#drewniany
Explore tagged Tumblr posts
Text








Warszawa, Piaseczyńska.
#warszawa#warsaw#warsaw architecture#warsawstreets#architektura#architecture#warsawarchitecture#drewniany#dom drewniany#drewniaki#mokotow#mokotów
10 notes
·
View notes
Text

“Polska - Górny Śląsk. Stary kościół drewniany / Poland - Upper Silesia. Old Wooden Church” Stefan Norblin c.1924
40 notes
·
View notes
Text
uwielbiam oglądać koronę królów jak akurat leci, to takie niesamowite gówno. drewniane aktorstwo, drewniane kwestie, drewniany scenariusz, puste i czyste sety, kiece z poliestru i biżu z h&mu, no i najchujowsze z chujowych peruki <3
38 notes
·
View notes
Text
5.02.25
Chciałabym po prostu aby ktoś przy mnie był, już na wieki. Może jestem naiwna, ale gdzieś głęboko w sercu ja w to wierzę że znajdę kiedyś gdzieś taką osobę. Chciałabym też mieć swój własny mały domek drewniany, stylizowany na stary. W salonie stałby stół na którym pisałabym wiersze, bo miałabym dużo pomysłów. W końcu nauczyłabym się żyć po swojemu i może już nie byłabym chora. To moje marzenie. Mężczyzna który by mnie kochał, mały drewniany domek i zdrowie. Więcej mi do szczęścia nie trzeba.
9 notes
·
View notes
Text
3-7.04.2024
Środa to byłam na maksa zdołowana i totalnie zdeterminowana do zakończenia swojego życia
Do tego stopnia że dopuściłam się próby a nawet paru
Nie ogarniam jak udało mi się bez bólu dobić do żyły i tętnicy
Do teraz nie ogarniam
Wiem że jestem zdolna do tego ale że nie odczuwam bólu ?
Przeraża mnie to jak teraz o tym myślę
Chyba znowu się odcięłam ale od ciała po prostu
Żyje choć utraciłam bardzo dużo krwi przez co jestem zdziwiona że mimo tego udało mi się to wszystko ukryć
W czwartek chciałam tą próbę powtórzyć ale coś mnie powstrzymało
Miałam mieć wtedy premierę filmu na Disney+
I obejrzałam
I wiecie co ? Po tym filmie myśli uciekły w cholerę i wróciła mi jakby nadzieja
Czemu filmy animowane na mnie tak działają ? 😅
Film miał tytuł "Życzenie"
Zajebbiste. I czemu to miało się trochę do mojej niedawnej sytuacji ?! Disney czy ty mnie prześladujesz ? 😂
Może trochę spojler ale dobra xD
Ja tak to zrozumiałam że dziewczyna chce pomagać innym i to ją popędza (tylko że tam chodziło o spełnianie życzeń innych) królowa ją wspierała i życzyła powodzenia i miała rozmowę z królem który na początku był miły i się nią zainteresował a nawet trochę ją podziwiał a jak powiedziała o tym że chciałaby spełnić życzenie jednej osoby to on zrobił się nawet chamski twierdząc że życzenie tej osoby zagraża królestwu choć to nieprawda. Bardziej to życzenie zagraża jemu w ten sposób że poddani bardziej zainteresują się tą osobą niż nim. I tam było że jak ktoś powiedział swoje życzenie to potem ono należało do króla a ten kto powiedział był nieszczęśliwszy niż z marzeniem które powiedział bo zapomniał o nim. Dziewczyna była załamana że jej się nie udało a jej koza jej towarzyszyła i była jakaś piosenka. Po której przyleciała do niej jakaś magiczna gwiazda która spełnia życzenia. Król nie wiedział kogo to sprawka ale bał się że straci moc. I zaczął używać ostrych środków. (Księga czarnej magii) która jest zakazana. Potem król stał się okropny i dowiadując się do kogo przyleciała ta gwiazda to zaczął tą dziewczynę oczerniać choć jej najlepsi przyjaciele temu królowi nie wierzyli i się sprzeciwiali
No i cholera naprawdę szczerze widzę tu trochę swoją niedawną sytuację a ten film mnie umocnił że powinnam iść za swoim a nie słuchać innych. I co z tego że ktoś ma większą władzę niż ja lub jest starszy ? To nie znaczy że ten ktoś może robić co temu się podoba i krzywdzić osoby które tej osobie podpadły bo się z tą osobą nie zgadzają.
Podczas gdy reszta boi się konfrontacji z tą osobą przez to że ma władzę
Nie może tak być. Władza to nie wszystko
A nawet nic. To tylko etykieta
Zwłaszcza kiedy ktoś zachowuje się niesprawiedliwie wobec innych lub sprawia że są nieszczęśliwi czy przerażeni
I ludzie mi podobną rzecz którą też słyszałam w filmie później powiedziała jedna terapeutka.
"Nie pozwól innym sobą rządzić bo dobrze wiesz że w kwestii siebie to ty masz rację i z tym nikt się kłócić nie może "
I szczerze powiem że później zyskałam motywację do dokończenia obrazu i skończyłam !

Nadaje tytuł : Etapy życia
I tu chciałam pokazać czego doświadczałam całe życie.
Ten dom na samym dole to wczesne dzieciństwo gdzie często stykalam się ze śmiercią,nie było możliwości bym się wydostała i wtedy było też pełno strachu że nie przeżyje,było zimno i źle. Ten ocean z wielkimi falami to śmierć,przerażenie, niebezpieczeństwo. A dom drewniany z rozbitą szybą to poczucie niewystarczającej ochrony przed złem i dezorientacja bo nie wiesz co się dzieje. Zamknęli cię w ciemnym niebezpiecznym domu i nie wiesz o co chodzi
Wyżej jest tzw pusty dom. Czas w którym byłam totalnie bez emocji albo i w totalnym lęku. Czyli też okropnie ale większa świadomość co się dzieje. I to jest po prostu dzieciństwo jakie przeżyłam. Puste,straszne,bolesne i samotne
Ten dom wyżej to czasy nastoletnie oraz terazniejsze. Jest tu o wiele kolorowiej i jaśniej. Jest po części źle ale pojawiają się wreszcie tez te dobre momenty. Jest jeszcze większa świadomość więc chcąc mieć lepsze życie starasz się go zmieniać i o to chodzi z tymi roślinami i kolorami. I też jest więcej gwiazd co znaczy też że więcej nadziei
A ten na samej górze to jak sobie wyobrażam przyszłość. Że będzie dobrze nie będę samotna a szczęśliwa we własnym gronie i moje marzenia się spełnią
Myślę że w świetny sposób podsumowałam swoje życie
Później była ceramika i postanowiłam porobić z plasteliny. Poznałam nowe koleżanki i rozmawiałam otwarcie
Naprawdę po tym filmie mi się polepszyło 😂
I o to co zrobiłam z plasteliny

Są tu kwiaty,kębki trawy,drzewo,krzak i na pieńku akwarium
Nie wiem skąd taki pomysł ale myślę że mi wyszło
Następnego dnia odwiedziłam bibliotekę i pożyczyłam parę książek
I potem układałam puzzle na zajęciach
Wzięłam się później za oglądanie serialu szkoła
Całą noc
Jakoś fajnie mi się oglądało
A potem sama do szkoły poszłam
Choć przez okres gorzej się czułam
Ale super mi poszło w szkole choć byłam jakaś niecierpliwa bo się męczyłam jak oni coś robili a ja chciałam już już na szybko
Ale bardzo dużo plusów dostałam 🥰
Wybrałam się potem do biblioteki i tam bardzo miłe zaskoczenie
Zaczęła tam pracę bibliotekarka której 10 lat nie widziałam !
