Jestem bardzo niewyspana, nieprzytomna. Głowa mi pulsuje od bólu.
Szwagier napisał o 21, że mały się urodził i kontakt się urwał. Nie odbierał telefonów. Bałam się co to oznacza. I już pal licho - zostawiam siostrę i dziecko pod opieką lekarzy, ale umawialiśmy, że Szwagier w razie czego śpi u nas, bo młody rodził się we Wro. Mam dla niego przygotowaną szczoteczkę do zębów, ręcznik, ubraną w zeszłym tygodniu pościel... A nie odbierał.
W ogóle... ech.
Mój chłopak poszedł na spacerek wieczorny z psiunią. Ja w tym czasie zajmowałam swój przygnębiony umysł jaraniem się malarstwem Botticelliego: chciałam znaleźć reprezentatywny przykład tego, jak fantastycznie typ łączył kolory, a paleta jaką wybrał na "Narodziny Venus" to w zasadzie CAŁA PALETA zastosowanych barw jest inspirująca i niezwykle harmonijna (przynajmniej ja te zgaszone, a jednak płomienne barwy na nowo odkrywam). Wtedy dostałam wiadomość od Szwagra, kilka zdań i zdjęcie, i po prostu WALNĘŁO mnie mieszanką ulgi, niepokoju, radości. Pod skórą jakby musowały mi bąbelki - jakbym pierwszy raz od stycznia prawdziwie rozluźniła mięśnie, jakby pamięć mięśniowa z trudem sobie przypominała, że zna stan bez trybu "walcz lub uciekaj". Do tego ten szloch... Inhalowałam tak, jakbym każdym oddechem walczyła o życie, jakbym po miesiącach napięcia i skurczonej, skulonej klatki piersiowej NAGLE mogła nabrać tchu. Jakby było więcej w moim ciele miejsca na swobodny oddech. I te sensacyjne odczucia z ciała SPADŁY TAK NAGLE... Łzy leciały, jakby odkorkowane i wstrzymywane miesiącami.
Usłyszałam dzwięk domofonu, więc wyszłam do przedpokoju. Nie byłam w stanie mówić, ale chciałam, żeby O. wiedział. Jak zobaczył mnie zaryczaną i zdjęcie siostry - oczy zmęczone, twarz łagodnie uśmiechnięta, chociaż bezsprzecznie wyczerpana, a ręką (nakłutą wenflonami :( ) przygarnia do piersi opatulonego tkaniną rozwrzeszczanego ziemniaka. Twarz sina, paluszki jak serdelki, gęste włosy mokre i dziwnie falujące (będzie gen loczkowy podany dalej?), trudno powiedzieć czy są ciemne czy jasne. A taki wykręcony w grymasie, w płaczu, MOMENTALNIE uwypukla rysy płaczącej i grymaszącej dziewczynki, którą pamiętam z dzieciństwa. Niesamowite, ale nawet u ziemniaka widać podobieństwo O.O Pierwszy raz to widzę, być może dlatego, że siostry rysy znam od kiedy sama byłam dzieckiem? A może tylko mi się wydaje? Może mózg próbuje coś dopasować, coś czego tam nie ma...?
Miałam ochotę powiedzieć wszystkim! Że oni żyją i są cali. I jednocześnie potrzebowałam prysznica, by spłukać z siebie napięcie i stres, które powodowały, że moje ciało drżało. :( I zarazem miałam ochotę biegać po ścianach - bo tyle emocji czułam!
Moja mała siostrzyczka urodziła człowieka - nie pojmuję tego, nagle zaczęło mi się to zdawać niemal magiczne! Spełniła swoje marzenie.
O. nie pojmował co się ze mną dzieje. "To tylko dziecko" itp. A ja cała drżałam. Nie chciałam by mnie dotykał, ale chciałabym by współdzielił ze mną radość i ulgę. Bo udało się, przeżyli obydwoje.
Zadzwoniłam do mamy... ale nie wiedziałam, czy rodzice wiedzą już i czy sis i Szwagier życzą sobie bym to ja przekazywała tak ważne wieści. Więc zapytałam ostrożnie czy mama zaglądała na komunikator. Mama na to, że nie i nie ma czasu teraz, bo musi iść z pieskiem. Mówiła mi wczoraj rano, że opiekuje się Lucynką (bo Szwagier wyjechał do pracy na pół dnia, żeby moja siostra nie musiała wychodzić z pieskiem do szpitala), że ma przywieźć mojej siostrze nową turę ogórków kiszonych, które robiła wczoraj rano. Wspominała też, że coś jej się z komunikatorem stało i nie łączy się z internetem. Pamiętałam o tym, więc wieczorem zanim mnie zbyła "bo muszę iść z Lucynką na spacerek" poprosiłam, aby KONIECZNIE rzuciła okiem na telefonie taty czy nie mają wiadomości od zięcia.
Mama się przestraszyła. Bardzo. I zamiast - cholera! xD - ruszyć po komórkę mojego ojca zaczęła mnie pełna niepokoju wypytywać czy coś wiem, czy coś się stało z moją siostrą, czy mała (tj. jej najmłodsze dziecko, czyli moja siostra) ma się dobrze? Nagle weszła w ten ton przesłuchującej, zaniepokojonej mamy. Ech. Nie wiem, jak to przechodzi, że ONA NIE SŁYSZY tego po mnie, bo byłam cała zaryczana, szczęśliwa, pełna ulgi, z zatkanym nosem i urywanym oddechem, co chwilę ścierająca podczas tej rozmowy łzy z twarzy - JAKIMŚ CUDEM przeszło kłamstwo "nie, dlaczego miałoby coś być nie tak?". A mama na to, że "uf" i że pewnie siostra się na nią wkurzy, bo obiecała, że nikomu nic nie powie, ale musi mi powiedzieć w takim razie, że mój Szwagier to jednak wcale nie był przypadkiem cały dzień poza domem. Że jednak już w nocy 31.07.2023 lekarz i położna kazali mojej siostrze jechać do szpitala na podtrzymanie. Więc - mama wyznała zmartwiona bardzo - dlatego Lucynka jest u niej. Obiecywano jeszcze w nocy, że na obiad, po badaniach moja sis wróci do własnego domu - dlatego umówiła się z mamą na zwrot pieska i karmienie ogórkami. Ale niestety, mama nie miała kontaktu wczoraj w ogóle z córką, nie zawiozła jej tych słoików, bo lekarze po tamtej nocy nie wypuścili jej ze szpitala. Że mama się bardzo martwi...
