Tumgik
#Masz nosa
obdarty · 1 year
Text
10 years anevisty of Diy kolo records *polish diy punk record, just wanted to share it because of the fact that all money from digital and cds goes to foundation MASZ Nosa which helps animals in need. My band managed to record one song for the split as well, so enjoy listening and support if you can! * There are many unreleased songs :)  Link to foundation below
Peace!
1 note · View note
klykcielewe · 2 months
Text
Horoskop
Jagna Sosjerka, 31.07.2024
Horoskop na następny miesiąc dla wszystkich znaków zodiaku. Pollux jest większy od Słońca i powoduje to dużo konfliktów, ale przecież nie tylko rozmiar się liczy.
Horoskop na sierpień - Baran (21 marca - 19 kwietnia) Shitpostuj śmiało. Życie jest zbyt krótkie, żeby shitpostować nieśmiało.
Horoskop na sierpień - Byk (20 kwietnia - 20 maja) Jeśli masz problem z utrzymaniem kontaktu wzrokowego, patrz na nasadę nosa. Taki lifehack.
Horoskop na sierpień - bliźnięta (21 maja - 20 czerwca) Jebać Bernadetę Żmijowiec
Horoskop na sierpień - Rak (21 czerwca - 22 lipca) Jeżeli to prawda, że jesteśmy tym, co jemy. Cóż. Hehe.
Horoskop na sierpień - Lew (23 lipca - 22 sierpnia) Pokorne cielę nic nie dostaje. Bądź rzepem na ogonie wszechświata.
Horoskop na sierpień - Panna (23 sierpnia - 22 września) Piątka Buław, Śmierć, Królowa Pucharów
Horoskop na sierpień - Waga (23 września - 22 października) Wsłuchaj się w odgłosy przyrody. Dotknij trawy. Poliż pokrzywę. Wytarzaj się w błocie.
Horoskop na sierpień - Skorpion (23 października - 21 listopada) Pamiętaj, żeby zadzwonić.
Horoskop na sierpień - Strzelec (22 listopada - 21 grudnia) 🐜🐜🐜🐜🐜🐜
Horoskop na sierpień - Koziorożec (22 grudnia - 19 stycznia) A to, co kocham - kocham Samemu i zgodnie Zależnie od wiatru
Horoskop na sierpień - Wodnik (20 stycznia - 18 lutego) Keto racuchy z jabłek są tak samo dobre, a dużo bardziej odżywcze.
Horoskop na sierpień - Ryby (19 lutego - 20 marca) CIA zastrzelili Ke
33 notes · View notes
driffting · 2 months
Text
sb tak mysle ze po tam całym nałogu to teoretycznie mi powinno cyba być latwiej co nie z odchudzaniem i celami itd
w ogole tak mi weszlo w myśl w tym wlasnie momencie jak pisalem to zdanie wyżej bo tutaj byłem w 2019 kiedys i mialem 10kg mniej na wadze 53 a nie 61 (no 8kg ale wiecie) no i ten teraz też są takie plany ^^ ale z drugiej strony to wtedy bylo po prostu takie wycienczenie organizmu (dlugotrwale i utrzymywane ^^) i czaicie ze anorektycy są DUMNI w tym ja że hehe kiedys se chodzilem po uliacachc u wygladalem jakbym mial paść albpo trzevować laski i mialem 50kg zapadnięta twarz (53 to mialem mocno ale 50kg to juz mysle ze % osob ktoym sie to podoba spadal do 0,1% (a mialem 4 z przodu na wadze nawet co prawda 49 ale mialem) no i to takie troche pojeabne cnie
no teraz bardziej mi w sumie zalezy na byciu piękną kobietą niż na chudym chlopaczku co wyglada jak nieszczescie i chce umrzec (sporo sie moze zmienic jak widac - ty osobo co jest nadal odpowiednikiem chlopaka co chce umrzec - mozesz skoncyc jako piekna kobieta kiedys)
no bo wiecie głod + głod nakortyczny i weź ty żyj XD
ja to kiedys nie wiedzialem czy chce tu o nalogu pisac bo to jedyna rzecz co to nie kazdy ją wie - bez informacji o nim to znajomi se moga cztac ile chcą teraz zresztą tez dopuszczam mozliwosc ze ktos komu dalem nick serio to poczyta jakiegos dnia i sie dowie - no w sumie jak juz jestem na etapie leczenia to az jest sie czym chwalic w pewnym sensie zresztą wiecie ludzie co jak sie ogarniaja ze ktos trans jest i wymyslaja imiona dla zbaawy to są super ludzie i cie za nalog nie ocenia tylko sie zmartwią maks - no i moze krzywo spojrzą jak z mocno poćpasz - ale ja nie planuje no bo srednio moge, niby duzo substancji ale te mocniejsze maja to do siebie ze regulują wszystko i np po stimach (stymulanty dla nie ogarniajacych cpania) no to na zjazd warto zarzucic to czego ja juz nie moge brać
a ze daje rade bez alko palenia, palenia petow i cpania w towarzystwie no to tez nie ma co sie nakrecac (btw musicie miecp oprawke na to ze jesli ktos musi brac codziennie po kilka razy to mowiac ze nie cpa ze zneojmmi i tak jarał pare razy i cos wciagnal ale to sie tak bardzo nie liczy - i to moze terapeuta nawet by uznal za fakt no bo to serio jest trzecioplanowe maks a nie wyparcie - po tylu latach oglad sytuacji nie jest na trzeźwo bo nie moze ale no jest chociaz jakis tam taki paradoks ze niby wiem ze nie moge wiedziec co mowie ale tez wiem co mowie zeby byc podwojnie marym
co prawda np stymulanty super wyniszczaja organizm i se mozna schuidnac i nawet amfetaminy byly uzywane do odchudania w taki no zly sposob, ale to masz 2 opcja albo sie chwilowo przeglodzisz i odwodnisz i ci to wroci jak wrocisz do jedzenia albo sie wyniszczasz na powaznie - ale to ulokuj kase na zęby, narządy itd jak juz z tego wyjdziesz
czyli ci nie polecam i nie pytaj po szkole o to nawet bo za tydzien od ogarniecia mama sie ogarnie bo ci krew z nosa poleci znajdzie bo bedzie suzkac nozyczek itd i skonczysz gorzej niz jest
a jak sie nieogarnie to jeszcze gorzej
zakzac cpania DEMOM PATZRY
nie jaraj tego blanta mloda!
odłoz tego blanta
3 notes · View notes
opoana · 6 months
Text
rozdizal 5
Zaprowadziła mnie schodami w dół, a potem na prawo i trafiłyśmy do jadalni. Przy wielkim stole siedziało osiem osób. Wszyscy spojrzeli na mnie, kiedy weszłyśmy do środka. Niektóre buzie się uśmiechnęły, ale większość tylko ponuro się gapiła.
– To jest Ofelia – przedstawiła mnie Renata i wyszła. Część osób wróciła do jedzenia i cichych rozmów, ale jedna dziewczyna wstała i pomachała mi.
– Usiądź koło mnie – zaproponowała, a ja, nie mając innych możliwości, zajęłam miejsce. – Jestem Zuza. Mam osiemnaście lat, a ty?
– Dziewiętnaście.
– Masz, weź i nałóż coś sobie – powiedziała, podając mi pusty talerz. Nie miałam ochoty na jedzenie. Czułam się bardzo niekomfortowo. Nie lubiłam jeść wśród innych osób. Szczególnie, gdy nie były to moje “safe foods”. Wyobrażałam sobie, że ludzie myślą sobie: “Taka gruba, a wpierdala jak świnia”. I może miałam rację? Nie chciałam być oceniana.
– Muszę zjeść tutaj? – spytałam szeptem.
– Och, tak.
Niechętnie wzięłam od niej talerz i nalałam sobie jakiejś zupy. To była pomidorówka z makaronem. Zjadłam parę łyżek i była naprawdę dobra. Starałam się wybierać sam bulion bez makaronu.
