#TYLKO DO LIDLA DO LIDLA
Explore tagged Tumblr posts
Note
this was just a dumb concept i threw at the wall but voila. au.
(couldn't find a good way to say niegazowanej wody in english :/)
the idea that your tmnt au is set in germany (?) is great i should make a tmnt au set in poland.......
International Tmnt AU's are so much fun!
I feel like they set a really great contrast to the original canon, especially if the american!Turtles meet Turtles from another country. So if you feel like making polish turtles, then for the love of god please do it, because it's so interesting.
One reason why I made my Au Kids german (so yes you remembered that right!), is because of the national differences I can introduce. How each set of turtles spends the holidays, how they need to get past the language barriers and how they can exchange snacks/foods typical for their respective countries.
International Tmnt AU's are a great way of fans to get introduced to the culture of different countries and making it fun to learn about it. And if you yourself are from the respective country, you know everything first hand and can make it accurate!
Now, since it's still fiction, you also tweak some things to your liking. It doesn't have to be too realistic and you should do things the way to want them to. I also changed a few things in the Germany of the au world, that basically don't exist here at all and just tweaking it a little. It's also to make the plot more convinient or to just change things.
After all, talking anthro-animals exist there, so why not? There's no limits.👀
Rambling's cut short: If you feel like making a polish au, then I definitely tell you to DO IT!
#probably never drawing of this again#the drawing with mikey (or michał anioł lol) is (of course) based off me#so in poland all shops are closed on sundays#so on saturdays lidl decides to do BIIIIIGGGGGGG price cuts to get people to shop their#*there#AND THE SONG THEY USED I THE ADS IS SO CATCHY AND I CANNOT STOP SINGING IT EVER SINCE THE FIRST AD APPEARED#JAK SOBOTA TO#TYLKO DO LIDLA DO LIDLA#BO PROMOCIE TAM#PARKING RAM PAM PAM PAM!!!!!!!!!!#i love you tania sobota w lidlu <33333 you should be our new national anthem#also the Polish!donnie speaking to american!donnie is based on my mum's warnings to a younger me when we visited poland#this was when i was able to like. feed and uh. hydrate myself. she had to warn me not to use the taps because Polish tapwater is. not great!#this sucks because i cannot stay in my great grandma's house for long amounts of time because she ONLY drinks REALLYYYYYYY fizzy water and i#HATE fizzy water. it sucks total ass.#so i went on and was suuuper dehydrated. but then we found coke in the fridge and it was all good#(this was a few years ago i don't drink coke anymore for good reasons#ermmmmm anyways yeah. that's my little ramble. toidles in poland babyyyyy#if i HAD to write about it i would center it around the śląsk/bytom area because that is the only area i have been for long times#(except ustroń but i've been there... three times as of now so doesn’t count)#reblog!
14 notes
·
View notes
Text
Hejka motylki 🦋
Myślę że ten post przyda się nowym osobom jaki i bardziej doświadczonych w pro ana
Czyli moje ulubione polecajki z sklepów
Zacznę od czegoś w czym jestem zakochana czyli puddingi proteinowe z Lidla waniliowy ma 149 kalori w całości a czekoladowy ma 152
Drugą rzeczą będzią skyr bardzo je lubię i są bardzo sycące i dość mało kaloryczne bo większość ma 123 kalori
Trzecia rzeczą bedzie serek wiejski lekki jest super jako dodatek jak i posiłek zwykły ma 122 kalori
Czwarta rzeczą jest jagurt naturalny zero super do w sumie wszystkiego do sałatki warzyw i owoców 1 opakowanie ma 74 kalorie więc bardzo mało
Piąta rzeczą będą wafle ryżowe slim jeden wafel ma 19 kalorie super jak masz niskie limity
Szóstą rzeczą bedzie batonik MilkyWay ma ok 100 kalori więc jeśli macie ochotę na coś słodkiego i nie chcecie skończyć napadem to super pomysł
Siódma rzecz jest bardzo podobna do tej na górze bo też jest to batonik Corn Flakes jeden ma tylko 78 kalori więc jeszcze mniej niż MilkyWay
Ósmą rzeczą bedzie rzecz już z innej bajki niż słodycze i serki bo są to ogórki kiszone których jestem fanką na 100 gram mają tylko 11 kalorii
Dziewiąta rzeczą jest owsianka Lubella ta konkretna ma 80 kalori ale wydaje mi się że inne nie wychodzą poza 100 kalori są zapychające i nawet słodkie
Ostatnią rzeczą są warzywa na patelnię Hortex moje ulubione (azjatyckie) w całym opakowaniu mają 131 kalori. Starcza ich na dwa posiłki więc naprawdę można się nimi najeść
Mam nadzieję że trochę wam pomogłam
#bede motylkiem#motylki any#motylki blog#bede lekka#chce schudnac#blogi motylkowe#chudzinki#chude jest piękne#chce byc lekka#kcal
593 notes
·
View notes
Text
12-13 października 24
W końcu spróbowałam tych marchewkowych 🥕 nuggets��w Vemondo z Lidla i są bardzo dobre. Jeszcze mam do spróbowania z grochu, mąż mówi, że są nawet lepsze. Marchewkowe 199kcal/100g, a groszkowe 195kcal/100g. Na talerzu jakieś 300kcal, a i przy wyższym limicie można wrzucić coś jeszcze. I jutro chyba zrobię coś podobnego.
Z czasem czuję się fizycznie tylko lepiej, mimo, że w nocy w ogóle nie spałam. Niepotrzebnie przejrzałam sobie o 23:00 triggera w postaci ofert pracy. To było głupie o tej porze, przecież wiem, że zawsze kończy się to płaczem. Z samego rana pojechałam do klientki, a jak wróciłam do domu, to zaczęłam coooś tam mało ogarniać. W sumie niedługo później przysypiałam sobie na małej dawce kodeiny. Wpadł mi przelew za zlecenie za miesiąc za dwa dni, bo poprosiłam i git, 180zł, ale zawsze coś. W ogóle jakoś nie czuję się teraz wylewna 😅
Podsumowanie
Ale jestem zadowolona z wyników kcal w tym tygodniu, zmieściłam się idealnie 💜
Wynik kcal: 5110/5215 🌹
Waga: 45,9kg
Plan na 14-20 października 2024
I teraz robi się ciekawie, bo mam dwie okazje w tym tygodniu. 15ego drugą rocznicę ślubu i 19ego mama robi urodziny. Chyba po prostu odejmę te dwa dni, ale kalorii nie oszukam i liczę na nie przytycie chociaż. Mieliśmy być teraz na urlopie, a koniec końców przez brak kasy (no i i tak teraz to on jest przeziębiony) w rocznicę zjaramy się i coś zamówimy, bo mam jakiś super rabat i chociaż tyle z tego będzie 🥲
CPM - 1 662 kcal x 5 days = 8 310 kcal
8 310 - 5 775 kcal (¾ kg fat) = 2535 kcal per week nie licząc dwóch dni
#blog motylkowy#motylki blog#pamiętnik motylka#blogi motylkowe#motylki any#jestem motylkiem#bede lekka jak motylek#będę motylkiem#bede motylkiem#chce byc lekka jak motylek#ana bløg#tw ana bløg#tw ed ana#tw ana rant#anadiet#ed ednotsheeran restriction#ed blr#ed rant#lekka jak motyl#lekka jak motylek#chcę być lekka#lekka jak piórko#lekkie motylki#będę lekka#tw ed implied#ed but not ed sheeran#tw ed not ed sheeren#nie chce być gruba#nie chce jesc#nie chce jeść
23 notes
·
View notes
Text
31.07.24 UTRZYMANIE WAG1 dzień 517. Limit +/- 2100 kcal.
Wybrane posiłki:
przerwa w liczeniu kalor1i dzień 23
Kochani dziś wolne. Rano tradycyjnie przygotowałam sobie pudełka na jutro i nawet szybko mi poszło. Koniec miesiąca - więc było podsumowanie. Nie ukrywam, że miałam je już parę dni temu w roboczych. Przerobiłam też trochę post przypięty. Będzie kalendarz na sierpień ale tylko jako plan zmian w pracy i ewentualnych wydarzeń. Nie oznaczam już dni bez liczenia kcal ani Cheat Day. Zrezygnowałam z tego - co już zresztą wiecie.
***
Później poszłam zrobić paznokcie i przy okazji był spacerek w tą i spowrotem. Lol... rozładowała mi się zupełnie opaska
Wiecie to już pewnie, ale ja wszędzie staram się poruszać per pedes.
W pewnym sensie chodzeniu oddaje największe zasługi w pozbyciu się otyłości. Jeśli zaczynacie swoją drogę z wysokiego szczebla, to nie ma szans, że wasze ciało da wam brykać na siłowni, albo uprawiać sprinty bez zniszczenia sobie kolan.
Chodźcie wszędzie, wszędzie spacerujcie, załatwiajcie sprawy na mieście, wleźcie sobie po schodach od czasu do czasu. Nie miejcie wyrzutów sumienia, że nie dacie rady więcej na początku swojej drogi.
Chodzenie jest najlepszym sportem na początek.
***
Dziś pierogi na obiad - jak wczoraj. A na kolację kalafiorek z bułką tartą. Specjalnie zaszłam po niego do Lidla
***
Dzisiejsza kreacja nazywa się: "Nie mam gdzie się stroić - wystroje się więc do kosmetyczki"
...i do Lidla... Bo trzeba kupić kalafior 😆
Dobrej nocy wam życzę. Jutro już sierpień!
