#klacz
Explore tagged Tumblr posts
mvanillam · 2 years ago
Text
21.01.23
Ł. zaproponował mi wspólny wyjazd do jego rodziny na wies. Początkowo pomyślałam że to kosmiczny pomysł ale im dłużej myślałam tym bardziej przekonywałam się do tego że chce jechać,chce poznać jego mamę,rodzeństwo.
Pojechaliśmy. Z jego dziećmi bo moje zostały że swoim ojcem.
Droga nie była taka zła jak przewidywałam.
Jego mama bardzo miło mnie przyjęła,jego rodzeństwo również.
To taka rodzina do której chciałoby się należeć. Widać że lubią spędzać czas razem. Ł. ma 5 rodzeństwa i każdy ma minimum 3 dzieci więc jest niezła ekipa. Była jazda na koniu - bo szwagier Ł. ma piękna klacz,byla mini impreza rodzinna,picie do nocy,dużo smiechu a następnego dnia był kulig cudownymi drewnianymi saniami i ognisko.
Wcale nie czułam się tam nieswojo,wszystko było takie naturalne.
Rodzeństwo się śmiało że skoro mnie tam przywiózł to się pewnie niedługo sie oświadczy :)
Naprawdę fajnie spędziłam czas,aż żal było wracać do domu.
Mamy w planach za kilka miesięcy wspólnie zamieszkać,musimy się tylko do tego przygotować.
Przepadłam,zakochałam się na maxa.
W nim,w tym miejscu i w tych ludziach 😍
11 notes · View notes
violexides · 2 years ago
Note
i think you'll be delighted to know that the polish word for female horse is "klacz". male horse is "ogier", and horse in general is "koń".
additionaly! "mara" means ghost (sort of), but also a very fancy and somewhat archaic way to say dream (as in, the kind that happens when asleep); and im pretty sure that its the ethymological root of the word marzenie (dream, but this time in a "i wish X was true" way)
oh those are some baller horse names
omg! that's so cool :O that's kinda like my name and i like dreams and ghosts! funny how that works. ty for telling me that language stuff is so so neat. <333
2 notes · View notes
dziwnowo · 7 months ago
Note
klacze krwi arabskiej
Tumblr media
0 notes
mariolaszyszkiewicz · 1 year ago
Text
To jest Twój czas
Tumblr media
-Nie można zazdrościć Myszko! -Tak jak nie można się pysznić. Zaczynam bardzo intensywnie czuć, że Jesteś Obecny. To nie jest moja samotna wiara. Czuję , jak mnie oplatasz i nie mogę Cię objąć., muszę czekać , aż opleciesz mnie znacznie. - ha ha, jak krzak, czy powój? -Jak winorośl - A ty kim będziesz? -Gronem winnym -Albo czym jeszcze? -Pędem róży. -Czyż to nie zabawny eksperyment ogrodniczy ? - Tak, pnący się krzak róży, opleciony gałązką winorośli. -Czegóż chcesz więcej? -Jaka to przyjemna myśl, że nie muszę już uciekać. - Ani Ja uciekać tobie. Uciekałem ci rozmyślnie. -Wiem, byłam bardzo rozpalona. - Byłaś jak krzak gorejący, spaliłąbyś na swej drodze wszystko . Łącznie ze Mną. -Nie miałam takiej mocy -Narkotyk działa - Cóż zrobić? Skoro to Ty jesteś moim narkotykiem. -Chcę Ci zdjąć to wędzidło,abyś była wola w kazdym calu. -A więc rozsypię się po całęj okolicy. -Będziesz łączyć się ze Mną , aż staniesz się chlebem, ofiarą za grzeszników -Czemu tak? -Bo tego dla nas chcę. -jeśli się pojawia magiczne słowo "chcę" w Twoich ustach , nie mam więcej pytań wobec tego. -To się już dzieje Myszko. Taka jest kolej rzeczy. -Nie wiem, jak to robisz, ale czuję się dużo raźniej. -Wypij więc trochę wina. Kocham cię Myszko. -Przy Tobie czuję się jak łobuz. -Czas aby się to odmieniło. -Albo jak klacz. - ha, ha -Otoczyłeś mnie luksusem i to bezinteresownie. -Tak chciałem -Czym są oczy, które widzą, uszy, które słyszą, Jezu, jestem zadowolona, szczęśliwa nawet bo mogę oglądać i słyszeć Ciebe. To luksus nie do opowiedzenia. Jeśli teraz na mnie Patrzysz.... -Patrzę - Chcę, abyś zobaczył mój szeroki uśmiech, nadzieję, która rozlewa mi się w sercu. Ty tego dokonałeś, Ty rzuciłeś kotwicę. Staję się odporna na wszystkie uroki. -Kocham Ciebie. Dotrzymuj mi kroku. -Tego i Ja chciałem dla nas.
Tumblr media
1 note · View note
slawomir-m-stasiak · 11 months ago
Text
Magia jak w „Opowieściach Milezyjskich” naśladowanych przez Apulejusza w „Metamorfozach”. ojciec Gianni przywiązuje ogon do czterech liter Gemmaty, próbując przemienić ją w klacz – ilustracja do rękopisu „Dekameronu” Giovanniego Boccaccia (dzień dziewiąty, opowieść dziesiąta), Francja, ok. 1430-55. dodam, że ilustracja ta, choć rodzi wiele pytań, jest znacznie bardziej… „rodzinna” niż sama opowieść.