– Te, nowa. Ile ważysz? – odezwała się dziewczyna z czarnymi, krótkimi włosami z zielonymi końcówkami i wygolonymi bokami głowy. Miała kolczyk w brwi i nieprzyjemny wyraz twarzy. Mieszała w swoim talerzu z rozgniecionymi ziemniakami.
– Nie wiem – powiedziałam zaskoczona, bo chyba nikt nigdy mi nie zadał tego pytania. Nie było to kłamstwo – ostatni raz ważyłam się parę miesięcy temu. Obiecałam sobie, że nie zważę się, póki nie zobaczę, że naprawdę schudłam.
– Ta, na pewno. No, gadaj – warknęła dziewczyna.
– Odwal się od niej, Wiktorio. – Zuza popatrzyła wściekłym wzrokiem na krótkowłosą. – Rano możesz spytać, ile ważysz, jeśli chcesz wiedzieć – zwróciła się do mnie.
– Z jej wyglądem nie chciałabym wiedzieć – szepnęła Wiktoria, ale na tyle głośno, bym mogła to usłyszeć.
– Jesteś pojebana – rzekła Zuza. – Nie przejmuj się tą idiotką. Pierdoli trzy po trzy, bo nie chcą jej stąd wypuścić już trzeci miesiąc, a bogaci starzy nie skąpią pieniędzy, więc siedzi tu jak w więzieniu. Ma w dupie owsiki, bo nie może ćwiczyć.
Słowa Wiktorii nie uderzyły mnie tak bardzo, jak myślała Zuza. Prawdę mówiąc, zgadzałam się z Wiką. Przecież byłam gruba, więc w czym problem? Nie ruszało mnie to. Jedynie motywowało do chudnięcia.
– Zjedz coś, bo dadzą ci nutridrinka – odezwała się ruda dziewczyna, która siedziała naprzeciw mnie.
– Co to?
– Taki napój, który w małej objętości ma dużo kalorii i białka. Podają go, jeśli ktoś nie chce jeść. A jeśli to nie pomaga, to zakładają sondę do nosa. To obrzydliwe, wierz mi – nie chcesz tego.
Z westchnieniem zjadłam ten nieszczęsny makaron z zupą.
– Dlaczego nikt nas nie pilnuje? – spytałam Zuzy.
– Nie muszą. Zobacz, tam w kącie jest kamera. Ciągle nas obserwują, a potem wyciągają konsekwencje ze wszystkich naszych działań.
Po chwili do pomieszczenia weszła Renata z uśmiechem na ustach. Wszyscy skończyli już jeść, nawet ja. Czułam się pełna i gruba. Czy jest jakiś sposób, aby tu schudnąć? Postanowiłam później porozmawiać z Wiktorią, bo wydawała się skłonna do pomocy w autodestrukcji.
– Zapraszam was do salonu – powiedziała opiekunka. Z zaciekawieniem poszłam za dziewczynami. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę z tego, że nie było tu żadnego chłopaka. Może to ośrodek tylko dla dziewcząt?
W salonie była ogromna kanapa, na której zmieściłyśmy się w dziewiątkę. Na ścianie wisiał duży telewizor, a Renata przekazała pilota jednej z dziewczyn.
– Dziś twoja kolej, Anastazjo – powiedziała i wyszła. Dziewczyna z brązowymi, długimi do tyłka włosami, które spięła w dwa wysokie kucyki, włączyła telewizję i przełączała między programami, aż trafiła na jakiś film.
– Czemu musimy tu siedzieć? – spytałam cicho Zuzy, która rozłożyła się obok mnie.
– To tak zwana odsiadka – wyjaśniła. – Po każdym posiłku tu siedzimy pół godziny, żeby nie można było zwymiotować jedzenia. Takie zabezpieczenie.
Zdawałam sobie sprawę, że wymiotowanie niekoniecznie pomaga schudnąć, bo kalorie wchłaniają się już w jamie ustnej. Dlatego nigdy nie wymuszałam wymiotów – bulimia jest dużo bardziej niebezpieczna niż anoreksja. A ja nie chciałam umrzeć, jedynie schudnąć. Tak samo unikałam środków przeczyszczających – nie chciałam zniszczyć sobie jelit, które i tak ledwo pracowały przez to, że tak mało jadłam. Zdarzało mi się nie robić kupy przez tydzień lub dłużej.
To pół godziny ciągnęło się w nieskończoność, bo Anastazja wybrała bardzo nudny film, który w dodatku już widziałam. Nie miałam ochoty rozmawiać z Zuzą, więc myślałam, jak podejść Wiktorię, aby pomogła mi schudnąć. Sama nie wiedziałam, czego od niej oczekiwać. Nie wiedziałam, jak toczy się tu życie. Czy można wychodzić na zewnątrz, aby poćwiczyć? Czy można oszukiwać przy jedzeniu? Postanowiłam dać sobie parę dni luzu od diety, aby zobaczyć, jak tu się funkcjonuje, a potem wymyślę jakiś plan, aby wrócić do głodówek.
4 notes · View notes
pamietnik-narcyza · 2 months
Text
tak strasznie sie boje ze zostane sam… niewyobrazalnie sie martwie o to, ze w koncu nadejdzie dzien, albo okres kiedy nasz kontakt bedzie sie ograniczal do zera i zostane sam. jestes dla mnie najblizsza przyjaciolka, osoba, niczym rodzina, i tak strasznie sie boje ze cie strace… tyle niezapomnianych momentow ktore razem przezylismy… to bylby dla mnie strzal w samo serce jakbysmy przestali sie przyjaznic, teraz czy w przyszlosci. za toba sie ugania masa chlopakow, a ja nie moge ci zabronic randkowania i spotykania sie z innymi, chce dla ciebie jak najlepiej, mimo ze czasami potrafie byc uszczypliwy albo niemily, ale ani razu nie pomyslalem o tym zeby urwac z toba kontakt, po prostu, za mna nikt sie nie uganial i nie ugania i nie bedzie uganiac, nie jestem wystarczajacy dla nikogo, nie jestem charyzmatyczny ani nie mam iskry w sobie ktora by mogla kogos zatrzymac na dluzej. tyle tobie zawdzieczam, za tyle rzeczy jeszcze ci nie zdazylem podziekowac, a boje sie ze czas mnie spieszy i mnie to stresuje, bo nie moge normalnie o tym z toba porozmawiac. wiem, wiem, ze bedziesz zaprzeczac i mowic wszystko zeby tylko nie przyznac mi racji, i ja tez wiem, ze pewnie to wyolbrzymiam, ale naprawde nie wiesz jaka jestes dla mnie wazna… odgrywasz w moim zyciu kluczowa role bo wszystko robie z toba i jak sobie pomysle o tym, ze nagle moglby byc jakis czynnik, przez ktory to wszystko nagle mialoby sie rozpac i na ktory nie mam wplywu, to serce mi sie kraje, i z oczu od razu chce tona lez wyplynac. wiem, ze czasamj masz mnie pewnie za samolubnego zjeba, ktoremu nic innego sie nie licxy procz wlasnego nosa, ale za kazdym razem kiedy chodze spac to jestem wdzieczny za taka przyjaciolke jak ty, za to, kiedy sie smiejemy, placzemy albo klocimy, bo wtedy wiem, ze nie nudzimy sie soba, a z kazda klotnia poznajemy siebie coraz lepiej. dziekuje ze tyle ze mna wytrzymujesz, nasza przyjazn jest dla mnie jak skarb i tylko to trzyma mnie przy zyciu. wiedz, ze bede z toba na dobre i zle, i ze zawsze mozesz ode mnie oczekiwac wsparcia.
3 notes · View notes
linkemon · 1 year
Text
Kyan Reki x Reader
Tumblr media
Selfship dla Miya_Kamiya-Sawyer. Masterlist w języku polskim można znaleźć tu.
