#dusiciel z bostonu keira knightley
Explore tagged Tumblr posts
Text
Dusiciel z Bostonu - jak rodzą się mordercy? | Recenzja
To nie jest kolejna produkcja, która podjudza ludzkie fantazje czy wzmaga fascynację zakrzywiając cały złowrogi obraz. Nie buduje również pomnika oprawcy składając mu obietnicę wiecznej sławy - tak, nie mam bynajmniej na myśli niesławy i patrzę na ciebie Netfliksie. Daleko mu również do thrillera psychologicznego tłumaczącego mechanizmy w umysłach morderców, a jednak zagląda do ich kolebki, podaje grzechotkę, a później próbuje okiełznać powstały terror.
Film "Dusiciel z Bostonu" jest dostępny w serwisie Disney+.
Chrzest pośród ludzi
Dobre kino to takie, które prowokuje dyskusje. Nie musi być wybitne, żeby to robić, nie musi nawet doprowadzać do żarliwej wymiany zdań. Wystarczy, że zasieje ziarno wątpliwości i sprawi, że zaczniecie się zastanawiać, po której stronie leży prawda i czy w ogóle może być o niej mowa. “Dusiciel z Bostonu” nie chwyta za gardło niczym “Siedem�� Finchera, “Kuracja” Kurosawy czy inne klasyki gatunku, ale nawet nie pretenduje do tego, by się z nimi mierzyć. Cel Matta Ruskina jest zgoła inny.
Na warsztat wzięty jest motyw narodzin mordercy pośród opinii publicznej. Nie jest ważne to, co go sprowadziło na tę drogę, a to, jak jest postrzegany. Media ochrzciły go “Dusicielem z Bostonu”, sporządziły dokładny modus operandi i już nawet nie musiały określać niejasnych motywów, które nim kierowały. Za to wszystko odpowiedzialne są Loretta McLaughlin i Jean Cole (Carrie Coon), które wzięły na swoje barki odpowiedzialność za znalezienie oprawcy i ocalenie społeczeństwa po tym, jak “same” wprowadziły ten terror.
Tak przynajmniej powiedziałaby bostońska policja w 1965 roku. Wszak dwie kobiety dostały ten temat tylko ze względu na swoją płeć, zwłaszcza żółtodziób (Keira Knightley) z działu “styl”. Wszystko po to, żeby zapewnić rozgłos gazecie “Record American”. Również z tego powodu po raz pierwszy pod artykułami pojawiły się zdjęcia ich twarzy spozierające na każdego, kogo wzrok padł na ich tekst. Włączając mordercę, którego namaściły swoimi słowami.
Samolubna i altruistyczna
Informatorzy, którzy zabierają głos w artykułach reporterek wskazywali na to, że policja wykazała się całkowitą niekompetencją w trakcie śledztwa. Funkcjonariusze nie reagowali na zgłoszenia, nie chcieli pomocy z zewnątrz choć ten sam modus operandi zaczął się pojawiać w innych stanach. Zresztą to i tak mało powiedziane. Gdyby Loretta nie zaczęła prowadzić śledztwa na własną rękę po godzinach, jednocześnie tworząc nużące ją treści do działu “styl”, policja nie zwróciłaby uwagi na to, że mierzy się z seryjnym mordercą. To właśnie ona powiązała trzy morderstwa docierając do znaku rozpoznawczego dusiciela - kokardy z pończoch, którą zawiązywał w sposób dekoracyjny, podwójnym węzłem, na szyjach swoich ofiar. Pozostawiał makabryczny prezent wszystkim tym, którzy mieli odnaleźć zbezczeszczone ciało.
Drążyła temat nie tylko w imię ambicji, nie mogąc zdzierżyć życzliwych głosów matki, sąsiadki czy szwagierki, że jest samolubna, powinna zajmować się dziećmi i mężem. Warto zauważyć, że te słowa wypowiadały kobiety, mąż przynajmniej początkowo wykazywał się dużym wsparciem. I prawdą jest, że Loretta była samolubna.