#utrzymanie wagi#pro revovery#ed recovery#ed18+#edadult#chce byc piekna#foodbook#food log#dieta#gotowanie#zdrowadieta#przerwa od liczenia kalor1i
27 notes
·
View notes
Text
hejka ogolnie powracam znowu!!! i musze sie wziasc do roboty, ogolnie od wczoraj powrocilam ale nje ribulam posta tylko przegladalam tumblr i zjadlam z 800 kcal bo staram sie schodzic pomalu zeby znowu nie miec binge, i jak sie juz oswoje z malymi kaloriami to bede jadla juz tak normalnie po 200-500, ogolnie zrobilam dzis 9k krokow i jestem dumna bo zazwyczaj nie robie tyle bo jeszcze szlam z lidla do domu a to dluga droga i jezcze dzwigalam do tego ciezki plecak i ciezka reklamowke i niewygodne buty, leze w lozku i zastanawiam sie czy zjesc batona proteinowego i barfzo nie chve ale mnie strasznie kusi, ma 206 kcal wiec niewiem kurde ale dobra, dzisiaj zjadlam 565 kcal i spalilam 355 kcal wiec nie jest zle:) ja zaniedlugo klade sie spac, papappapa
#bede lekka jak motylek#chce byc lekka jak motylek#jestem motylkiem#lekka jak motyl#motylek any#motylek blog#ana motylki#blog motylkowy#motylki any#nie chce być gruba#gruba szmata#dieta any#nienawidze swojego ciała#pragnę chudości#chudniemy#chudajakmotyl#bede lekka#lekkie motylki#lekka jak piórko#kalorie#chude jest piękne#nie chce jeść#jestem gruba#gruba świnia#będę motylkiem#blogi motylkowe#będę lekka#chcę być lekka#chudej nocy motylki#motylki blog
13 notes
·
View notes
Text
ja pierdole mnie pokurwi.
idę se dziś z przyjaciółką do lidla i coś tam gadamy i wgl i temat zszedł na jedzenie. ja coś tam powiedziałam że w sumie to myśle nad tym czy nie zostać wegetarianką i ona coś tam mówi że no to musiałabym jeść pewnie jakieś te inne zamienniki bo białko i wgl, no i ja se zażartowałam że no ja to aż jem za dużo białka bo jem tylko proteinowe rzeczy i wgl wszystko co ma jakąś większą ilość go a ona do mnie że czemu ja jem tylko proteinowe rzeczy a ja odpowiedziałam że kiedyś z kuzynką miałam fazę na ćwiczenia i bycie fit i że wtedy dużo jadłam proteinowych i że już mi tak zostało i teraz nie jem żadnych nieproteinowych serków czy coś. jeszcze coś tam kurwa gadałyśmy pytała się czemu słodyczy nie jem a ja zmyśliłam że mam podejrzenie cukrzycy i ograniczam xdd coś jeszcze pierdoliła aż w końcu jebła „ja to mam nadzieję że ty jedzenia nie ograniczasz” czy coś kurwa takiego już nie pamiętam dokładnie ale wiecie to było tak powiedziane jakby nie chciała wprost mi powiedzieć że ma nadzieje że się nie głoduje. ja dosłownie dostałam zawału. spanikowałam i nie wiedziałam co odpowiedzieć i palnęłam coś że „ale co ty mnie tu będziesz” xddd jakby kurwa dosłownie w tamtym momencie odebrało mi myślenie i nie wiedziałam co mam powiedzieć i oczywiście co ona na to. „no jeśli będzie trzeba to będę ci wpychać jedzenie do buzi” 🙂🙂🙂🙂🙂🙂🙂🙂🙂🔫🔫🔫
już kiedyś wam tutaj pisałam że była sytuacja że ona mi nie uwierzyła w kwestii że nie jem w szkole bo czuje się niekomfortowo także kurwa najwidoczniej coś podejrzewa. ale kurwa jakby spierdalaj???? za kogo ty się uważasz??? takim gadaniem że jeśli będzie trzeba to będziesz mi wpychać jedzenie do buzi nic nie zdziałasz xd.
może wyjdę tu na toksyczną i fałszywą ale nwm niby się przyjaźnimy i zależy mi na niej(chyba??) ale w ostatnim czasie zaczęłam się bardzo odcinać od ludzi i nie przywiązywać się i jakby nwm jej zdanie mam trochę daleko w dupie? ona mi mówi o jej życiu dość dużo, ja jej prawie nic nie mówię. powiedziałam tylko o swojej sytuacji rodzinnej bo byłam trochę zmuszona bo zaczęła się pytać ale tak to pewnie nawet bym jej nie powiedziała że mieszkam z dziadkami (bo mieszkam btw).
no nwm ale cały dzisiejszy dzień z nią po tym czułam się giga niekomfortowo i cały czas jestem wkurwiona i jakaś panika mnie ogarnia bo boje się że będzie kazała mi coś zjeść w szkole (mam lq fasta) albo zacznie coś gadać na ten temat przy innych a wtedy to jak zacznę panikować przy naszej grupce to się kurwa nie wybronię.
no takiego wkurwa dziś po tym dostałam że to hit mam ochotę jebnąć o ścianę niech spierdala kurwa ja nie zamierzam jak ona wpierdalać kurwa na każdej przerwie jakichś kanapek, drożdżówek czy batonów no sory i teraz dosłownie mam jeszcze większą motywacje żeby schudnąć i zrobić jej kurwa na złość i pokazać że nie będzie mi wpychać kurwa jedzenia do mordy lol.
musiałam się tym z wami podzielić bo kurwa emocje się we mnie gotują i myślałam że zaraz wybuchnę z tego wkurwienia (still czuje że wybuchnę)(sory jeśli coś niezrozumiale napisane ale rozumiecie widzowie emocje i te sprawy)
#motylki any#bede motylkiem#będę motylkiem#lekkie motylki#motylki blog#gruba szmata#motylki#nie chce być gruba#b─öd─ö motylkiem#gruba świnia#az do kosci
28 notes
·
View notes
Text
Dostałam opierdol, mam doła i chociaż chcę się bawić i cieszyć, to nie znajduję na to chęci i przestrzeni. Czuję się zagubiona...
14.10.2024
Za mną bardzo stresujący weekend. Bardzo dużo się działo i chociaż trudno mi się do tego przyznać - bo nie chcę by to była prawda - to zauważam, że siadła mi psychika.
Chyba powinnam coś zmienić, bo jest nie najlepiej. Nie jest "źle", ale nie jest najlepiej... W zasadzie od jakiegoś czasu przerabiam, że nie mam bezpieczeństwa i to siada na łeb, idę spać myśląc o jakimś planie na zapewnienie sobie bezpieczeństwa, a pierwsze co robię po wstaniu to kompulsywnie sprawdzam czy już jakiś wczorajszy plan wypalił.
W piątek pojechałam do mamy na urodziny i zostawić pieska na weekend (bo zjazd był). W piątek rano napisałam też do tej miłej pani z uni i miłego pana od załatwiania rzeczy (proponowali, abyśmy pojawili się na uczelni w piątek i rozstawiali nasze stoiska), że będziemy w piątek, pewnie, zaraz po pracy! :D W odpowiedzi dostaliśmy info, że jak po pracy, to nie. To lepiej w sobotę raniuteńko.
No to ok... Szkoda, bo zaplanowaliśmy wszystko tak, żeby po tej pracy cisnąć na uczelnię i wszystko przygotować (mój chłopak z całym zapleczem już do pracy rano pojechał, by prosto po jechać na uni montować). No i tu wychodzi różnica: stacjonarni vs niestacjonarni. Ech...
Więc byłam u mamy i tak siostra jeszcze rzuciła tematem ciężkim - takim do przemyślenia. I dotyczącym strachu - niska pensja, brak pracy, zasiłek dla bezrobotnych itp. No, myślę o tym cały czas, a teraz jeszcze doszedł brak stabilności finansowej po jej stronie i znowu wrócił temat rodziców...
Boję się.
Staję na głowie, zasuwam by było lepiej... a nie jest idealnie...
Wróciłam od mamy, mój partner z pracy, pojechaliśmy na zakupy w Lidlu. OMG nie pamiętaliśmy kiedy ostatni raz byliśmy OBYDWOJE na zakupach w Lidlu. Cieszyliśmy się, jakbyśmy byli co najmniej w wesołym miasteczku xD. Możemy RAZEM przemyśleć zakupy, skonsultować jakie mamy plany czy na co ochotę... No coś, czego w naszym związku nie było od tak dawna. Od kiedy? Od kiedy mamy lękliwego pieska i upierdliwego sąsiada: boimy się zostawiać ją samą w domu, bo może się zaraz skończyć wypowiedzeniem umowy najmu i wylądujemy na bruku, brak bezpieczeństwa mieszkaniowego do tego dojdzie... Kurde. Czuję się jak więzień, wszędzie ograniczenia. Na siłkę nie chodzę z tego samego powodu - ktoś musi być w domu z psem. Albo muszę wyjść z psem. Ech... to jest fajne w większości sytuacji, ale też frustrujące, gdy nie możesz pojechać na powolne, uważne zakupy do Lidla z partnerem. Tylko obydwoje się śpieszmy, a potem, mimo listy, zawsze czegoś brakuje i potem przepłacamy w Żabce lub w Bierze...
Dumaliśmy sobie nad tym rozpakowując zakupy - że w sumie trenujemy z pieskiem i ona już taka lękowa nie jest, jak była. Może można by spróbować ją zostawiać w domu? Ale czujemy taki wewnętrzny sprzeciw - nie chcemy przeżywać tego, co przeżywaliśmy rok temu zimą (szczególnie biorąc pod uwagę, że obecnie bujamy się z bezrobociem): chodzenia do drzwi do drzwi zbierając podpisy od sąsiadów, opowiadając naszą historią, czując się upokorzonymi prosząc ich poświadczenie, że nasz piesek im nie przeszkadza... Zresztą myślę, że drugi raz takiej szansy nie dostalibyśmy od wlecieli mieszkania wynajmujących nam te kilkadziesiąt metrów kwadratowych. A to fajne mieszkanie jest. I tanie jak na metraż w mieście. Nie chcemy stąd się wyprowadzać. Nie wiem czy byłoby nas stać na najem czegoś podobnego, w podobnej lokalizacji - to mieszkanie to był taki traf! Teraz ceny najmu są kooooosmiczne.
