#pastelowo
Explore tagged Tumblr posts
Text
O rodzinie, o związku, o Barbie, o pracy, o
18 sierpnia 2023r
Wczoraj był baaaaaardzo stresujący dzień. I zarazem kojąco-spokojny dzień.
I obfity w napięcia, które z perspektywy mogły by być zupełnie wyeliminowane. A które zamiast się rozmyć - wylały się na mnie wtedy, kiedy w końcu chciałam doświadczać i się odprężyć.
Jednocześnie ROZUMIEM i widzę to, co przedstawia O., jak on sytuację widzi i zarazem... jest mi przykro i trudno, bo chociaż WSZYSTKO ogarnęłam, dowiozłam, dopięłam na guzik ostatni i wszystko wyszło super pomimo stresu i wyścigu z czasem to jednak miał do mnie pretensje.
Wiem, że jesteśmy w związku i że oczekuje ode mnie bym priorytetetyzowła go. Ale w tym wypadku chodziło o mnie i o moje emocje z którymi próbuję sobie poradzić, priorytetem dla mnie było zaspokojenie swoich potrzeb - on ma prawo być zły, że tak wybrałam. Ja po prostu nie mam teraz w sobie przestrzeni na jego złość czy pretensje, bo sama się w swoich uczuciach gubię... :/
.
Wczoraj rano poszłam z pieskiem na spacer, potem do pracy, z pracy, potem zrobiłam lekki makijaż w którym czułam się WRESZCIE sexy, lekka. Nie pamiętam kiedy robiłam makijaż w którym czułam się dobrze. W sensie taki, który oddawał to, co mam w środku - nie taki, który był "barwami bojowymi" przed mierzeniem się z życiem, taką częścią ubrania, dopełniającym strój elementem jak buty. Tak noszę makijaż. Albo jak nie czuję to nie noszę. Zdarza mi się też nosić dla funu - tym czasem od dawna nie czułam się w żadnym inaczej niż "dobrze" (bo we własnej skórze nie czułam się dobrze) . Aż wczoraj zrobiłam make up totalnie skupiony na naturalności plus wyraziste usta. I patrzyłam na siebie w lustrze z myślą "wow, ale fajnie, jak ci to pasuje!".
Do tego sukienka, którą muszę sprzedać, bo nie jest to najlepszy krój dla mnie, ale jednak leży okay (chciałabym coś podobnego, ale lepiej uszytego, bardziej pasującego do mojej sylwetki, tym czasem ta sukienka tnie sylwetkę poziomo, na kwadraty). Z bawełny takiej "koszulowej", w kolorze pastelowo-niebieskim. Osobna część stanikowa, osobno spódnica, zszyte ze sobą dłuższymi fragmentami materiału na bokach. Cieniutkie ramiączka. Było tak ciepło, że ściągnęłam stanik i zapięłam górę sukienki na gołe ciało. I czułam się z tym wczoraj totalnie okay. Znowu wróciła myśl, że mam zajebisty biust i generalnie ciało jest super! :D
I tak ubrana poszłam najpierw z pieskiem na spacer, a potem spakowałam wszystkie wypieki, sałatki i inne produkty do torby (wielkiej i ciężkiej) i pognałam na dworzec.
Kilka razy po drodze zaczepiali mnie mężczyźni, jeden za mną trąbnął (ja stałam na czerwonym i on stał na czerwonym, jak wraz z innymi zdzwionymi ludźmi czekającymi przed przejściem dla pieszych się odwróciliśmy w stronę tego trąbiącego auta to facet się do mnie zaczął szczerzyć zalotnie i prężyć łapy na kierownicy... Dopiero z perspektywy dzisiejszej, po wczorajszym filmie obejrzanym w kinie i wczorajszej rozmowie po seansie mam w ogóle jakieś uczucia wobec tej sytuacji. Wtedy śpieszyłam się na pociąg, po prostu zignorowałam troglodytę i przeszłam na zielonym.)
Zapomniałam, że ciężej się podróżuje w upale, że rozkopano nam jeden z węzłów komunikacyjnych przez co tramwaje nie jeżdżą jak trzeba 0.0 i że w zasadzie szybciej będzie dojść na piechotę. Dotarłam na czas, ale pociąg miał opóźnienie.
Pojechałam innym - też miał opóźnienie, ale mniejsze.
Miły pan konduktor pomógł mi zwrócić bilet i sprzedał mi aktualny bilet bez prowizji <3
Dzwoniłam do siostry - Szwagier odebrał zapewniając mnie, że to okay, że się spóźnię, bo położna (która miała u nich być w godzinach mojej pracy) też się do nich na wizytę spóźniła, więc nawet lepiej wyjdzie.
Z dworca odebrał mnie tata, zawiózł mnie do siostry...
W domu była położna, która dokonywała jakiś badań i pomiarów.
W tym czasie siostra poprosiła, abym poczekała na nich i uspokoiła pieska w sypialni (bo Króliczek dopiero co zasnął, a Lusia swoimi serenadami miłości odśpiewanymi od drzwi pod moim adresem mogła go obudzić). Lucynka oczywiście była przeszczęśliwa - jak mnie zobaczyła od wejścia to o mało nie zgubiła ogonka. Wielki, puchaty, przyjazny niedźwiadek <3 Chciała się przytulać, wskakiwała mi na kolana, domagała głaskania. Nawet potem pobiegła do okna, oglądała uważnie podjazd z parapetu, jakby nie pewna, czy tylko ja przyszłam, czy przypadkiem zaraz za mną nie wejdzie reszta mojego stada w tym mój szczeniaczek <3 Słodki psiaczek. Kochana Lucysia. Zamknęłyśmy się w sypialni, pobawiłyśmy się chwilę szarpakiem, potem obydwie leżałyśmy na zimnych panelach, bo ZA GORĄCO na skakanie bez przerwy :P
... no i jakoś tak... Czekałam na wyjście położnej 45 minut. To trochę marnowanie mojego czasu... z drugiej strony widzę, że oni nie ogarniają, że tracą ogar w tej sytuacji i że miało być inaczej i nie mieli wyboru w kwestii położnej
Pod koniec wizyty Szwagier wykonywał ćwiczenia zalecone przez specjalistkę z synkiem w ramionach (i w rezultacie obydwoje byli tak szczęśliwi, że mały zasnął, że nie dali mi go ponosić, bo by znowu się rozdarł :P nie narzekam, doceniam brak hałasu, wrażeń mam dość przez ostatnie miesiące). Siostra poprosiła położną o sprawdzenie szwów - w sypialni. Ja w tym czasie wzięłam się za rozpakowywanie przywiezionego jedzenia w kuchni (która jest połączona z salonem w którym obecnie od narodzin toczy się życie całej rodziny) i przygotowywanie tego, co miałam i tak zamiar zrobić na miejscu (ser feta w cieście z miodem oraz sobę na zimno - tego drugiego nie zażyłam, jednak rozmawianie i poruszanie się po nieswojej kuchni mocno wydłuża proces przygotowywania jedzenia ^^').
Słyszałam gotując, jak położna informuje ich, że sposób w jaki dziecko płacze, szczególnie po karmieniu to jest oznaka czegoś niepokojącego. Że to nie jest "normalne" by mały darł się tak rozpaczliwie. Że to nie są kolki - bo jeszcze jedzenie nie trafia do jelit, że to się dzieje od razu (bo tam jest jeszcze jeden problem: jak dziecko zasypia to nie da się go dobudzić nawet na pory karmienia. Śpi snem tak twardym, że aż przerażającym momentami - nie dają rady go zbudzić. Stają na głowie, budzenie trwa bardzo długo. A znowu jak już go obudzą to nie chce zasnąć dłuuuugie godziny cały czas rozpaczliwie płacząc - więc na raz mają dwa problemy, a trzeci rozwiązany dopiero co dzień wcześniej: Króliczek tracił na wadze, bo nie mógł ssać, więc musieli podciąć wędzidełko i między innymi dlatego była u nich położna, która przy mnie chwaliła z jaką mocą mały już ssie, że to jak tego smoczka maltretuje momentami to jest coś co u niego widzą oni wszyscy pierwszy raz - zachwyceni wszyscy, dlatego też Szwagier momentami się z małym mocował na smoczka by wyćwiczyć mięsień i udruch... Ech...)
Mówiła też na odchodne, że życzy mojej siostrze cierpliwości (buhahaha) i zdaje sobie sprawę jak to jest wyczerpujące dla matki mieć tak wymagające i ruchliwe dziecko, a wszystko wskazuje na to, że mały będzie bardzo absorbujący i bardzo ruchliwy.
Nastraszyła ją.
