#moja kobieta
Explore tagged Tumblr posts
Text
lowkey krzyczę
#BŁAgam#moja babcia be like#raz jak chciałam sobie sama ściąć grzywkę to kobieta dała mi nożyczki z podpisem: wykonano w ZSRRR#and i was like: hello????????#ale trzeba lrzyznać że były OSTRE#mam nadzieję że kiedyś je odziedzicze#polish stuff#polblr#polish tumblr#polski tumblr#polski tag#polish tag#twitter
587 notes
·
View notes
Text
Dręczę swoją duszę
Dręczę swoją duszę o ósmej rano lądując z hukiem na podłodze po nocy w jaskiniach, jakich? jakie ma to znaczenie pierzchły już ku wieżowcom balansuję na krawędzi jawy choć wzrok się już wyostrza grzybnie, kłącza, drzewa szukam metafor poza naturą a jednak w snach zawsze do nich wracam redukując dzień do przetrwania skomląc o odrobinę modernizmu o pytania odwieczne co każą nie spać Olga Rembielińska
#olga rembielińska#po polsku#poezja#literatura#poezja polska#wiersze#wiersz#polski tekst#polski tumblr#polski wiersz#poezja wlasna#poezja współczesna#polska poezja#moja poezja#polska dziewczyna#woman#moje wiersze#kobieta#oczy#eyes#black and white#portrait#portret#czarno białe#czarnobialafotografia#moje myśli#moje przemyślenia#moje mysli#moje zycie
23 notes
·
View notes
Text
w temacie swiat, nie wiem czy kojarzycie mojego brata z ktorym mialam zawsze dymy o koszenie trawy, ale o to co sie w skrocie wczoraj dzialo. on jest poklocony z cala reszta rodzenstwa o kwestie spadkowe i w ogole kilka miesięcy temu całkowicie mu odjebało, stal sie taki bezczelny, sra wyzej niz dupe na (nie wiem czy to sie stalo po smierci ojca czy odkad kogos sobie znalazl, moze kumulacja) cale dnie na dupie siedzi a jak moja (kobieta 50 lat z niepelnosprawnoscia) chce aby laskawie jej pomogl z jakas ciezka praca to jej powie a czemu nikt inny tego nie moze zrobic 😯😯😯 gdzie reszta rodzenstwa mieszka za granica z dala od garnuszka mamusi
w kazdym razie choc moja siostra tez sie poklocila z drugim bratem to wczoraj usiedli ze soba normalnie przy wigili podzielili oplatkiem etc gadali ze soba. rozstawialiśmy wlasnie wszystko kiedy mojego brata od trawy wciaz nie bylo, mama kazala mi do niego zadzwonić zapytac kiedy przyjedzie ale powiedzialam ze nie bo wole juz bez niego miec wigilie, sama zadzwonila to jedyne co zapytał to "a kto tam jest?" moja mama "twoj brat i siostry" to sie rozłączył. przyjechal powiedzial ze nie bedzie z nami jadl, jak moja siostra zapytala czemu i czy na serio nie może ten jeden dzień sie dogadać to on "ty tez sie moglas dogadac z nami o dom i ziemie ale nie chcialas to czemu ja mam" poszedł do kuchni moja matka idiotka oczywiscie pobiegla mu wszystko pod nos zanieść, barszczyk pierogi, chciała podzielić sie opłatkiem ale nie chciał i wróciła do nas cała zaryczana 😗ale w sumie mi jej nie szkoda bo potem i tak będzie brała jego stronę we wszystkim i wyzywała z nim reszte rodzeństwa od najgorszych aby potem ryczeć i jeczeć "ale ja tylko chce byście żyli w zgodzie"
jeszcze mnie bawi jak udaje wielkiego macho (glownie przy mnie) ale jak jest moj drugi brat to buźka zamknięta, odniosłam wczoraj krzesło do kuchni i chcialam je postawić akurat w miejscu gdzie on stał (bo tam powinno być) ale nawet się nie odsunął, postawiłam obok to do mnie z mordą "krzesło odstaw" powiedziałam "sam sobie, kurwa, odstaw" i już otwierał znowu usta jak drugi brat wszedl do kuchni i nagle cisza, jak baranek xD
jak mieszkał w Finlandii przez prawie rok to był to najlepszy czas mojego życia, święty spokój, ale odkąd wrócił siedze 24/7 zamknieta w pokoju zalujsc ze nie mam znajomych/chlopaka do ktorych moglabym pojsc posiedziec (boze jak ja w ogole zazdroszczę mojej siostrze ze spedza swieta u swojego chlopa z jego normalna rodzina) i nie musieć miec z nim zadnych interakcji ktore koncza sie zawsze a) wyzywaniem mnie b) gadaniem ze jestem nikim takie umniejszanie itp (czyzby sobie ego odbudowywał?) c) nie wiem jak to opisac ale takim zwyczajnie przypierdalaniem sie. boje sie o cos mamy przy nim zapytac (o rzeczy w stylu gdzie cos jest) bo znajdzie powod aby nawet do tego sie przyjebać, skomentować, jeszcze wiecznie te jego miny i przede wszystkim ta jego chora obsesja na punkcie kasy, jakies przechwalanie sie, wyszydzanie (kurwa wyobrazcie sobie ze kupil sobie jakas droga kurtke i przyszedl do mnie do pokoju i nie chcial wyjsc dopoki mowiac ze mam zgadnac ile kosztowala a jak odpowiedzialam ze gleboko w pizdzie do mam to zaczal sie wydzierac ze nie prawda, nie mam) (przypominam ze ten "bogacz" z mamusia mieszka lolz)
ale wracając odkąd wrócił to tylko siedze i fantazjuje o chwili jak sie wyprowadze z tego cyrku
29 notes
·
View notes
Text
꧁𓊈𒆜12.12.2024𒆜𓊉꧂
Zanim przejdę do typowego daily podsumowania, to wyżalę się trochę, bo jestem załamana sobą i dzisiejszym dniem. Dlatego jeśli nie chcesz czytać mojego pierdo-lamento to skipnij aż zobaczysz mój daily tracker 🩷 i potem będzie recenzja batona
Zatem ten dzień był bardzo udany pod względem kcal. Zmieściłam się w przedziale do 500kcal. No i normalnie byłabym zadowolona, to czemu nie jestem? Cóż, pomijając fakt, że dulcobis rozk*rwił mnie w nocy i dodatkowo kopał mnie jeszcze przez cały ranek, pomijając też, że przez to nie spałam od 3 nad ranem... Psycha mi siada jeśli o ed chodzi.
Jak wiecie (a jak nie wiecie to ja wam powiem) - 14 grudnia (czyli za 2 dni) mój brat przyjeżdża do Polski zza granicy na 5 dni. Przyjeżdża on ��rednio raz na 2-3 lata. W jakimś poście już pisałam, ale raz jeszcze napiszę - ja swojego starszego brata przez większość życia uważałam za autorytet. Doskonały w sporcie, nauczył się trudnego języka, wyjechał za granicę i żyje szczęśliwie. No gdzie jego porównywać do takiego dziadostwa jak ja? I ja wiem, że on nie jest z tych co by srali wyżej niż mają dupy. Ja wiem, że on (chyba) mnie jakąś sympatią darzy, bo jak siedziałam w psychiatryku po pierwszej próbie, to mimo że go w Polsce nie było - dopytywał rodziców zawsze jak rozmawiali. Pierwsze było "cześć" a potem "jak się Gabi trzyma"?
No ale co to ma wspólnego z moim ed? Cóż - moja ocena już przy nim leżała i kwiczała, a jak się zrobiłam ulana jak stodoła to wgl. Ja wiem, że to zabrzmi dziwnie - ale w mojej psychice ja widzę, jak on przyjeżdża do domu i patrzy na mnie z obrzydzeniem. Ja bym tak chciała, aby on był ze mnie dumny. A ze mnie nie da się kurwa być dumnym! Bo z czego? Ja jestem niczym w porównaniu do niego. Dziękuję bogu, że on przyjeżdża bez swojej dziewczyny, bo jakby mnie pierwszy raz na oczy ta biedna kobieta zobaczyła, takiego kurwa gargulca - boże jedyny. Jaki to byłby wstyd dla niego i dla mnie.