A potem poszliśmy na imprezę uczelnianą, taką integracyjną. Fajnie. Bardzo tego potrzebowałam. Baa! Wiedziałam, że potrzebuję się wyskakać, wytańczyć, aby spuścić ten wentyl stresu i niedostatku w którym żyję. Tyle rzeczy nie spina się, ale wciąż próbuję. Czacha mi dymi, biorę na siebie znowu za dużo, ale to się opłaci. Mam nadzieję. Anyway - jak była możliwość zapisów na tą imprezę to się mega ucieszyłam. Impreza zamknięta, tylko dla studentów i kadry, jedno piwo w cenie. Do tego akurat w piątek, kiedy już piesek będzie na psiakajkach u bapsi. A do tego miejsce/klub, gdzie impreza się odbywała mieliśmy dosłownie pod nosem: wyjście tam to żadna wyprawa, ot, kilka minut spacerkiem do domu.
Poszliśmy (po zamknięciu lodówki, zrobieniu makijażu i wypiciu biforka w domu). Szliśmy lekko, wesoło. Mieliśmy zamiar wpaść tam na to piwo, zjeść coś, zatańczyć i przed północą lecieć do domu, bo sokoro świt mieliśmy być na uni by rozłożyć stoisko na event. A poza eventem uczestniczyć w zajęciach zjazdowych (znowu po 13h w sobotę i 8h w niedzielę - męczące to jest).
Tyle, że jakoś mi nie wyszło to odstresowanie się. I niby wiem dlaczego. Ale jestem taka... rozczarowana, że miałam się dobrze bawić, a czułam się jeszcze bardziej odizolowana. I niby wiem, że to głównie dlatego, że byłam 35 letnią kobietą na imprezie zamkniętej dla w większości 20-kilkuletnich studentów... ALE mimo wszystko...
Z moim chłopakiem się super bawiłam. Jak z nim jestem nie myślę o wieku. On też o tym nie myśli. Widzi MNIE, a ja JEGO, jesteśmy więcej niż wiekiem. Zapominamy o tym, że jest między nami różnica wieku. Totalnie. Ale gdy sobie radośnie podeszliśmy do bramki wejściowej, trzymając się za ręce, rozmawiając o Grze o Tron, żartując, wtedy jedna z Pań stojących przy bramce po prostu na mnie NATARŁA. Tak, że musiałam puścić rękę mojego chłopaka i odejść z 3-4 duże kroki w tył. Pani, jakoś w moim wieku, bardzo asertywnie dała znać, że to impreza zamknięta dla studentów mojego uni, że dziś do klubu nie może wejść każdy, że przepraszają, ale tylko studenci mogą wchodzić. Wyjaśniłam, że jestem studentką i to wiem, dlatego tu jestem, jestem wpisana na listę przez formularz online. Na to ta pani, że chce zobaczyć mój dowód - wymieniłam z chłopakiem (który mógł nie niepokojony podejść do stołu przy którym stała druga pani z listą, z opaskami na nadgarstki, z gadżetami z uni) zaskoczone spojrzenia. Zapytałam jej czy legitymacja wystarczy, bo w sumie nie brałam ze sobą dowodu. A ona pyta czy legitymacja naszej uczelni. Na to mój chłopak (miał w portfelu obydwa nasze dokumenty) już podsunął jej pod nos nasze legitymacje, sympatycznie rozładowując atmosferę. Pani się trochę zmieszała i po prostu zeszła mi z drogi. Ja też zmieszana odparłam, że może z nią nawet maile wymieniam, bo nasz zespół będzie pracował przy evencie, który odbywa się kolejnego dnia. Przedstawiłam się, ale Pani jakby nie słyszała, weszła za stół i zaczęła wertować tą listę by sprawdzić czy mój chłopak jest jedną z zapisanych osób. Moje nazwisko wykreśliła inna Pani. Założyła mi bransoletkę, potwierdziła, że mogę wziąć piwo i pa.
Na tamtym etapie uznałam sytuację za dziwną, ale nie wpłynęło to na mój humor na imprezie
Wróciłam do tej sytuacji, gdy kolejnego dnia, około 8 rano spotkałam tą samą Panią na korytarzu uni, ewidentnie koordynowała wydarzeniem. Podbijamy do niej z moją wspólniczką i pytam "Dzień dobry! Organizuję na górze stoisko, zastanawiam się czy może macie dostępne..." ale nim zdążyłam dokończyć Pani znowu skróciła NIEKOMFORTOWO dystans ze mną, przerwała mi "O, dzień dobry!", złapała mnie pod ramię (ale takim mocnym chwytem) i zaczęła ciągnąć w stronę lady pytając rzeczowo "czy odebrała Pani legitymację?". Zgubiłam się. Zaczęłam się zastanawiać czy wczoraj, na tej imprezie mój chłopak zostawiał legitymacje w zastawie za wejściówkę do klubu? Zapytałam "chyba nie rozumiem", a Pani dalej mnie ciągnąc korytarzem (moja wspólniczka równie zszokowana co ja po prostu dreptała za mną kuląc się) i wyjaśnia mi, że pamięta mnie z wczorajszej imprezy, że pierwszoroczniacy powinni odebrać legitymacje i ona mi w tym pomoże, bo jestem na pierwszym roku, nie? O FUCK. Wyrwałam się jej, wyjaśniłam, że jestem na drugim roku, że myślałam, że nawiązała do sytuacji w klubie, i jeszcze raz się przedstawiłam, wyjaśniłam co robię, kim jestem i że mailowałam z panią koordynatorką taką-a-taką, że mamy stoisko tam-a-tam, że teraz widzimy, że przydałoby się to-i-to. I co? Okazało się, że ta pani to jest TA PANI z którą wymieniam maile od września. Ta, która była taka pomocna i super, a która... chyba mnie nie lubi.
Nie wiem czy to całe okoliczności spotkania, dość niekomfortowe nieporozumienie czy po prostu ja mam tak mało uroku osobistego, że cokolwiek bym nie robiła to jestem odpychająca...
Przejęłam się tym bardzo, bo naprawdę do tej pani żywiłam masę pozytywnych emocji. Dużo wdzięczności i ciepła. Ale gdy poznałyśmy się na żywo, a ona "odkryła", że nie wiem sama co? Że jestem po 30-stce? Że jestem dorosłą kobietą? Że jestem zorganizowana? Że nie jestem dostępna w godzinach mojej i jej pracy (nagrywanie rolek i montowanie stanowisk o 11 nie wchodzi w grę w przypadku nikogo z naszego zespołu - wszyscy niestacjonarni). Nie wiem... Miałam od niej vibe irytacji. Być może dodatkowo spowodowany tym, że ta (bo to mi powiedziała sama, w small talku, gdy już ze sprzętem szłyśmy we trzy po schodach) impreza integracyjna skończyła się o 3 nocy, a ona musiała być na niej do końca, a potem od 7 na evencie. Może to nie irytacja mną, a po prostu zmęczenie?
Nie wiem.
Wracając do samej imprezy - jakiś chłopiec (tak wyglądał) powiedział mi "dzień dobry". Na terenie klubu i ogrodu było tak, jak zakładałam, sporo ludzi w wieku 30+, nowi studenci. I szybciutko łączyli się w grupki. Do mnie zaczął podbijać jakiś typ, gdy mój narzeczony poszedł po to darmowe piwo i popkorn dla nas. xD Było to zabawne. Mniej zabawne było, gdy sobie randeczkowaliśmy w ogrodzie i CO CHWILĘ dziewczyny obczajały mojego narzeczonego. Byłam zazdrosna, bez kitu i to mnie bawiło. I też satysfakcję miałam z tego, że on w ogóle nie zwracał na to uwagii. 🥰 W pewnym momencie zrobiło się zimno, więc dosiedliśmy się do ogniska. Siedziała tam już duża grupa. W pewnym momencie jedna z dziewczyn zapytała czy może nam wszystkim zrobić zdjęcie jak wyciągamy ręce nad ogniskiem. Ok, sure! I tak zaczęła się rozmowa. Było miło, fajnie się rozmawiało. Okazało się, że mamy podobne zainteresowania, wymienialiśmy na luzie spostrzeżenia, gdy nagle ta dziewczyna zapytała "Ale ty tu chyba nie studiujesz nie? Coś już skończyłaś, prawda?". Powiedziałam, że owszem, studiuję, ktoś inny się oburzył "a jakby tu weszła, gdyby nie studiowała na naszej uczelni?", ktoś jeszcze inny "co to za pytanie?". Na to laska ciśnie dalej, że w sumie nie pomyślała o tym, że nie wpuszczają tu nikogo spoza uczelni, ale chce wiedzieć jaki mam już tytuł naukowy. Na to ja, że studiuję na II roku - zawstydzona trochę, jednocześnie czując, że pojawia się napięcie, że jestem obserwowana przez jakichś 20 obych ludzi siedzących wokół ogniska na leżaczkach. A laska dalej docieka czy mam już licencjat czy inżynierkę. W końcu przyznałam, że nie mam, że teraz robię i nie chcę o tym rozmawiać (gdy zapytała mnie co się stało, że wcześniej w swoim życiu nie zrobiłam, ani licencjatu, ani inżynierki).
Po pierwsze poczułam się zawstydzona publicznie, tym, że nie mam wyższego wykształcenia. Po drugie sama myśl, że miałabym opowiadać o najbardziej traumatycznym okresie mojego życia grupie obcych ludzi, których gówno obchodzę i których nie znam, przed którymi po prostu BOJĘ się otworzyć - doprowadziło mnie do stanu bliskiego płaczu. Jakby moje ciało wróciło do tamtego dtrudnego okresu - niby byłam przy ognisku w 2024, a w ciele wszystko się spięło i miało ochotę krzyczeć z bólu istnienia jak 2012. W ogóle SAMA myśl o tym okresie, gdy rzucałam architekturę: myśl o rozpaczy, walce z depresją, o pracy na 2 etaty, o codziennych wizytach w szpitalu u mamy, o wybuchach złości młodszej siostry, o bezsenności... No, humor mi na tej imprezie usiał.
