#zakwas
Explore tagged Tumblr posts
Text
Zakwas żytni.
Ile rodzajów mąki tyle zakwasów. Ja jednak postawiłam na mąkę żytnią. Do zrobienia swojego zakwasu nie potrzeba wiele, najważniejsze składniki to czas i regularność. Choć z wiekiem zakwasu, nawet regularności już nie trzeba. Potrzebujemy : -wagę kuchenną, -słój, -mąkę żytnią u mnie typ 1150, ale każdy typ będzie dobry, -łyżka (ja używam drewnianej, przeznaczonej tyko do tego celu) Ponoć zakwas nie lubi metalu, ale to może być jedynie babciny zabobon. Wodę gotuję ,wyparzam nią słój, po tej czynności wlewam do słoja 60 gram wody. Czekam aż będzie letnia, dodaję 30 gram mąki, dokładnie mieszam. Zakrywam szmatką i wstawiam do ciepłego nieprzewiewnego miejsca. Zakwas karmimy około tygodnia co ok 24 godziny. 2 dzień do tego co już mamy dajemy kolejne 30 gram mąki i 60 gram letniej wody. 3,4,5, dzień połowę zawartości słoja wyrzucam daję 50 gram mąki, 50 gram wody, dokładnie mieszam, zakrywam ścierką. 6 dzień zajrzyj ile potrzebujesz zakwasu do chleba. Załóżmy, że 150 gram. Pamiętaj, że potrzebujesz ok 30 do 50 gram do odłożenia. Logicznie powinno się teraz dodać 50 gram mąki i 50 gram wody, ja jednak dla pewności zawsze dodaję tyle gram ile jest w słoiku. W tym wypadku daję 100 gram mąki i 100 gram wody. Dzień 7. Odmierzam 150 gram zakwasu do chleba, z reszty odkładam taką ilość ile zechcę, lub zostawiam wszystko. Im więcej zostanie tym zakwas dłużej wytrzyma czas bez dokarmiania. To co zostało, przykrywam grubą warstwą ścierki i wstawiam do lodówki. Świeży zakwas powinno się dokarmiać raz w tygodniu. Dokarmianie: Zakwas dokarmiam dzień przed pieczeniem chleba. Słoik wyciągam z lodówki około 2 godziny przed dokarmianiem. Aby był w temperaturze pokojowej. Odmierzam coś pomiędzy 60-90 gram zakwasu, resztę wyrzucam. Najważniejszy jest kożuch, tam bakterie są najsilniejsze. Dodaję tyle samo letniej wody i mąki ile mam zakwasu, dokładnie mieszam i odstawiam na noc. Moje porady: Zawsze używam tej samej mąki. Łyżkę przed użyciem wyparzam. Do zakwasu najpierw dodaję wodę mieszam dokładnie aby było jak najmniej grudek i dopiero potem daję mąkę. Nie wiem czy udało mi się jasno wszystko opisać. W razie pytań wiecie co robić. Powodzenia i smacznego.
#domowy chleb#chleb#zakwas#domowe wypieki#moje wypieki#wypieki#sourdough#bread#baking#recipe#przepis
7 notes
·
View notes
Text
did not have time this year to make zakwas (fermented beetroot broth), so unless i can find that premade somewhere im gonna have to do without, very sad
got uninvited from the family gathering at christmas (not as bad as it sounds, my grandma feels she can't take the strain of cooking for everyone), so I'm making a small wigilia supper for just my dad and I
#doubt ill get it premade although sainsburys does have an eastern european section#zakwas gives it a really good flavour though
7 notes
·
View notes
Text
14 kwietnia 2024, Niedziela🌷:
POST-TASIEMIEC ALERT!
Update'u z mojego życia ciąg dalszy!
Dostałam nowe leki na migrenę, na razie działają. W tym miesiącu miałam na razie tylko jeden dwudniowy atak, co jest całkiem niezłym wynikiem, bo bez nich dni migrenowych w miesiącu było średnio od 14 do 21. Wprowadziłam też dietę antymigrenową — w końcu. Wcześniej trochę się przed tym wzbraniałam, ale uznałam że frekwencja nie pozwoli mi na więcej nieobecności. Bałam się tej diety, bo wyklucza baaardzo dużo produktów: wszystkie sery, fermentowany nabiał, wędliny, wywary mięsne, owoce morza, soję, suszone i bardzo dojrzałe owoce, cytrusy, pomidory, czosnek, paprykę, banany, awokado, kapustę, szpinak, truskawki, ananasa, kiwi, cebulę, chilli, imbir, ocet, kakao, drożdże, zakwas chlebowy, glutaminian sodu, aspartam, czerwony barwnik, kofeinę, kiszonki i wszystkie orzechy z wyjątkiem migdałów. Także trochę tego jest. Jak się jest na recovery i to takim które nie idzie zbyt dobrze, taka restrykcyjna dieta mocno triggeruje i potrafi naprawdę siąść na psychikę. Na razie sobie radzę. Dieta polega na tym, że na tydzień odstawia się wszystkie te produkty, a potem wprowadza po jednym raz na trzy dni (wszystkie "przetestuję" do około połowy lipca) — jak dostanie się ataku, to pewnie przyczyną jest to konkretne jedzenie i trzeba go unikać. Na razie wprowadziłam już kofeinę (w rozsądnej ilości 300 mg dziennie nic mi nie było) i dzisiaj zaczęłam z bananami. Na razie jest okej. Bardziej mnie ta dieta irytuje niż wywołuje chęć Edziowego okultyzmu — to chyba dobry znak. Nawet jak czuję, że atak się zbliża, to wystarczy że wezmę kilka Ibupromów albo pójdę spać (bez leków, jak szłam spać z początkiem migreny oznaczało to, że kiedy się obudzę to przechylę się przez łóżko i zwymiotuję na podłogę z bólu — innej opcji nie było), więc leki w połączeniu z tą dietą przynoszą efekty.
