#rozdział z życia
Explore tagged Tumblr posts
dwoistosc · 2 years ago
Text
09/01/2023
Dziś jest ważny dzień. Dzień, który na stałe zmienił moje życie. Dzień, który miał być końcem, ale tak naprawdę był początkiem wszystkiego. Dokładnie 5 lat temu siedziałam na posterunku policji. Dokładnie tego dnia ojciec na stałe zniknął z mojego domu. Chciałoby się rzec, że również z życia, ale to niestety nadal pozostaje jednym z moich największych marzeń. Mija 5 lat odkąd sądy na stałe zamieszkały w moim życiu i paradoksalnie wniosły ze sobą ogromną niesprawiedliwość, niepewność oraz niezliczoną ilość problemów i zmartwień, nie wspominając o stratach finansowych i psychicznych. Człowiek, który stosował praktycznie każdą formę przemocy nagle przemienił się w ofiarę. Prawdziwe ofiary zostały sprawcami. Prawda okazała się fałszem, a fałsz prawdą. Wszystkie dowody przepadły jak kamień w wodę i zostały tylko słowa, których nikt nie chciał słuchać. Jednak nareszcie, po tych nieszczęsnych 5 latach jest szansa, by prawda rozbrzmiała ponownie. Tym razem nie z ust dziecka, lecz dorosłej osoby, która dobrze pamięta, czego była świadkiem. Która nadal nosi w sobie rany pozostawione przez piekło, jakie kiedyś przeżyła. Być może jutro nareszcie ktoś usłyszy moje słowa. Być może prawda okaże się głośniejsza niż wszystkie kłamstwa i manipulacje. Być może prawda mnie wyzwoli...
Niestety, ze świadomością, iż to wszystko to tylko nędzny teatr i rozrywka dla bogatych, nie mam już nadziei na to, że moje słowa cokolwiek zmienią. Chciałabym po prostu być wysłuchana raz jeszcze i tym razem potraktowana poważnie. Pragnę powtórzyć wszystko nie tylko przed sądem, ale również przed sobą samą. A później niech ta farsa nareszcie się skończy. Bo kiedyś przecież musi być koniec?
2 notes · View notes
youngogh · 2 years ago
Text
2023 pierdol się
13 notes · View notes
dawkacynizmu · 4 months ago
Text
sobota 03/08
☪︎ podsumowanie
zjedzone — 1200 kcal
po wczorajszym napadzie byłam zdruzgotana jak nigdy. zaledwie dzień wcześniej czułam się całkiem okej życiowo, miałam motywację, pozytywne nastawienie, a dobę później czułam niesprawiedliwość wobec mojego życia, nienawiść do siebie za samo funkcjonowanie i bycie człowiekiem, zazdrość wobec wszystkich dookoła ��e życiem się cieszą, tworzą i utrzymują relacje z innymi i mają warunki do realizowania swoich marzeń, pasji...taki ogromny misz masz emocji. zrobiłam sobie jedno głębsze cięcie na nadgarstku ale byłam tak zdemotywowana że nie chciało mi się nawet zdjąć spodni i się porządnie zranić na biodrach, przestałam ciąć ręce gdy zaczęło robić się ciepło. w ogóle przestałam się ciąć — nawet nie sądzę abym miała z tym realny problem, dwa miesiące temu jakoś uznałam "okej to mi w niczym nie pomaga" usłyszałam też jak bliska mi osoba wręcz wyśmiewa się z samookaleczenia i zrobiło mi się tak przykro, że przestałam. żyletki jednak nie wyrzuciłam, często o niej myślałam, ale dopiero wczoraj uległam myślom.
zostałam także wczoraj ponownie wystawiona ale zamiast poczuć się jeszcze gorzej, doznałam przypływu motywacji, wyciszyłam konwersacje ze wszystkimi osobami które ostatnio mnie w podobny sposób potraktowały. scrollując pinteresta trafił mnie w oczy cytat no one is coming to save you uderzyła mnie świadomość własnej siły sprawczej wobec całego życia. nikt inny za mnie nie zrealizuje żadnych planów celów ani postanowień. chcę skupić się przede wszystkim na moim kompulsywnym objadaniu które mnie wykańcza, na gimnastyce, bo wyznaczyłam sobie nową rzecz/figurę/ćwiczenie jakie chciałabym opanować, na pisaniu, bo ostatni rozdział książki stoi i czeka. dobra odchodząc od tematu słuchajcie co ja kurwa odjebałam dzisiaj XD
moje postanowienie o spędzaniu większej ilości czasu z mamą weszliśmy w życie i dziś pojechałyśmy do ojca na grób rowerami. do mojego koszyka włożyła butelkę z randapem na chwasty, jechałam przed nią i przypadkiem ją wyprzedziłam dosyć mocno. nagle poczułam coś mokrego na nodze — butelka się odkręciła, cały randap się wylał...wyobraziłam sobie darcie mordy w języku kurwicy mojej mamy i pomyślałam nie nie nie nie po to mi ten mózg abym go nie użyła, wykorzystałam to że nie było jej na horyzoncie bo oddzielił nas zakręt i wlałam do butelki po randapie zwykłą wodę którą ze sobą wzięłam XDD pryskała tym potem chwasty obok grobów mówiąc "może to coś pomoże" a ja sobie myślałam chuja pomoże właśnie je podlewasz.
trasa w obie strony wyniosła tylko 10km ale porządnie ogarnęliśmy 3 groby i zaszłyśmy do sklepu po jakieś pierdoły przez co czuję się zmasakrowana. do tego pilates i ćwiczenia, czuję że moje zakwasy jutro będą przepotężne. dużą część nawyków udało mi się wykonać, zjadłam ponad 60g białka (na mnie to przyzwoicie) kalorie się zgadzają, kroków mam wpizdu więc fajnie.
33 notes · View notes
martiove · 9 months ago
Text
Nawet jeśli jakiś epizod kończy się katastrofą i pożogą, to czeka nas kolejny rozdział, a po nim następny. Otwierają się przed nami nowe możliwości naprawienia błędów i stworzenia sobie życia, na jakie zasługujemy. Jeśli poniosło się klęsk��, nie warto tracić czasu na nienawiść. Każde niepowodzenie to wielki nauczyciel, lepszy niż sukces. Słuchać, uczyć się, iść dalej. [...] Dowiadujmy się o czyhających na nas destrukcyjnych wzorcach, nabierajmy siły i pewności, bo umiemy wyczuć, gdzie ustawiono pułapki, klatki i przynęty, zanim się w nich znajdziemy.
Clarissa Pinkola Estés, Biegnąca z wilkami (s. 294)
3 notes · View notes
hell-for-rent · 7 months ago
Text
MASTER POST!