No to najpierw jej powiedziałam, zgodnie z prawdą, że rozmawiałam dziś z siostrą i było okay (ale menda nie wspomniała, że odbierała telefon ze szpitala!!!!), a potem dobitnie kazałam "obadaj natychmiast komórkę taty! Wiadomości od Szwagra!" - zanim nakręci się na niepozytywne myśli. I się rozłączyłam.
O. mnie przytulał, głaskał, pomagał się uspokoić.
Co się ze mną działo!?
Po prostu taka ULGA... Całe ciało W TAKIEJ ULDZE.
A potem O.... nie wiem, poczułam się nierozumiana i opuszczona, bo on jak w zwykly dzień poszedł się po prostu umyć. Jakby nic się nie stało. A tu przecież jakaś galaktyka we mnie wybucha! Nie wiem sama i wtedy też nie wiedziałam czego oczekiwałam: nie chciałam być sama, ale też nie mogłam się uspokoić. Kozłowalo we mnie z emocji. Potrzebowałam głębokiego współodczuwania...
Chwilę później dzwoni mama - radość w głosie, szczęście TAKIE! - i krzyczy, że młody się urodził! Że mała urodziła! Pytam jej czy sprawdziła komórkę taty, ale okazuje się, że nie zdążyła! Że zadzwoniła do niej teściowa siostry, mama Szwagra, żeby powiedzieć jej, że wnuczek urodził się TERAZ, dosłownie 6 minut temu! Że jego świeże zdjęcie "hula na fejsbuku"! Takie z pierwszej minuty na tym świecie, prosto z objęć własnej mamy! I babeczki sobie wzajemnie gratulowały! Żartowały. Szczęście, szczęście, szczęście, euforia.
Mama nie dopuszcza mnie do głosu. Domaga się, abym jej odnalazła gdzie na fejsa zięć wrzucił zdjęcie, bo ona nie może znaleźć! Jest taka ciekawa i sfrustrowana, że swatowała już widziała, a ona wciąż nie wie jak wnuczek wygląda. Wzdycham. Powtarzam, żeby obadała komórkę taty, bo musiała coś naklikać w ustawieniach i jej komunikator nie łączy się z siecią (bo na komunikatorze nie dostaje nowych wiadomości od 2 dni, a jakoś fejsa sprawdza) - że Szwagier przysłał nam zdjęcia, jak obiecał. I nie odbiera telefonu! Próbowała się do niego dodzwonić, ale nic z tego. Mama na to: TO TY WIEDZIAŁAŚ!? I NIC NIE POWIEDZIAŁAŚ!!!!??? Przełykając łzy, ale rozbawiona tym oburzeniem rzuciłam "Mamo, to nie moja rola przekazać tą informację tylko siostry i jej męża. Przecież od razu zadzwoniłam do ciebie i kazałam obadać komórkę taty!". Dotarło. Nagle usłyszałam tylko pospieszny szum w słuchawce - pewnie ruszyła biegiem do taty, a po chwili obydwoje już do mnie mówili na głośniku xD pewnie pochyleni nad drugą komórką. Obydwoje narzekali, że "NIC NIE MA! NIC NIE WYSŁAŁ!" oraz na "A SWOIM RODZICOM WYSŁAŁ, TO NIE FAIR!". Przypomniałam o faktach - pewnie wysłał mamie, a nie odebrała, bo coś z komórką/pamięcią nie działa. I tyle. Nic straconego. Żadne złe intencje. I od razu podczas tej rozmowy przekazałam zdjęcie od Szwagra we wiadomości do taty. Słyszę "MAM!! MAM!!". I obydwoje słyszę, że rozpłakali się ze wzruszenia. Tylko okrzyki zachwytu. I zanim cokolwiek o wnuczku powiedzieli to obydwoje zmartwili się "Jaka ona jest zmęczona... Jakie ma zmęczone oczy... Jaka dzielna dziewczynka..." - słuchałam i ryczałam tym razem nie wiem czy tylko poruszona ich rodzicielką troską czy czym.... Po prostu emocje przepełniały, a łzy ciekły bez przerwy co chwlę z innych powodów. Tak się o tą cholernicę martwiłam. Tak się cieszę, że już po wszytskim.
Mama pytała jak ona się czuję - nie wiem.
I zaraz tata zauważa "Ale on ma dużo włosów! Jak małpka!", a mama rozpływa się nad malutkimi paluszkami. Zapewniali, że piękne dziecko. Jak dla mnie z wyglądu pospolity ziemniak tj. noworodek. Ale oczywiście jest wyjątkową osobą <3
I potem dalej ryczałam.
A mój chłopak dał znać swojej rodzinie, a potem poszedł jak w każdy zwyczajny dzień się położyć i spać... Co jakiś czas, słysząc mój szloch pytał "co się dzieje?" - a ja mu odpwiadałam, że nie wiem, że jestem zalana uczuciami, że wrażeń z ciała mam tyle i tak są sprzeczne, że nie wiem co ze sobą zrobić. Że się cieszę i czuję ulgę. I dziwię się, że TYLE NAPIĘCIA w związku z porodem siostry w sobie nosiłam... :(
Nie mogłam się uspokoić, chodziłam w kółko. Napisałam do siostry - gratulowałam. Wysłałam jej zdjęcie... Bo po pierwsze PEŁNIA księżyca przypadała wczoraj 1.08.2023 na godzinę 20:30 - po tej kulminacji był odpływ. Dosłownie. On się wtedy urodził. A wtedy też niebo nad moim miastem w końcu uniosło się mimo brzemienia gęstych burzowych chmur - po deszczowym, chłodnym caleńkim dniu, gdy było przysłonięte chmurami, a deszcz obficie bryzgał po oknach, akurat na zachód słońca rozpromieniło się od jasnego, ciepłego pomarańczu promieni słonecznych i odetchęło WIELKĄ tęczą, podwójną. :D Której zdjęciami spamował cały instagram - po paskudnym dniu tak spektakularny pokaz barw. Chłopak urodził się w okolicznościach przyrody jak z bajki...
