#parowóz
Explore tagged Tumblr posts
Text
youtube
2 notes
·
View notes
Text
На улицах Парижа появились продавцы печеных каштанов с оригинальным лотком в форме паровоза. Английский гонщик Эфстон встроил в свой гоночный автомобиль автобусный двигатель, с помощью которого планирует установить новый рекорд.
3 notes
·
View notes
Text
Obsługa parowozu podczas jazdy Pt47
Unikat filmowy z 1959 roku Wytwórni Filmów Oświatowych w Łodzi. W roli głównej parowóz pospieszny serii Pt47-129 Producent H. Cegielski Poznań Nr fabryczny 1331 Rok budowy 1949 Ciśnienie pary w kotle 15 atm Masa służbowa bez tendra 104,2 t Prędkość konstrukcyjna 110km/h Pierwszy przydział Parowozownia Łódź Kaliska https://www.youtube.com/watch?v=wp3SVXPUlX8 Ciekawostka nr 1: Lokomotywy tej serii jako ostatnie parowozy w Europie aż do 31 maja 1986 roku (!) prowadziły międzynarodowe pociągi "Karpaty" relacji Warszawa - Bukareszt. Ciekawostka nr 2: Parowozy serii Pt47 często miały zaszczyt prowadzić tzw. PONSZ-e, czyli pociągi nadzwyczajne specjalnego znaczenia. Woziły one dyplomatów i dygnitarzy, wczasowiczów nad morze i do Kotliny Kłodzkiej itp. Ciekawostka nr 3: Parowozy serii Pt47 budowano jednocześnie w dwóch fabrykach. Te z "Fabloku" Chrzanów miały nry inwentarzowe zaczynające się od 1 (oraz 161), natomiast maszyny z Cegielskiego Poznań nosiły oznaczenie od 101. Pod koniec żywotności tej serii, w połowie lat 80. na stanie MD Kostrzyn znalazły się te dwie pierwsze lokomotywy: Pt47-1 oraz Pt47-101. Ciekawostka nr 4: Parowozy serii Pt47, 9 i 10 września 1988 roku miały reprezentacyjną rolę w prowadzeniu przez teren Polski legendarnego Orient Ekspresu (pod. nr 71810 / 71809). opracowanie na podstawie materiałów własnych: Norbert Tkaczyk Read the full article
2 notes
·
View notes
Text
Ty2-22; 1942;
#lubin#drone#dji#djimini2#cityphotography#trainphotography#dronephotography#dronephoto#dronestagram#steamengine#steamenginetrain#steampunk#train#parowóz#pkp
0 notes
Text
Przedszkolanek
Żeby Was... Na dworze -17, a ja rozgrzany jak parowóz. Posłuchajcie:
Kierowniczka miała wczoraj chwilę słabości, więc zamiast grać na konsolce słuchałem jej żali i trosk.
Dziś wchodzę do sklepu. Nie powiem, humor dobry miałem. 5sekund. Na okrągło to samo. Mógłbym w domu na dupie siedzieć i powiedziałbym co jest nie tak. Oszczędzę Wam.
//
Trzeba "zwinąć" wiatę. Ukry piszczą jak przy pierwszej kąpieli w sezonie w Bałtyku. Ubrać się było to by było ciepło. Grzebią się z tym jak palcem w dupie. A "mądrości" ukraińskich przy tym co nie miara. Normalnie humor im się wyostrzył na tym mrozie. Żeby one w czasie wykonywania zadań były takie inteligentne.
//
Manekin się wymądrza jak się robi kwit na przecenę. Stoję i tylko słucham załamany. Potakuję. Co chwilę pytam - I co? - I jak dotarło do tego pustaka, że trzyma kwit w ręku to się tylko zaśmiała durnowato. Powinni jej zabrać prawo jazdy, bo jak ona tak ogarnia za kółkiem jak rzeczy w pracy to jest co najmniej niebezpieczna. A właśnie... Jechała w pon. na remanent do MST. Miała jechać na nawigacji, bo przecież jechanie cały czas prosto i skręcenie w lewo na jedynych światłach na drodze, jest zbyt skomplikowane. Skończyło się na tym, że żona SWS po nią pojechała, bo Manekin "zapomniała jak dojechać", a sama się bała O.O Mózg wyjebało mi już trzy razy a to nawet kwadrans pracy nie minął.
//
Podziękowałem Karolowi za świetnie ułożone fajki. Dzięki niemu szybciej mogłem zająć się wiatą. Karol spojrzał jak na idiotę i stwierdził, że jak ułożone, skoro był rozpierdol większy niż zwykle. No właśnie!!! Zjebałem go i poszedłem. Nad zemstą pomyślę po remanencie. Może je skitram gdzieś i niech się martwi?
//
Przemarzłem. I chuj. Idę spać. Dobranoc.
youtube
9 notes
·
View notes
Text
Drogi pamiętniczku.
Godzinę temu wróciliśmy do domu... i nie wiem jak przeżyję kolejny weekend, tydzień po tygodniu, porównywalnej kakofonii do tej, którą przechodzę.
Teściowie w trybie “cichych dni” i jakichś pretensji, ale nie-do-końca-wypowiedzianych.
Szwagier nr 2 nie wiem czy kręcił coś na szukanie sojuszniczki lub argumentów na swoją obronę czy przeciwnie - dawał zdziwienie temu, co wie od partnerki i co budzi jej bulwers, albo jakieś poruszenie (niepozytywne) wśród rodziny? Bo dopytywał dwa razy czy jednak święta spędzam osobno z O. - tym czasem ja już dałam znać, że razem, u nich na Wigilii. A Szwagier nr 2 osobno i nie zamierza tego zmieniać...
Mój O. jak przyjechał miał po po prostu całą listę zadań do wykonania przez KAŻDEGO członka rodziny... no, po zastanowieniu przyznaję, że jedynie dziadek nie miał dla niego misji. Siostrze musiał odśnieżyć balkon i dach nad garażem, mama go prosiła o przenoszenie masy rzeczy praktycznie co moment, ojciec prosił o występowanie O. w roli szofera, a babcia - o strącenie sopli i naprawienie kilku elektronicznych problemów z odbiorem nadajników naziemnych.
