#małe mieszkanie
Explore tagged Tumblr posts
Text
02.09.24 UTRZYMANIE WAG1 dzień 550. Limit +/- 2100 kca1.
Wybrane posiłki:
Nie liczę kalorii od : 56 dni
Kochani, zamknięcie miesiąca przebiegło dość sprawnie. Nogi mi w dupsko weszły. Od północy do piątej rano natuptałam 8K kroków. Mówiłam, że się nachodzę. Cieszę się, że to już za mną! Teraz dwa dni wolne do pracy dopiero we środę.
***
Dziś na kolację wczorajszy lunch - czyli niezbyt fajne kalorycznie frankfurterki, ale na szczęście już więcej nie ma - zjedzone i zapomniane 😝. Kolację zjem oczywiście jak wrócę z kart.
Godzinę zajmuje pokoszulkowanie decku. A idę na 17:00 pewnie wrócę koło 21:00 (dlatego dziś post wcześniej)
Ostatni dodatek jest o zwierzątkach. Niektóre karty to małe dzieła sztuki 🤩. Format Commander to 100 pojedynczych kart. No i gra for fun - o tak - u kolegi w domu.
Ale jeśli pójdę jutro grać do naszego sklepiku z grami, będę grała w formacie Standard - 60 katy mogą być po 4 kopie każdej i to jest bardziej competitive - gramy o nagrody.
***
Powiem wam szczerze choć tęsknię za moim "małżem" - jest w jakiś sposób nawet fajnie samej. Może racja, że czas spędzony w samotności jest w sumie czasem tylko dla mnie. A taki czas trzeba doceniać.
Mam ochotę wypucować całe mieszkanie od sufitu po fugi między płytkami na podłodze.. mam na to miesiąc. Dziś zresztą też sprzątałam ale tylko tak troszkę żeby się o kocie kłaki nie potykać.
Wszędzie w moim domu jest pełno "perzydasiów" ostatecznie te "przydasie" nigdy się nie przydają. Przeczytałam kiedyś ta książkę "Magia Sprzątania" pani Kondo. Ok... Lubię czysto, ale ta baba to świruska.
Dobrej nocy wam życzę!
#ed recovery#edadult#pro revovery#utrzymanie wagi#chce byc piekna#ed18+#foodbook#food log#dieta#nie liczę kalori1#bez liczenia kalorii
26 notes
·
View notes
Text
Rodzice
nie będzie to post o motylkach.. chcę uwolnić się od wyglądających miło i od wydających się spoko osobami, rodziców.
Nie jestem ani z bogatej rodziny ani z tej biedniejszej, powiedziałabym że pieniędzy mamy na tyle by sobie poradzić w życiu, ale nie na tyle by pozwolić sobie na większe przyjemności jak np. ciągłe kupowanie nowych ubrań lub wychodzenie do restauracji..
Może zacznę od tego że od moich najmłodszych lat gdy wspomnienia już sięgają końca, widziałam jak moi rodzice piją. Był to dla mnie zawsze ból, bardzo często widziałam jak rodzice kłócą się na moich oczach. Mieszkam w bloku, nie za małe i nie za duże mieszkanie, w tamtym czasie mieszkałam również z moimi dwoma starszymi braćmi.
Była zima, wieczór, bardzo chciałam wyjść na sanki więc poprosiłam mojego brata gdyż rodzice znów byli pijani.. miałam może 6 lat? Poszliśmy za blok, bawiłam się chyba tak jak nigdy, byłam przeszczęśliwa. Gdy wróciliśmy do domu, położyłam się do łóżka, miałam pokój z rodzicami bo w pokoju moich braci nie było miejsca na trzecie łóżko. Moi rodzice zaczęli się kłócić, zauważyłam że są pijani i chciałam pójść do mojego brata by mu powiedzieć o tym. Gdy wstałam i poszłam do niego, on nic z tym nie zrobił.. Najwyraźniej się wtedy przyzwyczaił do tego.. Gdy wróciłam, moja matka była wściekła na mnie, chwyciła mnie za rękę i popchnęła mnie na łóżko, uderzyłam głową w ścianę.
To jedyne wspomnienie z dawnych lat gdy miałam od 6-9 lat?
Gdy miałam ich 10, pamiętam że musiałam spędzić wigilię sama z rodziną żony mojego brata, z obcymi osobami.
Teraz mam prawię 15 lat. Mam wrażenie że z roku na rok jest gorzej, mam chłopaka, jest wspaniałym człowiekiem który zawsze mnie wspierał, znam go od dzieciństwa (9/10 lat się już znamy), zawsze pozwalał mi płakać gdy było coś nie tak, ocierał mi łzy i spędzał ze mna mnóstwo czasu. Byłam wczoraj u niego na mocowaniu, wyobraźcie sobie że moja matka kazała mi przyjść na kolacje, nigdy mi tego nie kazała. Byliśmy akurat na "poszukiwaniu" tych zupek Buldak?/Buldag? Miałam miesiączkę i dużą zachciankę na tą zupkę, napisałam o tym matce. Gdy wróciliśmy do mojego chłopaka z niestety innymi zupkami, moja matka napisała do mnie.
"Ty naprawdę chcesz wpierdol"
odpisałam:
"dopiero wrocilismy, myslalam ze spisz, zjem u *imie mojego chłopaka* mamo spokojnie nie denerwuj sie"
Kłóciła się ze mną przez telefon az nagle przyszła pod jego blok bo niestety mieszkamy obok siebie.. Zaczęła dzwonić domofonem a więc wyszłam, uderzyła mnie. Uwierzcie lub nie ale to nie pierwszy raz. Mam zdjęcia jak mam odciski od pasa na udach gdy biła mnie po pijaku. Wtedy dostałam w rękę, zaczęła krzyczeć mimo że była trzeźwa. Wróciłam do domu mojego chłopaka. Położyłam się u niego w łóżku i zaczęłam płakać, on przyszedł, zaczął mnie pocieszać i zaprosił mnie do dokończenia naszego serialu.. To naprawdę złoty chłopak.. Poszliśmy spać chwilę później..
Rano napisałam do mojej matki za to że nie przyszłam na kolację wczoraj, idiotyczny powód na przeprosiny prawda? Lecz ona zaczęła mi grozić że jeśli nie przyjdę o 10 do domu to zadzwoni na policję. Ciągnęło się to długo, wróciłam do domu i właśnie to pisze, boję się że znów mnie uderzy.. Może zasłużyłam? Za to jak okropną córką jestem?..
#chce byc idealna#chce byc lekka jak motylek#chce byc szczupla#chce być lekka#chce widziec swoje kosci#motylkiany#nie bede jesc#nie chce być gruba#nie jestem glodna#az do kosci#bede motylkiem#lekka jak motyl#motylek any#bede lekka#chcę być lekka#kocham ane#kocham go#będę szczupła#zabije sie#rodzice#family issues
11 notes
·
View notes
Text
możemy wchodzić na Mountain Everest,
i myśleć ze zdobyliśmy świat ale właściwie to te mniejsze zwycięstwa są wygraną, kiedy decydujesz się coś zrobić pomimo niechęci, kiedy rzeczy małe stają się trudne ale ty je robisz, kiedy budujemy swoją silną wole, kiedy panujemy nad sobą. Zanim zdobędziemy świat, stawmy się temu pracodawcy który gwałci prawa nasze, posprzątajmy mieszkanie, ugotujmy, zbudujmy do siebie zaufanie ze zwyciężamy w tych mikroskopowych rzeczach.
przede wszystkim budujmy swój charakter od dzisiaj, a on kiedyś zaowocuje. Mogę śmiało powiedzieć ze ten rok był dla mnie przełomowy. Nie sądziłam ze mam tyle silnej woli by odejść od ludzi z przywiązania - a to zrobiłam. Nie sądziłam ze mam tyle silnej woli- by otrzymać dyplom z Psychologii (a otrzymałam), nie sądziłam ze mam tyle silnej woli by oprzeć się lekowi i wyjechać w podróż na wakacje (a stawiłam czoło lękowi i wyjechałam). Dzisiaj mam problemy inne, może cięższe, ale stawić się depresji jest równie wielkim wyzwaniem. Stawć się i wyjść z łóżka, wstać i wywiązać się z obowiązków jakie życie w nas rzuca tych większych i mniejszych.
stawiajmy zyciu czoła, a nie uciekajmy myśląc ze jest to przerażajace miejsce do życia. Stawiajmy na rozwiązania i działanie. Ale żeby to zrobić to trzeba widzieć sukcesy w codzienności, i być z nich dumny.