Dlatego dzisiaj też po raz pierwszy wyrzygałam sałatkę, którą zjadłam. Nie potrafię wymiotować, ale klęczałam nad tym kiblem póki się nie usmarkałam i przez łzy praktycznie nie widziałam. Dawno nie czułam do siebie takiego wkurwa i obrzydzenia bo coś zjadłam. Właściwie to wyrzygałam nie tylko tę sałatkę, ale i podejrzewam inne rzeczy, które dzisiaj zjadłam. Tak, dulcobis ponownie też wzięłam ale tylko 2 tabsy. Wiem, że mnie rozpierdoli i wiem, że się prawdopodobnie uzależniłam od środków na sranie (boże jak to załośnie brzmi). Wiecie tski ze mnie "gówniany ćpun" badum-tss! (nieśmieszne).
Brzydzę się sobą i do soboty będę jadła minimalnie a od soboty to nie wiem- chyba nic bo mi wstyd nie pozwoli. Ja już tetaz sobie wyobrażam jak on na mnie patrzy - "boże ona tyle zje?"
No ale dość pierdolenia. Więc dzisiaj tradycyjnie: kawa rano, gorący kubek, sałatka i batonik skinny o smaku toffie i mini chipsy. Niby wyrzygane, ale i tak na bank zostało. Cóż, dulco se poradzi. Ale obiecałam @moth-herr że dam recenzję tego batonika.
🍬 Więc batonik jest serio dobry. Konsystencja bardziej ciągnąca się ale nie mordoklejka, taki bym powiedziała - milky way? I podobnie do milky way'a smakuje tbh. Na pewno nie czuć w nim takiego sztucznego badziewia, że wiecie, czujecie że jecie coś "zdrowego". Bo czasem te zdrowe słodycze to nie smakują jak słodycze tylko takie coś co koło słodycza może leżało 2 piętra niżej. Tutaj serio czyć, że jecie batonika. Zwykłego, mlecznego batonika tylko mniej słodkiego. I w takim jednym batoniku wedle opakowania jest 72kcal. I są one w 5-paku. A jeśli o chipsy chodzi to ja nie lubię smaku soli i octu ale mi młoda zaoferowała (bo wredna cholera też nie lubi i zagarnęła se paprykowe) to zeżarłam.
I jeszcze o paście do zębów z wczoraj miałam wspomnieć. Jest "smaczna". W sensie wiele past smakowych (nie miętowych tylko właśnie bardziej owocowych) smakuje jak rzygowiny. Tutaj czuć tę nutkę tej maliny no ale mięta dominuje, jednakże jest chamska. Radzi sobie z przebarwieniami na zębach po kawie/herbacie. Na plus.
To tyle na dzisiaj. Sorki, że z lekka depresyjnie. Zacznę wgl te posty jakoś o stałych godzinach chyba publikować nw o 17-17.30 bo po tej godzinie już się staram nie jeść. Albo 18-18.30. Trzymajcie się, pa 🩷
Leo na pocieszenie bo to cutie-patootie 💙
#chudzinka#gruba szmata#aż do kości#bede lekka jak motylek#bede motylkiem#blogi motylkowe#chce byc lekka jak motylek#chudej nocy motylki#nie chce być gruba#będę lekka#gruba swinia#gruba świnia#jestem gruba#az do kosci#jestem motylkiem#będę motylkiem#motylki any#motylek any#chudego dnia motylki#motylki#nie będę jeść#będę szczupła#będę idealna#jeszcze nie motylek#pamiętnik motylka#lekkie motylki#chude jest piękne#chce widziec swoje kosci#nie chce jesc
39 notes
·
View notes
Text
— Jesteś inna niż oni wszyscy. Inna niż moi przyjaciele. Inna niż Ari. Inna niż moi rodzice, moja siostra i w ogóle każda kobieta. Ty widzisz wszystko.
„Kill Switch", Devil's Night #3, Penelope Douglas
#authors#bookblr#books#cytat po polsku#literature#poetry#blog z cytatami#book quotes#books and reading#cytat z książki#książkoholik#cytat z ksiazki#fragment książki#książka#ksiazka#cytat o uczuciach#polski cytat#cytatowo#cytat dnia#cytaty#penelope douglas#damon torrance#winter ashby#books & libraries#bookstagram#bookshelf#book review#booklr#kill switch
35 notes
·
View notes
Text
jestem taka przebodźcowana : (
Męczy mnie trochę moja Mame. Kocham ją i w ogóle... Ona normalnie ostatnio wpada w taki słowotok, że wymiękam! Próbowałam coś czytać na necie, grzebałam w ipadzie, ale nie mogłam się skoncentrować, bo ona ciągle paplała. I to głównie do siebie chyba, ale tak jakby kogoś pytała xD
Dziś zadzwoniła, żeby zapytać, czy mogłabym wejść na OLX i sprawdzić jej ogłoszenie, bo chyba znikł jej numer telefonu z ogłoszenia... To zdanie zajęło jej 3 minuty. Odsunęłam słuchawkę. myślałam, że mnie z butów wyrwie :D
A najgorsze jest to, że ja (jako typowe ADHD) też wpadam w słowotok i pewnie z wiekiem się nasili.
Zostawiam Was z muzyczką <3
youtube
A w ogóle, to myślałam, że to kobieta śpiewa.
16 notes
·
View notes
Text
Jazu życzliwy
Dobry wieczór. W życiu każdego mężczyzny jest jakaś kobieta. Często nie jedna. Posłuchajcie:
Nikogo nie kocham. Ot tragiczna prawda o moim życiu. Panią Matkę szanuję i poważam. Ale czy to jest miłość? Na pewno będę czuł jej brak.
Są w moim życiu kobiety płci przeciwnej ważne. Niemal nieznane mi, a jednak bardzo bliskie mojemu sercu. Kobiety płci przeciwnej, które były ze mną przez chwile straszne, ciężkie, radosne i pełne niepewności. To Wy - moje prześwietne Czytelniczki. Siostry i Cioteczki. Moja wirtualna rodzina. To do Was kieruję dziś życzenia skrajnie inne niż do reszty kobiet płci przeciwnej w moim otoczeniu. Życzę Wam byście były! Byście były najlepszą sobą swojego życia. By ten niełatwy świat kobiecości był dla Was przychylny. By kobiecość biła od Was od początku aż do samego końca. Cieszę się, że jesteście. Że jesteście takie jakie jesteście.
"O kobietach było już Pięknych niczym tysiąc róż Silnych jak miliony burz O tych co są blisko serca tuż" Jazu Kakasu "Żenady i Romanse"
22 notes
·
View notes
Text
– Najlepsze są pierwsze trzy miesiące.
– Sześć miesięcy – sprostowała. – Faceci odprowadzają cię nawet na dworzec.
– Seks jest kilka razy dziennie.
– Nikt nie jest zmęczony – dodała, chwytając mnie za krocze.
– Wychodzi się na randki. Na randkach ona zdejmuje majtki.
Widziałem, jak na jej ustach maluje się uśmiech. Widziałem, że go powstrzymuje.
– Netflix and chill.
– A później? – zapytałem.
– Sam Netflix. Wam się wydaje, że szczęśliwy związek to jest taki, gdy kobieta wierzy w dyrdymały, które opowiadacie. Liczy się moje dobro i moja przyjemność, a ty, kobieto, możesz mi przez moment tej przyjemności dostarczać, głównie w łóżku. A później jesteś mi całkowicie obojętna. Żebyście chociaż szczerze mówili, czego chcecie. Po co te: „Zależy mi, jesteś pierwszą, która zrobiła na mnie takie wrażenie”. Dobrze jest na początku. A później robisz pod siebie z radości, jak od czasu do czasu znowu jest w porządku.