Współuczestniczyłam z nim raptem w połowie tych wypraw i miałam DOŚĆ bodźców.
Nie mówiąc o tym, że psiulek z nami spał - a to jest szczeniaczek, który stojąc na dwóch łapkach jest wyższy ode mnie, a na czterech w kłębie sięga mi po pachy - przytulaśna, łagodna, kochana bestyjka, ale CHRAPAŁA jak parowóz (tak głośno, że mnie budziła), zrzucała mnie z łóżka (ot wystarczyło, że wyciągnęła nóżki, a ja wyrywałam się ze snu już lecąc na ziemię...), lizała, dreptała po pokoju, gdy zasnęłam po jej nocnym wyjściu - wskakiwała nam po chwili na łóżko i dla upewnienia się, że wszyscy wiedzą, że ona już wróciła zaczynała lizać nad obydwoje i się rozpychać... No nie wyspałam się. Słodziak straszny, gdybym była u siebie, gdybym nie miała planu dnia, gdyby mnie nie przychodzono budzić nad ranem, bo “śniadanie” to bym to odespała. Tym czasem mam za sobą dwie noce psiej miłości i po prostu zmęczenia. Dziś rano zresztą wywinęła hit: z drugiego pokoju na piętrze siostra O. woła brata. I chichrają jak on tam przychodzi. Nie chcę wchodzić, bo mnie nikt nie wołał, czekam, aż mi wyjaśnią, a wraca zaraz mój chłopak z moimi spodniami od piżamy xD i pyta czy poznaję. No ba! Zrzuciłam piżamę w nocy, około 6 rano, bo po prostu było mi za gorąco - a ta mała cholera musiała obudzić się, gdy ja spałam, chwycić “pachnące”, ciepłe jeszcze spodnie i poleźć do drugiego pokoju, do swojej pani i jej chłopaka.
Do tego ZIMA - w Śląsku uderzyła na pełnej. Mama O. pytała mnie w piątek po przyjeździe czy moja mama przez tą pogodę i przez endoprotezę ma problem z wychodzeniem z domu. Nie rozumiałam - dlaczego miałaby mieć. Bo jestem jednak dzieckiem nizin i terenów miejskich, jak wychodzi. Nie przyszło mi do głowy, że kogoś, kto mieszka w zabudowie wielorodzinnej, w kamienicach może jakoś sparaliżować ZIMA. A tu proszę - w sobotę rano pojechaliśmy z O. do jego babci by te usterki techniczne obadać i naprawić. Do zabudowy wielorodzinnej, do bloków. Zakopaliśmy się 2 razy. Dojechaliśmy do babci dopiero 3 drogą, a do drzwi klatki brodziliśmy w śniegu po kolana. Tu naprawdę jest niebezpiecznie z powodu zimy. Wolę dolnośląskie. Brrrrr....
Działo się tak dużo, że nie wiem od czego zacząć i muszę to sobie poukładać. Najważniejsze dla mnie jest to, że nawet mój chłopak wczoraj przyznał, że działo się ZA DUŻO i pomimo, że on jest przyzwyczajony do wielogłosu. wielowątkowości, przerywania sobie, kakofonii, pospieszania i zupełnie szalonego multitaskingu to jednak nawet on był zmęczony.
Mam wrażenie, że wiele emocji muszę sobie poukładać... bo co innego czułam w czasie, kiedy coś się wydarzało, ale im więcej czasu upłynęło tym mi było coraz bardziej źle z tym co się właśnie wobec mnie wydarzyło.... np: po załatwieniu masy spraw, spacerze, przywożeniu, odwożeniu, spacerze ze szczeniaczkiem, przekopywaniu się przez zimowe ciuchy, chowaniu innych ciuchów do pawlacza, pojechaliśmy we dwoje odebrać teścia, który raniuteńko pojechał na “świąteczne wędzenie” do kolegi u którego cały sobotni poranek wspólnie wędzili sery i mięso na święta - taki przyjaciel rodziny, jego żona przyjaźni się z mamą O., ta para wspólnie ma córkę o kilka lat starszą od O., tacy bardzo dobrzy przyjaciele, rodzina z wyboru.