Potem mówiła o napięciach - to też temat, który wracał w każdym aspekcie, jaki poruszała położna w mojej obecności... No i nie mogę o tym nie myśleć w kontekście ADHD... NO BO PRZECIEŻ i ja, i tata odczuwamy wielkie napięcie. Przez to napięcie krwawiłam wewnętrznie przez lata. Nawet nie wiemy jak duże to jest napięcie w stosunku do neuronormatywnych. A najnowsze (z czerwca bodaj tego roku, ostatnio o nich czytałam na profilu poświęconym ADHD) badania wskazują, że Króliczek ma całkiem spore szanse mieć ADHD. Ale nie wiem czy w wieku niemowlęcym to może być przyczyna! Nie znam się na dzieciach! Ani tym bardziej czy i czym można go leczyć pod tym kątem... Po prostu WIEM, że wzmożone napiecie w ciele jest związane z ADHD. Moja siostra na wspomnienie o ADHD reaguje wściekłością - i ma do tego prawo. Ja nie mam prawa jej diagnozować, a wygląda na to, że tak odczytuje moje wypowiedzi, kiedy zajarana opowiadam o swoich obserwacjach, badaniach i zakładam z góry, że ona może (słowo kluczowe - MOŻE) mieć też ADHD, ale nie musi borykać się z objawami ADHD (bo ja mam i to z dużym natężeniem objawów, a to jest zaburzenie GENETYCZNE, a ona i ja współdzielimy te samą pulę genów, więc wg. najnowszych badań moja siostra w 70% może również mieć atypową budowę mózgu i neuroprzekaźników!) A wcale nie musi... Po prostu położna mówiąca o konieczności obserwacji zachowania niemowlęcia i tych napięć skojarzyła mi się z tym aspektem. I tyle.
[Dla jasności o co chodzi: dla mnie to jest fascynująca wiedza, zgłębianie tematu traktuję jako jedną z wielu dróg do samozrozumienia, a fascynuje mnie dowiadywania się o skali prawdopodobnego oszacowania osób wymagających innych lub zmodyfikowanych sposobów poruszania się w społeczeństwa poparte badaniami, od razu z gotowymi już rozwiązanymi, podpowiedziami i w ogóle wow! A dla niej -mojej sis- to jest po prostu włożenie siebie do jakiejś szufladki, która niezbyt jej pasuje i niezbyt ją obchodzi - i to jest luz. Ma do tego prawo. Problem widzę w tym, że przez swój sprzeciw wobec akcpetacji tematu nie jest w stanie zobaczyć powodów dla których ja się tym fascynuję - to jest jak dwa hasła "zamknięcie w szufladce, pod etykietką w ramach której teraz będę musiała się poruszać, ogranicza mi świat możliwości" vs "jedna z tysięcy odpowiedzi kojących niepokój budzący się w wielu obszarach, która NIC nie definiuje i nie zamraża, a daje punkt wyjścia do kolejnych dróg i pytań, otwiera świat możliwości". Nie mam prawa jej diagnozować, nie mam wykształcenia i narzędzi by to robić. I nie roszczę sobie tego. Kropka. To jest zrozumiałe. Ale jak mówię o sobie ona się odpada uznając, że moja opowieść o mnie to jest narzucanie jej diagnozy takiej samej jak moja... Ech... Analogiczna sytuacja: słyszysz, że twoja matka miała raka piersi. I jej matka, a twoja babcia też. I Twoja siostra tez ma raka piersi. I teraz słyszysz o badaniach na temat raka piersi, o skorelowaniu występowania z pokrewieństwem, a siostra (ta co też miała raka piersi) słysząc o objawach jakie ma twoja córka np: ból w piersi, które sama miała przed diagnozą mówi "może warto to zbadać też pod kątem raka piersi? Tez tak miałam. Ale nie nakręcaj się, to może być też zwykły PMS, to nie musi być rak". Bo to nie oznacza, że też musisz mieć raka piersi do cholery! Oznacza to tylko tyle, że dzieląc geny/pulę genową jest większe prawdopodobieństwo występowania podobnych schorzeń. Tylko i aż tyle. Jedna z dróg, o których wiesz, że warto profilaktycznie sprawdzić czy przyczyna nie jest taka jak u krewnych... Żeby łatwiej i szybciej pomóc w zaleczeniu przyczyn i objawów. Ale ja nawet nie wiem czy MOŻNA jakoś pomóc dziecku tak małemu nie odczuwać napięcia w ciele, jeżeli faktycznie przyczyną napięcia jest ADHD... Po prostu rzuciłam to co sama wiem, że mi się z napięcia w ciele robiło. I jak przestało. Ech. Mało wiem o dzieciach)
Dobra, mniejsza o to, bo to wcale nie było tematem wczoraj, temat się urwał, jak siostra nie chciała nic na ten temat słuchać i luz. Po prostu mi przykro, bo czuję się bezsilna nawet wtedy, gdy wydaje mi się, ze coś co mogłby się przydać wiem... A potem się okazuje, ze nie wiem...
No i tak...
Położna w końcu wyszła, dochodziła 15, miałam wracać o 16... czyli zostało mi 30 minut u nich. Zaczęłam się uwijać z jedzeniem.
W tym czasie opowiedzieli mi jak było. W zasadzie walnęli - "no wiesz, jak było, nic poza tym się nie dzieje, mało śpimy, on ciągle krzyczy, a my płaczemy razem z nim", a ja na to przytoczyłam to, co mi powiedzieli dotąd i zaskoczeni obydwoje aż się wyprostowali zaczynając nerwowo nadrabiać z info. Bo zdziwili się, że tak dużo nie wiem.
Zaskoczyło ich "jak do mnie nie zadzwonicie i nie opowiecie to JA NIE BĘDĘ WIEDZIAŁA" - to było jak sole trzeźwiące.
Moja siostra wyjadła podczas tej rozmowy od tak, całe jedno opakowanie babeczek xD (które miało być na śniadanie - drugie opakowanie miało być śniadaniem na kolejny dzień). Co drugą babeczką karmiła męża (który chodził po mieszkaniu lulając dzidziusia w ramionach). Więc opowieść była trochę dramatyczna, trochę śmieszna, bo tak zmęczeni byli i zaaferowani wracając do emocji jakie w ciągu ostatnich dwóch tygodniu czuli, a co chwilę bełkotali z pełnymi ustami. Czasem z zachętę zmieniali temat na smaki i mruczenie zadowolenia, gdy odkrywali, że upieczone przeze mnie babeczki różnią nie nie tylko kolorem, ale też smakami i wypełnieniem <3 (jednak czekoladowo-jagodowe zabarwione niebieskim barwnikiem wszystkim najbardziej smakują, O. też tak twierdzi).
Zganiłam siostrę "to miało być śniadanie! Za 20 minut bedzie obiad, poczekaj!" na co ona, z pełnymi ustami wybełkotała, że to JEST jej śniadanie, bo od rana tyle się działo, że nie miała czasu jeść, że ostatni raz jadła wczoraj wieczorem, a teraz umiera z głodu...
Eeee... No więc dostali jedzenie DOKŁADNIE tak, jak zaplanowałam: na wczorajszy, dzisiejsze i sobotnie śniadanie xD
O 16 zadzwonił mój chłopak pytając o której wrócę - bo wczoraj zastanawialiśmy czy uda mi się wrócić na obiad, a przez te wszystkie przygody o 16:20 podawałam obiad mojej siostrze i Szwagrowi. O. pozdrowił wszystkich i zapytał czy ma zjęśc obiad sam - poprosiłam by zjadł sam, zresztą w lodówce czekała na niego też niespodzianka, którą dla niego przygotowałam na obiad (serio - myślałam, ze w razie, gdyby wizyta u siostry się przeciągnęła to coś miłego tak czy woak mój chłopak znajdzie w lodówce, dobre jedzonko w dużej ilości, już ubrane na talerzu). Powiedziałam - śpiesząc się z zawijaniem ciasta - że o 17 jakoś będę w domu. Mając na myśli, że pewnie będę po 17, tak, abyśmy zdążyli wyjść przez 18 do kina na Barbie, jak byliśmy umówieni. Po prostu w pośpiechu mówiąc o "17" miałam na myśli całe 59 minut między 17:00, a 17:59...
Okazało się to być nieroztropnym posunięciem - dla niego "o 17" znaczy 17:00 lub w najgorszym wypadku maksymalnie 17:15. Co myślę, że jest totalnie zrozumiałe, ale w tamtym momencie, kiedy widziałam wykończoną siostrę i Szwagra, po tym całym zasypaniu ich niepokojącymi w sumie zwrotami od położnej, myślałam tylko o tym, jak bardzo się cieszę, że ich widzę i jak bardzo się cieszę, że wieczorem idę z moim chłopakiem do kina. Że taki pełen ulgi dzień! Że pomimo przeciwności wszystko co zaplanowałam udaje mi się zrealizować. Zresztą po pracy, z dworca pisałam mojemu partnerowi gdzie jestem, jak to było z tramwajami, że pociąg miał opóźnienie itp itd Wiedział, ze wszystko się przesuwa w czasie... Traktowałam go jak "mój team". Zresztą wracając też mu pisałam "jestem w pociagu" itp.