#dla ciebie#pisanie#pamietnik#moje przemyślenia#nostalgia#polska#wiersz#zlote mysli#moje mysli#cytaty
2 notes
·
View notes
Text
Nasze mieszkanie mieściło się w bloku niedaleko centrum miasta. Było to małe, a zarazem urocze osiedle. Szczególnie wieczorami, kiedy barwy nocy i dnia mieszały się ze sobą, malując na niebie piękne pomarańczowo - granatowe obrazy. Otaczająca rzeczywistość była jak z bajki, fioletowe chmury dodawały nastroju, paląc papierosa na balkonie można było poczuć odrobinę nostalgii mieszającą się z nutą rozpaczliwego pożegnania. Przecież nigdy tego nie chciałam. Zawsze wydawało mi się, że dojść do porozumienia, z osobą którą się kocha jest łatwo. Bo ją kochasz i chcesz z nią żyć, być przy niej zawsze, było to dla mnie tak oczywiste, że nie dopuszczałam do siebie myśli, że ona uważa inaczej. Oczywiście, że łatwiej odpuścić niż wziąć tą miłość na barki i przenieść ją przez całe życie, ale byłam na to gotowa. Gotowa na życie w całkowitym wykluczeniu od rodziny, w całkowitym oddaniu jej rodzinie, która nas akceptowała, w mniejszym lub większym stopniu. Nie miało dla mnie znaczenia nic prócz jej oczu wpatrującym się we mnie chyba z miłością, uczuciem - tak to wtedy odbierałam. Później wpatrując się w dym papierosa, leniwie unoszący się do góry, przypominałam sobie sceny pełne łez, trzaskania drzwiami, głupich... bardzo głupich i krzywdzących słów wylewających się z moich ust pod wpływem rozpaczy i spazmów bólu targających moim ciałem. Widziałam wśród chmur wspomnień te wszystkie przepłakane noce, kiedy ona spała obok, bo już nie wzruszały ją moje łzy. Były przecież nieodłącznym elementem tego pełnego miłości związku.
4 notes
·
View notes
Text
Siemanko!
Dziś jest dobry dzień. Mimo, że czuje lęk przed poniedziałkową rozmową z niemieck�� kasą chorych… Cokolwiek bym nie powiedziała i tak będą przecież mi płacić, ale i tak świruje jakbym nie starała się zajmować czymś innym. Działam na takim autopilocie przez to, że nawet nie pamiętam czy mówiłam wam, że kupiłam letnią kołdrę… Wiem, że mogę to sprawdzić, ale chodzi mi tu o danie przykładu.
Jerry o 23 przyszedł pod kołderkę zaś o 5 rano zaczął biegać po łóżku wokół mnie w „literę U”. Gdy przewróciłam się na bok i zapytałam co tu się odjaniepawla Ruda wskoczyła na łóżko. Zaczął się nagły atak Rudzika czyli nachalne buziaczki. Nakarmiłam uszaki i zaczęłam leżeć patrząc się w sufit. Poczułam się głodna i zjadłam galaretkę.
Później posprzątałam mieszkanie i pojechałam spotkać się z rodzicami. Posiedziałam, wypiłam herbatkę, zjadłam jeden z siedmiu kawałków skyrnikoszarlotki. Nie zrobiłam zdjęcia bo miałam inne słodkości do sfotografowania. Poznajcie resztę wesołej ferajny:
Tajson czarna kotka zmienia się w Kota Maurycego z Kota Filemona (pozdrawiam dinozaury, które pamiętają tą dobranockę). Pamiętam jak w wakacje w 2009 roku wzięłam z zoologicznego za darmo małą czarną kulkę, która z miejsca mnie pokochała. Zawsze ze mną spała wtulona w moją szyje. Kochany grzeczny czarnuch. Na początku mówiliśmy do niej Lucy, ale charakter względem innych sprawił, że zaczęliśmy do niej mówić Tajson :) przeraża mnie ilość siwizny w jej ciemnym futrze…
Zezol(ka) od samego początku miała tak na imię. Wzięliśmy ją w 2011 roku z fundacji jako małą szarą kulkę z pięknymi choć zezowatymi oczami. Była i nadal jestem „strachajłem”. Gaduła i ogromny miziak. O ile Tajson wybrał mnie i raczej nie szuka głasków u innych to Zezol nie przejdzie obok bez miziania. Ale jak przyjdzie ktoś w gości to nie wyjdzie z ukrycia.
No i naczelny psychopata czyli dwu letni Gryziu. Mały york, absolutnie nie szczeka bez powodu, zawsze chętny na przytulaski i głaski. Straszny zazdrośnik z ADHD co wiecznie chce atencji i zabawy. Maratończyk. Ten dziad potrafi zrobić 15 kilometrów i po pół godzinnej drzemce mieć chęć na kolejny spacer. Na początku miał na imię Cywil, ale jego waleczny duch jako szczeniak i nadmierna chęć gryzienia wszystkiego i wszystkich sprawiła, że już nawet weterynarz na jego widok woła „o Boże! Gryziu przyszedł!” bo faktycznie potrafi dziabnąć choć najczęściej, gdy ma ochotę kogoś ugryźć zaczyna ziewać xD nie gryzie mocno. Bardziej tak by zwrócić na siebie uwagę podczas zabawy. Totalnie nie groźny ale dzielny ;)
Po cieście pojechaliśmy kupić płytki do kuchni oraz ganku. Przy okazji zrobiliśmy tour de budowlany. Rodzice zgłodnieli, więc zabrałam ich na kebaba. Ja nie wzięłam sobie nic. Nie miałam ochoty. Jak wróciłam do domu postanowiłam zjeść to co mi zalegało czyli vege nuggetsy z surówką z wczoraj.
Jutro chce zrobić coś fajnego na obiad. Tofu, krewetki, makaron, ale nadal spoko kaloryczne. Nie liczę kalorii, nie kładę nic na wagę (chyba, że daje wam przepis). Stram się jeść kiedy mam ochotę i nie będę oszukiwać się, że miałam ochotę na tego kebsa. Jednak czułam, że po prostu mi nie wolno… Za to jednak mogę się już przełamać zjeść bułkę czy żółty ser. Raz na jakiś czas, ale mimo wszystko. Małe kroczki :)
Wiem, że to złe, ale czuje satysfakcję, gdy odmawiam sobie pizzy czy kebaba. Zwłaszcza jak jest ono na wyciągnięcie ręki. Wspominała już tu kiedyś, że mam czasem takie momenty kiedy potrafię jeździć od fast fooda do fast fooda z chęcią zakupu WSZYSTKIEGO z oferty i powstrzymuje się w ostatniej chwili. Nie raz pytacie „czy miewasz napady?”. Teraz rzadko mam fizyczne napady. Te psychiczne zdarzają się dużo częściej. Pragnę wtedy wszystkiego i walczę sama ze sobą by tego nie zrobić. Bo to już nawet nie chodzi o wilczy głód bo zbyt rzadko czuje głód. U mnie wygląda to bardziej jak niekontrolowana chęć powrotu do czasów BED i przyzwyczajenia kiedy mogłam jeść co chciałam, kiedy chciałam i w dowolnej ilości - najczęściej za dużej… jednocześnie tego chce jak niczego innego i boje się, że stracę kontrole za każdym razem, gdy jem.
Kończę na dziś :) Uszaki już prawie mi na głowę wchodzą (dosłownie) bo czas na ich kolacje. Chyba też posiedzę trochę pod prysznicem. Gorącym prysznicem. Jest mi zimno - jak zawsze, ale dziś pogoda się zmieniła i nagle temperatura wokół zmalała.
