#szwagierki
Explore tagged Tumblr posts
zyczeniapro · 8 months ago
Text
Życzenia dla szwagierki
Tumblr media
Życzenia dla szwagierki to doskonała okazja, aby wyrazić swoje ciepłe uczucia i podziękowania za obecność w życiu oraz załączyć życzenia na kolejny rok życia.
Więcej Życzenia dla szwagierki
Oto kilka serdecznych życzeń dla szwagierki:
"Z okazji Twoich urodzin pragnę Ci życzyć wiele radości, miłości i spełnienia marzeń. Dziękuję Ci za Twoją obecność w moim życiu i za to, że zawsze potrafisz rozświetlić każdy dzień swoim uśmiechem. Niech ten dzień będzie równie piękny jak Ty!"
"Kochana szwagierko, z okazji Twoich urodzin życzę Ci wszystkiego, co najlepsze! Niech Twój nowy rok życia będzie pełen sukcesów, spełnionych marzeń i radości. Dziękuję Ci za to, że zawsze możemy liczyć na Twoje wsparcie i życzliwość."
"Wspaniałych urodzin, droga szwagierko! Niech ten dzień będzie dla Ciebie wyjątkowy, pełen niespodzianek i uśmiechu. Dziękuję Ci za Twoją życzliwość i za to, że zawsze potrafisz rozweselić każdą chwilę. Jesteś niezastąpiona!"
"Z okazji Twoich urodzin życzę Ci wielu cudownych chwil, spełnienia marzeń i sukcesów we wszystkim, co robisz. Dziękuję Ci za Twoją dobroć i ciepło, które obdarzasz naszą rodzinę. Niech Twój nowy rok życia będzie równie piękny jak Ty sama!"
"Kochana szwagierko, z okazji Twoich urodzin życzę Ci wiele radości, zdrowia i spełnienia marzeń. Dziękuję Ci za to, że zawsze możemy na Ciebie liczyć i za to, że zawsze potrafisz rozświetlić każdy dzień swoją obecnością. Jesteś niezwykła!"
Niech te życzenia przyniosą Twojej szwagierce uśmiech na twarz i poczucie szczęścia w sercu. Życzę Cię, aby Twój dzień był równie wyjątkowy jak Ty sama!
0 notes
myslodsiewniav · 4 months ago
Text
Urodziny siostrzeńca i brak poszanowania granic...
5.08.2024
Nie widzę zaproszeń i za dużo info jest trudnodostępnych na tumblerze... Z prostego narzędzia robi się chaotyczne narzędzie. Ech.
Jestem po pogotowiu stomatologicznym, z tamponami w policzkach wyglądam jak chomik. Ropa w dziąśle i ósemki do wyrwania. Ech.
Nadal jestem przeziębiona.
Mój piesek też chory i przeziębiony - alergia zaatakowała jej uszka, a potem miało dziecko problemy z brzuszkiem. Jest już po dwóch seriach zastrzyków, wciąż ma podwyższoną temperaturę i nie wiem w sumie jak to się skończy, bo mam wrażenie, że chociaż uszka już wyleczone, a humorek wraca (przyniosła sobie zabawkę - nie miała już siły się nią bawić, ale przynajmniej okazała zainteresowanie pluszową świnką). Dziś jest pod pieczą mojej mamy. Zobaczymy jak będzie.
Przesunięto okres podpisania umowy z uni w projekcie o MIESIĄC to masakra jakaś... Tyle czasu straconego... MASAKRA...
Nadal nie mam oceny z tego jednego przedmiotu, nie mam też odzewu czy zaliczy mi to i serio, czuję się niepewnie... Znowu będę musiała się kontaktować z typiarą.
Jestem po imprezie urodzinowej synka mojej siostry (OFC wzrusz na maksa - ja pomyślę o tym, że to już rok od czasu porodu). I siostra, i Szwagier się baaaardzo postarali. Wynajęli salę poza miastem, z masą miejsca, dobrym jedzonkiem, z minizoo. Było uroczo. Siostra zmontowała filmik streszczający ostatni rok życia małego - myślę, że za kilkanaście lat to będzie ciekawe dla niego do oglądania np: sis mówi mu, że ma już 4 mc i zaraz idą na spacer w parku, bo spadł śnieg. Jak młody będzie miał te naście lat to może już śniegu nie uświadczyć. :D
Nie obyło się bez imby - rodzina Szwagra nie lubi mojej siostry i robią jej przykrości. Tyle, że to, co jako osoba trzecia można dostrzec - oni oczekują, że sis się dostosuje do dynamiki ich rodziny, że ją zranią, ośmieszą/poniżą i to ją wprawi w taki stupor, że ustawią do poziomu, który przewidzieli na "zachowania szwagierki/synowej". Tylko, że oni chociaż wiedzą to jakoś nie mogą przyswoić, że ta taktyka nie działa. Bo moją sis wprawdzie można zranić, można ośmieszyć czy poniżyć, ale to na pewno nie jest droga ku temu by wprawić ją w stupor i wydobyć z niej spolegliwość xD - to jest w 200% przepis na to, żeby sprowokować ją by oddała raniąc mocniej, poniżając i ośmieszając napastników bardziej niż oni ją. Pilnuje własnych granic, oczywiście agresywnie i celnie, jak Cerber. A teściowie się sami podłożyli pod ojebkę głupim zachowaniem.
Sytuacja: po obiadku, a przed tortem, połowa gości na dworze, a druga połowa przy stole. W sali siedzę ja z partnerem i tata z naszej rodziny. Pozostałe osoby na sali to rodzina Szwagra: jego tata, mama, obydwie siostry, siostrzenica i jeden szwagier. I nagle mój tata, od tak, z dupy, dla rozpoczęcia konwersacji, chce opowiedzieć anegdotkę i pożalić się na niesprawiedliwe traktowanie przez córkę. [Anegdotkę o tym, jak tata zadeklarował się, aby wziąć małego na spacer, a jakiś kwadrans później przypadkiem jadąca na rowerze siostra zobaczyła wózek z własnym synkiem pozostawiony na chodniku przed piekarnią. Mały bąbel sam na ruchliwej ulicy. Dostał tato za to słuszny opieprzeż, również absolutny szlaban by odtąd wnuka zabierać na spacer, bo stracili do taty zaufanie - chociaż historia z jego perspektywy brzmi "stałem w progu piekarni, widziałem wnusia, nie wchodziłem nawet za próg. Pani sprzedawczyni wyszła zza lady by mi podać tego pączka, miałem na niego odliczone pieniądze." Może i miał, ale zaufanie stracił.] WIEM która to anegdotka i wiem, jak wszystkie ciocie i wujkowie z naszej rodziny na tę anegdotkę reagowali. Bo znają mojego tatę - wiedzą, że on się żali po to by zostać pocieszony, poklepany po plecach, ale przy tym wiedzą (i mu to też powiedzą), że w opowiadanej sytuacji tata się zachował nieodpowiedzialnie i że jego córka miała rację, twierdząc, że straciła do niego zaufanie. Że teraz powinien wziąć tą sytuację jako naukę i poprawić swoje zachowanie. Ale też będą się śmiali z zażenowania lub niedowierzania, gdy tato relacjonował, jak NAGLE odpaliła się na niego córka nieprzebierając w słowach. "A czego się spodziewałeś?" - pytają zwykle ciocie kręcąc głową.
Czyli w sumie... tata o tym trochę opowiada jak o zaskakującej sytuacji w której zawalił jako dziadek, ale zarazem został opieprzożony w sposób słuszny, zaskakująco głośny, niepozostawiający żadnych argumentów do obrony przez innego rodzica, która jest jego córką. I w sumie to jest opowieść o tym, jak bardzo jest dumny z córki (?) przy jednoczesnym przyznaniu się do błędu (?). Tak, myślę, że to o to chodzi. Pokręcona anegdotka, w której tata zaczyna słowami "muszę się pożalić na niewyparzony język mojej córeczki", a kończy na "no matko, ale ja głupi byłem! No byłem!".
W teorii znam schemat. W teorii wiem, że ludzie reagują pobłażliwym śmiechem na tę opowieść. Ale tata opowiadał to innej rodzinie, o innej dynamice. I o innym nastawieniu do mojej siostry.