Chyba liczyłam na większą empatię, tym czasem kiedy weszłam do domu o 17:50 był na mnie wkurzony i nasłuchałam się, że on liczył, że będę dużo wcześniej, że nie byłby zestresowany jadąc przez rozkopane miasto (w obawie czy się spóźnimy na seans), gdybym jednak z tym jedzeniem pojechała dzień wcześniej, tak jak planowałam przed telefonem siostry itp itd. Zwróciłam mu uwagę, że jeszcze wczoraj miasto rozkopane w tym miejscu nie było, że nie mogłam wiedzieć, że będzie i że to nie moja wina, że nawigacja poprowadziła nas przez gardziel czyniąc drogę zajmujacą 12 minut drogą zajmującą 25 minut. Wini mnie za wykopki? Czy za to, że to on sam się wjebał na tą drogę, do korka, pomimo, że nawigacja nam wskazywała inną drogę? Cała ta fala nagłych pretensji wydawała mi się tak zaskakująco nielogiczna, początkowo byłam zwyczajnie zaskoczona jego zachowaniem (u mnie w emocjach była radość, spokój, przyjemność, że go widzę, że wszystko tego dnia udało mi się zrealizować - miałam nadzieję, że jak wrócę do domu to będą buziaki i przytulasy, a był sztywny ze złości hermes działający na przyspieszeniu). A on na to, że gdybyśmy wyjechali wcześniej, to takie wypadki jak ten by nie miały wpływu na nasze spóźnienie czy stres! W emocjach przyciskał gaz i hamulec "paląc gumę" czy jak to się tam nazywa, gdy staliśmy na czerownym. Nie poznawałam go. Stwierdziłam, że mam to w dupie... jego agresja, jego sprawa, jego shit do ogarnięcia, nie miałam siły. Ryczeć mi się chciało. Wszystko na co miałam wpływ ogarnęłam tak by być wszędzie na czas... a mimo to ktoś miał pretensje. Wkurza mnie to, zamiast poczuć się sprawcza po dniu z pasmem sukcesów czułam się jak guano nietoperza.
Potem wpadł w drama queen mode - bo okazało się, że dla niego takim rytuałem (chociaż tak tego nie nazywa: wiem, że tak robi, ale do wczoraj nei miałam pojęcia, że dla niego to jest AŻ TAK WAŻNE i związane z otoczką, tworzeniem nastroju towarzyszącego chodzeniu do kina - wczoraj mi to wyjaśnił) przed seansem jest wejście do sklepu spożywczego i wybranie jakiegoś fajnego napoju, jakichś przekąsek. To jest dla niego coś co nastraja na fajnie spędzony czas w kinie, co daje ekscytację i wprowadza nastrój (dla mnie te uczucia odpalają się, kiedy wchodzę na salę kinową, nie muszę mieć nic do jedzenia by czuć ciary i ekscytację, ale ja ropatruję film jako dzieło popkultury, a on jako rozyrywkę - różni ludzie, różne podejścia). Teraz już wiem jak to jest dla niego ważne. Jednocześnie był zły, że przyjechaliśmy na styk do kina, że wejdziemy do sali kinowej podczas reklam (a on NIENAWIDZI się spóźniać, ma wysypkę jak się spóźnia) i że nie ma tego swojego rytuału zakupów. Zaproponowałam, że w takim razie, żeby nie spóźnić się na film per se i jednocześnie zapewnić mu komfort postawię nam napoje i przekąski w kinowym barze. No trudno, będzie drogo, ale to wynagrodzi niewygodę. Zgodził się, ale ledwo weszliśmy wkurzony/zirytowany dramatycznie okręcił się na pięcie i wyszedł z kina, a potem pognał pognał do windy (przytrzymał ją dla mnie) i oznajmił, że jedziemy do spożywczego. Ledwo za nim nadążyłam - zapytałam go "dlaczego?", a on na to, że nie będzie płacił 41zł za małe napoje i tackę nachosów. I powtarzał jak zapętlony, że właśnie dlatego woli wszędzie być wcześniej... Byłam tak przybita i zrezygnowana. Tak bardzoo chciałam miło spędzić czas.... Próbowałam wejść w rozmowę taką, która dałaby wyjaśnienie - że nie robiłam nic po to by go zranić, że teraz on swoim zachowaniem rani mnie, że może warto porozmawiać o emocjach, ale jego nastawienie i zachowanie królowej dramatu zwiastowało, że to będzie dłuuuuga i ciężka rozmowa, by nakreślić, jak sytuacja wygląda z każdej ze stron i że chodzi tak w zasadzie o złą komunikację (co dla mnie jest oczywiste po wysłuchaniu tego co mówił). Dla mnie było wczoraj jasne, że przy jak najlepszych intencjach wyszło źle - on poczuł się źle potraktowany, wywalił to co prawda niedojrzale, a ja chociaż to widzę (zarówno to, gdzie i ja i on się źle zachowaliśmy/żle skomunikowaliśmy) to NIE MAM SIŁY po prostu... Nie mam siły. Jest mi przykro, ale nie daję rady, nie mam siły. Chciałam spędzić miły, spokojny wieczór celebrując wyjście do kina z moim partnerem. Podładować baterie. Nie wyszło - bo jego (uzasadnione i nieuzasadnione) emocje/pretensje wprowadziły mnie w stres. Nie mam siły by podjąć ten stres, unieść, przefiltrować, sprawdzić co jest u mnie w emocjach, by wyartykułować swoje argumenty, by ogarąć jak ja w tej sytuacji się ustawiam... Po prostu to już na wczoraj było ZA DUŻO. Zakrokowałam się, oklapłam, czułam się okropnie. Nie miałam siły. Chciało mi się ryczeć. I jednocześnie widziałam, że on odwala dramat, czuje się potraktowany niesprawiedliwie i w zasadzie to ma powody by mieć pretensje wobec mnie. A ja nie mam siły na radzenie sobie z tym. I nie mam siły przepraszać. I akurat w tej sytuacji nie uważam, że mam za co przepraszać.
Po prostu kupiliśmy napoje i żelki, wróciliśmy na górę, do kina, zajęliśmy miejsca (byliśmy spóźnieni o 17 minut, a wciąż leciał blok reklamowy) i przez pierwszą godzinę filmu ignorowałam go, odsunęłam się od niego, bo mam dość burzy we własnych emocjach, bo nie mam przestrzeni, jestem zrezygnowana, przebodźcowana, czuję się pokonana, czuję, że nawet jak mi coś wychodzi (w tym przypadku czasowy i logistyczny tetris), czuję się samotna i nierozumiana - i jestem zła na to, że w tym wypadku O. nie wykazał się zrozumieniem i empatią. A z drugiej sam był przy swoich emocjach i to też jest okay. Niech dba o siebie.
Po jakimś czasie chyba załapał, że... że w sumie nei wiem co. Miał prawo być zły i czuć się źle. Ja też miałam prawo czuć się źle i czuć się przytłoczona. I chyba czuć się niesprawiedliwie potraktowana. Chyba załapał, że wylał na mnie frustrację po prostu. A ja nie miałam siły - tak emocjonalnie - na ogarnianie tego, na wyjaśnianie jak się czuję, na empatyczne stawianie się na jego miejscu, na kreślenie granic. Powiedziałam mu tylko (gdy zapytał potem, w trakcie seansu, skruszony, łagodny czy może mnie złapać za rękę, czy się okay czuję), że jestem zmęczona i nie chcę o tym wszystkim co wcześniej mówił teraz rozmawiać. Że chętnie wrócę do tematu, ale później, bo nie mam już dziś na to przestrzeni. Że chcę oglądać film... Powtórzył mi dwa razy, że mnie kocha, trzymał za rękę. Ja też go kocham, ale nie czułam by w tamtej byłoby to fair wobec moich uczuć, by oferować mu wyznania czy pocieszenie, podczas, gdy czułam się tak bardzo źle... Chciałam po prostu obejrzeć Barbie.
Myślę, że film byłby o wiele zabawniejszy, gdybym miała mniej ponury humor i była mniej wydrenowana z energii. Nie miałam siły się śmieć. I boję się tego co czuję teraz, bo to przypomina mi jak się czułam mając depresję - NIE MAM depresji, ale w emocjach u mnie jest coraz więcej przygnębienia.
Po filmie było fajnie. Fajną rozmowę przeprowadziliśmy. Na temat filmu.
