#ona już tyle przeszła
Explore tagged Tumblr posts
blueflyingturtleontheway · 14 days ago
Text
Tumblr media
Aż mnie nieprzyjemne dreszcze przechodzą jak to sobie wyobrażam
7 notes · View notes
myslodsiewniav · 1 year ago
Text
SPA
1-10-2023
Fajny weekend za mną. Wiem, że jeszcze cała niedziela przede mną, wiem. Po prostu ostatnie dwa dni to bardzo dobre dwa dni.
Bardzo głęboka rozmowa z przyjaciółką, tulanko z moim pieskiem, wyjście do ludzi - bez oczekiwań, bez ciśnienia, wyjście do sauny, dobre jedenie, dużo śmiechu, ugotowanie bardzo dobrego, rozgrzewającego obiadu i na koniec wybranie się dość spontanicznie na masaż tajski, który okazał się być czymś na co trochę mi było szkoda pieniędzy (no, w obecnej sytuacji), a jednak potrzebniejszym do poczucia ulgi, osadzenia w ciele i uwolnienia, wytchnienia niż kiedykolwiek bym sądziła.
Pani masażystka zrobiła mi refleksologię po której cała "ciężkość" z żołądka wyleciała ze mnie (tj. godzinę po masażu, w ubikacji ofc). Wiedziałam, że podobno mam zbyt mało elastyczne mięśnie stóp - to mówiła moja instruktorka jogi - ale nie miałam pojęcia, że mięśnie mojego śródstopia to twarde jak kamienie koksy! I to daje inny ogląd na sytuację: myślałam, że chodzenie w conversach jest dla mnie trudne, bolesne, bo te buty mają zbyt cienką podeszwę, a ja zbyt delikatną stopę przez co "czuję każdy żwirek". Tym czasem wychodzi na to, że przy zetknięciu stopy z podłożem nie tyle czuję "każdy żwirek" co czuję swoje przesadnie napięte, stwardniałe mięśnie śródstopia. Wow. Sprawdziłam co trzeba było mi rozmasować (wg. refleksologii) i co dziś jest obolałe tak, jakbym miała tam bolesne siniaki: wychodzi na to, że miejsca odpowiedzialne za żołądek, za nadnercza, jelito cienkie i kręgosłup w odcinku lędźwiowym, do tego prawą nerkę, a mniej bolesny (a teraz mniej obolały, ale jednak odczuwalny) był punkt odpowiedzialny za mięśnie karku i ramion.
Do tego Pani masażystka uświadomiła mi co się dzieję z moimi kończynami górnymi i obręczą barkową. To była masakra. Najpierw było mizianko, potem ulga przy masażu mięśni baku i szyi (aż stękałam z wytchnienia - bolało mnie przy każdym ucisku w te miejsce i zarazem po każdym czułam, jakby zrywała mi z tych miejsc ciężar). Potem Pani przeszła do masażu kończyn górnych. Zaczęła od lewej: znowu mizianko, ucisk, ulga. Wcześniej tak samo postępowałą z moimi nogami - też było we mnie multum bolesnych mięśni, ale poddawałam się temu, puszczałam kontrolę mimo chwilowemy brakowi komfortu. Ale z lewą ręką było inaczej... Bolało. Bardzo. Poddawałam się, pewnie, ale ból był większy.
Dlatego tym bardziej ucieszyłam się, gdy Pani już kończyła.
Ale podczas zgięcia przez specjalistę mojej ręki w łokciu (!) tak bym dłonią dotykała obojczyka, przy jednoczesnym - bardzo subtelnym, bardzo nieinwazyjnym - uciskaniu mięśnia łokciowego (aż to sprawdziłam) poczułam coś takiego, że myślałam, że po prostu zeskoczę z łóżka! Pani mówi "don't fight with me. Breathe!", a ja ledwo łapiąc oddech zaczynam skupiać się na wdechu, tak jak w przypadku ćwiczenia jogi, tak jak to robiłam wcześniej, przy innych stwardniałych na kamień masowanych mięśniach przez ostatnie pół godziny - z każdym wydechem ból staje się mniejszy. I NIBY ból w łokciu był mniejszy, faktywnie, ale WTEDY zaczęło do mnie docierać co jeszcze czuję: po zelżeniu bólu promieniującego z mięśnia łokciowego mogłam rozdzielić źródło bólu na "to z łokcia" i "to z przedramienia i kciuka". Pani masażystka nie dotykała mojego kciuka nawet! Trzymała mnie za nadgarstek doprowadzając bezwładne przedramię w stronę obojczyka. Tym czasem mój lewy kciuk w tej ręce PŁONĄŁ. Palił się! Miałam wrażenie, że jest podłączony do prądu - ewidentnie jakiś nerw został uciśnięty. Powiedziałam o tym Pani masażystce. A ona momentalnie mnie puściła, usiadła na łóżku obok mnie, rozmasowywała mi kciuka i totalnie na serio, totalnie zaniepokojona zaczęła robić wywiad. Pytała o mój tryb życia, o rodzaj wykonywanej pracy, o to w jaki sposób się relaksuję i jak dbam o ciało. A potem badała mi mostek - i od mostka, przez obojczyk, bark, ramię, łokieć i dalej do końca palców pokazywała mi jak muszę codziennie lub w ogóle częściej dbać o swoje ciało. Pokazywała mi JAKIE RUCHY WYKONYWAĆ PODCZAS CODZIENNEGO PRYSZNICA, bo moje mięśnie wymagają cyklicznego rozmasowywania. Upewniała się, że dobrze po niej powtarzam - zaskoczyła mnie tym, ale jestem wdzięczna za te lekcje (i trochę zaniepokojona stanem swojego ciała). Do tego zaleciała masaż częściej - może być tajski, może być fizjoterapeutywny, bo to co czułam było wg. niej bardzo niepokojące. Tym bardziej, że wcześniej wyjaśniała, że takie sytuacje jak ta mogą się przydarzyć podczas masażu ręki wiodącej, a ja na to "ale ja jestem praworęczna" i Pani zacisnęła mocno usta patrząc na mnie z troską. Gdy przeszłą do prawej ręki (mięśni z przodu - dodam) ból był jeszcze większy - przy samym masażu! A jeszcze nie doszła do uciskania! Nie próbowała nawet robić tego ze zginaniem kończyny. Dodała, że muszę w domu regularnie robić masaż jak pokazywała, od mostka, aż do końcówek palców i od razu przeszła do głowy. Byłam wdzięczna, że zostawiła moją prawą rękę w spokoju - jakikolwiek ucisk czułam BARDZIEJ. Wcześniej zresztą, gdy jeszcze leżałam na brzuchu masowała mi prawą łopatkę i kończynę górną: ULGA była nie do opisania po tych naciągnięciach i rozmasowaniu. Najgorsze i najdziwniejsze jest to, że Pani masowała mi jakieś mięśnie na łopatce: racjonalnie wiem, że to moje ciało, że to jest ta część między skórą, a kością, a jednak podczas tego masażu miałam wrażenie, że Pani wciska mi w kość łopatki jakiś obły duży kamyk, który czasami ucieka spod jej palców i ślizga się po kości. Twarde dziadostwo. Nie wiedziałam, że taki mięsień mam (nie bolało szczególnie, bardziej samo wraże, że coś tak twardego mam pod skórą dawało wrażenie dysonansu poznawczego), ani nie byłam świadoma jak jest twardy.
Cieszę się, że mimo wszystko wybrałam się na masaż - było drogo, ale jakoś tak... czuję się lepiej we własnym ciele i przy tym sprowadzona na ziemię...
Wczoraj jeszcze sprzedałam dwie rzeczy na Vinted, a jedna jest reklamowana: okazało się, że ten sweterek, ten, któy wpadł wcześniej w viral miał dziurkę, której nie zauważyłam. Strasznie mi głupio, nie chciałam wprowadzać Pani w błąd...
Dziś chcę zrobić jeszcze jedno pranie, zafarbować włosy i obfotografować jeszcze kilka rzeczy na Vinted - żeby do końca tygodnia mieć co wrzucać.
W ogóle: w piątek udało mi się mniej-więcej ogarnąć ten burdel z ciuchami i okazało się, że jednak nie jestem "w połowie" z ciuchami na Vinted. Jestem raptem w 1/3 tego pierdolnika, który wystawiam na sprzedaż. Ech....
16 notes · View notes
delicja-0 · 7 months ago
Text
Zrobiłam sb mrożona kawe (jakies 70kcal bo z mlekiem ale i tak fasta robię) na szczęście udało mi się ją wypić bo ostatnio mam jakiś wstręt do kawy idk czemu i n jestem w stanie wypić, ta może przeszła bo była z mlekiem idk. Wg mój dzień dzisiaj będzie polegał na piciu mrożonej kawy, herbaty i wody z lodem. Z okazji, że jest 1 lipca chciałam zmienić kolor włosów ale w pojedynku czerwona pianka z venity vs płukanka brązowa niestety wygrała venita i dalej mam wiśniowe włosy tyle że trochę ciemniejsze 😔
Wiecie co? Stanęłam na wadze tak randomowo w ubraniach i w ogóle....46kg ☠️ w sensie pewnie jest 45 i ileś gramów ale i tak o matko to moje hw. Jak to zobaczyłam to mi się ciepło zrobiło i brzuch rozbolał (stąd decyzja o fascie) nigdy więcej nie robię cheat day.
Wg mam taką z jednej strony motywację a z drugiej niechęć do tracenia wagi. Za miesiąc przyjeżdża do mnie rodzina z daleka i chciałabym być chuda i śliczna na ich przyjazd ale z drugiej strony oni znają ed od środka i trochę się boję że to będzie strzał w kolano. Chociaż czego ja się boje xd i tak nie schudne bo jestem ulana swinia która zamiast tracić wage to robi nowe hw.
Plus taki, że wczoraj zjadlam wszystko co było dobre w lodówce i dzisiaj już nic mnie nie ciągnie (co prawda przez to przytyłam kilogram ale czasu nie cofnę niestety) Widząc tak ogromną wagę dostałam kopa w dupe bo ostatni raz widzilam taką liczbę chyba kilka lat temu jak zaczynałam i to chyba nir było az tak źle (ciężko mi powiedzieć bo nie pamiętam swojego życia przed uniakniem jedzenia)
Dzisiaj jest chłodniej ale dalej duszno jednak zrobię zarwz kilka ćwiczeń dopóki też nikogo w domu nie ma. Mam zamiar zrobić też 10k krokow, po prostu wszystko aby zapomnieć o wczorajszej porażce.
Jeszcze tak tylko powiem bo nir mam komu. Zlapaly mnie dzisiaj myśli o tym jak bardzo mojr życie jest posrane. Gdyby nie moja m@tka która przez całe moje życie wszystkiego mi zabraniała to teraz by mnie tu pewnie nie było. Przez to że niszczyla wszystkie moje zdrowe marzenia, zainteresowania (a miałam ich naprawdę sporo zwalsza że uwielbialam się uczyć zwłaszcza matematyki ☠️) moim zainteresowaniem w 100% stala się perfekcja Any. JA WIEM JAK TO BRZMI ALE SERIO XD i nie to nie jest jakas samodiagnoza po prostu takie rozmyslenia. Całe życie usprawieliwialam moja m@tke bo w końcu wychowuje sama dzieci i wg ale to było bez sensu bo gdyby chciała i gdyby faktycznie się interesowala dobrem dzieci to w wielu kwestiach postąpiłaby inaczej (chcoiaz yo tez może byc taki moj punkt widzenia przez to że jej trochę nienawidzę) Wiecie, że ona sama przyznala, że ona zdaje sobie sprawę z tego, że nie dawala mi eystraczajco milosci i uwagi? Ale nic z tym końcowo nie zrobila XDDDDDD serio jak ja to uslyszalam to myślałam że to sen bo raczej mówiąc takie coś dążysz później do polepszenia relacji a nie chowasz to gdzieś pod ziemią. W każdym bądź razie nir wiem co musiałoby się stać abym odzyskala do niej jakiś szacunek i uczucia chyba pingwiny musiałyby spadac z nieba.
Tak na koniec. BOOOOZEEE jak to jest że chodze spać o 24 żeby wstawać później a i tak wstaję o 7 rano!!!!! Mi sie wtedy tak dzień dłuży że to hit, nienawidzę tego....
6 notes · View notes
jazumst · 2 years ago
Text
"Zakręceni" i "Prywaciarzem być"
Żeby Was... Wczorajszy dzień był... Posłuchajcie:
"Zakręceni" Zaparkowałem pod bramą dostawczą, bo jak dawno nie było dla mnie miejsca na pobliskim parkingu. Przez okno zobaczyłem, że dostawa już była, więc spokojnie mogę sobie tu stać.
//
Wybiegła do mnie Kacha z Carlsberga. Że czeka na mnie a ja sobie palę. Co tam, że mam 12minut jeszcze. Że promocje, że pakiety, że coś tam, że jednorożce. Łapię te informacje na szybko, staram się podpytać co jest co, ale ona się spieszy - nara. OK
//
Wchodzę do sklepu, biorę kartkę i spisuje szybko co tam zapamiętałem ze słów Kaśki. Dopada mnie KM i szybko, szybko, szybko. Takiego przyswajania informacji to ja chyba nigdy nie miałem. Najfajniejsze było, że wszystko mam zrobione, ale nie wszystko XD - KM zgubiła gdzieś 60zł z mojego utargu. Mówię jej wprost, że chuja do domu polezie jak kasa się nie znajdzie, bo to mnie obciążą a nie ją. Popluła się, ale ja się wkurwiłem i żarty się skończyły. Po około 20 minutach okazało się, że wcale nie wszystko zrobiła i faktura którą płaciła była za 360zł a nie 300 jak napisała.
//
KM kazała dobrać ciastek, bo ponoć ra... A nie, dobra. To zróbmy z tego wstęp do "Prywaciarzem być". KM kazała dobrać ciastek, bo Lidka rano zrobiła wielki dym, że nie ma, a miałem wszystkie blachy wypełnione na rano. Kupili.
//
Został zamówiony tort z własnym nadrukiem, ale były tak zapracowane, że nikt tego nie głosił. - Towar był rozkładany moją ulubioną techniką "wszystko na sklep". - Nikt nic nie wie.
//
Przyznam szczerze, że nie wiem jak one pracować tak mogą. Naprawdę. Rozpierdol i chaos. W trzy osoby. No ale jebać. dałem radę.
//
"Prywaciarzem być"
No to Lidka zjebała KM za brak ciastek. Że przyjdzie Don i będzie pozamiatane. Wziąłem to zamówienie na tort i poszedłem do Lidki od razu ciastka zamówić. Usłyszałem dosłownie, że ona pierdoli już te ciastka i niczego nosić nie będzie. No to zajebiście, zwłaszcza że KM opieprzyła. Coś musiało być na rzeczy, bo potem przyszła zobaczyć ciastkarkę, ale w finale stwierdziła, że jednak jebać. - Alina poszła na operację i nie wiadomo ile jej nie będzie. Znowu zaczynają się dziać rzeczy niestworzone. Tu pojawia się wątek Dona Prywaciarza. Bo z tym biznesem to jest chyba jak z nowym telefonem. Na początku się powoli kładzie, głaska, przeciera. A potem pizd i czasami spojrzy ewentualnie czy ekran nie jebnął. Był, był wieczorem Don, ale nawet nic nie powiedział. Kiedyś uwagę zwrócił na ekspozycję, zadzwonił i donieśli coś, pokrzyczał. Teraz wyjebane jajca. Oddał wszystko w ręce pracowników i niech się dzieje co chce. A dzieje się porażka. - Alina zawsze o chleb wieczorem czy bułki spytała. Teraz nikt a ukr sam z siebie też nie pójdzie. Na piekarni wyjebane mają.