A to super kobieta bo to pierwsza osoba przy której pokazałam swoją wesołą i twórczą stronę
Tęskniłam za nią
Zawsze jak przychodziłam do biblioteki od tych 10 lat to jak dowiedziałam się że wyjechała i przeprowadziła się to byłam podłamana
I na jakiś czas przestałam czytać
A ta kobieta mi super humor poprawiła uwielbiałam ją i uwielbiam dalej 🤩
Naprawdę się cieszę że znów ją widzę
O dziwo ona mnie poznała mimo że wyglądam i zachowuje się kompletnie inaczej niż te 10 lat temu
A dziś zostałam w domu ze względu na okres i gorąc na dworze i przespałam pół dnia a potem czytałam i oglądałam na przemian
Naprawdę oszalałam. Jest dopiero 8 kwietnia a ja już jakieś 16 książek poleciałam 🙈
I chyba dziś za ostro się wczytałam bo łeb mnie boli
Więc chyba jutro ewentualnie jakąś książkę polecę
Ciekawe czy będzie koniec świata o którym wszyscy tak mówią teraz 😂
Pożyjemy zobaczymy
A z tą anoreksja to jest gorzej ostatnio ale może jest jeszcze szansa że się uspokoi ?
Okaże się
To tyle
Do zobaczenia
Trzymajcie się kochani 💜
14 notes
·
View notes
Text

PL:
Zamek Książąt Mazowieckich, Ciechanów (część 1 z 2)
Kiedy zaczęto budować zamek ciechanowski, a było to ok. roku 1355, na Mazowszu, które było osobnym księstwem, panował książę Siemowit III z linii Piastów Mazowieckich. Na pozostałych terenach Polski kończył się wówczas proces zjednoczenia, po tzw. rozbiciu dzielnicowym. Rządził tam, ostatni król dziedziczny, Kazimierz Wielki, także z linii Piastów, który „zastał Polskę drewnianą a zostawił murowaną”. Na ziemie polskie najeżdżały wojska z państw sąsiednich, a szczególnie Krzyżaków (Zakon Rycerski Najświętszej Marii Panny) z północy, Czechów z południa i Litwinów ze wschodu.
Mazowsze było szczególnie narażone na najazdy litewskie, które pustoszyły zimie księstwa, aż do 1385 r. Dwukrotnie był palony Ciechanów, który był stolicą Ziemi Ciechanowskiej.
Forma zamku – prostokąt o wymiarach 48 x 57 m – z jednym budynkiem przy bramie południowej (dla załogi), dwóch wieżach od strony wjazdu i olbrzymim, pustym dziedzińcem przypominała wczesnośredniowieczne zamki z Bliskiego Wschodu – zamki bizantyjskie. Miał on podobne przeznaczenie – służył do schronienia ludności miasta, wraz z najcenniejszym dobytkiem w okresie zagrożenia przez wroga. Jedyną drogą do zamku, od strony miasta, przez bagniste rozlewiska rzeki Łydyni był drewniany most, o długości prawie 300 m., łatwy do demontażu.
Zamek ciechanowski był praktycznie nie do zdobycia i nigdy nie został zajęty przez wrogów, chociaż takie próby podejmowali Krzyżacy, czego dowodem są znalezione w fosie zamkowej, w trakcie badań archeologicznych, dwa miecze i inne fragmenty uzbrojenia rycerzy zakonnych. Zamek pełnił wówczas (na przełomie XIV i XV w.) rolę obronnego zamku granicznego, gdyż granica Państwa Krzyżackiego przebiegała wzdłuż rzeki, tuż za północnym murem zamku.
EN:
Castle of the Mazovian Dukes, Ciechanów, Poland (part 1 of 2)
When the construction of the Ciechanów castle began, and it was around 1355, Mazovia, which was a separate duchy, was ruled by Prince Siemowit III from the line of the Mazovian Piasts. In other areas of Poland, the process of unification was coming to an end, after the so-called district breakdown. It was ruled by the last hereditary king, Casimir the Great, also from the Piast line, who "found Poland made of wood and left it made of stone". Polish lands were invaded by armies from neighboring countries, especially the Teutonic Knights (the Knights' Order of the Blessed Virgin Mary) from the north, Czechs from the south and Lithuanians from the east.
Mazovia was particularly vulnerable to Lithuanian invasions, which ravaged the Duchy's lands until 1385. Ciechanów, the capital of the Ciechanów Land, was burned twice.
The form of the castle - a rectangle measuring 48 x 57 m - with one building at the southern gate (for the crew), two towers from the entrance side and a huge, empty courtyard resembled early medieval Middle Eastern castles - Byzantine castles. It had a similar purpose - it was used to shelter the city's population, along with the most valuable possessions, when threatened by the enemy. The only way to the castle, from the city side, through the swampy backwaters of the Łydynia River, was a wooden bridge, almost 300 m long, easy to dismantle.
The Ciechanów castle was practically impregnable and was never occupied by enemies, although such attempts were made by the Teutonic Knights, as evidenced by two swords and other fragments of the knights' armament found in the castle moat during archaeological research. The castle then (at the turn of the 14th and 15th centuries) served as a defensive border castle, as the border of the Teutonic State ran along the river, just behind the northern wall of the castle.
#ciechanow#ciechanów#zamek#castle#mazowieckie#mazowsze#mazovia#polska#poland#architektura#architecture#gothic#gotyk#gothicarchitecture#architekturagotycka#widok#krajobraz#landscape#ruiny#ruins#history#historia#krzyżacy#teutonicknights#teutonic knights
3 notes
·
View notes
Text
Słomiana parasolka
Wgląd na relacje Xue Yanga i Wei Wuxiana w Dzwonkach.
Mały two-shot (or is it?), który zaczęłam pisać o 1 w nocy, kiedy nie mogłam spać.
Honestly? 1 w nocy to czas, kiedy najprzyjemniej mi pisać, sama jestem zdziwiona, jak dobrze to wyszło.
Część 1/2
Xue Yang nie pamiętał, kiedy ktoś ostatni raz podał mu pomocną dłoń.