Ryczę...
O. pytał mnie kilka razy czy Szwagier odpisał czy zamierza u nas nocować - bo od tego zależało jakie ubranie do snu wybierze. Nie odpisał. Nie oddzwaniał. Zaczynałam się martwić.
I całą noc... nie mogłam spać. Bo nie wiem co z siostrą. Wiadomo, logika podpowiada, że jest w najlepszym miejscu, że w razie konieczności niesienia pomocy - natychmiast ją dostanie. ALE żadne z nich nie pisało.
Natomiast chat mojego kuzynostwa się rozpisał - gratulowali narodzin nowego członka rodziny.
Szwagier milczał.
Za oknem jacyś huligani hałasowali - obudzili mnie dwa razy, ale chyba głównie dlatego, że mój piesek z przestrachu zaczął warczeć w stronę okna. Potem ktoś, gdzieś na zewnątrz robił krzywdę psu. Piesek skomlał. To też obudziło mojego pieska. Szczekała, ale nie głośniej i nie bardziej niż wszystkie psy w okolicy (suczka sąsiadów z góry ujadała do okien jak szalona i dwa kundelki z kilku kamiennic od nas włączyły wściekłe ujadanie - po głosie je poznaję). Jakiś piesek cierpiał krzywdzony przez człowieka i o 4 nad ranem w jego obronie stanęły inne psy, obudzone w swoich domach. Niesamowite. Po prostu niosła się ulicą pełna strachu i niezgody psia pieśń! Chciałam dzwonić na policję, ale jak wstałam do okna by zlokalizować, gdzie są napastnik i ofiara (oczywiście trzymając na rękach swoją buńczuczną psinkę, która wtulona w moje ramię kaszlała oburzonymi warknięciami) zobaczyłam na balkonach i w oknach masę ludzi, część z nich ze zwierzętami na rękach, a większość z komórkami przy uchu. Wszyscy zaspani, w piżamach lub z nagimi torsami tak samo jak ja szukający pośród trawnika, skwerku i gąszczu drzew na dużym placu zabaw źródła zamieszania/zbrodni. Więc nie dzwoniłam. Teraz nie wiem czy to dobrze...
Każdorazowo budząc się moim pierwszym odruchem było chwycenie za komórkę by sprawdzić czy są wieści od Szwagra i/lub siostry. Nie było.
Rósł we mnie niepokój. W końcu zasnęłam wtulona w śpiącego O. (który może przebudził się kilka razy, ale tylko burknął karcąco do warczącego szczeniaka, przewrócił się na drugi bok i natychmiast uderzył w kimę)...
Obudziłam się o 7, chwyciłam za telefon i widząc ikonkę wiadomości od Szwagra nacisnęłam z taką mocą, jak się tylko dało (jakby to coś zmieniło...). Napisał dziś o 6 rano, że dziękuje za propozycję, ale z uwagi na to, że nie wpuszczą go dziś na oddział przed godziną 15 po prostu zdecydował się wczoraj w nocy pojechać do własnego domu i wyspać.
Napisał, że poród był bardzo ciężki i moja siostra ma założone szwy. Lekarze mówią, że będzie dobrze - więc będzie dobrze.
(no ja nie ufałabym aż tak.... to tylko ludzie... mam nadzieję, że komplikacji nie było).
Ale jak to odczytałam to łzy znowu zaczęły płynąć... i tak od 7... z małymi przerwami płyną... a jak odkrywam, że mogę zupełnie swobodnie oddchać i chyba ostatnie pół roku o tym nie pamiętałam....
Szwagier nie chciał lub nie mógł opisać nic więcej, szanuję, to prywatna sprawa. Zapytam siostry jak będzie gotowa na kontakt.
Za to wysłał mi więcej zdjęć i filmików z Króliczkiem. Jak przestał być siny to jeszcze bardziej wygląda jak kartofel. A włosy ma jak z tej "gofrownicy" do włosów, takie ślaczki-zygzaczki. <3
Ponowiłam zaproszenie na noc - odparł, że on chyba dziś zostanie w domu i zrobi sobie "pępkowe" (aka opije z kumplami). Na pytanie czy rozmawiał z siostrą - nie. Nie odpisuje na jego wiadomości. Sam nic nie wie. Ale on się cieszy.
Ech...
Też się cieszę, że moja siostra spełniła swoje marzenie, że obydwoje są szczęśliwi. Ale szczęście czuję mniejsze niż ULGĘ.
Przez wychowanie (i sporą rolę jaką w nim odegrał Kościół Katolicki w kontekście kształtowana socjo-kulturowej), przez politykę partii rządzącej i reszty prawicy, przez wyrok TK, przez wszystkie kobiety, które umarły przy porodzie po tym wyroku i w dziesiątkach wieków wcześniej - nie potrafię inaczej patrzeć na ciążę niż na olbrzymie, nie proporcjonalne do korzyści zagrożenie życia. Tak, pewnie, to niesamowite, że organizm kobiety może TWORZYĆ przez 9 mc człowieka! Ale... ponosi koszty, które nie są prawnie, ani finansowo, ani systemowo wynagradzane w sposób zadowalający.
