Tumgik
#rozbieganie
teatralna-kicia · 1 year
Text
Tumblr media
“Śmierć komiwojażera”
Teatr: Teatr Ludowy
Reżyseria: Małgorzata Bogajewska
Przez cały czas trwania spektaklu miałem wrażenie, że Bogajewska stara się powtórzyć sukces swojego „Wujaszka Wani’. Ciężko jest uciec od tego typu skojarzeń – kolejny raz na pierwszy plan jest wysunięta męska słabość i swego rodzaju próba pochwycenia w garść uciekającego życia. Dochodzi do tego przestrzeń w podobnej palecie kolorów i bardzo podobne zabiegi reżyserskie oraz dobór aktorów. Niestety, w tym pojedynku „Wujaszek Wania” wychodzi triumfalnie, co nie oznacza, że „Śmierć komiwojażera” jest spektaklem nieudanym.
Swoją najnowszą produkcję Bogajewska opiera na tekście, który powstał na początku lat 50., co może budzić wątpliwości w kwestii swojej aktualności i atrakcyjności dla dzisiejszego odbiorcy. Na szczęście przy tak przesuniętych akcentach, jakie proponuje nam reżyserka – delikatnie różnych od tego, jak były rozłożone w oryginalnym tekście – spektakl zyskuje na ożywczej świeżości. Na pierwszy plan wysuwa się bardziej problem nie tyle kapitalizmu, co tak naprawdę pewnego pogubienia się w życiu, ale także potwornej, przejmującej samotności człowieka. Dodatkowo, uwypuklono też konflikt między pokoleniami i twierdzenie, że nie ma szans spotkać się w połowie drogi, co dla obu stron może być jednocześnie destrukcyjne, ale też kojące.
Niestety, mimo wszystko bywały momenty, gdy spektakl robił się irytujący, bo mam wrażenie, że bezkrytycznie prezentował podstarzałego komiwojażera jako ofiarę swojego ciała i swojej starości, pomijając zupełnie jak bardzo wstrętnie zachowywał się względem swoich bliskich, a także pomijając fakt, że w dużej mierze sam był winny swoich niepowodzeń. Ciężko było mi empatyzować z kimś takim – może wynika to z tego, że przez lata miałem nieprzyjemność mieszkać z taką osobą i doskonale wiem, jak bardzo za taką zasłonką bycia biednym i przegranym, kryje się jedynie chęć dominowania nad drugą stroną w ramach współczucia.
Niestety spory problem miałem z próbami uwspółcześniania i upolskowienia tekstu Millera na siłę. Z niezrozumiałych dla mnie przyczyn twórcy uznali, że dobrym pomysłem będzie wrzucenie do angielskich imion i nazwisk przeliczanie rzeczy na złotówki czy też wrzucanie gogli VR, a przy jednoczesnym zachowaniu sytuacji, w których kradnie się pióra wieczne za grube miliony. Jak dla mnie: chybione, niepotrzebne i dodatkowo tylko wybijało z imersji.
Aktorsko „Śmierć komiwojażera” jest dość nierówna. Piotr Pilitowski jak zawsze jest doskonały, przelękniony, rozbiegany i rozedrgany wewnętrznie. Czuć ciężar tego, co nosi w sobie. Przepiękna rola, naprawdę dla niego samego warto wybrać się na scenę pod ratuszem.
Piotr Franasowicz też daje radę jako Biff – na początku ciężko było mi uwierzyć w motywacje jego bohatera, jednak z biegiem spektaklu jego postać nabierała koloru i stawała się realnie osobą z krwi i kości; bardzo dobrze poprowadzona rola reżysersko, ale też brawurowo zagrana. Pysznie było go oglądać w ostatnich aktach (od sceny w restauracji do samego końca).
Niestety Paweł Kumięga totalnie nie pasuje do roli młodszego syna komiwojażera. Jest nieprzekonujący, mimo tego, jak bardzo się stara. To już kolejny spektakl w Ludowym, gdzie w moim odczuciu chybiono z obsadzeniem go w jednej z głównych ról. Wydaje mi się, że Pan Paweł najlepiej sprawdza się w rolach komediowych, co nieraz udowodnił na deskach Ludowego. Ciężko mi jest uwierzyć w to, że Happy, którego gra, jest przyzwoicie zarabiającym kobieciarzem. No jakoś zupełnie nie czuję tej roli.
O czym warto wspomnieć – cały spektakl jest zapakowany w bardzo solidną i mądrą scenografię Justyny Elminowskiej. Warto o tym wspomnieć, bo jest to scenografia, która doskonale wpisuje się w małą przestrzeń sceny pod ratuszem, ale też bardzo dobrze koresponduje z treścią spektaklu: całe życie człowieka i sam człowiek spakowany w małe pudełko. Co po nas zostanie – tyle po nas zostanie.
W ogólnym rozrachunku nie był to spektakl wybitny, ale też nie żałuję, że się wybrałem. Były momenty wzruszeń, ale też były momenty umierania z powodu zbyt ciągnących się scen.
Nie jest to może poziom ge-nial-ne-go „Wujaszka Wani”, ale też nie jest to tak straszne i szkodliwe raczysko jak „Anioły w Ameryce” czy „Rewizor. Będzie Wojna!”. Ewidentnie Małgorzata Bogajewska jest teraz na fali wznoszącej i korzystajmy z tego, bo jak jej wychodzi to tworzy naprawdę frapujące spektakle.
0 notes
paper-words · 3 years
Text
Jutro
Kolejny raz twoje niewyraźne słowa zabrzmiały w mojej głowie. Przekrwione gałki wpatrywały się we mnie, próbując utrzymać rozbiegany wzrok w jednym miejscu. Zachwiane ciało, niepozornie oparło się o ścianę. Przecież wcale nie masz problemu z zachowaniem równowagi. Z twoich ust wylatuje coraz więcej pięknych słów. Może są prawie niezrozumiałe, ale wciąż piękne. Jak wszystko, co powiesz po otwarciu tej magicznej butelki. Tyle obietnic, zwierzeń, przysięg. Jutro i tak udasz, że owe nie zostały wypowiedziane, a nasze rozmowy po raz kolejny stracą znaczenie. Ale to stanie się dopiero jutro. Dziś możemy jeszcze przez chwilę poudawać, że doskonale się rozumiemy, a ten powtarzający się schemat jest czymś normalnym.