Tumblr media
FAV. ARTISTS: ||d4gm4rs||tikhondownichi||kimik0hippie|| ||dedmerath||katyasair||lucdoodle|| ||devilsroost||
FAV. WRITERS: ||deadgirlwalking91||mistystarshine(MUSEFLIGHT)|| ||branded-rose||a-dose-of-comatose(NerveEndings)||hellisharchive|| ded.acc;||hazbinwhoree||callmerainman||
MY ARTWORKS: ||Personal Sketch||April Bullet.J||They'll come for ya!||Hey, babe!|| ||Guitarspear 2024 Week - Celestial||Lingerine Store|| ||Cactus Master Award!|| ||SHE KEEPS ME UP! - low Q storyboard - 1 / 2 /3 /4 /5 /6 / 7|| QUOTES: Profestional||Relationship 50/50||Slushies Bath Lute (Venom.ch.4) "You're so tense, babe" (Venom.ch.7) "Give me a call if you need a hand..." (Venom.ch.16)
FANFIC LIST:
Thank You for the Venom / Hate to love story / pięknie uchwycone charaktery / slow burn / AKTYWNE (ROZDZIAŁ 17)[RE-READ 3]:
Angels Make Mistakes Guitarspear 🎸 / Multi-chapter / from brandedrose / skaczemy między czasoprzestrzenią / expirience ) AKTYWNE (ROZDZIAŁ 18):
Staring at The Sun / Extermination aftermath / Lute and Adam stuck in the hell / maybe lovestory(?) / zgubiłam się i pora się odgubić / AKTYWNE (ROZDZIAŁ 1 (re-read)):
Northern Star (Guitarspear 🎸 / one-shot / tak-zajebiste-że-ląduje-w-sekcji-do-powtarzania / this one sinner Adam that I like the most! / omg, no smex, but still love tension / Museflight robi swoje) [do narysowania: Adam!Sinner]
TO-READ: Bad idea, right? (reader x Adam / human AU / omg, finally found all chapters! / nsfw!) There's No Use In Trying To Fight It (Guitarspear 🎸 / Multi-chapter / OMG so good smex in 3chp. that makes me "woa" / nsfw-duh! ) Stupid, Beautiful Cause (Guitarspear 🎸 / multi-chapter / coś mi świta, ale nie wiem w jakim kościele / Lute chce wyznać uczucia Adamowi / pisze że sfw? ) We Got Time (Guitarspear 🎸 / One-shot / I think readed, but dont remember) From Eden / Breaking a Sweat After Training (same autor / 1st Akcja Edenu po tym jak Adama opuściły żony. Lute podziwiając kreacje człowieka zeszła do niego / 2nd siłownia theme(?) / 1sfw 2nsfw Just Want To Rock (Adam Sinner kolejny upadek i wybór życia na przypale / multi-chapter / czemu tagi zaprzeczają same sobie xD / wygląda na sfw? ) Hellfire (Guitarspear 🎸 (?) / multi-chapter / długie bo ponad 9 rozdziałów na antualizacje) Memories From The West (Guitarspear 🎸 / oneshot / Western AU(?) Talk to me baby (reader!3rdWife x Adam / Oneshot / idk, just found it not even checked) Anything You Can Do, I Can Do Better (brzmi jak love to hate story / multi-chapter XXL / z polecenia!) Hunt You Down (ciekawa abominacja fuzji AdamsApple z Guitarspear? / lets find out! / z polecenia!)
ARCHIWUM - Wszystko przeczytane i poukładane / odrzucone i zawieszone / Private Post!
Re-reading from archive: ⭐ Wine, Whining and Drunken Cuddles (psychologiczny meltdown Adama / Lute przychodzi na ratunek / sfw)
COMIC LIST:
DEDMERATH art / comic - totalnie nie Adamsapple guilty pleasure kontent: AKTYWNE (lepsze aktualki na twitterze)
Like a fallen angel / comic - Adam!Sinner / Adamsapple(?): AKTYWNE (part 12)
Aktualizacja z: 6/11/2024 - notatka - zostało ci jeszcze rozpierdzielić post z lutego na prywacie. Tutaj ... tam jest jeszcze wiecej... - notatka - pora zrobić oddzielne posty i poprowadzić sieć hiperłączy, zapierdole się z tak długim postem, a master musi być krótki!
4 notes · View notes
hbrid64x · 2 years ago
Text
A czy Tobie zależy?
“Prawdę mówiąc, nie mam czegoś takiego, że mi na kimś zależy, tak jak z tamtymi byłymi, każdy coś by czuł, a ja nic.” Przytulił się, i pojechał do domu.
Naprawdę, nie wiem co się stało w mojej głowie, naprawdę go polubiłem. Pierwszy raz się spotkałem z kimś kto ma tyle wspólnego i zarazem równie przystojnego. 12 dni, bo tyle trwała nasza znajomość, trzy naprawdę super randki, gdzie pierwszy raz byłem na ramenie. Ogólnie te randki, to były moje takie prawdziwe, gdzie totalnie czułem nieśmiałość i uczucie romantyzmu. Byłeś wobec mnie naprawdę czuły, zainteresowany mną. Poznaliśmy się przez przypadek, dodałem cię tylko na snapie. W kinie poczułem, że jestem z tobą szczęśliwy. Planowałeś już kolejny film na który mógłbym iść z tobą, mówiłeś, żebym się nie przejmował, bo się zobaczymy jeszcze. Mieliśmy w przyszły poniedziałek. Wczoraj jak i dziś totalnie inaczej się z tobą rozmawiało, nie wysyłałeś tyle selfie co wcześniej, i sam nie zaczynałeś rozmowy. Zapytałem czy wszystko miedzy nami jest okej.
Komfort
Nie czujesz się komfortowo z tym, że ja coś czuje, a ty nic. Pewnie ja za szybko wszystko i to mogło spowodować u Ciebie uczucie odrzucenia, poniekąd czuje się winny. Kto ci się przyzna do tego, że to twoja wina? Mimo wszystko, to boli. Wiem, że trzeba iść na przód, dalej żyć. Naprawdę chciałbym, żebyś mi towarzyszył, jako ten kolega. Ale życie to nie koncert życzeń, Ciebie nie ma, ja zostałem z tym uczuciem sam. Będę teskinść, bo nikt nie wywarł na mnie takiego dobrego wrażenia jak ty. Te 3 nasze spotkania były naprawdę niesamowite i dziękuję za nie. 
21 lat
Latka lecą, boje się, że w raz z wiekiem, będzie mi coraz gorzej kogoś znaleźć, boje się tej samotności, że będę sam. Chciałbym się tym wszystkim nie przejmować jak inni, tylko że ja widzę jak ten czas leci, a ja zerowa stabilizacja, głównie to przeze mnie tak było, z Mateuszem czy Oskarem. Poniekąd wierzyłem, że Adam mógłby za pół roku randkowania, zapytać. Teraz tylko wiem, że za pół roku go nie będzie, nie będzie go już nigdy. Nie potrafię myśleć o przeszłości, nie powoduje u mnie już ona żadnych odczuć. Po spotkaniu z Mateuszem, czuje jakbym zamknął 600 stronicowy rozdział mojego życia. Przyszłości żadnej nie widzę, pójdę na to wyższe stanowisko i co dalej? Każdy ma plan, marzenie czy cel, ja po zakończeniu szkoły straciłem cel. Tak naprawdę nie chce nic więcej od życia. Czuje się jakby mnie nie było, jakbym zmarł. Bez znaczenia, bez uczuć. 
Mi nie zależy na mnie.