Jak tata zaczął "muszę się pożalić na niewyparzony język mojej córeczki" to nagle zmieniła się atmosfera. Ludzie się do niego pochylili. Teściu nim tata w ogóle doszedł do tego o co chodzi (bo anegdotka zaczyna się przecież od tego, że ochota na pączka chodziła za nim od poprzedniego wieczora, a potem prezentuje swój plan: jak starannie to zaplanował, jak wybrał spacer piechotą, bo rozmieniał pieniądze w drodze po wnuczka, by mieć dokładnie wyliczoną kwotę itp) wystrzelił nagle, że moja sistra, a jego synowa to ma charakterek! Że jest okropna! Że nie powinna w ogóle się do starszych odzywać! Ale tak zaciekle!
Tyle tam było niechęci. I jedna z sióstr Szwagra też - że moja siostra to ma niewyparzony pysk i powinna znać swoje miejsce, ale "no, niech pan opowiada! Co znowu zrobiła!?"
A tato, jakby nieświadomy, że oni słuchają tego z dużą dawką niechęci, jawnie nastawieni negatywnie do jego córki, a nie z miłością jak on sam, dalej opowiada swoją historię.
Ale mi było smutno.
Złapałam tatę za rękę i proszę go by tak nie mówił o mojej siostrze, a ojciec-showman "ale kiedy ona na mnie nawrzeszczała, a ja w życiu bym wnusia nie zostawił samego!". Więc mu mówię, że nie chodzi teraz o niego i jego krzywdę, że w tej sytuacji ma być ojcem i wspierać swoją córkę, zamiast dawać paliwo ludziom, którzy przecież nie raz jego córce sprawiali przykrość. Noż cholera!
A tata nadal się wyrywa i chce opowiadać.
Siostra Szwagra do mnie krzyczy, że "Niech mówi! Posłuchajmy co to za charakterek!" - lekceważąco, ale też podniecona, jak "Chleba i igrzysk!"
Gotuje się we mnie. Tata dalej opowiada. A ja uzupełniam anegdotę o punkt widzenia mojej siostry - jedzie na rowerze na jogę, pierwszy raz od miesięcy, szczęśliwa, że dziecko jest w dobrych rękach i widzi to jej wytęsknione, okupione miesiącami bólu, najcudowniejsze maleństwo samo-samiutkie na zatłoczonej ulicy. Z jej punktu widzenia to wyglądało strasznie. I zareagowała adekwatnie.
Tata wtedy tłumaczy się, przepraszająco, że on chciał tylko tego pączka, jakby się wychylił z tego stopnia przed wejściem do piekarni to by za wózek! Ale nie wychylał się - zauważam spokojnie. I to może się nie podobać rodzicom dziecka i to wystarczy. Tato posmutniał. I znowu peroruje, że dostał przez tego pączka bana na spacerki z wnusiem do parku. A ja - tak wszyscy w rodzinie, którzy tej anegdoty słuchają - odparła "i słusznie, tato". A on westchnął. Okay. Show taty, jego scenariusz się skończył, ale rodzina Szwagra o tym nie wie i nagle do mnie mówi "W tym cały problem. Bo [twój tata] może tak wyskoczyć po pączka o ile córka tego nie widzi. Bo co z oczy to z serca."
A ja w szoku. I wkurwiona. I od razu cisnę do typa, że jestm rozczarowana, że jako emerytowany stróż prawa mówi coś tak niskiego jak "co z oczy to z serca". Jak rodzic dziecka prosi by czegoś nie robić, to nie robisz tego i kropka! Na to siostra Szwagra, że przecież moja siostra nie musi wiedzieć o tym. Że o to chodzi. Więc tym bardziej wkurzona, ale spokojnie mówię jej, że właśnie o to mi chodzi, że to prosta droga do utraty zaufania permanentnego i braku jakichkolwiek podstaw do nawiązania dialogu. Jak ktoś mówi "nie" to nie i kropka. Możesz zdecydować czy jesteś gotów wejść na tych warunkach w relację, a nie możesz przekraczać cudzego "nie", bo to w większości przypadków wyrządza krzywdę, a wielu innych - podlega karze prawnej.
Czułam jak mój chłopak ściska moją rękę na znak wsparcia. A tata, jak małe dziecko (wygodna rola, nie powiem) zajęczał "ale ona mnie nakrzyczała! I to tak bardzo!". Ech, więc mu przypominam, że on sam jest ojcem i wie jak to jest jak się boisz o dziecko, na to tata momentalnie, że wypominam mu, że dostałam klapsa przebiegając przez ulicę, bo nota bene on mnie nie pilnował. Nie pomyślałam o tym nawet, ale uznałam, że "go girl", bo to dobry przykład, więc poszłam w to, ale zamiast iść drogą wzajemnych żali, jak próbował wyskalować sytuację mój tata odparłam coś w stylu "Tak tata, zrąbałeś jako ojciec, gdy byłyśmy dziećmi, już to ustaliliśmy i uważam temat w tej chwili za zamknięty. Masz za to szansę być dobrym ojcem teraz, a widzę, że zaczynasz być złośliwy. A ja zaczynam się wkurzać, a naprawdę nie chcę teraz być wkurzona, ani się z tobą kłócić. Zaczniemy wszyscy być złośliwi i zrobimy sobie przykrość, a po co? Przecież twoja córka i zięć tak pięknie się postarali by nas ugościć, chcą nas wszystkich tutaj. To urodziny twojego wnuczka. Wspierajmy ich, zamiast podcinać skrzydła. A jak moja siostra mówi, że na jakieś zachowanie względem ich synka nie pozwala to nie pozwala i koniec. Rodziców dziecka należy słuchać, bo odpowiadają za nie prawnie."
Dodałam - NA GŁOS - że go kocham i że potrzebuję teraz by był naszym tatem. Że wie, że moja siostra nie zawsze dostaje wsparcie od teściów dlatego tym bardziej potrzebuje nas.
Na to tato złapał mnie za rękę i też na głos, przy rodzinie Szwagra gapiących się na nasz z rozdziawionymi japami, że mam rację, że faktycznie głupio na nich narzekać w takich okolicznościach. Że faktywnie ocena mamy i taty jest najważniejsza, że już nie będzie złośliwy. I nagle z zachwytem do swata się odwraca i mówi "Ale nasze dzieci nas tu ugościły, nie? Jak pięknie przybrali tę salę! Ile jedzenia!"
xD
I to nie było na pokaz czy prześmieszne rozdwojenie jaźni. On faktycznie jakby nagle to dostrzegł.
Potem wzniósł toast za swoją córeczkę i zięcia, którzy są świetnymi rodzicami, którzy wszystko zorganizowali.
Mega to było miłe.
Jeszcze było kilka sytuacji, które i mnie wkurzyły. I zaskoczyły. Rzecz w tym, że znałam rodzinę Szwagra bardziej z relacji siostry, i z tego, jak są wobec niej złośliwi i jak ona wybucha sprowokowana ich zachowaniem jak dynamit. Ale zobaczyłam tą dynamikę na żywo i nazwałabym ją toksyczną nie ze względu na moją siostrę i jej krótki lont. Tylko ze względu testowanie przez inne osoby jak długi ten lont temperamentu mojej siostry jest.
Przykład?
Młody na urodziny dostał: hulajnogę, rower, samochód i koparkę. Wszystkie takie w które może posadzić swoją dupencję i na wszystkich da się pomykać. Na sali nie odpakowano tylko tej koparki (to do składania jest, duża rzecz, przy czym to bardziej zabawka dla Szwagra - młody nie prowadzi tego, to Szwagier będzie miał zdalne urządzonko do prowadzenia). Samochód dostał ode mnie i mojego partnera - mini wersja naszego zabytkowego samochodziątka. Ma tam wgrane piosenki, abecadło, ma mruganie światłami, klakson.