Twoje szklane, zamglone oczy w końcu mają w sobie te iskierki. Iskierki, które tak bardzo pragnęłam ci dać w inny sposób. Ale to przecież nic. To normalne. Jutro znów zapomnimy, a jedyne, co nam na moment przypomni, to brzdęk szklanych butelek wyrzucanych do kosza. Tak, jakby nic się nie wydarzyło. Tak, jakby to wszystko nie powtarzało się, co drugiego wieczoru.
Nieprzyjemna woń dostaje się do mojego nosa. Głośna muzyka rani moje uszy. Podniesiony głos przywołuje niechciane wspomnienia. Nie pozostaje mi, więc nic innego jak czekać do jutra. I pojutrze znów wmawiać sobie że to nic złego. Że tak po prostu jest.
Szkoda tylko, że u innych tak nie ma. Nigdy nie było. Okazuje się, że tylko moja normalność tak wygląda. Że tylko moje dziś, jutro odejdzie w niepamięć. Że tylko moje pojutrze, znów będzie takie jak dzisiejszy wieczór.
- Q
2 notes · View notes
scietekwiaty · 5 years
Text
nieważkość
pragnęłam Twoich słów
upajałam się nimi do nieprzytomności
i trwałam w zapomnieniu
tak długo aż słowa się skończyły
nie słyszę już twojego głosu
pozostał niedosyt
teraz drżą mi ręce
mam rozbiegany wzrok
kiedy znowu pozwolisz mi poczuć się lekką?
- mieszka u mnie paranoik
11 notes · View notes
czule-punkty-blog · 5 years
Text
najgorsza randka świata
Sierpień. Piękne popołudnie przechodzące w równie piękny wieczór i świetny film w kinie. Bardzo dobry scenariusz na pierwszą randkę z dopiero co zapoznanym na Tinderze sportowcem. Niestety te wszystkie sprzyjające okoliczności zostały złożone w ofierze bóstwu rozczarowania. Czekała mnie najgorsza randka świata.
miłosna sztafeta
W ostatnich latach moje sprawy damsko-męskie układają się tak, że już na samo wspomnienie tego tematu w głowie słyszę wrzask bezradności. Namiętny kochanek z Półwyspu Apenińskiego, smutny chłopak pogrążony we wspomnieniach o swojej byłej, mężczyzna nieakceptujący knajp/taksówek/PMSu to tylko kilka eksperymentów, do których się dobrowolnie zgłosiłam. Z każdego z nich wychodziłam uboższa - na wartości traciła moja pewność siebie, odwaga, wiara w czyjeś dobre intencje. Chciałam zahamować ten proces i  dlatego w którymś momencie miałam sporą presje na poznanie „kogoś normalnego”. 
W tamto sierpniowe popołudnie byłam w trakcie randkowego maratonu. Co kilka tygodni umawiałam się z kimś nowym. Każde rozczarowanie zwiększało tylko ciśnienie na rozpoczęcie kolejnej znajomości - sztafeta musiała biec dalej!
nie tak jak na zdjęciach
Umówiłam się ze sportowcem. Na profilu miał całkiem sporo zdjęć, a rozciągnięta na kilka dni korespondencja zapoznawcza szła całkiem naturalnie. Sytuacja wydawała się na tyle bezpieczna, że zaproponowałam kino -  miałam akurat podwójne zaproszenie. 
Przyszłam trochę wcześniej. Ubrałam się - jak zwykle na taką okoliczność - w proste kroje i kolory. Tak, aby wyglądać korzystnie, ale nie być wystrojoną. Jednak, gdy w oddali dostrzegłam zbliżającą się sylwetkę mojego towarzysza, zamarzyłam o zupełnie innej kreacji - chciałam mieć na sobie pelerynę niewidkę.
To był totalny rozjazd pomiędzy osobą, z którą korespondowałam, a tą, która właśnie się ze mną witała. To był rozjazd filozoficzny. Bo czym jest widzenie? Czym jest obraz? Jak ma się moje - wytworzone na podstawie zdjęć - wyobrażenie o człowieku do człowieka, który przede mną staje w swej materialnej postaci? 
Z jednej strony wszystko się zgadzało: imię, sylwetka, fryzura, rysy twarzy. Z drugiej, nie zgadzało się kurwa nic. Postawa, chód, gestykulacja, ton głosu, ubrania ułożyły kogoś zupełnie innego. Skoro przypisujemy symboliczną wartość tzw. pierwszemu wrażeniu, to w tamtej chwili nie mogło być ono gorsze.
Po raz pierwszy na randce w ciemno miałam doświadczenie wyjścia z siebie i obserwowania sceny z boku. Był to dość przykry widok. Kobieta, którą bardzo lubię i szczerze jej kibicuję, miotała się i ze wszystkich sił próbowała nie dać tego po sobie poznać. W jednym momencie starała się uspokoić gonitwę myśli, przystosować do nowych okoliczności, opanować rozbiegany wzrok oraz prowadzić miłą, naturalną rozmowę. Jej rozmówca nie mógł absolutnie nic podejrzewać - to nie jego wina, że wymyśliła go sobie inaczej.
śmiech na sali
Weszliśmy do kina. Rozsiedliśmy się w fotelach, zgasło światło, wystartował film. Uznałam, że dwie godziny ciszy pozwolą mi się odprężyć, nabrać dystansu do początkowej spiny i w dalszej części wieczoru zachowywać się jak człowiek, a nie jak jakaś zawiedziona księżniczka, do której przyszła żaba zamiast księcia. 
No nie. Ciszy nie było. Cały czas słyszałam śmiech mojego towarzysza. Komuś na ekranie coś upadnie - śmiech, ktoś na kogoś spojrzy - śmiech, ktoś komuś coś powie - śmiech. I nie chodzi o to, że ten film nie był zabawny. Był. W kilku momentach był nawet bardzo zabawny. Jednak osoba siedząca obok mnie śmiała się cały czas, niemalże na każdej scenie - tak jakby bodźcem rozbudzającym wesołość był sam fakt oglądania czegoś na ekranie. Ten ciągły chichot irytował mnie do tego stopnia, że po raz drugi tego wieczoru zamarzyłam o tym, aby zniknąć. 
Nie zniknęłam. Zaszliśmy jeszcze do jakiejś knajpy na drinka. Było sympatycznie. Poprosił o numer. Podyktowałam. Rozeszliśmy się. Wróciłam do mieszkania. Wzięłam długi prysznic. 
Chciałam zmyć z siebie tę randkę. 
