#młoda krew
Explore tagged Tumblr posts
Text
25.06 - 5.07.2024
Te dni były kreatywne jak i emocjonalne
Bardzo nawet
Jestem ogólnie pewna że mam nawrót. Może nawet gorszy niż wcześniej.
Bo uroilo mi się nawet że przytyje od swoich leków bo mają pewnie milion kalori
I każdy terapeuta mi gada że jak to dalej pójdzie to szpital,śmierć bo zniknę całkowicie
I że z głodu nie będę w stanie mieć pomysłów myśleć o niczym innym tylko o kaloriach o jedzeniu
Jak to usłyszałam to mój mózg jakby : a pokaże ci że to nieprawda !
I zastanawia mnie fakt że właśnie no nie myślę tylko o anoreksji co mam nawrót
Bo jak rysuje moja głowa się kłębi od miliona pomysłów
I to jeden z nich
Ocean. Kocham oceany
Spontanicznie dość narysowane graficznie więc nie ma jakiegoś konkretnego przekazu
No i moje sny ostatnio to jakiś hit
��niła mi się ostatnio powieść z wattpada którą zaczęłam pisać kilka lat temu i nie dokończyłam
I sen podsunął mi pomysł
I go zrealizuje
Z terapeutką wtedy w środę oglądaliśmy film gnijąca panna młoda. Trochę mnie striggerował bo kościotrupy itd xd
Ale ogólnie było fajne
Dołączył do nas na zajęcia taki kolega który jest tak głośny i takie teksty seksistowskie do dziewczyn że masakra
On jeszcze bardziej mnie triggeruje. Najbardziej mnie triggerują właśnie tacy ludzie.
I wolałabym słyszeć :
- boże jaka ona odrażająca
-ona wygląda bardziej jak facet niż kobieta
I takie podobne. Bo nie lubię słyszeć że jestem laska,seksowna,czy że każdy za mną się ogląda
Nie chce
W sobotę byłam u przyjaciółki i rozmawiałyśmy
Był też przyjaciel,świetnie się bawiliśmy
Niedziela spokojna ale przyznam że ostatnio mi się nasiliły problemy ze snem
I dziwna jest jedna rzecz. Dlaczego ostatnio pocę się o wiele bardziej niż kiedykolwiek nawet przy najmniejszym wysiłku ?
Nie rozumiem
Miałam ostatnio też wizytę u psychiatry
Wyznaczył mi limit wagowy
Może to i dobrze
Była też ostatnia sesja przed urlopem psychoterapeutki
A we wtorek mieliśmy ze znajomymi ostrą głupawkę. Prawie się udusiłam ze śmiechu 🤣
Tak mi film urwało przez śmiech że nie pamiętam co my odwalaliśmy 🤣
Ale było śmiechu co nie miara i wszyscy co było w sali też nie mogli ze śmiechu
Wszyscy się popłakali ze śmiechu 😂
Po kim to ja mam że umiem rozkręcać takie mocne kabarety ?
A w środę tak się wystraszyłam ile ludzi że zwialam z zajęć
No cóż. Wiem co jestem w stanie znieść a co nie jestem
I nie jestem w stanie znieść ścisku w sali
Więc lepiej uciec
Zaczęłam brać żelazo w płynie i się codziennie śmieję że oficjalnie zostałam wampirem bo dostaje krew do picia 😂
Bo to serio wygląda jak krew do picia !
I wszyscy znajomi się serio nabrali że to krew i ja ją pije 🤣
I ogólnie coraz bardziej mnie dręczy myśl by się pociąć
Mimo że rysuje ćwiczę i wszystko to mam coraz bardziej ochotę się totalnie odizolować i zająć się całkowicie hobby
Nawet myślę żeby odejść z zajęć
Wiem że po części ma to związek z nawrotem anoreksji ale kurcze coraz bardziej mnie męczą kontakty
Wczoraj jak przyszłam na zajęcia od razu chciałam uciec i czas się dłużył jak nigdy. W którymś momencie uciekłam do łazienki i płakałam
I ogólnie teraz czytam książkę a raczej komiks o anorektyczce i jak to czytam to myślę "boże ktoś moją historię opisał czy co"
Tak samo się czuje i czułam jak bohaterka
A szczególnie to :
Przecież ja od dwóch lat tak o sobie myślę
I często mam wrażenie że skoro przytyłam to już wedle innych po problemie anoreksji
A to błąd. Dalej jest i teraz wrocilo
I co najciekawsze. Ta bohaterka książki chce w przyszłości być ilustratorką 🙈
No ja ! Normalnie ja !
Normalnie chyba kupię tą książkę sobie bo to całe moje życie i uczucia
I myśli
Ta książka się nazywa:
Lżejsza od swojego cienia - Katie Green
W ogóle to na zajęciach siedzieliśmy w kręgu oni gadali wszyscy terapeutka usiadła nie wiem czemu koło mnie. Ja nałożyłam słuchawki muzyka na full i rysowałam
I jakim cudem wszystko słyszałam co oni gadają ?
W którymś momencie wyszłam zostawiłam przez przypadek otwartą właśnie na tej stronie która wysłałam
Może podświadomie wolam o pomoc ?
Jestem tylko ciekawa czy terapeutka się zorientowała o co chodzi
Bo inne dwie którym ufam najbardziej wiedzą
A ta nie wie co się tu kroi
Choć zdaję się że wszyscy zauważyli zmianę wagi to coś czuję że jeszcze chwila i ogarnie to i owo
Jak wróciłam do domu to stanęłam przed lustrem i się rozpłakałam
Myślałam że sie potnę.
Bo miałam bardzo silną nienawiść do pewnych części ciała. Skończyło się na nabijaniu siniaków
Ale gdybym nie miała w dodatku myśli samobójczych to bym się powstrzymała
I dziwna kolejna rzecz
Mam wyjątkową okazję by się zabić bo mojej mamy nie ma od wczoraj i nie będzie do sobotniego wieczoru
A zamiast to zrobić moja głowa mówi :
"żeby się zabić musisz jeszcze schudnąć,wtedy będzie ci łatwiej to zrobić teraz nie możesz,za dużo jeszcze ważysz i ci się nie uda"
I to mnie powstrzymuje
Terapeutka mi ostatnio powiedziała że jakby anoreksja mnie chroniła przed samobójstwem
Nie wiem czy to prawda ale po tym co się dzieje ze mną to mam takie wrażenie
To tyle na razie.
Do zobaczenia
Trzymajcie się kochani 💜
7 notes
·
View notes
Text
Życie jak zasypywanie dziur...
Po co tam poszła? Nie znała odpowiedzi. Było jednak w jej głowie przekonanie, że jeśli tego nie zrobi to skończy jak jej brat - na gałęzi, w dramacie osób, które zostawi. Po pierwszej i drugiej wizycie wątpliwości nie odpuszczały. Miła, młoda kobieta miała nauczyć ją jeść. Ale przecież to nie działa. Nie mogło zadziałać. Chociaż dopiero po kilku miesiącach miała się o tym boleśnie przekonać. Spotkania co dwa tygodnie miały przynieść ukojenie i normalność. Tak naprawdę swoją walkę zaczyna po 1,5 roku sesji od dnia, gdy trzęsącymi się nogami przekroczyła pierwszy raz próg gabinetu. Blokada w głowie puściła. Pani w rejestracji traktuje ją jak koleżankę a terapeutka stała się bliższa niż własna matka. Właśnie tak miał zacząć się u niej przełom.