Od momentu odpakowania autka poza moim siostrzeńcem interesowało ono córeczkę jednej z sióstr Szwagra. Dziewczynka pochodziła do każdego dorosłego obok i czarowała, że ona jest chuda, napewno jest szczuplejsza niż 7 lat młodszy kuzyn xD (noż cholera, dzieciak ledwo roczek ma, a już łażą za nim i od grubasków wyzywają - nie pierwszy raz, a on wcale gruby nie jest) i czy może przejechać się tym samochodem. No i wszyscy, ze mną włącznie odwracali się do mojej siostry i jej męża powielając pytanie "Czy mała dziewczynka może przejechać się w samochodzie?", a oni od razu odpowiadali "Nie, bo jest za duża" - jednocześnie to prawda, i jednocześnie przyznam, że wątpię, że dziewczynka jest na tyle cieżka by zniszczyć autko. Ba! Ja nie jestem na tyle ciężka by zniszczyć autko, ale fajnie by było, gdyby jednak siostrzeńcowi służyło jak najdłużej, a to prezent, ode mnie dla niego, więc tym bardziej szanuję zdanie mojej siostry i Szwagra. A dla dzieci w ogrodzie był przygotowany szereg atrakcji - dmuchany zamek, plac zabaw, trampolina i minizoo. Przeżyłaby bez tego autka. Ale z powodu dziwnych decyzji jej rodziców (nie wolno było jej iść na trampolinę i dmuchany zamek, chociaż pozostałe dzieci, sami chłopcy, skakali tam jak szaleni, bo miała na sobie sukienkę "do zdjęć do tortu, by ładnie wyglądać", a gdy dziecko kombinowało, że może teraz się przebierze w spodenki, poskacze, a potem do tortu znowu założy sukienkę to mama jej odpowiadała, że się na to nie zgadza, bo zaraz tort będzie.... jak wjechał tort to też nie chciała jej przebrać w spodenki, tylko w inną sukienkę, bo "jesteś dziewczynką, musisz ładnie wyglądać" i dostawała dyspensę na bujanie się na huśtawce... sama i smutna).
W pewnym momencie, gdy mojej siostry, ani Szwagra nie było na sali (a byłam ja, mój partner, nasi rodzice) dziewczynka znowu pyta matki (siostry Szwagra) czy może pojeździć autkiem małego kuzyna. A jej mama, na głos wyjaśnia nam wszystkim, że moja siostra przesadza twierdząc, że starsza o 7 lat dziewczynka może być za ciężka na autko dla kilkumiesięcznego dziecka, że zresztą jej córka to jest na 200% lżejsza i szczuplejsza od tego małego grubaska. Zaczyna się rozwodzić nad tym, że jej dzieci są smukle i szczupłe, parska mówiąc o tuszy mojego siostrzeńca. I dodaje, że póki cioci nie ma na sali to jej córka może jeździć autkiem. Bo póki ciocia nie wie to jest okay.
NO KURWA! To przecież toksyczne na maksa! Lekceważenie! I przekraczanie granic! No szlag mnie trafił, bo NIE to NIE. I nie chodzi przecież o to by dziecku sprawiać przykrość, jest masę atrkacji dla tego dziecka, w wieku 8 lat i przy jej wadze (jakakolwiek by nie była) przygotowanych, a przez tą sukienkę i "ładne wyglądanie" nie wolno temu dziecku w tym uczestniczyć. Akurat autko dla bobasa to nie jest coś na co dostała pozwolenie.
No i wkurza mnie to pierdolenie, że nieszanować granic drugiej osoby można, o ile ta osoba tego nie widzi.
Odruchowo, od razu się odezwałam: przypomniałam zarówno matce i dziecku, że moja siostra i Szwagier (on w narracji własnej rodziny jest zupełnie pomijany) wyrazili w sprawie autka, które zresztą jest prezentem ode mnie i mojego partnera. Nie wolno na nim siadać starszym dzieciom i kropka. To nie złośliwość, to ich dysponowanie regułami na temat ich własności.
Siostra Szwagra odeszła ode mnie nie patrząc na mnie nawet. Wkurwiona była.
A ja o sytuacji nawet nie pamiętałam, to było dla mnie tak odruchowe, że potem mama mnie zaskoczyła komplementem, że tak jest ze mnie dumna, że wsparłam siostrę xD
Jeszcze było kilka innych sytuacji np: ojciec Szwagra i mój tato wzięli małego do ogrodu. Małego chłopczyka, który ledwie na nóżkach trzyma balans. Zobaczyli, że jego starsi kuzyni skaczą na trampolinie. Te dwa stare kozły wrzucili tego malca, 12-miesięcznego, między szalejących i rozwrzeszczanych chłopców 8-15 lat. Strach straszny. Dziecko w ryk, moja mama przybiegła z krzykiem. Ale to najstarszy kuzyn ściągnął dziecko z trampoliny i zaniósł własnej mamie do rąk, a obywa dziadki miały radochę. Mega zabawne. Straumatyzowali wnuka. Super.
Wrócili na sale opowiadając co się stało: Szwagier zimny jak lód upewnia się w faktach - który ojciec wpadł na ten pomysł (jego własny), kto przy tym był, kto zareagował, kto nie reagował (mój tata wskazuje na teścia i umywa ręce "to nie ja, to był jego pomysł!", a ja na to "a ty byłeś obok i nie ratowałeś dziecka?" mina mu zrzedła i zwiesił głowę...). A moja siostra od razu wkurwiona opierdoliła teścia. Merytorycznie, przypominając, że prosiła by tego nie robić, ale najstarszy z wnuków i moja mama usłużnie donieśli, że ojciec Szwagra powiedział, że najmłodszy wnuczek może skakać na trampolinie tak długo, jak jego mama o tym nie wie. Znowu. Kurwa, emerytowany stróż prawa. JPDL. I moja siostra ochrzaniła teścia, a potem naszego tatę. Krzykiem. Ale kulturalnie poza jedną obrazą na koniec "jeden z drugim, starzy, a głupi".
Siostra potem powiedziała mi, że w sumie nie chciała aż tak nakrzyczeć na tatę, że zdawała sobie sprawę, że to było nieproporcjonalne do sytuacji, ale była tak zła...
A Szwagier jeszcze przez jakiś czas nie mógł się otrząsnąć: spokojnie pytał rodziców (bo jego mama była oburzona, że w ogóle ktoś krytykuje jej męża - że przecież chciał dla dziecka jak najlepiej) czy widzieli jakie obrażenia mogą mieć tak małe dzieci skacząc same na trampolinie, a co dopiero z dużo starszymi, cięższymi i niedelikatnymi chłopcami? Pokazywał im zdjęcia znalezione w sieci by udowodnić, że ich złość i przerażenie jest uzasadnione.
Szacun.
No, działo się.
Poza tym w niedzielę wzięłam w końcu antybiotyk na tego zęba i nadal mnie po prostu boli straszliwie dziasło....
13 notes · View notes
spustoszenie2 · 1 year ago
Text
Byłam na urodzinach szwagierki.
Zjadłam rogalika z czekoladą, kanapeczkę i kilka kulek serowych.
Na szczęście cały dzień nic nie jadłam to mimo że jest źle że to zjadlam to nie jest to najgorsze co mnie dotknęło wczorajszej nocy.
Robiłam sobie z solenizantka głupkowate zdjęcia telefonem jej chłopaka i tam śmichy chichy ustawiliśmy to zjecie na wygaszacz i tam gadka szkatka on to zobaczył i się tam śmiejemy z tego i oczywiście szwagierka nr2 (najstarsza z rodzeństwa) chce zobaczyć to zdjęcie to Chłop jej pokazuje a ona patrzy się na mnie i z tekstem do całego stołu "No ja z tą henna na brwiach dziś w szkole lepiej wyglądałam". Chwali się tym że poszła na kosmetyczkę niemilosciernie bardzo, dosłownie każdemu to mówi jaka to ona nie jest w tym wszystkim dobra... z pojechaniem mojego wyglądu nie było to pierwszy raz na urodzinach ich siostry ciotecznej robiła non stop zdjęcia i ciągle był tekst zróbcie sobie ze mną zróbcie no i jak już zrobiliśmy sobie wszystkie to jak poszłam do toalety to zajebała tekst każdy wygląda ślicznie oprócz (moje imie). Jest mi zajebiscie przykro i to mnie w chuj dotyka bo mam tak niska samo ocenę jak nie wiem co... a się nie odezwę na ten temat bo jak raz powiedziałam swoją opinię mamie mojego chłopa to przez dwa miesiące się odzywaliśmy bo tamta najstarsza zbuntowała każdego przeciwko mnie. Japier... ja mam wysoka tolerancję ludzi ale jej to nie toleruje za żadne skarby. Współczuję mojemu facetowi rodziny nie dziwię sie ze tak chętnie się do mnie wprowadził.
