Tumgik
#uświadomienie
to-sie-nie-uda · 4 months
Text
Uświadomienie sobie że drugiej szansy nie ma,
Boli na samą myśl.
Nie które rzeczy dzieją się tylko raz,
Nie da się do nich wrócić ani powtórzyć.
I trzeba z tym żyć.
40 notes · View notes
mrwickk · 2 years
Text
Nie chodzi o to, żeby nauczyć się być znowu singlem. Nie chodzi też o to, by zapomnieć o kimś i stracić wszelkie uczucia miłości i przywiązania.Przejście na kolejny etap to stan umysłu. To budzenie się każdego dnia i podejmowanie decyzji, że będzie dobrze, że będzie szczęśliwie. To słuchanie tej piosenki, przejeżdżanie obok tej ulicy i decyzja, żeby iść dalej. To pozwolenie sobie na uczucia, uświadomienie sobie, że popełniono błędy i zaakceptowanie wszystkiego takim, jakim jest.
194 notes · View notes
ojciecgnateusz · 11 months
Text
Szczerze? Uznałem, że NIE będę używał terminu 'recovery'. Po ilościach wpisów osób, które uważają to za przerwę od diety czuję się dosłownie jakby ktoś mi napluł w twarz. NIE, recovery to nie jest przerwa w diecie. To dosłownie oznacza 'zdrowienie'. Pod opieką specjalistów zazwyczaj. W przypadku osób po/w trakcie terapii zdecydowanie to 'leczenie' brzmi jakoś ładniej, bardziej nazwijmy to 'realnie' gdzie ta realność to rzeczywista chęć wyjścia z zaburzeń lub próby wyjścia z zaburzeń.
Przerwa od 'diety' to raczej diet break, nie 'zdrowienie'
Tego się trzymajmy.
P.S to nie jest przytyk w stronę motylków, a raczej uświadomienie.
31 notes · View notes
vvxxyy · 6 months
Text
wydaje mi się, że jedną z ważniejszych rzeczy w życiu jest uświadomienie sobie kim się jest
nie tyle czego w życiu się chce, chociaż to też jest ważne, ale czego się na pewno nie chce
wtedy jest jakoś prościej
najważniejsze to żyć tak, żeby na koniec dnia móc spojrzeć samemu sobie w oczy bez wyrzutów sumienia.
10 notes · View notes
kasja93 · 10 months
Text
Siemanko
Tumblr media
Nie pisałam bo byłam totalnie zmęczona.
Po pauzie we Włoszech pojechałam na rozładunek. Poszło nawet sprawnie. Dostałam szybko informację co mam ze sobą robić. Podjechałam bliżej załadunku i stałam ponad dobę.
Tumblr media
Wczoraj w nocy pojechałam na załadunek. Okazało się, że czekała na mnie załadowana naczepa, więc zostawiłam pustą a zabrałam pełną. Były dwie opcje trasy do Sosnowca. Przez Zgorzelec bądź przez Czechy. Zadzwoniłam do dyspozytora z zapytaniem jak sobie życzą abym jechała. Padła decyzja: przez Czechy.
Tumblr media
Zajechałam rano na wyznaczony parking, poszłam zapłacić. W cenie miałam prysznic oraz posiłek, ale ten drugi mnie mierził. Ziemniaki plus sos oraz wędzone udko z kurczaka 🙄 dlatego poprosiłam o same warzywa czego mi odmówiono. Nie wzięłam zatem posiłku 🤷🏼‍♀️
Generalnie ostatnie kilka dni jechałam na domowych kiszonkach :)
Tumblr media
Od środy do piątku zjadłam:
Słoik kiszonej czerwonej kapusty
Słoik kiszonego kalafiora
Słoik kiszonej kapusty z marchewką
Konserwowa mini kukurydza
Wszystko totalnie domowe własnego wyrobu :) nie liczyłam kalorii bo i tak dużo tego nie było. Ruchu też za dużo nie było bo głównie siedziałam bądź spałam 🫣
Jednak z dobrych wiadomości. Miałam zjechać dopiero na 1 grudnia, ale góra zdecydowała inaczej. Jade dziś do Sosnowca, zostawiam załadowaną i zabieram pustą naczepę. Później śmigam do Psar na załadunek i ostatecznie na główną bazę gdzie zostawiam zestaw, zabieram służbowego busa i jadę na bazę gdzie stoi moja osobówka.
Jak dobrze pójdzie to rano będę w domu. W poniedziałek będę musiała przed północą pojechać do roboty, ale to pół biedy. Ważne, że będę mogła przytulić uszate i ogoniaste bestie :3
Dla mnie ma takiż jazd to więcej plusów, niż minusów.