36 notes
·
View notes
Text
✨18
Trochę mnie nie było U mnie wszystko git
❄️Mialem wczoraj cheat day (może sobie to racjonalizuje Kij wie)
Miałbym napad taki jak zwykle czyli (paczka jeżyków, snickers, twix, żelki, oreo i nutella) to lista moich bingowych slodyczy Mogę to wszystko opierdolić prawie w jeden dzień Coś zawsze zostaje i triggeruje kolejny napad i kolejny raz dokupowywuje to samo
Tym razem uznalem, że kupię parę batonów żelki i toffie Jakoś tak łatwiej mi zjeść gryza batona i mieć wyjebane potem Często zapominam o tym ze mam jakieś resztki batona
Bałem się tego takiego przymusu wpierdolenia wszystkiego jaki czuje zawsze podczas napadu (zjem jak najwiecej=mało zostanie to nje zjem=chuja prawda) więc poszedłem na kompromis
Dziś trochę se z tego podjadłem po pracy pewnie jakieś 1800 mi wyszło maks 2000 bo oprócz tego 631 w pracy Mimo, że to małe gówienka to mają w chuj k Ważne, że mi się nie chce rzygać i nie chce mi się już jeść Paczka toffiefie nadal nie zerzarta, to jakiś cud XD
Mam nadzieję, że jutro się to nie zmieni i nie będę miał klasycznego napadu bo podoba mi się jedzenie mało wstawanie głodnym, chodzenie spać głodnym To poczucie ulgi i jaki spokój czuje jest czymś za czym tęskniłem od kilku miesiecy
❄️W pracy nie było jakoś ciężko po powrocie Spodziewałem się, że moja forma fizyczna mocno spadnie i ciężko mi się będzie skupić ale nie Zasuwam jak dawniej
Wypuścili mnie wcześniej Cały dzień czulem, że tak będzie mimo, że było parę wycieczek XD pojechałem na meeting uradowany w pon też byłem po pracy Mialem nie iść jednak nie byłem az tak zmęczony Dla mnie to już cześć rutyny pon: terapia, praca, po 20 meeting na te półgodziny chociaż Nd(jak mam wolne to obowiązkowo)
Ostatnio też zauważyłem, że jeśli chodzi o tematy raczej nie skupiam się na swojej chorobie tylko moje doświadczenia są jakimś takim dodatkiem Bardziej zaczynam mówić o takich sprawach życiowych
Lubie tez słuchać innych wypowiedzi, które konkretnie odwołują się do uzależnienia, wtedy sobie przypominam wiele rzeczy
Tematy często zmuszają mnie do przemyśleń i robię to przed wypowiedzeniem się na jakiś temat Niektóre z ich są związane z czymś o czym w ogóle nie myślałem,, czy moje życie jest takie jakie być powinno? ",, czy słucham i rozumiem innych?" itp
A z drugiej strony ee nie wiem wsm bo prawie nie pamiętam nic z tego co powiedziałem Pamiętam tylko co myślałem
❄️Z takich radosnych zdarzeń to Bartek sitek wrócił do streamowania 🥺 Kocham po prostu Będę miał w końcu co oglądać na twitchu XD
Zapomniałem, że wgl mam suba 8 miesięcy XDD przypomniałem sobie jak płaciłem te pieniądze,, przez ten czas chce nie pić" Chce mieć coś co sprawia mi radość i nie jest to wóda Często oglądałem różnych twórców będąc pod wpływem (pilem w samotności) ale bartek sitek jest moim ulubionym i nie potrzebowałem prawie nigdy alko (bezdomnosc=mieszkanie u starego era to wyjątek)
Na terapii dowiedziałem się że wszystko związane z piciem pokój/zajęcia podczas których się piło są wyzwalaczami ja siedziałem sam w swoim upierdolony pokoju i binge wat chowałem lakarnuma po terapii przestałem bo faktycznie myslalem o tym,, jak zajebiście by było gdybym się napierdolił" a z czasem gdy miesiące mijały a ja nie piłem przestałem bo mnie nudził jego content xD
Napisałem w rocznicę suba wiadomość nawiązująca niejako do tego xd,, 8 miesięcy To tylko liczba a ile trzeźwych chwil wraz z GF.. "(gf=generator frajdy czyli Bartek Sitek jakby ktoś nie wiedział XD) Ktoś napisał,, gratulacje trzeźwiaku" Zrobił mi tym dzień Serio to określenie mi się spodobało
Wyobraziłem sobie sytuację w której kogoś poznaje i ta osoba proponuję mi wyjście na piwo a ja mówię,, wiesz coo.. Nie dzięki Jestem trzeźwiakiem XD" jak się zaśmieje to znaczy, że jest dobrze a jak nie to się nie dogadamy XDd
Nikogo nowego w moim wieku, z poza aa nie poznałem i muszę być przygotowany na takie sytuacje na wypadek gdyby Szczerze nie chciałbym na początku znajomości opowiadać o problemach jakie mam, tłumaczyć o co chodzi, trochę niszcząc atmosferę między mną a nowo poznaną osobą,, nie pije bo jestem alkoholikiem"
Wolałbym być postrzegany jako normalna osoba, która po prostu nie lubi pic i tyle Tak było przez całe moje życie do 2021 AA nie jako typ z traumami Nie ufam ludziom that's it nie, że się wstydze no nie XD
❄️Pisałem, że zamówiłem sobie figurkę megumi ego z JJK (chyba nie pamiętam możliwe, że tylko myślałem, o tym by napisać posta) Wkoncu przyszła 🥰
Zamówiłem jeszcze jedną Te samą co ma mój brat bo mega mi się podoba i to taniej na vinted 🥺 Poluje jeszcze n figurkę Choso z JJK
Nigdy mnie ciągnęło do figurek z anime Te postacie jednak idealnie swoim wyglądem wpasowywują się w mój vibe i generalnie je uwielbiam
Nie będę jednak powiększał znacząco kolekcji tak jak to zrobiłem z Monster high, gdyż przytłacza mnie moment kiedy czegoś mam w chuj dużo w pokoju Mang mam dużo i nie wiem gdzie je dawać Cześć chciałbym sprzedać Serię które lubię mają sporo tomów Nie wiem czy nie będę musiał kupić kolejnego regału
Chciałbym wgl kupić nowe meble bo te co mam są jakieś takie nie funkcjonalne dla mnie XD kolorystycznie mi też nie pasują Problem z meblami jest takie, że nie mam pojęcia co potem zrobić z tymi starymi XD czy jakaś firma oferuje wywóz nie używanych mebli? Nikt z domowników nie ma możliwość rozkręcenia ich a co dopiero przewiezienia gdzieś XD
❄️To tyle ode mnie Wyspanego poranka życzę ��
#blogi motylkowe#gruba świnia#gruba szmata#grubasek#chce byc lekka jak motylek#dieta motylkowa#blog motylkowy#jestem gruba#chude jest piękne#grubaska
11 notes
·
View notes
Text
Jak zmienić matkę ��eby nie była złośliwą kurwą no borax, no glue?? Dosłownie w piątek jej mówiłam o moich planach zrobienia jutro (w poniedziałek) 50k krokóe. Zgodziła się. A dzisiaj nagle jej odjebalo i zaczęła że ja tylko ciągle wychodzę i mnie w domu wcale nie ma (jak ek jestem to tez zle bo nic nie robire i jestem leniwa. + Jak wróciłam od ojca i opowiadałam jej co robiliśmy to zaczęła się drżeć że ją nie obchodzi co z ojcem robię i że mogę się do niego wyprowadzić jak tak bardzo chcę. (To ona zawsze co kłótnie gada że mam do niego wypierdalać) (Nie mogę bo ma rodzinę córkę i żonę i one by raczej nie chciały i za małe mieszkanie i bym nawet pokoju nie miała swojego) (wszyscy dobrze wiemy że nawet by nie dala mi sie wyprowadzic a nawet jak to ona by tesknila najbardziej xDD) przez nią się kurwa utyje bo nie mogę na siłownię chodzić, nie mogę z domu wychodzić i mi ciągle jedzenie wciska kurwa
#coquette#lekki jak motyl#motyl#motyli#motylkowo#pamiętnik motylka#porady dla motylków#chudej nocy motylki#girlblogging#lana del rey
5 notes
·
View notes
Text
Człowiek dobroduszny
Żeby Was... Przynoszę z pracy opowieść. Niesamowitą. Pamiętacie jak mówiłem, że Lbk to małe miasto? Posłuchajcie:
Tak jak V2 lubię, tak szczerze lubię naszą małą Lerę. Jest miła i pracowita.
Lera ze swoim narzeczonym wynajmowała mieszkanie obok Zamku Przedszkola. Mieszkanie z wielkim balkonem, jednym pokojem, kiblem i kabiną prysznicową. Bez pralki, kuchenki gazowej... Taka troszkę klatka dla ludzi. - Właściciel nagle zmienił zdanie i zaproponował im przeniesienie się nieco dalej, bo tu ma zamieszkać na stałe jakaś babka (albo ciotka).
