Blog poświęcony obnażaniu propagandowej i zarobkowej działalności lubelskiej sekty Pawła Chojeckiego i Mariana Kowalskiego
Don't wanna be here? Send us removal request.
Text
Prace społeczne, kasacja, zmiana władzy...

18 września skazany „pastor” Paweł Chojecki stawić się miał w wyznaczonym przez sąd miejscu aby rozpocząć odbywanie kary ograniczenia wolności w formie prac społecznych. Miejscem tym był skansen Muzeum Wsi Lubelskiej. Obserwatorzy jego działalności wiedzący jakie szopki jest w stanie organizować nie byli więc szczególnie zdziwieni, że i w tym miejscu, wraz ze swoimi wyznawcami zdecydował się odstawić kolejny cyrkowy występ wpisujący się w narrację ukazującą go jako męczennika.
Chojecki karę prac społecznych w wymiarze 20 godzin miesięcznie przez osiem miesięcy w swoich audycjach konsekwentnie nazywa „robotami przymusowymi”, terminem, który w Polsce kojarzy się jednoznacznie z eksploatacją Polaków zmuszonych do pracy na rzecz przemysłu III Rzeszy podczas drugiej wojny światowej i niemieckiej okupacji naszego kraju. Dla taniej, groteskowej dramaturgii jaką nieustannie próbuje on nadać przegranemu procesowi porównuje on odpracowanie kilkudziesięciu godzin z dramatem tysięcy Polaków wywiezionych na roboty przez okrutnego okupanta. To jednak nie powinno nas szczególnie dziwić, gdy znamy jego wcześniejsze występy.
Mamy w końcu do czynienia z człowiekiem pozbawionym jakichkolwiek hamulców czy zasad moralnych. Sam niekorzystny dla siebie, łagodny wyrok określa mianem „zbrodni sądowej”, tu z kolei terminem, którm określa się niesłusznie zasądzone kary śmierci czy wieloletniego więzienia na które przez komunistów skazywani byli polscy niepeodległościowcy..
W dniu rozpoczęcia odbywania kary Chojecki stawił się pod wskazanym adresem ale nie sam. Przyprowadził ze sobą członków rodziny oraz kilkudziesięciu fanatyków wyposażonycyh w transparenty wyrażające poparcie dla niego, miotły i podobne gadżety, rozstawili banery. On sam przystroił się w napis na plecach: „Skazany za krytykę Kościoła i PiSu”. Jak podaje strona sekty przyniósł ze sobą jakieś zaświadczenie lekarskie (najwidoczniej nie okazane podczas samego procesu). Chojecki nie przystąpił tego dnia do wykonywania kary, możliwe że zaskoczeni całą sytuacją, dziwną pikietą pracownicy byli zdezorientowani i woleli nie ryzykować scen na terenie muzeum. Chojecki i media jego sekty przedstawiły to jako „uniemożliwienie odbycia kary” za które winą obarczyly dyrekcję placówki. Podkręcano atmosferę także „odmową towarzystwa opiekuna medycznego”. Obecność taka nie jest najwidoczniej przewidziana podczas lekkich prac społecznych jeśli nie ma poważnych przesłanek co do zdrowia skazanego a skoro zasądzono taką karę to najwidoczniej ich nie było.
Żenujący spektakl z wielkim zadowoleniem ogłaszali sekciarze w kolejnych programach w swojej niewielkiej bańce internetowej. Chojecki, tak jak od początku zresztą, swój proces określał jako ważne wydarzenie w historii Polski, taplał się w swojej narracji odnośnie rzekomych sił politycznych próbujacych go uciszyć a sam upajał się swoim „męczeństwem”. Cały czas oczywiście w gronie wyznawców pielęgnuje też przekonanie, że za jego procesem bezpośrednio stoi minister Ziobro a za sznurki pociąga sam prezes PiS, dlatego w swoich tyradach podkreśla rozczarowanie rządem oraz zarzuca mu uknucie przeciwko niemu podłej intrygi. Na tym etapie zapętlenia się w swojej rzeczywistości można założyć, że sam w jakimś stopniu uwierzył w opowiadane wyznawcom historyjki. A przynajmniej bardzo je polubił i starannie pielęgnuje.
Równolegle do ulicznych happeningów i codziennego biadolenia w audycjach na You Tube sekciarze szukają pomocy gdzie tylko się da. Skierowali pismo do Rzecznika Praw Obywatelskich o zajęcie się sprawą ich lidera pisząc o zagrożeniu demokracji, wolności, zestaw sloganów znany nie tylko z sekciarskich pogadanek intrnetowych ale też środowisk związanych z tzw. Anty-PiSem w skład którego wyznawcy Chojeckiego weszli już jakiś czas temu momentalnie znajdując wspólny język z działaczami KOD, politykami PO, Lewicy i próbując rywalizować z nimi na absurdalne, histeryczne teorie i porównania kolportowane w sieci.
Wysłannicy sekty odwiedzali różne spotkania wyborcze odbywające się w ich okolicy i szukali poparcia np. Adama Bodnara czy Joanny Scheuring-Wielgus z którą wspólny cel odnajdują oczywiście na płaszczyźne knajackiego antyklerykalizmu. Od polityków członkowie sekty chcieli usłyszeć, że ci wykreślą z kodeksu karnego art. 196, wypowiedzą konkordat itp. O wsparcie Chojeckiego prosili m.in. posłankę Martę Wcisło z Koalicji Obywatelskiej, którą wręcz zbombardowali pochwałami i zachwytem.
Przejście Chojeckiego i jego fanatycznej trzódki do obozu Anty-PiS (kiedyś za jakąkolwiek krytykę PiS usuwali swoich sympatyków ze swoich mediów i obarczali klątwą całkowitego wkluczena i zerwania kontaktów), nie wywołało żadnych wewnętrznych nieporozumień czy niezrozumienia wyznawców, których niegdyś wyławiano raczej ze środowisk patriotycznych epatując narodową symboliką i głosząc kojarzone z prawicą hasła i poglądy. Kierownictwo sekty postawiło na obóz totalnej opozycji, dokładnie tak jak niegdyś z próbą podpinania się do projektów prawicowych czy samego PiS czyli w myśl powiedzenia o wydzielinie, która przykleiła się do okrętu i krzyczy „płyniemy!”. Wolcie tej sprzyjać miał nie tylko syndrom odrzucenia dziwacznej trupy z jej megalomańskm liderem na czele przez środowiska polityczne z prawej strony ale także cała budowana wokół omawianego procesu guru Chojeckiego historia rządowego spisku przeciwko nim. Odbicie w stronę środowisk bliskich PO czy nawet skrajnej lewicy skomentował swego czasu sam Marian Kowalski mówiąc o radykalnym zwrocie sekty ku pozycjom wręcz lewackim.
Przypieczętowaniem ostatecznym opowiedzenia się po stronie lewicowo-liberalnej może być infantylna relacja mecenasa Andrzeja Turczyna z tzw. Marszu Miliona Serc zorganizowanego przez opozycję w Warszawie tuż przed wyborami paramentarnymi, który relacjonował on dla IPP.
Zachwycony panującą na marszu atmosferą, wręcz dziecinnie podniecony a przez to przypominający najnowszą „gwiazdę” sejmową czyli posła KO Marcina Józefaciuka, Turczyn opowiadał, że na własne oczy przekonał się, że to właśnie na tym wydarzeniu zebrali się Polacy, szczerzy patrioci. Wyznał, że wcześniej dał nabrać się PiSowi i uwierzył, że elektorat PO i jej koalicjantów / przystawek nie reprezentuje wartości patriotycznych a tymczasem na własne oczy zobaczył morze biało-czerwonych flag czyli zabieg PRowy odnotowany przez każdego chyba, nawet niekoniecznie bardzo wnikliwego obserwatora polskiej polityki polegający na, jak trafnie określił to znany publicysta, schowaniu unijnych i tęczowych flag i „przebraniu się za Marsz Niepodległości”. Ciężko z całą pewnoścą stwierdzić czy, wyglądający jednak na autentycznie wznieconego atmosferą, Turczyn sam wierzył w to co mówił, jednak przekaz taki, bez większego wnikania w temat w obrębie sekty trafia na podatny grunt i przyjmowany jest bezkrytycznie. Podczas swojej relacji z marszu Turczyn wspomniał o spotkaniu na nim Andrzeja Rozenka, byłego zastępcy redaktora naczelnego pisma „NIE” oraz posła na Sejm VIII i IX kadencji o którym wypowiadał się bardzo ciepło w przeciwieństwie do, również wspomnianej w owym wywodzie Konfederacji przy okazji której wyłożył wprost, że największym problemem jaki ma z tą partią jest deklarowany przez większość jej członków katolicyzm. Problemu tego nie ma Turczyn czy, do niedawna określający samego siebie mianem największego czy nawet jedyneg w Polsce antykomunisty Chojecki gdy chodzi o postkomunistów lub nowe pokolenie skrajnej lewicy w składzie obejmującej rządy koalicji.
Sekta w okresie kampanii wyborczej w swoich programach uskuteczniała, co zrozumiałe, propagowanie linii narracyjnej radykalnego anty-PiSu w wydaniu dla niej charakterystycznym czyli zbliżonym do KOD, „Obywateli RP” czy internetowych trollerskch grup takich jak „Silni Razem” czy konkurencyjna wewnątrz jednego obozu, dowodzona przez Romana Giertycha trollownię o nazwie „Sieć na wybory”. Wspomniany Roman Giertych w przekazie IPP nie był już, znanym nam z czasów współpracy z Kowalskm, zdrajcą, sprzedawczykiem czy aferzystą ale wzorem uczciwości i heroicznej walki z „reżimem PiS” a najdziwaczniejsze wrzutki wypisywane przez niego na Twitterze przy aplauzie wulgarnych trolli z miejsca stały się dla lubelskch sekciarzy wiarygodnymi ze wszech miar informacjami o których rzetelności przekonany był sam lider KNP / IPP co jak wiadomo stanowi w tej grupie ostateczną instancję.
„Kasacja” i kasacja
W czasie poprzedzającym szczyt kampanii wyborczej sekciarze nakręcili ośmioodcinkowy miniserial mający przedstawić całą historię procesu Chojeckiego z ich perspektywy. W produkcji tej zawarto więc wszystkie bezpodstawne tezy jakie były tu już wcześniej opisywane i wyjaśniane. Była to produkcja stworzona być może z myślą o wciśnięciu jej szerszemu gronu internautów ale skończyła jako jeden z tysięcy już nagranych przez nich programów do oglądania siebie samych we własnym, niewelkim gronie i służącym samozachwytowi, którym sekta się chrakteryzuje. Przez trzy miesiące najpopularniejszy odcinek zanotował jedynie 4600 odsłon.
W tym czasie błyskotliwy mecenas Turczyn wnosił kasację od prawomocnego wyroku do Sądu Najwyższego, który sprawę rozpoznał 20 grudnia 2023 roku utrzymując w mocy wyrok Sądu Apelacyjnego w Lublinie z dnia 10 czerwca 2021 roku i oddalając kasację jako „oczywiście bezzasadną” co w przypadku mecenasa Turczyna nie powinno być zaskoczeniem za to po raz kolejny wystawia mu zawodową ocenę.
Zmiana władzy a oczekiwania sekty
Mocno kibicujący i agitujący na rzecz Koalicji Obywatelskiej członkowie sekty a zwłaszcza jej lider i ścisły, wewnętrzny krąg z euforią przyjęli wynik wyborów parlamentarnych z 15 października 2023 r. W których, mimo tego, że PiS zdobył najwięcej głosów, większość parlamentarną uzyskała koalicja złożona z PO, Lewicy i zmontowanego na wybory tworu o nazwie Trzecia Droga w skład którego wchodzi PSL oraz Polska 2050, której lideruje niedawny gwiazdor programów rozrywkowych w stacji TVN Szymon Hołownia.
Sekciarze z Lublina wynik ten odebrali jak niemalże ich osobisty sukces, znów w myśl zasady o przyklejeniu się do okrętu i z nieskrywaną egzaltacją wykrzykując hasła o rozliczeniach i rozprawie z ustępującym rządem. Chojecki wygłaszał zapowiedzi typu „idziemy po was” sugerując wyznawcom, że oto właśnie oni sami będą brać udział w tym triumfie i rozliczeniach. Zapowiadał śledztwa i procesy, skierowane np. w stronę byłego ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobro, którego od dawna przedstawia wyznawcom w roli architekta spisku przeciwko niemu dodając sobie tym samym niezasłużonej powagi. Mało tego. Chojecki ogłosił, że ma dowody na to, że za przeciwnikami z sali sądowej czyli m.in. mną stoją ważni politycy PiS, ale... „pokaże je w odpowiednim czasie”. Widoczne są także próby zapunktowania w obozie nowej władzy a przynajmniej jej sympatyków mogących zawierzać dziwacznym opowieściom. Chojecki obweścił (tezę tą nieśmiało rzucał już wcześniej), że on sam i ludzie tworzący kanał Idź Pod Prąd byli inwigilowani z pomocą systemu Pegasus jako środowisko zagrażające władzy.
Zachwyt działaniami nowego rządu w okresie pierwszego miesiąca, szereg kontrowersyjnych działań np. w najgłośniejszej sprawie przejęcia TVP i reszty kroków wywołujących ożywione dyskusje komentatorów z każdego zakamarka polskiej sceny politycznej / publicystycznej był w IPP ogromny. Nie silił się szef sekty ani jego podwładni na żadne szczególne analizy, omawianie „za i przeciw” czy omawianie od strony merytorycznej podejmowanych przez ekipę Tuska akcji. Zapanowała atmosfera triumfalizmu, „nasi górą!” a sam Chojecki wprost mówił, że wszystko czego świadkami byliśmy w pierwszym miesiącu rządów „totalnej koalicji” jest słuszne, relatywizował wszelkie pojawiające się w sferze komentataorskiej wątpliwośc i obawy stwierdzając po prostu, że... „bardzo dobrze”. Koniec kropka. Nie powinno nas to dziwić, Z punktu widzenia sekty, której guru napycha wyznawcom głowy opowieścią, że ich grupa wzięta została na celownik przez rząd PiS i to przeciwko internetowemu krzykaczowi zawiązywano skomplikowane sprzysiężenia, sytuacja jest pożądana, cel może uświęcić środki. Chętnie zastosowano wdrażane przez poityków KO czy Lewicy określenia politycznych przeciwników jako „zła absolutnego” co nie dość, że zalatuje psychiatrykiem i kierowane może być tylko do twardego elektoratu oczekującego zemsty i to takiego z okolic odpychającej „babci Kasi”, nie jest niczym nowym w sekcie a właściwie jest tam czymś normalnym i przyswajalnym z największą łatwością. Chojecki twórczo układał emocjonalne pogadanki, w których przekonywał, że celem PiS jest uniemożliwienie nam bycia szczęśiwymi i tym pododobne głupoty rodem z Monthy Pythona.
Z wypowiedzi guru i jego wyznawców wywnioskować można, że mogą oni pokładać nadzieję w zmianie władzy odczytując ją jako możliwość całkowitego wymazania dotychczasowych orzeczeń sądów (tak na złość poprzedniej władzy) wszystkich instancji w sprawie lubelskiego hejtera, co wydaje się kompletną aberracją ale w oparach absurdu spowijających sekciarską bazę w Panieńszczyźnie nie można wykluczyć, że takie rozwiązanie podszeptuje im lider. W razie niepowodzenia wrócić może przecież w każdej chwil wypróbowana już narracja o zdradzie i wskazanie nowej mądrości etapu, nowych wrogów.
Tymczasem po umownej drugiej stronie znalazł się Marian Kowalski, odgrywający w TV Republika (i do niedawna w TVP Info) rolę specjalisty od wszystkiego oraz dodatkowo autorytetu moralnego i wzoru cnót wszelakich. Podczas gdy całe masy publicystów i komentatorów od lewa do prawa siliły się na jak dokładniejsze analizy przyczyny takiego wynku wyborów z uwzględnieniem możliwie wszystkich uwarunkowań, od błędów prowadzenia kampanii przez poszczególne komitety, media, wsparcie zagraniczne i szereg innych czynników w mediach Tomasza Sakiewicza swoje teorie wykrzykiwał ekspert nad eksperty czyli Marian Kowalski. Miotał gromy na głupich Polaków, nadymał się, srożył a jedyne co wymyślił to, że wybory musiały być sfałszowane. Chwilę później wziął udział w demonstracji w Lublinie gdzie przekonywał, że już jutro możemy obudzić się w... Związku Radzieckim.
Rządy starej / nowej ekipy Donalda Tuska i przyprowadzona przez niego do władzy menażeria z pewnością nie wróży dla naszego kraju nic dobrego, jednak po Kowalskim trudno spodziewać się czegoś więcej niż prób straszenia i duraczenia na żenującym poziomie, nieadekwatnych porównań i taniej próby grania na emocjach więc tym bardziej żenujące jest to, że tak usilnie media przychylne PiS wpychają swoim widzom kogoś takiego. Świat po czystce w TVP nie powinien mu się zawalić, ma przecież programy w TV Republika, gdzie szykiem zwartym przeszła cała pro-PiSowska ekipa z TVP wraz z większością widzów co przełożyło się na znaczny wzrost oglądalności tej stacji i spory spadek dla, zapo��yczając ze slangu dotychczasowej opozycji, „neo-TVP”, gdzie wajha przestawiona została z dnia na dzień tak subtelnie, że dowiedzieliśmy się, że niemieckie wiatraki to najlepsze co może nas spotkać, widzowie na śniadanie dostali tęczowe flagi i ekspertów z samozwańczego Ośrodka Monitorowania Zachowań Rasistowskich i Ksenofobicznych im. Pawki Morozowa a na samym starcie zafundowano im odcięcie sygnału i dziwaczną przemowę redaktora Marka Czyża, który zapewnił, że teraz będzie lał widzom już tylko wodę zamiast propagandowej zupy, który to występ zapisze się z pewnością złotymi zgłoskami w historii polskich mediów zaraz po reportażu o majowych urodzinach Hitlera w lesie pod Wodzisławiem Śląskim uczczonych godnie wafelkami, wyemitowany w stacji aktualnie udostępniającej do TVP swoje kadry, żeby było tak jak było i by było jak ma być.
4 notes
·
View notes
Text
Marian naucza demokracji


Ruszyła kampania wyborcza do wyborów parlamentarnych a wraz z nią do pracy zabrały się media sympatyzujące ze swoimi obozami politycznymi oraz niezliczone organizacje, fundacje i inny aktyw partyjny z każdej ze stron. Ciekawa okazała się także karuzela kandydatur na parlamentarzystów, wśród której objawiły się prawdziwe rodzynki. Do Konfederacji powrócił, goszczący często w sekciarskich audycjach Dobromir Sośnierz, któremu w oczy zajrzało widmo utraty mandatu posła, jego kolega buntownik Artur Dziambor, także częsty gość IPP przykleił się do tzw. Trzeciej Drogi, na listy PiS wciągnięci zostali ludzie od dawna pracujący na względy partii rządzącej czyli Marek Jakubiak i Robert Bąkiewicz. Niemałe zamieszanie wytworzyło się wokół miejsca na liście Koalicji Obywatelskiej dla Romana Giertycha a także Bogusława Wołoszańskiego i lidera AgroUnii Michała Kołodziejczaka.
Media po stronie PiS natychmiast wyciągnęły sprawę współpracy ze służbami PRL Wołoszańskiemu, przypominały, że Giertych nie zjawia się w Polsce z obawy przed aresztowaniem gdyż ma poważne problemy z prawem zaś Kołodziejczakowi wyciągnięto wszystkie idiotyczne wypowiedzi i zachowania a tych było sporo więc było z czego korzystać i trudno dziwić się, że zostały użyte w walce wyborczej.
Jednak w tym samym czasie gdy na Kołodziejczaku, Wołoszańskim czy Giertychu nie zostawiano suchej nitki wypominając nawet dawną krytykę PO, Unii Europejskiej czy samego Donalda Tuska w trasę po kraju wyruszyli aktywiści sympatyzujący z PiS a zorganizowani przez środowisko bliskie Gazecie Polskiej i TV Republika.
Inicjatywa o nazwie „Akademia demokracji” ma w założeniu deklarowanym wzmacniać społeczeństwo obywatelskie w kluczowym dla systemu demokratycznego wymiarze czyli zajmować się sprawami szeroko związanymi z wyborami, była m.in. cyklem spotkań w różnych miastach, podczas których do udziału w wyborach zachęcali np. publicyści przychylnych władzom mediów. W ten oto sposób nauczycielem demokracji, wykładowcą „Akademii demokracji” został Marian Kowalski (któremu miejsca na listach jednak nie zdecydowano się zaoferować), który w towarzystwie red. Adriana Stankowskiego z TV Republika dzielił się z wyborcami swoją wiedzą o demokracji. Niedawny współpracownik sekty dla której przez 2,5 roku niemal codziennie wulgarnie opluwał Polaków i katolików wysłany został w teren by tym samym ludziom opowiadać o demokracji i zachwalać rządzącą partię. Kowalskiemu, w przeciwieństwie do Kołodziejczaka nikt dawnych wypowiedzi nie wyciąga a jest tego o stokroć więcej niż w przypadku lidera AgroUnii i są to naprawdę rzeczy obrzydliwe. Kowalskiego przyjęto na służbę w charakterze „narodowca” i do dziś wciskany jest on widzom mediów Tomasza Sakiewicza jako przejęty losem Polski patriota i człowiek o czystych intencjach.
4 notes
·
View notes
Text
Chojecki skazany. Chce zostać prezydentem RP.
Pewnym było, że po ogłoszeniu wyroku na kanale Idź Pod Prąd doświadczymy niesamowitego wzmożenia, świętego oburzenia oraz masy tzw. contentu dlatego nie śpieszyłem się z tym opisem by móc odnieść się także do reakcji sekty. Zeszło z różnych przyczyn bardzo długo.
Po trwającym cztery lata procesie 5 czerwca 2023 Sąd Apelacyjny w Lublinie utrzymał w mocy wyrok sądu pierwszej instancji skazujący pseudopastora Pawła Chojeckiego na osiem miesięcy ograniczenia wolności w formie prac społecznych w wymiarze 20 godzin miesięcznie. Skazany obarczony został także kosztami sądowymi w kwocie prawie 22 tysięcy złotych.
Tak samo jak podczas poprzednich rozpraw wyznawcy samozwańczego „pastora” licznie zebrali się przed sądem pikietując. Sam Chojecki nie był obecny przy ogłoszeniu wyroku, przebywał wówczas w Stanach Zjednoczonych gdzie, jak to opisuje, był z „misją ewangelizacyjną”. Jeszcze przed posiedzeniem sądu nagrywał stamtąd filmy, w których próbował pokazać się jako ofiara represji. W późniejszych audycjach zestawiał swoją osobę z Romanem Giertychem; wg Chojeckiego obaj są ofiarami „prokuratury Ziobry” działającej przeciwko nim z powodów politycznych.