Ogólnie czuję już zmęczenie zatem te kilka dni regeneracji poza 3m2 na których w pracy wegetuję pomoże. Może nie mam jakoś niesamowitego zapierdzielu, ale po prostu chodzi o ogólny czas bycia w trasie. Kiedyś 3/4 tygodnie w ciężarówce nie były problemem, ale odkąd przestałam uciekać w pracę by zamaskować depresje nie jest mi łatwo wysiedzieć i już po tygodniu zaczynam się męczyć.
Ogólnie jednak na pracę nie narzekam. Wynagrodzenia się dosyć mocno unormowały i średnio różnica to max tysiąc może półtora za bardziej wymagającą pracę. Tu mam luzik, żadnych norm spalania, jakiejś papierologii, praca w miarę czysta i spokojna. Nie ganiają mnie do ostatniej minuty zatem jest przyzwoicie. Więcej za aniżeli przeciw. Generalnie odkąd zaczęłam leczenie i wdrożyłam zasady: „ja nie myślę, ja robię”, „nie wychodzę przed szereg robię tylko to co ode mnie wymagają” łatwiej mi nie świrować. Choć nadal wewnętrzny ekonomista czasem dochodzi do głosu i rzuca wyświechtane kawałki w stylu „przecież to bez sensu”, „to się nie opłaca”, „ja nie wiem co oni mają w głowach?” To staram się je ignorować. Nie moje małpy, nie mój cyrk i póki kasa na konto wpływa nie mam zamiaru się odzywać.
Serio tak jest łatwiej. Aktualnie czuję się psychicznie naprawdę dobrze. Leki pomagają, rozmowy podczas terapii również. Chyba nigdy wcześniej nie czułam się tak spokojna i zrównoważona jak teraz. Nie jest może idealnie, ale ważne to uświadomienie sobie, że wcale nie będzie nigdy idealnie. Można te wszystkie słabe rzeczy po prostu przyjąć na klatę i robić swoje nie obciążając swojej psychiki. Może i nie czuję się szczęśliwa tak jak bym chciała, ale nie jest źle. Staram się być jak gumowa kaczka - by wszystko po mnie spływało a ja beztrosko unosiła się na powierzchni bez zbędnych myśli, że za chwilę ktoś może spuścić wodę i zaoram o dno :)
11 notes · View notes
trening-mentalny · 3 months
Text
Kiedy jedzenie to nie jedzenie
Dziś chciałabym się skupić na tym co was tu sprowadza czyli odnośnie niejedzenia!
Większość z was wie jak skutecznie zmniejszać podaż energii, jak skutecznie kontrolować to co jest najłatwiejszą rzeczą w naszym życiu, ale czy wiecie że...
Jedzenie to coś więcej niż tylko zaspokajanie głodu.
To również część naszego życia społecznego, kultury i zdrowia psychicznego. Wiem że jest to dość trudny temat, ponieważ nie każdy z was ma siłę aby uczestniczyć w tym procesie.
Dla wielu spożywanie posiłków może być wyzwaniem, które wymaga odwagi, szczególnie jeśli wiąże się z uczuciami wstydu czy winy, smutku czy lęku.
Nie musicie być sami w waszym bólu.
Jak zatem przełamać te bariery i nauczyć się cieszyć jedzeniem, akceptując siebie takiego, jakim jesteś?
Rozpoznaj swoje emocje:(z doświadczenia wiem że to jest bardzo trudny krok - praktycznie chyba jeden z najtrudniejszych)
Pierwszym krokiem jest zrozumienie, jakie emocje towarzyszą jedzeniu. Czy to poczucie winy, wstyd, a może strach przed oceną innych? Uświadomienie sobie tych uczuć to klucz do ich przezwyciężenia.(Łatwo mówić trudniej zrobić ale da się ...po czasie)
2. Zmiana podejścia do jedzenia:
Spróbuj traktować jedzenie jako źródło przyjemności i energii, a nie jako coś, co musisz kontrolować lub ograniczać. Kontrola nad jedzeniem jest czymś nad czym mamy władzę(jest dość przyjemne oczywiście, bo gdy nie mamy kontroli nad naszym życiem szukamy czegoś co będzie nam to zastępować)ale pamiętaj każdy zasługuje na to, aby cieszyć się posiłkiem bez wyrzutów sumienia.
