#tekst z książki
Explore tagged Tumblr posts
Text
Pamiętam każdą wspólnie spędzoną chwilę. I w każdej było coś wspaniałego. Nie potrafię wybrać żadnej z nich i powiedzieć: ta znaczyła więcej niż pozostałe.
#sad aesthetic#samookaleczanie#emocje#cytat o życiu#depressiv#zakochanie#tekst#mysli samobojcze#kocham#zranienie#kocham cie#kocham ją#kocham go#kocham cię#nieszczesliwa milosc#milosc#cytat o miłości#nieszczęśliwa miłość#miłosc#cytaty miłosne#brak miłości#cytat z piosenki#moj cytat#cytat po polsku#cytat z książki#polskie cytaty#cytat dnia#cytat
17 notes
·
View notes
Text
Tak, bałam się. Był obok mnie już dłuższy czas, a ja nadal się bałam.
- Karcisz się za to? - zapytała.
- Nie, już nie. Wiem, że moje lęki są uzasadnione i mam do nich prawo. Mam prawo się bać.
- A nie boisz się, że zadziała to na zasadzie negatywnej afirmacji? Przecież wszechświat tego nie kuma. On odbiera tylko impulsy - skoro tak myślę, to znaczy, że tego chcę.
Zawiesiłam się.
- Nie podoba mi się ta teoria. Nie podoba mi się, bo wyklucza człowieczeństwo. Strach jest naturalną, ludzką emocją. Wszyscy mamy obawy, niepewności i lęki, a ich odczuwanie jest normalne. Ta teoria sugeruje, że trzeba z tym walczyć. Sugeruje, że trzeba walczyć ze swoim naturalnym odruchem. Sugeruje, że powinnam udawać, że się nie boję, bo inaczej wszechświat nie będzie mi sprzyjał. Ja wierzę w to, że on sprzyja, gdy jestem szczera ze sobą, wiesz? Gdy pozwalam sobie odczuwać wszystko. Jest różnica pomiędzy odczuwaniem strachu, a mantrowym powtarzaniem sobie, że na pewno nie wyjdzie. Słuchaj, ja chcę wierzyć w to, że pomimo złych doświadczeń nadal mogą zdarzyć mi się dobre rzeczy. Bez udawania że tych złych nie było, wręcz przeciwnie - z pełnym, świadomym przyjęciem, że te złe rzeczy przeżyłam i one nie są moją winą. Będą wracać, będą czasem nieprzyjemnie gnieść, ale ja nadal mam prawo do szczęścia. Mam prawo, pomimo tego, że czasem nadal bardzo mi smutno oraz nadal bardzo się boję. Uważam, że właśnie z takim podejściem mam szansę być dla siebie przyjaciółką. Mówię sobie "W porządku, masz prawo tak odczuwać, usiądź i pobądź sobie w tym czuciu, bez presji. Usiądź i się poobawiaj. Wszystko, co odczuwasz jest UZASADNIONE.”, a potem wstaję i idę zrobić dla siebie coś fajnego, by zrównoważyć nieprzyjemne przyjemnym. To, moim zdaniem, jest właśnie dbanie o siebie. Nie wymazujesz przeszłości, nie udajesz, że jej nie było, nie karcisz się za to, że jeszcze tego nie przerobiłaś, bo nie ma takiego deadline'u. Życie zawsze będzie miksem przyjemnych i nieprzyjemnych emocji - szansę na spokój zyskasz właśnie wtedy, gdy te emocje pozwolisz sobie odczuwać.
Marta Kostrzyńska
#cytat#cytaty#po polsku#polski#poezja#polskie-zdania#polskie zdania#polskie-zdania.pl#książka#książki#marta kostrzyńska#kostrzynska#martakostrzynska#blog z cytatami#akceptacja#tekst#polski tekst#polski cytat
82 notes
·
View notes
Text
Przeżyłam małe katharsis. Spory kawał głazu spadł z hukiem na ziemię wprost z mojego serca. Oczywiście dalej bolało i jeszcze przez jakiś czas miało boleć, ale każdego kolejnego dnia odrobinę mniej.
Anna Klimczewska, Masz nową parę!
#katharsis#cytat z książki#złamane serce#polskie cytaty#piękne słowa#słowa po polsku#cytat po polsku#ból serca#ból#cierpienie#cytat#dorosłość#zagubienie#życie#smutny cytat#smutek#cytaty#polski tekst#cytat o miłości
23 notes
·
View notes
Text
Nienawiść to nie złość czy wściekłość, które pojawiają się nagle. Nienawiść tli się, sączy, wycieka bardzo powoli. Kiedy już się pojawi, nie chce odejść. Maciej Paterczyk
#cytat#korngold#ksiazka#cytat z książki#q#sentencje#po polsku#polskie zdania#polski tekst#polskie słowa#cytaty#ludzie#świat#nienawiść#smutne#smutek#prawdziwe#taka prawda#tak już jest#złote myśli#życiowe#życie
14 notes
·
View notes
Text
Genetyka ładuje broń, środowisko pociąga za spust.
1 note
·
View note
Text
piątek 06.09
۶ৎ podsumowanie dnia
zjedzone — 1600 kcal
metabolism day czy coś xd
tw dużo o gównie
jedyne co mnie motywowało do przebudzenia się rano to perspektywa jedynie czterech lekcji w tym dwóch angielskich które mimo że są moim rozszerzeniem to przebywają w raczej nudnej atmosferze. czułam się dziś zażenowana moją wymową jak nigdy xd w wakacje w ogóle nie używałam tego języka na głos, dzisiaj język plątał mi się jak pojebany. w szkole czułam się źle, maksymalnie nie atrakcyjnie z powodu wydętego brzucha oraz ciuchów które muszę nosić by go zakryć. na okienku poczytałam lalkę na boisku szkolnym, ostatnie zajęcia miałam odwołane więc nie mając co zrobic z czasem do autobusu poszłam sama nad jezioro. planowałam drugą część opowiadania/książki mam problem z nazewnictwem bo 600 stronicowy dokument w Google docs niezbyt kwalifikuje się do opowiadania, używanie słowa "książka" wydaje mi się z kolei podniosłe jakbym była bestselerowym autorem new york timesa xd nie wiem skąd mi się wzi��ło takie wrażenie. planowanie skończyło na tym że wymyśliłam imię dla w chuj nieistotnej postaci i to tyle a siedziałam tam prawie godzinę, już więcej przyszło mi do głowy podczas wieczornego (długiego) spaceru, wymyśliłam całą pierwszą scenę ze szczegółami dosłownie zaczęłam ją pisać w głowie idąc.
napisała do mnie koleżanka z innej szkoły o której były skrócone lekcje z powodu upałów. spotkałyśmy się i kolorowałyśmy wiewióra XD potem powrót do domu. juz w trakcie naszego spotkania zaczął mnie bardzo boleć brzuch, czułam że muszę do toalety. jak już jednak mogłam z niej skorzystać to...uczucie minęło, nie udało mi się wysrać ani grama. nadęty brzuch i potworny nastrój pozostał. znacząco pogorszył się mój komfort życia z powodu tych zaparć. wiedziałam, że powrót do szkoły je nasili. staram się jeść dużo błonnika, biorę do szkoły owoce, po powrocie robię sobie owsiankę lub coś z warzywami, piję mnóstwo wody, chodzę, ��wiczę i nic. potwornie zmęczona tym stanem postanowiłam dzisiaj wpierdolić więcej w tym niepokojącą liczbę suszonych śliwek. jutro rano wypiję na czco ciepłą wodę, potem zjem owsiankę z owocami, kilkoma tymi śliwkami, jogurtem naturalnym i chia, zrobię mocną kawę. mam nadzieję że taka mieszkanka cokolwiek zadziała.
wiewiór
mimo że jest piątek posiedziałam godzinkę nad matematyką robiąc zadanie domowe. jeszcze trochę się pouczę. mam na nadchodzący tydzień na ten sam dzień czasowniki nieregularne na angielski i czasowniki w czasie przeszłym na francuski TAK MNIE TO WKURWIA ŻE NA TEN SAM DZIEŃ popierdole się w tym na pewno. liczyłam że w sobotę poczytam te artykuły dołączone do olimpiady z polskiego, poczytam sobie ciekawy tekst o tym co łączy zaburzenia odżywiania oraz zmierzch który podesłała mi @kostucha00 obejrzę dużo criminal minds i może pierwszą część halloween bo wprowadzam się już w jesienny nastrój. nic z tego, będę calutki dzień pilnować kuzynki. "pilnować" to duże słowo, ma 11 lat i nie robię jej za nianie ale jak do nas przyjeżdża to spędza calutki czas ze mną.
zastanawiałam się nad poszukaniem za jakiejś diety o wysokich limitach takiej na grafice bo chciałabym coś sobie wykreślać ale ostatnio robiłam czystkę galerii i wszystko usunęłam 😐
od kilku dni miałam taką zachciankę na jabłko z cynamonem XDN śliwek zeżarłam o wiele więcej jak coś
#chce byc idealna#chude jest piękne#chudosc#odchudzanie#nie chce jesc#podsumowamie#kartka z pamietnika
31 notes
·
View notes
Text
8-11-2024
Jestem tak przepracowana, że nie mam siły i zarazem jestem tak skoncentrowana na celu, że nie chcę odpuścić.
Wczoraj złapałam się na tym, że mój dzień tak bardzo kręci się wokół komputera (czy nauka blendera, czy robienie zadań na uni, czy wykonywanie obowiązków zawodowych, czy kontakt z uni w sprawie projektu, który prowadzę, czy kontakt w sprawie grantów i stypendiów, do tego ogarnianie szkoleń i zwykłego kontaktu z rodziną), że nie pamiętam by jeść, nie pamiętam kiedy śpię i nie pamiętałam, że jest CZWARTEK. W sensie, że tak bardzo dużo robię, że jakoś mi umknęło, że od poniedziałku minęły już 3 dni w trakcie których wstaję, siadam do pracy, a po pracy płynnie przechodzę do realizacji "zadań dodatkowych" i nagle jest noc. Ech.
W tym tygodniu pierwszy raz od roku spotkałam się też z kumpelą (jakby poza czasem - taka przerwa w tym ciągu wykonywania zadań na wtorek) - nie mam czasu.
Serio... nie mam czasu. Uczelnia nie pomaga tj. zaczął się rok akademicki i mam masę zadań do wykonania, ale znowu się potwierdza to, co uwielbiam w tej uczelni: wykładowców/prowadzących mam wspaniałych, prowadzą zajęcia tak, że mimo zmęczenia chodzę z bananem na twarzy i sięgam co rusz po nowe książki, by zgłębić temat itp. Naprawdę, jakość przekazywanej wiedzy na 6+. Ale KAŻDY kontakt z Działem Marketingu to jak bieg z przeszkodami.
W zasadzie wszystkie inny działy z którymi muszę przedyskutowywać na tym etapie nasz projekt też odpisują w najlepszym wypadku z pouczeniem, a w najgorszym z irytacją - a my nie znamy wewnętrznych procedur uni i nie mamy skąd ich brać. Serio, kilka pierwszych wymian wiadomości za każdym razem to jest męka, proszenie by rozwinęli skróty, którymi do mnie piszą (jakieś wewnętrze ABCD itp aby zanieść coś zgodnie z XYZ do działu KLM by potwierdzić EFG... no i ręce opadają, bo ja nie wiem co to i nie mam prawa wiedzieć co to). Zauważyliśmy, że dopiero gdy napiszę wytłuszczonym tekstem "ani ja, ani nikt w moim zespole nie jest pracownikiem Uni, ani członkiem Samorządu Studenckiego. Nikt z nas nie wie jakie są wewnętrzne procedury uni, nie rozumiemy tych skrótów, nie przesłano nam wcześniej ani formularzy z wzorem do przygotowania rozliczeń/tekstów/publikacji/relacji/współpracy, ani nie wiemy gdzie się w tym temacie kierować. Nie mamy również takich zapisów w umowie grantowej. Prosimy o wyrozumiałość. Chcemy jak najlepiej wywiązać się z założeń grantowych. Z uniwersytetem nie wiąże mnie, ani żadnego z członków mojego zespołu, stosunek inny niż bycie studentami niestacjonarnymi, pracującymi zawodowo, opłacającymi czesne oraz bycie beneficjentami grantu wygranego w konkursie takim-a-takim w lipcu tego roku." - dopiero taki tekst otwiera drogę do dialogu. I traktowania nas jak ludzi. I naprawdę wtedy jest okay, ale najczęściej słyszę, że mam wszystkie pytania i prośbę o wyjaśnienie kierować do pani, która czuwała nad naszą wygraną w konkursie.
Ech.