Kraków, 23:59 16.02.2023
Mieszkanie
7 notes · View notes
annpositivitylife · 2 years ago
Text
Tumblr media
Zbierałam się trochę do tego wpisu
Zdjęcie Charakterów dla uwagi, serio mi pomagają, ta gazeta powinna zacząć mi płacić 🤣
Czemu to piszę? Chyba wewnętrzna potrzeba jakaś.., przemyślenie ostatnich wydarzeń, ułożenia sobie w głowie, danie sobie trochę przestrzeni..
Ten tydzień to był straszny xD. Serio. Ja często stawiam "xD", nawet gdy mówię o poważnych rzeczach. Jakoś oswajam ten lęk i staram się mówić o wszystkim z przymrużeniem oka nawet jak jest tak, jak w tym tygodniu.
Może od początku. Już wcześniej chciałam to opisać. Może nie żeby się z czegoś tłumaczyć, ale to pozwala lepiej mnie poznać i zrozumieć. A poza tym, sama muszę porządkować sobie to w głowie. Czytałam w Charakterach, że to ważne, by porządkować wydarzenia w głowie, uznawać coś za zamknięte i tak dalej.
To, że mam jakieś zaburzenia lękowe w ogóle nie zgadza się co do mojej osobowości. Fakt, który najchętniej wymazałabym z mojego życia. Zresztą, to nie pierwszy taki epizod w moim życiu.
Osoba wysoko wrażliwa. To całkiem nowe pojęce psychologiczne, autentycznie tacy ludzie istnieją i do nich należę. Jako dziecio byłam dojrzalsza niż rówieśnicy. Częściej zamyślałam się, miałam skłonności do wyolbrzymiania i zamartwiania. Nawet w dziecięcym wieku, nie do końca rozumiejąc, co to oznacza, uznawałam się za depresyjną albo że w końcu coś mnie dopadnie. Moi rodzice byli najlepsi jak mogli, ale trochę nie rozumieli, że jestem inna względem nerwowej budowy wobec reszty rodzeństwa. Nie mam im tego za złe. Byłam wyjątkowo nadwrażliwym dzieckiem.
Gdybym sama tego nie przeżyła, pewnie tak jak niektórzy rzucałabym tekstami "jak dziecko może mieć depresję" albo że "co za problemy może mieć dziecko". Wcale się nie dziwię, że są osoby, które temu nie wierzą, ale nie wierzą w coś, bo po prostu nie rozumieją, nie przeżyły tego.
Większe problemy nastały mnie pod koniec podstawówki. Nawet w liceum, zrywając z chłopakiem czy cokolwiek innego smutnego nie spowodowało u mnie takiego cierpienia.
Pod wpływem toxic nauczycieli stałam się małą perfekcjonistką , strasznie ambitną. Każdy konkurs, potem jeszcze szkoła muzyczna, w międzyczasie problemy z rówieśnikami, bo nie byłam akceptowana, wyzywano mnie od kujona. Serio, presja jaką czuję przed maturą to jest pikuś. W wieku 12-13 lat, byłam tak autodestrukcyjna, nienawidziłam siebie, nie widziałam nic dobrego w sobie, nigdy nie było idealnie. W końcu stres zaczął dawać objawy somatyczne. Bóle głowy, duszności, pocenie się, drżenie. Robiłam sobie krzywdę, samookaleczenia, bicie. Teraz jak to piszę tak bardzo nie mogę w to uwierzyć.. i tak jestem wdzięczna że to już moja przeszłość.
Wtedy pierwszy raz dostałam leki, miałam zdiagnozowaną depresję. Rzuciłam szkołę muzyczną, przestałam harować jak wół (też nie wiem jakim cudem mogłam być aż takim pracoholikiem jako DZIECKO), nauczanie indywidualne i dochodzenie do siebie.
Leki pomagały mi wrócić do siebie z przeszłości, znowu odczuwać radość. Wiele osób demonizuje leki psychiatryczne. Niepotrzebnie. Jasne, trzeba do tego podchodzić z rozwagą, ale jak do wszystkiego. Ale to nie zmienia osobowości, nie ma dziwnych faz i nie wiem czego tam jeszcze. Ja odczułam to jak powrót do siebie sprzed lat, sprzed choroby.
I wtedy stało się coś bardzo złego. Jako samotna 14 latka, wymęczona psychicznie, która tak bardzo chciała dostrzec jakieś światelko w życiu, zakochałam się w starszym chłopaku, który od samego początku dobierał się do mnie. Moi rodzice później zakazali mi się z nim zadawać. Uznałam to wtedy za coś strasznego. Strasznie płakałam, miesiącami myślałam, bo oczywiście nie widziałam nic złego w jego zachowaniu.
Luka w czasie, nie chcę w większości tego opisywać. Długo się leczyłam z tej relacji. Nie zostawiłaby we mnie tak głębokiego śladu, gdyby nie życiowy moment, w którym się znajdowałam.
Liceum to było dla mnie jak podmuch świeżego powietrza xD. Uznałam że zacznę nowy rozdział w życiu. I autentycznie się udało. Znalazłam chłopaka, grupkę koleżanek. Pierwszy raz miałam z kim gadać, miałam z kim się spotykać, wychodzić na miasto. Do tej pory mnie tak to wzrusza, że w końcu mam przyjaciół. Chociaż wiem, że początki były trudne- moje zachowanie po takiej izolacji było dziwne, byłam pewnie zbyt ekstrawertyczna i gadatliwa.
Niestety, pandemia. Zdalne. To zniszczyło wszystko to, nad czym pracowałam na terapii. Owszem, dzięki izolacji w domu dużo pouczyłam się niemieckiego. Ale PRZEZ izolację, brak ludzi na co dzień, swoistego lustra społecznego, potem, po powrocie do szkoły, zaczęłam mieć coś na podobieństwo lęków, ataków paniki.
Bałam się ludzi, tłumów, męczyłam się szybko, wstydziłam się odezwać, choć wcześniej nie miałam z tym problemu. Zauważyłam, że coś jest nie tak, gdy to zaczęło mnie przerastać- trzęsłam się przy tablicy, miałam jakieś ataki paniki na schodach (moja szkoła składa się głównie ze schodów..), myślałam że każdy o mnie mówi i mnie analizuje. Zwrócenie się o pomoc do rodziców, do psychiatry, wiele mnie kosztowało. Przyznanie się do pOrAżKi, jak ja to wtedy uważałam. Ale sama bym sobie nie poradziła.
Dopiero wyciszenie przez leki, wyprodukowanie tych jakiś serotonin, daje możliwość w ogóle do racjonalnego myślenia, do konkretnego podejścia do tematu, w ogóle do możliwości pracy nad stresem.
Ten tydzień czułam się wyjątkowo źle. Czułam, że wszystko mnie przerasta, nie mam radości z życia, czuję tylko presję. Czasem mam taki kołowrotek w głowie że brak słów. Za każdym razem, jak mam gorszy dzień, panikuję, że to nawrót depresji (kończę leki). Ale po prostu mój cykl miesiączkowy wariował, teraz już jest okej.
