#potrzebuję tego na wczoraj
Explore tagged Tumblr posts
Text
Zofia Adamczewska x Rozalia Bloody Mary fancam when?
#potrzebuję tego na wczoraj#ale nie umiem w nowoczesne aplikacje#więc manifestuję#a nuż ktoś się zainspiruje#1670#zofia adamczewska#zofia x rozalia
6 notes
·
View notes
Text
niedziela 01.09
۶ৎ podsumowanie dnia
zjedzone — 1100 kcal
z nowym wystrojem bloga wiąże się także nowy styl prowadzenia podsumowań i szczerze, ten podoba mi się chyba najbardziej ze wszystkich dotychczasowych.
rano walczyłam o własne życie w toalecie mając nadzieję że robiony dzień wcześniej prawie 20 minutowy masaż brzucha coś pomoże, no nie zagłębiając się w szczegóły coś tam podziałał, ale dupy nie urwało (dosłownie). zjadłam na śniadanie owsiankę, potem prawie od razu wzięłam dziennik i zrobiłam to co planowałam wczoraj — tracker nawyków na nowy miesiąc. nie pokażę bo ręka mi umknęła jak pogrubiałam linie w tabelce długopisem, ale to była moja inspiracja.
myślałam dzisiaj prawie cały dzień o szkole. nie idę na rozpoczęcie roku, także jutro jeszcze dzień spokoju, który zresztą zamierzam spędzić na wprowadzaniu się w jesienny nastrój nauki i produktywności, pozmieniam tapety na każdym urządzeniu na spadające liście mając głęboko gdzieś że jeszcze prawie miesiąc lata przed nami. jeszcze trochę sprzątałam, bo okazało się, że jest jeszcze kilka rzeczy do zrobienia w moim pokoju. teraz jest tak czysto jak w szpitalu, idealnie. w każdej szafce porządek, nawet stos książek na podłodze ustawiony jest od tej z najciemniejszą okładką do tej z najjaśniejszą (dobra, to akurat nie ja, taką zabawę wynalazła sobie moja 11 letnia kuzynka). do tych, co wciąż się uczą — dostaliście już plany lekcji? ja jestem ogromnie ciekawa jak bardzo zjebany będzie w tym roku, jak będę zaczynać codziennie o 10 z jednym autobusem o 7 rano to kończę swoją edukację 🤡 potrzebuję wiedzieć już teraz i przygotować się mentalnie. jest jeszcze taka kwestia że chciałabym popodpisywać zeszyty, a najczęściej używam jednego do kilku przedmiotów, selekcjonuję to na takiej zasadzie, że jeżeli mam fizykę i historie tego samego dnia to będę używała tylko jednego zeszytu. szkoda mi zdrowia pleców, z podręczników też kupiłam absolutne minimum choć tutaj to chodziło bardziej o zdrowie portfela.
oglądam na raty 3 godzinne streszczenie lalki u mietczyńskiego i okazało się że czytając przegapiłam w chuj informacji xD dobrze ze ten człowiek istnieje. byłam na dłuższym spacerze z psem ale dosłownie pękła mi smycz?? i mama dała mi na zastępstwo jakąś zrobioną z łańcucha, czułam się jakbym prowadziła ze sobą groźną bestię a nie okrągłą, absolutnie uroczą pindę która boi się własnego cienia. pisząc podsumowanie jem kanapki z ogórkami z pierwszego otworzonego słoika w tym roku ❣️ robiłam już ranking ogórków ale przypomnę
1. korniszone
2. kiszone
3. małosolne
lubię chleb ogólnie
#chce byc idealna#chude jest piękne#chudosc#odchudzanie#nie chce jesc#podsumowamie#kartka z pamietnika
34 notes
·
View notes
Text
SW: 68kg
22.10.24: [56.2] 669kcal
23.10.24: 1360kcal
24.10.24: 868kcal
25.10.24: 938kcal
26.10.24: 1176kcal
27.10.24: 1368kcal
28.10.24: [55.4] 510kcal
UGW: 49kg
wczoraj było równe 55kg, dzisiaj jest 55.4kg, dlaczego mnie to nie dziwi? zjadłam bardzo słony obiad + wzięłam leki nasenne, może to miało wpływ na zatrzymanie wody w organizmie. ueh. irytujące.
dzisiaj na śniadanie zjadłam pudding, kawę i trochę czekolady, na lunch owoc kaki i colę zero, na obiad planuję zjeść omlet lub wędzonego kurczaka. jeszcze nie wiem.
jutro przeprowadzamy się do nowego mieszkania. stresuje mnie to, nienawidzę zmieniać miejsc i poznawać nowych ludzi. najchętniej całe życie spędziłabym schowana pod kocem, z nosem w książce. życie nie jest ekscytujące. jest rozczarowujące i żałosne. kiedyś, naczytawszy się fikcji, miałam wielkie oczekiwania względem życia. ale czas zweryfikował te fantazje; życie nie jest bajkową przygodą, jest nudne i żenujące. nienawidzę ludzi, są tacy przewidywalni. rozmawiając z nimi, zawsze wędruję wzrokiem po pokoju w poszukiwaniu ucieczki. przebywanie wśród nich jest niekomfortowe, potrzebuję do tego alkoholu lub xanaxu, inaczej mam ochotę uderzyć ich pięścią między oczy.
najchętniej przyspieszyłabym życie do momentu śmierci. nowe mieszkanie, rocznica, święta, wesele, urodziny - co jest w tym ekscytującego? jedyna rzecz, która mnie ekscytuje, to nowa książka i czas spędzony w dobrym towarzystwie, czyli samemu. nie rozumiem dlaczego ludzie wokół mnie tak bardzo wszystkim się ekscytują. dlaczego pieką ciasto marchewkowe na święta, dlaczego uczęszczają na przyjęcia, dlaczego chcą pracować i osiągać sukcesy akademickie, dlaczego? kiedy ja to robię, chce mi się rzygać. jestem szczęśliwa tylko w ukryciu, daleko od świata, otoczona fikcją i niewydarzeniem. ale nawet tutaj sięga mnie ta trucizna zachodniego społeczeństwa, w którym trzeba aktywnie brać we wszystkim udział. chce mi się od tego WYĆ.
jakie to wszystko niepotrzebne.
__________
(ostatecznie zjadłam pieczone ziemniaki)
#blogi motylkowe#chce byc lekka jak motylek#chudniemy#gruba szmata#bede motylkiem#chce widziec swoje kosci#motylki any#nie chce być gruba#nie chce jesc#aż do kości
25 notes
·
View notes
Text
Motylki,gąsieniczki po co my tutaj tak naprawdę jesteśmy ?
Mam wrażenie,że co niektórzy są tu zdecydowanie dla atencji.
Co niektórych tak naprawdę nie wiedzą co to znaczy być motylkiem.
Chyba nie każdy wie z czym to się "je".
Ja tak naprawdę poznałam całe to miejsce gdy byłam już na skraju załamania nerwowego,gdy pewna osoba (moja niby przyjaciółka tak mi się bynajmniej wtedy wydawało ) chciała mnie zrujnować psychicznie i prawie jej się to udało. Doprowadziła mnie do takiego stopnia ,że uwierzyłam jej jak beznadziejna,okropna osoba jestem. Zaczęłam czuć do siebie tylko i wyłącznie nienawiść i tak naprawdę sama nie wiem dlaczego. Myślałam że niezależnie co zrobię to i tak czynię źle.
Kiedyś byłam zwykłą nastolatką. Nie myślałam nad tym jak wyglądam,czy jestem ładna,gruba czy czegoś mi brak.
Niestety czasami w życiu trafiamy na nie odpowiednie osoby i albo potrafimy sobie z tym poradzić albo idziemy na dno.
Ja byłam już w takim stanie,że chciałam odejść.
Czułam ,że nie pasuje do tego świata,że każdy będzie zadowolony gdy mnie po prostu nie będzie.
Ale poznałam to miejsce i wszystko się zmieniło. Czy na lepsze? Czy na gorsze ?
Zdecydowanie na lepsze.
Trumblr jest dla mnie a przynajmniej na początku był dla mnie taka "mała odskocznia" od codzienności. Teraz to zupełnie mnie pochłania w całości. Jednak czy mogę nazwać się motylkiem?
NIE! NIE! NIE!
Pragnę nim być ale wiem ,że przede mną jestem długa,wywoista droga. Wiele wyrzeczeń,napewno też potknięć. Ale wiem dlaczego tu jestem. Jestem tutaj przede wszystkim dla samej siebie,dla tego by w końcu poczuć się piękną dla samej siebie.
Nie potrzebuję atencji innych,czy jakiego kolwiek zainteresowania moja osobą to nic nie zmieni. Chce sama widzieć,że potrafię,że jestem coś warta!!!!
Jeśli myślisz , że nie dasz rady,że się nie nadajesz to wybacz ale będę surowa!
WYNOŚ SIE!
To miejsce nie jest dla mieczaków! Trzeba mieć jaja nie zależnie od wszystkiego! Nikt nie wykona za nas roboty ,to MY musimy się ogarnąć a nie wiecznie szukać wymówek.
Dlatego od dziś biorę się w garść! Skończyło się słuchanie po raz setny innych,dostosowywanie się do innych by im było lepiej. Może to samolubne ale niestety życie nie zawsze jest piękne i kolorowe.
Dlaczego to zawsze ja muszę się na wszystko godzić,być tą potulna,miłą?
Mnie się nikt nie pyta jak ja się czuję tylko jadą po mnie jak po " szm*cie..."
Mam dość chowania głowy w piasek bo wiem,że niezależnie od wszystkiego nikt za mnie nie przeżyje tego zjebanego życia.
Szczerze ???... Nie cierpię go,zwykła codzienność doprowadza mnie do załamania nerwowego. Może mam coś nie po kolei z głową,bo przecież dlaczego jest mi tak źle ? .
