#gdybym umarł
Explore tagged Tumblr posts
forsejk · 1 year ago
Text
Czy gdybym umarł, ktoś zwróciłby uwagę?
-Forsejk
20 notes · View notes
igor-filip · 2 months ago
Text
czy komuś naprawdę na mnie zależy?
czy gdybym umarł ktoś by to odczuł?
czy mojej mamie było by lżej beze mnie?
czy moi znajomi znaleźli by sobie nowego kolege?
czy ktoś przyszedł by na mój grób?
czy każdy by zapomniał o mnie?
1 note · View note
butterfly2137 · 1 year ago
Text
12.22
Nadal, nadal czuję jedzenie w przełyku w brzuchu mimo że je zwymiotowałem jestem tak zły że zjadłem cos co miało dużo kcal. Jest dopiero 12 a ja zjadłem już 103 kcal za dużo chce nadal wymiotować i przestać czuć te jedzenie w sobie. Chce po prostu schudnąć jeszcze bardziej nigdy już nie chce tyc a 46.2 to nie jest idealna lidzba mogło by być 39/38 a nie ponad 45... już nie chce nigdy poczuć tego w sobie tego obrzydliwego jedzenia przez które cały czas tyje. Mam dość kcal mogło by być lepiej gdybym najadał się papierosami. Nie chce czuć zapachu ani smaku tego glówna już nigdy tak strasznie mnie to wykańcza myśli o tym jedzeniu było by lepiej gdybym nie istniał i umarł chudy. Mówiłą mi że powinienem przytyć 20 kg ich pojebało będę wtedy spaslakiem poprawka grubym spaslakiem nie chce. Błagam nie propunujcie mi jedzenia dajcie mi się z@bić tak strasznie już tu nie chce być chce zniknąć by nie szukał mnie świat by mnie nie prześladowało to jedzenie pierdole to chcę być chudy ale chudy martwo.
0 notes
queen-blance · 6 years ago
Photo
Tumblr media
,, Cotidie Morimur’’  disorderpreorder
7 notes · View notes
reexrco · 5 years ago
Link
Gdybym umarł za ciebie, błagałbyś mnie, bym został 💔
1 note · View note
opia-jpg · 2 years ago
Text
BEHOLD: JURGEN LEITNER RANT IN POLISH
JURGEN LEITNER?
GŁUPI IDIOTA MATKOJEBCA JURGEN LEITNER JEBANY BŁAZEN ZBIERAJĄCY KSIĄŻKI ŻRĄCY SZCZURY STARY SKURWYSYN GNÓJ IDIOTA AWATAR KURWY NAJWIĘKSZY KLAUN W CYRKU WYŚMIANY Z MIASTA KOWBOJ SUKINSYN JURGEN LEITNER
PRZESTAŃCIE SIĘ CZEPIAĆ KIEDY MÓWIĘ O JURGENIE LEITNERZE NIENAWIDZĘ GO TAK STRASZNIE DLACZEGO MA TYLE POJEBANYCH KSIĄŻEK DLACZEGO ZDECYDOWAŁ SIĘ NAWARZYĆ SOBIE TEGO PIERDOLONEGO PIWA CZY ON JE KURWA WYPIŁ CZY ON JE KURWA PO PROSTU PUŚCIŁ WOLNO CZY JEST MARTWY CZY JEST SKURWYSYNEM GOŚĆ WZBUDZA WE MNIE TAK SILNE WZBURZENIE NAWET NIE MA GO W POMIESZCZENIU NIGDY NIE WIDZIAŁAM JEGO TWARZY A I TAK WIEM ŻE MA NAJBARDZIEJ GÓWNIANY KOPER ZAMIAST BRODY WON KURWA ODE MNIE
gdybym chciała wejść do nieba i bóg powiedział jurgen leitner czeka w środku to nasrałabym bogu na stopy tylko po to żeby zostać zesłana na dół 
jeśli będę musiała znieść głos jurgena leitnera choć jedno słowo powiedziane przez jego osobę w podcaście nie tylko zamknę okno przeglądarki ale na złość usunę zakładkę i będę musiała odsłuchać całą serię od początku aby móc pominąć każdy moment kiedy jest wspomniany lub żywy
nawet nie wiem dlaczego go tak bardzo nienawidzę. zbiera książki ale jestem po prostu wkurwiona bo jestem zua
lepiej żeby miał jakieś pojebane backstory żeby to wytłumaczyć jeśli jest po prostu jakimś bogatym gnojem który jest fanem creepypast i chciał dostać wersję na żywo to zwariuję
LEPIEJ żeby jakaś książka zmusiła go do morderstwa bo jeśli nie to sama to zrobię
paypal.com/KurwaNienawidzęJurgenaLeitnera
odcinek nawet nie jest o nim. ledwie wspomnienie o czymś co mogło być jego biblioteką i straciłam nad sobą panowanie
gdzie jest kurwa jurgen leitner jeśli nadal żyje to mam wielką nadzieję żeby nie żył
stary pierdol
jebnę mu w twarz i żałosne wątłe kości starucha po prostu rozkruszą się pod wpływem mojej epickiej masywnej pięści i będzie się dezintegrował dopóki jedyną rzeczą jaka zostanie będzie ostatnia książka którą zawsze ze sobą nosił zwyczajnie zatytułowana No Teraz To Zjebałeś w starożytnym jidysz
ja nie oddycham ja się duszę w tym momencie
mam nadzieję że jest znana data kiedy jurgen umarł lub umrze żebym mogła ustawić przypomnienie na swoim telefonie
każdego dnia co rok będę je widzieć i zrobię wszystko oprócz oddania szacunku człowiekowi który miał tyle pojebanych jeśli prawdziwych książek
(everyone say thank you @fanchlebu for bullying me into doing this and also helping with translation)
135 notes · View notes
xentropiax · 2 years ago
Text
no. 10
Nie bardzo wiem, co się dzieje, chociaż gdybym pogrzebała głębiej, wszystko stałoby się jasne. 
W mojej głowie są pewne tendencje, nad którymi umiem zapanować, ale fakt, że od 12 może 13 roku życia zmagam się z depresją powoduje, że nawet jak już myślę, że jestem superduper cured, nagle jakaś wajcha przeskakuje i czuję się jak piętnaście lat temu. Piętnaście lat temu też pisałam w pamiętniku, tylko takim papierowym, i chciałam, żeby mnie nie było i myślałam, że nie dożyję wieku, w którym jestem, a jeśli dożyję nie zostanie przede mną zbyt wiele lat i że będzie to raczej koniec mojej historii niż ledwie jej początek.