To nie ma być żaden pouczający wpis, ale jakbym miała już coś takiego powiedzieć, to bądźmy dla siebie mili. Nigdy nie wiemy, co przeżywa ta druga osoba. Nigdy. Mam przyjaciółkę, która lubi żartować. W większości mnie to bawi, ale czasem mam zły dzień i mówię jej, że to nie jest dobry moment, a ona niestety czasem nie rozumie.
Każdy toczy jakąś wewnętrzną walkę, taka jest prawda. To, ile razy wyrzucałam sobie że jestem słaba psychicznie, że nie dam rady, że będę całe życie z depresją i na lekach, wiem tylko ja. W sumie dlatego powinnam być wdzięczna- nawet mimo moich potknięć, jest o wiele lepiej, niż kiedykolwiek bym marzyła..
W takim edukacyjnym filmiku po niemiecku widziałam napis: Perfektion kennt keine Grenzen. Perfekcja nie zna granic.
Boże, jak dobrze, że nie trafiłam na ten tekst jako 12-latka.. zabiłabym się, doprowadzając te granice na szczyt.
11 notes · View notes
myslodsiewniav · 2 years ago
Text
Czytam świetną książkę “Uwięzieni w słowach rodziców” - OMG co za wyśmienita książka! Taka w punkt. Kilka swoich schematów widzę, kilka rzeczy w których mam “o, to jest znajome!” - jest w tej pozycji trochę o tym co można dla siebie zrobić by nie wpadać w te krzywcące zachowania, by nie powielać tych “zaklęć” oraz są wskazówki dotyczące tego co można zrobić by się uleczyć (zamiast pogłębić ranę). 
Wczoraj przy jednym rodziale się spłakałam - nie bolało, bardziej czułam wdzięczność i ulgę, takie wzruszenie trochę. Rozdział o moim schemacie - padały zdania, które padały też na mojej terapii. Czasem dojście do nazwania tego co się we mnie dzieje zajmowało długie tygodnie, pamiętam twarz mojej psychoterapeutki, gdy mówiła mi różne rzeczy, gdy wspierała, nazywała. A tu w książce mam te długie miesiące, długie lata mojego życia posegregowane w wynikające wzajemnie z siebie zdania. Zwroty. Wielkie rewelacje mojego życia jako schemat, coś się powtarza u osób wychowywanych w ten właśnie sposób.
Wow.
A już totalnie mnie rozwaliło, jak doszłam do tego, że poniekąd “moją baśnią” jest ta o Czerwonym Kapturku - kiedyś rozgryzałam tę bajkę w kontekście relacji damsko-męskich, dużo mi to dało, bo to faktycznie jedna z moich ulubionych bajek... a teraz jeszcze doszło zrozumienie dlaczego tak było w kontekście relacji pokoleniowej. OMG to było tak oczywiste, a tak odkrywcze.
Książka jest świetna. Polecam każdemu.  
9 notes · View notes
wspomnienia12 · 1 year ago
Text
Tumblr media
Cześć mam 18 lat...
I doświadczyłam bolesnego rodzaju miłości..
-Miłość nieodwzajemniona-
Jest to jedna z najbardziej raniących uczuć...
Przeżyłam ją i dalej przeżywam choć okropnie boli .
To właśnie przez nią podjęłam wiele decyzji które prowadzą do zmiany mojego dotychczasowego życia i całej mnie wewnętrznej i zewnętrznej.
Jedną z takich decyzji jest przeprowadzenie się do innego miasta, , mam nadzieje że pomoże mi to zapomnieć o bólu jakiego doświadczyłam podczas relacji z nim i zacząć nowy rozdział w którym nie będzie moje serce ranione.
Trzymajcie kciuki za mnie.😉
2 notes · View notes
mirshaseraphim · 1 year ago
Text
Uwalnianie pragnień i szybsza manifestacja szczęścia
Tumblr media
Masz jakiś cel, pragnienie? Łaknienie to zupełnie naturalny stan dla duszy która chce ewoluować i zawsze powinna czegoś łaknąć. Powinniśmy snuć plany, marzyć, wymyślać, imaginować, kreować. Tyle, żeby wiedzieć iż uzależnianie swojego szczęścia, pierwotnego szczęścia duszy od wysnutych planów jest prostą rzecz ujmując - kiepskim pomysłem. Tych rzeczy powinniśmy łaknąć, właśnie z radości duszy, która ma zaufanie i nie może się doczekać jak za chwile kurtyna rzeczywistości przechyli się na kolejny rozdział doświadczonej książki. To zaufanie, ugruntowanie, flow, płynienie w tu i teraz, bezwarunkowa miłość do siebie i do innych pozwala oczarowywać rzeczywistość na nowo i nowo kolejny raz. Niech się więc twoja dusza nie boi, że czegoś nie zrealizuje bo za każdym razem kreujemy rzeczywistość. Nieważne w jakim wymiarze, na jakim świecie, ważne na jakim stanie świadomości. Chcę się cieszyć rzeczami, bo moja dusza potrafi się z czegoś cieszyć. Ale jeśli w danej chwili potrzeba czasu żeby dane pragnienie spełnić - na Ziemi wszystko ma swój właściwy czas, szybszy lub krótszy - akceptuję taką cyklowość i sezonowość życia. Jestem najwyższym przejawem miłości zawsze i wszędzie niezależnie od tego czy te pragnienia są spełniane czy nie są. Zresztą wiem i tak że będą. Puść to przywiązanie. Ciesz się małymi rzeczami. Dużymi również. Ale najbardziej ciesz się sobą. Z tego że żyjesz. Że w ogóle możesz mieć takie pragnienia, ambicje i cele. Że możesz przejawić charyzmaty dary i talenty swojej duszy. Okazuj wdzięczność zawsze i wszędzie za pełnienie takich funkcji, lub dochodzenie doświadczeniem do pełnienia określonych zadań w określonym świecie. Gdyż ty jesteś źródłem swojego Szczęścia - rzeczom nadajemy określone znaczenie.
Naprzód więc! Rozprostuj skrzydła i kreuj z lekkością i wolnością ! Bo to nie tych rzeczy chcesz dla samej rzeczy. Co się przejawia poprzez te rzeczy, poprzez te bogactwo doświadczeń jakie cechy i atrybuty twojej duszy - to już zupełnie inna sprawa! To są stany wewnętrzne do których dążymy cały czas (wysoka wibracja na skali świadomości Hawkinsa), czyli których szukamy w sobie poprzez te doświadczenia. Możemy takie stany osiągać z pragnieniami kreacji lub bez pragnień. Możemy równie dobrze nie robić nic a cieszyć się jak dziecko i czuć się spełnionym. To od ciebie zależy, którą drogę wybierzesz. Ty zawsze jesteś swoim pierwszym i jedynym Źródłem Szczęścia w Wiecznym Życiu.