Wygląda na to, że przelanie reszty grantu będzie znowu opóźnione, bo pani która ze mną omawiała projekt, ta która "czuwa nad beneficjentami grantu konkursowego" od początku jest ech.... To ta sama Pani dziekan, która bardzo lubiłam, ta z doradztwa zawodowego, która mnie tak w czerwcu wzruszyła otwartością, podbudowaniem mojej odwagi i pochwaleniem mojej "zawziętości", ta sama, która w zasadzie pchnęła mnie do działania otwierania własnej działalności i wzięcia udziału w tym konkursie grantowym, a również ta sama Pani która w październiku wydarła się na mnie na korytarzu uczelni "wkurza mnie pani" (bo to z jej winy najwidoczniej wszystkie opóźnienia, a ja piszę uprzejme maile co 1-2 tyg z ponagleniem w kwestii realizacji projektu i prośbą o określenie się do kiedy to-czy-tamto się wydarzy) - ta Pani po kolejnym fuck upie w tym tygodniu wysłała mi bardzo oficjalnego maila....
Od początku: chciałam rozliczyć 1 zaliczkę grantu - więc jeszcze w październiku wysłałam do księgowości uni rozliczenie grantu tak samo przygotowane, jak rozliczam projekty w pracy; zaznaczam, nie jestem księgową! Ale rozliczenie zrobiłam konkret i nawet do tej pani "czuwającej" wysłałam je w połowie października z prośbą o raz, że weryfikację, a po drugie: zatwierdzenie przekierowania zaoszczędzonych kosztów na inne obszary projektowe. Odpisała mi, że wszystko ok i nie ma sprawy. Więc myślałam, że wszystko ok i nie ma sprawy. Ale jak wysłałam rozliczenie do księgowych na uni to znowu: irytacja, akronimy, pouczenie, że tak przygotowane rozliczenie to o kant dupy rozbił, że źle i że mam coś tak zanieść do DFG, a tam złożyć w OPK i tak cały e-mail... no, jestem tak zmęczona, że witki mi opadły i zamiast prosić o wyjaśnienie to jej przesłałam to powyżej ujęte wyjaśnienie, że ja tam nie pracuję itp z dodatkowym akapitem z pytaniem "Czy jest Pani pewna, że przygotowanie tego wewnętrznego dokumentu rozliczenia leży po naszej stronie? Zaznaczę, że nas informowano, że mam zbierać faktury, a dokument, który wysłałam do księgowości wykonałam z własnej inicjatywy, chcąc zaprezentować szczegółowe wydatkowanie grantu. Jeżeli rozliczenie powinno wyglądać inaczej proszę o wysłanie wzoru."
Trzy dni była cisza.
Zirytowana, że ta cisza się przeciąga - bo w mailu z wysłanym w październiku rozliczeniem, z załączonymi skanami i zdjęciami faktur, zaznaczyłam, że w poniedziałek 4 listopada chcę wystąpić od drugą zaliczkę grantu na realizację projektu - i na to nikt mi nie odpisał, a czas płyyyyyynął - napisałam maila proszą o odpowiedź co dalej, bo chcemy dostać drugą transzę grantową. Czy mogę już o nią występować? Co zrobić by ją dostać? Proszę o instrukcję, bo nie chcę, aby znowu powtórzyła się historia z września - umowa niby podpisana w sierpniu, a grantu doprosiłam się sięgając mailem dopiero do Głównej Księgowej, która pośpieszyła Panią "czuwającą" nad projektem o wystawienie jednego dokumentu, który blokował przelanie zaliczki. W rezultacie grant dostaliśmy nie w sierpniu, nie we wrześniu, a 4 października w nocy... To jest cholernie słabe. Poprosiłam ludzi z tej księgowości by tym razem traktowali nas z szacunkiem i realistycznie dookreślili do kiedy dostaniemy kolejną zaliczkę, by zmniejszyć nasze napięcie i frustrację. I pomóc w realistycznym planowaniu działań projektowych. Dałam do "dw" Panią "czuwającą", żeby też wiedziała, bo bez jej udziału (wystawienie ponowo dokumentu, którego brak może blokować przelanie grantu) i bez jej woli określenie tego terminu będzie niemożliwe.
No i wracamy do teraźniejszości: wczoraj Pani "czuwająca" odpisała mi maila w oficjalnym tonie. Tym razem wyjaśniała, że zaprasza mnie do swojego biura w celu wyjaśnienia, jak należy poprawnie składać wniosek o zaliczkę. Podała jakie dni jej pasują i kiedy będzie w biurze. Dodała, że mam przynieść ORYGINAŁY wszystkich rachunków i faktur - też dla mnie nowość, pierwszy raz usłyszałam, że mam to złożyć teraz, a nie w lutym, wraz z dokumentacją grantu.
Przeczytałam maila i poczułam lęęęęęęęękkkkk.
W pierwszym momencie się przestraszyłam - że znowu na mnie się wydrze, bo bądź co bądź robię jej czarny PR jednocześnie dbając o własne interesy.
A w drugim momencie się wkurwiłam - bo babka zamiast konkretnie odpisać co i jak, "zaprasza" mnie do swojego biura w LISTOPADZIE by przedstawić mi procedury, które powinny być mi przedstawione w sierpniu! I być może znowu będzie na mnie drzeć ryja, że "wkurza mnie pani". No i chuj, ona też mnie wkurza, tylko, że ja piszę o tym kulturalnie i proponuje rozwiązania, wyjaśniam ZDROWO skąd moja frustracja wynika i mam do niej prawo, bo JESTEM STRONĄ UMOWY, mam prawo oczekiwać porządnego wywiązywania się z jej założeń przez drugą stronę. Za stara dupa jestem by mną pomiatano, pouczano, podczas, gdy z mojej strony jest masę chęci do nauki i współpracy, to oni po swojej stronie zawalili z komunikacją! A już szczyt szczytów to wydarcie na mnie ryja tonem growlującego wokalisty zespołu Death Metalowego na korytarzu uczelni, podczas gdy realizowałam wydarzenie na stoisku w trkacie otwartego eventu; zresztą na realizację którego to stosika w ostatniej chwili (na 5 dni przed) się doprosiłam o przyznane w sierpniu środków! No kurwa!
I tym bardziej jestem teraz oburzona tym, że ona wtedy się na mnie wydarła. No szok. Ja ten miesiąc temu przeżywałam to bardzo - bo jeżeli tyle osób wokół mówi mi, że coś z moim zachowaniem jest nie tak, to może faktycznie to czas na autorefleksje, nie? Bo zarówno Pani "czuwająca", panie z Marketingu, pani od eventu. Ale nie. Potrzebowałam wtedy insightu (dziękuję <3), bo sama byłam tak stłamszona i wykończona... a teraz nie jestem. Anyway, oburza mnie tamto wydarzenie tym bardziej, że wydarła się na mnie kobieta, która mnie doprowadziła w czerwcu do wzruszenia mówiąc "Ja też miałam wielu chujowych szefów. Może czas spróbować stworzyć coś własnego, zaryzykować i spróbować być swoją własną szefową". Opowiedziałam jej wtedy o mojej historii zatrudnienia, o wyzyskujących i nieszanujących prawa pracy pracodawcach, o moich doświadczeniach zawodowych i rezygnacji z szukania zadowalającej pracy. Ona mnie podbudowała w czerwcu, nakręciła do wiary w siebie i własne kompetencje. I do tego dążę przecież. To robię. Po to ten cały projekt powstał. A tym czasem kilka miesięcy później, ta sama pani "czuwająca" - dziekanka z tego co wiem - zrobiła mi na tym korytarzu coś, co nie tylko wpłynęło na podkopanie mojej pewności siebie, ale autentycznie mnie zastraszyło - BOJĘ SIĘ spotkać z nią sam na sam w biurze. I sobie zdałam sprawę, że w mojej historii zawodowej NIKT dotąd, żaden pracodawca, żaden urzędnik, żaden przełożony nie podniósł na mnie głosu. Nawet, gdy popełniałam błędy, które przynosiły straty firmie - zdarza się po prostu. Zawsze w takich momentach zachowywali się profesjonalnie, omawiali ze mną konsekwencje, dawali feedback, a ja wyciągałam wnioski. Bywało, że nie szanowali granic, pomiatali, nadużywali mojej uprzejmości i manipulowali mną. Tak, pewnie, bywało, że chujowo pogrywali, że szantażowali, że nie płacili. Ale NIKT nie podniósł na mnie głosu. A już na pewno nie za to, że próbuję dopilnować terminowości realizacji projektu. Przecież do tego zobowiązuje mnie umowa.
To jest mobbing.
I zastanawiam się, jak to rozwiązać - czy nigdy do tematu nie wrócić, zamknąć, zapomnieć, iść dalej i nigdy do tego nie wracać? Czy przeciwnie - po zakończeniu projektu grantowego dać znać rektorowi/pani kanclerz, że pani "czuwająca" nie dowoziła, że brak nam było instrukcji, że inne działy uni nie były informowane o tym, że my będziemy się z nimi kontaktować i że jesteśmy zieloni w kwestii wewnętrznych procedur? Że 1 zaliczkę grantu dostaliśmy z opóźnieniem około 1,5 miesiąca, że tracimy czas na naukę rozliczeń, które powinniśmy poznać na etapie podpisywania umowy, że nie epopeje można by napisać o Dziale Marketingu i ich... sama nie wiem czy złośliwości czy po prostu nie ogarze? Czy to może pycha i poczucie wyższości? No i oczywiście o wydarciu na mnie ryja na korytarzu co mogą potwierdzić liczni świadkowie...
Co zrobić z tym po zakończeniu projektu? Hymm?
Po zastanowieniu odpisałam (bardzo formalnie i profesjonalnie) tej Pani "czuwającej", że nie mogę się pojawić u niej w biurze w godzinach jej pracy, bo to również godziny mojej pracy. Ale proponuję zorganizować spotkanie online, od razu zapraszając wszystkich członków mojego zespołu by wszyscy byli świadomi procedur. Zaproponowałam dni i godziny. Zaznaczyłam, że to dla mnie frustrujące i trudne, że o sposobie rozliczeń lub o innych niespodziankach dowiaduje się w listopadzie, czyli w 3 miesiącu realizacji projektu. Że wolałabym poznać takie informacje już na etapie podpisywania umowy, aby w realistyczny sposób zaplanować pracę. Wyjaśniłam (znowu, ja to na różne sposoby jej piszę od sierpnia), że pracujemy zawodowo, uczymy się, mamy zadania do wykonania na studiach, do tego prowadzimy z olbrzymim opóźnieniem projekt grantowy - kluczowe było dla naszego projektu by rozpoczął się przed rozpoczęciem roku akademickiego, bo po jego rozpoczęciu będziemy mieli mniej czasu i mniej sił przerobowych. No trudno, jest jak jest, tego czasu nie odzyskamy. Po prostu wydłużenie czasu realizacji projektu do lutego nie do końca rozwiązało sprawę - bo wciąż mamy zaliczenia i sesję, a między semestrami nie mamy wcale przerwy na studiach niestacjonarnych. Dlatego tak nalegaliśmy na rozpoczęcie projektu grantowego w sierpniu, we wrześniu. Więc teraz musimy dokładnie planować każdy krok, a takie niespodzianki jak podawanie wytycznych w sprawie rozliczenia projektu po tym jak zdążyliśmy wydać grant i złożyć rozliczenie jest po prostu z naszej perspektywy zwykłym traceniem czasu i mocy przerobowych. Dobrym przykładem jest to, że 5 listopada rozmawiamy o planowaniu nauki poprawnego wykonania czegoś, co miało być zamknięte 31 października (lub znacznie wcześniej) i byłoby zamknięte, gdyby podano nam wymagane wytyczne. Wyjaśniłam, że teraz każde przełożenie działanie, niezaplanowane musi się odbywać kosztem naszego czasu na regenerację, a to frustrujące i drenujące.
Zaproponowałam jej, że te oryginały faktur i rachunków mogę jej wysłać pocztą, listem poleconym. Poprosiłam, aby potwierdziła czy mam wysłać na jej nazwisko czy na adres biura po prostu.
No i tyle.
Po skonsultowaniu tej treści z zespołem wysłałam maila.
A mój chłopak - który był przy mnie, gdy tego maila z zaproszeniem dostałam i który był przy tym, jak pani "czuwająca" dziekan się na mnie wydarła - od razu cisnął "proponuj spotkanie w online", a po wysłaniu maila powiedział "No super, jak się wszyscy połączymy na kamerkach to poinformujemy panią, że chcemy całość spotkania nagrać, aby nie zapomnieć na przyszłość."
Myślałam, że plan był sprytyny...
Ale odpowiedzi nie ma. Więc już jeden dzień zaproponowany przeze mnie na to spotkanie online odpadł (bo we wtorek raczej się nie odbędzie spotkanie, jak nie ma odpowiedzi do dziś, nie?). xD
Ech.
Ale w końcu czuję, że odzyskuję sprawczość.
Ale jestem też wykończona. Tak meeeeega wykończona.
Są też plusy - znaleźliśmy partnera do współpracy, więc już na takie 50% w marcu jedziemy na kurs do Włoch! :D
Byliśmy w górach.