//
Rozmawiałem wczoraj z V1 o naszym sklepie w MST. Że nasz prywaciarz na to pozwala... Powiem tylko tyle - u nas taka samowolka by nie przeszła zwyczajnie. I z ręki Kierowniczki, i naszej własnej, i SWS. Zupełnie nie rozumiem prywaciarzy.
youtube
7 notes · View notes
madaboutyoumatt · 9 months ago
Text
Matt
Już na placu dostał naburmuszoną minę i tupanie nogą. Jeżeli księżniczka coś polubiła to zmiana w tej sprawie była nie do przyjęcia. Chyba, że było coś zaproponowane w zamian, co przewyższa ofertę wyjściową. A tutaj wyjściową była zabawa z tatą i skupienie się tylko na niej.
- Posłuchaj skarbie, czasami tak jest, że coś musimy zmienić i nie jest to zależne od nas.
- Ale ja nie chce. – kolejne tupnięcie nogą.
Mała zmarszczka między jej ściągniętymi brwiami tak bardzo przypomniała mu tą samą u Josha. Jako ojciec taka córka. Tylko, że nie mógł się nad tymi myślami  rozpływać, bo nie widział co z jej ojcem się dzieje. A dodatkowy brak kontaktu z jego strony z niezadowolonymi słowami typu „nic mi nie jest, a ona tutaj niepotrzebnie mnie przetrzymuje” budziły w nim jeszcze większy niepokój.
- Rozumiem. Tak właściwie to ja też nie chcę. Niestety musimy. – westchnął, bo co miał z nią walczyć w tej sprawie? Akurat tutaj się zgadzali i biorąc obie opcje do wyboru wolałby już być na basenie niż w szpitalu. – Co w takim razie sprawi, że będziesz skłonna pójść spotkać się z ciocią zamiast na basen?
Oczy dziewczynki nagle się rozszerzyły. Pojawiła się w nich ciekawość, ale i przebiegłość. I gdyby nie miała zaledwie szczęściu lat to Matt byłby święcie przekonany, że właśnie dokładnie kalkuluje na ile może sobie pozwolić i co osiągnąć. A może jednak trochę to robiła? Intuicja?
- Kupimy pieska! – a więc jednak kalkulacje odpadały. – Alice ma takiego fajnego, całego pomarszczonego!
- Eve, piesek to ogromna odpowiedzialność, dużo obowiązków i na pewno nie decyzja, którą mogę podjąć bez taty. – entuzjazm momentalnie opadł, wręcz spadł poza początkową skalę co jeszcze mogło sprawić, że za chwilę będzie miał tutaj płacz. Tyle tego mu brakowało! Aby nie kontynuować tego dalej musiał wyjść z czymś sam, zasada ograniczonego  wyboru. – Proponuje w zamian albo wspólne pieczenie ciasta, jakie tylko będziesz chciała albo wieczorne oglądanie wybranej przez ciebie bajki z popcornem.
Dzieci były niesamowite, jak szybko ich emocje potrafiły skakać od najwyższych do najniższych tonów. Film z popcornem wygrał od razu. Wyglądało na to, że mieli mieć wieczorem małą randkę. Ich dwójka i Lilo i Stitch.
Ich pertraktacje i droga do szpitala – który znajdował się praktycznie po drugiej stronie ich miasta – trochę im zajęło. Matt cały czas uważnie pilnował dziewczynki, ale nie mógł się powstrzymywać od ciągłego zerkania na telefon. Zero wiadomości i nieodebranych połączeń. Normalnie nie zwracał na to zbytniej uwagi, ale zazwyczaj coś na niego ciągle czekało. Josh już taki był, zalewał swoją miłością i uwagą partnera. Normalnie okularnik czasami miał myśl, że chciałby od tego odpocząć, chociaż zazwyczaj to były jakiejś głupotki albo coś kochanego, więc nigdy by nie pomyślał, że na brak tego będzie tak niespokojny. Mimo to miał poczucie, że musi nad sobą panować. Jeszcze nawet nie wie co dokładnie się stało i jak wygląda sytuacja a Eve… Eve trzeba było najgorszego oszczędzać. Ona już swoje przeszła.
- Tak, ciocia tutaj pracuje. – zamieszanie w szpitalu to była codzienność. Tak to sobie tłumaczył. Wziął Eve na ręce, bo wtulona w jego nogę utrudniała mu poruszanie się. Czy pamiętała, że w podobnym miejscu została rozdzielona z mamą? – Widzisz, te osoby są chore i ciocia pomaga im dojść do zdrowia. – delikatnie się do niej uśmiechnął dodając jej otuchy, bo przecież Ellie robiła dobre rzeczy. – Porozmawiamy z ciocią i zaraz po tym wracamy do domu. Wybrałaś już bajkę, którą będziesz chciała oglądać? – spokojny i miękki ton oraz odwrócenie uwagi na coś przyjemnego. Manipulacja, ale jakże przydatna.
- Ellie. – Matt cicho szepnął widz��c ją i przytulając się do niej aby ta mogła pojąć ich dwójkę. Chyba nie spodziewała się tutaj małej i po tej chwili odpuszczenia emocji znowu, jak tylko mogła, wciągnęła je na powrót w siebie. To w sumie było oczywiste, że był z nią tutaj, bo z kim miałby móc ją zostawić w ostatniej chwili? – Co się dzieje? – szepnął do niej.
Ruszył za Brand rzuciła kilka słów, które dla bratanicy były niezrozumiałe, ale Matta zmroziły.
- Jak to? Poczekaj. – przystanął, bo nie łapał. Intensywna terapia. Krwotok wewnętrzny. Uszkodzony kręgosłup i wstrząs mózgu? Dostał tym wszystkim jak obuchem w twarz i ostatkiem sił i opanowania puścił Eve z rąk i przytaknął Ellie w sprawie tego jedzenia. Przez moment wyglądało jakby dziewczynka tego nie kupiła i nie miała zamiaru odejść od nich na krok, ale telefon w ręku i możliwość zabawy maszyną… nie często się to zdarzało. Dopiero kiedy odeszła na kilka kroków od nich Matt wrócił do rozmowy przyciszonym tonem. – Wytłumacz mi co się dokładnie stało. Przecież był na wyjeździe służbowym.. To był wypadek? Co z innymi? Jak wielki? Jaka operacja.
Był biały jak ściana, ale jego wzrok był twardy. Gdzieś w oddali tlił się strach, który na pewno wybuchnie, ale nie teraz. Teraz nie mógł. Teraz chciał znać sytuację, zrozumieć co się dzieje i co mogą zrobić.
0 notes
annpositivitylife · 2 years ago
Text
Niedługo studniówka
Nie mam nikogo do pary i szczerze, nie cierpię z tego powodu. Wiem że będę się świetnie bawić z moimi przyjaciółkami, bo zawsze tak jest. Im natomiast jest głupio i przez moment miały fazę na szukanie jakiś "kolegów", ale przeszło im xd bo moja przyjaciółka chciała go zaprosić, okazało się że on ją więcej niż lubi i ona teraz nie chce, bo nic do niego nie czuje xD
Ja chciałam być zaproszona przez tego osła który
Albo boi się zagadać, bo normalnie tyle czasu za mną chodził i nie potrafił
Albo mu przeszło
Albo czeka jak ja sama to zrobię
Swoją drogą, wolałabym żeby to on zrobił krok jak już, jestem zmęczona ciągłym przejmowaniem inicjatywy xd, w poprzednim związku tak było. Chyba że on nie chce się narzucać. I też nie wiem, czy tak szczerze chciałabym z nim iść. Chyba chciałabym się sama z laskami zajebiście pobawić niż martwić się o tę relację.
Nie wiem czy wspominałam, ale na mojej 18. postanowiłam, że nie piszę z żadnymi fuckboyami z Niemiec ani z nikim. Cieszę się, że zatroszczyłam się o siebie, wyznaczyłam granice i mimo że tego dnia właśnie napisał do mnie ex, to nie zepsuło mi to humoru, autentycznie
Wow, żartuję że wraz z 18. urodzinami spłynęła na mnie jakaś mądrość Wszechświata chyba (oprócz kwestii z czapką i chorowaniem xD). Nie było mnie w szkole, a spadł taki piękny śnieg i moje dziewczyny zrobiły sobie super sesję. Jak wrócę musimy to powtórzyć. Może brzmi to plytko, ale serio, dopiero w liceum znalazłam przyjaciół. Ja całą podstawówkę totalnie nikogo nie miałam, więc teraz cieszę się z takich małych rzeczy. Chyba uważali mnie za dziwną. Nadal taka jestem xd ale uważam, że takie traktowanie mnie, że kujon i w ogl, było niesprawiedliwe. Jak ja się cieszę że podstawówka się skończyła, mam już 18 lat a nadal śni mi się w koszmarach
Po prostu nie wierzę, że już tyle czasu minęło od rozstania. Trochę zniszczyłam sobie tym wakacje, bo płacz dramy i w ogl, ale z drugiej strony, nie mogłam już więcej wytrzymać. Jego postawa, cynizm, brak zaangażowania. To wszystko przestało mieć dla mnie sens, gdy przestalam chcieć z nim być, nie mogllam udawać. Wystarczyły 2 wycieczki wspólne, na których mnie tak wkurwił, że nie byłam w stanie go trzymać za rękę nawet. Dziś jestem mądrzejsza, wiem, że nie dam się krzywdzić komuś w takim związku, gdzie ktoś ciągnie mnie w dół. Dlatego teraz, jak wracam myślami, związek z nim to jakaś abstrakcja totalna. Czuję się jakbym przeszła jakieś przebudzenie z matrixa, jak to mówią niektórzy uduchowieni w ramach New Age na Yt xD.
Swoją drogą, co myślicie o modelkach plus size? Ja ogólnie nie mam nic przeciwko, uważam, że każda waga, osoba, powinna mieć swoją reprezentację i żeby pokazywać więcej normalności. I tak jakby piękno nie zależy od wagi. Przeszkadza mi natomiast jak są czasem modelki, no mega szczupłe i do tego modelki plus size. Nie wiem, może się nie znam, ale brakuje mi czegoś pośrodku albo po prostu większego zróżnicowania. I też sobie tak myślałam- ludziom o wiele łatwiej jest dążyć do figur modelek czy coś, bo widzą albo domyślają się, jakie wyrzeczenia za tym stoją, dlatego tak podziwiają i też dlatego tak wielu ludzi ma niechęć wobec modelek grubszych. No nie wiem co myślicie. Rozpisałam się dużo na temat mojego życia xD
13 notes · View notes
majstersztykzchwil · 4 years ago
Text
Nie możesz mieć jej za złe tego, że boi się kolejny raz cierpieć. Świadczy to tylko o jej dojrzałości i mądrości, której nauczyło jej życie. Kiedyś popełniła błąd i zaufała komuś otwierając siebie i ofiarowując swoje uczucie, a ktoś bezwzględnie to wykorzystał zostawiając bolesne blizny o których ona będzie pamiętać całe życie. Po wszystkim co przeszła jest już na tyle doświadczona i mądra, by unikać tanich adoratorów i przelotnych uczuć. Już nigdy nie będzie wierzyć w puste słowa i rzucane na wiatr obietnice. Nie da się wykorzystywać, oszukiwać i sobą manipulować, bo jej przykre doświadczenia stały się jej tarczą i warstwą ochronną.Kochanie kobiet naznaczonych przeszłością wymaga wielkiej odwagi, prawdziwości i zaangażowania. Musisz ofiarować wiele miłości by wyleczyć jej zranioną duszę. Pamiętaj jednak by być cierpliwy i stopniowo ogrzewać jej serce, które po przykrych doświadczeniach pokryła warstwa lodu. Musisz być mądry i uważać by topniejące sople nie zraniły kolejny raz jej uczuć i zamarzając na nowo nie zamieniły się w jeszcze większą i bardziej bolesną warstwę lodu na jej delikatnym sercu…Przede wszystkim musisz wiedzieć o tym, że są one na tyle dojrzałe i doświadczone by odróżniać piękne słowa i puste obietnice od tego co faktycznie jesteś w stanie dla nich zrobić. Lód na ich sercu nie pojawił się znikąd. Jest warstwą ochronną, która broni delikatności ich duszy po tym jak ktoś wykorzystał ich dobre serce i zniszczył zaufanie do innych wraz z ofiarowanym przez nie uczuciem.Kobiety naznaczone przeszłością (te silne o dobrym sercu) dziś są jak małe, drobne ziarenko. Pielęgnuj je każdego dnia. Dbaj o nie i podlewaj stale uczuciem. Ofiaruj prawdziwą miłość, szczerość oraz wsparcie. Z czasem ziarenko wypuści korzenie i pielęgnowane codziennym uśmiechem zamieni się w najpiękniejszy kwiat jaki kiedykolwiek widziałeś. Bądź cierpliwy. Naprawdę warto…
19 notes · View notes
linkemon · 3 years ago
Text
Jōtarō Kūjō x Reader
Tumblr media
Jōtarō przyjeżdża na plażę w Morioh by spędzić tam rocznicę śmierci swoich przyjaciół. Próbuje poukładać wszystko w głowie przed jutrzejszym niechybnym wydarzeniem. Ku jego zdziwieniu, nad morzem pojawia się [Reader].
O próbie poradzenia sobie z koszmarami, strachem i samotnością. O nienawiści do koloru żółtego, tęsknocie za ludźmi, których dawno nie ma i odrzuceniu tych, którzy są. O dochodzeniu do świadomości, że nikt nie lubi być sam.
Praca znajduje się również na Wattpadzie (pod tym samym nickiem). Beta: Dusigrosz
Dodatkowe informacje: 1. Shot zawiera spoilery do 3 partu JoJo i dzieje się w bliżej nieokreślonym czasie między 4 a 6 (z tego ostatniego są lekkie spoilery, ale głównie odnośnie życia rodzinnego Kūjō, raczej nie zepsuje wam zabawy).
Jōtarō podążył za samotnie krążącą mewą. Biały ptak trzepotał mocnymi skrzydłami, unosząc się na niespokojnym wietrze. Mężczyzna patrzył, jak odlatuje w stronę klifu i z gracją ląduje w gnieździe. Dołączył do swojej rodziny, wydając z siebie typowe dźwięki. Kūjō poczuł, że na ten widok coś ściska go za serce. Odwrócił głowę w stronę morza, próbując zająć myśli czymś innym. Usiadł na lekko wilgotnym piasku. Styczeń nie był najlepszą porą na pobyt na plaży w Morioh, ale przynajmniej nie musiał znosić turystów. Na Florydzie o tej porze z pewnością nie zaznałby spokoju. No właśnie... Na Florydzie... Kūjō próbował odpychać natrętne myśli, ale wciąż wracały. Umysł usilnie szukał ścieżek, by przypomnieć mu o jutrzejszym wydarzeniu.