O traumie tylko słyszała. Mniej niż więcej. Kojarzona raczej z mediów, podczas jakiś kolejnych tragedii. A to żołnierz wracający z frontu, a to ofiary klęsk żywiołowych, a to przemoc wśród dzieci z rodzin patologicznych. Nie wiedziała, jak szerokie to pojęcie. A zespół stresu pourazowego? Na pewno jakiś wypadek. Szok. Krew. Tragedia. Ale, że ona i to słynne medialne PTSD? Nie. No gdzie. Przecież ona nie mieści się w definicji. Ludzie mają mniej lub bardziej skomplikowane życie. Ale przecież to normalne. Wróciła więc z kolejnej sesji. Wszystko wydawało się nie realne. Pomyślała tylko o jednym. To pokłosie samobójstwa brata. Myliła się. Tak bardzo się myliła. Wkrótce dowiedziała się dlaczego.
Marquez powiedział kiedyś, że: "Życie nie jest tym, co człowiek przeżył, ale tym, co i jak zapamiętał". Jej mózg zapamiętał wiele...
2 notes
·
View notes
Text
Weekend, siedzimy w domu wyjątkowo. Ja dziś u fryzjera byłam, w znanym salonie, ale nowa babka, bo stara na ciążowym. Młoda dziewczyna ale taaaka wolna, takie rozlazłe ruchy miała, że to było dla mnie tortura 😐. Serio i tak nie lubię siedzieć u fryzjera, ale przy takim tempie już kompletna masakra. Momentami zamykałam oczy, żeby nie krzyknąć " kobieto ruchy!!!" Ledwo znioslam te dwie i pół godziny 😀.
Dzieci też odjebaly, wczoraj niechcący stuknęli się głowami, małemu nic, Miki w krzyk ,że mu nosa złamał. Krew nie poszła, ale stracił czucie. No i jest opuchlizna i siniak. No ale liczę, że jak boli trochę mniej niż wczoraj to nie złamany. Zresztą jutro ma być u nas wujek lekarz to niech go obejrzy.
Młody natomiast zjaral sobie plecy na słońcu. Jak byłam u tego fryzjera bawili się na tarasie woda. A ten w samych gatkach. D. Nie dał mu żadnej koszulki, ani kąpielówek , nie mówiąc o filtrze. Bez komentarza. Czerwony jak rak, bo on jasna karnacja, praktycznie nigdy tak na słońce nie wystawiany, nawet n plaży zakryty chodzi. Na razie mówi, że nic nie boli ani nie piecze, ale się okaże w nocy.
Jutro też siedzimy, bo jak pisałam będziemy mieć wizytę w jednej ważnej sprawie.
5 notes
·
View notes
Text
moje szczęście się nie liczy. nigdy się nie liczyło. a ja tkwię w pierdolonej stagnacji, w życiu bez celu i bez trasy i bez uczuć. w pierdolonej pustce, której nie umiem wyrazić żadnymi słowami, nieważne jak bardzo bym się starała i jak bardzo tego chciała. nie muszę być szczęśliwa. nie muszę być doceniana, nie muszę być komplementowana, nie muszę być kochana. jestem, kurwa, uwięziona w tym wszystkim. bez pracy, bez perspektyw. udaje szczęście, udaje uśmiechy. jestem od tego by służyć. by odwoływać swoje szczęście i swoje plany na rzecz wszystkiego innego, bo tak trzeba. a jak jestem chora, źle się czuję i nie mogę czegoś zrobić to jestem leniem. nie mogę się źle czuć. nie mogę mieć jebanej nerwicy lękowej, nie mogę bać się wyjść z łóżka, nie może mnie boleć głowa i nie mogę nie mieć siły pójść do sklepu. nie mam siły żyć, kurwa, a Wy się wkurwiacie bo nie chce mi się odgrzać pierdolonych gołąbków na obiad. a prawda jest taka, że ja nie mogę już patrzeć na tego człowieka. ale nie umiem mu też tego wygarnąć w twarz, jestem zbyt dużą pizdą na to, boję się moich własnych emocji i boję się krzywdzić ludzi. osiem pierdolonych lat. byłam za młoda na tak poważny związek. nie widziałam swoich błędów. teraz widzę wszystko dokładnie, ale jest mi tak ciężko podjąć jakąkolwiek decyzję. boję się zmian chyba wiesz? czuję się jakbym nie zasługiwała w życiu na nic innego niż to, co mam. nie umiem już patrzeć na tego człowieka, nie umiem przy nim spać, ciągle w głowie słyszę tylko wszystkie wyzwiska (nie byłam mu nigdy dłużna, to mój błąd), słyszę wszystkie wypierdalaj stąd, widzę moją krew z nadgarstka kapiącą głośno na podłogę w kuchni, widzę te wszystkie momenty, kiedy to ktoś inny sprawiał, że się uśmiecham. widzę wszystkie “nie, nie chce mi się, nie teraz, po co, taki już jestem, zmień jak Ci się nie podoba”. widzę ten moment, kiedy nie chciałam i mówiłam mu że nie chce, a on i tak mnie wziął. czuje te wszystkie łzy wylane przez te wszystkie lata, przez te kłótnie i sprzeczki. słyszę to “jesteś kurwą”, słyszę i widzę przed oczyma “to zajeb się”. słyszę wieczne stukanie o klawiaturę, widzę inny pokój i wieczne nie chce mi się. więc też mi się w końcu odechciało, czy jestem dlatego złym człowiekiem? czy widzę te dobre rzeczy? kurwa, pewnie że widzę. ale niestety albo i stety one przesłaniają te dobre, są większe i mocniejsze. w mojej głowie trwa jebana wojna. ale nikt mi już nie pomoże, nikt nawet nie będzie chciał i mógł. bo ja nie jestem nikomu potrzebna, nikt nie będzie za mną tęsknił jak mnie zabraknie tak naprawdę. zawsze tak czułam, podświadomie to wiem. jestem nic nieznaczącym kawałkiem mięsa, jestem strutymi płucami, masą tatuaży, jestem moimi bliznami, jestem moim własnym bólem i własnym katem. mogę wiecznie uciekać i udawać, że podoba mi się jak jest, mogę kłamać wszystkich innych ale siebie już nie umiem okłamywać. jest mi źle, kurewsko źle. czy ja naprawdę jestem aż taka egoistką? czy naprawdę jestem taka kurwa? czy naprawdę jestem nikim? po co mi ten świat, i to wszystko, skoro boję się wszystkiego dookoła, i nic tu nie wnoszę? jestem pustą skorupą, która marzy o prawdziwej miłości, może i trochę takiej jak z książki czy filmu. żeby ktoś mnie doceniał. żeby mi mówił że jestem jego, że jestem piękna, że dam sobie radę ze wszystkim co tylko sobie wymyślę. żeby nie deprecjonował mnie na każdym kroku. żebym ja była ważniejsza, chociaż przez chwilę, a nie głupi komputer. żeby mieć życie. żeby cieszyć się z każdej nocy, żeby móc spać kiedy robi się już późno a nie słuchać chrapania na cały regulator i wyć z wkurwienia. teraz, pomimo ludzi, jestem kurewsko samotna. chcę ratunku, ale nie umiem sobie sama pomóc, więc kto mógłby chcieć inny?
jestem jebana skorupa. wegetuję.
nie chce tego więcej.
przepraszam za wszystko, za moje błędy, za to jakim czasami jestem jebanym skurwysynem, i za to, ze pale za soba wszystkie mosty i rozpierdalam wszystko co dobre. nigdy nie chciałam tego, ale jestem autodestrukcją. jestem niczym i wszystkim jednocześnie. jestem pustką, z której leją się łzy. może więc nie jestem taka wypruta?
chuj wie.
nie chce mi się żyć. ba, chce, ale nie tak, ale boję się tego więc nie chcę już tak dłużej.
znowu uporczywie w głowie siedzi mi widok, zapach i dźwięk krwi kapiącej na podłogę. kusi jak chuj.