Mężczyzna wyrzucił go na ulicę w deszczu, krzycząc i wytykając jego niekompetencje. Nie ważne, ile Xue Yang bil, kopał i krzyczał, ten mężczyzna trzymał jego rękę mocno niczym imadło, udaremniając każdą możliwość ucieczki.
Cisnął Xue Yanga prosto na błotnistą drogę, wyłożoną gdzie nie gdzie kamieniami. Ludzie nie zwracali uwagi na zwykłego wyrzuconego szczeniaka, takie rzeczy były na porządku dziennym i zdołali nauczyć się, jak ignorować problemy innych. Po prostu woleli nie ściągać na siebie kłopotów, albo po prostu mieli innych gdzieś. Ten wściekły sprzedawca już wolał pobić bezdomną sierotę niż stracić choćby mały kawałeczek swojego towaru.
Kiedy Xue Yang został z pełną siłą rzucony jak worek ryżu na zimne błoto, ludzie omijali go szerokim łukiem, jakby bali się, że zarażą się od niego biedotą i pechem. Właściciel stoiska ze słodyczami jeszcze kilka razy okładał go kijem, po czym popchnął na środek ulicy i splunął. Rzucił jeszcze za siebie kilka wyzwisk pod adresem Xue Yanga i jego matki, po czym odszedł, jakby nigdy nic się nie stało, jakby nie była to dla niego żadna nowość.
Ale Xue Yang już nie słyszał. Po uderzeniach w plecy nie mógł złapać tchu ani się ruszyć. Widział tylko pędzący na łeb na szyję powóz, który zaraz miał go przejechać. Desperacko szamotał się na kamieniach w próbie usunięcia się z drogi nadciągającymi niebezpieczeństwu.
Powóz był coraz bliżej, ale Xue Yang nie mógł unieść posiniaczonej ręki, która już jako jedyna stała na drodze wielkiemu kołu oraz kopytowa konia.
Kopyta konia uderzyły go w łokieć i potylicę. Już widział, jak ciężkie koło rozgniotło owoc leżący przed Xue Yangiem. Widział, że już nic nie może zrobić, więc zamknął oczy i przygotował się na czekający go ból.
Niespodziewanie, ból nie nadszedł.
Zamiast tego, Xue Yang usłyszał jak przez mgłę, jak ktoś krzyczy głośno:
- Stać! Stać, mówię!
Ta osoba wybiegła naprzeciwko wodzowi, ryzykując własne życie, aby go zatrzymać. Drewniane koło zatrzymało się o długość paznokcia od jego dłoni.
Xue Yang uniósł powieki i spojrzał na swojego wybawiciela.
Mężczyzna był raczej wysoki, chudy i ubrany w nieco znoszone, czarne szaty. Jedynymi plamami koloru były czerwona wstążka w jego włosach i parasol.
Właściciel wozu wychynął zza zasłony w oknie.
- Zjeżdżaj, ty szaleńcu! Nie widzisz, że mi się okropnie spieszy?! No już, zjeżdżaj stąd!
Mężczyzna jednak nie ustąpił, przeciwnie, podszedł bliżej do okienka powozu i wytknął palcem w drugiego. Xue Yang nazwał go "mężczyzną", ale przy bliższym przyjrzeniu się, nie wyglądał na dużo starszego od samego Xue Yanga, najwyżej o kilka lat. To jego cienie pod oczami i wychudzona, aczkolwiek wysoka sylwetka zmyliła małego Xue Yanga.
- Czy to ty nic nie widzisz? Prawie rozjechałeś niewinne dziecko! Jak ci nie wstyd! - Krzyczał, cały czas wytykając palcem mężczyznę siedzącego w pojeździe.
Tamten tylko parsknął i udawał, że ogląda się pod koła.
- Ja tu nie widzę żadnego dziecka, tylko brudną sierotę z ulicy. A teraz zejdź mi z oczu, ty heretyku!
Młodzieniec wyprostowal się i wykrzywił twarz w grymasie.
- Bardzo dobrze. Chodź młody, idziemy - chwycił rękę Xue Yanga i podciągnął go z ziemi. Uchylił nad nim parasolkę, osłaniając przed deszczem.
Starszy mężczyzna jeszcze prychnął i odjechał powozem. Przez chwilę Xue Yang patrzył, jak drewniany pojazd znika w tłumie.
- Jak się nazywasz, mały człowieku? - Zapytał starszy, uśmiechając się pogodnie.
Jednak Xue Yang nie ufał ludziom starszym od siebie. Wyrwał dłoń z uchwytu drugiego.
- Nie dotykaj mnie!
Młodzieniec uniósł ręce defensywnie.
- Spokojnie, spokojnie mały! Chciałem ci tylko pomóc - podparł się pod boki. - Gdyby nie ja, tamten człowiek zgniótł by ci palce. Uważam, że należy mi się przynajmniej magiczne słowo.
Xue Yang uniósł brew.
- Jakbyś nie zauważył, nie jestem kultywatorem. Nie znam żadnych magicznych słówek ani pieczęci.
Starszy wydawał się przez chwilę skonfundowany, po czym roześmiał się głośno.
- Oczywiście, że nie! Chodziło mi o zupełnie inne magiczne słowo. Sam uważam, że wszyscy ludzie powinni je znać - otarł łzy, chichocząc jeszcze pod nosem. - Te dwa słowa to "dziękuję" i "przepraszam". Jeśli ktoś zrobi ci przysługę, trzeba mu podziękować za fatygę. " Dziękuję", że uratowałeś moje palce - wskazał dłonią na Xue Yanga. - No, dalej! To wcale nie jest takie trudne.
Xue Yang skrzywił się i zgarbił nieco.
- Dziękuję dage za dzisiejszą pomoc - wymamrotał i od niechcenia złożył ręce w geście pozdrowienia.
Mężczyzna ponownie się uśmiechnął. On również złożył dłonie, lecz bardziej formalnie, jakby naprawdę salutował Xue Yangowi.
- Ten dage jest wdzięczny za przeprosiny tego młodego mistrza i chciałby zapytać się o imię.
Xue Yang stwierdził, że ten człowiek jest niepoważny, zachowując się tak w swoim wieku. On był od niego młodszy, a uważał, że jest za stary na takie głupie dziecinady.
Ale młody xianjun był nawet zabawny. Jeszcze nikt oprócz jego zmarłych rodziców nie chciał się z nim bawić. To nie mogło być aż takie złe.
4 notes
·
View notes
Text
odruch Pavlova
uzależniłam się
od mikrodawek dopaminy -
reakcji
odpowiedzi krótkich i bezpośrednich
niczym strzały z karabinu
niebieskie światło rozjaśnia mi twarz,
przez moment jest cieplejsze niż uśmiech
pławię się w nim -
dziewczynka z zapałkami
odpalająca ostatni drewniany patyczek
w siarczystym mrozie
jak na sznurkach marionetki
prowadzi mnie twoja huśtawka:
obojętność-ciepło
serdeczność-neutralność
kiedyś wypełznę z tego.
kiedyś nauczę się
zostawiać wiadomość nieodczytaną.