Piotr C. z powieści Roman(s)
#Milosc#polskadziewczyna#polskichlopak#cytaty#cytat#cytatyożyciu#cytatyomiłości#inspiracje#mężczyzna#kobieta#myśli#polska#polskiecytaty#motywacja#miłość#blog#pokolenieikea#piotrc#ona#on#cytaty_i_nie_tylko#cytaty_opisy_teksty
88 notes
·
View notes
Text
Napisała do mnie moja wychowawczyni z liceum zapytać się czemu nie ma mnie na poprawkach dzisiaj. Powiedziałam jej prawdę, czyli uznałam, że materiału jest za dużo i, że się nie nauczę. Wspomniałam jej też o przeprowadzce do Holandii.
Życzyła mi powodzenia w życiu i wspomniała, że muszę jak najszybciej odebrać dokumenty ze szkoły. Ta kobieta jest przekochana! 💞
17 notes
·
View notes
Text
NOGI REVEAL
Odkąd pokonałem czerwone kropki (aka zapalenie/podrażnienie mieszka wlosowego) dzięki zaleceniu @fragilebabydolly
A zapisała mi mianowicie peeling z soli i żelu do mycia co 3-4 dni przed goleniem i dodatkowo aplikowanie balsamu po goleniu dla skory podrażnionej.
Po około 5-6 cyklach Peelingu -> golenia *delikatnie z włosem, włoski zmiękczane maską do włosów -> balsam nawilżający praktycznie nie mam czerwonych kropek - pojawi się parę to zniknie do rana.
No i moi widzowie, to miało na mnie ogromny wpływ - kupilem sobie 4 pary shortów z lumpa damskich - moja mama najpierw zareagowala dosc okropnie, ale tez chyba myslala ze one są odsłaniajace pośladki (kompletnie nie wiem dlaczego tak pomyślała, poza tym nie mam aktualnie fajnych żeby odsłaniać, jakybm mial to do rozważenia)
Gdy mialem 17 lat i nosiłem sukienkę którą sobie kupilem w HM gdy zostawałem sam w domu, biegalem sobie od lustra do lustra, piłem FRESCO - czułem wewnątrz siebie coś takiego, taką radość którą czułem tylko mając na sobie damskie ubrania - taka naturalna radość bijąca z wnętrza mnie.
(to nie post o mojej historii eksperymentownia z płcią)
ale no poźniej przestałem sie przebierac w sukienke i wydawalo mi się że mi wystarcza i zadowala mnie to że będę facetem z nogami chudszymi od wszystkich koleżanek w klasie a potem na roku i ogolnie w moim otoczeniu, że mylą mnie codziennie z kobietą na ulicy czy w sklepach itd, myslalem ze tranzycja w polsce jest niemozliwa nie umialem sobie tego wyobrazić.
w pewnych okolicznosciach rodzice sie dowiedzieli o tym przebieraniu ale to była nerwowa atmosfera (dragi tez byly) no i mi sie wydaje ze nie byłem tego swiadomy ale z powodu obaw oraz tego jak zareagowali rodzice wtedy postanowilem nieswiadomie porzucić te eksperymenty i powiedzialem sobie ze ja nie chce mtf/tranzycji/być kobieta
no i pod koniec 2023 miałem oświeecnie - że to jednak jest mozliwe w polsce, że skoro juz mnie ludzie mylili to zasadnioczo juz bylem kobieta społecznie (idk jak to dla was brzmi ale nie skupiajcie sie na tym bo po prostu nie umiem tego najlepiej opisać).
No i teraz biegam już jakis czas przy świecącym słońcu (twarz chronię kremem CERAVE SPF50 nawilżającym dodatkowo skórę żeby się nie spalić i nie zniszczyć cery) moje nogi złapały minimum koloru (chce być piękną bladą koreanką ale ja dosłownie nie nosiłem krótkich spodenek z 10 lat i miałem je tak chorobliwie białe, a dodatkowo widac bylo sporo niedoskonalosci na nich + te czerwone kropki + włoski nawet po goleniu u mnie widać z bliska)
Gole sobie też przedramiona wiem że kobiety tak nie robią tzn nie ma reguły ale nie wszystkie zdecydowanie. Ja golę bo to trwa sekundkę u mnie, a jestem jednak facetem który chce wyglądać jak kobietka no i bez włosów mam delikatne przedramiona, aksamitną skóre (jeszcze nwaet nie zdążyłem wspomnieć że kosmetyki CERAVE mi tak wygładzily cerę twarzy, skórę na nogach i rękach że to jest kosmos jakiś jaka jest miękka i gładka nie wiedzialem że moja skora ma możliwość być aż tak cudna serio nie wiedzialem ze mnie to omija), na przedramionach mam pieprzyków kilka tak z 10 i nie moglem się przyzwyczaić do tego jak wyglądają moje nogi i ręce - że nie są idealnie gładkie jak po filtrez na ig czy cos :D
Ale po pierwsze złapały trochę słonca i nogi i ręce po drugie minęło z miesiac moze 1,5 i przez ten czas się gapiłem na kobiece przedramiona XD (nie jak creeep), jakby ja wiem ze skora nie jest idealnie gładka, ma pory i rozne kropeczki i tak ma kazdy czlowiek, ale musicie zrozumiec nie widywalem skóry na nogach i rękach bo faceci maja wlosy dosc gęste no i po prostu nie wiedzą jak wyglada ich skóra, teraz już przyzwyczaiłem się + nie mam tych kropek czerwonych + skóra jest TURBO gładka dzięki CERAVE
I nosze sobie shorty i wrócilo to uczucie co gdy nosiłem sukienke po domu (nosze na dworze jako spodenki moje) tak jak inne babeczki w to słońce pokazuje moje nogi w shortach króciiutkich i czuje sie tak cudooooooooownie, to prawda moje nogi nadal muszą schudnac ale sam fakt ze nosze sobie damskie ubranie i wygladaja kobieco tak mnie cieszy że mi to poki co starcza i jakos jestem wstanie zaakcpetowac te UDA...
A dodatkowo ćwiczę od 2 tygodni poza bieganiem i mocno mi się wysmukliły te nogi (ręce i brzuch tez) i po prostu mimo tych samych kilogramów widzę super różnice i czuje się świetnie, czasami mijając lustro lub okno perspektywa mi lekko pomoże i wygladają serio czadowo,
jaram sie chodząc na dworze doslownie gapie sie na swoje nogi i stawiam kroki i to mi sprawia radość :D (dziwne? masz problem? - spoko - dla mnie to źródło samej czystej radosci)
To jedne ze spodenek, czarne z lekkim wzorkiem mam jeszcze jasny jins ktore nosilem na dworze z tydzien juz, ciemny jins nienosilem jeszcze (wysoki stan) i takie czarne basic dosc - tam najbardziej widac grubość ud totalnego ulańca krowy prosiaka piggera prosiakusa...
tutaj te jasne jinsy
ogolnie przypomne tylko że w tym poscie nie chodzi o chudosc nóg no bo nie schudlem praktycznie (cos tam spada ale akurat mam tyle kwasu mlekowego i podejrzewam wody w mięśniach że widzę na wadze więcej. Pomimo że wczoraj w ciagu dnia po bieganiu bylo 60,4 to rano dzis zamiast sub 60,0 bylo 62... a nie bingowalem
Otrzymalem juz komplement od fragile na pw i faktycznie to zdjęcie w czarnych spodenkach mi sie w chuj podoba zajebiscie tam wyszly mi te nogi <3
Kurde serio tak sie sobą cieszę mimo tego ile mam kg (zresztą no ja zawsze tylko dla celow estetycznych chcialem schudnąć i nadal chcę po prostu wlasnie np wygladac tak w shortach z kazdej perspektywy caly czas i aż do konca dlugosci uda!
8 notes
·
View notes
Text
Nie wiem co kurwa robić, naprawdę.