Nie mam teraz siły i czasu by o tym pisać, więc skopuję co napisałam @temperance-04 w komentarzu:
Wiesz co? Też wczoraj byłam na tym filmie. Tyle, że nie nastrajałam się na to, że jest to coś rewolucyjnego. To był po prostu miły do obejrzenia film. Ot. Więcej ciekawych rzeczy - jak wszystkie filmy reżyserii Grety - robi ten film widzowi, który jest mężczyzną i przywykł do oglądania popkultury z punktu widzenia i doświadczenia męskiego. My - kobiety - znamy opresyjność systemu i dlatego fabułę Barbie traktujemy ze wzruszeniem ramion i tyle. A dla widza męskiego w zależności od jego osobistych przekonań, wartości czy doświadczeń ten film może poruszać bardzo wiele, aż do bardzo niewiele. Pełne spectrum. Tj. oczywiście też ważne jest nastawienie, poziom empatii itp. Nie wiem czy słyszałaś, że tydzień temu jakiś polski polityk grzmiał w trwodze, że Barbie na koniec filmu idzie zrobić aborcję i dlatego filmu trzeba zakazać. xD Typ żyje w takim świecie w którym do ginekologa kobiety nie chodzą dla zwyczajnej profilaktyki - tylko w sprawie ciąży lub aborcji. To dla mnie było wstrząsające! @.@ I po prawej stronie wśród polityków debata na temat Barbie przybrała właśnie kierunek ideologiczny. Kiedy to szalone! Bo jeżeli ten film ma pozytywne przesłanie to jest to właśnie "kobiety, dbajcie o swój dobrostan! Badajcie się!" - profilaktyka zdrowia wśród kobiet to inspirujące przesłanie! Tym czasem okazuje się, że o ile dla nas, polskich kobiet w XXIw. to tylko wywołuje wzrusz ramion, bo to przecież "normalna sprawa" raz w roku badać się. Nikt tu Ameryki nie odkrył, o tyle wród pewnej grupy młodych i dojrzałych Polaków żyjących w XXIw ginekolog kojarzy się z tylki dwiema opcjami - ciążą lub aborcją xD, a jeżeli film mówi o samostanowieniu o sobie kobiet, a więc przejawianiu "lewicowych" bo "feministycznych" (to fascynujące jak to się niektórym skleja) poglądów to ukazanie w filmie wizyty u ginekologa w ramach percepcji jaką owi mężczyźni obierają doświadczając życia na tym padole Ziemskim może oznaczać tylko jedno: aborcję xD. To jest taki fikołek, by to wzajemne wynikanie przyczyny i wniosku połączyć, że trudno potem nie pozostać w stuporze i nie powiedzieć "WOW", bo to naprawdę gruby temat. I pokazuje jak BARDZO potrzebne jest nauczanie o seksualności w Polskim społeczeństwie!
To jest tak, jakby na informację "W ostatniej scenie filmu o skomplikowanych relacjach międzyludzkich, którego większa część akcji toczy się w czarodziejskim świecie, ostatecznie główny bohater w realnym świecie idzie na coroczne przegląd zdrowia uzębienia do gabinetu stomatologa", ktoś z polityków zinterpretowałby tę informację, przepuścił przez swoje filtry, swoją wiedzę i zagrzmiał z wnioskiem "musimy zakazać tego filmu! Jest szkodliwy społecznie, bo namawia ludzi do leczenia kanałowego!" xD No to jest absurd!
Ten przykład dotyczący publicznej dyskusji o filmie Barbie jest dla mnie świetnym punktem wyjścia do refleksji - że my, kobiety w Polsce mamy zupełnie inną świadomość i mniej rzeczy nas bulwersuje niż olbrzymią część mężczyzn z tego samego pokolenia, którzy chociaż mieli dostęp do tych samych źródeł wiedzy i wzorców, a którzy wybrali inaczej z różnych powodów (min. przez normy narzucone przez patriarchat - mężczyźni też tracę przez patriarchat) i ostatecznie są obrani z tak podstawowej wiedzy o człowieku. Szkoda.
Wyszłam z tego filmu z moim chłopakiem, który jednocześnie ma stereotypowo męskie hobby (momentami na filmie różni Kenowie mówili tak, jak potrafi mówić O. przez co parsknęłam śmiechem xD, poklepywałam go po ręce - oczywiście kontekst czynił tamte zachowania w filmie toksycznymi i dupkowatymi, a mój chłopak nie ma w zwyczaju prężyć się testosteronem, ale teksty szły 1:1 i widziałam jak O. się skręcał na fotelu z krindżu słuchając tego xD), ale zarazem jest fantastycznie otwartym człowiekiem, rozumiejącym potrzeby kobiet, mniejszości itp. Zawsze mi się wydaje, że ta jego otwartość i płynność między tym co w nim kobiece, a tym co w nim męskie i taka bezrefleksyjna akceptacja tego, że jest jaki jest pozwala mu bardzo łatwo przyjmować percepcję kobiet. A tym czasem w drodze powrotnej do domu okazało się, że on był wstrząśnięty odczuciami Barbie. I miał potrzebę o tym rozmawiać! Bardzo taktownie i z ostrożnością, z szacunkiem wyznał, że bardzo mu utkwiła w głowie ta scena, w której Barbie kiedy jechała na rolkach z Kenem w prawdziwym świecie: w tej scenie pada wiele uwag będących oczywistym doświadczeniem kobiet na całym świecie. Dla mnie to był taki "no, tak jest, zgadzam się, takie uczucia na uliczy czują kobiety, norma", a dla mojego chłopaka to było wstrząsające. I to poprowadziło nas do baaaardzo ciekawej rozmowy (nota bene takiej, jakiej potrzebowałam by naładować baterie, takiej z jaką chciałam spędzić tamten wieczór).
Pytał mnie czy na potrzeby filmu ten dialog Barbie i Kena był wyolbrzymiony czy przeciwnie: właśnie tak się czujemy jako kobiety w sytuacjach społecznych, na ulicy. Czy faktycznie jesteśmy umniejszane i uprzedmiotowywane zupełnie ot tak, bez powodu - bo istniejemy... Czy faktycznie czujemy takie spojrzenia na sobie. Z tego wywiązała się naprawdę ciekawa rozmowa o tym, jak faktycznie w naszym świecie trudniej jest być człowiekiem, który jest płci żeńskiej. Przez tą jedną cechę musimy na nowo i wciąż udowadniać swoją kompetencję, mierzyć się z seksualizacją, z nierównościami itp itd
To jest głębsze niż się wydaje - W TEORII o tym się mówi. A dopiero takie okazje jak film Grety Gerwig pozwolił to O. odczuć. W teorii wiedział. W praktyce to go walnęło w tej scenie.
Tym bardziej, że odczucia Barbie kontrastowały z tym, jakie odczucia W TYM SAMYM CZASIE miał Ken.
Dlatego O. wracał do różnych sytuacji, których wspólnie doświadczyliśmy, gdy na przykład mówiłam mu, że jakiś facet się na mnie gabi w obleśny spoób i dlatego chcę odejść. W teorii WIEDZIAŁ i rozumiał. Ale ZOBACZENIE tego z punktu widzenia Barbie wprawiło go w złość nad tą niesprawiedliwością.
Opowiedziałam mu o innych sytuacjach - które są NORMALNE i które łączą doświadczeniami prawdopodobnie wszystkie kobiety na świecie, a które przypomniały mi się pod wpływem sceny w której Ken obserwuje świat realny. Na przykład jak 3 lata temu mieliśmy kontrolę w jednym z działów firmy. Wiedziałam, że do jednego z biur przyjedzie komisja urzędników, wszyscy byli poruszeni, w tym Zarząd i mój cudowny Szef. Zapytałam wtedy mojego zwierzchnika, który przejął ode mnie kontakt z komisją, który był odpowiedzialny za organizację tamtego spotkania czy jak przyjedzie tamten zewnętrzny zespół to czy mam coś przygotować. Przypomnę: zajmuję się przepływem informacji między działami firmy, między klientami indywidualnymi, między instytucjami i między pracownikami. Zajmuję się zarazem administracją, egzekwowaniem milestonsów w projektach, prowadzę przetargi w jednym z działów firmy, prowadzę również projekty i przygotowuję projekty do konkursów. Zajmuję się też archiwizacją poczty, umów komercyjnych, ofert wygranych, przegranych itp itd. Generalnie mam dużo papierów i teczek w dużej ilości szaf i szuflad, a większość z nich opiewa na konkretne sumy. Jestem kompetentną osobą, zajmuję się zarządzaniem i administracją. Takie mam stanowisko pracy. Dlatego naturalnie spodziewałam się, że kontrola (która dotyczyła innego, będącego poza mną działu firmy) może również dotyczyć jakiegoś przedziału czasu lub rodzaju przetargów/klientów w moim dziale firmy - a co za tym idzie mogłabym przygotować wcześniej odpowiednie zestawy dokumentów dla zespołu urzędników. Dlatego za uzasadnione uważałam by zapytać Szefa czy mam coś przygotować, kiedy goście z urzędu już do nas dotrą. A Szef krzątając się przy swoich sejfach odparł w roztargnieniu, że tak, pewnie, że mogę im zaparzyć kawę i przynieść ciasteczka. I mogłabym poodkurzać, żeby było ładniej. -_-" Serio. Zatkało mnie. Z wrażenia nie byłam w stanie nic powiedzieć. Nie zrobiłam kawusi i ciasteczek. Szef robił. Jak biegał z filiżankami z mojego biura do swojego to ponowiłam pytanie, tyle, że precyzyjniej: czy mam przygotować dokumenty do kontroli, a jeżeli tak to z jakiego zakresu. Warknął, że "nie" przyciskając brodą do klatki piersiowej świeżo zakupione opakowanie Delicji i łokciem próbując otworzyć drzwi.