38 notes · View notes
pop-culture-diary · 10 months ago
Text
Wieszcz jaki jest, każdy widzi
Tumblr media
"Wypiór" Grzegorz Uzdański, wyd. filtry
Ocena: 5 / 5
Chyba każdy kto przeszedł przez polski system edukacji zna nazwisko Adama Mickiewicza i jego najsłynniejsze dzieła. Mnie akurat „Pan Tadeusz” się podobał, więc gdy usłyszałam o książce w której Mickiewicz-wampir pomieszkuje przy Placu Zbawiciela, a narracja prowadzona jest trzynastozgłoskowcem, po prostu musiałam ją przeczytać.
Marta i Łukasz są normalną parą trzydziestolatków, którzy wynajęli od stryja dziewczyny urokliwe mieszkanie w bardzo dobrej lokalizacji, przy placu Zbawiciela w Warszawie. Niestety z mieszkaniem łączą się pewne obowiązki, jak na przykład goszczenie wampira, który zagnieździł się w szafie. I to nie byle jakiego wampira lecz Adama Mickiewicza we własnej, nieśmiertelnej osobie. Obecność słynnego wieszcza źle wpływa na relację Marty, która zawodowo zajmuje się właśnie jego życiem i Łukasza, poety poszukującego własnego stylu.
Marta to miła, nieco zahukana dziewczyna, która poważnie traktuje dane stryjowi słowo, jest obowiązkowa i oddana rodzinie. Zawsze myśli o innych i stara się nikogo nie urazić. Bardzo dobrze dogaduje się z Mickiewiczem, chętnie prosi go o radę czy korektę i próbuje zainteresować go współczesnymi sprawami, jak walka o równość i sprawiedliwość.
Łukasz jest aspirującym poetą, którego deprymuje przebywanie blisko najsłynniejszego polskiego wieszcza. Wolałby się go pozbyć, niż poprosić o pomoc w tworzeniu. Nie przeszkadza mu pozbawiona perspektyw praca na recepcji, którą załatwili mu rodzice, ale źle znosi krytykę. Nadmiernie bojąc się, że Mickiewicz zniszczy jego związek, sam doprowadza do jego destrukcji. A przy tym oprócz zazdrości, powoduje nim bardzo rozsądny strach przed śmiercią z ręki wampira.
Adam to od teraz jeden z moich ulubionych wampirów w popkulturze. Kiedyś słynny wieszcz, teraz śpi w szafie i dorabia jako ochroniarz, żeby na życzenie Łukasza dorzucić się do czynszu. Za swoją przemianę zapłacił utratą poetyckiego daru, lecz przez dwieście lat egzystencji  już się z tym pogodził. Zdążył też rozliczyć się ze swoją przeszłością, przemyśleć zachowanie względem żony i dzieci i wiele się nauczyć. Jest dojrzały i znacznie starszy od Marty i Łukasza, o czym autor nie pozwala czytelnikowi zapomnieć. Ale Adam nie żyje przeszłością. Jest zainteresowany współczesnym światem, choć woli trzymać się z daleka. Fakt, że wszyscy dookoła niego umierają, a on wciąż trwa, czyni go bardzo samotnym, ale wcale nie znaczy, że Mickiewicz nikim się nie przejmuje. Wręcz przeciwnie, troszczy się o swoich współlokatorów i gotów jest nawet usunąć się gdzie indziej, jeśli ma im to pomóc.
Grzegorz Uzdański tworzy dość klasyczną postać dobrego, tęskniącego za słońcem wampira, który może je oglądać tylko na zdjęciach. Jego Mickiewicz nie atakuje ludzi, żywi się krwią, którą szpital wyrzucił do śmietnika. Jest spokojnym intelektualistą piszącym merytoryczne komentarze w internecie i wysyłającym długie listy do przyjaciela. Autor sprawnie usypia tym czujność czytelnika, przedstawiając wampira z bardzo ludzkiej strony, by w ostatnim momencie wywrócić całą sytuację do góry nogami. Bardzo dobrze opisuje istotę o ogromnym doświadczeniu, która lepiej niż współcześni trzydziestolatkowie rozeznaje się w sytuacji, w której się we trójkę znaleźli.
Tu należy przejść do zabiegów stylistycznych zastosowanych przez autora. „Wypióra” napisano płynnym, melodyjnym trzynastozgłoskowcem, który może i kojarzy się głównie z historiami o Polsce szlacheckiej, ale w rękach Uzdańskiego staje się perfekcyjnym narzędziem do opowiadania o zwykłych sprawach współczesnych ludzi. Ale autor snuje swoją opowieść zarówno z punktu widzenia człowieka współczesnego, jak i żyjącego w XIX wieku, chociażby szwagierki Mickiewicza. Nie ogranicza się do trzynastozgłoskowca, sięga też po dramat, wpis z pamiętnika czy cytaty ze źródeł historycznych, ale i historię wyszukiwania, czat czy maile. Takie podejście nie tylko zapewnia różnorodność, ale i odpowiada na pytanie czego Mickiewicz szukałby w google, albo co by myślał na temat gry Lewandowskiego. Pozwala też czytelnikowi zajrzeć w myśli i pragnienia wielkiego wieszcza. Uzdański zmienia też raz po raz punkt widzenia, przeskakując z Marty, na Łukasza, Adama, albo kogoś zupełnie innego, dzięki czemu pozwala nam poznać sytuację w pełni, niczego nie ukrywając.
„Wypiór” to książka niesamowita z wielu powodów. Po pierwsze, koncept obok którego po prostu nie da się przejść obojętnie. Opowieść o Adamie Mickiewiczu, wampirze mieszkającym w szafie i dorabiającym jako ochroniarz, spisana trzynastozgłoskowcem? Tego jeszcze nie było w polskiej literaturze. Ale to nie tylko ciekawostka, ale też realistyczna historia relacji dwojga ludzi, między których wchodzi ktoś trzeci. Kobiety i mężczyzny, którzy nie potrafią ze sobą rozmawiać, zbyt pochłonięci własnymi obawami i kompleksami, a także istoty znacznie od nich starszej, która obserwuje całą te sytuację z bolesną świadomością tego do czego wszyscy troje zmierzają. Historia opowiedziana wierszem, który dziwnie dobrze do niej pasuje.
Co ciekawe, już w przyszłym miesiącu w Teatrze Syrena odbędzie się premiera musicalu bazującego na książce Uzdańskiego. Ja tam już nie mogę się doczekać.
Ale to tylko moja opinia, a ja nie jestem obiektywna
0 notes
aleksandrasieczka · 2 years ago
Text
Dusiciel z Bostonu - jak rodzą się mordercy? | Recenzja 
To nie jest kolejna produkcja, która podjudza ludzkie fantazje czy wzmaga fascynację zakrzywiając cały złowrogi obraz. Nie buduje również pomnika oprawcy składając mu obietnicę wiecznej sławy - tak, nie mam bynajmniej na myśli niesławy i patrzę na ciebie Netfliksie. Daleko mu również do thrillera psychologicznego tłumaczącego mechanizmy w umysłach morderców, a jednak zagląda do ich kolebki, podaje grzechotkę, a później próbuje okiełznać powstały terror.
Tumblr media
Film "Dusiciel z Bostonu" jest dostępny w serwisie Disney+.
Chrzest pośród ludzi 
Dobre kino to takie, które prowokuje dyskusje. Nie musi być wybitne, żeby to robić, nie musi nawet doprowadzać do żarliwej wymiany zdań. Wystarczy, że zasieje ziarno wątpliwości i sprawi, że zaczniecie się zastanawiać, po której stronie leży prawda i czy w ogóle może być o niej mowa. “Dusiciel z Bostonu” nie chwyta za gardło niczym “Siedem” Finchera, “Kuracja” Kurosawy czy inne klasyki gatunku, ale nawet nie pretenduje do tego, by się z nimi mierzyć. Cel Matta Ruskina jest zgoła inny.
Na warsztat wzięty jest motyw narodzin mordercy pośród opinii publicznej. Nie jest ważne to, co go sprowadziło na tę drogę, a to, jak jest postrzegany. Media ochrzciły go “Dusicielem z Bostonu”, sporządziły dokładny modus operandi i już nawet nie musiały określać niejasnych motywów, które nim kierowały. Za to wszystko odpowiedzialne są Loretta McLaughlin i Jean Cole (Carrie Coon), które wzięły na swoje barki odpowiedzialność za znalezienie oprawcy i ocalenie społeczeństwa po tym, jak “same” wprowadziły ten terror. 