O. mógł jechać sam i w mojej obecności poruszano jedynie temat tego czy to właśnie on mógłby przyjechać po ojca. O. natomiast nalegał na to, abym poznała jego wujka i że tak naprawdę to jego ojciec TEŻ bardzo chce, aby ten jego przyjaciel miał okazję mnie poznać, bo wiele mu opowiadał o “synowej”. Miłe, nie? - tak pomyślałam, że to miłe! I jak przyjechaliśmy okazało się, że tata O. zabrał ze sobą swojego ojca, a ten kolega - swojego. Siedzieli od rana w szopie na podwórzu, wokół wędzarki, pili i degustowali mięsa. I przyszła ta żona. I jeszcze jeden kolega. Wszyscy tam mnie zasypali z każdej strony masą pytań, przestawianiem się, KAŻDY mówił przez siebie! KAŻDY. Odciągano ode mnie O., on czasem doskoczył i wyjaśnił inside joke, którym zasadzał ten lub tamten wujek. Był też piesek. Nalano mi kieliszek whisky i każdy chciał brudzie. Działo się tak dużo, z każdej strony, każdy krzyczał przez siebie. Czyłam się powitana bardzo-bardzo ciepło - i to dosłownie: dziadek tego przyjaciela rozwarł ręce i oznajmił mi “witaj w rodzinie!”... ALE... drugi kolega, wstawiony, próbował mi “kraść całusa”, cały czas pieprzył, że mam mu usiść na kolanko, że na to czekał. Teściu na moje i O. “my nie chcemy pić alkoholu” uznał, że “co ty gadasz! Ja wiem, jak ty nie pisz - mówiłaś w czerwcu, że nie pijesz, a potem zabrałaś mnie do prawdziwego klubu dla gejów! Dawaj tylko brudzię!” - niby ok. Ale ja... im więcej czasu od tamtego momentu upłynęło tym bardziej czułam, że pozwoliłam na przekroczenie swoich granic, że moje kilka razy potwórzone “NIE” i tak zostało zbagatelizowane, a jeden typ zachowywał się wobec mnie seksistowsko i obleśnie, ale tyle się działo, że po prostu zgłupiałam. Każdy chciał 100% mojej uwagi, każdy do mnie mówił, jak nie “czekałem aż tu przyjdziesz i usiądziesz wujkowi na kolanko” to “czy ty wiesz, że ja sam tą wiatę własnymi rękami zbudowałem!? Sam! Naprawdę sam! Deski heblowałem!” przez “V. weźmiesz proszę tą kapustę dla mamy-O.? Tobie moę zaufać, że ją doniesiesz, bo oni wszyscy wstawieni, czekaj zaraz dam wam większe opakowanie” po “a widziałaś mojego pieska! Eeeee!!! Jeszcze go nie pogłaskałaś, smutno mu będzie, przywitaj się z psiaczkiem!” i “latem mnie wzięła do klubu dla gejów, lej jej to łiski na zapoznanie!” i “to podobno wam się pociąg okropnie spóźnił, podobno jakiś samobójca wszedł na tory, to prawa?” i po to, że ten pijany, co chciał mnie brać na kolanko wyciągał mi spod czapki loki i dopytywał “a to jest twój naturalny kolor?” AAAAAAAAAA! Z każdej strony. Czułam, że psychicznie i fizycznie we własnej głowie mam tak mało miejsca. Miałam ochotę uciekać. Krzyczeć! Po prostu zniknąć.
I to nie trwało długo. Serio - tam akurat byliśmy może 30 minut, może krócej - po prostu czułam, że wariuję. Nie wiedziałam do kogo i na jakie pytanie odpowiadać! Ale miałam wrażenie, że panowała w tym miejscu pozytywna atmosfera. Że mnie wręcz zalano miłością, serdecznością. Tym czasem im więcej czasu mijało tym bardziej do mnie dochodziło, że pozwoliłam sobie wejść na głowę, że pozwoliłam się zmusić do tego, czego nie lubię - whisky - że jakiś typ zachowywał się wobec mnie przemocowo, namolnie i seksistowsko, że nie uszanowano mojego “nie”. Zawiodłam samą siebie, nie ochroniłam się. Echh... Ale zwariowałam - tylko to mam na swoje usprawiedliwienie. Po prostu: kierowano wobec mnie tyle pytań, tyle wątków, że po prostu kręciłam w kółko i wszędzie znajdowałam czekającą na odpowiedź twarz, brała mnie panika, każdy chciał ze mną pogadać, ciągnięto mnie za rękaw, obemowano, nawet włosy mi spod czapki wyciągał typ i po prostu załączył mi się tryb “zwariowałam, walczę o przetrwanie”... Dopiero wieczorem z wyrzutem zapytałam O. dlaczego on nie zaoponował, kiedy jego wujek chciał mnie “brać na kolanko” i jak totalny krip wyciągał mi sprężynki loków spod kurtki i czapki (nie wziął na kolana ofc, ale wciąż o tym gadał i odstawiał pantomimę jakby mnie wziął i jakby poklepywał... zwyrol -_-’, teraz to spisując to się trzęsę ze złości! Że ja mu nie powiedziałam, że przekracza wszelkie granice!) - O. przepraszająco wyznał, że nie widział nigdy dotąd by wujkowi tak odwaliło, że było mu wstyd i że starał się mnie chronić. I przypomniał mi - co rzeczywiście miało miejsce - że stawał między mną, a wujkiem; że kiedy zobaczył, że jestem zakrzykiwana z każdej strony - objął mnie, przyciągnął i zarządził powrót. Faktycznie tak było, ale tak się dużo działo, że jakoś trudno mi było odseparować tą obecność wynikającą z troski, z chęci dawania wsparcia od tej obecności wynikającej z ciekawości nowej osoby i chęci zadania masy pytań.
I to jedna z wielu sytuacji o podobnym schemacie - działo się taaaaaaak dużo, że po prostu byłam wyczerpana próbą ogarnięcia co się właściwie odpierdala. A! Bo jakoś tak wyszło, że jeszcze siostra O. i jej tata kupili spontanicznie dla nas wszystkich bilety na koncert jednego ze zdolniejszych wokalistów polskich i za dwa miesiące idziemy ZNOWU całą rodziną na koncert. Chyba nawet z babcią i dziadkiem. A na ten moment czuję już STRACH na myśl, że o tym, że znowu zwariuję i będę walczyć o przetrwanie zmiast dbać o siebie.