Jestem też ciekawa jak duży na moje uczucia wpływ ma to, co słyszałam: dziewczyny do 18 roku życia (jak wierzące to "do ślubu") słyszą, że muszą być wstrzemięźliwe seksualnie, mają negować potrzeby ciała, które jest "grzeszne". Najgorsze co może "złamać życie" i czym te kobiety "zamykają sobie drogę" to ciąża. Wtedy ciąża jest potepiana, jest wyrokiem, jest "krzyżem, który trzeba nieść" itp. Dziewczyny słyszą, że nie mogą zajść w ciąże (która jest konsekwencją złamania innego społęcznego tabu, którego też nie powinny naruszać jeżeli chcą być "dobre" i nagrodzone społeczną akceptacją) - że to najgorsze co je może spotkać. A nagle te kobiety, które kończą 18 lat lub wychodzą za mąż już słyszą, że MUSZĄ zajść w ciąże, że to ich powinność, że w imię prokreacji powinny wałsne potrzeby i marzenia, a także chęci odepchnąć na dalszy plan. A jak nie rodzą dzieci, to cytując Kaczyńskiego "dają sobie w szyję" bo są "zdegenrowanymi" kobietami. Kurwa. NIKOMU nie łączy się w głowie, że laska karmiona od ZAWSZE informacją, że zajście w ciążę to KONIEC ŚWIATA, że czeka ją ostracyzm, że ciąża ściągnie wstyd na nią, potomka i rodzinę, że nie ukończy studiów, że nie da rady ekonomicznie itp itp - że wlaśnie TA KOBIETA NAGLE NIE POCZUJE SIĘ UWIEDZIONA ATRAKCYJNOŚCIĄ POSIADANIA POTOMSTWA? Bo zaszczepiono w nas lęk. Bo zaszczepiono w nas wstyd. Bo nie nauczono nas naszych ciał i praw. Bo nie chcemy wraz z osiągnieciem niezależności oddawać uwagi, wolności i poświęcać swojej każdej myśli temu nowemu człowiekowi - bo same nie wiemy jeszcze kim jesteśmy. Ale widziałyśmy już jak jest ciężko naszym matką, jak ten system jest nierówny i niesprawiedliwy. Zupełnie nie dopasowany do ograniczeń jakie pojawiają się wraz z małym człowiekiem na świecie. Ale słyszymy, że masę ludzi, nie chce żebyśmy wiedziały kim jesteśmy, żebyśmy czuły się bezpieczne, kochane. Chcą, żebyśmy akceptowały to jak jest i po prostu się wpasowały i rodziły - bez wstydu, bo w małżeństwie. To są sprzeczne komunikaty. Dlatego politycy tego nie rozumieją? Dlaczego tego nie widzą?
Jeszcze większy fikołek: 15-letnia Maryja w ciąży jest super, najlepsza. Współczesna 15-letnia nastolatka w ciąży to rozwiązła dziewucha, gdzie byli rodzice? Czemu wchodziła temu chłopakowi do łóżka? Co ona w głowie miała!? - ona, bo to dziewczynka dla niektórych będzie tą "winną" sytuacji, a nie system edukacji, świadomość w obszarze medycznym, dostęp do antykoncepcji, odczarowywanie tabu, nie rodzice, nie ojciec płodu. :/ Wiem, że tutaj mowa o innych realiach, kulturze, normach społecznych, prawach, że tych sytuacji nie da się porównać - a jednak pierwsi, którzy obwinią dziewczynę to ci sami, którzy deklarują oddawanie głosów na Konfederację czy PIS. I ofc w każdej grupie jaka na Ziemi istnieje są zjeby i absolutnie spoko ludzie. Pewnie. Nie chodzi o uogólnianie tylko empatię: o poszerzanie świadomości społecznej, wiedzy, o dostęp do antykoncepcji, in vitro, aborcji, mieszkań, przedszkoli, egzekwowania alimentów, refundowanych badań, leków i innych potrzebnych świadczeń, które kobietą pozwolą czuć się godnie planując wydanie na świat nowego człowieka...
Takie luźne spostrzeżenie...
Głowa mi nadal pulsuje, a łzy lecą...
15 notes
·
View notes
Sope au
#3
Nadszedł w końcu dzień 9 marca, piątek, a co za tym idzie, jedyny dzień tygodnia, kiedy Yoongi mógł spędzić czas tak jak chciał, gdyż jego ojczym szedł do pracy o poranku i wracał popołudniu. Po powrocie z pracy dziewiętnastolatek dostał od młodszego przyrodniego rodzeństwa kartki urodzinowe, a od biologicznego brata dostał nową bluzę, która tak bardzo spodobała mu się, kiedy kupowali prezent dla matki pół roku temu. Później nadszedł czas na spędzenie dnia ze znajomymi i ich drugimi połówkami. Yoongles nie był z tego powodu niesamowicie zadowolony, ale nie miał innego wyboru jak się na to zgodzić i dostać drogie prezenty, których wolał nie dostawać.
Założył nową bluzę od brata, zawiązał trampki i poprawił swoje włosy, które po wczorajszej wizycie u fryzjera, mimo, że wyglądały tak samo, to dla niego wyglądały jakby zmieniły się niesamowicie, nie mógł się przyzwyczaić do ich nowego wyglądu. Zobaczył powiadomienia z Twittera, więc postanowił na niego zaglądnąć, zobaczył, że dostał życzenia urodzinowe od Yiyun i niestety wstawiła jego zdjęcie. Zabije ją za to jak ją zobaczę. – pomyślał, po czym wyszedł z domu.
-Cześć. – przywitał się z wszystkimi, mianowicie z Jiminem i Yiyun oraz ich drugimi połówkami.
-Na wstępie przedstawię ci plan na dzisiaj, my dear. – powiedziała Yiyun, po czym przekręciła kluczyki w stacyjce. – Najpierw jedziemy na odpowiedni obiad na dziś, do twojej ulubionej knajpki wege, później, posiedzimy tam trochę i dostaniesz prezenty, które przyjmiesz i się nie wymigasz. Kupiłam każdemu z nas po butelce soju, nie liczcie na więcej zapchleni alkoholicy. – oznajmiła. – Następnie... – zaczęła, jednak opamiętała się. – Następnie to już niespodzianka. – powiedziała z uśmiechem, a Yoongles wywrócił oczami.
