Tumgik
#Całe życie zmęczona
cherryanaheart · 2 months
Text
VENT POST
szczerze nwm już jakby ana mnie już tak strasznie męczy… nie daje już rady szczerze? Przez to wpadłam w jeszcze większe bagno jakby dlosnowie jeżdżę po szpitalach od ROKU, nie daję już rady, mogę znowu trafić do psychiatryka, mam myśli/ plany s, sh, stany depresyjne, jestem taka zmęczona tą chorobą ja już naprawdę nie daję rady… nie spotykam się z przyjaciółmi (dosłownie odizolowałam się od ludzi jakby w tym roku szkolnym spotkałam się może kilka razy) bo boję się jedzenia i tego jak wyglądam, panicznie boję się jedzenia, ciągle myślę o jedzeniu, ciągle kłótnie z rodzicami bo nie chce czegos zjeść, codziennie płaczę gdy spojrzę w lustro albo pomyślę o tym co zjadłam, tne się bo nie daję rady z wyrzutami sumienia po zjedzeniu, w tym roku szkolnym byłam tylko tydzień w normalnej szkole bo jeździłam po szpitalach, tracę wakacje i w sumie całe moje życie teraz, jestem zafiksowana na sobie moim wyglądzie i wadze, muszę mieć ileś kroków i spalonych kalorii żebym czuła się okej, nie mogę zjeść nic między posiłkami, od ponad roku nie jem słodyczy/fastfoodow bo się kurwa boję, zawsze będę czuła się niewystarczająco chora/ chuda, codziennie przebieram się kilka razy bo wyglądam grubo, podwijam koszulkę przy każdym lustrze, boję się jeść przy kimś, porownoje się do wszytskich, wypadają mi włosy, nie mogę się skupić, mój organizm nie pracuje dobrze, nie interesuje mnie nic oprócz jedzenia i chudnięcia, mój jedyny cel w życiu to chudość, zapuściłam się w nauce, strasznie boję się przytycia, boję się ważenia, nigdy nie pokaże się w stroju kompielowym, wstydzę się mojego ciała i moich blizn, w każdej potrawie widzę tylko liczby, nie mogę cieszyć się życiem jak nwm normalne kurwa dziecko/ nastolatka i po prostu mam dość…
To nie wszystko, ja na prawdę już nie daję rady
30 notes · View notes
mrocznaksiezniczka · 1 year
Text
Tumblr media
Jestem zmęczona. tak bardzo, że najchętniej położyłabym się do łóżka i nie wstawała. przespałabym dzień, dwa, może miesiąc lub rok, może całe życie, jestem zmęczona, naprawdę jestem!!
30 notes · View notes
kasja93 · 1 year
Note
Jak radzisz sobie z okresowymi zachciankami? Ja ostatnio mam jakieś dziwne jazdy z tym, że już nie wspomnę o samej nieodpartej chcicy jedzenia..
Możecie mnie ukrzyżować, ale zdarza mi się coś gryźć, ale nie połykać 💀💀💀
Zaś ochotę na słodkie zabijam e fajką… zatem też nic pro zdrowotnego….
Ale nie będę wam tu kłamać, że jest inaczej, że sobie radzę dzięki żelaznej woli i medytacji 😅
Pomagają mi napoje zero. Czasem jak jestem głodna wypijam ze dwie szklanki duszkiem dzięki czemu czuje się pełna. Często moją kolacją są napoje zero przez co rano ciężko mi wytrzymać do okna żywieniowego… Jednak cóż walczę jak mogę.
Czasem jednak pozwalam sobie na coś. Jakieś ptasie mleczko do kawy rano. Lepiej tak robić, zjeść coś „grzesznego”, niż czekać aż coś w nas pęknie i zjeść od razu wszystko co ma się w domu.
Gdy jestem bardzo głodna zjadłam mixy sałat… wywalam wtedy do dużej miski i zjadam całą paczkę. Ma to mało kalorii a zapycha. Generalnie mnie męczy jedzenie. Całe życie jadłam za szybko wręcz pochłaniając, więc teraz gdy coś jem i liczę gryzy często po kilku minutach jestem tym zmęczona i nie jem więcej…
22 notes · View notes
madduck44 · 6 months
Text
Ostatni czas był trudny, ale wracam. Muszę iść dalej pomimo wszystkiego. Wpadłam w małe bagno a do psychologa dalej nie miałam odwagi pójść, bo mam wrażenie, że nie jest aż tak źle. Wyszłam z mojej nory i staram się naprawić co zostało z mojego drobnego grona znajomych.
Skupie się znowu na zrzuceniu kilogramów to może no nie będę tyle myśleć.
Z czym muszę definitywnie skończyć tocnapenwo z alkoholem bo ma za dużo kalorii i nie mogę całe życie pić.
I zawsze sobie kurwa mówię "do stycznia" "do maja" "do października" i tak kurwa całe życie i jestem poprostu już tym tak wkurwiona. Jestem wkurwiona sobą.
Jedyne co wynikło dobrego z mojego trzymiesięcznego "doła" to brak apetytu. Jadłam tylko to co mi kazali rodzice bo jestem już tym zmęczona. Zero napadów ani nic. Waga stoi na 65 i to chyba mój jedyny sukces. Że nie wzrosła...
Poznałam też świetnego gościa. Był dla mnie serio jak przyjaciel chociaż znałam go tylko dwa miesiące, ale miło było się komus poprostu wygadać. Ta, starszy facet i to instruktor jazdy, ale każde godziny jazdy traktowałam jak jakaś chorą terapię serio. Mogłam powiedzieć że rodzice są mną zawiedzeni i mam kurwa jazdę w domu a on poprostu wysłuchał i mnie wspierał. Przed jazdami jak byłam po lekcjach często go spotykałam jak byłam zjeść zupę w knajpce pod szkołą jazdy (byłam po za domem od 7 do 19 z jazdami z czego między lekcjami a jazdami miałam przerwę dwie godziny) i raz nawet sobie razem zjedliśmy barszczyk. Zapoznał mnie nawet ze swoim synem (to skomplikowane xD) ale nie utrzymuje teraz z nimi kontaktu bo wydaje mi się to dziwne
Ale wracam i mam nadzieję, że kurwa zejdę do 50 albo niżej. Marzy mi się waga 45 przy moich 175 cm wzrostu. Byłabym w końcu normalna. W końcu bliżej ideału.
2 notes · View notes
pisarkanaspektrum · 1 year
Text
Omdlenia wazowagalne
Byłam u lekarza i ogólnie nic mądrego z tej wizyty nie wynikło, ale dowiedziałam się, że taka pewna rzecz, co mi towarzyszy całe życie, nazywa się zespół omdleń wazowagalnych. Z tego, co zrozumiałam, chodzi o to, że mój organizm reaguje trochę zbyt nerwowo na całkowicie normalne czynności – jak podniesienie się z łóżka, wstanie z krzesła, schylenie się po coś z podłogi i wyprostowanie – w wyniku czego dochodzi do gwałtownego rozszerzenia naczyń krwionośnych, spadku ciśnienia krwi i w efekcie do omdlenia. Ogólnie mój organizm nie jest fanem szybkiej zmiany pozycji ani pozycji pionowej. Co można z tym zrobić? Ano w sumie nic. W zaleceniach dostałam picie wody, zdrową dietę i unikanie sytuacji w których może dojść do omdlenia. Ach, przepraszam, trening pionizacyjny mogę sobie robić, biorąc jednak pod uwagę, że moje objawy w tej chwili nie są aż tak nasilone jak w dzieciństwie i tak się do nich przyzwyczaiłam, że czasem nawet nie zwracam na nie uwagi, to mi się zwyczajnie nie chce.
