#nie bierz tego do siebie
Explore tagged Tumblr posts
Note
Tak mi przyszło do głowy, czy Twoje czarno-białe obrazki powstają najpierw jako szkice na kartce, czy od razu rysujesz na tablecie?
Nie, rysuję wszystko od początku do końca od razu na tablecie :3
#sorry był plan żeby na to odpisać już dawno#ale mam refleks szachisty xD#nie bierz tego do siebie#asks
5 notes
·
View notes
Text
Kiedy jesteś głodna:
- obejrzyj thinspiracje
- zajmij się czymś; posprzątaj, poczytaj książkę, pomaluj paznokcie
- poćwicz
- umyj zęby (u mnie akurat zmniejsza uczucie głodu, u innych potęguje)
- wypij herbatę, zjedz jabłko, napij się bulionu
- prześpij się
- obrzydź sobie jedzenie, pomyśl, jaka będziesz gruba, jeśli zjesz
- myśl o swoim celu
- bądź silna i nie ulegaj głodowi!
- idź na spacer, nie bierz ze sobą pieniędzy
- weź zimny prysznic lub ubierz się lżej
- obejrzyj thinspirujący film, zobacz, jak można walczyć o swoje cele!
- pomyśl "zjem za godzinę", za godzinę pomyśl to samo
- włącz energiczną muzykę, poruszaj się
...i pamiętaj, kiedy czujesz głód, chudniesz.
Sentencje
~Wszystko, czego nie zjesz, sprawia, że jesteś bliżej ideału.
~Co mnie żywi, niszczy mnie.
~Sekundy w ustach, godziny w żołądku, lata w biodrach.
~Nie pozwól, by rządziło Tobą jedzenie.
~Jesteś tym, co jesz.
~Nikt nie powiedział, że będzie łatwo, ale dobrze wiesz, że warto.
~Kto stawia sobie za cel perfekcję, osiąga więcej niż przeciętność. Kto stawia sobie za cel przeciętność, nie osiągnie nawet tyle.
~Nic nie smakuje tak cudownie, jak świadomość że chudnę.
~Ja decyduję o tym, co jem.
~Każde "nie" dla jedzenie to "tak" dla idealnego wyglądu.
~Możesz zjeść i czuć radość przez chwilę lub nie zjeść i czuć radość za każdym razem, kiedy na siebie spojrzysz.
List od Any
Pozwól mi się przedstawić. Nazywam się Anoreksja, Anorexia Nervosa tak mnie nazywają tzw. " lekarze ", ale możesz nazywać mnie Ana. Mam nadzieję, że zostaniemy dobrymi partnerkami. W nadchodzącym czasie, zainwestuję w Ciebie dużo czasu i tego samego oczekuje od Ciebie. Nie jesteś perfekcyjna, nie starasz się wystarczająco mocno, co więcej tracisz swój czas na rozmyślaniu, gadaniu z przyjaciółmi i rysowaniu. Takie akty nie powinny być dozwolone w przyszłości. Twoi przyjaciele Cię nie rozumieją. Nie są godni zaufania. W przeszłości, kiedy pytałaś się: "Czy wyglądam grubo?", odpowiadali: "Oczywiście, że nie" i wiedziałaś, że kłamią. Tylko ja mówię Ci prawdę. Twoi rodzice, nawet się tym nie zajmują. Wiesz, że Cię kochają, że o Ciebie dbają, ale robią to, bo są Twoimi rodzicami i mają obowiązek to robić. Powiem Ci teraz sekret: gdzieś tam głęboko w duszy są bardzo Tobą zawiedzeni. Ich córka, ta z wielkim potencjałem stała się grubą, leniwą dziewczyna. Ale ja to wszystko zmienię...
Dużo od Ciebie oczekuję. Nie wolno Ci jeść dużo. Rozpocznie się powoli: unikanie tłuszczu, czytanie tabel z wartościami odżywczymi, unikanie fast food-ów i smażonego jedzenia, potem pieczywa, nabiału itp. Przez jakiś czas ćwiczenia będą proste: bieganie, przysiady. Nic poważnego. Zrzucisz kilka kilogramów i brzuch. Ale za niedługo powiem Ci, że to nie jest wystarczające. Oczekuję od Ciebie zmniejszenia ilości kalorii, a zwiększenia ilości ćwiczeń. Musisz tak robić, bo nie możesz mnie zawieść. Wkrótce, będę z Toba zawsze. Będę z Tobą, kiedy obudzisz się rano i pobiegniesz na wagę. Liczby staną się i przyjaciółmi, i wrogami, te modlitwy, żeby było ich mniej, niż poprzedniego dnia, wieczoru. Patrzysz w lustro z niechęcia. Przeklinasz ten tłuszcz, a zadowolona jesteś z wyłaniających się kości. Jestem z Tobą, kiedy obmyślasz plan na kolejny dzień: 200 kcal, 2 h ćwiczeń, 6 herbatek odchudzających, ocet. Ja jestem tą, która podsuwa Ci te myśli, bo teraz Twoje i moje myśli, to nasze wspólne myśli. Podążam za Tobą przez cały dzień. W szkole, podpowiadam Ci o czym myśleć. Podliczasz kcal z dnia, za dużo... Wypełniam Twój umysł myślami o jedzeniu, wadze, kaloriach i innych rzeczach bezpiecznych do myślenia. Bo teraz, jestem już w Tobie. Jestem w Twojej głowie, sercu i duszy. Bóle spowodowane głodem...Wkrótce mówię Ci, co robić nie tylko z jedzeniem, ale ze wszystkim. Uśmiechaj się i przytakuj. Prezentuj siebie jak najlepiej. [CENZURA] ten tłusty brzuch i grube uda. Boże, jesteś taką grubą krową! W porze posiłków przychodzę i mówię, co robić. Przygotowuje talerz z sałatą. Rozrzuć na około jedzenie. Spraw, by wyglądało to tak, jakbyś coś jadła. Nie skosztuj niczego. Jeśli zjesz, Twoja kontrola się zniszczy... Czy tego chcesz? Stać się taką gruba krowa jaką byłaś? Jesteś sama w domu, więc po co bez kłótni z kimkolwiek idziesz się nażreć? Zaklej swoje usta taśmą i nie jedz... Nie wolno Ci! Namawiam Cię, abyś patrzyła na modelki w gazetach. Te piękne, chude, z białymi zębami wzory perfekcji gapiące się na Ciebie z tych wspaniałych stron. Sprawię, że zdasz sobie sprawę, że nigdy taka nie będziesz. Zawsze będziesz gruba, nigdy taka piękna jak one. Kiedy spojrzysz w lustro, zniekształcę obraz. Pokaże Ci obsesyjność. Pokaże Ci zapaśnika sumo, kiedy w rzeczywistości jest to głodne dziecko. Ale tego nie możesz wiedzieć, bo jeśli się dowiesz, to znowu zaczniesz jeść i koniec z naszą przyjaźnią.
Czasem się zbuntujesz. Mam nadzieję że nie często. Czasem odnajdziesz zbuntowana cząstkę własnego ciała i pójdziesz do ciemnej kuchni. Drzwi szafki wolno się otworzą. Twoje oczy będą patrzeć się na jedzenie, od którego trzymałam Cię na odległy dystans. Twoje ręce, jak zmora będą szukały ciastek w ciemności. Będziesz sięgać po następną i następną paczkę... Twój brzuch stanie się pełny i wielki, ale Ty nie przestaniesz. I cały czas będę krzyczeć: "Przestań gruba krowo, nie posiadasz ani trochę samo kontroli, będziesz gruba! Złamałaś podstawowa zasadę: „zjadłaś", chcesz mnie z powrotem? Zaprowadzę Cię do toalety, na kolana...przed kibel... Bez bólu wsadzisz palce do gardła i całe żarcie wyjdzie z powrotem. Będziesz tak robić, aż krew wypłynie z wodą i będziesz wiedziała, że wszystko zwrócone. Kiedy wstaniesz będziesz czuła się jak naćpana, nie poddawaj się, musisz dać rade, taka gruba krowa zasługuje na ból. Może wybierzesz inny środek, aby pozbyć się winy. Może każe Ci brać przeczyszczacze i będziesz siedziała na kiblu do rana. A może będziesz się samookaleczać, walić głowa w ścianę aż rozboli Cię głowa. Jesteś w depresji, obsesji, bólu, szukając pomocy, ale nikt nie będzie Cię słuchał... Kogo to obchodzi? Zasługujesz na to, sama zawaliłaś. Całe Twoje życie ma być cierpieniem. Ty nie jesteś nic warta. Czy chcesz żeby to się przytrafiło Tobie? Czy jestem nie fair? Ja robię rzeczy, które Ci pomogą. Sprawie, że przestaniesz czuć emocje. Myśli pełne złości, smutku, desperacji i samotności mogą zniknąć, zabiorę je i wypełnię metodami liczenia kcal. Zabiorę od Ciebie chęć starania się by pasować do rówieśników, żeby wszystkich zadowolić. Masz być inna od rówieśniczek - patykowate ręce i nogi, koścista twarz, przecież o tym marzysz. Nie potrafisz się otworzyć, zaufać. Mówisz, że męczy cię samotność... Jesteś zawsze zdystansowana i jakby nie do końca obecna. To prawda, nikt Cię nie lubi i nie szanuje. Wiem, że ktoś Ci kiedyś obiecał, że pomoże Ci odnaleźć sens życia. Jak mi przykro... Już nie chce... Uwierzyłaś w te brednie... Idiotka... Jestem Twoja jedyna przyjaciółką, którą musisz zadowolić.
Mam słaby punkt. Ale nikomu nie wolno o tym mówić. Jeśli zdecydujesz się walczyć, powiedzieć komuś jak wygląda Twoje życie, wszystko pójdzie w cholerę. Nikt nie musi wiedzieć, nikt nie musi rozbijać tej skorupy, którą Cię osłoniłam. Ja Cię wykreowałam, to chude, perfekcyjne dziecko. Jesteś moja i tylko moja. Beze mnie, jesteś nikim, więc nie walcz. Nie tocz walki z własnym ciałem, które bólem, głodem, uczuciem ciągłego chłodu wysyła Ci sygnały - nie przyznawaj się do tego. Masz być perfekcyjna... Masz być perfekcyjna... Cierp dla bycia perfekcyjną... Niech tego nauczy Cię życie... Lubisz być traktowana jak dziecko, wiem... Gdy ktoś skomentuje, zignoruj go. Zapomnij o nich, zapomnij o każdym, kto będzie chciał mnie zabrać. Jestem Twoja najlepszą przyjaciółką i mam zamiar tak trzymać.
Ana.
#chude jest piękne#motylki any#chce widziec swoje kosci#blogi motylkowe#lekkie motylki#ugw here i come#az do kosci#gruba szmata#za gruba#lekka jak motyl#jestem gruba#grube uda
821 notes
·
View notes
Text
„Haha patrz jaka ona ulana!”