A w weekend w końcu zobaczę rodzinę mojego partnera. Ech. Tj. nie wiedziałam, że się za nimi stęskniłam, ALE w zeszłym tygodniu mój chłopak korzystał ze wspracia informatycznego swojego szwagra. Ja gotowałam obiad i gdy usłyszałam głos tego ancymona to momentalnie zalała mnie nostalgia, a oczy zaszły łzami. Nie sądziłam, że tak bardzo tęsknię za moim ulubionym wspólnikiem obserwcji członków tamtej rodziny. Po prostu taka tęsknota!
A! Bo za moimi członkami rodziny nie tęsknię, bo akurat ostatnie tyg mamy bogate w interakcje - byliśmy w końcu na grobingu. Jesteśmy 3,5 lat razem i pierwszy raz poszłam z O. na grobing. Udało się. I duuuuuużo we mnie się emocjonalnie działo. Oj, dużo. Najwięcej emocji przy grobie brata... I nie wiem co to za emocje. Jakieś takie nieznane. Niewygodne też. Takie, które zganiałam poza świadomość, a zarazem byłam ciekawa tego co tam jest, bo takie nowe, nieznane i niewygodne. Warto przemyśleć
Muszę znaleźć czas by częściej pisać, bo to mi dużo daje... Naprawdę tyle się działo ostatnio...
9 notes
·
View notes
Text
W poniższym pojedynku zmierzą się "Baśnie" Hansa Christiana Andersena oraz "Kto z was chciałby rozweselić pechowego nosorożca?" Leszka Kołakowskiego (tej drugiej książki nie ma na liście lektur od 2021, ale nadal bywa przerabiana w szkołach).
"Baśnie" Andersena są absolutną klasyką światowej literatury dziecięcej, były wielokrotnie adaptowane na potrzeby innych rodzajów sztuki (film, sztuki plastyczne itp). Do najbardziej znanych należą m.in. "Calineczka", "Królowa śniegu", "Mała syrenka", "Brzydkie kaczątko", "Dziewczynka z zapałkami" i "Księżniczka na ziarnku grochu". W programie edukacji wczesnoszkolnej można wybrać do omawiania jakąkolwiek baśń lub baśnie duńskiego baśniopisarza.
"Kro z was chciałby rozweselić pechowego nosorożca?" Kołakowskiego to historia nosorożca, który chciałby nauczyć się latać, ale niestety wychodzi mu to z mizernym skutkiem. Słowa autora o książce:
"Książeczka niniejsza została napisana w 1966 r. dla mojej córki i została złożona w wydawnictwie, które zamierzało ją ogłosić. Jednakże czujna cenzura naszej PRL-owskiej ojczyzny nie dopuściła do tego, by utwór, który grozi tak złowrogimi skutkami dla całej ludzkości, został ogłoszony. Skonfiskowany tekst leżał więc gdzieś w archiwum, póki ktoś nie odkrył go po latach, by wydać w tak zwanym drugim obiegu. Po kilkunastu latach wraca do zwykłego obiegu dzięki życzliwości Muchomorów [pierwszy oficjalny polski wydawca książki - przypis blogerki]".
9 notes
·
View notes
Text
25 sierpnia
Jestem strasznie zmęczona. Rano byłam na korkach, potem jedynie zostawiłam książki u przyjaciółki i pojechałyśmy do sąsiedniego miasta. Miałyśmy iść na lumpy, ale w końcu było tak gorąco i się tak umęczyłyśmy, że no nie było nas tam. Byłam na obiedzie u jej dziadków, a potem na lemoniadzie. Na przystanku spotkałam chyba najdziwniejszego typa jak dotąd. Opowiadał nam o Jezusie, ale to co mówił w ogóle nie miało sensu, coś tam plótł, żebyśmy zostały apostołkami, że on pije jakąś wodę od zakonnic i nic mu sie nie dzieje, że jego wnuczka ma kleszcza w ręce, bo sie nie modliła wystarczająco i jakieś farmazony. Prowadził taki monolog z 30 minut, niestety nasz bus nie przyjechał i musiałyśmy czekać na następnego także ucieczki nie było. Jechał tym samym i siadł za nami, włożył głowę pomiędzy siedzenia i gadał dalej, jeszcze dał mi jakąś ulotkę z papieżem. Powiedział, że ma większą moc, bo tekst jest na biało, a tło na czarno. A i jeszcze nosił ze sobą wielki na tak 50 centymetrów obrazek z Jezusem. Dosłownie takie coś z torby wyciągnął, nawet nie żartuje. Jak już szłam do domu to jeszcze na mnie jakiś debil trąbił. Ja naprawdę nie wiem po co i jak ma mi to zaimponować, jeżeli taki jest cel. Idę sobie spokojnie chodnikiem i takie coś
Zjadłam: 1700 kcal 🌚
Spaliłam: 600 kcal
Dobranoc ❤
#gruba swinia#motylki any#będę motylkiem#chude uda#bede idealna#bede lekka#bede perfekcyjna#motylki#tylko dla motylków#nie chce być gruba
22 notes
·
View notes
Text
No. 18
Jest kilka rzeczy, na których chciałabym się skupić w przyszłym roku. Moje obecne miejsce pracy nauczyło mnie, że dobrze jest nie stawiać sobie zbyt wielu priorytetów, jeśli jest ich za dużo, to tak naprawdę nic nie jest priorytetem.
Wynalazłam więc sobie trzy rzeczy, na których chciałabym się skupić, żeby móc się dalej rozwijać. Ale nie chodzi o jakiś produkt finalny, czy etap końcowy, do którego dotrę, gdy faktycznie za te wszystkie swoje cele się zabiorę. Chodzi wszak o podróż i to co przyniesie.
Nauczyłam się też, szczególnie przez ostatnie dwa lata, że nakładanie na siebie presji tylko pogarsza sprawę. Wpisywanie sobie w kalendarz rzeczy, które chce się zrobić, z nadzwyczajnym wręcz optymizmem, kończy się zazwyczaj zawodem. Bo nie da się zrobić wszystkiego na raz, nie można mieć setki wielkich celów, z których każdy wymagałby przynajmniej dodatkowych 12 godzin w dobie.
Moje trzy priorytety więc na przyszły rok to pisanie, projektowanie graficzne i jakaś forma aktywności fizycznej.
W pierwszym łatwo wskazać sukces - byłoby nim ukończenie książki. Ale tak naprawdę chodzi o regularność, o zasiadanie do maszynopisu, o przezwyciężenie obezwładniającej niemożności, która bierze się z lęku przed porażką. Nigdy nie dowiem się, co będzie z tej książki, jeśli jej wpierw nie ukończę.
Projektowanie graficzne to coś, co robię częściowo w pracy, a rozwój w tym kierunku jest mocno wspierany. Dostałam już zielone światło na kurs, który sobie znalazłam, firma powinna mi więc go opłacić. Powiedziałam, że chcę sobie wydzielać czas w pracy, żeby robić ten kurs, nie było z tym problemu. Myślę, że tak będzie łatwiej, niż zmuszać się do dodatkowych godzin przed komputerem po pracy, która i tak jest siedząca i związana z gapieniem się w ekran. Można powiedzieć, że jestem dość podekscytowana tym priorytetem, bo widzę wiele możliwości rozwoju twórczego, ale i zawodowego. Chciałabym po projektować trochę rzeczy komercyjnych, przede wszystkim zbudować portfolio i poczuć się w Illustratorze tak dobrze jak w Photoshopie. A może nawet i lepiej w obu tych programach. Tlą się jakieś bardziej poważne plany w tym kierunku, bo jak wiadomo kilka źródeł dochodu to zawsze lepiej, ale to nie na teraz.
No i na końcu ruch, element podstawowy właściwie. Szczególnie przy siedzącym trybie życia, przy mojej insulinooporności i cichym, małym marzonku-celu, o którym myślę odkąd w wieku 17 lat pierwszy raz stanęłam na macie do jogi. Ale nie tylko o jogę chodzi, a o sprawność, o poczucie tego, że jestem silna, że moje ciało jest mocne, że nic mnie nie boli, że mam energię. Reszta przyjdzie później.
Mogłoby się wydawać, że trzy takie zupełnie różne rzeczy to dużo. Że może byłoby lepiej wybrać jedno i skupić się wyłącznie na tym. Tego próbowałam w tym roku z książką. Zaklinałam i myślałam, i wizualizowałam, i z przerażeniem patrzyłam na tekst w wordzie. I głównie poniosłam porażkę.
Najlepiej funkcjonuję gdy mam jakąś różnorodność, gdy mogę spełniać się we w wielu dziedzinach, odkrywać nowe umiejętności. Gdy byłam mała w przyszłości chciałam zostać i modelkę, i antyterrostyką, i pisarką, i wokalistką, i malarką, i filmowczynią, krytyczką, i nawet fizyczką, czy astonomką (zanim okazało się, że jestem kiepska z matematyki, a fizyka jest ciekawa głównie filozoficznie). Potem gdy pewne cechy mojej osobowości ukształtowały się trochę bardziej, wciąż było wiele rzeczy, które mnie interesowały, głównie pisarstwo, książki, jednak lubiłam też malować i rysować, grać na instrumentach, kręcić amatorskie video i tak dalej.
A później przyszła praca, rzeczy, których musiałam się nauczyć, studia jedne i drugie, które poszerzyły horyzonty i tak oto dziecinna radość z robienia rzeczy po raz pierwszy lub dla tego tylko, żeby je zrobić, gdzieś uleciała. Trzeba było skupić się na tym, za co płacą. Na zdrowiu psychicznym też, to był dla mnie priorytet w 2021 i sporo mi to dało.
Wszystkie trzy rzeczy, o których napisałam wyżej to tak naprawdę nie coś, co przestanę robić gdy skończy się przyszły rok. Ale jestem ciekawa gdzie będę i czy mi się uda. Jeśli tak nie zdejmę presji, to nie wiem już jak, ale nie chcę się poddać. W tych rzeczach chodzi przede wszystkim o coś, co z angielskiego ładnie nazywa się 'showing up'. Bo rezultat końcowy nie jest aż tak ważny. Ważne jest pojawiać się, być regularnym w swoich działaniach, stawiać się tam, gdzie obiecaliśmy, że będziemy. W tym wypadku tylko przed sobą.
A dla osób to wytrwale czytających, chcę życzyć po prostu wszystkiego dobrego w nowym roku. Pamiętajcie, nigdy nie jest za późno. Afirmacja dla mnie, afirmacja ode mnie dla was.
8 notes
·
View notes
Text
11-12.11.2023
TW:SAMOOKALECZANIE
Przespałam jakąś godzinę.
Sobota była trochę pełna napięć. Pozytywna to oglądałam film pt
"Poradnik pozytywnego myślenia"
Serio polecam wam ten film. Opowiada o chłopaku chorym na dwubiegunówke który chce się zobaczyc z żoną. Jednak nie może ze względu na to że uznano go za niepoczytalnego,dopiero co wyszedł z psychiatryka. Poznaje jedną dziewczynę która go kocha ale chce mu pomóc i zapisują się na turniej tańca. Ta dziewczyna miała chyba borderline
A napięcie było bo moja matka zaczęła gadać że żadnych świat nie robimy itd
A ja na to że dobra to sobie pójdę na święta do kogoś innego.
I tu się uruchamia.
Mama: nie będziesz obchodzić żadnych świat i chodzić po wszystkich,wstydu narobisz tylko (wstyd bo jestem chora psychicznie xD)
Ja: nie będziesz sterować moim życiem,to że mnie urodziłaś nie znaczy że jestem twoją marionetką,pójdę do kogoś na święta czy ci się to podoba czy nie. U innych na pewno będzie lepsza atmosfera niż tutaj z tobą
Jako że ostatnio groziłam matce niebieską kartą za bicie to dziś wściekła się,zaczęła krzyczeć i płakać. Potem w kuchni rzucała talerzami
Masakra z tym 🙄
I potem tylko książki i gry i rozmowa ze znajomymi przez tel
A niedziela to była spokojniejsza w domu bo byłam sama
Ale w głowie nie mam za to spokoju.
Nie rozumiem tego stanu. Jestem w hipomani i imprezuje i prawie bez przerwy gadam z innymi jednocześnie mając silne myśli samobójcze i okaleczenia
Jestem na maksa zagrożona samobójstwem. Jak przejmie jakaś jaźń nade mną kontrolę to może być po mnie
Nie rozumiem tego stanu. Amok samobójczy i mania jednocześnie ?
Pogubiłam się i jestem cholernie zmęczona psychicznie.
Czy naprawdę ja zakończę swoje życie samobójstwem ?