Nie wiem, może to jesień, może to ta ósma rocznica śmierci, która się zbliża, która stała się moim momentem definiującym, taki d-day, tylko nie mój. Po 5 listopada wszystko się zresetowało. 
No bo miało być inaczej. On miał wyzdrowieć (chociaż przecież wszyscy wiedzieliśmy, że to nigdy nie będzie stuprocentowe, że to ledwie zaleczenie, wydłużenie czasu, który określono z góry), mieliśmy przejrzeć się w swoich oczach, dotknąć swojej skóry. Mieliśmy pójść do opery i miał mi zagrać na skrzypcach i zapytać, czy to wszystko ma sens. Ja miałam powiedzieć, że tak, że miało od samego początku, od pierwszej wiadomości, od jesieni i zimy, w której mnie oswoił, od wiosny, gdzie spuchło moje serce, chociaż nie chciało w to wierzyć, aż do lata, i do sierpnia, kiedy pierwszy raz pomyślałam, że go kocham. Potem mieliśmy żyć. Nie napiszę długo i szczęśliwie, bo nikt tego nie wiedział. Ale na pewno z czułością, jego ulubioną formą miłości. Przez jakiś czas.
Gdyby przeżył po tej operacji, mijałoby osiem lat z jego prognozowanych dwudziestu. Prawie połowa czasu, którego i tak nie miał. Mam tyle samo lat co on, kiedy umarł. Nie da się być gotowym na śmierć w tym wieku.
Więc może ta koszmarna data, reset wszystkiego tak działa. To się czuje w kościach, jak co roku. Rok temu było chyba nawet gorzej, żałoba to nie proces linearny, wraca. Opłakiwałam prawie cały miesiąc.
Moje ciało boli. Coraz więcej w nim usterek, na razie drobnych. Przechodzą, przepływają jak morskie fale. A jednak zauważam te zmiany, coraz więcej. I mam świadomość, że z roku na rok będę odczuwać to coraz bardziej.
Jak zwykle w takich sytuacjach pojawia się lęk. Kompleksy. Niczego nie jestem już pewna. Chcę zakopać się pod kołdrą i nie wychodzić przez rok. I żeby wszyscy inni mnie zostawili. 
Wszystko się zmienia, a jednak pozostaje takie samo. 
youtube
7 notes · View notes
my-soul-is-a-demon · 7 years ago
Quote
I’ve had enough There’s a voice in my head Says I'm better off dead
Bring Me The Horizon
3 notes · View notes
zaburzonyswiat · 4 years ago
Text
Gdybym jutro umarł, co byłoby wypisane na moim nagrobku?
Adrian Mole na Manowcach - Sue Townsend
30 notes · View notes
22maja · 5 years ago
Text
„Dziś nie dzwoń do mnie więcej, kilku ludziom udało się zapomnieć kim jestem. Nawet tym najbliższym, naprawę nie kumam. Nie wiem czy by przyszli nawet, gdybym umarł.”
tmk aka piekielny
166 notes · View notes
serce-ze-smutku · 6 years ago
Text
Mam dość. Głos w mojej głowie mówi, że lepiej byłoby, gdybym umarł.
726 notes · View notes
aentrilon · 5 years ago
Quote
- Zerefie kazałeś moim pobratymcom cierpieć. Skrzywdziłeś ich. Nie mogę ci tego wybaczyć. Jako pierwsza mistrzyni Ogona Wróżki, jako ktoś kto wierzy, że rodzina jest najważniejsza, chcę jedynie wymazać cię z tego świata. - Śmierć z twojej ręki nie brzmi wcale tak źle. Ale.. Ja.. - Nie. Po prostu odpoczywaj. Gdybym wtedy... Gdybym w tedy ci tylko bardziej wierzyła... Kochałeś mnie. W dowód tego i przez klątwę przeciwieństwa odebrano mi życie. Ale po mimo tego, że ciąży na nas ta sama klątwa, ja nie mogłam odebrać ci życia. Jakaś część mnie musiała ci nie wierzyć. Nie byłam wystarczająco silna aby kochać. - Nie musisz się teraz tym przejmować. Nikt mnie nigdy nie kochał. Zdałem sobie sprawę, że twoje uczucia wobec mnie to nie miłość tylko zwykła namiętność. - Nie! Nie namiętność. Przeciwieństwo! Nauczyłam się używać magii, ponieważ cię spotkałam. Ocaliłam Magnolię, ponieważ cię spotkała. Ogon Wróżki powstał, ponieważ tam byłeś. Byłeś wszystkim co podziwiałam. A mimo to.. Sprowadziłeś śmierć i uwięziłeś mojej życie. Skrzywdziłeś moich pobratymców i próbowałeś wykorzystać mnie do zniszczenia mojej gildii. Tak bardzo cię nienawidzę... Ale kocham równie mocno. Tylko ja znam twoją samotność. Tylko ja mogę ją zrozumieć. Moje myśli są rozdarte. Nie mogę wykalkulować co powinnam zrobić. Gdybym cię kochała mogłabym cię zbić. Gdybyś naprawdę był mi drogi z całego serca mogłabym cię zabić. To był... Mój plan... Ale... Nie chcę, żebyś umarł! Chcę, żebyśmy byli razem już na zawsze! - Im bardziej cenisz czyjeś życie, tym szybciej je odbierasz. Klątwa przeciwieństwa. Więc o to ci chodziło. Wystarczyło być kochanym. Dzi��kuję Mavis. Przepraszam. - Nie możesz umrzeć! Nienawidzę cię! Nienawidzę! Tak bardzo nienawidzę! Zniszczyłeś moja gildię. Skrzywdziłeś moich pobratymców! Zabiłeś mojego chrześniaka! Umieraj!  Umieraj! Umieraj!  Wcale cię nie kocham! Umrzyj w końcu! Nie pokazuj mi się więcej na oczy! Nie kocham cię! Nie kocham! Jesteś wrogiem mojej gildii! Wrogiem całego świata! Więc... Proszę... Umrzyj. I nie umieraj. - Żałuję... Że nie mogliśmy więcej porozmawiać. Żałuję... Że nie postąpiłem inaczej. - Zabierz mnie ze sobą. Musisz żyć. - Naprawdę w to wierzysz? Z całego serca? - Tak. - Cholera... Wygląda na to, że klątwa zabierze też i ciebie. - Więc chodźmy razem.