-skąd wiesz czy nie ma ed tylko tego nie widać?
-skąd wiesz czy może nie ma kompleksów i z tego powodu siebie nienawidzi?
-skąd wiesz czy nie jest na coś chora/nie bierze leków które powodują przybieranie na wadze?
-skąd wiesz czy może robi wszystko żeby schudnąć?
-a może ona poprostu kocha siebie taką jaką jest i czuje sie ze sobą dobrze?
nic nie wiesz więc zamknij morde bo możesz doprowadzić do tragedii
#chce byc lekka jak motylek#anor3c1a#bede motylkiem#będę motylkiem#motylki any#chce byc idealna#chce widziec swoje kosci#nie chce być gruba#chce byc perfekcyjna#chce byc piekna
106 notes
·
View notes
Text
Chujowo wychowujemy kobiety. Mężczyzn też, ale dziś ta notka jest tylko o kobietach, a nie o mężczyznach. Dziewczynki i chłopców zasadniczo wychowują kobiety i te błędy, które popełniają, później się przenoszą na kolejne pokolenia, mnożąc niczym paciorkowce. Kobiety wychowują kobiety w nieustannej niepewności siebie. Matka mówi do córki: „Dlaczego zakładasz taką krótką spódniczkę, przecież masz takie krzywe nogi?” I córka zapamięta te nogi, zapamięta że są krzywe. I nigdy nie da się przekonać żadnemu facetowi, że on uwielbia te nogi, że mu staje na ich widok, że najchętniej to on by leżał na łóżku, a ona stałaby obok ze stopami w okolicy jego bioder, w samej koszuli, a on by na nią patrzył i gwałcił ją wzrokiem. „Dlaczego tyle żresz, już jesteś gruba.” „Nikt cię nie będzie chciał. Kto weźmie takiego grubasa?” I później córka, owszem, je, i to nawet dużo. Tyle, że idzie do łazienki i zaczyna rzygać, a później patrzy w lustro z zaczerwienionymi policzkami i widzi brzydką dziewczynę, która jest gruba. GRUBA i słaba. Albo przestaje jeść w ogóle. Matka zamiast mówić: „jesteś piękna”, „dasz radę”, „spróbuj”, „jak teraz nie wyjdzie, to nauczysz się i wyjdzie następnym razem”, „walcz!”, mówi: „zostaw”, „nie dotykaj”, „nie wychylaj się”, „to nie dla ciebie”, „jesteś głupia”. Później, kiedy ta dziewczyna ma już cycki, umalowane na czerwono usta, i może nawet wygląda jak porcelanowa księżniczka, to i tak wewnątrz siebie dusi wrzask przerażenia i setkę szczurów, które cały czas chcą uciekać. I wchodzi do pokoju pełnego ludzi i pierwsze o czym myśli to: ciekawe czy mnie lubią? Zamiast się zastanawiać, czy ona ich lubi. Ta kobieta cały czas się boi. Boi się, że czas mija, a ona ciągle jest sama. Że w domu nikt nie będzie na nią czekał. Że znowu taksówka nocą. I im bliżej weekendu, to tylko kac jest większy. Że jest trzecia rano, a ona nie śpi i spać nie może. I obraca się na bok i znowu na bok i coś ją ściska gdzieś głęboko w środku i wtedy, aby uniknąć tego ścisku, bierze do ręki telefon i przegląda do czwartej, a czasami do piątej rano. Że budzi się, robi śniadanie i nagle zaczyna ryczeć bo kubek jest kurwa jeden. Albo boi się że kupuje bieliznę, której nikt jej nie będzie z niej zdejmował. A kiedy w końcu trafia się jakiś koleś, bo zawsze się trafia, ona owija się nagle wokół niego i traktuje jako nadzieję i tratwę i polisę i ubezpieczenie, cóż z tego, że z wysoką ratą. Idąc z nim do łóżka gasi światło, bo nie lubi swojego ciała. Mam znajomą, która ma ciemne oczy i duże wkurwione usta. I w sumie jest ładna, a czasami nawet piękna. Ale daje mężczyznom tylko zgięta w pół, oparta twarzą i łokciami o blat stołu i przy zgaszonym świetle albo opuszczonych roletach. Czekając, aż ten który jest z tyłu dojdzie i wyjmie, albo pryśnie na jej plecy. Zapytałem ją kiedyś, z czystej ciekawości o to, kiedy mężczyzna może ją zobaczyć nagą. – Kiedy uważam, że ma gorsze ciało ode mnie – odpowiedziała. A później? Później on ją rzuca. Jak masz utworzyć dobry związek skoro nie lubisz siebie? Skoro wstydzisz się siebie? - Piotr C. pokolenieikea.com
#Milosc#polskadziewczyna#polskichlopak#cytaty#cytat#cytatyożyciu#cytatyomiłości#inspiracje#mężczyzna#kobieta#myśli#polska#polskiecytaty#motywacja#miłość#blog#pokolenieikea#piotrc#ona#on#cytaty_i_nie_tylko#cytaty_opisy_teksty
188 notes
·
View notes
Text
ೄྀ࿐ ˊˎ-
˗ˏˋ środa, 12 grudnia, 2024 ´ˎ˗
Dzisiaj postaram się krótko, bo naprawdę nie mam na nic siły, fizycznie, bo psychicznie jest w miarę stabilnie.
Dzisiaj zjadłam 9 pierogów, jogurt, 60g paluszków solonych i malutkie jabłko, wypiłam też witaminę C (obrzydliwa jest).
Oczywiście nie obyło się bez pieprzonego dulcobisu. Naprawdę staram się brać go jak najmniej… jeszcze do niedawna potrafiłam brać 6 tabletek w tygodniu (brałam po 3 na raz), teraz wzięłam dwie, ale to po raz pierwszy.
Wiem, że to skrajnie nieodpowiedzialne, no tak… ale no cóż ja poradzę, że nie umiem inaczej. To tak trochę jakby powiedzieć uzależnionemu, żeby nie brał tego, co bierze, ponieważ bądź co bądź mogę powiedzieć, że powoli znów się uzależniałam od tego gówna, chociaż teraz staram się jak najmniej.
Dzień dzisiaj w miarę udany, nie ukrywam, mogło być lepiej.
M odezwał się po tygodniu SZOK!!! W końcu się doczekałam czegokolwiek. Tzn… ja nawet nie czekałam na wiadomości. Tak dzisiaj o nim myślałam, ale nie wiedziałam, że do mnie napisze.
Pobrałam dzisiaj Boo, te całą apkę do poznawania ludzi, tudzież randkową, jak zwał tak zwał. Poznałam jednego gościa, który mieszka niedaleko mnie i fajny flow nam się udało złapać.
Ogólnie byłam mega sceptyczna co do aplikacji stricte randkowych, ale… może to wcale nie jest aż takie złe. Nie wiem, dla mnie to jakoś uwłaczające. Nie wiem czemu… nie oceniam też innych ludzi przez pryzmat tego, wiadomo, jak ktoś lubi używać to nie mnie oceniać, tym bardziej, że teraz sama korzystam.
Gość ogólnie rok starszy ode mnie, całkiem fajnie gadka leciała. Wydaje się spoko materiałem na ziomka do wychodzenia na jakieś piwko czy w ogóle na jakikolwiek meet up. Wiadomo, nie nastawiam się na bóg wie co, bo to bez sensu, już raz tak było i co? Teraz tkwię w czymś co nawet nie wiem czym jest tak for real, dla mnie dziwna relacja, mimo, że dalej go lubię.
Anyways, gość mówił, że możemy w weekend wyskoczyć na jakieś piwko, żeby się spotkać, pogadać, powymieniać etc. W sumie… czemu nie? W końcu to nie ktoś, kto przyjeżdża do mnie z drugiego końca polski.
Jutro mamy obgadać to, co jak i gdzie. Mam nadzieję, że wypali i będę zmuszona wyjść z domu w końcu. Moja matka też nie może mnie wiecznie trzymać w domu. Z resztą, ja z alkoholem jestem bardzo ostrożna, bo wiem jak to się u mnie kończy. Włącza się tryb samolotowy mojego umysłu i odcięcie, jestem w siódmym niebie i mogę zdobywać kurwa mac góry.
Poznałam też innego gościa, też ma na imię tak samo jak M i trochę śmieszne to jest tbh… nie wiem czemu, ale cóż… tak… jest taki grzeczniaczek… jak D, tak samo mam wrażenie. Tzn, przypomina mi go wizualnie, ale takie misiaczki w garniturkach to nie dla mnie… ;/
Also, odbiegając od tematu, dziękuję @miss-howletts za wydanie opinii na temat tych batoników, może się skuszę i kupię je następnym razem jak będę w rossku.
Po trzykrotnym sraniu w ciągu dnia po zjedzeniu ważę 64.9, czyli waga spadła, bo ważyłam 65.3 jak się ważyłam po południu.
Jutro też wrzucę coś na ząb, zwiększę limity i nie będę nakładała na siebie takiej presji, ponieważ mi to nie służy, a na siłę chciałam wyżyć na 500 kaloriach, gdzie średnio spożywam 800 dziennie.
Chciałabym się też pochwalić!!!
#bede motylkiem#będę motylkiem#b─öd─ö motylkiem#chce byc chudy#chce byc idealna#chce byc lekka jak motylek#chce byc perfekcyjna#chce byc piekna#chce być piękna#chce być szczupła#chudej nocy motylki#blogi motylkowe#lekkie motylki#motylki blog#motylki any#jestem motylkiem#motylki w brzuchu#chude motyle#chce czuc kosci#chce schudnąć#chce schudnac#chce byc szczupla#chce widziec swoje kosci#chcę być lekka#chcę widzieć swoje kości#nie chce być gruba#nie chce jesc#nie chce jeść#nie bede jesc#nie jestem glodna
21 notes
·
View notes
Note
Hejkaaa masz jakieś porady na fasta albo chociaż jakieś motywacje bo strasznie się objadam ostatnio i mega ciężko mi schudnąć a muszę jeszce 5 kilo 🛐🛐 proszeee
Hejka!
Jeśli chodzi o porady to przede wszystkim robić to w takie dni, gdzie nie masz czasu myśleć o jedzeniu. Jeśli chodzisz do szkoły to nie bierz do szkoły śniadań ani pieniędzy. Ja też motywuje się tym, że jeśli zjem to oddalę się od tej idealnej wersji siebie a przecież na tym zależy mi najbardziej. Ja lubię też oglądać różne zdjęcia zgniłego jedzenia lub jeśli mam w domu coś, czego nie lubię jeść to idę i to wącham dzięki czemu zniechęcam się do tego aby cokolwiek zjeść.
Ale najważniejsze! Jeśli nie umiesz wytrzymać na fastach - nie rób ich. Wtedy lepiej być na mega niskich limitach i dużo ćwiczyć, niż robić fasty, które kończą się objadaniem się jak świnia.
