#dania na imprezę
Explore tagged Tumblr posts
Text
Nie pisałam parę dni i za tym teskniłam )));
Miałam tę super imprezę z okazji Dziadów (nie halloween, my z dziewczynami kochamy "Dziady" Mickiewicza więc to stąd się wzięło)
Musiałam dojść do siebie if you know what I mean xD ale człowiek potrzebuje od czasu do takiego katharsis. Rozmowy do wpół do 4, śmiech, czasem poważne tematy. Było super
Ja miałam stylówę na nowoczesną czarownicę którą de facto jestem 🤣 miałam też takie dwa warkoczyki we włosach, ale nie widać na zdjęciu i mocny makijaż. I bluzka z kryształem górskim. Przyniosłam nawet karty, ale ja ogólnie nie znam wszystkim znaczeń i wpisuję w Google xD czekam w bibliotece jak zwolni się taka dobra książka o tarocie
Ostatnie bardzo aesthetic dania xD ja wiem, kanapki z szynką i musztardą albo kotlecior z chlebem nie są strasznie dietetyczne, ale nie chcę udawać, że jestem idealna, takie rzeczy też są w mojej diecie i to normalne.
Na górze owsianka z mango, czekoladą 85% i śliwkami. Wyglądają dziwnie bo są mrożone, ale naprawdę dobre xd
Uwielbiam siedzieć w bibliotece i czytać Charaktery. To tak zajebista gazeta psychologiczna, że zaczynam myśleć o prenumeracie, no boskie to jest. Ja interesuję się ogólnie takimi rzeczami
Tu każdy temat jest cudowny i mnie interesuje
Ogólnie dużo w szkole się dzieje, w sumie to jak zwykle, więc nie będę opisywać 🥲😅 kurde, zazdroszczę tym ludziom na YT, którzy pokazują swoje życie, swoje dania, nie wiem, oni nie pracują, że mają tyle czasu? Kurde, chciałabym mieć czas na takie śniadania, medytacje, rozwoj duchowy i ćwiczenia.
A propos witchcraftu to dzisiaj pełnia w Byku. I czerwony Księżyc itp. czyli robię wodę księżycową, oczyszczam i ładuję kamienie. Ale dopiero potem jak pouczę się na sprawdzian z polskiego 🙃. Powinnam przed tym pomedytować też bo jakaś podkurwiona jestem xd.
Ogólnie mam duży problem z typiarą, która wkurza mnie całe liceum xd. Nie wiem, czy ona jest jakimś moim psychologicznym cieniem, czy co. No nie znoszę jej. nie przesadzam, ona zachowuje się jakby nie znała podstawowych zasad społeczeństwa, ciągle chce ze mną rywalizować i jest taka offended, szuka kłótni i w ogóle. Ja ogólnie nie jestem zawistną osobą ale to ta JEDNA osoba, której nie znoszę i chciałabym żeby znikła z mojego życia. Serio. Kwestia też jest taka, że ona ma duże problemy z rodzicami itp., i nie powinnam się przejmować rywalizacją i jej obsesyjnością, tylko pomyśleć sobie "biedne dziecko, ktore ciągle chce coś udowodnić wszystkim" i jej raczej współczuć a nie czuć nienawiści. No kurwa nie daję sobie z tym rady, przyznaję się xD jestem oczytaną osobą z psychologią i takimi sprawami, potrafię rozmawiać z ludźmi, wiem jakie są zasady dobrostanu, ale ta typiara działa na mnie jak płachta na byka.
Sorry, ja wiem że to bardziej toxic niż aesthetic ale to byla potrzeba serca. To tak jak technika ekspresyjna czy coś, że prowadzi się dziennik, w którym pisze się wszystko xD
#aesthetic#życie#śniadanie#breakfast#morning#party#problemy#witch core#witch#tarot#tarot cards#witchy vibes#witchcraft#easy dishes#weight lose easy#mental health#health#menthalhealth#school
16 notes
·
View notes
Text
Restauracja Oaza - kameralne miejsce na chrzciny i komunie w Poznaniu
Restauracja Oaza to miejsce kultowe. Powstała w 1963 r. jako luksusowe miejsce spotkań i zabaw Poznaniaków. W 2006 roku przeprowadzono kapitalny remont, który całkowicie zmienił oblicze restauracji. A co najważniejsze, również funkcjonowaniu OAZY nadano nowy charakter.