For English version of the same work check my Masterlist here.
⇝ Wasza historia zaczęła się dzięki waszym mamom. Jesteście klasycznym przykładem: "Od przyjaźni do miłości".
Wasze rodzicielki poznały się w latach szkolnych i od tamtej pory trwały w wieloletniej przyjaźni. Już kiedy były w ciąży, wyobrażały sobie, że ich dzieci koniecznie muszą się poznać i spędzać ze sobą czas. Dlatego, kiedy tylko odrobinę podrośliście, zabierały was wszędzie razem. Macie nawet zdjęcie jak leżeliście w wózku, kopiąc jedno drugie. Wyjazdy wakacyjne też były absolutnym minimum, dlatego mnóstwo miejsca w albumie zajmują także i takie fotki. Zwykle macie na nich głupie miny albo robicie coś dziwnego. Reki do dzisiaj wypomina ci jak chciałaś mu wypchać policzki babką piaskową (tyle, że z prawdziwego piasku...) i się popłakał.
⇝ Chodziliście do tych samych szkół aż do liceum. Po nim wasze edukacyjne drogi się rozeszły. Mimo to, nadal się spotykacie, tylko trochę rzadziej. W podstawówce dziewczyny zawsze nie mogły się nadziwić, że mówisz do Rekiego po imieniu. On dodawał do twojego imienia -chan i kolegom zdarzało się żartować, że zakochana z was para.
⇝ Chłopak podziwia twoją miłość do tańca. Wielokrotnie próbował przełożyć jakoś tę dziedzinę sportu na deskorolkę. Niestety niezbyt mu się udało. Nie ma nic przeciwko jeśli nauczysz go trochę ruchów z hip-hopu, uważa je za niezwykle fajne. Możesz też liczyć, ze przyjdzie na każdy występ, jaki będziesz miała. Któregoś razu twoja rodzina nie zdążyła przyjechać przez korki. Zabrał się z nimi autem, ale widząc co się dzieje, wyciągnął deskę z plecaka i wyminął auta. Zdyszany wpadł w samą porę na twoją kolej. Zagwizdał głośno przy wszystkich widzach, by dać ci znać, że tam jest.
⇝ Twoje wspieranie go w kwestii S, to troszeczkę bardziej skomplikowana sprawa. Mimo wszystko, to nie jest do końca bezpieczne miejsce. Jeśli przyjeżdżasz na jego konkurs, to zawsze starasz się być z kimś. Shadow mięknie i zwykle pozwala ci się z nim zabrać. Na wyścigach zazwyczaj trzymasz się spokojnego Cherrego albo Snowa.
⇝ Reki jest twoją ostoją, gdy przytłacza cię szkoła. On sam nie jest zbyt wybitnym uczniem, ale wie że twoje liceum nieco mocniej patrzy na oceny, dlatego kiedy masz doła, od razu jest gotowy cię pocieszyć. Zabierze ci książki sprzed nosa, jeśli uzna, że za dużo się uczysz. Regularnie przypomina, że wyniki to nie wszystko i widzi twoją ciężką pracę.
⇝ Doskonale jesteś w stanie rozpoznać, kiedy Kyan traci swój dobry humor. Ma tendencję do udawania, że wszystko jest w porządku. Musisz go niejako zmuszać by powiedział ci, co mu leży na sercu. Zawsze kupujesz mu pudełko lodów i jecie je razem na jednym z okolicznych murków. To wystarcza by powiedział ci, co go martwi.
⇝ Często prawisz mu komplementy, bo wiesz że ma problemy z niską samooceną. Od razu robi się czerwony.
⇝ Nigdy z Rekim nie widzieliście w kategoriach brat/siostra. Pomimo bycia tak blisko od dzieciństwa, od szkoły podstawowej rozwijała się między wami miłość. Wasz problem polegał na tym, że byliście zbyt ślepi na uczucia drugiej strony i obawialiście się friendzone'u.
Dla chłopaka, momentem przebudzenia były podstępy jego sióstr. Któregoś razu miał się nimi opiekować i nagle dziwnym trafem zniknęły, aż znalazł je po sąsiedzku u ciebie. Zdarzało im się też dorwać jego telefon i wysyłać ci serduszka albo miłosne wierszyki. Zawstydzało go to strasznie i zawsze potem się tłumaczył. Aż kilka dni temu doszedł do wniosku, że mają rację, bo takie właśnie są jego uczucia.
⇝ Dlatego z pomocą Langi wykombinował, że zaprosi cię do twojego ulubionego parku rozrywki. Strasznie się stresował. Do tego stopnia, że mało co mu wychodziło. Zamierzał wygrać dla ciebie pluszaka na strzelnicy, ale to ty zrobiłaś to dla niego. Pod koniec dnia prawie chciał zrezygnować z wyznania. Szczególnie, gdy zobaczył jak jakiś inny chłopak do ciebie zagaduje. Odeszłaś jednak od nieznajomego i stwierdziłaś, że w porównaniu do Kyana, był beznadziejny. To dało mu potrzebny zastrzyk odwagi by zdjąć swoją bluzę i okryć cię nią, po czym wyznać ci co czuje. Teraz z bijącym sercem czeka na twoją odpowiedź.
11 notes · View notes
pinkpilatesgirl · 1 year
Text
NIE NIE NIE JA OIERDOLE TG DEBILKO JEBANA KRETYNKO KURWA MASZ CIDZIENNJE SPRAWDZAĆ GAZETKE BIEDRINKI I CHUJ CI W DUPE KURWA TAKA OKAZJA I PRZESZLO KOLO NOSA
Tumblr media
8 notes · View notes
aggll · 1 year
Text
Padał śnieg. Był wszędzie. Bałam się, że nie zdążę do pracy. Odśnieżałam samochód w nieskończoność, dlatego postanowiłam, że pomoże mi w tym osoba druga. Ale pobudka chłopaka, by pomógł ci odśnieżać samochód o 6 rano to nie najlepszy pomysł. Było nerwowo, i w ogóle było mi smutno. Szanse na to, że zdążę do pracy były wysokie. Ale na ulicy jest tak ślizgo, że wymuszam pierwszeństwo. Na szczęście nie było stłuczki.
Pracuję. Siostra pisze do mnie, o której kończę. Normalne pytanie- mówię, że do 15. Wracam do domu i dzwonię do mamy. Mama mówi, że nie może rozmawiać- jak to mama. Mama często jest zabiegana i szybko się rozprasza, więc mówię, że zadzwonię później. Po drodze widzę bałwana. Jest mi ciepło na sercu. Robię zdjęcie. 4 luty.
Wracam do domu. Mam zamiar powiedzieć chłopakowi, że jak na mnie nakrzyczał o szóstej rano to było mi najzwyczajniej w świecie przykro. Ale powstrzymuję się- dopiero co wróciłam. Więc biorę się do składania prania. Dzwoni mama. Cieszę się, że mogę z nią porozmawiać. Mama mówi, że nie ma dla mnie dobrych wiadomości. Robię się nerwowa- pierwsze o czym myślę, to śmierć psa. Ale on jeszcze nie ma nawet ośmiu lat. To by było za wcześnie.
I nigdy nie zapomnę tego momentu. Gdy przypomnę sobie ton głosu mamy, to jak on zadrżał, jak zatrzymał się, by znowu kontynuować wypowiedź- rozpierdala mnie do dziś. Minęło pół roku.
Agnieszko....
Tata nie żyje.
Tata. Nie ojciec, nie Marian. Tata. Tata zabrzmiał wtedy bardziej czule, niż zazwyczaj. Zabrzmiał bardzo ciepło i kochanie. Uklękłam. Potem umarłam razem z nim i razem z tą wiadomością. Razem z mamą, której właśnie złamało się serce. Razem z kobietą, która spędziła połowę swojego życia z moim tatą. Kochała go. Ja też go kocham.