Byłam też z Nicolasem u weterynarza, bo miał zapalenie ucha i na badania krwi, bo zaczął więcej pić. Ogólnie kosztowało mnie to 400 zł (a i tak miałam zniżkę po znajomości bo klinikę prowadzi kolega mojego taty z dzieciństwa) + i kilka minut kociego focha po każdym zakropleniu uszu (przynajmniej dopóki nie ogarnął że potem zawsze dostaje jeść). Zauważyłam że coś jest nie tak dość szybko, dzięki temu że po prostu dzielimy poduszkę i miałam niepowtarzalną okazję poczuć smrodek wydobywający się z jego uszu, poza tym zaczął się częściej drapać. Do weta trafiłam z nim na szczęście zanim zaczęło go boleć przynajmniej od środka, bo drapał się tak intensywnie że rozdrapywał sobie skórę przy uszach. Chciałam mu obciąć pazurki z tylnych łapek żeby nie zrobił sobie krzywdy, ale zaczynał mnie kopać xD.
Kolejna kwestia! Dzięki moim wspaniałym, wspierającym rodzicom zaczęłam się zastanawiać czy na pewno dostanę się na studia, a nawet jeśli, to czy nie wywalą mnie po pierwszym semestrze 🙂. Fajnie, co? Nie że coś, ale mogliby nie dissować mnie tylko dlatego, że chciałabym czegoś innego niż oni; zmęczonej życiem mamy-korposzczura z depresją i zespołem lęku uogólnionego albo taty-alkoholika po technikum mechanicznym, bez matury, bezrobotnego przez pół życia i rzucającego każdą pracę po roku. Chciałabym być szczęśliwa i spokojna, a nie mieć wciąż nawracające myśli, że życie jest bez sensu, skoro harujesz przez 40 lat w "porządnej pracy" której nienawidzisz, za psie pieniądze, a potem umierasz na zawał albo zbyt późno zdiagnozowanego raka bo twoje ciało nie wytrzymało takiej ilości stresu, a nie było cię stać żeby iść do lekarza prywatnie, podczas gdy na NFZ następny termin był za rok. A nawet jeśli żyjesz, to siedzisz całymi dniami w nieogrzewanym mieszkaniu, w którym światło zapalasz tylko do czytania, bo nie stać cię na prąd, i z którego wyściubiasz nos tylko na zakupy, bo szkoda ci wychodzić, skoro tyle płacisz za czynsz. Tak, taka jest moja wizja dorosłości i starości — przynajmniej takiej, jaka myślę że czeka moich rodziców, i jakiej chciałabym uniknąć. Chciałabym pójść na studia, na które będę chodzić z przyjemnością, a nie jak za karę i znaleźć taką pracę, żeby to nie był obowiązek, tylko przyjemność. I chciałabym być samowystarczalna, a nie — jak moi rodzice — polegać na rodzicach/teściowych, mieszkać w ich mieszkaniu i wisieć dziesiątki tysięcy, których nawet się nie ukrywa, że nie zamierza się oddać. I chciałabym nie czuć się samotna — ale ten problem już rozwiązałam adoptując Nicka i jego towarzystwo w pełni rekompensuje mi relacje międzyludzkie, czy raczej ich kompletny brak. Do tej pory nie poznałam nikogo z kim dogadywałabym się wystarczająco dobrze, żeby nawiązać jakąkolwiek relację koleżeńską, nie licząc katechety i historyka z liceum, ale czy da się to zakwalifikować do relacji? No nie wiem, już sama różnica wieku dodaje dziwności kiedy się o tym opowiada (jeden ma z 60 lat, drugiemu niedawno stuknęła 40-stka), ale nie zliczę ile razy spędziłam z którymś przerwę albo zostałam godzinę po lekcjach bo się zagadaliśmy. I wiem że to może dla niektórych brzmieć niezbyt dobrze — bo jak to tak, nastolatka urządza sobie pogaduszki z nauczycielami?! W dodatku z facetami?! — ale naprawdę nie ma w tym nic niewłaściwego. Łatwiej mi się z nimi rozmawia niż z ludźmi w moim wieku. Ci, których znam gadają ciągle o tym ile to ich rodzice nie mają pieniędzy (snoby zasrane), o imprezach, o randkach, związkach, znajomych, o celebrytach i ciągle plotkują (a ja nienawidzę plotek, bo sama wielokrotnie byłam ich ofiarą — i wciąż zdarza mi się być). Nie mam o czym z nimi rozmawiać. Mam nadzieję, że miałam do tej pory pecha do ludzi, bo jeśli nie, to boję się co to dla mnie znaczy. Przynależność do Klubu Seniora, bo gdzie indziej spotkam ludzi, z którymi znajdę wspólny język? Randki z ludźmi z pokolenia moich rodziców? Błagam, LITOŚCI. Oczywiście biorąc pod uwagę, że kiedykolwiek pójdę na jakąś randkę. Na razie się nie zapowiada (ludzie nie są zainteresowani mną, mnie nie obchodzą ani ludzie, ani wymagające relacje z nimi, a tym bardziej jakakolwiek fizyczna zażyłość; od trzymania za ręce, przez całowanie, aż po szeroko pojęte "coś więcej" — wszystko to mnie odrzuca, ale tylko ze względów sensorycznych. Gdybym nie miała czucia, chyba nie miałabym nic przeciwko. Powiedzmy, że jestem osobą do przytulania, ale nie za długo i na moich zasadach). Może jestem niedojrzała, a może boję się czegoś, czego nigdy nie doświadczyłam. A może po prostu coś jest ze mną nie tak.
Chyba trochę zgubiłam wątek. Rozgadałam się. Mówiłam o studiach. Rodzice mnie zniechęcają, sama zaczęłam się zastanawiać czy to na pewno dobry pomysł, ale to nie ma absolutnie żadnego znaczenia, bo nie mam innego planu. Koniec, kropka. Jadę. Kij wam w oko, skurczybyki. Ze mną nie ma tak łatwo.