Restaurację Oaza wyróżnia piękne i dogodne położenie nad samym Jeziorem Strzeszyńskim w otoczeniu lasu i terenów spacerowych. Dwie niezależne sale Oazy i Klubu to wnętrza łączące nowoczesność z ciepłą, przytulną atmosferą. Latem na gości czekają wielkie, ukwiecone tarasy z nieporównywalnym widokiem na jezioro.
Oaza to także dobre jedzenie: dobrze skomponowane i różnorodne menu oferuje dania przygotowywane bez kulinarnych polepszaczy, barwników, konserwantów. Mamy własną wędzarnię, sami robimy świetne nalewki, pikle, konfitury. A na każdą niedzielę szef kuchni przygotowuje nowe dania, Stół Oazy i rodzinne promocje.
Wielką zaletą naszej restauracji jest też bogaty program imprez i atrakcji, z którego można skorzystać i w samej OAZIE i na terenie Ośrodka. Tutaj odbywa się ENTER Music Festival, działa Galeria Sztuki Współczesnej z bogatym programem warsztatów, na dzieci czeka plac zabaw, na wszystkich – rekreacja. Można tez u nas popracować: Oaza i teren wokół to strefa WF.
Restauracja Oaza to miejsce urokliwe i idealne na: rodzinny obiad, wesele, I Komunię, imprezę firmową, konferencję.
https://chrzcinyikomunie.pl/restauracje/restauracja-oaza
#chrzciny#komunie#przyjeciaokolicznosciowe#przyjeciarodzinne#chrzcinypoznan#komuniapoznan#kameralnakomunia#kameralnechrzciny
0 notes
Text
Omegaverse - Josh
Relacje Maddy z teściową były skomplikowane. Łagodnie ujmując. Mając jedyne dziecko matka zawsze chciała dla niego jak najlepiej, co niekoniecznie zgrywało się z jak najlepiej jej dziecka. Thomas pomimo bycia ukochanym syneczkiem miał inne spojrzenie na pewne rzeczy. Biznesowy instynkt zabójcy, seksowne ciało i majątek czyniły z niego matrymonialnie dobry kąsek wśród wyższych sfer. Dla niższych był niczym książę z bajki. Maddy mogła zajmować wysokie stanowiska, być zawodową żyletą i nigdy nie sięgnąć poziomu Cavillów. Nawet wygrana w totka nie dałaby jej społecznego uznania. Lunchów z kongresmenami, balów z burmistrzami czy ceremonii ślubu w Ogrodzie Elżbietańskim tylko po to, aby przenieść imprezę do pobliskiego hotelu, bo zamek nie pomieści ponad 500 osób. Tak naprawę podczas tej imprezy jeśli Thomas i Maddy zatańczą ze sobą więcej niż dwa razy, odnotują swój prywatny sukces.
Zrozumiałe więc było, że pani Cavill chciała dla swojego dziecka jak najlepiej. Prawdziwej miłości, osoby na jego poziomie i omegi dla dania mu tego, czego Thomas chciał – dzieci. Ten zamiast tego wybrał recesywną alfę, z wizją zbudowania kariery zawodowej nie rodziny w najbliższym czasie.
Josh starał się spojrzeć na to z dwóch stron, jednocześnie cieszą się, że jego te problemy nie dotyczyły. Nie chciałby wybierać między swoją mamą, a miłością życia. Pomiędzy nim i Mattem też wiele rzeczy było łatwiejszych, jak sama więź. Nawet jeśli Evans nie czuł jej tak mocno przez swój recesywny status, tak przez Josha przemawiała ona bardzo mocno. Wiedział kogo i jak chciał. Teraz go miał. Thomas i Maddy za to nigdy nie poczują tego w każdej komórce swojego ciała. Tej bezgranicznej przynależności.
- Sytuacja jest skomplikowana – przyznał, przełykając makaron. Był jeszcze odrobinę zgrzany po ich seksie. – Nie wiem czy Maddy podkulająca ogon to bardziej wchodzenie w łaski dla swojej korzyści czy próba dopasowania się i respektowania mamy Thomasa. Cholera. Nawet mnie to myli, a znam ją trochę.
Maddy była lojalna i czasami zbyt szczera. Przez to cała ta farsa kłóciła się mocno z jej charakterem, przeszkadzała w obiorze prawdziwej jej i szczerych uczuć do Thomasa. Jak dobrze by nie chciała, czasem naginanie siebie było najgorszą rzeczą, jaką można było zrobić.