Fairy Tail
2 notes · View notes
smiertelnie · 6 years ago
Quote
Gdybym miał zdrowy rozsądek, poderżnąłbym sobie gardło albo skulił się i umarł.
Get Scared - Sarcasm
109 notes · View notes
znikajacadusza · 5 years ago
Text
Jakiś czas temu miałam depresję To było nie do zniesienia. Nikt nie mógł mi pomóc. Nie mogłam się niczego uczepić. Kiedy mówię "nie do zniesienia", uważam, że to słowo jest bardzo dalekie od prawdy. To było śmiertelne, tak. To było tak, jak gdybym topiła się w powietrzu. Nie mogłam otworzyć żadnego okna na ulicę, na świat, na kogokolwiek. Uduszenie. Jak powiedzieć jeszcze... Tygodnie i miesiące, w czasie których każdy ruch wymagał znacznego wysiłku i zadawał mi tyleż cierpienia co bezruch. Nie do wytrzymania, tak, to to. Absolutnie nie do wytrzymania. Potrawy straciły smak. Umarły, który by nie umarł. Żywy, który nie byłby już żywym. Sama na pustyni bez granic. Albo przeciwnie, w celi otoczonej murami bardzo wysokimi, z szarym światłem u samej góry, niezdolny przeczytać książki. I cóż mnie obchodzi to, co mówili ludzie? Ich słowa obojętne albo przyjazne, albo przykre, nie dochodziły do mnie lub odpychałem je, uciekałam od nich. Na sam ich widok, kiedy przechodzili ulicą, jeden za drugim, zrywały mnie mdłości (...). Ale też nie mogłam znieść samotności. Mijały dni i dni, i dni, a ja krążyłem od drzwi do okna od okna do drzwi, nie mogąc się zatrzymać. To nie był lęk, to była nuda, nuda materialna, nuda fizyczna, ani poruszać się, ani stać. Wszystko było cierpieniem, gangreną duszy. Oby tylko to nie wróciło. Każda sekunda dłużyła się bez końca. Azylem był sen. Nie mogłam spać cały dzień, niestety! A kiedy spałam, śniło mi się, że się nudzę.
17 notes · View notes
wolcichyczas · 5 years ago
Text
2020/01/10
1 Mojżeszowa 44:18-34
(18) Wtedy przystąpił do niego Juda i rzekł: Proszę, panie mój, pozwól słudze twemu powiedzieć słowo do pana mego i nie gniewaj się na sługę twego, gdyż ty jesteś jak sam faraon. (19) Pan mój pytał sług twoich, mówiąc: Macie ojca albo brata? (20) Wtedy odpowiedzieliśmy panu mojemu: Mamy jeszcze ojca staruszka i małego chłopca, który urodził mu się na starość. Brat zaś jego umarł, tak że on sam jeden pozostał po matce swojej, i ojciec kocha go. (21) Ty zaś rzekłeś do sług swoich: Przyprowadźcie go do mnie, abym go oglądał własnymi oczyma. (22) Powiedzieliśmy panu mojemu: Chłopiec ten nie będzie mógł opuścić ojca swego, bo gdyby opuścił ojca swego, ten by umarł. (23) Wtedy ty rzekłeś do sług swoich: Jeśli brat wasz najmłodszy nie przyjdzie z wami, nie będziecie już oglądać oblicza mojego. (24) A gdyśmy przyszli do sługi twojego, ojca mojego, i powtórzyliśmy mu słowa pana mego, (25) ojciec nasz rzekł: Jedźcie znowu, kupcie nam trochę żywności. (26) A my powiedzieliśmy: Nie możemy jechać! Pojedziemy natomiast, jeżeli nasz najmłodszy brat pojedzie z nami. Bo jeśli brat nasz najmłodszy nie pojedzie z nami, nie będziemy oglądać oblicza owego męża. (27) Wtedy rzekł sługa twój, ojciec mój, do nas: Wy wiecie, że dwóch synów urodziła mi żona moja. (28) Jeden odszedł ode mnie i musiałem sobie powiedzieć: Z pewnością rozszarpał mi go dziki zwierz; i dotąd go nie widziałem. (29) A jeżeli zabierzecie i tego, a spotka go coś złego, wtedy doprowadzicie mnie osiwiałego ze zmartwienia do grobu. (30) Gdybym więc teraz przyszedł do sługi twego, ojca mojego, a nie byłoby z nami chłopca, z którego duszą jest związana dusza jego, (31) to gdyby spostrzegł, że chłopca nie ma, umarłby. I tak sprawią słudzy twoi, że sługa twój, ojciec nasz, zejdzie osiwiały ze zmartwienia do grobu. (32) Bo sługa twój ręczył za chłopca ojcu swemu, mówiąc: Jeśli nie przywiodę go do ciebie, wtedy do końca życia będę obciążony winą. (33) Dlatego niech zostanie zamiast chłopca sługa twój jako niewolnik pana mego, a chłopiec niechaj wróci z braćmi swymi. (34) Bo jakże ja mógłbym wrócić do ojca mego, gdyby nie było ze mną tego chłopca? Nie mógłbym patrzeć na nieszczęście, które by dotknęło ojca mego.
Bracia musieli patrzeć się na siebie nawzajem przez chwilę zanim Juda wyszedł ze swoją propozycją. To co Juda zaoferował, to proste zastąpienie. Opowiedział mu też całą historię o tym jak namówił ojca żeby pozwolił im zabrać Beniamina. Podzielił się z nim obietnicą jaką złożył ojcu i poprosił Józefa, aby pozwolił mu zostać niewolnikiem w miejsce brata. Mojżesz poświęca na to spotkanie dużo czasu ponieważ chce, aby czytelnik zrozumiał naturę tego zastąpienia. Zbawienie, które Bóg oferuje nie jest napędzane karą, ale zamianą- życie za życie. Widzieliśmy to najpierw na Górze Moria. Widzimy to znowu tutaj. Juda nie oferował zapłaty za to co zostało skradzione; to miało zostać dane. To co zaoferował, to był on sam w zamian za swojego brata. To jest dokładnie to co Nasienie, Jezus Chrystus, zrobił wiele lat później. Decyzja Judy nie była oparta o wartość jego brata lub o poczucie winy za wcześniej podjęte decyzje. On obiecał swojemu ojcu i zamierzał dotrzymać swojej obietnicy. Nie miało to dla niego znaczenia czy Beniamin naprawdę ukradł ten kielich, czy też nie. Nie jest to jasno objawione dlaczego Juda stał się wybrańcem z którego miało wyjść obiecane nasienie. Bóg nam tego nie mówi. Przez całe swoje wcześniejsze życie, mógł być najgorszym z grzeszników, ale przez tę krótką chwilę trudno o lepszy obraz tego jakie będzie Nasienie, kiedy przyjdzie.