3. Nauka samoakceptacji:
Każdy z nas jest inny, i to jest w porządku. (Gdyby ludzie byli tacy sami nie byłoby nudno?) Czy jesteś w stanie przestać porównywać się do innych? Każdy ma wady nie ma osoby na świecie która ich nie ma.(Nawet jeśli to są krzywe palce u nogi czy u ręki wyobraź sobie wskazujesz komuś kierunek na wprost a twój palec u ręki wskazuje na prawo bo jest krzywy - taki żarcik bo sama mam krzywe palce 😂)
Pamiętaj Twoje ciało jest wyjątkowe i zasługuje na miłość i szacunek. (Czy jeśli twój przyjaciel miałby problem traktowałbyś go w taki sam sposób jak traktujesz siebie w tej chwili?)
Daj sobie szansę i swojemu ciału znaleźć pozytywne aspekty i wdzięczność za to, co potrafi.
I pamiętajcie jesteście niesamowici, możliwości które posiadacie są przeogromne dajcie sobie szansę je poznać. Każdy z was razem i każdy z osobna ma w sobie odwagę i chęć dążenia do dobrego celu -do wyzdrowienia
Trzymajcie się ciepełko kochani ❤️ (A dziś ogólnie temperatura dość wysoka)
Pozdrawiam I pamiętajcie Ja w was wierzę 😘
2 notes · View notes
harmony-and-peace · 6 months
Text
Tumblr media
Co tracimy przez lęk
Lęk jest powszechnie znamy, towarzyszy nam podczas każdego dnia, ale nadmierny może być równie szkodliwy co trucizna.
Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media
5 nieoczywistych rzeczy, które mogą mu towarzyszyć i mają w nim swoje źródło:
• prokrascynacja i ociąganie się z podejmowaniem decyzji,
• sabotowanie swoich decyzji, działań i relacji,
• porównywanie się do innych,
• unikanie wyzwań i utrudnianie sobie rozwoju,
• stres związany ze zmianami.
Zatem jak sobie z nim radzić?
Pierwszym krokiem jest uświadomienie sobie, z jakim konkretnie lękiem sobie nie radzimy, dlaczego oraz w jaki sposób on powstał. Jakie konkretnie myśli i uczucia mu towarzyszą. Drugim krokiem jest podważenie jego rzeczywistości. Czy negatywne doświadczenia z przeszłości z nim związane można zamienić na bardziej konstruktywne? Odpowiedz sobie na pytania: co może się stać, jeśli nie uda Ci się go zwalczyć i dlaczego jest to takie dla Ciebie ważne, żeby to zrobić? Co przez to tracisz z życia? Najważniejszym krokiem jest przezwyciężenie lęku pomału, daj sobie czas i rozpisz krok po kroku w małych pojedynczych punktach rzeczy, które możesz stopniowo robić, żeby go przełamać.
Rozmowa też jest ważną częścią radzenia sobie z lękami nieważne, czy jest to lęk przed dużymi skupiskami ludzi, przed jedzeniem, wystąpieniami publicznymi, czy czymś innym. Otrzymanie samego zrozumienia i bycie wysłuchanym naprawdę potrafią pomóc. A sama umiejętność powiedzenia o swoim lęku głośno to już spory sukces wierz mi, czy nie🌷💖🤗
Tumblr media
6 notes · View notes
nesuuu · 5 months
Text
"Wyciągam z wody dłoń. Jest jak kłoda.
Gdy wkładam ją do wody, staje się jeszcze większa.
Ludzie widzą kłodę i nazywają ją gałązką.
Krzyczą na mnie, bo nie potrafię zobaczyć tego, co widzą oni.
Nikt nie umie mi wyjaśnić, dlaczego moje oczy działają inaczej od nich."
•Najcięższe w chorobie jest uświadomienie sobie, że się choruje
○Jak jest u was?
3 notes · View notes
niechciaana · 1 year
Text
7 rzeczy, których większość ludzi uczy się przez całe życie:
Smutek po podjęciu decyzji nie oznacza, że była to zła decyzja.
Życie nie jest męczące. Pragnienie, aby życie potoczyło się w określony sposób, ale brak pewności siebie, aby to zmienić, jest męczące.
Samoświadomość to uświadomienie sobie, że nie ma przeciwnika, z którym walczysz.
Czasami powiedzenie "żegnaj" nie oznacza, że czegoś nie kochasz, oznacza to po prostu, że kochasz też siebie.
Ta lekcja będzie się powtarzać, dopóki się jej nie nauczysz.
Jeśli jedną ręką trzymasz swojej przeszłości, a drugą swojej przyszłości, nigdy nie będziesz mieć żadnego z nich. Aby objąć jutro, musisz puścić wczoraj.