3 notes
·
View notes
Text
sekcja
Maria zajęła się sekcją zwłok dwóch ludzi. Pierwszą ofiarą była młoda kobieta, która zginęła w dużym cierpieniu przez łodygi krzaka winogron który z niewiadomych przyczyn wyrósł i udusił ją. Jej ciało było zmasakrowane, a Maria dokładnie badała każdą ranę, szukając wskazówek, które pomogą wyjaśnić okoliczności zdarzenia. W trakcie sekcji zebrała próbki tkanek i krwi zauważając ze krew ma barwę fioletowa i ma bardzo słodki smak.
Drugą ofiarą był młodszy mężczyzna, który zmarł obok kobiety. Maria dokładnie badała jego ciało, szukając oznak które mogłyby wyjaśnić przyczyny śmierci jego jak i lisa. Sprawdziła stan jego narządów wewnętrznych.
Podczas pracy Maria wykazywała się dużą precyzją i dokładnością, dbając o to, aby każdy detal był dokładnie udokumentowany,choć nie było to proste przez prymitywne narzędzja. Oprócz tego, wykazywała się empatią i szacunkiem wobec zwłok, traktując każde ciało z godnością i szacunkiem.
Po zakończeniu sekcji, Maria zrobila zdiecia swoim polaroidem by zdokumentować każdy detal.
po wszystkich razem z beatryce zakopali ciala w ogródku.
3 notes
·
View notes
Text
Bambino, na swój sposób
Jestem potomkinią, są we mnie geny, płynie we mnie krew, mam to po. Dziewczynka, Terenia Grażynka, imię Grażynka z Litwy, której mamusia i tatuś rozstają się, w wieku ośmiu lat jest przeflancowana ze znanego miasta Szczecina, podstawówka na Królowej Jadwigi, ognisko muzyczne, Niebuszewo, Lala, dwie małe Greczynki, ciocia, grób cioci, kuzynostwo, do obcej, suchej, przemysłowej Łodzi, 1960. Z Ziem Odzyskanych do centralnej Polski. Wyjeżdża z dziadkiem, to znaczy swoim tatą, z przystankami w Zadusznikach u swojego dziadka, czyli jego taty i jego macochy, przyszywanej babki, babki-macochy, bacochy, powie o niej rządowe dziecko. Siostra dziewczynki jest cztery lata młodsza, zostanie z mamą w Szczecinie, później, w młodości, wyjedzie z mężem do Berlina i tam zostanie, ten sam numer telefonu od lat osiemdziesiątych, migrancka dzielnica Neukölln. Tata dziewczynki pochodzi z Kujaw, ze wsi pod Włocławkiem, jest najstarszym synkiem swoich rodziców, jednym z dwóch synków swoich rodziców, Franio starszy od Kazika. Po śmierci swojej mamy dostaje niedobrą macochę, taki mały, taki delikatny, pożal się Boże chłopak, i nowe, przyrodnie rodzeństwo, dwóch braci, chyba, i siostrę, Staszek, Roma, więcej imion nie pamiętam. Po wojnie dorosły Franio wyjeżdża do Szczecina, nowego pustego miasta do zaludnienia, z pracy w polu do pracy w policji. Kazik, Staszek i inne imiona zostają we wsi. Franio poznaje Franię – kiedy, gdzie, jak, nie wiadomo, może w barze, Bambino to mogła być ich historia. Frania pochodzi z Kresów, ze wsi Kowale koło Wilna, nie wiadomo dokładnie, jak znajduje się w Szczecinie, czy ją wywożą, czy zawierusza się w trakcie wojny gdzieś koło Warszawy. Potem ściągnie do Szczecina swoją siostrę (starszą?), Stasię, która w Wilnie najpierw miała ślub z Lwowiakiem, a w Szczecinie wyszła za Hipolita. Nie wiadomo, czym zajmuje się Frania, co umie, czy chce mieć dzieci, Grażynkę, a później Renatkę, nie wiadomo, czyją córką jest Renatka, czy może sąsiada. Wiadomo, że Frania ma czarne gorejące oczy, może płacze tymi oczami, kiedy młody jeszcze mąż, po trzydziestce, bije ją i córeczki, kiedy wraca z pracy. Grażynka najbardziej kocha ciocię Stasię, lubi kuzynów, Władka (Sieczko-Sieniawski) i Hanię, zwaną Franią, albo odwrotnie – Franię, zwaną Hanią. Władek i Hania zostają w Szczecinie, czy też wyjadą? O przodkach Frani, żony Frania, nic nie wiemy. Chociaż nie, wiemy o długoletnim dziadku Konstantym, który na Grażynkę mówił Zinka. Wiemy, że Grażynka była u dziadka w odwiedzinach, z matką, a więc dziadek, ojciec, tam został, a matka, nie wiadomo. Wiemy, że po powrocie Grażynka po rusku mówiła jak ruska i chciała żeby tata jej kanfiety kupili. Więcej o rodzicach Frani nie wiadomo. Jeszcze chyba że to, że Konstanty miał sady, a w nich jedwabniki, gdzie ten jedwab mógł posyłać. Więcej wiemy o przodkach Frania, rodzicach. Dziewczynka, która rodzi się pewnie gdzieś, kiedyś na przełomie wieków za wielką wodą, za oceanem, w Pensylwanii, a potem wraca, pewnie po pierwszej wojnie, pewnie jako młoda kobieta, na kujawską wieś i żyje jak chłopka. Jak żyła w Ameryce, w jakim języku, w jakiej kulturze, w jakich warunkach i z kim, dlaczego nie została tam i jak jej rodzice znaleźli się tam, nie wiemy nic. Dlaczego wróciła. Renatka też wyjechaa szukać szczęścia w wielkim mieście, w Berlinie. Chłopczyk, Henio, wychował się bez taty, tylko mama i starsza siostra, jak pączek w maśle, jak u Pana Boga za piecem, zero obowiązków, dużo oczekiwań, rozmarzony Henio, przygnieciony tą miłością, któremu aspiracje myliły się z faktami, lata w fotelu, przed telewizorem, w świecie fantazji. Henio wyjedzie z wioski (Urszula, siostra, zostanie) szukać szczęścia w wielkim, przemysłowym mieście Łodzi, tam będzie chodził do technikum (nasz Henio! Do technikum, na włókniarza! matczyna duma). Gdzie mieszka jako sztubak, w internacie, czy ma kolegów, czy tęskni, nic nie wiadomo. Matka, ojciec Henia – wieś, chyba ta sama, ale jak się nazywała... Wieś Urszuli, symptomatycznie – Zgoda. Kowale na Litwie, Kalviai, w gminie Soleczniki, dziś zamieszkane przez 57 ludzi. Najbliższe duże miasto – Wilno, ale jednak bliżej na Białoruś, granica litewsko-białoruska, dzisiejsza, tuż-tuż, wieś leży na cyplu litewskiego lądu, wrzynającego się w białoruskie cielsko. Henia wieś, Strzegocin, w gminie Kutno.