Ostatnio tzn wczoraj 🤣🤣 mój partner mówi do mnie że jestem aspołeczna,że nie lubię ludzi,że jestem wredna,podła itd że myślę tylko o sobie. Q ja takie serio? Myślę tylko o sobie ?
Z jednej strony to w CH*j przykre gdy dajemy z siebie wszystko by ta druga osoba miała wszystko a my tak naprawdę mamy swoje dobro w dupie. To tak naprawdę ta druga osoba nie docenia w żaden sposób ciebie.
Skoro i tak każdy uważa że jestem taka czy owaka to to co za różnica czy naprawdę będę egoistką,wredna czy samolubna. Nawet nie zauważa różnicy a może dojdą do wniosku że nie warto cokolwiek robić w moim kierunku...
Moim zdaniem życie jest paskudne. Nie wiem po co się rodziny,po co żyjemy. Dla mnie to nie ma sensu..rodzimy się by później przez większość swojego życia charować a później i tak narzekamy na wszystko. No okej może nie wszyscy ale bądźmy szczerzy sami przed sobą czy podoba się nam swoje życie ? Czy jesteśmy z niego w 100% zadowoleni?
Każdy niby jest kowalem swojego losu ale nie oszukujemy się nie każdy gdy się rodzi ma zajebisty wstęp do czego kolwiek. Niektórzy gdy tylko się urodzą już mają pod górkę.
Mnie np,rodzice nie chcieli,byłam dla nich problemem,którego należało się pozbyć. Zwykłym śmieciem,który trzeba "wynieść" do kosza.
Motylki walczmy,walczmy nie dla innych by coś im udowodnić ale dla siebie samych! Inni jedynie mogą popatrzeć,bo tak naprawdę na każdym kroku będziemy oceniani albo pozytywnie albo negatywnie. Ale to co zrobimy to już nasza sprawa. Nikt nie przeżyje za nas życia. .
Ja już mam dość wiecznego podporządkowywania się innych i udawania że wszystko jest okej! Dlaczego ja ??? .wierzyłam że i nie chcą dla mnie lepiej,chcą mi pomóc ale czy pomogli? Nie! Przez nich przez najbliższych właśnie czuję się jeszcze gorzej!
Moje życie,moja micha. Inni niech się pie*dolą skoro coś im się nie podoba!
A uwierzcie mi ZAWSZE znajdzie się ktoś komu coś będzie nie pasowało!!!
#brak chęci do życia#życie#życiowe#gruba swinia#chce schudnac#chce byc lekka jak motylek#motylek any#az do kosci#nie chce być gruba#odchudzanie#gruba szmata#samotna#motylki any#blogi motylkowe#pragnę śmierci#aż do śmierci#śmierć#moje przemyślenia#mam depresje#zaburzenia odzywiania#haos
42 notes
·
View notes
Text
Jak przebaczyć pamiętając?
Żeby Was chuj nie strzelił. Jestem gotowy na opowieść. Posłuchajcie:
Miniony tydzień strasznie mnie przeczołgał. Sześć poniedziałków w tygodniu to zdecydowanie za dużo jak na jedną duszę. Ogrom wszelkiego rodzaju chujni, przeciwności i patologii jest nie do opisania.
//
W pracy jak to w pracy. Nie ma współpracy, nie ma efektów. No, poza efektem rozpierdolu. - Jak już zjechał ten towar z Łeby... Kurwa. 21 telefon, że kłódki do bramy nie umieją znaleźć. Zdjęcia z kółeczkiem zamka bez kłódki mi wysyłają. Dziecinada. Dzwonią do Kierowniczki, ona do mnie, ja do nich. Niczym psa za łeb, pokazując mu gdzie nasrał. O! Kłódka się znalazła! Przychodzę rano. Tak zawieszona, że nawet jakby jej nie było to żadna różnica. Skrzynki pod bramą, na środku placu, na paletach. Nieposegregowane puste butelki za sklepem. Piwo na wejściu. Chyba dawno nam nikt nic nie zajebał. Na magazynie wjebane wszystko na odpierdol. - Wczoraj kończyłem ten towar. Został tylko nadmiar wódy, chipsy w workach i to co nie wchodzi. Jeszcze zostałem dłużej, bo SWS zwiózł lody i trzeba było na szybko je zliczyć i zabezpieczyć.
//
Zabijcie mnie! Nie wytrzymam! Nie zniosę już tego!!! Olka czeka na SWS żeby odebrać dokumenty. Ja czekam na te lody. A Manekin się wymądrza, że jak SWS mówi, że przyjedzie to nie przyjeżdża. Trzy razy mówili��my, że sam dzwonił, że będzie no i że z lodami w bagaju jeździł po świecie nie będzie. Po godzinie zrozumiała. - To jak to stare próchno się we wszystko wpierdala doprowadza mnie do obłędu. Stoi przy mnie, pytam ją o serki wiejskie. Ona nie wie. Serki oczywiście nieopisane. Na następny dzień pytam Kierowniczki. Przecież Tatjana wie, bo ściągały je razem. O biedny Manekin! [No tak, no tak! Ale skąd ona wiedziała, że ja o nie akurat pytam? Przecież jej trzeba pokazać. Gdzieś tam upadłem i zginąłem w ciemności.
//
Olka odeszła bez pożegnania. Wyszła i chuj. TFU! Tyle warta jest troska, zaangażowanie i współpraca. Niech spierdala. Mam nadzieję, że ktoś jej tak samo zrobi. Posyłam ją do Piekła.
youtube
//
Po zebraniu wiejskim nie mogę dojść do siebie. Cały płonę gniewem i nienawiścią. O dziwo wcale nie do KGW a do sołtyski i społeczności MST. - Ta dwulicowa kurwa, sołtyska, zdradziła nas i poparła swoich przeciwników. Przyszła do nas, do swojej kliki, i nas wystawiła. Nigdy jej tego nie zapomnę. I chociaż wiem, że jej przeciwnik w wyborach zrobi nam gorzej, mam ochotę iść na wybory i zagłosować na niego żeby ona to tylko widziała. - Nie zapomnę też jak mnie wyśmiała i zlekceważyła mój wniosek. Wiecie co? Poco nam śmietniki w MST? Przecież to nasi mieszkańcy śmiecą. Sami sobie, więc to nasz problem. I tak nie będzie komu tego wywozić. Co to jest, kurwa, za filozofia?! Przecież jest jasne, że jak nie będzie okazji żeby wywalić do śmietnika to wypierdolą na ziemię. Nikt nie będzie niósł ze sobą śmiecia 500m. Kupi, wypije/zje i wyjebie. - Przysięgam, że poprzednie sprzątanie było moim ostatnim. Odpowiem tej kurwie sołtysce jej słowami - ja nie nabrudziłem, nabrudzili nasi mieszkańcy, niech sami przyjdą sprzątać. Będę jej piaskiem w oczach, drzazgą w zgięciu, Judaszem w wieczerniku.
//
Ja nie zapominam. Czasami, przez przypadek i słabość serca, zdarzy mi się wybaczać. Tym razem czuję, że płonę. Boję się żebym tylko się nie spalił. Żebym nie ukierunkował bezmyślnie tego gniewu. Tego, którego nie potrafię się pozbyć. Mam ochotę tym wszystkim zdradzieckim szmatom z całego tygodnia zafundować piekło na ziemi.
//
Ukojenia szukam w Sztuce
youtube
//
Ogłoszenia poboczne:
Ma ktoś Samsunga S24 Ultra? Potrzebuję niezależnej opinii użytkownika.
8 notes
·
View notes
Text
Piątek
Rano znowu wydawało mi się, jakby Mu stał, ale w sumie mógł wtedy jeszcze spać. Ja po prostu jestem przeczulona.
Obudził się zdecydowanie za wcześnie. Dopóki nie wstał, a przecież mieliśmy czas, więc mogliśmy go wykorzystać produktywnie, leżałam sobie z zamkniętymi oczami i próbowałam się przytulać.
Jak tylko się zebrał to wstałam szybko przygotować psom jedzenie i chciałam jeszcze wstrzyknąć sobie ten żel. Przez okres i później to badanie, po którym jakoś się bałam, nie stosowałam go ponad tydzień. Powinnam to zrobić wieczorem, ale miałam jakąś obawę, że strzykawka nie jest dobrze umyta.
Ja wiem, że generalnie faceci są trudni, ale wyobraźcie sobie, że jak Mu powiedziałam, że jak jestem zmęczona i potrzebuję iść spać to może sobie włączyć coś innego, co mnie nie interesuje zareagował:
Oooo, wystarczyło to powiedzieć wczoraj.
Ja pierdolę, naprawdę to było takie nieoczywiste i trudne do wymyślenia?
Zjadłam 2 jajka na miękko i to przed 12, także jest progres. Miałam ochotę na jajecznicę, ale Jemu też się zachciało, więc na Jego porę śniadaniową nie zdążyłabym zrobić.
On wyszedł około 11, a wcześniej pracował. Nie porozmawialiśmy, ale było spokojnie. A może właśnie 'dlatego'. Znalazłam w necie informację o tym, że da się kupić specjalny test na HPV i pobrać próbkę w domu, a następnie wysłać do badania - zarówno w przypadku kobiet jak i mężczyzn. Uznałam, że to jest dobry pomysł namówić go na takie badanie, bo może uspokoiłoby to Go pod względem, że wirusa też ma, nie wiadomo kto kogo zaraził i Nasza bliskość już Mu w żaden sposób nie zaszkodzi. A ma silny organizm, więc nic Mu nie będzie. Powinniśmy się wspierać w tej sytuacji, a nie oddalać. Zastanawiam się tylko czy czekać, aż sam zacznie tą obiecaną rozmowę i podnosić to dopiero, gdy potwierdzi chęć 'dystansowania się', czy samej znów próbować podjąć temat.