Relacje był spierdolone. Albo wstydziłam się ojca i próbowałam przedstawić naszą relację jako luźną i miłą wśród znajomych, albo go nienawidziłam i otwarcie o tym mówiłam.
Moje serce było rozdzielone na pół. Miłość i nienawiść. Pragnęłam, żeby mnie docenił. Rwałam się do gadki o samochodach, tablicach rejestracyjnych, a kiedy dostałam samochód- zawsze chciałam zmieniać z nim koła. Chciałam, żeby zobaczył zaradną dziewczynę, żeby zobaczył córkę.
Sam na wszystko zapracował. Ale to wszystko tak męczy. Czasem czuję, że byłam z tym sama. Mama się odcięła, ale nie do końca. Mama próbowała żyć na nowo. A ja wiedziałam- że to skończy się źle.
W listopadzie byłam tego pewna. W grudniu jechałam do apteki, bo on sam nie potrafił o siebie zadbać. Masz tu lek, żebyś nie zwrócił obiadu. Proszę, idź się zbadaj. W grudniu szpital. Aga, przywieź mi cytryny. I jeszcze krople do nosa. I jeszcze...
Ale czułam, że ta pomoc, ta obecność to mój obowiązek. i przyjemność poniekąd. Byłam potrzebna.
W sylwestra myślałam, ze umarł. Jego tata umarł w sylwestra. Nie odbierał ode mnie telefonu, a ja chciałam złożyć mu życzenia z okazji Nowego Roku. Co prawda, nie umarł jak jego ojciec. Umarł jak jego matka- Czwartego lutego.
I zdjęcie tego bałwana w galerii z tego dnia, zawsze będzie kojarzyć mi się ze śmiercią taty.
I może to tata czuwał nade mną, gdy było ślizgo na drodze?
Ale wciąż czuję się sama.
3 notes · View notes
myslodsiewniav · 2 years
Text
Inne ingrediencje świąt
Jak mi wyszło w poprzednim wpisie: walczą we mnie dwa głosy - jeden to ciało, które mówi “dość, zrobiłaś wystarczająco, odpocznij” i drugi, rozum, który buja się z oczekiwaniami i lękami, który mnie karci, że dałam ciała po całości, że jestem beznadziejną córką/synową/siostrą/kuzynką itp.
I do tego jestem chora - dziś bardziej niż wczoraj. Boli mnie gardło i mam gęsty katar. Po prostu odpływam.
Nadal jeszcze nie wiem co czuję: czy powinnam była zadbać o zdrowie i nie wystawiać nosa z domu? Czy przeciwnie - dobrze, że chociaż odwiedziłam najbliższych chociaż to odchoruję? 
Nie wiem czy zrobiłam dość by czuć się okay?
Czy zrobiłam za mało i powinnam czuć z tego powodu poczucie winy i wstyd?
Czy jeszcze inaczej: powinnam się złościć na samą siebie, że jeszcze sobie wyrzucam poczucie winy i wstyd podczas, gdy zrobiłam i tak o wiele za dużo jak na stan mojego zdrowia i dobrostanu?
Nie wiem.
Chcę jeszcze, w gorączce, spisać kilka rzeczy, które się podziały:
Przy łamaniu opłatkiem rodzice mojego O. powiedzieli mi, że widzą jak jesteśmy we dwoje szczęśliwi. I tata mojego chłopaka powiedział, że “jesteś z najlepszym człowiekiem jakiego znam, masz szczęście” - to było bardzo miłe. Wzruszyłam się. Zapewniłam go, że wiem, że jego syn jest cudowny i go bardzo kocham. A typ mi na to “nie mówię tego dlatego, że to jest mój syn. Po prostu to najlepszy człowiek jakiego znam”, a już na ucho dodał, że gdyby miał oceniać po tym jakie ma dzieci to faktycznie mam ten fajniejszy okaz, bo jego córka to jednak jest wredna małpa. xD (nie zgadzam się z tym - to moja ulubiona członkini rodziny poza moim O., bardzo dziewczynę lubię i bardzo się za nią stęskniłam). 
Ale się spłakałam.
Mama O. powiedziała mi coś podobnego - ale bez wartościowania własnych dzieci xD, po prostu skupiając się na tym, że cieszy się, że jej syn jest ze mną i że sprawiamy wrażenie szczęśliwych.
Dostaliśmy prezentów dużo-za-dużo moim zdaniem. Naprawdę dużo. Dostałam książkę o podróżnikach, doniczkę piękną, czekolady, zaproszenie na ten koncert w lutym i ręcznie dziergane przez siostrę mojego chłopaka czapki (cudowne). Czułam się przytoczona ilością prezentów i pieniędzy, które dostaliśmy - bo ja jednak... no po prostu nie wiem czy to okay przyjmować prezenty: niby jest okay, ale jakoś tak nie zręcznie, jak sobie zdajesz sprawę, że jesteś w tej rodzinie pierwszy raz w ten sposób... Jakieś takie poczucie niższości ze mnie wyszło: że ja tam niewiele zaoferowałam, a tyle dostałam; że kompletowałam te prezenty tyle czasu i miło mi je było dawać, ale jakoś tak trudno je przyjąć.
No jestem przejęta bardzo. 
Chyba tak po prostu mam nałożone na siebie różne emocje i różne możliwe sposoby radzenia sobie z nimi.
Dla przykładu - zawsze mnie spina ze stresu, kiedy mam być obserwowana przy rozpakowywaniu prezentu. Boję się, że moja reakcja będzie za mało emocjonująca dla osoby, która prezent mi podarowała. No, że swoją zestresowanym, powściągliwym sposobem okazywania radości zawiodę oczekiwania podarowującego.
I być może dlatego w mojej rodzinie po prezenty nurkuje zawsze najmłodsza osoba i rozdaje od razu wszystkie? W rezultacie wszyscy niemal jednocześnie rozpakowują prezenty. A u mojego chłopaka najmłodsza nurkuje po prezent, podaje i wszyscy obserwują reakcję obdarowywanego. Mega się zestresowałam. 
4 notes · View notes
kosciotrupisaslur · 5 months
Text
Rozdział 14: Kaja Nie Lubi Jogi
– Moje drogie, wróćcie teraz na matę i zwróćcie się do słońca. Poczujcie, jak ogrzewa wasze twarze. Wyciągnijcie ręce w górę, wysoko jakbyście pragnęły dotknąć jego promieni. Świetnie wam idzie. 
Instruktor jogi był wysoki, chudy i ubrany na czarno. Jego łysina lśniła w słońcu jak staw otoczony dwiema trzcinowymi wysepkami. Z westchnieniem uniosłam ręce w górę w szóstej rundzie powitania słońca. 
Po karku spłynęła mi kropelka potu, żłobiąc nieprzyjemny, wilgotny ślad między łopatkami, aby wsiąknąć w materiał stanika. Miałam dość. Dość upału, dość jogi, dość ludzi, którzy kazali mi robić rzeczy - a nade wszystko dość tego idiotycznego dnia. Instruktor kazał położyć dłonie na podłodze i wygiąć plecy w koci grzbiet. Poczułam jak pod skórą przesuwają mi się po kolei wszystkie kręgi. 
– Ugh, czy to się wreszcie skończy?
Rozejrzałam się, zdziwiona, że ktoś powiedział na głos to, co myślałam po cichu, ale nikt oprócz mnie nie zareagował. Albo mamy najbardziej stoickiego instruktora jogi w historii, albo się przesłyszałam.
– Nie przesłyszałaś się. 
Zamarłam z tyłkiem uniesionym w górę, tracąc z oczu moment, w którym mieliśmy przejść do pozycji węża czy tam foki. Instruktor spojrzał na mnie wymownie. Odchrząknął. 