Mam nadzieję że choć trochę pomogłem! 💖
#blogi motylkowe#chce byc lekka jak motylek#motywacja#motylki any#kocham ane#gruba szmata#ed but not ed sheeran#tw ana rant#bede motylkiem#chce widziec swoje kosci#schudnij
32 notes
·
View notes
Text
18.08.14 UTRZYMANIE WAG1 dzień 535. Limit +/- 2100 kca1.
Wybrane posiłki:
Nie liczę kalori1 od: 41 dni
Wczoraj rzeczywiście padłam po tym moim późnym obiedzie. Chwilę jeszcze posiedziałam, zjadłam pare cienkich wafli ryżowych (żeby tak zupełnie nie olewać kolacji) i poszłam spać.
Dziś tradycyjnie - jak to ja - łazilam po domu od 6:00. Zrobiłam dwa prania. Posluchalam sobie paru tutoriali na temat nowego dodatku karcianego MTG.
Wczoraj w Action kupiłam szkicownik (kolejny) mam zamiar wrócić do randomowego rysowania... Bo szczerze - w końcu zapomnę w ogóle jak się to robi.
Na pierwszy strzał poszły moje kotki.
I mój "małż" . Twarze mi słabo wychodzą, więc jest średnio podobny do siebie. Raczej go nikt nie rozpozna
***
Dziś w końcu o 16:00 gramy nasz "domowy turniej". Spotkanie tym razem u kolegi (tego, którego żona nie przepada za nerdowskimi zainteresowaniami męża). Drugi kolega też bierze swoją dziewczynę - następną "dupencję niezadowolęcję" ale może nie będzie źle.
***
Już zapowiedziano pizzę. Dziś na kolację będzie więc pewnie kawałek pizzy. Na pewno trzeba będzie coś zjeść bo podejrzewam, że będziemy grać do 21:00. Nie leży mi ta pizza ale wydziwiać nie będę, raczej nie mam co liczyć, że ktoś mi zrobi sałatkę 😜.
***
Zjadam więc dziś obiad koło 15:30. Puszczam posta wcześniej i życzcie mi powodzenia.
(może później edytuje posta i wrzucę jakieś fotki) 😁
Dobrej nocy wam życzę !
#ed recovery#ed18+#pro revovery#chce byc piekna#edadult#foodbook#food log#utrzymanie wagi#dieta#nie liczę kalori1#bez liczenia kalorii#bez kalorii#chce byc zdrowa#zdrowe jedzenie
40 notes
·
View notes
Text
Od dłuższego czasu chciałam zrobić coś takiego dla was moje motylki ale również dla siebie aby móc przeczytać w gorszych momentach.
Zapraszam na moje porady motylkowe!!!
Moje Porady motylkowe 🦋❤️:
1. Jeżeli planujesz już coś zjeść zwróć uwagę aby posiłek był pogady w białka i błonnik! To właśnie one pomagają w spalaniu tkanki tłuszczowej ,która dla nas motylków jest zbędnym obciążeniem.
2Jeżeli czujesz ,że zbliża Ci się binge, oddal się od jedzenia na tyle ile to w danej chwili możliwe. Wyjdź z domu, gdziekolwiek gdzie nie ma dostępu do jedzenia.
3. Jeżeli wychodzisz na miasto i nie planujesz nic kupować zwłaszcza jedzenia nie bierz ze sobą pieniędzy. Czemu? O tuż poczujesz jakiś zapach, zobaczysz daną restaurację lub kogoś kto obecnie coś je i najdzie cię niekontrolowana ochota na zjedzenie czegoś. Jeżeli planujesz zakupy weź ze sobą tylko tyle aby starczyło ci na to co potrzebujesz. Uwierz mi nadwyżka kaloryczna z jedzenia na mieście nie jest Ci potrzebna. Chcesz później płakać rano wchodząc na wagę?
4. Jesteś głodny ale osiągnąłeś już limit kaloryczny tego dnia? Wypij dużo wody, jedna czy dwie szklanki to za mało. Wypij jej tak dużo ,ze Ci bokiem wyjdzie, uwierz mi odechce Ci się jeść.
5. Jedz TYLKO wtedy kiedy ktoś to widzi aby uniknąć kontroli ze strony otoczenia. Uwierz mi podziękujesz mi za to później. Naprawdę chcesz aby rodzice codziennie wciskali w Ciebie bułki pszenne i niebotyczne ilości kalorii?
6.Pij dużo zielonej herbaty, jest ona dużo lepsza niż napoje typu ZERO dlatego ,że zielona herbata jak i z resztą inne herbaty nie przyczyniają się do zatrzymywania wody w organizmie. Dodatkowo zielona herbata przyspiesza metabolizm.
7. Mówiłam już o jedzeniu białek prawda? To powiem jeszcze raz. Białka nie tylko pozwalają na szybszą redukcję tkanki tłuszczowej ale też dają uczucie „sytości” na dłużej. Produkty spożywcze z największą ilością białka to m.in : twaróg, jaja, pierś kurczaka, schab wieprzowy (których ja w prawdzie nie jem bo jestem wegetarianką) jak i skyr.
8. To ,że dane ćwiczenie spala określoną liczbę kalorii to SCAM. Na to ile kalorii podczas ćwiczeń spalamy mają wpływ różne czynniki m.in.: waga, wzrost, wiek, etc.
10. Jeżeli zdarzył Ci się binge i w twojej głowie pojawia się myśl : „skoro już zwaliłam i tak to nic się nie stanie jak zwalę jeszcze bardziej i coś zjem”. Uwierz mi stanie, nie idź tą drogą bo odpuścisz i zaprzepaścisz cały postęp nad ,którym tak pracowałaś. Po co ci dodatkowe kalorie? Rygor w stosunku do siebie to podstawa. Kolejnego dnia po bingu NIE FASTUJ bo będzie gorzej, zjedz mniejszą ilość kalorii niż dotychczas.
11. Planowanie posiłków i dnia jest przydatne. Dzięki temu wcześniej przeliczyć kalorie i łatwiej będzie ci się trzymać limitów. Ważne jest by dzień był dobrze zaplanowany NIE może być czasu na „nudę” bo prowadzi ona do podjadania.
12. Wykonuj ćwiczenia takie ,które lubisz, wiadomo ćwiczenia bywają meczące i uciążliwe ale jeżeli chcesz ćwiczyć to rób chociaż to co preferujesz. Więcej spalisz wykonując ćwiczenie mniej męczące bo będziesz wykonywać je znacznie dłużej niż te wymagające wykonywane przez krótszy czas.
13. Sprawdzaj kalorie w danym produkcie ZANIM go kupisz aby nie zrobić kalorycznej wtopy jak ja z monsterem :).
14.Wysypiaj się im dłużej śpisz tym mniej zjesz i tym więcej będziesz miała siły na ćwiczenia.
15. Nikt nie lubi zimnych kąpieli lecz podczas nich twój organizm produkuje ciepło przez co spala energię.
16. Jeżeli Ci się nudzi dlatego chcesz coś zjeść zastanów się porządnie. Nie lepiej poćwiczyć i czuć satysfakcje niż płakać rano na wadze?
17. Wyznaczanie limitów jest ważne aby mieć z góry narzucone zasady ,które nie podlegają negocjacji i ulgom. Nie ma odpuszczania.
18. Jeżeli często bingujesz NIE RZUCAJ SIĘ NA FASTY. Uwierz mi to tylko pogorszy sprawę i binge będzie zdarzał się co raz częściej.
19. Jeżeli dopiero zaczynasz swoją motylkową podróż ZMNIEJSZAJ ILOŚĆ KALORII STOPNIOWO!!!! To bardzo ważne. Pierwszego dnia zjedz normalnie jak zawsze z drobną zmianą- przelicz kalorie. Schodź po 200kcl/250kcl tygodniowo.
20. Miej przy sobie zawsze thinspiracje, to może być cokolwiek, zdjęcia filmy, piosenki NIE WAŻNE, gdy najdzie Cię ochota na jedzenia popatrz sobie na nie i zastanów się do czego dążysz.
To tyle z moich osobistych porad moje kochane motylki, mam nadzieje ,że komuś w tym pomogłam oraz ,że zmotywuje mnie to do działania!
Trzymajcie się chudooo!!!!
Dajcie znać czy chcecie więcej tego typu porad :)
#motylki#ana dairy#ana trigger#ana meal#dieta motylkowa#blogi motylkowe#ed not ed sheeran#ed bllog#ed not sherran#ed not sheeren#motylki blog#bede motylkiem#będę motylkiem#motylki any#tylko dla motylków#lekka jak motyl#tw ana shit#przyjaciolka ana#moja przyjaciółka ana#tw ana fast#ana rant#tw ana diary#tw ed diet#ed sheeran#ed sheraan#tw ed but not sheeran#tw ed rant#nie chce jesc#nie jedz#gruba szmata
196 notes
·
View notes
Text
sobota 17/08
☪︎ podsumowanie
zjedzone — 1500 kcal
zmierzyłam się dziś rano. nie spadł mi ani centymetr w żadnej części ciała, talia taka sama, uda takie same. trochę się tego spodziewałam, bo nie zauważałam w sobie żadnych zmian, ale po cichu liczyłam że chociaż — 2 cm w udzie lub brzuchu...choćby przez sam fakt tego, że przestałam się objadać, moje ciało stało się mniej opuchnięte.
zjadłam owsiankę z owocami rano, po południu przyjechała do mnie znowu młodsza kuzynka. grałam z nią chwilę na laptopie ale mój mózg nie mógł się skupić, patrząc wyłącznie na to jak bierze do ręki chipsa z paczki, zjada, oblizuje palce i łapie za myszkę. mam cały szereg swoich małych dziwactw, higiena i sterylność również do nich należą więc od razu jak pojechała wytarłam ją płynem do dezynfekcji XDD zaczęłam sobie myśleć jak dawno nie jadłam chipsów. to taki produkt który wyrzuciłam całkowicie z diety na początku mojego ed w 2020 i przestałam po niego sięgać. wtedy moje zaburzenia były bardzo ortoreksyjne, codziennie dzień w dzień jadłam te same "zdrowe" produkty w takich samych ilościach i popłakałam się gdy mama powiedziała mi, że nie mogę zjeść samej brzoskwini na kolację i zrobiła mi kanapkę. wracając, z czasem z ponownie otworzyłam się na pieczywo, słodycze, ketchup, ale chipsów nie jem wcale. mówię że nie lubię, wszyscy się tego nauczyli i nawet mi nie proponują, ale nie wiem czy to jest prawda. nie ciągnie mnie do nich, ale wystarczy że się złamię, zjem jednego i jestem bliska ojebania całej paczki. dlatego w towarzystwie zawsze zapieram się nogami i rękami przed ich jedzeniem, chociaż czasem usta mam pełne śliny, a głowę kurewskiej ochoty na ich zjedzenie.