Kiedyś przygotowałam sobie w notatkach dokładny tekst na temat tego, co chcę powiedzieć i to było dobre, bo nie wtrącałam wtedy za dużo niepotrzebnych słów. Dzisiaj więc zrobiłam tak samo, ale żeby poruszyć ten temat musi być jakiś spokojny czas. Na pewno nie dzisiaj. Zobaczymy czy coś zaczepi.
Dzień w dużej mierze minął mi na pisaniu rozmowy i pracy. Udało mi się też wreszcie wyprasować koszulki. On zadzwonił koło 15 i mieli być za jakieś maksymalnie 2h. Oczywiście przedłużało się, więc wyszłam coś załatwić i na szybko do sklepu. Akurat zadzwonił, że „za 5min będą” i żebym wyszła to pojedzie ze mną na zakupy. Stwierdził że zmarnowałam okazję na przejażdżkę nowym autem, ale w sumie dopiero byłam w drodze, więc cofnęłam się do domu i jednak pojechaliśmy razem.
Nie obyło się oczywiście bez spięć, ale udało się. Nie chciał stać w kolejce za mięsem, więc jeździliśmy po mieście za innym sklepem - po kiełbasę. Oczywiście, że zeszło dłużej, niż stalibyśmy w tej kolejce. Whatever.
Poinformował mnie też, że uznał, że jednak nie będzie pił rok. Nie chce Mu się liczyć dni, więc będzie liczył miesiące. Cóż, fajnie, dobrze dla Niego. Dla mnie z resztą też, bo jeśli chcę o siebie dbać to trudno by mi było nie pić jak On by pił. Szkoda tylko, że Nasz seks miał sens tylko jak pijemy i głównie wtedy (po alko) dało się porozmawiać. Więc ciężko to wszystko widzę. Trochę zaczęłam się zastanawiać, o co tu w ogóle chodzi. Bo ostatnio, sama przecież widzę i piszecie mi to Wy, kiepsko to wygląda. Ale wcześniej naprawdę był progres, było całkiem okej. Czy to była zasługa tego, że większość czasu spędzaliśmy w obecności Młodego? Czy temat tej choroby skomplikował sprawy? Może przez to, brak tej ważnej rozmowy i zbliżeń, ja po prostu znów się stresuję, inaczej do wszystkiego podchodzę i się zachowuję, więc odbija się to na Nim? Już oduczyłam się obwiniania za wszystko siebie. Jeśli tak jest to przecież On też jest współwinny, że nie daje mi tej pewności i spokoju. Ale to bardzo prawdopodobny scenariusz.
Wróciliśmy do domu i uświadomiłam sobie, że w sumie nic nie jadłam od tych jajek na śniadanie bo myślałam, że będziemy coś zamawiać, ale oni sobie jedzenie przywieźli. Usmażyłam sobie paluszki rybne.
Przygotowując sobie wcześniej tekst tej rozmowy z Nim uświadomiłam sobie, że teraz muszę przede wszystkim o siebie dbać. Pod każdym możliwym względem. A na pewno nie mogę zaniedbywać jedzenia, jeśli chcę, żeby mój organizm postawił się temu jebanemu wirusowi.
Przez miesiąc do wyników wiadomo, że wiele się nie zmieni, ale jeśli będzie decyzja, że trzeba wycinać, będę chciała jeszcze raz wszystko sprawdzić.
Coś tam się spiął jak zażartowałam, że „jakby tak grał cały mecz”, mimo że miałam na celu pochwałę, no ale rzeczywiście raczej kiepsko ubrałam to w słowa.
Obiecałam sobie, że dzisiaj nie oglądam „do bólu tylko jak coś to idę spać. Na początku drugiego odcinka zauważyłam, że ziewa, a wcześnie dzisiaj wstaliśmy, więc zapytałam, czy nie jest zmęczony. I rzeczywiście, wyłączyliśmy serial, a było jeszcze przed 23. I tak trochę to przeciągnęłam, bo już długo byłam zmęczona.
Poprosiłam Go kolejny raz, żeby potwierdził datę tych Mazury, bo naprawdę muszę zacząć to organizować. I znów powiedział, że najpierw musi dać zielone światło na wyjazd. Co ja mam Go prosić, żeby zabrać Go na urodziny w piękne miejsce w którym nigdy nie był? Znów coś się spiął, jak opisałam mu sytuację już ze 2-3tyg. temu w której prosiłam go o potwierdzenie, bo nie zdążyłabym ogarnąć prezentu. Stwierdził, że „już śpi”.
Długo nie mogliśmy zasnąć i obydwoje się wierciliśmy, więc napomknęłam jeszcze:
- Dzięki za pamięć.
- O czym?
- O obiecywanej od 3 dni rozmowie.
- Miałem dzisiaj wspaniały humor, dzwoniłem. - nieważne, ze mówiłam, ze to nie rozmowa na telefon - A potem wyleciało mi z głowy.
- Dzwoniłeś, żeby pokazać mi auto, więc na pewno byśmy wtedy na ten temat porozmawiali. Poza tym oddzwoniłam po minucie i nie odebrałeś.
Not suprised.
Bilans:
Neo (papierosy): ↔️ znów przed śniadaniem, 8
Samopoczucie: ↔️ /⬆️ zaczynam powoli odrabiać się ze wszystkim
Dbanie o siebie: ↔️ dziś nawet nie umyłam włosów, mimo że miałam to zrobić, ale wróciłam do stosowania żelu, więc się wyrównuje; uświadomiłam sobie jak ważny jest teraz ten punkt, a to duży krok;
Związek: ↔️/⬆️ szału nie ma, czekam na rozmowę, ale nic złego się nie stało, więc w sumie progres
Choroba: ↔️ czekamy na wyniki
Praca: ↔️/⬆️ nadal zaległości, ale powoli się odrabiam;
Inne obowiązki: ⬆️ nie bez spiny, ale nadrabiam
#miłość#miło(ść)#toksyczna relacja#toksyczny związek#związek#lifestyle#toksyczna miłość#kartka z pamiętnika#on po 40#ona przed 30#pamiętnik#miło(śc)#szacunek#rozmowa#choroba#hpv#wsparcie#polska#po polsku#polski blog#polski tumblr#obowiązki#stres#smutek#uczucia#emocje#wrzesień#2024#myślorysy#alkohol
16 notes
·
View notes
Text
Dobrze mi, jedynie powrót do pierdolca jaki mam w domu przyprawia mnie o irytację
19.08.2024
Akt Sprzątania aka "«doprowadzić coś do porządku»"
Sis, która uważa posprzątany dom za wartość (wiem, że niektórzy tak mają, inni uważają niesprzątanie niczego i absolutny minimalizm w kwestii posiadanych rzeczy za wartość - pewnie jest tysiące perspektyw na kwestie wartości związanych z ogólnym porządkiem) niedawno podzieliła się ze mną swoją mądrością: przed wyjazdem na wakacje TRZEBA posprzątać chatę, bo inaczej wracasz do pierdolca, jaki zostawiłaś/zostawiłeś po sobie wpadasz od razu w to, od czego ledwo odpoczełaś/odpoczołeś na wakacjach. Mądre. Nie do zastosowania z moim grafikiem. Teraz cierpię. Chciałabym, aby niebawem było mnie stać na najęcie kogoś, kto potrafi efektywnie sprzątać - teraz, po diagnozie ADHD już sobie nie wyrzucam (tj. okazyjnie wciąż), że sprzątanie zajmuje mi tak dużo czasu, bo wiem, że za dużo ogarniam jednocześnie i tego po prostu nie da rady zrobić inaczej. Nie z tym mózgiem. :P Trudno.
Dla mnie sprzątanie już zawsze będzie hiper-pedantyczną wyprawą z pierścieniem przez Śródziemie. I to wyprawa o metodyce, która wprawia w zdumienie zwykle każdego postronnego obserwatora (np: jak myłam kuchnię to chociaż zaczęłam od umycia blatów, frontów, kuchenki i lodówki, wzięłam się do szorowania ścian, aby od odzyskać pierwotną biel - odzyskałam, ale zachwytu to nie wywołało, jedynie zdumienie "po co to robisz? Myślisz, że ktoś oprócz ciebie to w ogóle zauważał?". No i ręce opadły, bo w mojej głowie tak, owszem, zauważałby, w końcu miałam gruntownie umyć kuchnię! Więc wywalam wszystko z szuflad, szafek i porządkuję! Ściany i kafle też myję! A potem właściciel mieszkania przychodzi i buczy, że "kuchnia w jego mieszkaniu jest niesprzątana" - że co? Czuję się tym oświadczeniem urażona! Dwa dni sprzątałam i to tak, że zaliczyłam trening siłowy przy okazji! Każdą listewkę umyłam! Jak to!? A on, facet prawie 2m, pokazuje mi - przekręca z łatwością klosz lampy widzącej w centrum kuchni, faktycznie obrósł kurzem - i ja, osoba ledwie 1,5m wysokości robię wielkie oczy, bo nawet o tym nie pomyślałam, a latałam na drabinie po wszystkich ścianach by je odświeżyć... - teraz to jest śmieszne, wtedy powodowało wstyd i poczucie niesprawiedliwości... Bo było niesprawiedliwe, chociaż rozumiem, że z jego dosłownego punktu widzenia ten klosz musiał się rzucać w oczy i mocno odstawać na tle reszty pomieszczenia. Ech.
Dlatego chcę dojść do takiego poziomu przychodu w którym będę mogła nająć kogoś do sprzątania. Dla mnie to trudne, a i tak normatywni powiedzą, że źle i że brudno. A w społecznej konotacji to oznacza, że ja jestem zła (nie mój pies czy partner). Przy czym zaznaczę, że mi też bałagan przeszkadza. Dlatego bardzo staram się go nie robić. Wszystko ma swoje miejsce i na to miejsce powinno trafić. Dlatego nie ogarniam koncepcji by co tydzień sprzątać mieszkanie - raz na 2-3 mc wystarczy. Podłogi w tym czasie na bieżąco będzie myła roomba (Alfred).