Jakieś mam mieszane uczucia względem tej diagnozy. Teoretycznie powinnam być zadowolona, że kolejna przypadłość została nazwana, ale jakoś czuję głównie irytację. Może dlatego, że liczyłam, że się jednak trochę więcej na tej wizycie dowiem. A może dlatego, że usłyszałam, by robić to, co i tak już robię. Piję wodę i jem w miarę dobrze, o czym pisałam wcześniej. Zdążyłam też w sobie przez lata wyrobić odruchy obronne.
Jedyne co, to cieszyć się, że u mnie nie jest z tymi omdleniami najgorzej. Tzn. u mnie występują głównie zawroty głowy, mroczki przed oczami, uczucie słabości i stan przedomdleniowy, ale nie padam na twarz na środku ulicy. I jak wspominałam wyżej, już dawno nauczyłam się poruszać w określony sposób, by sobie krzywdy nie zrobić. Kiedyś na przykład, gdy poczułam, że omdlenie nadchodzi, klapnęłam na środek ubłoconej od śniegu podłogi w autobusie, bo nie ma czasu na proszenie, by ktoś ustąpił miejsca, tylko trzeba wsadzić łeb między kolana i samo przejdzie. No i tak się żyje, dla mnie to całkowicie normalne.
Chyba po prostu w ostatnim czasie jestem bardziej zmęczona niż zwykle i nie mam siły użerać się z kolejną rzeczą. Mam ważniejsze sprawy na głowie. A to przez długi czas nie był dla mnie problem, ale teraz dostał konkretną nazwę i ciągle o nim myślę. Ech, potrzeba mi choć trochę spokoju, a niestety bardzo długi weekend majowy zapowiada się pracowicie i stresująco.
3 notes · View notes
myslodsiewniav · 2 years
Text
No ii wczoraj nie powstała kartka świąteczna xD - dziś coś w tej sprawie zrobię.
Wczoraj wylądowaliśmy na 4h na mieście - po pracy szybki obiad i mycie podłóg, naczyń i wyniesienie śmieci, a potem do auta i na siłkę. MASAKRA. Biegłam w interwałach przez 2 km w 20 min, było ciężko - myślałam, że będzie gorzej, ale naprawdę te już 2 lata uprawiania regularnego mniej lub bardziej sportu bardzo korzystnie odbiły się na kondycji. Zaskakujące. Już nie jestem tak bardzo chujowa w sporcie, jak byłam całe życie. Mój chłopak przebiegł jednostajnie 2,5 km w kwadrans i czekał na koniec mojego czasu idąc na bieżni by odpocząć. Po zejściu z bieżni czułam jak całe ciało jest rozgrzane, wytrzęsione, jakby coś pod skórą zaczynało buzować i krążyć. To bardzo przyjemne uczucie. Od czasu wizyt u dietetyczki i rozmów z osobami wciągniętymi w sport zawodowo wyobrażam sobie, że pod skórą bąbelkują mi niczym woda gazowana, pienią się i syczą endorfiny. Takie małe i kolorowe, jak mikro M&Ms. :D 
Potem poszłam na obwodowy, a mój chłopak zdecydował trenować konkretne mięśnie w ciele, klatę i biceps (bo na ściankę będzie szedł niebawem), więc wybrał konkretne maszyny, rozeszliśmy się. Planowałam poćwiczyć wszystko po troszku, ale akurat w tamtym momencie wolne były maszyny przeznaczone do ćwiczeń ud i pośladków. Więc jakoś tak wyszło, że też ćwiczyłam konkretne partie. Akurat wyciskałam na prasie (nie zaczaiłam, że mam ustawione 100kg i przy pierwszym odepchnięciu się zwiędły mi mięśnie, a przed oczami wyskoczyły mroczki - dałam radę, wow, podoba mi się to, ale kurcze, trochę to straszne było, bo po przerwie na pierwszy ogień taki ciężar, dobrze, że byłam po rozgrzewce i miałam aktywowane mięśnie), gdy zmaterializował się obok O., z ręcznikiem na ramieniu, czerwony od jego własnych M&Msów pieniących mu się pod skórą :D i pyta mnie czy już idziemy na saunę, bo minęła godzina od naszego wejścia. Szok mnie wziął taki, że zapomniałam liczyć powtórzenia na prasie “JAK TO GODZINA!?” w ogóle nie miałam poczucia upływu tego czasu! Wow. Albo miałam jakiś dobry dzień, albo w końcu nauczyłam się dobrze spędzać czas na siłowni - bo byłam zmęczona, ale nie przemęczona. Nie przetrenowana. Mięśnie ud drżały przy każdym kroku, ale nie był to ból (i dziś też bólu nie ma) tylko taka słabość, zmęczenie. Dobry trening. 
Jeszcze poszłam na wiosła na 5 min (bo fajny odcinek podcastu miałam na słuchawkach, chciałam dowiedzieć jak się zakończy sprawa kryminalna i przy okazji zrobić coś na ręce i barki), a O. na rowerek - na nogi i brzuch, żeby już nie angażować mięśni piersiowych. 
I potem, na zgoła 2h poszliśmy się PRAŻYĆ (gdyby w literkach można było zamknąć pieszczotę z jaką wymawiam to słowo, ech) w saunie. Boru! Było cudownie! Uwielbiam saunować! :D 
I tam też zdarzyło się kilka rzeczy, które jakoś bardzo nie wpłynęły na jakość doświadczenia. Było w porządku. Po prostu. Ale też było ciekawie, tym bardziej ciekawie, że jak się okazało (co mnie zaskakuje, a chyba nie powinno zaskakiwać, bo przecież znam mojego partnera na tyle by wiedzieć jakim jest człowiekiem, a jednak czuję się mile zaskoczona) O. słucha o moich obawach, doznaniach, wyciąga wnioski i wprowadza rozwiązania w swoim zachowaniu. 