Zastanawiam się nad odkupieniem samochodu od kuzynki — fiat 500 z 2008 roku za 13.000 zł. Na razie nie mam jeszcze nawet prawa jazdy i brakuje mi czterech tysięcy, ale może uda się namówić rodziców żeby sypnęli trochę grosza na kurs. Argumenty są po mojej stronie: "niepowtarzalna okazja", nic od nich nie dostałam ani na 18-stkę, ani na Boże Narodzenie, no i fajniej będzie zwiać z domu pierdząc im tłumikiem na odchodne niż ładować siebie, kota i marny dorobek swojego marnego życia do TLK, próbując nie spierdolić się z peronu na tory. Natomiast ich jedyny kontrargument to że nie mogę prowadzić, skoro mam ADHD (nie dociera do nich, że biorę na nie leki od ponad 11 miesięcy) i że młodzi prowadzą nierozważnie (kiedy przypomniałam im że to oni jeżdżą 80 km/h w terenie zabudowanym, podczas jazdy siedzą z nosem w telefonie: tata ogląda shorty na YouTubie, mama czyta artykuły — "ale tylko nagłówki!", i w dupie mają tak prozaiczne rzeczy jak sygnalizacja świetlna, i to ja jestem osobą, która się na nich drze, że prowadzą jakby prawa jazdy znaleźli w chipsach, zaczęli się burzyć, że jestem bezczelna). W każdym razie jeśli się zgodzą, to pójdę sobie do pracy na miesiąc do Burger Kinga (klientów mają z 10 razy mniej niż McDonald a płacą podobnie) i jak zdam prawko będę miała samochód, yay!
Na koniec wrzucam zdjęcie drzewa za oknem bo wiosna jest super i Nicolasa obczajającego lampę bo wygląda wtedy jak ślimak
To nie koniec update'u, po prostu wiem że zbyt długie posty nie są tak dokładnie czytane xD. Update vol. 3 już wkrótce!
33 notes
·
View notes
Text
MISO
składniki (za olgasmile.com):
bulion dashi
pasta miso
grzyby shitake
grzyby mun
tofu
cebula dymka
sos sojowy
makaron
BARSZCZ WIGILIJNY
składniki (za aniagotuje.pl):
buraki ćwikłowe
bulion/woda
marchew
korzeń pietruszki
por
zakwas z buraków
woda z moczonych grzybów
przyprawy
50 notes
·
View notes
Text
23.12.23 UTRZYMANIE WAGI dzień 297
Zjedzone: 1540 kcal (limit +/- 2100 kcal)
Bez liczenia: 25 migdałów/ batonik 'Bakalland' baton musli o smaku słony karmel 30 g
No dziś ostatni post przed Świętami. Zostały jeszcze 2 rysunki z #25 days christmas drawing challenge. Ogólnie wow, że udało mi się zrobić rysunek każdego dnia. Wieczorem będzie świąteczny post przypięty i zapowiadana przerwa świąteczna na Blogu oficjalnie się zacznie. Ale póki co jeszcze coś tam dziś piszę.
***
Dziś dniówka w pracy. Jak rano wychodziłam to się zastanawiałam czy będzie szał-bum, czy już wszyscy siedzą w domach i lepią pierogi. Ja nie lepię pierogów - wstyd się przyznać, ale totalnie mi nie wychodzą. Kupiłam do barszczu paszteciki z Lidla i gites. Za to zrobiłam sama zakwas. (Edit: był szał-bum ale były 3 osoby na zmianie, także jakoś mocno się nie zmęczyłam)
***
A w ogóle co na Święta u mnie? Na wigilijną kolacje/obiad (bo będę jadła przed pracą). Dorsz z orzechami włoskimi, ziemniaki pieczone, surówka z marchewki selera i jabłka. Barszcz z pasztecikami, sałatka warzywna, ryba po grecku, śledzik z pudełka, sernik na deser. A na Święta szynka świąteczna dalej ryba po grecku, surówka, sałatka i ziemniaki... jajka w "majonezie" I sernik. W tym roku nie przesadzalismy z ilością bo w zeszlym musieliśmy wywalać. Także tyle co na 2-osobowa rodzinkę (+ 2 kotki) i żeby było na 2-3 dni.
"Małż" pod moją nieobecność "poczyniał" sąłatkę warzywną. Oto efekt. Specjalnie dla mnie jest z majonezem lihgt zmieszanym z jogurtem. Ehh nadal pewnie kaloryczna, ale wyrzuty sumienia o wiele mniejsze 😉. Poozdabiał też mieszkanie nawet lama która służy do podpierania drzwi balkonowych dostała kokardę! (w zimie ma urlop)
***
No i dobre wieści. Mały szacher-macher w grafiku i jednak mam wolne całe święta! (oprócz tej wigilijnej nocki) ale dwa dni świąteczne spędzę w domu z "małżem"! Hurra! Bez żalu oddałam tę zmianę koleżance, która akurat za świętami z rodziną nie przepada. Nawet kasy mi nie szkoda. 😁
***
Po powrocie z pracy jeszcze gotuję barszczyk i już prawie skończyliśmy przygotowania do świąt. Post dziś umieszczam ciut wcześniej niż zawsze - gary wzywają!
Dobrej nocy wam życzę!
#ed18+#edadult#ed recovery#pro revovery#food log#foodbook#dieta#chce byc piekna#kalorie#utrzymanie wagi#kaloryczno┼ø─ç#25 days of christmas drawing challenge
36 notes
·
View notes
Text
Wkońcu wracam!
Zrebligujcie lub zostawcie coś po sobie, chce zaobserwować wszystkie motylki
Opowiem wam moją historię z ed to może mnie skojarzycie 🦋🦋🦋
A więc tak dwa lata temu miałam swoje ugw ważyłam wtedy 35,5kg i byłam leciutka, było mi trochę zimno ale zajebiscie się czułam ze sobą serio polecam było warto!!!