- Dobrze, że my znamy swoich rodziców. Od dawna jesteśmy w pakiecie. Czy któraś strona to lubi, czy nie, idziemy razem – sięgnął do jego stopy, przesuwając palcami po jego kostce. – Myślisz, że twoi rodzice się ucieszą na nas? Lubią mnie już teraz, chociaż od mojej przemiany wydają się bardziej sztywniejsi, jakbym to ja miał tutaj jakąkolwiek władzę – wywrócił oczami, jasno sugerując kto ją miał w tym związku. Matt go nie chciał, to Josha nie było w planach, kiedy zechciał, ten chętnie wykorzystał możliwość. Wszyscy gadali o tym jak to alfy rządziły światem, polityką, gospodarką, rozdając wszelkie karty. Nikt za to nie mówił o władzy jaką omega miała nad alfą, szczególnie zakochanym.
0 notes
Photo
TOP 3 industrialne sale weselne na Śląsku Cześć kochani! Dzisiaj środa, więc tak jak zapowiadałam, będą z poradami dla Was! Dzisiaj na temat wzięłam sobie akurat sale weselne, dlatego post jest skierowany do par, które poszukują jeszcze swojej wymarzonej sali, a jeśli chcą je zorganizować w industrialnym stylu to mam dzisiaj właśnie coś dla Was! Przed Wami moje 3 ulubione sale w stylu industrialnym, gdzie można zorganizować swoje przyjęcie weselne jak i ceremonię zaślubin :) 1. Szyb Bończyk - Mysłowice - sala została stworzona z budynku nieistniejącej już kopalni Mysłowice. Cudowne wnętrza z czerwoną cegłą i dużymi oknami, 2 sale bankietowe + podziemna sala koncertowa, jedzonko naprawdę TOP - tradycyjne śląskie dania w nowoczesnej odsłonie. Z ręką na sercu mogę polecić tą salę weselną 2. Szyb Maciej - Zabrze - no i tutaj przechodzimy do sali, w której sama wzięłam ślub jak i zorganizowałam imprezę weselną! Dlatego też do tej sali mam ogromny sentyment, dowiedziałam się też jak to wygląda od tej strony wewnętrznej. Współpraca z panią manager czy obsługą na najwyższym poziomie. Jedzonko takie, że mogłabym jeść, jeść i nie widziałabym końca. Na terenie całego obiektu można stworzyć przepiękne zdjęcia. Sala znajduje się na poziomie 9,60 co sprawia, że z okna jest naprawdę super widoczek! No i można wyjść rzeczywiście na samą górę szybu i zrobić piękne zdjęcia! 3. Impresja - Zabrze - sala, która ma naprawdę wiele możliwości, ma piętro, gdzie również mogą siedzieć goście i obserwować z góry co dzieje się na dole,dekoratorki czy florystki mają tam ogromne pole do popisu. Sala sama w sobie jest w takim dosyć surowym stylu, ale wystarczy naprawdę kilka dekoracji i od razu zmienia się jej cały charakter. Takim sposobem, dzisiaj wyszedł bardzo obszerny post, ale myślę, że może kogoś natchnęłam do tego, żeby zobaczyć również takie niestandardowe sale weselne, które mają w sobie to coś! <3 Oczywiście zdjęcia w Szybie Maciej wykonała niezastąpiona @agatakarkutphotography a w Impresji focila moja @pa3linka a Szyb Bończyk - @capturedsoulmates ❤️ #fotografkatowice #saleweselne #industrialdesign #industrialnasala #sztukafotografii (w: Śląskie) https://www.instagram.com/p/CZeMncVKyCn/?utm_medium=tumblr
2 notes
·
View notes
Text
Piknik Prawicy czyli udana misja sekty.
W ostatnich dniach (14-15 grudnia) w Lądku Zdroju odbył się IX Nadzwyczajny (bo zimowy) Piknik Prawicy, którego głównym organizatorem jest pan Roman Łambucki. Wzięli w nim udział goście, którzy mieszczą się w bardzo szeroko rozumianej konwencji prawicy a dodatkowo... członkowie sekty Pawła Chojeckiego z Lublina.