Tumblr media
Tak przynajmniej powiedziałaby bostońska policja w 1965 roku. Wszak dwie kobiety dostały ten temat tylko ze względu na swoją płeć, zwłaszcza żółtodziób (Keira Knightley) z działu “styl”. Wszystko po to, żeby zapewnić rozgłos gazecie “Record American”. Również z tego powodu po raz pierwszy pod artykułami pojawiły się zdjęcia ich twarzy spozierające na każdego, kogo wzrok padł na ich tekst. Włączając mordercę, którego namaściły swoimi słowami. 
Samolubna i altruistyczna 
Informatorzy, którzy zabierają głos w artykułach reporterek wskazywali na to, że policja wykazała się całkowitą niekompetencją w trakcie śledztwa. Funkcjonariusze nie reagowali na zgłoszenia, nie chcieli pomocy z zewnątrz choć ten sam modus operandi zaczął się pojawiać w innych stanach. Zresztą to i tak mało powiedziane. Gdyby Loretta nie zaczęła prowadzić śledztwa na własną rękę po godzinach, jednocześnie tworząc nużące ją treści do działu “styl”, policja nie zwróciłaby uwagi na to, że mierzy się z seryjnym mordercą. To właśnie ona powiązała trzy morderstwa docierając do znaku rozpoznawczego dusiciela - kokardy z pończoch, którą zawiązywał w sposób dekoracyjny, podwójnym węzłem, na szyjach swoich ofiar. Pozostawiał makabryczny prezent wszystkim tym, którzy mieli odnaleźć zbezczeszczone ciało. 
Drążyła temat nie tylko w imię ambicji, nie mogąc zdzierżyć życzliwych głosów matki, sąsiadki czy szwagierki, że jest samolubna, powinna zajmować się dziećmi i mężem. Warto zauważyć, że te słowa wypowiadały kobiety, mąż przynajmniej początkowo wykazywał się dużym wsparciem. I prawdą jest, że Loretta była samolubna.
Tumblr media
Prawdą jest również to, że podobnie jak Megan Twohey i Jodi Kantor sportretowane w filmie “Jednym głosem” walczyła o lepsze życie dla swojej córki, która potajemnie zbierała wycinki z jej artykułów. W jej oczach była bohaterką. Podobnie jak w przypadku prawdy mediów i prawdy policji, tu również mamy do czynienia z dwoma prawdami. Jedna nie wyklucza istnienia drugiej. 
Efekt naśladowcy 
Upór duetu Loretta-Jean był nie tylko imponujący, ale i niebezpieczny. Nie tylko dla rodzin reporterek i ich samych, gdy każdy mógł zobaczyć, jak wyglądają czy odnaleźć odpowiedni numer telefonu w książce telefonicznej, żeby później dyszeć do słuchawki. Prasa wypowiedziała wojnę policji, bo uważała, że jest o kilka kroków przed nią, czyli bliżej rozwiązania zagadki. W jej oczach funkcjonariusze nie byli w stanie rozwiązać tej sprawy, więc ktoś inny musiał ocalić społeczeństwo przed dusicielem, którego macki zaczęły sięgać coraz dalej. 
Można się zastanawiać, czy gdyby nie dokładne opisy morderstw i ujawnienie znaku rozpoznawczego dusiciela, narodziłoby się aż tylu naśladowców w różnych częściach kraju. Idąc tym tokiem myślenia można zadać pytanie, czy ci naśladowcy i tak nie popełniliby zbrodni, a to, że chcieli zrobić z dusiciela kozła ofiarnego (o ironio), paradoksalnie ściągnęło na nich jeszcze większą uwagę. Bostońska, i nie tylko, policja miała przepastne listy podejrzanych, które w mniejszym bądź większym zakresie sprawdzała wyciągając na powierzchnię coraz to inne przestępstwa. 
Tumblr media
Niemniej jednak Loretta i Jean zapewniły gotowy materiał dla psychopatów, którym nie trzeba było nic więcej mówić. Wystarczyła iskra, to wszystko. Dobra intencja przerodziła się w masowy terror, który policja musiała wygasić, żeby przywrócić oddech społeczeństwu. Wstrzymywany przez tak długi czas. 
W kółko po welodromie
Bazując na wypowiedziach źródeł, m.in. komendantów z innych stanów, można odnieść wrażenie, że reporterki postąpiły słusznie przynajmniej do pewnego stopnia. Tak, ktoś musiał wziąć na siebie tę odpowiedzialność. Wątpliwości wzbudza jednak detektyw Jim Conley, który zdaje się być autentycznie zaangażowany w temat i jako jedyny bierze pod uwagę możliwość współpracy z prasą reprezentowaną przez Lorettę. 
Jim przypomina kapitana Yohana z francuskiego kryminału “Noc 12 października”, który również nie jest typowym filmem o mordercy.
W pewnym momencie główny bohater dochodzi do przygnębiającej konkluzji, że zabójcą mógł nie być żaden z podejrzanych, ale równie dobrze mógł być nim każdy z nich. - Wszyscy mężczyźni zabili Clarę. (...) Coś bardzo złego dzieje się między mężczyznami a kobietami - zawiera w tych kilku słowach całe sedno thrillera Dominika Molla. I chociaż w “Dusicielu z Bostonu” rzecz dzieje się w latach 60. XX wieku, to w obu przypadkach kobiety są łudząco podobnie postrzegane. Nie aż tak sprowadzane do roli opiekunek ogniska domowego, ale traktowane gorzej, gdy już przebiją się do tego męskiego środowiska. Ambicje Loretty są tym większe, im większy opór przełożonych napotyka. Im mocniej drąży, chcąc wygrać w wyścigu o informację, tym bardziej traci czujność i staje się zaślepiona. 
Bo co jeśli tu nie chodzi o niekompetencję, a takie samo jeżdżenie w kółko po welodromie, które uskutecznia Yohan? Wszak każdy z wielu podejrzanych mógł być dusicielem z Bostonu, a może zabójcą nie był żaden z nich. Oprawcy się nie rodzą, tworzymy ich.
0 notes
malykotek · 7 years ago
Text
Ya'd think kids are too young to remember how they were treated but the daughter of my sister-in-law, who's 5-6, asked me to go play with her as we did last year so
Oh, they do remember.
1 note · View note
mojejduszypieklo · 3 years ago
Text
Hejka, nie pisałam bo ostatnio strasznie kiepsko się czuje.
Bilansów nie robiłam bo bardzo mało jadłam i ogólnie ciężko było mi liczyć kalorie bo waga gdzies nagle zniknęła.
Dzisiaj jestem na 3 kawach i zjadłam mała porcje bigosu z wołowiną no to liczmy z 400 kcal dziś zjedzone ale ciężko zliczyć mi ile tak na prawdę zjadłam.
Waga moja w 5 miesiącu ciąży pokazuje 51,6 kg
Wiec jest przyrost wagi nie wielki jak na ten stan, ale to głównie ze stresu.. gdzie do kurwy nędzy się stresować nie mogę ale kurwa jednak.
Słuchajcie bo ja tu czegoś nie rozumiem, od ostatniego postu minęło trochę czasu no nie pamietam z 2 tyg będzie, przez te dwa jebane tygodnie ojciec mojego faceta pokazał kim jest..
Zacznę od tego ze zaczęłam szukać informacji o narcystycznym zaburzeniu osobowości, mówią na to choroba naszych czasów ale ogólnie kilka dziwnych sytuacji z tych 2 tygodni wam opowiem..