6 notes
·
View notes
Text










Warszawa, ulica Nokturnu.
#warszawa#warsaw#warsaw architecture#warsawstreets#architektura#architecture#warsawarchitecture#dom drewniany#drewniany#drewniany dom#bielany#opuszczone#abandoned
24 notes
·
View notes
Text

Updated list of editions
Audiobook: The Little Wooden Robot and the Log Princess from Recorded Books
Brazil: O Robozinho de Madeira e a Princesa Lenha from VR Editoras
Catalan: El Petit Robot de Fusta i la Princesa Tronc from Salamandra / Penguin
Chinese: 小木头人和木桩公主
Czech: Malý dřevěný robot a polínková princezna from Centrala
Dutch: De Kleine Houten Robot en de Boomstam Prinses from Lannoo
French: Le Petit Robot de Bois et la Princesse-Bûche from l’Ecole des Loisirs
German: Der kleine Holzroboter und die Baumstumpfprinzessin from Moritz verlag
Greek: ΤΟ ΜΙΚΡΟ ΞΥΛΙΝΟ ΡΟΜΠΟΤ ΚΑΙ Η ΠΡΙΓΚΙΠΙΣΣΑ ΠΟΥ ΚΟΙΜΟΤΑΝ
Hebrew: רובוט הקרשים הקטן והנסיכה בול עץ from Agam
Italian: Il Robottino di Legno e la Principessa Ciocco from Mondadori
Japanese: 木のロボットと 丸太のおひめさまの だいぼうけん
Korean: 나무 로봇과 통나무 공주
Polish: Mały drewniany robot i księżniczka z pieńka from Centrala
Portuguese: O Pequeno Robot de Madeira e a Princesa de Lenha from Penguin
Québécois: Le Petit Robot de Bois et la Princesse-Bûchette from Comme des Géants
Spanish: El Pequeño Robot de Madera y la Princesa Tronco from Salamandra / Penguin
Swedish: Den lilla träroboten och prinsessan vedträ from Alfabeta
Taiwanese: 小木頭機器人和圓木公主
Turkish: Küçük Tahta Robot ve Tomruk Prenses from Ithaki
Ukrainian: Маленький дерев’яний робот та принцеса-поліно
9 notes
·
View notes
Text
#przezszybke
Byłam dzisiaj w okolicy gdzie mieszka Ł.
Nic nadzwyczajnego,to samo centrum miasta i wiedziałam że na parkingu w centrum minę się z jego samochodem. Zaparkowałam i się nie pomyliłam bo nieopodal stał właśnie jego samochód.
Przechodząc obok zerknęłam do środka (sama nie wiem czego oczekując), koło tempomatu leżal zabrudzony,drewniany puzzel który dałam mu kiedy zaczęliśmy być parą.
Może mogłam nie zaglądać. Nie wiedziałabym.
Myśląc o nim czuję się tak jakby wszystkie wspomnienia były „za szybką” i wiem że nie mogę się znaleść poza nią bo znowu będzie bardzo boleć. Że znowu znajdę się daleko w mojej głowie a nie wiem czy po raz kolejny odnalazłabym drogę by z tego miejsca wrócić.
Więc stoję sobie przed i czasem spoglądam.
Mam tylko jedną refleksję,jak od obcych sobie ludzi stajemy się znowu obcymi dla siebie ludźmi.
2 notes
·
View notes
Text
14 stycznia [niedziela], 12:09
Kocham świat natury. Uwielbiam każdego ranka patrzeć na sikorki przylatujące do karmniczka i jedzące nasionka. Drewniany karmniczek skonstruowaliśmy sami, razem z chłopakiem. Z wyglądu nie jest niesamowicie powalający. Jest po prostu nasz i to czyni go wyjątkowym. Ma spadzisty daszek i przyczepiony ołówek, na którym także siadają ptaszki. Niezwykle ujmuje mnie ten widok.
Kocham czytać książki. Ogromnie cieszę się, że powróciłam do czytania. Przebywając w księgarniach i biliotekach, traktuję książki z czułością. Każde wyjęcie ich oraz odłożenie na półkę przesiąknięte jest miłością do liter, papieru, intelektu.
Kocham jedzenie. Przepełnia mnie radość, gdy myślę, że zaburzenia odżywiania to już przeszłość. W przygotowywanie posiłków, pieczenie ciast wkładam całe swoje serce. Poszukiwanie nowych przepisów, potraw, przypraw - to jest to, co mnie fascynuje.
Kocham życie. Chcę żyć i cieszyć się z najdrobniejszych rzeczy jak najdłużej.
3 notes
·
View notes
Text
❥𝐿𝑒𝑣𝑖 𝐴𝑐𝑘𝑒𝑟𝑚𝑎𝑛 𝑥 𝑀!𝑅𝑒𝑎𝑑𝑒𝑟
➽𝑾𝒊𝒕𝒂𝒎 𝒑𝒐𝒏𝒐𝒘𝒏𝒊𝒆, 𝒕𝒐 𝒎𝒐𝒋𝒂 𝒌𝒐𝒍𝒆𝒋𝒏𝒂 𝒔𝒕𝒂𝒓𝒂 𝒉𝒊𝒔𝒕𝒐𝒓𝒊𝒂~
★·.·´¯`·.·★ ★·.·´¯`·.·★·.·´¯`·.·★ ★·.·´¯`·.·★
Levi Ackerman x Male Reader (soft)
•Ptaki nuciły spokojną melodie, dość głośną i irytującą. -Nnnnn...- jęknął (Y/N) gdy przewija się na drewnianym łóżku, Nagle ktoś nerwowo puka do twoich drzwi. -(Y/N)!! (YYYY/NNNNN)~!- Osoba energicznie wołała Twoje Imię -Grrrrnnn..- warknął poirytowany (Y/N). Po nieustannym pukaniu i krzyczeniu wstałeś i otworzyłeś drzwi -Witam w czym mogę pomóc?- mówisz lekko zaspanym ale poważnym głosem -Och (Y/N)! myślałam że zdechłeś tam, ale mniejsza z tym dziś jest ważny dzień.- powiedziała Hange Zoe dobra znajoma (Y/N) -hmm?- za nuciłeś w odpowiedzi. -Zapomniałeś (Y/N)? dziś jest Trening rekrutów!- powiedziała radośnie. -ugh.. wolę zostać pożartym.- warknął (Y/N), Hange zignorowała humory (Y/N) i zaciągnęła cię za rękę do jadalni na śniadanie. Hange otworzyła drzwi z hukiem gdy weszła do głównej placówki z jedzeniem, był tam duży drewniany stół jak w sali narad, przy stole siedziała tylko jedna osoba, z pysznym wywarem zwanym herbatą i gazetą w ręku, siedziała ona w klasycznym sposób z skrzyżowanymi nogami, dość niski... znany jako Levi Ackerman. Levi zerkną okiem by zobaczyć kto śmiał mu przeszkadzać a gdy tylko dostrzegł on Hange i ciebie cicho parsknął, (Y/N) zerknął na Leviego po czym skierował wzrok na drugi kant stołu, gdzie zawsze siedział i jadł swoje śniadanie, -Hmm...