Krok Życiowy
Jeśli mamy zrozumieć odkupienie, musimy zdać sobie sprawę z tego, że po pierwsze i przede wszystkim jest ono zastępcze. Jezus bierze nasze miejsce w śmierci i w życiu (nasze duchowe zwycięstwo pochodzi z tego, że On żyje Swoim życiem przez nas).
1 note · View note
tsuiraku · 5 years ago
Text
heart hope
Tak jak zawsze obudziłem się o wiele za wcześnie. Swoim zwyczajem przeleżałem w łóżku jeszcze długi czas, bawiąc się telefonem. Ponowna senność nadeszła w tym samym momencie, gdy musiałem naprawdę wstać. Tego dnia nie chciałem się spóźnić, jednak i tak, nim zwlokłem się z łóżka, miałem tylko pół godziny, by dotrzeć do studia. Wziąłem prysznic, okręciłem się ręcznikiem wokół bioder i zrobiłem kawę. Na lepsze rozbudzenie i myślenie wlałem do niej odrobinę wódki, co jakimś cudem ostała się na dnie butelki, którą wczorajszego dnia namiętnie opróżniałem w rytmie radiowych kawałków. Tego poranka też włączyłem radio. Popijając kawkę i słuchając tego, co speaker miał do obwieszczenia w porannych wiadomościach, poszedłem się ubrać. Przebierałem między bluzkami a koszulkami. Ta nie, ta nie, ta też nie… Ostatecznie stwierdziłem, że to i tak nie miało sensu, więc wcisnąłem się w pierwszą lepszą rzecz.
Rozbrzmiał dzwonek mojej komórki. Akurat zakładałem buty i jednocześnie przelewałem resztki niedopitej kawy do termoizolacyjnego kubka. Popatrzyłem na to, kto dzwonił, po czym odebrałem z głębokim westchnięciem. Menadżer pytał, gdzie byłem, gdyż za kilka minut miało zacząć się spotkanie. Zerknąłem na zegarek. Byłem dziesięć lat spóźniony. Miałem być na miejscu już dwadzieścia minut temu. Odparłem więc tylko, że właśnie wchodzę do sali konferencyjnej i się rozłączyłem. Narzuciłem na siebie ramoneskę, a na nos wcisnąłem czarne pilotki. Chwyciłem kluczyki i tak gotowy byłem na spotkanie z przeznaczeniem.
Ruki krytycznie popatrzył na mój dziergany sweterek, który dostałem pięć lat temu od babci na urodziny. Prychnął jedynie i pokręcił głową, szczędząc sobie przy tym więcej zbędnych komentarzy. Siedział na ławce przed budynkiem, paląc papierosa bez filtra. Zgadywałem, że ukradł go komuś z paczki, ale nie chciałem wdrażać się w głębsze spekulacje na ten temat. I tak nic mnie to nie obchodziło.
– Pospiesz się, bo spóźnimy się na konferencję. Wszyscy na ciebie czekamy – powiedziałem, niby to zaczepnie.
Wywrócił oczami, zaciągając się używką.
– Na mnie? – odparł z nutą irytacji w głosie. Jednocześnie wypuścił pokaźną chmurę dymu, która owiała mnie jak powiew świeżego, wiosennego wiaterku. – Zdajesz sobie sprawę, że konferencja już trwa?
– Już? A ty co tu robisz?
Wzruszył ramionami.
– Głowa mnie boli.
– Może masz jakiś guz mózgu, że tak cię łeb bez przerwy napierdala, co?
Wyciągnąłem z kieszeni kurtki papierosy. Wyjąłem jednego z paczki. Chwilę później odkryłem, że skończył mi się gaz w zapalniczce. Spojrzałem znacząco na wokalistę, ale ten tylko pokręcił głową. Czyli nie dość, że podwędził komuś papieroska, to jeszcze nie miał ognia. A to cwaniaczek.
– Ty masz chyba guza. Od kogo masz ten sweter? Żony Frankensteina?
A więc nie obyło się bez uszczypliwości. Słodziutko.
– Słusznie – westchnąłem, chowając papieros z powrotem do paczki. – Przypomniałeś mi, że miałem jej go oddać. Ale nie obrazisz się, jak jeszcze go trochę ponoszę, co? Wyglądam w nim o niebo lepiej niż ty.
– Ha, ha – burknął kpiąco. Zgasił używkę o chodnik, po czym niedbale przydeptał niedopałek.
Poszliśmy we dwóch na konferencję dotyczącą nowego singla. Ja usiadłem gdzieś z tyłu, a Ruki zajął swoje miejsce między Reitą a Uruhą. Nie miałem wcale ochoty pchać się naprzód, choć również byłem członkiem tego zespołu. Jakoś tak… Nie. Nie czułem się dobrze. Poza tym, moje zdanie i tak się nie liczyło. Nikt mnie nie słuchał, cokolwiek bym nie powiedział, to i tak była głupota. Jaki był więc sens, by niepotrzebnie wypruwać sobie flaki.
Nie obyło się bez ostrych słów, że znów się spóźniłem. Najpierw dostałem przysłowiową zjebę od menadżera jednego, później drugiego. Pani dyrektor generalna również postanowiła się zjawić, by wyrazić brak ukontentowania dla mej niekwestionowanej impertynencji, która wprawiła zgromadzoną asocjację w stan wybuchowej irytacji. Kai to tylko strzelał we mnie laserami z oczu, jakby chciał mnie zabić wzrokiem. Nie zrobiłem sobie jednak nic z tego. Groźby groźbami, ale póki nie dochodziło do rękoczynów, mogłem spokojnie udawać, że w dalszym ciągu nie przeszkadza mi nic, co tu się działo.