Nabrał w garść żółtych ziaren. Drobinki leniwie przesypały się przez palce. Zdawały się odmierzać czas, niczym naturalna klepsydra. Zupełnie jak w Kairze. Z tą różnicą, że nie prażyło słońce. Chłód w powietrzu przypominał raczej wnętrze rezydencji Dio. Tamtego dnia czuł strach. Obezwładniający i przeszywający do szpiku kości. Teraz została tylko pustka. Okazyjnie zdarzało mu się ją wypełniać jakimiś ciepłymi momentami. Mozaika uczuć była jednak niekompletna. Od pamiętnej wyprawy wiedział, że nigdy nie skończy jej układać. Brakowało fragmentów, których nijak nie potrafił zastąpić.
Spokojne fale rozbijały się o brzeg. Miarowy szum wypełniał ciszę. Ciemna toń igrała z białą pianą, wyrzucając zielone i czerwone wodorosty. Gdzieś w oddali dało się dostrzec łódkę powoli płynącą na drugi koniec miasta. Zapewne wracała z połowu. Wystarczająco wcześnie, by móc za chwilę sprzedać świeże ryby. Jōtarō stwierdził, że wstąpi do Trussardiego na obiad. Kucharz na pewno kupi kilka sztuk i przyrządzi mu coś na poprawę humoru. Mężczyzna chciał choć przez chwilę poczuć się lepiej. Zaraz potem ruszy na lotnisko.
Granatowe niebo powoli jaśniało. Kūjō patrzył na blednące punkciki na ciemnym firmamencie. Tutaj nawet konstelacje były inne niż na pustyni. Inne niż na Florydzie. Inne niż w Japonii. Inne niż w domu.  Gdzie właściwie był teraz ten dom?  Już sam nie wiedział. Gwiazdy zdawały się gasnąć. Zupełnie jakby umierały pod naporem słońca. Jasne promienie zwiastowały nadejście poranka. Idealny sposób, by rozpocząć ostatni dzień przed rozwodem. Dlaczego akurat dziś musi być szesnasty stycznia?  
Kūjō zmrużył oczy, czując potężny podmuch wiatru. Dotknął włosów, ale było za późno. Czapka odleciała w bliżej nieokreślonym kierunku. Już chciał wezwać Star Platinum, gdy za plecami usłyszał głos:
— Tak myślałam, że cię tu znajdę. — Kobieta usiadła tuż obok niego, podając mu nakrycie głowy.
Przyjrzał się [Reader] uważnie. Dawno się nie widzieli. Nie zmieniła się aż tak, jak mógłby przypuszczać. Szerokie dresy, gruba, zimowa kurtka i włosy pospiesznie związane na czubku głowy. Zmęczone spojrzenie zdradzało, że dopiero co wstała. Tylko cienie pod oczami dawały znać, że nie wysypia się od dłuższego czasu. Tego akurat się spodziewał. Mieli dokładnie ten sam problem od lat. Gdzieś tam w środku łudził się, że może choć na nią tabletki podziałały. Obecny widok temu przeczył.
— Co się tak gapisz? Sprawdzasz, czy jestem trzeźwa? — spytała ze złością, odpychając go lekko. — Zresztą nieważne. Nie ty pierwszy i nie ostatni. Morioh to małe miasto — dodała ciszej, odwracając głowę.
— Yare, yare daze — mruknął Jōtarō, zakładając czapkę. — Nie sprawdzałem.
Zlustrowała go wzrokiem, szukając śladu fałszu. Nie znalazła niczego. Ostatecznie wzruszyła ramionami i włożyła dłonie do kieszeni.
Kiedy ostatni raz rozmawiali przez telefon, do niczego się nie przyznała. Musiało jej być ciężko. W miasteczku wieści roznosiły się szybko. Skoro ktoś dowiedział się o jej problemie, z pewnością przypięto już jej łatkę. A jednak tkwiła w tym miejscu i za nic nie chciała się z niego ruszać.
Kūjō doskonale pamiętał, jak to wszystko się potoczyło. [Reader] od samego początku była ulubienicą Josepha. Odkąd spotkali się na wyprawie, traktował ją jak wnuczkę, której nigdy nie miał. Przystała na to, wpisując się w tę dziwną relację. Mężczyzna stwierdził, że wpasowała się w jego rodzinę lepiej niż on sam. Miała ten sam błysk w oku, głowę pełną pomysłów oraz głupie poczucie humoru. A teraz to wszystko zniknęło gdzieś daleko. Przypominała jego z młodości i wcale mu się to nie podobało, choć wtedy pewnie oddałby wszystko, żeby na jakiś czas przestała przypominać jego dziadka.
Jakim cudem nikt nie zauważył, jak coraz częściej sięgała po kieliszek? Wszyscy pogrążeni we własnym żalu przestali się rozglądać dookoła. Każdy chciał zapomnieć. Ona po prostu wybrała bardziej destrukcyjną drogę. Kiedy pierwszy raz zobaczył ją naprawdę pijaną, był zły. Nie na nią. Na siebie. Że zostawił ją z tym żalem i bólem. Jak jednak mógł wyciągnąć na powierzchnię kogoś, gdy sam tonął? Przyjął tłumaczenia i obietnice zmiany, po czym znów ją opuścił. Zostawił pod opieką babci, wierząc, że naprawdę da radę ją upilnować. Wyjechał na te głupie studia. W międzyczasie poznał przyszłą żonę i ona zajęła cały jego wolny czas. Tymczasem [Reader] tkwiła w tym bagnie. Sama. Bo choć Suzie się starała, nie rozumiała niczego. Nie przeszła przez to, co oni. Josepha nie było na miejscu, by mógł jakkolwiek zareagować. Dużo wyjeżdżał w celach badawczych. Gdy wracał, zwykle był tak zmęczony, że ledwo starczało mu czasu dla najbliższych.
Moment, gdy alkoholizm osiągnął apogeum, wrył się Jōtarō w pamięć jak osobista porażka. Był to dzień, gdy najstarszy z Joestarów opuścił świat żywych, by dołączyć do swojej ukochanej. Kūjō przyjechał na pogrzeb. W mieszkaniu walały się puste butelki. [Reader] awanturowała się z sąsiadką. Wykłócała się, gdy zabierano ją na izbę wytrzeźwień. Płakała i krzyczała na zmianę. Śmierdziało od niej sake. Włosy świadczyły o tym, że musiała ich nie myć od momentu zgonu. W ten sposób pożegnalną ceremonię spędziła w obcym miejscu. Kūjō pojechał do niej zaraz po wszystkim. Wtedy zdał sobie sprawę, jak naprawdę beznadziejnym był przyjacielem. W dodatku to nie on wyciągnął ją ze spirali choroby. Nawet tego nie umiał zrobić. Okazało się za to, że jego stary, upierdliwy dziadek nawet zza grobu potrafił sporo. Zapisał jej majątek w testamencie. Cały. Mogła z nim robić, co jej się żywnie podobało. Na koniec zaznaczył, że ma nadzieję na jej szczęście po wszystkim, co przeszli, i jest z niej dumny. Joseph nie zostawił nawet żadnego dłuższego listu. A jednak widocznie wiedział dokładnie, czego wtedy potrzebowała. Podziałało jak kubeł zimnej wody. Zapisała się na terapię. Kilka razy się potknęła, ale jej siła woli zwyciężyła. Przestała pić. Majątek zaś wpakowała w fundację Speedwagona. Zaczęła dla niej pracować, by zabić czas. Niedługo potem wynajęła mały domek w Morioh. Gdzieś w tym wszystkim jej relacja z Jōtarō uległa polepszeniu. Szczególnie po tym, jak kilka razy musieli ze sobą współpracować. Widywali się od czasu do czasu, niekiedy też dzwoniąc.
— Skąd wiedziałaś, że przyjechałem? — spytał Kūjō, chcąc zmienić temat.
— Higashikata-san mi powiedział. Wyrósł na ludzi — stwierdziła.
Mężczyzna poczuł się zdradzony. Spotkał go wczoraj wieczorem na chodniku i poprosił o dyskrecję. Wydawało mu się, że potrafi trzymać dziób na kłódkę. Przynajmniej przez jakiś czas.
W głębi serca wiedział jednak, że to z powodu troski. Jōsuke rzeczywiście stał się porządnym młodzieńcem. Pomimo całego zamieszania ze standami jakoś się pozbierał i teraz żył pełnią życia. Gdzieś w środku ukłuła go zazdrość. Komuś udało się to, czego on nie potrafił dokonać.
[Reader] zapatrzyła się przed siebie, po czym wyciągnęła paczkę papierosów z kieszeni kurtki.
— Chcesz? — zaproponowała, na co tylko pokręcił głową. Wyjął z płaszcza cygaro. — Och... Gdybym wiedziała, że biologom morskim tyle płacą, to poszłabym z tobą na studia — zaśmiała się sucho.
Jego praca bywała męcząca. Niejeden powiedziałby nawet, że nużąca. Tego jednak właśnie potrzebował. Jakiejś stałej. Czegoś, co nie zmienia się każdego dnia jak w kalejdoskopie. Zwierzęta miały pewne powtarzalne zestawy zachowań. Rośliny nie posiadały niewidzialnych mocy gotowych go zaatakować. Fauna i flora nie rzucała gróźb. Tak długo, jak trzymało się zasad, można było spać spokojnie. Odkrywanie morskich głębin przynosiło mu radość. Z początku wybrał tę dziedzinę tylko dlatego, że brzmiała jak normalny zawód. Z czasem jednak zakochał się w tym, co za sobą niosła.
Wpatrzył się w płomień wystawionej w jego stronę zapalniczki. Maleńki ogień drżał w podmuchach wiatru, gdy przykładał do niego końcówkę cygara. Nienawidził tego koloru pośrodku pomarańczu i czerwieni. Tego paskudnie żółtego poblasku, jaki dawał. Odcienia piasku na plaży i wschodzącego słońca. Bo był to JEGO kolor. Przypominał o tym, że kiedyś istniał. O bezkresnej podróży przez pustynię, o wrogach na każdym kroku, o rzeczach i ludziach, których należało poświęcić, by się go pozbyć.
Włosy [Reader] tańczyły w chłodnym powietrzu, próbując się uwolnić z prowizorycznego koka. Nic sobie z tego nie robiła, pozwalając im się chłostać po twarzy. Zaciągnęła się papierosem. Zapach nikotyny dopłynął do nosa Jōtarō. Zbierała się w sobie, by coś powiedzieć. Poznał to po sposobie, w jaki lekko przymrużyła powieki. Znał ją lepiej niż siebie samego.
— Wkurwiliby się na nas — rzuciła.
Z początku nie dotarło do niego, co ma na myśli. Gdzieś w podświadomości formowała się odpowiedź, ale mimo wszystko zadał pytanie:
— Kto?
— Avdol, Iggy, Kakyoin i Joseph — odparła. Próbowała opanować drżenie dłoni, wymieniając tak dobrze im znane imiona. — Wiesz, że wczoraj mi się śnili?
On też miewał takie sny. Chociaż koszmary byłyby bardziej odpowiednim słowem. Nigdy nie widział w nich twarzy przyjaciół. Ilekroć próbował sobie je przypomnieć, rozmazywały się w pamięci. Sylwetki wracały dopiero, gdy spoglądał na wspólne zdjęcie. A później znów tonęły. Gdzieś między krwawymi smugami a przeraźliwą pustką w jego umyśle. Wraz z nimi przychodziły bezsenne noce, zimny pot na rozgrzanej skórze i bezgłośne szlochy ściskające gardło.
— Chcieli nam dać w twarz. Tak mi powiedzieli. — Kobieta wypuściła wstrzymywany w płucach dym.
Zazdrościł jej tego. Jego mary miały pazury gotowe rozorać gardło. Trzymały ostre jak brzytwy noże. Były kłębowiskiem podekscytowania czekającym na śmierć. Żółte postacie stały na podwyższeniach, bezlitośnie wysysając ludzką krew. Najgorsze jednak było to, że on nigdy nie umierał. Zawsze zostawał do końca. Patrzył, jak giną inni. Przychodzili na piekielne egzekucje w kolejkach. Ustawiali się tłumnie i chętnie, by on nie musiał. Próbował się przepychać, ale zawsze wygrywali. Poświęcali się za niego, choć chciał ich zatrzymać.
— My w ogóle nie żyjemy, JoJo — stwierdziła, kierując na niego swój wzrok.
Czy to możliwe, by oczy straciły blask? By ich kolor wyblakł? Gdzie się podziała ta głębia, w której można się było zatracić? Niegdyś przenikliwe spojrzenie ziało pustką. Jakby lata temu zostało wyprane ze swojej wyjątkowej barwy.
— Nieprawda — zaprzeczył Jōtarō.
Siedział tuż obok niej. Wyszli cało z tej okrutnej masakry. Jego serce biło. Pompowało krew w każdej sekundzie istnienia. Czuł puls. Przebijał się w żyłach na nadgarstku. Płuca pobierały tlen zmieszany z dymem. Udało mu się. Nie był TAM.
— Nie żyjemy — powtórzyła dobitnie [Reader]. — To nie jest życie. Ludzie przed trzydziestką nie powinni czuć, że wszystko się skończyło i nic nie ma sensu.
Miał ochotę zaprotestować. Słowa chciały uciec z jego ust. Prawie się zaśmiał, gdy zdał sobie sprawę z tego, jak bardzo sam pragnął się okłamać. Ludzki organizm był wspaniały. Nawet szczęście próbował sobie wmówić. Wszystko byle tylko przeć do przodu.
Miała rację. Odnosił wrażenie, jakby był nigdzie, a zarazem wszędzie. Nie poznał nikogo, a jednocześnie każdego. Zobaczył nic, a mimo to wszystko. Tak powinien się czuć Joseph, gdy odchodził z tego świata. Jakby wszystko miał już za sobą. Ale nie on, który jeszcze miał tyle lat życia do wykorzystania.
Ze zgrozą zrozumiał, że Dio jednak dopiął swego. Zatrzymał czas. Dla niego wciąż mógłby być TAMTEN szesnasty stycznia. Nie widziałby wielkiej różnicy. Wciąż w tym tkwił. Zakończył terapię. Miało być lepiej. Czemu więc wciąż wracał do tego, co było?
— O co ci tak naprawdę chodzi? — spytał Jōtarō. Zmęczyły go te podchody. Miał wrażenie, jakby ten jednostronny monolog przebijający szum fal stanowił jedynie przydługi wstęp.
Kobieta odwróciła wzrok w stronę wyfruwającej z gniazda mewy. Przez chwilę obydwoje oglądali, jak cierpliwie macha skrzydłami, znikając za horyzontem.
— Nie byłeś w domu na święta — odezwała się po przerwie.
To była prawda. Do dziś trzymał w portfelu kartkę od Jolyne. Jego córka narysowała wielką choinkę. Nie posiadała talentu plastycznego, ale nie miało to większego znaczenia. I tak kochał wszystko, co mu wysyłała. W środku, uroczo krzywymi literami, prosiła, by przyjechał obejrzeć jej szkolny występ. Kopertę zaadresowała jej matka. Nie wiedziały, gdzie przebywał, więc zostawiły pocztę w rękach fundacji Speedwagona.
— Skąd to wiesz? — spytał Kūjō, czując uścisk w okolicy serca.
— Bo ja byłam — odparła [Reader].
Zupełnie nie takiej odpowiedzi się spodziewał.
— A co na to… — Niewypowiedziana końcówka zdania zawisła w powietrzu. Nie zdobył się na to, by wypowiedzieć jej imię. Jutro już nie będzie jego. Na powrót staną się dla siebie obcymi ludźmi.