Sąd Apelacyjny nie uwzględnił apelacji obrońców, które wzorem ich poprzednich zabiegów nie opierały się na merytorycznej treści ale graniu na emocjach i nieudolnych próbach sprowadzenia sprawy do absurdu.
Chojecki miał przygotowane wytłumaczenie na takie zakończenie sprawy. Wmawiał swoim wyznawcom, że proces ten oraz wyrok są efektem spisku najróżniejszych sił postrzegających go jako zagrożenie, od polskich władz po władze w Pekinie. Stwierdził także, że wyrok musiał być dla niego niekorzystny ponieważ w innym przypadku jego wyznawcy mogliby doświadczyć dysonansu poznawczego, złudzenia, że żyją w wolnym kraju a przecież on jako przywódca sekty codziennie wbija im do głów właśnie coś przeciwnego modelując swój przekaz w zależności od sytuacji i potrzeby chwili.
Lider sekty, przerażony skazaniem go na przymusowy „program pierwsza praca” w czynie społecznym zapowiedział, że odwoła się do instytucji międzynarodowych, co doradzali mu jego współpracownicy, goście IPP i wyznawcy, oraz że… powołuje nowy ruch społeczny pod nazwą „Idziemy po wolność”. Pod ten rzekomy, kolejny już w jego doknaniach ruch ułożył dla wyznawców specjalną regułkę mówiącą o tym, że on i jego grupa „dokończą dzieło Solidarności”. Chojecki, syn tajnego współpracownika SB wychowany w ateistycznym i antykatolickim domu wiele razy wspominał o swojej walce o wolną Polskę z okresu PRL sugerując jakieś swoje zaangażowanie w ruch „Solidarności” choć w swej skromności nie wnikał nigdy w szczegóły swojego zaangażowania operując jedynie ogólnikami typu „myśmy walczyli”. Po niekorzystnym wyroku okrzyknął się wykonawcą zapomnianego testamentu „Solidarności”, który doprowadzi Polskę i Polaków do zrozumienia jego wizji i fantazji. Dodatkowo przy okazji tej żeruje na postaci ks. Franciszka Blachnickiego, którego sprawa na nowo głośna stała się w marcu bieżącego roku po tym gdy minister Ziobro ogłosił wyniki śledztwa i badań, które dowiodły, że założyciel ruchu Światło Życie został otruty (podejrzenie padło na inwigilującą w Niemczech księdza i jego organizację agentkę SB Jolantę Lange ps. „Panna”, która do niedawna zajmowała się działalnością promującą m.in. ruch LGBT i pobierającą niemałe pieniądze na ową działalność z warszawskiego ratusza; Lange pod koniec września uciekła z Polski prawdopodobnie do Nowej Zelandii). Chojecki okrzyknął się kontynuatorem dzieła ks. Blachnickiego i jego spadkobiercą.
To jednak nie koniec wygłupów wulgarnego guru. Przegrany proces skłonił go do podjęcia decyzji o wystawieniu kandydata na prezydenta w wyborach w 2025 roku. Chojecki zasugerował, że to on właśnie ma być tym kandydatem co w kolejnych audycjach potwierdzał. Czyżby w wybitym umyśle lubelskiego guru dojrzał „master plan” zawierający możliwość ułaskawiania samego siebie? Wykluczyć tego nie można jednak wiele wskazuje także na szykowanie kolejnego przekrętu, raz już wypróbowanego przy okazji powołania przez nich partii politycznej.
Opisując wyrok Sądu Apelacyjnego sekta powielała oczywiście narrację sprzedawaną wyznawcom, sympatykom oraz używaną do manipulowania gośćmi programów IPP, którzy niezbyt orientowali się w całej sprawie. Stwierdzono więc, że „pastor” i jego „kościół” padli ofiarą jakiejś zorganizowanej nagonki mającej umocowanie w spisku potężnych sił krajowych i światowych, przypomniano nie trzymające się przysłowiowej kupy opowieści o atakach na ich mienie czy całkowicie wyimaginowane groźby kierowane w ich kierunku. Wspomnieli także o tych, którzy okazywali im swoje wsparcie i oburzali się z powodu tego procesu choć nie mieli o nim wiedzy większej poza tą przekazywaną im podczas audycji IPP. Wśród tych osób wymieniono m.in. Elizę Michalik, posła Dobromira Sośnierza, posła Artura Dziambora czy posła Pawła Szramkę, ludzi chętnie występujących u Chojeckiego i deklarujące swoje poparcie dla niego jako strony procesu.
Sędzia Wojciech Zaręba powiedział, że wniesione przez obrońców apelacje okazały się bezzasadne „i to w stopniu wręcz oczywistym”. Odniósł się tym samym m.in. do tez obrońców mówiących o tym, że oskarżonemu rzekomo uniemożliwiono obronę „poprzez sposób sformułowania zarzutów”. Żeby zrozumieć o co chodzi musielibyśmy zajrzeć w osobliwy umysł mecenasa Turczyna, którego pomysły i metody to po prostu wstyd dla środowiska prawniczego a infantylizm i emocjonalne zaangażowanie w połączeniu z powtarzanymi przez niego bzdurami, godne wyłącznie politowania, naprawdę obrazują kondycję polskiej palestry.
Sędzia odniósł się też do innych zarzutów obrońców w tym np. ich ataku na orzeczenie biegłej sądowej, które w trakcie procesu próbowali obalić „ekspertyzami” zaprzyjaźnionych z sektą ludzi. Powiedział także, że ani sąd ani prokurator nie doszukiwał się w działaniach Chojeckiego czegoś co nazywamy bluźnierstwem odrzucając tym samym główny zamysł linii obrony sekciarza, który proces ten ukazać chciał właśnie w kategoriach sporu teologicznego (na co nabrać dało się dziesiątki znanych osób zapraszanych do ich programu).
Obrońcy Chojeckiego powołali się także na wyrok Sądu Najwyższego z 2014, w którym stwierdzono, że nie może być uznany za pokrzywdzonego z art. 196 kk (obraza uczuć religijnych) ten, kto sam dobrowolnie naraził się na obrazę uczuć religijnych. Chodziło o sprawę koncertu zespołu Behemoth i jego lidera Adama „Nergala” Darskiego, którego wielokrotnie przywoływał (a nawet chwalił!) Chojecki. Sędzia Zaręba przypomniał to wydarzenie i orzeczenie i stwierdził, że była to sprawa o zupełnie innych okolicznościach faktycznych czyli akt (podarcie Biblii podczas występu), który miał miejsce na zamkniętej imprezie, której uczestnicy mogli spodziewać się tego typu rzeczy. Chojecki wielokrotnie w swojej obronie twierdził, że „przecież nikt nie musi oglądać telewizji Idź Pod Prąd czym tłumaczył wyznawcom rzekomą bezzasadność oskarżenia go. Poziom argumentów dopasowany jest właśnie do jej odbiorców.
Sąd Apelacyjny odrzucając apelacje obrony i prokuratora stwierdził, że kara nie jest ani rażąco surowa ani rażąco łagodna. Prokurator Katarzyna Urban powiedziała, że „wolność słowa jest dobrem chronionym przez konstytucję, ale ustawodawca zdecydował, że nie ma ona charakteru nieograniczonego. Ustawodawca uznał, że coś co jest mową nienawiści, musi spotkać się reakcją. Mamy w kodeksie szereg przepisów, które tę wolność ograniczają. Pod pretekstem wolności słowa nie można tłumaczyć zachowań, które naruszają prawa osób pokrzywdzonych”.
Andrzej Turczyn podzielił się z zebranymi na sali swoim głębokim przemyśleniem nad sytuacją w jakiej wg niego znajduje się Polska. Powiedział, że proces ten nie jest przypadkowy, że to wszystko przez podporządkowanie prokuratury politykom i że „lepsza była by prokuratura niezależna ale niestety teraz tak nie jest”. Złote myśli tego wybitnego adwokata z pewnością zapiszą się złotymi zgłoskami w historii polskiego wymiaru sprawiedliwości, na szczególne miejsce zasługuje z pewnością jego stwierdzenie z tego procesu, że jego zdaniem „mniejszościom religijnym w Polsce wolno więcej” i tak właśnie powinno być.
Media o wyroku
O ogłoszonym wyroku napisały media lokalne i ogólnokrajowe. Chojecki wysyłał do nich, zapewne przygotowane wcześniej na tę okoliczność, oświadczenia. O sprawie napisały m.in. portale TVP, Kurier Lubelski, Onet, naTemat i kilka innych. Jednak treść owych artykułów nie spodobała się Chojeckiemu. W chłodnym tonie o jego działalności napisał zarówno Onet jak i naTemat, po których to z racji prezentowanego w nich światopoglądu lubelski guru mógł spodziewać się wsparcia czy może nawet oburzenia. Dodatkowo Onet przypomniał swoim czytelnikom kontrowersje związane z działalnością sekty.
W programach IPP wyrok komentowali kolejni goście. Jednym z nich był często pojawiający się u nich kontrowersyjny adwokat i wojujący antyklerykał Artur Nowak, który podzielił się z widzami swoją myślą, że występowanie w kodeksie karnym artykułu dotyczącego obrazy uczuć religijnych jest „domeną państw muzułmańskich” przy czym pomieszał bluźnierstwo penalizowane w niektórych krajach muzułmańskich z powyższym zapisem polskiego prawa. Argumentem za wykreśleniem tego zapisu z polskiego prawa wg Nowaka jest natomiast rekomendacja instytucji Unii Europejskiej. Doradził oczywiście zaskarżenie wyroku zagranicą. Nowak, którego podejrzana historia bycia rzekomą ofiarą księdza pedofila występuje w Idź Pod Prąd w roli eksperta, tak samo jak w produkcjach braci Sekielskch. Niecałe dwa miesiące po wyroku dla Chojeckiego Nowak stał się bohaterem filmu dokumentalnego „Bagno” zrealizowanego przez Mariusza Zielke a dotyczącego tuszowania przypadków pedofilii w środowisku artystycznym. W licznych wywiadach Zielke mówił o Nowaku jako o oszuście i człowieku skrajnie niemoralnym wykorzystującym tragedie ofiar. Nie powinno dziwić, że mecenas Nowak tak dobrze dogaduje się z „pastorem” Chojeckim.
Nad wyrokiem grzmiał także Eli Barbur, który zastanawiał się co powinien zrobić Chojecki sugerując, że być może powinien nawet zignorować ów wyrok i nie stosować się do niego. Medialne reakcje jednak zdecydowanie zawiodły oczekiwania „pastora”, który jak każdy guru czuje się pępkiem świata i krzyczał, że jego proces jest historycznym wydarzeniem w dziejach Polski oraz sprawą szalenie ważną dla przyszłości naszego kraju. Na drugi dzień media zajęły się ważniejszymi sprawami a Chojecki wściekał się w swoich audycjach próbując sam lub poprzez wyznawców zainteresować sprawą kogo się tyko da. Sympatycy sekty ruszyli do trollingu profili polityków w mediach społecznościowych, o pomoc prosili nawet tak znienawidzoną tam dziś „ruską onucę” Janusza Korwin-Mikke.
Jednym z zabawniejszych wydarzeń związanych w próbą zainteresowania sprawą polityków doszło w programie IPP 22 czerwca. Do udziału w nim zaproszony został poseł Paweł Poncyliusz, wiceprzewodniczący klubu parlamentarnego Koalicji Obywatelskiej. Chojecki i jego córka Eunika wypytywali posła o związki państwa polskiego z Kościołem Katolickim, próbowali wyciągnąć od niego deklarację chęci zerwania konkordatu (co jest takim wyświechtanym sloganem największych antyklerykalnych oszołomów z okolic dawnej partii „Racja” czy podobnych „KODów”).
Chojecki zaczął wrzeszczeć na posła od którego domagał się dziwacznych deklaracji, merytorycznie zbywany odpowiedziami nakręcał się coraz bardziej w najbardziej prostacki próbując udowodnić, że jego „kościół” nie ma w Polsce praw równych z innymi związkami wyznaniowymi a jako przykład powtarzał ciągle, że związki te nie mają z państwem polskim umów podobnych do konkordatu więc poseł najpierw wyjaśnił mu, że organizacje religijne mają szereg umów zawartych z państwem a następnie spytał: „Kim pan jest w ogóle, bo ja pana nie znam. Nie wiem, kim pan jest. Bo tu pan na mnie krzyczy, nie wiem dlaczego.”
Po wyjaśnieniach Euniki, że Chojecki jest „pastorem” i szefem IPP poseł Poncyliusz dodał: „I rozumiem, że tak jak ojciec dyrektor w Radiu Maryja, pan, że tak powiem, z wolnej stopy zaczyna skakać do gardła tym, którzy się panu nie podobają.”
Okazało się, że „wielkim dziełem” Chojeckiego mało kto się w Polsce interesuje, jego proces nie elektryzował mediów i polityków, choć ci drudzy jeśli już zostali zaprzęgnięci do jego komentowania bardzo łatwo dawali się wciągać w powykrzywianą narrację sekciarza. Tym razem mu się nie udało.
Kandydat Chojecki
Chojecki skazany na 80 godzin prac społecznych w wymiarze 20 godzin miesięcznie miotły czy innej uczciwej pracy musi bać się niczym diabeł święconej wody. Dlatego też wkręca swoim wyznawcom kolejną „dramę” wokół której skupią swoje wysiłki a może i zwiększą datki. Sprawa kandydowania na urząd prezydenta RP w 2025 wbijana jest do głów odbiorcom sekty z całkowitą powagą a Chojecki na kolanie sporządził już listę sześciu swoich najważniejszych obietnic wyborczych.
W nagrywanych z różnych miejsc filmikach złączonych następnie w jeden klip Chojecki przedstawia swoje obietnice będące nie tylko luźno skleconymi i rzuconymi na wiatr sloganami, które na poważnie brać mógłby jedynie wyjątkowy idiota, nie tylko pokazują wyobrażenie sekciarzy o polityce ale i to, że guru może nabierać ich raz po raz na najtańsze sztuczki. Byłbym zapomniał, obietnice owe dziwnym trafem skupiają się wokół interesujących go tematów.
„Obietnica pierwsza: wolność słowa” – mówi nam napis po którym „pastor” rozwija swoją myśl. Wspomina o nie dotrzymujących wyborczych obietnic prezydentach Polski i jako „ewentualny przyszły kandydat na prezydenta” rozpoczyna prezentację swojego błyskotliwego planu. „Ja tylko będę strzegł wolności Polaków (…) będziesz mógł mówić co chcesz” – oznajmia. Po tym zapowiada usunięcie z polskiego prawa artykułu o obrazie prezydenta oraz oczywiście artykułu o obrazie uczuć religijnych. Do tego dokłada osobistą obietnicę, że jeśli zostanie już prezydentem Polacy będą mogli swobodnie pisać na Twitterze np. że jest „k…” czy „ch…” a on zrezygnuje z obywatelskiego prawa do pozywania takich komentatorów do sądu ponieważ, jak wyjaśnia, mając władzę prezydenta byłby na pozycji uprzywilejowanej względem zwykłego obywatela. Zaznacza jednak, że obietnica ta wejdzie w życie gdy obejmie już stanowisko więc prosi by z tym „k…” i „ch…” poczekać do 2025 roku. Zapowiada także ułaskawienie wszystkich skazanych z artykułu 196 a więc i siebie samego.
„Obietnica druga: dla rolników”. Głupio byłoby prezentując obietnice wyborcze skupić się wyłącznie na dotyczących go osobiście tematach więc trzeba było wrzucić coś stwarzającego pozory myślenia o różnych ważnych dla Polaków sprawach. Co więc nasza przyszła głowa państwa wymyśliła w obszarze rolnictwa? „Nie zamierzam wam gwarantować ceny trzody chlewnej, cen mleka też. Kontraktacji buraków czy tytoniu też wam nie zrobię. To wszystko oszuści, komuniści i socjaliści, Kato-komuna jak ja to nazywam, wam to obiecują a ja chce stać na straży waszej własności, waszych wartości i waszej wolności.” – mówi Chojecki a następnie zapewnia, że nikt (czyt. „socjalistyczne państwo”) nie będzie wtrącał się rolnikom w ich gospodarstwa i ograniczało czegokolwiek. Rzuca jeszcze „damy radę”, wspomina Potop Szwedzki, czasy sowieckie i zapewnia „wyjście z bagna kato-komuny”. Czy to nie błyskotliwy i z pewnością chwytliwy wyborczy plan? Tak mniej więcej w sekcie omawia się poważne sprawy i to w każdym temacie.
„Obietnica trzecia: równość niezależnie od wyznania”. W tym miejscu Chojecki zapewnia, że jako prezydent stał będzie na straży takiej równości bo, jak wszyscy wiemy dziś nic jej nie gwarantuje i nie jest ona praktykowana. Dalsze działania polityczne to wypowiedzenie „niezgodnego z konstytucją i uprzywilejowującego biskupów katolickich konkordatu oraz likwidacja Funduszu Kościelnego i rozdział państwa od Kościoła”. Jak widzimy lubelski „pastor” marzący by przewodzić naszemu narodowi myśli o najważniejszych bolączkach Polaków. Pytany przez swojego widza jaki ma pomysł na ograniczenie biurokracji (ludzie naprawdę pytają go co zrobi gdy zostanie prezydentem) odpowiedział, że… należy rozwiązać konkordat.
Obietnica czwarta to też nic szczególnie nowego. Chodzi bowiem o prawo do obrony miru domowego i dostęp do broni. Tematy te podnoszone są, szczególnie przez prawicowców od lat. Chojecki zapowiada, że jako prezydent walczył będzie o prawo do posiadania broni dla Polaków. Ot chwytliwe hasełko.
Obietnica piąta dotyczy polityki zagranicznej od której, jak wiemy jest ekspertem a jego analizy w tym temacie to prawdziwe perełki publicystyki naszpikowane naginanymi we wszystkie strony stwierdzeniami i opakowane karkołomnymi wyobrażeniami aby tyko spełniały swoje podstawowe zadanie czyli zaoferowanie swoim wyznawcom jedynej słusznej wizji świata, która zgodna ma być z ideologią sekty. Jako prezydent Chojecki „chciałby aby kierunek naszej polityki zagranicznej był w kierunku cywilizacji zachodniej” czyli ukierunkowany na Europę Zachodnią a przede wszystkim Stany Zjednoczone czyli dokładnie jak ma to, nawet z przesadnym uzależnieniem się od USA, w chwili obecnej. Chojecki widzi to jednak inaczej. Od lat przekonuje, że Polska nie jest wystarczająco pod wpływem amerykańskim. Do tego dorzuca także dwa czy trzy banalne zdania o tym, że Polska musi dążyć do tego by być szanowana i dobrze postrzegana w świecie i oto jego wizja tego co nazywa polityką zagraniczną.
Obietnica szósta: „Przeciw dyskryminacji”. W tym punkcie odniósł się do sprawy m.in. tzw. środowiska LGBT mówiąc, że mimo chrześcijańskich przekonań w tym temacie to „jest za wolnością”. Zapewnił, że nie dopuści aby ktokolwiek w Polsce był dyskryminowany lub prześladowany, wpisując się w narrację ruchu spod tęczowej flagi o rzekomym występowaniu tych zjawisk w naszym kraju. Nie powinno to jednak dziwić gdyż on sam, atakując wszystkich dookoła w najbardziej wulgarny sposób, próbuje przedstawiać się jako ofiara dyskryminacji. Jednocześnie zapewnił, że bronić będzie prawa rodziców do wychowywana dzieci w zgodzie z ich przekonaniami odnosząc się do działalności m.in. różnych NGOsów.
Co widzimy powyżej? Jakiś zlepek ogólnikowych hasełek, które wg Chojeckiego mają stanowić coś w rodzaju oferty politycznej dla Polaków. Wyznawcom swoim od kilku tygodni cały czas próbuje on wbijać do głów, że to wszystko na serio, że naprawdę wystartuje w wyborach prezydenckich. Jednocześnie grzany jest ciągle temat przegranego procesu. Rodzina Chojeckich co jakiś czas okupuje z ulotkami i plakatami Plac Litewski w Lublinie próbując zainteresować przechodniów tematem wyroku Chojeckiego, który nie może przeboleć tego, że nakazano mu odpracować kilkadziesiąt godzin. Karę taką przedstawia on jako wyjątkową szykanę wskazując, że wolałby grzywnę, którą sfinansowaliby, jak wszystko inne, jego wyznawcy.

2 notes
·
View notes
Text
Mowy końcowe w procesie Chojeckiego.

22 maja miała miejsce kolejna rozprawa, na której zaprezentowane zostały mowy końcowe oskarżonego, jego obrońców oraz oskarżycieli posiłkowych. Tak jak poprzednim razem w sądzie i pod nim sekciarze zorganizowali pikietę poparcia dla swojego lidera. Prezentowali transparenty, baloniki, grali na gitarach, śpiewali oraz informowali przechodniów o odbywającej się wewnątrz budynku rozprawie. Redakcja sekciarskiej IPP zapowiedziała relację z rozprawy, jak zawsze relację specyficzną bo pokazującą jedynie te fragmenty, które w ich mniemaniu są korzystne dla Pawła Chojeckiego. Jak stwierdził nadający z sądu członek sekty i redakcji IPP, pokazują oni tylko wystąpienia Chojeckiego i obrońców ponieważ druga strona kłamie. Ot, po prostu. Od początku procesu nie są oczywiście jedynymi nagrywającymi, dlatego całość, bez cięć na których byli przyłapywani, dostępna jest w Internecie.
W programie nadawanym w dniu rozprawy córki Chojeckiego, oprócz przedstawiania go w jak najlepszym świetle, bajdurzeniu o spiskach i narzekania na zbyt małe zainteresowanie sprawą dużych mediów (stwierdziły, że sprawa ta zasługuje pokazanie jej w głównych serwisach informacyjnych) rozmawiały także z gośćmi, którzy w IPP występowali. Jednym z nich był niedawny poseł Konfederacji Artur Dziambor, wielokrotny gość sekciarskiego kanału. Wyrażał on swoje poparcie dla Chojeckiego, nadzieję, że sprawa rozstrzygnięta zostanie na jego korzyść a także obiecywał zabiegać o wykreślenie z kodeksu karnego art. 196 dotyczącego obrazy uczuć religijnych. Oczywiście jeśli po jesiennych wyborach nada będzie posłem a z tym mogą być pewne problemy. Miejmy nadzieję, że jednak w polskim Sejmie jak najmniej będzie osób sympatyzujących z destrukcyjnymi sektami i tym podobnymi typami spod ciemnej gwiazdy.