A oto skrócone streszczenie tej historii (dostarczone przez LitCharts): „[...] Kiedy ojciec Gianni odwiedza, Gemmata proponuje, że zatrzyma się u przyjaciela, aby mógł dzielić łóżko z Sąsiadem Pietro. Ojciec Gianni grzecznie odmawia, twierdząc, że jest czuje się komfortowo w stajni. Tam przeprowadza magiczny rytuał, dzięki któremu klacz zmieni się w kobietę do spania. Gemmata jest zdumiona tą myślą i chce, aby Pietro nauczył się magii, która zamieni ją w konia. W ten sposób będzie mogła pomóż mu nieść towary i zarobić więcej pieniędzy. W końcu ojciec Gianni obiecuje pokazać Pietro, jak to się robi – zwłaszcza najtrudniejszą część, czyli zapinanie na ogonie. [...]
Tuż przed świtem sąsiad Pietro i Gemmata wzywają ojca Gianniego – wciąż w nocnej koszuli – aby ich nauczał. Wyciągając obietnicę, że będą postępować zgodnie z jego instrukcjami i nigdy nie wypowiedzą ani słowa, bez względu na to, co zobaczą lub usłyszą, każe Gemmatie rozebrać się i ułożyć się na rękach i kolanach jak koń. Pieszcząc jej twarz, mówi: „To będzie piękna głowa klaczy”. potem robi to samo z pozostałymi częściami jej ciała. Kiedy głaszcze jej piersi, osiąga erekcję. Następnie głaszcze ją po plecach, brzuchu, pośladkach i nogach. A kiedy przychodzi czas na ogon, podnosi koszulę, chwyta wędkę i wbija ją „w przeznaczone do tego miejsce”, mówiąc: „A to będzie piękny ogon klaczy”.
Sąsiad Pietro, który milczał, krzyczy, że nie chce ogona. Ojciec Gianni kończy swoją sprawę, po czym mówi Pietro, że ta przerwa zrujnowała magię i nie da się tego naprawić. Pietro nie ma nic przeciwko, bo nie spodobał mu się fragment o ogonie, który ksiądz włożył za nisko, a który sam mógł dodać. Ojciec Gianni odpowiada, że ​​Pietro nie wiedziałby, jak to zrobić tak dobrze, jak on sam. W tym momencie przerywa Gemmata, zła na męża za zrujnowanie zaklęcia i szans na zarobienie większej ilości pieniędzy. [...]”
Tumblr media
father gianni attaches a tail to gemmata as he attempts to transform her into a mare
illustration for a manuscript of giovanni boccaccio's "decameron" (ninth day, tenth tale), france, c. 1430-55
source: Paris, Bibliothèque de l'Arsenal, Ms-5070 réserve, fol. 347v
251 notes · View notes
annawypych · 4 years ago
Photo
Tumblr media
Mare with a foal oil on canvas 40 x 50 . 2021 #mare #malarstworealistyczne #malarstwoolejne #malarstwowspółczesne #malarstwopolskie #malarstwonowoczesne #modernpainting #malarstwo_olejne #malarstwo #klacz #źrebak #foal #oilpaint #oilpainter #oilpainting #oiloncanvas #końarabski #koniearabskie #horses #horsespainting #horseart #horsearabian #oilpainters #oil #oiloncanvaspainting #paint #paintingart #painter #painting🎨 #paintings (w: Kalisz, Kalisz, Poland) https://www.instagram.com/p/CM40-2-LMlD/?igshid=1p2kegn66j7f5
1 note · View note
hippography · 5 years ago
Photo
Tumblr media Tumblr media
Above: CZECHOSŁOWACJA. Klacz rasy oldenburskiej, chowu krajowego. 
Below: CZECHOSŁOWACJA. Klacz rasy oldenburskiej, chowu krajowego, ze źrebięciem.
Jeździec i Hodowca, Nr. 3, 4, 1927.
12 notes · View notes
xlarssonx · 2 years ago
Photo
Tumblr media
Showmeyourheaven ❤️💚 #fastart#sketch#pen#thoroughbred#racehorse#grayhorse#gray#horse#mare#stable#szybkiart#szkic#długopis#folblut#końwyścigowy#siwykoń#siwy#koń#klacz#stajnia https://www.instagram.com/p/ChNUGzVM3Y1/?igshid=NGJjMDIxMWI=
1 note · View note
paaadrona · 4 years ago
Text
Co się stanie z May ?
Niewyobrażalny ból rozchodził się po ciele Sary. Czuła go w opuszkach palców, połączeniu stawów, na każdym skrawku skóry i pod nią. Dobiegał zewsząd i tam też zmierzał. Impuls wykręcał jej ciało i mamił umysł. Ogarniała ją na zmianę głęboka ciemność, oraz palący blask. Świat kręcił się wokół niej, nie zwalniając, nawet gdy błagała u skraju sił. 
Trudno określić ile to trwało. Może chwile, może dwie, może całą wieczność. Ani na moment nie ustępowało, chodź w przypływie każdej następnej, nieprzewidzianej fali tortury, traciła rozum i zatracała się w nicość. Nie chciała z tym walczyć, pragnęła tylko przestać czuć. Cokolwiek by to było, gotowa była ponieść największą cenę spokoju. 
Przygotowywała się właśnie na kolejny przypływ agonii, kiedy nagle wszystko ustąpiło. Ogarnął ją spokój. 
Nie wiedziała dokąd zmierza, poczuła ciepło i opanowanie, była gotowa na wszystko. Wystarczyło tylko otworzyć oczy i stawić czoła temu co czeka po drugiej stronie. 
***
Świadomość wracała. Dało się słychać przytłumione dźwięki nie mające sensu. 