Świat zaczyna się i kończy całkowicie w twoim umyśle. Bez względu na to, gdzie skoczysz, bez względu na to, jak bogaty jesteś lub czy odniesiesz sukces, nie będziesz się z tego cieszyć, jeśli dotrzesz tam kosztem swojego zdrowia psychicznego.
14 notes · View notes
wrazliwy-ktos · 1 year
Text
"Chciałem leczyć uczucia niezakwalifikowane jako cierpienie i niezdiagnozowane przez medycynę. Wszystkie owe śladowe emocje, porywy, którymi nie interesuje się żaden terapeuta rzekomo właśnie z powodu ich znikomości czy nieuchwytności. Na przykład poczucie, że znów kończy się lato. Albo uświadomienie sobie, że nie ma się już całego życia na szukanie swojego miejsca. Albo mała żałoba, kiedy nie udało się zbliżyć w jakiejś przyjaźni i trzeba znów szukać bratniej duszy. Lub też poranna melancholia w dzień urodzin. Tęsknota za zapachem powietrza z dzieciństwa".
Nina George
6 notes · View notes
kostucha00 · 1 year
Text
12 czerwca 2023, Poniedziałek, 22:03
Nie wiem jak długo nie pisałam. Może tydzień, może dwa dni. Nieważne. To i tak nie ma znaczenia.
Chcę tylko dać znać, że powoli niektóre elementy mojego życia zaczynają się układać. Piszę to z pewną dozą niepewności, nie chcąc zapeszać. Ale staram się być dobrej myśli. Nurzanie się w poczuciu beznadziei nic mi nie da, tylko mnie pogrąży.
Kibicuję sobie samej, choć nieco z boku — bo wciąż mam wrażenie, że to, co robię nie wpływa w żaden sposób na rozwój wydarzeń. Że nie uczestniczę w tym wszystkim bezpośrednio, ograniczając swoją rolę zaledwie do statystki, obserwatora. Nie wydaje mi się żebym w ogóle miała jakikolwiek udział w tym wszystkim, nie teraz, kiedy nic istotnego nie znajduje się w obrębie mojej kontroli.
Ale uświadomienie sobie tego okazało się wyzwalające, dało mi pewien spokój i uwolniło mnie od wyrzutów sumienia jakie czułam, sądząc, że to wszystko jest moją winą. Nie mam już pretensji do siebie, nie mam ich też — na szczęście — do innych. Dając sobie prawo do skupiania uwagi tylko na rzeczach będących w strefie moich wpływów zamiast kurczowego wczepiania się w te będące poza nią, uwolniłam się od nieznośnego ciężaru, z którego dopiero niedawno zaczęłam zdawać sobie sprawę.
Teraz, zamiast skręcać się z frustracji i bezsilności — jak dawniej — mam nadzieję, że wszystko ułoży się po mojej myśli.
* * * * *
Przepraszam za ten strumień świadomości (którego i tak zapewne nikomu nie chciało się czytać). Chciałam zapisać tylko, że chyba nie jest już u mnie tak gówniane jak było kilka dni temu. (Chociaż to i tak raczej kwestia nastawienia, bo z merytorycznego punktu widzenia nie zmieniło się zupełnie nic). Zamiast tego wyszła mi poetycka szmira — ten potworek powyżej. Trąca grafomanią. Bukowski by mnie udusił.
5 notes · View notes
myslodsiewniav · 2 years
Text
Aaaach...
Onomatopeja: westchnięcie bardzo zmęczonej osoby, która z ulgą i zadowoleniem patrzy na to co osiągnęła i jest zarazem przytłoczona tym ile jeszcze jest przed nią, bo tak naprawdę ma ochotę po prostu leżeć do góry brzuchem i odpoczywać...
Od poniedziałku mam zrobić maseczkę i umyć włosy - ale nie mam czasu. Chodzę z takim węzłem na głowie... Dziś może się uda.
Wczoraj byłam na prośbę właścicielki mieszkania na zebraniu Wspólnoty Mieszkaniowej. JPDL co za szajs! Oczywiście było to na swój sposób zabawne, ale też tyle animozji i niechęci się pojawiło. Szukanie tutaj kompromisu jest niemożliwe po prostu. Krzyk, pretensje, trochę humoru i uświadomienie sobie ile w tym budynku jest rzeczy do zrobienia przerosły mój socjonometr - miałam dość ludzi. Spotkanie trwało prawie 3h, a potem zadzwoniłam do właścicielki z relacją o czym będą radzić i co jest tematami naglącymi do finansowania z środków funduszu remontowego. A babeczka mi wyznała, że właśnie takiego rozgardiaszu się spodziewała i dla tego też nie zamierzała jechać do miasta wojewódzkiego by w tym spotkaniu uczestniczyć i dlatego właśnie o to uczestniczenie poprosiła mnie. No cholera. Czyli byłam narażona na masę cudzych emocji, które mnie nie dotyczą, na krzyk, na napięcia, wciąganie mnie w sąsiedzkie konflikty (dotyczące klatki schodowej), które wpływają na moje zdrowie, BO właścicielce się nie chciało? Trochę mnie tym zgasiła. A ja nie mam obecnie siły i przestrzeni na bujanie się z takimi emocjami - moje własne mnie przytłaczają. Więcej na takie spotkanie nie wybiorę się. Nie mój cyrk, nie moje małpy. Po prostu. Za stracony czas nikt mi nie zapłaci...