Tumblr media
2 notes · View notes
dawkacynizmu · 4 months ago
Text
środa 24/07
☪︎ podsumowanie
zjedzone — 1180
miałam maraton tak chorych snów XD w jednym moja była przyjaciółka uzależniła się od operacji plastycznych i spotkałam się z nią po czasie, miała takie dojebane wargi i jakby nigdy nic podeszła do mojej mamy jarając szluga. powiedziałam "ej co ty robisz, schowaj to" a moja mama poczęstowała się od niej papierosem i razem paliły. następnie taka babka z mojego zadupia udostępniła nam swoj dom do zabawy?? w sensie do takiej zabawy w dom jak się bawią dzieci, a my zamiast tego postanowiliśmy że będziemy tam dziko imprezować, wpadła jednak w trakcie, szybko bongo do szafy, ale i tak powiedziała że jest głęboko rozczarowana bałaganem jaki zrobiłyśmy i naszym zachowaniem :( był tam też daemon z rodu smoka ale nikt go nie postrzegał jako fikcyjną postać tylko tak o sobie chodził i nikt tego nie kwestionował.
ostatnio narzekałam że nie mam co czytać, dziś zabrałam się za pewną książkę I PRZEPADŁAM przeczytałam całą na raz, tyłuł to Ja która nie poznała mężczyzn. Jest to o kobietach które od lat żyją uwięzione w klatce w piwnicy, nie wiedzą dlaczego, ani kto ich więzi, nie bardzo pamiętają swoje poprzednie życia i pewnego razu dochodzi do tajemniczego wydarzenia które zmienia ich los. książka genialna, problem tkwi w tym, że teraz znowu nie mam co czytać...
dzisiaj miałam wyczekiwany dzień przerwy od ćwiczeń, jedynym warunkiem było zrobienie większej ilości kroków. cieszę się że wieczorem zamiast nakurwiać chloe ting czy kołakowska mogę pójść się wcześniej umyć, zrobić skin care, kurwa zapalę sobie świeczkę, a co mi tam. w zaoszczędzonym czasie sporo pisałam, został mi jeden rozdział do napisania książki i jest to najcięższa walka w moim życiu, nie mogę się zmusić w ogóle do zakończenia tego xD podliczyłam dzisiaj strony (bo całość jest rozbita na trzy dokumenty) i wyszło 504, więc do 580 całość pewnie dobije. co ja mam zrobić ze sobą jak skończę?? boję się tego.
byłam chwilę u cioci i zostałam zapytana czemu taka smutna jestem i się nie odzywam. często zostaje mi zadane to konkretne pytanie "czemu jesteś smutna" albo padają komentarze "uśmiechnij się" "na jej uśmiech trzeba zasłużyć" (to akurat bardzo ładne, schlebia mi) i powiedzcie mi, ile kurwa mam tłumaczyć że taki mam wyraz twarzy?? niektórzy mają bitch-face ja posiadam constantsuffering-face. poza tym nie przychodzi mi na myśl z czego powinnam się cieszyć w moim życiu.
22 notes · View notes
pgasiorek · 3 days ago
Text
Powtórki, powtórki. I jeszcze raz powtórki
Tumblr media
Kilka lat temu chodziłem z synem do logopedy. Raz w tygodniu i tam przez niecałą godzinę ćwiczył wymawianie różnego rodzaju głosek. Komunikat po każdej sesji był jasny i oczywisty – proszę powtarzać to samo w domu. Przyznaję, że niezbyt się do tego przykładaliśmy. Po części z lenistwa, po części ze względu na jego stosunkowo niewielki problem z mówieniem, a najbardziej chyba z powodu mojego wewnętrznego przekonania, że to samo przejdzie, więc w gruncie rzeczy nie ma takiej potrzeby. I rzeczywiście. Okazało się, że tym razem przeczucie mnie nie myliło. Z czasem syn zaczął mówić wyraźniej. W życiu jednak bardzo rzadko tak bywa, a już z pewnością bywa bardzo rzadko w odniesieniu do osób dorosłych i ich trudności lub problemów. Tutaj nie ma co oczekiwać, że coś „samo minie”. Zmieni się najwyżej postrzeganie i pojawi się akceptacja – tak zwyczajnie możemy przestać się czymś przejmować – jednak to coś innego. Gdy mówimy o zmianie na przykład nałogowego funkcjonowania, konieczna staje się między innymi nauka nowych zachowań, postaw i interpretowania sytuacji, których doświadczamy. Tego nie da się osiągnąć samą psychoterapią. Niezbędne jest ćwiczenie w realnym życiu chociażby rozpoznawania emocji, asertywnego odmawiania, czy też zmiany sposobu komunikowania swoich potrzeb. Psychoterapeuta – moim zdaniem identycznie jak logopeda, choć nie znając realiów jego pracy nie będę się przy tym upierał – tylko pokazuje, co należy praktykować. Same sesje z nim są niewystarczające, by można było oczekiwać trwałej poprawy. Dotyczy to zresztą nauki praktycznie wszystkiego. Tak pisał o tym Irvin D. Yalom „Zmiana zachowania w sytuacji terapeutycznej to, rzecz jasna, za mało: pacjent musi umieć przełożyć te zmianę na swoje życie codzienne. Na końcowym etapie terapii dokładam starań, by zagwarantować transfer zdobytego doświadczenia. Uważam, że to konieczne. Zaczynam być aktywnym „trenerem", nalegam, by pacjent eksperymentował z nowymi zachowaniami w pracy, w sytuacjach towarzyskich i w rodzinie.”* Mówiąc krótko, repetitio est mater studiorum - powtarzanie jest matką nauki i nic się w tym względzie nie zmieniło.
*”Dar terapii. List otwarty do nowego pokolenia terapeutów i ich pacjentów”. Rozdział 62 „Terapia jako kostiumowa próba życia” Irvin D.Yalom, wyd. Czarna Owca 2023
0 notes
wattpad-ksiazki · 9 days ago
Text
(Nie)Śmieszne momenty w Chyba umieram (rozdział 8-9)
Elysia jako chaos w ludzkiej postaci:
„Elysia ciągle się uśmiechała. Co ją tak cholernie bawi!? Ja tu przeżywam, a ona co?!” – kontrast pomiędzy dramatem Rozalii a beztroską Elysii jest zaskakujący i może wywołać uśmiech.
Zachowanie „Oskarka”:
Opis „Oskarka gamera” jako typowego chłopaka z Minecraftową bluzą – humorystyczne wtrącenie w środku bardziej dramatycznej fabuły.
Moment na angielskim:
„Rozalia! Chodź do chuja wafla! Pisałam do ciebie milion wiadomości!!” – chaos wprowadzony przez Elysię podczas lekcji, gdy wbiega z rewelacjami, jest zabawny w kontraście do formalnego kontekstu.
(Btw podłapałam to u mojej mamy! Czasem się jej zdarza powiedzieć "do chuja wafla")
Elysia jako samozwańczy tłumacz życia Rozalii:
„Jak ona może jakiejś pierwszej lepszej typiarze mówić o MOICH sprawach!? Jednak odpowiedź tej Sophie była inna niż się spodziewałam.” – dramatyzm Rozalii zestawiony z pewnością siebie Elysii wywołuje mieszankę frustracji i śmiechu.
Elysia jako "głos rozsądku" i żartownisia:
„Ej wiecie, że ja was ni chuja nie rozumiem? Mam dwóję z niemieckiego!”
„Ehhhhhhh... Potrzebuję tłumacza! Czy jest w okolicy jakiś tłumacz?!”
Uparta Elysia o makijażu:
„-A no ok, ALE tą farbkę z twarzy mogłabyś zmyć.” Jej nieustanne naleganie na pozbycie się makijażu mimo oczywistej powagi sytuacji jest zabawne w kontekście jej uporu.