Najważniejszym punktem omawianej rozprawy były więc wspomniane mowy końcowe. Raczej milczący w ciągu poprzednich rozpraw Chojecki tym razem postanowił dać show podobne do tego jakie odstawia w swoich programach. Odpalił się niesamowicie i wrzeszcząc zaczął wygłaszać swoją tyradę. Jak stwierdził, sam fakt, że prokuratura „pastora o nieposzlakowanej opinii włóczy po sądach” jest ogromną zniewagą dla niego samego, jego „kościoła” i wszystkich protestantów w Polsce. Jak można było się spodziewać uderzył w tony rzekomej dyskryminacji mniejszości religijnej. Oznajmił, że do tego co mówił zobowiązany jest Słowem Bożym, czym wystawił niezbyt ładną laurkę protestantom, choć ci jak wiemy w zdecydowanej większości nie utożsamiają się z samozwańczym „pastorem” . Powołując się na konstytucję domagał się wolności do wulgarnego poniżania innych a także siebie przedstawił jako poszkodowanego.
Uskarżał się na reakcję pokrzywdzonych na jego publiczną działalność wspominając o ulotkach informacyjnych odnośnie charakteru jego organizacji, nie wspominając przy tej okazji, że oni sami produkowali masę najróżniejszych ulotek atakujących katolików a w tych o których wspominał nie zdołał wykazać nieprawdziwych fragmentów. Reakcję jakiejś społeczności na wulgarne ataki na nią lubelski hejter uznaje za odbieranie mu prawa do bezkarnego mieszania jej błotem.
Nie byłby sobą gdyby nie powtórzył wymyślonej i pielęgnowanej w łonie sekty opowiastki o rzekomym oblaniu fekaliami ich siedziby w Siennej. Skłamał przy tej okazji, że byłem o to oskarżony. Akt oskarżenia w tej sprawie, który wniósł do sądu w Nowym Sączu nie uwzględniał tej zmyślonej historyjki a reszta zarzutów po rozpatrzeniu dowodów została oddalona i sprawa, pomimo zażaleń mecenasa Turczyna została umorzona. Wspominał o sprawie z policjantem należącym do ich grupy, która to została załatwiona poprzez ugodę a także całej serii opowiastek o atakach na ich mienie, które stworzyli lub sfingowali na własny użytek. Wrzeszcząc i wymachując rękami grzmiał, że pokrzywdzeni oraz prokuratura „zbrukali jego dobre imię”. Wydurniał się krzycząc o szczuciu na niego, przywoływał niestworzone historie o groźbach wobec niego i jego córek wierząc prawdopodobnie, że podobne rzeczy sprzedać jest w sądzie równie łatwo co w hermetycznym środowisku sfanatyzowanych wyznawców. Powiedział, że zasiadł na ławie oskarżonych jak kryminalista za to, że wiernie służy Chrystusowi. O swoich audycjach mówił, że prowadzone są one w duchu obywatelskiego szacunku, jak widać specyficznie pojmowanego, podkreślił, że gośćmi jego audycji są katolicy a nawet księża, co niestety jest prawdą choć należy znać kontekst jego manipulacji tymi rozmowami aby zorientować się w jakich celach zapraszani goście są wykorzystywani.
Prawdziwym hitem wystąpienia Chojeckiego było wspomnienie o liście mordercy siedzącego w więzieniu, który dostarczył do sądu. Przestępca ten miał napisać w nim, że nawrócił się dzięki audycjom Idź Pod Prąd (musi przebywać w zakładzie karnym bez ograniczenia skazanym dostępu do Internetu). Jest to kolejny przykład tego po jakie środki sięgać musi Chojecki i jego obrońcy, jakimi podpierać się autorytetami. Dostarczali już opinie rapera-amatora, próbowali podstawić członków sekty aby zeznawali jako katolicy a na koniec, podkreślając, że to właśnie prymitywnym i wulgarnym przekazem docierają do ludzi podparli się świadectwem mordercy, który wykazał się stwierdzeniem, że „katolicyzm to klękanie przed facetem w sukience”. Ile to już razy, gdy myślałem, że kompletne dno z ich strony zostało już osiągnięte Chojecki i jego świta uświadamiali mnie, że to nie koniec ich możliwości. Takim „dowodowym” spamem zarzucali sąd w trakcie całego trwania procesu.
Nie mniej żenująca okazała się mowa obrońcy czyli Andrzeja Turczyna, ale po nim naprawdę nikt nie spodziewał się niczego rozsądnego. Zaczął od lekkiego, stylizowanego na mądre wprowadzenia mówiąc, że on w procesie karnym stara się raczej pisać niż przemawiać bo uważa, że język pisany jest bardziej precyzyjny. Znając jego pisma procesowe, zawartość jego bloga ciężko nie odnieść wrażenia, że pisać może i lubi ale często chyba robi to po kilku „głębszych”. Poprosił sąd o uwzględnienie wszystkich jego pism dotyczących sprawy a składał je z dużą intensywnością choć były bezwartościowe i w dużej części odrzucane w trakcie procesu.
Na wstępie poprosił u uniewinnienie Chojeckiego a następnie rozpoczął swoje wywody od stwierdzenia, że proces ten odbywa się w określonej sytuacji politycznej w jakiej znajduje się Polska, że nie jest on dziełem przypadku sugerując, że lubelski hejter jest kimś tak ważnym, że wpisuje się w polityczne rozgrywki na najwyższym szczeblu. Wspomniał o podporządkowaniu prokuratury politykom co według niego powoduje, że tego typu procesy się pojawiają a prokuratura nie jest niezależna bo jemu się tak wydaje.
Stwierdził, że proces ten będzie w pewnym sensie historycznym gdyż Chojecki sądzony jest a to co mówił, jako przedstawiciel mniejszości religijnej. W tym momencie mogło wydawać się, że nie wiadomo o co chodzi ponieważ przedstawiciele różnych mniejszości nie są wobec prawa uprzywilejowani, odpowiadają za swoje czyny tak jak wszyscy inni ale Turczyn wyjaśni to później.
W tym momencie stwierdził, że wyrok ten wyznaczy co może a czego nie może mniejszość religijna w Polsce. Rzucił też poradę w stronę sędziego, któremu powiedział, że nie powinien on tej sprawy podejmować a prokuraturze zarzucił nieodpowiedzialność z racji podjęcia sprawy. Turczyn radził sądowi „umyć ręce” od tej sprawy czyli wydać wyrok uniewinniający.
Wygadywane bez ładu i składu zdania nie wnoszące nic do sprawy, tak jak większość składanych przez niego w jej trakcie pism, doprowadziły nas w końcu do momentu, w którym Turczyn postanowił poszczekać na pokrzywdzonych. Z głupkowatym uśmieszkiem powiedział, że on nazwałby ich hejterami a następnie przystąpił do wypluwania z siebie idiotyzmów, które jasno pokazują, że z tym człowiekiem naprawdę coś jest nie tak.
Gdy wiemy jakimi „dowodami” posługiwał się Turczyn w trakcie procesu nie powinno dziwić, że opowiastkę sekciarską zmontowaną z wyrwanego z kontekstu wpisu na grupie internetowej wziął on jako podstawę do wykazania, że nie mogę być pokrzywdzonym. Turczyn stwierdził, że napisałem „wolę oglądać porno niż słuchać Ewangelii”. Prostaczek w todze nie potrafił nawet dokładnie zacytować co nie tylko zmienia zasadniczo wydźwięk owego komentarza ale oczywiście nie dodał w jakim kontekście był on napisany. W prześmiewczy sposób odnosił się do jednego z programów IPP prowadzonego przez Pawła Machałę, w którym przekonywał wyznawców Chojeckiego, że ludzie spoza sekty KNP z całą pewnością oglądają porno. Seks, porno i dotyczące tego rzeczy są zresztą w sekcie czymś w rodzaju obsesji jej liderów co potwierdzają byli członkowie. Sprawa tego wpisu, którą szerzej opisywałem już wcześniej była miesiącami wykorzystywana przez sekciarzy z IPP jako „dowód” na to, że ich krytycy są niemoralni. Na fakt wyrywania z kontekstu zdań przez Turczyna zwrócił uwagę nawet sąd w Nowym Sączu wspominając o tym w uzasadnieniu odrzucenia jego wątpliwej jakości zażalenia na umorzeniu postępowania przeciwko mnie. Nie mając do powiedzenia nic sensownego, po tylu kompromitacjach w trakcie tego procesu pozostało mu już tylko coś takiego.
W odniesieniu do Grzegorza Wysoka Turczyn także powołał się na jakiś luźny komentarz w Internecie, chodziło o wpis mówiący, że Chojecki za to co wygaduje powinien dostać po gębie. Tu jak widzimy sięgnął Turczyn po równie solidny kaliber zarzutów.
Następnie przeszedł do próby przekonania sądu, że pokrzywdzonym obrazą uczuć religijnych nie może być także Radosław Patlewicz. Dlaczego? Bo napisał książkę (Turczyn przyznał, że nie zna jej tytułu) w której „podobno napisał, że Żydzi dopuścili się jakichś niegodnych czynów w przeszłości”. Czy to nie piękne?
A teraz wróćmy do tych uciskanych mniejszości religijnych, których reprezentantem ma wg Turczyna być Chojecki. Adwokat zabłysnął myślą, że „to nie jest tylko proces Pawła Chojeckiego ale tak naprawdę jest to proces mniejszości religijnej, który sobie zdaniem większości religijnej pozwolił na a dużo” aby na końcu wyjaśnić co on o tym myśli: „A ja uważam, że mniejszość religijna ma prawo do tego, żeby sobie pozwalać za dużo”. Czy wszystko jest jasne? Polacy mają dać się sterroryzować wrogo nastawionym do nich i agresywnym mniejszościom bo te, w przekonaniu adwokata destrukcyjnej sekty, mają prawo do pozwalania sobie za dużo. Ten przypływ szczerości mecenasa Turczyna pozwala nam domyślać się, że sekciarze uważają, że są w naszym społeczeństwie kimś lepszym, uprzywilejowanym, stojącym ponad prawem i mającym prawo do ubliżania nam i deptania po nas wedle swoich upodobań.
Mowa mecenasa Wróblewskiego nie obfitowała w aż takie wątki humorystyczne, choć też jakieś zawierała. Już na początku stwierdził, że oskarżony nie mógł się bronić bo nie wiedział o jakie jego wypowiedzi chodzi i które z nich mogą obrażać katolików. Ciężko jakoś to skomentować. Wulgarny i obelżywy język Chojeckiego tłumaczył poziomem debaty publicznej, nie wspominając przy tym, że między innymi dzięki takim Chojeckim wygląda ona w ten sposób. Przywoływał ostre spięcia między politykami czy opozycyjny „ruch ośmiu gwiazd” co miało by uzasadniać codzienne wulgarne szczucie przeciwko Polakom uprawiane przez Chojeckiego w przeciągu kilku lat.
Wróblewski wyciągnął wniosek, że motywem działań pokrzywdzonych była… popularność programów IPP, a twierdzi tak dlatego, że zaczęli się interesować nimi gdy dzięki współpracy z Marianem Kowalskim zaczęły być popularne, głośne i skandalizujące. To rzeczywiście bardzo dziwne. Błyskotliwy prawnik korzystając z zeznań policyjnych ze spraw, w których to Chojecki ciągał ludzi za pisanie o nim nieprzychylnie, odkrył, że krytycy zaczęli interesować się sektą w momencie gdy była krzykliwa i widoczna w sieci. A co w związku tym sugeruje? To, że motywem pozwania Chojeckiego nie była obraza uczuć religijnych ale jego popularność. Przekonywujące prawda?
Mowa końcowa Radosława Patlewicza, której IPP nie chciała pokazać swoim widzom odnosiła się m.in. do kwestii próby uczynienia z tego procesu dysputy dogmatycznej czy teologicznej co mimo wielu starań ze strony sekty raczej się nie udało.
Wytknięte zostały wszystkie kuriozalne próby podejmowane przez obronę, wspominana próba podstawienia fałszywych świadków, zasłanianie się sprawami celebrytów, dziwaczne pisma w obronie Chojeckiego autorstwa tak dziwacznych osób jak sympatyzujący z sektą niedoszły raper o pseudonimie Mixer i wiele innych takich jak żenująca próba wmieszania w sprawę premiera Morawieckiego i ministra Dworczyka. Przypomniane zostały nieudolne próby Turczyna i sekty zastraszenia nas pozwami sądowymi, prowokacje w sieci polegające na zakładaniu fałszywych profili z nazwiskami pokrzywdzonych, zmawianie się sekciarzy co do pobicia Grzegorza Wysoka i wiele innych.
Wyrok ogłoszony zostanie prawdopodobnie 5 czerwca.
2 notes
·
View notes
Text
Po pomoc do Tuska i... biskupów.

Wraz ze zbliżającym się nieuchronnie końcem procesu lubelskiego hejtera Pawła Chojeckiego w środowisku sekty panuje coraz większe poruszenie i nerwowość. Lider sekty oraz jego zwolennicy gdzie tylko się da szukają wsparcia dla oskarżonego przedstawiając wykrzywiony na ich korzyść obraz sprawy. 24 kwietnia w ramach spotkań z wyborcami w Tarnobrzegu odbyło się spotkanie z przewodniczącym Platformy Obywatelskiej Donaldem Tuskiem, które sekciarze postanowili wykorzystać dla zdobycia poparcia dla Chojeckiego. Na spotkanie to wysłany został jeden z najwierniejszych wyznawców Kościoła Nowego Przymierza, sfanatyzowany Grzegorz Dolecki, który bardzo aktywnie działa na rzecz swojego „pastora” nie cofając się nawet przed składaniem fałszywych donosów czy prowokacjami względem jego krytyków.
Dolecki w ramach pytań od publiczności spytał Donalda Tuska o art. 196 kk mówiący o obrazie uczuć religijnych i chęci zaostrzenia go przez ministra Ziobro. Stwierdził, że w Polsce coraz więcej osób karanych jest w oparciu o ten zapis prawny oraz zapytał czy paragraf ten zostanie zlikwidowany przez PO jeśli ta przejmie władzę.
Tusk stwierdził, że karanie za słowa jest absurdalne oraz, że w Polsce „dzieje się tyle zła w kwestii słów i opinii”. Powiedział, że nadużywanie wolności słowa bywa równie niebezpieczne jak nadużywanie władzy wobec tych, którzy to słowo głoszą. Dodał, że nikt nie wymyślił idealnego balansu pomiędzy odpowiedzialnością za słowo wymuszoną prawem a wolnością słowa. Zapewnił przy tym, że zawsze wtedy gdy są wątpliwości on stanął by po stronie wolności słowa. Oprócz tego powiedział, że on sam ochrony takiej jego religii nie potrzebuje oraz że można nie zgadzać się z kimś w tych kwestiach ale zachowywać się wobec niego z szacunkiem.
Odpowiedź ta nie zadowoliła chyba w pełni wysłanego tam sekciarza ani „pastora” Chojeckiego, którzy mogli spodziewać się jakiejś ostrej krytyki tego zapisu prawnego czy faktu występowania takich spraw. W swoim programie wyrazili zawód brakiem obietnicy usunięcia art. 196 z kodeksu karnego.
Kolejnym krokiem ze strony Chojeckiego, który świadczy nie tylko o jego desperacji ale także hipokryzji i bezwstydności była list wystosowany 8 maja przez jego kolegów do Konferencji Episkopatu Polski. Do biskupów, których on sam uważa za świnie i sługi szatana.
Napisali oni (Paweł Machała, Michał Fałek, Radosław Kopeć), że mają nadzieję, iż do Episkopatu dotarły echa procesu hejtera Chojeckiego, który odpowiada m.in. za obrazę uczuć religijnych (wymienili tylko jeden z zarzutów). W liście trzech kolegów Chojeckiego czytamy:
„Wszyscy oni (Machała, Fałek, Kopeć –KIPS)stwierdzili, że wytoczony przez katolików i prokuraturę sympatyzującej z Kościołem Katolickim koalicji rządzącej proces działa mrożąco na innych protestanckich kaznodziejów i jest czynnikiem zastraszania mniejszości protestanckiej w Polsce.
Zwracamy się z pytaniem czy Episkopat Polski zamierza zająć oficjalne stanowisko a w szczególności określić czy popiera rozstrzyganie sporów dogmatycznych na sali świeckich sądów?”
Trzej kumple lidera sekty posłużyli się oczywiście stosowanym w czasie całego procesu kłamstwem, że sprawa dotyczy sporów dogmatycznych, jak usilnie i równie nieudolnie próbuje przedstawiać to Chojecki i jego poplecznicy.
Do listu tego dołączyli oni jedno z nagrań występów Chojeckiego zaprezentowane podczas rozpraw. Nie dołączyli żadnych innych dokumentów jak choćby wyroku sądu pierwszej instancji uzasadniającego wydany wyrok. Biskupi na podstawie ich krótkiej notki przedstawiającej sprawę w krzywym zwierciadle mieliby, w ich zamyśle, albo stanąć w obronie Chojeckiego albo przyznać, że popierają rozstrzyganie sporów dogmatycznych przez sądy. Tania, mizerna zagrywka doprawiona szczyptą rzekomego strachu jaki miał paść na pastorów.
20 maja autorzy powyższego listu otrzymali odpowiedź podpisaną przez biskupa elbląskiego Jacka Jezierskiego, przewodniczącego Rady ds. Ekumenizmu KEP w której czytamy:
„Szanowni pastorzy,
Otrzymałem z sekretariatu Konferencji Episkopatu Polski Wasze pism z dn. 8 maja br. Dotyczy ono pastora Pawła Chojeckiego, który broni się przed sądem z powodu oskarżenia go o obrazę uczuć religijnych. Pastor mówił, że religia (w domyśle: katolicka) i sakramenty to gnój.
Tego typu określeń: mocnych, dosadnych, obraźliwych, używano w polemice religijnej w XVI wieku.
Jednak tego typu sformułowania, po pięciuset latach od rozpoczęcia się Reformacji nie są już używane przez kaznodziejów, teologów, duchownych i wyznawców Chrystusa w wielu nurtach chrześcijaństwa. Zwracamy się do siebie spokojnie, z szacunkiem respektując punkt widzenia i wiarę drugich, chociaż jej nie podzielamy.
Każda wypowiedź winna liczyć się z jej odbiorca. Może być krytyczna, ale nie może ranić i obrażać. To wynika z szacunku dla słuchaczy i odbiorców komunikatu.
Wolność wypowiedzi wiąże się z odpowiedzialnością za słowo, przynajmniej w sferze osobistej, moralnej, w sumieniu. Kościół rzymskokatolicki, zgodnie z nauką Soboru Watykańskiego II, będzie wspierał prawo każdego wyznania do nauczania w wolności.
Stojąc przed budynkiem sądu pastor Chojecki mówił pełen emocji o zabobonie i ciemnocie w narodzie. Jest to zdanie obraźliwe, a co najmniej przesadne.
Kościołowi rzymskokatolickiemu zależy na dobrych relacjach z innymi Kościołami i społecznościami wyznaniowymi w Polsce. Zależy na relacjach przyjaznych i braterskich. Nie wszystkie jednak wspólnoty chrześcijańskie decydują się dziś na uczestnictwo, choćby minimalne, w ruchu ekumenicznym.
Obrażanie innych nie jest misją chrześcijańskiego proroka. Takie rozumienie posłannictwa prorockiego jest jego anachronicznym rozumieniem.
Sprawą, którą Czcigodni Pastorzy poruszacie, zajmie się na swoim posiedzeniu jesienią br. Rada ds. Ekumenizmu KEP. Być może sprawa będzie również przedmiotem uwagi Komisji dialogu PRE i KEP, jeśli przedstawiciele PRE uznają to za potrzebne (termin: jesień br.)
Do wiadomości:
Abp Stanisław Gądecki – przewodniczący KEP
Abp Stanisław Budzik – metropolita lubelski”
Koledzy Chojeckiego napisali więc list do katolickich biskupów, w którym domagają się… no właśnie czego? Błogosławieństwa dla obrażania katolików? Stanięcia w obronie takiego zachowania? Komentarze do odpowiedzi biskupa w wykonaniu trzech sekciarzy nazywających siebie „pastorami” były jedynie suchymi żartami pomieszanymi z drwiną z postawy duchownego. Chojecki i jego koledzy stwierdzili, że to właśnie dzięki wulgarnemu językowi udało im się dotrzeć z przesłaniem do wielu ludzi, co pokazuje do jakiej publiczności trafia ów przekaz i jaki poziom prezentują wyznawcy lubelskiego guru. Komentując odpowiedź biskupa „pastorzy” z wierchuszki sekty jednogłośnie oświadczyli, że nie mają zamiaru współpracować z wierzącymi w, ich zdaniem fałszywe, nauki i religię. Z ich działalności wynika także, że nie zamierzają nawet pokojowo i z szacunkiem współistnieć z większością polskiego społeczeństwa.
Chojecki odnosząc się do odpowiedzi biskupa zarzucił hierarchom Kościoła, że ci nie stawali w obronie jego organizacji gdy telewizja publiczna nazwała ją sektą co jego zdaniem powinni uczynić nie wyjaśniając już z jakiego to niby powodu. Dlatego uważa on, że to właśnie Kościół Katolicki ponosi winę za to, że stanął przed sądem. Na koniec rzucił w kierunku biskupów aby ci „odrzucili zabobon mszy katolickiej” a wtedy guru sekty może z nimi pogadać. Z kolei „pastor” Fałek na podstawie listu ze stonowaną odpowiedzią wysnuł wniosek, że jest on dowodem obaw Kościoła Katolickiego przed odchodzeniem z niego ludzi na rzecz sekt takich jak ta do której należy.
Na koniec Chojecki zwraca się wprost do bp Jacka Jezierskiego: „Jeśli chcecie zakończyć ten proces to, mam nadzieję, że ksiądz biskup ogląda, to jest prosty sposób. Niech ksiądz zadzwoni do ministra Ziobry, powie jaka jest sprawa, że trzeba wycofać oskarżenia, przeprosić pastora Chojeckiego i załatwiamy temat. Do procesu nie wracamy. Oczywiście będziemy dalej mówić prawdę o waszych zabobonach, no tego nie wytargujecie, ale jak zakończyć ten proces? Prosta sprawa .”
Czyż nie wspaniałomyślną ofertę złożył „pastor” Chojecki?
3 notes
·
View notes
Text
Sprawa Siennej ostatecznie umorzona.











W międzyczasie rozgrywała się zaocznie sprawa wizyty w Siennej w 2018 roku, którą umorzył sąd w Nowym Sączu. Jak pisałem wcześniej dla postanowienia tego zażalenie wniósł prokurator oraz adwokat Pawła Chojeckiego Andrzej Turczyn.