A było to tak: wchodzimy do sauny z lampami solnymi. 60*C, sauna fińska, spora wilgotność. W środku siedzą 3 mężczyźni, 2 kobiety i wchodzimy my, a za nami kolejna babeczka. Dwóch mężczyzn siedzi jak na krześle - trzymając stopy na stopniu poniżej (na ręczniku ofc), nadzy i odsłonięci, pochyleni i w jakiś sposób czujni, ale nie agresywni. Po prostu bardzo mocno skanują spojrzeniem otoczenie, czujesz na sobie ich spojrzenie jeżeli tylko się poruszysz, drgniesz - nie są przy tym napastliwi, chutliwi, po prostu są czujni, nie do końca odprężeni (a jeżeli po prostu obłapiają innych spojrzeniem dobrze to kryją, nie czuć od nich napięcia bliskiego erotycznemu podnieceniu). Ostatni koleś opiera się o ścianę zajmując jedną półkę, głowę odchyla w tył, ramiona ma lekko puszczone, całe ciało zwiotczałe w odprężeniu, co jakiś czas wzdycha - po prostu chłonie to odprężenie, sama przyjemność. Jedna z kobiet kładzie się bez zażenowania naga na całej długości półki, robi sobie masaż twarzy, a potem ćwiczy napinanie i rozluźnia mięśni nóg, rąk, szyi - widziałam ją kątem oka, porusza się ledwo-co, ale przyciąga spojrzenia. Tym bardziej, ze się bardzo szeroko uśmiechała - taka radość jaką daje sauna! Pozostałe babeczki siedziały tak, jak ci dwaj mężczyźni: jak na krześle, ze stopami na niższej ławce (na ręczniku), ale obydwie skulone, z mocno złączonymi kolanami, z zaciśniętym koszyczkiem z rąk na podołku, jakby chciały się schować i zajmować jak najmniej przestrzeni. Obydwie owinięte ręcznikiem (drugim), z trzecim ręcznikiem zaturbanionym na głowie. 
No i przy takiej atmosferze zawahałam się - czy w ogóle chcę ściągać tutaj z siebie ręcznik? Czy uda mi się odciąć od bodźców i po prostu cieszyć się sauną? Gdzie dziś czuję, że jest moja granica komfortu w czuciu się we własnym ciele? I tu mój chłopak zaskoczył mnie swoim wyborem: wspiął się na ostatnią wolną przestrzeń na najwyższej ławce, między dwie kobiety, rozłożył ręcznik i usiadł w pozycji kwiatu lotosu. I zamknął oczy. Sama usiadłam na niższej półce: jeszcze nie czułam się na ściąganie ręcznika pod czujnym spojrzeniem dwóch facetów, ale wyciągnęłam drżące po treningu nogi na płasko i chłonęłam ciepełko. Co jakiś czas zerkałam na O. - bawił mnie, bo czasem patrzył się nieobecnym spojrzeniem w przestrzeń jakby faktycznie zgłębiał jakąś sztukę buddyjską (potem mi wyjaśnił, że w takich momentach się skupiał by myśleć o czymkolwiek byleby nie myśleć o tym, że jest piekielnie gorąco, co odzywało się instynktem by zagłuszyć niewygodę spowodowaną ciepłem najlepiej rozmową, a ja nie gadam w saunie i kropka xD), a czasem krzywił się w bólu i masował masował kręgosłup (ta, jeżeli masz niepoprawną postawę próbuj siedzieć w pozycji lotosu z wyciągniętym kręgosłupem i nie poczuć bólu, gdy się skurczybyk prostuje, rozciąga, gdy kręgi i mięśnie wracają na właściwe miejsca). 
I właśnie w drodze do domu O. zapytał mnie czy dobrze to sobie oszacował: chciał siedzieć w pozycji, która nie będzie wysyłała sygnału przede wszystkim do o innych kobiet o tym, że jest zagrożeniem, że jest tym typem mężczyzny-z-sauny, który potrafi zniweczyć czas przeznaczony na odprężenie, zbudować niepotrzebne napięcie, a nawet uczucie zagrożenia. WOW. To bardzo miłe, że o tym pomyślał. Wyznał, że w tej pozycji on się mógł odprężyć, skupić się na swoim własnym ciele i sprawdzeniu gdzie jeszcze przydałoby się rozluźnić lub co rozmasować, a przy tym nie zagarniał kilku ławek (jak to robią przeważnie mężczyźni), a chociaż był nagi to swoim kroczem nie błyszczał od drzwi. I to fakt. Zaimponował mi. Bo faktycznie - było super.
Ja się czułam bezpiecznie, bo byłam ze swoim facetem, a to coś zupełnie innego niż CZASEM udanie się do sauny koedukacyjnej samej. Wczoraj zresztą też miałam taką sytuację - O. poszedł do jakuzzi (ja nie wchodzę do basenów póki co - najpierw chcę nabrać odporności, za kolejną infekcję intymną podziękuję), a w tym czasie sobie leżałam na leżaczku i planowałam projekt. Odleciałam w marzeniach, rozgrzana, czerwona i szczęśliwa. I poczułam wtedy dziwną atmosferę, właśnie taką, jakiej nie lubię, że ktoś się GAPI. I się gapiło kilku panów, ostentacyjnie, z napastliwością w spojrzeniu (dla jasności - leżałam owinięta ręcznikiem). Nie było to przyjemne. Budziło moją złość i poczucie zagrożenia - no bo przyłapujesz kogoś, że się gapi, że się ślizga spojrzeniem po twoim ciele, nawiązujecie kontakt wzrokowy, jesteś zirytowana, wyrażasz to miną, a typ się zupełnie nie speszony GAPI się dalej, wyzywająco, dajesz znać, że nie jest to ok, a typ nadal się gapi. -_-’ Ale kiedy przyszedł O. zaproponował, abyśmy wzięli prysznic i przenieśli się na inne leżaki. Sure. Zupełnie zapominając o tych natrętnych “bzyczących muchach” spojrzeń w tej sali wypoczynkowej proponuję partnerowi, by szedł przodem, a ja się tylko napiję wody i będę szła zaraz za nim. Dosłownie 20 sekund nas dzieliło, a jeden z tych typów co się gapił też wstaje i też idzie pod prysznic. I to tak, żeby być TUŻ za mną. Może przypadek? Nie dotknął mnie, ale był tak blisko, że to było wręcz niepokojące. Przystanęłam na boku szukając na wieszakach przed strefą pryszniców wolnego kołka. Typ też przystanął. Obok mnie. Zrobiłam krok w stronę wejścia do jednej z łaźni (tam jest kilka pomieszczeń z dużą ilością pryszniców w każdej), aby sprawdzić czy tam jest mój chłopak, bo zaczynałam się bać. Typ też tam wszedł, ale widząc, że nie wchodzę cofnął się, stanął za mną z rękami opartymi na biodrach. Nim złapał mnie strach po prostu przeszłam do drugiej łaźni w drzwiach nadziewając się na mojego ociekającego wodą chłopaka i prosząc go by wszedł ze mną. Wróciliśmy razem pod deszczownicę, a śledzący mnie typ się nie pojawił. Teraz myślę, że koleś może był pierdolnięty i chciał poczuć kontrolę nad sytuacją, mój strach, bo NIC by mi nie zrobił w pełnej ludzi łaźni, pewnie najwyżej obmacał spojrzeniem - ale i na to nie chcę się narażać.
Niemniej - miło mieć w O. oparcie. 
Było super.
Wróciliśmy do domu, gdzie zjedliśmy przepyszne danie kuchni indyjskiej przygotowane przez O., potem on poszedł przygotowywać śniadanie na rano, a ja - golić swetry.
Dziś wpadają moi rodzice. :D 
4 notes · View notes
idcaml · 4 days
Text
Dlaczego ten miesiąc jest tak kurewsko beznadziejny? Czuję się jakbym tonęła w bagnie z którego nie mogę się wydostać, a każda chwila obracała się przeciwko mnie.