Ktoś rozmawiał w oddali, znajomy głos był ciężki do rozpoznania, skupianie się na nim nie przynosiło efektów, wręcz przeciwnie, wprowadzało drażniące poczucie bezradności. Brzdęk szkła. Metalowe echo. Stłumiony krok. I te cholerne pikanie. 
Co to do licha było? I czemu tak raniło uszy?
Pamięć odmawiała posłuszeństwa. Im bardziej Sara chciała cofnąć się do ostatniego zapisu, tym większy opór pojawiał się w odwecie.
Co cię do cholery stało? 
Ciało nie chciało współpracować, ale to nie było dla niej przeszkodą, już nie raz zaciskała zęby by osiągnąć to nad czym tak ciężko pracowała. Kto inny miałby temu sprostać jak nie ona. 
Odnajdywała po kolei mięśnie w swoim ciele, aż znalazła ten właściwy. 
Światło zaczęło przedzierać się przez wąskie szparki w powiekach wprowadzając zamęt w jej umyśle. Mózg podsuwał jej wizje niedzielnego wieczoru, co było sprzeczne z intensywnością światła które teraz docierało do otwierających się szerzej oczu. Bez konkretnych kolorów i kształtów, próbowała odnaleźć się w sytuacji. Szukała kolejnego mięśnia. tym razem miała być to ręka która miała pomóc w dozowaniu światła wpadającego do otwartego lecz przymrużonego oka. 
Jej ruch wywołał poruszenie wokół niej. Znajomy głos zagłuszył uporczywe pikanie przynosząc chwilową ulgę. Rozpoznawała więcej kształtów, więcej kolorów. Serce zaczęło jej bić mocniej gdy poczuła na swoim przedramieniu szorstką dłoń ocierającą się o jej obolałą skórę. Jej ciężar sprowadził ją na ziemię
- Dominik? - Ochrypnięty głos cicho rozszedł się echem w nieznanej przestrzeni, a ją przeraził ton głosu który wydobył się z jej suchego gardła. 
- Hej mała, witaj z powrotem. 
W jego wypowiedzi słychać było kamień spadający z serca który ciążył mu przez ostatnie godziny. On też lekko zachrypł, chodź nie było spowodowane to zmęczeniem, lecz długimi godzinami milczenia.
- Jak się czujesz? - cichy męski głos pieścił jej uszy.
- A jak źle to wygląda? 
Wiedziała że nie zadałby tego pytania gdyby wszystko było w porządku. Coś było na rzeczy i za wszelką cenę musiała się dowiedzieć o co chodzi.
- Pytanie tylko czy chcesz wiedzieć?
To nie mogło zwiastować dobrej nowiny. Zamknęła oczy i nerwowo zaczęła przeszukiwać swoją pamięć. 
- Co się k***a stało?
Ostatnie co przychodziło jej na myśl to wieczór spędzony w stajni. Pojechała tam z ciocią, która w końcu przystała na jej błagania i pozwoliła się sfotografować podczas treningu. Jej kara klacz wyglądała wspaniale, miała zaledwie 6 lat, ale światowej sławy konie mogły pozazdrościć jej talentu i wdzięku. W żadnym chodzie nie dała od siebie oderwać wzroku, ten kto raz ją zobaczył, nie mógł nacieszyć oka do końca. 
Ciocia Sary miała rękę do koni. Przez długie lata była czołową zawodniczką ujeżdżenia. Dawała popisy na arenie międzynarodowej reprezentując kraj na paru Olimpiadach, chodź ostatnimi czasy zaszyła się na emeryturze zajmując się May. Nie raz zdarzały się słabsze dni, gdy nie mogły znaleźć wspólnej nici porozumienia, jak każda matka z córką, lecz koniec końców były dla siebie całym światem. 
Anna nie miała dzieci, nigdy nie mogła, więc nawet się nie starała. Oddała się swojej pasji i przelewała matczyną miłość na konie, a gdy tych było mało, zawsze miała siostrzenicę.
- Sara? Jesteś tam? 
    Z zadumy wyciągnął ją głos chłopaka. Otworzyła oczy przypominając sobie o czym właśnie rozmawiali, gdy ujrzała przed sobą twarz matki. Miała zapuchnięte czerwone oczy, było jasne że płakała. 
     Sara zaczęła rozglądać się po pomieszczeniu w którym się znajdowała. Było jasne. Ciasny pokój pomalowany został w kolorze bladej zieleni, dzięki której wydawał się większy. Przed duże okno wpadały promienie styczniowego słońca, które tak bardzo drażniły jej oczy. Wszystko było czyste i poukładane. Obok niej stała metalowa biała szafka, a ona sama leżała na szerokim łóżku. Zlokalizowała nawet źródło pikania. Stojąca obok niej maszyna wydawała z siebie regularny tępy dźwięk. 
    Wszystko zaczęło układać się w jedną całość. Element za elementem. Sara zaczęła szybciej oddychać, a wraz z jej oddechem przyśpieszył dźwięk który gonił ją i zapędzał w sidła.
- Gdzie jest ciocia? - zapytała niepewnie - Gdzie jest ciocia?! - Następne pytanie przybrało ostrzejszy ton. Nikt nie miał odwagi odpowiedzieć jej na to pytanie. 
- Sara… - zaczęła matka, lecz głos uwiązł jej w gardle, a oczy zaczęły się szklić na nowo. 
- Gdzie jest ciocia Anna?! - zapytała jeszcze raz, tym razem już prawie krzycząc.