Między rodzicami mojego chłopaka coś nie układa się i wczoraj to naprawdę było czuć. Tym bardziej, że tutaj babeczka mi ledwie tyg temu wyjaśnia, że przygnębia ją temat wieku, starzenia, urodzin, a mąż podczas toastu nieopatrznie i z delikatnością młota pneumatycznego “pociesza” żonę, że jest najmłodsza z całego ich towarzystwa przyjaciół i on nie rozumie o co robić taki big deal - niby mówi, że ją akceptuje taką, jaka jest, ale zarazem unieważnia i umniejsza jej bardzo-bardzo głęboki problem emocjonalny. No atmisfera była gorzko-napięto-pełna rozczarowania i czuło się, że każde z nich uważa, że to ono jest tym, które nie jest rozumiane przez to drugie. W dodatku teściu od tak w samochodzie otworzył się przede mną i zaczął opowiadać o co ma problemy z żoną - i mam z tym problem, bo ja tego typa BARDZO LUBIĘ. Jest dla mnie ŁATWY w obsłudze, serce na dłoni, czuję się przy nim ZUPEŁNIE swobodna, nie czuję dystansu, czuję się akceptowana, wiem, że mogę wywalić swój nazbyt emocjonalny sposób przeżywania życia i on te wielkie emocje pojmie, pomieści i chętnie współprzeżyje jeżeli mu na to pozwolę: facet mówi co czuje, ufa temu co czuje i niestety neguje istnienie czegoś takiego jak podświadomość xD ale ja totalnie potrafię się z nim porozumieć. Łatwiej mi z nim niż z mamą O. - ona się jerzy ile razy próbuję mówić o rzeczach dla mnie (i czasem dla niej) trudnych emocjonalnie - o których w końcu potrafię mówić, nazywać je, dawać im uwagę, a ona wciąż i wciąż mnie w takich próbach okazania wrażliwości zatyka/knebluje mówiąc z takim pobłażanie, trochę z uśmieszkiem “może ty tak masz, ja nie jestem taka emocjonalna i nie lubię być emocjonalna” i ok, jednocześnie nie czuję braku szacunku wobec siebie, czuję, że rysuje granice, ale też, że nie mogę z nią mówić tym językiem, który dla mnie jest najbardziej intuicyjny i który daje bliskość... Muszę to jeszcze przemyśleć, czy teraz nie robię jakieś rażących skrótów myślowych spisując to. Anyway - teściu zaczął mnie się radzić co ma robić wobec żony i narzekać jak ona się czuje (wykastrowany) przez jej zachowanie i nieuszanowanie rzeczy, które dla niego są bardzo ważne. I w pierwszym odruchu chciałam wejść w rolę przyjaciółki, co to wysłucha i pocieszy, ale zaraz przywołałam się do porządku: NIE WYCHODŹ Z ROLI SYSTEMU RODZINNEGO! NIE CHCESZ ZROBIĆ SOBIE ZNÓW TEGO CO MIAŁAŚ W DOMU! dlatego mu powiedziałam, że nie chcę brać w tym udziału, bo jestem partnerką jego syna i absolutnie nie chcę się opowiadać po żadnej ze stron, doradzać, nie mogę go wspierać w tym trudnym dla niego czasie, bo to pokiełbasi role w rodzinie, a mi bardzo na jego synu zależy. Powiedział, że totalnie to rozumie i dziękuje za wszystko co. Że szanuje moją odpowiedź.
Po tym zaszyłam się w pokoju O. na godzinę - zastrzegłam mojemu chłopakowi, że muszę mieć czas dla siebie by nie zwariować. ALE jego babcia wyskoczyła z dawaniem prezentów - więc zamiast mieć te 30 minut w ciszy, na wyluzowanie się, na odpuszczenie spiętych mięśni, na naładowanie socjalnych baterii - miałam dwa razy po 15 minut, bo babcia mojego chłopaka przyszła mnie ściągnąć na dół na dawanie prezentów - nie może zaczaić, że z wyboru chcę pobyć sama i że nie oznacza to, że ich nie lubię, ani nie czuję się bynajmniej niemile widziana. Po prostu potrzebuje czasu dla siebie, dla równowagi, dla naładowania baterii.
Potem byliśmy w muzeum techniki - takim w stylu “Centrum Nauki Kopernik”, robiliśmy doświadczenia, wygłupialiśmy się. Było super! Całe muzeum było dla nas (dziadek i babcia, mama i tata, córka i syn, partnerzy córki i syna; łącznie 8 osób, każdy z jakimś doświadczeniem, masę śmiechu :P). Świetnie się bawiłam - przez godzinę tylko ja ze sobą, z doświadczeniami.
A potem pojechaliśmy na obiad do restauracji i było tam wybitnie dziwnie. Znowu każdy przez każdego mówił, miałam ochotę krzyczeć... Teściu zaczął lecieć dziwnym toastem, atmosfera była dziwna, uwagi wymieniane były dziwne. Ale przynajmniej jedzenie smaczne.
Po powrocie do domu, rozwiezieniu dziadka i babcia do ich mieszkań (i próbie niezakopania się w śniegu) zaczęliśmy grać w grę. I to był zły pomysł by grać w grę, bo był mecz piłki nożnej, była walka Pudziana, było masę, ale to masę innych spraw, każdy był czymś rozproszony. Czułam, że nikt tam siebie nie szanuje, że mi jest się ciężko skupić na grze, że to whisky przestaje działać i mam kaca, że nikogo nie interesuję gra. Prosiłam - i nie tylko ja, bo dzieci się denerwowały na swoich rodziców też przywołując ich nie raz do porządku - aby skupić się na grze lub przerwać. Do tego graliśmy w grę opartą na odpowiadaniu na pytania dotyczące wiedzy powszechnej, coś jak Milionerzy lub 1 z 10 (bardziej tu drugie). Byłam bardzo zapalona do tej gry: kilka mc temu grałam w nią z kuzynem O. i teściową (i kimś jeszcze, nie