Prokurator argumentował obrazę przepisów postępowania ze względu na rozstrzygnięcie sprawy w oparciu o materiał dowodowy. Jego zdaniem konieczne było przeprowadzenie rozprawy sądowej. Przekonywał także, że rozpowszechniając w Siennej ulotki na temat sekty z Lubina działałem z zamiarem znieważenia tej grupy z powodów jej wyznania, choć w jego argumentacji trudno szukać czegoś, poza osobistym odczuciem, co by na to wskazywało.
Podobne argumenty podniósł mecenas Turczyn twierdząc, że działanie moje wypełniało przesłanki z artykułów 256 i 257 kodeksu karnego. Koszaliński adwokat dodatkowo chciał doszukać się w moim działaniu przestępstwa z art. 190 czyli groźby karalnej co pokazuje jak mocno oderwał się od rzeczywistości, czemu z racji jego zażyłości z żyjącą we własnej alternatywnej rzeczywistości sektą właściwie trudno się jakoś szczególnie dziwić.
Sąd Rejonowy w Nowym Sączu uznał, że zażalenia owe nie zasługują na uwzględnienie i 20 kwietnia 2023 roku utrzymał w mocy postanowienie o umorzeniu sprawy. Zwrócono uwagę, że uzasadnienie decyzji o umorzeniu było rzetelne i pełne a samo postanowienie przekonujące, spójne i logicznie uargumentowane. Zauważono także, że zarówno prokurator jak i adwokat nie przedstawiają analizy prawno-karnej a jedynie własną, odmienną od sądu opinię próbując „sprowadzić to do czystej polemiki”. Dokładnie taką samą metodę stosuje Turczyn w sprawie swojego kolegi / mentora Pawła Chojeckiego. Sąd zauważył, że Turczyn próbuje osiągnąć swój cel posługując się np. wyrwanymi z kontekstu ulotki sformułowaniami bez całościowej oceny. Pokazuje nam to jak żenującym i kiepskim jest graczem i nieudolnym manipulatorem jest Andrzej Turczyn próbujący przenieść funkcjonujące w łonie sekty uproszczenia i tanie triki na sale sądowe z wiarą, że i tam zostaną łatwo przyjęte.
Na uwagę zasługuje również fakt, że prokurator nie podjął wątku rzekomego oblania fekaliami siedziby KNP w Siennej a w zażaleniu nie odniósł się do tego nawet mecenas Turczyn, który prawdopodobnie wie, ze jest to wymysł Chojeckiego choć nie wykluczam całkowicie, że i on może wierzyć w tę historyjkę. Sprawa została więc ostatecznie zamknięta na moją korzyść. Na zdjęciach uzasadnienie postanowienia sądu.
4 notes
·
View notes
Text
Kowalski ruszył w teren.

Tymczasem kwitnie medialna kariera Mariana Kowalskiego, którego pod swe opiekuńcze skrzydła przyjął redaktor Sakiewicz a jego redaktorami prowadzącymi wyznaczeni zostali Katarzyna Gójska w TV Republika oraz Michał Rachoń w TVP Info. Kowalski pod koniec lutego 2023 bawił wraz z małżonką na Gali Gazety Polskiej. Jeszcze nie jako laureat jej nagrody ale wszystko przed nim. Jak mówił w towarzystwie tym czuł się jak ryba w wodzie. W skoku do tej krystalicznej wody w żaden sposób nie zaszkodziło mu to, że wskoczył do niej prosto z bagna sekty Chojeckiego.
Wymarzony awans społeczny stał się faktem. Z piwnicznych siłowni i bramki speluny Marian Kowalski z biało-czerwoną flagą w klapie wkroczył na salony prorządowych mediów, gdzie łaja opozycję, tropi ruskich agentów, krytykuje ile wlezie. Oprócz własnego programu w TV Republika dyskutuje też w ramach innego programu ze znienawidzonym niegdyś Markiem Jakubiakiem, który ogłosił swój start w wyborach parlamentarnych z list PiS.
Kowalskiemu miejsca na nich nie zaproponowano, za to w kwietniu wysłano go w teren, do aktywu lokalnego. Spotkanie ze „znanym publicystą TV Republika i TVP Info”, jak napisano na plakacie przy którym dumnie pozował Marian, zorganizował Klub Gazety Polskiej w Tarnowskich Górach i Dąbrowie Górniczej a wydarzenie patronatem swym objęła posłanka Barbara Dziuk.
Mimo tego, że Kowalskiego wysłano do swoich aby poopowiadał im to co na co dzień czytają w swojej gazecie a więc ryzyko kompromitacji było niewielkie to spotkania tego do udanych Kowalski raczej zaliczyć nie może.
Uczestnicy pytali go m.in. o jego poparcie dla działań rządu z początków pandemii korona wirusa, zachowanie policji względem obywateli w tym czasie. Przypomniano mu jego stare wypowiedzi dotyczące rządów Donalda Tuska, który przeciwko różnym grupom społecznym wysyłał kordony agresywnej policji i zwrócono uwagę, że nie krytykuje on sytuacji, w których za takimi działaniami stoi rząd PiS (dotyczyło to ataków na obywateli związanych z noszeniem maseczek), którego jest dziś bezrefleksyjnym klakierem z uwagi na zatrudnienie w przyjaznych mu mediach. Kowalski miał spore problemy z wybrnięciem z tych rozmów i zauważalne było jego zdenerwowanie, podniesiony głos czy lekceważące podejście do pytających. Tym razem obyło się jednak, o dziwo, bez wyzwisk i wulgaryzmów. Nikogo też nie poszarpał. Widać jednak, że przyzwyczaił się do bezpiecznego paplania w mediach redaktora Sakiewicza, w programach, gdzie nikt nie zadaje mu trudnych pytań a w konfrontacji z publicznością jest gorzej. Mocno widoczne zdenerwowanie może występować szybko także z powodu wspomnianego wyżej awansu społecznego i wzrostu poczucia własnej wartości. Przecież jest „znanym publicystą” więc jak ktoś śmie kwestionować jego wywody, które nawiasem mówiąc nadal są toporne.
Na pytanie odnośnie zamknięcia całej służby zdrowia w czasie pandemii Kowalski rzucił pytającemu opowiastkę o swoich dwóch rzekomych znajomych, którzy zmarli a nie wierzyli w koronawirusa. Oto siła argumentów eksperta publicznych mediów. Wszystko to doprawił wyniesionymi ze studia sekty teoriami o rozesłaniu na cały świat Chińczyków, którzy mieli zarażać ludzi w innych krajach, przywołał sanitarny terror z Kanady i oczywiście w żaden sposób nie odniósł się do działań rządu a jak wiemy w okresie tym działo się ze strony władz tyle, że z pewnością jest się do czego odnieść krytycznie. Kowalski nie wygląda jednak na kogoś kto jest w stanie skrytykować swoich obecnych chlebodawców, choćby delikatnie aby zachować pozory obiektywizmu czy rzetelności. Jego zadaniem jest takie tępe walenie po głowach widzów mediów, które nie wstydzą się pokazywać.
Kowalski oznajmił także, że upomina się on o komisję śledczą w sprawie prowokacji na Marszach Niepodległości oraz przytoczył legendę, którą posługuje się od lat czyli opowieść o CzKUMN (Człowieku, który Uratował Marsz Niepodległości) z 2012 roku.
Widać, że w spotkaniach z Kowalskim warto brał udział jeśli odwiedza okolicę. Naprawdę łatwo zagiąć go w każdej sprawie ale przede wszystkim przypominać trzeba np. członkom Klubów Gazety Polskiej czym zajmował się on zanim przejął go red. Sakiewicz.
2 notes
·
View notes
Text
Kolejna rozprawa Chojeckiego.

13 kwietnia odbyła się kolejna rozprawa w procesie samozwańczego „pastora” Pawła Chojeckiego przed Sądem Apelacyjnym w Lublinie. W tej odsłonie osobiście uczestniczyć nie mogłem ale oczywiście obejrzałem jej przebieg, relację IPP oraz rozmawiałem o niej z obecnymi na sali rozpraw. Nad częścią merytoryczną nie będę się długo rozwodził bo występy powołanych przez sektę świadków tak naprawdę nie wniosły nic nowego. Ot, Chojecki ściągnął kilku znajomych, w tym dwóch pastorów, którzy na tę okazję specjalne wystroili się w „kostiumy księży” czyli ubrali koszule z koloratkami co jest spotykanym czasem wśród protestantów zabiegiem (czy może fetyszem?). W tym dniu prawdopodobnie miało dodać im powagi i wiarygodności.
Zapewne w wyniku spisku lub interwencji sił politycznych takich jak Komunistyczna Partia Chin, jak lubi tłumaczyć wyznawcom swoje matactwa Chojecki, sąd odrzucił wniosek o wezwanie na świadków premiera Morawieckiego i ministra Dworczyka. Trzej wezwani świadkowie, jak można było się spodziewać mieli za zadanie przekształcić ów proces a jakąś teologiczno-polityczną dyskusję i zagmatwać wszystko tak aby nie było wiadomo o co chodzi.
To ostatnia linia obrony lidera sekty, jej lidera i jego adwokatów z dolnej półki. I prawdopodobnie uwierzyli, że na sali sądowej można oprzeć się na tych samych tanich trikach, z których korzystają w Internecie.
Wydarzenie to miało jednak kilka ciekawych aspektów. Pierwszym z nich była zaskakująca jak na tego typu sprawy obecność policji w sile czterech dużych radiowozów przed sądem (do tego jedno osobowe auto tajniaków). Grupie zanurzonej w spiskach tak jak KNP/IPP nie trzeba było wiele aby sytuację tę przedstawić jako element represji wobec nich, choć wszystko to spowodowane zostało zapewne zachowaniem się sekciarzy podczas rozprawy poprzedniej, gdzie robili, jak mówi się potocznie „wiochę”. Z tego powodu sąd ograniczył liczbę osób mogących obserwować rozprawę na Sali.
Mnie i innych interesowała jednak najbardziej osoba niejakiego „księdza Jerzego”. Oto nadarzyła się okazja by dowiedzieć się kim on tak naprawdę jest. W sądzie, tak jak i w audycjach Chojeckiego przedstawia się jako były ksiądz, jednak narosłe wobec jego osoby wątpliwości kazały mieć na niego szczególną uwagę. Sprawa, w której występować miał jako świadek mogła stać się okazja do uzyskania jakiejś wiedzy na jego temat. Jego wystąpienie w sądzie było paplaniną, którą opisywałem tu już wielokrotnie. Przed sądem przedstawił się jako były ksiądz a od 30 lat, odkąd wystąpił z Kościoła jako protestancki pastor.
I tu właśnie zaczyna się coś ciekawego. Nikt, nawet sąd, nie wie kim ten człowiek naprawdę jest lub był. Czy był księdzem? Musimy wierzyć mu „na gębę” (choć w internecie krąży jedno stare zdjęcie przedstawiające go w sutannie) ponieważ spytany w której parafii sprawował posługę zaczął kręcić i odmówił odpowiedzi na to pytanie, zapewne obawiając się możliwości sprawdzenia tego. Czym to wyjaśnił? Stwierdził, że podanie tej informacji może narazić na niesprecyzowane przykre konsekwencje np. dzisiejszego proboszcza owej parafii. Zdziwiony tą odpowiedzią był nawet sędzia, który zaznaczył w komentarzu, że mówimy przecież o sprawach sprzed 30 lat. Co stało się w owej parafii? Co takiego może rzutować na miejsce jego obecności po trzech dekadach? Czy ten podejrzany obrońca Chojeckiego był księdzem, a jeśli tak to dlaczego do dziś tak się maskuje? Kim jest ten typ i dlaczego bez żadnego dowodu na to kim był sąd przyjmuje, że był tym za kogo się podaje? Jak w takim razie można w ogóle uwzględniać jego zeznania? Nie jest przecież uczestnikiem rozprawy chronionym w jakiś przewidziany prawem sposób, świadkiem koronnym czy kimś takim. W trakcie poprzednich rozpraw mecenas Turczyn podstawiał wyznawców Chojeckiego w charakterze fałszywych świadków, tym bardziej dziwne jest, że nie ma możliwości sprawdzenia kogo tym razem sprowadzili na salę sądową. Chojecki i jego obrońcy w ostatnich próbach przywoływali osoby takie jak Dorota „Doda” Rabczewska, Adam “Nergal” Darski czy posłanka Sheuring-Wielgus, jednak na niewiele się to zdało. Kolejna rozprawa wyznaczona została na 22 maja 2023 roku.
0 notes
Text
Departament IV TVN, sekta i papież.

Debatę publiczną w naszym kraju w marcu 2023 zdominował temat Jana Pawła II i wysuwanych wobec niego zarzutów o tuszowanie pedofilii w Kościele w czasach gdy był metropolitą krakowskim a następnie papieżem. Stało się to za sprawą zapowiadanego od dawna filmu Marcina Gutowskiego pt. „Franciszkańska 3” wyemitowanego w stacji TVN 24 w ramach serii „Bielmo”. Jego premiera zbiegła się w czasie z wydaniem przez koncern Agora książki niejakiego Ekke Overbeeka przedstawianego polskiej publiczności jako „znany holenderski dziennikarz”, choć w swoim kraju żadnej znaczącej kariery w tym zawodzie nie zrobił a od dwudziestu lat mieszka w Polsce gdzie także mało kto o nim słyszał do czasu gdy zaczął interesować się pedofilią w Kościele w naszym kraju, przez co od razu przygarnięty został przez post-urbanowski i michnikowy salon medialny w charakterze eksperta autorytetu. Jego dodatkowym „atutem” miało być to, że jest cudzoziemcem, gdyż niestety jeszcze panuje u nas ta niewytłumaczalna postawa uniżenia wobec „postępowego Zachodu” i działają na część opinii publicznej połajanki ze strony różnych zagranicznych miernot.
Książka o tytule „Maxima culpa. Jan Paweł II wiedział” (będąca jego drugą dotyczącą tego tematu) dotyczyła właśnie rzekomego tuszowania takich przypadków przez Karola Wojtyłę / Jana Pawła II.
Nikogo nie zdziwiło chyba, że temat od razu podzielił społeczeństwo bo było to jednym z zamysłów tej akcji i, jak niemal wszystko w Polsce, stał się elementem walki politycznej na kilka miesięcy przed wyborami parlamentarnymi. Towarzysząca tym publikacjom debata w mediach pozwoliła z pewnością zainteresowanym zapoznać się z tematem i zweryfikować wartość i wiarygodność publikacji Agory i TVN, zapoznać się z ich twórcami, wysłuchać polemicznych dyskusji. Pytanie tylko ile osób to zrobiło. A czekać nie trzeba było długo ponieważ oskarżenia wysuwane przez autorów tej aukcji oparte były na bardzo wątpliwych i nietrudnych do podważenia podstawach.
Zapowiadany od dawna film oraz książka komentowane były w mediach stojących za ich publikacją i tych o odmiennych zapatrywaniach politycznych i światopoglądowych. Zważywszy na osoby twórców i stojące za nimi media i środowiska ciężko nie mieć nie tylko wątpliwości ale pewności, że cała operacja ma charakter nie tylko doraźnej walki politycznej ale jest elementem szerszej, tzw. wojny kulturowej gdzie, jak powiedział niegdyś Tadeusz Płużański „trzecie pokolenie UB walczy z trzecim pokoleniem AK” na różnych frontach.
Filmowi jak i książce ahistoryczność i wyraźne uchybienia warsztatowe mające na celu dopasować informacje pod z góry założoną tezę zarzuca wielu historyków, publicystów i dziennikarzy, w tym takich, którzy tematem tym zajmowali się przez lata a którym trudno zarzucić „odchylenie nacjonalistyczno-klerykalne” jak np. dziennikarz „Rzeczpospolitej” Tomasz Krzyżak zajmujący się już wcześniej opisywanymi przez Overbeeka i Gutowskiego przypadkami ponieważ, wbrew narracji towarzyszącej premierze filmu i książki, ich autorzy nie dotarli do żadnych nowych dokumentów czy faktów a te od dawna badane wykorzystali wyciągając z nich wnioski, które niespecjalnie się broniły.
Publikacje, które w zamyśle twórców miały z pewnością spowodować medialną burzę czy może nawet „ostateczne rozprawienie się” z autorytetem papieża Polaka, szybko zostały merytorycznie wypunktowane, choć z pewnością część swojego celu osiągnęły i nie są ostatnimi akcentami w tej walce z Kościołem i katolicyzmem jako takim toczonej od samych początków III RP.
Sejm przyjął uchwałę dotyczącą obrony dobrego imienia Jana Pawła II, którą poparła Zjednoczona Prawica i PSL, przeciwko której głosowała Lewica i która z trudnej sytuacji postawiła Platformę Obywatelską, który w roku wyborczym nie chciała ryzykować opowiedzenia się po którejś ze stron i nie wzięła udziału w głosowaniu stając rozkrokiem i zapewne niezbyt zadowolona z „prezentu” jaki na starcie kampanii zafundowała jej wspierająca tę opcję polityczną stacja telewizyjna. Nie chcieli powiedzieć wprost, ale jednak wpisali się w tworzenie atmosfery dwuznaczności i kontrowersji wokół osoby papieża Polaka, ignorując przy tym merytoryczne głosy krytyki i nie odnosząc się do nich.
Zachowawczo zachował się nawet Adam Michnik, który na chwilę przed publikacją przez Agorę książki Overbeeka udzielił wywiadu Gazecie Wyborczej, w którym podjął próbę lekkiego zdystansowania się od tez stawianych przez Holendra. To jednak w jego przypadku wcale nie musi oznaczać, że nie cieszy go kolejna odsłona tej walki i jej nie wspiera. Wręcz przeciwnie. Nie protestował on bowiem przeciwko oszczerstwom ale jedynie zestawiał owe „grzechy” z historycznymi zasługami papieża, zachowując tym zapewne w swoim mniemaniu pozory obiektywizmu czy troski o prawdę bez jednoznacznego skreślania Jana Pawła II.
Nie zabrakło oczywiście głosów radykalnych pochodzących najczęściej ze strony osób, które dały się już poznać na tym odcinku walki a w Internecie wybuchł zgiełk ze strony tych, którzy im uwierzyli. Głos oprócz posłanki Scheuring-Wielgus i jej koleżanek feministek zabrał np. wyciągnięty chwilę wcześniej przez Donalda Tuska z naftaliny Stefan Niesiołowski ps. „Jurny Stefan”, który zasugerował, że w Polsce rozpocząć się powinien powolny proces usuwania pomników papieża Jana Pawła II. Lewicowcy zamknięci w swoich bańkach zaczęli przerzucać się pomysłami odnośnie wymazywania papieża z przestrzeni publicznej. Na tym etapie nikt poważny nie podchwycił pomysłu obalania pomników jednak jako zachętę odebrać je mogli z pewnością sprawcy oblania ich farbą co 2 kwietnia, w 18 rocznicę śmierci papieża miało miejsce w Łodzi oraz mojej rodzinnej Stalowej Woli.
W kolejnych dniach dyskusji opisywanymi przypadkami zajmował się szereg dziennikarzy, komentatorów, historyków, publicystów. Gdy opisywano i analizowano omawiane przypadki coraz mniej uzasadnione wydawały się być zarzuty pod adresem nieżyjącego papieża a także kardynała Adama Stefana Sapiehy, który miał być w tej operacji „przystawką” do ataku na Karola Wojtyłę. Kardynał Sapieha, odważny i zasłużony podczas zaborów, I wojny światowej a następnie niemieckiej okupacji oraz w początkowej fazie okupacji sowieckiej kapłan, według autorów publikacji miał molestować krakowskich kleryków (będąc już ciężko chorym, osiemdziesięciodwuletnim człowiekiem bo w takich ramach czasowych umieścili oni rzekome jego występki), być może także samego Karola Wojtyłę, co miało by wpłynąć na jego późniejsze, rzekome tuszowanie przypadków pedofilii wśród podległych mu księży. W szczegółowych opisach tej sprawy badacze zajmujący się tematem nie doszukali się niczego co, poza donosami dwóch złamanych przez UB księży, mogłoby pozwolić potwierdzić te „rewelacje”. Pierwszy z nich, ks. Anatol Boczek suspendowany przez kardynała był w końcówce lat 40-ych donosicielem Urzędu Bezpieczeństwa i alkoholikiem mającym osobiste powody do zemsty na swoim przełożonym. Prowadzący agenta oficer SB Krzysztof Srokowski także miał spore problemy, w tym kryminalne oraz dotyczące fabrykowania zeznań i dokumentów. Drugi to ks. Andrzej Mistat, który potwierdzić miał seksualne skłonności kardynała podczas dziesiątego (!) przesłuchania przez funkcjonariuszy UB w 1949 roku czyli okresie stalinizmu (później wycofał te zeznania, następnie jednak poszedł na współpracę z komunistyczną bezpieką i zarejestrowany został jako tajny współpracownik, donosił m.in. na Karola Wojtyłę i brał za to pieniądze). Dodatkowo są wątpliwości co do autentyczności dokumentów z przesłuchań ks. Mistata ze wskazaniem, że sfałszować mógł je właśnie Srokowski. Rewelacjom podawanym przez ks. Boczka nie dali wiary nawet sami ubecy, którzy z pewnością wykorzystali by je przeciwko kardynałowi. Gdy informacja ta trafiła na biurko Julii Brystygierowej „Krwawej Luny” w 1950 roku ta nakazała ją zweryfikować, co najwidoczniej się nie udało gdyż nigdy nie zostało to przeciwko kardynałowi wykorzystane. Kilkadziesiąt lat później jako wiarygodne sprzedają je Polakom propagandyści TVN24 czy Gazety Wyborczej.
Największą rewelacją i koronnym dowodem pokazującym, że Karol Wojtyła tuszował pedofilię miało być przeniesienie do Wiednia księdza Bolesława Sadusia, który miał być pedofilem. Okazuje się jednak, że nie wskazują na to żadne dokumenty, którymi dysponuje IPN. Ks. Saduś rzeczywiście spowodował skandal seksualny ale z udziałem trzech dorosłych, choć młodych mężczyzn (Saduś był czynnym homoseksualistą) o czym wiedziała i co wykorzystywała SB. On sam miał być przez jej funkcjonariuszy szantażowany (ostatecznie i on poszedł na współpracę w 1949 roku). W dokumentach dotyczących wybryków ks. Sadusia nie ma mowy o kontaktach seksualnych z nieletnimi, nic także nie pozwala postawić takich tez, więc autorzy paszkwilów po prostu dołożyli od siebie niczym nie poparte twierdzenia. Pierwszy dokument dotyczący sprawy ks. Sadusia, w którym pada określenie „nieletni” został wytworzony przez krakowską bezpiekę w styczniu 1976 roku czyli sześć lat po tym jak opuścił on Kraków i 2,5 miesiąca po wyborze Karola Wojtyły na papieża. Dokument ów powstaje na prośbę płk SB Zenona Płatka, późniejszego generała i dyrektora IV Departamentu MSW (od 1973 do 1976 był szefem samodzielnej grupy „D” owego departamentu zajmującej się dezintegracją Kościoła, rozbijaniem pielgrzymek na Jasną Górę, skłócaniem księży, prowokacjami wobec nich) a także oskarżonego o kierowanie akcją zabójstwa ks. Jerzego Popiełuszki w 1984 roku.