0 notes
Text
w żyłach płynie krew
w głowie płyną myśli
nasze oczy widziały
dużo nienawiści
136 notes
·
View notes
Text
Hyakkimaru x Reader
"Biała Dusza Stuk Puk Ciepło Stuk Puk Życie Stuk Puk"
Praca znajduje się też na Wattpadzie (pod tym samym nickiem). Beta: Dusigrosz
Dodatkowe informacje: 1. Akcja rozgrywa się w 5 odcinku anime. Stąd, pojedyncze słowa zapisane kursywą należą do Hyakkimaru, który w tym etapie akcji jeszcze nie potrafi mówić. 2. Płeć Dororo jest jeszcze dla widza tajemnicą do tego momentu i udało mi się ją tu zachować.
— Dororo-chan, podaj mi to — szepnęła [Reader].
Po czym delikatnie obwiązała głowę Hyakkimaru tkaniną.
Wypatrywała z jego strony jakiegokolwiek ludzkiego odruchu. Jednak orzechowe, martwe oczy utkwiły spojrzenie w jakimś innym punkcie. Być może wpatrywały się w jej duszę, debatując nad tym, jaki przybrała kolor.
— W tej głuszy jest tak cicho, że dostaję ciarek. Tylko co z tego, skoro dla niego to wciąż za głośno?
— Niewiele możemy na razie zrobić.
— Słuch to najbardziej szokujący ze zmysłów, który odzyskał do tej pory. Zatonął w oceanie dźwięku. Musi nauczyć się wybierać z niego tylko to, co chce słyszeć — wtrącił niewidomy staruszek.
Dziewczyna podeszła do mężczyzny, wpatrując się w ciemny, gęsty las dookoła nich. Nie czuła się bezpiecznie. Miała rację. W porę zdążyła się cofnąć w kierunku drzew, bo moment później Hyakkimaru wyczuł potwora.
Ogromny ptak z impetem spadł z nieba, po czym kłapnął dziobem, prawie szlachtując swego przeciwnika w połowie. Ten jednak odrzucił protezy, ukazując dwa śmiertelne ostrza. Był gotowy do walki.
— Dororo-chan! — krzyk wyrwał się z gardła [Reader], dezorientując chłopaka.
Czuła, jak krew w jednym momencie zaczyna szybciej krążyć w jej żyłach.
Z pochyloną głową przebiegła dystans, łapiąc dziecko. Uratowała je od pierzastej bestii.
Dopiero po przeciwnej stronie obozowiska zorientowała się, że wstrzymywała oddech. Huczało jej w głowie i była pewna, że za moment zemdleje, ale w samą porę poczuła, że Dororo ją podtrzymuje.
Czerwona dusza
Zło
Śmierć
Walka trwała. Hyakkimaru, zdezorientowany nagłym odzyskaniem słuchu, radził sobie beznadziejnie. Dostrzec można było jego urywany oddech. W przeciwieństwie do ptaka, który sekunda po sekundzie atakował, nie przejmując się krwią spływającą ze skrzydła. Nim jednak szpony dosięgnęły ofiary, do działania wkroczył staruszek. W kilku zgrabnych, morderczych ruchach zaszlachtował potwora.
Najgorsze było już za nimi, ale przez dłuższy czas ciężko było ukoić zszargane nerwy. Tym bardziej, że chłopak odciął się całkowicie, bardziej niż zwykle. Wzdrygnął się, gdy dziecko podniosło głos, po czym odtrącił rękę mnicha, który zaczął głośno mówić wprost do jego ucha, ale były to jedyne reakcje. Leżał na wznak, z głową owiniętą tkaniną, nie dając żadnych oznak życia poza mruganiem i oddychaniem.
[Reader] nakłoniła Dororo do snu, jednak starszemu mężczyźnie bynajmniej nie było do tego spieszno.
— Zastanawiam się, czemu właściwie z nimi podróżujesz? — spytał wybawca.
— Naprawdę cię to interesuje?
Kiwnął głową.
— Bo nie są jak inni. Szczególnie on.
Była to krótka odpowiedź. Zdawało jej się jednak, że zadowoliła rozmówcę, który przybrał na twarzy dziwny, zamyślony wyraz. Nie miała ochoty kontynuować wymiany zdań. Czuła się niekomfortowo za każdym razem, gdy musiała wyjaśniać innym, jak się czuła.
Czując ciążące powieki, ułożyła się na ziemi i zapadła w sen.
***
— Patrzcie co mam!
Mała dziewczynka radośnie wymachiwała wiankiem z polnych kwiatków.
— [Nazwisko nauczycielki]-sensei pytała mnie dzisiaj, kim chcę zostać w przyszłości. I powiedziałam jej, że jak dorosnę, to chcę być piękną księżniczką i wyjść za przystojnego księcia, i być jak mama, i dobrze rządzić klanem...
Służki zebrane dookoła starego drzewa wiśni uśmiechały się pod nosem na widok następczyni rodu. Biegała ona z rozczochranymi włosami, prawie potykając się o końcówki szaty. Nie można jej było jednak odmówić uroku.
Wtem nastąpiła seria ukłonów — obecnością zaszczyciła je Pani.
— Oczywiście, kochanie. — Matka uniosła dziewczynkę w górę, zyskując w zamian chichot.
***
Młoda nastolatka czuła drzemiącą wściekłość.
— Nie chcę tego ciężaru, nie chcę tego małżeństwa, nie chcę być jak matka, nie chcę tak żyć!
— Milcz! Nie doceniasz, ile ci z ojcem poświęciliśmy.
Widziała łzy w oczach rodzicielki. Nienawidziła jej. Nienawidziła tego, że ona zawsze potrafiła przywołać płacz, przez który wzbierało w niej poczucie winy.
Wiedziała, że nie może więcej protestować. Wykorzystała już wszystkie szanse, jakie miała. Nie została jej ani jedna karta w rękawie.
— To małżeństwo jest korzystne dla obu klanów, a on jest zachwycony twoją urodą...
Rzuciła błagalne spojrzenie, które spotkało się z chłodną odmową — w imię tradycji.
— Rozumiem. — Ukłoniła się.
Wyszła cicho i bezszelestnie, jak na dziedziczkę klanu przystało. Nie mogła zaniechać szacunku należnego rodzicom.
Dopiero w ogrodzie dała upust emocjom.
***
— Nie chcesz skoczyć.
— Słucham? — Odwróciła się.
Zobaczyła dziecko i nienaturalnie nieruchomego chłopaka stojących na skraju lasu.
— Stoisz tu już trochę, więc nie wydaje mi się, żebyś rzeczywiście miała to zrobić.
— Nic o mnie nie wiesz.
— Jesteś tą piękną księżniczką, o której zaręczynach wszyscy mówią, co nie? — Ujrzała wytrzeszczone, ciekawskie oczy.
— Tak, jestem. A mój przyszły narzeczony jest starą, podłą żmiją, która widzi we mnie tylko śliczną lalkę do zabawy i chce mnie wywieźć za granicę, ale to nie mój jedyny problem.