Jego żona z początku naprawdę lubiła [Reader]. Zapraszała ją na rodzinne obiady. Pozwalała jej trzymać na rękach małą Jolyne i bawić się z nią. Zdawała się uważać ją za część rodziny. Traktowały się nawzajem całkiem dobrze. Z czasem jednak kobieta zaczęła ją obwiniać o zachowanie męża. Poszukiwać powodu, dla którego Jōtarō zostawią ją i córkę na tak długo same. W złości rzuciła oskarżeniem o zdradę. Sama nie do końca w to wierzyła, ale od tamtej pory się nie widziały. Awantura z tamtego dnia nie była powodem rozwodu. [Reader] po prostu przypadkowo została wplątana w konflikt, który wcale jej nie dotyczył.
— Mała chciała, żebym przyjechała. Ona jakoś to wytrzymała. — [Reader] uciekła wzrokiem.
Czy go okłamała? Tego był prawie pewien. Nie miał jednak prawa dociekać. Zresztą i tak nie był w stanie nic z tym zrobić.
— JoJo, zobacz się z nią. Zobacz się z Jolyne przed rozwodem. — Chłodna dłoń spoczęła na jego własnej.
Kolejny raz tego dnia tak się do niego zwróciła. Ile czasu minęło, odkąd ktoś to robił? Nikt, kto go tak nazywał, nie stąpał już po tym świecie. Wspomnienie z przeszłości wypłynęło na powierzchnię. Ten jeden pocałunek w Kairze, o którym nigdy nie rozmawiali. Ciepło jej ust. Zapach jej skóry. Miękkość włosów. Moment, w którym wszystko wydawało się na miejscu, pomimo całego chaosu dookoła nich. Zdarzało mu się wracać do tej chwili. Czasem zadawał sobie pytanie: Co by było, gdyby...? Czy gdyby wrócił do tematu, wszystko potoczyłoby się inaczej? Może wyratowaliby siebie nawzajem?  
Nie poruszył ręką. Udawał, że nie zauważa jej dotyku. Nie chciał, by zniknął. Było w nim jakieś niewypowiedziane pocieszenie. Ktoś, kto go rozumiał, siedział tuż obok. Nie musiał mówić. Odczytywała jego myśli. Znali się tak długo, że nawet z milczenia potrafiła wyczytać wszystko.
— Wydaje ci się, że tak jest lepiej. Myślisz, że ją chronisz. — Wzięła głęboki wdech. — Ale ona tęskni. Wiesz, co mi powiedziała przed przedstawieniem? Że napisała list do Mikołaja i poprosiła, żeby jej tata wrócił. Jedź do niej, zanim stracisz ją na zawsze. — Zabrała dłoń. Tak jak się obawiał. Zupełnie jakby zdała sobie sprawę z tego, że nie są już nastolatkami z TAMTYCH czasów.
Spojrzał na swoje niedopalone cygaro. Z końca unosiła się strużka dymu. Wiatr porywał ją w stronę jasnego słońca wznoszącego się nad Morioh. Nie chciał stąd jechać. Jakże dziecinne było to marzenie. Zostać tu, na plaży. Nie musieć się stąd ruszać. Po prostu zapomnieć o wszystkim. Trwać. W sercu poczuł ból. Ten sam, który przychodził nocami, gdy wszyscy już spali. Przygryzł wargę. Poczuł smak krwi. Potrzebował tego. By przypomnieć sobie, że żyje. Paznokcie boleśnie wbijały się w zaciśniętą pięść, gdy próbował opanować drżenie ciała. Samotna łza zakręciła się w kąciku oka. Zamrugał intensywnie, by się jej pozbyć. Pochylił głowę, zasłaniając twarz czapką.
Chciał powiedzieć cokolwiek. Jakiekolwiek kłamstwo, żeby przekonać ją i siebie, że jest dobrze. Że świetnie wybrał. Nie żałuje. A jego żona z córką będą teraz wiodły samotne, ale bezpieczne życie. Lepsze, bo jego w nim nie będzie.
— Boję się. — Zdanie samo opuściło usta Jōtarō, gdy przyłożył ręce do głowy. — Nie dam rady. — Wiatr ostro szarpnął płaszczem. Na ten dźwięk zadrżał jak ranione zwierzę. — Nie chcę znowu zostać sam — bełkotał.
Gdzieś między świstami powietrza dochodziły do niego kojące słowa. Nie potrafił ich rozróżnić w szumie. Nie wiedział nawet, czy to morze, czy dźwięk w jego uszach. Oddychał ciężko, próbując złapać powietrze. Płuca paliły rozpaczliwie, gdy haustami łapał oddechy. Jakby stał się falą. Dziko pędzącą na spotkanie brzegu. Czekał na moment, gdy rozbije się o skały. Wszystko zdawało się nakręcać. Do momentu, gdy dotyk dłoni powrócił. Ręka ostrożnie głaskała jego plecy. Miarowo przesuwała się w dół i w górę. Spokojne szepty zdawały się stawać coraz wyrazistsze. Wdech. Wydech. Nie jesteś TAM. Nie jesteś SAM. ŻYJESZ.
— Zostań ze mną — wyrwało mu się między szlochem wstrząsającym całym ciałem.
— Nigdzie się nie wybieram — odparła [Reader].
Nie odważył się jej spojrzeć w oczy. Nigdy, przed nikim nie pokazywał się w takim stanie. Zwykle chował się, próbując przeczekać ataki paniki. Nawet żona go takim nie widziała. Po ślubie przez jakiś czas czuł się lepiej. Szczególnie po tym, jak na świat przyszła Jolyne. Najjaśniejszy punkt jego życia. Drobna kruszynka, którą obiecał chronić. Przynosiła mu tyle radości, że na moment przegonił smutek ze swojej głowy. Przez jakiś czas naprawdę wszystko było lepiej. Jakby ciemna pustka wewnątrz została czymś zapełniona. Aż zdał sobie sprawę z tego, że nic nie może trwać wiecznie. Bo stanowił zagrożenie. Wtedy wycofał się z rodzinnego życia.
A teraz [Reader] tu była. Patrzyła na niego. Na ten wrak, którym się stał. Na żałosnego człowieka. Nic mu się nie udało. Do tej pory wmawiał sobie, że idzie mu nieźle. Bo w przeciwieństwie do niej, zachowywał pozory. Ludziom pokazywał się jako zdrowy człowiek. Takim go widzieli. Dawali się oszukać. Teraz dotarło do niego, że wcale nie wygrał w tym głupim wyścigu. Ona nie udawała i przez to było jej trochę lżej. Przynajmniej miała odwagę pokazać się innym bez kłamstw i przemilczeń.
W jej oczach nie dostrzegł tego, czego się obawiał. Nie było poczucia wyższości. Nie było też litości. Tylko zrozumienie. Jakby wiedziała dokładnie, co znajduje się w jego sercu.
Nie wiedział, ile jeszcze czasu siedzieli na plaży. Tępo wpatrywał się w bezkresny horyzont, próbując nie myśleć o niczym.
Biała mewa wróciła, radośnie pokrzykując. Teraz w towarzystwie.
— Jedź ze mną na Florydę. — Słowa głucho rozbrzmiały w ciszy. Nie pamiętał, kiedy ostatni raz naprawdę poprosił kogoś o pomoc. — Boję… boję się, że nie dam rady zobaczyć Jolyne…
Myśli kłębiły się w jego głowie. To był właśnie prawdziwy on. Jego uczucia skrywane przed światem. Co miał powiedzieć córce? Jak się wytłumaczyć? Czy uwierzy, gdy powie prawdę? A może lepiej było nie mówić nic?
— JoJo, wiesz, że to się jej nie spodoba… — zaczęła [Reader], spoglądając na swoje stopy.
Gdy to powiedziała, zaczął żałować, że w ogóle o cokolwiek poprosił. Nie miał prawa wymagać, by nagle rzuciła swoje życie i wyjechała razem z nim. Ani narażać jej na awanturę z jego żoną…
— …ale jeśli ci zależy… to pojadę — dokończyła.
Bezwiednie pokiwał głową. Nie będzie sam. Ta świadomość zdawała się wlewać do środka jego ciała. Czuł, jak napięte dotąd mięśnie rozluźniają się.
— Chodźmy stąd. — Kobieta lekko pociągnęła go do góry.
Na plażę powoli zmierzało kilka osób. Jeśli chcieli ich uniknąć, rzeczywiście powinni się zbierać. Papieros i cygaro leżały niedopalone w piasku. Zadeptał je butem. Zniknęły pod podeszwą, w oceanie żółtych ziaren. Rzucił ostatnie spojrzenie na morze. Miał swoją chwilę. Czas wziąć się w garść i zmierzyć się z tym, co go czeka.
Kiedy jednak podniósł głowę, ujrzał plecy [Reader]. Jej włosy szarpał wiatr. Gumka musiała gdzieś upaść. Przez moment wydawało mu się, że znów ma siedemnaście lat. Poprawił czapkę. Tym razem będzie inaczej niż w dotychczasowym beznadziejnym życiu. Tym razem nie był sam.
12 notes · View notes
idianaki · 4 years ago
Text
Moja opinia o The Owl House S2E05:
Uwaga, spoilery!
Ugh, jak ja nienawidzę szukać tego serialu online...
W odcinku drugim było łatwo to zignorować, ale holy crap, głos Gusa brzmi naprawdę dziwnie. Ignorować? Okej. Przyzwyczaić się? To będzie trudne.
I yeah, ten odcinek to totalnie kontynuacja poprzedniego. Nie zdziwiłabym się, gdyby się okazało, że odcinek czwarty miał miejsce dosłownie dwa dni wcześniej, czy coś takiego. Nie wyobrażam sobie, żeby Luz czekała aż tak długo.
Z drugiej strony zastanawia mnie kiedy Luz właściwie chodzi do szkoły? Czy Boiling Isle ma jakiś inny kalendarz szkolny? Inaczej rozłożone dni wolnego? Odcinek drugi tego sezonu to był jej powrót do szkoły, ale w odcinku 3 i 4 na pewno tam nie szła. Teraz mamy jedną scenkę, ale cały odcinek też dzieje się poza szkołą? W środku dnia? Czy oni mają jakoś inaczej rozłożone dni wolnego, czy po prostu ten serial aż tak skacze między kolejnymi tygodniami teraz, kiedy nie są ograniczani "Luz musi wrócić do domu po obozie"?
Artykuły o ludziach mnie trochę rozśmieszyły. Zwłaszcza Eda. Ah, od zawsze wiedziałam, że ona będzie robić nagłówki w gazetach XD
Luz dzieląca się zaklęciami była słodka. I oh, jak ja uwielbiam, że pożycza glify swoim znajomym. Jeszcze bardziej mi się podoba, że Gus nie jest w stanie od razu robić super i niesamowitych rzeczy. Ani w ogóle nic bardziej niezwykłego. To tylko podkreśla jak ciężko Luz (no i też Lilith - Eda na razie nie pokazała żadnej nie-eliksirowej magii) musiały pracować. Mimo to Gus całkiem nieźle sobie radzi i przynajmniej jest w stanie je rozróżnić. Jak widać przyjaźń z Luz się opłaca.
Studenci z drugiej strony wydawali się sympatyczni... Przynajmniej trochę. Dużo bardziej nie podoba mi się ta druga szkoła. Nope. "Najsilniejszy przetrwa" to głupie motto.
Ta nienawiść wobec iluzjonistów jest trochę dziwna, ale jednocześnie kind-of zrozumiała? Znaczy, z perspektywy ludzi to może być niesamowite, ale dla magicznej społeczności? Czy iluzja nie jest co najwyżej jakąś formą sztuki, która nie przyda się do niczego więcej? Zwłaszcza, że sztukę można tworzyć na wiele sposobów, korzystając z różnych rodzajów magii. Zwłaszcza, kiedy sobie przypomnisz, że dla dzieci i nastolatków trochę inne rzeczy są cool niż dla dorosłych. Coś, co może być niesamowite i ekscytujące dla nastolatka może okazać się bezużyteczne w dorosłym życiu, a coś, co na pierwszy rzut oka jest nudne, może okazać się przydatne. W końcu z jakiegoś powodu kowen iluzji istnieje, tak?
Przy okazji jestem kompletnie przeciwko okradaniu grobów, rozczarowałyście mnie, dzieci. Nawet jeśli to pokazało im, że iluzje koniec końców nie są bezużyteczne. Okradanie grobów nie jest okej nie ważne kto jest ich właścicielem.
Also, niepewności Gusa też nie wzięły się znikąd. Widzieliśmy wcześniej, że udawało mu się zawalić czy pomieszać zaklęcia.
Em... czy to był Mattholomule Redemption Episode? Wow. To jedno mnie wzięło z zaskoczenia. Pozytywnego, ale zawsze. Krzyczę w głowie, kocham redemption arcs, dajecie mi ich więcej, dajcie, dajcie, dajcie!
Jeśli chodzi o wycieczkę do biblioteki, to... wow. Myślałam, że z tego wątku nic nie wynikło i historia pierwszego człowieka na Boiling Isle będzie zapomniana... A później zza konta wyskakuje myszo-projektor! Mam nadzieję, że informacja o tym, że człowiek odpowiada za stworzenie portalu wykreśla teorię "Belos to człowiek, który żył tutaj wieki temu". Jeśli koleś stworzył pierwszy portal, to czemu nie stworzyłby drugiego? Po co mu ten Edy?
Z dobrych wieści, Amity dokonuje kolejnego poważnego kroku w stronę oparcia się swoim rodzicom! Yeay! Kibicuję jej. Nie daj się, dziewczyno!
Interesujące, że nie pokazano nam nic z błagania i prac jakie Luz musiała wykonać, żeby odzyskać pracę Amity. W przeciwieństwie do odcinka, w którym Eda musiała zrobić to samo, żeby wpisać Luz do szkoły. To dla mnie bardzo ważny szczegół. W Something Ventured, Someone Framed chodziło o to, żeby pokazać character development Edy i to jak daleko zaszła w swojej relacji z Luz. Ważną częścią tego było zobaczenie przez co dokładnie Eda musiała przejść, żeby wpisać Luz do szkoły i pokazanie jak często chciała się poddać, ale tego nie zrobiła, bo to wszystko było dla Luz. W tym odcinku nie chodzi o Luz i nie chodzi o jej postać. Co jest ważne, to to, że Luz podjęła się tego dla Amity. Nie musimy wiedzieć przez co Luz przeszła, bo już wiemy ile jest w stanie zrobić dla swoich bliskich. Widzimy tylko tyle co Amity - efekt tego całego bałaganu. Jedyne co się liczyło to to, że Luz przeszła przez coś okropnego i ciężkiego dla Amity.
Na koniec. Będę wiecznie zła, że nie dowiedziałam się kto jest randką Edrica. Bardzo zawiedziona i zła.
Na razie tyle. Dziękuję wszystkim, którzy przez to przebrnęli. I do następnego!