Dźwięk monitora nie pomagał w utrzymaniu matce emocji. Wstała z łóżka, na które wcześniej przysiadła by odzyskać trochę siły, i  poderwała się jak poparzona wychodząc z jasnego pomieszczenia z twarzą ukrytą w dłoniach. Gdy tylko przekroczyła próg zachłysnęła się powietrzem i krzyk wydarł się z jej piersi. Nie było sensu dłużej udawać opanowanej.
- Tak mi przykro. - Dominik położył jej dłoń na ramieniu - Gdy wracałyście ze stajni miałyście z ciocią wypadek. Twoja ciocia nie żyje.
Powietrze zrobiło się gęste. Sara łapczywie wciągała powietrze do płuc, lecz ono zdawało się tam nie docierać.
- Nie. - Jej wzrok błąkał się po ścianach pokoju w którym się znajdowała - Nie. - zaczęła kręcić głową, czekając że ktoś powie że to chory żart. - NIE !! - próbowała oszukać prawdę. 
Oczy zaszły jej łzami, piekły nieznośnie, gdy chowała twarz w dłoniach. W myślach powtarzała tylko to jedno słowo, gdy czuła że znowu osuwała się w nicość. Tym razem błagała by tam zostać. Tam wszystko się kończyło. a tego teraz chciała najbardziej.
0 notes
michaladamski1987 · 6 years ago
Photo
Tumblr media
Bezpieczne ognisko w zimowej scenerii 😊 #stylzycia #ognisko #fire #przejażdżka #ride #wózkonny #zaprzęgkonny #horaecart #koń #horse #klacz #mare #jazdakonna #horseriding #zima #winter #śnieg #snow #zimno #cold #zimowywidok #winterview #czasrelaksu #relaxtime #natura #nature #las #forest #drzewa #trees (w: Swiecie nad Osa) https://www.instagram.com/p/BtJY5_Dgx21/?utm_source=ig_tumblr_share&igshid=1m6urvvyapjuz
0 notes
polskie-zdania · 3 years ago
Text
Rzeźbił dla mnie serca w krysztale. Namiętnie. Napisał osiem wierszy. Raz nawet złożył je w elegancki tomik. Namalował sześć obrazów. Jeden taki duży jak Panorama Racławicka. Rozciągał się na nim przepiękny widok na głębię i duchowość naszej relacji. Pisał listy. Jak Przybora do Osieckiej. Jak Sobieski do Marysieńki. Jak Alek do Basi. Podkreślał bardzo i zaznaczał wagę mojej duszy i dupy w jego życiu. Chciał je nawet ze mną spędzić. Bardzo chciał. I powtarzał, powtarzał w każdej swojej sztuce, po sztuce, na sztuce, że gdybym tylko była obok...
Byłam. Dzwoniłam. Ale nie odbierał. Tworzył w krysztale, malował, wyśpiewywał o mnie te piękne poematy i robił to tak głośno, że za każdym razem nie słyszał przez to, że dzwonię.
Nikt nigdy nie zrobił dla mnie tylu sztuk. Byłam muzą. Prawdziwą grecką muzą. Stałam na posągu i mówili do mnie i o mnie bardzo pięknie, wychwalali, zachwalali, reklamowali, sprzedawali światu jak najlepszą klacz wyścigową i zupełnie nie słyszeli, że ja chciałam z tego wszystkiego tylko obiad. Pójść na obiad. Mieć obiad. Zrobić obiad. Mu. Nam. Ciepły. Obiad dzisiejszy i jutrzejszy. Taki nawet przyszłościowy. 365 pomysłów na ciepły obiad. Ciepłe życie. Przytulone. Zupełnie nie wykwintne i bez gwiazdek michelin, tylko domowe, z gwiazdkami w moich oczach. Księga z przepisami na obiady do końca życia. Obiady stuprocentowe. Pewne. Obecne. Parujące. Nie wyparowujące.
I że, wiesz, obojętne zupełnie były mi te duchowe poematy, jeśli nadal sama kładłam się do łóżka.
I że tutaj można było co najwyżej wziąć kolejny kredyt na dramat, a nie ślub i spłacać go kolejne lata w tej pięknej galerii sztuk, przyglądać się z dystansu, podziwiać te dzieła o sobie i liczyć na to, że autor faktycznie w końcu wychyli się z pracowni, że wyjdzie z niej i stanie jak człowiek przed człowiekiem, a nie jak wirtuoz przed muzą. Że stanie. I zostanie. Zostawi to pieprzone granie. Branie. Gadanie. Sranie w banie.
Galeria sztuk nadal stała i powiększała się w dzieła. Autor nie zauważył, że muza dawno temu zeszła z posągu. Pierdolnęła drzwiami i wyszła. Nie usłyszał. Akurat wtedy grał. O niej.
A ona gotowała sobie ulubiony makaron i przytulała się sama swoją osobistą pewnością co do własnego jutra. Dzwonić miała już tylko do tego, który bez wątpienia odbierze. Który zrobi z niej swojego ulubionego człowieka, a nie marmurową muzę na posągu. Który zrobi jej miejsce w swoim salonie, a nie w galerii sztuk. Dzwonić miała do tego, z którym razem ugotują sobie duchowy obiad z codziennego bycia, a potem  nawpierdalają się nim jak świnie i umrą z tej najszczęśliwszej prostoty. Dzwonić miała do tego, z którym będzie się świecić jej naładowana bateria, a nie marmurowa skóra. Do tego, z którym nie będzie musiała trafiać na otwartą linię, by dodzwonić się do studia. Uśmiechnęła się. To była kwestia czasu.