To nie była moja randka.
tinder bywa słabym swatem
Byłam wściekła i rozgoryczona. Ale powodem wściekłości i rozgoryczenia nie był ani ten konkretny mężczyzna ani jego zachowanie. Nawet ten potok śmiechu w kinie mogłabym w innych okolicznościach przyjąć z dobrotliwą wyrozumiałością. Cały dowcip polegał na tym, że to ja zaproponowałam to spotkanie, mój był pomysł, aby to było kino i później, idąc już za ciosem, poszłam na drinka i podzieliłam się swoim numerem telefonu. 
Zaprosiłam na randkę faceta, który mi się nie podobał i nie byłam w stanie dostrzec żadnego punktu, w którym nasze pola energetyczne by się przecinały. Gdybyśmy się spotkali w biurze, w bibliotece, w pociągu czy przy barze to bym tego nie zrobiła. Stało się inaczej, bo Tinder.
króliki z kapelusza
Zanim aplikacje randkowe zmonopolizowały rynek miłosnych podbojów, flirt miał bardziej namacalną substancję. Dwie przypadkowe osoby najpierw się dostrzegały, później coraz mniej dyskretnie sobie przyglądały, w końcu rozpoczynały rozmowę. Ta znajomość — mimo że mogła okazać się przelotną - była zanurzona w bodźcach. Najpierw widziałam sylwetkę, strój, mimikę i gestykulację, słyszałam głos, czułam zapach. Decyzja o tym, czy kiedyś gdzieś razem wyjdziemy, pojawiała się później.
Tinder sprawił, że wyskakujemy przed sobą jak króliki z kapelusza. Obojgu z nas się wydaje, że wstępnie zadeklarowaliśmy jakieś wzajemne zainteresowanie, bo przecież się „zmaczowaliśmy”, poczatowaliśmy, przeskanowaliśmy fotki. Są to jednak deklaracje lunatyków. Pierwsza randka przestała być świadomym sygnałem, że między dwojgiem ludzi pojawiła się jakaś chemia. Teraz to jest bardziej wieczorek zapoznawczy, który rozpoczyna się nerwowym wypatrywaniem człowieka utkanego z kilku zdjęć i mnóstwa wyobrażeń, i żarliwą modlitwą, żeby pierwszym uczuciem na jego widok była ulga. Nie radosne podekscytowanie, przyspieszone bicie serca czy podniecenie. Ja oczekuję ulgi. Jest mi ona niezbędna, aby nie poczuć się skompromitowaną, że oto przyszłam tutaj w najlepszej wersji siebie, z nadzieją na romans, a adresatem tego wszystkiego jest człowiek z innej bajki.
brak ulgi
Gdy nie ma ulgi to jest najgorzej. Przekonałam się o tym w tamten sierpniowy wieczór, gdy wylądowałam na randce z kimś, z kim nie chciałabym wylądować nigdzie indziej. Jestem świadoma, że to nie była najgorsza randka świata - że czasami jest bardziej obciachowo, nieprzyjemnie, nudno lub smutno (nie wymieniam „niebezpiecznie”, bo mam naiwną nadzieję, że wszystkie chodzimy na randki, na których czujemy się bezpiecznie). Jednak ta przygoda zamknęła mnie w sobie. Przez kilka miesięcy nie byłam w stanie nawet pomyśleć o tym, że znów mogłabym się z kimś umówić - z osobą poznaną ONLINE czy IRL, bez znaczenia. Moje ciało mówiło „nie”. Nie miałam rezerw energetycznych na kolejną tego typu pomyłkę - tak jakbym się bała, że wtedy nie dam rady wesoło szczebiotać i zamiast tego się poryczę. 
Zawsze sądziłam, że randka to świadomy sygnał, że jest jakieś przyciąganie. Że jestem zafascynowana czyjąś urodą, charyzmą, osobowością. Nagle okazało się, że zaczęłam wysyłać te sygnały na oślep - proponowałam randki przypadkowym ludziom. Potem z niektórych z nich chciałam uciekać. 
Złościłam się za to na siebie, złościłam się na mężczyzn, złościłam się na czasy, w których żyję i na rodziców - że pobrali się w młodym wieku i do tej pory są razem, a ja nie mogę powtórzyć tej ścieżki. Z tej złości opadłam z sił i uznałam, że w tym momencie, bardziej niż miłości, potrzebuję przerwy od jej poszukiwań. Wtedy po wyjściu z kina dałam sobie spokój z randkami na wiele miesięcy. Ostrożnie wracam na rynek, ale nie potrafię przewidzieć skutków. Mam wrażenie, że akurat w tej grze „what doesn’t kill you, makes you stranger”. 
1 note · View note
gniewomirin · 7 years
Photo
Tumblr media
Śanti wraca do biegania, a ja aktywnie odpoczywam po mocnym sezonie. All good!🤘🏽🆒🐺🏔❤️ #santithedog #rozbieganie #autumn #husky #huskygram #huskylove #trailfriends #instagood
0 notes
n-s-w-2 · 4 years
Video
youtube
Rozbiegany wzrok Bosaka. Polityk tłumaczy.