1. Miała miejsce kilka dni po wyjeździe szwagierki mojego faceta matki, ogólnie no spoko babka bardziej empatyczna niż ten idiota co z nim mieszkamy.. zaczęło się od kotów jak to zwykle robił awantury co one robią w kuchni i salonie, oczywiście tryby rozkazujące wielki krzyk i sprowadzanie na dno mojego poczucia wartości oczywiście to ja stwarzam problem… a dlaczego? Bo mieszkam u niego z jego synem oczywiście problem jest taki ze to Ja jestem głównym problemem wszystkiego co on czuje to usłyszałam.. no dobra lecimy dalej
2. Oznajmił jaśnie pan i władca swojego gniazdeczka, że to my musimy mu zapłacić 150 euro za wodę bo on nie ma zamiaru za nas płacić dodam że to wyrównanie za tamten rok to się przypierdolił że miał dopłatę i mimo mówienia mu ze to pokryjemy to i tak musiał przez cały tydzień oznajmiać że od 1.04 nie będziemy mieli wody ani prądu bo mu się tak podoba ale szczerze powiedziałam mojemu żeby nie płacił mu do pierwszego i zobaczymy jak się zachowa.. no i przyszedł pierwszy kwietnia, wrócił do domu poprosiłam mojego faceta by zrobił herbatę bo nie chce na jego ojca nawet patrzeć no i słyszę zza drzwi jaka awantura ze my korzystamy z czajnika nosz kurwa ja pierdole człowiek bez serca mówię sobie
3. miałam wizytę w szpitalu 1.04 no i dali mi kartę do wypełnienia od nośnie zdrowia psychicznego
Szczerze?
Jak przeczytałam wszystkie pytania to zaczęłam panicznie płakać …
Tak jak by one do mnie dotarły tak głęboko jak by ktoś wrzeszczał na mnie
Było około 20 paru pytań a ja już na pierwszym we łzach
Dałam tą kartkę lekarce no i zobaczywszy mnie zaczęła wypytywać jak długo się tak czuje
Niestety nie umiałam odpowiedzieć bo było to zbyt długo by pamiętać szczerze wiem ze od zawsze byłam taka przerażona i szczerze mimo że zawsze wiedziałam ze coś jest ze mna nie tak zawsze starałam się szukać pomocy u różnych psychiatrów/ psychologów ale nigdy nie kontynuowałam leczenia u jeden osoby zawsze po jednej wizycie odpuszczałam
Zostałam umówiona do psychologa na 14.04 szczerze może w końcu ktoś mi z tym moim problemem pomoże
No ale przejdźmy do naszego idioty nad idiotami
Zawsze ale to zawsze stawiam innych na pierwszym miejscu niż siebie
Takie toksyczne wychowanie mojej matki o osobowości narcystycznej bo muszę spełniać innych zachcianki być miła i uprzejma
No i tez tak jest odkąd mieszkamy tu w Belgii u mojego chłopaka ojca
Zawsze okazywałam szacunek, zawsze byłam miła i pomocna a zawsze obrywałam
No dobra, wczorajsza sytuacja dała mi do myślenia bo przyszedł po swoim treningu na siłowni i zaczął się znów wyżywać obrażać i tak dalej
Oczywiście byłam cicho i tylko się uśmiechałam, mój stanął w mojej obronie ale nie wytrzymałam i powiedziałam do niego „niech pan zobaczy jak się zachowujesz i powiedz czy to jest w porządku takie wyżywanie się” to udał ze nie słyszy no i zaczął walić szafka w moja nogę bo chciał otworzyć ją nie wytrzymałam powiedziałam „może jakieś przepraszam a nie się pchasz na chama” to mi odburknął że to ja mam go przeprosić no zaczęłam się tak śmiać że nie mogłam wytrzymać i odchodząc powiedziałam tylko ze to się leczy to zaczął mnie moja matka straszyć
Szczerze wywnioskowałam że jest bardzo podobny do mojej matki z narcystycznym zaburzeniem osobowości ale tak na prawdę grubo… ten człowiek o przyprawy potrafi tak płakać, że są jego nawet jego żona już ma dosyć i mówi do niego „a co ty się do mojej kuchni przypierdalasz”
Szukamy sposobu by się od nich wyprowadzić ale jedyne rozwiązanie to albo namiot na ten moment albo kupimy campera ta druga opcja jest bardziej korzystna ale trzeba niestety jeszcze się z tym narcyzem męczyć
Boje się tylko że będzie w stanie zrobić albo swojemu synowi albo mi krzywdę bo psychiczny ślad już odcisnął że boje się wchodzić do kuchni i salonu kiedy on jest
Co będzie dalej, zobaczymy na dniach na razie przy nim udaje ze jestem twarda ale jak tylko wracam do pokoju to łzy w oczach i płacze bo nie mogę dłużej tego znieść.
4 notes · View notes
livi-sims · 3 years ago
Photo
Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media
Otis i Anne przyszli w odwiedziny do Merle i Acaci, a Otis wyjątkowo zbliżył się do swojej szwagierki 😏 Acacia trochę zmieszana powiedziała swojemu mężowi że w sumie Otis jej się podoba ale nie chce zrobić nic wbrew mężowi, ten się wściekł i wyszedł 🤫
4 notes · View notes
zyczeniapro · 8 months ago
Text
Życzenia urodzinowe dla szwagierki
Tumblr media
Życzenia urodzinowe dla szwagierki to doskonała okazja, aby wyrazić jej swoje życzenia i życzyć jej wszystkiego najlepszego w tym wyjątkowym dniu. To czas, kiedy możemy podziękować za ich obecność w życiu oraz wyrazić swoją sympatię i życzliwość. Oto kilka pomysłów na życzenia urodzinowe dla szwagierki:
Więcej Życzenia urodzinowe dla szwagierki
Tradycyjne Życzenia: "Z okazji Twoich urodzin życzę Ci mnóstwa szczęścia, radości oraz spełnienia wszystkich marzeń. Niech ten dzień będzie pełen uśmiechów i wspaniałych chwil!"
Wyrazy Szacunku: "Z okazji Twoich urodzin chcę Ci podziękować za to, że jesteś nie tylko moją szwagierką, ale także przyjaciółką. Życzę Ci wiele sukcesów, zdrowia i miłości w życiu."
Życzenia Zabawne: "Niech Twoje urodziny będą jak najlepszy dowcip - śmieszne, radosne i niezapomniane! Wesołych urodzin!"
Życzenia Serdeczności: "W dniu Twoich urodzin chciałbym podziękować za Twój uśmiech, dobroć i wsparcie, które zawsze mi oferujesz. Życzę Ci nieustającej radości i spełnienia marzeń!"
Życzenia Inspirujące: "Niech Twoje urodziny będą początkiem kolejnego wspaniałego roku życia, pełnego nowych wyzwań i osiągnięć. Wierzę, że osiągniesz wszystko, o czym marzysz!"
Niech te życzenia urodzinowe dla szwagierki wyrażą Twoją szczerość i życzliwość oraz sprawią, że ten dzień będzie jeszcze bardziej wyjątkowy dla niej. Nie zapominaj o dodaniu osobistego akcentu, który uczyni te życzenia jeszcze bardziej wyjątkowymi!
0 notes
myslodsiewniav · 1 year ago
Text
27 września 2023r.
Drogi pamiętniczku z tej strony Studentka (chciałabym napisać, że "studentka" pierwszy raz pisząca z podniesioną głową, ale to nie jest prawda, bo nie mam na tyle dochodu by opłacić te studia, a i tak twardo: ZACZYNAM, znajdę coś i będę pracować, zarabiać... ale odbiera mi to radość z tak ważnej dla mnie decyzji)
Nie mam w sobie siły, by siąść w akceptacji i uczciwie spisać wszystko co czuję - WIEM, że spisanie pomoże, ale mnie osłabia myśl o tym wszystkim i tak naprawdę konieczność wywleczenia prawdy i siebie samej ustawienie w pierwszej linii do zmierzenia się z problemem: już potrafię go (je, te problemy tak właściwie) nazwać, a ciało i psychika się bronią "no weź, jeszcze chwilę odpocznij, no przynajmniej do końca tygodnia!"
Nadal jestem flakiem. Nadal ucieka ze mnie powietrze, energia, werwa.
Nadal nie mam okresu (a brzuch jest wzdęty, czuję się cała napęczniała i niezdrowa).
Nadal obiektywnie jest spoko, a uśmiechanie się sprawia mi fizyczną trudność.
Robię coś co powinno mnie cieszyć, a mam tyle wątpliwości... Syndrom oszusta, wiem, wiem.
Ech...
Rzecz w tym, że mój chłopak nie dostał maila. A mieliśmy zaczynać razem. Zaniepokojony (że trzeci rok z rzędu nie otworzy się znowu kierunek na który aplikował) zadzwonił do dziekanatu, gdzie mu wyjaśniono, że zaczyna dopiero w listopadzie. ŁAAAT!? Że dostanie maila za miesiąc, a kierunek na 100% się otworzy. Uf. Tyle dobrego.