Nowe mieszkanie zostało zwolnione po jakimś dziadku. Lera pokazywała mi dziś filmik. Kurwa mać O.O To melina, nie mieszkanie. Wiszące włączniki światła, kontakty... Deska od kibla wygląda jakby ktoś ją ugryzł. Dosłownie. Ułamany kawałek i ślady jakby po zębach. Sracz, swoją drogą, czarny. Ściany całe ujebane, panele na podłodze luźne. Ogólnie melina. A! Kurwa! Mikrofalówka i lodówka tak ujebane niemożebnie, że kartofli od ziemi bym w nich nie trzymał.
Typ obiecywał już dawno wyremontować melinę, ale tak jakoś wyszło, że "nie mógł znaleźć majstra". Zaproponował, że za jeden czynsz oni mogą sobie sami je wyremontować. Porażka. A najlepsze, że bierze 1400 dla siebie, 600 spółdzielnia i opłaty. Taki hajs za takie coś.
I teraz najlepsze. Narzeczony Lery umówił się z typem niedaleko naszego sklepu. Typ się nie stawił. - Po paru godzinach przyjeżdża niespodziewanie towar. No 20:30 była, żeby nie skłamać. Witam się z typem - Siema! Siema! - Typ patrzy, a tu narzeczony Lery. - Co ty tu robisz? Czekałeś tyle? - Jery, jery... Jebany prywaciarz.
Powiem tak - Nie napisze dokładnie kto to, bo nadal się boję, że blogasek (jak już 2 razy w życiu) wycieknie. Koleś jest znanym w Lbk prywaciarzem. Z dobrej rodziny. Społeczniaki. Filantropi. Z dobrą opinią. Kasą wielką.
Wstyd jak chuj. 1 - wynająć komuś takie mieszkanie 2 - wynająć komuś takie mieszkanie będąc z takiej rodziny 3 - wynająć komuś takie mieszkanie za taką kasę 4 - wynająć kasę z pracownikom swojego znajomego.
Ale mnie to trzyma.
//
V2 ma na mnie cichego focha. Nie odzywa się znaczy i mnie lekceważy. Dlaczego? Ano spotkały się dwa fronty.
Bolała mnie głowa i zastałem całkowitą chujnię w pracy. Nie powiem wkurwiłem się, ale nie szalałem czy coś. V2 przyczepiła się, że nie powiedziałem jej cześć. Powiedziałem. - Potem na siłę wciskała mi, że jestem zły. I tym mnie podkurwiła jeszcze bardziej. - Przyszła się liczyć jak byłem strasznie zajęty i wierciła mi nadal. - Kazałem się spadać albo spierdalać. Pierwsze ujdzie, jak kazałem to drugie to jest mi wstyd. Ale kurwa zasłużyła. Się zawsze wpierdalają nie w porę. Też widzi, że nie mam bilonu ni chuj, ale dychę w monetach wyciągnęła. Pytam co robi. Ona potrzebuje. A ja nie?! Ja na tych oparach pracuję!
A w chuj z tym dniem! Tydzień powinien zaczynać się od wtorku, żeby przeczekać poniedziałek!!
youtube
9 notes
·
View notes
Text
🤍8 maja 2023🤍
🪽Stwierdziłam, że od czasu do czasu zacznę też tutaj opisywać swoje dni bo w sumie czemu nie. Nie chce z tym narzucać na siebie presji więc na pewno nie będzie się to tutaj pojawiać codziennie ale myśle, że to w sumie spoko pomysł patrząc na to, że sama rok temu w swoim bio napisałam, że to konto to mój pamiętnik. Wrzucam tutaj zazwyczaj coś pod wpływem impulsu a oki będzie tak się zastanowić nad tym co robię tym bardziej, że od dłuższego czasu mam straszne dziury w pamieci i wszystko mi się miesza. Nie jestem w stanie powiedzieć co robiłam 2 dni temu i tak dalej. Z góry mówię ze nie będzie to ciekawe wiec nie zdziwię sie jak nikt tego nie będzie czytać ale robię to tak dla siebie.
No więc dziś wstałam dosyć bardzo późno jak na mnie. Nawet jak mam wolne to ustawiam sobie milion budzikow od ok. 7:30 do 10:20. Lubię wstawać rano. Dosłownie tych budzikow mam z 30 i co kilka minut klikam ttlko żeby je wyłączyćxd No i dziś ustawiłam mniej niż zazwyczaj tych budzikow no i co? I wylaczylam ostatni i dalej poszłam spać. I co? I wstałam o 12:00 ;-; Nienawidzę wstawać po 10:00 bo mam jakieś chore wyrzuty sumienia. Ale wstałam, ubrałam się i zaczęłam ogarniać pokój bo niby nie był jakiś syf ale mieszkanie z 2 kotami i z psem to katorga bo nie to, że wszędzie jest milion sierści to jeszcze żwirek z kuwety mam rozwalony po całym pokoju. Odkurzylam i powycieralam kurze i później poszłam ogarnąć kuchnie. Do 14:00 sobie czytałam i później wzięłam się za obiad żeby się wyrobić do 15:00 tak jak miałam zaplanowane. Jak robiłam obiad a w sumie to śniadaniexd To przyszła mama i było małe spięcie ale zjadła placuszka z cukini, powiedziała ze dobry i jej przeszło. Później wzięłam sie za robienie podstawki na biżuterię i troxhe sobie czytałam. Ogarnelam tez sobie brwi. Chciałam isc na spacer z psem więc zjadłam jabłko i po 18:00 zaczęłam sie malować i ogarniać. W między czasie wstał brat, z którym chciałam isc na ten apacer więc poczekalam aż dziexiuch sie troxhe rozbudzi i zje i wyszliśmy o 19:00. Wróciłam do domu ok. 20:00 i kurdupel zapragnął sobie gofrów więc jako dobra siostra robiłam z nim gofry. Zrobiłam wszystko zgodnie z przepisem żeby miały normalna ilość kalorii i żeby nie kusiło knie żeby zjeść jednego. No i sie udało. Zrobiłam dla brata eleganckie gofry i poszłam sie myć. Po myciu zjadłam sobie spaghetti i pisałam z przyjacielem. Napisałam mu o atakach paniki bo to nie jest dka mnie jakiś trudny temat. Co prawda nigdy nikomu o tym nie mówiłam ale chciałam zobaczyć jego reakcje na tqka rzecz bo kilka dni temu byłam mu gotowa z marszu napisać o ed i wszystkim innym ale dobrze ze sie ogarnelam. No i napisałam mu to i nwm chyba okej zareagował, napisał ze da mi wsparcie, nie olał tego ale xhyba nie powiem mu narazie o ed bo jaki to będzie miało sens. Pare sni temu byłam gotowa mu o tym powiedziex i wziąć pod uwagę recovery ale po wczorajszym dniu nie ma opcji ze ja będę na recovery bo ja nie dam rady żyć z myślą ze waze 54kg i nic z tym nie robię. No bez sensu komuś mowix skoro ja chce w tym siedzieć. Teraz sibie siedzę, wypije se za chwilkę jeszcze 500ml wody żeby dobić i to w sumie tyle z tego co sie dziś działo🪽
5 notes
·
View notes
Text
Spotkanie rodzinne, malowanie pisanek, włosing, pieski, nostalgia taka, że ryczę
Wróciłam z wczorajszego malowania pisanek przepełniona emocjami: mieszanką FOMO i nostalgii.
Brakuje mi mojej rodziny.
Mam wrażenie, że czas zapierdala i ja mam w tym gronie coraz mniej czasu do zaaranżowania wspólnie. Boję się ich odejścia. Czuję, że coś się zmienia - i rodzice, i ja starzejemy się. A jednocześnie tak pięknie potrafimy spędzać czas...
Mieszkanie osobno pozwala na zbudowanie dobrej, serdecznej relacji. I bardzo się z tego cieszę - to nauka powzięta doświadczeniem.
Zaczęłam od wizyty u mojej siostry, która od... hymm... od października jakoś utrzymuje, że źle robię włosing, bo o ile loki utrzymują mi się z przodu, to z tyłu mam ledwie fale, chociaż WIEMY, że mam potencjał na osiągnięcie pukli jak u lalek.