Byłam inna. Nie byłam i nie będę jak reszta studentów. Poczułam się wykluczona. Znowu niedopasowana. Czułam wstyd, że nie pasuję... zawsze z jakiegoś powodu nie pasuję. Szłam tam z myślą, że jestem inna i tego nie zmienię, że to jest część mojej historii, że będę odstawać być może wiekiem, ale dopiero teraz mam środki i możliwości o zawalczenie o siebie i to wystarcza. To jest okay. Jestem dumna z siebie, że tak rozpycham się łokciami i domagam się swojego miejsca. A jednak... w tamtym momencie przy ognisku mimo tego wszystkiego co o sobie wiem i co akceptuję poczułam się straszliwie słaba i samotna. Nieakceptowana i odrzucana mimo prób.
Gdy asertywnie zarysowałam granice mówiąc, że nie chcę o tym rozmawiać zapadła bardzo długa cisza. Laska, która zadawała pytanie oznajmiła tonem empatycznej, rozumiejącej psycholożki, że "To aż takie trudne? W takim razie nie martw się, jak to jest dla ciebie trudne to nie będziemy cię już dziś znowu o to pytać. Okay?", ale już wtedy jej koleżanka, z jakimś takim RIGCZem, albo nie mogąc wytrzymać tego napięcia i jakiegoś takiego pastwienia się nade mną (bo to było takie... jakby ta dziewczyna pytająca nie czytała atmosfery i kontekstu sytuacji... wszyscy przy ognisku milczeli, nawet nikt na mnie nie patrzył poza nią... było przez chwilę BARDZO CIĘŻKO) walnęła sąsiadkę "to nie pytaj, kurwa, już!".
No. Akurat wtedy mojego narzeczonego nie było przy ognisku... chyba mu tego nie opowiedziałam i on chyba nie rozumiał co się ze mną działo potem. Teraz dopiero to widzę. Byłam wstawiona tym piwem - ja praktycznie zrezygnowałam z alkoholu, tylko na jakieś okazje, więc to jedno piwo (plus lampka białego wina wypita jako bifor w domu) już mnie zabujało wtedy.
Inne osoby przy ognisku chciały wrócić do tego tonu sympatycznej rozmowy z początku i zapytały o mój kierunek studiów. Były zaskoczone, że taki "artystyczny" kierunek istnieje na uczelni. Przyznały, że pierwszy raz w ogóle poznały kogoś studiującego ten kierunek (ona wszystkie były z psychologii). Po chwilii ta, która wcześniej drążyła dlaczego taka stara osoba jak ja (nie powiedziałam jej ile mam lat, nic z tych rzeczy) studiuje chciała wiedzieć co studiuje "mój kolega", ten, który stał w tamtym momencie w kolejce po popcorn. Ja spokojnie wyjaśniłam jaki kierunek studiuje i jaki program jutro na evencie realizujemy, też się zachwyciły, że taki "artystyczny kierunek" i że też nie znały dotąd nikogo kto by ten kierunek studiował. I coś padło, nie pamiętam co dokładnie, w jakich słowach. Ale coś, co mnie striggerowało. Generalnie jedna z tych dziewczyn zapytała na którym roku on jest, druga zajarała się, że "wow" (że ostatni rok magisterki wow), a jeszcze inna zwróciła uwagę, że zajebiście jest ubrany i wszystkie odwróciły się by go obczaić, jak stał w tej kolejce. Zirytowałam się. Byłam... czułam się po części poniżona, a po części zdołowana, a po części zazdrosna. I jeszcze zła! To znaczy to jest mój partner, super, że jest na ostatnim roku, że doceniają jego stylówkę, ale zaczęły na wolnym, przy mnie mi faceta obczajać jawnie! Spokojnie, ale nie kryjąc frustracji, wzdychając wyznałam, że "Jesteśmy zaręczeni". Wszystkie typiary odwracające głowę w tył natychmiast zwróciły się w stronę ogniska 😲. A ta, która wcześniej zadawała mi pytania krzyknęła "CO!? Naprawdę!? Ty i on?". Przytaknęłam i zapytałam co w tym dziwnego. Nie odpowiedziała.
Nie wiem na jak starą dla niej wyglądałam?
Dla kontrastu - gdy ja poszłam odebrać darmowe piwo to musiałam wrócić do ogniska, do mojego chłopaka po legitymację studencką 😆, bo pan barman i pani barmanka się uparli, że nie sprzedzą mi alkoholu, bo nie wieżą, że jestem pełnoletnia. 😆
Sytuacja się powtórzyła tego wieczoru drugi raz, w innym miejscu - wyszliśmy z moim partnerem coś zjeść na takiej hali, jak warszawskie Koszyki (Asia <3). Zamówiliśmy taco, a byliśmy tak rozochoceni tym, że MOŻEMY, bo pieska nie ma w domu, że stwierdziliśmy "a co tam, dawaj tequilę". I o ile mój chłopak dostał kieliszek bez przeszkód, to jak zobaczyli dla kogo jest drugi, to pani cofnęła rękę z kieliszkiem pod ladę i domagała się mojego dowodu osobistego. Miłe doświadczenie, nie powiem. xP Szczególnie mając ponad 35 lat xD😆
Potem było... hymmm...
No była dziwna ta impreza, bo gdy mojego narzeczonego nie było padły te dziwne teksty. Było mi cholernie smutno, a bardzo chciałam tego dnia się bawić dobrze, wyskakać. Ale było mi smutno, czułam się odizolowana i samotna, nieakceptowana.
Znowu on przy ognisku dorwał fana samochodów. Ech, bardziej to złożone: chłopak, który rozmawiał ze mną i mieliśmy masę fajnych tematów, weszliśmy w rozmowę, a potem rozmawiał z moim chłopakiem, gdy ja poszłam do ubikacji. Koniec końców mój chłopak tego typa jakby sobie zaanektował. Tak się skupił na rozmowie z tym typem, że zapomniał o całym świecie.
A ja siedziałam milcząco, z tym "przydziałowym" piwem i czułam się taka... obca. Może to mojej głowy wina? Może sama sobie to wkręciłam? Po prostu ta początkowa fajna atmosfera jakoś uleciała, ludzie przy ognisku rozmawiali w grupkach 1+1 z sąsiadami, a ja byłam sama... Położyłam się na leżaku i obserwowałam niebo, lampki nad barem i siedziskami, a moje myśli dryfowały ku kompulsywnemu odhaczaniu co mam jeszcze wysłać, aby dostać stypendium, albo co wykonać by zrealizować projekt. Zaczęłam liczyć budżet projektu, a potem domowy, wracać myślami do tego, że od listopada mój chłopak traci pracę, więc musimy bardziej zacisnąć pasa... a potem zrobiłam się senna, szcztywna i chciało mi się płakać. A miałam przecież się wybawić, wytańczyć!
W przypływie irytacji odciągnęłam swojego chłopaka od tego typa (naprawdę fajny typ, ale nie było opcji by porozmawiać jednocześnie w trójkę, za głośno było). Wyrzuciłam mu, że kurde, przyszliśmy się bawić, a on bonduje z jakimś typem, gdy ja zasypiam z nudów do cholery. Nie zauważył nawet. Czułam się więc jeszcze nieważna i zapomniana - to moja rana. I to boli bardzo.
I wtedy poszliśmy tańczyć. Było fajnie. Skakałam i wyskakałam sobie. Ale nie bawiłam się w pełni... Na przykład była fotobudka 360* - to takie co się kręci wokół ludzi i nagrywa filmik. Mój pierwszy odruch "IDZIĘMY! Wygłupiamy się! Bawimy się!" xD, była kolejka, więc uznaliśmy, że jak się rozluźni to podejdziemy. Wracając za którymś razem z wc zauważyłam, że już nie ma kolejki, więc podeszłam do typa, który to obsługiwał (taki w moim wieku) i do pomagającej mu typiary z działu marketingu (znam, też była dla mnie nie miła 3 września) i pytam "jeszcze można skorzystać, czy już składacie?", a w odpowiedzi dostałam przeczące kiwanie głową i "tylko dla studentów!"... co jest o tyle... dziwne? Że widziałam na tym pana rektora i panią wice.
Nie chciało mi się wyjaśniać. Po prostu było mi przykro...
Wróciłam do tańca. Z fajnych rzeczy jakie się później wydarzyły - jak tańczyłam tylko z nim, to było miło, ale gdy on poszedł do ubikacji to momentalnie dołączyły do mnie jakieś dziewczyny z którymi się świetnie bawiłam. On mi potem mówił, że to dla niego było trudne: że do puki go nie było, albo gdy to ja szłam do wc zostawiając go na parkiecie to wszystkie grupki trzymały się od niego z daleka. Nikt nie dołączał, gdy był zupełnie sam. A gdy ja byłam sama - inne kobiety dopiero czuły się komfortowo. Dla niego jest to trudne, bo odbiera, że ludzie się go boją, albo oceniają jako niebezpiecznego...
Zawinęliśmy się do domu około północy.
Długo się kochaliśmy na wszystkich powierzchniach na których zwykle nie możemy ze względu na naszego pieska. xD
Potem baaaardzo niespokojnie spaliśmy - mój partner wciąż śnił sen, że idziemy na imprezę/wesele/wycieczkę, ale nie we dwójkę, lecz w trójkę z naszym pieskiem. Że się świetnie bawimy mimo tego, że nasze lękliwe psie podkula ogonek (zwykle w tłumie) i drży (zwykle w tłumie), aż dajemy sobie sprawę, że małej nie ma. Nie ma też smyczy. Jesteśmy nagle - w tym śnie - świadomi, że mała ze strachu uciekła i teraz trzeba jej szukać w oooooookropnej panice. W końcu, z powodu strachu i walącego w piersi serca O. się budził, a potem budził mnie "co my tu robimy!? Musimy szukać psiecka! Ona jest gdzieś tam sama i przerażona! Nie możemy spać!" - a ja mu na to, że przecież jest na psiakajkach u bapsi. Zasypiał śmiejąc się, a za jakiś czas znowu męczył go taki sam koszmar, budził się szukając w pościeli naszego psa i panikując "musimy jej szukać!".
Więc chujwo pospaliśmy...