0 notes
nieznani-bogowie · 4 years
Text
Dziennik Wintersa - 25 Lutego 2145 # 29
Tumblr media
25 Lutego 2145
 Minął niespełna miesiąc od śmierci Jeffa. Jak już wspomniałem, moje notatki ze śledztwa przepadły. Nawet nie miałbym ochoty przechodzić tego wszystkiego od początku i jeszcze raz opisywać w tym dzienniku moich poczynań. Pamiętam stres związany z pakowaniem dokumentów do paczki i drogą na oddział pocztowy. Wszystkie zgromadzone w czasie wolnym informacje na temat zabójstwa Jeffa i ochroniarzy wysłałem w grubym pliku dokumentów do sądu, a konkretnie sędziego Alfreda Morou. Nigdy go nie spotkałem, ale dzięki eTunowi można poszerzyć swoje perspektywy. Był jednym z ostatnich, praworządnych sędziów, którzy potrafili się przeciwstawić wielkim korporacjom. Ale chyba tylko dzięki wierze w swoją nietykalność wziął w ręce sprawę olbrzymiej wagi. W końcu miał wydać wyrok, który zaszkodziłby interesom własnego narodu, a państwo postawiłoby to na miejscu agresora. Nigdzie na świecie nie było dobrze. Każde państwo próbowało utrzymać się na powierzchni. Nadchodząca rozprawa miała pociągnąć na dno całe Stany Zjednoczone. Nie chcę okłamywać ani siebie ani Ciebie Anno. Samotne poszukiwanie prawdy i nocna walka o sprawiedliwość wpłynęła na mój z wiązek z Twoją matką. Czułem się trochę jak super bohater, posiadający swoje alterego. Ale w filmie czy komiksach nigdy nie mówili jak to wyczerpuje. Z Mayą nie rozmawialiśmy od czasu pogrzebu Jeffa. Po miesiącu miodowym przyszedł czas na miesiąc posuchy. Chciałem tylko by winni dostali to na co zasłużyli, a świat dowiedział się jakimi byli ludźmi. Zaniedbałem wtedy też trochę swoją pracę. Tak naprawdę głównie chodziło mi o dostęp do telefonu, z którego mogłem bez obawy przed namierzeniem popytać to tu, to tam o kilka informacji. Często musiałem brać wolne, ale miałem wrażenie, że współpracownicy wiedzieli co się dzieje. Jakby po fundacji krążyło ciche przyzwolenie. Ja po prostu żądałem sprawiedliwości. Prawie w ogóle nie jadłem i nie spałem, a do Mayi odzywałem się tylko półsłówkami. Dzięki Bogu miała pracę, w której spędzała większość dnia. Nie musiała oglądać jak się pogrążałem w swojej złości. Uwierz mi Anno. Byłem wkurzony na cały świat. Na niesprawiedliwość, na bogatych, na biednych, na żołnierzy, na sąsiadów, nawet na Mayę. Każdy nowy fakt lub domysł nakręcał mnie coraz bardziej. Winnym śmierci Jeffa był zarząd korporacji, która wyjątkowo dobrze strzegła swoich sekretów. Za spust pociągnęli ludzie… przepraszam, nie ludzie. Hieny, które po odpowiedniej zapłacie zrobią wszystko wliczając w to zabijanie. Cholerni, bez honorowi zabójcy na zlecenie. Przyznam że mój entuzjazm opadł gdy dowiedziałem się z kim dokładnie współpracuje nasz rząd i kto ukrywa się za tą całą tajną misją na terenie Hegemoni Germańskiej. Dwa giganty korporacyjne. CTC - Cosmic Technology (Company) I sprywatyzowana część NMI (National Military Industries). Czas jednak stanął po mojej stronie. Zbieranie materiałów dowodowych i zeznań świadków trwało do końca miesiąca (28 lutego). Większość osób odpowiedzialnych za misję, przepadło bez śladu na korzyść dwóch gigantów. Moja bateria zebranych dowodów mogła być gwoździem do trumny CTC i NMI. Paczkę nadałem 25 priorytetowo więc nie musiałem się martwic o dostarczenie do Waszyngtonu. Wyrok i orzeczenie w sprawie zniesławienia, zaniechania obowiązków, mataczenie, przekroczenie uprawnień, korupcję i tak dalej miał zostać wydany 20 marca. Podczas osobistego śledztwa dowiedziałem się również, że porucznik Heller zmylił trop prowadzący do mojego obecnego miejsca pobytu. Te bydlaki wcale nie odpuściły. Dalej mnie szukali, ale dzięki Hellerowi korporacje obrały na cel Meksyk i sporą część kontynentu południowej Ameryki. To pozwoliło mi odetchnąć z ulgą chociaż na chwilę.
W dochodzeniu do prawdy pomogły mi rany na jednym z ochroniarzy. Najemnicy nie pokusili się o zacieranie śladów. Stróże pokoju i policja pewnie nie zwróciliby na to uwagi, ale żołnierz z misji w Hegemoni Germańskiej miał większe doświadczenie. Miałem trochę czasu żeby przyjrzeć się broni i pociskom używanym przez zawodowych. Nie spodziewali się, że siedzę im na karku. Nie wiedzieli, że dzięki eTunowi znalezienie informacji na temat bliskich współpracowników było proste dla kogoś tak zdeterminowanego. Kiedyś znałem ich imiona i nazwiska. Byli przedstawieni w raporcie, który wysłałem do sędziego, ale dziś wymazałem ich z pamięci. Zresztą… nie chcę o nich już więcej wspominać.
Gdy tamtego dnia wróciłem z oddziału pocztowego wstąpiły w moje ciało nowe siły i nadzieja. Dopiero wtedy dotarło do mnie jak bardzo zaniedbałem Mayę, moją żonę. Kobietę mojego życia. Wieczorem około godziny 18:00 zabrałem się za przygotowanie kolacji po szybkim zamówieniu u Vincenta Rodrigueza. Od miesiąca mieszkał z Mayersami. A raczej pomieszkiwał, bo z tego co pamiętam był okropnie rozbiegany. Po wyjeździe dwóch starszych braci, przejął interes rodzinny. Kolacja miała być przygotowana na chwilę po 19:00. Nie sądziłem, że proste czynności i odpoczynek od dochodzenia sprawią mi tyle przyjemności. W głowię wciąż wyobrażałem sobie wielką satysfakcję z pomszczenia i wyjaśnienia zabójstwa Jeffa. Oczywiście w liście do sędziego Alfreda Morou opisałem sytuację, przypadki śmierci związane ze świadkami oraz moje obawy jeśli wróciłbym do kraju. Tym ostatnim chciałem zmylić trop najemników jeśli chcieliby mnie szukać w Eau Claire. W pracy poprosiłem Tamarę o kilka kodów przesyłkowych z Afryki i Europy. Były nieważne, ale na pierwszy rzut oka wyglądało to jak paczka z zagranicy. Myślałem, że rozegrałem to najwłaściwiej jak to tylko było możliwe.
Wracając do domu… na kolację przygotowałem najprawdziwszy filet z kurczaka (chwała młodemu Rodriguezowi) z ryżem w sosie pomidorowym i gotowanymi warzywami. Warzywa i sos były syntetyczne. No cóż… nie można mieć wszystkiego, ale zapach kurczaka pięknie roznosił się po całym domu. Przypieczony i polany sosem błyszczał na złoto.
Zbliżała się godzina 19:00 czyli zwyczajowa pora powrotu do domu Mayi z pracy. Równo o siódmej nie mogłem powstrzymać się z radości. Chciałem zobaczyć jej minę gdy weszłaby do domu i poczuła ten niesamowity zapach. Teraz gdy siedzę tu sam też uwielbiam go sobie przypominać. O 19:05 bałem się, że ostygnie. Przecież moje starania nie mogły się zmarnować. O 19:15 wstawiłem go znów do piekarnika. Trzy garści ryżu wrzuciłem do gotującej się wody. Maya nie lubiła solić, a i ja się odzwyczaiłem. Warzywa i sos były gotowe do nałożenia.
