#Nie z tego świata
Explore tagged Tumblr posts
frogs-and-oscar-brainrot · 2 years ago
Text
Everyone is talking about Sherlock entering public domain... But can you imagine Supernatural in public domain? World wouldn't be ready for all that destiel kisses
9 notes · View notes
wariacje · 10 months ago
Text
Tumblr media
Castiel Dean
0 notes
haneys · 2 years ago
Text
hey friends and mutuals tell me what do u think of my theme? I've had it for quite a while now and I still like it sm the only one I'd consider changing it for being my old gray winter one but I like this it's niceys. I feel like it fits me. oh also mobile onky i dont even know what it looks like on computers
Tumblr media
6 notes · View notes
xenalous · 2 months ago
Text
Jak sie wysyla hatemail do wójta gminy bo inaczej chyba tam do niego pojde osobiscie
0 notes
godiswithus-isaiah41-10 · 4 months ago
Text
Wzruszające kazanie o słabości człowieka wspomaganej Bożą Miłością
Szczęść Boże. Chciałabym podzielić się treścią kazania wygłoszonego 7.07.2024r., a także fragmentem kazania z ubiegłego roku. Oba zostały wygłoszone przez ks. Patryka Banacha.
~ Łk 24:36-48 [Jezus przychodzi do Apostołów ukrywających się w Wieczerniku]
Jezus przychodzi do zalęknionych uczniów, którzy ukryli się w Wieczerniku z obawy przed prześladowaniami. Prześladowania i ataki na Kościół mocno się nasiliły. Można by powiedzieć, że są większe niż za życia i śmierci Chrystusa, tylko teraz mają charakter ukryty, „w białych rękawiczkach”. Kiedyś były bardziej publiczne. Pogarda, wyszydzanie, wyśmiewanie w szkole, w pracy. Jezus chce być z nami w tych trudnych momentach, nie zostawia nas samych. Mówi: „Odwagi! Jam zwyciężył świat” oraz „A oto Ja Jestem z wami po wszystkie dni, aż do skończenia świata”.
Chrystus chce przychodzić do życia każdego z nas, do naszych trudów.
~ Mt 8:23-27 [uciszenie burzy na jeziorze]
Jezus tak samo przychodzi do nas, aby uciszać burze naszych myśli, zmartwień, niepewności.
~ 2 Kor 12:5, 2 Kor 12:7-10 i Flp 1:13 [chlubienie się ze słabości, oścień św. Pawła oraz umocnienie w Chrystusie]
~ Uczniowie nie rozumieli tego, co wydarzyło się z Jezusem dlatego, że nie byli przesiąknięci Słowem Bożym. Nie czytali Prawa i Proroków. Dlatego Jezus się do nich dołączył, aby tłumaczyć im Pisma. My tak samo powinniśmy być przesiąknięci Słowem Bożym, bo można dużo wiedzieć o Jezusie, ale być daleko od Niego, bo nie chodzi o wiedzę, ale o relację z Bogiem. Sam Jezus powiedział: „Jeśli kto Mnie miłuje, będzie zachowywał Moje przykazania”. Nie trzeba czynić wielkich dzieł jak Apostołowie: wskrzeszać umarłych, uzdrawiać chorych czy wypędzać złe duchy.
Fragmencik kazania z ubiegłego roku:
~ odnośnie powołania Lewiego
Jezus przychodzi do celników, chorych, odrzuconych, zepchniętych „na margines”, uznawanych za największych grzeszników. Przychodzi do każdego z nas, choć nieraz wymaga to od nas wysiłku: tak jak Zacheusz, który wspiął się na sykomorę, gdyż był niskiego wzrostu.
Niech te fragmenty kazania i wygłoszone Słowo Boże umacniają nas na drodze kroczenia za Jezusem drogą zbawienia. Amen.
Tumblr media
Tumblr media
1 note · View note
bluedestinybluebird · 9 months ago
Text
Mam dużo przemyśleń związanych z obchodzeniem świąt o przeróżnym charakterze, kilka przemieszanych skojarzeń związanych z okolicą 14.02, a na dodatek przekonałam się, że bez jakichkolwiek predatowanych okazji ciężko się nastawiać na coś, na co warto czekać, ale w tym roku jeden konkretny marketing prawie mnie przekabacił:
"Weź swojego ulubionego człowieka do XYZ! Mamy dla Was w promce UVW!"
Co oznacza, że gdybym lubiła szejki, to nawet bym może poszła...
0 notes
kotekkzielony · 2 months ago
Text
Tumblr media
Z ŻYCIA SAMOTNIKA - wpis 16 (10.09.2024)
-> Wrześniowe przemyślenia, plany i postanowienia
Tym razem nie pochwalę się żadnym szczególnym osiągnięciem, tudzież sukcesem, a zechcę podzielić się swoimi myślami, refleksjami i pokrótce opowiedzieć, co się u mnie ostatnio dzieje. Nie odniosę się też do żadnego konkretnego dnia w przeciwieństwie do poprzednich wpisów, więc ten wpis najzwyczajniej w świecie mówiąc należeć będzie do bardzo ogólnych. Zastanawiam się nad ewentualną zmianą, żeby tych ogólnych wpisów jak ten dzisiejszy, pojawiało się więcej, ale... wszystko zweryfikuje czas. Przejdźmy do głównej lektury!