Ale wczoraj wróciłam do mieszkania, które potrzebuje gruntownego porządku, z wywaleniem rzeczy z szafek, z umyciem słoików, butelek, naczyń. Do roślin, które potrzebują przesadzenia do większych doniczek, do parapetów, które zakryły opadające liście roślin... Do magazynu naprawdę jakościowych ciuchów, które zalegają w pudłach i torbach czekając na sprzedaż... Potrzebuję kupić pułki i odpowiednie pudła (transparentne) by zrobić magazyn. A to wszystko kosztuje. Ech.
Dużo pracy przede mną.
2 Dziwny komplement (?)
Siostra wczoraj (chyba wczoraj, albo przedwczoraj) zaskoczyła mnie smsem o treści "Ej, pisałam chwilę z Karen i powiem ci, że zajebiście się cieszę, że jesteś moją siostrą. Naprawdę. MLS ma za siostrę złośliwego przygłupa, a ja całe szczęście ciebie."
MLS = najlepsza przyjaciółka mojej siostry odkąd skończyły 12 rok życia, obecnie jej sąsiadka, świadkowa na ślubie, a także w trakcie studiów moja koleżanka z roku i współlokatorka.
Karen = starsza siostra MLS, a zarazem moja rówieśniczka, przez całą edukację szkolną w równoległej klasie. W dorosłym życiu nie mam pojęcia co robi. xD
Anyway. Z tego co pamiętam, jaka była Karen w szkole (a pamięć mam dobrą) to zawsze była inna niż ja. Był "cool kids" zarazem będąc zupełnie spoko osobą. Chociaż każdy ją znał - była popularna - i chociaż zdawała się dużo doroślejsza od rówieśników to nie pamiętam by komukolwiek "ucierała nosa", albo by z jakąś dziewczyną rywalizowała, ani by była złośliwa, ani by się pastwiła nad "kujonami". Przeciwnie, była spoko. Miała swoją grupkę znajomych, głównie chłopaków, wyglądała jak Avril Lavigne (ten okres to był, że każda laska chciała wyglądać i mieć vibe jak Avril) i była wyluzowana. Bezpretensjonalna, jeździła albo na hulajnodze, albo na desce. Ba! Najczęściej to o nią były zazdrosne inne dziewczyny - te popularne i "cool".
Ja z tego co pamiętam zazdrosna nie byłam, przeciwnie, podziwiałam ją. Wydawała się być odważną "główną bohaterką książek", które ja tylko czytałam. No i zawsze dla mnie była miła. I dla mojej siostry była miła. To plus.
Był czas, że siostra mi wyrzucała wściekle "dlaczego nie możesz być jak siostry moich koleżanek!?" - bo wszystkie starsze siostry jej koleżanek (przyjaźniła się tylko z młodszymi siostrami) uciekały z domu z chłopakami, bo one chodziły na imprezy na które ich rodzice nie pozwalali im chodzić, a gdy kłamstwo wychodziło na jaw - to one zbierały burę, bo one pierwsze paliły skręty, bo one za te skręty dostawały ochrzan i szlabany, bo one jeździły na festivale na których się działo... a ja nie. Siostra wyrzucała mi to wraz z MLS - rodzice MLS nie prowadzili z młodszą córką rozmów typu "nie pojedziesz", albo "daj numery telefonów do rodziców twoich koleżanek z którymi jedziesz", albo "omg, ale żadnych narkotyków" itp. MLS miała przetarte ścieżki przez starszą siostrę, więc jej rodzice co najwyżej chcieli numer do mojej mamy i nakazywali by nie robiła czegoś głupiego, i ma się słuchać starszej siostry. Moja siostra natomiast nie miała rodziców przyzwyczajonych do pijanych powrotów do domu (wtedy), ani festivali (innych niż te wokół gier video i planszowych, seansów filmowych), do zioła, do papierosów wypalanych na parapecie (nigdy mnie nie ciągnęło, przebywanie z palącą matką mocno zniechęca), do pól namiotowych bór-wie-gdzie. Nie byłam taka mając te 13-17 lat. A Karen była... Przed swoimi 18-tymi urodzinami nawet zdarzyło jej się trzy razy zaręczyć i dwa razy uciec z domu z narzeczonym (2 z 3 zaręczyn z tym samym chłopakiem).
Chociaż wtedy byłam wstrząśnięta jej odwagą i dojrzałością (bo taki zestaw cech rozumiałam jako jedyny słuszny by podjąć decyzję o zaręczynach i ucieczce z domu), to teraz, po latach, kiedy wiem co wiem, rozumiem, że to był dzieciak który wołał o pomoc. I paradoksalnie: moja mama musiała śmiertelnie zachorować, abyśmy z siostrą dosłownie poczuły to, co te dziewczynki czuły dekadę wcześniej. Ich mama - kochana osoba! - też była chora. I dziewczyny również dużo przeżyły.
Anyway - życie się potoczyło swoimi torami, wartości cenione w życiu się zmieniły i proszę: z najgorszej możliwej starszej siostry stałam całkiem znośną (nie najlepszą, bo najlepsze to starsze siostry innych koleżanek, te które mają dzieci - tj. tego sis mi nie napisała, ale z rozmów z nią pamiętam to i mocno siedzi).
Odpisałam siostrze, że to miłe. Jednak zaskakujące, że porównuje mnie do osoby tak bardzo różnej ode mnie, innej niż ja, że chyba bezsensowne jest porównanie?
A na to siostra, że przez ten jaskrawy kontrast jeszcze lepiej widzi, jak fajnie ze mną się rozmawia, jak nie muszę być złośliwa by jej odpisać, że nie chcę robić tego samego co ona, że potrafię być okay. Że no właśnie, aż się cisnęła konkluzja, bo podczas rozmowy z Karen czuła "taką przepaść".
Ech.
No nie wiem... pisze o tym bo nie pamiętam kiedy moja siostra dała mi feedback, że jestem okay w roli siostry. Całe życie ciśnie po mnie, że jestem "beznadziejną starszą siostrą" jak na jej potrzeby, że zawodzę ją... a tu nagle coś miłego? Zaskakujące... Warto zapamiętać. Jednak czuję, że to nie jest wobec mnie fair też - jestem jaka jestem, staram się jak potrafię, nie jestem jej mamą i nie mam obowiązku spełniać jej potrzeb, jestem jej siostrą.
W zasadzie ta myśl mnie przykleiła dziś do klawiatury. Tak natrętna była. Komplement - nie-komplement.
3 Gra o tron
Robimy rewatch "Gry o Tron" - tj. ja robię rewatch, a mój chłopak pierwszy raz ogląda ten serial. Skończyliśmy 2 sezon. Kurcze... było to dobre. Serio, był to taaaak dobry serial. Ech.
Fajnie się mi ogląda od początku wiedząc co kieruje bohaterami i tak:
Jamie to mój top 1 do bohatera nieszczęśliwego, a romantycznego. Bardzo go lubię oglądać, szczególnie kiedy w pierwszych sezonach ukrywa się pod tą swoją maską arogancji i nonszalancji, a ja, widzka, już wiem, że pod maską jest pełen ideałów rycerz pragnący uznania osób, które tak bardzo podziwia - tj. Neda Starka. Ech... No i ja oglądam te interakcje z sympatią do obydwu bohaterów, a mój chłopak pała niechęcią do tego "pyszałka", do tego - to obelga - "księcia z bajki!", to tego pozbawionego honoru rycerza! xD Więc mam teraz widowisko na dwa fronty: jedno na ekranie, drugie przed. xD Mój chłopak, nie chcący poznać spoilerów, jest mimo wszystko oburzony jak mogę oglądać te sceny i nie pałać niechęcią do Jamiego. No i kurcze, kiedyś, gdy je pierwszy raz oglądałam to pałałam, teraz po prostu lepiej znam kontekst i oglądam te sceny jak psychologiczne case-study. :P
Jon Snow - ja zawsze będę w team Jon Snow. :P Inny konflikt mam związany z tą postacią, która w mojej głowie powiązała się z twarzą aktora. Bo Jon Snow, przynajmniej ten z początkowych sezonów, to bardzo, bardzo-bardzo podobny z twarzy człowiek do mojego poprzedniego chłopaka. I to jest trochę mind-fuck. Podczas oglądania pierwszego sezonu nasunęło mi się to skojarzenie, a potem, mimowolnie, odpaliło się w głowie inne wspomnienie: jak podczas wspólnego obiadu w domu rodzinnym exa jego mama wypala, że aktor grający Jona Snowa jest podobny do jej syna, ale jest przystojniejszy. I zupełnie inny z charakteru - to ostatnie dodaje z rozczarowaniem... Ech. Ale im dalej w historię, im więcej czasu upływa, tym rysy Kita Harringtona się zmieniają i nie przywodzą już na myśl przykrych wspomnień. Niemniej: dla mnie Jon Snow to najsympatyczniejsza postać z której kompasem moralnym się zgadzam i dla mojego narzeczonego też. :D Team Jon Snow!
Robb Stark - o ile jakoś cieplejszych uczuć do niego nie żywię, to mój chłopak od sezonu drugiego kibicuje mu najbardziej (ech... jeszcze nie wie co się stanie w 3 sezonie...). Mówi, że najbliżej mu do sposobu myślenia Robba i Jona właśnie.
Sansa - oglądam ten serial raz jeszcze i teraz nie mogę pojąć jak mógł na Sansę przez tak długi czas spadać taki grad hejtu!? Przecież ta dziewczynka ma tyle odwagi i uporu! Tyle okropnych rzeczy ją spotka. Okay, rozumiem, że być może reżyseria nie pomogła ustanawiając na samiutkim początku zestawienie: Królewicz odjebał coś, Arya chce sprawiedliwej równości w osądzie, a Sansa jest postawiona między młot, a kowadło i w rezultacie "zdradza Aryę". Tyle, że nie "zdradza", tylko zachowuje się tak, jak od niej tego wymagano. Kurde, sama jestem na siebie zła, że tak Sansy nie lubiłam! Teraz sympatyzuję na maksa. Mój chłopak lubi Sansę - zaskoczyło mnie to, bo nie wiedział wprawdzie o hejcie na tę postać, ale też nie dał jak ja się porwać Aryowej sprawidliwości, jednak zrozumiał w lot tą delikatną dyplomację jaką musiała oznaczyć się Sansa. Ech...