Ten rok to jest gorszy a jednocześnie tak jakoś wojowniczy ale i właśnie bardzo samobójczy
Ogólnie dziś jeszcze sprzątając papiery natknęłam się na swój wypis ze szpitala z sierpnia i zauważyłam coś na co wcześniej nie zwróciłam uwagi. Stwierdził mi jakąś chorobę kości
Z ciekawości zobaczyłam co to jest. I patrzę że to bardzo rzadka choroba genetyczna kosci
Mogłam się domyślić że coś wykryje rzadkiego. Ale czemu dopiero teraz to zauważyłam ? Nie wiem
Ogólnie też dziś oglądałam dwa filmy.
"Za duży na bajki"
Opowiada o chłopcu który ma nadopiekuńczą matkę która zachorowała na raka i musi zostać w szpitalu. Więc chłopcem zajmuje się ciocia i próbuje go usamodzielnić. Chłopak jest gamerem i ma zamiar startować w turnieju gamerskim
"Okrutny podły zły"
Biografia która opowiada o seryjnym mordercy Teda Bunny'ego. Który miał wyjątkowo drastyczne zbrodnie i zabijał głównie kobiety w latach 70.
Bardzo mi się te filmy spodobały ogólnie
I później było moje ulubione "Śmierć na 1000 sposobów"
Ogólnie to w nocy Kiara odwaliła niezły numer
Ja słyszę z kuchni że coś uderzyło jakby na blacie a tu patrzę a Kiara stoi na blacie. Jak zobaczyła że ją nakryłam na blacie to tak się wystraszyła że wpadła do zlewu xDD
Nauczka by nie wchodzić na blat 😂
A teraz tak sobie siedzę i próbuje sobie nic nie zrobić. Choć mnie strasznie kusi
A z tą raną na brzuchu co ostatnio sobie zrobiłam to w zasadzie powinnam iść do chriurga. Bo rana jest tak ogromna i głęboka że nie dość że ciągle krwawi to jest tak duża że mogę włożyć tam dłoń..
I ledwo co chodzę bo boli mnie przy każdym ruchu.
Trochę się nawet boje czy przypadkiem nie przecielam jakiegoś organu
Ale się cholernie boje iść do tego chriurga bo kiedyś zostałam wyśmiana przez takowego z powodu próby samobójczej. I ten jego tekst wtedy :
"Gdyby ci wyszło to bym nie musiał się z tobą użerać"
Już nie mówiąc jak mnie wyzywał i naśmiewał wraz z pielęgniarkami z którymi filtrował 🙄
Dlatego się teraz boje
Domyślam się że terapeutki mnie chyba zabiją w nadchodzącym tygodniu. I nie wiem co na to psychiatra. Ale szczerze ? Ja sama sobie teraz nie radzę. Kompletnie tracę kontakt z ciałem i nie czuje ani głodu,pragnienia,potrzeby snu ani też bólu.
Jakbym była martwa. Emocje też słabo czuje. Aktywna albo radość albo spokój.
O tyle dobrze że radość ale no też jak już wspomniałam to odcinanie się od ciała
Nie wiem co na to powie psychiatra.
Poszłabym do szpitala ale szczerze,chce najpierw zaliczyć praktyki,a potem tam lecieć.
Bo co mi da pobyt w szpitalu jeśli bym np nie zaliczyła roku przez to że nie zrobię praktyk i musiałabym rok powtarzać ?
Wiadomo że się boje że naprawdę to zrobię,ale przecież nie mogę rzucić wszystkiego co jest dla mnie ważne i uciec do szpitala
Ciekawe czy będę mieć jutro odwagę pogadać o tym z terapeutką.
Przez tą utratę krwi jestem jakoś bardziej zmęczona
Więc może zasnę bez koszmarów chociaż na 2 godziny
To tyle
Do zobaczenia
Trzymajcie się kochani 💜
19 notes
·
View notes
Text
Wczoraj przy kolacji miałeś taką znudzoną minę, że pierwszy raz uprzytomniłam sobie, jak będziesz wyglądać, kiedy przestaniesz mnie kochać
#sad aesthetic#cytat o życiu#samookaleczanie#cytat po polsku#depressiv#kocham cię#emocje#nieszczęśliwa miłość#kocham#kocham cie#kocham ją#kocham go#milosc#cytat o miłości#brak miłości#nieszczesliwa milosc#cytaty miłosne#nie ma miłości#miłosć#wiersze miłosne#smutne zycie#smuteczek#smutny tekst#cytat z piosenki#moj cytat#cytat z książki#cytatowo#polskie cytaty#cytat dnia#cytaty
16 notes
·
View notes
Text
Burzę i odbudowuję świat ze swojego snu, a rano próbuję sobie przypomnieć, jak odbudować siebie.
Gennifer Albin, Przędza
#Świat#Sen#tożsamość#cytat po polsku#cytat#życie#cytat z książki#dorosłość#polskie cytaty#cytaty#słowa po polsku#polski tekst#piękne słowa#Gennifer Albin#od nowa#wiara w siebie#walka#polski blog#polski tumblr#po polsku#wiara#nadzieja#przyszłość
12 notes
·
View notes
Text
Hejka
Obudziłam się z takim właśnie widokiem. Poleżałam jeszcze chwile i „wróciłam do żywych”. Ostatnio czuje się jak trup zaraz po przebudzeniu. Od razu przypomina mi się początek mojego ulubionego filmu Obcy ósmy pasażer Nostromo i tekst Breda oraz Parkera.
B: I feel dead
P: Anybody ever tell you, you look dead?
Znam ten film na pamięć bez kitu. Z resztą nie tylko ten. Trzy pierwsze części Obcego, trzy części Parku Jurajskiego, trylogia Władcy Pierścieni, oryginalna trylogia i prequele Gwiezdnych Wojen… Długo by wymieniać :)
Gdy wstałam by wziąć leki zauważyłam, że Zezol sobie żwawo patroluje teren. Cieszę się, że wszyscy się zaaklimatyzowali w nowym domu. Wszyscy też się miedzy sobą dogadują. Mniej bądź bardziej :)
Pojechałam dziś do Turku na zakupy. Zarówno spożywcze jak i budowlane. Na pierdoły również znalazło się miejsce w przysłowiowym koszyku. W pepco kupiłam gacie z barbie, kominek na wosk oraz olejki i taką zawieszkę żarówkę. Totalnie się w niej zakochałam zatem zawiesiłam ją przy etui do telefonu. Przypomniały mi się czasy jak do tzw „Cegły” przypinało się breloczki bądź takie jakby guziki co mrugały kiedy nadchodziło połączenie :) W ogóle telefony z klapką były kiedyś sztosem nad sztosem. Wyklejało się je cekinami :3
Po powrocie bawiłam się nieco z Gryziem. Nikt nie może czuć się wykluczony zatem każdy zwierz dostaje swoje „pięć minut” nieograniczone czasowo do wykorzystania.
Z Rudą były buziaczki. Jerry dał się wygłaskać. Gryziowi rzucałam sznurki do aportowania. Tajson została wygłaskana a Zezol siłą przytulony xD Koperek oczywiście ze mną śpi i się bawi w pacanego. Nawzajem się pacamy łapkami xD
Poczytałam też trochę „Ahsoka”. Dosyć mało bo wiecznie coś albo raczej ktoś mi przerywał i nie miało to większego sensu. W końcu wznowili druk tej książki. Na pierwszą edycje się nie załapałam a ceny używek przekraczały 200 zł 🤯 Książkę przeczytałam w oryginale raz, drugi zaś słuchałam audiobooka, który swoją drogą jest genialny. Czyta ją Ashley Eckstein czyli aktorka dubbingowa, która wciela się właśnie w Ahsoke Tano w wojnach klonów oraz Rebeliantach :3 Polecam z całego serducha. Książka jest napisana prostym językiem zatem warto potraktować takie słuchowisko jako trening języka angielskiego.
Jedzeniowo dziś połowa tego co na talerzu - nie licząc ogórków. Te domowe ogórasy były tak dobre, że się nimi opychałam do woli.
Generalnie mało się dziś ruszałam. Chociaż to i tak za wiele biorąc pod uwagę skręconą kostkę… Boli jak diabli a mnie nosi ta bezczynność. Nawet ogrodu mi nie pozwalają podlewać… Chodzę zatem bez węża by doglądać dobrostanu roślin. Przy okazji z nimi rozmawiam. Uwielbiam rozmawiać ze swoimi krzaczorami. Te zaś odwdzięczają się rosnąć zdrowo
Ogólnie dzień był dobry. Nie miałam praktycznie złych myśli, mało się zawieszałam oraz nie czuje się jakbym stała z boku. Oby tak dalej!
17 notes
·
View notes
Text
Alhaitham x Reader x Kaveh
Resztę oneshotów z tej i innych serii możesz przeczytać tutaj. Zajrzyj też na moje Ko-fi.
Some of these oneshots are already translated into English. You can find them here.
ʟᴏɢᴏs, ᴇᴛʜᴏs ɪ ᴘᴀᴛʜᴏs sᴀ̨ ᴄᴢᴇ̨śᴄɪᴀ̨ ʀᴇᴛᴏʀʏᴄᴢɴᴇɢᴏ ᴛʀᴏ́ᴊᴋᴀ̨ᴛᴀ, ᴏʙʀᴀᴢᴜᴊᴀ̨ᴄᴇɢᴏ ᴄᴇᴄʜʏ ᴅᴏʙʀᴇɢᴏ ᴍᴏ́ᴡᴄʏ. ᴀʟʜᴀɪᴛʜᴀᴍ ɴɪɢᴅʏ ɴɪᴇ ʙʏᴌ ᴢʙʏᴛ ᴅᴏʙʀʏ ᴡ ᴡʏʀᴀᴢ̇ᴀɴɪᴜ ᴜᴄᴢᴜᴄ́. ɴɪᴇ sᴀ̨ᴅᴢɪᴌ ᴛᴇᴢ̇ ʙʏ ᴛᴀ ᴡɪᴇᴅᴢᴀ ᴍᴏɢᴌᴀ ᴍᴜ ᴊᴀᴋᴋᴏʟᴡɪᴇᴋ ᴘᴏᴍᴏ́ᴄ. ɪ, ᴄʜᴏᴄ́ ᴄɪᴇ̨ᴢ̇ᴋᴏ ʙʏᴌᴏ ᴍᴜ ᴛᴏ ᴘʀᴢʏᴢɴᴀᴄ́ ᴢ ᴘᴇʀsᴘᴇᴋᴛʏᴡʏ ʟᴀᴛ, ᴋᴀᴠᴇʜ ʙʏᴌ ᴡ ᴛʏᴍ ᴢᴅᴇᴄʏᴅᴏᴡᴀɴɪᴇ ʟᴇᴘsᴢʏ… ᴅᴏᴅᴀᴛᴋᴏᴡᴇ ɪɴғᴏʀᴍᴀᴄᴊᴇ:
ᴏɴᴇsʜᴏᴛ ʙʏᴌ ᴛᴡᴏʀᴢᴏɴʏ ᴡ ᴛʀᴀᴋᴄɪᴇ, ɢᴅʏ ᴋᴀᴠᴇʜ ᴊᴇsᴢᴄᴢ��� ɴɪᴇ ᴛʀᴀғɪᴌ ᴅᴏ ɢᴇɴsʜɪɴᴀ ᴊᴀᴋᴏ ɢʀʏᴡᴀʟɴᴀ ᴘᴏsᴛᴀᴄ́. ᴏᴘɪᴇʀᴀᴌᴀᴍ sɪᴇ̨ ɴᴀ ᴛʏᴍ ᴄᴏ ʙʏᴌᴏ ᴡɪᴀᴅᴏᴍᴇ ᴀ ᴛᴀᴋᴢ̇ᴇ ɴᴀ ʟᴇᴀᴋᴀᴄʜ. ᴊᴇɢᴏ ᴡᴇʀsᴊᴀ ᴍᴏᴢ̇ᴇ sɪᴇ̨ ʀᴏ́ᴢ̇ɴɪᴄ́ ᴏᴅ ᴛᴇᴊ, ᴋᴛᴏ́ʀᴀ ᴛʀᴀғɪ ᴘᴏ́ᴢ́ɴɪᴇᴊ ᴅᴏ ɢʀʏ.
ᴢᴅᴇᴄʏᴅᴏᴡᴀᴌᴀᴍ sɪᴇ̨ ɴᴀ ᴛᴌᴜᴍᴀᴄᴢᴇɴɪᴇ ᴡɪᴇʟᴜ ɴᴀᴢᴡ ᴡᴌᴀsɴʏᴄʜ ᴢ ɢᴇɴsʜɪɴᴀ ɴᴀ ᴊᴇ̨ᴢʏᴋ ᴘᴏʟsᴋɪ. ɴɪᴇ ʙᴇ̨ᴅᴇ̨ ɪᴄʜ ᴡsᴢʏsᴛᴋɪᴄʜ ᴡʏᴍɪᴇɴɪᴀᴄ́, ʙᴏ ᴊᴇsᴛ ɪᴄʜ sᴘᴏʀᴏ, ᴀʟᴇ sᴛᴀʀᴀᴌᴀᴍ sɪᴇ̨ ʙʏ ᴢɢʀᴢʏᴛᴀᴌᴏ ᴊᴀᴋ ɴᴀᴊᴍɴɪᴇᴊ.