W kalendarzu ni stąd, ni zowąd zjawił się wrzesień, a wraz z nadejściem tego miesiąca czy nawet jeszcze parę dni przed wrześniem odniosłem wrażenie, że moje dni stały się zdecydowanie intensywniejsze. Przede wszystkim zacząłem częściej chodzić do pracy - łapałem dużo więcej planów filmowych (gdzie gram drobne role), odważyłem także zatrudnić się po raz pierwszy przy nalewaniu piwa na meczu piłki nożnej i zapewne na jednym razie się nie skończy, albowiem praca ta nie okazała się taka straszna jak mi się początkowo wydawało. Dochodzi jeszcze do tego moja, jakby nie patrzeć, stała (od początku maja) rola ochroniarza na multimedialnym parku fontann w niemalże każdy piątek i sobotę, aczkolwiek tamtejsze niecałe dwugodzinne, wieczorne spacery i pilnowanie porządku, po ok. trzydziestu już w sumie służbach, są dla mnie pryszczem. Pieniędzy nigdzie nie inkasuję zbyt ogromnych, choć staram się cieszyć z każdej zarobionej złotówki, jednocześnie nie rujnując na pracy swojego zdrowia. O wiele gorzej zaś przedstawia się moje życie towarzyskie, które od wielu lat praktycznie nie istnieje i zazwyczaj niezobowiązujące kontakty utrzymuję tylko pisane, z mniej lub bardziej "randomowymi" (przypadkowymi) osobami. Owych kontaktów nawiązałem sporo - na Tumblrze, na 6obcy, na "Liczniku samotnych dni" a kiedyś też nawet na jednym z portali randkowych, choć wiele z nich okazało się tak płytkich, niczym rzeka po wielomiesięcznej suszy, że zacząłem zastanawiać się, czy one mają jakiś sens... Lubię poznawać nowe osoby, "odkrywać" je, dowiadywać się, czym się zajmują itp. i choć często jestem nieśmiały w relacjach, bywam cichy, zamknięty w sobie, szczególnie w życiu realnym, to martwi mnie, jak wiele należy inwestować w znajomości i jak trudno jest na ogół sprawić by druga strona zainteresowała się także nami, zapytała się, jak minął nam dzień, jak się czujemy, żeby odezwała się sama z siebie. Innymi słowy, by druga strona też dała coś od siebie. Jednostronne lub prawie jednostronne znajomości są u mnie chlebem powszednim i przyznaję się, że... męczą mnie solidnie. Czuję się w nich niczym niepotrzebnie starający się o czyjąś uwagę, względy dziennikarz, najczęściej będący na końcu porzucony czy skreślony, nieważne z jak dużym wysiłkiem przez niego włożonym. Stwierdziłem, że muszę coś z tym fantem zrobić, no i zacząłem działać! Choć nie jest to dla mnie bułką z masłem, ograniczyłem, bądź powoli urywam kontakty z większością znajomych, szczególnie z tymi osobami, u których czuję się jedynie piątym kołem u wozu. W zamian za gonitwę za wszystkimi niepożądającymi mnie ludźmi, mam zamiar skoncentrować, skupić się bardziej na sobie, na swoich celach, pragnieniach itp., jednocześnie zostawiając przy sobie tylko niektóre osoby. Nie znaczy to oczywiście, że odcinam się od całego świata, zamykam się w kącie, a wręcz przeciwnie - pozostaję otwarty na interakcje z innymi, jak i nowe znajomości! Może nawet odnowię wkrótce relację z jedną, dwiema personami? Mimo, że daję radę żyć, funkcjonować bez żadnych przyjaciół, to nie ukrywam, że chciałbym spotkać kogoś, kto stanie się moją bliską osobą, z kim przeżyję fajne, wspólne chwile spędzone na opowiadaniu np. o swoim hobby, o swoim dniu, żeby móc pochwalić się różnymi rzeczami, błahostkami, no i super by było również choć raz na jakiś czas zobaczyć się - usłyszeć czyjś śmiech, pouśmiechać się do siebie nawzajem i żebym też ja stał się dla tej osoby kimś ważniejszym, stał się czyimś oparciem, czyjąś pomocą, kimś, na kogo można liczyć. Aktualnie nie mam w sumie nic do stracenia, więc staram się nabierać odwagi, więcej ogólnie odzywać się, udzielać, a nuż ktoś mnie zauważy i zrodzi się jakaś miła interakcja? Cóż... zobaczymy co przyniesie przyszłość! Dla ciekawskich, zdjęcie cyknięto na jednym z moich niedawnych planów zdjęciowych.
154 notes · View notes
motylekaany · 5 months ago
Text
Siedzi cicho. Skulona. Piękna. Z bliznami na rękach. Śmieje się czy płacze. Sam nie wiem... Sam nie wiem. Podchodzę, więc i pytam ,,ej wszystko okej?" A tu cisza. Nie słyszę odpowiedzi. Bo tej osoby już nie ma. Jej już tutaj nie ma. Nie ma już kilka lat. Ale jednak ból i cierpienie zostaje. Wszystko zostaje.
Ta historia mogła by być o mnie jak i o tobie. Ale za długo by opowiadać. Wszystkiego jest za dużo. I tego pojebanego świata. Sens życia dawno odleciał, bo nie miał skrzydeł. Teraz też nie ma. I nigdy nie miał. I o to chodzi. Nic nie ma sensu i to daje, że to ma sens. Bez oddzwonienia.