Tyrion - zaskoczyło mnie to, bo o ile zawsze lubiłam tyriona, od początku, to mój chłopak zaczął go doceniać dopiero od 2 sezonu. Przedtem pamiętał tylko, że to Lannister, a więc "ten zły", w dodatku brat "aroganckiego dupka"xD
Cersei - to akurat refleksja. Słuchałam sobie dialogu między Tyrionem i Cercei akurat po odczytaniu wiadomości od siostry, tej o której pisałam, że się cieszy, że jest moją siostrą. Tyrion i Cersei rozmawiają całkiem sensownie o wydarzeniach serialu, Tyrion wytyka Cercei brak logiki w jej myśleniu, a ona coraz głośniej krzyczy, coraz jadowiciej - ale wciąż merytorycznie - odpowiada na jego uwagi. Aż nagle Cercei, pokonana w tej szermierce na argumenty, opowiada, ale tak elektryzująco opowiada, aż trudno oderwać od niej wzrok, trudno jej nie słuchać, że jej matka została zabita przez Tyriona i nie może mu tego wybaczyć. Tyrion, który ledwo co wygrał na logiczne argument nagle pod ładunkiem emocjonalnych oskarżeń, które każde dziecko, które przyszło na świat kosztem życia matki w sobie głęboko nosi, wychodzi pokonany. Po prostu Cercei ma fraidę z tego, że "wygrała", nawet nie jeżeli stosowała nieadekwatne argumenty z dupy. Ot tak, nagle zaczyna gadać o czymś, co wie, że zaboli i zrani druga osobę. Ta dynamika wymiany znań jest mi niestety dobrze znana, to taktyka kłótni mojej siostry.... Ou. Zabolało. A jeżeli znam to jako znajome. I jeżeli do wszystkiego mamy podobne predyspozycji: czy to może być też moja taktyka, tylko, że sobie z tego nie zdaje sprawy? Hym? No nie wiem właśnie...
4 Hel rowerami
Udało się nam zrobić Hel rowerami! Super! Naprawdę cudowne! I byłam w tym roku nad morzem! :D Z pieskiem (wypożyczyliśmy specjalny rower z gondolą w której jechały nasze plecaki i piesek <3)
Na koniuszku cypla dałam mojemu kochanemu pudełeczko z Kruka - kupiłam dla niego naszyjnik ze srebra. Bardzo chciał taki mieć, ale szkoda mu było na niego pieniędzy. Więc kupiłam. Drobiazg taki. A on widząc opakowanie zapytał "czy to oświadczynowy!? TAK!" i powiadomił swoją rodzinę, że dostał ode mnie naszyjnik oświadczynowy. xD
... który zerwał tydzień później: dziś po pracy wybiorę się do Kruka z reklamacją xD...
5 Śląsk rowerami
Wróciliśmy do domu - ja do pracy, mój chłopak na urlopie. Chciał trochę zostać w domu i popierdzieć w stołek. Fajnie, że odpoczął. A po mojej pracy w środę ruszyliśmy w odwiedziny do jego rodziców.
Spędziliśmy tam 3 dni. Było super. Dużo wycieczek rowerowych. Dużo spacerów. Dużo jedzenia xD. Dużo zabaw z pieskami. Wyprawa na grzyby, wyprawa na wspinaczkę. Moczenie dupy w basenie. I filmy nawet. Miło było.
Naprawdę miło.
Pierwszy raz od nie wiem jak dawna niezmęczyłam się tą kakofonią jego rodziny, pierwszy raz jakoś to zrównoważyło się i było fantastycznie.
6 Ciało
I zostaje problem odkładany na dalszy plan od dawna: ciało. Teściowa robiła mi zdjęcia, jak się tulałam z pieskami. Pokazała mi je i złapało mnie "lekkie" zaskoczenie - masakrycznie przytyłam. Nie czuję się źle w swoim ciele. Nie czuję się nieatrakcyjna, nie czuję wobec siebie złości czy pogardy. Jak kiedyś, gdy przybierałam na wadze. Nawet nie zauważyłam, że tak przytyłam... Rzecz w tym, że o ile wiem, że ruch robi mi dobrze, że od kiedy mamy psiaczka nie mam zwykle na niego dość czasu. A studia pochłonęły w ogóle resztki czasu.
Plan mam taki: od przyszłego semestru mam mieć w-f. Jeżeli będzie taka możliwość to dopłacę (bo przecież i tak płacę) do sesji z trenerką/trenerem personal. i będę przez pół roku w końcu robić ćwiczenia dostosowane do swojego ciała. To mi się bardzo podoba.
Poza tym wracamy - po raz setny - do liczenia kalorii. Kiedyś, zanim pojawił się piesek, było z tym łatwiej. Teraz życie wokół pieska się kręci... Bo chyba nie pisałam, że młoda była w międzyczasie już 3 razy chora i na 2 antybiotykach. Ech. Uczulenia, jak się okazało, doprowadziły do stanu zapalnego - było bardzo chore ucho, gardełko i łapka. I gorączka była... Ech...
Wracając do ciała: nie mając uważności na ciało pozwoliłam, aby przekroczyło ten punkt w którym gospodarka hormonalna działa stabilnie. No i mam znowu rozjebaną gospodarkę hormonalną: okres z 2 tyg opóźnienia, czarna krew, potem czerwona krew (czyli ok), boli jak cholera. Jestem przez 3 tyg napuchnięta (dlatego miałam na to poprawkę patrząc na te zdjęcia wykonane przez Teściową podczas moich zabaw z pieskiem - czekałam na ten okres tak, że woda się boleśnie zbierała i obrzmiewała pod skórą), potem tyg leżę bez sił do życia...
Muszę i chcę o swoje ciało zadbać.
Powrót do treningów po tak długim czasie przerwy będzie trudny.
8 notes
·
View notes
Text
🎀 24.12
3200 kcal, 12.000 kroków, 20 minut pilatesu
nie może zabraknąć podsumowania <3
traktuję je jako taki dziennik. podoba mi się, że mogę się czymś pochwalić, podzielić, poskarżyć. mówię tutaj rzeczy jakie mogłabym powiedzieć znajomym ale nie chcę, bo nie lubię być pocieszania, nienawidzę takiej wymuszonej troski.
zaczęłam dzień od 20 minut pilatesu i o jessu jak cudownie się go robiło w świetle lampek choinkowych, w ciszy i spokoju. taki moment wyciszenia. jutro powtórzę, może nawet 30. minut. nie nastawiam budzika, śpię tyle ile potrzebuję. z rana spotkało mnie też małe zadowolenie. siostra oddala mi swoje spodnie, zapomniałam ich wczoraj przymierzyć. powiedziała, że na nią są za ciasne w udach. dopadł mnie irracjonalny lęk że w nie nie wejdę, będą mniejsze uciskać... weszłam z luzem, a to rozmiar XS. kupiłam wczoraj również inne XS i zwisają mi z dupska. nie wiem czy schudłam czy taka rozmiarówka.
potem od razu wzięłam się za lekturę:
pierwsze 100 stron szło opornie, potem TAK MNIE POCHŁONĘŁA w jednym momencie musiałam aż odłożyć i ochłonąć, tyle się działo. ogółem przeczytałam dziś 400 stron. ulepiłam z siostrą bałwana, poszłam z nudów na spacer.
wigilia. całość potrwała jakieś 20 minut. mama nawet z nami nie usiadła, gadała przez telefon ze swoją siostrą, moja siostra i jej chłopak zmyli się do jego rodziny. zostałam sama z bratem i drugą siostrą, z bratem w zgodzie z coroczną tradycją wyśmiewaliśmy alkoholizm ojca. "czemu tata nie zagra nam w tym roku na fortepianie kolęd?" "zuzia, nie bądź nie mądra, dobrze wiesz, że fortepian jest w naprawie".
dostałam bluzę, bardzo ładny lakier do paznokci oraz piżamę w świąteczne kotki, jest śliczna, szczególnie spodnie, jutro może zrobię zdjęcie.
jedzenie — wszystko szło zgodnie z planem, ale nie było żadnego dania jakie lubię. byłam rozczarowana bo specjalnie zachowałam tyle kalorii... więc ojebałam całą czekoladę i 4 pierniki w czekoladzie. potem pod nosem pojawił się sernik ale nie chciałam i nie chcę, te ciasta tak mnie przerażają. bosze, chciałabym nie przejmować się tym jedzeniem. ale oczywiście muszę mieć zaplanowane co zjem jutro i nie będzie to nic dobrego, bo nic dobrego nie mam. wpisałam kawałek metrowca ale ja nie chcę go jeść, bo będę czuła tyłków wyrzuty sumienia albo zjem za dużo. jedziemy jutro do dwóch ciotek, pewnie jakieś zaproponują ale nie chcę, w ogóle jedyne czego chcę to żeby było już po. po świętach, po sylwestrze.
dzień 24 — write about a lesson you've learned.
mam taką pustkę w głowie siadając do tych pytań.
może coś z tego roku. jak poszłam do 1 klasy liceum miałam parcie na to, aby znaleźć znajomych. nie znalazłam nikogo. 30 osób w jednej klasie, z nikim się nie odzywałam, nie polubiłam z wzajemnością. i tak mnie to męczyło...próbowałam być miła, zabawna, ale czułam się jedynie żałośnie bo dalej bez rezultatów.
a teraz sobie myślę że 30 osób to jest zajebiście mało aby znaleźć aby znaleźć w wśród nich przyjaciół. zaczęłam mieć wyjebane, nie podlizuję się nikomu, również nie angażuję to z lenistwa a nie z wykluczenia. i magicznie mam kolegę oraz poznałam się lepiej z kilkoma osobami z innych szkół i z grupy z francuskiego.
cytując klasyka mniej wyjebane to będzie Ci dane + nie bądź people pleaser bo to do niczego nie prowadzi.