Nie o to chodzi, że korona by mi spadła z głowy, gdybym kawę urzędnikom zaparzyła. Ani z powodu spacerku do Żabki po ciasteczka. Chodzi o to, że nie jest to w zakresie moich zawodowych kompetencji na tym stanowisku. Mogłabym to zrobić prywatnie, gdyby mnie poprosił o to, też prywatnie. Nie poprosił. Tym czasem ten łoś w sytuacji zawodowej zlewa zupełnie cechę "kobieta" z "osoba parząca kawę i przynosząca ciasteczka" podczas, gdy zarządzam jego firmą za chujowe pieniądze!
Też przez 4 lata pracy z tym zespołem, kiedy zgłaszałam Zarządowi problem techniczny z działaniem produktu/strony (prowadząc zespoły informatyków) oni zaczynali od tego by najpierw ustalić czy wiem jak działają programy. Np: zahakowane skrzynki e-mail. Dzwonię, podaję info, a oni mi tłumaczą, że na pewno wszystko dobrze działa i tłumaczą mi jak wyglada interface, gdzie mam "okienko" i gdzie i co powinnam wpisać. Cedzę przez telefon, że WIEM jak wyszukiwać maile na skrzynce i problemem nie jest to, że nie potrafię znaleźć maila, tylko, że skrzynka jest shakowana: dopiero jak wysyłam zdjęcie/screen pulpitu słyszę "faktycznie, jest shakowana. Wiesz, myślałem, że ty jak kobieta, gubisz się przy komputerze", i ZA KAZDYM RAZEM musiałam tym głąbom przypominać, że pracowałam w photoshopie, w CADach, w 3Dmaxach i innych Blenderach, że od dziecka ciełam w Duke Nukem, WOWa i Wieśka, żeby przestali do mnie mówić jak do nooba skończonego, tylko rozmawiali jak z kompetentną osobą, która zatrudnili do cholery... ALE KURWA OD PISANIA TEGO SZLAG MNIE TRAFIA NIE CHCĘ TU PRACOWAĆ. MIZOGINIA I CWANIACTWO CHCĘ NA UOP. Musze zawijać bo to tragedia.
W nocy, na światłach (jak wracaliśmy z kina do domu) O. zaparło dech. Nie wyobrażał sobie, że tak to wygląda... no i znowu mnie trafia jak nawet mój mocno otwarty chłopak ma inne doświadczenia, jak jego świat jets bezpieczny i sprzyjający i jak wiele doświadczeń nigdy nie będzie jego udziałem, bo jest silnym, młodym, barczystym i mierzącym coś tam ponad 180cm wzrostu facetem...
Jak może tylko sobie wyobrażać, że podczas, gdy idziemy razem, kochamy się i szanujemy się, to ja mogę doświadczać od tlumu zupełnie innych emocji/vibe'u niż on. Różnica to gender i płeć biologiczna - dwa czynniki, które tak mocno definują komfort życia w społeczeństwie :(
I najlepsze jest to, że po wyjściu z innego filmu Grety - z "Małych kobietek" - wraz z moimi kolegami, też bardzo otwartymi facetami, którzy znali poprzednie adaptacje NAGLE wywiązała się pełna emocji i niezgody rozmowa o fabule. Dla mnie ten film był zwyczajnie "fajny", okay, śledziłam znaną historię, skupiałam się na warstwie wizualnej filmu i wyszłam zadowolona, nic (poza monologiem Saorse Ronan - ryczałam) mnie nie zaskoczyło. A moi koledzy wyszli z zupełnie innym doświadczeniem- byli wstrząśnięci jak bardzo "nie ważny" Laurie był w tym filmie. Że był tylko "dodatkiem" do drogi Joe. Serio: totalną irytację wywołało w facetach to, do czego przywykli, a czego w filmie Grety nie zobaczyli - że męski bohater, nawet jedyny w fabule musi być tak samo ważny, jak główna bohaterka. A tak było w poprzednich adaptacjach! Tym czasem u Grety to nie opowieść o nieszczęśliwej miłości Joe i Lauriego, tylko o drodze Joe oraz na drugim planie jej sióstr i sąsiada.
Jestem spompowana... straszny chaos...
Uciekłam od tematu siostry, aby zająć się swoim - sis obiecała, że częściej będzie dawać znać. Wyszła podczas mojego uwijania się w kuchni na pierwszy króciutki SAMOTNY spacer z psem od 17 dni xP mówi, że super przeżycie. xP W tym czasie Szwagier lulał synka i pytał mnie o pracę... ja mu relacjonowałam jak u mnie w tmeacie poszukiwań pracy siekając świeże warzywa na sałatkę, jednocześnie opowiadając o tym tak lekko, bo wciąż byłam w radosnym stanie niedowierzania, że KRÓLICZEK naprawdę istnieje w ramionach mojego Szwagra(dalej mi się wydaje to być koncepcją fantastyczną - nie dowierzam, że moja siostra wydała na świat człowieka @.@) i im więcej mówiłam o pracy, o swojej sytuacji, o dochodzie, o tym, że bardzo niepewnie się czuję, ze od tylu lat żyję od 1 do 1 dnia miesiąca i że jestem wdzięczna za obecność O., ale też sfrustrowana, bo nie wiem co robię źle! A zarazem czuję się przybita, przytłoczona.... i NAGLE ogarnął mnie taki smutek - po prostu z tej radości poleciałam w taki LĘK i SMUTEK, zapikowałam tak szybko, że zadławiłam się nagłym szlochem i się poryczałam. @.@ Znowu płynęły łzy, ale już nie ulgi, tylko takiego strachu i bezradności.... a zarazem przy szwagrze czułam się bezpiecznie to wszystko okazując, a zarazem kurde, to mój shit do ogarnięcia, on ma swój ma nową rolę w życiu, nie mogę go tym obarczać! Poczułam się tak głupio... I tak sprzecznie! Tyle emocji na raz!
Po prostu mam taki rollercoaster w emocjach, że nie wyrabiam...
Szwagier milczał, jak ocierałam łzy. Chciałam się ogarnąć zanim siostra wróci. Jak wróciła zadzwoniła mama pytając czy może podjechać zobaczyć córki, wnuka i odwieźć mnie potem na dworzec. W tym czasie okazało się, że Szwagier sprawdzał jak tam u niego w pracy z ewentualnymi ofertami zatrudnienia, projektami wsparcia dla kobiet w IT (o tym mi mówił wcześniej - że to może być dla mnie szansa, bo teraz nie ma zatrudnień ludzi "z zewnątrz") i przy okazji nie powstrzymał się przed obadaniem swojej zawodowej skrzynki mailowej (on teraz jest na urlopie i miał się nienakręcać pracą - którą lubi i którą lubi się nakręcać) - w rezultacie moja siostra na niego nakrzyczała, ratowałam go wyjaśnieniem, że to dla mnie robi, z mojego powodu. A potem wpadli rodzice. Wytulali mnie - czułam się kochana, ale też zakorkowana, bo na moje lęki teraz ZNOWU w tym środowisku nie ma przestrzeni, ani czasu by zostać wypowiedziane, utulane. Czuję się taka... smotna. Miałam pociąg jeden o 16:15 - nie było szans, że na niego zdążę, bo jeszcze gotowałam. Ale jak podałam już im obiad (siostra zjadła tak szybko i tak głośno jęcząc, że SMACZNE, że miło było patrzeć <3 cieszę się), przywitałam się z rodzicami, a na zewnątrz walnęła burza z piorunami, wtedy o 16:30 tata odwiózł mnie na dworzec, a 10 minut później już byłam w pociągu. Udało się, wszystko na czas.Potem problem z tramwajami był, więc ostatecznie do mojego mieszkania weszłam o 17:50 absolutnie szcześliwa, że teraz jestem w bezpiecznym, swoim miejscu, z moim bezpiecznym, swoim człowiekiem, przed którym moge się odkryć z uczuciami.
No i wyszło jak wyszło...
Musze z nim o tym porozmawiać dzisiaj...
Nie wiem co się ze mną dzieje... jestem teraz tak rozchwiana, w jakimś momencie przemian... nie mam siły.
A dziś rano, podczas spaceru z pieskiem ratowałam przewróconą staruszkę. Skończyło się na pogotowiu - krucha starsza Pani sobie szła z warzywami w siatkach, chodnikiem i bum... i nie wyglądało groźnie, przewróciła się, potoczyły się z siatek brzoskwinie, kapusta, cebula. Miała problem by wstać z ziemi, zdawała się zdezorientowana. Naprawdę nei wyglądało to groźnie, ale ma zdartą skórę WSZĘDZIE (obydwa kolana, łydki, łokcie, przedramiona, wnętrza rąk i czoło), masę krwi :(. Pobiegłam do niej - mój piesek razem ze mną. Pomogli mi pracownicy zieleni miejskiej - zawieźliśmy razem ich wozem Panią do przychodni, a stamtąd na pogotowie. Byłam z pieskiem - przypomnę: mój szczeniaczek BOI się ludzi, wpada w panikę w obecności ludzi, ostrzegawczo i ropaczliwie szczeka nadrabiając, że niby jest taka "groźna" - więc pomoc starszej pani teraz odchorowuje mój szczeniaczek, który schodził podczas całego procesu na zawał (jak pomagałam Pani wstać i zbierać zakupy z ziemi przypięłam małą do ogrodzenia pobliskiego drzewa, a potem wiozłam na kolanach).