Kochała jedzenie, ale się głodziła. Nienawidziła bólu, ale się cięła. Chciała żyć, ale się zabiła. Jej już tutaj nie ma. Zniknęła w ciemności. Już na zawsze. W cierpieniu i płaczu. W bólu i żałobie. W pustce. Utknęła już dziś. W czarnej nocy, otulona najgorszymi błędami i momentami. Nikt nie chce tak żyć, ale żyjesz chwilę. A umierasz na zawsze. Cierpienie nie mija. A zamienia się w wielki. W wieki zostajesz w ciemności. I taki był koniec. Taki był koniec dziewczyny.
Ta historia mogła by być o mnie jak i o tobie. Ale za długo by opowiadać. Wszystkiego jest za dużo. I tego pojebanego świata. Sens życia dawno odleciał, bo nie miał skrzydeł. Teraz też nie ma. I nigdy nie miał. I o to chodzi. Nic nie ma sensu i to daje, że to ma sens. Nie każdy rozumie i to ma sens. Bez oddzwonienia.
Lepiej umrzeć w spokoju, niż bólu.
Każdy by tego chciał. Ale nikt nie wie jak. Jak to zrobić. Jak. Jak nie żyć na wieki w tym czymś. Tutorial nie jest trudny. Wystarczy żyć.
- Leonix
162 notes · View notes
kredensstuff · 5 months ago
Text
— Wiesz dlaczego. Bo znalazłem już s w o j ą o s o b ę. Na wypadek, gdybyś nie zdawała sobie z tego jeszcze sprawy: dla mnie nie będzie już nikogo poza tobą, Elodie Stillwater. Reszta świata może się pierdolić.
„Riot House", Crooked Sinners #1, Callie Hart
146 notes · View notes
cali-neczka · 3 months ago
Text
Jeśli coś mi się stanie i odejdę z tego świata, a Ty postanowisz przyjść odwiedzić mój grób, nie mów wówczas jak bardzo mnie kochasz, jak Ci zależy, jak ważną częścią Twojego życia jestem. I tak nikt Cię nie usłyszy, a nagrobek nie odpowie. Te słowa mają znaczenie tylko, gdy jestem żywa.
~ @cali-neczka
82 notes · View notes
wariacje · 1 year ago
Text
❤️...D.W
Tumblr media
1 note · View note
nazwauzytkownika00 · 6 months ago
Text
Zaraz wakacje i nie ma nawet opcji że pokażę się komukolwiek w stroju kąpielowym
Chciałabym być motylem i odlecieć gdzieś w pizdu z tego zjebanego świata, gdzieś gdzie nie ma luster i wagi
116 notes · View notes
wszczebrzyszynie · 8 months ago
Note
czy możesz rozwinąć to o mizandrycznych powodach czemu mice nie przeszkadza bycie branym za dziewczynę :oo? z postu wprowadzającego hihi
Oj to mi wyszło trochę długie (jak każde pytanie o Mikę kiedykolwiek), więc chowam to pod czytaj dalej...
Tumblr media
Mikita żyje według bardzo jasnej hierarchii w jego głowie wykreowanej w jego dzieciństwie; od zawsze był otoczony kobietami i pod opieką kobiet. Generalnie matka Mikity o której wspomniane było w jego karcie wprowadzającej nie jest jego biologiczną matką - chodzi o Apolonię, guwernantkę jego i jego sióstr, która na jego prośbę i w wyniku jego niepełnosprawności towarzyszyła mu na Litwę, gdzie Mikita został wysłany do szkoły. To wszystko to bardzo tragiczny dla Miki okres który też wpłynął bardzo na jego wizję świata, bo szkoła była jak można zgadnąć wyłącznie dla chłopców, którzy nie traktowali Miki zbyt dobrze. Jedyną stałą osobą w jego życiu była Apolonia, która widziała w nim duży potencjał i zdecydowanie przekraczała granice ucznia-nauczyciela, chcąc wychować go na idealnego w jej oczach młodego człowieka. To okres ogromnej presji, izolacji od innych (samo izolacji i w wyniku działań Apolonii) i najmocniejszego kształtowania charakteru Mikity, który za dziecka był bardzo potulny i w stanie zrobić wszystko dla pozytywnej uwagi. Mikita wyrobił wstręt do innych chłopców (którzy w najlepszym przypadku go ignorowali, w najgorszym dręczyli w szkole; Mika miał w tym okresie tylko jednego kolegę w swoim wieku, Balysa, który był synem przyjaciela Apolonii, i tylko z tego powodu go też akceptował) i swoich nauczycieli (których uważał za nieodpowiednich; Mika też z czasem wyrósł z tej potulności i stał się zbyt pewny siebie, nawet bezczelny, bo nie widział powodu ich szanować. Mówię tu tak w okresie 14-15 lat, bo wtedy był najbardziej nieznośny xd podobny stosunek zaczął mieć do osób w klasie, z którymi zaczął wdawać się w większe kłótnie i bójki, co potem przeniesie się na dość ważną sytuację między nim a Przemkiem i Rybą). Najważniejszą osobą w jego życiu była Apolonia, którą traktował jak matkę i kogoś kto nie może się mylić, ale on ogólnie do kobiet, szczególnie starszych, podchodzi dużo bardziej potulnie, grzecznie. Jeżeli chodzi o dziewczyny w jego wieku i młodsze, to traktuje je lepiej niż chłopców, dużo poważniej i milej; widać to w sposobie traktowania Przemka i Trycz, których obu nie bardzo lubi, ale o ile wobec Przemka jest naprawdę tragiczny (wspomniany kluczowy moment jest wtedy, gdy podczas kłótni grozi mu nożem do listów... poza tym regularnie na niego narzeka i w jego twarz i do Ryby, który w sumie robi sobie z tego dużo mniej niż pewnie powinien xd), tak Trycz nie lubi po cichu, z dużo większym szacunkiem do niej samej. Więc generalnie Mice nie przeszkadza jak mylą go z dziewczyną, bo nie dość, że wie jak wygląda i wygląda tak celowo, to jeszcze bycie chłopcem nie napawa go optymizmem. Jest trochę jak ten mem z sorry for being a man