przyjechała także moja siostra, oddala mi dwie swoje koszulki które są na nią za małe po przytyciu. skoczyła dosłownie o rozmiar, dwa do góry, z 34 na 36-38 (nawet nie) i sama mówiła, że jeszcze w nie wchodzi ale uznała, że ja jestem chuda i będą lepiej na mnie wyglądać. ponownie w supermarkecie palety zastawiały praktycznie cały regał z sokami, pomiędzy dwoma paletami znajdowała się cienka przerwa więc żeby sięgnąć ktoś tam musiał wejść i tak samo siostra powiedziała ty jesteś chuda to spróbuj tam wejść. wieczorem wyszłam poza limit, zrobiłam sobie kanapkę z twarogiem i wafle ryżowe z dżemem ponieważ byłam głodna, zjadłam obiektywnie za dużo, wystarczyłaby mi jedna kanapka ale włączył mi się mały żarłok. przypomniałam sobie jak w ogóle nie zmieniły się moje wymiary i miałam ochotę odrobinę się objeść z beznadziei ale wtedy z kolei pomyślałam o tych 14 dniach bez napadu (już 15) spojrzałam na nie w aplikacji i am sober i mnie to powstrzymało. dodam w następnym tygodniu więcej ćwiczeń i zmniejszę limit do 1100.
sprzątając znalazłam kilka dyplomów z podstawówki, wow wtedy jeszcze myślałam że oceny do czegokolwiek w życiu mi się przydadzą XD boze gdybym spędzała całe dnie nad książkami wtedy to bym sobie tego nie wybaczyła do teraz, całe szczęście zawsze uczyłam się szybko, miałam czas na zabawę i czas dla siebie. mała zmiana zaszła właśnie w tym okresie o którym wspominalam wyżej. niedowaga i stała obsesja na punkcie kalorii pod koniec podstawówki wywołała u mnie jakąś mgłę mózgową, zapamiętanie jednego tematu z chemii wymagalo ode mnie godziny nauki a i tak zapominałam na drugi dzień XD
btw ta biała koszulka oscyluje w rozmiarze XXS I XS, chyba moja najmniejsza rzecz. should we throw a party? should we invite bella hadid?
#chce byc idealna#chude jest piękne#chudosc#odchudzanie#nie chce jesc#podsumowamie#kartka z pamietnika
31 notes
·
View notes
Text
Odkryte karty
Żeby Was chuj nie strzelił. O wczorajszym dniu pracy... Posłuchajcie:
Zacznijmy od samego początku.
Przyszedłem do pracy na 13:30. Kilka minut przed Manekinem. Kuc akurat kończył wykładać nabiał. Fajki w całości były walnięte w magazyn. Kuc twierdził, że towar przyjechał "nie w porę". Ale chyba niedawno, skoro dopiero kończyli nabiał. - Na start paleta wody/napoje/piwo i spożywka. 13:30.
//
Do czternastej zdążyłem się zalogować, posprzątać po Kucu i wprowadzić faktury, wraz ze zrobieniem cen. - 14:00 wyruszyłem do towaru. - Manekin dalej obijała się po piekarniczym. Chleb nakurwiany mocno.
//
O 15 praktycznie kończyłem paletę z napojami. Przy okazji przygotowywałem na magazynie, bo pierdolnąć to ich można w łeb, a nie towar. - Zabroniłem Manekinowi stać na mojej kasie, bo pchała się jak pedofil do dziecka. Nie ma kurwa łatwej pracy. - Manekin podeszła do palety, a potem wpierdalała, ukradkiem na mnie filując. Zgodnie z przewidywaniami. - 15:15 stała kawa przykrywa woreczkiem o.O
//
Dokładnie dwie godziny po rozpoczęciu zmiany, czyli o 15:30 podeszła do palety. Po czym pobiegła, a jak, dokładać Tigery. - Skończyłem ciężkie. Stała i patrzyła mądrze jak student na egzaminie. - Co mogę brać? - pyta. No ja co? Bierz co chcesz, skreślaj i układaj. - odpowiadam. I w tym momencie karty rozsypały się po ziemi i prawda ujrzało światło dzienne. Manekin nie umie czytać po polsku. A może raczej nie chce, bo jak trzeba coś zajebać albo kupić to czyta i rozumie bardzo dobrze. Tak też wkurwiony sromotnie odhaczam jej te rzeczy z faktury. Co raz słyszę - Bogdan, to nowe? Gdzie to stoi?! - Noż kurwa by cię ruskie w przemoc wzięli! Jak mam ci zdjąć, odhaczyć, podejść i pokazać gdzie leży to już sam mogę w regał wstawić! "Ale ona nie wie!" Ponad 5lat w Polsce, 3 u nas i ona, kurwa jej mać, nie wie gdzie co w sklepie leży! Aż się purpurowy na ryju zrobiłem, co każdy zauważał.
//
Przyszła babka mierzyć okna pod rolety. Już bez fabuły, musiałem się nią zająć. Manekin nie podejdzie już do kasy, bo mówiłem, że ma nie podchodzić. Nic tylko ten zakuty łeb w imadło i rozjebać. Kolejka jak murzyńska pała, a ta wpierdala drożdżówkę i patrzy.
//
Przyjechała Mlekowita. Zgrała się z ciastami. Manekin nie podejdzie pomóc, a jeszcze bezczelnie woła na mnie, że moje ciastka stoją. Każda, KAŻDA inna by albo mi pomogła z nabiałem albo schowała, słowem 12 ciastek, do lodówki. Ale nie Manekin. Zrobiła swoje i stoi.
//
Wprowadzam faktur��, bo dużo nowości. Robię to z premedytacją. Manekin sprawdza coś na komórce. Jest po 18, a paleta stoi. Idę ściągać daty na nabiale. Manekin stoi, paleta stoi, robota stoi, tylko mi już nie stanie z tych nerwów. Chyba, że serce. Pytam więc Manekina czy łaskawie weźmie się za robotę, bo jak [[widzi jestem tak jakby zajęty czymś innym. Nie, bo ona sprawdza kodami kreskowymi a jej to za długo zajmuje.
//
Akurat gadałem z Kiero, to jej powiedziałem żeby się nie zdziwiła. Coś tam głupiego palnęła, ale jej jutro dokończę to co Wam teraz opowiadam.
//
20:45 wziąłem się za zamiatanie, bo i tego babsztyl jebany nie ogarnął. Dziwne, bo takiej wiedźmie miotła powinna być nieobca, a wręcz bliska.
//
Po 21 zmyłem tylko u siebie, wyłączyłem lodówki, wprowadziłem kuleczki i poszedłem do palety, która dziewiczo wręcz nietknięta stała sobie tak od dawna.
//
Przyszedł Manekin. Co może brać? Za robotę się weź! - jej odpowiadam. - Najlepiej za mycie sklepu. Ta się pyta gdzie już zmyłem. Już mi się ciemno przed oczami od nadmiaru tego kretynizmu robiło, więc jasno powiedziałem, że nigdzie, bo kurwa sam daty, sam wszystko i jeszcze mam jej zmywać? Czy ona nie widziała, że nigdzie nie było myte? - Już kurwa łzy w oczach - Bogdan, ale czemu ty krzyczysz? - Niech się cieszy, że w ryło nie oberwała, bo bliski jestem z każdym dniem coraz bardziej.
//
21:55 wywaliłem pustą już paletę ze sklepu. Klejący, śmierdzący i wyczerpany skończyłem zmianę. Za to Manekin jeszcze nie skończył. Wyszło mi 65ziko na plusie. I teraz pytanie czy kogoś orżnęliśmy, walnęliśmy się przy rozmienianiu, czy jesteśmy 35na minus bo było źle rozmienione i wydane. Z nią wszystko może być, bo wydaje kasę w tych samych nitrylach w których robi wszystko inne. - W wielkim finale wyłączyła na noc lodówkę z nabiałem. 5:30 Kiero mi pisze kto wyłączał nabiał, bo 20stopni.
//
Swoje pretensje zgłosiłem, jutro składam uzasadnienie i dzwonię z donosem. Pierdolę. Ta robota może być fajna, ale nie z takim czymś. Jakbym chciał z manekinami pracować to bym się w muzeum figur woskowych zatrudnił albo w odzieżowym.
22 notes
·
View notes
Text
Czuliście się kiedyś we własnym domu jak w domu wielkiego brata? Ja tak właśnie się czuje.
Miałam jeden dzień urlopu i o jeden za dużo.
Spędzanie go w domu to męczarnia.
Ileż to ja się nawkurw... to moje.
Zacznijmy od tego, że chciałam skorzystać, bo pogoda, bo urlop i w końcu zobaczyć dno kosza od prania. I co? Ano cała linka na pranie zajęta, jak nigdy. Przypadek? Śmiem wątpić.
Historii ogródkowej ciąg dalszy. Z #lokatorki zrobiła się ogrodniczka pełną gębą. Jak zrobiliśmy generalny porządek w ogródku przed domem (wspominałam, że przez 30 lat jakoś przechodziła i nie zauważała tych krzaczorów) to owa osoba przypomniała sobie, że zielsko się plewi. I tak my chcemy żeby owy kawałek zarósł i była trwa, a ona chodzi z haczką i grabiami. Dodam, że oczywiście naszymi narzędziami operuje i się rządzi, bo przecież osoba się w życiu niczego nie dorobiła. Przy okazji jak je bierze to troszkę poszpera nam w pomieszczeniach gospodarczych, a co tam... Mało tego, tak to jeszcze nie koniec, sąsiad psełdo stolarz wcisnął jej za grube hajsy drewniane donice (dla mnie wyglądają jak trumny - toć to szczegół, pewnie się czepiam) i te babsko postawiło je przed moim garażem i posadziło sobie begonie - cmentarne begonie, to jakiś znak? Na trumienkach się nie zatrzymała, wynalazła kolejne donice i coś tam zasiała. My odgracamy, ona robi rozpiździaj, każde z innej parafii - wieś tańczy i śpiewa. Mój pedantyzmu nie może tego znieść!
Poza tym cały czas jestem podglądana i podsłuchiwana. Jak wychodzę na zewnątrz to od razu mam ogon, i to podwójny, bo są wakacje, czyli monitoring jest podwójny. I żeby to się chociaż odezwało, żeby pogadało chociażby o pogodzie, o czymkolwiek. Od 10 lat usłyszałam tylko "Cześć ciocia" - ot wyżyny konwersacji. I tak siedzimy w krępującej ciszy i patrzymy na siebie.
Dla mnie to katorga, nie urlop. Spędzanie czasu z kimś kogo nie lubię, wręcz nienawidzę, jak widzę tą babę i to drugie coś to od razu czuje w sobie narastającą złość i obrzydzenie. Tak bardzo żałuję decyzji, by zamieszkać razem.
I niby wiem, że mąż jest po mojej stronie i że z nią rozmawiał, tylko to ciężki przypadek i do niej nie dociera, mimo to wczoraj wyładowałam się na nim. Trochę mi głupio, ale ja już nie wytrzymuje psychicznie.