0 notes
dyzzzmar · 18 days ago
Text
Tumblr media
"Brama" Dyzzzma/ Kamil Kopowski.
Kredki, ołówek, kreda. Trochę poprawiony kontrast, bo telefon mi cykał słabe fotki.
Po głowie mi latał Alice in Chains - Grind i parę innych motywów, w tym okładka Velvet Underground z Loaded, albo Cream - White Room. Jedna z prac try low-have fun.
[Komnata serca I] Powyższy motyw "Guardian Cherbus From Eden", został stworzony już jakiś czas temu i jest dostępny na moim kanale pixabay - https://pixabay.com/pl/music/przygoda-guardian-cherubs-from-eden-142154/ .
Jak te życie zatacza kręgi swoją drogą... niemniej zorientowałem się jak dobry jest ten motyw dopiero przy natrafieniu na pewne dzieło Pachelbel'a - wykonywane fletem i smyczkami. Nie wiem czy wam też jest to dane, ale kiedy słucham tego czuje zawarte w tym istoty które Bóg postawił przed zamkniętym Edenem.
Pozdrawiam.
[Przypis] Wykorzystałem jakieś tam syntezatory dźwięku, jeden z instrumentów to monochord. [Komnata serca II] Spotkałem w sumie i nawet ostatnio i życiu, ciekawych ludzi. Ludzi którzy chcieliby obudować Eden, lub mówiąc ściślej z powrotem się do niego włamać. Jednak kto ma uszy do słuchania niech usłyszy- Jako że Biblia jest księgą duchową i treść należałoby rozumieć metafizycznie. Stan błogiego raju wewnątrz ducha został przed nami zamknięty przez Boga, nie ze złośliwości - lecz na podstawie czynów ludzkich, jako konsekwencja/reakcja, kiedy jabłko upadnie z drzewa- w konsekwencji spada w kierunku ciążenia grawitacji, gdy ludzie sprzeciwili się Bogu- sprowadzili na siebie grzech, to prosta reakcja. A widziałem wielu ludzi którzy bodaj narkotykami, używkami, stylem życia próbują wprowadzić swoją duszę w Eden, lecz ten rozdział księgi moi mili został już zamknięty, my zmierzamy do Apokalipsy.
0 notes
mysofttherapy · 19 days ago
Text
Umrę Ci kiedyś Oczy mi zamkniesz I wtedy - swoje Smutne, zdziwione Bardzo otworzysz.
Umrę Ci kiedyś, jak noc gaśnie w ramionach poranka. I wtedy, w tej ciszy, zamkniesz moje oczy, by w końcu otworzyć swoje na to, co nieuniknione.
Czy w tej chwili, kiedy nasze dłonie się spotkają, poczujesz ciężar minionych dni? Czy w Twoim spojrzeniu odnajdę smutek, który dotąd skrywałeś przed światem?
Umrę Ci kiedyś, i może wtedy zrozumiesz, że życie to więcej niż chwile, że to tajemnica, którą każdy z nas nosi w sercu. Twoje oczy, smutne i zdziwione, otworzą się szeroko, jakby po raz pierwszy widziały świat bez zasłon.
Czy dostrzeżesz w tej chwili, że miłość nie zna końca, że śmierć to tylko kolejny rozdział w książce, którą piszemy razem?
Umrę Ci kiedyś, ale zanim to nastąpi, zostawię ślad w każdym Twoim oddechu, w każdej myśli, która mnie przywoła.
I wtedy, gdy moje oczy zamkniesz, Twoje otworzą się na nowo, gotowe przyjąć to, co nieznane, gotowe zrozumieć, że nasze istnienia są splecione niczym wątki w tkaninie życia.
Smutne, zdziwione, ale pełne nadziei, Twoje oczy otworzą się szeroko, by zobaczyć, że nawet w cieniu śmierci jest miejsce na światło.
0 notes
lokiscoffee · 19 days ago
Text
Banita Koronny, rozdział 1.
Było już późno, gdy szukałam schronienia wśród wąskich, brudnych uliczek miasteczka. Ciemność zdawała się otaczać każdy dom i budynek, zamykając je jak w klatce – drzwi były szczelnie zasunięte, okna zasłonięte grubymi, zniszczonymi zasłonami. Sunęłam cicho, pilnując, by turkusowa peleryna szczelnie okrywała moje ciało, a kaptur osłaniał twarz. Mimo starań, by nie zwracać na siebie uwagi, trudno było ukryć, że długa suknia, cho�� pozbawiona zdobień, była wykonana z materiału znacznie lepszego niż ubrania przeciętnego mieszkańca.
Po chwili mój wzrok przyciągnęło ciepłe światło, wydobywające się zza uchylonych drzwi jednej z tawern – najwyraźniej jednej z ostatnich, które były jeszcze otwarte o tej porze. Przystanęłam na moment, obserwując budynek z dystansu, a potem powoli ruszyłam w jego stronę. Stawiałam ciche kroki, a z każdym wyczuwałam coraz więcej zapachów unoszących się w powietrzu – woń przypalonego mięsa, rozlanego piwa i coś jeszcze, ostry, piekący zapach, zapewne taniego tytoniu.
Wnętrze tawerny uderzyło jaskrawym światłem i kakofonią dźwięków. Głośne rozmowy mieszały się z wybuchami śmiechu, a podłoga drżała od ciężkich kroków i uderzeń kufli o drewniane blaty. Tawerna była zatłoczona – tłum, w większości złożony z mężczyzn o ogorzałych, zarośniętych twarzach, stał w zwartym kręgu w centralnej części pomieszczenia. Część parkietu była wyraźnie wyznaczona jako ring – przestrzeń, w której tłum gromadził się, by oglądać brutalne, nielegalne walki.
Na środku ringu dwóch mężczyzn mierzyło się wzrokiem, podczas gdy reszta sali wiwatowała i krzyczała w podekscytowaniu. Jeden z nich, szeroko zbudowany i cięższy, z głową ogoloną do skóry, miał w spojrzeniu zimne, wyrachowane okrucieństwo. Był już lekko poobijany, na jego twarzy widniała świeża szrama, ale wyglądał na gotowego, by walczyć do upadłego. W dłoni zaciskał pięść, zaciśnięte wargi drgały, jakby w milczącym wyzwaniu rzucanym przeciwnikowi.