Dlatego cały wieczór spędziłam pracując nad sposobem poprawy własnej odporności, a przy tym okazją do odreagowania: SZATKOWAŁAM i DUSIŁAM kapustę pekińską przygotowując kimchi. xD
Zaskakująca jest ta kiszonka, bo jak się pomyśli o tym na ile sposobów kimchi wspiera odporność, to faktycznie - budzi to respekt. Po pierwsze: kapusta. To, że kiszona kapusta jest pełna witaminy C i wspomaga trawienie nie trzeba nikomu w zasadzie w tym kręgu kulturowym tłumaczyć, ale to tego równania dochodzą antybiotyczne i antyseptyczne właściwości czosnku, dawka witaminy C z cebuli, błonnik ze skórki gruszki/jabłka, rozgrzewające i wspomagające trawienie właściwości imbiru i papryki. No w zasadzie lekarstwo do obiadu, nie?
Po prawdzie chcę po prostu przekazać też coś dla rodziny mojego chłopaka - jedzie do rodziców w piątek na przeprowadzanie dziadka. Ostatnio dostaliśmy od jego mamy i babci masę przypraw i maaaaaasę słoików. Chcę się czymś odwdzięczyć. Ogórkami przywiezionymi im w ramach podziękowania za ogórki raczej nie zrobię wielkiej różnicy, ale kimchi już różnicę zrobi. Poza tym ostatnio jego mama założyła, że ja nie piekę/gotuję, bo ostatnimi czasy za każdym razem jak u nich bywałam lub jak oni bywali u nas to mój facet szalał z kucharzeniem. Co też nie jest okay, bo jednak im nie raz ciasta przygotowywałam... no ale percepcja percepcji nie równa, okay, jego mama woli pamiętać to tak, nic nie poradzę. 
Szatkowanie wszystkich warzyw, tarcie ich na tarce itp trochę mnie rozluźniły... A potem rozdrażniły, bo cały dom śmierdział czosnkiem i imbirem - od zapachu samego w oczy piekło, ciuchy trzeba będzie uprać. Ale okazało się, że musiałam podzielić pracę na dwie tury, bo miałam przepis na kimchi z 3 główek kapusty, a nawet po odsączeniu wody niestety nie miałam miejsca w miskach na więcej niż 2 poszatkowane główki... Więc dzisiaj o 6 rano kończyłam z trzecią główką, która leżała obsypana solą całą noc... Mam łącznie 12 słoiczków kimchi różnej wielkości. Pół na pół - wczorajsze z gruszką, a dzisiejsze z jabłkiem. Zobaczymy jak i czy w ogóle wyjdą. Całkiem dumna jestem.
Byliśmy wczoraj z moim O. tak wykończeni w interakcjach międzyludzkich, że sobie nawzajem pierdoły zarzucaliśmy. Widziałam, że to nie były jakieś wielkie problemy czy uwagi, ale mycie po naczyń kolacji i po kimchi było po prostu takie “na odpierdol” i pełne “czepialstwa”, że zmęczeni uznaliśmy, że “chodź spać, po prostu chodź spać”... Ale przypomnieliśmy sobie, że jeszcze mamy psinkę do wyprowadzenia... więc O. poszedł z psem, a ja pod prysznic. Nie ruszałam włosów, bo by mi na to kolejna godzina zeszła, a chciałam po prostu: SPAĆ.
I bym zapomniała!