Kilka dni później mieliśmy próbę. Przyszedłem nie aż tak spóźniony, bo raptem piętnaście minutek, po studencku. A myślałem, że perkusiście zaraz wyskoczą gałki z oczodołów, tak nimi przewracał. Taką samą minę miała dziewczyna, którą bzyknąłem po ostatnim koncercie i sam już nie wiedziałem czy to dobrze, czy raczej jej się nie podobało. W każdym razie, numeru mi nie zostawiła, a szkoda. Zastanawiałem się tylko, czy wciąż była fanką, a może dała sobie spokój.
– Ruchać mi się chce – wyrwało mi się.
– Jak jeszcze raz się spóźnisz, to wsadzę ci to w dupę – powiedział, wymierzając we mnie pałeczką.
– Lepiej nie obiecuj.
– Myślałem, że powiesz, że nie jesteś gejem – westchnął Reita z udawanym rozczarowaniem i smutkiem w głosie.
Uśmiechnąłem się tylko pod nosem. Należało brać się do pracy, póki jeszcze ją miałem. Zasiadłem obok drugiego gitarzysty, witając się, a ten nawet na mnie nie spojrzał. Już chciałem się zdenerwować, gdy zdałem sobie sprawę, że miał słuchawki izolujące. Pochylał się nad gitarą, coś tam na niej wygrywając i miał absolutnie gdzieś cały świat. A podobno to ja byłem dupkiem.
– Hej, Piękny – klepnąłem go lekko w ramię. Podniósł głowę, patrząc na mnie całkiem bez emocji.
Gdy myślałem, że ten człowiek nie może już pałać do mnie jeszcze większą niechęcią, to okazało się, że wszystko było możliwe. To spojrzenie samo przez siebie mówiło, że mam spierdalać. Gdzieś miał moje powitania, fakt, że byłem drugim gitarzystą. W ogóle, w swoim owłosionym odbycie miał mnie. Popatrzył na mnie bez większych finezji, zdjął jedną stronę słuchawek z ucha.
– Co.
Coś mnie ukłuło w brzuchu. I czułem to za każdym razem, gdy się w ten sposób do mnie odnosił.
– Nie. Nic. Tak tylko się chciałem przywitać.
Patrzył jeszcze na mnie w milczeniu przez może dwie sekundy, aż poprawił słuchawki i wrócił do grania.
Pomyślałby ktoś, że z tym człowiekiem byłem kiedyś blisko. Bardzo blisko. Bliżej niż z kimkolwiek innym. Chcąc sprostować wszelkie niedomówienia – mieliśmy swój drobny epizod, który nazwałbym subtelnie historią miłosną. Nasz romans pełen wzlotów i upadków ciągnął się przez kilka lat, aż w końcu upadł gdzieś z naprawdę wysoka, bo nie dał rady już wstać. Podejrzewałem, że umarł i w ogóle się nie myliłem. To było już kilka lat, gdy nasza dwójka trwała w tak ohydnym marazmie. On był oschły, ja próbowałem rozmawiać. On próbował rozmawiać, ja byłem oschły. I sam już nie wiedziałem czy naprawdę coś między nami kiedyś było, oprócz pożądania. Bo seks był świetny, ale czy to wyszło gdzieś poza obszar bycia przyjaciółmi z korzyściami? Tak myślałem. Ale jak widać, myliłem się.
Czasami zastanawiałem się, kogo teraz posuwał. Jak nie mnie albo nie ja jego, to kto, do cholery bzykał się z nim. Obaj byliśmy seksualnie niewyżyci, co nasz związek mi pokazał, dlatego ciekawiło mnie, co teraz z tym wszystkim robił. Niby na zewnątrz był zimny, profesjonalny, ale wewnątrz wciąż był facetem, który z chęcią pieprzyłby się przy hotelowym oknie.
– Przybieżeli do Betlejem PAS-TE-RZE – usłyszałem nagle za sobą. Odwróciłem się w stronę Rukiego, który próbował rozgrzać swe oziębłe struny głosowe. Wówczas też zauważyłem, że wszyscy w pomieszczeniu, oprócz mnie (oczywiście, kurwa) mieli na sobie wygłuszające słuchawki. Jezusie, dopomóż. – Grając skocznie dzieciąteczku NA-LI-RZE. CHWAŁA NA WYSOKOŚCI, CHWAŁA NA WYSOKOŚCI. A-PO-CHUJ NA-ZIE-MI. CHWAŁA NA WYSOKOŚCI, CHWAŁA NA WYSOKOŚCI. A-PO-CHUJ NA-ZIE-MI.
To chyba nie do końca tak szło.
Jeszcze brakowało, by Barkę zaczął śpiewać, tak jak kiedyś zrobiliśmy o pewnej wieczornej godzinie. Szliśmy środkiem chodnika, piliśmy napoje wyskokowe i śpiewaliśmy największe hity Ich Troje, aż nagle ktoś wyskoczył z informacją, że nastała godzina zero. To dopiero były dzikie szarże ułańskie.
Zwinnie niczym sójka przemknąłem przez studio. Wyszedłem z pomieszczenia, po czym udałem się windą na najwyższe piętro budynku. Stamtąd wspiąłem się po schodach pożarowych na dach. Musiałem zaczerpnąć nieco stęchłego miejskiego powietrza i zapalić. Jak dobrze, że tym razem miałem działającą zapalniczkę, bo chyba bym się rzucił na chodnik. Gdybym przeżył i ludzie pytaliby mnie, dlaczego to zrobiłem, zwyczajnie odpowiedziałbym, że sądziłem, iż oknem będzie szybciej do chłopaków.
Ajć! Niemądry Aoi. Głupiutki Aoi. Ten to zawsze coś wykombinuje. Nu-nu.
Usiadłem po turecku na zwilgotniałym betonie. Bez większych emocji patrzyłem przed siebie. Na budynki mniejsze i większe, jednak wszystkie szklane i szare, jakby ciężkie życie je uczyniło takimi sztywnymi i przezroczystymi. Odrobinę utożsamiałem się z tym wszystkim, choć nigdy nie byłem wysoki. Zawsze byłem mały, czułem się nawet mniejszy od Rukiego, którego ego miało siłę Little Boya. A ja miałem tę nijaką energię, która odepchnęła ode mnie nawet mężczyznę, którego chyba kiedyś nawet trochę kochałem.
– Wyjebane – machnąłem ręką.
Zaciągnąłem się porządnie, tak aż oczy zaszły mi łzami. To były łzy szczęścia, bo już dawno nie paliłem. Zesrać mógłbym się nawet z tej radości.