pamiętam). Potem długo rozmawiałam z kuzynem mojego chłopaka o 1 - prawie Magdeburskim, 2 - rządach Władysława Łokietka. Kurcze, to była bardzo ciekawa gra. Tym czasem wczoraj wszyscy się zgodzili, że gramy jedną talią pytań dotyczącą wiedzy ogólnej - brzmi super. Tym czasem pytania dotyczyły obliczeń (przykład: jakiej długości jest przyprostokątna trójkąta, jeżeli jego druga przyprostokątna ma ma długość 12000cm, a przeciwprostokątna 15000cm z założeniem, że coś-tam-coś-tam-coś-tam... I ja to SŁYSZĘ, nie widzę, nie mogę napisać tego na kartce, nie mogę narysować by zrozumieć co słyszę, bo słysząc “dwanaście tysięcy centymetrów”, bez cyfer, bez zer, i to jeszcze z koniecznością udzielenia odpowiedzi na czas dostaję kociokwiku i czuję się głupia, głowa mnie booooooli poteżnie, nie próbuję nawet odszyfrować, bierze mnie paraliż...) - i teraz próbuj obliczać, kiedy ktoś krzyczy, że Pudzian coś-tam - i pokazuje wszystkim ekran telefonu z ringiem, kilka osób pyta czy ktoś obstawiał i w jakim systemie, ktoś inny zwraca uwagę, że nie wiadomo, czy aby odpowiedzieć na to pytanie w grze można używać twierdzenia pitagorasa, bo nie mamy odpowiedniej ilości danych i to zadanie może być podchwytliwe, ktoś inny - że mam wybrać której herbaty chcę się napić, w tle syszy czajnik z gotującą się wodą, a ktoś inny prosi o rzucenie okiem na to by piesek czegoś nie zgarnął ze stołu, bo ona idzie do ubikacji. Do tego piosenki w tle i “o jak ja się cieszę, że udało nam się dostać te bilety na jego koncert! MATKO, jaki ten człowiek ma GŁOS!!!”, ktoś inny syczy “bądźcie cicho, nie mogę się skupić, szlag wylałem herbatę”, ktoś inny wstaje by zgarnąć ziarna słonecznika z drugiego stołu, a potem wjeżdża Sanah z piosenką z tekstem wiersza Szymboskiej i mój mózg wyłapuje ten anielski głosik jak światło w tym tunelu chaosu i kakofonii dźwięków i bierze mnie wzruszenia i podaję się tej lirycznej bezsilności nie mogą już walczyć sama ze swoim dyslektycznym mózgiem o uważność... Zamiast tego w mojej głowie pojawia się CAŁY wiersz Szymborskiej: “Żaden dzień się nie powtórzy Nie ma dwóch podobnych nocy Dwóch tych samych pocałunków Dwóch jednakich spojrzeń w oczy (itc, itp)” i się wyłączam. Nieświadomie, trochę wbrew sobie, ale nie mam siły - wariuję, zamieram od tego CHAOSU. HAŁASU. Poddaję się. Nie wiem i się nie dowiem.
I tak było przez cały czas gry - nie wiem ile to trwało. Godzinę? Żadnego pytania o kulturę, o sztukę, o historię: matematyka, biologia, chemia, fizyka - i wszystko na kacu, po dniu pełnym wrażeń, po nieprzespanej nocy, około północy, przy składance polskiej muzyki popowej w głośnikach i Pudzianie na ringu wyświetlającym się obok planszy. Nie jest tak, że nie wiedziałam NIC - bo to nie prawda. Wiedziałam, punktów zebrałam dużo - głównie powtarzając za innymi graczami odpowiedzi (i to mnie frustrowało). Ale wiedzy z fizy czy matmy nie używałam w tej “szkolnej” formie od dekady xD - przynajmniej wiem w jakich okolicznościach ta wiedza mi się może przydać w dorosłym życiu xD przy graniu w planszówkę quizy. xD Ilość pytań o “który pierwiastek?” albo “która liczba pierwsza?” była zaskakująco duża, a ja się czułam przez to zestresowana. Najlepiej mi szło z biologią, ale te pytania były naprawdę bardzo trudne (np: zwierzątko o umaszczeniu przypominającym charakterystyczną maskę i ogonku w biało-czarne prążki - postawiałam na lemura, a potem okazało się, że chodzi o szopa pracza xD) - tyle, że przypadkiem wyszło tak, że ja do czytania najczęściej wylosowywałam pytania z biologii. xD
Czułam się daleko poza swoją granicą komfortu przez brak możliwości skupienia uwagi, ilość rozpraszaczy, dziwnym dla mnie “poziomie zaangażowania” w grę innych graczy. Dla nich liczenie w pamięci to było coś co przychodzi im najwidoczniej łatwo, naturalnie, nie są wzrokowcami. I do tego gdzie się podziały pytania o kulturę, popkulturę, sztukę, historię, architekturę, literaturę? - zaczęłam o to pytać. Nikt mi nie odpowiadał, bo albo robili coś innego w tym czasie, albo jakaś piosenka poleciała, albo smak podawanej herbaty był ważniejszy, albo o 23:45 nagle zaskoczył mnie telefon od własnej siostry - zaskoczona tą godziną, zaniepokojona odeszłam od stołu i odebrałam, a okazało się, że ona chce, żebym jej podała imiona dzieci naszych kuzynek, bo kupiła dla dzieciaków klocki w prezencie, ale nie wie jak podpisać, bo nie wie jak ziemnioczki się nazywają xD, a potem chciała sobie pogadać o tych klockach i musiałam ją przeprosić, bo wszyscy czekali w napięciu BO SIOSTRA DZWONI W NOCY i słuchali tej naszej rozmowy, musiałam uspokoić, że wszystko ok. OFC - jak czekali to nie przeszkadzało im dyskutować o muzyce, Pudzianie itp itd (a potem przeżywałam, że moja siostra nie wie jak te ziemnioczki się nazywają, a przecież z nas dwóch to ona jest bardziej dzieciowa xD ).