2 notes · View notes
emmasjrt992 · 4 years ago
Text
Analiza nowej ekranizacji Black Widow 2021
Po solowych filmach o przygodach Iron Mana, Kapitana Ameryki, Thora i Hulka nadszedł pora na Czarną Wdowę. Czy scenarzyście Erickowi Pearsonowi udało się skonstruować ciekawą historię przedstawiającą życie Natashy Romanoff? Przeczytajcie naszą recenzję. https://filmyzadarmo.com.pl/romans/
Nim 4 faza filmów MCU otworzy się tworzyć na łatwe, Kevin Feige postanowił uzupełnić kilka przerw w życiorysie Natashy Romanoff (Scarlett Johansson), odwołując się tym jednym do czasów, nim Thanos podszedł do ostatniej realizacji naszego systemu. Czarna Wdowa po wydarzeniach z pracy Kapitan Ameryka: Wojna bohaterów jest śledzona przez Rossa (William Hurt). I że ukrywanie się jest jej chlebem powszednim, wtedy nie jest problemu, by zaszyć się gdzieś również poczekać na odpowiedniejsze momenty. I zapewne tak by sobie siedziała gdzieś na odludziu, gdy nie Mason (O-T Fagbenle), który przygotowując kryjówkę w Budapeszcie dla nowych ludzi, zgarnął wszystkie czekające na nią przesyłki. Samą z tych przesyłek była lekka walizka pełna tajemniczych czerwonych fiolek. Na odzyskaniu jej dużo chce niejakiemu Taskmasterowi, który stanowi na pomocach tajnej organizacji o określi „Czerwony pokój”. Jest ona ważna za werbowanie małych dziewczynek oraz wyglądanie spośród nich pewnych zabójczyń zwanych Czarnymi Wdowami. Natasha, aby ich zakończyć, będzie wymagała wrócić do Rosji i odkryć naszą rodzinę, jakiej nie widziała ponad 20 lat. Również wówczas z własnej, nieprzymuszonej woli.
Scenarzysta Eric Pearson, który wcześniej zaserwował nam dobrą produkcję Thor: Ragnarok, teraz bierze historię tak znaną nam nawet z takich filmów jak Ava z Jessicą Chastain czy Czerwona Jaskółka z Jennifer Lawrence. Wspomina o aktualnym, gdy zatem rosyjskie służby specjalne z momentów ZSRR prały mózgi małym dziewczynkom, by zmieniać spożywa w najwłaściwsze zabójczynie na świecie. Nie osiąga w niniejszym niczego odkrywczego. Na szczęście Pearson może nawet takie proste historie obudować świetnymi bohaterami, ubarwić całą opowieść i wykonać z niej świetne widowisko. Gdyż tym w kwocie jest Czarna Wdowa – bardzo delikatnym letnim blockbusterem. Nie trzyma w niej części wyciskających łzy czy dialogów zmuszających widza do zadumy, kiedy wtedy stanowiło przy Avengers: Koniec Gry czy Wojnie Bohaterów. W tymże wypadku mamy mnóstwo działalności i tyle wybuchów, ile ekran kinowy jest w stanie przyjąć. Oraz broń Boże, nie jest toż jeden wielki zarzut. W MCU raz na każdy czas uzasadniony jest po prostu film będący 100% treści i gry. Stanowi toż szczególnie pozytywna odmiana. W tymże przypadku nie jest tu wymowy politycznej gdy w serialu Falcon również Zimowy Żołnierz ani płomiennych przemów głównych bohaterów. Jest za to świetne poczucie nastroju i naśmiewanie się z pewnych niedorzeczności, na jakie fani zwracali uwagę od tradycyjna. A zatem pokazuje, że twórcy MCU mają do siebie dystans. Oraz za to lubi ich również dużo.
Nie trzyma co ukrywać, ten film spotyka się dla świetnie dobranej obsady. Prym wiedzie Florence Pugh jako Yelena, wyszczekana młodsza siostra Natashy, oraz David Harbour jako Red Guardian. Ta dwójka kradnie każdą scenę, w której się pojawia. Pierwszy superbohater Rosji ma obsesję na punkcie Kapitana Ameryki. Rozmawia o nim non stop, stosując do zrozumienia, że kozacy byli ciężkimi wrogami od czasów II Wojny Światowej. Zabawne jest zatem, że Rogers że nawet nie odnotował bycia swojego rosyjskiego odpowiednika. Ten przecież marzy o spotkaniu twarzą w osobę z Amerykaninem. Niby Alexei opowiada, że ludzie byliśmy rację szybko się zmierzyć, ale z racji tego, iż jest więc patologiczny kłamca, nie wierzyłbym w ostatnie. A dzięki jego niewyparzonej gębie także temu, że nie posiada żadnych ograniczeń w wygłaszaniu własnych wiedzy publicznie, jest niezmiernie zabawną postacią. Podobnie jak Yelena, jaka w zwykły sposób, niczym nastolatka, dogryza swojej siostrze kąśliwymi, a bardzo dobrymi uwagami.
Świetnie wypada też Ray Winstone jako Dreykov, szara eminencja pociągająca za sznurki w Czerwonym pokoju. Niestety jest owo człowiek obdarzony jakimiś mocami. Jego moc płynie ze sprytu oraz koneksji, jakie wyrobił sobie dodatkowo w okresach zimnej wojny. Pod tymże powodem stanowi wysoce podobny do Alexandra Pierce’a wykonywanego przez Roberta Redforda w sztuk Kapitan Ameryka: Zimowy żołnierz. To popularny człowiek, który stanowi równie niebezpieczny, gdy ci obdarzeni mocami czy superzbroją.
Scarlett Johansson w obecnym obrazie już jak nas nie zaskakuje. Dostarcza nam taką Czarną Wdowę, jaką polubiliśmy w obecnych produkcjach. Nie mama się jakoś ulepszyć tej strony, co wysoce lubię. W filmie wyreżyserowanym przez Cate Shorloand możemy przyjrzeć się trochę bliżej historii Czarnej Wdowy oraz dowiedzieć się, jaką metodę przeszła z rosyjskiej agentki do pewnego z pierwszych również najważniejszych członków Avengers. Nakreślona historia nie wpłynie na to, jak odpowiadacie tę forma. Chodziło może bardziej o wprowadzenie nowych bohaterów oraz możliwość rozbudowania (szybko a właśnie rozległego uniwersum) o kolejne potencjalne filmy oraz seriale. Bez problemu jestem sobie w stanie wyobrazić produkcje o przygodach Red Guardiana.
Na wzmiankę zasługuje także doskonała ścieżka dźwiękowa z przenikającymi się do głowy hitami jak American pie w działaniu Dona McLeana czy przeróbką Smells Like Teen Spirit Nirvany. Będzie wówczas na pewno soundtrack, do jakiego będę łatwo wracać jak do obydwu części Strażników Galaktyki.
Czarna wdowa to potężna produkcja niedokładająca praktycznie żadnej cegiełki pod wyczekiwaną 4 fazę. Nie myślcie jednak, że jest wówczas zbędny film. Jest wtedy mocnego rodzaju wyłamanie się z starego dla Marvela origin story, w jakim główny bohater musiał stoczyć walkę z czarnych charakterem o odpowiednich mocach. Tu na szczęście jest inaczej. Chodzi bardziej o nazwanie, czym dla mężczyzny potrafi stanowić rodzina. Czy są nią jedynie krewni, z którymi stosują nas więzi krwi, czy że ktoś więcej? Cate Shorland dobrze na ostatnie wydarzenia odpowiada. Tak nim uzyskamy do bieżącego, czeka nas tona spektakularnych wybuchów i mnóstwo widowiskowych walk. Bądźmy czyści – chyba niczego dużo nie oczekiwaliśmy po solowym filmie tej bohaterki.
1 note · View note
misiaa · 4 years ago
Text
Nie możesz mieć jej za złe tego, że boi się kolejny raz cierpieć. Świadczy to tylko o jej dojrzałości i mądrości, której nauczyło jej życie. Kiedyś popełniła błąd i zaufała komuś otwierając siebie i ofiarowując swoje uczucie, a ktoś bezwzględnie to wykorzystał zostawiając bolesne blizny o których ona będzie pamiętać całe życie. Po wszystkim co przeszła jest już na tyle doświadczona i mądra, by unikać tanich adoratorów i przelotnych uczuć. Już nigdy nie będzie wierzyć w puste słowa i rzucane na wiatr obietnice. Nie da się wykorzystywać, oszukiwać i sobą manipulować, bo jej przykre doświadczenia stały się jej tarczą i warstwą ochronną.
Kochanie kobiet naznaczonych przeszłością wymaga wielkiej odwagi, prawdziwości i zaangażowania. Musisz ofiarować wiele miłości by wyleczyć jej zranioną duszę. Pamiętaj jednak by być cierpliwy i stopniowo ogrzewać jej serce, które po przykrych doświadczeniach pokryła warstwa lodu. Musisz być mądry i uważać by topniejące sople nie zraniły kolejny raz jej uczuć i zamarzając na nowo nie zamieniły się w jeszcze większą i bardziej bolesną warstwę lodu na jej delikatnym sercu…
Przede wszystkim musisz wiedzieć o tym, że są one na tyle dojrzałe i doświadczone by odróżniać piękne słowa i puste obietnice od tego co faktycznie jesteś w stanie dla nich zrobić. Lód na ich sercu nie pojawił się znikąd. Jest warstwą ochronną, która broni delikatności ich duszy po tym jak ktoś wykorzystał ich dobre serce i zniszczył zaufanie do innych wraz z ofiarowanym przez nie uczuciem.
Kobiety naznaczone przeszłością (te silne o dobrym sercu) dziś są jak małe, drobne ziarenko. Pielęgnuj je każdego dnia. Dbaj o nie i podlewaj stale uczuciem. Ofiaruj prawdziwą miłość, szczerość oraz wsparcie. Z czasem ziarenko wypuści korzenie i pielęgnowane codziennym uśmiechem zamieni się w najpiękniejszy kwiat jaki kiedykolwiek widziałeś. Bądź cierpliwy. Naprawdę warto…
- Rafał Wicijowski, z książki OCZAMI MĘŻCZYZNY (NIE) IDEALNEGO.
❤️
15 notes · View notes
myslodsiewniav · 3 years ago
Text
Po praktyce telefonicznej angielszczyzny z Indirą, a potem z kumplem czułam się totalnie na siłach na rozmowę kwalifikacyjną. 
Podcast sobie rzuciłam na obwody również w ingliszu. 
Zadzwoniła Pani od rekrutacji.
Przedstawiłyśmy się sobie po polsku, Pani przeszła na angielski i akurat WTEDY początek pytania, które mi zadała został zagłuszony przez szmer w słuchawce (chyba dzwoniła z jakiegoś call center czy czegoś takiego, pogłos był wyraźny). Zestresowana poprosiłam, aby powtórzyła tłumacząc, że niedosłyszałam, a ona się roześmiała xD Ale tak na zasadzie: trochę jakby dla rozładowania atmosfery, a trochę cisnęła bekę, bo okazało się, że zapytała mnie, jak się czuję, a już po pierwszym zdaniu wyszło, że jestem spięta. Dla mnie samej też by to było zabawne (teraz jest - wtedy się zaczęłam pocić jak szczur xP).
Cała rozmowa trwała raptem 7 minut 42 sekundy.
Zapytała o moje samopoczucie. Potem poprosiła, abym opowiedziała co robię w pracy - odpowiedziałam jej obszernie, bardzo obszernie! Ale mam wrażenie, że skupiłam się na wielu sprawach, które nie były AŻ TAK ważne (jak opis struktury firmy, aby wyjaśnić kanały, którymi się zajmuję) w perspektywie mówienia o sobie-sobie. Bardziej reklamowałam swoje obecne stanowisko pracy niż swoją zajebistą osobę xD No cóż, tak wyszło. Poszłam na flow.
Potem zapytała mnie dlaczego chcę zmienić pracę - MOGŁAM opisać, że rodzaj podpisanej umowy mi nie odpowiada, zamiast tego powiedziałam jej po angielsku, że skończyły się w mojej firmie perspektywy rozwoju i zmieniły się moje priorytety, bo “I’m not sure how it’s call in english, but I cannot let myself working on UMOWA ZLECENIE no more” :P - na co ona się roześmiała i upewniła się po angielsku czy chciałam użyć takiego-a-takiego słowa. Jak nauczycielska, która podsunęła mi poprawnie złożone zdanie z poprawnym słowem. I ku własnemu zaskoczeniu zestresowało mnie to tak, że musiałam wstać xD Głupie, ale jakiś nauczony w dzieciństwie odruch “jak nie wiesz na 100% to się nie odzywaj, bo się ośmieszysz” się uruchomił wbrew mojej woli. 
Rozmawiałyśmy o tym, że chcę pracować na umowie o prace i to jest mój cel obecny.
Potem zapytała mnie o wykształcenie i o to, jak się ono łączy z wykonywanym przeze mnie zawodem. Że niby czemu! Trochę w tym było ciekawości, a trochę takiej... oceny? Krytyki? Jakby to był absurdalny żart. Dziwne, nie spotkało mnie to nigdy dotąd tak otwarcie podczas rozmów kwalifikacyjnych - bo potem rzeczywiście pytają czemu nie pracuję w biurze projektowym, że to większość ludzi zastanawia. Ale mam na to jasną i zupełnie dobrze poukładaną odpowiedź - moje stanowisko pracy z wykształceniem łączy kreatywność. I chęć nauki. I tworzenia. O tym jej opowiadałam. Chyba niezbyt długo, ale dostateczną ilość razy powtórzyłam, że lubię używać mózgu kreatywnie. Dodatkowo doświadczenie pokazało, że całkiem naturalnie przychodzi mi łatwość w zarządzaniu czasem i ludźmi. 
Ostatnie jej pytanie dotyczyło tego, czy jestem gotowa pracować tylko na takim samym stanowisku, jak teraz czy jestem gotować do konfrontacji z innymi ofertami pracy. Odpowiedziałam, że jestem otwarta na wszelkie możliwości, jak długo jest opcja rozwoju osobistego i ciekawych wyzwań.
I mi podziękowała.
Tyle. 
Kończę z przekonaniem, że poszło mi ani dobrze, ani źle. Jest okay. Czy mnie zapamięta? Za cholerę nie wiem. Nie oczekiwała ode mnie specjalistycznego języka, ale też dziś po 3 rozmowach telefonicznych odbytych w języku angielskim mam wrażenie, że najswobodniej czułam się już w rozmowie z kumplem - po pierwszym szoku rozmowy z Idirą (kiedy przekonałam samą siebie, że jednak wciąż potrafię mówić po ingliszu xD) rozmowa z drugą osobą, która w codziennej pracy używa języka angielskiego, a która na moją prośbę operowała w naszej rozmowie słownictwem specjalistycznym z dziedziny IT - rozumiałam wszystko. Ewentualnie OBYDWOJE byliśmy niepewni konstrukcji gramatycznych poszczególnych zdań (co analizowaliśmy po angielsku), ale najwidoczniej ten poziom znajomości języka wystarcza mu, aby prowadzić spotkania teamu i zarządu online referując przez godzinę o zmianach w projekcie, a miałam wrażenie, że mniej się potykam i mniej milknę szukając odpowiednich słów niż on. Więc jestem good enought tylko muszę przywyknąć na nowo do używania daily angielskiego. 
Czy mnie do tej roboty wezmą? Nie wiem. Nie wiem jeszcze ile oferują ani co to za praca - 3 etap (do którego mnie zaproszą tylko jeżeli przeszłam dzisiejszy etap 2) wyklaruje na żywo wszystko. I wtedy będzie się nad czym zastanawiać.
Tak czy owak pozytyw - POTRAFIĘ i nie ma co siebie samej sabotować. A nawet jeżeli nie przeszłam tego etapu u nich, to mam pierwsze doświadczenie rozmowy kwalifikacyjnej przez telefon po angielsku za sobą! Yuuuuuuhuuuu!!!