Baba od WDŻ-tu zaczęla wywierać na mnie presję, że mam chodzić na jej zajęcia rano, nawet specjalnie godzinę przestawiła kobieta bo i tak powinno być 7.10, ale ja nie chcę (bo jak tak to pon 8-17, gdy inne dni też mam ujebane). Nie wiem, czy iść, czy nie, bo jak nie pokaże się tam, to jest ryzyko mszczenia się przez nią w następnym roku... Bo ona może z nami mieć w 3 klasie historię, ale ja NIE CHCĘ tam chodzić. Niby 1 raz, ale ta baba jest taka, że będzie się albo wypytywać, czemu mnie nie było na następnym (one tak robiła, potrafiła się wypytywać czemu mnie nie było) albo specjalnie pójdzie do wychowawczyni, by mnie znowu zapisała :). Niby moja mama mówi, mój wybór, ale jak powiedziałam nie, to zaczęla mnie wyzywać, że kompletnie jestem leniwa, nie chcę się kurwa dostosowywać do świata i ludzie będą mówić, że jestem dziwakiem z takim podejściem, a no i zeszło że jestem nie empatyczna bo nie pomagam jej w domu :).
Co robić?
#bede lekka jak motylek#bede motylkiem#chude motyle#chudej nocy motylki#jestem motylkiem#lekkie motylki#motyle w brzuchu#motylki blog#tylko dla motylków
6 notes
·
View notes
Text
Szczęśliwam i z naładowanymi bateriami
25 kwietnia 2024
Najpierw lista, żeby nie stracić myśli ulotnych:
Cieszę się, że po prostu pojechałam. Po prostu: potrzebowałam odpoczynku, wszystko goniło na łeb, na szyję, nawarstwiało się (i wciąż się nawarstwia, ale teraz we mnie jest spokój, gdy obserwuję jak te moje plany piętrzą się i chwieją od nadmiaru) i po prostu: pojechałam. Trochę to jak ucieczka? Trochę jak bodziec do odłożenia codzienności na bok i pozwolenie sobie na Tu i Teraz, na obserwację, bez myśli o nadchodzących deadlinach. Oddech i wydech. I wdech. I wydech. I ulga. Taka bardzo potrzebna ulga, pozwolenie sobie na odpoczynek, bo urlop i koniec. Ale jak w mojej głowie zrobiło się miejsce to byłam tak sfrustrowana, tak zirytowana, że przed wyjazdem nie przeczytałam nic o historii Turcji, o kontekście kulturowym i historycznym. Mam jakieś pojęcie o tureckiej kulturze i historii, przez osmozę. Ale miałam - i mam nadal - TYLE PYTAŃ i nikogo, kto by mi na nie satysfakcjonująco odpowiedział (tj. jest masę książek i podcastów, ale trafiłam chyba na tylko takie nudne, skupiające się na liczbach, datach, zamiast na wydarzeniach, niuansach kulturowych itp). xD Ciekawi mnie to wszystko bardzo. Bardzo. Czytałam jak tylko miałam dostęp do neta, ale ciekawości wciąż nie zaspokoiłam.
Bardzo dziwnym jest poczucie, gdy jako dorosła kobieta NAGLE w zwykłej sytuacji społecznej tracisz podmiotowość. Ba! Gdy jesteś jawnie uprzedmiotowiana, a lokalsom nie jest ani trochę wstyd za takie traktowanie drugiego człowieka z którym przecież chcą dobić targu. Bardzo to dziwne. Bardzo przykre. Bardzo wprawiające w osłupienie i zaskoczenie, bo zachodziło w tak bardzo zwykłej sytuacji społecznej w jakiej nigdy wcześniej moja płeć nie miała znaczenia na socjokulturowe aspekty (jak chociażby kupno zgrzewki butelkowanej wody mineralnej w lokalnym markecie spożywczym, przy kasie). Najwyraźniej w tych sytuacjach ścierała się przepaść kulturowych kodów, zwyczajów. Z zaskoczenia i osłupienia nie udało mi się nigdy w czas zareagować. A może zareagowałam we właściwym czasie? Może. Po prostu potem następowała zaskakująca przemoc (np: facet mnie złapał za barki i pchnął na krzesło, gdy chciałam wstać wkurzona, że mnie DOTYKA zacisnął dłoń na moim barku mocniej, przytrzymał mnie na tym krześle i a drugą ręką wcisnął w moje dłonie kubek z herbatą - to co mówił stało w sprzeczności z jego zachowaniem, sama nie wiem czy mnie traktował po "swojemu", czy to moja strefa komfortu nie przystaje do tutejszych zwyczajów, czy właśnie - jak twierdził w tamtej chwili - opatrznie interpretował to co w naszej kulturze oznacza być dżentelmenem? Nie wiem...), albo zupełnie ignorowano to co mówię i jakie mam zdanie na różne tematy - jakbym mówiła do ściany. Dziwne to było. Nie było na tyle przykre by bolało, ale na tyle by czuć, że nie jestem szanowana, że jestem traktowana jak rzecz, mniej niż człowiek. Nawet nim do mnie dochodziło, że te sytuacje mnie wkurzyły, nim rozkminiłam jak się z tym czuję i na ile powinnam postawić na zaopiekowanie własnych granic i uczuć, a na ile z szacunkiem i akceptacją podejść do kultury kraju, który odwiedzam, w głowie miałam wtedy mętlik, ale nim ta gonitwa analiz "co-w-tej-chwili-jest-ważniejszym-aspektem-dla-sytuacji" chwilę byłam w stanie oszołomionego "WTF się tu stanęło?". Dziwne. I zwieńczone (już chyba drugiego dnia pobytu, wieczorem?) podczas kolacji, przy prosecco "Wiesz co? Dziwnie jest stracić tak bardzo podmiotowość..." Na co mój chłopak tylko smutno przytaknął. Też to zauważył.
Węże. Są.
To trochę nudne (i irytujące), ale znowu jestem chora. Ech. Dziś już byłam na kompleksowych badaniach - oby to nie był pasożyt. Ech. Nie piłam tamtejszej wody, ale kąpałam się w morzu, basenie i łaźni. Gdzieś coś złapałam. I jedzenie chociaż było pyszne to nie służyło naszym jelitom... Dłuższa sprawa do opisania.
Hamam. Złoto. Muszę opisać cały proces, bo CUDOWNE doświadczenie (omijając organizację i kwestie kulturowe).
Hotel <3
Koty xD To jest temat na cały artykuł!
Bliskość - najadłam się seksu po cebulki włosów. <3
Przestrzeń w głowie - nowe pomysły!
Tęsknię za pieskiem i doniesienia od rodziców martwią - znowu trzeba będzie pracować z behawiorystką.
Koszmary xD można książki o tych snach napisać!
Paraliżujący strach przed targowaniem się - nie tak sobie wyobrażałam to doświadczenie. Ale to też muszę opisać.
Czułam się jak Indiana Jones. I to było suuuper! Byliśmy jak poszukiwacze zaginionej Arki xD Tylko, że bez Arki, a z rzymskimi łazienkami xD.
Targowanie się. OMG. Aż na samo wspomnienie muszę odetchnąć na uspokojenie. Myślałam, że to będzie fajne przeżycie. Że będę się tym bawić, że znajdę w tym fun, jakiś dreszczyk przyjemnych emocji. Że to będzie jakaś taka furtka do spróbowania namacalnego zaznania lokalnej kultury, tego kulturowego IceBerga! Że to coś w kategorii "język" czy "jedzenie". Ale nie. To nie jestem dla mnie coś tak łatwo przyswajalnego i dającego fun. To cholernie trudna sprawa. I stresująca.
Hebata turecka & kawa turecka. Oczekiwania vs rzeczywistość (spoiler: obydwa inne niż myślałam, a każde bardzo mi odpowiadało <3)
Okazało się, że nie na każdym urlopie trzeba jeździć na quadzie, ani skakać na bunjie. Nawet jak się tak planuje. Czasem po prostu wystarczy spontanicznie zrobić coś z moim chłopakiem. I to prowadzi do kolejnej bardzo ważnej - i bardzo złotej- myśli:...