21 notes
·
View notes
Text
Kiedyś nienawidziałam planować.
Spontan, carpe diem i te sprawy.
Do momentu aż moje „cudowne ADHD” nie pokazało mi, że bez idealnego planu, którego skrupulatna realizacja napędza mnie do życia jak nigdy nic innego, nie jestem w stanie funkcjonować. A na pewno nie wydajnie, choćby w minimalnym stopniu.
Teraz żałuję tego jak niczego innego.
Chwilowo znienawidziłam planowanie. Nie chcę nic planować. A jednocześnie tak bardzo tego potrzebuję…
Swoją drogą wczoraj minęło mi 100 dni trzeźwości.
#lifestyle#życie#polski blog#po polsku#polska#polski tumblr#blog#wrzesień#jesienna chandra#Planowanie#carpe diem#żyj chwilą#adhd#wydajność#produktywność#brak planów#spontan#polish tumblr#tumblr po polsku#dbanie o siebie#spokój psychiczny#obowiązki#realizacja planów#jak żyć#trudne sprawy#planować nieplanowanie#trzeźwość#abstynencja#100 dni#100 dni bez alkoholu
6 notes
·
View notes
Text
Praktyki na studiach zaliczone, wczoraj skończyłam pisać pracę dyplomową. Uwinęłam się w 5 dni 🙈 W niedzielę przeczytam, poprawię błędy, sformatuję i będzie czekała do 1.05 do wysłania.
Sprawozdanie z awansu - napisałam 3/5, jest dobrze (mam czas do końca maja).
Na dniach uzupełnię www szkoły i mam nadzieję że na majówkę pojadę spokojna i z „wolną” głową. Potrzebuję tego odpoczynku, to będą najprawdopodobniej nasze jedyne wakajki w tym roku, potem przed nami kilka miesięcy ciężkiej pracy, jak nie w tygodniu, to w weekendy 🙈
10 notes
·
View notes
Text
byłam wczoraj na terapii i poruszyłam temat tego jak zachowuje się moja rodzina. poruszyłam ten temat bo około 2h wcześniej byłam u psychiatry i jedyne o czym mówiła ona i moja mama to była nauka. mam wiele problemów a one skupiły się tylko na szkole. w pewnym momencie powiedziałam że na chuj mi szkoła i nauka do matury skoro nawet nwm czy dożyję tego czasu a one po prostu pominęły to co powiedziałam i przeszły znowu do szkoły i miały w to po prostu wyjebane. potem jak już wróciłam do szkoły usiadłam w parku obok i się rozryczałam. płakałam jakieś 30 min po czym poszłam na resztę lekcji. jak już się skończyły gadałam z przyjacielem i poruszyłam to co było u psychiatry. ngl jak o tym mówiłam miałam łzy w oczach, ale on mnie wysłuchał i zrobiło mi się trochę lepiej. po lekcjach miałam terapię i wtedy to już kurwa nie wytrzymałam, już po drugim zdaniu zaczęłam płakać i płakałam tak do końca czyli jakoś 50 min. naprawdę chujowo się czułam. mówiłam o tym że jedyne o co martwi się cała moja rodzina to szkoła a mama jeszcze o to żebym się nie z4bila jedyne czego ode mnie oczekują to zdanie matury i nie z4bicie się a ja głupia nadal łudzę się że to się zmieni. mówiłam też o tym że nie chcę już tak żyć i gdybym miała jakiś pomysł to już by mnie tu nie było. to była naprawdę trudna sesja. a to się stało pod koniec mnie zdruzgotało. terapeutka spytała się mnie czy chciałabym napisać list do rodziców innych jej pacjentów o tym co czują ich dzieci (wliczając w to mnie) i czego potrzebują czyli nie tylko myślenia o szkole albo innych rzeczach tego typu. powiedziała że takie rzeczy powinien napisać ktoś kto ma w tym doświadczenie. to sprawiło że naprawdę się załamałam bo to znaczy że ja też przez to przechodzę i że ja też potrzebuję czegoś innego. zaczęłam pisać ten list jakby to inni to pisali a nie ja po czym zorientowałam się że przecież to też o mnie i gdy użyłam zwrotów typu ,,my" ,,nas" itp to zaczęłam płakać. jestem teraz znowu w trakcie pisania go i płaczę. bo to nie jest o jakiś bezimiennych dzieciach ale też o mnie. nie chcę żeby moja mama go zobaczyła jakby jednocześnie chcę żeby to zrozumiała ale też boję się tego bo wtedy nawet gdyby się zmieniła to nie z własnej inicjatywy tylko przez to co napisałam. więc nie ma chuja że jej to pokażę. też dam tutaj ss z piosenki mitski bo dosłownie opisuje to co czuję w związku z tym co czuję bo to że łudzę się o zmianę jest okropne
6 notes
·
View notes
Text
piątek 30/08
☪︎ podsumowanie
może wyjść z tego odrobinę dłuższy post :>
miałam dzisiaj jechać z mamą i siostrą na zakupy, priorytet to kupić te rzeczy do szkoły ale moja mama chciała też na jakieś spożywcze pójść, do rossmana na jakiś targ z warzywami ogółem wszędzie. razem jeszcze musiałyśmy pójść do sądu, taka tam sprawa związana ze spadkiem. umówiłyśmy się na 11 moja siostra przyjechała o 12 z chłopakiem który przywiózł nam 3kg brzoskwiń z działki xD na śniadanie zjadłam wafle ryżowe z twarogiem z dżemem, zawsze jak gdzieś jadę to wolę coś lekkiego przez pewne pozostałości bo chorobie lokomocyjnej. pierw był ten nieszczęsny sąd, potem się rozdzieliliśmy, oni na obiad a ja z mamą na lumpy.
ona znalazłaś obie zwykle dresowe spodnie, ja tą niebieską koszulkę. kręciła nosem że kolor brzydki ale mi się podoba, basic. rozglądałam się za czymś jeszcze gdy mama wyłowiła nagle drugą, bardzo ładną koszulkę. spojrzałam na nią już podjarana, patrzę jednak na rozmiar a tam M...ale powiedziała mi żebym wzięła, bo wygląda na małą. i o dziwo miała rację. jest luźna w klatce piersiowej i rękawach ale nie wygląda jak worek, sięga gdzieś do połowy brzucha CO MNIE ZASKOCZYŁO, wyobraziłam sobie ze komuś z rzeczywistym rozmiarem M ledwie musi cycki zakrywać xD ta niebieska jest świetna, również fajna w rękawach (nie lubię takich krótkich przez które ręce wyglądają na grubsze) i kończy się mniej więcej na linii spodni co mi się podoba, idealna na dni gdy nie chcę paradować z odkrytym. mijaliśmy faceta który zawsze siedzi pod galerią ze swoimi 3 dużymi psami na kocu, przy sobie ma puszki, ponoć zbiera na właśnie na te psy, jak wpłacisz możesz je pogłaskać. przypomniałam sobie taką sytuację przez którą moja mama nie lubi podobnych osób zbierających kasę xd widziałyśmy raz faceta na wózku inwalidzkim, siedział zimą przykryty kocem i zbierał pieniądze, kilka godzin później wpadliśmy na niego w Lidlu gdzie normalnie chodził 😭 rzuciłam kilka drobnych dla typa z pieskami, za dużo razy go mijaliśmy no i poczułam wewnętrzną potrzebę. chciałam tak to dyskretnie zrobić aby mama mi nie truła że po co, że to oszust pewnie, wrzuciłam więc i miałam już ruszyć dalej gdy krzyknął za mną EJ ALE CHODZ POGŁASZCZ PIESKI!!
pisałam wczoraj że uwielbiam lody i naszło mnie dzisiaj, że nie ma gorszego uczucia niż kupienie smaku który okazuje się średni. mam taką swoją ulubioną budkę gdzie za każdym razem jak jestem biorę inny smak, najbardziej polubiłam się z nutellą na którą miałam dziś ochotę...ale skusił mnie sernik królewski I NIE WARTO to smakowało jak zwykła śmietanka ale kwaśna 😭 oddajcie mi moje kalorie. pisałam ostatnio o tym że szukam jakiejś fajnej bluzy ale większość nadruków wywołuje u mnie zażenowanie (szczególnie te typu NEW YORK LOS ANGELES) nie mogłam znaleźć żadnej ciekawej, patrzyłam już nawet na taką z napisem DETROIT no kolor miała tak fajny że bym to przebolała...ale wtedy zobaczyłam taką.