Urodziny, dzień jak każdy inny. Dosłownie świętowanie kolejnego roku życia. Gratulowali mu tego, że jeszcze nie wysiadł psychicznie? Nie rozumiał fenomenu tego dnia, jednak za namową matki i jego przyjaciół postanowił wyjść w ten dzień z domu i spróbować w miarę przyjemnie spędzić czas.
***
Dojechali do wege knajpki, każdy z nich wyciągnął z bagażnika prezenty dla Yoongiego. Chłopak widząc cztery paczuszki poczuł się okropnie głupio, przypominając sobie, że pół roku wcześniej na urodziny Jimina przyniósł jakiś idiotyczny sweterek, który idealnie wpasował się w gusta chłopaka, jednak był z jakiejś sieciówki, kupiony na promocji oraz jakąś butelkę wina, a dwa miesiące wcześniej na urodziny Yiyun kupił jakiś naszyjnik, który nawet nie był złoty, a pozłacany. Miał szczerze ochotę zapaść się pod ziemie.
-Dzień dobry. – powiedział, kiedy wszedł do knajpki, po czym podążył na antresole, gdzie zawsze siedzieli z Yiyun i Jiminem, podczas ich spotkań. Po chwili podszedł do nich kelner z menu, po chwili namysłu Yoongi, który chciał po prostu stamtąd uciec poszedł do tego samego kelnera i złożył zamówienie nie czekając na to aż on do nich przyjdzie. Kiedy wrócił na antresole na stole znikąd leżała babeczka z wetkniętą w nią świeczką.
-Tylko nie śpiewacie “Happy Birthday”, bo już totalnie padnę i nie wstanę. – powiedział.
-No dobrze, to pomyśl życzenie. – powiedziała Yiyun kiedy podeszła do niego z babeczką na talerzyku. Po chwili namysłu Yoongi pomyślał życzenie. Chcę być szczęśliwy. Zdmuchnął świeczkę i dostał owację na stojąco. Uśmiechnął się patrząc w podłogę, po czym usiedli z powrotem przy stole. – Otwórz prezenty i nie grymaś jak twoja dwuletnia siostrzyczka. – powiedziała Yiyun.
-Więcej się nie dało pieniędzy zmarnować? – zapytał.
-A i dzisiejsze potrawy na mój koszt. – powiedział Seungmin, chłopak Yiyun.
Yoongi otworzył pierwsze pudełko i zobaczył tam trzy bluzy Fili, które oglądał tylko na wystawach sklepowych, lekko rozwarł usta, bo dotarło do niego, że dzięki tym bluzom i bluzie od brata mógł się już pożegnać z tymi starymi i w końcu wyglądać jak człowiek. Pod spodem znajdowała się jeszcze karta podarunkowa.
-To od mojej mamy, wiesz, że pracuję w tym sklepie, miałem zniżkę lojalnościową na to wszystko, więc nie krzycz. – powiedział Minnie.
-No dobrze, dziękuję. – powiedział i uśmiechnął się do Jimina. – Podziękuj też mamie, bananie.
-Tamten jest ode mnie. – powiedział Jeongguk, kiedy Yoongi wziął do ręki kolejne opakowanie. Zestaw kosmetyków i zegarek. Oczywiście musiał dostać nieziemsko drogi zegarek. – Yiyun mówiła co możliwie z nim zrobisz, dlatego wybrałem taki za którego dostaniesz sporo pieniędzy w razie czego, ale możesz go również zachować. – powiedział i pokazał swój króliczy uśmieszek, po czym dostał całusa w policzek od Jimina.
-Dziękuje, Gguk. – powiedział, a jego rumieńce robiły się coraz wyraźniejsze, a oczy coraz bardziej przepełniały się łzami. Nie chciał ryczeć przy tych ludziach, wiedział, że mimo, że chcieli nie rozumieli tego jak wygląda jego życie, nie rozumieli, jak to jest dostać drogi prezent, na który nigdy nie będzie ich stać. Kolejny prezent był od Yiyun i Seungmina, więc Yoongles nie rozumiał skąd czwarta paczka. Dostał zestaw komiksów, słodycze, krem, o który prosił Yiyun oraz zestaw maseczek. Jednak na dnie leżało coś jeszcze. Jakiś materiał.
-Yoongi, proszę nie weź tego za jakąś prowokację, kiedyś siedzieliśmy u mnie i przeglądałeś podobne, więc... – zaczęła, a on wyjął sukienkę, która była po prostu cudowna. Morze łez już po prostu wylało się z ślicznych oczek młodego Mina. Kiedy zobaczył ten materiał, te koronki, kołnierz, po prostu łzy osiągnęły punkt krytyczny.
-Ja... Dziękuję wam... Daliście mi dziś prezenty za wartość mojej rocznej wypłaty w tej cholernym grill barze. – powiedział, po czym schylił głowę i zasłonił usta rękawem bluzy. – Ta sukienka jest śliczna, ale obawiam się, że zbyt często nie będę w niej wychodził, obawiam się, że spuścili by mi niezły wpierdol. – powiedział.
-Nikogo tu nie ma, tam jest łazienka, proooszę przymierzysz ją? – zapytała Yiyun przeciągając “o”.
-No dobrze. – powiedział. – A co jest w czwartej paczce? – zapytał, a Yiyun wzruszyła ramionami.
-Zobaczysz jak wrócisz. – powiedziała i uśmiechnęła się.
Yoongi wziął sukienkę do łazienki i szybko w nią wskoczył, jakimś cudem poradził sobie z zamkiem na plecach, podwinął wyżej swoje skarpetki i wyszedł do reszty. O tej porze nie było tam zbyt wielu osób, najwięcej było o wczesnych godzinach porannych, około południa albo tuż przed zamknięciem. Po za tym mało komu chciało się iść na antresole, kiedy to na parterze było najwięcej miejsc.