W końcu zwróciłam się do mojego chłopaka, który przodował w wynikach o to dlaczego w tej grze nie ma innych pytań, a on - zirytowany na ojca, który znowu zaczynał siać chaos - odpowiedział, że nie chce innych pytań i nikt nie chce innych pytań, bo nikt nie wie nic o historii, o kulturze, o filmach. Że to są pytania na które nikt nie znałby odpowiedzi i trzeba by było strzelać. Czyli w zasadzie robić to, co sama robiłam cały wieczór. Więc dopytałam o inne kategorie w ramach gry, w zestawie było 4 kategorie - wiem, że jedna jest “ogólna”, a pozostałe? Zirytowany O. odparł, że on nie chce nawet innych, nie chce nic zmieniać, bo ta obecna kategoria mu się podoba. Zwróciłam mu uwagę, że chcę po prostu wiedzieć, bo ja nie czuję się w matmie bez możliwości napisania tego co mam liczyć, ani w fizyce, a chemię, kiedyś kochałam, ale nie miałam z nią do czynienia od 16 lat i nie uważałam NIGDY za istotne by zapamiętać czym się DOKŁADNIE różni wzór etanolu od etanu - ile C, ile H - jeden to alkohol, pamiętam, że jakaś reakcja zachodziła, gdybym potrzebowała się tego dowiedzieć to bym wygooglała. I teraz strzelaj! - ile C, ile H, ile OH i czy w ogóle! To naprawdę dla mnie były trudne pytania. Za NAPRAWDĘ zajebisty dowód na swoją pamięć fotograficzną uważam fakt, że na jedno z pytań z rodzaju “który pierwiastek?” po przeczytaniu pytania “ma numer szósty jako liczbę atomową”, a przed moimi oczami pojawiła się tablica mendelejewa i sobie policzyłam, że chodzi o węgiel, chociaż na mojej tablicy węgiel miał kolor niebieski @_@ Dobra, nie ważne, najwidoczniej to nie jest już gra na dziś dla mnie. Mój chłopak w irytacji uznał, że nie chce zmieniać kategorii, bo on nic nie wiedzie wiedział, a w kategorii “ogólnej” wszyscy mamy równe szanse. Przypomniałam mu, że ja niezbyt (a w tle nadal chaos, rozmowy, przekrzykiwanie się). Ale jego siostra i tata go poparli - że kto z nas by coś wiedział z historii, z kultury. Wtedy mama uznała, że zmieniamy na kategorię “ludzie” (nadal nie wiem czego dotyczyły dwie pozostałe kategorie, bo NIKT mi tego nie powiedział). Ja zirytowana powiedziałam, że nie chcę (tak samo tata O. - że on nie chce, że nic w tej kategorii nie wie, siostra O. przewróciła oczami). W atmosferze ogólnie niezadowolenia wyjaśniłam, że wszyscy się wypowiedzieli, jestem w mniejszości, więc nie zmieniajmy. A mama O. stanowczo, niemal agresywnie i z irytacją “zmieniamy”! A wtedy mój chłopak się zwrócił do mnie, ot tak, przy wszystkich “nie obgryzaj paznokci” - nawet nie wiedziałam, że to robię. chyba ten stres. Poczułam się zawstydzona, zdradzona, poniżona. Odwróciłam się ku niemu i pytam “o co ci chodzi”, on na to, że przecież ja mu zawsze zwracam uwagę, gdy to robi, ja go pytam, czy w podobnych okolicznościach? Kiedykolwiek przy stole? I kiedykolwiek takim tonem? On na mnie patrzy zraniony i czując się zaatakowany. A jego mama wywala z takim pobłażliwym tonem, wręcz zadowolona, że COŚ wybuchło “no już! Bo przełożę przez kolano i wleję wam na uspokojenie!” - wkurwiona byłam tak, że nawet się nie odwróciłam ku niej. KURWA CO!? O. mówi, że czuł się wtamtej chwili tak bardzo sporunowany moim “atakiem” na niego, że nie słyszał tego co się podziało dalej. A dalej, z taką itryacją siostra O. zwraca się do matki, że zachowuje sie jak hipokrytka i ma się nie wtrącać, bo KTO dziś cały dzień zachował się jak chmura burzowa, i kto się irytował na swojego męża?
I szambo wybiło - teściowa i teściu zaczęli się bronić, że tak nie jest i nie było, siostra O. i jej partner zaczęli nam na luzie, na spokojnie opowiadać co miało miejsce w samochodzie, którym jechali wspólnie z rodzicami do i z restauracji. Że tam mała wojna była i to o puszczenie bąka...
Aaaaa...
Próbując zażegnąć temat nagle wszyscy zaczęli mnie prosić bym przeczytała kolejne pytanie - bo była moja kolej i miałam czytać pytanie z puli “ludzie” - i to było chujowe, bo wszyscy byli obrażeni, nie wiedzieli o kogo może chodzić, ja sama bym nie zgadła, że to Karol Marks po sposobie zadania pytania, chociaż to miała być moja kategoria. Ostatni z pytaniem walczył mój chłopak, ale im dłużej ważył odpowiedzi na języku, im bardziej było kwaśno, chaotycznie, pudzian, sanah, pierdy, wino, nikt nic nie wie, głupie pytania, bo za trudne dla wszystkich... po prostu się wyłączyłam.
Po prostu siedziałam z tą kartą - w poczuciu chaosu informacji, bodźców i sama nie wiedząc czy jestem zła na mojego partnera czy nie, czy jestem zła, że ZNOWU moje “nie” nie zostało potraktowane z szacunkiem, że ZNOWU ktoś mnie chciał poklepywać po czterech literach i używał tej groźby w jednym zdaniu z “kolanem”, że w głosie mamy O. był jaki triumf, że ktoś nie wytrzymał tego chaosu i to nie była ona (tak to interpretuje), że czułam, że mam dość, że zaraz zwariuję, że to nie jest dla mnie dobre - powiedziałm po prostu “Karol Marks” - a mój chłopak z pretensją rzucił “no fajnie, że pozwoliłaś mi odpowiedzieć” - nie wiedziałam, że tego nie zrobił. Miałam wrażenie, że odcięłam się na wieki, że nie słyszałam nic, że byłam zamknięta na dźwięki, bodźce, na WSZYSTKO tak długo.. Przeprosiłam go, że mu spaliłam to pytanie i oznajmiłam, że idę spać, bo jestem bardzo zmęczona.
I pogadałam z nim już w jego pokoju o tym, że obydwoje byliśmy przebodźcowani wrażeniami tego dnia, że on się czuł zaatakowany, że chciał dobrze mówiąc o tych paznokciach - bo wie, że to reakcja nerwowa (obydwoje tak mamy - robimy to bezwiednie). Wyjaśniłam mu, że nie zwracam mu NIGDY uwagi przy innych osobach, na pełen głos, że obgryza paznokcie - że coś na co on zwrócił uwagę w tamtym momencie mogło zupełnie być zauważone przez innych ludzi. Że w ten sposób zawstydził mnie zamiast dac wsparcie - powiedział, że to widzi teraz.