Uważajcie na rodziców! Wkoncu po jakimś czasie moja mama się zaniepokoiła i chodziła ze mną rok po różnych lekarzach wszyscy kazali mi przytyć i wmuszali we mnie ciągłe jedzenie bo jak nie to do szpitala na 9 miesięcy. Tak mnie upaśli a później jeszcze miałam napady przez różne stresowe sytuacje że teraz wyglądam jak ulana świnia i nie nawidzę swojego ciała przytyłam aż 25kg!!!
Teraz nie chce mi się żyć, chce wrócić do wagi gdzie będzie 3 z przodu!!!! Potrzebuje tegooo do życia 🫶🏻
Już próbowałam wszystkiego ale ciągle mam napady od teraz wprowadzam spowrotem dyscyplinę!
Trzymam zakwas mocno kciuki, chudej nocy motylki 🌙💓😴
#bede motylkiem#pamiętnik motylka#motyl#chudzinka#blogi motylkowe#lekka jak motyl#tylko dla motylków#chce byc lekka jak motylek#chudej nocy motylki#chudzinki#chudosc#chude jest piękne#chudniemy#chude ciało#lekka jak piórko#nie chce być gruba#gruba szmata#jestem gruba#gruba świnia#za#grubaska#gruba kurwa#grubasek#za gruba#tłusta świnia#gruba swinia#wieloryb#ulana kurwa#jestem ulana#tluszcz
9 notes
·
View notes
Text
Siemanko
Obudzili mnie niechcący rodzice. Odwykłam od rozmów w tle podczas spania. Tu jestem tak zmęczona pod koniec dnia, że nawet żadnego filmu do snu nie puszczam. To chyba najdłuższy okres czasu podczas którego nie zasypiam z filmem w tle. Może się to wkrótce zmienić. Remont idzie całkiem dobrze i jak wszystko pójdzie zgodnie z planem pod koniec tygodnia skończymy kuchnie z salonem oraz mój pokój.
Nakarmiłam uszatki oraz Koperka. Posprzątałam też trochę, podlałam ogród… Po śniadaniu (którego nie jadam) pojechaliśmy po chleb etc do Dobrej. Ja zaś akurat trafiłam na kuriera pod paczkomatem i odebrałam zamówione wrzosy :) moja mama je uwielbiam zatem postanowiłam nieco ożywić oponoskalniak xD
Muszę poczytać o roślinach do skalniaków. Może jakieś sukulenty czy coś? Nie wiem, nie znam się.
Generalnie dziś było mega zimno. Wiatr wiał z północy tak pieruńsko zimny. Grzebałam w ziemi ubrana na cebulkę. Typowe Polskie Lato bez kitu. Jutro ponoć ma być 27 stopni. W planach mamy rano położyć płytki i parzeszpachlować mój pokój a następnie podjechać nad Jeziorsko jak co niedziela. Może ojebę suchego gofra albo jakiegoś loda? Zobaczymy.
W ogóle dziś był grill zatem jedzeniowo jak zwykle do kitu. Opychałam się gotowanymi burakami, sałatą w jogurcie naturalnym z czosnkiem oraz jedną kaszanką… A! I trzy kawałki papryki z grilla jeszcze wleciało
Pieliłam dziś ogród na siedząco. Kostka nadal mi dokucza. Powinnam odpoczywać, ale nie potrafię… Wiecznie jest coś do zrobienia. Tata ma swoją prace do wykonania a mama? Cóż. Ona dziś miała gorszy dzień i leżała niemal cały w łóżku. Było zimno a ona jako meteopatka czy jak to się tam nazywa źle znosi zmiany pogody. Głowa ją boli godzinę przed burzą. Chodząca stacja meteo bez kitu
Wszystko w ogrodzie ma się dobrze. Poziomki jest solidna garść już dojrzała zatem może jutro zjem je z jogurtem naturalnym co został po dodaniu do sałaty.
Dodałam też spirytus do wydrylowanych i zasypanych cukrem wiśni. Będą pycha już to czuje :) wiadomka, że wyjdą bo przepis mam od mojej niedoszłej babci (babcia mojego ex). A akurat Babcia Anastazja to wiśnie w spirytusie robi najlepsze na świecie. Zawsze jak do niej przyjeżdżałam to otwierała słój odganiając przy okazji Dziadka Stanisława. Ten to jest tak samo łasy na wiśnie co i ja.
Wino też pięknie pracuje. Ogórki się kiszą. W sumie jak już będzie kuchnia wlecą konserwowe, domowy zakwas i kiszona kapusta. Może jeszcze będą kalafiory w dobrej cenie to też bym ukisiła bo uwielbiam
No ale ja tak tylko o żarciu i o żarciu a tu wszyscy żyją we względnej zgodnie u mnie :) Jeszcze się zdarzają „kłótnie” jak to w rodzinie, ale wszyscy się tolerują co mnie niezmiernie cieszy
Ogólnie czułam się dziś w miarę dobrze. Gdyby nie pewna akcja to już w ogóle byłoby nawet spoko. Jak już wspomniałam grzebałam sobie w ziemni. Mokrej, aromatycznej i żyznej ziemii. A że siedziałam obok na trawie pieląc miałam przebłysk myśli w stylu „fajnie by było gdyby ktoś mnie już przysypał”. Nie fajnie i nadal mi to tkwi w głowie. Na szczęście nie skusiłam się na położenie się w niej bo i takie myśli mi przyszły
17 notes
·
View notes
Text
Weekend KUPALNOCNY za mną.
24-26 czerwca 2023
Dobry weekend za mną.
Bardzo tego potrzebowałam: czułam od ostatnich 2 miesięcy (z intensywnością silnie podkręconą w ciągu ostatnich 2 tygodni) taką presję na sobie, że piątkowy wieczór po dodaniu do równania pretensji mamy mnie po prostu wszystko przytłoczyło, przygniotło i zmusiły do skoku ze skraju.
Musiałam się wypłakać i odciąć, bo nie byłam w stanie nic więcej unieść.