Co jest dla nas ważne to fakt by mieć zajęcia w te same weekendy, aby w te wolne móc podróżować i górkować współnie. A póki co wygląda na to, że może być różnie. Bardzo. Trochę mnie to irytuje, nastawiam się już do walki, chociaż jeszcze się nie zaczęło i jeszcze nie wiem jak to działa na prywatnej uczelni w ramach studiów niestacjonarnych - może łatwiej będzie pozamieniać grupy?
Zobaczymy.
Póki co chcielibyśmy zaplanować przynajmniej jesienny wypad w odwiedziny do szwagierki do Włoch. Fajna opcja - laska już jest zameldowana, rzeczy przyjechały, zajęcia na uczelni się zaczeły. Ciekawe czy jest jakiś cień szansy, abym i ja mogła skorzystać z wymiany na Erasmusie? Ciekawe... Pomieszkałabym sobie we Włoszech też, o ile oczywiście nie padałoby tam.
Nie pisałam o tym, a w sumie śmieszne: miałam w zeszły tygodniu bekę z ich zdjęć z Toskanii. Wyskoczyli w weekend do Florencji (atfuuu) i podesłali nam kilka fotek dzieląc się / chwaląc się turystycznym wypadem, pierwszym z ogromu, które mają w planach w tym roku. Na wszystkich siostra mojego chłopaka odwalona na 1500%, pozująca niby od niechcenia, ale z drgającym na wargach uśmieszkiem bezbrzeżnej radości "takie tam, z Włoch" - ten klimat. :D A jej facet na KAŻDYM zdjęciu CIERPI. xD I to jak bardzo on cierpi, i jak wielki to kontrast do instagramowych zdjęć jego dziewczyny, to jest TAKA zabawna historia w obrazkach xD. Ponte Vecchio? Pewnie! Ona w pozycji "tak się tu przypadkiem oparłam jedząc bagietkę i poprawiam moje nietuzinkowe okulary" xD On: siedzi w rozciągniętym T-shircie na murku, zgarbiony, twarz zakrywa dłońmi, a palce niemal wciska w oczodoły pocierając je, a w tle jakiś stary most. xD Duomo? Pewnie! Ona: "ktoś mnie sfotografował w kadrze bez turystów jak się tu przechadzałam i wyglądałam fabulous, tak nawet nóżkę pokazałam, o, jestem już tubylczynią". On "JPDL ile ludzi pod tą katedrą, możemy już stąd iść, bo zaraz zasnę na stojąco?". Winiarnia na ulicy? Pewnie! Ona "kręcisz? Ale na pewno kręcisz? Jaram się tak bardzo! Okaj, idę zamówić. PO WŁOSKU! YEY! A potem zrobisz mi zdjęcia na tle tych starych uliczek z kieliszkiem w dłoni jak przeżywam time of my life! Marzenie!". On "No, ale co ci chodzi, że siedzę na bruku w jakiejś brudnej bramie z gołębiami i kieliszkiem w dłoni. Tu można odpocząć... Gdzie ja jestem tak w ogóle? Co to za miejsce? Co to za brama?" xD
Przysięgam, że co zdjęcie to więcej śmiechu - zrobili nam tym poranek w niedzielę. Gdy potem zadzwonili i im o tym opowiedziałam, że mam wrażenie, że Szwagier nr 2 cierpiał, że te zdjęcia były komiczne to szwagierka oznajmiła "on zwiedza i przeżywa to wszystko na swój sposób", a typ zza jej pleców, z kanapy, krzyczy, że to wszystko dlatego, że przez całe dwa tygodnie poprzedzające wyjazd wszyscy, co wieczór, chcieli się z nim napić na pożegnanie i był po prostu zmęczony okropnie, a jak mu "baba" (on tak o niej mówi) jeszcze wyskoczyła z tym pomysłem, żeby zamawiać we Florencji wino to błagał ją by zostawiła go w sposkoju i nic nie zmławiała dla niego, że on już nie może nawet patrzeć na alkohol. A ona dała mu swój kieliszek i kazała pozować. xD Razem z O. jednym głosem pytamy "Czyli miałeś kaca?", a on zdzwiony "nie, po prostu na myśl o alkoholu mnie odrzuca i czuję się ociężały". xD Okay. On jeszcze nie wie...
Anyway - jakkolwiek checheszki checheszkami to jednak zazdroszczę im, czuję się zainspirowana i też chcę przeżyć taką przygodę. Pomieszkać gdzieś indziej.
Póki co mam czas na rozwój i to chyba powinien być tak ogólnie mój czas na eksplorowanie siebie i zapewnianie podstawowych potrzeb, dochodu, bezpieczeństwa finansowego, mierzenia się z moimi demonami/problemami/trudnościami.
Więcej rozkminy w siebie niż na zewnątrz: na zewnątrz przez ostatnie 9 mc działo się aż zbyt wiele i to teraz się na mnie odbija. Trzeba to przetrawić, przeżyć, to co trzeba rozebrać na części by zrozumieć i po prostu zintegrować.
Jestem w procesie - dziś ta myśl budzi ulgę.
Póki co przez najbliższe 5 dni jestem w domu teoretycznie "sama" (ale nie sama, bo wpada przyjaciółka) z pieskiem. Mój chłopak pojechał z ojcem na oktoberfest. Z jednej strony mu zazdroszczę, a z drugiej cieszę się, że on się realizuje i ma z kim się realizować, bo ja w obecnym stanie nie byłabym zupełnie zdolna do uczestniczenia w tak intensywnym programie jaki mają i tak ludnym wydarzeniu jakim jest oktoberfest.
Tęsknię za nim.
Dziś pewnie zasnę, ale jutro już będzie ciężko...
Idę dziś na spotkanie z kumpelą, jeszcze muszę nadać paczki z Vinted... Zobaczymy. Póki co daję sobie - z trudem - dyspensję na prokrastynację mierzenia się z problemem.
Kompulsywnie sprawdzając wiadomości na skrzynce w związku z Vinted i z OLX (a nóż się coś sprzedało...) zaskoczyła mnie dziś rano w skrzynce wiadomość zatytułowana "Ważne informacje organizacyjne". Kliknęłam, a tam masę info, a wszystko poprzedza nagłówek ze zwrotem "Szanowna Studentko, witamy w gronie studentów (...)" i jestem tym zarazem wzruszona i zarazem posrana ze strachu.
To się dzieje.
Ja to zrobiłam.
26 notes · View notes
magazynkulinarny · 4 years ago
Text
Rillettes, czyli długo gotowana łopatka wieprzowa z boczkiem i smalcem
Tumblr media Tumblr media Tumblr media
Słabość do długo gotowanej wieprzowiny w smalcu mam od małego. W dzieciństwie przepadałam za Konserwą Turystyczną, którą pałaszowałam na biwakach i rozmaitych wyjazdach. 
Wraz z upływem czasu zamieniłam ją na tuszonkę, popularnie zwaną mięsem w słoiku. Oczywiście najlepsza była w wykonaniu mojego Taty, ale nie robił jej zbyt często. W latach 90. ubiegłego wieku zaniechał w ogóle wekowania mięs.
Po długiej przerwie rozkoszne wspomnienia ożywiła starsza szwagierka, przywożąc nam świetnej jakości mielonkę wieprzową ze znajdującego się niedaleko jej domu sklepu mięsnego Marciniszyn w Pyskowicach. Byłam tam raz, a może dwa i nie mogłam wyjść z zachwytu nad ilością i jakością wyrobów, cudnym wystrojem wnętrza i fantastyczną obsługą. 
Mięso z Pyskowic jadłam jeszcze nie raz, bo dostawaliśmy je w prezencie od szwagierki. Wszystkim nam smakowało, nawet mojej córce, choć wydawać by się mogło, że to zbyt t��uste kąski dla dziecka.
Potem były jeszcze wizyty w nieodżałowanym francuskim bistro Monsieur Leon, gdzie raczyliśmy się rillettes na dużych kromkach chleba oraz bagietkami z dobrymi wędlinami i serami.
Tęsknota za smakiem i konsystencją długo gotowanej w tłuszczu wieprzowiny pozostała, postanowiłam więc zapełnić tę pustkę przygotowując rillettes. 
Nie jest to sprawa skomplikowana, jednak czasochłonna. Gotowanie trwa od 4 do 6 godzin. To jednak niewiele w porównaniu z efektem.