Pewnego dnia dotarła do nas informacja, że pan Piękny kogoś ma. Ledwo zdołałem wyjść z windy, gdy dopadł do mnie Reita, niemalże płacząc, że jego kumpel spotyka się z jakąś laską. Trząsł moimi ramionami, czego było mi trzeba, bo za cholerę nie mogłem się przywrócić do porządku z tego szoku. Reita był w rozpaczy, ale to ja się czuję, jakby ktoś mi siłą odebrał moją własność. No i pięknie, to teraz wiedziałem, z kim się ruchał.
– Puszczaj mnie, idioto – prychnąłem, strzepując z siebie jego ręce. – Ty też masz laskę i nikt nie dramatyzuje.
W tym samym momencie dostrzegłem, że Ruki wyglądał do nas zza drzwi. Zmrużył oczy niczym jadowita żmija na moją uwagę i tylko mi brakowało, by zaczął na mnie syczeć. Ach, te snejki. Wszędzie ich pełno.
– Baba z kutasem – kontynuowałem, odchrząkując. – To się zdarza.
– Jaki z ciebie pojeb jest czasami, to ja nie wierzę – warknął na mnie Ruki, zatrzaskując za sobą drzwi.
Reita zdał sobie sprawę, co się właśnie stało. Odwrócił się w stronę drzwi, a później do mnie. Blady był jak ściana i zdaje się, że ręce nieco zaczęły mu się trząść.
– Znowu będzie go bolała głowa – stwierdziłem.
– Teraz przesadziłeś – odparł.
– Nie czepiam się twoich gustów. Niektórzy wolą…
Już nawet mnie nie słuchał. Wściekły odwrócił się na pięcie, po czym zostawił mnie na korytarzu. Co mogłem poradzić, że musiałem się wyżyć na kimś, a ci dwaj byli pod ręką. Zdaje się, że lista moich kumpli skróciła się o dwie osoby, ale co poradzić.
Gorący temat ucichł po kilku dniach. Mogłem więc się spodziewać, że była to wyłącznie plotka rzucona przez cholera wie kogo, żeby trochę mi uprzykrzyć życie. A przynajmniej tak sobie wmawiałem. Uruha nigdy nie był zbyt skory, by mówić o sobie, a wszelkie pogawędki zawsze wolał zostawiać w sferze neutralnych tematów. Cwaniak, rzadko kiedy mówił o sobie. Rozmawialiśmy jednak ze sobą sporo, gdy się spotykaliśmy. I to nie były rozmowy wyłącznie o pogodzie. Ile to razy leżeliśmy w łóżku po dobrym seksie i rozmawialiśmy przez długie godziny, by później bzyknąć się jeszcze raz. Raz wyjechaliśmy razem na jakiś weekend i praktycznie przez dwa dni nie wychodziliśmy z łóżka. Wypracowaliśmy sobie piękną rutynę: seks – prysznic – seks – coś do jedzenia – seks – znowu coś do jedzenia – seks – prysznic – seks. W tym czasie, podczas naszych krótkich przerw, rozmawialiśmy o wszystkim i o niczym. Rozmawialiśmy o nas. To był jeden z najlepszych okresów naszej relacji, krótko przed tym, jak niespodziewanie wszystko się zepsuło.
Pamiętałem całą tę sytuację, jakby wszystko miało miejsce przed chwilą. Leżeliśmy nago na łóżku, przy uchylonym oknie. Paliłem papierosa, on trzymał popielniczkę na swojej nagiej klatce piersiowej. Patrzyłem na niego z góry, opierając się o zagłówek łóżka, a on leżał całkiem płasko, mając blond włosy roztrzepane na białej poduszce. Spytał wtedy czy nie chciałbym z nim zamieszkać. Zaskoczył mnie tak nagłym pytaniem i nie wiedziałem do końca, jak powinienem na nie zareagować. W pokoju było niemal zupełnie ciemno, ciężkie metalowe zasłony zupełnie tłumiły promienie słońca. Jedynie przez lekko uchylone okno do dusznego pokoju wraz z podmuchami powietrza dostawała się odrobina światła dnia.
– Nie wiem – powiedziałem wtedy, strzepując popiół do szklanej popielniczki na jego klatce piersiowej. Naczynie unosiło się lekko w rytm jego spokojnych oddechów. – A chciałbyś ze mną mieszkać?
– Nie pytałbym, gdybym nie chciał.
Przesunął dłonią po pościeli i subtelnie dotknął mojej ręki. Spletliśmy się w czułym uścisku, że aż mnie coś w środku zabolało.
– Jasne, że bym chciał.
Kilka miesięcy później on oddawał mi moje rzeczy, a ja jemu jego. Zrobiliśmy to na spokojnie, bez żadnych wielkich sprzeczek i dramatów. Ale nijak nie mogłem zapomnieć paniki, jaką obaj mieliśmy, gdy tylko uzmysłowiliśmy sobie, że to był koniec. Wszystko runęło w jednej chwili i żaden z nas nawet nie wiedział dlaczego. Stwierdzenie, że nie powinniśmy jednak być razem padło od nas obojga i choć to bolało niemiłosiernie, tak jednak wiedzieliśmy, że to musi nastąpić. Co jeszcze mnie dobijało, to fakt, że mieliśmy upatrzone piękne mieszkanie. Chcieliśmy się wprowadzić do niego jeszcze przed końcem roku. Planowaliśmy też powiedzieć wszystkim, że jesteśmy razem. Obyło się jednak bez przeprowadzek i wielkich wyznań.
Życie jednak toczyło się dalej. Byliśmy dla siebie oschli. On kogoś miał, ja w wolnym czasie chodziłem na dziwki. Raz udało mi się poznać całką fajną dziewczynę, ale zdaje się, że nie spodobał jej się fakt, że na pierwszej randce zabrałem ją na ryby. Więcej się do mnie nie odezwała, choć zapowiadał się ciekawy związek. Po niej jednak stwierdziłem, że nie chcę się więcej z nikim wiązać. Nie chciał ponownie wkręcać się w związki, zakochiwać się, a później cierpieć przez zawód miłosny. Trwałem więc tak w swoim jałowym kokonie. Od czasu do czasu przespałem się z kimś i tyle. Było mi dobrze, wygodnie. Nie musiałem się przejmować o nikogo więcej, tylko o siebie i moje cztery litery. Chociaż, co niechętnie musiałem przyznać, samotność zrobiła za mnie zgreda. Byłem o wiele bardziej złośliwy, a poza tym… jednak nie czułem się dobrze z myślą, że żaden związek nie mógł mi wyjść. Byłem tak trochę bezużyteczny.