Pospiesznie opuściłam biodra na matę i uniosłam w górę klatkę piersiową, starając się rozciągnąć mięśnie między żebrami i zapomnieć o tym, że coś gada. O ile jednak manewr zdjął ze mnie uwagę jogina, o tyle nie zniechęcił głosu do dalszych wypowiedzi. 
Głos komentował mój każdy ruch, nikt na to nie reagował i musiałam w końcu przyznać, że jestem jedyną osobą, która go słyszy. 
Zmieniałam pozy, podnosząc raz lewą, raz prawą dłoń skośnie do góry, a głos narzekał, że asany są nudne i w ogóle na polanie jest gorąco. 
Zaczęło mnie to irytować. 
Pobyt w Kurka Spa & Funeral Services miał przynieść harmonię i wewnętrzny spokój a zamiast tego zaczęłam słyszeć głosy. Zamknęłam oczy, skupiając się na oddechu i ignorowaniu niechcianego umysłowego gościa. W odpowiedzi, głos w mojej głowie zaczął nucić. Gdybym mogła udusić własny mózg, to bym to zrobiła. 
– Moje drogie, zakończymy tę sesję jak zwykle odpoczynkiem na macie. – Instruktor jogi był niewzruszony, choć miałam wrażenie, że co jakiś czas łypie na mnie podejrzliwie. – Połóżcie się na plecach, rozluźnijcie mięśnie i postarajcie się nawiązać kontakt z wewnętrznym ja. Szczęśliwe życie - to życie w harmonii z wewnętrznym głosem. 
Skoro tak twierdził, to byłam gotowa spróbować. Posłusznie położyłam się, zamykając oczy przed słońcem. Wokół mnie słychać było odgłosy natury i oddechy co bardziej zmęczonych uczestniczek warsztatów. W mojej głowie zapadła cisza. 
– Halo? – Zawołałam w myślach szeptem. – Jest tam kto? 
– Teraz to halo, a przed chwilą wykopałaś mnie ze świadomości jak kloszarda z komunii, – odrzekło z wyraźnym fochem moje wewnętrzne ja. 
– Czy jesteś moją wewnętrzną mądrością? – Zapytałam z nadzieją. Odpowiedziało mi dobre trzydzieści sekund klekoczącego rechotu, jakby w mojej głowie stepowały żaby w holenderskich drewniakach. W końcu rechot ucichł i znowu usłyszałam głos. 
– Wiesz co? Mogłabym powiedzieć, że oczywiście, ale to by było względem ciebie okrutne a zdążyłam cię polubić. Jestem twoim szkieletem. Możesz mi mówić Szkielet Kai. 
– CO??
Podniosłam się do pozycji pionowej jak wystrzelona, budząc zaciekawienie, niepokój i generalnie rujnując nastrój. Instruktor rzucił mi spojrzenie, po czym łagodnie poinformował, że niedobrze jest wrzeszczeć na wewnętrzne ja. Pokiwałam głową, czerwona po czubek nosa. Odłożyłam się na matę. 
– Zawsze jesteś taka dramatyczna? Zaraz, nie odpowiadaj. Przecież wiem. 
– Mój szkielet? Mój SZKIELET?? - Dotychczas nie próbowałam awanturować się w myślach, ale to nie znaczyło, że nie wykazywałam do tego naturalnego talentu. 
– Hm, naprawdę masz z tym problem. 
– Czy to dziwne?? Ludzie nie rozmawiają z własnymi szkieletami! 
– Skąd wiesz? – Zaskoczyła mnie odpowiedzią – Czy ty zamierzasz się swoją nową umiejętnością komuś pochwalić? 
– Absolutnie nie. Nigdy, nie ma mowy. – Nie mogłam powiedzieć mojej rodzinie, bo pomyślą, że desperacko próbuję być magiczna; instruktor jogi jak się dowie to pewnie wywali mnie z zajęć; a Renard… no cóż, jego rodzina miała problem z czarownicami, więc trudno oczekiwać, że entuzjastycznie przyjmą synową z magicznej rodziny, która w dodatku gada do własnych kości. Nasza dzisiejsza rozmowa musi pozostać tajemnicą. I najlepiej nigdy się nie powtórzyć. 
– Żartujesz sobie, czemu miałabym się zamknąć, skoro już wiem, że mnie słyszysz? - Oznajmił głos, upierający się, że jest moim szkieletem. 
– Bo szkielety nie mówią. 
– Pomyłka. – Czułam jak moje kręgi samoistnie kręcą mi głową w geście przeczenia. Czy to w ogóle możliwe, żeby kontrolował mnie szkielet? – Pamiętasz omszałego ziomka z Cytadeli? Bo on cię na pewno zapamiętał. 
– On nie znajdował się w człowieku! - Zaprotestowałam, choć z mniejszym przekonaniem. Musiałam przyznać, że omszały szef szkieletów, który zastąpił nam drogę w Noc Kupały próbował wymówić moje imię. 
– Kiedyś się znajdował… 
– Och, świetnie, mam szkielet z poczuciem humoru. – Postarałam się przekazać tym zdaniem jadowity sarkazm, ale nie mogłam mieć pewności jak szkielet interpretuje komunikację niewerbalną. Szkielet tylko zarechotała, krótko i klekocząco. 
– Zostawię cię teraz w spokoju, bo instruktor jogi jest na wpół przekonany, że masz problemy psychiczne. – Uprzedziła, po czym głos w mojej głowie zamilkł kompletnie. 
Zawołałam ją kilka razy, ale potem musiałam ponownie skupić się na rzeczywistości, w której zajęcia się skończyły a instruktor jogi zachęcał mnie do kontaktu z lokalnym terapeutą. Wzięłam podaną mi wizytówkę, obiecałam, że pójdę i zwiałam z łączki jakby goniły mnie moje własne demony. 
W lobby spa czekał oczywiście Renard, mój przystojny i z każdą chwilą mniej osiągalny kandydat na narzeczonego. 
Mogłam przysiąc, że z chwilą, gdy go dostrzegłam szkielet zagwizdała jak wilk z kreskówki. W głowie miałam chaos.
Spocona, zdyszana i obolała po sześciu rundach wygibasów absolutnie nie byłam w stanie podjąć wysiłku poderwania Renarda. To była moja ostatnia szansa, zaraz odjedzie i nigdy się nie zobaczymy, a ja słyszałam w głowie głosy, śmierdziałam, jak zdechła wiewiórka i nie miałam makijażu. 
Podeszłam do Renarda i zanim zdążył cokolwiek powiedzieć, wybuchnęłam łzami. 
Panika w jego oczach tylko potwierdziła moje najgorsze przeczucia. Myśl, że jest tu z litości była nie do zniesienia. 
– Słuchaj, może odprowadzę cię do pokoju. – Zaproponował, kiedy moje łzy zaczęły przesiąkać mu przez koszulkę. – Chcesz wody? 
– Nie. – Zaszlochałam, kręcąc głową. Chciałam zostać w jego ramionach na zawsze, nie myśląc o żadnych szkieletach, ani we mnie, ani w Nieznaniu. Ale nie mogłam mu tego zrobić. Był porządnym facetem, a tacy nie zostawią damy w potrzebie. Nawet jeśli dama jest spocona i obrzydliwa. – Lepiej już jedź do domu. 
Renard uniósł dłoń, jakby chciał pogładzić moje włosy jednak na te słowa zmienił zdanie i tylko poklepał mnie po ramieniu. 
– Jeśli tego chcesz. 
Pokiwałam głową, nie patrząc mu w oczy. 
A on wypuścił mnie z ramion i wyszedł. 