Nie chcę mi się nic.
Nie mam siły.
Czuję dużo sprzeczności i mam wrażenie, że łatwo by było uznać, że jestem "ofiarą sytuacji" to oddaje odpowiedzialność z moich barków. Ale ja jestem jedyną osobą, która może tą sytuację poprawić - i tej myśli się trzymam. Nie zmienia to faktu, że jest mi tak cieżko...
13 notes
·
View notes
Text
Pozwól, że opowiem Ci o znajomości,
która trwa,
chociaż nie jest pewna
swojej przyszłości, jednak
pozwala pisać mi teksty o miłości
prawie tak intensywne
jak kolor jej paznokci.
A byłoby tak spokojnie, gdyby nie ten jeden sen o pikniku... Z Tobą w pastelowo-zielonych paznokciach
3 notes
·
View notes
Text
Rokokowy seans filmowy, warsztaty tańca historycznego, performans Anny Królikiewicz czy spektakl Teatru Czterech – to tylko niektóre z atrakcji przygotowanych z okazji zakończenia wystawy „Szaleństwo rokoka! Fascynacja rokokiem na Śląsku (XVIII–XXI w.)”.
W finisażowy weekend 12–14 stycznia w Pawilonie Czterech Kopuł Muzeum Sztuki Współczesnej zaplanowano kilkanaście wydarzeń dla dzieci, dorosłych i osób z niepełnosprawnościami. Warto też wybrać się wcześniej – od 9 do 14 stycznia 2024 wystawę można oglądać dłużej – czynna będzie od 10:00 do 19:00, a w sobotę 13 stycznia 2024 aż do 20:00!
„Szaleństwo rokoka!” (14.07.2023–14.01.2024) to wystawa przygotowana z okazji jubileuszu 75-lecia Muzeum Narodowego we Wrocławiu. Pokazano na niej ponad 500 dzieł sztuki – od malarstwa, rzeźby i grafiki, poprzez złotnictwo, meble, porcelanę, ubiory i akcesoria mody aż po fotografie i instalacje wideo. Ekspozycję uzupełniają prace współczesnych artystów, dla których rokoko jest źródłem inspiracji. To pierwsza w historii muzealnictwa wystawa poświęcona sztuce rokokowej i neorokokowej na Śląsku, a zarazem wielka afirmacja stylu, który w dalszym ciągu fascynuje, inspiruje i zaskakuje.
12 stycznia, godz. 16:00
Pawilon Czterech Kopuł zaprasza na oprowadzanie po wystawie. Wstęp z biletem na wystawę czasową.
godz. 18:00
„W trójkącie” (reż. Ruben Östlund, 2022). Pokaz filmu poprzedzony prelekcją Aleksandry Szwedo i tłumaczone na j. niemiecki. Wstęp wolny.
Nagrodzona Złotą Palmą szalona komedia Rubena Östlunda „W trójkącie” zaprasza na pokład luksusowego jachtu, pośród najbogatszych ludzi świata, gdzie rozlewa się ocean szampana, brodzi się w morzu pieniędzy, a stojący za sterem kapitan zawsze płynie pod prąd. Choć nie jest to film bezpośrednio osadzony w epoce rokoka, porusza tematykę związaną z przemysłem mody, powierzchownością i manipulacją, co pozwala dostrzec analogie do wybranych aspektów rokoka nie tylko w kontekście stylistycznym, ale przede wszystkim społecznym. Ciekawym głosem w tej dyskusji są także prezentowane na wystawie rzeźby autorstwa grupy AES+F.
13 stycznia, godz. 11:00
Oprowadzanie kuratorskie szlakiem mody, prowadzenie: dr Małgorzata Możdżyńska-Nawotka. Wstęp z biletem na wystawę czasową.
godz. 14:00
Architektura rokokowa w Bawarii – wykład dr. Dariusza Galewskiego. Wstęp wolny.
Podobnie jak w innych krajach Europy Środkowej, także w elektoracie Bawarii w połowie XVIII w. istotnym nurtem stało się rokoko, współistniejące z późnym barokiem i wczesnym klasycyzmem. Jego cechami charakterystycznymi były stosunkowo proste z zewnątrz bryły budowli, pozbawione podziałów porządkowych, wyróżniające się jednak smukłością i lekkością fasad. Kontrastowała z tym bogata pastelowo-złota lub srebrna dekoracja wnętrz przenikniętych światłem, w których dominowała delikatna i wyrafinowana ornamentyka rocaille. Wymienione cechy obce dziełom baroku zadecydowały o wyjątkowym obliczu bawarskiej architektury, zarówno sakralnej jak i rezydencjonalnej połowy XVIII w., o czym świadczą liczne dzieła Dominikusa Zimmermanna, Johanna Balthasara Neumanna czy François de Cuvilliés’a.
godz. 16:00
Liberté! Wątki rokokowe w kinie współczesnym – wykład Aleksandry Szwedo. Wstęp wolny.
Rokokowe rozpasanie spowodowane nudą wolności to wdzięczny temat dla współczesnej kinematografii. Wychodząc od filmowego dzieła Alberta Serry Liberté!, przyjrzymy się odważnym, niekonwencjonalnym próbom poszukiwania przyjemności i nowych doznań przez XVIII-wieczną burżuazję, a bohaterami filmowych realizacji będą m.in. Maria Antonina, markiz de Sade, Pierre Beaumarchais czy Giacomo Casanova.
godz. 17:30
Sekrety rokokowych arystokratów – spacer edukacyjny, prowadzenie: Michał A. Pieczka. Bilety w cenie 10 zł. Zapisy: [email protected], 71 712 71 81
godz. 19:09
Teatr Czterech: Stan zero – spektakl z audiodeskrypcją w wykonaniu Teatru Czterech. Wstęp wolny.
Rokoko to bardzo niecodzienny gość w Muzeum Sztuki Współczesnej, chcemy więc wizualnie scharakteryzować obie te estetyki i pokazać przejście między nimi – z rokoka z powrotem do muzealnej, współczesnej bieli. Specyficzna pruderia rokoka, która pod licznymi maskami skrywa różne pokrętne niekiedy praktyki moralne, zostanie przed widzem – dosłownie i metaforycznie – rozebrana. Do bielizny, do bieli, do człowieka. Do współczesności – która ma także, jak wiemy, swoje rytuały ukrycia.
godz. 12:00
Słuch: jak brzmi rokoko? Integracyjne warsztaty sensoryczne z audiodeskrypcją oraz tłumaczeniem na polski język migowy, prowadzenie: Paweł Romańczuk, dr Agata Iżykowska-Uszczyk, tłumaczenie PJM: Elżbieta Resle.
W ramach ostatniego spotkania z cyklu „Rokoko w zmysłowej odsłonie” poznamy ten niezwykły okres w jego muzycznej formie. Spróbujemy odkryć w ciele wibracje towarzyszące dźwiękowej warstwie wystawy. Zastanowimy się, jak artyści współcześni dopełniają ten wizualny kolaż o elementy akustyczne. Bilety w cenie 10 zł. Zapisy: [email protected], 71 712 71 81
14 stycznia, godz. 13:00
Sekrety rokokowych tańców – warsztaty tańca historycznego z udziałem członków Zespołu Tańca Dawnego Uniwersytetu Wrocławskiego, prowadzenie: Klaudia Dąbrowiecka. Pokaz (połączony z warsztatami) kilku najpopularniejszych w okresie rokoka układów tanecznych, bez których nie mógł się odbyć karnawałowy bal w owym czasie. Prowadzący będą oczywiście w kostiumach z epoki! Wstęp wolny.
Działający od 2010 roku Zespół Tańca Dawnego Uniwersytetu Wrocławskiego zajmuje się odtwarzaniem tańców historycznych z epoki renesansu i baroku, skupiając się na francuskich i włoskich tańcach z XVI i XVIII wieku. W trakcie finisażu zespół zaprezentuje repertuar XVIII-wieczny, w tym takie tańce jak bourrée, gawot, menuet i forlana w choreografiach m.in. L. G. Pecoura i C. Balona. Po pokazie zaplanowana jest nauka prostych kontredansów. Zapraszamy!
godz. 14:00
Drugie, trzecie i… piąte rokoko w dekoracji szkła – wykład Elżbiety Gajewskiej-Prorok. Wstęp wolny.