O 19:30 zacząłem coś podejrzewać. Wyciągnąłem ryż z garnka i coś sobie pomyślałem. Mój humor nagle znikł. Znajome uczucia, które gościły we mnie tego tragicznego dnia. Zacząłem się martwić. O 19:45 poczułem kurczaka. Nie ten sam cudowny zapach jak poprzednio. Zapachniało spalenizną. Uchyliłem drzwiczki piecyka. Duszący dym uderzył mnie w twarz. Zacząłem panikować. Otworzyłem drzwi domu żeby choć trochę wywietrzyć smród przypalonego jedzenia i rozejrzeć się wokół domu. Z bólem serca nasłuchiwałem syren samochodów stróżów pokoju, policji albo karetki. O 20:00 zapanowała zupełna cisza. Ludzie z przystanku rozeszli się do domów. Znów poczułem strach. Pobiegłem na przystanek, z którego Maya zawsze wracała. Pomyślałem, że może zasłabła w drodze. O 20:15 nadjechał przedostatni autobus. W tłumie wysiadających nie zobaczyłem Mayi. Pamiętam do dziś jak serce zatrzymało mi się na chwilę, bo myślałem, że i ją straciłem. Nie wiedziałem co robić i nie miałem do kogo się odezwać. Nie ufałem stróżom pokoju ani policji, a jedyny przyjaciel odszedł na zawsze. Obsesyjnie przyglądałem się każdemu kto przechodził obok mnie. Bałem się, że znaleźli jakiś ślad prowadzący do domu Jeffa i jego prawdziwych mieszkańców. W głowie dręczyły mnie myśli i drastyczne obrazy. Widziałem zmaltretowane ciała tamtych dwóch ochroniarzy i modliłem się w duchu by to samo nie przytrafiło się Mayi.
Nagle zza pleców usłyszałem znajomy głos i pytanie pełne zdziwienia. Maya stała tuż za mną. W ręku trzymałą materiałową torbę, z której wystawało trochę żywności. Zdecydowanie podszedłem do niej i mocno uściskałem. Nie chciałem jej wypuścić z rąk. Przepraszałem za ostatnie dni i obiecałem, że to się nie powtórzy. Jak wspomniała Twoja matka z początku myślała, że stało się coś strasznego. Sama zaczęła dygotać, ale już po dziesiątych przeprosinach wiedziała, że mięso z puszki przeleży jeszcze jedną kolejkę czułości na trawniku. Maya podejrzewała, że w taki sposób przechodzę żałobę. Każdy przechodzi ją na swój sposób. Po przyjściu do domu i przypalonym kurczaku wyjaśniłem jej co się ze mną działo. Po pierwszych minutach nie była zachwycona. Z godzinę tłumaczyłem jej co zbierałem gdy jej nie było w domu. Potem zobaczyłem w jej oczach lęk. Na szczęście jak wiesz trafiłem na cudowną kobietę, która przekonała się do moich racji. Chciałem by czuła się bezpiecznie więc nic nie wspomniałem o ochroniarzach i tym, że korporacja nadal mnie szuka. Chciałem wyjawić jej więcej po rozprawie, ale to wkrótce i tak straciło znaczenie.
W nocy oboje wyraziliśmy sobie czułość raz jeszcze i przyrzekliśmy, że takiej huśtawki nastrojów już nigdy sobie nie zafundujemy. Tak bardzo się myliliśmy.
Zdjęcie:
press 👍 and ⭐ z Pixabay
Podcast:
https://anchor.fm/dziennik-wintersa
lub
https://open.spotify.com/show/431SJfdws8C8xoiz6k18Vd
0 notes
jackrunspl · 4 years
Photo
Tumblr media
Rozbieganie po wczorajszych schodach 🏃‍♂️🏃‍♂️🏃‍♂️ Trochę w łydkach czuję 💪💪🙁😀 . . #jackruns #runhappy #warsawrunclub #bieganie #treningmusizostacodbyty #biegambolubie #instarunner #influencer #bieg #trening #formasamasieniezrobi (w: Park Praski) https://www.instagram.com/p/CBi4fwknn9q/?igshid=1udskj6codyqx
0 notes
nonamesystems · 5 years
Photo
Tumblr media
O niczym!
Cudowne jest poranne - weekendowe wybieganie. Świat o poranku jest taki piękny, do wyboru opustoszałe drogowe asfalty, zamiast koszmaru betonowej kostki chodników. A w tym rytmie pokonywanych kilometrów - ulatują ze mnie ostatnie złości, frustracje, formują się koncepcje na dalsze postępowania z tym czy tamtym materiałem zdjęciowym itp. I tak człowiek zupełnie się oczyszcza - nawet po chwili nic z tego biegu nie pamiętając - co wystarcza na kilka kolejnych dni w powtarzalnej codzienności… W sumie jestem tak naładowany tymi rożnymi myślami i koncepcjami, że wtedy - w biegu - myślę sobie, że ja to muszę zaraz wszystko opisać na blogu, czy Fejsie. Na takich planach zwykle epizod się kończy, bo są to jedynie dobre emocje, których nie wypada potem opisywać. Wiadomo, że nikt nie jest mną i czytając to, odbierze jakąś kompletną mieliznę lub totalnie rozbiegany skład słów „o niczym”. Nie twierdzę, że będzie inaczej i taki też jest dzisiejszy wpis.
Od zawsze spotykam w życiu miejsca i ludzi podobnych. O ludziach, to sobie odłożę na kejś tam… Jeśli chodzi o miejsca, są to podobieństwa składane zwykle w mojej głowie - w nawiązaniu do obrazów z miejsc w których albo bywałem (bywam) albo tylko widziałem na filmach. Wiecie jak to jest - jest się gdzieś i patrząc na kompozycję terenu i zabudowy - nagle cię nachodzi myśl, że tutaj wygląda jak w tym innym skądś znanym miejscu. Z pewnością nie test to temat do fotografowania, czy nawet do opisywania - jak nieudolnie staram się to teraz czynić - a bardziej do konsultacji werbalnej, z osobą, która jest akurat obok, czy kimś, kto „czai temat” - czy też „nadaje / odbiera na tych samych falach”
Dla przykładu - biegnąc dziś, stwierdzam, że pętla na Obrokach przy ELKOPie, jest w odbiorze wizualnym i innych bodźcach mojego postrzegania świata, jest bardzo podobna do odcinka katowickiej ulicy Porcelanowej w miejscu, gdzie zwykle wbiegam w las na ścieżkę takim skrótem przez Jana II, na Nikisz. To tylko przykład. A opublikowane zdjęcie, to inny przykład, gdy realnie odwiedzone miejsce żywcem kojarzy mi się z innym - ale nigdy nie odwiedzonym ( w tym wypadku nawet współcześnie nieistniejącym), a znanym jedynie z filmu! 