Dom to powinno być miejsce odpoczynku, gdzie mogę sobie rozmawiać z kim chce i o czym chce, gdzie mogę spać do 12, gdzie mogę chodzić swobodnie bez makijażu i w gaciach, bez jakiś komentarzy - tu nie mogę.
Musiałam...
24 notes
·
View notes
Text
Dobija mnie fakt, że ja na prawdę się staram, ale nic się nie dzieje. Na prawdę staram się wyrwać z tej okropnej pracy i zarabiać na życie tym, co sprawia mi radość.
Wyjaśnij mi proszę, jak to jest, że gdy mój chłopak założyły nowy profil anglojęzyczny na instagramie w ciągu dwóch dni zdobył prawie 200 osób, które go śledzą, a ja od dwóch tygodni zdobyłam trzy? Moje konto jest po polsku. Obydwoje zaczęliśmy od zera. Nie ma na nich żadnych naszych znajomych z życia ani rodziny. Nikt z naszego otoczenia nie wie o tym, co staramy się stworzyć.
Piszą do mnie osoby proszące o dołączenie do ich kanałów, wysyłają mi zaproszenia, piszą wiadomości, że potrzebują wsparcia w ocenach na Google, ale sami niczego w zamian nie dają. Nawet głupiego polubienia. Podczas, gdy na jego koncie dzieje się zamieszanie (w dobrym znaczeniu tego słowa), ludzie lubią, śledzą, dzielą się, WSPIERAJĄ…
Tematyka jest bardzo podobna. To też ja tworzę wszystkie posty, rolki i historie* na jego (naszym) anglojęzycznym koncie.
*a tak swoją drogą… skąd bierze się to wrzucanie angielskich słów, gdy wszystko dzieje się po polsku? skąd zaprzestanie używania polskich słów i zastępowanie ich „fallowersaim”? „dawaj lajka”? „w moim storis”? Skąd takie coś? Czy mnie po prostu za długo już nie ma w Polsce, że nie łapie tych polskich odmian angielskich słów? Bo uwierz mi, dla osoby na codzień używającej języka angielskiego, to brzmi okropnie. Dlaczego zamiast taśmy do twarzy jest „taping” twarzy?
Polski język jest sto razy bogatszy aniżeli angielski. Wiesz dlaczego angielski jest tak powszechnym, ogólnonarodowym językiem? Bo jest najprostszym językiem na świecie! Dlaczego więc inne kraje tak szpecą nim swój własny, piękny, kolorowy, bogaty język?
Och, lepiej się tu zatrzymam bo jeszcze mi się od kogoś oberwie.
Chodzi mi tylko o to, że chciałabym w jakiś sposób przynależeć do polskiej społeczności, ale ta najwyraźniej ma mnie w d*****.
Ok, wiem, że media społecznościowe to nie wszystko, ale co innego mi pozostaje?
Kocham pisać i chce to robić po polsku. Jeżeli zacznę to robić po angielsku… jeżeli zacznę znów czytać i pisać po angielsku, mój ojczysty język bardzo szybko i boleśnie na tym ucierpi - wiem o tym, bo już mi się to zdarzyło. Miałam problemy, żeby porozmawiać z mamą przez telefon (!) więc natychmiast przestałam. Czytam więc książki i piszę głównie po polsku dla siebie i dla kraju, który chciałabym, żeby mnie czytał.
Czy ja na prawdę jestem tak w tym beznadziejna?
Może to tylko zły dzień, ale mam ochotę rzucić to wszystko w cholerę.
Nie mogę jednak długo dłużej znieść tej cholernej pracy, w której teraz siedzę… Muszę się starać. Musze się stąd wyrwać.
Gdy wyszedł film „365 dni” sprawdziłam książkę. Chciałam zobaczyć, co to za nowy hit. Wybacz mi, jeżeli masz inną opinię, szanuję ją ogromnie, ale (tak, jak i w wypadku filmu…) ja nie mogłam przebrnąć przez pierwszych kilka stron. A próbowałam dwa razy! Chciałabym cieszyć się tym szaleństwem wraz z innymi dziewczynami, ale ta książka, jak dla mnie (jeszcze raz przepraszam jeżeli poczujesz się urażona - urażona, bo nie uwierzę, że jakiś facet to przeczytał…) to okropnie napisane strony. Może to tylko mój gust…. Nigdy bym nie skrytykowała pracy innej osoby bo sama wiem jak ciężko człowiek musi się starać, żeby stworzyć coś, cokolwiek to nie jest. Tutaj jednak jest miejsce dla wyrażania siebie więc tak i to traktuję.
Pomyślałam więc…skoro ktoś wydał tak napisaną książkę i dziewczyny w Polsce szalały na jej punkcie to i ja mam szanse.
Dziś jednak mam swój dzień zwątpienia w siebie…
Może w tym świecie nie chodzi teraz o sztukę tworzenia, a jedynie robienie z czegokolwiek kasy.
Jeżeli cię uraziłam, przepraszam. Nie biczuj mnie tutaj. To moje miejsce wyrażania swoich myśli, które dziś nie są łagodne nawet dla mnie samej.
15 notes
·
View notes
Text
Mam wieczne poczucie, że nigdy nie będę wystarczająco inteligentna, mój zasób słownictwa jest ubogi, wiedza skąpa, a ja sama zachowuje się w niemądry sposób. Jest to faktem zdaje sobie sprawę z tego, że moje poczynania są najzwyczajniej w świecie głupie, jednym z moich największych strachów jest bycie tępą i nieporadną. Z drugiej strony odczuwam, że już tego w ludziach się nie ceni, mam na myśli całą tą rezolutność, że teraz ludziom imponuje głupota i robienie z siebie idioty na każdym kroku, nikt cię nie bierze na poważnie, a jak masz jakieś cele, ambicje i może inne zainteresowania niż większość to jesteś jebany po całości, odnoszę też takie wrażenie że ludzie a szczególnie młodzież do której zresztą sama należę jest niezainteresowana kompletnie niczym, zero hobby a ich jedyne zajęcie to patrzenie w telefon i wrzucanie durnych filmików na tik toka, totalni ignoranci ograniczeni umysłowo. Racją jest to, żeby każdy żył jak chce i w sumie mam na to i na innych wyjebane, ale po prostu dawno już nie spotkałam osoby która byłaby w jakiś sposób ciekawa świata, miała otwartą głowę, chciała słuchać innych i sama by mówiła o wszystkim co uważa za godne wypowiedzenia.
9 notes
·
View notes
Text
Dostałam opierdol, mam doła i chociaż chcę się bawić i cieszyć, to nie znajduję na to chęci i przestrzeni. Czuję się zagubiona...
14.10.2024
Za mną bardzo stresujący weekend. Bardzo dużo się działo i chociaż trudno mi się do tego przyznać - bo nie chcę by to była prawda - to zauważam, że siadła mi psychika.
Chyba powinnam coś zmienić, bo jest nie najlepiej. Nie jest "źle", ale nie jest najlepiej... W zasadzie od jakiegoś czasu przerabiam, że nie mam bezpieczeństwa i to siada na łeb, idę spać myśląc o jakimś planie na zapewnienie sobie bezpieczeństwa, a pierwsze co robię po wstaniu to kompulsywnie sprawdzam czy już jakiś wczorajszy plan wypalił.
W piątek pojechałam do mamy na urodziny i zostawić pieska na weekend (bo zjazd był). W piątek rano napisałam też do tej miłej pani z uni i miłego pana od załatwiania rzeczy (proponowali, abyśmy pojawili się na uczelni w piątek i rozstawiali nasze stoiska), że będziemy w piątek, pewnie, zaraz po pracy! :D W odpowiedzi dostaliśmy info, że jak po pracy, to nie. To lepiej w sobotę raniuteńko.
No to ok... Szkoda, bo zaplanowaliśmy wszystko tak, żeby po tej pracy cisnąć na uczelnię i wszystko przygotować (mój chłopak z całym zapleczem już do pracy rano pojechał, by prosto po jechać na uni montować). No i tu wychodzi różnica: stacjonarni vs niestacjonarni. Ech...
Więc byłam u mamy i tak siostra jeszcze rzuciła tematem ciężkim - takim do przemyślenia. I dotyczącym strachu - niska pensja, brak pracy, zasiłek dla bezrobotnych itp. No, myślę o tym cały czas, a teraz jeszcze doszedł brak stabilności finansowej po jej stronie i znowu wrócił temat rodziców...
Boję się.
Staję na głowie, zasuwam by było lepiej... a nie jest idealnie...
Wróciłam od mamy, mój partner z pracy, pojechaliśmy na zakupy w Lidlu. OMG nie pamiętaliśmy kiedy ostatni raz byliśmy OBYDWOJE na zakupach w Lidlu. Cieszyliśmy się, jakbyśmy byli co najmniej w wesołym miasteczku xD. Możemy RAZEM przemyśleć zakupy, skonsultować jakie mamy plany czy na co ochotę... No coś, czego w naszym związku nie było od tak dawna. Od kiedy? Od kiedy mamy lękliwego pieska i upierdliwego sąsiada: boimy się zostawiać ją samą w domu, bo może się zaraz skończyć wypowiedzeniem umowy najmu i wylądujemy na bruku, brak bezpieczeństwa mieszkaniowego do tego dojdzie... Kurde. Czuję się jak więzień, wszędzie ograniczenia. Na siłkę nie chodzę z tego samego powodu - ktoś musi być w domu z psem. Albo muszę wyjść z psem. Ech... to jest fajne w większości sytuacji, ale też frustrujące, gdy nie możesz pojechać na powolne, uważne zakupy do Lidla z partnerem. Tylko obydwoje się śpieszmy, a potem, mimo listy, zawsze czegoś brakuje i potem przepłacamy w Żabce lub w Bierze...
Dumaliśmy sobie nad tym rozpakowując zakupy - że w sumie trenujemy z pieskiem i ona już taka lękowa nie jest, jak była. Może można by spróbować ją zostawiać w domu? Ale czujemy taki wewnętrzny sprzeciw - nie chcemy przeżywać tego, co przeżywaliśmy rok temu zimą (szczególnie biorąc pod uwagę, że obecnie bujamy się z bezrobociem): chodzenia do drzwi do drzwi zbierając podpisy od sąsiadów, opowiadając naszą historią, czując się upokorzonymi prosząc ich poświadczenie, że nasz piesek im nie przeszkadza... Zresztą myślę, że drugi raz takiej szansy nie dostalibyśmy od wlecieli mieszkania wynajmujących nam te kilkadziesiąt metrów kwadratowych. A to fajne mieszkanie jest. I tanie jak na metraż w mieście. Nie chcemy stąd się wyprowadzać. Nie wiem czy byłoby nas stać na najem czegoś podobnego, w podobnej lokalizacji - to mieszkanie to był taki traf! Teraz ceny najmu są kooooosmiczne.