Zrobiłam test na covid (czysto) i pojechałam do sis. Pracowałam sobie zdalnie podczas, gdy siostra eksperymentowała na moim skalpie.
To było bardzo przyjemne. I takie "normalne". Kiedy się na to umawiałyśmy czułam takie "a spoko, luz, zobaczmy, bo może masz rację, że coś mogę robić lepiej by mi służyło". Dopiero, gdy już siedziałam w salonie siostry, pijąc kawę, klikając po klawiszach i czując, jak sis (ubrana w legginsy i t-shirt z odciskami stópek na brzuchu i napisem "Wychodzę latem!" :D) przeczesuje mi włosy NAGLE wróciło do mnie wpomnienie dzieciństwa i czasu nastoletniego, studenckiego. To ona mi farbowała włosy (raz była zjarana i pofarbowała mi krzywo xD), wyrywała mi złośliwie, wbrew moim prostestą wszystkie siwe włosy, ona zaplatała mi warkocze dziecięcymi łapakami uczona wcześniej plecenia warkoczy na motkach wełny i muliny w pokoju u babci Gertrudy; ona potem wymyślała mi fryzury i aplikowała pianki i kolorową bibułę na włosy. Ona kręciła mi włosy na papiloty podczas seansów filmów z Johnnym Deepem... A ja byłam osobą od wszystkich zadań specjalnych na jej włosach na przestrzeni lat: baleja��y, brokatów, podcinania końcówek, farbowania, warkoczykowana, papilotów itp itd.
Nostalgia mnie wzięła. Zaufane dłonie na moich włosach. Takie przyjemne zabiegi.
Coś, co mi się wydaje doświadczeniem bardziej zarezerwowanym dla kobiet, które mają siostry. Coś tak dziewczyńskiego... Młode kobiety spędzające wspólnie wieczór przed laptopem z "Supernaturals" lub "Pamiętnikami wampirów", z piwami pod ręką, tostami z serem na talerzach i wzajemnie zaplatające sobie włosy. Jedna siedzi na fotelu-workowej-puffie, a druga na ziemi między jej nogami.
To chyba bardzo wyjątkowe wspomnienie - tak do mnie to wczoraj dotarło. I się poryczałam przed klawiaturą (i teraz też ryczę ze wzruszenia). I to nie był jedyny raz, kiedy wczoraj płakałam ze wzruszenia.
Przywiozłam siostrze to, co pozwoliła mi kupić: matę do przewijania dziecka, taką składaną, przenośną i ciuszki: jeansowe ogrodniczki i sweter z wełny. Ona pokazała mi pierwsze ciuszki, które dostała od naszej najstarszej kuzynki. Bardzo się nimi jara, powtarzała "to niesamowite, że on będzie miał taką malutką główkę, a te czapeczki będą pasować!" - sama bym chyba nie zwróciła uwagi na to jak małe są. A rzeczywiście były małe, ale wciąż OLBRZYMIE jak się pomyśli o tym, że ta główka ma się zmieścić w szyjkę macicy, a potem pochwę. Brrr.
Sis mówi, że to jej nie jest straszne. Że za bardzo tęskni za byciem mamą by się tego bać. A ja chyba nie odpuszczę strachu dopóki sis nie urodzi i nie dostanę potwierdzenia, że przeżyła. Rodzić w tych czasach i w tym kraju to jak hazard. Uspokajała mnie, że była na drugich prenatalnych i że wszystko jest w porządku, że płód się rozwija prawidłowo. Z ulgi znowu mi się oczy zaszkliły.
Metody włosingu siostry i mojego różnią nie niuansami, przedyskutowałyśmy to, wymieniłyśmy się sposobami, wiadomościami o wykorzystanych kosmetykach itp. I faktycznie, wydobyła mi skręt z tyłu głowy, ale z przodu jej sposobem mam o wiele luźniejszy skręt.
W ogóle... ech. Sis ma włosy o skręcie średnicy pierścionka. Drobny całkiem, taki jaki osiągałyśmy kręcąc włosy na papiloty. A ja i tata mamy loki o średnicy tak około 2-3cm, pukle takie się robią, cała większa sekcja się układa w tunel jak w perukach dworzan Ludwika XVI. Babcia (mama taty) mówiła, że też miała loki, ale nie wiem jakie, bo robiłą trwałą, ale mówiła, że jej tata miał włosy takie same jak jej syn, tata, ten sam rodzaj loków. I bardzo te kręcone włosy w swoim tacie uwielbiała, wspominała jak je układał przed lustrem, jak lubiła na to patrzeć. I dlatego spośród swoich dzieci wyróżniała mojego tatę... Ciekawe czy synek siostry będzie miał kręcone włosy? Sis mówi, że ma nadzieje, że nie, bo to straszne utrapienie - no cóż, racja, nasze włosy są liczne, gęste, ale też słabe i wiotkie, łamliwe i wymagają sporo pielęgnacji by wyglądać ładnie...
---
Przeżyłam też wczoraj mały szok - w pół drogi z dworca odebrała mnie siostra z Lucynką. Zaznaczę, że Lusi nie widziałam jakoś od listopadowego wypadu w górki: w święta nie, bo byliśmy chorzy, w sylwestra też, a potem przy każdej okazji już była z nami mała i przez naszego malucha trzeba było inaczej rozgrywać spotkania. Więc mojego ulubionego pluszowego misia nie widziałam od kilku miesięcy. Strasznie tęskniłam! Widziałam je z daleka, machałam już z pół kilometra. A Lusia oczywiście nie widziała, bo zaczepiała wszystkich po drodze by głaskali, by spojrzeli jaki z niej cudowny piesek (moją siostrę to doprowadza do obłędu - twierdzi, że zazdrości mi, że mój szczeniaczek się ludzi boi, bo ona ma dość tego jak wiele ludzi dotyka jej psa podczas spaceru - zamiast się odpryskać to trwa audiencja za audiencją uwielbienia dla psinki). I NAGLE Lucynka mnie wyczuła i pociągnęła do przodu! A mnie trawiła świadomość JAK WIELKI Z NIEJ PIES. *o* Pozwolili jej na zimę zarosnąć jej naturalną szatą, bez podcinania. Zarosła. Nie pamiętam, kiedy ostatni raz widziałam ją z taką ilością futra. Totalnie owczarek pikardyjski. MAAAAASĘ futra, szczególnie na karku i szyi, w okolicach kołnierza i łopatek - wygląda jakby miała grzywę jak u lwa! Jej czaszka to 3 czaszki mojego szczeniaczka. *o* Gdyby chciała to połknęła by moją Welesie ot tak. Taki nieco karłowaty niedźwiedź. Wydaje się o 15cm większa w każdym wymiarze przez to futro. I być może przytyła - sis nie wie, ale przyznaje, że Szwagier zaprzestał z nią biegania porannego, więc mogła przybrać na wadze.
Lucysia po przywitaniu ze mną pobiegła dalej, niuchając, a siostra po drugiej stronie smyczy śmieje się "tylko ciocia do ciebie przyjechała! Wujka nie ma!". Piesek spojrzał na moją siostrę z niedowierzaniem. Takim "R U sure?" i wróciła do mnie opierając zadartą głowę na moim udzie i patrząc Z TAKĄ MIŁOŚCIĄ w oczach. Pieski są cudowne...
Potem, wiele godzin później, na godzinę przed moim powrotem do domu do moich rodziców przyjechał mój kuzyn. Dowiedział się, że będę i miał nadzieję, że jestem z Welesią. Po prostu spontanicznie wpadł do rodziców z Hakim. Jego boarder colliem. I ZNOWU miałam dysonans poznawczy, bo czaszka Hakiego jest porównywalna do Lusi, czyli głowa mojego szczeniaczka zmieściłaby mu się spokojnie w paszczy. Czemu ja tego wcześniej nie zauważałam? *o* To dla mnie zawsze były takie "maleństwa", a przy nich moja niunia to jest mini-maleństwo!