Alhaitham kolejny raz czytał ten sam akapit. Nie wiedział, po co mu właściwie trójkąt retoryczny. Logos, ethos i patos. Logos, ethos i patos. Logos, ethos i patos… Potrząsnął głową. Jego oczy skanowały tekst raz po raz, próbując zrozumieć jego sens. Po co mu właściwie była umiejętność przemawiania? Przecież rzadko się odzywał. Było to męczące. A gdy już coś powiedział, zwykle i tak go nie rozumiano. Czy na naprawę tego nie było już za późno?
Uwagę mężczyzny ciągle rozpraszała też [Reader]. Spod grzywki dostrzegł, jak radośnie się uśmiechała, popijając poranną kawę. Pasowała do tego obrazka. Do krzesła postawionego przed domem, śpiewu ptaków i promieni oświetlających jej sylwetkę. Pierścionek na palcu oznajmiał wszystkim wszem i wobec, że była w związku. Takie widoki wprawiały go w nostalgiczny nastrój.
***
Alhaitham rozejrzał się dookoła. Słońce powoli zachodziło nad horyzontem. Z jednego z najwyższych punktów pod Boskim Drzewem mógł obserwować ludzi kończących dzień pracy. Sporo osób w Sumeru pospiesznie opuszczało bazar, by dołączyć do swoich rodzin. W miejscu, gdzie siedział, gęsto rosły padisarah. Na tyle, by wraz z lekko kołyszącą się trawą zasłonić go przed wścibskimi spojrzeniami innych. A spojrzeń tych miał dość. Szczególnie po tym, jak rodzice odeszli, stając się tematem plotek i zostawiając go z niechcianym uczuciem politowania od obcych ludzi.
Chłopak nadstawił uszu na parę sekund. W oddali słyszał jednak jedynie klekotanie i śpiew kilku małych ptaków trzymanych przez sąsiada należącego do Amurty. Ptaki Zmierzchu nie wydawały się zachwycone życiem w klatkach, dziobiąc zawzięcie metalowe pręty.
Wyglądało na to, że w jego cichym zakątku jednak nikt się dziś nie pojawi. Nie żeby na to czekał. Za żadne skarby…
Alhaitham pogładził okładkę trzymanej w rękach książki. Złote litery wtłoczone w kwiatowy wzór zdradziły mu od razu, z czym będzie miał do czynienia. Nie potrzebował nawet używać akashy, by wiedzieć, że będzie to najbardziej sztampowy romans, jaki można znaleźć w bibliotece. Zresztą nawet gdyby nie zgadł, [Reader] powiedziałaby mu o tym kilka sekund później. W bardzo głośny i bardzo denerwujący sposób, przy okazji wpychając mu na odchodne kolejną lekturę, jak co tydzień. Do tej pory przychodziła codziennie. Teraz jednak nie pojawiła się już od dłuższego czasu.
I dobrze. Wreszcie miał święty spokój, którego pragnął od samego początku…
Czy jednak na pewno mu się to podobało?
Gdy powiedział babci o [Reader], ucieszyła się. Choć stawiała wiedzę na piedestale, lekceważąc wiele innych aspektów życia, wciąż martwiła się o to, że wnukowi brakowało znajomych. Po tym, jak zabrała go z Akademiyi, gdy oznajmił, że nudził się tam cały dzień, martwił ją jego brak kontaktu z rówieśnikami. Podjęła kilka prób zmuszenia go do integracji, jednak większość okazała się bezskuteczna. Zapraszane przez nią dzieci sąsiadów, a nawet znajomych z Kshahrewaru, czuły się najczęściej onieśmielone wiedzą młodego Alhaithama albo znudzone jego niechęcią do popularnych zabaw. Dlatego dziewczynka, z którą zamienił więcej niż kilka zdań, mocno ją zainteresowała. Bardzo chciała ją poznać, jednak chłopak wzbraniał się przed tym rękami i nogami. Pozostało jej jedynie poprosić go o przekazanie jej wypieków, które, jak miała nadzieję, zjednają nową przyjaciółkę. W czym nie myliła się, bowiem [Reader] wpakowała w siebie prawie wszystko, co było w koszyku, rozrzucając dookoła okruszki i powtarzając, że babcia Alhaithama jest wspaniałą kucharką.
Z początku chłopak wmawiał sobie, że toleruje obecność [Reader], bo nie chce zawieść babci. Gdy jednak przestała zaglądać do jego zakątka, zaczął niecierpliwie wyczekiwać jej obecności.
— Dzisiaj też nie przyjdziesz, co? — Alhaitham zabrał się do niedawno rozpoczętej lektury tłumaczenia starożytnych manuskryptów. Z jakiegoś powodu nie wydawała się ona dziś szczególnie zajmująca.
— Czekasz na kogoś? — znajomy głos odezwał się kilka kroków od niego. Słychać w nim było zaczepną nutkę. Niewątpliwie w odpowiedzi na jego wypowiedzianą na głos myśl.
Alhaitham nie oderwał oczu od symboli na kartce, poczuł jednak swego rodzaju ulgę.
— Na pewno nie na ciebie.
— Hmmm… Jeśli nie na mnie, to chyba sobie pójdę. — To mówiąc, odwróciła się.
Chłopak wiedział, że to tylko gra. Miał świadomość tego, jak spogląda kątem oka, oczekując jego reakcji. Dlatego nie odezwał się, wciąż czytając.
— Żartowałam! — [Reader] skrzyżowała nogi i usiadła tuż przed nim.
Wyglądała na niezbyt zadowoloną z faktu, że nie dał się nabrać, ale jej myśli ulotniły się szybko, gdy zobaczyła okładkę pożyczonej mu książki wystającą z torby.
— I jak ci się podobał? — Wyciągnęła romans.
Położyła się bezceremonialnie na trawie, trzymając go nad twarzą i przewracając przypadkowe strony.
— Dlaczego zakładasz, że mi się podobał? — Alhaitham wciąż nie oderwał wzroku od run. — Było wręcz odwrotnie.
Książka z dramatycznym plaskiem opadła na twarz [Reader]. Nic nie wskazywało na to, by miała zamiar ją podnieść.
— Och, daj spokój! Nie wierzę, że się nie wciągnąłeś. Tu jest dosłownie wszystko! Fantastyczna fabuła, świetni bohaterowie i emocje! — dobiegł go rozemocjonowany głos zza okładki.
— Nie przepadam za fantastyką ani romansami. Poza tym fabuła miała co najmniej kilkanaście dziur, a bohaterowie podejmowali mnóstwo nielogicznych decyzji. Żadne ich odczucia nie pokrywały się z moimi — stwierdził Alhaitham.
Tak właśnie było. Zakładał, że zapewne nie to chciała usłyszeć dziewczyna, ale powiedzenie prawdy wydawało mu się właściwym wyjściem.
— Nie było AŻ TAK źle! — [Reader] gwałtownie podniosła się do pionu. — Ludzie robią różne rzeczy i zachowują się inaczej, kiedy są zakochani. Może ci się nie podobało dlatego, że jeszcze nie przeżyłeś prawdziwego romansu? — zasugerowała.
— Nie sądzę, żeby kiedykolwiek do tego doszło — skwitował chłopak.
Nastała chwila ciszy przerywana jedynie odgłosami ptaków stukających w pobliską klatkę. Dziewczyna pałaszowała kolejną turę wypieków, ocierając rękawem dżem z brzoskwiń. Alhaitham posyłał jej co jakiś czas szybkie spojrzenie. Wyglądała, jakby głęboko się nad czymś zastanawiała.
— Naprawdę nic ci się nie podobało? — spytała ponownie po dłuższej przerwie.
Pokręcił głową, sięgając po jedną z ostatnich bułeczek. Nie miał w zwyczaju kłamać. Jednak wyraz twarzy [Reader] w zachodzącym słońcu z jakiegoś powodu dawał mu znać, że zawalił sprawę. W jej oczach brakowało wcześniejszego entuzjazmu. Zwykle to samo działo się z innymi osobami, które próbowały się z nim zaprzyjaźnić. Wtedy jednak aż tak mu to nie przeszkadzało.
— Mnie naprawdę się podobało. — Dziewczynka przycisnęła książkę do piersi. — Myślałam, że znajdziesz coś, co polubisz i będziemy mogli o tym pogadać — przyznała zawiedziona.
Alhaitham pragnął dodać, że mogą o tym porozmawiać, nawet jeśli książka nie wywarła na nim dobrego wrażenia. Jednak [Reader] zmieniła temat rozmowy zanim zdążył ubrać w słowa to, co chciał powiedzieć. Konwersacja skierowała się na inne tory i nie czuł już za stosowne do niej wracać.
***
To nie był pierwszy raz, gdy [Reader] zaglądała do domu Alhaithama. Jednak musiała przyznać, że tym razem czuła się jak złodziejka. Gospodarza nie było w środku. Zapukała taktownie, ale była świadoma tego, że jedyna osoba, która mogła odpowiedzieć, znajdowała się obecnie daleko stąd.
Pomimo świecącego nad głowami słońca deszcz zacinał niemiłosiernie. Krople stawały się grubsze z każdą sekundą. Wszyscy uciekali z ulicy najszybciej jak się dało. Kobiety starały się osłaniać muślinowymi szalami, jednak na niewiele się to zdawało. [Reader] mokła i mokła, szukając rozpaczliwie ukrytego w jednej z doniczek zapasowego klucza. Z początku nie mogła się nadziwić, jak ktoś z tak nieprzeciętnym umysłem jak jej przyjaciel mógł ze spokojem regularnie go tam chować. Jak sam twierdził: „ Najciemniej pod latarnią ”. I z tym hasłem na ustach pełen spokoju krył go tam, gdzie zawsze.
Miłe ciepło rozlało się po ciele kobiety, gdy przekroczyła próg domu. Mokre włosy, nietargane już przez porywisty wiatr, oklapły jej na czoło.
— Stać!
[Reader] wyhamowała w pół kroku, odgarniając pasma zasłaniające jej widoczność. Jej oczom ukazał się blondyn z niebieskim piórem wplecionym we włosy. Z daleka przypominał jej ptaka. Ilekroć się poruszał, materiały spowijające jego ciało tańczyły. To samo mogła powiedzieć o zdobiącej go biżuterii. W jego dłoni spoczywała patelnia. Sama nie wiedziała, czy był w trakcie przygotowywania obiadu, czy wyciągnął ją specjalnie, by powitać intruza.
— Kim jesteś? — spytał młody mężczyzna, wskazując na nią oskarżycielsko patelnią.
— Mogłabym spytać cię o to samo — stwierdziła [Reader], krzyżując ręce na piersi. — Ty pewnie jesteś Kaveh — dodała po chwili.
Sądząc po tym, że na policzku wciąż znajdowały się smugi węgla, a za ucho założony miał ołówek, nietrudno było się domyślić.
Blondyn ruszył za dziewczyną, wyraźnie chcąc zaprotestować, gdy rozgościła się w salonie.
— Na Siedmiu! Alhaitham mnie zabije — mamrotał niezadowolony.
— Nic ci nie będzie. Jestem [Reader], przyjaciółka Alhaithama. Myślę, że Alhaitham zabiłby cię raczej za wyproszenie mnie. — To mówiąc, rozłożyła się wygodnie na zielonych poduszkach.
— Wspominał ci o mnie?
Pokiwała głową.
— Same najgorsze rzeczy. — Zaśmiała się serdecznie.
Jej przyjaciel nie miał tendencji do koloryzowania, chyba że było to konieczne. Od początku jednak czuła, że historie opowiadane o ekscentrycznym architekcie są podejrzanie negatywne. Alhaitham naprawdę za nim nie przepadał i to było widać.
— W takim razie mówisz prawdę — skwitował Kaveh, odkładając patelnię na bok.
Na chwilę zniknął w głębi mieszkania i wrócił z ręcznikiem oraz kubkiem kawy. Może nie była to mieszanka jak z Puspa Café, ale zapach rozniósł się po całym pomieszczeniu.
— Dzięki. — [Reader] z wdzięcznością przyjęła gorący napar. Kaveh wpatrywał się w nią intensywnie. — Nie będę ci przeszkadzać. Uciekam, jak tylko się przejaśni — obiecała, widząc, jak lustruje ją wzrokiem.
— Ach… Zostań, ile chcesz. Nie o to mi chodziło — dodał, gdy zorientował się, iż dziewczyna zauważyła, że ją obserwował.
— Więc o co?
— Zostań moją muzą!
[Reader] o mało nie wypluła kawy.
— Słu… słucham? — spytała, próbując odkaszlnąć.