Pojechaliśmy na uczelnię rozstawiać stanowisko. Po drodze dołączył do nas kolega O. z roku, który przyjechał wcześniej na zajęcia. Pomógł nam z rozstawianiem stanowiska. Okazało się, że pracownicy uczelni byli... zestresowani (?) i przez to niezbyt skorzy do współpracy. Było sztywno i ciężko. Ale nasze stanowisko było piękne, spotkaliśmy masę zainteresowanych osób. Uczestniczyłam w wykładach zdalnie i prawdę mówiąc nic z tego nie pamietam: o ile uczenie się podczas zmywania naczyń, albo wykonywania ćwiczeń rozciągających, albo rozwieszania prania, albo przesadzania kwiatków doniczkowych daje mi taki optymalny poziom rozproszenia, który pomaga w zapamiętywaniu, o tyle konieczność rozmowy z nowymi ludźmi przy stoisku absorbowała mnie bardzo. Tym bardziej, że bylam niewyspana i... smutna.
Nawet do nas przyszły na kręcenie filmików te dziewczyny z którymi siedzieliśmy przy ognisku, ta która mnie przepytywała z daleka już machała. I myślę, że nie chciała być niemiła czy nietaktowana - po prostu nie podejrzewała, że dotknęła różnych trudnych tematów... Może naprawdę się dziwiła, że osoby 30+ mogą studiować? Nie wiem.
Były też panie z marketingu, które o ile filmowały stoisko i wydarzenie, o tyle omijały nie tylko mnie, ale też resztę zespołu spojrzeniem. Jakbyśmy byli powietrzem.
I MOŻE one naprawdę mają mnie w pompie i nie pamiętają, nie wiedzą, nie chcą pamiętać lub tamta sytyacja była dla nich jak zeszłoroczny śnieg - już dawno zapomniały. Może. To jest możliwe. Ale dla mnie to jest trudne, bo naprawdę zależy mi na tym projekcie... A czuję, że one nie chcą nawet pozwolić sobie na myślenie o tym, że nasz projekt jest w jakiś sposób ważny (dla nas, może też dla uczelni).
Bardzo w sobotę kwestionowałam swoje uczucia. Czułam sie niepasujaca, stara, czułam się przytoczona życiem, czułam, że odmawia mi się prawa do zabawy...
Do tego, jako wisienka na torcie: pani dziekan powiedziała mi w weekend, że ją wkurzam.
Było mi cholernie przykro. Czym ją wkurzam? Bo piszę maile domagając się przelania grantu (który dostaliśmy po opóźnieniu 3 miesięcy od momentu, gdy go dostać mieliśmy ☹️), kwestii potwierdzenia podpisania umowy przez uniwersytet (podpisali miesiąc po tym, jak podpisaliśmy my), potwierdzenia przekazywanych w czerwcu i lipcu informacji (chcę wiedzieć czy to nadal aktualne biorąc pod uwagę jak wiele rzeczy się po drodze zmieniło). A ona podbiła do nas na evencie, bardzo sympatycznie odpowiedziała na te pytania z wysłanych w tygodniu mailii - i za to wdzięczność, bardzo się ucieszyłam widząc ją. I wiedząc jaki jest kolejny krok, co się wydarzy - pewność zamiast niepewności. Odpowiedziała na wszystkie pyt wyczerpująco, mogłam ją dopytać o wszystko. Po prostu pojawiła się przy naszym soisku jak wir pozytywnej energii - poczułam taką ulgę, gdy rozwiała moje niepewności. Przybyła do nas tak, że mogła poznać wreszcie 3/4 zespołu, rzuciła nowe tematy na rozwój do przemyślenia i nagle wystrzeliła, że ona nie pracuje codziennie i że ją wkurzam swoimi mailami. Że nie mam tak do niej pisać! Ale tak to zrobiła... to było jedno zdanie, ale to był taki wybuch! Jakby całą resztę mówiła takim rytmicznym, śpiewnym, przyjemnym tonem i nagle zabrzmiała gardłowo, głośno, wrzeszczała. Tak mnie zaskoczyła tym, że przez chwilę nie rozumiałam co powiedziała. Przyszła do nas wyjaśnić rzecz o którą ją zapytałam w mailu (mam wrażenie, że nie chciała odpisać na to, o co ją pytałam, bo to co mam wykonać moim zdaniem na 90% shady strefa i dlatego napisałam maila z pytaniem, aby mieć dupochron 😥, żeby potwierdzić czy mamy zrobić coś co brzmi shady - nie chcę bujać się z łamaniem przepisów, chce zrobić to dobrze i zgodnie z planem).
Gdy ani ja, ani mój narzeczony, ani osoby, które nam pomagały i były obecne przy tej rozmowie się zaśmiały, a wręcz przeciwnie: ja milczałam, bo mi się mózg zlasował, serio nie zrozumiałam słów, które ona nagle do mnie z gniewem wyrzuciła 🤨, a resztę ten wybuch tak zaskoczył, że po prostu stali i patrzyli na nią w oszołomieniu 😶. Mój partner też potem potwierdzał, że nagle od bardzo energicznej i sympatycznej wymiany zdań przeszliśmy do opierdolu, żalu w moja stronę. Gdy ja próbowałam posklejać sylaby, które do mnie skierowała ona wybuchła śmiechem by pokryć chyba tą niezręczną ciszę, która zapadła... I zmieliła temat i dała jeszcze kilka porad. 😶 Skołowana byłam. Też się zaczęłam śmiać, ale nei wiedziałam co się odwala.
Gdy odeszła prosiłam mojego chłopaka i obecne przy tym osoby by mi wyjaśniły co się stało? Bo ta nagła amplifikacja głosu, przy jednoczesnym obniżeniu barwy i to miażdżące spojrzenie jakim mnie gromiła SERIO zaskoczyły mnie tak, że mózg przestał działać, weszłam w tryb "walcz lub uciekaj", zamarłam i chociaż docierały do mnie dźwięki, nie rozumiałam słów.
SZOK to był.
I gdybym jeszcze sama jedna tylko pisała te maile to może bym się czuła winna. A ja te maile pisałam na chłodno, kulturalnie, przed wysłaniem dając całej grupie do wglądu i zatwierdzenia, naniesienia poprawek. Za każdym razem słyszałam, że napisałam super, że udało mi się nie przerzucić na nich naszej frustracji i złości, ale dać znać jak nam zależy na wykonaniu zadań o które wnioskujemy. Dodawaliśmy rzeczy i ujmowaliśmy rzeczy, ale trzymaliśmy się faktów. Wszelkie żale wycinałam, dawałam znać jak się czujemy, ale w formie zdrowego i kulturalnego zasygnalizowania przekraczania naszych granic i możliwości jakie mamy wedle harmonogramu, który przecież oni musieli zatwierdzić (a przed zatwierdzeniem, ten harmonogram musieliśmy wielokrotnie edytować by spełniał ich wysokie wymagania), a z jakiego my będziemy rozliczani na koniec. Nie mogę zgodzić się na bycie kozłem ofiarnym jeżeli robię wszystko by się wywiązać z umowy, a brakiem reakcji po drugiej stronie wiąże mi się ręce - jak nie mogę sami się z czegoś wywiązać, to proszę o maila zwrotnego z potwierdzeniem, że okay, pozwalają mi na przesunięcie działań ujętych w harmonogramie. A tygodniami nie dostaję odpowiedzi... To chyba taka odpowiednia podstawa formalna, przynajmniej z mojego doświadczenia ZAWODOWEGO tak wynika. To nie tak, że ja to sobie z dupy wymyśliłam i się z dupy o rzeczy czepiam. Odwoływałam się do ustaleń wynikających z umowy, za niewywiązanie z której odpowiadam prawnie i finansowo, a która przecież nas, osoby tworzące projekt dotyczy tak samo, jak instytucję edukacyjną (drugą stronę umowy)...
Ech.
Jeszcze tę sytuacje przeżywałam, gdy dyżur na evencie się zmienił: mój narzeczony poszedł na swoje zajęcia, a do mnie na stoisku dołączyła o moja wspólniczka, która po wysłuchaniu relacji bardzo trzeźwo i hardo wypunktowała, że: a) maile były spoko, b) nie zrobiłam nic złego - to uni i pani dziekan nie wywiązywali się z umowy, c) a my mieliśmy prawo chcieć wiedzieć jak to na umowę wpłynie, bo w razie czego to my poniesiemy konsekwencje, d) nie odpowiadali na nasze maile tygodniami, nie nie przelali nam grantu, który wygraliśmy w lipcu.
I teraz jestem zła, że dałam sobie na głowę wejść, że niezareagowałam REAL TIME, gdy pani z dziekan podniosła na mnie głos.
W ogóle jestem skołowana tym wszystkim. Zamiast się w weekend odstresować i cieszyć czuję się przytłoczona i bliska histerycznego płaczu...
11 notes
·
View notes
Text
October 13
Dzisiaj rano przed wyjazdem zważyłam się i pokazało mi na sprężynowej wadze rodziców 60 😁 Powiem Wam, że tydzień temu jak przyjechałam miałam 63, więc jest okej! Nawet po wczorajszej pizzy 😅
Tylko i tak się boję stawać na moją elektryczną wagę… Mam nadzieję, że liczby będą bardzo podobne 😭 Teraz jestem tydzień przed okresem, więc może być różnie w tym tygodniu i mogą być wahania wody, ale mam zamiar pić 1,5l wody + inne napoje i ćwiczyć na siłowni czy w domu.
Wykąpałam się, ogarnęłam, wypiłam trochę kawy na owsianym, pożegnałam się z rodzicami i poszłam na nogach z mamą na przystanek. W trasie zjadłam połowę przygotowanego rogalika z makiem, z pastą warzywną i serem wegańskim. Jak dojechałam na miejsce to poszłam na nogach na tramwaj dwa przystanki dalej i przespacerowałam się przez alejki i napawałam się jesiennym klimatem 🍂
Przez drogę słuchałam muzyki i podcastów kryminalnych 😹 Dotarłam do domku i dokończyłam drugą połowę rogala oraz taki wegański deser z lidla z nasionami chia. W międzyczasie wchodziła cola zero.
Chciałam iść na siłownię, ale tak mi się chciało spać, że w sumie nadrabiałam filmy od znanych osobistości jedzeniowych na polskim yt 😹 Puściłam odkurzacz bezprzewodowy aby odkurzył i wyrzuciłam DWIE DYNIE(!!!) bo spleśniały… oraz bukiecik różowych róż, bo przekwitły.