... otóż wczoraj, w autokarze odwożącym nas na lotnisko, około 4 rano, we względnej ciszy (miarowych oddechach śpiących pasażerów) i z oczami utkwionymi w rozjaśniającej się za oknem ciemności naszła mnie refleksja. Przypomniała mi się analogiczna sytuacja: powrót z wczasów na lotnisko, wczesną porą. Oglądanie brzasku przed autokarowe okna, zapamiętywanie jak wyglądają i pachną gaje oliwne... Wtedy też było super i byłam szczęśliwa, wypoczęta. Ale moje długaśne piesze wędrówki po Korfu były samotne. Nie przeszkadzało mi to wtedy, bo bawiłam się świetnie, tak jak lubię. Było cudownie, jak marzyłam! Zwiedzałam, w cieple. Byłam taka spełniona! Ale tak tęskniłam, żeby kiedyś móc z kimś tak zwiedzać świat. Oj, tak bardzo!
I od razu, skojarzeniem przeniosłam się z tego autokaru w Grecji do sobotniego poranka w Holandii, gdy radosna - tak bardzo podekscytowana! Tak bardzo spełniona! We własnej opinii podpalająca pokłady energii i humoru nie tylko swoje, ale też całego swojego otoczenia, swojego partnera, jak mała elektrownia - pakowałam do plecaka przygotowany wcześniej prowiant, upewniałam się czy klucze wzięte, czy pompka do roweru przypięta, czy mapa schowana w schowku przy kierownicy, czy peleryny przeciwdeszczowe są spakowane. I opowiadałam o tym, jak zaplanowałam nam całodniową wycieczkę po fantastycznych holenderskich trasach rowerowych! Że będą po drodze muzea (w tym techniki!), fajne jedzonko (bo oktoberfest był w pełni), że trasa obok endemicznych roślin! I sery! SERY! I te cholerne "belgijskie frytki" też będą (ja nie lubię majonezu, a mój były chłopak uwielbiał te frytki)! Że według internetów nasza trasa prowadziła przez miejsce w którym turyści w 2015 roku najwyżej oceniali lokalne frytki. Specjalnie dla niego te frytki wciągnęłam na listę... A kiedy ja byłam spakowana, i gotowa, i promieniałam radością, że wreszcie zobaczymy coś niderlandzkiego - a nie tylko te jebane kofiszopy, supermarket, miejsce naszej pracy i osiedle zamieszkałe przez innych pracowników naszej fabryki! Tak bardzo chciałam zwiedzać! - on wtedy ledwo się ubrał i nie miał siły wstać z łóżka. Siedział na skraju ze zmierzwionymi włosami, spuchniętymi oczami i obserwował jak się krzątam po pokoju, jak trajkoczę. A im bardziej ja byłam podekscytowana, tym bardziej on był wkurwiony (wkurzało go moje szczęście - wolał jak byłam przygnębiona i zrezygnowana, mniej okazji do konfrontacji, teraz to widzę). Obserwował mnie, napięcie między nami narastało, ja go początkowo nie czułam (bo w końcu mieliśmy spędzić czas tak jak ja lubię!), aż w końcu wyczuwałam napiętą atmosferę, pytalam go czy coś się stało, a wtedy on pytał "Musimy jechać?". Dodawał, że mu się nie chce. Że jest taki zmęczony. Że wolałby odpocząć w domu. Że na to wszystko potrzeba tyle energii. Oskarżał, że jestem samolubna, że myślę tylko o sobie (tj. to dla niego oznaczało, że planowałam wycieczkę od tygodni... ). Rozmawiałam z nim o faktach, przypominałam jakie były fakty, z kalendarzem analizowałam co i którego dnia robiliśmy. Było mi przykro, chciałam go przecież uwzględnić w planach, chciałam z nim przeżywać tę podróż. Jego szczęście też dla mnie było ważne. Przejęte zapewniałam, że przecież gdyby mi powiedział to bym inaczej to zaplanowała, że wzięłabym to pod uwagę. A on ciśgle z oskarżeniami: "Wszystko robimy pod twoje dyktando! Wszystko musi być tak jak chcesz. Nie Vill, ja się na to nie zgadzam!" (hahaha on mi zarzucał to co robił on sam xD, teraz to widzę). Potem, gdy jednak okazało się, że poprzedni weekend spędziliśmy tak, jak on chciał (on jarał, albo jarał z innymi...), że jeszcze poprzedni też, to nagle argumenty zostawały wytrącone, chwilę miczał i w końcu okazywało się, że to jednak rowery jako środek lokomocji są problemem. Bo mu się nie chce, bo dawno nie ćwiczył itp itd. Więc ja rozpromieniona od razu znajdowałam rozwiązanie: "Nie szkodzi! Możemy podjechać pociągiem i przejść się tu, tu i tam!". To go jeszcze bardziej wkurzało.
I nagle się rozpętywała awantura o to, że jestem taka szczęśliwa podejrzanie! Ciekawe dlaczego!? Co przed nim ukrywam!? To mnie wkurzało, ta sama płyta grana z powodu braku argumentów! Gdy proponowałam, że w takim razie, jeżeli nie ma między nami pola na kompromis, to niech on zostanie, a ja pojadę sama - wtedy było jeszcze gorzej. Wyzwiska, podejrzewanie mnie o zdradę, rzucanie mi, że pewnie wszystko zaplanowałam tak, żeby zamiast niego ze mną jechał ten i inny współlokator (który był dla mnie miły po prostu, a o co typ był zazdrosny). Gdy mu wyjaśniałam, że to absurd, że przecież chciałam jechać z nim! To miał być dzień, który spędzamy razem i to tym razem realizując moje potrzeby i marzenia! Że jak jest tak zazdrosny to niech ruszy tyłek i jedzie ze mną, zamiast robić sceny! Że nawet te frytki znalazłam! Dla niego! Żebyśmy obydwoje z tego mieli fun... No i kończyło się, że odwracał kota ogonem tak, zalewał taką falą przemocy, oskarżając mnie o bycie dziwną, niepasującą (nikt z tych lokalnych znajomych od jarania nie jeździł na wycieczki), robiąc przytyki do moich bolesnych miejsc, niepewności, zarzucając mi złe intencje, że go nie kocham i nie chcę naszego szczęścia. Albo grożąc, albo kpiąc, poniżając. Koniec końców to ja siedziałam w pokoju, na łóżku zalewając się łzami, dławiąc się smutkiem, brakiem zrozumienia, próbując ogarnąć co właściwie poszło nie tak, co źle zrobiłam itp, a on wzdychając z rozczarowaniem - bo to on był we własnym mniemaniu ofiarom moich złych intencji - szedł zajarać, zjeść i spać. A ja płakałam, czułam się cała obolała emocjonalnie, opuchnięta od bólu i płaczu... I szukałam pytań i odpowiedzi, jak naprawić tę sytuację by "był jak przedtem". A jak ex wstawał to znowu jarał z kimś... Ech. A ja zostawałam w pokoju, smutna, zrezygnowana, z poczuciem, że jestem niekochana. Te emocje pamiętam wyraźnie, są bardzo we mnie... To było 9 lat temu, a tyle lat mi się wydawało, że po prostu moje potrzeby są tak bardzo dziwne i inne, i niemożliwe do pojednania z cudzymi, że mogę tylko podróżować sama...
Tym czasem wczoraj, w autokarze na lotnisko, zalana tą falą wspomnień zabarwionych tak różną porcją emocji z ostatnich lat ZAUWAŻYŁAM bardzo świadomie, że mój cudowny chłopak - ten obecny - jest osobą, która ma takie same potrzeby podróżnicze jak ja (no dobra, on jednak wolałby jeszcze opcje bardziej hardcorowe np: picie wody z kałuży i spanie w szałasie pod kołderką z liści splecionych palm czy coś xD; ale na razie to nie jest dla mnie i nie wiem czy kiedykolwiek będzie dla mnie, lubię mieć ściany do snu xD. Jednak nie przeszkadza mi wyobrażenie, by na taki wypad wyrwał się z kuzynem czy kumplem - niech się dobrze bawi!).