Osiemnastowieczny ornament rokokowy: strzępiaste muszle, „kogucie grzebienie”, przenikające się elementy architektoniczne i pierzaste wici roślinne z girlandami kwiatów były wizualne niezwykle atrakcyjne i dekoracyjne. Odrodzenie zainteresowania sztuką i ornamentem rokoka nastąpiło w latach 30. XIX w. we Francji, gdzie celowo promowano sztukę rokoka wraz z restauracją dynastii Bourbonów. W tym czasie szeroko wykorzystywano ornamentykę rokokową w dekoracji neorokokowych wnętrz i sprzętów. Meble i naczynia – szczególnie szklane, niekoniecznie o formach rokokowych – były zdobione stylizowanym, rokokowym ornamentem. Moda ta odezwała się jeszcze w latach 80. XIX stulecia w okresie secesji, a także w latach 20. XX wieku. Najciekawsze naczynia ze szkła barwionego w masie, zdobione w duchu rokoka powstawały w austriackich Czechach i na Śląsku. Ich przykłady zobaczyć można na kończącej się właśnie wystawie „Szaleństwo rokoka!” w Pawilonie Czterech Kopuł.
godz. 15:30
Sielanki i przebieranki – odsłona druga. Spacer edukacyjny na finisaż wystawy „Szaleństwo rokoka! Fascynacja rokokiem na Śląsku (XVIII–XXI w.)”, prowadzenie: Michał A. Pieczka. Wspólnie z prowadzącym, który dosłownie przybył z czasów rokoka do XXI wieku, uczestnicy przeżyją niezapomniane przygody w świecie sztuki i z nieskrępowaną radością poddadzą się rokokowej sielance! Bilety w cenie 10 zł. Zapisy: [email protected], 71 712 71 81
godz. 14:00
Robe à la francaise – performance Anny Królikiewicz na zakończenie wystawy „Szaleństwo rokoka! Fascynacja rokokiem na Śląsku (XVIII–XXI w.)”. Autorem oprawy muzycznej performance’u jest Maciej Stendek. Wstęp wolny.
Wydarzeniem wieńczącym wystawę „Szaleństwo rokoka!” będą działania performatywne malarki, autorki instalacji, artystki wizualnej, która w swoich realizacjach często sięga po wątki kulinarne. Anna Królikiewicz nie tylko wprowadza je w szeroki kontekst historii kultury, ale w swych plastycznych spektaklach próbuje też zwracać uwagę publiczności na problemy współczesnego świata. Tak będzie i tym razem, a bohaterem wieczoru stanie się Marie-Antoine Carême – urodzony w XVIII wieku cukiernik i twórca wysokiej francuskiej kuchni.
Materiał powstał we współpracy z Muzeum Narodowym we Wrocławiu / fot. Karina Bartosiewicz-Gumienny
0 notes
Photo
Ukończony decoupagowy kuferek na biżuterię. ✨ _________________________________ Finished decoupage jewellery box. ✨ Follow me: https://www.facebook.com/elventaleartworks/ https://merielelventale.wordpress.com #elventale #elventaleartworks #decoupageart #decoupagelover #decoupage #artystanainsta #artystycznie #artistoninsta #artist #art #white #pastelblue #pastelowo #gift #giftideas #christmastime #christmas #xmasgift #xmasgiftideas #xmas #xmastime #handmade #handmadeideas #creative #creativeideas
#pastelowo#christmastime#xmasgift#artist#artystycznie#white#decoupage#artistoninsta#art#creativeideas#xmas#decoupagelover#handmade#giftideas#elventale#xmastime#elventaleartworks#artystanainsta#pastelblue#christmas#handmadeideas#creative#decoupageart#gift#xmasgiftideas
0 notes
Photo
Już w sobotę:) Wiosennie i wielkanocnie z #Ladybug ! #warsztatykartkowe #warsztatyscrapbooking #kartki #wielkanoc #pastelowo #zrelaksujsie (w: RobotkiStefci)
0 notes
Photo
Pastelowe poranne mgły nad Loarą, zawierające linię horyzontu. #pozdrawiamzfrancji #barbarawicher #pozytywnaenergia #dolinaloary #światjestpiękny #loara #mgła #mgiełki #francja #bloismaville #magicinlife #lifeisbeautiful #magicinlife #magicmoments #magicznachwila #krajobraz #unescoworldheritage #listaświatowegodziedzictwaunesco #wschódsłońca #poranek #instaniedziela #pastelowo #naturephotography #travel (w: Blois) https://www.instagram.com/p/CUR3WDsM8YC/?utm_medium=tumblr
#pozdrawiamzfrancji#barbarawicher#pozytywnaenergia#dolinaloary#światjestpiękny#loara#mgła#mgiełki#francja#bloismaville#magicinlife#lifeisbeautiful#magicmoments#magicznachwila#krajobraz#unescoworldheritage#listaświatowegodziedzictwaunesco#wschódsłońca#poranek#instaniedziela#pastelowo#naturephotography#travel
0 notes
Text
Czeba opisać ten pastelowo-gejowy czas, yo.
Jestem wdzięczny, że jestem młody, jestem wolny i jestem tutaj.
0 notes
Photo
Cukierkowo, pastelowo od 🎨 @rossa_sneakers ⠀ ⠀ Siema 👋🏻 przedstawiam Wam dziś efekty renowacji oraz customu Nike Af1 Sage Low . Będzie to pierwszy z trzech postów tej parki 👍🏻 Buty były mocno zużyte z licznymi przetarciami , jak widać udało się je doprowadzić do porządku i stworzyć z nich unikalna parke 🔥 ⠀ ⠀ ⠀ Na końcu posta można zobaczyć zdjęcia jak buty wyglądały przed 😃 Dajcie znać czy buty Wam się podobają i czy efekt jest okej 😃 ⠀ #customshoe #airforce1custom #vanscustom #jordan1low #artoftheday #customtrainers #customjordans #customsneaker #sneakercustoms #shoecustoms #sportshoes #angelusbrand #shoeslover #shoesfashion #customshoeskicks #customshoespainting #af1custom #repaintshoes #nikecustom #customairforceones #sneakercustom #shoespainting #shoescustom #shoeartist #customnikes #customaf1 #nikelow #conversecustom #customnike #customairforce1 https://www.instagram.com/p/CJV9tzLsdnq/?igshid=xlltf0trr5ry
#customshoe#airforce1custom#vanscustom#jordan1low#artoftheday#customtrainers#customjordans#customsneaker#sneakercustoms#shoecustoms#sportshoes#angelusbrand#shoeslover#shoesfashion#customshoeskicks#customshoespainting#af1custom#repaintshoes#nikecustom#customairforceones#sneakercustom#shoespainting#shoescustom#shoeartist#customnikes#customaf1#nikelow#conversecustom#customnike#customairforce1
0 notes
Photo
Z rana wita Was lisek 🦊 Chyba jedyny naszyjnik, poza amuletami słowiańskimi, gdzie w ogóle nie użyłam czerni 🖤 Ale po wiosennym i letnim (to ten tańczący) lisku, przyszedł czas na jesiennego i jakoś tak od razu wiedziałam, że ma być kolorowo, trochę pastelowo i słodko 😉 Dobrego dnia dla Was! ✌🏻❤🙂 #lis #lisek #fox #drewniany #wooden #rękodzieło #ręczniemalowane #handmade #handpainted #artmarippie #las #forest #woods #magic #magicart #natureart #slavic #natura #magicaljewelry #magicznabiżuteria #magicznabizuteria #amulet #talisman #autumn #autumnmagic #słowiański #slavicart #instaart #magicalforest #biżuteria https://www.instagram.com/p/CHM1D7MBB3u/?igshid=16lmb6779i1p
#lis#lisek#fox#drewniany#wooden#rękodzieło#ręczniemalowane#handmade#handpainted#artmarippie#las#forest#woods#magic#magicart#natureart#slavic#natura#magicaljewelry#magicznabiżuteria#magicznabizuteria#amulet#talisman#autumn#autumnmagic#słowiański#slavicart#instaart#magicalforest#biżuteria
0 notes
Text
17.07.2019
Wczoraj przyjęliśmy wizytę położnej środowiskowej.
Dzisiaj B. odpadł kikut pępowiny. Fioletowo-zielono-żółty, mackowaty sznurek, który z dnia na dzień czerniał i marniał, w końcu został znaleziony przez P.A. na naszym prześcieradle, oderwany, leżący luzem. W pępku pozostało gniazdo połyskującej wilgocią, żółtawej brei, gdzieniegdzie poplamionej krwią. Dużo paniki ze strony P.A. W końcu obmyliśmy pępek octaniseptem, i to właściwie tyle w temacie.
Zażartowałem, że według obyczaju powinniśmy ją zjeść.
[przepisane z zeszytu:]
04.07.2019
13:30
2 cm rozwarcia. Czyli powoli zaczyna się. [...] pisze, że lekarze będą za chwilę “sprawdzać” wody płodowe. Jadę autobusem.
13:50
Na miejscu. Niby nic. Skurcze co ok. 6 min. ale nikt nie bije na alarm. Anię rozpiera. Na sali pięć kobiet - duża rotacja, oprócz tylko jednej dz-ny, która leży tu prawie od początku ciąży.
Położne pozwoliły nam zejść do cafe-baru z oporami, i nakazały od razu wracać na oddział [patologii ciąży].
.................................................................................
Rozmowa na sali na temat: czy trawa mogłaby przyspieszyć/ułatwić poród? Co łożysko zatrzymuje, a co przekazuje dziecku? I w jakim tempie?