Jednym z zarzutów komentatorów i badaczy wobec twórców książki i filmu jest nie uwzględnienie przez nich kontekstu historycznego, niezrozumienie (zwłaszcza przez Overbeeka) ówczesnej sytuacji w Polsce, w tym także sytuacji Kościoła pozostającego w ciągłym zwarciu z komunistyczną, stalinowską władzą i jej aparatem represji. Zarzuca się im poważne błędy warsztatowe w krytycznej analizie dokumentów.
Badający oba przypadki Tomasz Krzyżak i Piotr Litka z „Rzeczpospolitej” czy historycy IPN doszli do wniosków odmiennych niż te, które wyciągnęli Gutowski i Overbeek. Media podkreślały także, że twórcy nie wystąpili z wnioskiem o udostępnienie im dokumentów krakowskiej kurii oraz na szereg innych uchybień w warsztacie dziennikarza / historyka. Sam film „Franciszkańska 3” zataja przed widzem także szereg istotnych informacji nakierowując odbiorcę, także z pomocą odpowiednich, sugestywnych efektów, na pożądany sposób myślenia o całej sprawie mimo, że nie dostarcza jednoznacznych dowodów. W przestrzeń publiczną rzucone zostały więc mocne oskarżenia stłoczone w utrzymanym w sensacyjnym tonie reportażu, których szczegółowe wyjaśnianie zajmuje następnie sporo czasu i wymaga rzetelnej wiedzy. Niestety kłamstwa biegną szybciej niż prawda, nie wszyscy odbiorcy paszkwilu Gutowskiego z pewnością zdecydują się dotrzeć do tych wyjaśnień, dlatego tego operacje, ich sensacyjność mają tą przewagę na starcie. To tak jak sprostowanie do zamieszczonego na pierwszej stronie krzykliwego artykułu, które ukaże się w tej samej gazecie miesiąc później, małym drukiem gdzieś między programem telewizyjnym i krzyżówką.
Sam atak na Karola Wojtyłę opierał się oprócz wyżej wspomnianego ks. Sadusia m.in. na postaci seksualnego drapieżcy ks. Eugeniusza Surgenta oraz ks. Józefa Loranca, którego sprawa także opisywana była w „Rzeczpospolitej” kilka miesięcy przed ukazaniem się filmu Gutowskiego i książki Overbeeka. Nie były to więc nikomu nie znane dotąd rewelacje.
Szczegóły tych spraw omówione są i skomentowane w licznych artykułach i audycjach rozbierających na części pierwsze manipulacje TVN-u oraz Overbeeka więc zainteresowani nie będą mieć problemu z ich odnalezieniem a ja wspominam o nich jedynie ogólnikowo a kontekście sprawy do której mamy przejść i tematu nas interesującego czyli reakcji sekty Pawła Chojeckiego na opisywane wydarzenia. Sprawy ks. Surgenta i Loranca opisywane przez media oraz reakcja na nie Karola Wojtyły jako krakowskiego kardynała, uwzględniające okoliczności historyczne i możliwości działania wskazują, że ten podszedł do nich w sposób właściwy. Mało tego, miał podejmować działania wykraczające poza ówczesne kościelne prawo karne w przypadku sprawców tego typu przestępstw. Podobnie miał postępować już jako papież Jan Paweł II występując otwarcie w tych sprawach m.in. za sprawą listów do biskupów amerykańskich czy irlandzkich.
Ostatecznie wielkie „trzęsienie ziemi” i całkowite „zaoranie” polskiego katolicyzmu chyba się jednak nie udało a po niecałych dwóch tygodniach widoczne były w niektórych środowiskach próby jakiegoś „wymiksowania się” z tego, inne zaś brnęły w wątpliwe opowieści skierowane głównie do własnej „bańki informacyjnej”. Z powodu ogromu zastrzeżeń szybko udało się wykazać małą rzetelność warsztatu a dodatkowo zmobilizować elektorat partii rządzącej, która całą awanturę umiejętnie rozegrała na swoją korzyść co zauważone zostało także w środowiskach sprzyjających opozycji gdzie pojawiły się głosy, że „odpalenie” takiego czegoś było błędem (co jednocześnie pokazuje, że nie o prawdę czy dobro ofiar pedofilów chodzi).
Media przy okazji tej sprawy przyjrzały się także autorowi książki „Maxima culpa. Jan Paweł II wiedział” Ekke Overbeekowi. „Znany dziennikarz” okazał się nie tak znów znany jak chciano go polskiej publiczności przedstawić, wspomniana została jego książka „Eurotopper Tusk” będąca hagiografią byłego premiera i zawierająca bezcenne porady dla Polski w kwestii jej zależności energetycznej od Rosji. Nie mogła nie wspomnieć również o tzw. polskiej „rusofobii” i tzw. „antysemityzmie”.
Sekta wyczekuje filmu Gutowskiego
Paweł Chojecki i jego grupa wręcz nie mogli doczekać się filmu Marcina Gutowskiego uderzającego w Jana Pawła II. Lider sekty wspominając go wielokrotnie aż podskakiwał w fotelu zapowiadając, że będzie on ostatecznym ciosem zadanym jego największym wrogom czyli polskim katolikom, zburzeniem fundamentów Kościoła w Polsce. Nie mogli oni doczekać się filmu do tego stopnia, że postanowili nakręcić własny. I nakręcili film pt. „Gdzie jest teczka JP2?” o którym była już mowa a który miał sugerować, że Karol Wojtyła był uwikłany we współpracę z komunistyczną bezpieką. Gniotem tym nie zainteresował się oczywiście nawet przysłowiowy pies z kulawą nogą więc pozostało im czekać dalej na produkcję Marcina Gutowskiego, którego mieli okazję gościć w swoich audycjach tak samo jak Marka Sekielskiego, mecenasa Artura Nowaka (którego wspominaliśmy już m.in. z powodu jego zawodowego zaangażowania na rzecz ofiar pedofilów a jednocześnie uwikłania w wykraczającą poza uprawnienia adwokata pomoc osobie oskarżonej o molestowanie osoby nieletniej czy dziwacznej historii jego własnych, rzekomych krzywd z dzieciństwa) czy samego Ekke Overbeeka, do wywiadu z którym wrócimy później.
Film Gutowskiego w zamyśle szefa sekty miał być miażdżącym ciosem dla Kościoła w Polsce a co za tym idzie miał spowodować wzrost zainteresowania zborami protestanckimi lub wręcz sektami takimi jak jego Kościół Nowego Przymierza. A przynajmniej takie sygnały były wysyłane bo osobiście nie wierzę aby Chojecki naprawdę wierzył w to, że oparte na wątpliwych podstawach publikacje spowodują to czego on z takim utęsknieniem wypatruje, choć na pewno cieszy go samo zamieszanie i ferment, w którym jako manipulator czuje się jak ryba w wodzie. Tak czy siak po raz kolejny dostać miał temat pod który „podpiąć” miał reklamę swojej sekty.
W podlubelskiej posiadłości panowało rewolucyjne wzmożenie, członkowie KNP/IPP zalewali swoje profile w mediach społecznościowych wiadomościami i filmikami o końcu Kościoła w Polsce, który to tata – „pastor” ogłasza kilka razy w roku.
Audycja poświęcona filmowi Gutowskiego i książce Overbeeka w IPP rozpoczęła się od internetowej ankiety, w której redakcja zadała pytanie: „Jak zareagują Polacy na prawdę o zbrodniach Kościoła i JP2?”. Do wyboru były cztery odpowiedzi: A: żadnej głębszej refleksji, B: przestaną chodzić do KK, C: zaczną szukać Boga (czyt. zasilą szeregi sekt podobnych do KNP co wyjaśnił od razu Chojecki dodając, że Kościół Katolicki jest kościołem diabelskim), D: inaczej.
Paweł Chojecki już na początku audycji IPP odnoszącej się do produkcji Agory i TVN 24 stwierdził, że Jan Paweł II jest zbrodniarzem, który brał udział w zbrodniach poprzez ich ukrywanie. Wezwał do „jasnego mówienia Polakom, że Jan Paweł II brał udział w zbrodni pedofilii”. Szef sekty mówiąc o Kościele Katolickim mówił, że przypomina mu on pogańskie kulty, których wyznawcy oddawali swoje dzieci w ramach ofiary dla krwawych bóstw. Twierdzi on bowiem, że katolicy godzą się na krzywdzenie dzieci przez księży-zwyrodnialców bo uważają, że „tak trzeba”. Według lubelskiego guru katolicy mają nakazane nie reagować na tego typu przypadki. Dodaje też, że określenie „kościół” nie jest właściwie gdyż należało by mówić o grupie przestępczej, mafii. Na przykładzie tym widzimy jaki przekaz sprzedaje on swoim wyznawcom lub ewentualnym przyszłym sympatykom i adeptom i w jakim stopniu jest on w stanie podejść krytycznie do materiałów TVN / Agory lub skonfrontować je z ustaleniami ich krytyków. Od razu zresztą wyraził się negatywnie o Tomaszu Krzyżaku, którego intencją według niego było zaciemnienie prostego przekazu (czyt. wniesienie wątpliwości co do daleko idących wniosków autora filmu). Chojecki stwierdza, że w Kościele Katolickim obowiązuje powszechna zmowa (czyt. cały kler systemowo kryje przestępców w sutannach gdyż wszyscy wierzą, że tak właśnie ma być, bo „taki jest nasz Kościół”). Nie pochyla się przy tym w najmniejszym stopniu nad argumentami krytyków omawianych publikacji, atakując ich i przypisując powiązania z hierarchami kościelnymi.
Chojecki mówi również o oddziaływaniu diabelskim, niewytłumaczalnym z innej strony ponieważ, jak wierzy i powtarza, coś skłania rodziców do oddawania swoich dzieci w ofierze Kościołowi czyli, jak mówi, instytucji diabelskiej, wprost „kościołowi Szatana”. Podkreśla on też w audycji wielokrotnie, że należy mówić, że Jan Paweł II „uczestniczył w zbrodni bo umożliwiał gwałcenie dzieci” przez krycie księży pedofilów.
Twierdzi, że Gutowski stanowi jeden z nielicznych wyjątków wśród polskiej „kasty dziennikarskiej”, którzy nie relatywizują win Kościoła. Wszyscy inni mają tkwić w jakiejś zależności od katolickiego kleru i dlatego nie mogą lub nie chcą postawić tak kategorycznych osądów jak dziennikarz TVN czyli pominąć wszystko to co budzi zastrzeżenia na rzecz ostatecznego, skazującego werdyktu pomimo braku twardych dowodów przeciwko papieżowi. Chojecki jest człowiekiem, który w wielu sytuacjach dał się poznać jako ten, który zdolny jest naginać fakty pod własne, często mocno naciągane lub wręcz absurdalne tezy czy wynurzenia czy wprost kłamać i wymyślać historie mogące przydać mu się w określonym celu i danej chwili. Nie może więc dziwić, że nie jest on zdolny podjąć się rzeczowej dyskusji nawet w tak ważnych sprawach za to z lekkością feruje wyroki. Nic dziwnego też, że świetnie odnajduje się w towarzystwie Sekielskiego, Overbeeka czy prof. Środy.
Guru z Lublina nie zadał sobie trudu zapoznania się z głosami krytycznymi, nie odnosi się do nich, za to lekką ręką skreśla na starcie tych, którzy mają jakiekolwiek wątpliwości. A tych z każdym kolejnym dniem od publikacji jest coraz więcej. Jeden z komentatorów portalu Nowy Ład Kacper Kita, który przeczytał obie książki Gutowskiego („Bielmo. Co wiedział Jan Paweł II?” oraz „Don Stanislao”) stwierdza, że autor „rozkręca się” i z kolejną publikacją czyli reportażem „Franciszkańska 3” radykalizuje swój przekaz czyniąc go coraz mniej wiarygodnym i dużo ostrzejszym w stosunku do jego własnej książki na ten temat. Zwraca on też uwagę na element reportażu, którego z pewnością nie wychwyci ani nie sprawdzi widz nie mający większego rozeznania w sprawie. Gutowski przywołuje w swoim filmie m.in. amerykańskiego biskupa z Milwaukee Remberta Weaklanda, który opowiada nie trzymającą się kupy historię o swojej rozmowie z Janem Pawłem II podczas której ten miał powiedzieć mu o polskim biskupie więzionym w czasie wojny w niemieckim obozie razem z młodymi chłopcami gdzie miał możliwość ich wykorzystywania co robił także po wojnie. Karol Wojtyła miał zwierzać się Weaklandowi ze swoich rozterek związanych z tą sprawą. Pedofilem tym według autora reportażu miał być kardynał Adam Stefan Sapieha, sugeruje się widzom także, że miały miejsce seksualne relacje między kardynałem Sapiehą i ks. Wojtyłą. Weakland w reportażu TVN jest przedstawiany jest jako „duchowny na emeryturze” mający być wiarygodnym źródłem.
Weakland był jednym z najbardziej liberalnych i postępowych biskupów w USA sprzeciwiającym się działaniom Jana Pawła II, trzy dekady wcześniej już postulującym np. zniesienie celibatu. Był także aktywnym homoseksualistą prowadzącym podwójne życie i sam opisał to w swojej autobiografii.
Biskup w 2002 roku został zdymisjonowany przez Jana Pawła II, gdy wyszło na jaw, że przeznaczył kilkaset tysięcy dolarów należących do diecezji, którą rządził na opłacenie milczenia swojego kochanka. Krył on księży pedofilii, przenosił ich z parafii na parafię, osobiście niszczył dokumenty na ten temat. Weakland był osobiście skonfliktowany z Janem Pawłem II, z którym nie zgadzał się także w kwestiach doktrynalnych. W reportażu TVN nie ma wzmianki o tych rzeczach a jego relacja jest mocno niewiarygodna zaczynając od tego, że kardynał Sapieha nie był więziony przez Niemców. Materiały UB mówią o rzekomych kontaktach seksualnych kardynała z dorosłymi mężczyznami podczas gdy Weakland mówi o pedofilii. Takich nieścisłości i niedomówień w całej operacji medialnej jest znacznie więcej, tak samo był zresztą z poprzednimi filmami braci Sekielskich. Do żadnych z tych wątpliwości nie odnosi się rzucający gromy Chojecki. Wobec ustaleń Krzyżaka zawyrokował on jedynie, że jego ustalenia wynikają z tego, że jest on „na pasku biskupów”. To tyle rzeczowej dyskusji ze strony lubelskiego pieniacza. Wszystkich dziennikarzy, którzy mają wątpliwości co do materiałów TVN i Overbeeka Chojecki oskarża o jakiegoś typu zależności od hierarchów kościelnych a na dowód swojej tezy przywołuje… film „Kler” Wojciecha Smarzowskiego. Po premierze tego filmu Chojecki także spodziewał się wielkiego trzęsienia ziemi, które nie nastąpiło a jego kanał IPP traktował ów film niemalże jak dokumentalny.
Prowadząca audycję z Chojeckim jego córka Kornelia powiedziała jak zaimponował jej Ekke Overbeek, który „jeszcze przed filmami Sekielskich zaczął badać zbrodnie księży pedofilów w Polsce”. Podkreśliła, że gdy opowiada on o tych sprawach mówi ze łzami w oczach. Rzeczywiście jako szczególnie wrażliwego i sympatycznego starają się pokazywać go media promujące antyklerykalną narrację. Autora tego wychwalał także sam Chojecki mówiąc, że jego zasługi trzeba przypominać przy każdej okazji gdy mowa jest o pedofilii wśród księży. Szef sekty mówi, że dopiero Holender przetarł szlak dla polskich dziennikarzy takich jak Gutowski czy Sekielski aby obnażyć Kościół w Polsce, który jego zdaniem nie tylko dopuszczał do tego typu przestępstw ale w całym okresie komunizmu… służył Moskwie. Wraz ze swoją córką Chojecki dochodzi do wniosku, że w przypadkach pedofilii bardziej moralnie zachowywała się komunistyczna władza i Urząd / Służba Bezpieczeństwa niż Karol Wojtyła i Kościół. Stwierdza, że Jan Paweł II „został wychowany w zboczonym środowisku” w czym rolę odegrał kardynał Sapieha i „burdel jaki sobie zrobił na Franciszkańskiej” a także sam miał „przejść przez łóżko Sapiehy”. Chojecki mówi, że Kościół Katolicki jest czymś w stylu rodziny dysfunkcyjnej „z powodu kultu diabła jaki się tam odprawia”. Dodaje też, że „nie jest tak, że jest pedofilia w Kościele, to Kościół jest pedofilski” i wzywa wszystkich aby nie szli więcej w niedzielę do kościoła ponieważ żaden uczciwy człowiek nie może być członkiem tej organizacji. Rzuca także z całą pewnością, że każdy katolicki ksiądz miał do czynienia z pedofilią i homoseksualizmem. Jeśli sam nie jest pedofilem lub homoseksualistą to miał styczność z nimi np. w seminarium i każdy zna z nazwiska i swojego najbliższego otoczenia jakiegoś zboczeńca.
Overbeek w Idź Pod Prąd
„Znany dziennikarz”, który w ostatnim czasie był, obok Marcina Gutowskiego z TVN, w centrum debaty publicznej za sprawą swojej nowej książki „Maxima culpa. Jan Paweł II wiedział” w maju 2020 roku był gościem prowadzonej przez sektę Chojeckiego internetowej telewizji Idź Pod Prąd. Przedstawiony został jako korespondent belgijskich i holenderskich mediów oraz „pionier systemowego badania pedofilii w Kościele Katolickim w Polsce”. W Polsce kariera jego nie rozwinęła się w nic ponad pisywanie dla skrajnie lewicowego portalu OKO.Press słynącego m.in. z rozpowszechniania fake-newsów odnośnie wydarzeń na granicy polsko-białoruskiej, których celem było atakowanie polskich służb. Wywiad z nim w IPP zorganizowała Natalia Sosnowska, współpracowniczka sekty, która od lat zna się z autorem.
Zanim przejdziemy do omówienia tego wywiadu należy wspomnieć, że Overbeek jest autorem wydanej w 2013 roku książki „Lękajcie się. Ofiary pedofilii w polskim kościele mówią”. Do jej napisania, jak mówi, zainspirowały go usłyszane historie ofiar księży pedofilów. Jedną z nich miał być Marek Lisiński, którego autor miał nakłonić do założenia fundacji o nazwie „Nie lękajcie się”, która zajmować się miała pomocą ofiarom takich przestępstw ze strony duchownych. Lisiński szybko stał się twarzą środowiska ofiar i kampanii poruszających temat. Sam podawał się za ofiarę księdza Zdzisława W. Jego oskarżeniom w 2014 roku dała wiarę diecezja płocka. Po jej decyzji Lisiński zaproponował, żeby kuria wypłaciła mu 235 tysięcy zł w zamian za rezygnację z dalszych roszczeń (początkowo domagał się miliona złotych). Sąd pierwszej instancji uznał winę pomówionego księdza, nakazał przeprosiny jednak oddalił roszczenia finansowe względem diecezji, parafii i samego księdza. Oskarżony ksiądz oraz Lisiński odwołali się od wyroku.
Sąd drugiej instancji w listopadzie 2021 roku na podstawie zebranych materiałów dowodowych podważył wyrok sądu rejonowego. Uzasadniały to m.in. ogromne rozbieżności w przedstawianiu wydarzeń przez Lisińskiego.
Za namową Overbeeka Lisiński założyć swoją fundację w roku 2013, do połowy 2019 roku był jej prezesem. Wtedy to Gazeta Wyborcza podała informację, że miał on wyłudzać pieniądze od ofiary księdza pedofila. Do tego pojawiły się poważne wątpliwości odnośnie samej historii Lisińskiego w kwestii wykorzystywania go przez księdza Zdzisława. Ostateczny wyrok w tej sprawie zapadł 11 października 2011 roku w Sądzie Apelacyjnym w Łodzi. Stwierdzono, że Lisiński kłamał oskarżając ks. Zdzisława W. w związku z czym nie ma prawa domagać się zadośćuczynienia (nie tylko nie był przez księdza molestowany ale nigdy nie była, jak twierdził wcześniej, ministrantem), dodatkowo zobowiązany został do wypłacenia księdzu 11 tysięcy zł zwrotu kosztów sądowych.
Sąd Apelacyjny wyraził także wątpliwości co do procesu kościelnego w sprawie ks. Zdzisława W., który uznał winę duchownego. To samo potwierdziła watykańska Kongregacja Nauki Wiary. W wyniku zainicjowanego przez Lisińskiego w 2011 roku postępowania kuria płocka w 2013 roku orzekła winę księdza. Skazano go na trzyletni zakaz pełnienia posługi oraz dożywotni zakaz pracy z nieletnimi.
Marka Lisińskiego 20 lutego 2019 roku do Watykanu zawiozła posłanka Joanna Scheuring-Wielgus oraz Agata Diduszko-Zyglewska. Przedstawiony on został papieżowi Franciszkowi jako ofiara molestowania przez księdza, trzymał w rękach swoje zdjęcie z dzieciństwa (papież całował go po rękach), delegacja wręczyła papieżowi również „raport” o takich przypadkach w Polsce. Akcję tę szeroko opisywały skrajnie lewicowe media takie jak OKO.Press. Gdy okazało się, że Lisiński jest oszustem posłanka Scheuring-Wielgus szła w zaparte nie decydując się na przeprosiny w tej sprawie. Ekke Overbeek także nie widzi nic złego w tym, że jego książka opiera się, przynajmniej w tej najbardziej medialnej części, na świadectwie oszusta i naciągacza. Stwierdził on, że jego publikacja spełniła swoją rolę. Trudno się z nim nie zgodzić. A to, że w istotny sposób mija się z prawdą i skrzywdziła niesłusznie oskarżonego człowieka? Nie szkodzi. Podejściem takim z pewnością dodatkowo zyskał sobie sympatię Pawła Chojeckiego podkreślającego pochodzenie Holendra i formalną przynależność do protestantyzmu (sam autor nie jest osobą wierzącą) czyli dzielącego z nim podejście do kwestii prawdy. Posłanka Scheuring-Wielgus jest dziś aktywną promotorką nowej książki holenderskiego autora a Paweł Chojecki uznał zawarte w niej wnioski za niepodlegające dyskusji. Sam Overbeek pytany w czerwcu 2019 roku (wywiad Katarzyny Zuchowicz z 5 czerwca 2019) przez portal NaTemat o sprawę fundacji Lisińskiego stwierdził, że jego aktywność ograniczała się do kibicowania jej a on sam już od lat nie zajmuje się tematem molestowania nieletnich w Kościele. Jak widzimy, nawet z poziomu zwykłego internauty-obserwatora historie te są dziurawe jak ser szwajcarski a przewijające się w tych akcjach osoby pozostawiają wiele do życzenia pod względem wiarygodności. Opracowania badaczy, historyków i osób mających kompetencje w ich analizowaniu i formułowaniu wniosków mogą być ciekawe. Tyle tylko, że nikt prawie nie będzie się w nie zagłębiał a więc efekt Gutowskiego, Lisińskiego, Overbeeka, Scheuring-Wielgus i Chojeckiego wyszedł im na plus (no może z wyjątkiem tego ostatniego, którego w tej sprawie nie zdecydowałby się zacytować chyba nawet Tomasz Lis czy Roman Giertych, bo jak widać wspomniany internetowy hejter wpadł w jakiś szał i wygaduje to co powyżej) jeśli chodzi ponowne wywołanie awantury. Po rzeczowe wyjaśnienia sięga zawsze mniej ludzi.