- (Y/N) ziewnął przenosząc oczy na smukłe ciało Leviego. Usiadłeś przy stole i zjadłeś chleb z masłem.. jak zawsze.. Hange znowu wypowiadała swoją wymowę o tytanach i Erenie i Tytanach i ERENIE i TYTANACH. Gdy (Y/N) nie spuszczał wzroku z skrzyżowanych ud Leviego, -,,hmmm ciekawe czy są miękkie w dotyku czy raczej sztywne''- pomyślał (Y/N) znudzony. (Y/N) spojrzał leniwie na zegar by sprawdzić godzinę, dopiero ranek czego się spodziewać -,,hmm dziś dzień sprzątania jak i trening rekrutów, raczej logiczne jest to że sprzątanie odbędzie się w godzinach obiadowych więc pierwsze co mnie czeka to trening.~ heh lubię patrzeć na nowych pełnych motywacji jak i przerażenia członków wojska.''- Po śniadaniu (Y/N), Levi, Hanji i reszta byliście już na miejscu, ach tak główne pole treningowe kadetów, -,,Nadal pamiętam mój pierwszy raz, mmm~ cóż za bolesny i pełen traum przeżycia.''- pomyślał (Y/N). słyszałem jak w oddali Keith Shadis krzyczy na nowych rekrutów i każe się im przedstawić. Co za nudy, stałeś wyprostowany z rękami założonymi z tyłu pleców ~cóż za dumna postawa~ , a Levi stał tuż obok ciebie. Po boleśnie długim zebraniu w końcu wszyscy zebrali się na stołówce by zjeść, ten upragniony czas obiadu, wszystkie osoby ucieszyły się z tego w tym ty i reszta. Mikasa siedziała koło Erena z Arminem. Eren wydawał się przybity ale Armin dumnie go pocieszał, przeszedłeś obok nich i poklepałeś głowę Armina na co on uśmiechnął się do ciebie a ty odwzajemniłeś uśmiech po czym poszedłeś na swoje miejsce, dostałeś co zawsze ~chleb~ -,,hmm prawdziwy rarytas''- (Y/N) wzdycha do siebie i zajada to co ma na talerzu, po twojej prawej siedzi Levi a Po lewej Hange, a naprzeciwko siedzi Eren po jego prawej Armin a lewej Mikasa, Hange zafascynowana rozmawiała z Erenem na temat tytanów i niego. gdy (Y/N) bujał w obłokach, przykuła go niska osoba z boku -,,.. zauważyliby gdybym może...''- przerwałeś myśli gdy zauważyłeś że Levi patrzy na ciebię kątem oka na co ty uśmiechnąłeś się i odwruciłeś wzrok, nikt o tym nie wiedział ale miałeś uczucia do Leviego ~dość silne uczucia~ co doprowadziło że wsunąłeś rękę pod stół by może.. złapać Leviego za rękę, na szczęście siedzieliście dość blisko siebie więc miałeś dostęp do niego, Delikatnie spuściłeś rękę w poszukiwaniu jego, na co on podskoczył gdy twoja ręka zamiast złapać za jego rękę złapała jego udo, Levi puścił ci zimne spojrzenie na co ty zabrałeś rękę i cicho przeprosiłeś pod nosem z głupkowatym uśmiechem -,,Przynajmniej wiem że są miękkie :D”- Hange i reszta gadali w najlepsze dopóki Hange zaczęła zadawać (Y/N) pytania, (Y/N) z małym uśmiechem na twarzy odpowiadał na każde pytanie. Hanji zadawała różne pytania (Y/N) na co on odpowiadał i pytał resztę o różne inne rzeczy, gdy w międzyczasie Levi obserwował każdy tw��j najmniejszy ruch, czułeś jak się na ciebie patrzy więc też zadałeś pytanie Leviemu co wytrąciło go z transu i szybko odpowiedział odwracając wzrok na co ty tylko lekko się zaśmiałeś. Po obiadku pora na sprzątanie. Jakiś czas później sprzątałeś główny korytarz, korytarz był długi ale szybko go posprzątałeś, wyczyściłeś każdy kąt tego miejsca a teraz zamiatałeś by odpędzić kurz. Levi sprzątał w pokoju obok, nikogo oprócz was nie było w pobliżu po dłuższym czyszczeniu już lśniącego korytarza. (Y/N) ostrożnie wszedł do pokoju w którym Levi sprzątał upewniając się że jest zamknięty i podszedł do niskiego kapitana -Czego chcesz?- zapytał Levi dość słodkim ale poważnym głosem, a na twojej twarzy pojawił się mały spokojny uśmiech. Levi czyścił okna, a (Y/N) stał przy drzwiach obserwując go od tyłu, (Y/N) podszedł do Leviego na tyle blisko że Levi czuł jego gorący oddech na karku, (Y/N) odwrócił się przodem do (Y/N) -Co?- zapytał poirytowany Levi patrząc na ciebie -Miałem nadzieje że po sprzątaniu może spędzilibyśmy razem trochę czasu?- zapytałeś drapiąc się po karku gdy, Levi przez chwile patrzył tępo na ciebie, w pokoju nastała cisza a ty zacząłeś żałować tego co powiedziałeś, czułeś jak twój żołądek zaciska się ze stresu -Może.- to wszystko co powiedział Levi a ty odetchnąłeś z ulgą -A teraz wracaj do roboty zanim zmienię zdanie.- Powiedział Levi a ty szybko pobiegłeś do wyjścia by szybko skończyć pracę i ~może~ iść z kapitanem Levi na randkę.
➽ 𝑪𝒊𝒆𝒌𝒂𝒘𝒐𝒔𝒕𝒌𝒊 𝒐 𝒃𝒂𝒏𝒂𝒏𝒂𝒄𝒉 :𝑫
【➷Czy wiesz że Ludzie i banany mają w 50% identyczne DNA.】
#attack on titan#attack on titan x reader#levi ackerman#levi ackerman x reader#levi ackerman x male reader#male reader
19 notes
·
View notes
Text
Trochę podsumowania spełniania marzeń o weekendzie w chatce w lesie
Zrobiłam wczoraj wszystko co zaplanowałam: zrobiłam pierwszy krok w farbowaniu barwierskim tkanin naturalnych za pomocą kory, szyszek, kotków i patyczków olszy; zrobiliśmy zakupy na weekend (przez następne dwa weekendy mamy gości), zjedliśmy pyszny obiadek (zupa z soczewicy z suszonymi pomidorami i mleczkiem kokosowym - prostota, a jednak ciekawy smak, zaskakujący), umówiliśmy kto z nas za co jest odpowiedzialny w kwestii przygotowania rozrywek i wzięłam ten kredyt, spłaciłam co trzeba. Teraz się cykam, bo jednak przez inflację rata może rosnąć, ale planuję spłacić go wcześniej, a ratę mam niską, celowo ją taką wzięłam, żeby jej za bardzo nie poczuć.