Co więcej: podróżowanie z nim jest tak ŁATWE. To Asia mi mówiła, że w związku może być łatwo - nie wiedziałam. Teraz już wiem. I to wzrusza. Piękne to.
Dopiero wracając z wakacji ZAUWAŻYŁAM, że odbyliśmy masę podróży (co mój chłopak już po wylądowaniu w Polsce podsumował z przepraszającym uśmieszkiem "Nie potrafimy wysiedzieć na dupie, co nie?" xD - bo mieliśmy SIEDZIEĆ NA DUPIE, odpocząć za te wszystkie miesiące zapierdolu, naczytać się książek, odespać i odpoczywać od stresu zamiast go sobie dodawać. A ostatecznie codziennie byliśmy na jakiejś przygodzie, bliższej lub dalszej xD heheh, ale z masą miejsca na czytanie, spanie i leżenie na plaży oczywiście). Dotarło do mnie, że względem żadnej z nich nie było między nami spięć. Tak łatwo nam się dogadać. Mamy podobne priorytety: jesteś chory? Boli brzuszek? To walić ten zamek na końcu szlaku, wracamy do hotelu i parzymy herbatkę, zagramy w jakąś grę! Czujesz się na zwiedzenie jeszcze czegoś? To chodź na ruinki, te na pustyni, z 4 km od miasta! I to jest tak naturalne. Tak proste. Ech.
Zauważyłam też, że oddałam mu planowanie. Oczywiście nie zupełnie - nadal to lubię robić i często robię. To początkowo było bardzo dla mnie trudne, budziło masę wątpliwości, bo czułam lęk, że "oddając" obowiązek planowania oddaję również odpowiedzialność za siebie i kontrolę (nad sobą - a tego nie pozwolę sobie stracić ponownie: w Holandii lata temu ostatecznie oddałam ją, a potem latami na terapii ją odzyskiwałam). Oddanie komuś innemu steru w obszarze "planowania podróży" w moim przypadku było aktem olbrzymiego zaufania. Ryzyko wielkie, strach wielki. Ciekawym było się przekonać, że oddanie obszaru planowania podróży nie jest tożsame z oddaniem kontroli nade mną. Tym jaskrawiej widzę, jakie skrajne schematy we mnie wyżłobił poprzedni związek - nie wiedziałam, że oddanie planowania podróży to może być to i nic więcej, a na pewno nic z władzy nade mną! Ech. Jak dalekich i jak raniących blizn nabyłam w poprzednim związku... Teraz to widzę, że ten mój wieloletni ból i gojenie trwało tyle, bo te rany były tak straszne i głębokie. Ech.
No, ale teraz, wracając z Turcji fakt oddania mojemu partnerowi planowania był tak naturalny, bezpieczny i w porządku, że świadomie zdałam sobie z niego sprawę dopiero w autokarze o 4 nad ranem w drodze na lotnisko. Ufam mu. Doceniam, że gdy planuje dzieli się tym planem, dzieli się planowanym budżetem, miejscami, pyta o wskazówki i zaznacza, że będą takie czy inne niespodzianki. To jest takie fajne i komfortowe.
I od razu sobie przypomniałam wtedy: oddaję planowanie, ale to ja na miejscu jestem przewodniczką. xD Bo jestem ciekawską factcheckerką i MUSZĘ przed wyjazdem w jakieś miejsce poczytać o nim (jak wspominałam w przypadku tego wyjazdu nie czytałam - tylko to co przez osmozę, a ja jednak dużo wiem przez osmozę :P lubię historię). Zapytałam nawet podczas jednej z pierwszych wypraw mojego chłopaka czy coś przy okazji planowania czytał o tym miejscu - bo nie chciałam mu odtwarzać audio-Wikipedii jeżeli już to wszystko wie. A on się do mnie uśmiechnął z powątpiewaniem i żachnął się "Nie! A po co? Od tego mam ciebie! To co mi opowiesz o tym... em... kamieniu?". No i opowiadam, z dygresjami, wyobrażamy sobie jak to musiało wyglądać w czasach świetności, rysujemy w powietrzu brakujące budynki, sklepienia... Odkrywamy z użyciem wyobraźni. I humoru I się tym JARAMY! Zadajemy sobie wzajemnie masę pytań, hipotez, a potem w hotelu potwierdzamy info w sieci. I masę przy tym śmiechu!
No.
I się spłakałam w tym autobusie o 4 rano, obserwując jak mój partner śpi na miejscu obok mnie słodko pochrapując...
Jak ŁATWO się przyzwyczaja do takiego dobra, które przecież jeszcze tak niedawno wydawało się zupełnie nieosiągalne!?
To wszystko, cały nasz wyjazd, całe nasze przygody, planowanka, kompromisy, przyszły tak naturalnie i tak zgodnie, tak gładko, że łatwo tego nie zauważyć. Nie ma WIELKICH emocji (tj. tez huśtawki - od niesamowitego szczęścia do niesamowitego bólu jak w moim poprzednim związku). Jest po prostu stabilnie i przez to jest miejsce na to by uwagę kierować na inne sprawy WSPÓLNIE oraz sprawy prywatne każdego z nas. Idziemy w tą podróż - tj. w podróż zwaną życiem, że tak oklepanym frazesem polecę - obok siebie, ale razem, pozwalając sobie na odmienność, na realizowanie wspólnych i osobnych potrzeb, i mamy w sobie wsparcie. I kibicujemy sobie wzajemnie!
I chyba bardziej niż kiedykolwiek wtedy, o tej 4 nad ranem, w kołysanym sennym sapaniem autokarze, poczułam, że jestem cholernie zaszczycona jego - mojego partnera - obecnością w moim życiu. Kocham go. I będę jeszcze bardziej zaszczycona, jeżeli zdecyduje się ze mną zawrzeć związek małżeński/partnerski/jaki tam lepszy dla formalności.
I sobie tak chlipałam ze szczęścia głaszcząc go po zarośniętym policzku, nim wzięłam się za czytanie przewodnika po historycznych ruinach tej części Turcji w której byliśmy.
I to chyba najważniejsze wrażenie po tym urlopie. Na dziś tyle. Zrobiłam dziś już 3 prania, podlałam kwiaty, rozesłałam paczki, pracowałam, sprzątałam... dużo zrobiłam i idę spać. :D Jutro rano lecę na siłkę i po psiecko! <3 Tęsknie za cholernicą.
14 notes
·
View notes
Text
ostatnio przechodze kryzys zwiazany z jedzeniem bo mnie to juz kurwa tak meczy 😭 gdybym wiedziala ze od odchudzania sie w wieku 10 lat przez następne prawie 7 bede sie pierdolic z glodowkami, objadaniem, uposledzonymi jelitami, stresem zwiazanym z jedzeniem i bezustannym psychicznym dyskomfortem to bym nigdy tego nie zrobiła
a najgorsze jest to ze ja sie czuje w tym taka wyalienowana, wszyscy dookoła sie śmieją, spotkają, żartują, angażują w cos, pracują, rozwijają a ja siedze w tym samyn punkcie rozpisujac ile kalorii mam zjeść w następnym tygodniu doskonale wiedzac ze zjebie na dniu numer 3 ale po prostu nie umiejac tego nie robic bo robie to od dziecka i takie funkcjonowanie jest dla mnie "normalne"
zastanawia mnie ile moich obecnych problemow z tego wynika, samokrytycyzm i nienawisc do siebie gdzies tan rozjebal moja samoocene, nie odzywam sie do nikogo bo czuje ze mnie ocenia i postrzegana jak najgorsza, wiecznie jakas spieta i sfrustowana nie mam przyjaciol ani nawet znajomych.