— Wiesz, ludzie mają znacznie gorzej od ciebie. Spójrz na tego tu. — Wskazała palcem dziwnego towarzysza. — Od urodzenia nie miał żadnych części ciała, a za każdą odzyskaną musiał zabić potwora.
— Przestań wywoływać we mnie poczucie winy. Dokładnie to samo robiła moja matka. — Wściekle ruszyła w kierunku krawędzi.
— On widzi dusze. Przyszedł tu za twoją.
— I jak? Podobało mu się wnętrze wyrodnej córki i nieodpowiedzialnej następczyni klanu?
— Nie zaciągnąłby mnie tu, gdyby nie zobaczył w tobie czegoś dobrego.
Tego było już za wiele. Niedoszła samobójczyni upadła na kolana i zdała sobie sprawę, że dziecko ma rację — nie chciała umierać. Zaniosła się rwącym serce szlochem.
— Możesz stąd uciec, wiesz? Świat ma jeszcze wiele rzeczy, których nie widziałaś. Nie warto kończyć zabawy, która jeszcze się nie zaczęła. Jestem Dororo.
Dziewczyna podniosła zapłakaną głowę i po raz ostatni zwróciła ją w stronę domu, po czym ocierając łzy przyjęła wyciągniętą do niej dłoń.
— Od dzisiaj mów mi [Reader].
***
Przebudziła się, z trudem łapiąc powietrze. Czuła lepiące się do spoconej skóry ubrania. Nie był to koszmar, jednak zdecydowanie nie lubiła przypominać sobie przykrych wydarzeń ze swojego krótkiego życia. Jak na jej gust zdarzało się to za często.
Zerknęła w niebo. Do wschodu słońca zostały jeszcze jakieś trzy godziny.
Trawę pokrywała rosa, która moczyła jej odzienie. Letni wiatr wesoło poruszał zielonymi liśćmi. Rześki poranek. Żadnego śladu wojny.
Ociężałym krokiem podeszła do Hyakkimaru i usiadła obok niego. Odgarnęła kosmyki czarnych włosów, przypatrując się jego rysom.
Kim on właściwie dla niej był?
Westchnęła cicho, czując przyspieszone bicie swojego serca.
On nie wiedział, jak wygląda. Nie był jak ludzie dookoła niej całe życie. Nie wielbił jej za pochodzenie ani urodę. Widział tylko jej duszę, w dodatku jako kolorową plamę. Dbał o to, co miała w sercu, nie na zewnątrz. Wierzyła, że pozostanie taki nawet, kiedy odzyska wzrok. Do tego nie oceniał jej na każdym kroku. W końcu czuła się wolna, jak kiedyś w dzieciństwie. Wreszcie mogła zapomnieć kim była i sama decydować o swoim życiu.
Była wdzięczna, że wtedy ją powstrzymał.
Nagle zauważyła, że Hyakkimaru podnosi się do pozycji siedzącej i zdejmuje z uszu wczoraj założoną przepaskę. Przybliżył się do jej klatki piersiowej, co wywołało u niej lekką panikę. Poczuła gorąco wstępujące na policzki. Szybko jednak zorientowała się w sytuacji. Przysunął się z lewej strony. Nie mogła się na niego gniewać. Wręcz przeciwnie, wywołał na jej twarzy delikatny uśmiech.
Położyła sobie jego głowę na kolanach, dając bliski dostęp do nowego, ciekawiącego go dźwięku.
— To bicie serca — szepnęła najciszej jak potrafiła, bojąc się go przestraszyć.
Na ułamek sekundy zwrócił ku niej brązowe oczy, by następnie znów wpatrywać się w miejsce, z którego dochodziło miarowe kołatanie.
Biała Dusza
Stuk Puk
Ciepło
Stuk Puk
Życie
Stuk Puk
24 notes
·
View notes
Text
Mokry dres, młoda krew, ale ponoć nie zabiłem Cię, nie
7 notes
·
View notes
Text
2 lata temu pierwszy raz próbowałam się zabić
Gdy inni cieszą się na mikołajki, ja przypominam sobie ten dzień i to smutne, zdałam sobie dopiero teraz z tego sprawę, że do końca mojego życia, mikołajki będą kojarzyły mi się z bólem, bezsilnością, przerażeniem karetką i szpitalem.
Pamiętam ten dzień. Tygodnia czułam się beznadziejnie i nie widziałam już żadnej alternatywy, chciałam po prostu skończyć to cierpienie.
Gdy teraz myślę o metodzie jaka wybrałam jest mi głupio, byłam wtedy młoda i jakkolwiek to nie zabrzmi niedoświadczona, nie wiedziałam jak wygląda druga strona tego wszystkiego.
Chyba nie jestem w tym dobra, bo po parunastu minutach żałowałam tego co zrobiłam, rozpłakałam się, bo nie chciałam tracić mojego życia, bo pomimo, że było w nim tyle smutku było też trochę dobra.
Myślałam o tym, że nigdy więcej nie pogłaszcze mojego kota, że nie przytulę się do ukochanej osoby, nie posłucham na głośnikach ulubionej piosenki.
Uratował mnie strach przed pominięciem tego wszystkiego, i ciekawość, że może coś jeszcze się zmieni, że może będzie lepiej, że może jutro los się do mnie uśmiechnie.
I myślę, że gdy już powiedziałam komuś co zrobiłam, spadł mi kamień z serca.
Tak bardzo cieszę się, że miałam wtedy tą jedną osobę, której ufałam, która wiedziała o mnie więcej niż rodzice, której mogłam powiedzieć: popełniłam błąd i potrzebuje pomocy.
Później pamiętam zimne powietrze z okna, światła karetki, worek, biały pokój i krew.
I okropny wstyd, smutek, samotność.
Najgorszą noc mojego życia, minę mojego brata i taty gdy odzyskałam przytomność.
Pytania. Pytania. Pytania.
Czy stało się coś konkretnego?
Czemu to zrobiłam?
Czy żałuje?
Na, które nadal nie umiem odpowiedzieć, wiem tyle, że byłam wtedy bardzo bardzo zmęczona tym co dzieje się w mojej głowie, tak bardzo, że pragnęłam jedynie spokoju.
Pamiętam oczekiwanie i próby “naprowadzenia mnie na dobrą drogę”, mowy motywacyjne pielęgniarek o 2 w nocy.
Mówiły: Masz rodzinę, masz nogi, możesz biegać i mówić.
Przekaz był jeden
Jesteś za młoda by cierpieć.
Nie masz prawa chcieć zniknąć.
Nie zasługujesz by tu być, są tutaj osoby, które NAPRAWDĘ cierpią, a nie udają wymyślają sobie.
Pomyśl o dzieciach z rakiem, co one mają powiedzieć? Oddałyby wszystko by być na twoim miejscu.
Żałuję, że nie powiedziałam im żeby się pierd*lili.
Po jakimś czasie zostałam przeniesiona, lekarz z poważną miną oglądał moje ręce i brzuch a w karcie pacjenta zapisał: blizny po samookaleczeniach po lewej stronie brzucha.
W nocy musiałam mieć założony taki monitor tętna. Przeraźliwie pikał gdy chociaż na chwilę zdjęłam go z palca. Wszędzie miałam kroplówki i plątałam się w kablach. Mało co spałam.
Byłam z dziewczyną w pokoju, pytała mnie co tutaj robię i nie wiedziałam co powiedzieć? Że mi nie wyszło?