Wróćmy jednak do wywiadu, którego Overbeek udzielił IPP 19 maja 2020 roku. Opowiada w nim, że w Polakach tkwi lęk przed klerem katolickim, że coś nakazuje im milczeć gdy dzieje się coś złego. Zauważa jednak zmiany w tym temacie. Prawdziwą perełką jest jednak szczere przyznanie się autora najgłośniejszej w ostatnim czasie książki do źródeł, z których czerpał on swoją wiedzę o Kościele w Polsce a także przypadkach molestowania seksualnego w nim. Mówi on, że dużo informacji czerpał z nieistniejącej już gazety „Fakty i Mity” ukazującej się w latach 2000-2020 założonej przez Romana Kotlińskiego, byłego księdza związanego następnie ze skrajną lewicą, skazanego wiele lat później na dziesięć lat więzienia za przekręty finansowe oraz podżegania do zabójstwa jego byłej żony. W gazecie tej, utrzymanej w konwencji i na poziomie urbanowskiego „NIE” oprócz np. posłanki Joanny Senyszyn, pod damskimi pseudonimami publikował m.in. jeden z morderców ks. Popiełuszki kapitan SB Grzegorz Piotrowski.
Fakt korzystania przez autora ze źródeł takich jak wspomniana gazeta nie został skomentowany w żaden sposób przez Pawła Chojeckiego ani Kornelię. Być może dlatego, że ich internetowa telewizja prezentuje zbliżony do tej gazety poziom rzetelności i wiarygodności a ich organizacja podobne wartości?
Dość szybkie wykazanie braku rzetelności Gutowskiego i Overbeeka spowodowało, jak pisałem wyżej, że poniektórzy woleliby dziś nie być kojarzeni z tą akcją i z pewnością wielki zawód antyklerykalnych radykałów takich jak OKO.Press, Krytyka Polityczna czy właśnie sekta Chojeckiego, którzy upierają się przy wnioskach dwóch autorów. Lider sekty oraz skrajna lewica próbują wytłumaczyć to sobie tym, że „Polacy nie chcą znać prawdy” i wypierają ją.
Samo sięgnięcie po miernotę taką jak Overbeek, który swoimi wątpliwej jakości publikacjami postanowił zrobić w naszym kraju karierę oraz podpieranie się postaciami takimi jak wyżej wymienione pokazuje poziom „post-urbanowców” czy dziwacznych agresywnych sekt wykazujących nieskrywaną wrogość wobec Polaków ale także ich wspólnotę interesów. Po emisji filmu Gutowskiego sekciarze we własnym gronie zorganizowali sobie „debatę” pt. „Zbrodnie JP2 a wolność narodu” a ich szef wyciągnął z szafy schowaną niegdyś zabawkę w postaci ubranej w sutannę gumowej świnki, która naciskana wydaje z siebie dźwięk „chrumkania” i obwieszczał widzom, że oto „świnie robiły ich w konia”. Nie zabrakło także gromów rzucanych na tych, którzy stanęli w obronie papieża, samą partię rządzącą, dziennikarzy i zwykłych ludzi, którzy nie dali się nabrać na TVNowską wrzutkę o bardzo słabych podstawach. Im sekciarze zarzucali, że… nie chcą dyskutować o „dowodach”, choć w kolejnych dniach argumentacja Gutowskiego i Overbeeka była coraz bardziej spychana do narożnika merytorycznymi argumentami przy jednoczesnym wskazywaniu na cele całej operacji i środowiska za nią stojącego.
Chojecki zawyrokował z miejsca, że upadł właśnie mit Jana Pawła II, nazwał go „wspólnikiem pedofili” oraz zarzucił, podobną do Wałęsy współpracę z komunistami podkreślając, że na razie tylko oni w Polsce o tym mówią. Do programów IPP w związku z tematem zaproszono gości takich jak mecenas Artur Nowak, były ksiądz a dziś pastor Lesław Juszczyszyn, którzy potwierdzać mieli „zbrodnie” papieża i rugać Polaków, którzy tej opowieści nie przyjęli bezkrytycznie. Obaj podają się za ofiary księży pedofilów przy czym przynajmniej historia Nowaka, obrońcy ofiar pedofilów oraz eksperta braci Sekielskch a także IPP w tym temacie, wydaje się mocno naciągana o czym już wspominałem. Ponadto uwikłany jest w sprawy karne, w których zarzuca mu się płatną protekcję, nadużywanie funkcji, powoływanie się na wpływy w państwowych instytucjach, ujawnianie tajemnicy służbowej, utrudniane postępowania karnego. W jednej ze spraw miał „załatwić umorzenie postępowania” w sprawie dotyczącej wykorzystywania seksualnego dziecka przez ojca, także prawnika. Sprawę tę opisywała „Rzeczpospolita”. Nowak oprócz zajmowana się reprezentowaniem ofiar pedofilów w sądzie jest także autorem i współautorem dwóch książek. Te dotyczące Kościoła pisał wspólnie z byłym zakonnikiem a dziś antyklerykałem Stanisławem Obirkiem („Wąska ścieżka. Dlaczego odszedłem z Kościoła”, „Gomora. Władza, strach i pieniądze w polskim Kościele” , „Babilon. Kryminalna historia Kościoła”) zaś z Markiem Sekielskim napisał „Ogarnij się, czyli jak wychodziliśmy z szamba” opowiadającą o alkoholowych problemach autorów.
Lesław Juszczyszyn zajmuje się dziś a przynajmniej tak deklaruje, oprócz prowadzenia protestanckiego zboru, pomocą duchownym decydującym się opuścić Kościół. W obszernym wywiadzie dla portalu NaTemat opowiadał o wszechobecnej patologii wśród duchowieństwa. Zjawisko pedofilii, homoseksualizmu oraz alkoholizm mają według niego przybierać ogromne rozmiary. To dlatego miał zdecydować o swoim odejściu. Byłych księży, którzy aktywni są na polu walki z Kościołem Chojeccy starają się gościć w swoich programach jak najwięcej a ci chętnie w nich występują spijając sobie Dziubków z liderem destrukcyjnej sekty. Nie ma ich jednak zbyt wielu.
W wywiadzie udzielonym kanałowi sekty, która w ostatnim czasie sama zapowiadała pomaganie księżom i zakonnicom odchodzącym z Kościoła, do czego za ich pośrednictwem zachęca tajemniczy „ksiądz Józef”, Juszczyszyn Kościół Katolicki nazywa wprost bagnem a dodatkowo rzuca wyświechtane hasełko skrajnej lewicy o tym, że dzisiejsza Polska to „katolicko-narodowo-faszystowska dyktatura”.
Jak pisałem wyżej, Polacy nie dali się nabrać na tą słabą od każdej strony operację telewizji o esbeckim rodowodzie próbującej przemodelować polskie społeczeństwo do której dodatkowo zaangażowany został kiepski pismak z Holandii. Chwilowe pole do wydziczania się i satysfakcję z opluwania ludzi, którym nie dorastają do pięt mają najróżniejsze moralne karły pokroju Chojeckiego, Sekielskich i skupionych wokół nich degeneratów. Taplają się w tym szambie wzajemnie się nakręcając i na pewno nie jest to koniec ich prób zdemolowania tak znienawidzonego przez nich narodu polskiego i jego wartości. Tym razem przestrzelili, przeliczyli się licząc na znokautowanie Polaków. Śmieszno-straszny „drugi Luter” z Lublina znów będzie musiał poczekać na wymarzoną drugą reformację na czele której wyobraża sobie siebie. Tak jak Wyborcza czytelników, TVN widzów, tak guru sekty swoim wyznawców karmić będzie coraz to nowymi takimi „rewelacjami” nakręcając swoje „bańki” i miotając się w tym szale nienawiści i pogardy dla narodu wśród którego funkcjonują. Reakcja Polaków daje jednak nadzieję na to, że mogą zwrócić większą uwagę na to kto próbuje zdeptać ich na każdym kroku, jakimi metodami się posługują, może do większego zainteresowania się rodowodem tej czy innej gazety czy telewizji i uodpornić się na ich propagandę, która jak widać nie jest wysokich lotów choć może być ubrana w efekty na pierwszy rzut oka dodające jej wiarygodności. Przy tej okazji możemy zauważyć też jak ramię w ramię przeciwko Polakom organizują się (i jak przenikają się) środowiska resortowych familii z ich mediami z tworami takimi jak obce / wrogie polskiej tradycji, destrukcyjne sekty, które przecież instrumentalnie wykorzystują czasem nawet polską symbolikę patriotyczną. Chojeckiemu bardzo nie spodobał się wzrost popularności Jana Pawła II ogłoszony w przeprowadzonych po emisji filmu Gutowskiego sondażach. W podobnym do Romana Giertycha spiskowym tonie zastanawiał się czy czasem „PiS nie przygotował się na to” bo, jak mówi, zaskoczyła go szybkość reakcji na atak TVNu na papieża, który faktycznie był dla partii rządzącej istnym darem niebios pozwalającym jej niewielkim nakładem sił zwiększyć swoje poparcie a przy okazji skierować uwagę Polaków na to wydarzenie zamiast tłumaczyć się z rzeczy złych wynikających z ich decyzji i poczynań. Chojecki, Giertych i inni niezadowoleni z obrotu spraw posłużyli się racjonalizacją na miarę swoich możliwości.
Inny były ksiądz a dziś wojujący ateista Tomasz Polak występujący w IPP wyrażał przekonanie, którego pełne są media głównego nurtu, że papież-Polak nie jest dla dzisiejszej młodzieży niczym poza memem narzekając jednocześnie na polską religijność (której zarzuca nacjonalizm a nawet faszyzm) co jest stałym fragmentem sekciarskich audycji, przy wyrażanych przez Kornelię Chojecką nadziejach, że w nowym pokoleniu uda się wytworzyć jakiś nowy model tożsamości już nie związanej z katolicyzmem. Tomasz Polak pocieszał ją, twierdząc, że „procesów cywilizacyjnych już nie da się zatrzymać”. I tak to się żyje w sekciarskich bańkach.
0 notes
Text
Premier i minister wzywani na świadków przez sektę.
Jednak petycja do Bidena wzywająca go do interwencji w procesie to nie wszystko co wykluło się w głowach Chojeckiego i jego obrońców. Jak wiemy, znany jest on z dopasowywania bieżących wydarzeń politycznych do interesującej go w danej chwili narracji, wplatania siebie i swojej organizacji w te wydarzenia choćby nie łączyło tych spraw kompletnie nic. Z takim zagraniem mamy do czynienia w niżej opisywanym przypadku. Szukając sposobów przeciągania procesu, jego utrudniania a jednocześnie wykorzystując głośne wydarzenia dla budowania wśród wyznawców przekonania, że sprawa przeciwko niemu ma związek z polityką i politykami z najwyższych krajowych szczebli, jego obrońcy i on sam złożyli w Sądzie Apelacyjnym wniosek o powołanie na świadków… premiera Mateusza Morawieckiego oraz ministra Michała Dworczyka. Co wyżej wymienieni mieli by mieć z tą sprawą wspólnego? Chojecki „połączył kropki” i w aferze z mailami ministra Dworczyka doszukał się związku ze sprawą.
O co chodzi? W ujawnionych mailach ministra znajdują się informacje m.in. o przydzielanie dotacji z tzw. Funduszu Patriotycznego organizacjom pozarządowym. Beneficjentami owych dotacji były m.in. inicjatywy związane z częścią środowiska narodowców a dokładniej tymi, którym przewodzi Robert Bąkiewicz czyli np. Marsz Niepodległości czy internetowy projekt Media Narodowe (w chwili złożenia tych wniosków You Tube usunął kanał MN).
Fakt korzystania z tych środków przez Stowarzyszenie Marsz Niepodległości czy Media Narodowe nie był żadną tajemnicą, choć fakt dotowania akurat tych środowisk obok korzystających od lat z różnych rządowych grantów środowisk związanych np. ze skrajną lewicą, wywołał wściekłość obozu opozycyjnego i jego mediów. Nie wszystkim spodobało się to także po stronie narodowej z różnych powodów.
Chojecki wyczuł w tym okazję do „udowodnienia”, że za jego procesem stoi rząd i ma on charakter polityczny. Połączył to osobą Brunona Różyckiego, dziennikarza Mediów Narodowych, któremu zarzuca od miesięcy „kierowanie grupą pokrzywdzonych” z racji tego, że poruszał on temat sekty w programach MN i rozmawiał w nich na ten temat np. z Radosławem Patlewiczem. Mecenas Andrzej Turczyn w sądzie pierwszej instancji domagał się przesłuchania jako świadka Brunona Różyckiego, ale gdy ten powiadomiony o tym zjawił się na jednej z rozpraw gotowy udzielić wyjaśnień Turczyn zrezygnował z tej możliwości. Chojecki przedstawia to jednak ciągle jako spisek dziennikarza i Mediów Narodowych przeciwko IPP, co miało być na początku elementem „wycinania konkurencji” choć oba kanały skierowane są do całkowicie innej publiczności.
Teraz Chojecki stara się lansować tezę wedle której dotowanie projektu MN państwowych pieniędzy miało by dowodzić tego, że dostały one od polityków PiS zadanie uderzenia w IPP. Członkowie sekty i pracownicy IPP nazywają Różyckiego „organizatorem grupy”, z którą w sądowym konflikcie jest ich przywódca, choć nie był on w ten proces w jakimkolwiek stopniu zaangażowany a jedynie omawiał go i relacjonował w MN.
Teza ta jest dla sekty wygodna, można nagiąć ją bowiem do spisku rządu przeciw internetowemu hejterowi Chojeckiemu. A wysnuwają ją oni na podstawie rozmów ministra Dworczyka z premierem, w których padają słowa o tym, że minister popiera współpracę z ruchem narodowym oraz kwestie dotyczące kwot finansowania. Z rozmów polityków dowiadujemy się, że według nich „narodowcy już robią swoje” jeśli chodzi o walkę z opozycją co niczym dziwnym nie jest, gdyż środowisko narodowe za dzisiejszą opozycją i wszelkimi jej odnogami na różnych płaszczyznach, delikatnie mówiąc nie przepada i od zawsze stoi do nich w kontrze, co na pewnym odcinku naturalnie zbliża ich do partii rządzącej. Opozycja a także Chojecki, który wyczuł możliwość wykorzystania sprawy w swoim procesie, grzmi, że PiS organizuje sobie środowisko, zaplecze do walki z przeciwnikami politycznymi. I wcale nie musi to być bezpodstawne, sensacyjne czy nawet nieprawdziwe bo to normalna praktyka każdej ze stron sporu politycznego. Nie może dziwić także, że druga strona, dysponująca także szerokim zapleczem najróżniejszych, określonych ideologicznie ruchów i organizacji np. ekologicznych, kulturalnych czy skupiających mniejszości seksualne a nawet anarchistyczne bojówki (także sowicie dotowanych) oskarża o to swoich przeciwników. Nie ma nic dziwnego w tym, że PiS widząc w niektórych sprawach pokrewieństwo ze środowiskiem narodowców chciałby je w jakiś sposób wspomóc aby móc także mieć z tego określone korzyści (próby przejęcia go „na chama” np. przez promowanie Mariana Kowalskiego okazały się być nieskuteczne), co rodzi także tarcia wśród samych narodowców, ich poszczególnych organizacji czy grup. Chojecki nie odkrył niczego nowego a maile ministra w tym temacie nie są żadną rewelacją tym bardziej, że nie zawierają nic poza deklaracjami chęci współpracy z narodowcami oraz rozmowy na temat kwot jakimi można zasilić ich inicjatywy.
Gdzie w tym wszystkim Chojecki i jego sekta? Nigdzie. Narodowcy, zwłaszcza ci działający w ramach organizacji czy inicjatyw korzystających od niedawna z dotacji rządowych nie zwracają większej uwagi na działalność sekty z Lublina choć wiedzą o jej istnieniu. Obecność jej w Mediach Narodowych stanowiła na tle ich całej działalności nieistotną ciekawostkę, jednak jako jedyne, z racji swojego profilu ideowego szerzej przedstawiły sprawę i udzieliły głosu osobom zaangażowanym w krytykę tej grupy. Chojecki próbuje jednak wmawiać swoim wyznawcom, że ich grupa stanowi tak istotną siłę polityczną i zagrożenie dla władzy, że musi kryć się za tym intryga dużego formatu opracowana na szczytach władzy. Dlatego też sam minister i premier powinni stawić się w lubelskim sądzie i wytłumaczyć z ich roli w niej.
Eunika, jej ojciec oraz Michał Fałek zastanawiają się czy premier i minister stawią się w sądzie, czy sąd odważy się ich wezwać i czy będzie to koniec ich politycznej kariery, czyli poziom odklejenia od rzeczywistości pozostaje niezmiennie wysoki. Oczywiście, jeśli sąd nie powoła wymienionych polityków na świadków będzie musiało to oznaczać tyle, że albo sędzia obawiał się takiego kroku, albo politycy mają coś do ukrycia. Tak działa to u Chojeckiego. Jednak na tym etapie odbywa się silnie emocjonalne pompowanie tematu wniosku o powołanie premiera i ministra na świadków, rozgrzewanie wyznawców. Chojecki oznajmia, że jeśli okazało by się, że za jego procesem stoi premier to była by to „zdrada państwa, zamach na ustrój i wolność Rzeczpospolitej”.
0 notes
Text
Chojecki pisze do Bidena

Emocje związane z procesem jej lidera sięgają wewnątrz sekty zenitu co skutkuje kolejnymi błazeństwami w ich wykonaniu. Przyzwyczaili nas już do tego typu dziecinady w ciągu kilku lat ich internetowej działalności, jednak nie przestają zaskakiwać. Rozprawa została odroczona do 13 kwietnia 2023 roku z powodu uwzględnienia przez sąd wniosków o przesłuchanie kolejnych świadków obrony. Widać jednak, że sami członkowie sekty i jej przywódca nie wierzą specjalnie w to by ich występy mogły wpłynąć znacząco na jej przebieg i finał, dlatego też podjęli inne kroki, dziwaczne i żenujące ale sprawdzone już w oddziaływaniu wewnątrz grupy.
Media podały informację, że w najbliższych dniach z wizytą do Polski wybiera się amerykański prezydent Joe Biden i w tym właśnie Chojecki wraz z wyznawcami zwietrzyli szansę na… właśnie nie wiadomo co. Przygotowali oni wzniosłą odezwę do amerykańskiego przywódcy, którą w formie petycji zamierzają mu przekazać, choć nie określili jasno jaką drogą zamierzają to uczynić.
Zanim przejdziemy do omówienia owej petycji warto w całości ją zacytować:
„Szanowny Panie Prezydencie,
Stany Zjednoczone Ameryki są nie tylko najpotężniejszym państwem w historii ludzkości, ale przede wszystkim ostoją i obrońcą wolności, tolerancji i praw jednostki, do których w pierwszym rzędzie należą wolność słowa i wolność religii.
Polacy od czasów Pułaskiego i Kościuszki są najwierniejszymi sojusznikami Ameryki i podobnie jak Amerykanie rozumieją wolność i tolerancję. Niestety w ostatnich latach źle się dzieje w naszej Ojczyźnie. Wolność słowa i wolność religii jest odbierana wielu ludziom, a szczególnie polskim protestantom. Najbardziej jaskrawym tego przykładem jest wieloletnia dyskryminacja w przestrzeni publicznej Kościoła Nowego Przymierza w Lublinie i prowadzonej przez niego Telewizji Idź Pod Prąd. Rząd Prawa i Sprawiedliwości posunął się nawet do tego, że w mediach publicznych rozpoczął kampanię oczerniania Kościoła Nowego Przymierza w Lublinie, a rządowa prokuratura postawiła w stan oskarżenia założyciela i pastora tego kościoła, Pawła Chojeckiego, za krytykę dogmatów katolickich i prezydenta Andrzeja Dudy. Sąd pierwszej instancji skazał pastora, choć pozbawiono go w rażący sposób prawa do obrony. Obecnie toczy się postępowanie apelacyjne. Pastor Paweł Chojecki i Kościół Nowego Przymierza w Lublinie nękani są przez policję i prokuraturę już cztery lata (przejawy dyskryminacji polskich protestantów ujęliśmy w Raporcie nt. prześladowania i dyskryminowania protestantów w Polsce na przykładzie IPP i KNP oraz w relacjach z procesu zamieszczonych na naszej stronie idzpodprad.pl). Sprawa ta jest bulwersująca i pokazuje, że choć Polska deklaruje przywiązanie do wartości Wolnego Świata, to obecne władze nie realizują w praktyce tych deklaracji.
My, niżej podpisani, prosimy Pana Prezydenta, aby w rozmowie z polskimi władzami upomniał się o prawa polskich protestantów do wolności słowa i wolności religii w Polsce. Nasi przodkowie znani są z tego, że przez wieki po całym świecie walczyli za wolność innych narodów. Przyświecała im dewiza “Za wolność naszą i waszą!”. Prosimy Pana Prezydenta, by przy okazji najbliższej wizyty w Polsce upomniał się Pan o naszą wolność.
Z poważaniem
Wolni Polacy”
Chojecki sporządził także dość komiczne nagranie, w którym stojąc na baczność i trzymając rękę na Biblii odczytuje powyższy tekst próbując nadać mu tonem głosu powagę, której mu ewidentnie brakuje. Sprawie petycji poświęcili całą audycję, w której zadają pytanie „czy Biden zainterweniuje w procesie pastora?”. Oderwanie od rzeczywistości nie pierwszy raz w ich wykonaniu osiąga pułapy trudne do wyobrażenia.