Drugi mężczyzna, wyraźnie bardziej wysportowany, wyróżniał się w tłumie swoją surową determinacją i niebezpiecznym spokojem. Miał szczupłą, umięśnioną sylwetkę i twarz o ostrych rysach, którą znaczyły siniaki oraz brud – ślady minionych starć. Jego oczy były skupione, niemal przenikliwie spokojne, jakby dokładnie przewidywał każdy ruch przeciwnika. Wyglądał jak kto��, kto pasowałby raczej do mrocznych zakamarków miasta niż na królewski dwór, do którego byłam przyzwyczajona. Był bez koszulki, odsłaniając twardą, umięśnioną klatkę piersiową i ramiona pokryte drobnymi zadrapaniami i siniakami, które nosił jak odznaki bojowe. Jego skóra była przybrudzona, a napięte mięśnie mówiły jasno, że życie, jakie prowadzi, wymaga siły i wytrwałości. Brązowe spodnie, nieco zniszczone i przetarte, pozwalały na swobodę ruchów. Pas z solidnej skóry oplatał biodra. Mocne buty, choć proste, miały grubą podeszwę i były odporne na różne trudności, jakie przynosiła walka. Mężczyzna wyglądał na kogoś, kto nie znał strachu i kto przetrwa wszystko, co przyniesie los. Długie, ciemnobrązowe włosy sięgały ramion, lekko kręcone i potargane, jakby ułożyły się przypadkiem w czasie walki. Oczy lodowato niebieskie zdawały się przenikać na wylot, chłodne i nieustępliwe – wyraziste i pełne determinacji, a jednocześnie sugerujące, że ten człowiek w każdej chwili mógłby rozpętać kolejną burzę.
Choć widać było na nim oznaki wyczerpania i trudów życia w takim miejscu, każdy jego ruch był precyzyjny, a każdy krok świadczył o sile, którą potrafiłby użyć, by w jednej chwili zakończyć starcie.
Obserwując tę scenę spod kaptura, weszłam cicho, nie rozglądając się zbytnio, chcąc uniknąć zwrócenia na siebie uwagi. Starałam się nie wdychać zbyt głęboko, jednak zapach alkoholu i przypraw mieszał się z duszącym dymem. Na chwilę zasłoniłam nos rękawem, z trudem powstrzymując kaszel. Ostrożnie ruszyłam przez tłum w stronę baru. Palcami lekko poprawiłam kaptur i spuściłam wzrok, starając się, by wyrafinowane ruchy nie zdradzały mojego pochodzenia – każdy gest był wyważony i ostrożny, chcąc wtopić się w otoczenie. Już miałam zagadnąć barmana, gdy zamieszanie sprawiło, że odwróciłam wzrok znów w kierunku ringu. Pięść niebezpiecznie spokojnego wojownika wystrzeliła naprzód, z brutalną siłą trafiając przeciwnika, tłum wybuchnął jeszcze większym wrzaskiem, podgrzewając atmosferę w dusznej tawernie. 
Za masywnym drewnianym kontuarem stał barman – imponującej postury mężczyzna, który wydawał się niemal jednym z filarów tego miejsca. Miał ponad pięćdziesiąt lat, a ciemne włosy, zaczynające już siwieć przy skroniach, nadawały mu groźnego, surowego wyglądu. Gęsta, nieco zmierzwiona broda okalała jego żuchwę, dodając twarzy jeszcze więcej srogości i dystansu. Potężne ramiona wystawały spod podwiniętych rękawów z widocznym, ciemnym owłosieniem, poruszały się zwinnie, gdy w dużych dłoniach trzymał szklankę, którą przecierał z niezwykłą starannością, choć większość gości i tak nie zwróciłaby uwagi na czystość szkła. Jego ruchy były pewne i rutynowe, a spojrzenie przenikliwie obserwowało tłum, choć w jego oczach malował się już pewien rodzaj obojętności, wynikający z lat spędzonych w tej dusznej, zadymionej przestrzeni. Barman był przyzwyczajony do widoku krwi na podłodze, do szorstkich rozmów i do pijackich wrzasków – nic nie robiło na nim większego wrażenia. Dla niego tawerna była jego królestwem, a on sam sprawował w niej niekwestionowane rządy. Obdarzył zakapturzoną mnie krótkim spojrzeniem. Byłam niska i wcześniej nie widział całości mojego ubioru, więc w pierwszej chwili pomyślał, że jestem nastoletnim chłopcem i tak właśnie mnie zaadresował.
– To nie miejsce dla ciebie, chłopcze… – burknął. 
Podniosłam głowę i spojrzałam na niego. Moje zachowanie zdradzało zagubienie, albo po prostu brak komfortu z powodu przebywania w takim miejscu.
– Dobry wieczór, czy mogłabym dostać coś ciepłego do jedzenia? Mam pieniądze, mogę zapłacić.
Barman już miał odburknąć, że kuchnia jest zamknięta od kilku dobrych minut, jednak zatrzymał się w pół ruchu i spojrzał na mnie. Widział moje delikatne ręce odchylające poły peleryny i sięgające do saszetki na biodrze. Wyciągnęłam dwie złote monety, po czym położyłam je na blacie. W pierwszej chwili ewidentnie nie mógł uwierzyć swoim oczom, które rozszerzyły się na widok monet. Odłożył powoli szklankę na bok. Nie, nie był pazerny, nawet nie chciał tych monet. Rozejrzał się szybko, czy ktokolwiek obserwuje, po czym przykrył monety dłonią i przesunął je po blacie w moim kierunku, nachylając się nad blatem.
– Panienka schowa te pieniądze. Poza tym to za dużo. Niech panienka zapłaci normalnie.
– Normalnie? – spojrzałam na niego pytająco, więc westchnął, na moment rzucając wzrok na wnętrze tawerny.
– Rozumiem, czyli srebrników, panienka nie ma. Wciąż nalegam, aby panienka schowała te monety. To miejsce nie jest odpowiednie na obnoszenie się bogactwem.
Znów westchnął, patrząc gdzieś w przestrzeń, po czym rozkazał, abym poczekała i zniknął za drzwiami kuchni. Już miałam schować monety do saszetki, jednak zatrzymałam się. Jedną wciąż trzymałam w palcach. Przecież barman chciał mnie zbyć, a jednak okazał dobroć. Należy mu się zapłata. W tym momencie moje myśli przerwał dobiegający się z głębi tawerny nagły wrzask tłumu, gdy jeden z walczących na ringu mężczyzn padł na deski – nieprzytomny, z rozluźnionymi rękami i twarzą zanurzoną w cieniu. Cisza trwała tylko ułamek sekundy, a potem wybuchła kakofonia okrzyków, wiwatów i przekleństw. Mężczyźni tłoczący się wokół ringu podnieśli w górę ręce, krzycząc, klepiąc się nawzajem po plecach w podekscytowaniu. Było jasne, że to zwycięzca wzbudził ich entuzjazm – walczący o surowym spojrzeniu, który nawet nie dał przeciwnikowi szansy na próbę rewanżu.
Zwycięzca odetchnął głęboko i spojrzał z góry na pokonanego, z kamiennym wyrazem twarzy. Brud i siniaki pokrywały jego skórę, lecz jego wyraz był nienaruszony – jedynie chłodne, lodowate oczy zdradzały w nim napiętą koncentrację i bezwzględną determinację, która jeszcze tliła się w jego spojrzeniu. Włosy miał zmierzwione, jakby nie miał czasu, by się nimi przejmować, a krew – być może jego własna, być może przeciwnika – znaczyła mu skórę przy obojczyku. Wyglądał jak ktoś, kto przeszedł przez niezliczone starcia, ale nie stracił ani odrobiny siły.