Planuję zakupić materiały dopiero jak goście wyjadą, a my odreagujemy i wrócimy z naszego wydarzenia urodzinowego (dostaliśmy bilety na show) - myślę, że w poniedziałek.
Słuchałam wczoraj do pracy słuchowiska w którym bohaterka fantazjowała o czymś, co jest mi bliskie. O czymś o czym i ja fantazjowałam, co uważałam za wyjątkowe. A co się właśnie wydarzyło (w ostatni weekend! Świeża sprawa!).
... A na co nie znalazłam przestrzeni by się w tym posadzić, tym pocieszyć, to nazwać i pogratulować sobie z wdzięcznością całą, że wybory życiowe zaprowadziły mnie do miejsca w którym spełniam kolejne marzenie.
Pojechaliśmy do domku w Parku Krajobrazowym. Drewniany, skrzypiący domek o powierzchni większej niż całe nasze wynajmowane na co dzień mieszkanie (to akurat był aspekt ambiwalentny: z jednej strony doceniam, a z drugiej wkurza mnie ten rozstrzał między cenami i możliwościami zakwaterowania jakie daje miasto i wieś). Przywieźliśmy prowiant, leki dla pieska, leki dla mnie i wypożyczone z biblioteki gry planszowe. Wypożyczałam w piątek i okazało się, że jeszcze czeka mnie kolejna papierologia do wyjaśniania, bo coś tam się źle zaksięgowało i wygląda to tak, jakbym miała opłaconą karę sprzed kilku lat, a zarazem blokadę na koncie przez nieopłaconą karę - sprzeczne komunikaty. Rozwiążę to dziś lub niebawem, wczoraj próbowałam, ale specjalistka z biblioteki, która się tym zajmuje jest na trudnym do oszacowania w aspekcie czasu trwania szkoleniu i po prostu nie mam z kim o tym rozmawiać. Niemniej na weekend zabrałam dwie gry: jedną strategiczną o zombie w Czarnobylu, a drugą ekonomiczną o zakładaniu winnicy w Toskanii.
To drugi raz w naszym związku jak lądujemy w domku w lesie i drugi raz jest magicznie. Uwielbiam to jak jest lekka głowa w tych okolicznościach, jak smakuje intymność i namiętność, jak podnieca sam fakt bycia w podróży z fajnym człowiekiem (i szczeniaczkiem, który na czas naszych czułości została wystawiona za drzwi i niestety rozszarpała z frustracji kawałek dywanu w przedpokoju, ech, szczeniak... :P zapłaciliśmy za szkodę).
Szykowaliśmy się na pobyt w okolicznościach solidnego przedwiośnia, roztopów i odwilży. Myśleliśmy, że szlaki piesze, jakie wybraliśmy przemierzymy w błocie i dlatego zresztą nasza psórcia miała spakowany zestaw na ewentualną kąpiel całoszczeniaczkową. A ostatecznie okazało się, że dojechaliśmy do krainy zimy.
Zima.
Śnieg zasnuwał podjazd, skrzył się w świetle latarni rozjaśniającej szarówkę w sobotę, gdy dojechaliśmy. Biały maczek sypał z nieba wprost na chodniki i trawnik - a nasz zimowy piesek wystrzeliwszy z samochodu prosto w nienaturzony przestwór trawnika rozryła śnieg noskiem. Radosny dzieciak skakał, podrzucał śnieg leżący na trawie i z uśmiechem na pyszczku wskakiwał w zaspy, a potem się w nich turlał. :D Ile tutaj było psiej radości! Od kiedy mieszka z nami (w weekend minął nam wspólny miesiąc) nie widzieliśmy tak wysokiego śniegu, a ona, urodzenia w listopadzie, na wsi, spędzająca szczenieco-niemowlęce dni na dworze wraz z rodzeństwem ZNA śnieg i widocznie bardzo lubi zimę! :D To bardzo ciekawy z nas zestaw - my lato-lubni oraz nasza psiula, która wariuje ze szczęścia widząc śnieg (my komentujemy to zjawisko atmosferyczne “o nie, nie patrz przez okno, spadło to białe gówno” xP to oddaje nasze nastwienie do zimy i śniegu ogólnie). Śnieg leżał na dachu, na balkonie, na parapetach i poręczach naszego domku, okrywał ścianę lasu i nawet kładł się bielą na wydmach i porostach Pustyni Błędowskiej do której chodziliśmy na spacery przez Park Krajobrazowy.
Marzły nam nosy i dupki, podziwialiśmy las na spacerach, zbieraliśmy szyszki i pozostałe potrzebne mi do barwierstwa materiały, czasem stąpaliśmy po lodzie, czasem brodziliśmy w błocie. Dużo bawiliśmy się z malutką szarpakiem, biegaliśmy nawet! Znaleźliśmy w śniegu masę śladów mieszkańców lasu - całe szczęście żadnego wilka, ale na prewno ledwie minęliśmy się z rodziną dzików, z sarnami i znaleźliśmy ślady bardzo, ale to bardzo dużych kopy - przecinały pieszą drogę leśną wpół - zastanawialiśmy się czy to po prostu był jeleń czy może łoś (!!!).
W domku piliśmy rozgrzewającego grzańca, zakładaliśmy psiecku kołnierz by się nie lizała i po tym jak nam przygotowałam kącik do gier - zniosłam 3 lampy (pies w kołnierzu to była lampa nr 4), obstawiłam nimi stolik kawowy, rozłożyłam dwa leżaki, zasnułam je wełnianymi kocami tworząc przytulne fotele i przyniosłam jeszcze każdemu po kocu, aby zakryć nogi. Jak marzenie! Drewniana chatka z groszkowo-zielonymi zasłonami, doniczka z sałatą (mój chłopak mi przyniósł jako takie kwiatki xP bo zapomniał zapakować mieszanki sałat, ale znalazł w lokalnym sklepie sałatę w doniczce, urocze to było i smaczne bardzo!), z ciepłym, ale delikatnym światłem lamp. W środku było ciepło (ogrzewanie elektryczne), a jedyne czego brakowało to dżwięku trzaskającego kominka - więc mój chłopak przyniósł głośnik i puścił ambient kominka w tle, a ja rozłożyłam planszę do gry o prowadzeniu winnicy w Toskanii.
Było bosko.