Poszłam do gina! I w wyniku kombo: wizyta + wymaz + leki wydałam 500zł. Yey! Masakra... Gdyby mnie nie wspomógł mój chłopak byłoby ciężko, jestem wciąż przed wypłatą... Zacznę od końca, od tego co mnie wzburzyło - wychodząc z wizyty poprosiłam o L4 tłumacząc, że się źle czuję. Przynajmniej na dziś, bo chcę odpocząć, a bujam się z niewyspaniem, z bólem, który mnie budzi po nocy, z zapaleniem jelita itp. A Pani ginekolog palnęła “ale dlaczego L4, przecież jest Pani zdrowa?” co wprawiło mnie w osłupienie. Ją też wzięło osłupieniem. Absurd. Patrzyłyśmy na siebie w iskrzącym od napięcia milczeniu przez chwilę i wreszcie Pani ginekolog po prostu uciekła spojrzeniem i zaczęła mi wystawiać L4 na wczoraj wyjaśniając, że niestety ZUS źle patrzy ma sytuacje, gdy lekarz ginekolog wystawia L4, bo to “tylko grzybica” - do pracy przecież mogę chodzić, wyjaśniała, nie jest tak, że nie mogę przecież pracować, że infekcja nie wpływa na moją wydajność w pracy. A ja na to: mam gorączkę, jestem osłabiona, źle sypiam od tygodnia, budzę się na bolesne siku, jestem odwodniona, bardzo mnie boli, jestem na lekach przeciwbólowych, odczuwam bardzo bolesne pieczenie cały czas, które się wzmaga przy oddawaniu moczu - BARDZO mocno czuję, że mój stan zdrowia się pogorszył i wszystkie te czynniki pogarszają moją jakość pracy. Okay - nie mam czerwonego od kataru nosa, ale poza tym mam wszystkie oznaki przeziębienia. Pracować - mogę. Gorzej pracować - owszem, ale mogę. W teorii nawet jak miałam covid - MOGŁAM pracować, gdybym sie uparła, obłożnie chora w teorii nie byłam. Ale osłabienie było dominujące. Tylko, że tyle się mówi o tym, żeby sygnalizować swój stan lekarzowi... a tu taki kwiatek... 
Pani ginekolog tłumaczyła przepraszająco, że nie może mi wypisać L4 na więcej dni z powodu infekcji intymnej, bo ZUS na to źle patrzy i lekarz może przez to mieć kłopoty. A mnie wzięło niezrozumieniem... bo nie chciałam zwolnienia na dłuższy okres czasu (bo chcę pracować, czuję się w obowiązku pracować i jestem odpowiedzialna za moje biuro - chcę mieć to-to pod swoją pieczą)! Tylko na dziś! Przecież dostałam receptę - WIERZĘ, że już jutro (dziś, gdy to piszę) objawów nie będzie, a noc prześpię (potwierdzam - mniej boli, jestem bardzo zmęczona, ale całą noc przespałam, a podczas siusiania nie czuję pieczenia dzięki lekom). JEDNAK czułam się wczoraj na tyle wyeksploatowana zdrowotnie i psychicznie (wciąż po covidzie dochodzę do siebie - jak się okazało moja infekcja obecna to prawdopodobnie pokłosie covidu, również rozregulowana miesiączka to pokłosie covidu - suprajs: wczoraj podczas USG lekarka potwierdziła, że dostanę okres w Chorwacji xD suuuuuuperrrr), że jednak się zdecydowałam o to zwolnienie poprosić. W innym wypadku bym po prostu podziękowała - gdyby L4 mi proponował internista (to zwykle leży w mojej gestii kiedy i dlaczego odpowiadam twierdząco na pytanie lekarza odnośnie wypisania L4), a specjalista, który tak na logikę lepiej wie jak bardzo infekcje mogą się odbić na zdrowiu nie tylko nie proponuje czasu na dogodną regenerację, a nawet jest rozliczany za jej zaoferowanie klientowi/pacjentowi? Czym się różni katar z cipki od kataru z nosa? Bo od tygodnia musze kilka razy dziennie zmieniać podpaski, by nadążyć za upławami towarzyszącymi bólowi i świądowi. Dlaczego ginekolog jest z tego rozliczany? W tym systemie - jak mnie poinformowano na rejestracji w klinice - jest tak, że u internisty nie dostanę leków i leczenia specjalistycznego, ale może mi wystawić L4 w odpowiedzi na wynik diagnozy specjalistycznej, a specjalista ma więcej obostrzeń administracyjnych w kwestii przepisywania L4... Tylko, że na specjalistę na NFZ czekałabym pewnie do listopada, a tu poleciałam prywatnie już tylko na 4 dni po zaognieniu się mojego stanu zdrowia... SZYBSZA pomoc oznacza brak pomocy w kontekście regeneracji po zdiagnozowanej chorobie?
Nie rozumiem tego.
Ktoś to może mi wyjaśnić jakoś lepiej?
Czy mam dzwonić na NFZ?
Bardzo chcę to pojąć, poznać regulamin czy coś.
Po prostu dotąd nie byłam tego świadoma.