Rodzina O. chce jego przyjazdy wycisnąć na pełnej, ale przez to... po prostu fundują nam masę stresu. Za dużo, za intensywnie.
Obiecał też z mamą pogadać o granicach... ale póki co tego nie zrobił. I tym się czuję co nieco zdradzona. Nie wiem czy ja powinnam z nią pogadać o tym, że przekroczyła granice?
Nie wiem jeszcze co i jak, ale już mam dość... nie wiem jak zniosę kolejny weekend, a potem jeszcze czeka nas nieco spokojniejsza kakofonia u mnie w rodzinie...
6 notes
·
View notes
Video
youtube
1946 - Parowóz Pt 47- ( Cegielski - Poznań ) -Zapomniane Piękno.
0 notes
Text
W Muzeum Kolejnictwa na Śląsku jest bardzo wiele zniszczonych zabytków kolejnictwa, chcąc przywrócić im dawny blask Muzeum zaproponowało adopcję zabytkowych parowozów. Muzeum chce znaleźć chętnych, którzy zechcieliby pomóc finansowo lub poprzez wolontariat w odremontowaniu eksponatów.
Na apel jako pierwszy odpowiedział wrocławski oddział brytyjskiej firmy Smith&Nephew - międzynarodowy producent z branży medycznej specjalizującej się w rekonstrukcji ortopedycznej, zaawansowanym leczeniu ran, medycynie sportowej oraz leczeniu urazów kończyn. W ramach wolontariatu z okazji 5 rocznicy funkcjonowania Centrum Usług Wspólnych (GBS) we Wrocławiu postanowili wesprzeć działania Muzeum. Obchody tej uroczystości zdecydowali się przeprowadzić w bardzo oryginalny i pożyteczny sposób pomagając odnowić zabytek techniki. Do swojej Adopcji wybrali parowóz Tr202-28 brytyjskiej serii Liberation.
Lokomotywy tej serii zostały zbudowane w 1946 roku z myślą o pomocy dla podnoszącej się z wojennych zniszczeń Europie. Brytyjczycy przekazali je między innymi do Polski i Jugosławii. Lokomotywa klasyfikowana jest jako ciężki parowóz towarowy, cechowała ją niezwykła staranność wykonania i zastosowanie materiałów wysokiej jakości - stąd parowozy te wykazywały się długą żywotnością.
Dla historii kolei na ziemiach polskich, zwłaszcza w kontekście ich odbudowy po II wojnie światowej, jest to eksponat o dużym znaczeniu. Mała ilość zachowanych egzemplarzy dodatkowo podnosi jego wartość.
Lokomotywa Tr202-28 pochodzi z fabryki VULCAN Foundry. Do Polski trafiła w 1946 roku i pełniła służbę linową do 1975 roku. Następnie pojawił się pomysł sprzedaży wycofanej już z eksploatacji lokomotywy do Wielkiej Brytanii. Ostatecznie została w Polsce i wykorzystywana była między innymi jako kocioł CO w Dyrekcji Rozbudowy Miast i Osiedli Wiejskich w Zielonej Górze. Od 1989 roku w ZNTK Oleśnica, następnie jako pomnik techniki - także w Oleśnicy. W 1993 roku w ramach jubileuszu 150-lecia kolei na ziemiach polskich przewieziona została do (nieistniejącego dziś) Skansenu Lokomotyw Parowych PKP w Jaworzynie Śląskiej.
Lokomotywa, z uwagi na eksponowanie pod gołym niebem, wymagała w pierwszym etapie gruntownego oczyszczenia (zabrudzenia, rdza, etc.) metodami mechanicznymi. Pierwsza grupa śmiałków 11 lipca rozpoczęła oczyszczanie lokomotywy. W kolejnym tygodniu następne grupy wykonają powłokę konserwującą i właściwą powłokę malarską - normatywną, zgodną z przepisami PKP dotyczącymi malowania lokomotyw oraz zajmą się naniesieniem właściwych oznaczeń.
Celem tej akcji Adopcja Parowozu jest uświadomienie, że jest to nasz wspólny dobytek kulturowy i interes całej naszej społeczności o który powinniśmy dbać. Takie adopcje i organizacja wolontariatu mają również zaangażować ludzi w życie Muzeum.
Dzięki działalności Fundacji Ochrony Dziedzictwa Przemysłowego Śląska udało się uchronić od zniszczenia wiele cennych zabytków techniki. Podjęto również prace konserwatorskie. Mimo mało sprzyjającego klimatu dla ochrony zabytków techniki Muzeum cieszymy się, że na akcję Adopcji Parowozów odpowiedziała spółka Smith&Nephew Polska co przyczyni się do zachowania wielu cennych historycznych pomników cywilizacji technicznej poprzednich epok. Wzięcie udziału w naszym projekcie przez firmę niezwiązaną z zabytkami, ale prowadzącą politykę społecznej odpowiedzialności biznesu wypełnia ważną lukę, którą nie były w stanie wypełnić instytucje państwowe zobowiązane do ochrony dziedzictwa narodowego.
Muzeum zapewniło gościom również wiele atrakcji. Zaraz po przyjeździe grupa wraz z kustoszem Zbigniewem Gryzgotem udała się na zwiedzanie ekspozycji w dawnym budynku parowozowni. Wkrótce po tym przeszli do prac renowacyjnych. W przerwie był obiad w WARSie, natomiast niedługo po nim przejażdżkę kolejką.