Ogólnie warto wspomnieć tutaj, że nazwisko Miki nie jest jego faktycznym nazwiskiem, a tym które przejął w pewnym sensie po Apolonii. Jego imię z resztą też nie jest pewnie jego faktycznym imieniem? Mika, mimo, że pochodzi z Białorusi, to mówimy tu o wieku XIX, i to dodatkowo zachodniej Białorusi, więc najpewniej pochodzi z w pewnym sensie polskiej lub bardzo spolonizowanej rodziny, ale żył i wychował się w okresie ważnym dla idei tożsamości białoruskiej, z którą się utożsamiał bardziej, posługując się m.in białoruskim. Sam fakt że był wysłany do szkoły na Litwę i miał guwernantkę sugeruje że jest z rodziny zamożniejszej, jakiegoś gówno dworku pewnie, więc na pewno miał imię i nazwisko polskie/polsko brzmiące. Mówienie o narodowości w tym okresie i miejscu jest dość specyficzne; zmierzam do tego że przejął po Apolonii nazwisko, zbiałorusowane (słowotwórstwo); wiele osób myśli, że jest bałkańskie, ale tak się zapisuje Bielewicz białoruską łacinką, a Apolonia była pewnie Bielewiczówna. To jego sposób na odcięcie się od rodziny, która nie jako porzucił, podając się po śmierci Apolonii za jej syna, przez co też Eliza zaproponowała mu zamieszkanie w jej posiadłości w Kongresówce.
145 notes · View notes
sadark-angel · 7 months ago
Text
"Często mam wrażenie, że nie pasuje do tego świata, że przywiązuję się do wszystkiego zbyt mocno i kiedy to odejdzie to zabiera jakąś cząstkę mnie. Chciałabym zwyczajnie poczuć stabilność i choć raz nie czuć obawy, że z kolejnym razem będzie tak samo."
83 notes · View notes
kasja93 · 3 months ago
Text
Czym skorupka za młodu nasiąknie, tym na starość trąci
czyli możesz wyjść ze szkoły, ale szkoła z ciebie nie wyjdzie.
Tumblr media
Parafrazując cytat z gry Wiedźmin 3 mogę stwierdzić, że ostatnimi czasy żyje jak stonka - siedzę cicho, nie rzucam się w oczy i wpierdalam kartofle. Mimo, iż żyje pod mentalnym kamieniem to nawet do mnie dociera, iż zaraz zacznie się Szkoła. I nie mam tu na myśli tego beznadziejnego paradokumentu. Dlatego zapraszam serdecznie na garść moich dinozaurzych przemyśleń oraz wniosków. Rozsiądźcie się wygodnie, naszykujcie sobie kawę, herbatę, napój zero tudzież innego energola i rozkoszujcie się moimi intelektualnymi wynurzeniami. A ze względu na długość zapewne wyrobicie normę w czytaniu za całe wakacje xD
Tumblr media
Obowiązkową edukację zakończyłam w 2013 roku zatem kilka ładnych lat temu. Zwieńczeniem ostatniego czteroletniego etapu było uzyskania tytułu Technika Ekonomisty, który przydał mi się w życiu do… Absolutnie niczego 😂 W sensie po praktykach zawodowych udało mi się załapać na ciepłą posadkę w Urzędzie Skarbowym, jednakowoż w zasadzie dzięki mojej charyzmie i miłym usposobieniu.
Owego dyplomu, tak jak i zaświadczeń o ukończeniach kursorów uzupełniających, nikt nie chciał w sumie oglądać. Tak samo jak wyników matur, na które szłam na totalnej wyjebce. Nie dlatego, że byłam pewna swej wiedzy, chociaż to też, lecz dlatego: studiować może każdy, lecz studia nie są dla każdego. Nie widziałam sensu iść na studia bo dla mnie studiowanie wiąże się ze zgłębianiem jakiegoś tematu/zagadnienia/profesji a mnie zwyczajnie nic nie interesowało na tyle by poświęcić te 3/5/10 lat. Z resztą, aby pójść na niektóre kierunki należy zacząć się do tego przygotowywać już na początku szkoły średniej i chyba tylko jednostki wybitne, do których z pewnością się nie zaliczam, byłyby wstanie w pół roku ogarnąć materiał z całej szkoły średniej i napisać przyzwoicie maturę z wybranego przedmiotu. Swoją drogą, naprawdę te wszystkie maturki, egzaminy 8 klasisty to taki bezsens. Jest pewna mądrość ludowa mówiąca, że jeśli coś jest do wszystkiego to jest do niczego. Analogicznie można powiedzieć o ogólnopolskich egzaminach, które piszą wszyscy uczniowie, w tym samym momencie, z tego samego. Jeszcze sam fakt baboli na maturach w arkuszach mnie mierzi a jestem przecież laikiem w dziedzinie pedagogiki, szkolnictwa i całej tej szopki. Dla mnie jedyna słuszna odpowiedź jaką mogłabym w tym momencie zakreślić to (x)D
Poza despotycznymi rodzicami, nic innego nie niszczy dziecka bardziej, niż szkoła. Zarówno psychicznie jak i fizycznie. Szkoła w cudowny sposób zabija kreatywność, abstrakcyjne myślenie i indywidualność. Bo nie jest ważne, że wykonasz zadanie z matematyki a wynik będzie prawidłowy skoro użyłeś „złego” wzoru. Nie ważne, że nikt poza autorem wiersza nie wie tak naprawdę o co w nim chodzi i jeśli nie zinterpretujesz go tak jak jest zapisane w podstawie programowej, to przykro mi bardzo, ale dostaniesz 0 punktów. Szkoła upycha na siłę do pudełka o określonym kształcie. Jak wystajesz z pudełka to ci przytną skrzydła byś się zmieścił. Jeśli zaś w owym pudełku masz za dużo miejsca to będą cię mentalnie tłuc, aż spuchniesz by pasować idealnie.