Pierwszego dnia nie ogarniałam jak grać - trochę jeszcze męczyło mnie przeziębienie i zmęczenie, byłam rozkojarzona i mój mózg założył, że muszę przegrać, bo ja przecież nie potrafie ekonomii, nie potrafię w matematykę. I faktycznie: mój chłopak szybko rozpykał zasady, wygrał tę grę (graliśmy dłużej niż czas szacowany na pudełku). Ale drugiego dnia! OMG! Po nocy mi się śniło, że gram w tę grę: co i gdzie zasiać, co i jak zebrać, jak rozstawić pionki, w co zainwestować. Myślałam o tym tak intensywnie i sprawiało mi to taką przyjemność, taką niespodziewaną dla mnie samej przyjemność - bo chyba odkryłam, że gdy widzę obrazy i efekty, a nie liczby i słupki to ekonomia jest dla mnie nie tylko przyjemna, ale też pociągająca, budząca we mnie kreatywność. I tak kolejnego dnia jak usiedliśmy do tej planszówki to O. nie zorientował się nawet KIEDY, a ja już wygrałam. Serio. To było fascynujące! Jak ogarnęłam te zasady to nie mogłam o nich przestać myśleć, zafiksowałam się na tym. Kurde, ja chcę prowadzić winnicę w Toskanii z moim chłopakiem xD
Drugiego dnia przyjechali do nas w odwiedziny rodzice O. - sami byli w górach, wracając mieli zahaczyć o naszą chatkę, ale trochę się im plany pozmieniały. Wracali z gór, bo w ich ekipie zapanował pogrom jelitówkowy. Jechali do nas zdrowi, przekonani, że ich znajomi pewnie się zatruli czymś ze schroniska/karczmy w którym byli w górach, a jak dojechali to naszego domku teściu po prostu leciał przez ręce. Zostali dosłownie moment by poznać wnuczkę-suczkę, nawet się nie przytulali: wpadli i wypadli. Trochę mieliśmy niedosyt, bo liczyliśmy, że zagramy z nimi w planszówkę :P A podobno kiedy dojechali do własnego domu teściu niekontrolowanie zwracał po ścianach, a teściowa była bliska omdlenia w wysokiej gorączce. No ok... no i jak łatwo zgadnąć: wirus + moja słaba odporność = choroba murowana.
Więc trzeciego dnia czułam się okropnie.
Cały czas brałam leki, więc nie walnęło tak spektakularnie jak teściów, ale czułam się okropecznie!
Do tego zmieniliśmy scenerię: po pełnym wypoczynku weekendzie, bliskości, fascynacji, odpoczynku ruszyliśmy raniutko, przed wschodem słońca do Krakowa. Mój chłopak miał tam delegację, a ja planowałam pracować zdalnie.
OMG!
Ewidentnie organizm walczył z wirusem, był stres, bo byłam w nowym miejscu z maluchem, który się WSZYSTKIEGO BAŁ - chociaż wcześniej znalazłam sobie na mapie miasta fajne miejsce do pracy do którego mogłam zabrać szczeniaczka, to niestety nie przewidziałam, że będzie tam maaaaaaasę ludzi pracujących zdalnie z pieskami. Moja niunia nie może się jeszcze witać, chora jest, a przy tym przestraszona - pieski ją oszczekały, ona ze strachu oszczekała pieski i ciągnęła do wyjścia. Nie dałam rady jej uspokoić (nawet na rękach/na kolanach) piszczała ze strachem patrząc na inne pieski i ciągnąć ku wyjściu. Trudno. Musiałam znaleźć inne miejsce. Nie bylo to łatwe, bo zarówno ZGIEŁK miasta budził w niej kozicę górską (jak jechał tramwaj to ze strachu potrafiła wskoczyć na ledwie wystającą z elewacji płaskorzeźbę lub gzyms), jak i ludzie... eh. We Wrocławiu tego nie zaznałam: niosłam ją w tramwaju i w pociągu w torbie, prowadziłam na smyczy do parku, do lekarza itp. Ona się boi, widać to, a ludzie przeważnie najpierw zagadują mimo wszystko do mnie na jej temat, a nie wyciągają ręce do niej. Doceniam to i bardzo pamiętam o każdej sytuacji, kiedy obcy zaczynają wyciągać do niej ręce, a ja i ona panikujemy, by zapewnić jej komfort. A w Krakowie kurde... ech. No furrorę robiła. Ludzie przychodzili by ją głaskać (jedna pani mnie śledziła 2 ulice, bo chciała ją pogłaskać... w końcu jak ja sama zagadałam do śledzącej mnie babki - bo w paranoję zaczęłam wpadać po przesłuchaniu dziesiątek godzin podcastów kryminalnych xD - kobieta mi wyjaśniła, że ma bardzo podobną trikolorkę w domu, tyle, że moja to blue merle, a pani ma red merle, jakby na odwrót - grzbiet w rude cętki, a łapki w czarne cętki). Najgorsi byli turyści na Kazimierzu... Oni mieli w nosie moje słowa, próbowali przywołać przerażonego pieska, zajść małą od tyłu, pogłaskać ją chociaż się wycofywała między moje nogi. Na moje “please, dont do it” odpowiadali z uśmiechem “okay” i podchodzili bliżej. Ja im na to “no, dont!” a oni znowu z uśmiechem “okay” i przysuwali się o krok bliżej. NO JPDL. Powiedziałam im, że ona się boi i nie chce, żeby ją głaskali, dotykali, a oni znowu “okay”, niby trochę mniej zmieszani, ale znowu się przysuwają do psa, który panikuje i ucieka do mnie. Wzięłam przerażoną małą na ręce i odeszłam.
Najgorsza był babeczka pod synagogą na Szerokiej: umówiłam się tam na spotkanie z siostrą mojego chłopaka na lunch, która bardzo chciała poznać bratanicę. Ona wiedziała, że piesek jest strachliwy, że jest przerażona ilością bodźców, więc jako doświadczona psiara podeszła do tego z głową i sercem. Została na odległość 2m ode mnie, odebrała z moje ręki smaczki, obydwie kucnęłyśmy (psiula trzymała się mojej nogi, z podwiniętym ogonkiem), porozmawiała chwilę ze mną i wyciągnęła rękę ze smaczkiem do pieska. Ja głaskam małą przekonując ją, że to ciocia, że nie ma się czego bać, a NAGLE z tyłu za mną słyszę cmokanie i widzę wyciągnięta rękę DOSŁOWNIE na 25 cm od mojego psa. Pies był zrelaksowany, a teraz momentalnie uczy położyła po sobie i zaczęła się nerwowo rozwracać to w tył to w przód. Patrzę, a turystka, która ogłączyła się od wycieczki i kuca mi za plecami. Odruchowo, zestresowana, przesunęłam się tak, by zasłonić szczeniaka, by zapewnić jej bezpieczeństwo i mówię lasce, żeby tego nie robiła, że straszy mi psa. Ona do mnie oczywiście z uśmiechem “okay” i też się w kuckach przesuwa tak, by do psa się dostać. NO JA PIERDOLĘ. W tym czasie moja szwagierka próbuje zachęcić pieska do przyjścia do niej, aby zbudować zaufanie - bo KURDE, to ona się będzie tym maluchem prawdopodobnie zajmować, kiedy będę jeździć na wakacje (a moja siostra urodzi). To ważne spotkanie i super, że siostra O. się nie zraziła, że wie jak postępować. A ja w tym czasie tłumaczę tej turystce asertywnie, że przeszkadza, że to jest pierwsze spotkanie pieska z jego ciocią i że rozprasza psa, ze w tym momencie chcę, żeby odeszła, bo pies się jej boi. A laska kiwa głową ze zrozumiem, mówi “sorry” i KURWA WYCIĄGA ŁAPĘ, ŻEBY MAŁĄ POGŁASKAĆ (oczywiście pies przestraszony wczołgał się pod moje kolana zamiast bezpiecznie poznawać się z nową ciocią). Ja na to warknęłam “NO” i stanowczo powiedziałm, że nie chce by dotykała mojej suczki i aby wróciła do swojej wycieczki, żeby się od nas odsunęła bo przeszkadza. A laska z uśmiechem “okay” i po protu pochodzi bliżej mnie i próbuje psa mimo wszystko pogłaskać. JAPIERDOLE. Byłam tak zestresowana. Porwałam małą na ręce i odeszłyśmy z siostrą O. po prostu. A laska za nami tylko jęknęła z niesadowoleniem “awwww”. No co jest z tymi ludżmi!?