Ale gdyby nie ona zanudziłabym się na śmierć, co by nie mówić nic się nie działo, więc
patrzyłam godzinami w okno i rysowałam, pisałam teksty o wszystkim, odliczałam minuty do spotkania z rodziną
zdarzało się, że spóźniali się godzinami, a gdy już przyszli robili dobrą minę do złej gry i pytali co było na śniadanie i czy dobrze spałam, nie chciałam o tym rozmawiać, ale z drugiej strony, wiedziałam, że prędzej czy później do tego dojdzie
do pytań o powody
tata gdy przychodził był nieogolony, miał doły pod oczami, nie starał się nawet udawać, że jest źle,
pamiętam jedne z odwiedzin gdy wyszedł na chwilę z pokoju i zostawił na siedzeniu swoją bluzę, przytuliłam się do niej i rozpłakałam, pierwszy raz od tego okropnego wieczoru
przychodził do mnie tak często jak mógł, grał ze mną w statki i przemycał frytki, dopytywał lekarzy o wyjście,
nie miałam telefonu ani słuchawek, bo mogłabym coś sobie zrobić, nie miałam też przyjaciół,
przyznaję brak ostatniej rzeczy bolał najbardziej, kiedy do mojej współlokatorki przychodzili znajomi, siedzieli na łóżku i obgadywali plany na sylwestra odwracałam głowę na drugą stronę,
dziewczyny chciały przyjść, przysyłały listy, po przeczytaniu, których płakałam godzinami, było mi wstyd, tak okropnie wstyd,
ale nie chciałam ich widzieć,
pewnego dnia dziewczyna z mojego pokoju została wypisana, nie miałam już z kim wymieniać się obiadami i narzekać na stare pielęgniarki,
nie było już nikogo kto zapełniłby moją pustkę,
przeniosłam się na łóżku bliżej okna i przesiadywałam na parapecie,
zaczęłam też wychodzić z pokoju i pomagać panią w przygotowywaniu świątecznych ozdób,
chciałam już stamtąd wyjść, ale nie było to takie proste,
musiałam najpierw przejechać do ambulatorium gdzie zdecydują co dalej, to takie przekazywanie odpowiedzialności z rąk do rąk,
bałam się, ale bardziej pragnęłam już wyjścia,
przygotowywałam się na to spotkanie jak na rozmowę kwalifikacyjną,
ale za każdym razem gdy miałam dostać wypis w ostatniej chwili zostawałam jeszcze na dzień,
udało się za 4 razem,
pamiętam drogę do ambulatorium i rozmowę z młodym lekarzem, który jak gdyby nic pytał mnie co planuję robić w życiu,
to był bardzo miły człowiek, ale nie rozumiem jak można pytać osoby po próbie samobójczej gdzie chce iść na studia, ja nie wiedziałam co zjem jutro na śniadanie,
ostatecznie wypuścili mnie do domu, dostałam skierowanie na terapię rodzinną i
wolność a jednocześnie przekleństwo życia,
#sucidial#sucidal thoughts#suicidal#hospital#mental hospital#cutting#dying#depression#depresja#samobójstwo#próba samobójcza#ból#krew#przedawkowanie#przedawkowanie leków#sad#destruction#diary#i hate my brain#i hate it#i hate my body#szpital#szpital psychiatryczny#terapeuta#psychiatra#ambulans#koniec#wspomnienia#rodzina
68 notes
·
View notes
Text
Kol.
Jesteśmy przywiązani doświadczeniem, że cały czas kogoś tracimy. Zwłaszcza najbliższe nam osoby. Niektórzy są ze sobą zżyci bardziej, a niektórzy mniej, jednak emocje podczas straty szargają nasze bezbronne serca i chociaż chcielibyśmy zapomnieć... prędzej czy później wspomnienia wracają jak pieprzony bumerang i dobijają nas dwa razy bardziej.
Wydawało mu się, że tak było w przypadku jego i Lizzie. Nigdy nie można wrócić do normalności po takich doświadczeniach, nigdy. Wspomnienia są jak tatuaż. Na początku bolesne, gdy powstają, a potem można się do nich przyzwyczaić. Najchętniej młody Mikaelson zamknąłby temat, który krzywdził ich obojgu, ale uznał, że skoro miał pole do popisu swoją historią, dziewczyna też powinna odreagować i powiedzieć co leży jej na sercu, choć nie spodziewał się, że powie mu dużo - ten otworzył się na nią i był gotów słuchać. Uparcie słuchać i wesprzeć, co było nietypowe dla pierwotnego, nigdy przecież taki nie był. Zaskakiwał samego siebie.
I w tym o dziwo nie było przysłowionego "drugiego dna". Z jej rodziną miał różne perypetie, lekko mówiąc nie przepadał za nimi, aczkolwiek tym razem próbował być inny, podejść do tematu zdrowo.
‐ Jak można wybaczyć komuś obcemu śmierć swojej matki? Gnębiłbym taką osobę do utraty tchu, chyba, że nie zależało Ci na matce... - Spojrzał na nią spod ramienia i zerknął ponownie na szkło z, którego dosyć szybko znikała znaczna część alkoholu, przy rozmowie zdecydowanie lepiej się piło.
- Powiadasz przetrwanie.. - Prychnął pod nosem i pokręcił głową, a na jego ustach namalował się sarkastyczny uśmieszek. - Co możesz mi powiedzieć o przetrwaniu? Swoje w życiu przeszedłem, zabijałem z zimną krwią ludzi, byleby egzystować, pieprzyć takie przetrwanie. Mówisz to jakbyś sama miała już krew na rękach.
Dopiero po chwili zdał sobie sprawę, że zaczął zadawać jej pytania na, które miał nadzieję, że odpowie. W żadnym wypadku nie miał zamiaru używać perswazji i pokazywać się od tej bardziej podstępnej strony. W ostatnim stuleciu dokonał zbyt wielu zdrad, które wiadomo jak się kończyły. A jednak Mikaelson chciał żyć, nawet gdy jego życie nie było usłane różami, a bardziej kolcami z nich. Wszystko zmieniła jego pierwsza śmierć, nim zmarł śmiał się śmierci prosto w oczy, zaś gdy poczuł jej chłód i mrok na własnym ciele... To było straszne, nigdy więcej tam nie chciał wracać, przy tym nawet nieśmiertelność nie wydawała się być kiepskim pomysłem.
Cholera, było w nim tyle sprzeczności, że sam powoli nie umiał sobie z tym radzić. Z jednej strony chciał z nią rozmawiać, a z drugiej tak bardzo nie lubił opowiadać o swoim życiu, jednak.. trzeba było skończyć temat, kiedy padł. Próbował się tym samym nie rozpraszać. Często choć słuchał, lubił tracić cierpliwość i właśnie zmieniać zdania. Wiedział kiedy wie za dużo, a kiedy też wręcz za mało.
- Złość przy tak potężnej magii bywa bardzo niebezpieczna. Zazwyczaj tak jest, że giną później przez to niewinni ludzie, taka kolej rzeczy, cóż.. chciałabyś umieć nad tym zapanować? Co do rezydencji.. im mniej wiesz tym lepiej. Ocalała, to najważniejsze. - Dodał na sam koniec, przecież nie mógł jej zdradzić, że jego rezydencję chroniła czarna magia i to było w dodatku dosyć potężne zaklęcie z, którym nie było igraszek.