Zrobiłam kilka zamówień, ale każde ubranie, na które czekałam z niecierpliwością, okazało się porażką. Wszystko zwróciłam, bo nic mi się nie podobało. Paczki, które miały być pewniakami, po prostu nie dojdą, choć obie firmy obiecały że będą w piątek. To jakby cały wszechświat sprzysiągł się przeciwko mnie.
Wydaję kasę, której i tak nie mam, by poczuć choć odrobinę radości, a kończy się tym, że wyrzucam 3 tysiące na ubrania, których nawet nie chcę. Zatrzymałam trzy rzeczy. Trzy jebane ubrania, które nie poprawią mojego nastroju ani wyglądu. A paznokcie? Zrobiłam je, bo chciałam poczuć się chociaż trochę lepiej, a wyszło jak zawsze. Zgniły błękit, jakby odzwierciedlały moje własne życie.
Już nawet nie wspomnę o tym że zapomniałam się umówić na paznokcie u rąk z ekscytacji na ubrania które i tak nie doszły.
Ćwiczę więcej niż kiedykolwiek, daję z siebie wszystko, a co dostaję w zamian? Kolejne kilogramy. Przytyłam, zamiast schudnąć. Jakby moje ciało też chciało mi powiedzieć: „i tak ci się nie uda”.
Jestem wykończona, ciągle zmęczona, jakby życie wysysało ze mnie każdą odrobinę siły. Każdego dnia budzę się z myślą, że muszę przetrwać, że muszę jakoś dotrwać do końca dnia. Nawet wyjazd, który miał być ucieczką, staje się źródłem stresu. Mam dwa outfity na osiem dni. Dwa żałosne komplety. A przecież powinnam jakoś wyglądać przy nim żeby znów nie zainteresował się inną.
W domu jest taki bałagan, że czuję się jak menel w norze. Staram się sprzątać, ale każdy ruch wydaje się bezcelowy. Wszystko mnie przerasta, wszystko przypomina mi o tym, jak bardzo nie radzę sobie z własnym życiem. Nawet na studiach nie mogę odnaleźć siebie. Tak kurewsko żałuję że wzięłam warunek, że nawet nie spróbowałam tego poprawić. Napisałam wniosek, ale odpowiedzi brak. Ta niepewność zabija mnie od środka. Co, jeśli drugi rok mnie zabije? Co jeśli znów zjebie? Nie mam nawet jednej przyjaciółki.
Za miesiąc w budżecie domowym będzie o 5 tysięcy mniej wypłaty. Jak mam to wszystko ogarnąć? Jak opłacić rachunki? A hotel na studia kosztuje teraz prawie dwa razy więcej niż wcześniej. To wszystko mnie przytłacza. Boję się, że nie poradzimy sobie finansowo, że utoniemy znowu w długach, zanim jeszcze zdążymy wyjść na prostą.
Moje zęby są coraz w gorszym stanie, jedne niszczą się od drugich, są całe połamane i czarne. Kiedy patrzę w lustro, widzę tylko je. Przeraża mnie to, jak od dzieciństwa się z tym zmagam, jak przez tyle lat byłam prześladowana i nadal muszę żyć z tym. Nawet nie mam odwagi się uśmiechnąć żeby nie odstraszyć ludzi.
Mam dość bycia tą grubą bezzębną dziewczyną.
Tak kurewsko tęsknię za osobami które mnie rozumiały, które lubiły mnie słuchać. Z którymi mogłam rozmawiać do rana i tematy nigdy się nie kończyły. Chciałabym tylko wrócić na jeden dzień do osób którym naprawdę zależało, przy których czułam się wyjątkowo. Boję się że już nigdy nie poczuje tego uczucia. Czuję się tak kurewsko samotnie, jestem tak zmęczona byciem wszystkim dla wszystkich, a niczym dla siebie. Tęsknię za czasami, gdy czułam się kochana, kiedy byłam ważna dla kogoś, gdy ktoś chciał mnie naprawdę poznać. Teraz czuję się niewidzialna, nawet dla samej siebie.
Boję się dorosłości, bo przeraża mnie myśl, że zawsze będę nikim. Że nie potrafię się zmienić, że na zawsze zostanę tą grubą, bezzębną dziewczyną, której nie widać. Mam 22 lata i nadal nie osiągnęłam niczego, nadal jestem nikim. Czuje że nigdy nie znajdę pracy, skończę na utrzymaniu innych, nigdy nie będę samodzielna, niezależna.
Chciałabym mieć przyjaciela, kogoś, kto mnie rozumie, kto mnie nie zostawi, kto będzie dla mnie wsparciem. Tęsknię za czasami, kiedy czułam się ważna. Za tymi rozmowami na Discordzie, które były jedynym światłem w mojej codziennej ciemności. Teraz wszystko jest inne, cięższe, bardziej przytłaczające.
A mój związek? To smutna rutyna. Jesteśmy razem tyle lat, a on nadal nie potrafi zrozumieć, co jest dla mnie ważne. Nie wie, czego potrzebuję, nawet nie próbuje się dostosować. Jakby całe moje życie było dla niego czymś obcym, czymś, co może zignorować. Moje potrzeby, marzenia, wszystko wydaje się tak mało znaczące. A ja czuję, że marnuję swoje lata, próbując udowodnić, że to może się udać.
Jestem zmęczona. Zmęczona byciem nikim. Zmęczona ciągłą walką, która nigdy się nie kończy. Przeraża mnie myśl, że kolejny miesiąc będzie taki sam.
~ 20.09.2024
0 notes
zi-di · 10 months
Text
Czuję się jak skończona idiotka. Robię wszystko, co w mojej mocy, aby było dobrze. Aby wszyscy byli szczęśliwi. Ale nie. Nigdy nie będą. Zawsze ktoś będzie niezadowolony. Ja już nie mam siły. Znowu zmarnowałam kilka godzin na nic. Nikt nie zwraca na to uwagi. Nikt nie pomyśli, że ja też jestem tylko człowiekiem i też mogę mieć gorszy dzień. Że mogę być zmęczona. Nie. Zamiast tego będą jeszcze utrudniać. Robić wszystko abym miała jeszcze ciężej. Nie umieją pomóc. Zawsze to mnie się o coś prosi, lecz sami pomóc nie potrafią. Mogę ryczeć, krzyczeć, głodzić się, okaleczać się. I nic. Oni będą coś podejrzewać, lecz nic z tym nie zrobią. Będą jeszcze mówić, że inni mają gorzej. Czemu narzekam ? Albo, czemu nic nie mówię ? Czemu się nie uśmiecham ? Czemu jestem zła ? Wymagają ode mnie rzeczy niemożliwych, bo wiedzą, że nie odmówię. A ja się spalam. Moje marzenia wydają się teraz raczej koszmarem. Czymś do czego nie chcę doprowadzić, równocześnie poświęcając temu całe życie, całą siebie. Czy jest w tym sens ? Czy jest sens poświęcać całą siebie, aby nikt tego nie widział ? Nawet ja sama ? A może powinnam z tym skończyć ? Jestem tak zmęczona. Tak bardzo chciałabym spokoju i ciszy.
Moja głowa to centarzysko marzeń.