w ogole tez nie mam pojecia jak to jest jesc jak jest sie głodnym oraz to co sie chce, ile sie chce, w jakich godzinach (to moj najwiekszy horror bo kirwa zadne pory mi nie pasuja)
w rezultacie czuje sie bezustannie okropnie psychicznie i mam juz dosyc ale jednoczesnie nic nie umiem z tym zrobic, a jak probuje to konczy sie powrotem do zaburzonych nawykow w tempie ekspresowym, chciałabym byc człowiekiem poza zaburzeniami odżywiania bo mam wrażenie że odpowiadaja one za cale moje życie i choc mnie męczą to są jedynym co znam i zbyt duża czesc mojego zycia sie wokol nich kreci abym kiedykolwiek z tego wyszła
(ale jednoczesnie wizja tego ze jestem dorosla kobieta i dalej wstawiam na tumblr daily podsumowania z "zjedzone" jednoczesnie bezustannie tkwiąc w tej samej wadze bez zadnych zmian w ciele sprawia ze chxe mi sie plakac)
35 notes
·
View notes
Text
★彡[Wᴘɪs Pᴏʀᴀɴɴʏ]彡★
To ostatni z wpisów przed-świątecznych bo jutro od rana jak znam życie, nie będzie można dupy na 5 minut posadzić. Wstawiam go też wcześnie rano bo zaraz cały dzień będę zapierdzielać jak mały samochodzik. Zatem na początek pozwólcie, że zaszczycę was moim pierdo-lamento a dopiero na końcu złożę życzenia 🩷
No generalnie kochani...jest ch*jowo. Przytyłam do 94kg. Bo przez ostatnie dni to wp*erdalałam. A przecież tak dobrze szło, a rozpuściłam się jak bicz dziadowski. Dzisiaj od rana zaczęłam coś na styl f@sta bo w sumie to tylko kilka madarynek zjadłam. Jutro do Wigilii czyli tak do 18:00 dopóki nie usiądziemy też będę f@stować na mandarynkach. Dziwne, bo po tym eksperymencie tylko na chwilę mi obrzydły a teraz znowu wp*erdalam. Na Wigilii planuję zjeść tylko barszcz ale to ze zwględu na to, że to chyba będzie jedyna potrawa, którą serio lubię. Bo moja mama wymyśliła sobie "eksperymenty" i nie będzie 12 potraw tylko 6 max (co jest dobre akurat moim zdaniem) i jak na razie w planach jest: barszcz, ryba, śledź, makowiec, rolada (ciasto w sensie) jarzynowa i pierogi. I generalnie zjadłabym tylko barszcz i pierogi ale mama wymyśliła, że zrobi je inne czyli coś na wzór ciasta francuskiego z farszem grzybowym i głęboko usmażonym. Także no...zjem tylko barszcz (tak, nie lubię jarzynowej przez pewien incydent kiedyś ale to opowiem innym razem). Ukrywać się nie muszę czy kombinować bo well...jestem pełnoletnia i wyjebane mają na moje nawyki żywieniowe i każdy wie, że ja dla siebie gotuję so... Nice.
Przez to żarcie i non-stop binge pogorszyła mi się cera. Tyle syfów mi nawyskakiwało jakbym była przed okresem. Nie wiem jak ja to makijażem przykryję. Dobrze że z chłopem się nie widzę bo wyjeżdża do rodziny na święta, bo chyba by się biedny przestraszył. Zaniedbałam swój kcal tracker ale niedługo i tak zrobię sobie jakiś nowy. O! Możecie zagłosować w ankiecie just for fun - kogo mam do trackera na styczeń 2025 jako motyw przewodni wrzucić (będzie matching z profilowym)
Hugh Jackman:
Leopold:
Wolverine:
Yes I'm a totall Jackman slut im sorry... (not)
No a teraz życzenia!
Kochani moi 🩷 Znamy się już trochę i ja jestem kobieta prosta w słowach i moje życzenia też będą proste: Żeby te święta były spokojne, bo naprawdę spokój cenniejszy jest od złota. Oczywiście aby wam się nie przytyło, a nawet jeśli troszkę to się nie załamujcie bo przecież jeszcze tyle czasu przed wami i szybko to zrzucicie 🩷 Jeśli czekacie na prezent - niech gwiazdka przyniesie wam ten wymarzony. Żeby przy stole nie było rozmowy o polityce, nikt się nie naj*bał w 3 szpadle a ciotka nie zadawała durnych pytań.
Wesołych i Chudych Świąt i jak Najgrubszego portfela w 2025r 🩷
- Miss Hoe Howlett 🩷
(Christmas Jackman)
#chudzinka#gruba szmata#aż do kości#bede lekka jak motylek#bede motylkiem#blogi motylkowe#chce byc lekka jak motylek#chudej nocy motylki#nie chce być gruba#będę lekka#pamiętnik motylka#motylki any#motylek any#motylki#chudego dnia motylki#jeszcze nie motylek#lekkie motylki#chude jest piękne#chce widziec swoje kosci#nie chce jesc#za gruba#gruba swinia#gruba świnia#jestem gruba#jestem ulana#ulana kurwa#ulana szmata#ulana swinia#gąsieniczka
33 notes
·
View notes
Text
25.06 - 5.07.2024
Te dni były kreatywne jak i emocjonalne
Bardzo nawet
Jestem ogólnie pewna że mam nawrót. Może nawet gorszy niż wcześniej.
Bo uroilo mi się nawet że przytyje od swoich leków bo mają pewnie milion kalori
I każdy terapeuta mi gada że jak to dalej pójdzie to szpital,śmierć bo zniknę całkowicie
I że z głodu nie będę w stanie mieć pomysłów myśleć o niczym innym tylko o kaloriach o jedzeniu
Jak to usłyszałam to mój mózg jakby : a pokaże ci że to nieprawda !
I zastanawia mnie fakt że właśnie no nie myślę tylko o anoreksji co mam nawrót
Bo jak rysuje moja głowa się kłębi od miliona pomysłów
I to jeden z nich
Ocean. Kocham oceany
Spontanicznie dość narysowane graficznie więc nie ma jakiegoś konkretnego przekazu
No i moje sny ostatnio to jakiś hit
Śniła mi się ostatnio powieść z wattpada którą zaczęłam pisać kilka lat temu i nie dokończyłam
I sen podsunął mi pomysł
I go zrealizuje
Z terapeutką wtedy w środę oglądaliśmy film gnijąca panna młoda. Trochę mnie striggerował bo kościotrupy itd xd
Ale ogólnie było fajne
Dołączył do nas na zajęcia taki kolega który jest tak głośny i takie teksty seksistowskie do dziewczyn że masakra
On jeszcze bardziej mnie triggeruje. Najbardziej mnie triggerują właśnie tacy ludzie.
I wolałabym słyszeć :
- boże jaka ona odrażająca
-ona wygląda bardziej jak facet niż kobieta
I takie podobne. Bo nie lubię słyszeć że jestem laska,seksowna,czy że każdy za mną się ogląda
Nie chce
W sobotę byłam u przyjaciółki i rozmawiałyśmy
Był też przyjaciel,świetnie się bawiliśmy
Niedziela spokojna ale przyznam że ostatnio mi się nasiliły problemy ze snem
I dziwna jest jedna rzecz. Dlaczego ostatnio pocę się o wiele bardziej niż kiedykolwiek nawet przy najmniejszym wysiłku ?
Nie rozumiem
Miałam ostatnio też wizytę u psychiatry
Wyznaczył mi limit wagowy
Może to i dobrze
Była też ostatnia sesja przed urlopem psychoterapeutki
A we wtorek mieliśmy ze znajomymi ostrą głupawkę. Prawie się udusiłam ze śmiechu 🤣
Tak mi film urwało przez śmiech że nie pamiętam co my odwalaliśmy 🤣
Ale było śmiechu co nie miara i wszyscy co było w sali też nie mogli ze śmiechu
Wszyscy się popłakali ze śmiechu 😂
Po kim to ja mam że umiem rozkręcać takie mocne kabarety ?