I tak było z grubsza przez cały dzień.
Raz -już po południu, po zakończeniu pracy, podczas popołudniowego spaceru - pies mi zwiał (to znaczy była na smyczy, ale przeszła tak, że tylko mały szczeniaczek by się tam zmieścił) na trawnik ogrodzony, na plantach. Taki na który nie wolno wchodzić. Oczywiście zrobiło się zbiorowisko, bo “taki słodki piesek, popatrz tylko, zacmokajmy, może przyjdzie”. A piesek po prostu miał dość ludzi, w tym mnie i odeszła na długość smyczy i po prostu zaległa w trawie. Bez jakiejś przekory - po prostu ze zmęczenia. Musiałam po nią wejśc na trawnik i nieść na rękach od tej pory... a gdy byłam na trawniku, obserwowana przez to zbiorowisko patrol policji zainteresował się czy coś się z pieskiem stało xD
Ja takich przeżyć z pobytu w Krakowie dotad nie miałam...
Po południu, jak już było po pracy, jak ja sama nie mogłam, jak czułam, że ze stresu mózg mi się przypala, jak mam dosyć pytań o psa, osaczenia związanego z psem, troski o psychiczny dobrostan mojego psa zagrożony zainteresowaniem jakie wzbudza - po prostu chciałam spać.
Mój O. urwał się z pracy o 1h wcześniej i wróciliśmy do domu. NAWET dałam naszemu szczeniakowi awiomarin, aby po prostu przespała drogę powrotną do domu i abym ja mogła odpocząć. ALE NIE KURWA, ona rozpoczęła alkę z nami o kierownicę. Miałam ochotę ją udusić. zachowywała się jak rozemocjonowany bahor, który jest zmęczony i da rodzicom popalić zamiast po prostu zasnać... No i w zasadzie takim bahorkiem była. Naprawdę niewiele nas, ssaki, różni...
Jak już zasnęła po pierwszych 2h jazdy to zbudzić jej nie można było... Ach well...
Więc... mam plan by małą wyleczyć, zapisać do przedszkola dla piesków, aby obyła się z większą grupą psów z ludźmi, a my omówimy jej przypadek z behawiorystą z przedszkola dla piesków :P W tym tygodniu ja zaszczepimy, pozna Lucynkę. I z racji, że dni stają się dłuższe będziemy praktykować dwa razy w tygodniu rodzinne wyjścia z pieskiem do ścisłego centrum, aby obyła się z tłumem. Zobaczymy jak będzie - póki co wiemy, że jest cudownym pieskiem na leśne i górskie wyprawy! Jest kochana!
7 notes
·
View notes
Video
youtube
3D-Trip: Drewniany kościół z listy dziedzictwa UNESCO [Lipnica Murowana,...
2 notes
·
View notes
Text
***
Siedzę naprzeciwko niego, w blasku ciepłego światła, które rzuca cienie na drewniany stolik. Dźwięk porcelanowych filiżanek, cichy gwar rozmów, szelest gazet – wszystko zlewa się w jeden łagodny akompaniament dla naszej obecności. Ale to nie dźwięki są ważne, nie to światło, nie wnętrze tej kawiarni. Liczy się tylko on. Jego dłonie splecione swobodnie na blacie, jego oczy, które śmieją się delikatnie, gdy na mnie patrzy.
Nie wiem, czy istnieję poza tym momentem. Może czas stanął, a ja zawisłam między tym, co było, a tym, co będzie. Może to jest wieczność – ten moment, w którym wiem, że jestem najszczęśliwsza we wszechświecie. Bóg podarował mi go w chwili, gdy otaczała mnie ciemność. Byłam jak okręt miotany falami, pozbawiony steru i nadziei na ląd. Ale oto on – nie cud, nie sen, lecz rzeczywistość, solidna i prawdziwa.
Miłość przyszła do mnie jak pierwszy oddech po długim wynurzeniu. Wypełniła każdy zakamarek mojej duszy, rozświetliła pustkę, którą nosiłam w sobie. Nie szukałam jej – to ona odnalazła mnie, podniosła z popiołów i przywróciła do życia.
Patrzę na niego i wiem, że wszystko, czego kiedykolwiek pragnęłam, jest teraz przede mną. Nie ma pustki, nie ma tęsknoty, nie ma pytań bez odpowiedzi. Jest tylko on i ja, nasza miłość, która nie potrzebuje dowodów, nie musi być opisywana, nie wymaga wielkich słów. Jest oczywista jak oddech, jak bicie serca. Jest sensem wszystkiego.
Czasem myślę, jak blisko byłam, by nie doczekać tego cudu. Jak łatwo mogłam przepaść, zniknąć w otchłani własnego smutku. Ale teraz wiem, że Bóg nie zostawia nas w pustce, nie pozwala nam błądzić wiecznie. Czasem trzeba sięgnąć dna, by móc odbić się ku światłu. A moim światłem jest on.
Śmiejemy się, rozmawiamy, a może milczymy – to bez znaczenia. Ważne jest to, co pomiędzy. Przestrzeń wypełniona czułością, spojrzeniem, gestem. Niekiedy szczęście jest tak ogromne, że aż boli, tak piękne, że aż nierealne. Ale nie boję się. Przyjmuję je całym sercem, bo wiem, że jest prawdziwe.
Dziś niczego mi nie brakuje. Dziś mam wszystko. Dziś jestem cała.
#poezja#wiersz#wiersze#myśli#poeta#poetka#polska#autor#książka#cytat#cytaty#literatura#słowa#wrażliwość#emocje#artysta#olsztyn#poetycko#tomik poezji#proza#proza poetycka
1 note
·
View note