— Pracuję na nową rzeźbą i potrzebuję inspiracji — wyjaśnił Kaveh, przeszukując szufladę i wyjmując z niej papier. — No chyba, że… jako przyjaciółka Alhaithama masz sztukę głęboko w…
No cóż. Kaveh spodziewał się tego od samego początku. Poza jego darshanem trudno było znaleźć w Sumeru osoby, które pałały szczególnym zamiłowaniem do form artystycznych. Szczególnie po tym, jak zaostrzono rygory dotyczące publicznych występów. Ludzie skłaniali się bardziej w stronę sztuki użytkowej.
[Reader] była pierwszą osobą, którą otwarcie poprosił o taką formę pomocy. Oczywiście w Akademiyi również czerpał inspiracje dzięki różnym osobom, ale zwykle żadna z nich o tym nie wiedziała. Poza tym kształcił się najbardziej w architekturze. O wiele bardziej przydatna była w jego przypadku znajomość roślinnych i zwierzęcych motywów. A takowe nie miały za wiele do powiedzenia w temacie tego, czy chcą być czyimś źródłem natchnień.
— Nieprawda! Jestem gotowa! — [Reader] potrząsnęła nim gwałtownie za ramiona. — Powiedz mi po prostu, co mam robić!
Rubinowe oczy architekta jakby nabrały blasku. Jego umysł zdawał się błyskawicznie przestawiać na inne tory.
— Więc słuchaj uważnie. Na zaliczenie wszyscy mają przygotować rzeźbę inspirowaną dowolną książką. Jest scena, którą chcę odtworzyć, gdy główna bohaterka biegnie w deszczu, by spotkać się z ukochanym. Idealnie się składa, bo masz mokre włosy i…
— Czytasz tanie romanse — stwierdziła [Reader], jakby nie dowierzając.
— Wypraszam sobie! — żachnął się oburzony Kaveh. — Książka to książka…
— Nie, nie rozumiesz! — przerwała mu [Reader]. — Ja też czytałam tę książkę i wiele podobnych. Po prostu dużo osób dookoła twierdzi, że są niewiele warte.
— Masz na myśli Alhaithama? — Blondyn uniósł brew z teatralną pogardą.
— Nie tylko jego — przyznała lekko zażenowana. — Sumeru jest miastem mądrości. Nie dla każdego jest to definicja czegoś, czemu warto poświęcić czas.
W istocie tak właśnie było. Często ludzie z jej darshanu powtarzali, że powinna skupić się na czymś przydatniejszym. W końcu jako człowiek nauki powinna świecić przykładem, czytając jedynie poważną literaturę. A najlepiej tworzyć na jej podstawie równie poważne publikacje i badania, by cały proces mógł się powtórzyć od początku z osobami, które przyjdą po niej.
Wraz z ostatnimi udoskonaleniami dotyczącymi bibliotek należących do bazy w akashy, mocno spadło zapotrzebowanie na fizyczne kopie książek. Nie drukowano już zbyt wielu nowych pozycji. Raczej skłaniano się ku małym nakładom. Na szczęście sytuację ratowały sprowadzane z Inazumy nowelki. Dom Wydawniczy Yae miał się całkiem dobrze i, ku radości [Reader], trafiał całkiem celnie w jej czytelnicze preferencje.
— Hmpf! Ja widzę w takiej lekturze zaspokajanie ludzkich potrzeb. Niektórzy po prostu potrzebują poczytać o doniosłych wydarzeniach i poczuć emocje. Nie ma w tym nic wstydliwego. A teraz, gdy to już ustaliliśmy, spróbujmy z tym szkicem…
***
[Reader] czuła, że tak to wszystko się skończy. Dlatego czekała w zamkniętej już bibliotece pod osłoną nocy. Za towarzystwo miała jedynie blade światło księżyca przedzierające się zza okien i niewielką świecę postawioną na stoliku.
Dział z fizycznymi kopiami książek, do których dostęp w akashy był ograniczony, był dość dobrze strzeżony. Na szczęście naczelna bibliotekarka też studiowała w Vahumanie. Znała dziewczynę bardzo dobrze. Tak więc, choć z obawą, pożyczyła jej na noc klucze, jednocześnie zaznaczając, że jeśli cokolwiek się stanie, zrzuci na [Reader] winę bez wahania.
— Dobry wieczór — studentka z przekąsem powitała Alhaithama.
Srebrne włosy odbijały strugi księżycowego światła. Zdawał się być zjawą pośród nocy. Cichą oraz nieuchwytną. Przynajmniej do tej pory.
— [Reader], co ty tutaj robisz? — Chłopak zlustrował ją wzrokiem.
— Ważniejsze pytanie brzmi, co ty tutaj robisz?
Nie otrzymała odpowiedzi. Dobrze jednak ją znała.
— Nie możesz tego zrobić. — [Reader] starała się dotrzymać kroku swojemu przyjacielowi.
Naprawdę łudziła się, że coś do niego dotarło, gdy rozmawiali tego popołudnia. Napisanie interdyscyplinarnej pracy było wymagane zarówno w Vahumanie, jak i w Haravatatcie. Los chciał, że prowadzący zajęcia dobrali ich razem. Była prawie pewna, że po prostu uznali, iż niewiele osób wytrzyma z Alhaithamem. Rozumiała dlaczego. Potrafił być oschły, jeśli za kimś nie przepadał. Jej samej wizja współpracy bardzo się podobała. Do czasu, gdy w grę weszło coś innego poza samym projektem.
— To nie jest kradzież, [Reader]. — Chłopak sprawnie zeskoczył piętro niżej.
Czasem zastanawiała się, jakim cudem był tak wysportowany, spędzając pół życia z nosem w książkach. Mięśnie raczej nie pochodziły od przewracania stron. Nigdy jednak nie widziała, by ćwiczył.
— Przecież wiesz, że nie chodzi o kradzież! Chodzi o to, że mogą ich wyrzucić… — Pobiegła okrężną drogą na dół.
Gdy kilka dni temu przyszła do nich z prośbą para, która również miała napisać pracę, dziewczyna nie mogła uwierzyć w to, co usłyszała. Profesorowie specjalnie dobrali ich, podając temat kontrastujący z ich własnym. Spodziewali się bowiem, że praca Alhaithama jak zwykle zbierze jedne z najwyższych wyników i ze spokojem będą mogli celowo oblać dwójkę niewygodnych dla nich studentów.
Tak więc w akcie desperacji biedacy przyszli prosić o to, by [Reader] i jej przyjaciel przyłożyli się choć odrobinę mniej niż zwykle. Wszystko po to, by móc wciąż studiować w Akdemiyi. Spotkali się ze skrajnie różnymi postawami. O ile dziewczyna wczuła się w ich sytuację i postanowiła jakoś im pomóc, o tyle Alhaitham oznajmił, że jeśli nie są w stanie własną pracą zadziwić prowadzącego, to może studiowanie nie jest dla nich.
Gdy Alhaitham zaproponował użycie do pracy informacji znajdujących się w trudno dostępnych zbiorach biblioteki, [Reader] zaprotestowała. Kiedy indziej pewnie nie miałaby z tym żadnego problemu. Teraz jednak byłaby to jeszcze dodatkowa przewaga, która drastycznie zmniejszyłaby szanse ich rywali. Nie wątpiła, że mało kto posuwał się do nielegalnego wkradania do biblioteki. Jeśli już, zwykle robiono to po znajomości lub z pomocą przekupstwa, pozyskując klucze. Dwójka studentów raczej nie miała takich możliwości. Tymczasem jej przyjaciel robił to niczym prawdziwy złodziej, wchodząc do biblioteki nie wiadomo którym wejściem.
— To nie ich wina, że tak się na nich uwzięli — przyznał Alhaitham, szukając odpowiedniej półki. — Nie zmienia to jednak faktu, że jeśli byliby w stanie napisać idealną pracę, to profesorowie nie mogliby ich wyrzucić.
— Czemu nie możesz ze mną współpracować? — spytała sfrustrowana dziewczyna.
— Przecież wspólnie podzieliliśmy obszary badawcze. Każde z nas robi swoją część. Współpracujemy, [Reader].
W sensie akademickim tak właśnie było. Jednak nie o to jej chodziło.
— Ale… — chciała zaprotestować, jednak zrezygnowała.
Jaki to właściwie miało sens? Alhaitham od dziecka robił to, co chciał. Jeśli miał w głowie swoją wizję, robił co mógł, by ją urzeczywistnić. Jego logiczne argumenty trudno było odeprzeć. Nie miała szans.
— Zaraz… moment… — [Reader] wyrwała mu z ręki trzy opasłe tomiszcza z sześciu. — To w ogóle nie jest nam potrzebne. Brzmi jak coś co… — W sekundę wszystko nabrało nowego znaczenia. — Przyszedłeś tu też dla nich? — spytała, gdy przyjaciel zabrał książki z powrotem i skierował się do wyjścia.
Alhaitham z łatwością radził sobie z naręczem książek. Na jego twarzy gościł nikły uśmiech. Jak gdyby duma, że wreszcie raczyła się zorientować w jego planie.
Nie musiał wcale pisać gorszej pracy. Udawanie nagle głupszego niż jest nie miało logicznego sensu. Nie utarłoby również nosa wrednym profesorom, za którymi sam nie przepadał. Za to mógł pomóc dwójce studentów, by ich dzieło było na wyższym poziomie. Nie zrobi za nich całej pracy, ale to powinno znacznie ułatwić im zadanie. Jeśli tylko włożą w to trochę sił, powinni dać radę. Zresztą czytał pierwszy rozdział i śmiał twierdzić, że naprawdę wiedzą, o co chodzi.
Zupełnie nie spodziewał się, że [Reader] złapie go za ramię, gdy już miał wychodzić z biblioteki.
— Cieszę się, że im pomagasz. Naprawdę się cieszę. Tylko dlaczego nie mogłeś mi tego powiedzieć od razu? Wiem, że lubisz pracować sam, ale teraz jesteśmy drużyną. Twoje plany, Alhaitham, nie są aż tak niezrozumiałe, by inni nie mogli ich poznać. — Z tymi słowami odeszła z powrotem w kierunku zalanego blaskiem księżyca stołu.
***
— Przypomnij mi, dlaczego ściągasz mnie z łóżka o szóstej rano — ziewnęła głośno [Reader].
Dreptała na wpół przytomna za Kavehem, który jak na jej gust tryskał z rana zbyt dużą dawką energii. Jego blond włosy odbijały blask dopiero wschodzącego nad Sumeru słońca. Podskakiwały wraz z nim przy prawie każdym kroku, zdradzając jego ekscytację. W ręce trzymał Mehraka, wydającego od czasu do czasu robotyczne dźwięki.
— Koniecznie musisz to zobaczyć!
— Czy to nie może zaczekać parę godzin? — jęknęła dziewczyna.
— Nie może — stwierdził architekt.
Przemierzali więc wspólnie ulice miasta. Brukowana kostka wkrótce zmieniła się w ubitą ziemię. Wyszli na obrzeża Sumeru, u korzeni Boskiego Drzewa.
— Szanowni państwo, może zechcecie spojrzeć na breloczki? — Podbiegło do nich jakieś dziecko.
— Nie jesteśmy zaintere… — zaczęła [Reader].
— Jasne — wtrącił się Kaveh.
Dziewczyna posłała mu oskarżycielskie spojrzenie. Nie po to zrywała się z samego rana, by teraz tracili czas na zakupach. Dopiero co strasznie im się spieszyło. Chciała zaprotestować ponownie, ale jej słowa wyleciały towarzyszowi drugim uchem.
Architekt z miną znawcy zaczął przyglądać się poszczególnym ozdobom. Były wystrugane z drewna. Każda przedstawiała inne zwierzę. Jakość pozostawiała sporo do życzenia, ale sam zamysł był nawet uroczy. Chłopak tymczasem zachwalał swój towar, opowiadając o tym, że dochód zostanie przeznaczony na posiłki dla głodnych dzieci. Jedna sztuka za jeden obiad.
— Wezmę wszystkie — oznajmił Kaveh, wyciągając zapas mory.
Dziewczyna przewróciła tylko oczami i zabrała Mehraka ze sobą. Wiedziała, że nie przemówi jego właścicielowi do rozumu. Walizka wydała z siebie powitalny dźwięk. Ekspresja na robotycznej twarzy zmieniła się na szczęśliwą. Oczom [Reader] ukazała się wizualizacja ostatnich projektów. Jedną z nich była seria domów. Wyglądało to na dość wczesny etap prac. Zwykle widywała już skończone obiekty.
— Ten z lwem do ciebie pasuje — stwierdziła dziewczyna, gdy Kaveh zakończył transakcję i zaczął chować wszystkie breloczki do walizki.
— Zawsze wiedziałem, że jestem królem — stwierdził dumnie chłopak.
— Ja bym powiedziała, że to z powodu twojej nieuczesanej grzywy, ale…
— Hej! Żebyś wiedziała, że wstałem i ułożyłem sobie włosy!
— Awww, Kaveh upiększył się specjalnie dla mnie — [Reader] zwróciła się do Mehraka, który zmienił reakcję na roześmianą buźkę.