 Pewnego, późnojesiennego popołudnia siedziałem w studio. Podczas gdy inni odpierdalali fuszerkę z nagrywaniem nowych utworów, tak ja wykonywałem jedną z najważniejszych w moim życiu misji i pieczołowicie wydłubywałem rodzynki z makowca. Po tym, jak skończyłem zajmować się wydłubywaniem tego zła największego, rozrzuciłem je po studio niczym ziarno dla gołębi. Ptaki zleciały się szybko, tylko zamiast gruchających gołębi, były to jakieś Hitchcockowe ptaki. Kai wściekle wyprowadził mnie za drzwi. Krzyczał. Zaczęliśmy się szarpać. Podbiegał do nas ktoś ze staffu, próbując nas rozdzielić. Ostatecznie dostałem w twarz. Lider niemal na mnie splunął, mówiąc, że mam się w końcu ogarnąć, bo zachowywałem się z każdym dniem coraz gorzej. Ale się wkurwił o te rodzynki, a ja tylko chciałem pomóc. No i w końcu się na coś przydać. Mało kto w końcu lubił rodzynki w makowcu. Jaki chory pojeb w ogóle wpadł na pomysł, żeby dodawać rodzynki do ciast.
Następnego dnia nie miałem nawet ochoty przychodzić do tego wariatkowa. Ułożyłem wygodnie z piwkiem i z laptopikiem w moim łóżeczku i przez większość dnia oglądałem serialik. Nagle zrobiłem się bardzo głodny, więc wstawiłam fryteczki do piekarniczka. Błądziłem przez jakiś czas w ten deszczowy dzień po swoim mieszkaniu, jakbym nie mógł znaleźć sobie miejsca. A tylko czekałem, aż frytki się upieką. Wiedziałem, że jeśli się znów położę do łóżka, to nie wstanę i prawdopodobnie spalę mieszkanie, a w tym siebie. W zasadzie… To brzmiało kusząco.
Wyciągnąłem frytki i polałem je keczupem, gdy usłyszałem dzwonek do drzwi. Westchnąłem ciężko, ruszając, by przekonać się, kto był nieproszonym gościem. Dzwonek powtórzyłem się kilkakrotnie, jak szedłem i mało się nie zdenerwowałem. Ile można, przecież nie mogłem otworzyć drzwi w ciągu trzech sekund. Litości!
Reita nie wydawał się być w nastroju, ale i widziałem ulgę na jego twarzy, jak tylko otworzyłem mu drzwi. Spytał czy zdawałem sobie sprawę, że każdy do mnie dzwonił od rana, ale wzruszyłem tylko ramionami. Faktycznie, było kilka telefonów i esemesów, ale nie od wszystkich. Oczywiście, Uruha nie raczył się mną zainteresować. Zaproponowałem Reicie piwko i frytki. Przystał jedynie na frytki. Zaprowadziłem go do kuchni. W chwili, gdy próbowałem znaleźć dla niego jakiś czysty widelec albo inny sztuciec, którego mógłby użyć do jedzenia, wydał z siebie okrzyk przerażenia. Aż podskoczyłem, mało nie upuszczając pałeczek. Odwróciłem się do niego na pięcie.
– Ty boga w sercu nie masz! – oznajmił w zburzeniu tak wielkim, jakbym co najmniej zafundował mu darmowy striptiz z pokazem tańca na rurze z moją osobą w roli głównej. Pochylał się nad miską frytek. Przeżegnał się, po czym złączył dłonie, mamrocząc jakieś pogańskie mogły pod nosem.
– O chuj ci chodzi?
– No żeby frytki całe polać keczupem, a nie z boku? Czy ty masz rozum i godność człowieka?
– Rigcz left the chat.
– Tak jak myślałem.
Porozmawialiśmy ze sobą jakiś czas, jedząc pyszne fryteczki. Reita w pewnym momencie spytał, co mi w ogóle jest, że tak dziwnie się zachowywałem. Nie rozumiałem jednak, co miał na myśli przez dziwne, ale uznałem, że chodziło o polanie całych frytek keczupem. Później dopiero doprecyzował, że miał na myśli moje nie do końca przemyślane i odrobinę impulsywne zachowania. Oraz fakt, że byłem dla wszystkich dupkiem. Nie wiedziałem, co mu powiedzieć, więc najzwyczajniej w świecie stwierdziłem, że przechodzę nieco gorszy okres w życiu, a to, że trwał on już kilka lat, to inna bajka.
Następnego dnia postanowiłem już nie być aż taką moody bitch i nie przychodzić do pracy bez jakiegokolwiek ostrzeżenia. Zapakowałem dwie żony i pojechałem swoim białym Mercem najpierw do własnej wytwórni, a później do tego zjebanego P*C. Przywitałem się ze wszystkimi okrzykiem samca perliczki w okresie godowym, po czym z moimi dwiema żonami ruszyłem, niczym ten szejk arabski, w stronę studia nagrań.
Ten dzień był dziwny. Naprawdę dziwny. Siedziałem sobie jak człowiek na swoim miejscu, aż tu nagle zaczepił mnie drugi gitarzysta. Spojrzałem na niego, z początku kątem oka, ale jak tylko zauważyłem, że się uśmiechał, to mało karku nie skręciłem, odwracając się w jego stronę.
– Reita mi mówił, że masz u siebie taki syf, jakby 2012 odbył się wyłącznie w twoim mieszkaniu – zagaił.
– Sprzątaczka ma wolne.
– Nie masz sprzątaczki. I jak widać, klasy też nie masz, jak wprowadzasz kumpli do takiego syfu.
– Mam klasę! E klasę. Stoi na parkingu, widać ją przecież przez okno.
Przewrócił oczami.
– Chciałbym z tobą porozmawiać, ale nie tutaj. Sam na sam, w cztery oczy.
– Bo…? – spytałem podejrzliwie. – Od kilku lat nie chcesz ze mną rozmawiać, a nagle ci na tym zależy?
– Wydaje mi się, że w końcu… Ugh. Po prostu mi powiedz czy masz czas po pracy.
– Mam czas. Ale niekoniecznie dla ciebie.