Przykład? 8 letnia Kasia, której mama nie pracowała zawodowo i mała czas dla dziecka. Mała Kasia, gdy poszła do pierwszej klasy potrafiła czytać, pisać i liczyć do 100. Wybitne dziecko? No nie… po prostu moja mama spędzała ze mną czas, ucząc mnie poprzez zabawę. Na tym czego mnie nauczyła bawiąc się ze mną przeleciałam do 4 klasy podstawowej. I zaczął się spadek, zaczęły się problemy z nauką bo ja zwyczajnie nie byłam w stanie siedzieć nad książką. Bo byłam przyzwyczajona do poznawania świata w sposób imersyjny a nie kucia na blachę! Do kombinowania by coś zrobić bo mama nie dawała mi gotowych odpowiedzi tylko naprowadzała.
Do tej pory jak mam się czegoś dowiedzieć, nauczyć potrzebuje stymulacji poprzez muzykę, rozmowę etc bo nic nie zapamiętam. Bo moja pamięć jest niczym sito i odcedza rzeczy dla mnie nieistotne. Póki się nie zanurzę w dane zagadnienie, przykładowo podczas czytania książki i nie przestanę zwracać uwagę na to, iż czytam a nie jestem świadkiem przedstawionej historii to nic nie zapamiętuje. Robię rzeczy mechanicznie, jeśli naprawdę się nie wkręcę. Dla mnie 8 godzin lekcyjnych w ciągu dnia było bez sensu bo zapamiętałam z takiego dnia może 30 minut? Łącznie, na cały dzień… Pewnego dnia moją mamę wezwała nauczycielka matematyki w podstawówce. Poskarżyła się mojej mamie, że nie jestem skupiona na lekcji i że nie rozumiem co się do mnie mówi. Kwitując swój wywód, że mama musi się mną mocniej zajmować w domu. Moja rodzicielka spytała, czy tylko Kasia ma problem z matematyką? Nauczycielka stwierdziła, że nie. Większość klasy ma problem. Mama zgasiła panią matematyczkę niczym peta kwitując wizytę słowami „W takim razie to nie jest problem mojego dziecka i innych. Widocznie to z panią są problemy skoro większość ma trudności”. Miałam szczęście, że moi rodzice byli zadowoleni z tego, że myślę inaczej, że mój mózg działa inaczej.
Wszyscy do jednego, miernego poziomu. Wszyscy sprowadzeni do słuchacza jedynej objawionej prawdy jaką głosi nauczyciel, z którym się nie dyskutuje. Bo jak się odezwiesz to zostaniesz oceniony. Przez owego nauczyciela, przez kolegów z klasy. Może wyśmiany? Może ośmieszony? Może, więc lepiej się nie odzywać? I później z dziecka wyrasta dorosły, który w pracy boi się odezwać bo lepiej się nie wychylać i nie narażać się na ocenianie, albo nie daj Boże, jeszcze naciśniemy komuś nad nami na odcisk i ta osoba będzie się mścić. I tak oto po szkole pięknie rośnie grono osób, które ma tak wypracowane odruchy, że mobbing w pracy „jest normalny”. Normalizujemy później te wszystkie toksyczne sytuacje robiąc sobie krzywdę.
Permanentny stres w wieku dziecięcym i nastoletnim odbija się na zdrowiu. Mamy pokolenie „młodych staruszków”, którzy na początku swojej dorosłej drogi czują wypalenie i bezsens egzystencjonalny. O przepracowaniu nawet nie wspomnę, bo jak nastolatek ma nie być zmęczony, skoro często w szkole siedzi dłużej, niż pracownik w fabryce. Sama pamiętam, jak w klasie maturalnej, w czwartki, lekcje zaczynały mi się o 7:10 a kończyły (wraz z obowiązkowymi, w tamtych czasach, fakultetami) jakoś po godzinie 17 🙃 cieszę się, że do szkoły miałam raptem 2 kilometry, dokładnie to 1,7 kilometra, a nie tak jak niektóre moje koleżanki/koledzy z klasy prawie trzydzieści.
I żeby mnie źle nie zrozumieć. Nie jestem przeciwna kształceniu się, zdobywaniu wiedzy czyli szeroko rozumianej nauce. Po prostu dla mnie absurdem jest to do czego zmusza się ludzi, słynne: zakuj, zdaj, zapomnij.