Piknik ten jest cykliczną imprezą organizowaną już od kilku dobrych lat. Przewijali się przez niego publicyści, politycy czy działacze związani z szeroko pojmowanym obozem prawicy, od narodowców po konserwatywnych liberałów. W tym roku, w roli prelegentów zaproszeni zostali m.in. Robert Bąkiewicz, szef Stowarzyszenia Marsz Niepodległości, Dobromir Sośnierz i Krzysztof Tuduj będący posłami Konfederacji... oraz prezes Ruchu Obywatelskiego Miłośników Broni (ROMB) Andrzej Turczyn oraz niejaki Michał Fałek, który przedstawiał się tam jako prezes partii Ruch 11 Listopada, która już kilka miesięcy temu wykreślona została z rejestru partii politycznych w związku z niedostarczeniem do Państwowej Komisji Wyborczej odpowiednich dokumentów odnośnie finansowania owej partii. Przypomnijmy czym jest Ruch 11 Listopada.
Zatrudniony w roli poster-boya czyli wabika do sekty Chojeckiego Marian Kowalski, z dnia na dzień coraz bardziej chciał uchodzić za lidera politycznego. Idąc za zachętami widzów IPP TV, którym codziennie wpierano, iż jedynie członkowie lub współpracownicy tej sekty mogą przyczynić się do realnych mian ustrojowych w Polsce, stworzono partię-wydmuszkę mającą na celu zaspokojenie ambicji Kowalskiego, który koniecznie chciał czemuś "prezesować". Kowalski, w środowisku KNP/IPP cieszył się szczególnym statusem. Nie tylko otrzymywał od nich 15-18 tysięcy zł miesięcznie, ale był otoczony także opieką i troską mającą zapewnić mu poczucie bycia kimś ważnym. Gdy zażądał partii, stworzono mu ją. Od początku projekt ten był fasadą, która z jednej strony zaspokajała ambicje Mariana a z drugiej pokazywała wyznawcom sekty, że ta rozwija się, także na płaszczyźnie politycznej. Fanatyczni wyznawcy rzucili się do kupowania gadżetów, flag i plakatów z logo partii, na własną rękę tworzyli jej reklamy, by następnie, oszukani wizją startu w wyborach, pokornie przyjąć ich bojkot i zacząć narzekanie na sstem i „agenturę”, którą im to uniemożliwiła.
Z początkami Ruchu 11 Listopada wiążą się problemy z rejestracją partii i statutowymi nieprawidłowościami (statut sporządzał mecenas Andrzej Turczyn, nadal podający się za jej wiceprezesa). Odrzucany kilkukrotnie wniosek o rejestrację został przedstawiony w myśl stałej linii spiskowej lubelskiej sekty.
W tym miejscu należy przypomnieć, że Marian Kowalski kilkukrotnie kłamał, że partia została zarejestrowana a dokumenty potwierdzające to, ma w posiadaniu. Jednak nigdy ich nie pokazał, podobnie jak wyroku sądu, który rzekomo oddalił wobec niego zarzuty o pobicie w lubelskim klubie Grafitti.
Pan Łambucki oraz niektórzy prelegenci zostali poinformowani o tym, że przy okazji imprezy reklamować się będzie niebezpieczna sekta, kryjąca się za fasadą nieistniejącej partii. Z udziału w imprezie zrezygnował Robert Bąkiewicz, natomiast Dobromir Sośnierz nie widział nic złego we wspólnych występach z członkami antypolskiej grupy argumentując to swoimi libertariańskimi poglądami. Pan Roman Łambucki, jak się okazuje, jest nie tylko działaczem dolnośląskich struktur Konfederacji ale także kolegą i zagorzałym sympatykiem sekty Pawła Chojeckiego.
Nie są dostępne jeszcze pełne zapisy przemówień Fałka i Turczyna, jednak w kolejnych programach uchylili oni rąbka tajemnicy odnośnie ich przekazu oraz potwierdzili to, że sekta wykorzystała tę imprezę jako sposobność uwiarygodnienia się w oczach swoich wyznawców oraz kolejnych ludzi, którzy mogą się na nią nabrać. Wszyscy obserwatorzy sekty doskonale wiedzieli jak zostanie przedstawione to spotkanie, jakie korzyści wyniesie z niego sekta, robiąc przy okazji „wiochę” pozostałym środowiskom biorącym w niej udział. W efekcie tego spotkania sekta dysponuje nagraniami i zdjęciami baneru swojej, podkreślmy to, nieistniejącej partii, obok banerów Konfederacji czy Ruchu Narodowego, dwóch formacji, które są codziennie opluwane w programach Idź Pod Prąd. Udział w Pikniku był prawdziwym prezentem dla sekty w obliczu zbliżającego się procesu sądowego, ponieważ zostanie wykorzystany jako element obrony przed zarzutami o sianie nienawiści.