Tumblr media
Czyli teren dawnej fabryki przemysłu bawełnianego w Krosnowicach k. Kłodzka - wykazuje podobieństwo do zabudowy tego młyna (papierni) w Jeziornie z 10 odcinka „Zmienników” 
I tyle. Skończyłem dwumiesięczny materiał, będzie trochę historii do pokazania, ale jeszcze kilka miesięcy upłynie - do czasu, gdy wykonam ostatecznie finalne zdjęcia.
0 notes
mariolaa93 · 7 years
Photo
Tumblr media Tumblr media Tumblr media
Długie sobotnie rozbieganie z moim nowym biegowym partnerem❤ Wytrzymał 19 km z 28 km które zrobiłam, więc ma psina potencjał 😃
2 notes · View notes
wrorunism · 6 years
Photo
Tumblr media
Pod względem sportowym ten weekend mogę zaliczyć już do zakończonych. Ponad 50 kilometrów na względnie luźnej nodze to dobry prognostyk :) Przyciągając za sobą zimę po @forestrun_ miałem zrobić dosyć wolne rozbieganie. No, ale skoro spotyka się tylu fajnych znajomych, którym chce się dotrzymać kroku (najpierw @mglod7 a później osobiście Pan Treneiro - @140minut) to później udaje się na obiad wrócić już trochę wcześniej 👍🏻 Miłej niedzieli! Wspiera mnie @dashrade Wspiera mnie @dashrade #running #bieganie #biegaczamator #garmin #kalenji #polishboy #polishboy #wroclawbiega #Runner #polskabiega #vegerunners #backrunnerswroclaw #marathon #trening #training #fit #fast #laufen #correr #forestrun #trailrunning #trail #wroclaw #weekend #sunday #sundayvibes #morningrun #trainhard #igerswroclaw #instarunners #workout #winter #snow #snieg #zima (w: Wroclaw, Poland) https://www.instagram.com/p/Btaw80hgu0n/?utm_source=ig_tumblr_share&igshid=1ckmgjovkaoi5
0 notes
Text
You Belong To Me - Epilog
Tumblr media
Tytuł: You Belong To Me
Autor: Hayley
Pairing: Larry, Nouis
Bohaterowie: Harry Styles, Louis Tomlinson, Niall Horan, Liam Payne, Zayn Malik, Gemma Styles.
Opis: - Podejdź tutaj - usłyszał głos księcia. Gdy nikt się nie poruszył Lou podniósł głowę i zauważył zielone tęczówki, które wpatrywały się w niego. Przekonał się, że słowa są skierowane do niego. Wolno przybliżył się do księcia i stanął w odpowiedniej odległości. Harry podszedł do niego, podłożył palec pod jego brodę i uniósł jego głowę. Obejrzał go z dokładnością i delikatnie się uśmiechnął. - Jego chcę - powiedział.
Albo au, gdzie Louis to prosty chłopak z mało zamożnej rodziny, a Harry to przyszły król, który potrzebuje niewolnika do - przyznajmy to szczerze - własnych zachcianek. Lecz gdzieś podczas tej niebezpiecznej i zagmatwanej drogi znajduje się odrobina czasu na miłość.
Ostrzeżenia: zawiera wątki homoseksualne, sceny przeznaczone dla dorosłych, przemoc, wulgaryzmy, nieścisłości historyczne.
Przeczytaj na wattpad: klik
Wszystkie rozdziały.
You Belong To Me - Epilog
Harry biegł przez korytarz, jak najszybciej mógł. Nie wiedział dokładnie, dokąd zmierza, ale ufał swoim nogom, że zaprowadzą go w odpowiednie miejsce. Cała ta sytuacja z ojcem go przytłaczała. Nie mógł sobie z tym poradzić, przynajmniej nie sam, dlatego potrzebował kogoś, kto mógłby mu pomóc. Pierwszą osobą, o której pomyślał, była jego siostra. Tylko ona znała prawdziwą sytuację oraz to, co działo się pomiędzy nim, a Louisem. Tylko ona mogła mu pomóc.
Styles szybko zmienił kierunek w którym biegł. Jego wcześniejsza droga prowadziła do jego komnaty, ale nie mógł się tam pokazać, szczególnie nie w tym stanie. Louis nie mógł się o tym wszystkim dowiedzieć.
Wszedł do komnaty swojej siostry, nie starając się nawet zapukać. Drzwi były otwarte, więc Gemma wróciła z balu wcześniej. Prawdopodobnie zauważyła króla i domyśliła się, co mogło się stać.
Harry zobaczył ją, gdy stała przy szafie i ubierała koszulę nocną. Szybko wpadł w jej ramiona i zaczął szlochać. Gemma przytuliła go do siebie i zaprowadziła do łóżka, gdzie położyli się w swoich ramionach. Księżniczka głaskała przydługie włosy swojego brata i kołysała go delikatnie. Zaczęła śpiewać nawet piosenkę pod nosem, aby jakoś uspokoić księcia. Dała Harry’emu czas, aby się wypłakał. Obwiniała się, ponieważ to ona namówiła swojego brata aby pozwolił uczestniczyć Louisowi w balu. Gdyby nie jej głupi plan wszystko byłoby teraz łatwiejsze. Obawiała się najgorszego, a po stanie Harry’ego mogła wnioskować, że działo się bardzo źle.
Minęła połowa nocy, gdy Gemmie w końcu udało się uspokoić swojego brata. Nie pytała go jednak o nic, nie chcąc naciskać i wywoływać kolejnego ataku płaczu u księcia.
Wydawało jej się, że Harry w końcu zasnął. Chciała również sobie pozwolić na sen, jednak wtedy jej brat się poruszył, przytulając ją mocniej.
- To koniec Gem - wyszeptał.