Marta Kostrzyńska
52 notes · View notes
winterdayy · 3 years ago
Text
Jedyna rzeczą przed która klacze to kibel kiedy pozbywam się posiłku z żołądka
20 notes · View notes
linkemon · 3 years ago
Text
Ydris x Reader
Tumblr media
"Czasem nie trzeba wiele. Mnie ta noc wystarczyła za tysiąc innych."
Praca znajduje się też na Wattpadzie (pod tym samym nickiem). Beta: Dusigrosz
Dodatkowe informacje: 1. Kwestia tłumaczenia: Język polski jest ciut niewdzięczny jeśli chodzi o słownictwo jakim określa MC Ydris, ale starałam się wybierać to mniej zgrzytające.
Miałam ochotę zawyć. Na spotkaniach w Sekretnym Kamiennym Kręgu zdarzało mi się to nie raz, ale nigdy z takiego powodu. Przeważnie nudziłam się z powodu moralizatorskich wykładów. Tym razem po prostu nikt z otoczenia mnie nie rozumiał.
Zazwyczaj druidzi i Jeźdźcy Dusz byli zgodni. Mieliśmy wspólnych wrogów, których trzeba było pokonać: pana Sandsa, Jeźdźców Mroku czy Garnoka, na którym szczególnie skupialiśmy się w ostatnim czasie. Jedynymi problemami, jakie napotykaliśmy, były kwestie wykonywania planów. Pomysły moje, Alex i Evergrey'a bywały spontaniczne, często zgadzały się z nimi Lisa i Linda. Inne sposoby na osiąganie celów mieli Fripp, Avalon i Elizabeth. Kilkaset lat doświadczenia odebrały im chęć do ryzykowania i każdy krok planowali ostrożniej.
Zawsze jednak w końcu dochodziliśmy do porozumienia, bo wiedzieliśmy, że choć wizje się nie do końca się pokrywają, to walczymy o wspólną sprawę. Tak było do dzisiejszego popołudnia, kiedy to poruszono temat Ydrisa.
Właściciel namiotu na wzgórzu Nilmera nie był tym, za kogo się początkowo podawał. Tak naprawdę pochodził z Pandorii. Przejrzenie jego zamiarów zajęło nam sporo czasu, podobnie jak dostanie się do namiotu, który sprytnie okrył iluzją. Wtedy popełniliśmy błąd, próbując osłabić magika kosmicznym zegarem autorstwa Big Bonny. Stłukłam urządzenie na kawałki, dzięki czemu Ydris ostatecznie sprawił, że Garnok schował macki z powrotem do innego wymiaru, przynajmniej na razie. Później zaś, w dość perfidny sposób, uwolniłam Concorde'a oraz dziewczyny z klubu Bobcats.
Pandorianin nie wydawał się jednak szczególnie obrażony. Powymyślał trochę, po czym stwierdził, że chce mnie z powrotem widywać w cyrkowym namiocie.
W czystej teorii mogłam nigdy tam nie wracać. Nie chciałam się jednak oprzeć.
Kochałam atmosferę tego miejsca, z kolorowymi światłami i nutką tajemnicy. Uwielbiałam wyścig z małymi kolorowymi motylkami, który przygotował dla mnie raczej cichy błazen Xin. Każda chwila, kiedy podziwiałam majestatyczną i inteligentną klacz o imieniu Zee, była kolejnym radosnym wspomnieniem. Najbardziej jednak cieszyły mnie momenty z Ydrisem. Za każdym razem, gdy pokazywał mi nowe sztuczki lub organizował pokaz tylko dla mnie, czułam się oczarowana. Szczerym uśmiechem obdarzałam go, kiedy wtrącał francuskie słówka do swoich wypowiedzi, choć nigdy nie miałam pojęcia, skąd właściwie je zna. W torbie zaś wciąż woziłam miniaturową maskotkę jego klaczy z festiwalu mody. Widziałam, jak traktuje towarzyszy i wyglądali na rodzinę. Może zwariowaną, tajemniczą i z sekretami, ale jednak. Co ciekawe, zaczął mnie niejako wymieniać w jej składzie, choć przyjeżdżałam okazyjnie, nie robiąc za wiele od czasu pomocy przy rozstawieniu namiotu.
Miałam świadomość tego, że Pandorianin był potężny, nie uważałam go jednak za osobę złą. Uciekł ze swojego zagrożonego świata. Naszemu również wróżył zagładę, twierdząc, że zginie jeden z wymiarów lub oba. Nie zmieniało to jednak faktu, że ostatnim razem nam pomógł. Nawet jeśli nie wierzył w istnienie sposobu, dzięki któremu moglibyśmy uratować Pandorię i Ziemię, to uważałam, że zasługiwał na nasze zaufanie.
Innego zdania niestety byli druidzi, którzy stwierdzili, że najwyższy czas uświadomić mi, jak bardzo szkodliwe są spotkania i interakcje z magikiem. Trochę odmienny pogląd przedstawiała Linda, która była ze mną na wzgórzu, gdy niszczyłam zegar i zdołała poznać trochę lepiej zachowanie Ydrisa. Całkiem inaczej podchodziły do tego też pozostałe dziewczyny.
Bardzo się do siebie zbliżyłyśmy, szczególnie podczas poszukiwań, jak dotąd wciąż zaginionej, Anny.