Ogólnie to kanapa odkąd wróciłam, ale fest zmęczona byłam. Zrobiłam sobie na obiad koreańskie kluski, makaron konjac , tofu, cebula, czosnek, napój owsiany i koreańskie przyprawy. Poszłam się położyć i właśnie się obudziłam (spałam z 3h 😹).
To nici z siłowni bo w niedzielę jest krócej i już bym nie zdążyła, a nawet pocałowała klamkę jak ostatnio 😹 Zostały mi ćwiczenia w domu, to jak się rozruszam, to je włączę i po edycji posta wrzucę tutaj, co to były za ćwiczenia 🥰
Zaraz idę się przygotować na jutrzejsze zajęcia z angielskiego i wydrukować co istotne. Pouczę się chwilę i jeszcze popracuję na systemie wolontariatu, bo muszę uporządkować informacje co do mnie spływają, skoro jestem liderem.
A! I miałam podać Wam tytuł filmu co ostatnio oglądałam jeszcze: „When friendship k!lls”. Ogólnie ja lubię klimaty filmów przed latami 2000 i takie na około tego przełomu, ale często jakość filmów jest słaba i są anglojęzyczne, ale jak już poprawiłam swój angielski, to nawet cieszę się, że mogę bez tłumaczenia je oglądać 🥰 A co do jakości to jakoś tak potrafię się dostosować, więc też nie jest źle 😁
Edit: Uwaga plot twist, zamiast treningu opitoliłam chipsy 👍 Aczkolwiek jednak sprawy komputerowe zajęły mi znacznie więcej czasu niż myślałam, bo to co miałam zrobić w tygodniu już zrobiłam dzisiaj 😹 Ale za to zapisałam się na trening na jutro na brzuch i pośladki, więc już wracam na siłkę 🥰
#ed18+#lekkie motylki#będę motylkiem#jestem motylkiem#motylki any#motylki blog#pamiętnik motylka#porady dla motylków#tylko dla motylków#chudej nocy motylki#bede lekka jak motylek#ana y mia#bede motylkiem#chce byc lekka jak motylek#tw ana bløg#tw ed ana#anadiet
13 notes
·
View notes
Text
Szkoła
Plan zajęć:
Max 500kcal
Dobrze zaplanuj to 500 kcal. A najlepiej 0 kcal.
Pij dużo wody
Pamiętaj że energetyk czy cola zero to nie woda. Weliminuj tę zbędne kilka kalori.
Jedz tylko w domu!!!! Staraj się unikać jedzenia w szkole!
Trenuj tą silną wolę grubasko i nie wchodzi do tej cukierni czy żabki!! Co najwyżej idz do lidla po wodę!
Dużo ruchu!!
Zamiast siedzieć w telefonie to chociaż zrób to 500 brzuszków jak kiedyś!
Zaplanuj swój ficki na następny dzień
Ubierasz się jak lump gdy wcześniej tego nie zaplanujesz trudno że cały outfit zakrywa fartuch.
Planuj wszystko co się da tak jak robisz to do tej pory.
Najważniejsze!!!
WYSOKIE OCENY, NISKIE BMI
NIE NA ODWRÓT BABO
Nie zepsuj tego jak wszystkiego, bo on nigdy ci się nie oświadczy jak będziesz wyglądać jak świnka!
(Tekst jest skierowany stricte do mnie nie bierzcie sobie tego do serca)
#tw ana diary#az do kosci#aż do kości#kcal#zero kcal#chce schudnąć#motylek any#motylek blog#chce być szczupła#fast
59 notes
·
View notes
Text
Siemanko!
Na czym to się ostatnio skończyło? A tak! Załadunek w Czechach. Cóż jak tylko wyjechałam od Pepiczek wiedziałam, że jestem i będę spóźniona. W ogóle „spóźniona” to określenie mojego jestestwa przez ostatni tydzień. I nie dlatego, że korki czy nie mogłam wstać. O nie, nie, nie! Dlatego, że mnie każdy robi w wała z godzinami załadunku. Albo są one przekłamane (na miejscu dowiaduje się, że jestem za wcześniej bądź za późno) albo zwyczajnie nie do wykonania.
I tak oto jadę na rozładunek do Lidla pod Monachium i wiem, że robią tam do 14 a ja będę o 16. Przekazuje tą informację dalej a w odpowiedzi dostaje „oni tam do 17 pracują więc ciśnij” xD pocisnąć to jego chciałam bo nie od dziś robię w tej branży (TIR - transport i rekreacja) i wiem, że żaden Niemiec w piątek nie robi do 17 na Lidlu. Jednak co się będę z debilem kłócić. Zajechałam i a jakże xD pusto kurwa. Byłam cały czas na łączach z przyjacielem co go też „wydymali” w robocie.
I tak oto piątek popołudnie, całą sobotę oraz niedziele stałam na parkingu Lidla. No nie powiem postarali się mnie zrobić w wała po całości. Byłam tak zła, że przejrzałam ogłoszenia o pracę i mam nawet kilka wytypowanych w razie W
Generalnie wraz z przyjacielem, który stał w okolicach Lipska drineczkowaliśmy sobie na wideo rozmowie. Mogę stwierdzić, że weekend spędziłam przyjemnie biorąc pod uwagę okoliczności.
Nastał poniedziałek, 6 rano ja pod okienkiem w Lidlu z papierami patrzę się na Niemca, który kręci nosem na moje Lenory co to im przywiozłam. Dostałam rampę, poszłam zrzucić 31 palet za pomocą elektrycznego paleciaka i pisze po godzinie zabawy w magazyniera „Jestem rozładowana”.
Jak mnie mają w dupie to ja ich też. Jakoś po 10 rano dostałam zapytanie „czy mam 100€ w gotówce?”. Nie kutfa nie mam spierd… Odpisałam krótko i zwięźle „Nie”. I tak sobie myślę po jakiego grzyba mu 100€ albo raczej na cóż mi? Giełda? Nie na giełdach to max 25€ wołają. Na palety? No może… I tak sobie rozmyślam i cyk! Olśnienie! Targi! Pierdzielone Targi w Monachium jak nic. I tu już mnie… nie powiem co strzelił. Zadzwoniłam do szefa się pożalić i zgłosić, że to są jakieś kpiny, cały ten wyjazd to jakieś żarty. Typ uśmiechnięty zapewnił mnie, że wszystko będzie dobrze. „Wracamy na Amazona pani Kasiu!” 🙄🙄🙄
Kolejny sms od spedytora „robimy takiego króciaka 190 km. Dziś ładujemy i o 15 zrzucamy”. Tak patrzę po adresach i już wiem, że no nie ma opcji xd
Zajeżdżam i widzę takie coś 😆 inżynier architektury po zdalnym nauczaniu to chyba zaprojektował. Przywitałam się (ja nie klęczałam), wpuścili mnie, poszłam do biura, dostałam rampę i informację, że już mnie do agencji celnej zgłaszają po T1 bo załadować mi mieli jakieś cylindry ciśnieniowe do koparek czy innych sprzętów budowlanych. I tak zdążyłam się wykąpać i dwa razy się zdrzemnąć. Ogólnie jakieś 6 godzin uwalone w oczekiwaniu na papiery xD „szybka akcja” nie ma co.
Na rozładunek zajechałam dzisiaj. Zameldowałam się, zarejestrowałam na komputerze a wyjątkowo miły starszy pan z ochrony wszystko mi wytłumaczył. Wyświetlił się mój numer rejestracyjny na telebimie i zajechałam na wyznaczone miejsce… Ale nie pod rampę jak człowiek. Nieeee…. Na plac! Patrzę stoi kierowca na litewskich tablicach. Zatem „swój”. Poszłam zagadać i wszystkiego się dowiedziałam. Poznałam swoje przeznaczenie czyli otwarcie boku na naczepie. No nie powiem szlag mnie trafił i krew jasna zalała. Oliwy do ognia dowalił spedzio z zapytaniem czy już mi dali rampę. Zjebałam go z góry do dołu a on udał przygłupa jak to on nic nie wie i bym z żalami do szefa dzwoniła. Uuuu ja ci dam pyskować. Zadzwoniłam do szefa i moje pierwsze zdanie brzmiało „Dzień dobry, wie pan co tu się odpierdala?”. Wywaliłam z siebie wszystko. Równy tydzień jestem w trasie i ani razu nie robiłam Amazona, że jakieś gówno dostaje i jakby chciała zostać kierowcą, akrobatą vel magazynierem to mogłam iść gdzieś indziej. Szefcio jak zwykle uśmiechnięty zapewnił mnie, że będzie dobrze i już wracam na Amazona bo faktycznie to wszystko nie ma sensu. Generalnie po palcu do dupy byle bym nie spełniła swojej groźby, że jak w piątek o przyzwoitej godzinie do domu nie zjadę to się zwalniam. Co chciałam to od niego usłyszałam i nie będę udawać, że serio wierzę w owe zapewnienia.
Wjechałam na halę, rozładowałam się i nie wiem czy ja serio jakoś źle wyglądam (w trasie nie patrzę w lustro zbyt często) bo sztaplarkowy pomagał mi zdejmować deski z konstrukcji naczepy. Później jak je zakładałam przyszedł Turek co miał załadunek na tej samej hali i mi pomagał.
Wzięłam prysznic bo firma sztos (mieli osobny dla kobiet) i dostałam zlecenie na Amazona. No nareszcie mój Amazonejro :3
Wchodząc po schodach do pokoju kierowców lęk wysokości dał o sobie znać. Przykryli by chociaż te schody jakąś wykładziną czy coś bo to jest straszne po prostu 💀
Zrobiłam sobie popcorn i kawę - tak można pracować a nie jakieś otwieranie dachu, boków czy ręczny załadunek/rozładunek. Ehhh zmęczona tym wszystkim jestem. Tymi niepotrzebnymi nerwami bo choć staram się by moją mantrą w pracy było „Ja nie myślę. Ja robię!” To się irytuje
W ogóle te deserki są genialne. Mega smaczne, w porcji jest od 84 do 92 kalorii i generalnie to moje odkrycie roku :3 polecam serdecznie bo to jest prawdziwy sztos (kupiłam w biedrze i w Lewiatanie)
Generalnie psychicznie u mnie okej i gdyby nie wkurw na rzeczywistość, którą mi kreuje spedytor byłoby naprawdę spoko.