Przeżyłam kiedyś załamanie nerwowe, więc wiem, że w piątek nie przeżyłam akurat tego, nie ta skala, ale byłam bliska. Bardzo. W głowie miałam krzyk, panikę, histerię, ciasnotę, żal. I chęć by wszystko to poszło w trzy wiatry, by spalić wszystko, wyłączyć, odłączyć, odlecieć i olać wszystko i wszystkich. A przy tym czuć tak bolesną pustkę i samotność.
Dlatego w weekend po prostu wyłączyłam się, a właściwie próbowałam wyłączyć, bo po tak długim okresie stresu i napięcia to jest jednak proces by ponownie nauczyć się relaksu. Niestety.
Ale też "stety", bo się udało.
:)
Lepiej mi.
Zapomniałam co prawda, że miałyśmy udać się na masaż xD (co planowałyśmy od pół roku xD), ale i tak było spoko, bo zaliczone zostały takie punkty jak:
1) cisza (z daleka od zgiełku miasta, a zarazem pozostanie w centrum miasta :P),
2) woda (wsiadłyśmy do roweru wodnego - tj. myślałam o kajaku, ale o ile ja już całkiem ogarniam jak tym pływać, bo niedawno, na Żuławach z moim chłopakiem spory kawałek dnia spędziliśmy pływając w kajaku po rzece, było zajebiście :D to moja przyjaciółka ma doświadczenia kajakowe może nie jakoś wyjątkowo dramatyczne, bardziej przygodowe, ale na pewno nie warte powtarzania podczas z założenia "relaksacyjnego weekendu" - po prostu nie chciała zmoknąć razem z całym bagażem :P Przegadałyśmy kilka godzin przy tym podziwiając naturę i barki),
3) dobre jedzonko (też zniuansowana sprawa: okazało się, że przez te zeszłoroczne choroby, a potem przez ostatnie pół roku zapierdolu tak mało mam czasu na kiedyś-mój-ulubiony-sposób-spędzania-czasu tj. próbowanie dobrego jedzonka, że nie wiele wiem o tym, co się dzieje w gastro-branży na mieście. :/ Przegapiłam otwarcie we Wro Kaffe Bageri Stockholm - czyli kawiarni, którą regularnie od 6 mc odwiedzam podczas wizyt w Krakowie, którą bardzo lubię za kardamonki/cynamonki, za uroczo malowane kubeczki ceramiczne i za wystrój - mniej za kawę, bo jestem ignorantką w tej sferze, ale podobno jest wyśmienita akurat w tej kawiarni [tak twierdzą moje dwa niezależne źródła opinii kawoszowej, więc coś w tym musi być]; co do innych aspektów - mój chłopak potraktował tym razem bycie hostem jako inspirację do swojej kuchennej improwizacji. Miał dwa pomysły i co rano pytał gości o kierunek podróży kulinarnej, na jaki mają ochotę np: "Grecja czy Wietnam?" i serwował nam potem ucztę. I taką eksplozję smaków! Mrrrr... Dbał o to, abyśmy jedli rękami, aby było brudno i wesoło. Aby mieć bliski kontakt z jedzeniem, co dla wszystkich było wartością dodaną :D Jestem mega wdzięczna za jego obecność w moim życiu. I cieszyło mnie widzą, jaki ma z tego wszystkiego fun! Przyznaję dodatkowo, że jestem pod wrażeniem, bo on jest wirtuozem potraw mięsnych, nie zawsze ogarnia, że w dobrze zbilansowanej diecie powinny być warzywa - chociaż zarówno on jak i jego rodzina zgodnie przyznają, że od kiedy jest ze mną jada więcej warzyw podczas jednego posiłku niż w dotychczasowym życiu łącznie xD A tu przygotował całkowicie wegańskie dania, dbając o zamienniki mięsa, które preparował tak, by smakowały jak mięso - owocnie. I sam z siebie opowiadał nam o wynikach tych prób: że mielone z tofu nie wyszło tak, jakby chciał, więc będzie do tofurnika, ale boczniaki to wyszły idealnie, jak kurczak, więc wrzucił je do dania, które jemy. No, więc nawtykałam się jak głupia i niczego nie żałuję, przeciwnie, czułam, że jedzenie nas łączyło).
4) ruch (spacery, rowery wodne i w końcu mecze w squasha - to ostatnie nas wykańczało, graliśmy na zmianę, ale kuuuuurde, jak było fajnie! A dziś tyłek mnie taaaaak boli - ale to nie są zakwasy, to po prostu dobrze poćwiczone mięśnie :D Bardzo pozytywnie. W ogóle nie grałam od bardzo dawna, pierwsze 5 min na korcie to była masakra, ale potem jak weszłam mechanicznie w skupienie na piłce... to było jak z "jazdą na rowerze". To chyba idealna gra dla os. z ADHD. Tego dnia nie wzięłam leku - bo chciałam odpuścić, pozwolić sobie na nieogar, ale też nie chciałam zamykać sobie drogi, gdybym miała ochotę na drinka wśród grona przyjaciół - więc w teorii trudniej było mi o skupienie bez optymalnej ilości rozpaszaczy np: wysiłek fizyczny czy podcast na słuchawkach. Tym czasem z przyjaciółmi weszły żarty, takie do łez, dobywające pełen spontanicznej radości śmiech i chęć do wygłupiania się i zarazem konieczność obserwacji piłeczki i biegania po korcie... to było tak odprężające, tak relaksujące. Weszłam wręcz w jakiś taki trans: tylko ja i piłeczka istaniałyśmy na chwilę na świecie, moje ciało biegało, skakało, wzrokie peryferialnych nawigowałam miedzy przyjaciółmi i ścianami - ale mogłoby ich nie być, wystarczyło, że jest piłeczka i rakieta. I dźwięk tj. rozmowa z moją gromadą o pierdołach, odpowiadanie na pytania, śmiech z fuck upów, przeklinanie, gdy puściłam piłkę - i to mi dawało ten optymalny sposób rozproszenia, który osiągam też po lekach właśnie, napięcie jakby spada, mózg jest na tyle zajęty, że przestaje być w mojej głowie głośno od myśli i możliwości).