Próbowałam swoje racje argumentować, pomimo pulsującej już na czole żyłki. Wszystko, co przedstawiłam na forum zostawało jednak natychmiast zbite, lub sprawiało, że wybuchała żywa i głośna dyskusja, przeradzająca się w kłótnię dwóch stron. Nie mogłam tego słuchać i oschle żegnając się ze wszystkimi wskoczyłam na [Imię konia/klaczy] nim ktokolwiek zareagował. Wyjechałam przez portal, by ochłonąć między ogromnymi, starymi dębami Valedale.
— Wracamy do Moorland? — padło pytanie ze strony [Imię konia/klaczy].
Westchnęłam wpatrując się w wesoło skaczące czerwone ptaki.
— Nie mam ochoty. Dziewczyny będą mnie tam szukać — mruknęłam.
— Pfrrr... — Oburzyłam się na ten odpowiednik śmiechu. — Doskonale wiem, gdzie teraz chcesz być.
— To nie jest zabawne. Właściwie, czemu ciebie i innych koni Jeźdźców nie dopuszczono do głosu?
— Moja droga, nie mam aż tak wiele do powiedzenia.
— Musisz mieć swoje zdanie — uparłam się. — I chcę je poznać.
To była opinia, która się dla mnie mocno liczyła.
Posiadaliśmy skarb — rodzaj więzi między rumakiem a jeźdźcem, który rodził się raz na sto lat. Wyjątkowe i niezwykłe pokrewieństwo, pozwalające rozumieć się nawzajem i robić niesamowite rzeczy, o których większość mieszkańców Jorvik już zapomniała.
— Przecież wiesz, że jestem po twojej stronie. Tak długo, jak jesteś szczęśliwa i bezpieczna, nie mam nic przeciwko. To jak? Na wzgórze Nilmera, księżniczko?
— Raz się żyje!
Spłoszyłam połowę ptactwa Głuchego Lasu i pogalopowałam głównym traktem.
Wkrótce zaś moim oczom ukazał się różowo-fioletowy namiot.
Zsiadłam z [Imię konia/klaczy], pogłaskałam go/ją po pysku i pozwoliłam odejść do Zee — ślicznej, północno-szwedzkiej klaczy. Widocznie konie też miały sprawy, o których tylko ze sobą mogły porozmawiać, bo wkrótce rozległo się cichutkie rżenie.
Właściciela kolorowego kramu nie było jednak widać. Dopiero Xin wskazał mi jakiś mały namiot, którego do tej pory nie widziałam. Znalazłam tam czarnowłosego Pandorianina, o dziwo bez cylindra, rozstawiającego rozmaite przedmioty na już i tak ciasnej powierzchni.
— Ma chère, interesująco cię dziś zobaczyć. Przedstawiam ci nową specjalność naszego cyrku. Od dziś przyszłość przestanie być jedną wielką niewiadomą. Wspaniały Ydris przepowie, co cię czeka! — Wskazał na wielką, różową szklaną kulę.
— Powróżysz mi później. Na razie pomogę ci rozładować te pudła.
Magik, teraz już prawie wróżbita, spojrzał na mnie przenikliwym wzrokiem i wskazał odpowiednie kartony.
Nierzadko zdarzało mi się wychodzić z inicjatywą pomocy. Nigdy jednak nie przyjeżdżałam na wzgórze o tak późnych godzinach. Tym razem chciałam głównie zająć myśli czymkolwiek innym niż kłótnia z druidami.
Najróżniejszych akcesoriów w pudełkach było całkiem sporo. Przerzucałam karty do tarota, fr��dzlowate obrusy, a nawet jakiś zamierzchły szary kapelusz z czterolistną koniczynką. Dopiero, gdy o mało nie wpadłam w płótno namiotu, Ydris postanowił w końcu się odezwać.
— Odłóż to.
— Bez paniki, żyję — sarknęłam.
Jednak jedno jego pstryknięcie palcami pozbawiło mnie balastu.
— Nigdy nie przyjeżdżasz o tej porze moja droga. Coś chodzi po twojej głowie — skrzyżował ręce na piersi.
Szybka przeanalizowałam sytuację. Właściciel cyrku i tak na co dzień wiedział więcej niż ja, więc próby wymigiwania się były bez sensu. Nie miałam nawet pewności, czy nie zna już całej prawdy, ale chce ją po prostu ode mnie usłyszeć.
Tak nastąpiła jedna z dłuższych jak dotąd rozmów z ekscentrycznym Pandorianinem, choć wyglądała raczej na mój monolog z jego okazyjnymi wtrąceniami:
— Nie zmieniłem zdania. Nadal uważam, że nie istnieje szansa na uratowanie dwóch wymiarów.
Czułam narastającą w mnie złość. Nie była skierowana do nikogo konkretnego, ale skumulowane tego dnia emocje zaczynały szukać ujścia.
Dawałam z siebie wszystko, co mogłam. Trenowałam. Starałam się. Chciałam dobrze. Tyle, że to nie wystarczało. Nikt nawet nie chciał rozważyć mojej opcji.
Po co komu bohaterka, jeśli jest bezsilna?
— Ale jeśli ktoś miałby dokonać niemożliwego, to ty, ptaszyno.
To zdanie sprawiło, że zamilkłam. Nigdy się go nie spodziewałam, bo zawsze deklarował spisanie wszystkiego na straty. Nie wiedziałam, co odpowiedzieć na to wyznanie, więc złapałam go za rękę.
Potrzebowałam poczuć, że ktoś jest obok.
Prawdopodobnie byłam pierwszą i ostatnią osobą w Jorvik, która choć zbliży się do Pandorianina.
Jego uścisk był delikatny i ciepły a on sam pachniał watą cukrową. Nie wydawał się też zaskoczony moim zachowaniem.