#zbiorkomd#kolejąpodolnymśląsku#muzeumkolejnictwa#jaworzynaśląska#parowozy#wolontariat#ochronazabytków
0 notes
Photo
#parowóz #lokomotywa #lokomotywy #parowozy #kolej #kolejnictwo #locomotive #rail #rails #railways_of_our_world #railfan #railfans #railways_of_europe #railtrail #monument #train #train_photography #loco #old #railroad #oldstimes #history #poznań #poznan #poznanmiastodoznan #poznancity #citytour #poznangram (w: Poznan, Poland) https://www.instagram.com/p/CCq5nsLADVm/?igshid=4ispd0ubqwni
#parowóz#lokomotywa#lokomotywy#parowozy#kolej#kolejnictwo#locomotive#rail#rails#railways_of_our_world#railfan#railfans#railways_of_europe#railtrail#monument#train#train_photography#loco#old#railroad#oldstimes#history#poznań#poznan#poznanmiastodoznan#poznancity#citytour#poznangram
2 notes
·
View notes
Photo
Pociąg do Nieba (Train to Heaven)
#wroclaw#wroclove#miejscawewroclawiu#architecture#sculpture#rzeźba#lokomotywa#pkp#train#loco#locomotive#engine#smoke#steam#parowóz#railway#railroad#instagram
2 notes
·
View notes
Text
youtube


#steam locomotive#steam train locomotive#parowóz#wagony#car#zapomniany parowóz#zapomniane wagony#pociąg#youtube#train#zug#polishtrain#polska#poland#vlak#Kraków#Kraków Płaszów#urbex video#urbex
2 notes
·
View notes
Text
Прабабка и правнучка. На выставке в Чикаго можно было сравнить два паровоза. Самый старый, 1831 года, и самый современный - 1933.
4 notes
·
View notes
Text
Žatec - rok 1980
Wyborne piwo i potężne "teigreki"
źródło: https://www.drehscheibe-online.de/foren/read.php?017,10782512 Rok 1980, datowane na 8 września. Jeszcze czas Czechosłowacji i CSD. Stacja Žatec i miateczko w kraju usteckim nad Ohrzą. Zapraszamy zainteresowanych "teigrekami" i nie tylko do jednego z wątków międzynarodowego forum kolejowego Drehscheibe. Więcej na stronie: https://www.drehscheibe-online.de/foren/read.php?017,10782512 opracowanie: Norbert Tkaczyk Read the full article
1 note
·
View note
Photo
#poland#polska#mazowsze#pociag#train#parowóz#Steam train#steam locomotive#country road#road#droga#zachód słońca#sunset#sky#red sky#red#railroad tracks#railroad#fuji#fuji xt2#darktable
2 notes
·
View notes
Photo
🇵🇱 (🇬🇧👇) Co powiecie na jedyną w Europie, ponad 100-letnią czynną parowozownię? Przejechalibyście się pociągiem pod pełną parą? A może chcielibyście obrządzić prawie 100-letni parowóz 🚂 i poczuć się jak prawdziwy maszynista? I wreszcie dowiedzieć się dlaczego wszystkie parowozy nosiły imiona kobiet? 🔹 Wszystko to możliwe jest w niewielkim Wolsztynie w Wielkopolsce, gdzie znajduje się założona w 1907 roku parowozownia, która do dzisiaj obsługuje planowe kursy do Poznania czy Leszna. Poza przejażdżką i przyjrzeniem się, ile pracy trzeba wykonać, by lokomotywa poszła w ruch, można wejść do warsztatu czy hali postojowej i zobaczyć naprawdę wyjątkowe pociągi, jak choćby Piękna Helena - najszybszy polski parowóz. A jak będziecie tu na przełomie kwietnia i maja, to jest szansa na jedyna w Polsce paradę pełną parą. . . 🇬🇧 How about visiting the only one in Europe, still working, over 100-year-old steam engine house? Would you ride that type of train? Or maybe you would like to work at an almost 100-year-old steam locomotive and feel like a real train driver? And finally would you like to find out why all steam locomotives were named after women? 🔹 All this is possible in the small town of Wolsztyn in Greater Poland, where there is a Stream engine house, founded in 1907, which still operates scheduled routes to Poznan or Leszno. In addition to driving and seeing how much work needs to be done to get the locomotive in motion, you can enter the workshop or parking hall and see truly unique trains, such as Beautiful Helena - the fastest Polish steam locomotive. 🔹 #robimypodroze #wielkopolskatravel #wielkopolskie #wolsztyn #wielkopolska #parowozowniawolsztyn #parowóz #pełnąparą #steamenginetrain #polskanaurlop #polskanaweekend #kolejnictwo #kolejowa_polska #traintravels #visitpoland🇵🇱 #polskieblogi #travelblogger #stoinastacjilokomotywa #lokomotywa #polishtravelbloggers #polskatravel #polskajestfajna #znajkraj (w: Parowozownia Wolsztyn) https://www.instagram.com/p/CT9CaBJMuUy/?utm_medium=tumblr
#robimypodroze#wielkopolskatravel#wielkopolskie#wolsztyn#wielkopolska#parowozowniawolsztyn#parowóz#pełnąparą#steamenginetrain#polskanaurlop#polskanaweekend#kolejnictwo#kolejowa_polska#traintravels#visitpoland🇵🇱#polskieblogi#travelblogger#stoinastacjilokomotywa#lokomotywa#polishtravelbloggers#polskatravel#polskajestfajna#znajkraj
0 notes
Photo
Wnętrze Tr202. Jaworzyna Śląska. #jaworzynaśląska #tr202 #parowozy #pkp #pkpcargo #pkpintercity #kolej #rail #tabor #parowóz #lokomotywy #trains #steam #para #kocioł #palenisko #boiler #steamengines #muzeum #muzeumkolei #kolejnictwo #lokomotywownia #fotorelacja #instaphoto #instapic #machines @art_gmagner #instatrains #dailyphoto #daily #journey https://www.instagram.com/p/CB3ycn4gFq-/?igshid=10c9qzwsi1ho2
#jaworzynaśląska#tr202#parowozy#pkp#pkpcargo#pkpintercity#kolej#rail#tabor#parowóz#lokomotywy#trains#steam#para#kocioł#palenisko#boiler#steamengines#muzeum#muzeumkolei#kolejnictwo#lokomotywownia#fotorelacja#instaphoto#instapic#machines#instatrains#dailyphoto#daily#journey
0 notes