„Prezes” Fałek w kolejnych programach przyznał, że ich wizyta w Lądku Zdroju była elementem ich kampanii promocyjnej, pod fasadą zwykłego dialogu między środowiskami prawicowymi. Od początku określali oni jego wyjazd tam jako „misję ewangelizacyjną”.
Po powrocie Fałka z „misji” sekciarze nakręcili cały poświecony temu program, w którym potwierdzili wszystkie przypuszczenia obserwatorów tej szkodliwej grupy. Poza wykorzystaniem tego w celu reklamowania się jako jedno z wielu środowisk na polskiej prawicy, wykorzystali to w swojej kampanii stawiania się w roli ofiar. Fałek w rozmowach z posłami Konfederacji domagał się aby ci, złożyli interpelację w sprawie „ataków na tle religijnym”. Chodzi o szemrane akcje sekty mające „odwrócić kota ogonem”. Samych zgromadzonych i ich idee określono mianem ruskiej agentury, Chojecki mówił o nich wprost „towarzysze”. Podkreślono niechęć polskiej prawicy do bezwarunkowego wspierania Stanów Zjednoczonych oraz Izraela.
Fałek wyjaśnił zebranym czego się domagają, co jest warunkiem jakiejkolwiek „współpracy” (czyli zdobycia poparcia nieistniejącej partii złożonej z fanatyków religijnych). Po pierwsze: „rozsądku w kwestii geopolitycznej”, co oznacza bezwarunkowe poparcie dla działań USA na świecie i w Polsce, poparcia wszelkich działań Izraela czy to w Palestynie czy wobec Polski. Po drugie… „do dania nam wolności, protestantom, do naszej wiary, naszych poglądów, krytyki was i waszej hierarchii jeśli jest rzeczywiście za co krytykować, a tego nie ma”. Jednym słowem, bezczelny sekciarz domagał się prawa do bluzgania Polaków i katolików, bo narracja sekty nie ma nic wspólnego w konstruktywną krytyką hierarchii kościelnej a jest wulgarnym, menelskim atakiem na samą religię, jej obrzędy, tradycje i wyznawców, którzy są lżeni przez nich codziennie. Jeśli w ten sposób pojmuje wolność pan Sośnierz, to IPP TV na pewno chętnie kiedyś go ugości.
Przy okazji imprezy, metodą manipulacji oraz wykrzywiania faktów, przedstawiono obraz sekty jako ofiar prześladowań religijnych, szukając wśród zgromadzonych przyznania im racji. Pozostałe środowiska biorące udział w Pikniku zostały jednoznacznie określone mianem środowisk zaprzedanych (Rosji czy komuś tam), bezideowych, którym nie zależy na autentycznej działalności. Na ich tle przedstawiciele sekty mieli rozreklamować swoją organizację jako perełkę w tym gronie i tak konsekwentnie postępowali. W programach IPP spotkanie w Lądku Zdroju wykorzystane zostało jako legitymizacja agresywnych poczynań sekty i przedstawienie jej w roli jedynego w Polsce środowiska autentycznie patriotycznego. Przekaz ten trafił oczywiście do fanatycznych wyznawców sekty, jednak będzie przez nich wykorzystywany także w innych sprawach. Takie zagrywki ze strony IPP nie są niczym nowym. Wykorzystując niewiedzę i niezorientowanie udało im się zaprosić do swojego studia wiele znanych osób np. Wojciecha Sumlińskiego, którego następnie okrzyknięto, a jakże, ruskim agentem.
Jak wynika z relacji Andrzeja Turczyna, Fałek wspominał o najnowszym projekcie / przekręcie Chojeckiego czyli tzw. Lubelskim Uniwersytecie Biblijnym, na który już rozpoczął zmasowaną zbiórkę pieniędzy.