7 notes · View notes
fuckhighinlove · 4 years ago
Text
Nie możesz mieć jej za złe tego, że boi się kolejny raz cierpieć. Świadczy to tylko o jej dojrzałości i mądrości, której nauczyło jej życie. Kiedyś popełniła błąd i zaufała komuś otwierając siebie i ofiarowując swoje uczucie, a ktoś bezwzględnie to wykorzystał zostawiając bolesne blizny o których ona będzie pamiętać całe życie. Po wszystkim co przeszła jest już na tyle doświadczona i mądra, by unikać tanich adoratorów i przelotnych uczuć. Już nigdy nie będzie wierzyć w puste słowa i rzucane na wiatr obietnice. Nie da się wykorzystywać, oszukiwać i sobą manipulować, bo jej przykre doświadczenia stały się jej tarczą i warstwą ochronną.
Kochanie kobiet naznaczonych przeszłością wymaga wielkiej odwagi, prawdziwości i zaangażowania. Musisz ofiarować wiele miłości by wyleczyć jej zranioną duszę. Pamiętaj jednak by być cierpliwy i stopniowo ogrzewać jej serce, które po przykrych doświadczeniach pokryła warstwa lodu. Musisz być mądry i uważać by topniejące sople nie zraniły kolejny raz jej uczuć i zamarzając na nowo nie zamieniły się w jeszcze większą i bardziej bolesną warstwę lodu na jej delikatnym sercu…
Przede wszystkim musisz wiedzieć o tym, że są one na tyle dojrzałe i doświadczone by odróżniać piękne słowa i puste obietnice od tego co faktycznie jesteś w stanie dla nich zrobić. Lód na ich sercu nie pojawił się znikąd. Jest warstwą ochronną, która broni delikatności ich duszy po tym jak ktoś wykorzystał ich dobre serce i zniszczył zaufanie do innych wraz z ofiarowanym przez nie uczuciem.
Kobiety naznaczone przeszłością (te silne o dobrym sercu) dziś są jak małe, drobne ziarenko. Pielęgnuj je każdego dnia. Dbaj o nie i podlewaj stale uczuciem. Ofiaruj prawdziwą miłość, szczerość oraz wsparcie. Z czasem ziarenko wypuści korzenie i pielęgnowane codziennym uśmiechem zamieni się w najpiękniejszy kwiat jaki kiedykolwiek widziałeś. Bądź cierpliwy. Naprawdę warto…
3 notes · View notes
klubidzpanstad · 4 years ago
Text
Marian Kowalski znów w IPP!
Tumblr media Tumblr media
Wielu ludzi, w tym ja, spodziewało się, że moment ten w końcu nadejdzie. Po 2,5 roku nieobecności, w programie Idź Pod Prąd pojawił się nie kto inny, tylko Marian Kowalski, człowiek, który przyczynił się (nie za darmo rzecz jasna) jak nikt inny do wypromowania sekty Pawła Chojeckiego i jego internetowej telewizji.
"Były kandydat na prezydenta, działacz, publicysta", zapowiedziała gościa Eunika Chojecka. Ten odcinek nie miał prawa nie cieszyć się sporym zainteresowaniem ze strony zarówno krytyków sekty jak i jej członków i sympatyków. Ja zasiadłem do niego, wiedząc czego mniej mogę się spodziewać i zamierzałem obejrzeć go z jak największą uwagą. Nie skłamię także, jeśli powiem, że z uśmieszkiem na ustach.
Na początku Marian, odpowiadając na pytanie prowadzącej, wyjaśnił dlaczego po tak długim czasie zgodził się na wywiad dla IPP, używając znanej nam już narracji o swojej otwartości na media o różnym profilu. Wspomniał, że niegdyś udzielał wywiadów m.in. Polityce czy urbanowskiemu "Nie", dlatego nie widzi żadnego problemu w rozmowie z dawnymi kolegami z pracy, a dodatkowo podparł to tym, że przecież inni (jak to powiedział, "ortodoksi") udzielają wywiadów Monice Jaruzelskiej, jak gdyby bez tego argumentu nie mogło się obyć, co sprowokowało pytanie Euniki o to czy porównuje ich do córki komunistycznego dyktatora. Porównanie takie było by nie na miejscu i nie w porządku, oczywiście wobec Moniki Jaruzelskiej, która wywiady przeprowadza w sposób naprawdę profesjonalny i których słucha się z przyjemnością. W IPP jednak występ u niej był wielokrotnie przedstawiany jako jakaś forma kolaboracji z komunizmem, a ona sama oceniana przez pryzmat czynów jej ojca, co jest zarówno płytkie jak i charakterystyczne dla sekty Chojeckiego, potomka dawnego tajnego współpracownika Służby Bezpieczeństwa o pseudonimie "Zygmunt". Marian szybko wytłumaczył, że nie chodziło mu o porównanie i mogliśmy przejść do kolejnych spraw.
A dlaczego Chojecki zdecydował się na zaproszenie Kowalskiego? Jak mówi, nigdy nie przestaje wierzyć, że ludzie się zmieniają, wyciągają wnioski z wydarzeń z przeszłości. Podkreślił także ich wieloletnią znajomość i powiedział, że nie tracił z oczu internetowej działalności Kowalskiego. Programy Kowalskiego z pewnością były przez nich obserwowane, wielokrotnie jego postawa odnośnie aktualnych wydarzeń była przez nich komentowana.
Chojecki mówił także, że, wyczuwalne od jakiegoś czasu, ocieplenie relacji między nimi, jest efektem tego, że obaj oni byli "atakowani", przy czym wyjaśnił, że chodzi np. o komentarze Rafała Ziemkiewicza, w których bardzo rzadko, ale jednak pojawiały się wzmianki o tych mało sympatycznych osobnikach. A te doprowadzają ich niemal do szału, Kowalski ciągle, nieudolnie próbuje odszczekać się Ziemkiewiczowi, wypominając mu np. to, że ten nie chciał być czynnym politykiem. Teraz dołożył do tego zarzut jakoby red. Ziemkiewicz "odmawiał prawa do istnienia" lubelskiej sekcie, poprzez nieprzychylne im, a całkowicie zasłużone komentarze, a także rzekomej pogardy redaktora dla mieszkańców Polski B i jego "warszawkowatość", by następnie z wymyślonymi przez siebie samego zarzutami polemizować. Chojecki natomiast, w odpowiedzi na stwierdzenie Ziemkiewicza, że współtworzenie z nim przez senatora Jacka Burego sekty, jest obciążeniem w życiorysie, wypomniał mu to, że chodził on do szkoły  Moniką Jaruzelską, co zdaniem "pastora" świadczyć ma o tym, że był on pupilkiem władzy ludowej.
Kowalski i Chojecki, mimo uszczypliwości w obie strony, jakimi raczyli się w ciągu ostatnich 2 lat, nie byli jednak sobie wrogami, pomagali sobie w sytuacjach, gdy któryś  nich odczuwał jakiegoś rodzaju zagrożenie (było tak np. w przypadku zeznań w sądzie).
Kowalski do ponownego zbliżenia dołożył także poczucie obowiązku względem ojczyzny, mówiąc, że w tych ciekawych dla Polski i świata czasach nie można zostawić monopolu informacyjnego koniunkturalistom, a jako przykład takowego przywołał właśnie Rafała Ziemkiewicza.
Z właściwą sobie gracją, Kowalski powtórzył swoje stałe utyskiwanie na wolnościowców i liberałów, którzy rzekomo chcieliby odebrać innym prawo głosu. Od dawna traktuje on ten zarzut jako argument obronny dotyczący jego zaangażowania się w działalność sekty i wszystkich świństw jakich dopuścił się w ciągu 2,5 roku pracy dla niej.
Prowadząca program Eunika szybko przeszła do pytania, które dotyczyło okoliczności rozstania się Mariana z Idź Pod Prąd. Wypomniała mu również, że nazwał środowisko KNP / IPP sektą i spytała czy nie żałuje tego? Pytanie zobrazowano screenem z portalu wPolityce.pl, który miał przypomnieć Kowalskiemu jego słowa. Kowalski, który musiał domyślać się, że takie pytanie padnie, nie wymyślił nic innego poza zrzuceniem winy na nerwy mówiąc: "Oj, no tam w gniewie to się ludzie tam masłem obsmarowują, to przecież nie jest najgorsze, co można o sobie powiedzieć, zwłaszcza, że środowisko, prawda, wasze przywykło do rozmaitych komplementów, także myślę sobie, że to nie było najgorsze określenie, zwłaszcza, że mi też się tam dostało rozmaitych mnóstwo epitetów (...)".
Prawda, że fajne? Przywykliście, że tak was nazywają to i ja, w czasie gdy mieliśmy na pieńku dołożę wam w mediach o dość sporym zasięgu, choć sam pomogłem wam to wszystko stworzyć. W owym czasie, Kowalski, który przecież był blisko sekty przez długi czas, brał udział w ich spotkaniach i imprezach, mógł pozwolić sobie na tę szczerość, tym bardziej, że nie była to pojedyncza wypowiedź dotycząca prawdziwego charakteru KNP / IPP.
Przy okazji, jakby na swoje usprawiedliwienie, dodał, że wiele osób zarzucało z kolei jemu, że to dość dobre pieniądze pozwoliły mu wyprawiać te wszystkie rzeczy jakie oglądaliśmy w jego wykonaniu w IPP, podczas gdy on przecież nie stawiał redakcji żadnych warunków finansowych. Kolejny marny argument. Nie stawiał warunków bo nie musiał ich stawiać, zaproponowano mu dobre pieniądze w zamian za jego usługi a on przyjął propozycję. Pieniądze , jakich nie zarabiał nigdy i prawdopodobne nigdzie już nie zarobi. Było to jednak odbicie piłeczki w stronę redakcji, która po rozstaniu wyliczyła mu, że zarobił u nich ok. 450 tysięcy zł, co jego zdaniem dało pożywkę ich przeciwnikom. Kowalski zapomniał najwyraźniej, że nawet gdyby tego  nie zrobili na koniec, to bilans jego zysków z tej działalności można było łatwo wyliczyć, gdyż co miesiąc w ich programach podawane były kwoty, jakie trafiają, rzekomo od widzów, na działalność IPP oraz dla niego samego. Nie wymagajmy jednak zbyt wiele.
Przy okazji tego szorstkiego wstępu, Kowalski powiedział także coś w rodzaju dowcipu a mianowicie to, że ma on wobec siebie dużą dozę krytyki, a także rzecz, z którą nie można się nie zgodzić czyli stwierdzenie faktu posiadania przez niego grubej skóry.
Eunika ciągnęła temat dalej, przypominając Marianowi jego nieeleganckie zachowanie jakim był sposób w jaki pożegnał się on z IPP, trwające sześć sekund oświadczenie o zakończeniu współpracy, które jego pracodawca, Paweł Chojecki określił mianem "nasrania na stół".
Kowalski nie widzi nic niestosownego w formie w jakiej pożegnał się z pracownikami i widzami IPP, nie wyjaśniając im powodów swojej decyzji, mimo, że przez długi okres także oni napełniali jego konto bankowe. Nie uważał, żeby należały się im jakiekolwiek wyjaśnienia z jego strony i tak samo uważa dziś. Innego zdania jest jednak były szef Mariana, który uważa, że dziś powinien on wyjaśnić widzom, dlaczego tak się wtedy stało.
Pytanie, które z racji wizyty Kowalskiego zadali sobie widzowie IPP oraz ich krytyczni obserwatorzy, brzmiało oczywiście, czy jest to wstęp do stałego powrotu Kowalskiego do programów sekty. Zdania odnośnie ewentualnego powrotu do współpracy są wśród wyznawców sekty podzielone, co można było zaobserwować na czacie podczas trwania programu. Jednych bardzo ucieszyła jego obecność i wyrażali nadzieję na stałą współpracę, pisząc, że to właśnie dzięki niemu trafili do grona wyznawców lub sympatyków sekty, inni natomiast nie byli mu zbyt przychylni pisząc, że wygląda na to, że zabrakło  mu pieniędzy i chciałby znów zarabiać tyle co kiedyś. Zwolennicy Mariana podkreślali jednak, że z jego strony powinno wybrzmieć wyraźne "przepraszam", zamiast zaserwowanych im żarcików.
Zauważyli także, że Kowalski łatwo i szybko zmienia swoje poglądy na dane sprawy, łatwo przychodzi mu przekierowywanie politycznych sympatii na ludzi i środowiska, którym do tej pory nie szczędził ostrych słów. Usilnie nie dopuszczają do siebie jednak faktu, że ich lidera i "pasterza" cechuje dokładnie takie samo podejście wpisane w moralność sytuacyjną.
Na zadane samemu Kowalskiemu pytanie o jego zapatrywania na ewentualną stałą współpracę odpowiedział on, że ceni sobie bardzo obecny komfort niezależności, dlatego nie zamierza "zapisywać się do kolejnego projektu na stałe", natomiast jeśli będzie poproszony o wyrażenie swoich opinii to "jak najchętniej". Zaproponował on ewentualnie coś w stylu stałej rubryki. W jakich innych projektach bierze udział Kowalski? Z doskoku występuje w programach red. Rachonia, a wieczorami prowadzi swoje, wyjątkowo nudne i nie cieszące się wielkim zainteresowaniem, audycje. Z projektów politycznych, z którymi wiązał nadzieje (chodzi o te, którymi opiekować się miał Antoni Macierewicz) nie wyszło nic, więc takie deklaracje uznać można za coś w stylu gry wstępnej, głupio wyglądałoby przecież gdyby z miejsca zadeklarował on chęć powrotu do IPP i zarabiania znów niezłych pieniędzy zamiast codziennego proszenia o wpłaty kilku złotych na konto jego żony.
Kowalski, jak mówi, nie ma na chwilę obecną "pędu do sformalizowania swojego udziału w jakimś projekcie". Nie wspomina czy otrzymał w ogóle jakąkolwiek taką propozycję, więc można założyć, że nie. I nie ma się czemu dziwić.
Wyjaśniając powody swojego odejścia z IPP Kowalski usiłował przekonać pytającego o to widza, że chodziło wyłącznie o wybory samorządowe i brak wsparcia ze strony sekty w przygotowaniach do nich, każąc mu wierzyć, że zostawił dobrze płatną pracę na rzecz startu w wyborach, w których nie miał najmniejszych szans.
Chojecki spytał też Kowalskiego, przypominając mu jego starą wypowiedź, w której mówił, że za Ruchem Narodowym nie stoi nikt inny jak tylko "wkurwieni ludzie", jak odniesie się do ludzi wkurzonych dziś na rządy PiS. Marian, który od czasu zakończenia współpracy z IPP, stał się klakierem wszelkich poczynań rządu, dzięki czemu zapewnione ma m.in. sporadyczne występy w TVP, nie może pozwolić sobie na choćby najmniejszą krytykę wobec PiS, tym bardziej, że trudno podejrzewać go o to by potrafił wyczuć na jak wiele w takiej krytyce mógłby sobie pozwolić, odpowiedział w stylu, jaki jest jego obecnym kursem. Stwierdził więc, że na rząd narzekają wyłącznie ci, którym dobrze żyło się a rządów poprzednich a wszelką krytykę skwitował psiocząc na "górali z Wilanowa", którym pozamykano biznesy oraz tych, którzy za utratę wolności postrzegają zamknięcie stoków narciarskich. Prymitywne przytyki w stronę wszystkich tych, którzy w działaniach rządu dostrzegają wiele niedociągnięć czy niekonsekwencji to wszystko co ma do zaoferowania. W swoich codziennych audycjach, które nazywa komentarzem politycznym, nigdy nie pokusił się na próbę analizy zastrzeżeń wobec rządowych decyzji, doskonale zdając sobie sprawę z tego, że w obecnej jego sytuacji, jedynym wyjściem jakie mu pozostało jest obstawanie murem za, najbardziej absurdalnymi nawet, decyzjami rządzących i wychwalanie ich.