Bo każdy z nas jest inny, owszem, ludzie dzielą wspólne cechy, jednak ściąganie w obecnych czasach o pogańskiej godzinie dzieci oraz młodzieży, zmuszanie do wchłaniania wiedzy przez tyle godzin z książeczek, zeszycików, ćwiczonek, słuchając nauczyciela co to od X lat prowadzi te lekcje i nie potrafi robić tego w sposób ciekawy. Jeden, tak jak chociażby ja, swój rytm dobowy będzie zaczynał od 5 rano i kończył średnio koło 22 czując się zdolnym do czegokolwiek z samego rana. Jednak wiem, że osoby, których rytm dobowy zaczyna się o 11 i nienależny mówić takiej osobie „ile można spać! Ja to już tyle zrobiłam a Ty się lenisz!”. Najczęściej ktoś kto zaczyna swój dzień o godzinie 11 nie kończy go o 22 a o 3/4 rano. Kiedy ja śpię są osoby, które pracują, uczą się, tworzą czy grają bo taki jest ich rytm dnia. I nie żyjemy w przeszłości gdzie trzeba było wstawać skoro świt tzw Wstawać i chodzić spać z kurami. A wiecie dlaczego? Bo mam do cholery dostęp do energii elektrycznej. Mamy internet i wcale a wcale nie potrzeba siedzieć osiem, dziewięć czy dziesięć godzin w szkole, marnować czasu na dojazdy skoro pandemia pokazała, że praca tudzież nauka zdalna jest możliwa. Skoro w szkole nie uczy się ludzi w sposób kreatywny, poprzez zabawę, nie daje się narzędzi, odkrywania własnych sposobów na rozwiązywania problemów i nie ma polu do dyskusji to podręcznik przepisywać można w domu.
Dobrze, że chociaż zlikwidowali prace domowe. Zawsze miałam takie wielkie WTF, gdy tylko słyszałam argument w stylu „taaak! To teraz te dzieci to już WOGÓLE nic nie będą robić!”. 10 godzin w szkole, dwie godziny dojazdów na dobę i jeszcze zadanka? XDDD To tak jakby człowiek pracował w fabryce i tłukł coś młotkiem przez 9 godzin dziennie a na koniec dnia pracy przełożony dałby mu jeszcze do zrobienia zadanko. Niech uderza tym młotkiem w domu jeszcze tak, powiedzmy, trzy godzinki, aby utrwalił sobie uderzenia rzeczonym młotkiem. By przypadkiem, nie zapomniał jak do owym narzędziem posługiwać xDDD albo niech tłucze jeszcze z dwie by przygotować się na młotkowanie następnego dnia.
Uwielbiam jak od małego zaszczepiają w nas kulturę zapierdolu. „Nic nie robisz cały dzień!” Kto tego nie słyszał niech pierwszy rzuci kamieniem. Bo jak człowiek potrzebuje odpoczynku, by się zregenerować to już jest leń. A później mamy pracoholików i wypalenie zawodowe w wieku 30 lat, ponieważ nie potrafimy odpoczywać. Sama wpadłam w spiralę pracy, tego „jeśli nie będę ciężko pracować to niczego nie osiągnę”, „jak nie wezmę nadgodzin to mnie jeszcze zwolnią”, „co mi szkodzi, popracuję więcej w końcu może ktoś mnie w firmie doceni”. Spojler alert! Dla nikogo twoje oceny, ilość pracy włożonej w zadanie, nie ma znaczenia - chyba, że coś ci nie wyjdzie. Wtedy to wszyscy się zlecą jak te kruki i zaczną dziobać 😉
Podczas edukacji szkolnej - tyraj! Na uczelni - tyraj! W pracy - tyraj! W życiu prywatnym? Tyraj! Bo ty musisz brać udział w wyścigu szczurów. Kto lepiej, kto więcej, kto bardziej. Tylko jest jeden mały problem. Nie da się wygrać wyścigu szczurów, nie ma opcji by być najlepszym w ciągłych rywalizacjach i nie da się być cały czas produktywnym. To jest zwyczajnie niemożliwe, i nie mówię tego bo „ahahaha jej się nie udało! Dlatego tak mówi! Pracuje jak ten robol i mieszka na zadupiu wszechświata! Będzie tak gadać by ciągnąć innych w dół bo sama nie pójdzie w górę!”. To ciągłe porównywanie się do innych jest zakorzenione w nas tak silnie, że przeglądanie mediów społecznościowych może doprowadzić do depresji. Bo inni tyle przeżywają, mają tak fajnie (a przynajmniej tylko tak to wygląda i wcale a wcale nie musi to być rzeczywistość) a ja? A ja nic…
No, no nie XD mówię tak bo, według mnie, tak właśnie wygląda świat jak się zacznie nad tym człowiek zastanawiać. Gdy zacznie przyglądać się światu, ludziom zaczyna dostrzegać pewne wzory. Dochodzi do pewnych wniosków. Może się zgadzać, bądź, nie zgadzać z pewnymi zagadnieniami. I możecie powiedzieć, że bredzę. I może faktycznie za godzinę, dzień, tydzień, miesiąc, rok czy lat pięć, dojdę do wniosku: tyyyy. Faktycznie ta osoba z internetu co mi kiedyś napisała „Kaśka, bredzisz!” Miała rację!