Niebo w gębie!
Składniki:
800 g łopatki wieprzowej (lub karkówki)  400 g surowego boczku cebula 4 ząbki czosnku 200 g smalcu 6 ziaren pieprzu 4 ziarna jałowca 4 ziarna ziela angielskiego 3 liście laurowe 250 ml białego wytrawnego wina łyżka białego octu winnego łyżka soli
Wykonanie:
Karkówkę i boczek opłukać w zimniej wodzie, pokroić w kostkę 3-5 cm. Cebulę obrać o rozciąć na połówki, czosnek obrać.
Mięso włożyć do garnka o grubym dnie, dodać cebulę, czosnek i smalec. Zalać wodą tak, by całość była przykryta.
Doprowadzić do wrzenia, zmniejszyć ogień i odszumować. Dodać pieprz, jałowiec, ziele angielskie i liście laurowe. Gotować pod uchyloną pokrywką ok. dwie godziny.
Wlać wino, ocet winny, wsypać sól i wymieszać. Gotować kolejne dwie godziny. Po tym czasie w garnku nie powinno być już płynu. Jeśli jest, to gotować do czasu jego odparowania.
Usunąć liście laurowe, ziarna pieprzu i ziela angielskiego (jeśli jakieś pojedyncze zostaną, to nic nie szkodzi). Całość z grubsza rozgnieść tłuczkiem do ziemniaków tak, by pozostały włókna mięsa. Jeśli chcecie uzyskać bardziej jednolitą konsystencję, możecie mięso zblendować.
Wyparzyć cztery słoiki (lubię używać 0,5 l ze szklaną pokrywką), wypełnić mięsem i zamknąć. Jeśli nie planujemy długiego przechowywania, po wystygnięciu wstawić do lodówki. Jeśli mają postać dłużej, zapasteryzować (10-15 min).
Podawać z pieczywem i kiszonymi lub konserwowymi ogórkami.
4 notes · View notes
coachownik · 5 years ago
Text
32/365
OK, dzisiaj mija pierwszy miesiąc od rozpoczęcia wyzwania i czas na małem podsumowanie. Mówiąc małe ma na myśli na prawdę parę słów. Początkowo myślałem, że wpadnę na jakieś bardziej głębsze przemyślenia, ale przyjdzie na to czas. Cóż mogę powiedzieć.. na początku było ciężko, głównie z systematycznością, teraz jest trochę lepiej. Staram się w sobie wyrobić pewien nawyk (choć muszę trochę popracować nad godziną ;) ) i mam wrażenie, że idzie coraz lepiej. Niestety czasem pojawiają się chwile pustki i zwątpienia, ale cóż miesiąc jakoś za mną, zostało jeszcze 11! Napewno niejeden ciężki temat przede mną i jakieś podsumowanie dłuższe na pewno będzie, ale czas pokaże, tym czasem lecimy dalej!
Dzisiaj miałem znów taki spokojniejszy dzień, co prawda sporo czasu byłem z synkiem, ale był mało wymagający, współpracował, żadnych problemów, a nawet pospał w sumie prawie 2h! Dzięki temu udało mi się ogarnąć trochę mieszkanie, a i znalazłem trochę czasu dla siebie, żeby nadrobić zaległości w czytaniu.
To właśnie dzisiaj jestem wdzięczny za książki. Za te bardziej ambitne, rozwojowe również, ale także za te bardziej zwyczajne, proste, potrafiące przenieść nas w zupełnie inny świat. 
Dostałem od szwagierki na święta zbiór opowiadań fantasy, jednak dopiero niedawno miałem okazję poczytać i powiem szczerze, że był to na prawdę miło spędzony czas, zdecydowanie bardziej przyjemny niż przed telewizorem czy komputerem. Prawda jest taka, że żadne medium nie da nam tego, co nasza wyobraźnia, choć niektóre realizacje są na prawdę niezłe i również chętnie je oglądam.
1 note · View note
zlasynowa · 2 years ago
Text
Nie wszystko złoto...
jak to jest wejść do rodziny cieszącej się szacunkiem przez lokalną społeczność? Otóż powiem Wam - chujowo. Te wszystkie powiedzenia: "nie wszystko złoto co się świeci' , "pozory mylą" i bla bla blaaa inne takie - to wszystko prawda. Nie ma na tym świecie niczego idealnego, a jak coś się takim wydaje, to owszem, tylko się wydaje. Tak, idealna z zewnątrz rodzina jest jak piękne jabłko, piękne z zewnątrz, tyle że zepsute w środku. A dodając do idealnej rodziny, jakże idealne wartości kat****... nie obrażając nikogo, kto takie ma oczywiście. Bo co innego wyznawać rzeczywiście te wartości, a co innego wyznawać je na pokaz... tak, tak, dobrze się domyślacie... moja wspaniała mother in law właśnie wyznawała takie, z tym że na pokaz... Kiedyś w szkole podstawowej po przeczytaniu pewnej lektury - niestety nie pamiętam już jaka to była - poznałam nowe słowo, które bardzo mi się spodobało - dewotka. Tak, wspaniale opisujące moją szanowaną mamusię...
Po ślubie wraz z męzem kupiliśmy sobie auto. Nic nadzwyczajnego, ale też nie żaden złom. Dało się komfortowo podróżować. Jak ja żałowałam jego kupna. Dlaczego? Wyobraźcie sobie, że stoicie w kuchni i gotujecie obiad. Teściowa gdzieś się tam kręci i nagle wchodzi do mieszkania jej druga synowa i ma problem, bo jej mąż wziął samochód i nie miała jak po syna jechać do przedszkola. I nagle ukochana mamusia rzuca tekstem: "No przecież możesz wziąć Bartka samochód, bierz i jedź". No cóż, miło mi się zrobiło jako właścicielowi tego auta bo, po pierwsze, w oczach mojej teściowej nie było moje tylko jej syna, dwa że stojąc 20cm od teściowej i szwagierki została uznana za powietrze i nikt nie zapytał mnie o zdanie, bo przecież nie moje auto... i chuj, jakby to było raz, ale minęło kilka lat, a ja na każdym kroku słysze "Bartka auto", "Bartek dzieciom kupił" .
Jak myślicie czym sobie na to zasłużyłam? Otóż nie mam pojęcia. Jakieś pomysły?
0 notes
butterfly-dancer · 2 years ago
Text
Tumblr media
No i super 💪💪💪 Miałam dziś mieć fast cały dzień i nie ćwiczyć
ALE
Zrobię przerwę za jakaś godzinę i zjem łososia z brokułami w sosie koperkowym i ryż ( jakie ~600kcal ) i pójdę na siłownie w parku, potańczę godzinę, a później (koło 20) idę pobiegać z mężem szwagierki 💪💪💪
1 note · View note
Photo
Tumblr media
Historia Lee Chun-jae- seryjnego mordercy. Nieznany wszystkim, przez okres czterech lat i siedmiu miesięcy, między 15 września 1986 r. a 3 kwietnia 1991 r., Lee Chun-jae, wówczas dwudziestoletni, popełnił seryjne morderstwa w Hwaseong, które były serią gwałtów i morderstw. Wszystkie kobiety, znaleziono związane, zakneblowane, zgwałcone i w większości przypadków uduszone własnymi ubraniami, takimi jak rajstopy lub skarpetki. Lee Chun został skazany tylko za zabicie swojej szwagierki w 1994 roku, pomimo późniejszego przyznania się do winy za zabicie 14 innych kobiet i młodych dziewcząt, w tym 10 osób w seryjnych morderstwach w Hwaseong w latach 1986-1991. Lee został skazany na dożywocie z możliwością warunkowego zwolnienia po 20 latach, ale pomimo DNA dowodów i jego zeznań w 2019 r., nie mógł być ścigany za inne morderstwa z powodu przedawnienia. Morderstwa wywołały największą sprawę karną w Korei Południowej. Wydanie w 2003 roku filmu Memories of Murder , częściowo zainspirowanego seryjnymi morderstwami, wywołało ponowne zainteresowanie sprawą.
1 note · View note
livi-sims · 3 years ago
Photo
Tumblr media Tumblr media
Cassandra dostała potrzebne dokumenty od szwagierki i zaczęła wszystko skrupulatnie przeglądać...
2 notes · View notes