Przy tej okazji Marian odniósł się do przedsiębiorców, którzy jakiś czas temu protestowali przeciwko zamknięciu ich biznesów w Warszawie. Dowiadujemy się, że to on właśnie przed laty aspirował, nie wiadomo  jakiej racji, do pozycji lidera lubelskich przedsiębiorców, działacza, który mobilizuje tę społeczność a oni "mieli to w nosie". Ciężko im się dziwić, znając dokonanie Kowalskiego na polu biznesu, jak i każdym innym. "Liderowanie" czemukolwiek to wielkie, niespełnione marzenie Mariana.
Odnosząc się do protestów branży fitness, Kowalski mówi,  że on jest w tej branży całe  życie (myląc korzystanie z siłowni z prowadzeniem biznesu) i wie, że właściciele siłowni nie organizowali się z branżowe związki, zamiast tego konkurując między sobą (co chyba jest normalne) a dziś, gdy zaskoczyła ich sytuacja kryzysowa związana z pandemią, nie mają siły przebicia w rozmowach z rządem. Ani słowa krytyki pod adresem rządu i jego rozwiązań, za to ma on "pretensje do mojego ukochanego narodu, że woli wywoływać powstania i rozróby uliczne zamiast się organizować w porządną armię zawodową, która ma reprezentację polityczną". A najlepiej z Marianem na czele.
Kolejne pytanie zadane mu przez Eunikę było zabawne z powodu naginania przez nią rzeczywistości pod własne tezy. Spytała ona bowiem, czy Kowalski nie uważa, że rząd PiS się kończy a uzasadniła to... 60 procentowym poparciem dla tzw. Strajku Kobiet (która to liczba, aby zbliżać się do rzeczywistości musiała by być obliczona sondażowo w październiku zeszłego roku, gdy protesty te wybuchły a duża część jego uczestników błędnie interpretowała orzeczenie TK, bo na pewno nie mówią one prawdy o dzisiejszym poparciu dla ulicznych awantur Marty Lempart i garstki lewicowych radykałów).
Z tego pytania Kowalski wybrnął w miarę dobrze, gdyż ono samo miało raczej charakter życzeniowy. Obecną linią Mariana jest wiernopoddańcze reklamowanie rządu za wszelką cenę, redakcja IPP zaś, co kilka dni ogłasza upadek rządu PiS, który na chwilę obecną raczej nie ma z kim przegrać.
Kowalski w programie tym, ponownie wylał swoje żale na środowisko narodowców, twierdząc, że niewielu jest wśród nich ludzi naprawdę ideowych, takich jak on sam, który "wierzy w zdolność narodu do wielkich czynów" i przypomniał swoje wielkie poświęcenie jakim był jego start w wyborach prezydenckich w 2015 roku, dzięki którym zyskał rozpoznawalność, przekutą później, choć kosztem całkowitej utraty twarzy, na realne pieniądze zarobione właśnie w IPP.
Eunika cytuje także sondaż wg którego Kościół Katolicki ocenia dobrze zaledwie 9 procent młodych ludzi, podkreślając, że "Prawo i Sprawiedliwość opiera się na Kościele Katolickim" (nie wyjaśniła jednak co rozumie pod tym określeniem) prosząc tym samym Kowalskiego o odpowiedź na pytanie czy on nadal myśli on, że to właśnie Kościół jest ofertą dla młodych ludzi i ogółu Polaków jeśli chodzi o wartości. Ten zaś odpowiedział wymijająco nie odnosząc się w zasadzie do pytania a jedynie krytycznej oceny obecnego papieża po czym temat skierował na bierność Episkopatu względem niszczenia mienia kościelnego przez uczestników tzw. Strajku Kobiet. Stwierdza on jedynie, że dziś internet zastąpił wiele rzeczy, których niegdyś ludzie szukali np. w Kościele. Jednak tego, jakie jest jego zdanie w tej kwestii, nie dowiedzieliśmy się, zamiast tego usłyszeliśmy skargi Mariana na to, że wielu ludzi, także tych z  prawicy śmieje się z jego głupkowatych wynurzeń odnośnie teorii ewolucji, które to stały się jego wizytówką. Na tej podstawie doszedł on do wniosku, że... "prawica nie wierzy w Pana Boga".
Na koniec tego spotkania, Eunika po raz kolejny przedstawiła Marianowi zdanie ich widzów, twierdzących, że jednak należy im się z jego strony jakieś małe "sorry". Rzeczywiście głosów takich było na czacie sporo. Kowalski nie dał się jednak przekonać i odpowiedział im, że z formalnego punktu widzenia nikt nie może mieć do niego pretensji o odejście z IPP (choć widzom chodzi raczej o sposób w jaki to zrobił, której to myśli nie chce on do siebie dopuścić) gdyż nie miał on podpisanego z IPP jakiegoś kontraktu precyzującego termin współpracy, dlatego nie można naciskać na niego aby przepraszał.
W końcowym słowie skierowanym do widzów IPP dziś, Kowalski zapowiedział, że nie zaprzestane swojej działalności "publicystycznej", komentowania wydarzeń, które to komentarze, według jego własnych słów, być może nie są zbyt "wysublimowaną wiedzą pod względem różnorakich źródeł informacji", ale uraczył ich za to wyborną myślą (pisownia oryginalna):  "Dobrze wiecie, że ci co najwięcej książek piszą i na tym zarabiają pieniądze, mam tu na myśli rozmaitych ideologów pseudoprawicy, to najczęściej zawierają tam same kłamstwa i bzdury i wprowadzają w błąd swoich zwolenników, bardzo się tego brzydzę, jestem prostym człowiekiem, który tam nie uchyla się od odpowiedzialności i ponosi bardzo często konsekwencje swoich wyborów i też od tego nie uciekam". Chciałbym widzieć miny jego dawnych zwolenników, którzy słuchali tych słów.
Dogrywka
Niewątpliwie ciekawe wydarzenie jakim była rozmowa z Marianem Kowalskim w IPP komentowane było w kolejnym programie czyli "IPP Dogrywka". Komentował je "pastor" Chojecki oraz Eunika, która odczytywała także nadesłane przez widzów pytania.
Kowalski pochwalony został za przyjęcie zaproszenia. Chojecki przyznał, że było to spotkanie nad którym ciążyły emocje i dawne pretensje a także, że spodziewał się po tej rozmowie czegoś więcej, większej szczerości ze strony Mariana i jakiejś formy uderzenia się w pierś.
Chojecki stwierdził także, że Kowalski nie ma zdolności przyznawania się do błędów, jakim z ich punktu widzenia, były przypływy szczerości Mariana, gdy stwierdzał, że ich organizacja jest w rzeczywistości sektą. Zaznaczył, że postawy takiej, wraz z kluczeniem i lawirowaniem uczy się ludzi zajmujących się polityką, nie dostrzegł jednak żadnego związku z hartowaniem w niej Kowalskiego przez 2,5 roku, które ten spędził w studiu razem z nim opowiadając niestworzone rzeczy i brnąc w nie potwierdzone niczym zarzuty wobec wielu ludzi i środowisk.
Lider sekty stwierdził również, że w odejściu Mariana z IPP widać "macki Jarosława Kaczyńskiego", któremu, z jemu tylko znanych powodów zależało na rozwaleniu tej internetowej telewizji oraz ich nieudanego "projektu politycznego", który w fantazjach Chojeckiego miał zagrażać PiS. Jego kolejnym urojeniem, którym podzielił się z widzami jest wkład jego "nauczań" w spadek poparcia dla Kościoła Katolickiego, który przypisuje swojej działalności, mówiąc, że wskazuje on błędy doktrynalne Kościoła. Mówi to domorosły "teolog" z Lublina, który swoich wyznawców karmi teoriami takimi jak ta, że Biblia przetłumaczona  na łacinę nosi nazwę "Wulgaris" ponieważ oznacza to, że jest ona prymitywna i przeznaczona dla ciemniaków (chodziło mu oczywiście o Wulgatę, której łacińska nazwa versio vulgata oznacza przekład rozpowszechniony / popularny).
Chojecki oświadczył, że dawno już wybaczył Marianowi jego zachowanie względem sekty i poprosił swoich widzów by tę wizytę potraktowali oni jako wstęp a nie zakończenie. Spytany przez córkę jaki jest cel tego wstępu i pojednania się z Kowalskim, odpowiedział, że "chciałby aby Marian był tak wielki jak kiedyś" czyli wtedy, gdy naganiał mu wyznawców i przytakiwał wygadywanym głupotom. Podkreśla przy tym,  że jeszcze nie wie co z tego wyjdzie, a na rezultaty tego musimy chwilę poczekać. Kowalski musi przekalkulować co opłaca mu się bardziej a Chojecki obliczyć korzyści z ponownego przygarnięcia zbłąkanej owieczki.
Snując wizje możliwej współpracy z Kowalskim, słynący z megalomanii, Chojecki powiedział, że celem Idź Pod Prąd jest dokonać przemiany duchowej Polski na miarę reformacji z XVI wieku. W tym momencie, spytany przez córkę, jak odnośnie idei dokonywania reformacji zapatrywał by się Marian Kowalski będący katolikiem, Chojecki z uśmiechem powiedział coś, co świetnie opisuje Kowalskiego oraz to jak był w sekcie postrzegany: "No już tam wiesz jaki... nie będę kończył. To co Marian mówił o Kościele Katolickim to wszyscy dobrze wiemy". Chwilę później dokończył jednak swoją myśl mówiąc: "Myślę, że nazywanie Mariana katolikiem to nie jest dobry pomysł. Marian to... Marian". To akurat wszyscy wiemy.
1 note · View note
blogserioserio · 5 years ago
Text
umyła podłogę, usmażyła karpia i umarła
Czekali i czekali. Ale ile można czekać? Przecież dzisiaj wigilia, Dzwonili i dzwonili. Nawet na domowy, bo Jolka była uparta i nie pozwalała zlikwidować telefonu stacjonarnego. Jedzenie na stole płakało, że nie jest jedzone. Sztuczna choinka zamieniła salon w dyskotekę. Dzieci zniecierpliwione. Nie mogły usiedzieć z nerwów, patrząc na stosik nierozpakowanych prezentów. 
Tumblr media
Cały blok obchodzi wigilię. Przez papierowe ściany przebijają śmiechy sąsiadów i szczęk sztućców. Paweł, właściciel firmy zajmującej się wykończeniami, patrzy smutnymi oczami na swoją Aldonę. Ssie mu w brzuchu, zjadł dzisiaj tylko dwa kawałki makowca.  Jak tylko założyła futro z nutrii i kozaki, Aldona wystrzeliła po spóźnialską, starszą siostrę. Ta mieszkała blisko, bo na tym samym osiedlu, w bloku 6A. Szczęście w nieszczęściu, pomyślał Paweł. Jak tylko usłyszał trzaśnięcie drzwiami, poczłapał w stronę parujących pierogów z kapustą i grzybami. Westchnął smutno i wepchnął sobie do ust dwa pierogi naraz.  
Nauczona doświadczeniem, Aldona, przed wkroczeniem do klatki schodowej, nabrała w usta zapas powietrza. Na bezdechu przeszła przez odrapany korytarz. Staje u drzwi mieszkania swojej siostry i wnet puka. Woła „Jola! Jola, otwórz! Otwierajże”! Boksuje drzwi i już prawie krzyczy. Tak, że sąsiedzi dookoła zrywają się od wigilijnych stołów i patrzą przez judasza, co się dzieje.
A Jola nic. 
Naciska w dzwonek, łomocze, a Jolka nie otwiera. Wreszcie Aldona ciągnie za klamkę i wchodzi do mieszkania siostry. Uderza w nią zapach czystości i cytrusów. Na szafce, w której Jola trzyma buty, leżą prezenty. Z salonu słyszy, braci Golec, śpiewających jakąś nieznaną pastorałkę. W kuchni pusto, w sypialence też - zero Jolki. Siostrę znajduje w łazience.  Była gotowa do wyjścia. Ubrana w najlepszy płaszcz, wyfryzowana, wypachniona, martwa?, wisiała bezwładnie na krawędzi wanny. 
— Jolka! Jolka? Co ty tam robisz? 
W takich sytuacjach najpierw wypierasz to, co widzisz i zakładasz najlepszy możliwy scenariusz. Tak już jest i tak zrobiła Aldona. Strofowała swoją siostrę, że pierogi wystygną i odgrzewane niesmaczne, kiedy siostra już nie żyła. 
Anegdota o niefortunnym wypadku Jolanty Modrzejewskiej rozeszła się po mieszkańcach Spaleniska następnego dnia, w trakcie bożonarodzeniowego nabożeństwa. Mimo tragicznej sytuacji, przyszli do kościoła całą katolicką rodziną. Dorośli na czarno, dzieci najczarniej jak się dało. 
— Tak im współczuję… Ale mieli skiełbaszone święta ci Starowiakowie. 
No i to było największym problemem. Śmierć Jolki zepsuła święta całej rodzinie. Gdyby poczekała i umarła kiedykolwiek indziej, na przykład koło Wielkanocy, to jakoś tak mniej szkoda, niż w święta. Święta tak święte, że mówisz „święta”  i wiadomo, które święta masz na myśli. Najfajniejszy dzień w roku, najulubieńszy, a oni mieli taki smutny, taki niefajny… A za rok też nie zapowiada się zbyt szczęśliwie: będą jeść pierogi wspominając tę bolesną, nagłą i niespodziewaną stratę. 
— I zobacz, jak ten los chichocze. Bóg się rodzi, moc truchleje, a Jolka umarła — mówi w drodze z kościoła Skorkowa.  
- I to tak głupio umarła — wtóruje Miaszczykowa. — Taka głupia śmierć! 
Obie kobiety nie zważały, że siostra, szwagier, dwójka siostrzeńców oraz siostrzenica nieboszczki idą na krok przed nimi. Kobiety uznają, że szeptem mniej słychać, tymczasem jak mówisz szeptem, to ludzie tym bardziej nasłuchują, co mówisz. Aldona usłyszała. Wzięła głęboki oddech i mówi do sąsiadek: 
- Wstydu nie macie, ruszple i staruchy. Głupia śmierć? Obyście wy miały mądre śmierci. Tego wam życzę, najmądrzejszych śmierci świata. 
Sformułowanie „głupia śmierć” słusznie zbulwersowało siostrę denatki. Dużo lepszym zamiennikiem, oddającym naturę zaistniałej okoliczności, byłaby śmierć niefortunna. Chociaż nie. To również droga na manowce, bo trudno podać przykład śmierci fortunnej. Chyba że umiera przywódca terrorystycznej formacji. Wtedy wieść o amerykańskich komandosach, którzy podziurawili turban jakiegoś starego świra, istotnie ludzi raduje. Może i słusznie. Trudno powiedzieć. Tak czy siak, śmierć to śmierć i nie ma co dzielić jej okoliczności na lepsze i gorsze. Wszystkie są równie durne, przypadkowe i niepotrzebne. 
Na przykład Jolanta, przed wyjściem na wieczerzę wigilijną, umyła, a później na klęczkach wypastowała podłogę. Później przygotowała jakiś keks, popisowego karpia i śledzie w śmietanie. Zapakowała prezenty. Kiedy zakładała kozaki i byłaby wyszła z mieszkania, przypomniała sobie, że zapomniała wylać brudnej wody. Wylałaby ją wcześniej, gdyby podówczas karp nie spędzał w wannie ostatnich godzin swojego marnego życia, a ubikacja nie była świeżo potraktowana domestosem. 