15:20
Zbieram się z powrotem na K-ą.
Spakować:
- KLECHDY SEZAMOWE
- ok. 2 LITRY WODY
- KANAPKI + INNE JEDZENIE
- RĘCZNIK (ŚREDNI)
- 2 PARY GACI
15:40
Siedzę na przystanku, czekając na autobus 133.
05.07.2019
09:40
Około dwadz-cia min. temu [P.A.] obudziła mnie telefonem. “[D.], rodzę. Położne zabierają mnie na salę. Tu zostanie jedna moja torba, ta większa. Weź ją proszę. I wodę. Przynieś wodę. Baterie podładowane?”
“Podładowane!” eksklamowałem z zaskakującym entuzjazmem (noc - ciężka).
“Dobrze. Przydadzą się.”
“Całuję”
Wziąłem prysznic. Dopakowałem do torby kanapki, chleb na zapas, bluzę dla [P.A.], bo zrobiło się chłodniej. W warzywniaku kupiłem wodę, dwa pączki, Kilka pierników. Te ostatnie już nie istnieją. 133 podjechał od razu.
11:50
Od ponad godziny w “sali rodzinnej”. Pastelowo. Miękko. Drabinka do rozciągania, piłki. Toaleta z prysznicem. Mata i “pufa”. Odtwarzacz z odbiornikiem radiowym i czyt-em płyt. Wentylator, na szczęście obecnie niepotrzebny.
[P.A] skakała na piłce. Skurcze coraz silniejsze. Podczas sikania jeden był na tyle silny, że myślałem, iż zacznie wyć. Ale nie.
Teraz podpięta do KTG. “Na leżąco jest trudniej”. “Boli. Bardzo boli”. Zielone cyfry przeskakują rosnąco aż do liczby 63, potem natężenie skurczu spada.
14:00
W sali obok słychać krzyk noworodka. U nas postępy ledwo widoczne lub wręcz żadne.
................................................................
0 notes
Photo
Pastelowo. #kładkabernatka #wisla #vistula #krakow #igerskrakow #vscokrakow #typ_krakow #krakow360 #malopolska #malopolskatogo #poland #pocztowkazpolski #igerspoland #vscopoland #throwback #november #pink #pastel #pale #river #landscape #city #bridge #calm #happy (w: Kładka Ojca Bernatka)
#bridge#krakow#vscopoland#pale#happy#landscape#wisla#pink#pastel#typ_krakow#igerskrakow#vistula#calm#pocztowkazpolski#city#vscokrakow#igerspoland#throwback#november#poland#malopolska#malopolskatogo#kładkabernatka#river#krakow360
1 note
·
View note
Text
Mój osobisty bóg wyglądał jak mężczyzna dojrzały, wysoki, ciemnowłosy i lekko siwiejący. Miał twarz w kształcie bardzo dojrzałej gruszki, intensywnie zielone oczy, silne ręce o trochę nierówno obciętych paznokciach. [...]Bóg pachniał bryzą i siekanymi migdałami, kroplami rosy w ogrodzie o poranku i świeżo pociętym drewnem, i słomą, i bardzo zieloną trawą po ulewnym deszczu. Popołudniami pachniał stronicami świeżo wydrukowanej książki i naturalnym jogurtem mlecznym, a gorącym lwem, kiedy zapadała noc. I brzoskwinią, miękką, białą, bez tego niemiłego wrażenia, które czuje się w zębach, gdy się ją ugryzie zbyt mocno. Bóg miał zwichrowany włosek nad prawą brwią, z którym zawsze się witałam, kiedy się spotykaliśmy. Pewnego dnia zniknął, więc desperacko rzuciliśmy się na poszukiwania go między prześcieradłami. Zwichrowany włosek odszedł na zawsze. Po miesiącu pojawił się następny. Właśnie wtedy przekonałam się, że istnieje nieśmiertelność. Bóg zawsze mnie zaskakiwał! Bóg miał ciekawe zęby. Białe, ale nakładające się jedne na drugie, kiedy się śmiał, wyglądał jak małe dziecko z mlecznymi zębami, które nigdy nie wypadną. Bóg nigdy się ze mną nie kłócił. Kiedy się obrażałam, przyglądał mi się swoimi wielkimi oczami i całował delikatnie po twarzy, żeby mnie uspokoić. Bóg miał instynkt matki, której dziecko płacze. Kiedy się bałam, brał mnie w ramiona i huśtał w niewidzialnej kołysce. Usta boga były delikatne, pastelowo różowe, jakby używał szminki, i odmieniał mnie, kiedy mówił, że myśli o mnie w każdym ułamku sekundy. Bóg nauczył mnie dawać najpiękniejszy z prezentów - pocałunki. Pożerał moje usta. Ja, prawdę mówiąc, nie robiłam tego zbyt dobrze. Ale rzadko kiedy mi o tym mówił. Bóg również płakał całymi nocami, ukryty pod poduszką, słuchając symfonii „Nowego Świata'' Dworzaka, kiedy wiedział, że jestem w ramionach innego. I wtedy odkryłam, po raz pierwszy w życiu, że łzy mężczyzny są najlepszym prezentem dla zakochanej kobiety
0 notes
Photo
Nad Loarą wieczorową porą. #pozdrawiamzfrancji #światjestpiękny #loara #nadloarą #nadrzeką #spacer #francja🇫🇷 #miastowefrancji #blois #bloismaville #badzturystawswoimmiescie #graświateł #francja #dolinaloary #zwiedzamświat #piękno #pejzaż #krajobraz #lato2021 #spokoj #pozytywnie #łódki #statek #pastelowo (w: Blois) https://www.instagram.com/p/CTNVoHAMpb3/?utm_medium=tumblr
#pozdrawiamzfrancji#światjestpiękny#loara#nadloarą#nadrzeką#spacer#francja🇫🇷#miastowefrancji#blois#bloismaville#badzturystawswoimmiescie#graświateł#francja#dolinaloary#zwiedzamświat#piękno#pejzaż#krajobraz#lato2021#spokoj#pozytywnie#łódki#statek#pastelowo
0 notes
Text
wracam
Wracam z domu. Siedzę w pociągu. Starszy pan tak długo dopytywał w kasie o swoje pociągi do Zielonej Góry, że nie zdążyłam kupić biletu w kasie. Myślałam o tolerancji, bo kiedyś też mogę być na jego miejscu. Mogę wolno myśleć i nie będę dobrze słyszeć. Uroki posiadania ciała, które się starzeje. Myślę o tym, że jako introwertyk(czka) najbardziej wpływają na mnie moje subiektywne odczucia. W dodatku jestem Rybą i często uciekam od rzeczywistości. Interesująca kombinacja. Trochę skrajna czasami, ale zdaję sobie z tego sprawę, więc kreuję również przeciwieństwa wyrównujące. We mnie i wokół mnie panuje harmonia równowaga i spokój ducha. Przede mną siedzą jacyś chłopcy, wiek licealny, wyglądają jak z serialu komediowego o grupce nerdów. Mają dobrą energię. Nie wiem, na jakiej podstawie tak uważam, tak po prostu czuję. Polegam na swoich odczuciach chyba za bardzo. Czasem były zbyt negatywne, a życie obiektywnie było bardziej jasne i pastelowo-różowe. Miłość jest tematem wiodącym w moim życiu. Psychologia jako nauka o życiu, nauka o wszystkim. Bardzo dużo zauważam, czuję się bardzo dobrze psychicznie i fizycznie. Czuję się bystra, silna, pewna siebie. Ludzie pewni siebie wiedzą co ignorować. Na tym to polega.
0 notes
Photo
Just Pinned to Na topie: Pastelowo BUY NOW ! #new #spring #summer #collection #sukienkishop 4 #polishwoman & #polishgirl https://ift.tt/2rta0X5
0 notes
Photo
🌷 Kwiatowa inspiracja świąteczna... lekko, pastelowo, wiosennie 🔆 📷 'Flowering Magnolia' - ©B. and E.Dudziński 👉 bit.ly/kwiatyDCN #dcngallery #artoftheday #obrazy #contemporaryart #obrazynaplotnie #canvas #bnw #artgallery #fotoobrazy #canvasart #reprodukcje #homedesign #obrazydokuchni #modernart #obrazynowoczesne #interiordesign #zdjecienaplotnie #homedecor #obrazydosypialni #instaart #obrazywroclaw #decoration #wallart #picoftheday #sztuka #artwork #sztukapolska #inspiration #galeriasztuki #design (w: Wroclaw, Poland)
#zdjecienaplotnie#decoration#bnw#design#obrazynaplotnie#galeriasztuki#reprodukcje#obrazynowoczesne#canvasart#homedesign#obrazywroclaw#contemporaryart#obrazydokuchni#fotoobrazy#obrazy#wallart#artwork#canvas#artgallery#artoftheday#interiordesign#homedecor#instaart#inspiration#sztuka#modernart#picoftheday#dcngallery#sztukapolska#obrazydosypialni
0 notes