A w środę tak się wystraszyłam ile ludzi że zwialam z zajęć
No cóż. Wiem co jestem w stanie znieść a co nie jestem
I nie jestem w stanie znieść ścisku w sali
Więc lepiej uciec
Zaczęłam brać żelazo w płynie i się codziennie śmieję że oficjalnie zostałam wampirem bo dostaje krew do picia 😂
Bo to serio wygląda jak krew do picia !
I wszyscy znajomi się serio nabrali że to krew i ja ją pije 🤣
I ogólnie coraz bardziej mnie dręczy myśl by się pociąć
Mimo że rysuje ćwiczę i wszystko to mam coraz bardziej ochotę się totalnie odizolować i zająć się całkowicie hobby
Nawet myślę żeby odejść z zajęć
Wiem że po części ma to związek z nawrotem anoreksji ale kurcze coraz bardziej mnie męczą kontakty
Wczoraj jak przyszłam na zajęcia od razu chciałam uciec i czas się dłużył jak nigdy. W którymś momencie uciekłam do łazienki i płakałam
I ogólnie teraz czytam książkę a raczej komiks o anorektyczce i jak to czytam to myślę "boże ktoś moją historię opisał czy co"
Tak samo się czuje i czułam jak bohaterka
A szczególnie to :
Przecież ja od dwóch lat tak o sobie myślę
I często mam wrażenie że skoro przytyłam to już wedle innych po problemie anoreksji
A to błąd. Dalej jest i teraz wrocilo
I co najciekawsze. Ta bohaterka książki chce w przyszłości być ilustratorką 🙈
No ja ! Normalnie ja !
Normalnie chyba kupię tą książkę sobie bo to całe moje życie i uczucia
I myśli
Ta książka się nazywa:
Lżejsza od swojego cienia - Katie Green
W ogóle to na zajęciach siedzieliśmy w kręgu oni gadali wszyscy terapeutka usiadła nie wiem czemu koło mnie. Ja nałożyłam słuchawki muzyka na full i rysowałam
I jakim cudem wszystko słyszałam co oni gadają ?
W którymś momencie wyszłam zostawiłam przez przypadek otwartą właśnie na tej stronie która wysłałam
Może podświadomie wolam o pomoc ?
Jestem tylko ciekawa czy terapeutka się zorientowała o co chodzi
Bo inne dwie którym ufam najbardziej wiedzą
A ta nie wie co się tu kroi
Choć zdaję się że wszyscy zauważyli zmianę wagi to coś czuję że jeszcze chwila i ogarnie to i owo
Jak wróciłam do domu to stanęłam przed lustrem i się rozpłakałam
Myślałam że sie potnę.
Bo miałam bardzo silną nienawiść do pewnych części ciała. Skończyło się na nabijaniu siniaków
Ale gdybym nie miała w dodatku myśli samobójczych to bym się powstrzymała
I dziwna kolejna rzecz
Mam wyjątkową okazję by się zabić bo mojej mamy nie ma od wczoraj i nie będzie do sobotniego wieczoru
A zamiast to zrobić moja głowa mówi :
"żeby się zabić musisz jeszcze schudnąć,wtedy będzie ci łatwiej to zrobić teraz nie możesz,za dużo jeszcze ważysz i ci się nie uda"
I to mnie powstrzymuje
Terapeutka mi ostatnio powiedziała że jakby anoreksja mnie chroniła przed samobójstwem
Nie wiem czy to prawda ale po tym co się dzieje ze mną to mam takie wrażenie
To tyle na razie.
Do zobaczenia
Trzymajcie się kochani 💜
7 notes
·
View notes
Text
Cześć
Zajechałam wczoraj na styk czasu pracy (15 godzin) do Czechów na magazyn. Przywitałam się, wyznaczyli mi gdzie mam stanąć by iść spać. Cofałam w miejsce parkingowe jak cienias. Zmęczenie robi swoje. W ogóle jak do nich jechałam to wczoraj na wysokości Bardo (przed Kłodzkiem) była niesamowita burza. Widoczność przez deszcz spadła niemal do zera, wiatr targał mną tak, że ciężko było się utrzymać na drodze a na dodatek drzewa zaczęły gubić gałęzie. Zrobił się korek bo jedno nie wytrzymało naporu i zwaliło się na drogę. Dobrze, że nikomu się nic nie stało. Straż pożarna przyjechała dosyć szybko i zrobili nam ruch wahadłowy podczas, gdy walczyli z konarem na drodze. Jak zajechałam do Duszniki-Zdrój się zatankować to przód Mercedesa miałam cały w gałązkach i liściach. Wyglądało to jakbym skosiła szkółkę leśną xD
Zatankowałam całe 160 litrów bo więcej nie wolno było. Porąbało tych ludzi. Co to jest takie 160 litrów ON dla ciężarówki? No, ale chociaż tyle się udało. Na nie jednej stacji paliw widziałam informację, że nie ma wachy. Powariowali.
Obudził mnie telefon od spedytora. Zadzwonił z zapytaniem jak tam… Srak tam Kutfa. Pół godziny jeszcze mogłam pospać. Zrelacjonowałam jak to wyglądało, wstałam, ubrałam się, podjechałam do biura i się zameldowałam. Po chwili dostałam smsa z numerem rampy gdzie się podstawiłam. W międzyczasie dostałam namiary na kolejną robotę. Robiłam identyczną w zeszłym miesiącu czyli przerzut między magazynowy P&G na relacji Czechy Niemcy.
Zajechałam na parking, zameldowałam się prawie 6h przed wyznaczonym czasem załadunku i zjadłam obiad
Wjechały uszka z barszczem czerwonym. To chyba moja ulubiona wersja barszczu czerwonego. Kocham uszka xd
Posłuchałam trochę audiobooka (9 tom Chy��ki) i zaczęło mnie łamać na spanko. Położyłam się i obudziłam się 3 godziny później bo zadzwoniła moja pani doktor.
Rozmowa jak zwykle była przyjemna. Ta kobieta jest do rany przyłóż. Wiecie do czego doszłam podczas rozmowy? Ja od początku roku jakoś do lipca żyłam w odrealnieniu. W sensie leki mnie wyciszały i byłam trochę jak mumia. Jakby cały ten świat wewnętrzny i zewnętrzny był wytłumiony. W sierpniu dostałam zmianę leków i jak pamiętacie byłam mega szczęśliwa, że działają. Byłam nienaturalnie szczęśliwa i radosna. A gdy ten wybuch endorfin opadł w zeszłym miesiącu czułam się okropnie. Po prostu uczucia i emocje mnie przygniotły. I mogę stwierdzić, że teraz po prostu czuję się normalnie. Może nadal trochę za bardzo się wszystkim przejmuje i dopada mnie smutek, ale to przecież normalny stan rzeczy. Teraz muszę przetrawić wszystko co we mnie zalega, aby nie bolała mnie rzeczywistość.
Po rozmowie pani doktor zdecydowała, że narazie nie zmieniamy nic w lekach choć ma dla mnie alternatywę - taki dodatek, gdyby było naprawdę źle. Wracam do pisania dziennika i wyrzucania myśli, które się we mnie kłębią. Pani doktor zaproponowała bym sobie w czasie jazdy nagrywała to o czym rozmyślam. Powiedziała, że nie muszę tego czytać czy słuchać, ale bym wyrzucała z siebie swoje przemyślenia. Będę tak próbować :)
W czasie rozmowy dostałam smsa z numerem rampy na załadunek. Dokończyłam rozmowę i zajechałam na magazyn. Załadowali mi 24 tony chemii gospodarczej. Ledwo co się da jechać z takim obciążeniem na wzniesieniach. Najpierw pod górkę telepie się 40 na godzinę a z górki? Cóż… 110 lekko, więc już przy 80 km/h zaczynam hamować by się nie rozbujać zbytnio.
Teraz zajechałam na parking i o dziwo za trzecim razem udało się znaleźć miejsce. Fakt faktem na parkingu dla pojazdów tzw Gabarytów, ale wali mnie to. Conajwyżej mnie nad ranem wygonią. Mam przerwę do 8 rano. Wzięłam już leki i idę spać :)
26 notes
·
View notes