Ciało księżniczki przeszły nieprzyjemne dreszcze. Bała się tego, co ich czekało. Przede wszystkim martwiła się o swojego brata, którego łatwo można było skrzywdzić. Wszystkim zawsze wydawało się, że Harry jest bezuczuciowy, ale ona dobrze wiedziała, jaka jest prawda. Tak naprawdę żal jej było brata. Po tym jak Gem zrezygnowała z tronu to on stał się przyszłym królem. Już od najmłodszych lat ojciec szkolił go na jego podobiznę. Harry musiał bardzo szybko dorosnąć i stał się wtedy takim, jakim oczekiwał jego ojciec. Gemma parę razy przyłapała króla na tym, jak krzyczy na młodego chłopaka, czasem widziała również jak go bił. Obwiniała siebie za to, że to spotkało Harry’ego, ale nie mogła się wycofać. Dlatego też w głównej mierze zamknęła się w sobie. Była świadoma, że odebrała swojemu bratu całe szczęście. Pamiętała dzień, gdy Harry do niej przyszedł i powiedział, że lubi chłopców. Księżniczka wątpiła, że jej brat pamiętał tamten dzień. Wydawało jej się, że nie chciał go pamiętać. Tym bardziej, że parę lat później zaczął spotykać się z dziewczynami. Gemma wiedziała, że to nie sprawiało Harry’emu radości, ale w końcu król chciał, aby jego syn stał się prawdziwym mężczyzną, a Hazz robił wszystko, czego ojciec od niego oczekiwał. Zamienił się w marionetkę, która zapomniała czym jest prawdziwe życie, a jedynie robiła to, co inni uważali za stosowne.
- On mi go zabierze - zapłakał po raz kolejny Harry.
Gemma przytuliła go do swojej piersi, tak jak zawsze robiła to ich matka. Chciałaby, aby była tutaj teraz z nimi. Tylko ona potrafiła postawić ojca do pionu. Zaakceptowałaby to, że jej syn jest gejem. Gemma mogłaby wtedy zasiąść spokojnie na tronie, a Harry znalazłby sobie odpowiedniego chłopaka, z którym żyłby do końca swoich dni i wtedy byłby szczęśliwy, wszyscy by byli.
Lecz gdyby mama żyła, Harry nigdy nie poznałby Louisa. Gemma nie wiedziała, co było lepsze. Ich matka czy Louis? Możliwe że Tomlinson. Gemma dawno nie widziała swojego brata tak szczęśliwego, jaki był, gdy opowiadał jej o swoim wspaniałym słudze. Księżniczce wydawało się, że oboje są sobie pisani. Nie mogło być inaczej. To jak do siebie pasowali, jak byli zgrani. Gemma jeszcze nigdy nie widziała takiej wspaniałej pary. Zazdrościła im trochę tego, bo również chciałaby mieć możliwość stworzenia z kimś takiej więzi. Mimo tego była szczęśliwa, że w tych trudnych czasach jej bratu udało się odnaleźć kogoś takiego. Wiedziała, że ich związek był niemożliwy, ale liczyła na to, że gdy Harry zasiądzie na tronie, to wszystko się zmieni i wtedy będą mogli być szczęśliwi. Ale niestety ich życie nie było bajką i rzeczy musiały się skomplikować.
- Co powiedział ojciec? - Zapytała Gemma.
Nie mogła już dłużej znieść tej niepewności. Te wszystkie uczucia ją przytłaczały.
- Zabije Louisa - Harry ponownie zaczął szlochać, ściskając jej koszulę nocną w pięściach.
Przykryła ich sylwetki grubym kocem, ponieważ zapowiadała się długa noc.
- Jak to? - Zapytała.
Nie przejmowała się już płaczem swojego brata. Nawet jeżeli czekałaby, aż on znowu się uspokoi, to przy kolejnych słowach znowu zaczął by szlochać. To wszystko nie miało sensu.
- Dał mi wybór - odezwał się nagle Harry. Jego głos był lekko stłumiony przez to, że książę chował swoją głowę w jej szyi.
- Jaki? - Dopytała Gemma.
- Jeżeli do jutra rana nie pozbędę się Louisa, to on sam go załatwi.
Sądziła, że Harry znów zacznie szlochać, lecz uspokoił się. Możliwe nawet, że po prostu zabrakło mu łez do wypłakania.
- Co zamierzasz zrobić?
Miała nadzieję, że jej brat odpowie coś w stylu: ukryję go w twojej komnacie, ale wiedziała, że to się nie wydarzy. Harry zawsze bardzo martwił się o innych i wiedziała, że nie byłby zdolny, aby ryzykować życie swojego służącego.
Książę wyszarpał się z objęć swojej siostry i po raz pierwszy odkąd wszedł do komnaty, spojrzał w jej oczy. Gemma jeszcze nigdy nie widziała w nich tyle bólu, nawet wtedy, gdy ich matka umarła.
- Wypuszczę go - odpowiedział szeptem, jakby było to jakąś tajemnicą.
- Odejdziesz z nim? - dopytała księżniczka.
- Nie - Harry od razu zaprzeczył, po czym spuścił głowę. - Nie mogę zostawić królestwa. W przyszłości będę królem - przyznał. Ponownie zaczął płakać. Gemma przytuliła go do swojej piersi.
- Braciszku - zaczęła. - Jeżeli chcesz, to z nim odejdź. Nie przejmuj się królestwem. Pozwól sobie na odrobinę szczęścia.
- Nie - Harry gwałtownie zaprzeczył.- Gdybym poszedł razem z nim musielibyśmy się ciągle ukrywać. Wiesz, że tata wysłałby za mną wojska. Nie chcę skazywać go na życie ze mną. Ma prawo być szczęśliwy.
Gemma uściskała swojego brata. Była z niego taka dumna. Nikt nie byłby gotowy poświęcić tyle, ile Harry. Będzie wspaniałym Królem.
- Więc co zrobisz?
- Jutro oddam mu jego wolność. Nie wytłumaczę mu dlaczego. Nie powinien wiedzieć o mojej rozmowie z ojcem.
Gemma mocniej otuliła ich kocem i pozwoliła, aby zmorzył ich sen.
- Kocham go Gem. Bardzo go kocham - wyszeptał Harry.
- Wiem to braciszku - odpowiedziała mu księżniczka.
Przez resztę nocy próbowali zasnąć, ale sen jak na złość do nich nie przyszedł.
* * *
Rano nie mieli czasu nawet na przebranie się. Harry nie chciał zwlekać, ponieważ bał się, że król już myślał o tym, jak zamordować Louisa. Zanim oboje weszli do komnaty księcia, wstąpili do kuchni, po prowiant na drogę służącego i do skarbca, skąd Harry wziął sakiewkę pieniędzy.
To wszystko było dla nich ciężkie. Gemma miał podpuchnięte oczy od wcześniejszego płaczu, ale teraz nie dawała nikomu poznać, że ta noc była dla niej ciężka. Za to Harry wyglądał dość normalnie. Jedyne co przypominało o wczorajszych zdarzeniach, były sińce pod oczami. Jego szczęka była zaciśnięta, a wzrok rozbiegany. Nie uśmiechał się tak jak dawniej. Gemma wyobrażała sobie jakie trudne to dla niego musi być.
