 10min. Ale moze chodzi o to zeby maslo zamarzło spowrotem i potem wyjmujesz czekasz 10min aż będzie sie dało rozwałkowywać a kawalki masla pozostaną w miarę twarde. W zasadzie to nie rozwałkowanie jest takie trudne tylko przeniesienie tego potem do formy... zwlaszcza ze wiekśzosc przepisow jest na 2 porcje ciasta a u mnie jakos 1/2 tego czyli teoretycznie 1 porcja to jest za mało - tzn jak rozwalkuje na odpowiednio duza powierzchnie to mam za małą grubość ciasta.
Ale tak czy inaczej w planach są 2 tarty - prawdopodobnie blueberry pie i apple pie lub truskawka/rabarbar zamiast jablkowej. Jedna dla mnie i mamy druga dla kolezanki na urodziny.
Chcę piec sporo tart bo mozliwosci jest praktycznie nieskonczenie wiele - tzn z 30 XD bo z wielu owocow mozna, mozna wiele na bazie czegoś typu custard i mozna tez takie czekoladowe czy z jakims kremem itd, a nwaet mozna piec sernik w czymś typu pie crust tylko bardziej takie crust z herbatnikow czy czegos wtedy.
btw jakiego serka byscie uzyli jako "cream cheese" bo u nas sie robi sernik na twarogu ale u nich cream cheese to nie jest to samo co serek śmietankowy taki na kanapki, podobno philladelphia pasuje jako cream cheese ale kurde to nie byl drogi serek? a jednak na sernik to z 500g potrzeba
Tak wiec dzis: bieganko, cwiczenia, 2 tarty upiekę albo tyle ile zdążę z upieczenia 2 tart. IMO produktywny dzien
I moze napisze jakies posty dla was (no i jeszce musze bloga ogarnac, opis, moze wygląd troszke chociaz bo chyba na poprzednim mimo wszystko miałem zrobione coś)
2 notes · View notes
kawkazmiodkiem · 9 months ago
Text
Tumblr media
It's zaliczenia season 😑
2 notes · View notes
submergedinmadness · 10 months ago
Text
wgl udało mi się schudnąć 1kg plus chyba cokolwiek widać na ciele w sensie no wsm to nie bardzo wiem bo to jak widzę moje ciało jest zależne od lustra, co jest strasznie chujowe (kocham swoja body dysmorfie🥰). ale pomiary nie kłamią, przynajmniej tyle. poza tym z jedzeniem jest nawet git, jem ostatnio trochę więcej bo mam tyle do zaliczenia że to jakiś żart, więc chce mieć jakąkolwiek energię i nie chce żeby pamięć mi się jebala. poza tym u mnie tak poza nauka i jedzeniem tez chyba dobrze, ostatnio na terapii mam serio trudne tematy, ale dopiero co sobie o nich uświadomiłam więc idę do przodu! jeszcze niedługo (w czerwcu) mam 18 więc będą kolejne tatuaże z pieniędzy, które dostanę🤭 zastanawiam się czy ich tu nie pokazać, ale boję się że ktoś z ludzi, których znam tu jest i oni zobaczą te tatuaże i będą jak ,,hmm czy to nie przypadkiem..." więc może lepiej nie, ale są naprawdę przepiękne już nawet wiem gdzie je zrobię bo byłam już u trzech różnych tatuatorów, pierwszy był chujowy nigdy do niego nie wroce, dwie drugie laski były cudowne, a teraz jeszcze znalazłam laske, która robi takie tatuaże w stylu gotyckim więc coś dla mnie😻 kocham mieszkać w warszawie jest tu tyle zajebistych ludzi od tatuaży. nigdy się nie wyprowadzę😩 jeśli ktos tu jest z warszawy to mogę wam ss z ich profilów podesłać bo robią tanio i CUDOWNIE
6 notes · View notes
myslodsiewniav · 1 month ago
Text
AAAA :D :D :D Włosowe marzonko.
22-01-2025
OMG! Ale jestem podekscytowana! Przyszły peruki!
I to o 3 dni przed czasem co oznacza, że mogę nagrać zadanie zaliczeniowe jeszcze przed weekendem! :D
Zamówiłam 3 peruki - jedną by spełnić swoje marzenie (dotąd wydawało mi się to głupie, ale jak się pobujałam z 20-24 latkami, które nie mają żadnych oporów przed zakładaniem casualowo peruk lub tresek to mi się jakoś oswoiło z ideą peruki. Tj. przecież nie "wygłupiam się", nie udaję, każdy wie, że to co mam na głowie to peruka, po prostu bawię się wizerunkiem, nie). Kupiłam długie kręcone włosy w moim kolorze. No. Marzenie.