W samym tekście petycji Chojecki pomija oczywiście większość stawianych mu zarzutów aby, tak samo jak w przypadku zapraszanych do studia w celu komentowania tej sprawy gości, przedstawić to w jak najkorzystniejszym dla siebie świetle. Powtarza także wyssany z palca zarzut jakoby miało miejsce jakieś „rażące naruszenie” jego prawa do obrony, którego oczywiście nie definiuje i nie wskazuje. Przywołuje też kuriozalny, omawiany tu wcześniej szczegółowo „Raport” sporządzony przez sektę, na który nie dała się nabrać żadna instytucja, prokuratura ani media z prostego powodu: nic w nim nie jest w najmniejszym stopniu wiarygodne a sporządzony został jako „podkładka” do kreowania ich na ofiary wyimaginowanych prześladowań.
Prywatne problemy jakie ma Chojecki w związku ze swoją hejterską działalnością próbują rozszerzyć oni na wszystkich protestantów w Polsce twierdząc, że padają oni ofiarą rzekomych prześladowań oraz tłumaczą dlaczego zdecydowali się prosić o interwencję w proces sądowy w Polsce amerykańskiego prezydenta co samo w sobie u każdego normalnego człowieka musi budzić uśmiech politowania. W tym celu trzeba jednak nadać sprawie odpowiednią oprawę a mianowicie, co w zależności od danego momentu robi Chojecki, próbować przedstawić proces jako motywowane politycznie jego starcie z państwem i rządem polskim.
„Jak widzicie nie mamy lekko, państwo polskie nas prześladuje” – rozpoczął audycję poświęconą petycji Tymoteusz Chojecki prosząc widzów o wsparcie. „Pastor” Chojecki wyjaśnia, że w związku z wizytą prezydenta USA w Polsce zdecydowali się wystąpić do niego z petycją ponieważ w Polsce miał rzekomo wyczerpać wszystkie możliwe środki i drogi. Mówi to podczas trwania sprawy apelacyjnej, w której reprezentuje go dwóch prawników a on sam publicznie podkreśla swoją niewinność oraz przekonanie, że racja jest po jego stronie oraz mając wsparcie przyjaciół KNP / IPP np. Eli Barbura, który grzmi, że sprawa powinna zostać natychmiast umorzona a Chojeckiemu należą się dodatkowo państwowe odznaczenia za to co robi (naprawdę tak mówił). Wynika z tego po prostu, że nie czując się na siłach udowodnić swoją rację w sądzie szuka wszelkich możliwości załatwienia tego innymi sposobami czyli jakimiś interwencjami z zewnątrz. Spamowanie ministerstw a nawet prezydenta Polski pismami i „raportami” o rzekomym prześladowaniu nie przyniosło skutku (nikt nie dał się nabrać) więc Chojecki doszedł do wniosków, którymi karmi swych wyznawców do dziś, że on i jego grupa padli ofiarą spisku na szczytach władzy a minister Ziobro ręcznie steruje jego procesem.
Podczas programu dowiadujemy się m.in., że znajomi Chojeckiego z USA radzili mu aby pomocy w swojej sprawie szukał w amerykańskiej ambasadzie, także przez nią radzili mu przekazać petycję do Bidena. Chojecki stwierdza także, że proces przeciwko niemu to „skandal na miarę międzynarodową”, afera większa nawet od amerykańskiej „Watergate” a w emocjonalnej wycieczce osobistej do prezesa PiS obarcza i jego sterowaniem całą sprawą procesu. Poziom absurdu jest wręcz niewyobrażalny.
Skargi Chojeckiego na „prześladowanie” w Polsce podparte są wypowiedzią jego bliskiego współpracownika, także nazywanego „pastorem” Michała Fałka, który mówi, że oczywiście czuje się w Polsce dyskryminowany, czuje się w niej jak obywatel drugiej kategorii (stosowana metoda „na ofiarę” wykorzystywana od lat m.in. przez aktywistów LGBT). Wszyscy bliscy członkowie sekty prowadzącej agresywną działalność publiczną i medialną potwierdzają słowa swojego szefa, gdy ten staje przed sądem. Czy są jakieś przesłanki by im nie wierzyć? Czy w samym Parlamencie Europejskim od jednego z polskich europosłów nie słyszeliśmy, że w Polsce nie obsługują go restauracje oraz, że istnieją w naszym kraju tzw. „strefy wolne od LGBT”?
Fałek wspomina także, że we współpracę z sektą, mimo opisywanych tu, podejmowanych przez nich prób, nie uwikłały się środowiska prawicowe i to przedstawia jako dyskryminację ze względu na wyznanie z ich strony.
Chojecki wyjaśniając dlaczego napisali petycję do Bidena mówi, że chodzi o szum medialny, aby o sprawie musieli napisać dziennikarze i aby stała się ona głośna jeszcze przed wizytą prezydenta USA w Polsce licząc na to, że stojący za nią, według jego urojeń, rząd oraz administracja amerykańska będzie chciała załatwić ją na jego korzyść jeszcze zanim na polskiej ziemi stopę postawi przywódca zza oceanu. Czyż to nie przebiegły plan „zaszachowania” rządu i presji na Amerykanach, którzy wedle przewidywań „pastora” zajmą stanowisko w tej sprawie jeszcze przed wizytą?
W audycjach IPP pojawiało się w ostatnich dniach porównanie sprawy Chojeckiego do uwięzienia przez reżim Łukaszenki Andrzeja Poczobuta skazanego na karę ośmiu lat kolonii karnej. Megalomania Chojecka widoczna na każdym kroku oraz zamknięcie się w swojej sekciarskiej bańce przy całkowitym poparciu dla jego wygłupów ze strony wyznawców mogą pozwalać myśleć, ze uwierzył on we własną propagandę i czuje się kimś tak ważnym, że jego sprawy mogą wpływać np. na relację Polski z USA.
0 notes
Text
Druga rozprawa apelacyjna Pawła Chojeckiego











31 stycznia odbyła się druga rozprawa apelacyjna „pastora” Pawła Chojeckiego. Propagandowe przygotowanie do niej rozpoczęło się na kanale IPP dużo wcześniej. Tematowi temu w całości poświęconych zostało kilka kolejnych programów i pojawiał się on przy okazji spraw całkowicie z nim nie związanych a omawianych na kanale sekty. Zaproszono wypróbowanych gości takich jak Marian Kowalski czy poseł Dobromir Sośnierz, który nie orientując się całkowicie czego sprawa cała dotyczy, jak katarynka powtarzał libertariańskie frazesy o nieograniczonej niczym wolności słowa. Kowalski opowiadał z kolei o sprawie jaką założył mu, pozujący na poważną instytucję samozwańczy Ośrodek Monitorowania Zachowań Rasistowskich i Ksenofobicznych, którego liderom, cwaniaczkom zarabiającym na tzw. walce z rasizmem wygrażał się niegdyś „daniem z liścia”. Jak na komentatora spod osiedlowej budki z piwem przystało nie oparł się także rzuceniem sytuacyjnym „dowcipem” stwierdzając, że poszkodowani przez Chojeckiego sami „powinni mieć proces za twarzowe”, co niesamowicie rozbawiło Chojeckiego. Cóż, taki poziom.
W przeddzień rozprawy w IPP zapowiedziano „relację LIVE” z sądu. Zawiódłby się jednak ten, kto mógł pomyśleć, że chodzi o transmisje całej rozprawy mającej pokazać widzom jej przebieg. W związku z doświadczeniami z poprzednich rozpraw, gdzie sekta wycinała niewygodne dla nich fragmenty ta była filmowana również przez nas. Oprócz tego na sali obecni byli dziennikarze TVP 3 Lublin oraz Polskiej Agencji Prasowej. Zapowiadana relacja IPP okazała się klipem propagandowym składającym się z odpowiednio dobranych fragmentów rozprawy oraz wypowiedzi licznie zgromadzonych w sądzie wyznawców i sympatyków oskarżonego „pastora”.
Ci zebrali się przed sądem w liczbie kilkudziesięciu osób (IPP i sam Chojecki podawali liczbę 100 osób ale w rzeczywistości mogło być ich około 50-60) z przygotowanymi na tę okazję transparentami i wydrukowanymi kartkami z napisami „Wolność słowa”. Członkowie sekty mieli koszulki z hasłem „Support Paweł Chojecki” oraz „Wolność słowa dla każdego”.
Przywitali oni swojego lidera przed sądem a następnie zapełnili salę rozpraw. Było pewnym, że wyznawcy Chojeckiego planują taką akcję. Miało to prawdopodobnie na celu nie tylko okazanie wsparcia dla swojego przywódcy ale też wywarcie jakiejś presji na sędziego czy choćby pokaz siły względem drugiej strony. Jeśli chodzi o to, to muszę przyznać, że w pewien sposób czułem się nieswojo, jak czułby się każdy normalny człowiek w otaczającym go tłumie sfanatyzowanych, nabuzowanych emocjami ludzi bezwzględnie oddanych wodzowi. Wśród tłumu tego widoczni byli wszyscy najbardziej znani z IPP członkowie sekty i pracownicy IPP (choć uwagę, nie tylko moją zwrócił brak obecności Tymka Chojeckiego, kt��rego z jakichś powodów nie zabierają na takie wydarzenia).
Rozprawa rozpoczęła się od prezentacji wideo fragmentów filmów złożonych wcześniej jako dodatkowy dowód. Wykrzykujący Chojecki ze swoimi fekalnymi inwektywami spowodował, że zgromadzeni na sali wyznawcy zaczęli bić brawo. Następnie rozpoczęła się prezentacja nowych „wniosków dowodowych” przez obrońców Pawła Chojeckiego. W tym miejscu okazało się po raz kolejny, że obrona nie ma już żadnego pomysłu. Postawili w pierwszej kolejności na próby zdyskredytowania nas w oczach sędziego, przy czym nie dysponowali niczym co mogło by to sprawić.
W tym miejscu znów, choć w innej roli pojawia się, wspomniany wyżej przy okazji sprawy Kowalskiego samozwańczy OMZRiK. Mecenas Andrzej Turczyn posłużył się bowiem screenem z profilu tej grupy aby wykazać, że Radosław Patlewicz jest „antysemitą” oraz „antyukraińcem”. Screen zawierał bowiem komentarze Patlewicza, w których niepochlebnie wypowiadał się on o… stroju prezydenta Ukrainy Wołodomyra Zełeńskiego podczas jego wizyty w Białym Domu. OMZRiK poczynił z tego powodu donos do prokuratury, ta jednak nie podjęła żadnych działań, jak w przypadku większości, hurtowo produkowanych przez tą grupkę zawiadomień, natomiast sam R. Patlewicz przesłał do sądu dokumenty kompromitujące wniosek Turczyna. Jednak sam fakt posłużenia się tak niewiarygodną i odpychającą grupką i ich wymysłami pokazuje, że Turczyn chwyta się brzytwy.
Drugi z obrońców okazał się nie lepszy. Najpierw stwierdził on, że nie możemy być uznani za poszkodowanych przez Pawła Chojeckiego ponieważ… pozostajemy z nim w sporze (osoby spotykające się na sali sądowej będące w sporze to rzeczywiście coś niebywałego) także natury politycznej. On także przedstawił kilka wydruków z Internetu. Jednym z nich był screen z You Tube z audycji / rozmowy na temat sekty jaki nagraliśmy na kanał R. Patlewicza. Nie wiadomo czemu miało to dowodzić. Drugim zarzutem radcy prawnego Wróblewskiego, tym razem skierowanym wprost do mnie było to, że w zacytowanym przez niego komentarzu w Internecie nazwałem Chojeckiego „burakiem”. Wróblewski stwierdził także, że wypisuje o Chojeckim bardzo brzydkie rzeczy zarzucając mu m.in. handel ludźmi. W tym przypadku jednak nie zdecydował się na przytoczenie cytatu prostego powodu: to interpretacja samego Chojeckiego i jego obrońców mająca brzmieć oburzająco ale odnosząca się do prawdziwych wydarzeń choć terminu “handel ludźmi” nie używałem. Chodziło bowiem o udaremnioną przez sąd w Puławach sprawę próby nielegalnej adopcji ukraińskich sierot do USA, w którą zamieszany był Chojecki wraz z całą sektą. Sprostowałem to od razu gdy sąd udzielił mi głosu.
To jednak nie koniec wygłupów obrońców. Kolejnym „wnioskiem dowodowym” nie uwzględnionym przez sąd było… nagranie z programu podróżniczego Wojciecha Cejrowskiego wyemitowanego niegdyś w TVP. Wróblewski chciał przeciwstawić wulgarnym atakom Chojeckiego na katolików nagranie z wizyty Cejrowskiego z hinduskiej świątyni, podczas której według prawnika miał on wyrażać się lekceważąco lub wręcz wyśmiewać obrzędy hinduistyczne.
I to nie przeszło. W tej sytuacji obronie pozostało już tyko jedno zagranie czyli powołanie nowych świadków. Stanowiło to z ich strony zagrywkę „na Kiszczaka / Jaruzelskiego” mające przeciągać proces. Przeciwko powoływaniu nowych świadków zaprotestowała prokurator Katarzyna Urban, która zwróciła uwagę, że był na to czas w pierwszej instancji. Z niezrozumiałych powodów sąd zgodził się jednak na przesłuchanie trzech kolejnych świadków. Mają nimi być dwa protestanccy pastorzy, w tym zaprzyjaźniony z organizacją Chojeckiego Ireneusz Dawidowicz związany niegdyś z Kościołem Baptystów w Białymstoku po dokonaniu rozłamu w którym powołał do życia drugą baptystyczną wspólnotę w tym mieście czyli zbór o nazwie „Ku Zbawieniu” przemianowany w 2014 roku na „Drogę Zbawienia”.
Najciekawszym powołanym świadkiem jest jednak promowany przez sektę tajemniczy „były ksiądz Jerzy”. Nie wiadomo na tę chwilę w jakim charakterze ma on zeznawać i co do sprawy mają wnieść jego zeznania. Człowiek ten działa w Internecie pod różnymi imionami i nazwiskami o czym była mowa już wcześniej, nie wiadomo o nim praktycznie nic. Z jego opowieści wynika, że jest byłym księdzem, który w latach 80-ych mocno zaangażowany był po stronie opozycji, twierdzi także, że ze względu na to był prześladowany przez Służbę Bezpieczeństwa a nawet grożono mu śmiercią. Ta historyjka niezłomnego kapłana kontrastuje jednak z jego obecnym zachowaniem w Internecie. Przyłapany na posługiwaniu się fałszywym imieniem tłumaczył, że podobnie jak Paweł Chojecki, obawia się represji ze względu na swoją przynależność religijną. Człowiek mający być świadkiem obrony do dziś występuje w sieci jako Jerzy Pawłowski, „były ksiądz a dziś pastor kościoła domowego”, którego obszar działalności w Polsce jest nieznany. Mało tego, podczas powoływania świadków dowiedzieliśmy się, że pan Pawłowski to naprawdę Jerzy, z tym, że o nazwisku Sikora. Dlaczego ktoś podający się za pastora i byłego księdza, działający publicznie w sieci oraz zapowiadany przez Chojeckiego jako wyznaczony do roli szefa ogłoszonego przez nich „ośrodka dla byłych księży i zakonnic” tak usilnie myli tropy w Internecie? Miejmy nadzieję, że będzie nam dane się dowiedzieć.
Kolejna rozprawa zaplanowana została na 13 kwietnia. Po zakończeniu posiedzenia przed sądem wyznawcy Chojeckiego, w tym przyprowadzone tam kilkuletnie dzieci robiły sobie zdjęcia z „wujkiem Pawłem” jak podobno nazywać go mają dzieci członków KNP. Sam lider sekty ogłosił, że oto na sali sądowej wybrzmiały słowa prawdy, które usłyszeć powinna cała Polska. Zebrani przed sądem jeszcze przez jakiś czas śpiewali religijne piosenki i oddawali cześć swojemu przywódcy.
Komentując sprawę na kanale IPP Chojecki wspomniał, że o komentarz poprosili go dziennikarze lubelskiego oddziału TVP ale nie chciał on z nimi rozmawiać. Powodem tego, jak powiedział, było to, że podczas początkowej rozprawy w sądzie pierwszej instancji TVP rozmawiała z poszkodowanymi a nie z nim. Nie dodał tylko, że nie był on na niej obecny, gdyż na własne życzenie nie chciał w tych rozprawach uczestniczyć, więc dziennikarze nie mieli okazji z nim porozmawiać.
0 notes
Text
Chojecki przeprasza Dudę, Kowalski grzmi na Hołownię. Rozpoczynamy nowy rok.

Przed świętami Bożego Narodzenia Chojecki wraz ze swoją żoną nagrali program w formacie wywiadu, w którym po raz kolejny poruszali temat procesu lidera sekty. „Pastor” jak zwykle przedstawiał siebie w samych superlatywach podkreślając swoją „walkę o prawdę”, która przysparza mu wielu wrogów. Przekonywał, że w jej obronie staje bez względu na cenę. Znając z własnych doświadczeń z nim samym i tym środowiskiem jego specyficzny stosunek do prawdy nie odbiegający od najlepszych białoruskich standardów z uwagą i pewnym, innym niż zazwyczaj zaciekawieniem obejrzałem mocno ugodowy w swym tonie program. Ugodowy w niektórych tylko punktach mogących w jakiś sposób pomóc mu w kwestii procesu rzecz jasna.
Tłumaczył on dlaczego jego wystąpienia w Internecie wzbudzają kontrowersje. Chodzi o krwisty, wyrazisty język i bezkompromisowe przekazywanie poglądów, którego oczekują widzowie a którego zrozumieć nie mogą np. pastorzy innych zborów protestanckich, tzn. ci którzy głównym celem przekazu nie jest wulgarny atak na innowierców z wyraźnym zamiarem ich poniżania na poziomie rynsztoka. To właśnie, jego zdaniem przysparza mu wrogów. Przy tej okazji przywołuje eksploatowaną już od długiego czasu historię o tym jak „chińskie władze naciskały na rząd polski aby ten uciszył telewizję Idź Pod Prąd”. Pytany przez żonę o proces odpowiada, że on musiał mieć miejsce, gdyż „naraził się on hierarchom kościelnym oraz zbrodniarzom komunistycznym”. Przypomniał o zmyślonym na potrzeby narracji rzekomym „hejcie” i groźbach jakie miały spotykać jego rodzinę i organizację, o prawdopodobnie sfingowanych, zainscenizowanych przez nich samych atakach fizycznych na ich mienie, które były tu już szczegółowo opisywane.
Program ten jednak miał na celu zasygnalizowanie pewnej nowoprzyjętej postawy, mającej ukazać Chojeckiego jako tego, który przy okazji świąt dąży do pojednania, choć jedynie w wybranym temacie procesu i to wcale nie najważniejszym. Chodzi o złagodzenie tonu w sprawie znieważania prezydenta, przez co Chojecki zaplanował ocieplić swój wizerunek przed zbliżającą się rozprawą apelacyjną.
Zapytany czy zamierza przeprosić Andrzeja Dudę odpowiedział, że wiele osób z jego otoczenia sugerowało mu to ale on konsekwentnie odmawiał z powodu słuszności jego krytyki, do której każdy ma prawo dlatego w sensie karnym, procesowym nie zamierza tego robić. Przyznał jednak, że być może forma tej krytyki nie była najlepsza gdyż jako „pastor” i „uczeń Jezusa” powinien dawać pewien przykład, stanowić wzór do czego przekonywali go współpracownicy, dlatego chce pojednania w takim ludzkim sensie.
To ocieplenie wizerunku, wypowiadane spokojnym tonem przy blasku choinki i chęć pojednania nie objęła jednak wszystkich tych, których przez lata znieważał , opluwał i obrzucał fekalnymi inwektywami z powodu ich wiary, nie wspominając już o innych rzeczach, w tym perfidnych pomówieniach. Wszystko to należy potraktować w charakterze przedprocesowej zagrywki. Dodatkowym bodźcem do zmiany, jak sam mówi, stanowiska w sprawie prezydenta była jego postawa od czasu ataku Rosji na Ukrainę (Chojecki to „jastrząb” w temacie konfrontacji Zachodu z Rosją czy Chinami), przez co dziś nie wypowiedział by słów, którymi niegdyś go określał i stwierdził, że przesadził z doborem słów krytyki. Do przeprosin tych dodał jeszcze kilka słów o ogólnonarodowym pojednaniu w obliczu zagrożenia i zgody między Polakami, rady aby trzymać swoje emocje i słowa na wodzy, aby wewnętrznymi kłótniami nie ułatwiać zadania zewnętrznemu wrogowi. Trzeba przyznać, że przez moment zrobiło się chrześcijańsko a nawet rozsądnie czyli całkiem jak nie w IPP, aż można było poczuć się nieswojo i ci, którzy nie znają jego codziennej działalności mogli by się nawet wzruszyć.
Chojecki powiedział też, że udało mu się pojednać z kilkoma środowiskami protestanckimi w Polsce, których z pewnością także potrzebował przy okazji swojego procesu (a którym niegdyś nie szczędził wyzwisk, pogardy, pomówień).
Jednak największym hitem owego wystąpienia okazał się kolejny pomysł Chojeckiego, kolejna inicjatywa, którą zamierza uruchomić w 2023 roku, choć jak zaznaczył wie, że „ściągnie to na niego gniew biskupów”. Planuje on mianowicie „pomóc księżom i zakonnicom, którzy ze względu na Jezusa już nie mieszczą się w formule katolickiej”. Lider sekty zamierza „pomóc przejść na drugą stronę mocy” księżom i zakonnicom, którzy zdecydują się opuścić Kościół Katolicki i stan duchowny. W innych programach doprecyzował, że planują oni powołać do życia ośrodek dla byłych duchownych katolickich, którym zarządzać będzie sekta KNP oferując im np. pomoc psychologiczną i finansową oraz odnalezienie się w świecie, bo jak twierdzi Chojecki, duchowni w wielu wspólnotach zakonnych są niczym dzieci, nie potrafią obsłużyć telefonu ani nie znają wartości pieniędzy. To kolejna już szumnie zapowiadana inicjatywa (po partii politycznej która w niejasnych okolicznościach finansowych została wykreślona z rejestru PKW, uniwersytecie który mimo zbierania na niego pieniędzy nigdy nie powstał, sierocińcu dla ukraińskich dzieci który mieli tworzyć a sprawa którego zakończyła się skandalem z próbą zorganizowania nielegalnej adopcji sierot do USA).