Albo i nie. Tylko widzicie, ja nie biorę tego typu słów do siebie. Nie traktuje takich tekstów jak słów nauczyciela, czyli nomen omen, niczym prawdy objawionej. To tylko opinia. Co mnie obchodzi opinia jakiegoś typa, kogoś kto nie jest dla mnie ważny? Co mnie interesuje co o mnie myśli koleżanka z pracy, nauczyciel, pan w banku, czy nawet znajomy, który za dwa dni może zniknąć z mojego życia? Bo tak, ludzie znikają z twojego życia i jest to normalne - czasem nawet i mnie wyjątkowo zaboli taka wyprowadzka z mojego życia. Jednak, gdy ktoś ci powie „ale ty jesteś zjebany/a” to niech was to nie gryzie. Bo cobyście nie robili nie da się sprawić, że każdy człowiek na ziemi będzie was lubił. To niemożliwe. I jeśli ktoś mówi „jesteś zjebany/a” to nie jest wasz problem, tylko jego. Możecie wskazać conajwyżej takiej osobie w którym kierunku znajdzie drzwi. Bo wszyscy wszystkich oceniają. Jak okrutne oraz złe by to nie było, też oceniam innych. Sama jestem oceniana. I póki mi, przykładowo, kilkadziesiąt osób nie powie „ty weź się ogarnij bo gadasz głupoty” to wierzcie mi, nawet nie będę się zastanawiała, czy to co mi napisał/powiedział jakiś random na mój temat jest warte roztrząsania. Ktoś może zapytać „ale co to ma wspólnego z tematem ogólno szkolnym? Nie odleciałaś za bardzo?”. I tu was zaskoczę - otóż nie! Nie odleciałam w przestworza dygresji, aby lać wodę. Bo takie przejmowanie się opinią innych, zaczyna się już w szkole. Boimy się odezwać podczas lekcji bo co jeśli powiemy źle i zrobimy z siebie durnia? Ktoś mógłby powiedzieć: nie przesadzaj. Tylko ja ostatnio byłam na kursie wśród kilkudziesięciu dorosłych chłopa. I bali się odezwać jak instruktor zadawał pytanie! Czuć było zapach strachu i choć pan prowadzący zajęcia próbował rozładować atmosferę szło mu to mizernie. Kurs za który samemu płacisz i idziesz z własnej woli (albo tak jak ja - szefostwo mnie tam wysłało), kurs który ma poszerzyć twoją wiedzę tudzież kompetencje. A ty zamiast dyskutować z prowadzącym i chłonąć wiedzę boisz się odezwać bo może tych kilkunastu chłopa za tobą będzie się śmiać z twojej ewentualne pomyłki. Coś wykurwiście wspaniałego, czyż nie?
A jak pięknie ze mnie wyszło to zaprogramowane ocenianie innych przez system edukacji. Jak ja się dobrze czułam, gdy jako pierwsza oddałam egzamin i jeszcze usłyszałam od komisji, że zdałam nie robiąc przy tym żadnego błędu. Ohohoho! Byłam pierwsza! I najlepsza! A te debile z którymi na kursie byłam dzień wcześniej dłużej rozwiązywali zadania i robili błędy! Mega zmroziło mnie, gdy zaczęłam analizować swoje myśli. Bo w czym ja niby byłam lepsza? Bo nie mam problemu z rozwiązywaniem zadań na czas? Mnie nie przeszkadza, iż mam określony ramy czasowe. Mój tata zaś nie potrafi skupić się na zadaniu, jeśli ktoś karzę mu zrobić coś w godzinę czy pół. Bo istotniejsze dla jego głowy są uciekające minutki. W czym byłam lepsza od tych gości z kursu? Bo oddałam jako pierwsza egzamin? Czy ważne jest to czy zadanie wykonasz szybko, czy wolniej, jeśli rezultat jest taki sam? Czy szybciej znaczy lepiej? Przy ratowaniu czyjegoś życia: tak. Przy wykonywaniu pracy: nie. Bo jak już wspomniałam nie jesteśmy tacy sami. Różnie reagujemy, różne metody nauki na nas działają i presja czasu tudzież wykonanie czegoś szybciej lub wolniej to indywidualna sprawa każdego człowieka.
System edukacji krzywdzi całe społeczeństwo. I to nie są żarty. Widuję to w zachowaniach ludzi, których spotykam, których obserwuję i jako ćwiczonko intelektualne analizuje. Najlepsze, że zapewne za kilka lat jedyne co pozostanie po czasach szkolnych to traumy oraz poczucie, iż to wszystko było bez sensu. Bo godziny, które poświęciłam na matematykę, aby zdać maturę sprawiły tylko, że byłam zmęczona, zestresowana i znerwicowana. A mogłam obejrzeć jakiś film, posłuchać podcastu czy po prostu odpocząć - co wyszło by mi na zdrowie.