1 note · View note
misia333 · 1 year
Text
Całe życie słyszę, że mam minę jakbym miała dosyć wszystkiego. Nienawidze przez to swojej twarzy i mimiki. Tego typu teksty od razu wywołują u mnie płacz. Dzisiaj na lekcji instrumentu usłyszałam od nauczyciela właśnie coś w tym stylu, a jak byłam o krok od rozbeczenia się to zaczął jeszcze pytać co się dzieje, a jak mu powiedziałam że jestem zmęczona to jeszcze spytał czy fizycznie czy psychicznie. Jestem z natury osoba szczera (niestety) więc odpowiedziałam że to drugie, na co on zaczął pytać co się dzieje i jeszcze mnie pocieszać, naprawdę byłam bardzo bliska płaczu że nawet jego obchodzi to bardziej niż moja mamę. Ostatecznie powiedział że nie będzie się zagłębiał w moje życie i problemy i skończył mi lekcje. Trochę gówno bo teraz dałam mu we znaki że coś jest nie tak😻😻 nie mówcie nigdy nauczycielom szczerze o tym jak się czujecie, to nigdy nie prowadzi do niczego dobrego serio.
0 notes
pisarkanaspektrum · 2 years
Text
Dorosłość
Mam problem z dorosłością. Z jednej strony chcę być traktowana jak dorosła. Jestem przecież samodzielnie myślącą jednostką ludzką, która chce podejmować sama decyzje dotyczące mojego życia. Chcę być niezależna. Nienawidzę być upupiana, traktowana jak dziecko. Ale z drugiej… dorosłe obowiązki wiecznie mnie przytłaczają. Chciałabym, żeby ktoś mnie jakoś w tym choć częściowo wyręczył albo chociaż wsparł, np. zrobił za mnie risercz, jakie dokumenty i gdzie mam zanieść, powiedział, jak wypełnić formularz, pomógł z instalacją kontaktu, zaprowadził do lekarza, żebym się nie stresowała, czy znajdę właściwy budynek i pokój. W przypadku tak wielu całkiem normalnych spraw potrzebuję, żeby ktoś mnie poprowadził za rękę… Tylko że jednocześnie, gdy ktoś mi takiej pomocy udziela, to natychmiast budzi to we mnie lęk, że właśnie dorosłość jest mi odbierana. Bo skoro sobie nie radzę z podstawowymi zadaniami, to znaczy, że trzeba mnie jednak traktować jak dziecko. A dziecko nie jest niezależne. Musi się podporządkować innym. A ja nie chcę, żeby ktoś inny decydował o wszystkim za mnie. I nie chcę być zmuszana do wdzięczności czy wzajemności. Nie chcę się czuć winna. Boję się ingerencji innych w moje życie. Widzę więc tu dwa przeciwstawne pragnienia – chęć robienia wszystkiemu samemu i chęć, żeby ktoś mi ze wszystkim pomagał. I wydawałoby się, że znalezienie między nimi kompromisu wcale nie jest trudne, ale ja mam tendencję do myślenia na zasadzie „wszystko albo nic”.
Ostatnio też w końcu zaczęłam sobie zdawać sprawę, że nie ma sensu czekać, aż „wszystko się uspokoi”. Wcześniej wydawało mi się, że jak już załatwię wszystkie te papiery, i pójdę do tych wszystkich lekarzy, i załatwię te kilka spraw – to już potem będę miała tylko lata spokojnego życia, kiedy nie trzeba tych wszystkich trudnych, dorosłych spraw załatwiać. Dopiero teraz sobie uświadamiam, że to tak nie działa. Zawsze coś wyskoczy, zawsze coś się może zepsuć. Nigdy nie będzie spokoju, zawsze trzeba wokół czegoś skakać. A ja jestem zmęczona, wiecznie zmęczona, zestresowana i przeciążona tą szamotaniną z dorosłym życiem. A potem marnuję całe dnie, bo muszę się zregenerować. I wiem, odpoczynek to nie jest teoretycznie marnowanie czasu, ale no – gdybym radziła sobie lepiej, to bym miała ten czas do wykorzystania na inne rzeczy.
Zaczęłam o tym myśleć, bo pojawił się pomysł, żeby dołożyć mi dodatkową odpowiedzialność. Która jest podobno w miarę prosta i inna dorosła osoba by sobie z nią poradziła, ale ja… ja z jednej strony bym chciała, bo udowodniłabym własną dorosłość, ale z drugiej po prostu wiem, że to mnie będzie kosztowało za dużo nerwów i płaczu, bo po prostu sobie z niczym nie radzę. Niczego nie umiem załatwić, na niczym się nie znam, chcę tylko, żeby mnie zostawić w spokoju. No to jak ja mam być za cokolwiek odpowiedzialna? I tak to się zapętla, dziecko, które desperacko próbuje grać dorosłego…
1 note · View note
smimon · 6 years
Text
anegdotka
Mam nieprzyjemną skłonność do niewstawania od biurka przez długie godziny, a jako środek zapobiegawczy stosuję napoje - stawiam w zasięgu ręki sok marchwiowy albo wodę niegazowaną i bezwiednie je popijam małymi łykami. Pomaga, bo po paru szklankach trzeba wstać od biurka. No więc ostatnio zawsze jak przychodzę do pokoju, przynoszę ze sobą kubek wody.
Właśnie zauważyłam, że mam na biurku trzy kubki do połowy pełne.
Puenty nie ma, bo cały dzień nie dane mi było zaznać spokoju we własnym pokoju, czego dowodem te napoczęte kubki, wrr
6 notes · View notes
skinnyashell · 2 years
Text
Najgorsze uczucie to takie kiedy musisz schudnąć to co już wcześniej zrzuciłaś. Za pierwszym razem idzie gładko, później tyjesz, znowu chcesz schudnąć i teraz już ci trochę trudniej. Ostatecznie ci się udaje, ale zaraz później znowu tyjesz i tak w kółko i w kółko. Czuję że brakuje mi już tej dyscypliny. Robię to wszystko, bo nie znam innej drogi. Coraz bardziej bezsilna się czuję. Jak jem to mam wyrzuty sumienia, jak nie jem to jestem ciągle zirytowana i zmęczona. Wiem, że nie mogę tego ciągnąć całe życie... ale ten proces głodzenia się daje mi tyle pewności siebie.
Moja babcia powiedziała, że chyba mi się przytyło bo spuchła mi twarz. Boli. Wiem, że to prawda i to boli jeszcze bardziej.
16 notes · View notes
old-sad-girl · 3 years
Text
Spowiedź przed samą sobą
Ja wiem, to będzie nielogiczne i być może nie będzie miało większego sensu, ale tak wiele myśli błąka się po mojej głowie i żadna od dłuższego czasu nie chce dać się napisać lub wypowiedzieć, że jestem tym szczerze zmęczona i już mi się wszystko miesza...
No więc... Sporo myślałam ostatnio gdy przeglądałam tego bloga, posty udostępnione i polubione, wiadomości...
Muszę przyznać, że jestem pod wrażeniem jak wiele rzeczy się zmieniło od początku jego istnienia.