Kalorii nie liczę. Jem dziennie zupkę chińską bądź zupę domową ze słoika, jakiś mus czy antybaton i jabłko max dwa dziennie. Ruchu mam sporo przez te ostatnie akcje - głównie cardio robię na rozładunkach. Czasem pokręcę się po parkingu by chociaż te 5 tys kroków robić co nie zawsze się zdarza….
No i załadowałam, rozładowałam, wyjeżdżam z Amazonu oczywiście brak miejsc pod magazynem…. wyjeżdżam na autostradę i kieruje się na płatny parking. Patrzę darmowy na autostradzie jest to zjadę a nóż widelec coś się trafi? Patrzę i jest! Wolna rajka. Po prawej ciężarówka po lewej dwa same konie (ciągniki siodłowe bez naczep). Wyginam się na tyle ile jest miejsca i nie ma opcji, że przejdę. Wychodzę i idę poprosić by się trochę do siebie przybliżyli (stali jeden za drugim, więc poszłam do tego „ostatniego”) i pukam delikatnie. Okno otwarte to se myślę pewnie typ nie śpi. Tablice niemieckie i już w głowie układam sobie jak po niemiecku poprosić by się troszkę przesunął. Za drugim razem jak zapukałam słyszę wściekłe „KURWAAA!”. Od razu uaktywniłam przepraszający ton i tłumaczę czemu budzę. Gość do mnie, że śpi, że ma pauzę i że stoi prawidłowo. Ponawiam grzecznie prośbę mówiąc, że całym zestawem jestem i proszę by przesunął się dosłownie metr do przodu. A on, że nie i chuj go to obchodzi. Zatem powiedziałam „Okej, przepraszam, że obudziłam i mam nadzieję kolego, że tobie ktoś mimo wszystko kiedyś nie odmówi w takiej sytuacji”. Wracam do ciężarówki i cóż… Trzeba na żyletki wycofać. Wtedy patrzę firanka się odsuwa i gość macha bym poczekała. Przesunął się ten metr. A ja patrząc by go nie zahaczyć zahaczyłam tego po prawej stronie 💀💀💀 huk jakby mu pół ciężarówki rozwaliła. Światło się zapaliło gość już ma wychodzić ja dzielnie wjeżdżam na miejsce parkingowe. Zgasiłam silnik i wysiadłam. W pierwszej kolejności poszłam do typa co się przesunął, przeprosiłam i podziękowałam to jeszcze tam marudził, że go obudziłam. Poszłam do drugiego z latarką w ręku i przepraszam 💀💀💀 Polska ciężarówka a w środku gość przed 60tką z Ukrainy. Przepraszam najmocniej, gość patrzy na szkody, albo raczej na ich brak. Odpala papierosa i się śmieje, że nic się nie stało (lekko porysowałam mu plandekę). Ja się tłumaczę, że no głupio wyszło. Stwierdził, że się zdarza, że nic się nie stało i z uśmiechem na ustach życzył mi dobrej nocy….
Ja pierdole co za wodospad porażek 🫣🫣🫣 dobrze, że nic nie zepsułam u niego. U siebie nawet nie sprawdziłam, ale ja już nawet nie wychodzę bo lepiej nie kusić losu… jeszcze mnie zagryzie ten Polak co go obudziłam jak zacznę trzaskać drzwiami 💀💀💀
Ja już chce do domu 🥲🥲🥲
31 notes
·
View notes
Text
mam teorię że biedronka wysyła niektórym smsy hejtujące lidla a niektórym takie zwykłe promocyjne i to jest wszystko jakiś eksperyment marketingowy. i ja jestem w tej grupie testowej bo nie dostałam ani jednego smsa w którym by wspomnieli o lidlu tylko piszą chodź do nas mamy tanie pomidory
11 notes
·
View notes
Text
Perfekcyjny Jazu domu
Żeby Was... Czymże byłoby życie bez przeszkód? Posłuchajcie:
Przed 11 pojechałem do miasta. Mijałem po drodze tego kolesia od jajek, więc byłem pewny, że po Biedrze będą do odbioru. A taki chuj. Przeszedłem Lidla, chociaż do nie lubię, Action i Kaufa. Cisza. Pojechałem na cmentarz. Obszedłem znajomych, rodzinę.
//
O właśnie! Miałem Wam nawet o tym napisać. Zauważyłem, że te najbliższe wiochy zabite dechami w stronę B... Byy... Bytowa! Kurwa, zawsze zapominam. Mają nazwiska imienne. Madzia była Stefanowicz. Teraz jest Frankiewicz. Kielro była Danielewska, a na cmentarzu właśnie widziałem była u babci, która ma Krzysztofowicz. Niezwykłe ^^ Pewnie te wszystkie Krzysztofy, Daniele, Stefany i Franki pozakładały te dziury. Ciekawe czy są jeszcze jacyś do kolekcji ^^
//
No, i chuj! W końcu dzwoni KM. Facet zapomniał -.- No tak. Parchate szczęście. Ale przywiezie. Biorę numer z pieczątki i dzwonię. Odebrał syn gościa. Mówię, że nie ma problemu, wybaczam i w ogóle, ale niech on już dziś z tymi jajkami nie zapierdala, a jak będzie jechał w czwartek to mi w MST zostawi, bo mi się nie chce patrzeć na mordy pracownicze. Tak, tak powiedziałem. Koleś stwierdził, że i tak będzie jechał, więc w MST mi zostawi. Po 13 już miałem. - Eleganckie są. Może takie średnie wielkością, ale w smaku normalne. Wiejskie znaczy. Takie jakie kradłem sąsiadce jak jeszcze miała kury.
//
Poszedłem ogarniać altanę, bo koniec świata. Zmiotłem, wywaliłem wszystko co uznałem za zbędne, poprzykręcałem wieszaki na miotły, wzmocniłem regał. Teraz mam przerwę i idę malować impregnatem kibel, wspomniany regał i ściany od garażu.
//
Jutro znowu nie pośpię, bo na 9tą fryzjer, a potem Łeba. Tylko ma lać :/ A wieczorem miała być ławeczka :(
10 notes
·
View notes
Text
29.01.2024
Dzisiaj był fast i to nawet prawie czysty, ale właśnie piję herbatę z sokiem malinowym zero XD A tak tylko woda, czarna kawa i herbatki ziołowe. Chyba pierwszy raz przeszłam fast bez energetyków, staram się ograniczać 🥺 Chociaż mam wymówkę co do uzależnienia od kofeiny w moim życiu, bo jestem niemal pewna, że mam ADHD (tylko diagnoza 1.5k, więc mnie nie stać XD zresztą wystarczy mi zdiagnozowany borderline).
Za to dostałam okres i tak mocno bolał mnie brzuch, że poleciałam do babci po Nimesil, a ostatnio musiałam z 5 lat temu.
Wieczorem poszłam do Lidla uzupełnić zapas moich jogurtów naturalnych i zobaczyłam wagę z analizą ciała za 40 zł, więc gdyby ktoś chciał to się opłaca. Jak szukałam swojej wagi i czytałam o tej analizie ciała to konkluzja była jedna - wszystkie domowe są o dupę rozbić, a wierzyć można tylko tym za kilka(naście) tysięcy. Dlatego bez znaczenia czy kupicie wagę za 50 czy za 300 zł, bo to będzie to samo. Ale nawet bez analizy to dobra cena za wagę.
Zdjęcia z pinteresta
11 notes
·
View notes
Text
NIE IDŹCIE BIEGNIJCIE DO LIDLA!!!!!
Patrzcie co znalazłam 100g ma tylko 11kcal!!!!
6zł za 200g
#az do kosci#bede motylkiem#blogi motylkowe#chcę być lekka#chcę być perfekcyjna#chcę schudnąć#chcę widzieć swoje kości#motylki blog#motylki any#chude jest piękne
9 notes
·
View notes
Text
02.04.24 UTRZYMANIE WAG1 dzień 397. Limit +/-2100 kc@l.
Wybrane posiłki:
Dziś mam na nockę do pracy i już koniec mojego maratonu w robocie. Pada deszcz, a to oznacza, że będzie spokój no i już się naród wyświętował. Uff..
No i co ja mam powiedzieć? Jak zwykle srałam ogniem na ten cały "maraton", a minęło względnie bez żadnych uciażliwosci. Bardzo dobrze sprawdziły się obiadowe gotowce (lasagne z Biedry, naleśniki ze szpinakiem). Może trzeba będzie od czasu do czasu zadbać o swój spokój i skorzystać z wygody oferowanej przez gotowy posiłek ze sklepu... (leniuch! leeeeeniuch!) Stanie w kuchni czasami mnie wykańcza... Choć muszę przyznać, że teraz już coś nawt chce ugotować i to zrobię jutro. (po robicie wskoczę do Lidla po parę składników)
***
Poza tym przeprowadziłam estymację DBLK (Dni Bez Liczenia Kalori1) których zaplanowałam aż 9 na miesiąc kwiecień i przysięgam, że niemal każdy wolny od pracy dzień to będzie u mnie DBLK. Mam wrażenie, że bardzo sobie odpuszczam. Sporo foodbooków będzie bez screena z Fitatu. Cheat Day zaplanowałam na 21.04 - wolna niedziela. Może jutro uda mi się w końcu sklecić kalendarz do posta przypiętego.
***
Poza tym odkryłam winowajcę mojego skrętu kiszek, na który skarżyłam się parę dni temu. Otóż mój Błyskawiczny Bigos z kapusty pekinskiej, który od paru dni jem na kolacje chyba mi źle robi. Dziwne, bo poprzednia wersja weszła i wyszła bez większych problemów, a składniki niby takie same (inna była tylko soczewica). Danie jest zdecydowanie.... wiaropędne 🫣 Dziś ostatnia porcja (🎺... Tut-tut!)