ładnie leży. cute.
potem przyszła pora na zeszyty i trochę zgłupiałam stojąc przed półką z nimi xD zupełnie nie wiedziałam ile mi będzie potrzebne, chciałam jakieś najbardziej basic i najlepiej jak najtańsze. wzięłam bodajże 5, mama zapytała "a to nie za mało?" powiedziałam "to weź jeszcze ze dwa, obojętnie jakie" i kurde wzięła takie od razu przeznaczone do jakiegoś przedmiotu xD do geografii i fizyki gdzie geografie mam z tamtego rok a na fizyce nie notujemy. ale ściąga z tyłu przydatna. mam nadzieję że nie zostanę aresztowana za używanie zeszytu z napisem "geografia" na biologi.
do tego czarne długopisy, korektor, nic więcej stwierdziłam że nie potrzebuję. jakiś czas temu kupiłam w pepco takie zakreślacze bo chcę robić ładne notatki w tym roku, zobaczymy jak to wyjdzie, trzymajcie kciuki.
gdy wracaliśmy była potworna kłótnia mojej mamy z siostrą (kwestie spadkowe) one nie potrafią porozmawiać ze sobą bez skakania do pysków. jechaliśmy więc we wrogiej atmosferze, po chwili zapytała czy chcę jechać z jej chłopakiem i ich znajomymi nad jezioro. w pierwszej chwili odpowiedziałam że okej, nie znałam żadnych szczegółów. po dłuższej chwili odebrała telefon od tych znajomych którzy pytali kiedy będą, odpowiedziała że około pół godziny. lampka mi się w głowie zapaliła bo jak to, jak jeszcze musimy wrócić, a w samo to miejsce jedzie się z 20 minut. nie chciałam jechać tak na łeb na szyję, powiedziałam że jednak nie jadę, ale mnie przekonywała i westchnęłam, powiedziałam no dobra. gdy dojechaliśmy powiedziała "leć się przebrać w strój i jedziemy" a ja miałam takie kurwa, weź mi daj wejść do domu kobieto. chciałam wziąść ze sobą jakąś wodę, może coś na ból głowy bo mnie bolała, przebrać się w ten zasrany strój, pomoc mamie zakupy rozpakować, a oni czekali w tym czasie w aucie niemalże z zegarkiem w ręku. założyłam nawet tę górę od stroju, serio chciałam tam jechać, popływać i poleżeć nad wodą ale tak mnie jakoś wkurwiło że nie dali mi nawet sekundki na zrobienie, widziałam po ich minach że się spieszą, a ja byłam wciąż niegotowa, więc powiedziałam żeby jechali beze mnie. i nie wiem co się stało ale moja siostra z matką tak się odpaliły nagle XDD coś że czemu kurwa od razu nie mówiłaś mu tu czekaliśmy na ciebie zawsze tak z tobą jest debilko nie potrafisz się na nic kurwa zdecydować (wstawcie przecinki gdzie uważacie za potrzebne) rozumiem jeszcze uniesienie siostry ale najgłośniej krzyczała moja matka, chyba wylewała jakąś nagrodzoną frustrację bo zaczęła mi wypominać jakieś stare sprawy, nie fajnie. poszłam do pokoju i się popłakałam wciąż w tej jebanej niewygodnej górze od stroju.
o 15.30 zjadłam obiad czyli serek wiejski z owocami, musicie mi na słowo uwierzyć że on tam jest xD będę jadła taką kombinacje teraz codziennie bo mam mnóstwo owoców w domu a tak najłatwiej je przyswoić + białeczko. nie wiem czy o tym mówiłam, że zaczęłam zauważać małe ślady schudnięcia. przebierając się w przebieralni zobaczyłam mniejszą ilość tłuszczu na brzuchu, miałam na sobie nawet koszulkę którą w lipcu zamówiłam i wrzuciłam głęboko do szafy bo nie podobało mi się jak opina moje grube ręce, dziś miałam ją na sobie i czułam się w niej w porządku. nie jest to zbyt drastyczna zmiana, nogi mam wrażenie że nic się nie zmieniły, dowiem się w sumie w poniedziałek, kiedy się zmierzę. tak na oko spadły może 2kg? mam nadzieję że ten pierwszy tydzień szkoły przyniesie lepsze rezultaty, przez mniejszą ilość czasu łatwiej mi będzie trzymać się limitu. nie podjęłam jeszcze decyzji co robić w kwestii ćwiczeń, wcześniej robiłam to 6 razy w tygodniu, teraz w sumie mogłabym kontynuować to przez ten pierwszy luźny tydzień, a potem zmniejszyć ilość. przemyśle to na dniach.
#chce byc idealna#chude jest piękne#chudosc#odchudzanie#nie chce jesc#podsumowamie#kartka z pamietnika
37 notes
·
View notes
Text
1.11-2.11.2023
Wczoraj taki nudny dzień.
Nudny i męczyłam się z myślami. Oczywiście samobójczymi
Nic się ciekawego nie zdarzyło poza tym że leżałam i miałam taki silny ból głowy że z powodu tego bólu płakałam pół dnia i wymiotowałam. No i mdlałam
Więc w sumie nie ma co opowiadać
Jedyne co dobrego to to że znalazłam nową piosenkę ulubionego zespołu. Jak zwykle pasującą do sytuacji aktualnej 🥰
Dziś natomiast mojemu organizmowi zachciało się spać do 16.
Może to przez to wczorajsze bo zawsze tak mialam kiedy w ciągu dnia dręczył mnie ten ból
Ale no...
Dziś do cholery miałbyc ważny dzień !
A weź ty się organiźmie pierdolnij
Zadzwoniłam do dietetyk i umówiłam się na jutro
Jednak co mnie zaskoczyło to to że zamiast myśleć że jestem do niczego i że już na pewno nie będę mieć praktyk to pomyślałam sobie
"Dobra podejdę w miejsce gdzie chodzę na zajęcia i spytam się Pani czy ma numer do tej Pani z którą mam mieć praktyki"
Poszłam szybko i tam była grupa wsparcia to posiedziałam i słuchałam.
Później pogadałam ze znajomymi i jak zobaczyłam tylko tą Panią to podbiegłam i się zapytałam czy ma do niej kontakt a ona powiedziała że nie. Spytałam się czy na fb jest bo jakiś czas temu widziałam ją w proponowanych
Po chwili znalazłam i napisałam
A terapeutka była ze mnie dumna że dobrze sobie radzę
Odpisała na spokojnie. Mogę jutro. Ekstra !
Posiedziałam jeszcze ze znajomymi i ruszyłam do domu. Dowiedziałam się że są spore problemy finansowe za które byłam obwiniana
Tsaa.. Ciekawe jaki ja mam z tym związek
Siedzę z Kiarą a ona co ? Nauczyła się mówić "mama" 🤣
Gadający kot. Cyrk na kółkach
Nagrałam ją i wysłałam znajomym. Pękli ze śmiechu.
I tak teraz siedzę i szykuje się na jutro. Znów nic nie jadłam. Chudnę dalej 🙈
Już nawet widzę po ciele ze schudłam całkiem nieźle
Jutro mam dużo chodzenia i ćwiczeń
Także zapowiada się cały dzień na nogach i jutro jest ten dzień gigant. Ciekawe co moja dietetyk wymyśli związku z ostrym nawrotem any
Tymbardziej jak będę mieć teraz praktyki w psychu
Pilnowanie na przerwach bym jadła ? Bardzo prawdopodobne 😅
Cały czas mnie głowa boli mocno. Na szczęście jutro mam lekarza. Może dostanę coś na ból bo ten ból to jest masakra. Cały czas mnie cała czacha boli.
Nie pomagają nawet te na receptę. Potrzebuję chyba mocniejszych
To jest uczucie jakby ktoś wam ściskał głowę łańcuchem z całej siły. Z oczu leją wam się łzy i chcecie aż sobie zrobić krzywdę z tego bólu. W skutek tego bólu już zaliczyłam parę prób
I dodać te zawroty głowy,mdłości a co rano i po każdym jedzeniu wymioty
Jak mnie głowa nie boli nie wymiotuje ale ciągle mnie mdli i nie mam apetytu
Przez te wymioty już zęby mam strasznie rozjebane
I jutro badanie krwi. Okaże się czy anemia wróciła xd
Muszę też podejść do swojego liceum wypełnić deklarację maturalne
Chce to cholerstwo poprawić. Czuje coraz bardziej że jestem gotowa
O. Właśnie wpadł mi pomysł żeby narysować ten ból głowy xd
Nie ma to jak bolącą głowa pełna pomysłów
Nie no ale chyba muszę coś zjeść. Cokolwiek. Bo znowu zemdleje jak wczoraj 🙈
Może ta dietetyk mi coś zaradzi na to i oby.
Bo okej chciałam schudnąć ale bez takich co teraz mam. Wymioty i omdlenia 🙈
Ciekawe czy dziś zasne czy już organizm uzna że uzupełnił zapasy snu xD
Także ten. Do zobaczenia
Trzymajcie się kochani 💜
5 notes
·
View notes
Text
Wspomnienie poniedziałku
Żeby Was... Wysłuchajcie historii rozszerzonej. Posłuchajcie:
Już w niedzielę po przyjeździe wziąłem pana Ojca na bok i poprosiłem w doradzeniu na temat kupna drugiego samochodu. Na początku bardzo się ucieszył. Później... - Jak dowiedział się, że nikt mi nic nie zaproponował tylko chcę szukać to mu się odwidziało. Gdy dowiedział się, że chcę zostawić Szrota to zaczął odradzać. Bo miejsca na działce nie ma, że nie będzie garażowany, że duże koszta... Że poco, że te awarie kiedy nie miałem jak dojeżdżać to spontanicznie (trzy w krótkim czasie), że przecież już wszystkie jego wozy na chodzie. I temat zszedł oczywiście na wiarę. Tak, na wiarę, bo skoro czułbym się bezpieczniej z własnym zapleczem floty to znaczy, że brak mi wiary i pewności siebie O.O Nie pytajcie, sam tego nie rozumiem. - Wczoraj niespodziewanie z optymizmem powiedział, że to może nie taki zły pomysł. Znalazł mi Pandę za 6600zł :/ Opinie ma dobre, ale to panda. Z typowym Fiatowskim brakiem bagażnika. W sumie szukam drugiej dojazdówki, ale zdarza mi się zaszaleć i pojechać gdzieś dalej. No i POTRZEBUJĘ bagażnika. Na cholerę komu pojazd bez bagażnika?!?!?! - Pani Matka już podłapała i namawia do kupna czegoś droższego/lepszego. Nawet jakby mieli mi pożyczyć. Tylko raz, że pożyczek nie chce. Dwa, że im droższy wóz kupię, tym więcej będę musiał w niego włożyć. To nie jest problem żebym wyjebał wszystko co mam. Ale co z ubezpieczeniem, przeglądem, wymianami?! Właśnie.