Prawda jest taka, że jestem na Tumblrze pewnie koło 10 lat i od samego początku byłam nastawiona do życia raczej negatywnie. Później minęło kilka lat, z moją pomocą ludzie pojawiali się w moim życiu i znikali, udało mi się zakochać (ale wiecie, tak naprawdę... taka miłość życia), zaliczyłam 5 tygodniowy pobyt w szpitalu psychiatycznym, a potem spowodowałam rozstanie... A później zdałam maturę, poznałam kogoś nowego(albo odwrotnie), i ten czas tak leciał i działy się różne rzeczy i nim się obejrzałam z gimnazjalistki stałam się studentką trzeciego roku. Zleciało... Zwłaszcza ostatnie 3 lata zleciały jak z bicza strzelił. Nie były łatwe, ale było na pewno łatwiej niż dajmy na to 8 lat temu.
Gdy sobie podsumowałam ostatni czas, okazało się, że:
-od ponad 2,5 roku nie stosuję względem siebie agresji (czytaj: nie okaleczam się i nie głodzę);
-w tym czasie nie pojawiły się u mnie żadne silniejsze i skłaniające do niepokoju myśli samobójcze;
- od jakiegoś pół roku nie biorę leków i nie jestem pod opieką lekarza psychiatry;
- wreszcie zaczęłam uczęszczać systematycznie i z własnej woli na (skuteczną!) terapię;
-udało mi się na jakiś czas odstawić Tumblra i skupić na rzeczywistości, w czym pomogło mi to całe 'dorosłe życie'..
Ale są też rzeczy, które się nie zmieniły...
-Nie wzrosła moja samoocena;
-nadal nie odkryłam własnej wartości;
-nadal nie nauczyłam się nie tęsknić;
-nadal nie wiem jak iść na przód...
I mam w sobie taką świadomość, że przecież nie muszę być silna i zmieniać w sobie wszystkiego już teraz. Przecież nikt tego ode mnie nie wymaga a nawet jeśli to nie mam takiego obowiązku, żeby to teraz robić. Przecież najważniejsze jest to, czy mam teraz na to siłę.... Ale nie mam... Więc teraz chwilę odpocznę; usiądę, wezmę kilka głębokich odechów i popatrzę z boku na to, co się dzieje, wezmę to co mam w głowie i w sercu i spojrzę na to i dopiero gdy będę gotowa, coś z tym zrobię. Przecież byłam silna tak długo... Tak bardzo poświęcałam się dla innych... Dlaczego nie miałabym mieć prawa odpocząć? Przecież to wszystko co robię może być męczące. I jest. Muszę dać sobie czas... Teraz to ja jestem ważna...
Dlatego usprawiedliwiam się przed sobą, że znów rebloguję i piszę. To przejściowe. Muszę tylko 'naładować akumulatory'.. Wszystko się ułoży. Ja wszystko ułożę. Bo jak nie ja to kto?
Dajesz, Dajana. Jeszcze będzie pięknie...
7 notes · View notes
i-skinnyqueen3 · 3 years
Text
Chciałabym poruszyć ważny temat, z którym zmaga się każdy motylek, próbujący wyjść z zaburzeń odżywiania. Przedstawiając ten problem na swoim przykładzie mogę powiedzieć, że w sumie jedyną przeszkodą, która nie pozwalała mi zostawić any była myśl, że to co robię to poddanie się. Bo chęć bycia normalnym, zdrowym, wysportowanym, strach przed utratą życia w momencie kiedy mdlałam po środkach na przeczyszczenie, kiedy moje serce nie pracowało prawidłowo, włosy wypadały a zęby robiły się miękkie, to wszystko było uznawane przeze mnie jako wymówka. Oznaka słabości. Mimo, że naprawdę byłam zmęczona takim życiem, miałam wrażenie, że jak przestanę to znaczy, że się poddałam i nie dałam rady. Nie ważne ze mam już w dupie to 38 kg na wadze, przecież muszę dać radę by pokazać swoją siłę woli… Tak samo myślałam o osobach, które przeszły na recovery. Nie ważne ze walczą o życie, są słabe, nie dały rady i się poddały, koniec kropka. Ja choćbym miała umrzeć to się nie poddam. Widzicie jakie to głupie? W imię czego mam umierać? W imię kości, Any która nie jest nawet osobą tylko CHOROBĄ, w imię dekalogu i postów, które napisała chora nastolatka? Mam umierać po to, aby ładnie się prezentować w trumnie? Jednak też rozumiem, że ciężko pokonać ten sposób myślenia. Na całe szczęście on mija po jakimś czasie. Odejdzie kiedy zdacie sobie sprawę, że nie ważne co myślą inni. Wyjście z zaburzeń odżywiania nie oznacza porażki. To że nie doszłaś do swojej wymarzonej wagi nie oznacza, że odniosłaś porażkę. To znaczy, że poszłaś po rozum do głowy i zdałaś sobie sprawę, że ta ideologia pisana na kolanie przez 13- latki nie jest powodem do umierania.
29 notes · View notes
Text
Jestem tak potwornie zmęczona
Zmęczona pracą i nauką
Zmęczona brakiem czasu
Zmęczona ciągłą walką i szarpaniną
Zmęczona skurwysyńskim bólem, który nie daje mi żyć. Zapuściłam paznokcie, żeby na zajęciach wbijać je sobie w dłonie tak, by nikt nie widział.
Zmęczona samotnością
Zmęczona swoim odbiciem w lustrze
Zmęczona koniecznością jedzenia i wymiotowaniem
Nie mam nawet siły się pociąć, a już wybrałam miejsce na nowe ślady
A jednocześnie wiem, że tego chciałam całe życie, że chyba jestem szczęśliwa
Ale płaczę z braku sił
9 notes · View notes
diabolina420 · 3 years
Text
Tato...
Tak na prawdę nie wiem po co to pisze , skoro i tak jestem pewna że nigdy nie zobaczysz tej “ wiadomości “ . Może jest to kwestia że musze to wszystko z siebie wyrzucić ... Wiesz masz prawo tego nie wiedzieć , ale w tym roku zaczynam 18 lat ... 
Szczerze przez 18 lat  nie czułam cie w swoim życiu ... nawet cie zbytnio nie pamiętam w sumie ... Wiesz jak byłam mała zastanawiałam się gdzie jesteś ? Dlaczego moja mama nie jest z tobą tylko z innym facetem ? Czy to że Ciebie nie ma blisko jest moją winą ? Czy nie chciałeś nas ? Co sie stało jak jeszcze mnie nie było ? Czy kiedykolwiek cie poznam ? Czy wiesz o mnie ? Czy to co mówiła czasem mama było prawdą ? Czy jeszcze kiedyś cie spotkam ? Wiesz mojej mamie było ciężko samej z dzieckiem , było momenty gdzie żyłyśmy z dnia na dzień . Często nie miałyśmy ani na jedzenie ani na leki ani zresztą na nic . Przez to że ją zostawiłeś trochę się załamała... mi też było przykro , że mnie zostawiłeś , i z czasem udało mi się pogodzić z tym że cie nie ma . Prawda wymagało to dużej ilości pracy , nie przespanych nocy , łez , rozmyśleń , pytań bez odpowiedzi . Wiesz często jak już wszyscy spali , siadałam na parapecie w moim pokoju okrywałam kocykiem i wpatrując się w gwiazdy wyobrażałam sobie Kim jesteś? Jaki jesteś ? Jak wyglądasz ? Wyobrażałam sobie jak to pięknie by było mieć tatę , takiego prawdziwego ... Wyobrażałam sobie scenariusze w których nadchodził dzień kiedy w końcu cie znajdowałam rzucałam ci się  w ramiona i cieszyłam się że mam tatę i ty też się cieszyłeś że mnie widzisz  ... że tak samo jak inne dzieci mam w końcu tatę a nie ojczyma ...