I jak rozpakowałam wczoraj paczkę to poczułam ukłucie żalu - bo peruka wyglądała inaczej niż ta ze zdjęcia na chińskiej aukcji. Miała być taka pro, z tą siateczką przy czole z której trzeba przerzedzić włosy. No ale mogłam się tego spodziewać, nie? W końcu inne aukcje z takim samym zdjęciem peruki oscylowały cenowo w granicach 400-600zł. A ja kupiłam na promce za 70zł. Więc nic dziwnego, że dałam się oscamować. Zmechacona i sztuczna jest też nasada włosów przy czole - czyli tam, gdzie w najbardziej oczywisty sposób można ocenić, że to peruka, a nie prawdziwe włosy. Byłam trochę rozczarowana...
Ale jak założyłam... OMG wyglądam jak w przebraniu, wiadomo, ALE coś tak dziecięco-radosnego się we mnie obudziło, gdy spojrzałam w lustro i zobaczyłam, że mam rude loki aż po tyłek. W moim wypadku, z moimi gęstymi, ale kruchymi włosami to nie osiągalna długość. Po prostu nie rosną długie. Najdłuższe jakie miałam to połowa pleców od kiedy stosowałam pielęgnację jak dla kręconych, gdy traktuję jakby były proste diametralnie szybciej się łamią, wykruszają i wypadają. Więc do połowy pleców jeszcze, ale za tyłek!? OMG. czegoś takiego nie doświadczyłam od 7 roku życia. WOW. Zaczęłam w tym skakać i gotować obiad. Humor miałam szampański.
Gdy mój narzeczony wrócił z pracy do domu - a ja krzątałam się nakładając obiad i czekając na jego reakcję - krzyknął radośnie "Vill, mnie nie było w domu tylko osiem GODZIN, nie osiem LAT!?" i zaczął głaskać mnie po tych lokach, które opadały na moją pupę, bo... no, to nie jest coś co zwykle tam jest, a co zarazem wygląda tak prawdziwie. U nasady faktycznie ta peruka wygląda nie najlepiej, ale już na długości jest fantastyczna! Skręt (i kolor też) tak bardzo przypomina mój własny - niektóre jak sprężynki, inne ledwie jak fale, a większość po prostu kręcona i jak nieposłuszna.
Od wczoraj przestawiam tą perukę z miejsca na miejsce i PATRZĘ. Wiedziałam, że spełniam swoje marzenie, ale nie miałam pojęcia ile radości mi to da by po prostu PATRZEĆ.
To głupie, próżne i nie poprawiająca życia, ale dające masę frajdy.
A dwie pozostałe peruki WŁAŚNIE chwilę temu odebrałam i w nich zamierzam nagrać film (reels / tiktok) zaliczeniowy. Wspominałam o tym, że miałam napisać pracę i walnęłam pracę o Ranmie 1/2. No i kolejne elementy zaliczenia to nagranie filmu streszczającego temat mojej pracy pisemnej, a ostatni etap to włączenie tego filmu CAŁEJ GRUPIE podczas zajęć zaliczeniowych, wyjście na środek i "obrona" reelsa, odpowiedź na pytania wykładowcy i grupy. Koleś to ujął tak "będziecie czuli krindż, ale pocieszę was, że wszyscy po równo będziecie jechać na tym samym krindżowym wózku, bo wszyscy będziecie musieli słuchać swojego nagrania i patrzeć na siebie samych, oceniać jak kolegów i koleżanki i być ocenianymi".
Dlatego - myśląc jeszcze w grudniu nad tematem pracy i siłą rzeczy od razu w kontekście konieczności nagrania o tym przynajmniej minutowego filmu z moim gadaniem - pomyślałam sobie, że kontekst przebrania, cosplayu zminimalizuje krindź. Od razu, z miejsca, wejdę w konwencję przedstawienia, aktorstwa, wcielenia się w jakąś postać. To będzie jak maska, która złagodzi poczucie krindźu i wstydu, która zaprosi widza z miejsca do konwencji i zgodzenie się na nierealność świata przedstawianego, na umowność. Jak w teatrze. No i wtedy będzie łatwiej to nagrać, a potem - łatwiej puścić 20-osobowej grupie, razem z nimi to obejrzeć i znieść krytykę (nie będzie to do końca krytyka mnie-mnie, ale mnie-w-przebraniu, mnie-w-roli tj. każdy będzie w roli bo trudno by nie był w roli, ale kostium pomoże silniej ogrodzić rzeczywistość od fikcji).