Nie minęła chwila, gdy na ring wszedł kolejny wojownik – potężnie zbudowany, z ramionami szerokimi jak kłoda drzewa i twarzą skrytą za brodą. Tłum zamilkł na moment, obserwując nowego przeciwnika, który wydawał się pewny siebie i niemal drwiący, z iskrą zaciętości w oczach. Napięcie w pomieszczeniu wzrosło, gdy mierzyli się wzrokiem. Tłum wstrzymał oddech, przygotowując się na kolejne starcie – jedno z tych, w których nikt nie był pewien, czy zakończy się szybkim nokautem, czy zaciętą walką do ostatniego tchu.
Dwaj mężczyźni ruszyli na siebie niemal równocześnie, każdy ruch pełen napięcia i gotowości do ataku. Ich kroki były szybkie, ale wyważone, a wzrok – skupiony wyłącznie na przeciwniku, jakby cały świat poza nimi przestał istnieć. Krążyli po ringu, jak dwa drapieżniki szukające słabego punktu.
Pierwszy cios należał do nowego wojownika, który rzucił się naprzód z brutalną siłą, wyprowadzając szeroki zamach w stronę twarzy przeciwnika. Ten jednak błyskawicznie uskoczył. Cios przeciął powietrze, a mężczyzna stracił równowagę na ułamek sekundy – i to wystarczyło. Zwycięzca poprzedniej potyczki, wykorzystując moment zawahania, zbliżył się błyskawicznie i wyprowadził szybki, precyzyjny cios w żebra przeciwnika. Z satysfakcją usłyszał krótki, zdławiony jęk bólu.
Nie dał mu czasu na odpoczynek. Kolejny cios trafił w ramię wojownika, który instynktownie zasłonił twarz. Wyraźnie oszołomiony, przeciwnik sięgnął do przodu, próbując złapać go w mocnym chwycie, jednak ten, z gracją niemal kociej zwinności, wyślizgnął się z uścisku. Odbił się do tyłu, jednocześnie podciągając pięść i czekając na odpowiedni moment, by wymierzyć kolejny cios.
Walka zaczynała nabierać tempa, a rywal, z coraz bardziej rozwścieczoną miną, próbował zmusić przeciwnika do defensywy, atakując szybko i z dużą siłą. Parę razy dosięgnął go, zadając mu mocny cios w bok, który zmusił go do cofnięcia się o krok, a potem jeszcze jeden w ramię. Wydawało się, że siła przeciwnika była nie do przecenienia, ale mężczyzna o lodowym spojrzeniu pozostał niewzruszony. W jego oczach wciąż tliła się chłodna determinacja – wiedział, że tylko czeka na błąd przeciwnika.
Gdy wojownik kolejny raz zaszarżował, ten, przewidując ruch, schylił się w ostatniej chwili, unikając wymachu, i błyskawicznie zaatakował – lewą pięścią wymierzył cios w szczękę, a zaraz potem prawą posłał kolejne uderzenie, które trafiło prosto w skroń. Przeciwnik zachwiał się, a tłum zawył z ekscytacji.
Zanim wojownik zdążył się otrząsnąć, mężczyzna zwinął się do ostatniego, decydującego ciosu – celnego, mocnego uderzenia w klatkę piersiową. Przeciwnik wydał głuchy jęk i osunął się na kolana, a potem padł na deski. Tłum ryknął z radości, wznosząc okrzyki na cześć zwycięzcy, który zmęczony, ale niepokonany, wziął głęboki oddech, spoglądając chłodno na swoją pracę.
Podczas tej walki, barman zdążył wrócić, oferując mi ciepłą miskę zupy oraz kromkę chleba. Siedziałam przy blacie, czując ulgę, gdy zapach zupy dotarł do moich nozdrzy. Od razu wzięłam łyżkę i zaczęłam jeść.
– Dziękuję – powiedziałam, czując, że to byłoby nieuprzejme nie wyrazić wdzięczności.
On jedynie mruknął, ale po jego oczach widziałam, że nie jest tu przyzwyczajony do słuchania podziękowań. Zastanowiłam się przez chwilę, a potem wyciągnęłam dłoń, w której trzymałam monetę i położyłam ją na stole.
– Proszę, niech pan to przyjmie. Za pańską życzliwość.
On tylko spojrzał na monetę, a jego twarz zmieniła wyraz – przez chwilę wydawało się, że jest zirytowany, a może nawet urażony. Uniósł brew i potrząsnął głową.
– Zatrzymaj to, panienko – mruknął, przesuwając monetę z powrotem w moją stronę. – Nie potrzebuję złota za talerz zupy. Już mówiłem, że to za dużo, a podejrzewam, że srebrnych nie posiadasz.
– Ale okazał mi pan dobre serce – nalegałam, patrząc mu prosto w oczy. – To drobna zapłata, a tawerna... z pewnością przyda się jej każda pomoc.
Patrzył na mnie przez moment, jakby oceniając, czy warto wdawać się w dalszą rozmowę. Westchnął i w końcu wzruszył ramionami.
– Reginald – poprawił mnie. – Nie "pan". A tawerna... cóż, nie jest tu łatwo, ale jakoś sobie radzę.
– Miło cię poznać, Reginaldzie – powiedziałam z lekkim uśmiechem, widząc, że się rozluźnił. – Mirella. I mówiłam poważnie o tej pomocy. Widzę, że to miejsce ma dla ciebie znaczenie.
– Może tak – odpowiedział, wzruszając ramionami, jakby nie chciał wdawać się w szczegóły. – Ale pieniądze to nie wszystko, a w tawernie cenię przede wszystkim ludzi, którzy nie próbują mnie przekupywać.
Zmarszczyłam na niego czoło, biorąc kolejną łyżkę zupy do ust. Nie zamierzałam tak łatwo rezygnować.
– Proszę, Reginaldzie. To nie przekupstwo – odparłam miękko. – Po prostu doceniam twoją dobroć. Nieczęsto spotyka się takich ludzi.
Westchnął, jakby zmęczony całą sytuacją, i po chwili sięgnął po monetę, biorąc ją do ręki z lekkim zawahaniem.
– Skoro tak bardzo ci na tym zależy… – Przewrócił ją w palcach, po czym schował do kieszeni fartucha. – Ale nie martw się, wydam ją na tawernę, a nie na żadne… osobiste przyjemności.
Uśmiechnęłam się lekko, wiedząc, że to było dla niego pewne ustępstwo, nawet jeśli odrobinę mu to doskwierało.
– Dziękuję – powiedziałam cicho.
Reginald skinął głową, a potem odwrócił się, widząc, że ktoś podchodzi do baru. Był to mężczyzna, który przed chwilą wygrał walkę, nieco brudny i posiniaczony tu i tam, o wyrazie, jakby był zirytowany lub zmęczony. Opierał się o kontuar, nieco znużony, jakby szukał chwili wytchnienia.
– Butelkę wody – mruknął mężczyzna o nieco ochrypłym głosie, biorąc koszulę spod lady. Najwidoczniej Reginald też przechowywał jego rzeczy. 
Reginald tylko skinął głową, odwrócił się i sięgnął po pełną butelkę z półki. Bez słowa postawił ją na blacie, podczas gdy wojownik starał się wytrzeć swój tors z potu, krwi i całego brudu po kilku walkach, które stoczył. Ewidentnie te dwie nie były jedynymi tej nocy. Nie pierwszymi i prawdopodobnie nie ostatnimi.
1 note · View note