W głowie Chojeckiego wizje takie dojrzewają i kumulują się bardzo szybko (jak równie szybko okazują się albo pobożnym życzeniem albo zwykłym przekrętem), już kilkanaście dni po pierwszych wzmiankach o tym planie usłyszeliśmy od niego, że taki ośrodek pomocy dla byłych duchownych w ramach sekty właściwie już istnieje a szef KNP z miejsca przygotowaną miał pasującą do sytuacji historyjkę o zakonnicy, której rzekomo pomogli po opuszczeniu zakonu i to właśnie ona zainspirowała ich do stworzenia takiego ośrodka. Historia ta nigdy wcześniej nie była przez niego przytaczana co wskazuje raczej na to, że tak jak wiele innych tego typu historii, jest wymyślona na poczekaniu na potrzeby konkretnej sytuacji. Wszystkie wcześniejsze, przytoczone wyżej szumne inicjatywy okazywały się wydmuszkami pozwalającymi jednak zarobić spore sumy pozyskiwane na ich realizację a następnie nie rozliczane w żaden sposób np. z widzami do których kierowane były apele o wsparcie.
Najnowszym podobnym pomysłem było powołanie z dnia na dzień, przy okazji napływu do Polski uchodźców z Ukrainy, przez Chojeckich oraz tamtejszych protestantów tzw. Polsko-Ukraińskiego Instytutu Biblijnego, który prawdopodobnie nie posiada żadnej osobowości prawnej , działalność jego pod tą nazwą nie różni się niczym od dotychczasowej działalności KNP na którą składają się głównie spotkania we własnym gronie, wykłady i rozmowy rozszerzone jedynie o uczestnictwo gości z Ukrainy i liderów wspólnot protestanckich, którzy w ostatnim czasie zdecydowali się na współpracę z Chojeckim i jego grupą. Brzmi jednak zachęcająco i może pomóc w werbunku członków oraz gromadzeniu funduszy.
W czasie gdy klan Chojeckich wygasza dawne spory z częścią protestanckich zborów próbując zapewnić sobie ich wsparcie a głowa rodu snuje perwersyjne wizje tworzenia ośrodka dla byłych księży i zakonnic, którzy zainspirują kolejnych do opuszczania Kościoła, w mediach pojawia się sprawa finansów partii Polska 2050 Szymona Hołowni, która w jakiś sposób ociera się o temat sekty KNP.
Państwowa Komisja Wyborcza odrzuciła jej sprawozdanie finansowe, podano w nim bowiem, że w związku z działalnością polityczną partia ta nie odnotowała żadnych wydatków ani przychodów. Dziennikarze szybko ustalili, że przepływ środków finansowych zrzucono na działające rzekomo niezależnie od samej partii fundacje, którymi ją obudowano. Temat ten przedstawiany był szczegółowo m.in. w programie Michała Rachonia „Jedziemy” w TVP INFO. Redaktor nie skorzystał jednak z okazji aby do skomentowania tematu zaprosić swojego częstego gościa Mariana Kowalskiego, który mógłby przybliżyć widzom podobne zagrywki z pierwszej ręki, gdyż sam zamieszany był w podobną sprawę.
Red. Rachoń wyliczał absurdy wynikające z oświadczenia partii Hołowni, inicjatywy przez nią podejmowane, które musiały generować, jeśli nie zyski to przynajmniej koszty (choć to właśnie sprytnie zakamuflowane zyski liczone w milionach miała osiągnąć ekipa byłego showmana TVN-u) wynikające choćby z organizacji wieców i spotkań.
Widzowie TVP INFO nie dowiedzieli się jednak, że w takim samym procederze brał udział częsty gość programów rozochoconego dziennikarza, który z ekranu telewizora co jakiś czas narzeka na różne patologie polskiego życia politycznego. Jak pamiętamy Marian Kowalski był współzałożycielem i pierwszym prezesem partii Ruch 11 Listopada, którą założył razem z Pawłem Chojeckim i Andrzejem Turczynem. W Lublinie odbył się jej uroczysty kongres założycielski, do obrotu wprowadzone zostały gadżety z jej logo a poprzez telewizję Idź Pod Prąd przez wiele miesięcy organizowane były zbiórki na jej działalność. Jej byt na polskiej scenie politycznej zakończył się takim samym sprawozdaniem do PKW: zero przychodów, zero wydatków. Gdzie podziały się pieniądze ze zbiórek i handlu gadżetami? Kto tak naprawdę ich finansował? I dlaczego nikt o to nie pyta ani Kowalskiego ani Chojeckiego? Mam tu na myśli oczywiście instytucje zajmujące się tego typu sprawami, bo zdaję sobie sprawę, że marginalna partia-wydmuszka i jej małe przekręty nijak nie przydadzą się w walce pomiędzy dwoma głównymi obozami a więc nie zainteresują też mediów tychże obozów. Warto odnotować jednak fakt, że w studiu państwowej telewizji, z którego red. Rachoń grzmi na jedną z aktualnych „partii jednorazowego użytku” i jej przekręty, zasiada wypromowany także przez niego drobny cwaniaczek, który brał udział w takim samym przedsięwzięciu na odpowiednio mniejszą skalę.
W tych okolicznościach można było się spodziewać chociaż tego, że temat jakoś zgrabnie ominie sam Kowalski, który na antenie TV Republika wysila się na swoje nudne, czytane z trudem z kartki komentarze. Nic bardziej mylnego. Bez żadnego zażenowania Kowalski komentował sprawę zamieszania wokół finansów Polski 2050 w swoim programie siląc się na prześmiewczy styl i „demaskując” sprawę poprzez wytłumaczenie, że chodziło o ukrycie prawdziwych sponsorów czyli „ruskich onuc”. Dorzucił też garść własnych docinek, które pasują do niego samego równie dobrze co do Szymona Hołowni. Wypomniał mu więc teatralne płacze oraz umiejętność gadania godzinami o niczym. Były pracownik internetowej, sekciarskiej IPP TV oraz prezes partii-wydmuszki z historią niejasnego finansowania i wątpliwego sprawozdania finansowego odnosząc się do byłego pracownika TVN nazwał go „tym co to ciągle o forsę woła a w papierach ma bałagan” a jego polityczną inicjatywę określił pralnią pieniędzy. Po latach spędzonych na garnuszku Chojeckiego, co do którego finansowania jest sporo znaków zapytania (Kowalski odmawiał odpowiedzi na pytania, które mu w tej kwestii zadawałem na żywo) i piastowaniu funkcji marionetkowego prezesa wymyślonej przez guru partii, będącej w opisywanej sytuacji problemów Hołowni jej lustrzanym odbiciem (choć w mikroskali), Kowalski zdobywa się na komentarz mówiący, że „gdyby jakaś grupa obywateli miała potrzebę zorganizować się w partię zrobiła by to sama, bez supportu TVNu, wymyślania fundacji i lidera-kukiełki”.
Chciało by się powiedzieć, że ten typ nie ma wstydu za grosz, ale to akurat wszyscy wiemy.
0 notes
Text
Pseudopastor Chojecki donosił na krytyków za ich słowa. Porażka sekty i mec. Turczyna w Nowym Sączu.







Czy słyszałeś wrzaski "pastora" Pawła Chojeckiego o tym, że w Polsce pozywa się kogoś za słowa a sądy zajmując się takimi sprawami łamią prawo do wolności wypowiedzi i oceny? Dziesiątki programów internetowej telewizji Idź Pod Prąd poświęcone zostały procesowi lubelskiego hejtera określającego się mianem "pastora", zapraszani byli do nich prawnicy, publicyści i politycy z obu stron polskej sceny, którym w ceu uzyskania od nich wsparcia prezentowany był zmanipulowany obraz sprawy. Ludzie związani z sektą Chojeckiego organizowali publiczne eventy, akcje ulotkowe, pisanie listów protestacyjnych w związku z jego sprawą. Za każdym razem podkreślano w nich, że nie wolno sądzić nikogo za to co mówi celowo mieszając pojęcia i gmatwając obraz całej sprawy. Nie wspominano w nich oczywiście o tym, że sam Chojecki oraz jego adwokat Andrzej Turczyn sami podejmowali próby zamknięcia ust krytykom ich działalności w oparciu o fałszywe donosy do prokuratur oraz korzystając z niesławnego art. 256 i 257 kk. To oni właśnie chcieli sądzić ludzi za słowa. Za słowa krytyki ich działalności, które w przeciwieństwie do ich wściekłych ataków nie zawierały wezwań do nienawiści czy poniżających inwektyw. Poniżej przedstawiam odpis postanowienia Sądu Rejonowego w Nowym Sączu o umorzeniu sprawy przeciwko mnie wraz ze szczegółowym uzasadnieniem, które jest szczególnie godne polecenia. Wskazuje ono bowiem, że Chojecki i jego adwokat nie potrafili w najmniejszym stopniu wykazać gdzie miałbym wzywać do nienawiści wobec nich a co ważniejsze zwrócono uwagę, że treść ulotki, której dotyczyła sprawa a którą kolportowałem w miejscowości Sienna, nie zawiera informacji, które Chojecki mógłby wskazać jako nieprawdziwe. Ważnym aspektem jest także argumentacja odnosząca się do używania wobec nich słowa "sekta" gdyż było to jedynym ich punktem zaczepienia. Do zobaczenia 31 stycznia w Sądzie Apelacyjnym w Lublinie.
0 notes
Text
Rozprawa apelacyjna Pawła Chojeckiego.


22 listopada przed Sądem Apelacyjnym w Lublinie odbyła się rozprawa apelacyjna w sprawie "pastora" Pawła Chojeckiego, który zjawił się w nim otoczony wianuszkiem swoich wyznawców. Kilka dni przez rozprawą redakcja Idź Pod Prąd i sam oskarżony wzmogli wysiłki propagandowe odnośnie tego wydarzenia. Chojecki narzekał na polskich protestantów, którzy nie okazali mu poparcia, nie przybywali tłumnie na poprzednie rozprawy (w których on sam też nie uczestniczył), rozprawiał o "głupcach i wilkach" wśród protestantów wskazując na siebie jako opuszczonego przez braci oraz oczywiście szukając analogii do swojej sytuacji w żywotach apostołów a nawet samego Chrystusa.
Do zwolenników swoich krzyczał, że polskie wspólnoty protestanckie są zbyt mało zaangażowane, że nie robią nic biorąc jednocześnie pieniądze z USA i innych krajów (czego on sam się wypiera w stosunku do swojego "kościoła"). W samej sekcie nastąpiła mobilizacja, rozdzielono zadania, przygotowane zostały krótkie filmy przedstawiające ów proces w krzywym zwierciadle, przetłumaczono je na kilka języków. Ten dzień miał być w łonie sekty wielkim wydarzeniem. Nagrano broniące "pastora" wypowiedzi jego znajomych, o poruszenie sprawy poproszono również znajomych z USA skupionych wokół znanego nam już John Birch Society oraz ich wydawnictwa "The New American", które na swoim kanale You Tube przedstawiło Chojeckiego jako ofiarę represji za... jego walkę z komunizmem.
Przygotowany na ten dzień program IPP przewidywał dwóch gości, którzy mieli komentować wyrok i sam proces. Był to Stanisław Zakroczymski, członek zarządu związanego z partią Szymona Hołowni Instytutu Strategie 2050, współpracownik Fundacji Batorego oraz, jak o sobie pisze, "aktywny uczestnik protestów w obronie praworządności".
Drugim z gości miał być znany warszawski adwokat, członek Trybunału Stanu Jacek Dubois, pełnomocnik prawny Donalda Tuska, Bronisława Komorowskiego, jasno określający swoje polityczne sympatie. trzy tygodnie po rozprawie Chojeckiego mecenas Dubois reprezentował oskarżoną o znieważenie funkcjonariuszy Straży Granicznej celebrytkę Barbarę Kurdej-Szatan (wobec które warszawski sąd umorzył postępowanie uznając, że nazywanie strażników granicznych "mordercami" nie jest znieważeniem i mieści się w ramach wolności słowa). Jak widzimy, Chojecki i jego grupa odpowiednio dobierają gości, którym osobę "pastora" przedstawiają jako ofiarę politycznych represji rządu PiS.
W audycjach Idź Pod Prąd (podobnie zresztą jak w TVN) córki Chojeckiego i wszyscy inni prowadzący używają zwrotu "prokuratura Ziobry", stosowanego na wzór słynnego "trybunału Przyłębskiej", co podkreślać ma rzekomy polityczny wymiar sprawy Chojeckiego oraz pozyskać dla niego sojuszników wśród przedstawicieli środowisk związanych z opozycją.
Mecenas Dubois, jak powiedziała w programie Kornelia odwołał swój udział w nim w ostatniej chwili. W drodze na rozprawę do Lublina rozmowę telefoniczną z adwokatem odbył Radosław Patlewicz, będący stroną w procesie i wyjaśnił prawnikowi, że sekciarze przedstawili mu całkowicie zniekształcony obraz całej sprawy, aby następnie wykorzystać jego nazwisko dla własnej propagandy. W ten sposób podchodzą zresztą do wszystkich swoich gości komentujących ów proces, nie mają oni możliwości zapoznania się z jego ważnymi aspektami. Nie chwalą się im z pewnością też "sprytną" sztuczką mecenasa Turczyna, który w sądzie pierwszej instancji chciał podstawić członków sekty w charakterze "słupów" udających katolików broniących swojego lidera.
Sekta od początku robi wokół sprawy dużą nadbudowę medialno-propagandową i sięga po najróżniejsze metody oddziaływania. A to wszystko w zastępstwie brakujących rzeczowych argumentów.
O godzinie 13:30 w sądzie stawił się Chojecki ze swoimi obrońcami czyli mecenasem Andrzejem Turczynem oraz krakowskim radcą prawnym Adamem Wróblewskim, który z niejasnych motywacji postanowił zasilić szeregi obrońców "pastora" i jest autorem jednej z apelacji. Czy chciał wziąć udział w jakimś nagłaśnianym przez media procesie w celu autopromocji? Przy wybitnym inaczej mecenasie Turczynie chwała go raczej nie czeka.
Wraz z Chojeckim w sądzie stawiło się ponad 20 osób związanych z sektą z kamerami, w tym dzieci członków ubrane w okazjonalne koszulki i bluzy z wyrazami poparcia dla niego. Wydarzenia z sądu dla IPP relacjonował Cezary Kłosowicz, niezwykle zbudowany atmosferą siły wynikającą z licznego przybycia członków KNP / IPP. Na sali pojawił się także człowiek, który przedstawił się jako reprezentant stowarzyszenia gedeonitów z USA. Chojeccy tego dnia planowali zrobić show, z ewentualnymi dwoma scenariuszami czyli "triumfu boskiego" i zwycięstwa sekty w razie uniewinnienia "pastora" lub dramatu greckiego połączonego z biadoleniem o politycznych represjach. Żaden z nich się nie wydarzył, gdyż rozprawa po niedługiej chwili została odroczona na kolejne dwa miesiące, do 31 stycznia. Powodem tej decyzji było dostarczenie przez stronę pokrzywdzoną nowego dowodu (prokurator ani obrońca nie poparli włączania go do sprawy, jednak sędzia uznał, że skoro zawiera on materiały ukazujące, że Chojecki, mimo poprzedniego skazującego wyroku nie zaprzestał znieważania innych z powodów religijnych to może on być rozpatrzony). Dowodem tym była płyta DVD z fragmentami programów IPP i występów jej szefa. Prowadzący sprawę sędzia orzekł, że filmy te (łącznie około dziesięciu minut) muszą być obejrzane podczas rozprawy przez obie strony, ale... jest to w dniu dzisiejszym niemożliwe gdyż znajdujący się na sali sprzęt jest niesprawny. Nikt nie spodziewał się takiego obrotu spraw, tym bardziej, że płyta dostarczona została do sądu dużo wcześniej. To spowodowało jednak odroczenie rozprawy a członkom sekty pretekst do tworzenia teorii na ten temat. Jedna z nich mówiła, ze przesunięcie terminu rozprawy może świadczyć o tym, że rząd nie wie jak teraz całą sprawę ugryźć, że to zabrnęło za daleko (ta odnosi się do wiary wyznawców Chojeckiego w to, że naprawdę rząd jest w niej stroną a ich przywódca to nie byle jaka figura na polskiej scenie politycznej).
Tak więc na dzień 22 listopada było już po wszystkim, więc opuściliśmy sąd gdzie w celu nagrania wypowiedzi dla IPP został główny zainteresowany oraz jego świta.
Natomiast w studiu trwał właśnie sekciarski gorący dzień na żywo. Córki "pastora" mówiły o wyrazach poparcia płynących dla ich ojca z całego świata, o niesamowitej mobilizacji chrześcijan. Chojecki nagrany przed rozprawą stwierdził, że jest "prześladowany przez własne państwo, przez rząd własnego państwa" a wyrok dla niego był haniebny, co jest jego stałą śpiewką, dodając, że sądzony jest za swoje "oddanie Chrystusowi". Turczyn, ten sam, który w sądzie domagał się aby zakazano mi komentować działalność sekty z przejęciem mówił o wolności słowa i zapowiadał zwrócenie się do międzynarodowych trybunałów w wypadku niekorzystnego dla nich orzeczenia. W tym temacie powołują się oni na wyrok korzystny dla piosenkarki Dody, która w telewizji palnęła jakieś swoje niesamowite przemyślenia o chrześcijaństwie nie dostrzegając a raczej nie chcąc dostrzec różnicy między paplaniną plastikowej celebrytki a codziennym wulgarnym lżeniu wszystkich wkoło w co wliczają się także pomówienia czy groźby, które towarzyszą nienawistnej "krucjacie" Chojeckiego przeciwko Polakom.
Sam guru zagrał jeszcze jedną kartą, żenującą scenką z udawanym płaczem i zasłonięciem się dziećmi. Opowiedział historyjkę o tym, jak kilkuletnie dzieci modlą się za niego i "nie mogą uwierzyć, że pastor Paweł, wujek Paweł ma iść do więzienia za to co mówi". Możemy tylko domyślać się jakie pranie mózgu robi się najmłodszym wewnątrz sekty (guru wspomina też o rysunkach jakie w związku z procesem otrzymywał od innych dzieci). Dodał on też, że "to co do tej pory zrobiła prokuratura i sąd to jest łamanie życia tych ludzi, to jest łamanie nadziei młodego pokolenia na wolną Polskę". Jak widać członkowie sekty i jej sympatycy urabiani są na różnych płaszczyznach, aby przy tej okazji dodatkowo konsolidować grupę. Nie jest oczywiście wykluczone, że historyjka z zasmuconym czterolatkiem nie powstała wśród sekciarzy dla celów wzmocnienia przekazu i emocji w związki ze sprawą.
Gość programu czyli pan Zakroczymski nie powiedział niczego godnego większej uwagi, wyraził swoją opinię mówiącą, że art. 196 kk powinien zostać usunięty i ponarzekał na to, jak bardzo w tym względzie różnimy się od postępowej Europy. Dał się też nabrać na narrację sekty mówiącą, że Chojecki skazany został za "podważanie dogmatów katolickich". Cóż, gdy nie sprawdza się o co w danej sprawie chodzi można być w taki właśnie sposób wykorzystanym, ale to już problem pana "walczącego o praworządność".
W programie prezentowano także wypowiedzi członków KNP zachwalających wszystkie cnoty "pastora" i oburzających się na fakt, że jest on oskarżony, czyli to samo co obserwujemy od dwóch lat. Napomknę jednak o tyradzie Pawła Machały (również "pastora" KNP), który sprawę komentował z Londynu. Stwierdził on, że ci, którzy występują przeciwko Chojeckiemu są "ludźmi marnej postawy", którzy są "niebezpieczni dla naszego państwa". Najlepszym fragmentem tego wystąpienia było jednak następujące zdanie o Chojeckim:
"Jest to człowiek, który o wolność słowa dla innych, często z zupełnie przeciwnych biegunów, walczył, walczy, i wiem bo znam go bardzo dobrze, walczyłby dzisiaj, nawet gdyby jego hejterom groził takie właśnie uwięzienie za mówienie, wstawiłby się za nimi".
Słowa te rozbawiły mnie szczególnie. Oprócz wspomnianych wyżej zabiegów Turczyna aby zakazać mi pisania o Chojeckim i KNP / IPP miałem z nimi przecież też inne przygody dotykające problemu wolności słowa czyli sprawę jaką założyli przeciw mnie w Nowym Sączu po wizycie w Siennej gdzie oprócz rozmów z mieszkańcami rozdawałem ulotki opisujące ich grupę. A więc chcieli oni aby sąd skazał mnie za ulotki czyli za słowa. A, że nie zawierały one nic nieprawdziwego postanowili skorzystać z art. 256 kk dotyczącego, mówiąc ogólnie tzw. mowy nienawiści, choć wskazać jej dokładnie nie potrafili ani oni ani nowosądecki sąd, który sprawę tę skierował do umorzenia. Oczywiście Machała dobrze o tym wszystkim wie, co nie przeszkadza mu stwierdzić, że oni jako chrześcijanie walczą o wolność słowa dla siebie i innych. Przyłapać sekciarzy na kłamstwie to, jak widzimy, nic trudnego.
Na ulice Lublina wysłani zostali młodzi członkowie sekty w celu przeprowadzenia sondy ulicznej. Pytali oni przechodniów czy "powinno się skazywać ludzi za krytykę PiS i Kościoła Katolickiego". Przy tak zadanym pytaniu, nie informując pytanych o prawdziwych przyczynach sprawy odpowiedzi oczywiście były w większości takie jakie chcieli usłyszeć.
Chojecki mówił, że modlił się by proces ten uświadomił ludziom, że w Polsce gnębi się ludzi, że nie ma tu normalności i demokracji oraz stwierdził, że 3 miliony ludzi wyjechało do obcych krajów bo nie mogło "znieść tej dusznej atmosfery, braku wolności i tolerancji". Takie naginanie rzeczywistości pod własne tezy to codzienność Chojeckiego i jego IPP. Przypomina to wywody sprzed lat Roberta Biedronia, który w latach dużej fali emigracji Polaków stwierdził, że z Polski z powodu dyskryminacji wyjechało 100 tysięcy homoseksualistów a dopytywany skąd ma takie dane przedstawiał wyliczenia przyjęte przez jego Kampanię Przeciw Homofobii, które ustaliły sobie, że geje i lesbijki stanowią 5 procent społeczeństwa więc skoro do tej pory wyjechało dwa miliony osób to sto tysięcy z nich musi być homoseksualistami a skoro homoseksualiści wyjeżdżają to przecież oczywiste, że z powodu dyskryminacji prawda?
Jeszcze innym powodem narzekań "pastora" był brak obecności mediów, które jego zdaniem zamilczają proces, któremu powinny poświęcić uwagę gdyż jego zdaniem jest "kluczowy dla Polski" a wyrok jaki w nim zapadnie będzie "fundamentalny dla chrześcijaństwa w Polsce".
0 notes