Prawdą jest również to, że podobnie jak Megan Twohey i Jodi Kantor sportretowane w filmie “Jednym głosem” walczyła o lepsze życie dla swojej córki, która potajemnie zbierała wycinki z jej artykułów. W jej oczach była bohaterką. Podobnie jak w przypadku prawdy mediów i prawdy policji, tu również mamy do czynienia z dwoma prawdami. Jedna nie wyklucza istnienia drugiej.
Efekt naśladowcy
Upór duetu Loretta-Jean był nie tylko imponujący, ale i niebezpieczny. Nie tylko dla rodzin reporterek i ich samych, gdy każdy mógł zobaczyć, jak wyglądają czy odnaleźć odpowiedni numer telefonu w książce telefonicznej, żeby później dyszeć do słuchawki. Prasa wypowiedziała wojnę policji, bo uważała, że jest o kilka kroków przed nią, czyli bliżej rozwiązania zagadki. W jej oczach funkcjonariusze nie byli w stanie rozwiązać tej sprawy, więc ktoś inny musiał ocalić społeczeństwo przed dusicielem, którego macki zaczęły sięgać coraz dalej.
Można się zastanawiać, czy gdyby nie dokładne opisy morderstw i ujawnienie znaku rozpoznawczego dusiciela, narodziłoby się aż tylu naśladowców w różnych częściach kraju. Idąc tym tokiem myślenia można zadać pytanie, czy ci naśladowcy i tak nie popełniliby zbrodni, a to, że chcieli zrobić z dusiciela kozła ofiarnego (o ironio), paradoksalnie ściągnęło na nich jeszcze większą uwagę. Bostońska, i nie tylko, policja miała przepastne listy podejrzanych, które w mniejszym bądź większym zakresie sprawdzała wyciągając na powierzchnię coraz to inne przestępstwa.
Niemniej jednak Loretta i Jean zapewniły gotowy materiał dla psychopatów, którym nie trzeba było nic więcej mówić. Wystarczyła iskra, to wszystko. Dobra intencja przerodziła się w masowy terror, który policja musiała wygasić, żeby przywrócić oddech społeczeństwu. Wstrzymywany przez tak długi czas.
W kółko po welodromie
Bazując na wypowiedziach źródeł, m.in. komendantów z innych stanów, można odnieść wrażenie, że reporterki postąpiły słusznie przynajmniej do pewnego stopnia. Tak, ktoś musiał wziąć na siebie tę odpowiedzialność. Wątpliwości wzbudza jednak detektyw Jim Conley, który zdaje się być autentycznie zaangażowany w temat i jako jedyny bierze pod uwagę możliwość współpracy z prasą reprezentowaną przez Lorettę.
Jim przypomina kapitana Yohana z francuskiego kryminału “Noc 12 października”, który również nie jest typowym filmem o mordercy.
W pewnym momencie główny bohater dochodzi do przygnębiającej konkluzji, że zabójcą mógł nie być żaden z podejrzanych, ale równie dobrze mógł być nim każdy z nich. - Wszyscy mężczyźni zabili Clarę. (...) Coś bardzo złego dzieje się między mężczyznami a kobietami - zawiera w tych kilku słowach całe sedno thrillera Dominika Molla. I chociaż w “Dusicielu z Bostonu” rzecz dzieje się w latach 60. XX wieku, to w obu przypadkach kobiety są łudząco podobnie postrzegane. Nie aż tak sprowadzane do roli opiekunek ogniska domowego, ale traktowane gorzej, gdy już przebiją się do tego męskiego środowiska. Ambicje Loretty są tym większe, im większy opór przełożonych napotyka. Im mocniej drąży, chcąc wygrać w wyścigu o informację, tym bardziej traci czujność i staje się zaślepiona.
Bo co jeśli tu nie chodzi o niekompetencję, a takie samo jeżdżenie w kółko po welodromie, które uskutecznia Yohan? Wszak każdy z wielu podejrzanych mógł być dusicielem z Bostonu, a może zabójcą nie był żaden z nich. Oprawcy się nie rodzą, tworzymy ich.
#dusiciel z bostonu#boston strangler#dusiciel z bostonu recenzja#dusiciel z bostonu keira knightley#dusiciel z bostonu carrie coon#dusiciel z bostonu disney plus#noc 12 października#jednym głosem#dusiciel z bostonu analiza
0 notes