– Tak? A dla kogo niby?
Zaskoczył mnie tym zirytowanym tonem. Rzadko tracił kontrolę nad sobą.
– Może się z kimś spotykam? Nic ci do tego i tak.
– Doprawdy? Świetnie! Więc powiem ci tu i teraz. Po pierwsze, ogarnij się w końcu i skończ z tymi swoimi humorkami. Gorzej z tobą niż z babą! Odpierdalasz jakieś durnoty, tylko wszystkich wkurwiasz. A po drugie, nie wierzę, że spotykałem się z takim psychopatą, co polewa całe frytki keczupem. Obrzydliwe!
I odszedł. To by chyba było na tyle, jeśli chodziło o nasze rozmowy. Aż żałowałem, że nie dałem mu szansy, bo z pewnością chciał mi powiedzieć coś więcej. Tylko go zdenerwowałem. No cóż…
Obiecałem sobie, że w końcu przestanę zadręczać się przeszłością i stanę oko w oko z podłą rzeczywistością. Chciałem być lepszym, milszym człowiekiem, ale skończyło się tak, że dostałem w ryj od Reity. Mężczyzna zafundował mi takiego gonga prosto w nos, że już myślałem, że będę musiał pożyczyć od niego jakąś opaskę. Chociaż później zastanawiałem się czy opaski na twarz nie są tą intymną częścią garderoby jak bielizna. A właśnie o majtki nam poszło. To znaczy jemu poszło. Zaczepnie spytałem się Rukiego, jaką ma dzisiaj bieliznę. Po przyjacielsku objąłem go jeszcze ramieniem, żeby przypadkiem nie zabrzmieć jak jakiś zboczeniec. Reicie się to jednak nie spodobało i chwilę później leżałem na podłodze, a kolorowe gwiazdki krążyły mi przed oczami jak jakieś pierdolone asteroidy pędzące ku zagładzie Ziemi. Powiodłem drżącą ręką do swojej twarzy, po czym odkryłem, że leci mi krew z nosa. Chwilę później byłem nieprzytomny.
Ocknąłem się dopiero na OIOMIE. Miałem zaklejony nos jakimiś watami, bandażami i innymi taśmami. Oddychanie średnio mi wychodziło, niewiele brakowało do uduszenia się. Ale cóż począć.
Po tym, jak powiedzieli mi, że wyprostowali mi nos, a później będę musiał zgłosić się do swojego lekarza, by kontynuować leczenie złamanej części mej przystojnej twarzy, na korytarzu powitał mnie widok jednocześnie piękny, ale i zaskakujący jak hiszpańska inkwizycja. Uruha siedział na jednym z kilku wolnych krzesełek w poczekalni. Wcisnął się gdzieś pomiędzy starą, tłustą babcię z laską i mężczyznę z opaską pirata. Rozejrzałem się, jednak nie widząc nikogo więcej znajomego, podszedłem do niego. Podniósł na mnie głowę, po czym wstał, chowając komórkę do tylnej kieszeni.
– Tego się nie spodziewałem – przyznałem. Brzmiałem okropnie z tym zatkanym nosem. Prawie jak Reita.
Uśmiechnął się do mnie jedynie, po czym ruszył w stronę wyjścia. Poszedłem za nim. Wsiedliśmy do jego samochodu. Zanim odpalił silnik, siedzieliśmy przez kilka chwil w ciszy.
– Dzięki – wymamrotałem, przerywając milczenie między nami.
– Nie ma za co.
– Chłopaki pewnie są wściekli.
– Nie. Może Reita się gniewał, ale teraz zżera go poczucie winy, że aż tak ci przywalił. Ale na przyszłość, nie gadaj więcej takich głupot do Rukiego.
– Postaram się. To samo tak jakoś…
– Aoi – przerwał mi, zaciskając dłonie na kierownicy tak mocno, że aż pobielały mu kłykcie – co się z tobą stało?
– Hm? Co? Nic przecież się nie stało.
– Kiedyś nie byłeś taki. Znam cię przecież.
Spojrzał w moją stronę. Patrzyliśmy na siebie przez jakiś czas, a ja nie mogłem wyjść z podziwu, jak przejęty i zmartwiony był.
– A może w ogóle cię nie znałem.
– Nie mów tak.
– To co ci jest? Kiedyś miałeś w sobie coś takiego… Miałeś w sobie pasję.
– Pasję w łóżku?
Zaśmiał się głośno.
– W łóżku też. Ale chodzi mi o ciebie ogólnie. O twoje życie. Miałeś pasję do wszystkiego, do muzyki, do zespołu. Chciałbym kiedyś choć jeszcze raz móc to w tobie zobaczyć.
– Wiesz, co ja bym chciał?
– Hm?
– Chciałbym się cofnąć o kilka lat – oparłem się swobodnie o zagłówek. – Wrócić do tego, jak kiedyś było między nami.
– Czasami też bym tego chciał.
– Ale?
Pokręcił głową.
– Po prostu wiem, że nic już nie byłoby jak kiedyś.
Uruchomił samochód. Silnik zamruczał znajomo, jakby miło witając mnie po całym tym czasie. Odwiózł mnie do domu.
Gdy już miałem wysiadać z jego samochodu, spytałem czy jutro po mnie przyjedzie. Chciałem odebrać swoją białą strzałę z parkingu piekła. Odparł, że chętnie po mnie wpadnie.
– Zawsze możesz też mnie odwiedzić – powiedział.
– Mam jakiś konkretny powód?
– Małe kotki w piwnicy?
– Na litość – wywróciłem oczami tak mocno, że aż mnie zabolało. – Dobrze wiesz, że jestem uczulony na sierść.
Roześmiał się, a ja mu zawtórowałem. Zastanawiałem się czy może powinienem się z nim pożegnać w jakiś specjalny sposób. Ostatecznie po prostu jeszcze raz mu podziękowałem, że był moim uberem od nagłych wypadków. Wysiadłem, zatrzasnąłem za sobą drzwiczki i patrzyłem, jak odjeżdżał. Niedługo później straciłem jego samochód z oczu i zostałem całkiem sam przed apartamentowcem, w którym mieszkałem. I choć wtedy byłem sam, tak poczułem w środku jakieś dziwne, choć znajome uczucie. Prawdopodobnie w sercu zaczęła mi się tlić nadzieja.
Albo zwyczajnie zrobiłem się głodny.
4 notes · View notes