0 notes
justyokorebirth5 · 6 months
Text
Kurwa jak myślę o swojej ostatniej wizycie u dermatolog to się wkurwiam, zawód tak zjebany jak psycholog
Masz differin i wypierdalaj i tak doslownie suka każdemu robi i dostaje za to 200zł kurwa ale scam jebany
Nast razem pójdę do kosmetolożki czy coś
Do yasumi hehe, zastanawiam się nad usuneicem żyłek na nosie czy coś ale ja lubię dmuchać nos codziennie więc pewnie by mi wróciły więc to chyba nie ma sensu, no chyba że są jakieś zajebiste techniki dmuchania nosa
0 notes
madaboutyoumatt · 10 months
Text
Josh
Rezygnacja z basenu nie była w planie Eve. Miała iść najpierw Joshem, a Matt był pierwszą zmianą planu. Udało im się to ugrać nowością i  czasem spędzonym z drugim tatą. Eve została na chwilę wygrana, a sytuacja opanowana. Tymczasem druga zmiana? Tutaj Matt musiał wyciągnąć z rękawa coś lepszego niż spotkanie z ciocią Ellie.
Na szczęście ta nie wiedziała, gdzie pracuje jej ciocia. Co nieco słyszała, że pomaga ludziom, ale nowe miejsce było zarówno ciekawe, jak i przerażające. Evans miał szczęście, że to pierwsze wygrało. Jego nerwy też się nie udzielały dziewczynce. Chyba fatalny nawyk zakopywania emocji nigdy wcześniej nie był tak przydatny, a wszyscy wiedzieli jak Eve je wyłapała.
Nie bez powodu krzyk był głośniejszy przy Joshu, a sceny w sklepach częstsze. Pozwalała sobie przy nim na coś, czego zwykle nie robiła Mattowi. Może mu się należało, może nie. Na pewno Josh dawał się jej łatwiej niż sam Matt.
Teraz oboje wpakowali się w taksówkę, wysiadając pod szpitalem. Matt nawet gdyby chciał wrócić po auto, nie miał prawa jazdy, będąc zdanym na komunikację. Dotychczas nie było ono potrzebne. Josh lubił prowadzić i był w tym dobry, zarówno w dalszych trasach, jak i tych codziennych. W końcu zawiezienie Eve i Matta, pozwalało dostać się na siłownie przed pracą, zaliczyć piekarnie albo szybkie zakupy, na szczęście bez dziecka. Mieli dopasowany i ułożony grafik, który właśnie mógł się posypać.
W szpitalu izba przyjęć była zatłoczona i pełna ludzi. Ktoś siedział z miską pomiędzy kolanami, do której skapywała krew z nosa, ktoś kulił się na krześle z bólu brzucha, a kawałek dalej ciężarna kobieta oznajmiała, że odeszły jej wody i gdzie miała się zgłosić. Eve mocniej wcisnęła się w Matta, obserwując otoczenie dużymi oczami.
- Ciocia tu pracuje? – dopytała. Cokolwiek Ellie mówiła, a na pewno nie opisywała tej strony pracy, musiało się to kłócić z jej wyobrażeniami. Nie było chmurek, kolorowych ścian i atmosfery podobnej do tej z przedszkola. Bardziej… Czymś innym. Szare ściany, dużo ludzi wchodzących i wychodzących, a na rękach jednego pana płakało właśnie małe dziecko. – Matt, chcę do domu – oznajmiła zapierając się. Na szczęście już przy kontuarze.
- Tak? Jak mogę pomóc? – zapytała pielęgniarka, patrząc przez szybę na dziewczynkę. Chyba tylko jej spojrzenie wbiło Eve bardziej w nogę Matta.
- Chce do domu – powtórzyła ciszej.
- Przyjęto tutaj niedawno Joshuę Branda – Matt odpowiedział.
- Rodzina? – pielęgniarka dopytała, wpisując nazwisko do systemu. Z drzwi prowadzących za to na oddział, wypadła Ellie. Rumiana, łapała oddech, musząc przybiec tutaj. I jak przez chwilę wyglądała twardo, podchodząc do Matta z misją i tak samo silnie przytulając go do siebie, tak po kilku sekundach zdawała się sypać. Chyba otoczenie i wewnętrzna siła trzymałą ją w ryzach.
- Jest rodziną – odpowiedziała koleżance, a ta po sekundzie kiwnęła głową. – Oficjalnie jesteś. Jeśli ktoś cię zapyta, masz tak odpowiedzieć. Rozumiesz? – spojrzała na niego poważnie, krótko, prowadząc go już korytarzem w sobie znaną stronę. Dopiero widząc jak Eve musiała truchtać, zwolniła odrobinę tempo. – Jest na intensywnej. Nie wpuszczają tam nikogo bez legitymacji, ale może nie wykopią – spojrzała na Eve na moment, zatrzymując się przy maszynie ze słodyczami. – Kupisz nam skarbie żelki? Jestem taka głodna, ty na pewno też po placu. Matt by zjadł drożdżówkę – uśmiechnęła się słabo do Eve, wyciągając telefon z kieszeni aby zapłacić zbliżeniowo. Oboje wiedzieli, że nie było opcji, aby ta chociaż na chwilę puściła dłoń Matta. Przekupstwo było tylko próbą odwrócenia uwagi. – Podejrzewają uraz kręgosłupa, krwotok wewnętrzny i złamaną nogę. Prawdopodobnie wstrząs mózgu. Dopiero po operacji okaże się jak poważne są obrażenia – przejęła żelki od Eve, nie wspominając o tym, że na oddział przywieźli tylko Josha, a nie jechał sam. Miała nadzieję, że Matt nie zada tego pytania w ogóle. – Mam zmianę do 21. Jak ją skończę spróbuję nas wprowadzić – spojrzała na niego, ściskając go za ramię. Nie brała pod uwagę innych opcji.  – Jeśli musisz gdzieś być, nie sądzę, że to potrwa krócej niż dwie godziny – miała na myśli Eve. Czy Matt może spróbuje ją gdzieś podrzucić… Czy Eve w ogóle się da.
0 notes
marttisdebolo · 1 year
Text
Tumblr media
𝓣𝓮𝓪𝓽𝓻𝓸 𝓓𝓮 𝓛𝓪 𝓞𝓼𝓬𝓾𝓻𝓲𝓭𝓪𝓭: 𝓟𝓻𝔃𝓮𝓭𝓸𝓼𝓽𝓪𝓽𝓷𝓲𝓪 𝓻𝓸𝓶𝓪𝓷𝓽𝔂𝓬𝔃𝓷𝓪 𝓴𝓸𝓵𝓪𝓬𝓳𝓪 | 𝓮𝓷𝓰 𝓿𝓮𝓻𝓼 𝓲𝓷 𝓬𝓸𝓶𝓶𝓮𝓷𝓽𝓼.
"Puk puk" [usłyszałem w ciszy nocnej]...
Otworzyłem drzwi i zobaczyłem paskudnie wyglądającą i nieprzyjemną, przerażającą staruszkę. Wydaje mi się, że z jej ust słyszałem echo setek much...
— Witajcie! Czego potrzebujesz o takiej późnej porze? [zapytałem ze zdziwieniem... Nagle zegar w domu zatrzymał się i ja. Poczułem niewytłumaczalne poczucie samotności i pokuty...]
— Przyszłam do ciebie, mój drogi i ukochany pisarzu! Przyszłam na romantyczną kolację! [przemówiła szorstkim głosem kobieta...]
— Wygląda na to, że się pomyliłaś. Czy naprawdę wyglądam na stuletniego szaleńca, który zamiast spokojnego oczekiwania swojej śmierci, postanowił zjeść kolację przy świecach w ciemną jak smoła noc?
— Mówisz spokojnej śmierci? Mówisz że źle wyglądam? Przepraszam, nie patrzyłam w lustro i nie przypudrowałam nosa. A jednak, dziś ty nie masz wyboru! Proszę, wchodź! [powiedziała staruszka, będąc u mnie gościem!... Nie mogąc się jej przeciwstawić, jakbym bez uczuć, niechętnie podążył za nią...]
— Czym mnie poczęstujesz w tę wyjątkową noc?