Wiesz , nie wiem czy jesteś tego świadom , ale w domu nigdy nie było jakoś kolorowo ... oprócz codziennej pustki po tobie przeżywałam że mama kłóci się z ojczymem , że płacze , że pije , że ojczym też pije . Wiesz w wieku 6 lat musiałam sama uporać się z tym że nagle Kuba wyjechał ... no a pro po Kuby bo tego też pewnie nie wiesz to on ... nie żyje .... przedawkował ... ale chciałabym po kolei opowiedzieć co cie ominęło i mam nadzieję że jeśli jakimś cudem to zobaczysz to zrobi ci się tak cholernie głupio ... że poczujesz się jak to ostatnie gówno , jak zwykły nic nie znaczący śmieć ... że zrozumiesz jak bardzo cie potrzebowałam i jak bardzo cierpiałam ponieważ ciebie nie było .. Wiesz jak chujowo się żyje z myślą że to na pewno moja wina że cie nie ma , z świadomością że nawet twój własny ojciec cie nie chce a ty zastanawiasz się w takim razie co ze mną jest nie tak ? Okropnie ... 
Wiesz kiedy był najgorszy czas mojego życia ? Jak zostałam całkowicie sama. Kuba jak a miałam  6 lat postanowił że skoro już jest pełnoletni to wyprowadzi się za granice ... Wiesz co jest najgorsze miałam tylko jego... to on przy mnie był , pomagał mi , uczył mnie , usypiał mnie , powodował że się śmiałam , a co najważniejsze w przeciwieństwie do wszystkich po prostu był a ja czułam się kochana i ważna czułam też że kocham ... Gdy dowiedziałam sie że teraz już nawet jego nie mam i będę widziałam że nagle ktoś kto był przy mnie co rano co  noc , każdego dnia ... nagle będę widywać raz może dwa w roku ... Nagle straciłam grunt pod nogami .... zrozumiałam po co mnie uczył po co mi mówił to wszystko zrozumiałam że nie zostawił mnie całkiem samej sobie ... zostawił mnie z wiedzą dzięki które byłam w stanie sobie poradzić teoretycznie .... 
Pierwszy dzień w szkole był na prawdę trudny .. Czułam że jestem zmęczona ..samotna chciałam uciec najdalej jak tylko było to możliwe ... Tego dnia co Kuba wyjechał obiecałam i jemu i sobie samej że nauka , czas i słowa Kuby nigdy nie pójdą na marne że nie zawiodę go jako podziękowanie za każdy moment kiedy przy mnie był , za każdą piosenkę którą mi zaśpiewał do snu , za każdą radę którą mi powiedział , za każdy moment kiedy siedział po parę godzin i w ciszy przytulał mnie żebym się nie bała żebym nie słuchała tych kłótni rodziców ... Tak na prawdę to on mnie wychowywał do 6 roku ... 
Pewnie się zastanawiasz się co dalej ... albo i się nie zastanawiasz , bo co my cie obchodzimy , nigdy nie obchodziłyśmy ani ja ani mama ... Wiesz postanowiłam sobie wtedy że jedno jest pewne nie ważne co by sie nie działo , nie ważne jak było by źle , póki serce mi bije ja się nie poddam . I tego się trzymałam ledwo się pogodziłam z tym że Kuba tak po prostu wyjechał a usłyszałam słowo które zbiło mnie z nóg “ wyprowadzka “ Szczerze nie wiedziałam co dalej ... nie wiedziałam jak sobie poradzę , ale cały czas miałam przed oczami Kube co przypominało mi że Kuba nie chce żebym się poddała ... Właśnie wtedy pierwszy raz pomyślałam że życie nie jest wcale tak piękne jak twierdzą inni ...
Jak się wyprowadziliśmy do miasta miałam iść do 3 klasy a ja miałam 13 lat znałam już smak wódki , papierosów i marihuany ... Wiesz co było najgorsze ... Zostałam sama jak palec najpierw zostawił mnie brat a później  zabrano mi dom i przyjaciół ... Wtedy pierwszy raz pomyślałam że nie mam siły , czułam że po mimo tak młodego wieku czułam że umieram psychicznie . Wtedy najgorsze były wieczory ... Brakowało mi tych wszystkich którzy nagle znikneli , zaczęło mi również brakować ciebie . Chciałam cie w końcu poznać znaleźć porozmawiać . W końcu marzyłam o tym spotkaniu od zawsze , poświęciłam nie jedną gwieździstą samotną noc na myśli o tobie i o tym jak mogę cie znaleźć . Wyobrażałam sobie że na pewno będziesz wspaniały , silny , dobrze zbudowany z tatuażami ... Wyobrażałam sobie jak wtulam sie w ciebie i cieszę się że w końcu jesteś z nami ... Wyobrażałam sobie jak powracasz do mojego życia jak cieszysz się razem ze mną że jestem że znów jesteśmy razem ... Szczerze byłeś moim drugim marzeniem ... Odzyskanie cie tak dokładniej było moim marzeniem od zawsze ... 
I co się okazało najgorsze ... Pomyliłam się ... Nadszedł ten tak piękny i ważny dla mnie dzień ... miało się spełnić moje jedno z największych marzeń a dzień ten miał być jednym z niewielu tak pięknych dni ... Nie wiem czy kiedykolwiek cie ktoś ważny dla ciebie cie zawiódł i czy wiesz jak bardzo chujowe jest to uczucie ... Pierwszy raz w życiu tak bardzo się zawiodłam i to jeszcze na człowieku który miał być taki cudowny ... Za nim wyszłam do ciebie to stroiłam się , chciałam wyglądać jak najlepiej żebyś jak mnie zobaczysz to ucieszył się że masz taką ładną córkę chciałam wyglądać jak najlepiej i pokazać ci sie z jak najlepszej strony nawet sie pomalowałam po mimo że na co dzień  tego nie robie ... a na miejscu doznałam szoku ... zobaczyłam cie i byłam załamana , ale nie chciałam ci tego pokazać , ponieważ uznałam że nie będę cie oceniać po tym jak wyglądasz , bo to nie w moim stylu ... 
Przy rozmowie , zastanawiałam się czy sie cieszysz że mnie widzisz , czy dobrze zrobiłam , czy uważasz że masz śliczną córeczkę , czy jesteś dumny ... długo się zastanawiałam czy opowiedzieć ci to co się działo kiedy brakowało ciebie , ale uznałam że nie chce cie martwić i smucić że twoja córka musiała dorosnąć za szybko ... nie chciałam żebyś zaczął się obwiniać po mimo że wiedziałam że po części to wszystko jest twoją winą , ale w głembi duszy wiedziałam jak to jest kiedy masz na sobie poczucie winy , i to właśnie dzięki tobie , ale nie chciałam żebyś czuł się podobnie ... Kłamałeś... Chciałeś skłócić mnie z mama przez swoją chciwość i to że nie chciałeś płacić alimentów ... Zabolało mnie że tak bardzo mnie zraniłeś...