Ciemnowłosy chłopak zrobił obrót wokół własnej osi, a uśmiech nie schodził mu z twarzy. Yiyun patrzyła na niego maślanymi oczami.
-Ej bo będę zazdrosny. – powiedział Seungmin widząc to.
-Daj spokój. – powiedziała i pocałowała go w policzek. – Zrób sobie zdjęcie come on. – powiedziała. – Wyglądasz ślicznie, pięknisiu. – dodała.
Yoongi stanął przy szklanej ścianie oddzielającej ich stolik od innego stolika i zrobił szybką selce, w trakcie czego Yiyun zrobiła mu zdjęcie od tyłu i bez jego wiedzy wstawiła na Twittera.
-Chyba powinienem się przebrać. – powiedział.
-Zostań w tym, załóż na siebie bluzę i ewentualnie ściągnij kołnierzyk. Yoongi, musisz uwierzyć mi na słowo, nigdy nie wyglądałam w sukience tak dobrze jak ty. – powiedziała.
-No dobrze. – powiedział, po czym odpiął kołnierz i założył na siebie bluzę od brata. Usiadł z powrotem obok nich i zaczął jeść posiłek, który przyniósł im wcześniej kelner.
-Jaka jest ta niespodzianka? – spytał Yoongi, trzymając w dłoni ostatnią nieodpakowaną paczkę.
-Ugh ty nadal tego nie otworzyłeś. – jęknął Jimin z niezadowoleniem.
-A powinienem? – zapytał.
-Bez tego nie będzie niespodzianki. – powiedział Gguk obejmując Jimina w talii.
-No dobrze. – powiedział i oderwał papier ozdobny. W środku znajdował się karnet na zajęcia taneczne.
-Yiyunnie! - powiedział z entuzjazmem wyższy od Yoongiego chłopak, Min od razu chciał zapaść się pod ziemie z powodu sukienki, którą miał na sobie. Zaczął bawić się materiałem, zakręcając go wokół wskazującego palca, wyłączył się na chwilę, po czym zauważył, że brunet zwraca się do niego.
-Jung Hoseok. - powiedział i wystawił w jego stronę dłoń. - Solenizant rozumiem? - zapytał z takim cudownym uśmiechem na twarzy.
-Ja? Uhm. Tak, tak ja... - zaczął, ale nie mógł się wysłowić. - Min Yoongi. - powiedział i złapał dłoń Hoseoka, którego włosy przyklejały się do czoła.
-A więc pewnie dostałeś karnet ode mnie, tak? - zapytał Hoseokssi.
-To... To od ciebie? - zapytał strasznie niepewny siebie.
-Tak, twoja przyjaciółka powiedziała mi co nie co o twojej pasji, a ja właśnie po to otwarłem to. - tutaj zrobił cudzysłów palcami. - ,,Studio”.
-Ile mu powiedziałaś? - zapytał i spojrzał na nią zdenerwowany, na co ona odpowiedziała rozłożeniem rąk i cwaniackim uśmiechem.
-Ślicznie wyglądasz w tej, uhm? Spódniczce?
-Sukience. - poprawił go. - Ale mi też ciągle się to myli. - wyjaśnił.
-Oh, no dobrze, jednak masz jakieś spodenki czy coś? Chciałbym zobaczyć, jak tańczysz. - powiedział, a Yoongiego zmroziło.
-Ja... Ja mam... Zatańczyć tutaj przy... - robił przerwy głośno połykając ślinę. - Przy wszystkich?
-Jeśli chcesz możemy iść do osobnego pokoju, jeśli wtedy będzie ci jakoś lżej. - powiedział.
-Tak, myślę, że to by była lepsza opcja. - powiedział.
-No dobrze, więc tam jest łazienka, jak się przygotujesz przyjdź z powrotem tutaj. - przedstawił plan, na co Yoongi kiwnął głową. Przebrał się, a następnie wrócił idealnie by obejrzeć spektakl Hoseoka, który właśnie stał na scenie z jakąś szybko wpadającą w ucho muzyką w tle.
-Nie pośliń się. - powiedział Jimin, który podszedł do Yoongiego stojącego w przejściu.
-O czym ty mówisz? - zapytał lekko zdenerwowany. - Nie ślinie się, podziwiam sztukę, którą tworzy ten człowiek. - powiedział i machnął głową w stronę tańczącego Hoseoka.
-Okay, okay. - powiedział Jimin i wycofał się w obronnym geście.
Chwilę później Hoseok po owacjach na stojąco podszedł do Yoongiego i Jimina.
-Gotowy? - zapytał.
-Powiedzmy. - mruknął, po czym podążył za Hoseokiem.
Stali chwilę w ciszy, która dla Yoongiego stawała się coraz bardziej niekomfortowa.
-Muszę? - zapytał Yoongi.
-Może zrobimy tak, znasz jakiś cały układ? - zapytał.
-Kilka, ale nie są dopracowane. - powiedział.
-Nieważne. - odpowiedział.
-Tak, bo muszę korzystać z tej szansy i nie chcę tego zjebać. - powiedział Yoongi spuszczając wzrok w podłogę. - Bez sensu zajmuje ci czas, dziękuję za szanse. - odwrócił się, ale zmierzając do drzwi został złapany przez Hoseoka za przedramię.
-Słuchaj, miałem do czynienia z różnymi tancerzami, nie liczy się to jak tańczysz, a to jak bardzo chcesz dążyć do ideału. Spróbuj się troszkę rozluźnić. - powiedział. - Co zrobisz jak będziesz najlepszym tutaj tancerzem i będziesz jeździć na konkursy? Wtedy będziesz miał jeszcze większą widownię. - dodał, a odpowiedział mu śmiech Yoongiego.
-Oh, błagam cię, ja najlepszym tancerzem? - zapytał i parsknął ponownie.
-A jakbym zawiązał ci na oczach jakąś chustę i wyszedł z pokoju.
-Nie wyszedłbyś. - powiedział i spojrzał na niego jakoby ,,spod brwi”, a tym razem Hoseok się zaśmiał.