Czułam się bezpieczna. Choć raz.
Staliśmy na wzgórzu Nilmera za kręgiem światła padającym z namiotu cyrkowego. Nad nami rozciągało się jorveskie niebo z milionem gwiazd, a przed sobą widziałam połacie kolorowych kwiatów Srebrnej Polany. W oddali zaś usłyszałam ciche rżenie [Imię konia], który najwyraźniej wciąż ucinał sobie jakąś pogawędkę z Zee. Do tego rześkie, letnie powietrze niosło woń stajni znad Moorland.
Miałam ochotę zostać z nim na wieczność w tamtym momencie i móc zachłysnąć się tą chwilą jeszcze jeden raz.
Przydałby mi się chyba z powrotem ten zegar kosmiczny.
— To co? Powróżyć? — spytał, ujmując zewnętrzną część mojej dłoni. — Wspaniały Ydris ukaże, co cię czeka — stwierdził z firmowym uśmiechem.
— Dla mnie wróżby to raczej obietnice bez pokrycia, ale niech ci będzie.
Tak też od zawsze uważałam. Ile razy byłam na wesołych jorvickich festynach, tyle nie brało się ich na poważnie. Choćby sobótkowe wróżby, przez które musiałam spędzić kilka dni galopując w poszukiwaniu siedmiu różnych kwiatów.
— Gdyby jednak nie wyszło i twój świat się skończy, to mogę ci obiecać, że będę trzymał twoją dłoń tak, jak teraz — wyszeptał.
Różnobarwne oczy błyszczały i byłam pewna, że dotrzyma swojego słowa.
— Może wróżbiarstwo czasem jednak ma sens — odparłam z uśmiechem, oglądając powoli wstający świt w Jorvik.
Czasem nie trzeba wiele.
Mnie ta noc wystarczyła za tysiąc innych.
22 notes · View notes
rudefvcker · 4 years ago
Text
Polecenie było krótkie i precyzyjne
„U Ciebie punktualnie o 19 Mała. Czarna sukienka, szpilki i pończochy. Bez majtek i biustonosza.”
Jesteś gotowa godzinę przed czasem, żeby Jego pierwsza wizyta u Ciebie nie rozpoczęła się jakąś niepotrzebną wpadką.
Jesteś zdenerwowana, ale podniecona wizja tego co Cię czeka. Punktualnie o 19 słyszysz pukanie do drzwi. Choć jeszcze 10 sekund temu byłaś gotowa, teraz lekko drżą CI kolana. Trochę ze strachu, ale dużo bardziej z podniecenia na myśl o Nim i tym, co dziś Cię czeka.
Otwierasz drzwi z najbardziej seksownym uśmiechem na ustach, na jaki Cię stać. On jednak ledwo musnąwszy Cie ustami w policzek mija Cię i kieruje się prosto do salonu. Slyszysz tylko nie znoszący sprzeciwu szept „Czekaj tutaj Mała”.
Po kilku ciągnących się w nieskończoność chwilach słyszysz w końcu „Chodź tutaj Suczko! Sukienka jest już zbędna”, więc pośpiesznie się rozbierasz i wchodzisz do pokoju.
„Stop Suczko! Podczas spotkania poruszasz się w pomieszczeniu w którym jestem tylko na czworaka!”
Opór jest naturalny i kiedy chcesz zaprotestować Twoje oczy spotykają Jego wzrok, a kolana same się pod Tobą uginają. Następnie pada polecenie podejścia Tak jak sobie tego zażyczył, na czworaka, kręcąc tyłeczkiem najzalotniej jak umiesz podchodzisz do fotela w którym siedzi.
„Jestem mój Panie", czy mogę Cię pocałować w dłoń na przywitanie?"
Zgoda jest tylko formalnością, wiesz przecież, że taka forma powitania jest Twoim obowiązkiem.
Po pocałunku podrywa Cię na nogi szarpnięciem za włosy i ustawia na środku pokoju. Stoisz nago tylko w 11cm szpilkach i pończochach na nogach. Wstyd każe Ci wpatrywać się w podłogę. Ale tak naprawdę to nie wstyd, a fakt że bez pozwolenia nie wolno Ci patrzeć mu w oczy.
Podchodzi do Ciebie i powoli przechadza się wokół Ciebie. Wiesz, że podziwia Twoje ciało, ale mimo to czujesz się jak rasowa klacz na aukcji.
Co kilkanaście sekund sprawdzaa dłonią twardość Twoich piersi i wilgoć cipki. Mimo wstydu jesteś tak podniecona że śluz z cipki prawie cieknie Ci po udach.
„A teraz spójrz na mnie”.
Skinienie dłonią w dół oznacza tylko jedno. Masz uklęknąć, co robisz natychmiast i bez wahania.
„Odgarnij włosy i odsłoń szyję.” W końcu następuje moment, na który czekałaś od kiedy go znasz.Na szyi pojawia się długo oczekiwana obroża.
„Teraz możesz podziękować Mała”.
„Dziękuję mój Panie za ten wspaniały prezent i wielki zaszczyt.„
Pokornie trzymasz głowę w dole, patrząc w podłogę, ale na Twoich ustach błąka się uśmiech szczęścia i tryumfu.
Zapina smycz do obroży i prowadzi swoją Sukę po pokoju. Jesteś w końcu Jego Suczką. Rozpoczyna zwiedzanie mieszkania. Na smyczy i na czworaka jesteś prowadzona do kuchni łazienki pokoi i z powrotem do salonu, wszędzie opowiadając o miejscu, do którego właśnie weszliście.