Najlepsze jest to, że kuzyn wszedł do mieszkania, a za nim, jak taka CZARNA kulka futra z PISKIEM wleciał jego pies. Wbiegł najpierw prosto do cioci (mamy kuzyna i bapsi pieska) i usiadł tak blisko by przylgnąć całym swoim piszczącym z tęsknoty ciałkiem. Taki przytulas. A potem zrobił to samo wobec mnie. Roześmiany kuzyn wyjaśnił, że jest brudny jak siedem nieszczęść i może mnie pobrudzić, sorka, bo myli razem samochody. Nie mogłam. Rozpływałam z urzeczenia tymi wpatrzonymi we mnie czarnymi, pełnymi miłości oczętami osaczonymi w zaskakująco dużej czaszce xP - nie widziałam tego malucha prawie rok! A on mnie pamięta i z taką miłością i oddaniem w spojrzeniu mnie wita! Głaskałam gładkie futro (w dotyku przypomina mi futerko mojego szczeniaka) z powoli rozpoznając gdzie ją jasne plamki jego ubarwienia pod tym brudem. Rozkoszny typek. Moja niunia jeszcze tak na mnie nie patrzy... Ciekawe czy będzie?
Kuzyn chce się umówić na zapoznawczy spacer z pieskami. Troszkę się śmieje z mojej niuni - że taki pimek mały przy jego psie i Lucynce, ale na pewno będzie ciekawie. Ciekawe jaka wyrośnie i na ile ma charakter w typie boarder collie, bo umaszczenie bezsprzecznie na to wskazuje.
No fakt.
Cieszę się. Za kuzynem też tęskniłam. Rozmowa się ciężko kleiła, on był lekceważący i trochę ironiczny, ale gdy przestawał być "z góry" i pytał naprawdę z zainteresowaniem i z zaangażowaniem dział się własnym doświadczeniem miałam ochotę... nie wiem? Nie wiem jak to ubrać w słowa. Po prostu z nim wraca się do płynnego, bezpiecznego kontaktu w innym tempie niż np: z jego mamą, a czas jaki miałam do odjazdu do domu na to właściwe dla tej relacji tempo nie pozwolił. A byłam spragniona tego kontaktu po prostu. A mimo to tyloma fajnymi rzeczami się wymieniliśmy i się wstępnie ustawiamy na wybieg z pieskiem. Będzie ciekawie.
I to też mnie wzruszyło - ta tęsknota, to porozumienie odbudowywane, to spotkanie.
---
Po włosingu i skończonej pracy zjadłyśmy u siostry obiad i pojechałyśmy obydwie do rodziców.
Na rodzinne malowanie pisanek.
Mama trochę namieszała, naprzestawiała, ale ostatecznie się udało nam spotkać w czwartek 6 kwietnia 2023. Tylko jedna ciocia się wykręciła od przyjazdu - jej strata.
Mama przyszykowała miejsce pracy: stół okryła ceratą, na stole postawiła kominki (takie do aromaterapii). W nich rozpuściła wosk pszczeli. I narzędzia jakie nauczono ją robić na szkoleniu. Ja jeszcze poprzedniego dnia przeszukałam okoliczne plastyczne w celu nabycia pena do batiku - jakim kiedyś mój tata malował jajka woskiem - niestety nie jest osiągalny do kupienia od ręki, trzeba zamawiać. No trudno. A u rodziców w domu czekało mnie zaskoczenie: okazało się, że tata dowiedziawszy się, że mama organizuje babski rodzinny zjazd w celu malowania jajek postanowił SAM wykonać pena do batiku. Najpierw kupić - kiedyś kupował w Cepelii, a teraz takich sklepów nie ma. Nie pomyślał o plastycznych (dla niego to "przyrząd do malowania jajek", a nie "przyrząd do batiku"), ale pomyślał jak samemu taki pen wykonać. Zjeździł ponoć kilka powiatów szukając w sklepach odpowiedniej blach (!). Kupił blachę, zespawał i zrobił dwa przyrządy. Niestety bardzo nieprecyzyjne. xD Ale zrobił!
Ja wydrukowałam przykładowe wzory malowanych tradycyjnych ludowych pisanek, żeby czymś inspirować własne wzory. Wydrukowałam tego po kilka by dziewczyny mogły wybierać. Okazało się to być pomocne.
Usiadłyśmy w piątkę i malowałyśmy. Było świetnie. Ciocia - przyjaciółka mamy - miała jedno zastrzeżenie: brak tradycyjnych śpiewów (zgrywała się). :D Lubię jak mama spotyka się ze swoimi koleżankami ze studiów, tymi moimi przyszywanymi-ciociami. Mam zawsze w ich towarzystwie jakby młodnieje, jakby jakiś chochlik w ich oczach płonął i momentalnie dobywały z siebie jakieś niesamowite pokłady kreatywności. :D
Wczoraj na malowaniu pisanek byłam ja i siostra, mama, siostra mojej mamy i przyjaciółka mojej mamy o której myślę jak o członkini rodziny. Od zawsze. I tata xD
Chociaż tata spędził większą część spotkania w kuchni najpierw farbując swoje jajka w łupinkach cebuli, a potem smażąc nam wszystkim placki ziemniaczane i robiąc gulasz (to ostatnie z trudem, bo utrzymywał, że nie potrafi).
Siostra zaproponowała, aby farbowanie jajek stało się naszą rodzinną tradycją, bo to całkiem fajne! Wychodzi nam itp. Fajna okazja by spotkać się w gronie w którym nie ma szans by spotkać się w innych okolicznościach. Pomysł spodobał się wszystkim. Zrobiłyśmy każda po 4 pisanki. Niektóre krzywe. To nie było łatwe wbrew pozorom. Trudno się maluje tym woskiem, by nie wychodziły kleksy. A osiąganie kształtu to w ogóle spora trudność.
Potem dołączył na spontanie kuzyn, jak wspominałam. Ciocia co jakiś czas łączyła się ze swoją córką (i wnuczką) w Chicago - pokazywała dziewczyną nasze pisanki i co tu robimy. Szwagier dawał znać, mój O. się odzywał... w zasadzie było tak miło, że bardzo mi go brakowało w tym gronie. Rodziny.
I znowu się wzruszyłam.
Ech.
Pod koniec mojej wizyty tata zagadnął ciocię o kuzyna ich (w sensie, że tata zagadnął swoją szwagierkę o kuzyna mojej cioci i mamy). Atmosfera zgęstniała. Stasze pokolenie zaczęło wymieniać informacje, upewniać się wzajemnie, że wujek się tak łatwo nie podda. Moja o moim "obleśnym wujku", seksiście, mizoginie i osobie, która czyniła mi, siostrze, moim koleżanką (które się potem na to nam skarżyły) i starszym kuzynką (tez uważały, że wujek jest dziwny) w okresie dojrzewania komentarze, które dziś bez wątpliwości sklasyfikowałabym jako molestowanie, seksizm i naruszanie granic. Wujek do tego zajmuje w hierarchii społecznej wysokie stanowisko z racji wykonywanego zawodu i wiedzy, i sukcesów zawodowych - jest autorytetem. Mam w związku z nim mieszane uczucia - bo był czas, gdy mi pomógł, ale też było więcej sytuacji, gdy po prostu denerwowałam się na myśl o tym, że do nas przychodzi i co powie.
I teraz też mam mieszane uczucia: bo nie utrzymuję z nim kontaktu, jego synowie z którymi się wychowałam nie chcą najwidoczniej utrzymywać ze mną kontaktu pomimo podjętych prób.
A właśnie się dowiedziałam, że wujek ma raka. Zaawansowanego raka. Z naciekami. I to nota bene raka prostaty - czyli to samo na co zmarł mój dziadek, a jego wujek (w sensie, że genetycznie choroba wędruje).
I walnęła mnie jakaś taka doczesność... starość znajdzie każdego. Moi rodzice wylizali się nie bez szwanku z chorób, z których nie powinni wg. wujka wylizać się. A teraz on obudził się z nowotworem złośliwym i nie wiadomo czy wyjdzie z tego.
Wziął mnie strach. O moich rodziców, o siebie, o siostrę. O jej synka. Natychmiast wystrzeliłam do kuzyna z pytaniem czy się bada - a on wyznał, że nie. Ja mu przypominam o naszym dziadku. A tata zachęca by się przebadał, bo tata się w zeszłym miesiącu przebadał i jest zdrów jak ryba (tylko arytmia serca i padaczka pourazowa wciąż są grane). I tata dodaje, że to się bada z krwi! Na to obudzony jak z letargu "Z KRWII?" no tak, z krwi! Chłopaki się powymieniali informacjami. Tata powiedział, że on się badał wraz z bratem i bratankiem. Moja siostra od razu dodała, że jej mąż tez się badał. A ja - że mój chłopak też się bada, razem z tatem i dziadkiem, bo dziadek miał już stwierdzony nowotwór prostaty, wycięty, ale od tej pory bardzo tego pilnują.