5) sauna [no co tu dużo mówić, byłam w raju oczywiście :D... każdego dnia po sesji na korcie lądowałyśmy w saunie - i doceniam, że względu na mnie wchodziłyśmy gromadnie do 100*C :P Było super! W ogóle jak pierwszy raz weszłyśmy jakoś tak instynktownie zajęłyśmy miejsca byle-jakie by zrobić miejsce dla innych wchodzących osób i by przywyknąć do mroku panującego w saunie. Wylądowałam na najniższym stopniu - ale było ciepło. Zamilkłyśmy na jakieś 5 sekund, aż moja najmniej lubiąca ciepłotę (niedopowiedzenie xD - "kochająca zimno" bardziej oddaje stan rzeczy xD ) kumpela, która siedziała na najwyższej ławce sauny fińskiej wypaliła "Co tu odwaliło!? Zaburzacie mi feng shui normalnie!" xD i miałyśmy tak dobre humory, że po prostu uderzyłyśmy w rechot od razu robiąc roszadę na ławkach - kto t��sknił za ukropem na górę, kto woli chłodniej - na dół... a potem zaczęłyśmy rozmawiać o komisach i ekranizacjach komików, włączył się do rozmowy jakiś typ, który był z nami w saunie i po prostu chciał pogadać o Spidermanie xD I się wdałyśmy w baaaaardzo żywą dyskusję o tym, czy Marvel robi Spidermana dobrze czy nie xD - nie wiem ile rozmawialiśmy ostatecznie, ale zapomnieliśmy o upływie czasu omawiając historię, sympatię i antypatię wobec wszystkich ekranizacji Spidermana, jakie powstały w ciągu ostatnich 30 lat xD i dopiero jak jednej z moich koleżanek zrobiło się niedobrze przypomnieliśmy sobie, że należy z tej sauny jednak wyjść, bo siedzenie w 100* godzinami jest niezbyt zdrowe xD Fajnie było. Bardzo wesoło. Bardzo tak... dużo śmiechu z pierdół, dużo lekkości, dużo dystansu]
6) festiwal (mój ulubiony festiwal się odbywał, wybrałyśmy się na niego, a przy okazji po tour po muzeum i ASP - ciekawe eksponaty. Super było. Bardzo mi tego brakowało. Tej powolności i doceniania kreatywności i kunsztu)
7) shopping (nie kupowałam, chociaż kilka razy się zastanawiałam, wzięłam nawet namiary na artystów, twórców, małe marki, ale towarzyszyłam w procesie decyzyjnym i było sztosiasto :D Fajnie czasem być doradczynią i nie czuć, że to obowiązek, a przywilej).
8) maraton horrorów (po prostu LOL xD, bo jakiś przypadkiem nam wyszło, że wszystkie horrory rozgrywały się w Szwecji :P, ale było świetnie. Oglądaliśmy Midsommar - zainspirowane poranną wizytą w Szwedzkiej kawiarni, gdzie z okazji midsommar oferowano specjalne bułeczki, a potem już poleciało samo z siebie - do tego stopnia, że zapomniałyśmy o całym świecie i zaniepokojeni chłopaki - na swoim evencie - wydzwaniali dopytać czy żyjemy i czy w ogóle planujemy zakończyć spotkanie w tej dobie. Spoiler: na pierwsze tak i na drugie nie :P Zakończyliśmy seans późno w nocy)
9) ogarnianie pieska (grubszy temat - generalnie dziś mamy spotkanie z behawiorystką; bardzo się z tego powodu cieszę, chociaż mieliśmy początkowo wątpliwości czy w obecnej sytuacji to okay wydawać z budżetu tak dużo, ale MUSIMY to zrobić dla swojego i jej dobra, bo dostaniemy pierdolca od jej ujadania. Moja przyjaciółka dała mi kilka uwag, nie ze wszystkimi się zgadzam, niektóre są celne, inne mogły być oparte to jedno moje zachowanie przy gościach, a nie o zachowanie przy piesku non stop... Fajne było to, że dość prędko w porównaniu do innych osób w ciągu ostatniego miesiąca odwiedzających nasz dom moja przyjaciółka zaskarbiła sobie sympatię mojego lękliwego psiaka. Co prawda daleko temu do ideału, ale nie były to godziny nieustannego, świdrującego w głowie jazgotu, tylko trochę ponad kwadrans :P Z resztą ekipy poszło rykoszetem, bo już wyczaiłyśmy co nalezy zrobić: ja idę ze szczeniakiem do ubikacji, goście wchodzą i siadają wygodnie na miejscu i się od teraz nie ruszają, chyba, że muszą, wtedy dają znać, a ja zajmuję szczeniaczka czymś, żeby nie zauważyła, że obcy wykonują budzące przerażenie ruchy na osi kanapa-toaleta :P Ech... na razie działa, ale przyda się i tak dzisiejsze spotkanie ze specjalistką)
10)powrót bardzo przyjemnego uczucia, którego nie czułam od bardzo, bardzo, bardzo dawna. W niedzielę obudziłam się o 5 rano, poszłam z psem na spacer cichutko, a potem wróciłam do łóżka by wyszarpać jeszcze z 1-2h snu. Byłam jednak zmęczona mimo wszystko, mój organizm chociaż poruszany, to jest wyczerpany... No i spałam o dziwo do 9:30. A obudziłam się czując w ciele coś, czego nie czułam... sama nie wiem ile... może od roku nawet? Nie wiedziałam jak to ubrać w słowa, ale chyba już wiem jak.