Jeśli chodzi o pana Turczyna to miał on tam wykład pt. „Kultura posiadania broni”. Jak wygląda ona w jego wydaniu obrazuje zdjęcie powyżej. Turczyn, będący fanatycznym wyznawcą sekty Chojeckiego a zarazem prezesem Ruchu Obywatelskiego Miłośników Broni (ROMB), jest osobą nagminnie kompromitującą polskie środowisko strzeleckie a jednocześnie pokazywaną w mediach głównego nurtu jako twarz tego środowiska. Wiele jego występów w IPP sprawiało wrażenie, że występował on pod wpływem alkoholu. Niestety polskie środowisko miłośników broni dość obojętnie podchodzi do tego kto ich reprezentuje.
Przy okazji komentarza do wizyty swojego wysłannika na imprezie, Chojecki po raz kolejny oskarżał liderów dzisiejszej Konfederacji o kontakty z PRLowskimi służbami, a całe ich środowisko przedstawił jako „agentów”. Jedną z ważniejszych rzeczy jakie odnotował Fałek był brak akceptacji i zachwytu dla poczynań USA i Izraela względem Polski. W środowisku KNP / IPP oznacza to tylko jedno: bycie ruską agenturą. Jak wiemy, sekta Chojeckiego jest wspierana przez „chrześcijańskich syjonistów” z USA. Wizytują oni matecznik swojego „kościoła” w Virginii (prawdopodobnie sponsorów sekty), gdzie publicznie opluwają Polskę, Polaków, ich tradycje, kulturę a nawet chęć posiadania własnego zdania jako państwo.
Podsumowaniem spotkania ze strony IPP było to, że obecni na imprezie prelegenci, oprócz wysłanych tam sekciarzy, „żadną prawicą nie są, co najwyżej prawą stroną chlewa” (pisownia oryginalna). Można zrozumieć oczywiście, że dani działacze czy posłowie nie śledzą podobnych szurii, ale z drugiej strony wypada wymagać od nich by, po ostrzeżeniach, zechcieli sprawdzić o co w tym chodzi. Bo jeśli panowie posłowie z ugrupowania, którego liderzy przestrzegają przed „mafiami, służbami i lożami” dają się podchodzić antypolskiej i destrukcyjnej sekcie, to ich wiarygodność spada, a dodatkowo zapewniają alibi grupie o bardzo podejrzanych źródłach finansowania, która codziennie opluwa Polaków, nie wspominając już o katolikach, których miesza z błotem przy każdej okazji tylko z racji tego w co wierzą (tylko z tej racji, choć w reakcjach na, skromne jednak, działania katolików zasłania się właśnie przykładami takimi jak udział jego sekty w podobnych spotkaniach, i twierdzi, że jest to krytyka hierarchii kościelnej).
Niewielką kością niezgody okazała się na tej imprezie sprawa ustawy Just Act 447. Środowisko sekty Chojeckiego od początku, podobnie jak dziś PiS, starało się zbagatelizować tę sprawę, oskarżając wszystkich mówiących o niej o bycie propagatorami „ruskiej narracji”. Fałek przekonywał zebranych na Pikniku, że podpisanie tej ustawy przez Trumpa było „zawinione przez polskie elity” a była to odpowiedź „naszego największego i jedynego sojusznika” na… „odrzucenie przez Polaków sojuszu cywilizacyjnego”.
Pokrótce przypomnijmy co oznacza ten termin w nauczaniach sekty Chojeckiego. Chodzi o to, że „bożym planem” jest aby jak najwięcej amerykańskich żołnierzy zostało zakwaterowanych w Polsce. Ale nie chodzi o same bazy wojskowe. Oni mają przywieźć rodziny, założyć miasta i kościoły protestanckie, które „przyniosą Ewangelię pogańskiej Polsce”. Dosłownie tak wyjaśniał to wielokrotnie Chojecki. Chodzi mu więc o amerykanizację polskiego społeczeństwa, jego całkowitą przebudowę na modłę stworzenia odpowiednika amerykańskiego „pasa biblijnego” charakteryzującego się setkami tysięcy samozwańczych kościołów, oraz całkowite wyparcie się wszelkich narodowych i religijnych tradycji na rzecz celu opisanego powyżej. Każdy sprzeciw wobec tego planu Chojecki uważa za sprzeciw wobec „woli bożej”.
Chojecki z rodziną i najściślejszym kręgiem sekty otwarcie twierdzi, że to właśnie jest ich celem a podczas wizyt w USA publicznie opluwa polskich katolików nazywając ich, najdelikatniej, poganami. Zagrywki sekty mające pokazać, że są oni zdolni do rozmowy ze znienawidzonymi katolikami, są przez nich następnie cynicznie wykorzystywane w doraźnych sprawach (vide sprawa sądowa).