-To może tak po prostu pokażesz mi co umiesz? - zapytał.
-Że ty masz siłę się ze mną przekomarzać. - powiedział i wywrócił oczami. - Włącz coś z tej playlisty. - powiedział po czym odpalił spotify na telefonie i podał wyższemu. Yoongi słysząc dobrze znaną już melodie, zaczął prezentować układ taneczny. Hoseok dokładnie obserwował każdy jego ruch, każdy gest, jego wyraz twarzy, jego zgranie z muzyką. Nie był profesjonalistą, aczkolwiek od jednego się uczył i chciał też uczyć innych. Nie brał wiele za lekcje, czasem nawet dawał je za darmo, robił to z pasji i chciał wszczepić tą pasję w innych. Kiedy zobaczył to w jaki sposób Yoongi poruszał się w tańcu miał po prostu ochotę nagrodzić go każdym medalem jakim dostał w szkolnych konkursach. Był naprawdę pod wrażeniem tego chłopaka, który nauczył się tego tylko z własną pomocą. Kiedy skończył swój występ ukłonił się, po czym spojrzał na Hoseoka, który był pod szczerym wrażeniem, ale Yoongles myślał, że nie odzywał się z powodu tego, że nie poszło mu najlepiej. - Było tragicznie, prawda? - zapytał i schował twarz w dłoniach. - Mówiłem, że tylko marnujesz na mnie czas.
-Żartujesz sobie? - zapytał i uśmiechnął się promiennie. - To było coś niesamowitego! - przyznał z zachwytem.
-Na... Naprawdę? - zapytał niedowierzając.
-Tak. Mam nadzieję, że jak najszybciej skorzystasz z dożywotniego karnetu. - powiedział z uśmiechem.
-Dożywotni? Jak niby? - zapytał.
-Daję czasem lekcję nawet za darmo, za głupią drożdżówkę albo kawę, to akurat bardzo lubię, bo często prowadzę zajęcia kilka godzin bez przerwy i nie mam nawet czasu zjeść, niewiele osób mi za nie płaci, ale taka jest moja wola, niektórzy co prawda płacą tak jak płacili w innym studiu, ale come on, to moje studio obok prawdziwego nie stało, powiedziałbym, że to bardziej melina. Jednak dzieciaki z biedniejszych rodzin, bądź nawet te bogatsze po znajomości, czy moi rówieśnicy przychodzą do mnie i nawet nie wiem skąd wzięło się to, że czasem jest ze mną po dwanaście osób. - powiedział.
-To dość niesamowite, Seonsaeng.
-Oh, już nie przesadzaj, nie jestem jakimś wielkim tancerzem żebyś się tak do mnie zwracał, hyung. - powiedział i spuścił wzrok w podłogę.
Do pokoju nagle wpadli Jimin, Jeongguk, Yiyun i Seungmin.
-Wcale nie podsłuchiwaliśmy. - powiedział blondyn, który był najniższy w grupie. - Więc jeśli Hobissi przyjął cię do swojej tanecznej sekty... - zaczął.
-O czym ty gadasz? - zapytał Yoongi, który uniósł brwi słysząc słowo sekta.
-Anyway, Hoseokssi, chciałbyś przejechać się z nami na most Paldalgyo? - zaproponował Jimin.
-To znaczy, jeśli solenizant nie ma nic przeciwko? - zapytał.
-Skończ mnie tak nazywać to nie będę miał. - powiedział i wywrócił oczami.
-Mamy jakiś prowiant w samochodzie, mam jeszcze jakieś fotele, żeby rozłożyć w bagażniku, więc myślę, że możesz się dołączyć Hobi. - oznajmiła Yiyun.
-Okay, jeśli tak. - powiedział. - Dajcie mi moment, tylko się przebiorę, miałem dzisiaj trochę zajęć i ugh, dziwie się, że nie uciekliście.
-Chyba masz dobry antyperspirant. - powiedział Yoongles, a Hoseok zaśmiał się, po czym wyszedł.
-I? - zapytała Yiyun.
-I co? - zapytał Yoongi. - Powiedział, żebym skorzystał z karnetu.
-Yay! - wydała z siebie – Wiedziałam, że ci się uda, ile razy mówiłam ci że masz wielki talent, nawet kiedy byliśmy trochę napruci i tańczyliśmy powstrzymując wymioty byłeś istną prima baleriną – dodała, a Yoongles próbował nie pokazywać szczęścia jakie przyniosła mu ta sytuacja, tak naprawdę wewnętrznie skakał ze szczęścia pod sam sufit.
#5
Kiedy dojechali przed most, Yiyun zaparkowała auto gdzieś w pobliżu. Wzięli sobie po butelce soju, Yiyunnie oddała swoją Hoseokowi, ponieważ przy jego zakupie zapomniała o tym, że prowadzi. Dotarli do barierki, okolica nie była zbyt malownicza, a rzeka, która przepływała pod mostem nie była zbyt czysta, robiło się chłodno, a Yoongles żałował, że założył te cholerne spodenki. Dwie parki zakochanych stanęły sobie obok siebie opierając się o barierki i przytulając do siebie, a Hoseok i Yoongi stanęli półtora metra dalej trzymając butelki w obu dłoniach.
-Jestem głupi czy głupi, że na początku marca ubieram spodenki. - powiedział, żeby zacząć jakąś rozmowę, po czym wziął kilka łyków napoju alkoholowego.
-Troszkę głupi, teraz się trzęsiesz. - powiedział Hoseok nie patrząc mu w oczy, a jedynie patrząc na butelkę, którą trzymał w rękach. - Jeszcze nie zabrałeś z sobą żadnej kurtki. - powiedział.
-Moja bluza daje ultimate ciepło. - powiedział i złapał za materiał, który opierał się na jego klatce piersiowej i nim pomachał, Hobissi zaśmiał się, po czym spojrzał na Yoongiego.