A na koniec mój "małż" karmiący kota lodami 😁. Moje koty jedzą lody częściej niż ja.
Dobrej nocy wam życzę i pozdrawiam tradycyjne wszystkich nocnych stróżów i nocną zmianę na Tmblerze 🌙🌛😊
#utrzymanie wagi#ed recovery#edadult#ed18+#chce byc piekna#pro revovery#foodbook#kaloryczno┼ø─ç#food log#k@lor1e#dieta#chce byc zdrowa#chce byc szczupla#chce być piękna
38 notes
·
View notes
Text
AKTUALNIE SPOŻYWAM PRAKTYCZNIE CODZIENNNIE (DRIFFTINGG)
Wyszedl dlugi post bo sie rozpisalem i dodalem zdjecia więc daje opcje czytaj dalej
ICED COFFEE (szklanka do drinków 450ml z DEALZ (uwaga na ten sklep można przypadkiem kupić paczkę ciasteczek i potem macie w szafce i podjadacie), 2 łyżeczki (około czasem 2 1/4 lub 2 1/2 ale to już dość mocna wychodzi) kawki rozpuszczalnej NEASCAFE CREMA, 2 łyżeczki (lub więcej/mniej zależnie czy np poprzednia kawka byla dosc słodka i też od tego jakie macie mleko słodzone czy nie) erytrytolu (jesli nie macie i używacie cukru to tylko jedna - cukier jest słodszy od erytrytolu jesli weźmiecie po 1g tego i tego, no i ma kcal więc im mniej tym lepiej), szczypta soli, wanilia extract 2ml (ten najtańszy z dealz z 7zł 50ml) i to zalewamy do 1/3 wysokosci wodą 80 stopni lub mniej, 1/3 potem lodu (jak macie tackę z DEALZ to u mnie jest 8 kostek lub 7), reszte uzupełniamy mlekiem migadlowym alpro ma 24kcal ale są tez 12 i 14 kcal opcje niesłodzone mleka migdalowe z lidla i ze carrfoura - tylko wtedy mozliwe ze bedziecie chcieć dodać wiecej erytrytolu (no probem bro on ma 0 kcal mozna jesc ile chcesz)
OMLETTE DI FROMAGE (omlet z serem)
2-3 jajek (mieszamy i solimy, dodajemy świeżo mielony pieprz, opcjonalnie 1 łyżeczka pasty GOCHUJANG)
przed smażeniem przygotowujemy sobie to co chcemy wewnątrz omleta u mnie jest to: sporo pomidora (składniki układa się na połowie patelni i składa omletta na pół przykrywając je, ka sobie przygotowuje tylko pomidorka żeby zrobić warstwę wielkości połowy patelni/omleta), 2-3 plastry sera tego proteinowego z biedronki GO ACTIVE co ma 44kcal w plastrze (Jesli masz normalny ser 75-85 kcal to 1-1,5), kurki (wcześniej podsmażone na 5g masełka (na tej samej patelni potem robie omletta). Dodatkowo po przełożeniu omletta na talerz dodaje ok 5g parmeggiano reggiano zgrejtowane + 6-8 lasek szczypiorku ścięte na szerokość 0,5mm. (zdjęcie moje)
pozycja trzecia: kinder bueno z lodówki (ok 1h starczyć powinna) - krem się robi gęstszy i kremowy bardziej, taki bogatszy i przyjemniejszy moim zdaniem do gryzienia, czekoladka bardziej chrupie i co najważniejsze dla mnie te łączenia między każdym w kawałków w którym jest krem (trzy takie łączenia na słupek mamy) się robią extra chrupiące (lubie gryźć po całym takim jednym z kremem ale takie z lodówki jem tak że pierwszy kawałek z kremem nagryzam do polowy i potem gryzę do kolejnej połowy tak żeby mieć i kremik i to łączenie(mówie na nie spaw)), @carixq testowala i mowi ze zajebiste (bo bądźmy poważni skoro kidner bueno ma 110 kcal w słupku (chyba) i 220 w całym to ma tyle co przeciętny batonik a nawet kapkę mniej bo sporo batoników ma bliżej 250 kcal. co sprawia że jesli juz jemy batonika to nie widze powodu żeby nie zjeść najlepszego z nich (to w sumie nie jest tak do końca batonik) kinder bueno
pozycja 4 zapp z żabki (lód mojego dzieciństwa, nadal kosztuje dosc malo 3,50 w żabce, smaczny, 85kcal (btw smak to karmel - jako dziecko się zastanawiałem) - piękne kolory)
pozycja 5 to batonik proteinowy (jedyny jakiego nadal jem bo pozostale uważam że są takie średnie (no bo proteinowe po prostu są zwykle średnie) ale ten ma po prostu malo kcal w 50g ma tylko 184kcal i ma 33% bialka) no i tez mi az tak na bialku nie zalezy jak jem slodkie) jest to vanilia raspberry go nutrition
Salatka cezar gotowa z biedronki - 8zl co moim zdaniem wychodzi nawet taniej niz robiona samemu bo co prawda kurczaka jest tam 20g pewnie albo cos tego typu, to zeby sobie zrobic taką samą w domu musimy kupic miniumum 1 pierś na wage a w markecie to raczej po 2 pakują - i potem co z reszta? tak samo z innymi skladnikami jak grzanki i ser i dressing - jesli by to produkowac w domu to takie mini ilosci nie są raczej mozliwe a większe sie zmarnują poza tym to jest cena do zniesienia (a co z wersją z żabki - czy sie rożnią?, tak! i lepsza jest z biedry poza tym że jest tańsza to ma 2 razy więcej dressingu ktory jest najwazniejszym elementem obok kurczaka salatki cezar nawet jesli to extra kcal to jest to extrra smak ta z biedronki ma 257 kcal cała ta z zabki pamietam ze ponad 200 na pewno, ostatnia roznica to ze nie ma pomidorków w tej z biedronki ale są na wage w biedronce wiec po prostu sobie biore 8 malych i dokladam
wafle Fittos od kupca o smaku Toffee - jeden ma 36 kcal, zjadając 3 mamy 108, zjadając paczkę 15 wafli - 540... zajebiste są jestem trochę za mocno w nie wkręcony i chrupie je całymi dniami - jak znajdę w jakiejś żabce, bo nie każda posiada to biore 2 paczki minimum (wielosztuka dodatkowo) albo 4 i sobie zajadam all day every day whole day
kolejna rzecz - arbuz jest on kurwa zajebisty zwłaszcza jeżeli umiecie wybierać takiego który będzie bardzo słodki co ja robić umiem i tutaj wam napisze jak to sie robi (aha no ale poniewaz arbuz jest dosc drogi to kupujemy w całosci po prostu jak jest przecena - tbh aktualnie jest pratkycznie caly czas przecena - w biedronce po 3 dni jest przecena na arbuz luz i 3 dni arbuz luz premium (nie mylić z arbuz premium mini - arbuzy mini moim zdaniem są paskudne jesl chodzi o miąsz - jadłem kilka rok temu jak np byla otwarta tylko żabka bo mieli calkiem duze promocje na arbuzy bo nikt nie kupowal z żabce tych arbuzow (zwlaszcza ze takiego mini to trzeba bylo calego kupić) ja ostatnio arbuza 7,6kg za 21zł kupiłem ale udalo mi sie nawet 6kg za 10,5 zł - 1,49 za kilo a ten 7kg to bylo 2,49 za kilo
Jak wybrać bardzo słodkiego? Jesli jest krojony to nie chodzi wcale o czerwień tylko o taką białą "siateczkę" i ona w sumie często jest na mocno różowych arbuzach - takie białe na powierzchni arbuza powinniście znaleźć jak zwróccie uwagę to najnajnajsłodsze kęsy to własnie jak wgryziecie sie w to białe (to nie jest biale jak nie wiem kartka papiero ale jest to kolor biały imo i to nie jest kratka tylko siatka ale mozna o tym myslec jak o bialych plamkach)
Z całym jest paradoksalnie latwiej i nie chodzi o stukanie ani wąchanie, wybieram po prostu takiego arbuza który spełnia 3 warunki: jest możliwie kulą a nie owalny czy walcowaty (rozciągnięcie odbiegające od kuli to będzie raczej wodnisty bardziej niż soczysty i mniej intensywny), dwa - jezeli to odmiana z ciemnozieloną skórą to jak najciemniejszy niech będzie, trzy NAJWAZNIEJSZE - niech ma plamę od leżenia i niech ona będzie mocno ciemnozółta - oznacza to że arbuz leżał bardzo długo w tej jednej pozycji = nabrał sporo smaku w tym czasie
Mam nadzieje że pomogłem sobie dobrać super dietkę na lato (rano omleta jecie z lowfat serem proteinowym, w ciagu dnia woda i arbuz do woli, 1 zapp dziennie, kinder bueno jako slodycze 1 pasek lub 2 zależy czy biegacie i cwiczycie że spalacie na tyle zeby sobie pozwolić na dwa paski (proces chłodzenia kidnerbueno w lodówce spowoduje że to nie będzie binge/napad tylko przemyślana decyzja bo musicie poczekać aż sie schłodzi), w ciagu dnia pijemy tez ICED KOFFEE na mleku migdałowym (jedyne źródło kcal w całym napoju wiec np 150ml = 30kcal), jemy sobie wafle toffee ale tutaj uwaga bo moim zdaniem one są pyszne a nie sycą więc no mozna tego nie kupowc wcale bo sporo kcal wychodzi jesli sie nie ograniczcie do 2-3, jako lunch polecam salatke cezar z biedronki cala ma 257kcal (ta z żabki chyba też, a nawet jesli ma mniej to i tak z biedronki polecam bo miedzy nimi są 2 roznice, z biedry nie ma pomidorków (kupujemy osobno 8 pomidorków na wagę w biedrze) i ma 2 razy więcej dressingu (kluczowy skladnik dobrej salatki cezar obok kurczaka)z zabki pamietam ze miala ponad 200 wiec nie oszczędzacie duzo a smaku mniej),
5 notes
·
View notes