[Podejrzewając, że do domu weszła miejscowa czarodziejka, ja powiedziałem...] — Niestety, nie mam nic oprócz wina!
— hm.......“Białe wino, plasterki mandarynki i szalenie zakochany artysta”?
O tak, pamiętam-pamiętam, czytałam Twoją niedokończoną powieść. Sekretna pasja i Boska parskająca Lilia. I zamiast dążyć do znalezienia wiecznej miłości, znalazłeś tylko rozpacz, ale nie martw się, sam tworzysz wzajemność i sam doświadczasz satysfakcji... [śmiejąc się i żartując, odpowiedziała mi]... Wygląda, że beze mnie nie dokończysz tej powieści!
Wydaje się, że dialog się poprawia! Chodź! Nalej mi jednego kieliszeczka!
[Po wypiciu trochę wina, przemówiła] — Więc... Jestem tu po to...hmm, hm hmm...........Co?!? Ty?!? Ale dlaczego?!? Trucizna? Chcesz mnie otruć? [mówiła ze strasznym względem i dopiła do dna. I jak diabeł w ciele i ze śmiechem krzyczała gniewnym głosem] — O Boże.... Boże..... Podziwiaj!!! Wychowałeś wspaniałego syna!!! Udało mu się mnie oszukać i zabić tu żałosną staruszkę!!! Czy naprawdę nie zrozumiałes kim ja jestem?
[I usta jej ze śmiechu rozerwało, a z ust, fontanna martwych much. Gnijących i smrodliwych]
— Ty lepiej zabij mnie! [ja pomyślałem] Nie mogę znieść ja, tego smrodu! Aż rzygać się chce. Ja nie mogę. Tu taki smród, że martwi z grobu zmartwychwstają. Koszmarna uczta jest u nas. Do sytości ty nakarmiła nas!
[poprawiając rozdarte usta i wpychając martwe ciało z powrotem, powiedziała niesłyszalnie...]
— Jestem tu po to, abyś ty spełnił moją wolę! Ale wygląda na to, że musimy zakończyć naszą romantyczną randkę.
Z powodu mojego obrzydliwego wyglądu, który mi zrujnowałeś. Powinniśmy przełożyć spotkanie na następny raz...
Chcesz skończyć powieść, prawda? Czyż nie tym pragnieniem i myślami wstajesz rano i kładziesz się spać? Do widzenia!!! [powiedziała i cicho wyszła przez drzwi]
— Żegnaj paskudna! Do zobaczenia mademoiselle! Ty wszedła do mnie smrodem i smrodem wyszła! Ty wpadaj częściej do mnie! Ja mam dla ciebie jeszcze dużo tego wina...Ty Słyszysz mnie?
Jednak bądź w bardziej seksownej postaci! Nie jestem starcem! Inaczej stracę inspirację na wieki wieków... [krzyknąłem żartobliwie za nią i zatrzasnąłem drzwi]
#𝓣𝓮𝓪𝓽𝓻𝓸𝓓𝓮𝓛𝓪𝓞𝓼𝓬𝓾𝓻𝓲𝓭𝓪𝓭 #pl #wiersz
0 notes
opoana · 6 months
Text
rozdizal 6
Po nudnej jak flaki z olejem odsiadce miałyśmy czas dla siebie. Okazało się, że w tak ładną pogodę jak dziś, mogłyśmy wyjść do ogrodu na spacer. Za budynkiem ciągnęła się ogromna działka z drzewkami, grządkami i kwiatami. Niektóre dziewczyny wzięły rękawiczki ogrodnicze i poszły grzebać w ziemi wśród jarzyn. Inne po prostu spacerowały między drzewami, chodząc po skoszonej trawie.
Zauważyłam, że Wiktoria stoi z boku i ostrożnie się rozgląda. Po chwili wyjęła coś z rękawa i wsadziła do ust. To był papieros. Szybko podpaliła go zapalniczką, którą wyciągnęła ze skarpetki, i zaciągnęła się głęboko, po czym dyskretnie wypuściła dym z płuc.
Podeszłam do niej z uśmiechem. Kiedy mnie zobaczyła, chciała schować papierosa, ale nie zdążyła.
– Czego chcesz? – warknęła.
– Znam twój mały sekrecik – blefowałam. Nie wiedziałam, czy palenie petów jest tu dozwolone. Miałam nadzieję, że nie, bo wtedy miałabym na nią haka.
– Czego chcesz? – powtórzyła wkurzona, po czym znów się zaciągnęła i wypuściła dym prosto w moją twarz. Miałam ochotę kaszleć, gdy odór fajki trafił do mojego nosa, ale dzielnie się powstrzymałam.
– Słuchaj, nie chcę tu być. Podpisałam te durne papiery, ale nie chcę tyć – wyjaśniłam spokojnie.
– Nic dziwnego – powiedziała z ironicznym uśmiechem. – I dlaczego stoisz przede mną? Wystarczyło nie podpisywać.
– Sama nie wiem, czemu to podpisałam. Chyba jakaś część mnie chce w końcu prowadzić normalne życie.
– Nie sądzę, byś miała choć trochę zdrowej części siebie. Jesteś chora na głowę, ot dlaczego tu jesteś. Im szybciej to zrozumiesz, tym lepiej dla ciebie. Zjeżdżaj mi stąd.
– Uważaj, żeby przypadkiem ktoś nie wypaplał Renacie, że palisz.
Już miałam odejść, kiedy Wiktoria złapała mnie ze złością za ramię.
– Dobra, powiem ci coś, gówniaro. W łazience, pod płytką na podłodze, jest woreczek z tabletkami na przeczyszczenie. Korzystaj mądrze. Ale odjeb się ode mnie.
Nie wiem, jakiej porady od niej oczekiwałam, ale na pewno nie takiej. Nie chciałam wywoływać biegunek, one nic nie dawały. Jedynie psuły organizm. A skoro mój i tak już był zniszczony, nie chciałam go dobijać.
Niezadowolona wróciłam na taras. Usiadłam na leżaku w słońcu i zamknęłam oczy. Było mi przyjemnie ciepło, wiatr muskał moje rozpuszczone włosy, a w tle słyszałam śpiew ptaków.
Na deser przygotowano wszystkim owoce, a mnie dodatkowo dołączono nutridrinka.
– Dlaczego? – spytałam głośno, kiedy Renata położyła go przede mną. – Nie chcę tego pić.
– Wypij – powiedziała tylko i wyszła. Miałam ochotę się z nią kłócić, a ona sobie poszła. Wkurzyła mnie. Wstałam i ruszyłam za nią. Już ją doganiałam, kiedy niespodziewanie ktoś chwycił mnie za ramię. Próbowałam się wyrwać, ale ucisk był stalowy. Obejrzałam się za siebie i zobaczyłam łysego mężczyznę. Był w brązowej koszuli i spodniach, i patrzył na mnie z wyższością w oczach.
– Puść mnie! – krzyknęłam.
– Wróć do jadalni i dokończ posiłek – rzekł do mnie stanowczym głosem. Czułam, że nie mam z nim szans. Wyszarpałam się z ucisku i ze złością wróciłam do stołu. Zdziwiłam się, że żadna z dziewczyn nawet nie podniosła głowy, zupełnie jakby to było normalne zachowanie.
– Spoko, każda tak się czasem zachowuje – szepnęła mi Zuza, zupełnie jakby czytała mi w myślach. – Spróbuj wypić to gówno, jaki masz smak?
– Truskawkowy.
– Smakuje jak truskawkowe gówno.
Zaśmiałam się cicho. Sprawdziłam opakowanie, ale nie znalazłam wartości odżywczych. Wiktoria widziała, że szukam, więc powiedziała:
– Trzysta.
Popatrzyłam na nią z mieszaniną złości i wdzięczności. Nie odezwała się. Zastanawiałam się, jak długo są już tu te dziewczyny. Wiedziałam, że to okropnie się porównywać, ale one były dużo, dużo chudsze ode mnie. Każda z nich, bez wyjątku. Dlatego nie chciałam tego nutridrinka.