Chojecki i jego sekta posiada rozbudowane kontakty ze środowiskami żydowskich radykałów czy operującymi w Polsce agentami wpływu. Ich współpracownikiem jest Eli Barbur, wieloletni korespondent Gazety Wyborczej a dziś częsty gość IPP TV, Chojecki zna się z podejrzanym ze wszech miar Jonnym Danielsem, do którego zwrócił się o pomoc, gdy postanowiliśmy porozmawiać z mieszkańcami Siennej. Kontakty te rozbudowuje ukraiński Żyd Ivan Belostenko (a także obywatel Izraela po służbie w IDF i z kontaktami w państwie syjonistycznym), który ma dość swobodny dostęp do wielu instytucji i oficjeli powiązanych z żydowskimi organizacjami operującymi w Europie. Fałek w Lądku Zdroju także usiłował przekonywać zebranych, że ustawa 447 nie ma żadnego znaczenia.
Fałek, już w studiu IPP, powiedział, że sondując środowisko polskiej prawicy na Pikniku, stoi przed nimi zadanie wykonania tytanicznej pracy na rzecz przeobrażenia jej. Na jaką modłę to już chyba wiemy. Wszak jego szef, Paweł Chojecki pobiera nauki u „chrześcijańskich syjonistów” z Virginii a całą swoją działalność wzoruje na Jerry’m Falwellu, powiązanym z sektą Moona, założycielu Liberty University i piewcy przyspieszenia przyjścia Mesjasza poprzez wywołanie globalnej wojny atomowej. Wizyta sekciarzy na tej imprezie miała tylko jeden cel: dostarczyć im paliwa do zwodzenia niezorientowanych ludzi. Szkoda, że tak beztrosko podeszli do tego posłowie Konfederacji oraz pokrewni działacze. Ilu „kretów” pokroju pana Łambuckiego jest w lokalnych strukturach, ciężko powiedzieć, jednak z pewnością takie akcje nie służą niczemu. Pan Sośnierz w wywiadzie udzielonym Marcinowi Roli już po pikniku, spytany o obecność tam członków sekty stwierdził, że nic się nie stało, nie było incydentów, wszystko jest ok. Czego się spodziewał pan poseł? Nie wiadomo, ale taka beztroska jednak nie przystoi bo w tym przypadku widzimy, że dają się podejść obnażonej już w dużej części, destrukcyjnej sekcie, która każdego dnia wulgarnie atakuje polski naród i jego wartości.
Chojecki w kilku programach dotyczących sfingowanego „ataku” na samochód jego wspólnika Radosława Kopcia, narzekał, że katolicy atakują ich fizycznie (żadne z opisywanych i powtarzanych przez niego zajść nie miało nigdy na tyle solidnego umocowania w faktach by wszczęte zostały w tych sprawach postępowania) zamiast rozmawiać. Wzywał do „debaty”. Sekta Chojeckiego znana jest ze ścisłego cenzurowania swoich kanałów na You Tube, wszelkie nieprzychylne komentarze są natychmiast kasowane a autorzy blokowani. Sam Chojecki naprzykrza się kilka razy w tygodniu lubelskim policjantom, domagając się ścigania autorów niepochlebnych wpisów w Internecie, jednak znając moje dane, do tej pory nie załatwił sprawy naszej wizyty w Siennej, w związku z którą pomawia mnie i moich kolegów o przestępstwa, co zostanie wkrótce poruszone na odpowiedniej drodze. Metodą sekty jest robienie wielkiego zamieszania wokół „ataków” na nich, do których co chwilę jej guru, dodaje kolejne, „szokujące” rewelacje jak groźby śmierci, spalenia ich siedziby, gwałtów na córkach itp. Łatwość z jaką rzuca poważne oskarżenia także w końcu spotka się z odpowiednią reakcją.
Z podobną misją do Lądka Zdroju wysłany został Fałek. Przedstawił on tam wymyśloną wersję zdarzeń a następnie stwierdził, że zamiast debaty ktoś atakuje ich fizycznie, potem zaś, domagał się wyniesienia na forum sejmowe sprawy porysowanego na parkingu samochodu.