A potem poszliśmy na imprezę uczelnianą, taką integracyjną. Fajnie. Bardzo tego potrzebowałam. Baa! Wiedziałam, że potrzebuję się wyskakać, wytańczyć, aby spuścić ten wentyl stresu i niedostatku w którym żyję. Tyle rzeczy nie spina się, ale wciąż próbuję. Czacha mi dymi, biorę na siebie znowu za dużo, ale to się opłaci. Mam nadzieję. Anyway - jak była możliwość zapisów na tą imprezę to się mega ucieszyłam. Impreza zamknięta, tylko dla studentów i kadry, jedno piwo w cenie. Do tego akurat w piątek, kiedy już piesek będzie na psiakajkach u bapsi. A do tego miejsce/klub, gdzie impreza się odbywała mieliśmy dosłownie pod nosem: wyjście tam to żadna wyprawa, ot, kilka minut spacerkiem do domu.
Poszliśmy (po zamknięciu lodówki, zrobieniu makijażu i wypiciu biforka w domu). Szliśmy lekko, wesoło. Mieliśmy zamiar wpaść tam na to piwo, zjeść coś, zatańczyć i przed północą lecieć do domu, bo sokoro świt mieliśmy być na uni by rozłożyć stoisko na event. A poza eventem uczestniczyć w zajęciach zjazdowych (znowu po 13h w sobotę i 8h w niedzielę - męczące to jest).
Tyle, że jakoś mi nie wyszło to odstresowanie się. I niby wiem dlaczego. Ale jestem taka... rozczarowana, że miałam się dobrze bawić, a czułam się jeszcze bardziej odizolowana. I niby wiem, że to głównie dlatego, że byłam 35 letnią kobietą na imprezie zamkniętej dla w większości 20-kilkuletnich studentów... ALE mimo wszystko...
Z moim chłopakiem się super bawiłam. Jak z nim jestem nie myślę o wieku. On też o tym nie myśli. Widzi MNIE, a ja JEGO, jesteśmy więcej niż wiekiem. Zapominamy o tym, że jest między nami różnica wieku. Totalnie. Ale gdy sobie radośnie podeszliśmy do bramki wejściowej, trzymając się za ręce, rozmawiając o Grze o Tron, żartując, wtedy jedna z Pań stojących przy bramce po prostu na mnie NATARŁA. Tak, że musiałam puścić rękę mojego chłopaka i odejść z 3-4 duże kroki w tył. Pani, jakoś w moim wieku, bardzo asertywnie dała znać, że to impreza zamknięta dla studentów mojego uni, że dziś do klubu nie może wejść każdy, że przepraszają, ale tylko studenci mogą wchodzić. Wyjaśniłam, że jestem studentką i to wiem, dlatego tu jestem, jestem wpisana na listę przez formularz online. Na to ta pani, że chce zobaczyć mój dowód - wymieniłam z chłopakiem (który mógł nie niepokojony podejść do stołu przy którym stała druga pani z listą, z opaskami na nadgarstki, z gadżetami z uni) zaskoczone spojrzenia. Zapytałam jej czy legitymacja wystarczy, bo w sumie nie brałam ze sobą dowodu. A ona pyta czy legitymacja naszej uczelni. Na to mój chłopak (miał w portfelu obydwa nasze dokumenty) już podsunął jej pod nos nasze legitymacje, sympatycznie rozładowując atmosferę. Pani się trochę zmieszała i po prostu zeszła mi z drogi. Ja też zmieszana odparłam, że może z nią nawet maile wymieniam, bo nasz zespół będzie pracował przy evencie, który odbywa się kolejnego dnia. Przedstawiłam się, ale Pani jakby nie słyszała, weszła za stół i zaczęła wertować tą listę by sprawdzić czy mój chłopak jest jedną z zapisanych osób. Moje nazwisko wykreśliła inna Pani. Założyła mi bransoletkę, potwierdziła, że mogę wziąć piwo i pa.
Na tamtym etapie uznałam sytuację za dziwną, ale nie wpłynęło to na mój humor na imprezie
Wróciłam do tej sytuacji, gdy kolejnego dnia, około 8 rano spotkałam tą samą Panią na korytarzu uni, ewidentnie koordynowała wydarzeniem. Podbijamy do niej z moją wspólniczką i pytam "Dzień dobry! Organizuję na górze stoisko, zastanawiam się czy może macie dostępne..." ale nim zdążyłam dokończyć Pani znowu skróciła NIEKOMFORTOWO dystans ze mną, przerwała mi "O, dzień dobry!", złapała mnie pod ramię (ale takim mocnym chwytem) i zaczęła ciągnąć w stronę lady pytając rzeczowo "czy odebrała Pani legitymację?". Zgubiłam się. Zaczęłam się zastanawiać czy wczoraj, na tej imprezie mój chłopak zostawiał legitymacje w zastawie za wejściówkę do klubu? Zapytałam "chyba nie rozumiem", a Pani dalej mnie ciągnąc korytarzem (moja wspólniczka równie zszokowana co ja po prostu dreptała za mną kuląc się) i wyjaśnia mi, że pamięta mnie z wczorajszej imprezy, że pierwszoroczniacy powinni odebrać legitymacje i ona mi w tym pomoże, bo jestem na pierwszym roku, nie? O FUCK. Wyrwałam się jej, wyjaśniłam, że jestem na drugim roku, że myślałam, że nawiązała do sytuacji w klubie, i jeszcze raz się przedstawiłam, wyjaśniłam co robię, kim jestem i że mailowałam z panią koordynatorką taką-a-taką, że mamy stoisko tam-a-tam, że teraz widzimy, że przydałoby się to-i-to. I co? Okazało się, że ta pani to jest TA PANI z którą wymieniam maile od września. Ta, która była taka pomocna i super, a która... chyba mnie nie lubi.
Nie wiem czy to całe okoliczności spotkania, dość niekomfortowe nieporozumienie czy po prostu ja mam tak mało uroku osobistego, że cokolwiek bym nie robiła to jestem odpychająca...
Przejęłam się tym bardzo, bo naprawdę do tej pani żywiłam masę pozytywnych emocji. Dużo wdzięczności i ciepła. Ale gdy poznałyśmy się na żywo, a ona "odkryła", że nie wiem sama co? Że jestem po 30-stce? Że jestem dorosłą kobietą? Że jestem zorganizowana? Że nie jestem dostępna w godzinach mojej i jej pracy (nagrywanie rolek i montowanie stanowisk o 11 nie wchodzi w grę w przypadku nikogo z naszego zespołu - wszyscy niestacjonarni). Nie wiem... Miałam od niej vibe irytacji. Być może dodatkowo spowodowany tym, że ta (bo to mi powiedziała sama, w small talku, gdy już ze sprzętem szłyśmy we trzy po schodach) impreza integracyjna skończyła się o 3 nocy, a ona musiała być na niej do końca, a potem od 7 na evencie. Może to nie irytacja mną, a po prostu zmęczenie?
Nie wiem.
Wracając do samej imprezy - jakiś chłopiec (tak wyglądał) powiedział mi "dzień dobry". Na terenie klubu i ogrodu było tak, jak zakładałam, sporo ludzi w wieku 30+, nowi studenci. I szybciutko łączyli się w grupki. Do mnie zaczął podbijać jakiś typ, gdy mój narzeczony poszedł po to darmowe piwo i popkorn dla nas. xD Było to zabawne. Mniej zabawne było, gdy sobie randeczkowaliśmy w ogrodzie i CO CHWILĘ dziewczyny obczajały mojego narzeczonego. Byłam zazdrosna, bez kitu i to mnie bawiło. I też satysfakcję miałam z tego, że on w ogóle nie zwracał na to uwagii. 🥰 W pewnym momencie zrobiło się zimno, więc dosiedliśmy się do ogniska. Siedziała tam już duża grupa. W pewnym momencie jedna z dziewczyn zapytała czy może nam wszystkim zrobić zdjęcie jak wyciągamy ręce nad ogniskiem. Ok, sure! I tak zaczęła się rozmowa. Było miło, fajnie się rozmawiało. Okazało się, że mamy podobne zainteresowania, wymienialiśmy na luzie spostrzeżenia, gdy nagle ta dziewczyna zapytała "Ale ty tu chyba nie studiujesz nie? Coś już skończyłaś, prawda?". Powiedziałam, że owszem, studiuję, ktoś inny się oburzył "a jakby tu weszła, gdyby nie studiowała na naszej uczelni?", ktoś jeszcze inny "co to za pytanie?". Na to laska ciśnie dalej, że w sumie nie pomyślała o tym, że nie wpuszczają tu nikogo spoza uczelni, ale chce wiedzieć jaki mam już tytuł naukowy. Na to ja, że studiuję na II roku - zawstydzona trochę, jednocześnie czując, że pojawia się napięcie, że jestem obserwowana przez jakichś 20 obych ludzi siedzących wokół ogniska na leżaczkach. A laska dalej docieka czy mam już licencjat czy inżynierkę. W końcu przyznałam, że nie mam, że teraz robię i nie chcę o tym rozmawiać (gdy zapytała mnie co się stało, że wcześniej w swoim życiu nie zrobiłam, ani licencjatu, ani inżynierki).
Po pierwsze poczułam się zawstydzona publicznie, tym, że nie mam wyższego wykształcenia. Po drugie sama myśl, że miałabym opowiadać o najbardziej traumatycznym okresie mojego życia grupie obcych ludzi, których gówno obchodzę i których nie znam, przed którymi po prostu BOJĘ się otworzyć - doprowadziło mnie do stanu bliskiego płaczu. Jakby moje ciało wróciło do tamtego dtrudnego okresu - niby byłam przy ognisku w 2024, a w ciele wszystko się spięło i miało ochotę krzyczeć z bólu istnienia jak 2012. W ogóle SAMA myśl o tym okresie, gdy rzucałam architekturę: myśl o rozpaczy, walce z depresją, o pracy na 2 etaty, o codziennych wizytach w szpitalu u mamy, o wybuchach złości młodszej siostry, o bezsenności... No, humor mi na tej imprezie usiał.
Byłam inna. Nie byłam i nie będę jak reszta studentów. Poczułam się wykluczona. Znowu niedopasowana. Czułam wstyd, że nie pasuję... zawsze z jakiegoś powodu nie pasuję. Szłam tam z myślą, że jestem inna i tego nie zmienię, że to jest część mojej historii, że będę odstawać być może wiekiem, ale dopiero teraz mam środki i możliwości o zawalczenie o siebie i to wystarcza. To jest okay. Jestem dumna z siebie, że tak rozpycham się łokciami i domagam się swojego miejsca. A jednak... w tamtym momencie przy ognisku mimo tego wszystkiego co o sobie wiem i co akceptuję poczułam się straszliwie słaba i samotna. Nieakceptowana i odrzucana mimo prób.