Ale fakt faktem, to wzbudzało zainteresowanie. Za dużo osób o tym wiedziało by tak po prostu można było wymazać wszystkim pamięć.
Magia już taka niestety była. Magia miała swoją cenę i albo dzierżyłeś ją dobrze, albo nie miałeś sobie z nią poradzić. Historia Kol'a z nią jest inna niż z Lizzie, dokładnie wiedział co z nią robić. Magia była darem z, którego korzystał najchętniej. Czerpał z niej przyjemność i zyskiwał przy tym dużo sojuszników, a zarazem mógł tworzyć z niej dużo rzeczy o, których inni mogli tylko pomarzyć. Ach, co to były za czasy... aż żal serce ściska na każdą taką myśl.
Domyślał się, że pomimo różnych wątpliwości blondwłosa istota mogła czuć się dobrze w jego towarzystwie. On zaś czuł jak przez jego ciało przechodzi dreszcz, zaczęła czytać mu z oczu i poniekąd miała rację. Jak mógł pozwolić, żeby dać się tak zdemaskować?! Do tej pory... czujny Mikaelson... sprawił, że ktoś był na tyle uparty, aby odkryć jego ból i to nie chodziło o ten ból, który pokazywał, czy okazywał w różny zły sposób. Nie przewidział tego... Musiał szybko zmienić śpiewkę, nie chciał się denerwować.
- Mylisz się twierdząc, że miłość jeszcze istnieje, poza tym.. miłość to słabość. Jak już raz w nią wejdziesz, nie ma potem odwrotu. Przez całe życie szukałem zrozumienia, czas odpuścić. Jesteś jeszcze młoda i widzisz świat w innych barwach, ale wspomnisz jeszcze moje słowa, a życie nieraz Cię rozczaruje. Przywykłem do obecnego stanu rzeczy, tutaj już nic nie da się zmienić. Nic.
Spuścił posępnie wzrok na ich ręce razem i jeszcze na chwilę wrócił do jej oczu. - Nie potrzebuję współczucia. - Oznajmił bezlitośnie chłodnym tonem głosu, gdy nachylał się nad nią, po chwili jednak stanął na równe nogi i wyprostował się.
Nie wiedział dlaczego zaczął się tak zachowywać, ale nie chciał jej speszyć swoim zachowaniem. Dlatego też polał im kolejną dawkę alkoholu i tym razem dodał jeszcze coś od siebie.. puścił dosyć skoczna muzykę, tak aby grała gdzieś w tle i aby czasami nie przeszkadzała im w rozmowie.
- Zatem, pij i nie przejmuj się ojcem. Jeżeli będziesz miała przez to problemy, zajmę się tym. A teraz... relax, darling. Znów jego ton głosu stał się bardziej łagodniejszy, nastolatka nie powinna teraz myśleć o głupim ojcu tylko dobrze bawić się z Mikaelson'em. Wybacz.. Nie powinienem się w nią wgapiać. Wiesz, znam ją. Sam często takie robiłem. Czuję od Ciebie naprawdę potężną magię. Powiedz mi.. co poza całym tym szajsem, złem jakie magia wyrządziła.. co poza tym umiesz o niej dobrego powiedzieć? Czym ona jest dla Ciebie?
1 note
·
View note
Text
“Are we going to carry on like this or are you going to give him back to me.”
Kenny McCormick x Self-insert fic
ENG: Again polish piece not sure i’ll ever translate, it’s better that lesser people will read this honestly.
licznik słów: 1264 czy z prośby: niep ostrzeżenia: ultra edgy ; wspominki o śmierci postaci ; pojebane aktywności kultystyczne
A/N: Następny vent fic ale z mniejszą ilością goryczy w kierunku innej postaci, nie ma tutaj żadnych kłótni hurrah! Jak zwykle postacie są aged up, wolę wspomnieć żeby nie było pisku ok XD fic nawiązuje do momentu w South Parku gdzie Kennego nie było bo autorzy oficjalnie go zabili na jakiś dłuższy czas.
To był oficjalny koniec, moment gdzie zabrakło go na dłużej niż następny dzień. To był mroczny okres gdzie grupka Stana szukała dla niego zastępstwa, bo on po prostu nie wrócił. Był dosłownie martwy. Chłopaki, tylko przejęci na początku, desperacko szukali zastępstwa na czwartego chłopaka grupy, od Buttersa aż po Tweeka. Nawet starali się załatać tą dziurę nią. ‘Deklem’, dziewczyną z jajami, jak oni. Nie rozumiała wtedy czemu po nich ta śmierć spłynęła jak woda po kaczce.
Wiemy wszyscy że South Park jest pełen gówna, nienormalnych wydarzeń, pitu pitu, jednak jedynie czego ona pragnęła z powrotem to głupich, zboczonych komentarzy Kennego, których nie doceniała dopóki go faktycznie nie zabrakło.
Obojętność chłopaków bolała ją bardziej ni�� cokolwiek innego, przez to nie mogła z nimi siedzieć ani chwili dłużej, szukając desperacko rozwiązania jej problemu. Najpierw zdecydowała się zajrzeć do Gothów za szkołą, mając nadzieję że dzisiaj będą skłonni do pomocy ‘normikowi’. Z opuszczoną głową podeszła i przykucnęła przed palącą grupą, delikatnie się uśmiechając. - Czego tutaj szukasz, normiku? - zaczął oschle Michael. - Potrzebuję waszej pomocy i to jak cholera. Wy byliście w sprawy okultystyczne, nie? - Ano! Co piątek siedzimy i robimy rytuały do mrocznego lorda Cthulhu. - odpowiedział Frikle, najmłodszy z grupy. Farbowana blondynka tylko potaknęła. - Mogłabym się do was dołączyć? Chciałabym się dowiedzieć tego i owego… - O nie, stara, nie ma mowy. Niedoświadczone osoby mogą doprowadzić do tragedii podczas sesji. - mruknął Pete, odgarniając grzywkę do tyłu zamachnięciem głowy. - Chyba rozumiem…? - mruknęła zawiedziona po czym wstała. - Dzięki, tak czy inaczej.
Jeśli nie oni, to trzeba szukać pomocy gdzie indziej - w internecie. Bo, no błagam, gdzie indziej szukać pomocy w South Parku w sprawy paranormalne. Możliwe że Jimbo i Ned by coś wiedzieli, ale zbyt się bała spytać. Po całkiem niedługim researchu wiedziała o której godzinie, w jakich warunkach i w jaki sposób przywołać demona. Mając nadzieję na pomoc od samego Szatana, bo podobnież był widywany przed jej przeprowadzką w South Parku, liczyła na najlepsze największym kosztem. Zadanie było nie lada wyzwaniem - poświęcenie jakiegoś zwierzęcia nie było najprostszą rzeczą z racji że nie miała żadnej farmy pod ręką, króliczka ubić by nie mogła, a duże zwierzę będzie się przecież szarpało. Więc jak ma to zrobić?
Głośno i wyraźnie było powiedziane “poświęcić”, więc niestety już martwe zwierzę nie wchodziło w grę. Czy naprawdę jest gotowa zabić żywe stworzenie by zobaczyć głupi uśmiech tego idiotycznie pięknego blondyna? Bardzo możliwe.