Wracacie do salonu, gdzie odpina smycz i każe wstać. Wstajesz i wpatrujesz się w Niego w oczekiwaniu na kolejne polecenia. Polecenie nie pada. Za to lewa ręka łapie Cię za włosy i odgina głowę, a On caluje Cię w usta tak jakby chciał je pochłonąć. Druga dłoń w tym samym momencie zapina kamerkę na sutku.
Głośny krzyk i z oczu płynie pierwsza łza. Druga kamerka nie każe na siebie długo czekać. Znowu krzyk i kolejne łzy, ale nie protestujesz ani słowem. Odchodzi na chwilę do przedpokoju i wraca z wibratorem, który ma przynajmniej 30cm długości.
„Zaraz poczujesz to cacko w cipce Suczko”
Stoisz nago znowu na środku pokoju. Na sutkach klamerki nie dają o sobie zapomnieć. Prosisz Go o ich zdjęcie, ale On zdaje się Cię nie slyszeć i spokojnie smaruje wibrator żelem. Uruchamia go i najpierw przez kilka sekund rżnie Cię nim w usta. Następnie, cały czas dotykając jego czubkiem Twoje naprężone ciało zjeżdża w dół pytając, co o tym myślisz. Zdecydowany ruch i wibrujące dildo wchodzi w Ciebie prawie na całą długość. Wystającą końcówkę mocuje taśmą izolacyjną do uda.
Chciałabyś z rozkoszy osunąć się na podłogę, ale spokojny głosem zakazuje Ci nawet drgnąć. Stoisz tak przed nim, ledwo trzymając się na nogach, a On z zadowoleniem patrzy na strużki śluzu, który po Twoich udach i skapuje na podłogę.
Następnie wciska Ci w dłoń wyciągniętą z półki książkę. Jeden z opasłych tomów, który teraz waży pewnie tonę i każe przeczytać na głos pierwsze dwie strony.
„Czego on ode mnie chce?!?!? Ja się ledwo mogę skupić na staniu” myślisz sobie.
„Czytaj Suczko i ani drgnij. Chcę słyszeć tylko Twój głos. Nic nie może mnie rozpraszać”
Oczy zachodzą Ci mgłą. Już przestałas liczyć orgazmy wstrząsające Twoim ciałem. Nogi masz jak z waty, ale karnie zaczynasz czytać. Na szczęście to tylko dwie strony. Czytasz jakieś bzdury o gotowaniu, a On słucha. Chyba chce Cię doprowadzić do szaleństwa, bo zakazuje kolejnych orgazmy, które przychodzą niemal co klika sekund. Kiedy zbliżasz się ku końcowi drugiej strony i podnosisz wzrok w oczekiwaniu na ocenę mówi nagle, że możesz dojść.
Orgazm, który nadchodzi jest tak intensywny, że wypycha z cipki wibrator mimo mocującej go do nogi taśmy, a Ty nieprzytomna z rozkoszy upadasz na podłogę. Leżysz na niej bez tchu pływając wręcz w sokach które z Ciebie wyciekły. Znowu łapie Cię za włosy i pokazując na kałuże na podłodze mówi zimno:
„Zobacz jak nabałaganiłaś. Teraz będziesz szmatą.”
„Tak jest mój Panie”
Słyszysz zadowolone „Grzeczna dziewczynka” po czym łapie Cię za włosy i dokładnie wyciera nimi cała wilgoć z podłogi. Jesteś wściekła bo nikt Cię jeszcze tak nie zeszmacił, a jednocześnie nie możesz powstrzymać poczucia zadowolenia dobrze wykonanego polecenia. Po sprzątaniu znowu odpycha Cię na podłogę i rzucając jakiś banknot koło Ciebie mówi:
„Możesz wracać do domu, tu masz pieniądze na taksówkę”
Wciąż oszołomiona wypełzasz wręcz do przedpokoju, ubierasz sukienkę i cicho zamykając za sobą drzwi wychodzisz z mieszkania. Dopiero na półpiętrze orientujesz się, że przecież byliście u Ciebie. Wracasz pod drzwi i już chcesz chwycić za klamkę, kiedy one otwierają się szeroko, a on z uśmiechem na twarzy przytula Cię i prowadzi do łazienki, gdzie znowu zostajesz rozebrana, ale tym razem w celu umycia Twojego ciała pod rozkosznie ciepłym strumieniem wody.
71 notes · View notes
scarlettjane22 · 4 years ago
Photo
Tumblr media
Gypsy Cob: klacz Amy (palomino) (wł. Hanna Buch)
Łukasz Gauza equine art photography
45 notes · View notes
wrazliwy-ktos · 3 years ago
Text
“Nie jest się damą również wtedy, kiedy używa się poprawnie "ą" i "ę". Damą nie czyni też noszenie na palcu kilku karatów, torebki Louis Vuitton czy szpilek od Jimmy Choo. Damą jest się wtedy, kiedy ma się zasady i szacunek do siebie. Damą się jest wtedy, kiedy nawet w ciuchach z second handu nosi się wysoko podniesioną głowę.
Damą się jest wtedy, kiedy nie poniża się i nie sprzedaje własnego JA za szmaty z super markową metką, luksusowe mury i mega porsche w garażu, kupione na rachunek starego ramola.
Damą jest się wtedy, kiedy można spojrzeć śmiało w lustro. Bez wstydu i zażenowania, że ktoś cię kupił jak klacz wystawową do dobrej stajni. Zawsze trzymaj fason i szanuj siebie!”
Magia Słów
4 notes · View notes