Lubię oglądać bądź słuchać osoby, które popularyzują naukę. I wiele, wiele tematów twórczości owych ludzi zapewne były w szkole. Przedstawione w sposób nijaki, nużący, nieatrakcyjny. Tematy do których mnie poniekąd zmuszano przez to nie polubiłam się z danym zagadnieniem. Jako osoba dorosła czytam średnio dwie książki miesięcznie, liczyłam sobie to dziś, żeby nie było. Maturę z polskiego napisałam na 78 %, ustną zaliczyłam na 86% (co za absurd, ale do % jeszcze wrócę). Wiecie ile lektur szkolnych przeczytałam? Ani jednej xDD i nie pisze tego by się pochwalić, tylko po to by pokazać, iż oceny (na koniec szkoły średniej miałam 3 z polskiego) nie stanowią o wiedzy, zaś ilość przeczytanego materiału nie sprawia, iż cokolwiek w was z tego zostało. Bo ja jechałam całą szkole na opracowaniach lektur i potrafiłam sprawniej opowiadać o danej książce, niż ktoś kto ją przeczytał. Bo z dajmy 300 stron lektury zapamiętasz może łącznie z 30%. I nie zapamiętasz jakiego koloru była kamienica Łęckiej z Lalki. Ten kolor będziesz mieć zaś w opracowaniu. W moich opracowaniach dosłownie miałam całe tematy lekcji i wystarczyło sobie przeczytać, przepisać do zeszyciku i było super. Oczywiście z racji 3 na koniec roku może już doszliście do konkluzji, że nawet owo przepisanie do zeszytu, było dla mnie tak bez sensu, iż tego nie robiłam XD
A propo tych procencików na maturze. Co one oznaczają? Że opanowałam materiał na tyle, że zdałam to wiadomo bo przekroczyłam magiczne 30%. Ale co oznacza 87% a co 73%? Co oznacza ocena 4 a co trójka? Że coś tam dzwoni, ale nie wiesz w którym kościele? Strasznie to wbrew pozorom nieczytelne i nie daje żadnej odpowiedzi. A uczniowie potrafią wymiotować, nie spać, obgryzać paznokcie bo dziś jest sprawdzian i ocena taka a taka nie będzie satysfakcjonująca. Dla nich bądź rodziców, którzy przeżyli ową indoktrynację nie wyciągając jakichkolwiek wniosków na temat edukacji poza „moje dziecko jest lepsze/gorsze od innych” bądź „Ty to jesteś zdolny/a tylko leniwy/a”. Nawet nie zdając sobie sprawy jak takie słowa potrafią obrzydzić chęć zdobywania wiedzy na całe lata.
A nikt nie będzie w przyszłości pytał co mieliście z biologi w tej albo tamtej klasie. Czy był czerwony pasek a jak już to kiedy…. Będą pytać was o umiejętności nie wnikając gdzie się ich nauczyliście. Nikogo nie obchodzi czy angielskiego nauczyliście się z gier, filmów, serialów, wyjazdu za granicę czy może jakimś cudem uczenie się słówek w szkole dało jakieś wyniki. Jedyne co to możecie się uczyć dla siebie, ale nie w banalnym słów tego znaczeniu. Uczyć się tego co was interesuje bo prędzej nauczycie się grać na gitarze bo was to jara, niż gdy zmuszać was do tego będzie nauczycielka muzyki/sztuki czy jak tam ten przedmiot się teraz nazywa.
Nie powinniście się przejmować ocenami innych bo ci ludzie są nieistotni. Prędzej czy później znikną z waszego życia zapominając i was. A wy dalej nie będziecie mogli spać po nocach przypominając sobie ich słowa.
Szukajcie własnych sposobów na optymalne przyswajanie i poszukiwanie wiedzy. Nie musicie robić tego jak w szkole: w określonym czasie, określonej pozycji, bez muzyki, dźwięków, obrazów, jedzenia, picia i pełnym pęcherzem. Może dla was lepsze jest chodzenie podczas nauki? Może usypiać was będzie jakiś ambient do nauki zaś play lista energicznych piosenek sprawi, że lepiej będzie wam obcować z uczeniem się. Jak nie idzie was czytanie lektur czytajcie opracowania, jak to też nie dla was włączcie sobie na youtubie bądź Spotify podcast na temat owej pozycji.
Myślcie kreatywnie choć ja niemal zawsze w szkole była za to ganiona. Tylko zgadnijcie do kogo znajomi dzwonią i zapytaniem, jak ugryźć dany temat bo „ty zawsze coś wymyślisz na co nikt normalnie by nie wpadł”. Nie uczycie się na pamięć suchych danych a zrozumcie kontekst - to jest ważniejsze.
I przede wszystkim nie dajcie sobie wmówić, że jesteście gorsi od innych. Słynne „ryby i dzieci głody nie mają” wygłaszane przez osoby wyżej w hierarchii niczym prawdy objawione. Nikt w dorosłym życiu nie każe wam nic robić z pamięci. W pracy jak nawali jakaś maszyna serwisant sprawdzi w książce schematy a nie zacznie próbować przywołać z pamięci dany układ. Lekarz nie przepisze ci leku z pamięci tylko sprawdzi czy, aby na pewno o ten mu chodziło bo nazwę ma podobną do innego. Pan hydraulik czy elektryk spojrzy w plany techniczne, niż w budynku zacznie ryć ściany w myśl zasady „pamiętam, że dwa budynki temu tak było”. Kierowca (nie mylić z posiadaczem prawa jazdy) będzie patrzył na znaki a nie jechał na pamięć.
Jak już się uczyć to po to by zrozumieć a nie by wyrecytować :)
36 notes · View notes
panikea · 3 months ago
Text
Kobieta chce, aby mężczyzna jej chciał. Ale nie tak po prostu. On ma się palić, gotować, ma mu stać tak jak nigdy w życiu. Ma ją pożerać. Ma być gotowy do rozpierdolenia całego świata i złamania wszystkich granic, aby tylko jej wsadzić.  One chcą tego ekstremalnego podniecenia u faceta, który zaryzykuje wszystko, aby je tylko mieć. To je zwyczajnie jara. Wtedy nie ma sytuacji „sprawy zaszły za daleko, mogę stracić nad tym kontrolę”. Wtedy ona chce się zatracić, a co będzie później, to się zobaczy. - Piotr C. z powieści "Solista, czyli on, ona i jego żona"
42 notes · View notes