//
Od kiedy skończyło się miejsce w dowodzie na pieczątki, sprawa przeglądu jest teoretyczna. Znaczy, pamiętam, że to było jakoś w lipcu. Było. Na początku. Teraz Zeszło na 26.06. I dobrze, że właściciel stacji drukował mi potwierdzenie przejścia przeglądu, bo bym jeszcze wjebał z policją. Tydzień temu przegląd stracił ważność. Do wyjścia do roboty godzina. - Gaz do dechy i na przegląd. Korek jaki mijam budzi we mnie lęk. Przed stacją grupka kolesi jara szluga, ktoś właśnie wjeżdża na salę. No o ustawiam się za nim na wjeździe i wyjebane. Słyszę jak jeden z typów mówi do drugiego, że ma się ustawić, bo znowu ktoś mu się wjebie w kolejkę. Zaśmiałem, ale jego problem. - Czas leci, korek nie ubywa. Zadzwoniłem do roboty, że się spóźnię. - Badanie przeszedłem, druku z datą nie dostałem, więc zapisałem w telefonie. - Zaśmiałem, bo koleś pyta tego przede mną czy chce przypominajkę SMS dostać. Kolo aż krzyknął, że nie, bo ma kilka samochodów, kilka sprzedał, a SMSy dostaje nadal. Za to ja mówię do typa, że bardzo proszę, bo już drugi raz nie dostałem i tym razem przegląd przegapiłem. Zdziwił się, bo niby wysyłał ostatnio osobiście. Patrz... :/
//
Strasznie zeżarł mi nerwów ostatni czas. Dobrze, że dobry Bóg czuwał.
12 notes
·
View notes
Text
Wtorek
Dzisiaj spałam jak zabita. Na zmęczeniu wczorajszymi przygodami nie ma się co dziwić, więc bardzo dobrze.
Jeszcze dogorywałam jak On coś tam robił na telefonie po budzikach i zbierał się na spacer. Niestety „cukierka” sugerowanego wczoraj nie dostałam ani wieczorem ani rano. Najgorsze jest to, że potem u siebie w domu będzie miał trochę czasu. Cóż. Nie chce mi się już tym stresować. Pomyślałam, że może jeszcze uda się zanim będzie wychodził, ale marna szansa.
Jak wrócił ze spaceru powiedział, że chyba się wyspałam, bo nie wyglądam, jakby każdy krok sprawiał mi ból. Uznajmy to za komplement, okej?
Posiedzieliśmy chwilę przed YT, a potem poszłam na szybko pomóc Mu w pracy. Normalnie rozmawialiśmy, aż nagle o coś zapytałam i zaczął się drzeć, żebym pomyślała zanim zapytam i że Go wkurwiam jak On sobie planuje dzień. Skąd mogłam wiedzieć jak jeszcze pół minuty temu normalnie rozmawialiśmy, a odpowiedzenie na to pytanie zajęłoby Mu pół sekundy. Jak można się domyślić te pretensje i tłumaczenie zajęło znacznie dłużej. Chuj, poszłam sobie stamtąd, mówiąc że wystarczyło powiedzieć jedno słowo i żeby może nie przesadzał. Nawet nie zestresowałam się tak bardzo jak zwykle w takiej sytuacji, no ale oczywiście poszłam zapalić. A jeszcze nie jadłam.
W każdym razie później już było ok, w miarę normalnie dzwonił, chociaż miał ciężki dzień na mega wkurwie. Na szczęście nie na mnie i nawet dawał znać co i jak.
A ja też cały dzień byłam wściekła, bo zgodnie ze wczorajszymi przewidywaniami musiałam zrobić ok. 100 km po jednym z najbardziej zakorkowanych miast w PL i jego okolicach, w największych godzinach szczytu, więc pół dnia w dupę. I oczywiście miałam z tego jedynie zwrot za paliwo.
Jak wróciłam byłam padnięta, a On grał już sobie mecza na konsoli.
A nawet przed wyjściem dzień mi szedł w miarę kiepsko. Do ostatniej chwili nie było wiadomo czy będę musiała jechać, czy nie, nie mogłam się zebrać do pracy, niewiele udało mi się zrobić z zaplanowanych obowiązków, bo głównie w związku z chorobą i wyjazdem cały czas mam miliard rozkmin.
Zaczęłam szukać diet pudełkowych i na tym minęło mi mnóstwo czasu. Jestem pewna, że bez tego nie uda mi się ogarnąć odpowiedniego jedzenia. No, ale nie wiem jeszcze, jak ogarnę to finansowo.
Udało mi się znaleźć jeden catering, który dowozi do mnie na wieś i akurat do dzisiaj była promocja -22%. Pół dnia kminiłam, jaką dietę, kaloryczność i jak ro zrobić, żeby się najbardziej opłacało. Chcę przede wszystkim jeść zdrowo, a jeśli uda się coś schudnąć to też fajnie. Potem zaczęłam się martwić, żeby przypadkiem nie zjadać za mało, jeśli chcę zdrowieć... Eeeeh, strasznie mnie to męczyło. Ale wyliczyłam, że w aktualnej promce wyjdzie mnie jakoś 1300-1400zł jedzenie na 40 dni (z przerwą na wyjazd). To tak w sumie mega się opłaca, a jestem pewna, że da mi to niesamowity spokój... Więc w końcu wieczorem zamówiłam, chociaż nie bez przeszkód.
Jak wreszcie się kładliśmy zapytałam, czy zgodnie z tym, co zapowiadał udało mu się przeczytać wiadomość w lepszych okolicznościach niż prowadząc.
- Nie, nie miałem jak, wkurwiony byłem cały dzień. - Będziesz o tym pamiętał? Proszę. - Tak.
Zobaczymy. Postaram się nie upominać. Idąc spać odwrócił się plecami no i nadal nic nie było. Od zeszłego poniedziałku. Nie uwierzę, że nie "opróżniał" się w międzyczasie. Chociaż życie mi już pokazało...
Bilans:
Neo (papierosy): ⬇️/↔️ 9 - powinna być równość, bo NADAL za dużo i przed śniadaniem, ale w doł, bo cały dzień czułam giga potrzebę
Dbanie o siebie: ↔️ nowe suple, więc progres, włosy umyte, ale potrzebuję odpoczynku
Jedzenie: ⬇️/↔️ bardzo mało, w miarę regularnie, chociaż nie bez przeszkód
Związek: ↔️ zostawiam równość, bo spina rano o której przez swoje sprawy tak szybko zapomniałam jak się wydarzyła, ale poza tym spoko, mimo że do wiadomości nie wrócił
Choroba: ↔️
Praca: ⬇️/↔️ marzę się wreszcie zorganizować i odrobić
Inne obowiązki: ↔️ daję w normie, bo coś tam zrobiłam, ale nadal dramat
Samopoczucie: ↔️ chciałam dać w górę, bo spałam całą noc jak zabita, więc dzięki temu dużo lepiej, ale cała reszta tragicznie
#miło(śc)#miłość#stres#strach#rozmowa#kłótnia#toksyczna relacja#toksyczny związek#związek#lifestyle#miło(ść)#toksyczna miłość#kartka z pamiętnika#pamiętnik#ona przed 30#on po 40#choroba#catering dietetyczny#catering#dieta pudełkowa#maczfit#korki#awantura#smutek#samotność#praca#obowiązki#życie#problemy#wkurwienie
6 notes
·
View notes
Text
Ech.
Moja przyjaciółka poprosiła mnie, abym z czegoś co na siebie wzięłam - zrezygnowała. Bo już w tej chwilii jak mnie słucha/czyta, to widzi to do czego mam tendencję: za dużo na siebie biorę próbując zmienić się w MAGICZKĘ, która ogarnia tak dużo, że doba dla mnie ma się rozciągać do 72h. I ma racje - od jakiegoś czasu jestem zdziwiona, że MIAŁAM TYLE ZAPLANOWANE, A NIE ZDAŻYŁAM, BO DZIEŃ SIĘ SKOŃCZYŁ. Niom. Faktycznie, skupiam się na najbliższej perspektywie, na tych kilku krokach do przodu, potem na ich ustaleniu w na planie szerszym: w perspektywie miesiąca czy kwartału. Ale jakoś umykało mi w tym wszystkim zdanie sobie sprawy, że już w tej chwili jest dla mnie wszystkiego ZA DUŻO.
I o ile w dni, gdy mam hipe dopaminy jestem zdolna tym żonglować, o tyle w dni ze spadkiem dopaminy czy kiedy jestem wystawiona na działanie zbyt wielu bodźców niezależnych ode mnie - wtedy po prostu leci to i mam wyrzuty sumienia, czuję frustrację, bo ten mój plan (zarówno na ten dzień, ale wreszcie ten na ten miesiąc czy kwartał) przestaje mi się spinać.
I napędza się stres i niezadowolenie w życiu.
Potrzebuję zaplanować więcej światła między zadaniami, mniej ścisku, mniej natłoku. By pozwolić sobie na dogodne bycie sobą i po prostu na... kreatywność.
Ech.
No i wracam - postanowienie ze wczoraj - do MOICH WTORKÓW, które już w zeszłym roku przez mojego chorowitego, wymagającego 20000% uwagi psiaczka się jakoś rozmyły i czasem zapomniały.
Wracają, na sztywno i nieodwołalnie MOJE dni, moje wtorki. Z zajmowaniem się tylko opieką sobą i rozpieszczaniem się. Solo.
Ech.
I to fajne było zawsze. Potrzebuję do tego wrócić.
Druga sprawa - jestem w tym stanie, który najlepiej opisać następująco: TKWIĘ w błędnym kole: nie dbam o siebie, więc źle się czuję – czuję się źle więc nie mam siły na dbanie o siebie.
To, aby zadbać o siebie wymaga siły i czasu. Których nie mam, a których naddatek trzeba w sobie wyprodukować i wyizolować, być może zadając sobie przez to dzień czy dwa większego zmęczenia i braku siły do dbania o siebie, ale to zapłata za to, że jednak zbierze się we mnie źródełko siły do wykonania tego na co nie mam siły.
Ech. Mam nadzieję, ze to co opisałam ma sens. xD
10 notes
·
View notes