W rzeczywistości dokładnie tak było. Nie musiała jednak o tym wiedzieć. Nie sypiał ostatnio zbyt dobrze. Był pochłonięty zarówno pracą, której wymagał od niego Kshahrewar, jak i pobocznymi projektami. Czerpał z tego satysfakcję, ale miał wrażenie, że gdy tylko zmruży oczy, już był kolejny dzień.
Gdy w nocy wpadła mu do głowy myśl, by podzielić się z [Reader] projektem, obiecał sobie wcześniejszą pobudkę, by wyglądać choć trochę lepiej niż niewyspana wersja siebie po kilku kubkach ulubionej kawy. Czuł, że jeszcze trochę i Enteka naprawdę przestanie mu sprzedawać mieszankę do parzenia, w obawie o jego stan zdrowia.
— Kaveh… wiesz, że zostałeś oszukany? — Głos [Reader] był delikatny. Jakby nie do końca wiedziała, czy warto zacząć temat.
Znów ruszyli ubitą ścieżką. Blondyn pokiwał głową. Taka była prawda. W Sumeru nawet opieka zdrowotna była finansowana odgórnie. Ilość naprawdę głodnych dzieci stanowiła znikomy procent. W przeciwieństwie do innych wielkich nacji Teyvatu, gdzie był to większy problem. Z drugiej jednak strony wolał wyjść na głupca. Nawet jeśli dzieciak kłamał, Kaveh wątpił, że wyda te pieniądze w całkowicie złym celu. Widział go już kilka razy wcześniej. Zawsze dzielił się z dziećmi sąsiadów swoimi zabawkami. Na ulicach często grano w kulki i to z nimi dało się go najczęściej ujrzeć. On sam też kiedyś tak spędzał dnie. Zanim dom doszczętnie pochłonęły płomienie, a za jego rodziną zaczęło podążać pasmo nieszczęść.
— Masz za dobre serce — skwitowała [Reader].
— Wolę mieć za dobre serce niż nie mieć go wcale — odrzekł Kaveh.
Z tymi słowami wyjął z kieszeni breloczek. Maleńki łabędź kołysał się na końcu metalowego kółeczka. [Reader] przyjęła go, patrząc na swoje stopy. Zrobiło jej się głupio. Nie dość, że specjalnie wybrał dla niej zwierzę związane ze sztuką, które przypomniało jej o ich pierwszym spotkaniu, to jeszcze nie chował go do Mehraka. Od początku wiedział dokładnie, że jej go podaruje.
— [Reader]?
— Hmmm?
— To był dla mnie komplement. Nie jestem na ciebie zły. — Kaveh odebrał od niej walizkę.
— Wiem — stwierdziła.
Prawdą było jednak, że nie wiedziała. Poczuła, jak maleńki kamień spadł jej z serca w chwili, gdy to powiedział. Głównie dlatego, że choć niektórym (między innymi Alhaithamowi) ta nieustająca wiara w ludzi wydawała się dziecięco naiwna, jej imponowała. Bardzo nie chciała, by ją stracił. Wpisywała się bowiem w niego samego tak bardzo, że była zaraźliwa. A wśród tylu osób w Akademiyi, gdzie rywalizacja posuwała naukowców do różnych niezbyt przyjemnych rzeczy, przydawał się ktoś, kto rozprowadzał dokładnie inne, pozytywne idee.
— Jesteśmy na miejscu — oznajmił z dumą Kaveh.
Dziewczyna rozejrzała się po okolicy. Nie znajdowało się tu jednak nic poza trawą. A także miejscem, które wyglądało, jakby ktoś poddał wcześniej ten teren rozbiórce.
— To twoja nowa budowa?
— Widziałem, że już przeglądałaś wstępne projekty. Tu ma stanąć nowy ośrodek dla dzieci. W Kshahrewarze szukali chętnych i zgłosiłem się. Niestety byłem jedyny. — Sfrustrowany architekt powoli wypuścił powietrze nosem.
[Reader] spojrzała z powrotem na trawę. Zaraz potem przypomniała sobie o breloczku z łabędziem spoczywającym wciąż w dłoni.
— Cóż… Nie wiem, czy będę w stanie unieść te wszystkie belki, ale we dwójkę na pewno damy radę — oznajmiła.
— Jestem architektem, nie budowniczym — odparł Kaveh.
— Chcesz powiedzieć, że mam sama zbudować ten dom?! — [Reader] wpadła w panikę.
W jej darshanie nikt nie uczył o składaniu budynków w całość. A tym bardziej nie przykładano się do pracy fizycznej, nie licząc wypraw do ruin w poszukiwaniu nowych sensacji.
— Oczywiście, że nie. Akademiya przyśle pracowników. Po prostu muszę wykonać projekt — uspokoił ją Kaveh. — Pomyślałem, że jako ktoś z Vahumany pewnie już miałaś zajęcia z dziećmi. Będziesz lepiej wiedzieć, co powinienem jeszcze dodać.
— Z tym dam sobie radę.
Tego dnia [Reader] spóźniła się na zajęcia. Podobnie jak kolejnego i przez następne tygodnie. Wiedziała, że prowadzący w jej darshanie nie byli zadowoleni. Tak jak Alhaitham, który strofował ją, że skoro już zdecydowała się uczęszczać do Akademiyi, to powinna przynajmniej się w niej pojawiać. Jednak tutaj naprawdę uczyła się na żywym przykładzie. Czyniła coś pożytecznego ze swoją wiedzą. Nie było to jedynie monotonne wklepywanie formułek i czytanie starych ksiąg. Robiła coś dobrego. Razem z Kavehem.
A gdy gotowy dom wreszcie został uroczyście otwarty i zobaczyła uśmiech architekta wśród dzieci, poczuła, że było warto.
***
— Czego chcesz? — nieprzyjazny głos [Reader] poniósł się po rozległym pomieszczeniu.
Gabinet Wielkiego Mędrca był Alhaithamowi dobrze znany. Niebiesko-żółte witraże pozwalały mdłemu światłu przenikać do pomieszczenia. Promienie najgęściej padały na zastawiony papierami stół. Zapewne taki był zamysł architektów z Kshahrewaru, gdy kilkaset lat temu projektowali to pomieszczenie. Pokazać, że praca była jego przeznaczeniem i najważniejszą funkcją.
— Przyszedłem ci pogratulować.
Była to prawda. Przynajmniej po części. Odkąd kobieta objęła nowe stanowisko, rzadko pojawiała się w domu. A jeśli już, to zwykle bardzo późno i jedynie po to, by się przespać.
— Nie ma czego — skwitowała.
W obliczu ogromnego drewnianego krzesła wydawała się niewielka. Zmęczone oczy i stos dokumentów wskazywały na ogrom pracy. Zarówno tej już wykonanej, jak i tej, która ją jeszcze czekała.
Bruzda na czole kobiety zdawała się powiększać z każdą sekundą. Jej wzrok unikał go jak ognia.
— Jesteś zła — stwierdził Alhaitham.
— Mam do tego prawo. — [Reader] wstała od biurka.
— Jesteś zła na mnie — poprawił się.
To nie był pierwszy raz, gdy widział ją w tym stanie. Jednak jej złość rzadko była skierowana na niego. Zwykle był jedynie obserwatorem tych rzadkich wybuchów. Stanowienie centrum jednego z nich to było coś zupełnie innego niż zazwyczaj.
— Dlaczego? — zadał pytanie.
— Jesteś inteligentnym człowiekiem. Powinieneś to wiedzieć. — [Reader] wreszcie spojrzała mu w oczy.
Alhaitham spróbował sobie przypomnieć ostatni raz, gdy normalnie ze sobą rozmawiali. Wydawało mu się, że było to niedawno. Jednak w miarę odtwarzania w głowie konwersacji, jakie ze sobą odbyli, zorientował się, że większość z nich odbyła się w drodze przekazywania kobiecie jej nowych obowiązków. Reszta stanowiła prozaiczne rozmowy związane z mieszkaniem w tym samym domu. A przed tym wszystkim on sam zajęty był wykonaniem planu ratowania archonki Sumeru. Tak więc powód musiał mieć miejsce gdzieś w tym okresie…
— Chodzi o Nahidę?
[Reader] wydawała się zaskoczona tym, jak nazwał boginię po imieniu. Sama nie była jeszcze przyzwyczajona do takiego jej tytułowania, choć osobiście została o to poproszona.
— To nie było w porządku, Alhaitham.
— Nie rozumiem.
Mężczyzna znał swoje możliwości. Doskonale wiedział, że wypełnił jeden z najbardziej ryzykownych planów, na jakie sporo osób nigdy by się nie zdobyło. Przemyślał wszystko i wykonał z precyzją.
Gdy jednak przychodziło do [Reader], zdawał się tracić większość swoich umiejętności. Zupełnie jakby część tego, co normalnie mógł odczytać w ludziach, była zakryta przed jego oczami. Zwykle nie stanowiło to problemu, bo większość swoich uczuć wyrażała od razu. Teraz jednak miał wrażenie, że choć wielu uważało go za pełnego mądrości, był skończonym głupcem.
— Na Siedmiu! W tym właśnie problem! Ty nigdy nie rozumiesz. I nieważne, ile razy czekam na to, żeby coś się zmieniło, zawsze jest tak samo! — głos poniósł się echem, odbijając się od białego marmuru. — Dlaczego mi nie powiedziałeś o tym wszystkim?
— Nie byłaś wymagana do powodzenia planu.
„Nie byłaś wymagana do powodzenia planu” brzmiało lepiej niż „ Nie chciałem, żebyś brała w nim udział”. Bo nie chciał. Nie w tak ryzykownym przedsięwzięciu. Wszystko mogło się rozlecieć na każdym etapie. Nieistotne było, ile razy kalkulował prawdopodobieństwo i możliwe ścieżki, którymi to mogło się potoczyć. Żadna wersja nie zadowalała go na tyle, by chciał wciągnąć ją w to wszystko.
— Mówisz, ale wcale nie masz tego na myśli. Alhaitham, którego znam, zawsze mówi to, co myśli. Bo jest szczery — dodała, wbijając palec w środek jego klatki piersiowej.
Wiedział, że czeka, aż się przyzna. Do prawdy. Jednak z jakiegoś powodu słowa nie potrafiły opuścić jego ust. Bo gdyby to naprawdę powiedział, to trochę tak, jakby jego wcześniejsze słowa były błędem. A on przecież się nie mylił.
— Nie chodzi o to, że musiałam tam być. Pewnie nawet nie byłabym zbyt przydatna. Ale zabolało mnie, że nie chciałeś podzielić się ze mną całym tym sekretem. Ufam ci w tak wielu sprawach, ale ty nie mogłeś mi powiedzieć, że podejmujesz się najbardziej niebezpiecznego zadania w życiu? Wystarczyłoby cokolwiek. Choćby jedno zdanie. Bez szczegółów. — Zacisnęła usta. — Co, gdyby ci się nie udało? Usłyszałabym o tym dopiero, jak wsadziliby cię do więzienia? Kiedy Azar ogłosiłby, że nie żyjesz, bo postradałeś zmysły?
Alhaitham stał na samym środku sali. Nie przypominał sobie wielu razów w swoim życiu, gdy naprawdę czuł się winny. Pewnie jeszcze w dzieciństwie, gdy z rzadka zdarzało mu się napytać biedy swojej babci. Teraz jednak wewnątrz niego zakiełkowało to nieprzyjemne uczucie. Kąsające gdzieś w okolicy serca.
— A potem wyskoczyłeś z tą nominacją na Wielkiego Mędrca jak gdyby nigdy nic… — kontynuowała [Reader].
— Mogłaś odmówić... — zaczął.
— Kto odmawia bogini Sumeru? Bądź poważny. Poza tym to ty mnie poprosiłeś. A ja nigdy nie potrafiłam ci odmówić. — Oczy kobiety pobiegły w kierunku otwartego okna, skąd słychać było śpiew Ptaków Zmierzchu. Nad miastem zapadała noc.
Nastała cisza. Przeraźliwie długa.
— Przepraszam.
Alhaitham żałował, że jego srebrna grzywka nie zakrywała w tej chwili obu źrenic. Być może wtedy nie musiałby oglądać zawodu w oczach [Reader].
— Nie masz mi niczego więcej do powiedzenia?
Mężczyzna spojrzał na kieszeń, w której schowany był wybierany przez całe popołudnie prezent. Mieniący się zieloną barwą pierścionek migotał ostrzegawczo w ciemności. Nie tak miało się to wszystko potoczyć. Chciał pogratulować [Reader], zostawić go tu i wyjść. I wtedy być może byłby krok bliżej. Do wypowiedzenia słów, które od jakiegoś czasu kołatały w jego głowie. Teraz jednak zdawało mu się, że odległość, która ich dzieliła, dramatycznie się zwiększyła. Jakby zamiast niewielkiej wyrwy dzieliła ich przepaść, której do niedawna tu nie było.