– Co się stanie, jeśli tego nie wypiję? – spytałam półgłosem.
– Nic. Ale przy trzeciej odmowie założą ci sondę. To obrzydliwe. Wkładają rurkę przez nos aż do żołądka i wlewają ci jakieś płyny przypominające srakę.
Przestraszyła mnie tym opisem. Przebiłam wieczko napoju słomką i spróbowałam smaku. Nie smakował źle, ale bardzo chemicznie. Dziewczyny powoli jadły truskawki i borówki, a ja sączyłam nutri.
Trzysta kalorii to dużo. Bywały dni, gdy to był mój dzienny limit. Lubiłam testować swe ciało, dawało mi to dziką satysfakcję. Kiedy nie jadłam nic całe dnie i jeździłam autobusem po mieście, patrzyłam na innych ludzi, wyobrażając sobie ich życia i czułam przyjemne burczenie w brzuchu. Pusty żołądek dawał mi poczucie bezpieczeństwa i kontroli.
Mijały kolejne minuty, owoce z talerzy znikały, a mój napój zdawał się nie kończyć. Nie miałam już sił, aby go pić. Trzysta kalorii na jeden posiłek to naprawdę sporo. Zuza szepnęła mi, że nikt nie odejdzie od stołu, póki wszyscy nie skończą jeść. To taka durna zasada, którą trzeba było respektować. To dobiło mnie jeszcze bardziej, bo poczułam olbrzymią presję. Wzrok innych dziewczyn otaczał mnie, dusił od środka niczym wąż oplatający szyję ofiary.
– Nigdy stąd nie odejdziemy – powiedziała półgłosem Wiktoria, a Zuza ją ofuknęła.
– Zagrajmy w wymiary – zaproponowała Anastazja. – Ja ważyłam dziś rano czterdzieści pięć kilogramów przy stu siedemdziesięciu centymetrach wzrostu. Przytyłam już trzy kilo w dwa miesiące. Tuczą mnie jak świnię. Prosiłam, żebym dostała dietę wegańską, to powiedzieli, że mam za duże niedobory i wymagania.
– Ja dziś ważyłam czterdzieści osiem. Muszę cię dogonić – powiedziała Wiktoria. – A mierzę metr siedemdziesiąt pięć. Jestem tu od czterech miesięcy, na zmianę tyję i chudnę te same dwa kilogramy. Nigdy nie przytyję i bardzo dobrze. Czuję się wspaniale, wręcz mogłabym schudnąć jeszcze bardziej. Ale straszą mnie sondą. Raz już ją miałam i nie polecam. Obrzydliwe uczucie. I to poczucie braku jakiejkolwiek kontroli… Raz, gdy was tu jeszcze nie było, zaczęłam się awanturować przy obiedzie. Nie chciałam nic zjeść. Ochroniarze złapali mnie i przypięli pasami do łóżka tak, że nie mogłam się ruszyć. Próbowali karmić mnie widelcem, ale plułam im w twarz. Wkurwili się i na siłę założyli mi tę jebaną sondę. Bolało w chuj. Potem leżałam bez siły, wyłam jak bóbr, a oni wlewali we mnie kalorie przez rurę w nosie. Czułam się upokorzona i obrzydliwie wściekła. No ale nie chcę przez to znów przechodzić, więc trochę spuściłam z tonu.
Historia Wiktorii tak mnie wciągnęła, że przez przypadek wypiłam ponad połowę napoju. Nie chciałam panikować, bo przecież obiecałam sobie parę dni luźniejszych, abym mogła zorientować się w sytuacji, w jakiej się znalazłam.
– Słuchajcie, wypiję to gówno na raz i wszystkie stąd pójdziemy, ok? – powiedziałam słabym głosem.
Odpowiedzieli mi wiwatami i brawami. Poczułam się trochę lepiej, taką przynależność do jakiejś społeczności. Nawet Wiktoria, pomimo całej swej buńczucznej aury, nie chciała wcale, abyśmy umarły z głodu – nie chciała dla nas źle. Każda z nas w głębi serca chciała wyzdrowieć i chciała też, aby pozostałe pokonały swe demony.
2 notes · View notes
katarekpl-blog · 2 years
Photo
Tumblr media Tumblr media
Czy wiesz jakie są metody leczenia objawów przeziębienia?
Przeziębienie może zakraść się do ciebie o każdej porze roku, a kiedy to się stanie, będziesz chciał zaatakować je bezpośrednio za pomocą odpowiednich środków zaradczych. Mimo że większość ludzi wraca do zdrowia po przeziębieniu w ciągu około siedmiu do dziesięciu dni, zmniejszenie nasilenia objawów jest kluczem do zachowania komfortu podczas trwania wirusa. Jak wyleczyć przeziębienie w jeden dzień? Czy jest to możliwe?
Jak wyleczyć przeziębienie w jeden dzień?
Jeśli masz katar, ból gardła, kichanie, kaszel, bóle ciała, zatkany nos lub drapanie w gardle, być może zastanawiasz się, co możesz zrobić, aby od razu poczuć się lepiej. Istnieje wiele środków na przeziębienie, takich jak dostępny bez recepty aerozol do nosa zmniejszający przekrwienie czy nawilżacz, które mogą zapewnić natychmiastową ulgę i przyspieszyć proces gojenia. Jeśli masz obniżoną odporność, alergię lub astmę, przeziębienie może przekształcić się w zapalenie płuc lub zapalenie oskrzeli. Odpoczynek i dobre nawodnienie organizmu to najlepsze sposoby na powrót do zdrowia. O tym jak wyleczyć przeziębienie w jeden dzień przeczytasz na blogu: https://katarek.pl/blog/jak-wyleczyc-przeziebienie-w-jeden-dzien/
0 notes
paper-words · 3 years
Text
Jutro
Kolejny raz twoje niewyraźne słowa zabrzmiały w mojej głowie. Przekrwione gałki wpatrywały się we mnie, próbując utrzymać rozbiegany wzrok w jednym miejscu. Zachwiane ciało, niepozornie oparło się o ścianę. Przecież wcale nie masz problemu z zachowaniem równowagi. Z twoich ust wylatuje coraz więcej pięknych słów. Może są prawie niezrozumiałe, ale wciąż piękne. Jak wszystko, co powiesz po otwarciu tej magicznej butelki. Tyle obietnic, zwierzeń, przysięg. Jutro i tak udasz, że owe nie zostały wypowiedziane, a nasze rozmowy po raz kolejny stracą znaczenie. Ale to stanie się dopiero jutro. Dziś możemy jeszcze przez chwilę poudawać, że doskonale się rozumiemy, a ten powtarzający się schemat jest czymś normalnym.
Twoje szklane, zamglone oczy w końcu mają w sobie te iskierki. Iskierki, które tak bardzo pragnęłam ci dać w inny sposób. Ale to przecież nic. To normalne. Jutro znów zapomnimy, a jedyne, co nam na moment przypomni, to brzdęk szklanych butelek wyrzucanych do kosza. Tak, jakby nic się nie wydarzyło. Tak, jakby to wszystko nie powtarzało się, co drugiego wieczoru.
Nieprzyjemna woń dostaje się do mojego nosa. Głośna muzyka rani moje uszy. Podniesiony głos przywołuje niechciane wspomnienia. Nie pozostaje mi, więc nic innego jak czekać do jutra. I pojutrze znów wmawiać sobie że to nic złego. Że tak po prostu jest.
Szkoda tylko, że u innych tak nie ma. Nigdy nie było. Okazuje się, że tylko moja normalność tak wygląda. Że tylko moje dziś, jutro odejdzie w niepamięć. Że tylko moje pojutrze, znów będzie takie jak dzisiejszy wieczór.
- Q
2 notes · View notes