10) Chodzi generalnie o seks. I nie jest tak, że intymności nie było przed ostatni rok w moim życiu, bynajmniej. Lubię seks, lubię intymność i dbam o zaspokajanie potrzeb swoich, mojego partnera i naszych. To dla mnie jednak z ważniejszych sfer związku. Dlatego tym trudniej mi było z tym, że nie potrafiłam się odnaleźć w sytuacji: bo o ile dotychczas zawsze byłam raczej dobra w kontaktowanie się z potrzebami ciała w tej sferze, z łatwością czerpałam przyjemność z bliskości i czasem ze zwykłego seksu (tj. dla mnie ważniejszy jest aspekt emocjonalny) o tyle teraz brakowało tego czegoś, co dotychczas przychodziło z taką łatwością mówiłam, że "libido", popędu. I zarazem czułam się winna, że tego brakuje, bo przecież mam wszystkie składowe, które powinny były sprawiać, że pojawia się we mnie ochota na seks. Spontanicznie. Łatwo. Że się rozpalam. tym czasem od jakiegoś czasu nagle łapałam się na tym, że sytuacja z "przytulenia" przeszła w grę wstępną i zdezorientowana zamiast czuć zaczynałam sprawdzać: czy mi to właściwie odpowiada? Na co ja teraz tak w ogóle mam ochotę? Czy w ogóle mam ochotę czy może zakończyć zanim zrobi się gorąco, a mój partner poczuje się odrzucony? Na co mam ochotę? Generalnie - wchodziła analiza uczuć, analiza zasobów (czy nie lepiej byłoby jeszcze 1h pospać?), analiza czy mam siłę na taki seks, jaki lubię (bo energię trzeba mieć, a nie zawsze ją mam), szukanie kompromisów (może lepiej rano, jak się wyśpię, niż wieczorem?). Anyway - zawsze było spoko, zawsze była dobra komunikacja i rozmowa o potrzebach na ten moment.
Ale od dawna nie było tak, że wstałam i zlokalizowałam potrzebę zaspokojenia napięcia seskualnego w ciele, a za tym pojawiła się myśl o jej zaspokojeniu, bo takiego napięcia sama z siebie nie czułam od... miesięcy. Ja musiałam je budować w sobie poprzez grę wstępną... a tym czasem w niedzielę wstałam i poczułam to w ciele. Nie jakiś gorący instynkt czy rwący głód. Po prostu takie "dzień dobry, myślę, że przed wyjściem z domu na kawę zjadłabym śniadanie" xD, nie jakieś specjalne dane, nic konkretnego nie nakręcało mojego apetytu, nie miałam też poczucia "burczenia w brzuchu" czy nie ciągnął mnie za żołądek przez nos zapach świeżo wypiekanych bułeczek (trochę zabawne, bo tak mniej metaforycznie ciągnął mnie za noc zapach pieczonego przez O. rano pieczywka) - nic z tych rzeczy. Po prostu takie "przydało by się coś zjeść". Takiej potrzeby nie czułam od miesięcy!
A w weekend poczułam i poczułam się super we własnym ciele! Czułam, że w końcu je odzyskuję!
8 notes
·
View notes
Text
Polecanko
Jak się za dużo zje albo chce się oczyścić polecam wypić zakwas z buraka który smakuje jak zimny barszcz /w jeden dzień oczyściłam się i jestem lżejsza o 1kg zjadłam 1470kcal/
#chce byc lekka jak motylek#grubaska#jestem brzydka#jestem do niczego#jestem najgorsza#chce widziec swoje kosci#jestem obrzydliwa#jestem zmęczona#nie chce cierpieć#nie chce być gruba
3 notes
·
View notes
Text
Chleb dyniowy na zakwasie
150 gram zajsasu żytniego (po dokarmieniu) 200 gram puree z dyni 3 łyżki masła 280 ml mleka 200g mąki orkiszowej 300g mąki zwykłej (u mnie chlebowa typ 812 . Można kombinować. Im więcej orkiszowej tym chleb suchszy. 0,5 do 1 łyżeczki soli W garnuszku roztapiam masło dodaję do niego mleko i sól. Przelewam to do miski. Stawiam miskę na wadzę i odmierzam 150 g zakwasu. Mieszam. Następnie dodaję mąki oraz pestki dyni. Można je wcześniej uprażyć na patelni. Mieszam. Mieszam drewnianą łyżką, ale można użyć robota czy mixera. Wyrobione ciasto przekładam do formy keksowej włożonej papierem do pieczenia lub wysmarowanej tłuszczem. Pomagam sobie zmoczoną w wodzie drewnianą łyżką. Zostawiam w ciepłym nie przewiewnym miejscu na około 4 godzin. Piekarnik nagrzewam góra dół 190°C, lub tylko wiatrak 195° Piekę 50-55 minut.