Chcieli wejść do komnaty, jednak napotkali opór. Wtedy na twarzy Harry’ego pojawił się cień uśmiechu, który natychmiast zniknął.
- Lou to ja, otwórz - powiedział.
Usłyszeli kroki, a po chwili drzwi się uchyliły. Przez małą szparę Louis spojrzał na nich, a później otworzył drzwi do szeroka. Wszyscy weszli do komnaty. Gemma od razu wzięła Tomlinsona w ramiona i przez długi czas nie chciała go puścić. Książę nawet na nich nie spojrzał.
Louis wtedy jeszcze nie wiedział, o co chodzi, ale gdy Harry kazał mu się przebrać, to zrobił to bez wahania.
- Jak było na rozmowie z królem? - Zapytał szybko Lou. Chciał wiedzieć, czy nie narobił Harry’emu problemów.
- Dostałem tylko upomnienie - stwierdził bez cienia emocji książę.
Louis odetchnął, bo upomnienie nie było takie złe. Bał się, że mogło stać się coś więcej. Jednak sługę nadal zastanawiało to, dlaczego jego Pan jest taki oschły w stosunku do niego. Była to diametralna zmiana w porównaniu do poprzednich dni.
Gdy Harry opuścił komnatę, Louis jako jego służący ruszył za nim. Wyszli przed zamek, a później przez bramy i znaleźli się na świeżym powietrzu wolności.
- Dlaczego mnie tu przyprowadziłeś? - Zapytał służący.
Harry zignorował jego pytanie i podał mu torbę, której Tomlinson wcześniej nie zauważył.
- W środku jest jedzenie na twoją podróż oraz pieniądze. Tylko tyle mogę ci dać, aby zrekompensować ci pobyt ze mną.
Gdy książę to mówił, nie raczył się nawet spojrzeć na towarzyszącego mu chłopaka. To wszystko jeszcze bolało. Stare rany na nowo zostały otwarte. Czuł się tak, jak wtedy gdy stracił matkę.
- Co to wszystko ma znaczyć? - Zapytał służący.
- Oddaję ci twoją wolność - odpowiedział Harry prosto. - Tak naprawdę nigdy nie powinienem ci jej odebrać.
Louis stał w miejscu, nie mogąc uwierzyć w to, co usłyszał.
- Pozbywasz się mnie?
Był zły. Po tym wszystkim ile przeszedł z Harrym, ten teraz kazał mu odejść. To prawda, mógł wrócić do rodziny i znowu być szczęśliwym, ale nie potrafił. Zupełnie inaczej wyobrażał sobie ich ostatnie spotkanie.
- Nie - zaprzeczył książę, jednak to nie przekonało służącego, to znaczy byłego służącego.
Louis w końcu ruszył się z miejsca. Zaczął chodzić w kółko, nie mogąc uwierzyć w to, co się działo. W końcu zatrzymał się przed Harrym tak blisko, jak mógł sobie na to pozwolić, nie dotykając jego dawnego Pana.
- Czy kiedykolwiek czułeś coś do mnie, skoro tak łatwo potrafisz się mnie pozbyć? - Zapytał, a jego głos był pełen nienawiści.
Harry zgarbił się jeszcze bardziej i wydawałoby się, że nie ma zamiaru odpowiadać na te pytanie.
- Odpowiedz mi na to pytanie tchórzu! Kochasz mnie?! - wykrzyczał mu w twarz Tomlinson.
Jego palce znalazły się na brodzie i zmusiły księcia, aby na niego spojrzał. Jego oczy nic nie wyrażały.
Harry toczył walkę w sobie. Z jednej strony chciał wykrzyczeć Louisowi prawdę, ale wiedział, że nie mógł. To by tylko skomplikowało sprawę. Dlatego musiał zmusić się do kłamstwa.
- Nic do ciebie nie czuję. Jesteś dla mnie tylko służącym -powiedział. Miał ochotę się rozpłakać, ponownie zwinąć w małą kulkę przy piersi Gemmy i wyżalić się jej. Lecz nie mógł tego zrobić. Przedtem na dużo sobie pozwolił, zakochując się w Louisie. Czas było to wszystko zmienić i wrócić do starego Harry’ego, który zadowalał wszystkich, ale nie siebie.
- Tak też myślałem - odpowiedział Louis, cofając się od ciała księcia. Harry dopiero teraz zauważył słone łzy, które spływały po jego policzkach.  - Jak mogę trafić stąd do Nialla?
Te imię całkowicie załamało Harry’ego. To było, jakby Lou właśnie wybrał blondyna zamiast niego. Może to był właściwy krok? Syn króla sprawił mu tak wiele krzywd. Louis powinien być szczęśliwszy z Niallem.
Harry wytłumaczył mu drogę, starając się, aby jego głos nie zadrżał, a łzy nie zaczęły spływać po jego policzkach.To był już ostateczny koniec ich znajomości.
Louis bez słowa pożegnania odszedł we wskazanym mu kierunku, na ramieniu zawieszając sobie torbę. A książę patrzył jak jego pierwsza i ostatnia miłość życia odchodzi z jego bajki.
Kocham cię - pomyślał Harry. - Szkoda, że ty nigdy nie kochałeś mnie.
Wtedy jeszcze nie wiedział, jak bardzo się mylił.
< Rozdział 19 | | Tom II: You Are Free >
Skomentuj
5 notes · View notes
sheisbreathless · 7 years
Quote
Zmieszanie w oczach Dziwne uczucie w żołądku Rozbiegany wzrok Zamyślony wyraz twarzy Coś takiego miało swoją nazwę... Czegoś takiego nie czułam od... dawna
2 notes · View notes
pochepoesie · 7 years
Photo
Tumblr media
#loverun #runs #ruuner #fun #bieganie #rozbiegani #polishrunner #style #womenrunning #shoes #sneakers #sneakerhead #instashoes #stylish #sports #fashion #fashionblogger #womensfashion #outfit #sporty #pink #design #gym #gymlife #exercise #runnerscommunity #rennsteiglauf #halbmarathon #womensrunningcommunity
0 notes
meloniopl · 8 years
Photo
Tumblr media
Takie dziś były warunki do biegania :-) ciężko zrobić coś innego niż zwykłe rozbieganie :-) (w: Ursynów)
2 notes · View notes
krainamagnolii · 7 years
Photo
Tumblr media
Słoneczne radosne wczorajsze rozbieganie po Półmaratonie Warszawskim. #runvegangirl #rungirl #veganrunner #vegangirl #runners #instarunners #running #magnoliabiega #nessisportswear #bieganie #run (w: Łazienki Park)
0 notes