Wiesz wierzyłam w ciebie , co gorsza ufałam spowodowałeś że dzień który miał być najlepszy w moim życiu a moje marzenia miały zacząć się spełniać , a okazał się jedną wielką porażką . Wierzyłam że przez te jebane 13 lat kiedy ja tęskniłam , myślałam , planowałam , obwiniałam o wszystko siebie , płakałam też czasem o mnie myślałeś patrząc w gwiazdy , że tęskniłeś , że jednak nie do końca było tak że nas nie chciałeś , że nas nie kochałeś .. wierzyłam że od tego momentu wszystko się zmieni że ja odzyskam tate , że będziesz się interesował , że czasem zadzwonisz sam z siebe i zapytasz chociaż o to czy wszystko okey , wierzyłam że będę mogła na ciebie liczyć ... że chociaż w małym procencie moje życie znormalnieje ...
Po spotkaniu z tobą dużo zaczełam myśleć o tym wszystkim płakałam kilka godzin , teoretycznie obca osoba pocieszała mnie , przytulała i tak na prawdę po prostu była robiła to co chciałam żebyś robił to ty ... Chciałam pogadać z mamą , pierwszy raz od dawna poczułam że chcę żeby moa mama była obok i mnie przytuliła , lecz tak jak to już najczęściej było swoje porażki przeżywałam sama ..
Oczywiście oprócz tego o czym już wspomniałam były zwykłe problemy nastoletniej dziewczyny pierwsze miłość ... załamania ... tęsknota od nocy do rana ... płacz po cichu w poduszkę żeby tylko nie pokazywać że coś jest nie tak żeby nie denerwować ani nie stresować mamy , wiedziałam że i tak ma dużo problemów a choruje na serce , ale no tak skąd ty możesz o tym wiedzieć nie? Wiedziałam również że mama z ojczymem muszą pracować całe dnie wiedziałam że mają tajemnice ale nie miałam im tego za złe sama je miałam ...Jedyne co może troche miałam im za złe to te wszystkie krzyki po nocach , to że skazali mnie na to abym sama musiała radzić sobie z tymi jebanymi koszmarami nocnymi ...
Domyślił byś się że twoja kochana córeczka , którą przecież tak dobrze znasz i kochasz została zniszczona przez świat ... Czy domyślasz się że twoja mała córeczka zakochała się w narkotykach ? Nie ... no cóż to może sie domyślasz tego że twoja mała córeczka jest po 8 próbach samobójczych ? Też nie ? To może by ci przeszło przez głowę , że w dniu kiedy się ze mną widziałeś nie miałam takie części ciała na której nie było by ran ? Nie ? No kto by się spodziewał ... Nic o mnie nie wiesz .. Nie masz zielonego pojęcia ile nocy przepłakała twoja córka ... Nawet nie zdajesz sobie sprawy z tego jak długo męczyłam się z depresją.. tak samo jak nawet sie nie domyślasz się że byłam w szpitalu psychiatrycznym .... Nawet nie jesteś w stanie sobie wyobrazić ile twoja córka się nacierpiała za nim na prawdę poczuła szczere szczęście ... Domyślił byś się że Mikołaj ten chłopak po mimo że obiecywał mi wszystko mówił piękne słodkie kłamstwa zdradzał mnie , oszukiwał ... pomyślał byś że ten chłopak którego tak bardzo lubiłeś rozpierdolił twojej córce psychikę , zmarnował 4 lata życia oraz doprowadził do tak złego stanu psychicznego że nie potrafiła już ani ufać ani kochać ... 
Na całe szczęście zrozumiałam że to był błąd tak samo jak to że tak bardzo chciałam znać prawdę . Teraz napiszę ci troszkę o teraźniejszości ... W końcu po długich latach cierpienia , płaczu po nocach czuje że dochodzę do siebie . Poznałam chłopaka który pokazał mi szczęście i prawdziwą miłość . To przy nim poczułam się jak kobieta... Poczułam w końcu że jestem dla kogoś ważna , poczułam sie kochana , pokazał mi że jeszcze nie wszystko stracone ... że nadal mogę spełniać marzenia , żyć , kochać , być szczęśliwa , pokazał mi że mogę zacząć żyć od nowa , dodał mi sił i otuchy to dzięki niemu dziś patrząc w lustro uśmiecham się i znów odzyskałam siłę by być , by żyć i aby marzyć znów , czuje że nabieram sił i znów mam plany i ambicje które dawno straciłam ... Także jeżeli kiedyś wręczę  ci ten list a ty postanowisz przeczytać to możesz śmiało uzna  kurwa on uratował mi córkę to dzięki temu człowiekowi oraz dla tego chłopaka moja córka nadal żyje i jest szczęśliwa ... to jemu możesz za to podziękować 
Wyprowadziłam się z domu , zaczęłam korzystać z życia , zaczęło docierać do mnie to , że jeszcze chwila a ja będę pełnoletnia ... dlatego zebrałam się w końcu na parę szczerych słów jeśli chodzi o to bo kurwa tęsknie za tobą wiesz ? Często cię wspominam i myślę że ciekawe co u ciebie i że szkoda że los tak pokierował nasze drogi , ale no najwyraźniej tak właśnie miało być . Te wszystkie moje upadki , porażki , gorsze dni spowodowały że stałam się silniejsza ... ale możesz spać  spokojnie nie mam ci za złe tego że już od maleńkiego utrudniłeś mi życie ,ze  za każdym razem kiedy cie potrzebowałam ciebie nie było , że zostawiłeś mnie i moją mame dla jakiejś baby , ani tego że nawet po tym jak odnowiłam z tobą kontakt znalazłam cie i ułatwiłam ci kontakt ze mną , nadal miałeś mnie i to co się u mnie dzieje głęboko gdzieś i nawet nie próbowałeś udawać że ci zależy ... Jak tylko ja nie dzwoniłam , ani nie pisałam ty też tego nie robiłeś ... 
Kuba z mama nauczyli mnie jednej bardzo ważnej rzeczy takiej jak wybaczanie , a więc tak wybaczam ci to wszystko , ponieważ zostałam również nauczona szacunku i pamięci do matki i ojca ... W pewnym momencie przestałam wierzyć w to że między mną  atoba kiedykolwiek będzie taka bliska więź rodzinna że spojrzę na ciebie jak na swojego kochanego tatusia a ty na mnie jak na swoją  córeczkę, ale niestety zawiodłeś mnie zraniłeś... i teraz jeżeli faktycznie zależy ci na mnie jak na swojej córce to musisz mi to pokazać , że ci zależy , postarać się ... Przepraszam że nie byłam , nie jestem i zapewne nie będę nigdy taką córką o jakiej marzyłeś.... Po mimo wszystko KOCHAM CIĘ  tato ... szkoda że przekazuje ci to wszystko w taki akurat sposób , ale uznałam że chciałabym szczerze powiedzieć ci co czułam i żebyś był świadom że tak było …
16 notes · View notes