No i mam dwie peruki - Ranma-chłopak i Ranma-dziewczyna.
Tumblr media
Przed chwilą przymierzyłam czarną perukę (chłopak) - jest CUDOWNA. Trzeba ją nieco wystylizować, ale jest taka cudowna!
Problemem jest to jak ja, ze swoja cerą z pergaminu, której nie służy zima (cera z pergaminu + brak słońca = widać żyły, pajaczki, zmarszczki itp), z ciepłym tonem skóry i piegami wyglądam z czarnymi włosami xD. Żle to mało powiedziane. Trzeba będzie ogarnąć MOCNO makijarz. Muszę mocno zakryć kolor mojej skóry)
Druga sprawa - mój chłopak już zapowiedział, że może i chce mi pomóc, przynajmniej na chwilę założyć czarna perukę by na filmiku zagrać zmianę Ranmy. I kocham go za to i na pewno będziemy się przy tym zajebiście bawić xD ALE chcę znaleźć apkę, która pozwala na zmianę rysów: po prostu nagrać siebie gadającą o badaniach naukowych, ale prezentującą temat trochę jako Ranma-dziewczyna, a trochę jako Ranma-Chłopak. I mam na to pomysł scenariuszowy (banalny, ale jednak mam). Po prostu mogę się "zmężnić" makijażem, ale z apką byłoby szybciej i prościej :P
A z makijażem jest jeszcze taki problem: kiedyś kochałam to robić, miałam masę produktów (w tym pro, do makijażu fotograficznego), a teraz nie mam produktów, bo nie mam okazji, a kupno podkładu estelauder tylko po to by nagrać dziś lub jutro filmik to niezbyt mądry wydatek, szczególnie w tym stanie braku zaplecza finansowego...
Peruki Ranmy kupiłam za grosze - kosztowały dużo mniej niż jeden porządnie kryjący podkład xD.
OMG! Otworzyłam perukę Ranmy-chan. :D :D :D To nie jest delikatny różowy kolor jak na ilustracjach. Xd To magenta na pełnej kurwie xD
OMG ta peruka jest cudowna. Kolor mi pasuje, gra z moimi piegami, nie trzeba będzie tak dużo zakrywać, jak przy czarnej. ALE SIE JARAM!
Spełniam marzenie dzieciaka którym byłam... :D
13 notes · View notes
fukssja · 1 year ago
Text
11.12.2023r
Waga z niedzieli: 65,6 kg, czyli wsm to stoi
Dzisiaj było spoczko, co prawda w nocu jakoś trochę powyżej 7 godzin dobiłam, ale nie ma aż takiej tragedii.
Sprawdzian z chemii pierwszy raz moge powiedziec, że nie był aż taki trudny, opłacało się co nie co poczytać wieczorem.
Ostatecznie zostałam po godzinach, żeby napisać poprawę zaliczenia ze stateczności, nie żałuje tej decyzji, wręcz się cieszę, że kolega mnie na to namówił i mam już jedną rzecz z głowy. Tylko jutro jeszcze napisać zaliczenie jedno z zawodowych co mnie tydzień temj nie było i będzie gicik.
Jeżeli chodzi o jedzenie, to rano zjadlam jedną chromke chleba z wędliną, ale ze mama ją robiła, to policzę 150 kcal uwzględniając masło (może wcale nie było go az tak dużo ale przezorny zawsze ubezpieczony)
Po szkole niestety trochę podjadałam, więc samo podjadanie policzę jako 300 kcal, a obiadu nie zjadłam całego, bo stwierdzilam, ze nie chce mi sie wciskać tego na siłę, też nie wiem ile dokładnie, obiecuję, że jutro się poprawię 😭 - 550? Kcal
W szkole standardowy wariant kanapkowy 350 kcal
No powiedzmy, że wychodzi 1350 kcal, zaokrąglę do 1400 choć dalej mi coś tu śmierdzi, przynajmniej możemy uznać, że nie przegięłam z limitem.
No, powtórzę jeszcze raz gps, obym jutro zarobiła jakąś piąteczkę. Wstanę jeszcze rano, żeby się poduczyć.
Dobrej nocy misiaczki!
2 notes · View notes