Ale też drugi raz w życiu mam infekcję intymną i jest to pierwszy raz z tych dwóch wypadków, kiedy poprosiłam specjalistkę, do której się udałam bez czekania, bez kolejek, bez odsyłania mnie z SORu, bez wypychania z oddziału ginekologicznego (gdzie miałam umówioną wizytę dużo wcześniej) i przerzucania odpowiedzialności za przyjęcie mnie na pogotowie, gdzie znowu odbito mnie z info, że mam iść do rodzinnego bo na pogotowiu nie ma ginekologów-specjalistów i nie mogą mi pomóc; bez czekania w bólu na najbliższą wizytę do ginekologa w ramach NFZ przez miesiąc, bez wreszcie wizyty u internisty po “pomoc doraźną” (a wtedy było ze mną TAK KURWA ŹLE i byłam tak obłożnie chora, że dostałam L4 bez gadania) - po prostu od razu poszłam prywatnie i okazuje się, że pogorszony ogólny stan zdrowia, samopoczucia, rozkojarzenie, stan podgorączkowy/gorączka, zmęczenie i jawna infekcja na którą dostałam kurację na 6 mc rozpisaną w recepcie na zestaw leków z antybiotykiem i sterydem za kwotę 150zł to oznaka tego, że “nie jestem chora”? O,o
No to jakie są kryteria na rozróżnienie tego kto jest chory, a kto nie?
Co według ZUSu więc jest oznaką tego, że pacjent jest CHORY? 
Bo ja się gubię w tym, a to mnie dotyczy, więc chciałabym to zrozumieć.
Czy ktoś wie, jak i gdzie to sprawdzić?
Owszem, L4 na wczorajszy dzień dostałam - spoko, polowe, przed wizytą i tak przepracowałam: byłam 4,5h w pracy czując, że bardzo nie mam siły na bycie w pracy. A po powrocie do domu, prysznicu i aplikacji leków (CO ZA ULGA!!! JAK RĘKĄ ODJĄŁ! Po prostu niesamowite... od wczoraj nie brałam leków przeciwbólowych WOW) poczułam się na tyle dobrze, żeby usiąść do kompa i jeszcze odpisać na kilka maili. A potem szatkowałam kapustę... Mogłam i poczucie obowiązku mnie do tego kompa przykuło, chociaż powinnam była to rzucić wpizdu i ODESPAĆ ostatnie niespokojne noce. Ale poczułam się winna, że o te L4 poprosiłam. Miałam konflikt w głowie - czy ja przesadzam? Czy ja mam prawo odpoczywać, jeżeli nawet lekarz mówi, że “jestem zdrowa”, chociaż wcale się zdrowa nie czuję? Ale w chwili bycia w gabinecie zdecydowanie NIE czułam się dobrze. I wciąż jestem zmęczona, osłabiona... Tym czasem w drugiej połowie dnia po prostu - napędzana stresem skupiłam się na ROBIENIU.
Anyway - u Pani doktor wyszło, że mam znowu infekcję bakteryjną (czy w takim razie możemy mówić o grzybicy?). Że upławy, które odczuwam to mogą być oznaki choroby plus plamienie, bo jestem w owulacji. Że po covidzie okres potrafi się zatrzymać, przesunąć, zwariować, a u mnie ewidentnie wydłuża cykl - że co 6 mc mam się u niej pojawiać teraz, bo po pierwsze nieregularny i rozregulowany okres po covidzie, a po drugie podczas badania okazało się, że mój mięśniak urósł w ciągu ostatnich 3 mc o połowę. POŁOWĘ! Być może będę go usuwać peryskopowo, jeżeli dojdzie do 8cm. O.O (większe niż 8 cm moga zostawić blizny przez które mogę mieć problemy jeżeli będę chciała się kiedyś rozpączkować). Dlatego teraz co pół roku kontrolujemy jego wielkość. Zleciła również badanie u dermatologa mojemu chłopowi (gdy to piszę właśnie typ wraca od lekarza - ON MNIE ZARAZIŁ CHOLERA JEDNA PASKUDNA! Miał takie “plamki” w pachwinach, coś jak znamiona - dostał na to maść rok temu, ale lekarz mu nie wyjaśnił co to jest. Więc smarował jak pamiętał. Dziś poszedł do lekarza poleconego przez moją ginekolożkę i okazało się, że to grzybica - ma dwa zestawy leków i ma się smarować regularnie - wraca spokorniały, bo wie, że to on mnie zaraził). Dostałam wspomagające leczenie w przypadku grzybic organizmu na pół roku - aby infekcje nie powracały, tebsy co tydzień przez 6 cm. Że mogę lecieć na wakacje, że mogę wchodzić do wody - dostałam maści “na wszelki wypadek” itp. Jestem szczęśliwa i wdzięczna. Cieszę się, że udało się to wszystko załatwić.