To nie istotne co i kto powiedział... Chyba chcę napisać, że myśl o tym, że wujek być może umiera mnie przeraziła. I przeraża mnie myśl o tym, że mogłoby zabraknąć mojego taty i kuzyna - którego tak rzadko widuję, a za którym jak się okazuje tęsknię. Nie chcę stracić okazji do spotkań, do rozmów.
NA tak wiele rzeczy nie mam wpływu... jak na ten zapieprzający w zawrotnym tempie czas.
Wracając do domu płakałam i nie potrafiłam zgodzić się na jedną przyczynę: z tęsknoty, z nostalgii, ze strachu, z ulgi, ze wzruszenia, że chociaż życie płynie i na wiele jego poplątanych ścieżek nie mamy wpływu, a inne się zmieniają, ludzie dokonują wyborów, zmian, to spotykam się z najbliższymi w 2023 r by spędzić cudowne popołudnie malując pisanki woskiem?
Brakowało mi O.
Mówiłam mu, że chce pojechać sama, bo miał to być babski spęd, ale pojawili się panowie i jakoś tak... chcę, żeby uczestniczył w życiu mojej rodziny, by ją poznał i też się cieszył ich towarzystwem. By chociaż trochę rozumiał ten koktajl emocji z którym wracałam do domu.
Wróciłam do siebie, mój chłopak wyszeł z pieskiem mi na spotkanie - tak jak wcześniej siostra, aby zgarnąć mnie po drodze.
Pamiętam jak kiedyś rozpoznawałam z daleka F. po chodzie - szedł sztywno, szybko, z napiętymi barkami i zaciśniętymi pięściami. Zawsze wyglądał tak, jakby był w drodze spuścić komuś wpierdol i kiedyś mnie to bawiło (sama idea, że on komuś spuszcza wpierdol była zabawna i jakaś taka out of charakter), bo przez ten charakterystyczny sposób poruszania mogłam go rozpoznać nawet z daleka.
I dokładnie na tej samej zasadzie - aż sobie przypomniałam o F. - poznałam wczoraj w tłumie ludzi, na ulicy po zmroku mojego chłopaka. To była tylko jedna z dziesiątek sylwetek widocznych z daleka, ale szedł tak lekko, jakby podskakiwał z radości. Rozluźnione ramiona miękko pracowały przy każdym kroku, a fryzura powiewała. Rozglądał się na boki.
Wyszłam na przeciw im i zawołałam szczenię moje kochane, nie widziane całe kilka godzin. Nie od razu mnie poznała, najpierw zatrzymała się niepewnie, ale jak usłyszała mój głos - zapiszczała, ogon zamachał i rzuciła się w moją stronę. a potem skakała wokół mnie. Za nimi też tęskniłam. I też się poryczałam ze wzruszenia opędzając się przed psimi buziaczkami i próbując dać buzi człowiekowi.
Nie wiem co się ze mną dzieje! Dlaczego tyle wielkich emocji! Tyle wdzięczności za moich bliskich! Za to, że jestem kochana i kocham! Za to, że żyjemy!
Po prostu ryczę wzruszona od wczoraj.
A przed pujściem spać nie miałam przestrzeni - a mój chłopak chyba nie miał uważności (?) - by przekazać mu ten cały kołowrotek emocji i jak wiele ten dzień mi zrobił w emocjach i jak mi samej teraz trudno, bo NIE WIEM JAKA EMOCJA WE MNIE PRZEWAŻA. Ulga? Wdzięczność? Tęsknota? Radość? Smutek? Strach? Trwoga? Spokój? Poruszenie? Wszystko na raz!
A on mi już na tym nowym materacu, po zgaszeniu świateł i po długiej cieszy na wyciszenie wyznaje "Wiesz, nie mogę się doczekać, aż pojedziemy na święta do domu. Tęsknię za nimi. Bardziej niż myślałem, że tęsknię. Tak dawno ich wszystkich nie widziałem, aż 2 miesiące temu." I znowu się poryczałam. Bo rozumiem. Dla niego to jest nowe. On też się tego uczy. Do tej pory (przed związkiem ze mną) nie było po prostu w jego życiu miesiąca w którym by nie był w domu rodzinnym. A teraz... ech.
Ja tęsknię za kuzynem niewidzianym od roku, a on za rodzicami nie widzianymi od miesiąca (bo spotkaliśmy się w puszczy, ale byli chorzy, a wcześniej byliśmy wszyscy razem na koncercie). To jest to samo uczucie.
I bardzo rozumiem tę potrzebę bycia blisko z bliskimi, ale też budowania własnego życia.
---
A mam FOMO bo znowu mam wrażenie, że równi członkowie rodziny robią więcej i lepiej niż ja. Że ja źle zarządzam czasem itp.
A!
I jeszcze coś - jak byłam u siostry, podczas włosingu zadzwoniła pani. Zaprosiła mnie na rozmowę kwalifikacyjną w związku z ogłoszeniem ze stycznia. xD Chyba zeszłego roku. xD No więc idę - najwyżej nic z tego nie będzie.
5 notes
·
View notes
Note
Nie lepiej mieszkać samemu, nie być uzależnionym od kogoś i przede wszystkim mieć taką prywatność. Nawet jakieś małe mieszkanie z kimś
Niby lepiej, ale ja potrzebuję kogoś kto ustawi mnie do pionu i wesprze gdy będę miał gorszy dzień. Nie dla mnie mieszkanie samemu czy z jakimś kolegą, czułbym się bardzo pusto.
3 notes
·
View notes
Text
Rozalia postanowiła odwiedzić Gabrielę, by pochwalić się ciążą. Tam spotkała Maurycego, który zdawał się z nią flirtować... Ale co on tam właściwie robił?
Tymczasem Józefa odwiedził Walery. Rozmawiał z nim na temat wioski i planów na przyszłość. Choć Józef nie dorównywał mu obyciem czy wiedzą, Walery doceniał jego użyteczność i zaproponował, by Franciszek zaczął u niego pracować po ukończeniu wiejskiej szkółki. Miał mieć zapewnione małe mieszkanie i godziwą pensję.
0 notes
Text
Jak już wszystkim wiadomo globaliści zapowiedzieli wprowadzenie "uniwersalnego dochodu podstawowego" na całym świecie dla wszystkich, również dla nie pracujących.
W krajach okupowanych przez komunistów mawiano: "czy się stoi, czy się leży, dwa tysiące się należy", oraz: "jedno gówno, ale po równo".
Nie łudźmy się - zarówno proleci, jak i kolorowi (czyli większość tzw. "wyborców" w naszych krajach) zgodzą się na to z przyjemnością.
I z przyjemnością przestaną pracować (ich praca jest, tak, czy owak, coraz mniej potrzebna i coraz mniej możliwa - ludzi "do łopaty" potrzeba z każdym rokiem coraz mniej).
W zamian za kilka groszy na mieszkanie, piwo, porno i tanie, trujące żarcie - zaakceptują wszystkie żądania globalistów, wszelkie ograniczenia wolności (z której i tak wcześniej nie korzystali; "niech mnie podsłuchują, nie mam nic do ukrycia" 😂).
Degeneracja i wymieranie setek milionów takich "ludzi" zostanie w najbliższych latach przyspieszona przy pomocy rozmaitych wirusów i szczepionek.
Natomiast ci, którzy odmówią w tym udziału, zostaną odcięci od możliwości posługiwania się pieniędzmi, od kształcenia się, podróżowania i pracy.
Będą to małe grupki ludzi, przypominających 'dzikusów' z Huxley’owskiego "Nowego, wspaniałego świata". Taką przyszłość chcą nam nasi władcy stworzyć już w ciągu najbliższych kilku lat.
Jedyną szansę na uniknięcie tego koszmaru daje wybuch ogromnie krwawej, globalnej wojny DOMOWEJ - narodów przeciw swym rządom.
M. D.
0 notes
Text
Witam! Bilans z dziś:
Zjedzone 298
Spalone aktywnie 1694
Dziś był dobry dzień.