Gdy asertywnie zarysowałam granice mówiąc, że nie chcę o tym rozmawiać zapadła bardzo długa cisza. Laska, która zadawała pytanie oznajmiła tonem empatycznej, rozumiejącej psycholożki, że "To aż takie trudne? W takim razie nie martw się, jak to jest dla ciebie trudne to nie będziemy cię już dziś znowu o to pytać. Okay?", ale już wtedy jej koleżanka, z jakimś takim RIGCZem, albo nie mogąc wytrzymać tego napięcia i jakiegoś takiego pastwienia się nade mną (bo to było takie... jakby ta dziewczyna pytająca nie czytała atmosfery i kontekstu sytuacji... wszyscy przy ognisku milczeli, nawet nikt na mnie nie patrzył poza nią... było przez chwilę BARDZO CIĘŻKO) walnęła sąsiadkę "to nie pytaj, kurwa, już!".
No. Akurat wtedy mojego narzeczonego nie było przy ognisku... chyba mu tego nie opowiedziałam i on chyba nie rozumiał co się ze mną działo potem. Teraz dopiero to widzę. Byłam wstawiona tym piwem - ja praktycznie zrezygnowałam z alkoholu, tylko na jakieś okazje, więc to jedno piwo (plus lampka białego wina wypita jako bifor w domu) już mnie zabujało wtedy.
Inne osoby przy ognisku chciały wrócić do tego tonu sympatycznej rozmowy z początku i zapytały o mój kierunek studiów. Były zaskoczone, że taki "artystyczny" kierunek istnieje na uczelni. Przyznały, że pierwszy raz w ogóle poznały kogoś studiującego ten kierunek (ona wszystkie były z psychologii). Po chwilii ta, która wcześniej drążyła dlaczego taka stara osoba jak ja (nie powiedziałam jej ile mam lat, nic z tych rzeczy) studiuje chciała wiedzieć co studiuje "mój kolega", ten, który stał w tamtym momencie w kolejce po popcorn. Ja spokojnie wyjaśniłam jaki kierunek studiuje i jaki program jutro na evencie realizujemy, też się zachwyciły, że taki "artystyczny kierunek" i że też nie znały dotąd nikogo kto by ten kierunek studiował. I coś padło, nie pamiętam co dokładnie, w jakich słowach. Ale coś, co mnie striggerowało. Generalnie jedna z tych dziewczyn zapytała na którym roku on jest, druga zajarała się, że "wow" (że ostatni rok magisterki wow), a jeszcze inna zwróciła uwagę, że zajebiście jest ubrany i wszystkie odwróciły się by go obczaić, jak stał w tej kolejce. Zirytowałam się. Byłam... czułam się po części poniżona, a po części zdołowana, a po części zazdrosna. I jeszcze zła! To znaczy to jest mój partner, super, że jest na ostatnim roku, że doceniają jego stylówkę, ale zaczęły na wolnym, przy mnie mi faceta obczajać jawnie! Spokojnie, ale nie kryjąc frustracji, wzdychając wyznałam, że "Jesteśmy zaręczeni". Wszystkie typiary odwracające głowę w tył natychmiast zwróciły się w stronę ogniska 😲. A ta, która wcześniej zadawała mi pytania krzyknęła "CO!? Naprawdę!? Ty i on?". Przytaknęłam i zapytałam co w tym dziwnego. Nie odpowiedziała.
Nie wiem na jak starą dla niej wyglądałam?
Dla kontrastu - gdy ja poszłam odebrać darmowe piwo to musiałam wrócić do ogniska, do mojego chłopaka po legitymację studencką 😆, bo pan barman i pani barmanka się uparli, że nie sprzedzą mi alkoholu, bo nie wieżą, że jestem pełnoletnia. 😆
Sytuacja się powtórzyła tego wieczoru drugi raz, w innym miejscu - wyszliśmy z moim partnerem coś zjeść na takiej hali, jak warszawskie Koszyki (Asia <3). Zamówiliśmy taco, a byliśmy tak rozochoceni tym, że MOŻEMY, bo pieska nie ma w domu, że stwierdziliśmy "a co tam, dawaj tequilę". I o ile mój chłopak dostał kieliszek bez przeszkód, to jak zobaczyli dla kogo jest drugi, to pani cofnęła rękę z kieliszkiem pod ladę i domagała się mojego dowodu osobistego. Miłe doświadczenie, nie powiem. xP Szczególnie mając ponad 35 lat xD😆
Potem było... hymmm...
No była dziwna ta impreza, bo gdy mojego narzeczonego nie było padły te dziwne teksty. Było mi cholernie smutno, a bardzo chciałam tego dnia się bawić dobrze, wyskakać. Ale było mi smutno, czułam się odizolowana i samotna, nieakceptowana.
Znowu on przy ognisku dorwał fana samochodów. Ech, bardziej to złożone: chłopak, który rozmawiał ze mną i mieliśmy masę fajnych tematów, weszliśmy w rozmowę, a potem rozmawiał z moim chłopakiem, gdy ja poszłam do ubikacji. Koniec końców mój chłopak tego typa jakby sobie zaanektował. Tak się skupił na rozmowie z tym typem, że zapomniał o całym świecie.
A ja siedziałam milcząco, z tym "przydziałowym" piwem i czułam się taka... obca. Może to mojej głowy wina? Może sama sobie to wkręciłam? Po prostu ta początkowa fajna atmosfera jakoś uleciała, ludzie przy ognisku rozmawiali w grupkach 1+1 z sąsiadami, a ja byłam sama... Położyłam się na leżaku i obserwowałam niebo, lampki nad barem i siedziskami, a moje myśli dryfowały ku kompulsywnemu odhaczaniu co mam jeszcze wysłać, aby dostać stypendium, albo co wykonać by zrealizować projekt. Zaczęłam liczyć budżet projektu, a potem domowy, wracać myślami do tego, że od listopada mój chłopak traci pracę, więc musimy bardziej zacisnąć pasa... a potem zrobiłam się senna, szcztywna i chciało mi się płakać. A miałam przecież się wybawić, wytańczyć!
W przypływie irytacji odciągnęłam swojego chłopaka od tego typa (naprawdę fajny typ, ale nie było opcji by porozmawiać jednocześnie w trójkę, za głośno było). Wyrzuciłam mu, że kurde, przyszliśmy się bawić, a on bonduje z jakimś typem, gdy ja zasypiam z nudów do cholery. Nie zauważył nawet. Czułam się więc jeszcze nieważna i zapomniana - to moja rana. I to boli bardzo.
I wtedy poszliśmy tańczyć. Było fajnie. Skakałam i wyskakałam sobie. Ale nie bawiłam się w pełni... Na przykład była fotobudka 360* - to takie co się kręci wokół ludzi i nagrywa filmik. Mój pierwszy odruch "IDZIĘMY! Wygłupiamy się! Bawimy się!" xD, była kolejka, więc uznaliśmy, że jak się rozluźni to podejdziemy. Wracając za którymś razem z wc zauważyłam, że już nie ma kolejki, więc podeszłam do typa, który to obsługiwał (taki w moim wieku) i do pomagającej mu typiary z działu marketingu (znam, też była dla mnie nie miła 3 września) i pytam "jeszcze można skorzystać, czy już składacie?", a w odpowiedzi dostałam przeczące kiwanie głową i "tylko dla studentów!"... co jest o tyle... dziwne? Że widziałam na tym pana rektora i panią wice.
Nie chciało mi się wyjaśniać. Po prostu było mi przykro...
Wróciłam do tańca. Z fajnych rzeczy jakie się później wydarzyły - jak tańczyłam tylko z nim, to było miło, ale gdy on poszedł do ubikacji to momentalnie dołączyły do mnie jakieś dziewczyny z którymi się świetnie bawiłam. On mi potem mówił, że to dla niego było trudne: że do puki go nie było, albo gdy to ja szłam do wc zostawiając go na parkiecie to wszystkie grupki trzymały się od niego z daleka. Nikt nie dołączał, gdy był zupełnie sam. A gdy ja byłam sama - inne kobiety dopiero czuły się komfortowo. Dla niego jest to trudne, bo odbiera, że ludzie się go boją, albo oceniają jako niebezpiecznego...
Zawinęliśmy się do domu około północy.
Długo się kochaliśmy na wszystkich powierzchniach na których zwykle nie możemy ze względu na naszego pieska. xD
Potem baaaardzo niespokojnie spaliśmy - mój partner wciąż śnił sen, że idziemy na imprezę/wesele/wycieczkę, ale nie we dwójkę, lecz w trójkę z naszym pieskiem. Że się świetnie bawimy mimo tego, że nasze lękliwe psie podkula ogonek (zwykle w tłumie) i drży (zwykle w tłumie), aż dajemy sobie sprawę, że małej nie ma. Nie ma też smyczy. Jesteśmy nagle - w tym śnie - świadomi, że mała ze strachu uciekła i teraz trzeba jej szukać w oooooookropnej panice. W końcu, z powodu strachu i walącego w piersi serca O. się budził, a potem budził mnie "co my tu robimy!? Musimy szukać psiecka! Ona jest gdzieś tam sama i przerażona! Nie możemy spać!" - a ja mu na to, że przecież jest na psiakajkach u bapsi. Zasypiał śmiejąc się, a za jakiś czas znowu męczył go taki sam koszmar, budził się szukając w pościeli naszego psa i panikując "musimy jej szukać!".
Więc chujwo pospaliśmy...
Pojechaliśmy na uczelnię rozstawiać stanowisko. Po drodze dołączył do nas kolega O. z roku, który przyjechał wcześniej na zajęcia. Pomógł nam z rozstawianiem stanowiska. Okazało się, że pracownicy uczelni byli... zestresowani (?) i przez to niezbyt skorzy do współpracy. Było sztywno i ciężko. Ale nasze stanowisko było piękne, spotkaliśmy masę zainteresowanych osób. Uczestniczyłam w wykładach zdalnie i prawdę mówiąc nic z tego nie pamietam: o ile uczenie się podczas zmywania naczyń, albo wykonywania ćwiczeń rozciągających, albo rozwieszania prania, albo przesadzania kwiatków doniczkowych daje mi taki optymalny poziom rozproszenia, który pomaga w zapamiętywaniu, o tyle konieczność rozmowy z nowymi ludźmi przy stoisku absorbowała mnie bardzo. Tym bardziej, że bylam niewyspana i... smutna.
Nawet do nas przyszły na kręcenie filmików te dziewczyny z którymi siedzieliśmy przy ognisku, ta która mnie przepytywała z daleka już machała. I myślę, że nie chciała być niemiła czy nietaktowana - po prostu nie podejrzewała, że dotknęła różnych trudnych tematów... Może naprawdę się dziwiła, że osoby 30+ mogą studiować? Nie wiem.
Były też panie z marketingu, które o ile filmowały stoisko i wydarzenie, o tyle omijały nie tylko mnie, ale też resztę zespołu spojrzeniem. Jakbyśmy byli powietrzem.
I MOŻE one naprawdę mają mnie w pompie i nie pamiętają, nie wiedzą, nie chcą pamiętać lub tamta sytyacja była dla nich jak zeszłoroczny śnieg - już dawno zapomniały. Może. To jest możliwe. Ale dla mnie to jest trudne, bo naprawdę zależy mi na tym projekcie... A czuję, że one nie chcą nawet pozwolić sobie na myślenie o tym, że nasz projekt jest w jakiś sposób ważny (dla nas, może też dla uczelni).