Do tego wraz z O. wykupiliśmy ubezpieczenie na życie - jestem O NIEBO spokojniejsza! Tak się cieszę mając polisę!
Nie starczyło niestety czasu na malowanie obrazka na inktober... Padałam...
Ale głównie jestem zmęczona, po prostu wydrenowana i nie mogę się doczekać urlopu. Chciałabym rzucić wszystko w pizdu... i po prostu spać i malować, czasem gotować. I jeżdzić na rowerze. Po prostu być zdrowsza...
7 notes · View notes
chicago-geniza · 2 years
Text
Thinking about Stefania and the Idea of Europe after the war; this is from a 1946 letter to my Nemesis Jerzy Giedroyc, with whom she later fell out, re: the inaugural issue of Paris Kultura and translation as a way to illustrate/illuminate the fundamental unity of European culture[s]/"mentalité," using language strikingly similar to descriptions/definitions of "world literature" in contemporary discourse:
"Pochwalam ideę przekładów obcych autorów, żadne wyznania programowe o jedności kultury europejskiej nie są tak wymownym tego dowodem, jak bezpośrednie czerpanie z autorów obcojęzycznych i bezpośrednie przeżycie jedności zagadnień i myśli. Artykuł Croce jest wstrząsającym niemal wkroczeniem w serce i mózg Europejczyka wszelkiej narodowości. Jest bardzo piękny. Wogóle cieszę się, że redakcja zerwała ze wspominkarsko-historyczna tradycją "Wiadomości", że nareszcie mowa jest o problematach. Zdaje mi się, że uświadomienie otwartych zagadnień dzisiejszego czasu, samo postawienie znakow zapytania, skonfrontowanie ich z przeszłością, teraźniejszościa i – przyszłością, jest sprawą bardzo ważną…"*
*yes I know there are some transcription errors here, they are neither mine nor Stefania's but rather the editors' of the Paris Kultura digital archive and I don't have a Polish keyboard on this device, nor do I have the initiative to correct them manually at the moment lol
2 notes · View notes
sofienne · 1 month
Text
dzień dobry wszystkim zgromadzonym 10 sierpnia 2024
Od kilku dni o niczym innym nie myślę, jak o tym jakim silnym uczuciem, jest poczucie kontroli, to jak mogę wybierać co mnie zrani a co spłynie po mnie. Długo się tego uczyłam, niełatwo jest zapanować nad myślami, emocjami. Uświadomienie sobie, że to my mamy kontrolę jest jak lody w upalne dni, jak położenie się po ciężkim dniu. Jednym słowem ulga, w sumie oczyszczenie bardziej tutaj pasuje, ale jedyne porównanie jakie znalazłam to prysznic po tym jak się spocisz…
Ale właściwie, jak to się stało?
Czy to dziewczyna, której pokazałam, że musi mnie szanować, a może moja siostra, która pokazała mi, że jeżeli chcesz szacunku musisz sobie go wziąć?
Nie wiem, ale jestem super szczęśliwa i wdzięczna im.
buziaki dla was, trzymajcie się w tym przerażającym świecie xx
1 note · View note
Podstawy Świata Naturalnego - failed.
Materiał do ebooka o świecie naturalnym będzie pisany jeszcze w tym roku. Zawarte w nim będą prawdziwe pierwotne zjawiska związane z ziemią i człowiekiem. Nie mam jeszcze wizji odnoszącej się do manuskryptów, ale wiem że celem kluczowym tego dokumentu będzie uświadomienie ludziom w Polsce o nierozłącznej więzi jaka ich łączy z ze światem przyrody.
Podstawy świata naturalnego to nazwa. Jeśli zajmujecie się działaniami z zakresu badań przyrody, medytacji, edukacji obywatelskiej, astroszamanizmu, astrologii, pracy umysłu, lub innych dziedzin pracy własnej być może zainteresuje was napisanie metodyki dla ludzi nie mogących sprostać codziennym trudnościom. Ale będzie to publikacja zupełnie odróżniająca się.
Przekażcie informacje jeśli się zdecydujecie na współpracę w napisaniu tego mentalnego poradnika. Czekam na autorskie wersje i rozdziały.
Dzięki.
Tomek Pietrzak (nieaktualne).
0 notes
sulii · 3 months
Text
Tumblr media
Ja po uświadomienie sobie ze znów zjadłam za duzo
1 note · View note