4 notes
·
View notes
Text
Izithakazelo zakwa-Dube
Izithakazelo zakwa-Dube Spoil yourself with a t-shirt or hoodie with Dube clan praises, click here to make your order via Whatsapp Dube elimthemde! Dube kaBayisa Khushwayo! Mbuyazi kaThekeli Ongathekeli nakwandodakazi UZwakele ndoda Ongathekelemziniemincane Othekelemzinemikhulu Ongathekeli kwamakhelwana Othekelemanxulumeni Nina bakwaDonda kwaMbangambi Ndlovu khaliphezinye zilibele Nina…
View On WordPress
0 notes
Text
29/03/23
1 Koryntian 5:1-13
(1) Słyszy się powszechnie o wszeteczeństwie między wami i to takim wszeteczeństwie, jakiego nie ma nawet między poganami, mianowicie, że ktoś żyje z żoną ojca swego. (2) A wyście wzbili się w pychę, zamiast się raczej zasmucić i wykluczyć spośród siebie tego, kto takiego uczynku się dopuścił. (3) Lecz ja, choć nieobecny ciałem, ale obecny duchem, już osądziłem tego, który to uczynił, tak jak bym był obecny: (4) Gdy się zgromadzicie w imieniu Pana naszego, Jezusa Chrystusa, wy i duch mój z mocą Pana naszego, Jezusa, (5) oddajcie takiego szatanowi na zatracenie ciała, aby duch był zbawiony w dzień Pański. (6) Nie macie się czym chlubić. Czy nie wiecie, że odrobina kwasu cały zaczyn zakwasza? (7) Usuńcie stary kwas, abyście się stali nowym zaczynem, ponieważ jesteście przaśni; albowiem na naszą wielkanoc jako baranek został ofiarowany Chrystus. (8) Obchodźmy więc święto nie w starym kwasie ani w kwasie złości i przewrotności, lecz w przaśnikach szczerości i prawdy. (9) Napisałem wam w liście, abyście nie przestawali z wszetecznikami; (10) ale nie miałem na myśli wszeteczników tego świata albo chciwców czy grabieżców, czy bałwochwalców, bo inaczej musielibyście wyjść z tego świata. (11) Lecz teraz napisałem wam, abyście nie przestawali z tym, który się mieni bratem, a jest wszetecznikiem lub chciwcem, lub bałwochwalcą, lub oszczercą, lub pijakiem, lub grabieżcą, żebyście z takim nawet nie jadali. (12) Bo czy to moja rzecz sądzić tych, którzy są poza zborem? Czy to nie wasza rzecz sądzić raczej tych, którzy są w zborze? (13) Tych tedy, którzy są poza nami, Bóg sądzić będzie. Usuńcie tego, który jest zły, spośród siebie.
Zaczynamy już widzieć większy obraz. Grupa Apollosa miała tendencję do zrównywania przywództwa z inteligencją. Grupa Jezusowa miała tendencję do lekceważenia przywództwa i do skupiania się na subiektywnych doświadczeniach. Jedna i druga skrajność jest grzeszna. Teraz Paweł zwraca się do pozostałych dwóch grup: do libertarian (którzy uznawali Pawła za swojego lidera i wierzyli, że nikt nie ma prawa mówić drugiej osobie jak ma żyć) i do legalistów (którzy uznawali Piotra za swojego lidera i chcieli na nowo wprowadzić prawo Mojżeszowe w życie aby kontrolować innych). O tych dwóch skrajnościach mówią rozdziały 5 i 6. Paweł udowadnia, że te nurty są tylko ludzką mądrością, które doprowadzają wierzących do tolerowania grzechu lub przeceniania ludzkiego prawa (co zazwyczaj wskazuje na chęć samo usprawiedliwiania się).Problem o jakim mówi Paweł jest ewidentnie problemem niemoralności, który jest uznawany za grzech zarówno w zasadach etycznych jak i w większości religii i kultur. Młody mężczyzna z kościoła nie ukrywa swojego współżycia ze swoją macochą (najprawdopodobniej z drugą, młodszą żoną jego ojca). Ze słów Pawła wynika, że wszyscy o tym grzechu wiedzą. Kiedy używa słów "wzbić się w pychę" mówi o byciu dumnym z mądrości ludzkiej.Ludzka mądrość powiada "Jakie znaczenie ma to co człowiek robi w swoim własnym domu? To nie może wpłynąć na nas wszystkich.". Boże objawienie (czyli Boża mądrość) zaprzecza takiemu myśleniu. Zobacz werset 6. Kościół, który toleruje niemoralność seksualną jest kościołem seksualnie niemoralnym. Zakwas (lub drożdże) ma wpływ na całe ciasto w procesie pieczenia chleba. Biblia używa tego przykładu aby ostrzec nas przed rozprzestrzenianiem się grzechu po całej grupie wierzących. Kościół musi w całości zachowywać czystość poprzez stosowanie kościelnych kar. Ludzka mądrość nigdy ci tego nie powie. Nie chodzi o to, że zbór powinien przejmować się tylko sobą, wręcz przeciwnie; wymierzanie kary w kościele jest aktem bezinteresownej miłości. Wiemy o tym bo tak mówi mądrość Boża. Czasem to co wydaje się być dla człowieka dobre bardzo się różni od tego co Bóg uważa za właściwe.
Krok Życiowy
Czy kara wymierzona w kościele jest ciężka do zniesienia? Niewątpliwie! Czy ludzie czasem odczuwają ból i emocjonalne cierpienie? Niewątpliwie! Czy jest to konieczne? Jest. Ale tylko wtedy kiedy chcemy się podobać Bogu, a nie ludziom.
1 note
·
View note
Video
youtube
Zakwas kwas piekarski sourdough Co jest ważne ? Odc 1
0 notes
Note
I just wanted to say that all your mass effect takes are SO good. I'm just reading through them and I agree with (almost) everything. Also I've never thought of Chakwas and Zaeed? That's brilliant and I love it. While I'm here, you're doing great work with the mod project! I bet you're fulfilling a lot of people's 9+ year old dream of smooching the helmsman. I can tell you're putting a lot of soul into it, but please don't wear yourself out too much <3 have a good day / night!
Thanks very much for your kind message. I'm doing my best!
Chakwas & Zaeed is like a secret ship I've had for a long time. I definitely enjoy the image of them in some hovercar at sunset, & she's sipping from a small glass of wine & has a gauzy scarf around her neck & shades on, & he's driving them someplace, regaling her for the fourth time that week about that time he tried to get onto the pyrotechnics team for a Blasto film but all the technicians were cowards and didn't want to use his stash of explosives to make the flames higher, so he quit.
What are we calling it? Zakwas?
24 notes
·
View notes
Text
my sourdough started bubbling, i can't say how proud i am of her
5 notes
·
View notes
Photo
Zakwas buraczany już się robi #buraki #domowy #zakwas #czosnek #zieleangielskie #liść #laurowy #pycha #przepis #super #pasja #zdrowe #chasztagi #folowe https://www.instagram.com/p/B19i2mQlQGw/?igshid=1kauq7waki8xk
#buraki#domowy#zakwas#czosnek#zieleangielskie#liść#laurowy#pycha#przepis#super#pasja#zdrowe#chasztagi#folowe
1 note
·
View note