Nic mnie nie bolało i słabość powoli minęła. Energol musiał wpaść bym mogła jakoś poćwiczyć, ale to i tak dobrze. Psychicznie czuje się bardzo dobrze. Nawet wróciła typowa dla mnie głupawka 😂 tu macie przykład:
Są już kupione kwiaty na bukiety. Pora zmienić zimową szatę na grobach, ale nigdzie nie było gąbek florystycznych, więc mama przypomniała, że pora ich poszukać. Generalnie mam dobry humor. Pojechałam dziś odebrać paczkę z kilkoma akcesoriami dla uszaków. Powoli szykuje się na powitanie Jerrego i przekształcenie Rudej na bez klatkowca póki zaprzyjaźnianie królików się nie zakończy. Zatem muszą być w domu dwie kuwety, dwa paśniki, podwójne komplety misek etc. Rudzik czuje się świetnie. Oczywiście nowe sprzęty królicze zostały zaakceptowane aczkolwiek koncepcja ich ułożenia w klatce się nie spodobała. Wszystko latało przez chwile, ale Ruda zakończyła przemeblowanie xD Jak to dziś usłyszałam w biurze feedexu „Ma pani królika? Toż to szkodnik!”
Wbiliście 1000 obserwujących mojego bloga! Wooow! Dziękuje Wam! Naprawdę to niesamowite. Miło mi, że tyle osób mnie obserwuje, ale jest to radość podszyta smutkiem. Przykre jest to, że jest tyle osób z ed bo nie oszukujmy się mój internetowy pamiętnik jest głównie o tym… Nasza społeczność jest bardzo miła. Nigdy nie poczułam się tu niemile widziana ani nie spotkałam się z hejtem. Tumblr jest moją bezpieczną przystanią gdzie czuje się komfortowo. Dziękuje Wam za to.
Wiem, że wielu z was martwi się o moje zdrowie i życzy mi szybkiego powrotu do normalności związku z problemami z woreczkiem. Dlatego wzięłam się dziś w garść i jadłam bardziej płynnie za waszą, może nie namową, ale sugestią :) ugotowałam zupę. Wygląda okropnie, ale zupa krem z zielonych warzyw mi smakuje. Aż zjadłam dwie porcje jednego dnia i jutro znów muszę stanąć przy garach :)
Przy okazji odbioru paczki zrobiłam też małe zakupy. Oczywiście pani jakościowiec musiała wsadzić łepek do torby bo nie byłaby sobą xD kupiłam dziś specjalnie rzodkiewki bo miały piękne liście, które zasmakowały Rudej. Generalnie też dziś posprzątałam mieszkanie i wyrzuciłam śmieci bo środy to dzień ich odbioru. W ogóle jak będę się dobrze czuła to 1 kwietnia pojadę do Bielska Białej do przyjaciółki, przenocuje u niej a 2 kwietnia odbiorę Jerrego z Częstochowy. Dostałam zaproszenie i fajnie by było skorzystać z tej wizyty skoro i tak muszę jechać w tamtym kierunku a po drugie jak przeprowadzę się w okolice Bydgoszczy to już nie będzie bliżej a dalej. Po przeprowadzce jakoś w wakacje zaproszę do siebie ekipę z Bielska Białej bo jeśli wybiorę dom nad jeziorem (który mega mi się podoba i ma ogromny potencjał) będzie to ekstra opcja wakacyjna 😁
Menu:
Śniadanie: 2x galaretka konjak (zakupiona w kuchnie świata) razem 13 kalorii
Obiad: 2x porażka zupy krem z zielonych warzyw na kostce rosołowej razem 270 kalorii
Przekąska: redbull 15 kalorii
Ćwiczenia:
7549 kroków
Pół godziny jogi
Pół godziny pilatesu przy ścianie
22 km na rowerze stacjonarnym w godzinę
#chce byc lekka jak motylek#gruba szmata#motylek any#będę motylkiem#gruba swinia#tw ana diary#za gruba#chce być szczupła#chce byc lekka#dieta ana#chce schudnąć#jestem gruba#motylki any#chude jest piękne#gruba świnia#nie chce jeść#chudajakmotyl#motylki blog#nie jestem głodna#chce byc idealna#nie chce być gruba#nie chce tyć#będę lekka#lekka jak motyl#motyli#bede motylkiem#jestem motylkiem
34 notes
·
View notes
Text
Grim vs szczeniak.
Ja jak każda kobieta, uwielbiam małe zwierzątka . Nie ważne czy kote czy piesek. Sama mam 21 letnią kotkę. Ale to pod innym razem. W tą ostanią niedzielę mija już pierwszy tydzień jak siedzimy z szczeniakiem. Mam szczeniaka od 18.08. Zacznij od początku! Kilka miesiec temu zaczoł brat bobrząkiwqć że chce psa. Rozumieci3 facety 43 lata marudził że nie ma psa, bo mu smutno etc etc. Nie zgadziałysm się na to, tłumaczyłam żr mam starą kotkę i ledwie mnie stać na utrzymanie kota, a co dopiero psa. No i nie chciałam żeby koty w ostanie lata życia miała w stresie. Braciak męczył mame przy użyciu tik taka. Ale ta się wycwaniła że nie możemy cytuję " gadają z Grim, to jej mieszkanie". Z cisłości- tak mieszkanie zostało na mnie przypisane, dlatego żeby nie dostało w ręce komornika , bo mój brat debil ma kilku komorników na karku i nie ma zamiaru ich spłacać. Tak straciliśmy jebana działke której nikty nie lubił. Nie mam działki ale podatek musimy płacić ;(.
Wracają do szczeniak, brat zmienił strategie. Poszedły ojcowskim stylu- postawił nas czynem dokonanym. Ale na początku atakował mnie. Cały czas mnie męczył, ja mówiłam nie. Ale ostatnio mnie postawił dziwnej sytuacji że formie żartu za żartował że kupił psa. Ja uznałam to za żarty. Potem okazało że to nie jest żarty, bo zostawił zadatek. Mi się dostało że się zgodziałam- myślam że to żarty.
Ale nie , to nie był żarty. Jak gówniaki pojechał do domu do tej pizdy, to braciak przywiózł nam tego malucha amstaff. Nie mam nic do tej rasy, ale kurwa my mamy starą kotkę.
Od tamtej pory siedzimy z gówniakiem. Jest słodki, ale my mamy dość! Szczerze nawet nie wiem jak mam go wołać. Bo na początku miał na imię Nugat a teraz mam wołać Scoobie do.
Cały czas mam brudną podłogę, bo gówniak wszędzie robi, a nie ważne że wychodzimy z nim co 1 -2 godzin po 40 minut. Gryzie wszytsko co leci . Jak zwyczajnie szczeniak. Ale najgorsze że zaczepia moja Mili. Przypominam wam że ona ma 21 lat, na koncie 3 amstaff co dwa wchowala. Tylko było to 10 lat temu. Biedna jest osączoną, co jakiś czas jebnięta go w nos. Ale młody nie ogarnia "czaczy". Ona nawet nie może spokojnie zjeść czy iść do łazienki .
Najgorsze w tym wszytskim jest stosunek brata. Cwaniaczek pracuje po 10 godzin. A nim nie zajmuje się. Wraca do domu chwile pobawi się i wyjdzie na dwór gdzie go dyscyplinuje, tylko tak robi że pies boi się go, boi wychodzi na spacer. Cały nasz czas naukę idzie w pizdu. Gnojek nawet nie poświęca czas bo siedzi na smartfonie. HELLO! Więc czyj to pies? Moja mam nim zajmuje. Ja wychodzi z nim na spacer bo ona jest zmęczona( dobrze że mam urlop) kłóciłam się z bratem że nie może tak być że wzioł sobie zabawkę a nas obarcza obowiązkami. Ale do pustego łba nic nie dociera. I jeszcze formą tej dyscyplin. Rozumiem ta rasa ma bardzo wysoki poziom bólu. Ale kurwa to szczeniak nie może tak go karci. Wiem że to małżeństwo ma 9 tygodni i w głowie siano. Nie chcę się uczyć. Ale jego karcenie powoduje że pies się cofa i się boi.
Mieliśmy kilka dni progresu z załatwienie, po szczorajszym spacerze z debilem. Szczeniak znowu zaczoł załatwiać na dworze.
Mam tego dosyć! Nie wiem co będzie jak szczeniak spotka się z dziećmi brata? Nie wiem co będzie jak szczeniak zostanie sam z kotem.
Sama nie wiem co będzie dalej
0 notes
Text
0 notes