Bardzo w sobotę kwestionowałam swoje uczucia. Czułam sie niepasujaca, stara, czułam się przytoczona życiem, czułam, że odmawia mi się prawa do zabawy...
Do tego, jako wisienka na torcie: pani dziekan powiedziała mi w weekend, że ją wkurzam.
Było mi cholernie przykro. Czym ją wkurzam? Bo piszę maile domagając się przelania grantu (który dostaliśmy po opóźnieniu 3 miesięcy od momentu, gdy go dostać mieliśmy ☹️), kwestii potwierdzenia podpisania umowy przez uniwersytet (podpisali miesiąc po tym, jak podpisaliśmy my), potwierdzenia przekazywanych w czerwcu i lipcu informacji (chcę wiedzieć czy to nadal aktualne biorąc pod uwagę jak wiele rzeczy się po drodze zmieniło). A ona podbiła do nas na evencie, bardzo sympatycznie odpowiedziała na te pytania z wysłanych w tygodniu mailii - i za to wdzięczność, bardzo się ucieszyłam widząc ją. I wiedząc jaki jest kolejny krok, co się wydarzy - pewność zamiast niepewności. Odpowiedziała na wszystkie pyt wyczerpująco, mogłam ją dopytać o wszystko. Po prostu pojawiła się przy naszym soisku jak wir pozytywnej energii - poczułam taką ulgę, gdy rozwiała moje niepewności. Przybyła do nas tak, że mogła poznać wreszcie 3/4 zespołu, rzuciła nowe tematy na rozwój do przemyślenia i nagle wystrzeliła, że ona nie pracuje codziennie i że ją wkurzam swoimi mailami. Że nie mam tak do niej pisać! Ale tak to zrobiła... to było jedno zdanie, ale to był taki wybuch! Jakby całą resztę mówiła takim rytmicznym, śpiewnym, przyjemnym tonem i nagle zabrzmiała gardłowo, głośno, wrzeszczała. Tak mnie zaskoczyła tym, że przez chwilę nie rozumiałam co powiedziała. Przyszła do nas wyjaśnić rzecz o którą ją zapytałam w mailu (mam wrażenie, że nie chciała odpisać na to, o co ją pytałam, bo to co mam wykonać moim zdaniem na 90% shady strefa i dlatego napisałam maila z pytaniem, aby mieć dupochron 😥, żeby potwierdzić czy mamy zrobić coś co brzmi shady - nie chcę bujać się z łamaniem przepisów, chce zrobić to dobrze i zgodnie z planem).
Gdy ani ja, ani mój narzeczony, ani osoby, które nam pomagały i były obecne przy tej rozmowie się zaśmiały, a wręcz przeciwnie: ja milczałam, bo mi się mózg zlasował, serio nie zrozumiałam słów, które ona nagle do mnie z gniewem wyrzuciła 🤨, a resztę ten wybuch tak zaskoczył, że po prostu stali i patrzyli na nią w oszołomieniu 😶. Mój partner też potem potwierdzał, że nagle od bardzo energicznej i sympatycznej wymiany zdań przeszliśmy do opierdolu, żalu w moja stronę. Gdy ja próbowałam posklejać sylaby, które do mnie skierowała ona wybuchła śmiechem by pokryć chyba tą niezręczną ciszę, która zapadła... I zmieliła temat i dała jeszcze kilka porad. 😶 Skołowana byłam. Też się zaczęłam śmiać, ale nei wiedziałam co się odwala.
Gdy odeszła prosiłam mojego chłopaka i obecne przy tym osoby by mi wyjaśniły co się stało? Bo ta nagła amplifikacja głosu, przy jednoczesnym obniżeniu barwy i to miażdżące spojrzenie jakim mnie gromiła SERIO zaskoczyły mnie tak, że mózg przestał działać, weszłam w tryb "walcz lub uciekaj", zamarłam i chociaż docierały do mnie dźwięki, nie rozumiałam słów.
SZOK to był.
I gdybym jeszcze sama jedna tylko pisała te maile to może bym się czuła winna. A ja te maile pisałam na chłodno, kulturalnie, przed wysłaniem dając całej grupie do wglądu i zatwierdzenia, naniesienia poprawek. Za każdym razem słyszałam, że napisałam super, że udało mi się nie przerzucić na nich naszej frustracji i złości, ale dać znać jak nam zależy na wykonaniu zadań o które wnioskujemy. Dodawaliśmy rzeczy i ujmowaliśmy rzeczy, ale trzymaliśmy się faktów. Wszelkie żale wycinałam, dawałam znać jak się czujemy, ale w formie zdrowego i kulturalnego zasygnalizowania przekraczania naszych granic i możliwości jakie mamy wedle harmonogramu, który przecież oni musieli zatwierdzić (a przed zatwierdzeniem, ten harmonogram musieliśmy wielokrotnie edytować by spełniał ich wysokie wymagania), a z jakiego my będziemy rozliczani na koniec. Nie mogę zgodzić się na bycie kozłem ofiarnym jeżeli robię wszystko by się wywiązać z umowy, a brakiem reakcji po drugiej stronie wiąże mi się ręce - jak nie mogę sami się z czegoś wywiązać, to proszę o maila zwrotnego z potwierdzeniem, że okay, pozwalają mi na przesunięcie działań ujętych w harmonogramie. A tygodniami nie dostaję odpowiedzi... To chyba taka odpowiednia podstawa formalna, przynajmniej z mojego doświadczenia ZAWODOWEGO tak wynika. To nie tak, że ja to sobie z dupy wymyśliłam i się z dupy o rzeczy czepiam. Odwoływałam się do ustaleń wynikających z umowy, za niewywiązanie z której odpowiadam prawnie i finansowo, a która przecież nas, osoby tworzące projekt dotyczy tak samo, jak instytucję edukacyjną (drugą stronę umowy)...
Ech.
Jeszcze tę sytuacje przeżywałam, gdy dyżur na evencie się zmienił: mój narzeczony poszedł na swoje zajęcia, a do mnie na stoisku dołączyła o moja wspólniczka, która po wysłuchaniu relacji bardzo trzeźwo i hardo wypunktowała, że: a) maile były spoko, b) nie zrobiłam nic złego - to uni i pani dziekan nie wywiązywali się z umowy, c) a my mieliśmy prawo chcieć wiedzieć jak to na umowę wpłynie, bo w razie czego to my poniesiemy konsekwencje, d) nie odpowiadali na nasze maile tygodniami, nie nie przelali nam grantu, który wygraliśmy w lipcu.
I teraz jestem zła, że dałam sobie na głowę wejść, że niezareagowałam REAL TIME, gdy pani z dziekan podniosła na mnie głos.
W ogóle jestem skołowana tym wszystkim. Zamiast się w weekend odstresować i cieszyć czuję się przytłoczona i bliska histerycznego płaczu...
11 notes
·
View notes
Text
Złote zasady:
Jeśli ktoś nie walczy o to, żeby ciebie zatrzymać przy sobie, to nigdy nie walcz sama ze sobą, żeby zostać.
Jeśli ktoś cię nie zna personalnie, to nie bierz do siebie tego co o tobie mówi.
Jedyna twoja konkurencja, to osoba, którą byłaś wczoraj.
Lepiej być samą i mieć wysokie standardy, niż być w związku z kimś, kto cię nie docenia.
24 notes
·
View notes
Text
6 października '24
Kolejny dzień sprzątania u kolegi. Zasnęłam jak zabita o 23, nie obudził mnie budzik o 8:00 i obudziłam się o 9:30. 10,5h snu 🙊 No ale jak już wspominałam, bierze mnie jakieś choróbsko, mam podwyższoną temperaturę o 0,6°C + no jednak wykonałam wczoraj ciężką pracę. O 10:00 starszy szykował się pójść pobiegać, a nagle z buta wjeżdżam nam zrobił kolega starszego z dzieckiem (fuj, nawet jeden z moich kotów się ich boi), że był niedaleko odwieźć dzieciaka na turniej i jedzie na chatę i nas zabiera. No ja mam obowiązki, ale za to ogarnęłam się szybko i miałam podwózke w obie strony.
Na zmianę czuję strach i spokój co do szukania pracy, codziennie wieczorem mam zacząć i tego nie robię. Jestem do dupy i jeszcze mam wymagania - pół etatu bez kontaktu z klientem i nie gastronomia. Powodzenia.
A nasze plany co do koncertu zmieniły się przez brak urlopu teraz na rocznicę ślubu (kasa ;)), więc jedziemy też na Motionless In White ale nie do Warszawy, a do Pragi, gdzie grają dwa dni później w styczniu. I nie na jedną noc, a cztery żeby sobie ten urlop odbić. Nawet 5 dni zrobi nam dobrze. I najlepsze jest to, że bilet wstępu jest tańszy, transport lekko droższy (chociaż Praga jest bliżej 40km) i nocleg lekko tańszy. Wyszło na to, że wyjdzie na to samo finansowo. Beka w sumie. Dobrze, że mają korony, a nie euro. Tylko boję się, że zaraz wykupią bilety i chyba pożyczę siano. Nocleg spłacam powoli na Klarnie.
Sign of life i Masterpiece męczę już od chyba miesiąca. Ale oba te utwory mają największą magię z teledyskami 😭✨
Wróciłam do domu i zasnęłam o 18:00 i obudziłam się jeszcze bardziej chora. Bardzo długo już nie chorowałam i widzę zależność w czasie, że prawie w ogóle nie przeziębiam się od kiedy nie piję w ogóle alkoholu.
Napisałam piękny poradnik leczenia objawowego (bo super sposobu na turbo wyleczenie w pół dnia jak w reklamach nie ma) i w sumie wyszedł mi z tego post, który zaraz Wam wstawię. Dla siebie nie produkowała bym się tak pięknie xD
W niedzielę zawsze ważę się rano na czczo - ale ta sytuacja z nieplanowanym gościem sprawiła, że zupełnie o tym nie pomyślałam.
Benzo przestało na mnie działać, biorę teraz raz na dobę 2mg klona, potem 1mg i 0,5mg po dwa dni. Więc mały detoksik. Jak będę źle się czuć, to wydłuże konkretną dawkę o dzień, dwa.
Właśnie zamówiłam cztery rzeczy w Dozie i niespełna 50zł robi papa
#blog motylkowy#motylki blog#pamiętnik motylka#blogi motylkowe#jestem motylkiem#motylki any#anadiet#bede lekka jak motylek#bede motylkiem#będę motylkiem#chce byc lekka jak motylek#lekkie motylki#porady dla motylków#tylko dla motylków#tw ana rant#anoresick#anor3c1a#tw ed ana#anor3cla#anoreksik#anorexies#chce byc chudy#chude jest piękne#chce byc perfekcyjna#chce byc idealna#chudosc#borderline blog#tw ana bløg#Spotify
12 notes
·
View notes