Wylewając wodę, Jolanta potknęła się, rąbnęła głową o wannę, a potem runęła twarzą w te pomyje i się w nich utopiła. Nie było ich dużo, ledwie przykrywały dno wanny, ale ich ilość okazała się zupełnie wystarczająca, żeby dało się w nich utopić. 
Co więcej, zwolennicy łańcuszków zależności byliby odczuli swojego rodzaju satysfakcję wiedząc, że gdyby wanna nie zapchała się włosami, brudna woda szybciej spłynęłaby przez rury i znów, święta u Starowiaków byłyby jak należy, wesołe. Jolka co najwyżej nabiłaby sobie guza. 
I nie, nie należy wartościować tak zwanych śmierci tragicznych. Można je co najwyżej podzielić na te częściej i rzadziej występujące. Poza tym, co to za podział na śmierci tragiczne i nietragiczne? Jak ktoś kona na szpitalnym łóżku, bo zapadł na jakąś bezsensowną chorobę, to jest to mniej tragiczne od czołowego zderzenia z jakimś Oplem na A4? Czy naprawdę Jolanta zrobiła coś na tyle głupiego? Na tyle ryzykownego, żeby sposób, w jaki pożegnała się ze światem jakaś wstrętna, bezmyślna baba śmiała nazwać głupim? Ona tylko wylewała wodę z wiadra! Mogła wylać do kibla, ale skoro już trzymała wiadro, a klapa od klozetu była zamknięta, stwierdziła, że to nie ma znaczenia i wyleje do wanny. Czy to miało znaczenie? Tak i nie. 
Jak się okazało, jej wybór miał niewspółmiernie ogromne znaczenie, ale kto by się tego spodziewał? Kiedy podejmujemy najważniejsze wybory, rzadko jesteśmy świadomi tej ich ważności. Tak czy siak, koło kopczyka zamarzniętych wieńców (Od siostry z rodziną. Od byłych koleżanek z zakładu. Od sąsiadów ze wspólnoty mieszkaniowej), na wątłym, brzozowym krzyżu wisiała tabliczka, a na niej pisało jak byk, że Jolanta Modrzejewska, urodzona wtedy i wtedy, zmarła śmiercią tragiczną. Świeć Panie nad jej duszą. I tyle. To była kluczowa informacja, a reszta to już tylko dla ciekawskich.
*imiona zmienione 
**czytelnicy, uważaj na siebie, większość wypadków zdarza się w domu, serio serio
*** ten tekst jest częścią czegoś większego, nad czym pracuję od dłuższego czasu; jako, że otoczka zahacza o klimat świąt, pomyślałem, że dam go w prezencie czytelnikom ‘serio serio’
3 notes · View notes
tygrysica · 5 years ago
Text
Nowości wydawnicze – Wrzesień 2019
Tumblr media
Wrzesień dla mnie jest miesiącem różnorodności. Jedni szykują się do powrotu do szkoły, inni dopiero wybierają się na wymarzone wakacje, a jeszcze inni wracają do swojej codzienności. Wydawnictwa podobnie ja jak, doskonale zdają sobie z tego sprawę i na wrzesień przygotowały naprawdę wiele różnorodnych nowości, gotowych pozwolić czytelnikowi oderwać się od szarej codzienności, ale również miło spędzić czas na wyczekiwanym urlopie.
Tumblr media
Był sobie pies 2 – Cameron Bruce W.
WYDAWNICTWO: Kobiece
DATA PREMIERY: 04.09.2019
Kilka słów od wydawnictwa:
Wszystkie psy doskonale wiedzą, że życie ma sens tylko u boku ukochanego człowieka
Bailey – bohater bestsellera „Był sobie pies” – powraca w nowym psim wcieleniu, aby wypełnić kolejną misję!
 Mała Clarity June opuszcza ukochaną babcię i jej psa i wyjeżdża z matką do wielkiego miasta. Psiak przeżył już wiele żyć i sporo się nauczył o ludziach. Miał różne imiona: Bailey, Toby, Ellie, Koleżka…
 Bailey powraca w nowym wcieleniu na czterech łapach i spotyka dorastającą Clarity. Wie, że jego misja jeszcze nie została wypełniona – musi pilnować i strzec dziewczynki. Musi być dzielnym psem!
 Tym razem zrobi wszystko, aby pomóc ukochanej pani odnaleźć prawdziwą miłość i zrealizować jej marzenia. Czasami będzie musiał odejść, by zaraz znów powrócić jako inny psi przyjaciel. Bo jedno wie na pewno: życie jest na tyle pomerdane, że zawsze warto trzymać się razem.
Tumblr media
Księżniczka i fangirl – Poston Ashley
WYDAWNICTWO: WE NEED YA
DATA PREMIERY: 18.09.2019
 Kilka słów od wydawnictwa:
Nikt nie broni ulubionego uniwersum tak zaciekle jak fandom! Imogen Lovelace to pozornie zwykła dziewczyna, która podejmie się niemożliwej misji. Ta szalona fangirl zrobi wszystko, by uratować swoją ulubioną postać, księżniczkę Amarę, przed uśmierceniem jej w ukochanej serii filmowej.  
Po epickiej Geekerelli przyszedł czas na nową fanowską baśń, w której przyjaciele staną się wrogami, wrogowie sprzymierzeńcami, a w międzyczasie wybuchnie płomienny romans. Tylko jak odnaleźć się w całym tym bałaganie, skoro właśnie wypłynął do sieci scenariusz sequela Starfield? 
Tumblr media
Magia Cierni – Rogerson Margaret
WYDAWNICTWO: NieZwykłe
DATA PREMIERY: 18.09.2019
 Kilka słów od wydawnictwa:
Wszyscy czarodzieje są źli. Elisabeth wie o tym od dawna. Wychowana przez obcych ludzi w jednej z Wielkich Bibliotek Austermeer, dorastała w otoczeniu grymuarów – istot szepczących na półkach i drżących w żelaznych okowach, gotowych przemienić się w potwory z tuszu i skóry, jeśli tylko ktoś je sprowokuje. Dziewczyna ma nadzieję, że kiedyś dołączy do strażników strzegących królestwa przed ich mocą.
Tymczasem w wyniku sabotażu w bibliotece najbardziej niebezpieczny grymuar wydostaje się na wolność. Elisabeth, chcąc ratować sytuację, wpada w kłopoty. Gdy zostaje zamieszana w zbrodnię, musi opuścić bibliotekę i udać się do stolicy, aby tam stanąć przed wymiarem sprawiedliwości. Nie może liczyć na niczyją pomoc. Jedynym wyjściem jest zwrócenie się do jej największego wroga – czarodzieja Nathaniela Thornema.
Wkrótce Elisabeth zda sobie sprawę, że stała się częścią konfliktu trwającego od wieków, a zagłada grozi nie tylko Wielkim Bibliotekom, lecz także całemu światu. Stopniowo zaczyna podawać w wątpliwość wszystko, czego ją uczono o czarodziejach, o ukochanych bibliotekach, a nawet o samej sobie. Ma bowiem moc, o której nie miała pojęcia.
Tumblr media
Zakon drzewa pomarańczy -Shannon Samantha
WYDAWNICTWO: SQN
DATA PREMIERY: 18.09.2019
 Kilka słów od wydawnictwa:
Rozdarty świat.
Królowiectwo bez dziedziczki.
W trzewiach ziemi pradawny wróg budzi się z tysiącletniego snu.
Dom Berethnet włada Inys od stuleci. Wciąż niezamężna królowa Sabran IX musi wydać na świat córkę, by uchronić swoje królowiectwo przed zgubą – lecz u jej wrót kłębią się skrytobójcy. Ead Duryan, choć jest na dworze od lat i wyniesiono ją do rangi damy dworu, pozostaje lojalna jedynie wobec tajemniczej organizacji czarodziejek. Ma za zadanie strzec Sabran przed zakazaną magią.
Po drugiej stronie mrocznego morza Tané jest gotowa poświęcić wszystko, by zostać jeźdźcem smoków, ale los zmusza ją do podjęcia decyzji, która może zniszczyć jej życie.
Wschód i Zachód nie potrafią się wyzbyć wzajemnej wrogości nawet w obliczu wzbierających sił chaosu, żądnych na zawsze odmienić oblicze świata.
Tumblr media
Perfekcyjna żona – Delaney JP
WYDAWNICTWO: Otwarte
DATA PREMIERY: 18.09.2019
 Kilka słów od wydawnictwa:
Perfekcyjna żona. Perfekcyjne życie. Na zawsze.
Abbie budzi się w szpitalu. Jest oszołomiona. Nie pamięta, kim jest ani jak się tu znalazła. Mężczyzna przy jej boku twierdzi, że jest jej mężem. Mówi, że jest tytanem nowych technologii, założycielem jednego z najbardziej innowacyjnych start-upów w Dolinie Krzemowej. A Abbie jest utalentowaną artystką, zapaloną surferką, kochającą matką i doskonałą żoną. Że pięć lat temu miała straszny wypadek i dzięki ogromnemu przełomowi technologicznemu udało się przywrócić ją do normalnego życia. Teraz jest cudem nauki.
Gdy Abbie dociera do nowych informacji o swojej przeszłości, przedstawiona przez męża wersja wydarzeń coraz mniej do nich pasuje... Czy mąż na pewno mówi jej wszystko?
Tumblr media
Będziesz moja – Brzezińska Diana
WYDAWNICTWO: Otwarte
DATA PREMIERY: 18.09.2019
 Kilka słów od wydawnictwa:
Ada Czarnecka: rudowłosa profilerka z ciętym językiem, powszechnie znana jako leń o wyjątkowo niskiej empatii, notoryczna spóźnialska i miłośniczka seriali true crime.
Krystian Wilk: przystojny i ambitny podkomisarz, seryjny podrywacz, dla którego „mąż to nie przeszkoda”.
Połączyła ich praca w Komendzie Wojewódzkiej Policji w Szczecinie, zagadkowa sprawa z Archiwum X i skomplikowana „przyjaźń”.
Szczecinem wstrząsa seria brutalnych morderstw. Sprawca upodobał sobie młode, rudowłose kobiety i z niezwykłym okrucieństwem urządza swoim ofiarom specyficzną uroczystość przed śmiercią. Trzeba działać szybko. Zostaje powołany zespół śledczy, w którego skład wchodzą Ada i Krystian. Ich znajomość się zacieśnia. W końcu nic tak nie zbliża jak zbrodnia…
Tumblr media
Noc, kiedy umarła – Blackhurst Jenny
WYDAWNICTWO: Albatros
DATA PREMIERY: 18.09.2019
 Kilka słów od wydawnictwa:
Tej nocy stała na klifie i patrzyła w dół, na fale, tak jak dziesiątki razy wcześniej. Ale tym razem było inaczej – miała na sobie suknię ślubną, na rozwianych blond włosach welon i… tym razem skoczyła.
Świadkowie stali na tyle blisko, że wszystko widzieli, nie zdążyli jednak jej zatrzymać. Policja prowadziła poszukiwania – bez skutku. Evie Bradley przepadła, a jej ciało zmyły fale morza czarnego jak noc jej śmierci.
I tylko jedna osoba wie, dlaczego. Jej najlepsza przyjaciółka, Rebecca. Miesiąc po tej tragedii zdruzgotana Rebecca dostaje wiadomość: Mogłaś mnie uratować. Ale umarli nie mówią ani nie piszą… Kto więc wciąga Rebeccę i męża Evie, Richarda, w chorą grę oskarżeń i iluzji? I, na litość boską, dlaczego?
Tumblr media
Horyzont – Małecki Jakub
WYDAWNICTWO: SQN
DATA PREMIERY: 18.09.2019
 Kilka słów od wydawnictwa:
Czasami prawda rozciąga się daleko za horyzont.
Jałowe lata bez wschodów i zachodów słońca. Wspomnienia jak burza piaskowa, jak skrzypienie desek w starym domu. Smugi przeszłości płytko pod skórą. Gry komputerowe i bułgarski rap.
Maniek i Zuza mieszkają po sąsiedzku na warszawskim Mokotowie. On, były saper, próbuje spisać wspomnienia z misji w Afganistanie, mając nadzieję wreszcie stamtąd wrócić. Ona, dziecko pokolenia Y, uczy się żyć na własny rachunek i mimowolnie zatraca się w rodzinnej tajemnicy. Choć z pozoru nic ich nie łączy, ciążą ku sobie, niezdolni i niechętni do pielęgnowania więzi z otoczeniem.
Nowa książka Jakuba Małeckiego to zaskakująca opowieść o tęsknocie, przyjaźni i odwadze. O konfrontacji z zadrą – własną i cudzą. O próbach znalezienia właściwej wersji siebie.
Tumblr media
Kusząca pomyłka – Keeland Vi
WYDAWNICTWO: Kobiece
DATA PREMIERY: 18.09.2019
 Kilka słów od wydawnictwa:
Zniewalająca, niesamowicie kusząca książka jednej z najpopularniejszych autorek romansów!
Po raz pierwszy spotkali się w pubie. Rachel powiedziała Caine’owi, co myśli o jego kłamstwach i wybujałym ego. Bez wahania zaciągnął jej przyjaciółkę do łóżka. Zapomniał tylko wspomnieć, że jest żonaty. Rachel nie żałowała żadnego słowa, które wtedy wypowiedziała. Na idealnej twarzy Caine’a pojawił się jednak tylko lekki uśmiech…
Ups, chyba zaszła pomyłka.
Wyszła, mając nadzieję, że nigdy więcej go nie spotka. A jednak – już następnego ranka okazało się, że Caine jest nowym profesorem na wydziale muzyki w Brooklyn College. A ona właśnie została jego asystentką. Obydwoje niepokorni i piekielnie pociągający. Czy aby na pewno po TAKIM pierwszym spotkaniu zdołają utrzymać odpowiednią zawodową relację?
Tumblr media
Próba. Fallen Crest – Tijan
WYDAWNICTWO: Kobiece
DATA PREMIERY: 18.09.2019
 Kilka słów od wydawnictwa:
Sam i Masona czeka rok rozłąki. Ostatnio dziewczyna wiele przeszła i nic nie wskazuje na to, że teraz będzie łatwiej. Wręcz przeciwnie.
Do jej życia powraca biologiczny ojciec, a na uczelni Masona pojawia się Marissa. Okazuje się też, że Logan kocha Sam i to nie tak, jak powinien to robić przybrany brat.
Kiedy dziewczyna nie potrafi poradzić sobie z problemami i nie może znaleźć schronienia w ramionach Masona, zostaje jej tylko druga miłość – bieganie. Od zbliżających się zawodów zależy, czy dostanie stypendium na uczelni Masona i do niego dołączy.
Czy jednak dotrwa do tego czasu?
To by było tyle na dziś. Dajcie koniecznie znać w komentarzu na jaką premierę czekacie najbardziej w tym miesiącu. Zaczytanego września kochani!
Aleksandra
Wszystkie okładki oraz opisy pochodzą ze stron wydawnictw.
ZOBACZ TAKŻE:
Zwyczajny szpieg – mini opinia.
Shuttergirl – recenzja.
Wodnik – recenzja.
Siedmiu mężów Evelyn Hugo – recenzja.
5 notes · View notes