-Nie wiem, czy powinienem o to pytać, ale Yiyunnie mówiła mi co nie co o twojej sytuacji w domu.
-Jeśli dlatego jesteś dla mnie miły to... - zaczął, ale Hoseok przerwał mu.
-Nie. - powiedział. - Wiesz z jej opowieści wydałeś się naprawdę wspaniałym człowiekiem.
-Oh czyli ty wiesz ode mnie więcej niż ja o tobie? - zapytał i uniósł brwi po czym uśmiechnął się zawadiacko.
-To można zmienić, jeśli chcesz. - powiedział. - Ale po prostu jestem pod wielkim wrażeniem tego co robisz dla swojej rodziny, tego jak poświęcasz siebie, aby zapewnić im byt. - dodał. - Więc zasługujesz na każdy prezent i każde miłe życzenia urodzinowe, które dostałeś, solenizancie. - oznajmił, oczywiście dodając pseudonim, który nadał Yoongiemu, żeby troszkę go rozdrażnić.
-Oh spadaj. - powiedział i dał sprzedał mu delikatne uderzenie z pięści w ramie.
-Auć. - powiedział i zrobił smutny grymas.
-Taki delikatny jesteś? - zapytał i zaśmiał się.
-Nie wiem, za to chyba musisz postawić mi ramen z tteokbokki. - powiedział i wzruszył ramionami.
-A więc to tak? - zapytał i uniósł jeden kącik ust, po czym zmarszczył oczy.
-Nie rozumiem o co ci chodzi. - powiedział, a na jego twarzy pojawiło się udawane zdziwienie.
-Dobrze, niech ci będzie ten ramen. - powiedział. - Kiedy? - zapytał.
-Jeszcze ci dam znać, bo nie wiem jeszcze jak z zajęciami w przyszłym tygodniu. - powiedział.
-W jaki sposób “dasz mi znać”, kiedy nie masz mojego numeru?
-Oh daj telefon to ci go wpisze. Potrzymaj mi soju - powiedział, a Yoongles wyjął swojego smartfona z kieszeni i podał wyższemu, który po kilku sekundach oddał mu go z powrotem, a następnie z powrotem otrzymał swoją butelkę.
-Serio zapisałeś siebie jako “your hope”? - zapytał i uniósł brwi, na co Hobissi wzruszył ramionami.
-Przedtem zwróciłem się do ciebie hyung, poprawnie racja? Jeśli dobrze pamiętam z tego co mówiła Yiyun. - powiedział.
-Dzisiaj stuknęła mi dziewiętnastka, więc jeśli masz mniej ode mnie to chyba poprawnie.
-11 miesięcy mniej. - powiedział.
-Co? - zapytał nie do końca rozumiejąc do czego odnosi się “his hope”.
-Mam urodziny 18 lutego, tyle, że mam rok mniej. - wyjaśnił.
-Oh. Z początku nie zrozumiałem.
-No tak, trochę nie umiem mówić. - powiedział i zaśmiał się.
-Widzisz? Już osiągnąłeś więcej ode mnie. - powiedział Yoongi, po czym odwrócił się w stronę samochodów jeżdżących po moście i wpatrzył się w niebo.
-Okay, teraz to ja nie zrozumiałem. - powiedział i zmarszczył brwi.
-Pracuję w grill barze zarabiając w okolicach minimalnej płacy, zajmuję się moim młodszym rodzeństwem, chodzę do szkoły wieczorowej, żeby uczyć się finansowości, która w ogóle mnie nie obchodzi tylko po to, żeby później utrzymać rodzinę i dostać dobrze płatną pracę, sram na swoje pasję. - tu przerwał i strzelił sobie dłonią w czoło. - A w tym momencie o wiele za szybko się otwieram i mówię co mam na myśli. Chodzi mi tylko i wyłącznie o to, że ty jakoś będąc ode mnie młodszy spełniasz swoje pasję, a ja tylko chore ambicje, które wykreowałem dla siebie, żeby podobno zadowolić matkę i ojczyma. - powiedział.
-Yoongi ja... - zaczął, ale nie wiedział co na to odpowiedzieć. - To, że się spełniam nie znaczy, że u mnie też jest kolorowo. - powiedział, a młody Min zamilkł.
-Przepraszam, ja... chyba zbyt szybko oceniam sytuację przez jakiś usnuty w mojej głowie pryzmat.
-Jasne. - powiedział i zamilknął, a jego pogoda ducha wyparowała.
,,Kurwa” - pomyślał Yoongi - ,,Zadowolony z siebie jesteś?”
-Chyba będziemy już wracać prawda chłopaki? - zapytała Yiyun.
-Co? Która godzina? - spytał Yoongles, który miał nadzieję, że jeszcze wyjaśni sytuację z Hoseokiem.
-Jakoś przed dwudziestą pierwszą. Niby jesteśmy dorośli, ale Seungmin wziął sobie jutro rano ekstra zmianę, a matka Jimina wariuje i zasypuje go wiadomościami. Możesz do mnie jeszcze wpaść Yoonini. - powiedziała Yiyun. - Kupiłam maseczki, w drodze do mnie jak już wszystkich poodwozimy wypożyczymy jakiś film, zostaniesz na noc i zrobisz mi jutro te twoje słynne naleśniki. - dodała z uśmiechem.
-Bo będę zazdrosny. - powiedział Minnie i zrobił grymas niezadowolenia, a Gguk pocałował go w czoło, na co niższy troszkę się rozchmurzył.
-Hobissi gdzie cię odwieźć? Do mieszkania czy do studia? - zapytała brunetka.
-Mieszkanie. - powiedział.
Yoongi czuł niesamowite poczucie winy przez to jak kończył się ten wieczór, ale nie mógłby nosić nazwiska swojego biologicznego ojca, gdyby nic nie spierdolił. Zaczął, jak to zwykł robić w nerwach, gryźć policzki od wewnętrznej strony, a wraz z tym bawić się pierścionkiem, który nosił na małym palcu prawej ręki.
7 notes
·
View notes