Jak to mawia amerykańskie przysłowie, “Go big or go home”, więc ona poszła totalnie ‘Big’. Przy niewielkim spacerku od South Parka była farma krów, i niestety ale jedna z muciek będzie ofiarą dzisiejszej nocy. Zaplanowała perfekcyjnie kiedy właściciel farmy idzie spać, jak wkraść się do farmy i zaciągnąć jedną z nich do kręgu jaki stworzyła wcześniej. Po zachęceniu krowy do podążenia za nią dała jej jedzenie zmieszane z lekami usypiającymi. Oczywiście usypiającymi do snu, nie do uśpienia zwierzęcia na zawsze, wtedy teoretycznie by ją zabiła, a to nie jest sposób jaki był wymagany. Nie miała pojęcia czy zwierzęcia nie będzie to bolało, ale była pewna że nie narobi chorego ryku żeby obudzić sąsiadów. Poderżnęła gardło zwierzęciu, krew się tryskała na prawo i lewo, a ona zaczęła mieć tysiące wątpliwości. Właśnie zamordowała bogu winne zwierzątko z tęsknoty do przyjaciela. Miała ochotę zwymiotować. Gdy miała ze strachu i obrzydzenia zwrócić swój komunijny rosół, poraził ją po oczach bardzo mocny strumień światła wychodzący z okręgu. Jej “”modlitwy”” zostały wysłuchane, mimo że zastąpiła kozła krową, pojawił się Szatan we własnej osobie w jej pustym garażu. (No, ogólnie pustym, teraz miał na środku rozwaloną, tryskającą z tętnicy szyjnej krowę. Ohydny widok.)
Szatan na początku rozejrzał się jakby rozgniewany po garażu, gdy dziewczyna siedziała na podłodze przy ścianie i patrzyła się w horrorze na pana piekieł. Rogaty widząc przerażenie nastolatki tylko odetchnął ciężko, jakby łapiąc rodzicielskiej cierpliwości. Jakby nie spojrzał, miał przecież syna mniej więcej w jej wieku, powinien wiedzieć jak sobie z tym poradzić. - Czy ty sama mnie nie przywołałaś? Dziewczyno, zabiłaś właśnie krowę, wszystko z tobą dobrze? To pojebane. - spytał z niedowierzaniem, po czym dodał, próbując poukładać sobie sytuację w głowie. - T...tak? - odpowiedziała niepewnie, myśląc że to będą jej ostatnie chwile. - Bardzo bardzo przepraszam o wielki panie piekieł, j-ja po prostu chciałam… - pociągnęła nosem, przecierając oczy. - Chciałam zapytać o mojego przyjaciela. Czy jest jakiś sposób by przywrócić go do życia? - Oh...straciłaś przyjaciela? - przyklęknął przy niej, patrząc na nią zmartwiony. Do czego dzieci przepełnione smutkiem nie są zdolne? - Jak się nazywał? - Kenny...Kenny McCormick. - Kenny...hm. Przyznaję, dawno go nie było w piekle, zastanawiająco dawno. - ...dawno? - No przecież, wy nie pamiętacie. Nieistotne. Chciałbym ci pomóc, kochana, ale losy Kennego nie leżą do końca w moich łapach... - ...nie? - Skarbie, nie wszystko co złe dzieje się przeze mnie, wiesz? Ten stereotyp jest okropnie chujowy i rujnuje mi już poszarpaną reputację. - Prze-przepraszam. - Jest dobrze, nie wiedziałaś. - poklepał ją delikatnie po główce, gdzie na początku wpadła w gorszą panikę przez jego gest, po czym po prostu się uspokoiła, dając mu robić co robi. Nie sprawiał jej żadnego zagrożenia jak na teraz. - Widzę, że jesteś bardzo wiele poświęcić dla swojego przyjaciela. - Nie zdążyłam mu tyle powiedzieć, plus Kenny był zbyt dobrą osobą by tak po prostu umrzeć, nie zasługiwał na to… - Tak jak ja i Bóg zajmujemy się sprawami śmierci, życie Kennego nie leży w rękach ani jednego z nas, moja droga. - ...a kogo? - Cthulhu. To ciężka sprawa, nie dogadywaliśmy się od dłuższego czasu, władza uderzyła mu do głowy… - Och, no żesz kurwa mać! - warknęła poirytowana, łapiąc się za twarz. - Ja tylko chcę znowu zobaczyć Kennego… - Jednakże...możliwe, że będę w stanie ci pomóc. - Naprawdę? - Naprawdę. Posłuchaj uważnie, Cthulhu nie słucha nikogo, absolutnie nikogo, więc możliwe że będzie wymagane użycie siły. Mogę ci użyczyć trochę mocy, a ty podjęłabyś się walki? Jeśli byś nie podołała, mogłabyś nieodwracalnie umrzeć, a przez podjęcie się paktu ze mną wylądowałabyś w piekle, ale mógłbym ci obiecać tam wygodę i brak cierpień? Ten konflikt z Cthulhu mi osobiście też nie leży, wyświadczyłabyś mi ogromną przysługę i mogłabyś odzyskać przyjaciela? Ta decyzja była czymś bardzo ważnym więc pozwoliła sobie poświęcić na to czas, który Szatan pozwolił jej sobie wziąć. Usiadł obok nastolatki i cierpliwie czekał, gdy ta niepewnie potaknęła mu głową w zgodzie. - Zgoda...to będzie trudne, nie jestem typem bohaterki. Jestem szczerze tchórzem. - Będę z tobą szczery, czasami lepiej jest być tchórzem i żyć dłużej, ale widzę że nie masz wiele do stracenia jak tylko spróbować, prawda? Ewentualnie spróbować ruszyć w życiu przed siebie i pogodzić się ze stratą. A najgorszym było dla niej właśnie pogodzenie się z taką stratą w postaci Kennego. Ma opcję pomocy mu, nie ma opcji że ją tak po prostu puści.Wystawiła dłoń na jej uścisk z samym królem piekła, gdzie ten z zawodem w sobie ją uścisnął. Ta mała dłoń była bolesna dla niego do trzymania, gdyż tak młoda osoba powinna martwić się o oceny w szkole a nie o to czy przeżyje walkę z innym mrocznym panem. W zamian za pomoc Szatan zgodził się posprzątać ten garażowy syf, po czym pomóc jej się trochę wyćwiczyć przed wyruszeniem.
Cóż, tutaj będzie miała materiał do opowieści żeby wetrzeć go w twarz Gothom. Jebać was, nonkonformiści, i czyja racja?!
Dostała również od jej nowego sojusznika i przy okazji zleceniodawcy potrzebne jej pieniądze na podróż do innego stanu Ameryki, gdzie przy oceanie, po ultra długiej podróży, mogła przywołać Cthulhu na świat ludzki ponownie by go zgładzić. Gdy ogromna bestia się pojawiła, wzniosła miecz ku niebu, kuty z męczeństwa i żalu najmroczniejszych dusz w płomieniach piekielnych, krzycząc drżącym, ale pewnym tonem:
“Zamierzamy dalej się pierdolić w tańcu, czy mógłbyś mi go już oddać?!”
“Mroczny pan” Cthulhu nie zamierzał chyba po prostu pójść jej na rękę.
5 notes
·
View notes
Text
Obejrzyj film „MYSZA PK & ROBSON PRO - MŁODA KREW (PROD. WOWO)” w YouTube
youtube
0 notes
Text
Młoda krew płynie w moich żyłach to amfetamina
16 notes
·
View notes