— Przepraszam — z tym słowem na ustach odszedł.
***
— Skończę jako biedak na ulicy — stwierdził Kaveh.
Jego wyobraźnia działała już na najwyższych obrotach. W głowie tworzył sceny, w których wychodzi za próg jedynie z Mehrakiem pod ręką i kilkoma rzeczami, które uda mu się zabrać.
Widział te pogardliwe spojrzenia ludzi z Akademiyi. Tych samych, dla których stanowił największego rywala w Kshahrewarze. A także zawiedzione, tych, których urzekł swoim magnum opus. O słynnym pałacu Alcazarzaray opowiadano przecież w całym Sumeru i poza nim.
— Wcale tak nie będzie. Wiem, że zalegasz z czynszem, ale Alhaitham nie wyrzuci cię na bruk.
[Reader] dobrze wiedziała, że ta dwójka żyła ze sobą jak pies z kotem. Byli zupełnymi przeciwieństwami. Jednak pomimo ich częstych kłótni koniec końców zawsze jakimś cudem udawało im się znaleźć nić porozumienia. I choć ta nitka często była cienka i wątła, przynajmniej istniała.
Jej przyjaciel z dziecięcych lat nigdy nie zrobiłby czegoś takiego. A przynajmniej mocno chciała w to wierzyć.
— Jeśli będzie trzeba, to pożyczę ci pieniądze albo znajdę mieszkanie — kontynuowała kobieta.
Pozycja Wielkiego Mędrca nie powinna być używana do takich celów, ale czuła, że bogini Sumeru nie pogniewałaby się o to. Szczególnie, że sama czasem wspomniała o tym, jak ceni architekta. Gdyby dowiedziała się, że mógłby zostać bezdomny, na pewno by mu pomogła.
— Nie zgadzam się! — Kaveh położył głowę na biurku, jakby chciał się odciąć od całej rozmowy.
— Dlaczego nie? — spytała zaskoczona [Reader].
— Nie… bo nie — zakończył niemrawo.
Prawda był taka, że w Kavehu była duma. Duma, stara przyjaciółka, którą trudno było mu uciszyć. Czy to gdy oznajmiał na swoim roku, że zostanie najlepszym studentem, czy gdy ogłaszał, że zbuduje pałac, który zadziwi Teyvat. Ta sama przyjaciółka gryzła go teraz. Bo na samą myśl, że [Reader] wie o jego problemach, czuł się źle. Jednak bardziej bolała go wizja, że to ona miałaby mu dać pożyczkę na wykaraskanie się z tych tarapatów. Nie tak powinno być. Nie chciał, by tak to wyglądało.
— Jak mam ci pomóc, skoro sam tego nie chcesz? — Kobieta potarła skronie.
— Nie potrzebuję pomocy…
[Reader] spojrzała na porozrzucane po biurku szkice. Kubki z niedopitymi resztkami kawy stały na niektórych, tworząc brązowe kółka niczym stemple pieczętujące noce pracy spędzone na tworzeniu. Znała już ten stan. Zapracowanie nie było niczym nowym u genialnego architekta. Teraz jednak było gorzej niż zazwyczaj.
W pokoju panował zaduch. Na półkach zdążyło się już zebrać trochę kurzu, którego drobinki tańczyły teraz w blasku wschodzącego słońca. Pościel wyglądała na prawie nietkniętą. Zapewne nie była w ostatnich dniach zbyt często używana.
— Wcale nie potrzebujesz. Najlepiej dalej rujnuj swoje zdrowie. Znowu to robisz, Kaveh! — [Reader] pokręciła głową z niedowierzaniem.
— Ach tak! Najlepiej się mnie czepić. Obydwoje jesteście w tym z Alhaithamem najlepsi! — Blondyn poderwał się gwałtownie z krzesła.
Być może był trochę nakręcony. Brak snu i kawa dawały o sobie znać. Jednak prawdą było, że ta dwójka zawsze była tuż obok, by dawać mu reprymendy. Choć, jak później stwierdził, być może było tak z powodu tego, że nikt inny nie wytrzymywał w jego towarzystwie tak długo.
— Jeśli nie potrzeba ci pomocy, to znaczy, że przesadnie dramatyzujesz…
Te słowa zadziałały na niego jak płachta na byka. Wiedział, że nie zostały wypowiedziane z żadnym konkretnym nastawieniem. Był to jednak ulubiony przytyk, którego używał Alhaitham i to przypomniało mu o tym, jak długo się z [Reader] znają.
— Taki mam charakter. Jak ci się nie podoba, to nie musimy rozmawiać!
Rzucone zdanie w sekundzie zawisło wśród ciszy panującej w pokoju. Kaveh wiedział, że bywa porywczy. Rzadko tego żałował. Był to jednak ten moment, gdy naprawdę chciał cofnąć czas. O tę drobną chwilę, która zdawała się zaważyć na cierpliwości [Reader].
— Masz rację. Nie musimy — stwierdziła, łapiąc za klamkę. — Chciałabym, żebyś mi po prostu zaufał, kiedy mówię, że wszystko będzie dobrze — to mówiąc, trzasnęła drzwiami.
Kaveh przeczesał dłonią włosy. Jakby miało mu to w jakikolwiek sposób pomóc. Zamknął na moment oczy, jednak w jego umyśle ukazały się jedynie rysy [Reader]. Jej oskarżycielskie, ale i smutne spojrzenie. Chciała dobrze. Martwiła się o jego stan zdrowia. A był on daleki od ideału. Przynajmniej w ostatnich dniach. Czemu tak trudno było mu przyznać, że ma rację?
Mężczyzna przyłożył rękę do klatki piersiowej. Poczuł szybko bijące serce i zaśmiał się serdecznie. Kiepski był z niego miłośnik sztuki, jeśli nie potrafił rozpoznać najbardziej powszechnego w niej motywu. A przynajmniej nie u siebie.
Pokręcił głową i porwał pierwszą z brzegu kartkę pełną szkiców. Spędził nad nią ostatnie kilka dni, ale w tej chwili nie miało to większego znaczenia. Dopadł do drzwi, modląc się do Bogini Mądrości, by mu się udało.
— [Reader]! [Reader], zaczekaj! — zawołał, dysząc ciężko.
Nigdy nie miał dobrej kondycji. Na szczęście ulica nie była jeszcze zatłoczona. Większość kupców dopiero przyjeżdżała ze swoimi towarami, by móc je później rozłożyć.
Kobieta odwróciła się z wymalowanym na twarzy zdziwieniem.
— Myślałam, że już nie rozmawiamy — skwitowała z przekąsem, gdy Kaveh łapał oddech.
— Przepraszam. Nie chciałem przyjąć twojej pomocy, bo… — Tu nastąpiła chwila ciszy. — Bo… Na Siedmiu! Czemu to musi być takie trudne, kiedy ja sam muszę to powiedzieć?!
Było to zdecydowanie niecodzienne zachowanie. Bowiem odkąd [Reader] spotkała blondyna po raz pierwszy, jeszcze nie widziała, by zaniemówił.
— Bo było mi wstyd przyjmować pomoc od kogoś w kim jestem zabójczo zakochany! — Z tymi słowami padł na kolana i sięgnął ręką do kieszeni.
Kilka osób na ulicy obejrzało się z zaciekawieniem, a dwóch kupców nawet zagwizdało, dopingując mężczyźnie.
— Kaveh… co ty… nie wygłupiaj się. — Kobieta spanikowana próbowała go postawić do pionu. — Chyba nie będziesz mi się tu oświadczał?!
Wszystko działo się z zabójczą prędkością. Kilka minut temu wciąż jeszcze byli pokłóceni. Zdecydowanie nie spodziewała się tego, gdy rano wstała z łóżka.
— To nie są oświadczyny. Jeszcze. Bo nie mówię, że nigdy... Tylko, że nie teraz — dodał, odzyskując swój dawny rezon. — To mój prezent dla ciebie. Z obietnicą poprawy i prośbą o to, byś została moją ukochaną muzą.
Pierścionek, który wyciągnął z kieszeni spodni, złożony był z papieru. Tego samego, który, jak [Reader] rozpoznała, niedawno jeszcze leżał na biurku. Jakim cudem na to wpadł? Nie miała pojęcia. Musiała jednak przyznać, że było to urocze.
— No już dobrze, dobrze. Tylko błagam cię, wstań. Ludzie dookoła nas chyba myślą, że właśnie zostaliśmy narzeczonymi… — to mówiąc, wskazała dyskretnie na dwóch klaszczących mężczyzn, do których dołączała właśnie grupka tancerek i przypadkowy przechodzień.
— Mnie to nie przeszka… AŁA! Dobra, nic nie mówię! — Podniósł ręce w geście poddania.
***
— Zaraz cię odprowadzę — oznajmił Kaveh, wychodząc z domu.
[Reader] zamknęła czytany przez siebie romans i odłożyła go na stolik. Dopiła resztkę kawy, zbierając się, by wyjść do pracy. Pożegnała się ze skrybą, zmierzając w dół ulicy.
Alhaitham patrzył na odchodzącą parę, wciąż próbując się przekonać, że musi dokończy�� czytanie książki. Po chwili jednak zrezygnowany odłożył lekturę. Tuż obok tej, którą wcześniej czytała [Reader].
Czasem nachodziły go myśli. Co by było, gdyby to on teraz stał na miejscu architekta? Potem jednak stwierdzał, że to nigdy by się nie udało. Choć nie przyznałby tego na głos, Kaveh był w czymś od niego lepszy. W byciu mówcą. Potrafił wyrażać w słowach to, co kryło się w jego głowie. Nieważne, ilu tytułów o retoryce Alhaitham by nie przeczytał, nie potrafił wcielić ich konceptów w życiu. Logos, ethos i pathos nie stały po jego stronie…
6 notes
·
View notes
Text
27.102023
Wczoraj w końcu udało mi się zalogować do właściwego miejsca w którym wykładowcy zostawili materiały naukowe. W tym zadania! :)
JARAM SIĘ! Mam kreatywne zadania do wykonania na zaliczenie. :)
Nawet mam kilka pomysłów jak to przedstawić, by było zgodne z tematem zajęć. No kurcze, jestem bardzo kreatywnie pobudzona. :) Mam z tego fun. Dawno nic tak bardzo mnie nie... hymmm... nie wiem jak to opisać. Czuję zarazem, że jestem głodna wiedzy, że chcę wiedzieć więcej, zrozumieć zagadnienie u podstaw, a zarazem, że chcę TWORZYĆ wykorzystując tą wiedzę, że czuję jakieś takie wewnętrzne wyzwanie, jakąś ambicję, wewnętrzną siłę i radość z tego, że chcę się w danym temacie sprawdzić. :)
W efekcie tego trudnego do opisania uczucia do późna siedziałam przy kompie robiąc wstępny szkic. A przed snem, w łóżku, czytałam znalezione w ramach mojego abonamentu na Empiku książki, które troszeczkę inaczej podchodziły do tych zagadnień, które wcześniej już spisywałam na komputerze - dziś będę uzupełniać swój projekt o te informacje. Wiem, że mam tendencję do nadmiaru (słów, myśli, wątków), więc będę próbowała maksymalnie ociosać tekst, aby pozostawić samą esencję i pozwolić właśnie wizualnym symbolom zadziałać. JARAM SIĘ! Jeszcze pozostaje kwestia kolorystyki! Bo w pierwszym momencie chciałam stworzyć coś na kształt tych książeczek dla niemowląt - to czarne kształty (i tekst) na białym tle, to białe kształty (i litery) na czarnym tle. Ale im bardziej zgłębiam temat tego, czego od nas oczekuje prowadzącą tym bardziej oczywiste dla mnie staje się, że muszę użyć koloru. Ale jeżeli już muszę o ten aspekt zmodyfikować swój pomysł, to chcę, aby to była konkretna, kompatybina paleta - i tego jeszcze będę szukać, bo nie wiem co mi lepiej zagra z tematyką pracy. I straaaasznie to jest fajne :D. Cieszę się TAK BARDZO!
ALE...
Dziś rano wstałam czując dziwne dreszcze...
I coś w oku, takiego kłującego. Już w zeszłym tygodniu na wykładach czułam, że oko, blisko ujścia kanału łzowego mnie kłuje, uwiera. I szlag mnie trafiał, bo nie mogłam się podrapać (bo rozmazałabym makijaż) :P. No. To tego. Mój facet poproszony o ocenę co z tym okiem spojrzał na mnie. Minę miał nietęgą. Cały się napiął, a usta zacisnął w cienką kreskę. I mówi "wyglądasz, jakbym ciebie pobił". No i tym sposobem mam rozwiązany dylemat: mam przebranie na halloween. Jęczmień na powiece zadecydował. Ech.
Czuję się jak przednówku choroby i muszę coś z tym zrobić!
Więc dziś dzień leczonka!
12 notes
·
View notes