Sekta Chojeckiego stosuje także szereg chwytów propagandowych, w tym takich najniższego lotu. Program poświęcony omawianiu Pikniku Prawicy zatytułowała „Czy Ruch 11 Listopada poprze Konfederację?”. Na grafice promującej program znalazł się logo nieistniejącej, sekciarskiej partii oraz Konfederacji. Zabieg ten miał dwa cele. Jednym było wprowadzenie w błąd niezorientowanych odbiorców, oraz przyciągnięcie ich uwagi do „partii” i sekty o której mogli wcześniej nie słyszeć, a z których można wyłowić kilka osób. Ta forma manipulacji nie jest niczym nowym w medialnym świecie. W amerykańskiej, mocno upolitycznionej polisie korporacji medialnych odnośnie zwalczania dezinformacji stanowi jeden z punktów czyli „wprowadzanie odbiorcy w błąd poprzez tytuł sugerujący coś innego niż zawarte jest w treści newsa”. To tak dla wyszczególnienia metod stosowanych przez sektę, która niemal każdego dnia produkuje masę tzw. „fake newsów” mających nagiąć rzeczywistość do ich wizji. W Lądku Zdroju Fałek posunął się do zastosowania „straszaka” i „knebla” mówiąc, że obawiają się oni katolickiej Polski, o której krzyczą narodowcy, ponieważ pewnie zostali by spaleni na stosie. Jest to zabieg podobny stosowanego przez środowiska i organizacje żydowskie, tam mowa jest o przeróżnych pogromach oraz, oczywiście, tzw. holocauście. Na podobnej zasadzie operuje sekta Chojeckiego gdy pali jej się grunt pod nogami, jednak nawet prezentując się w roli ofiar nie rezygnują oni z pogardliwych komentarzy wobec innowierców, szczególnie znienawidzonych katolików.
Zmanipulowani i sfanatyzowani odbiorcy IPP w komentarzach dawali wyraz swojej ulgi, wystraszeni tytułem pomyśleli, że partia-wydmuszka, której gadżety kupowali od miesięcy, ugada się z „ruską agenturą” z Konfederacji. Gdybyśmy mieli o tym fantazjować, to wiemy, że żadna z form organizacyjnych zarządzanych przez Chojeckiego, nie może wchodzić w żadne szersze kontakty ze światem zewnętrznym, tym bardziej, nawet marginalna, partia polityczna, gdyż wiązało by się to z możliwością publicznej konfrontacji z ich przeciwnikami a to oznaczało by totalną kompromitację. Oczywiście nikt rozsądny, po sprawdzeniu ich działalności, nie zdecydowałby się na jakiekolwiek konszachty z nimi, ale takie zagrania są w IPP normą.
Najsmutniejszym jest fakt, że w uwiarygodnianiu niebezpiecznej sekty wzięli udział posłowie a z racji spokojnego przebiegu tegoż spotkania (nikt chyba nie spodziewał się, że będą tam jakieś ekscesy a taka prezentacja sekty ma na celu budowanie jej pozytywnego wizerunku), nie zauważyli nic złego w tym jakiej grupie dali paliwo do dalszej, szkodliwej działalności. Byłoby naprawdę miło gdyby ludzie, a zwłaszcza reprezentanci ludu, zadali sobie trud sprawdzenia z kim występują.
3 notes
·
View notes
Text
[Relacja] Animecon Halloween 2019
26 i 27 października w Szkole Podstawowej nr 11 im. Gen. Dezyderego Chłapowskiego w Poznaniu odbyła się trzecia edycja konwentu AnimeCon Halloween! Ekipa Gintama Polska miała przyjemność gościć na tym wydarzeniu już kolejny rok z rzędu. Jak tegoroczna edycja wypadła na tle pozostałych? Zapraszam do lektury niniejszej relacji po wszelkie szczegóły! Zacznijmy od pierwszego dnia konwentu i nie, nie chodzi mi o sobotę (26 października), a o piątek (25 października). Ten dzień był początkiem konwentu dla osób, które dojeżdżały i liczyło się dla nich miejsce w sleeproomie. Od około godziny 18 istniała możliwość akredytacji, a co za tym idzie - wcześniejsze wejście na teren konwentu. Był to znakomity ruch ze strony organizatorów! Nie było również żadnego problemu, aby po akredytacji opuścić teren imprezy. Około godziny 19:30 wszystkie kolejki zostały rozładowane, a uczestnicy byli na bieżąco obsługiwani przez ekipę Animeconu. Ciekawiej zaczęło się robić w sobotę, czyli w oficjalny dzień rozpoczęcia konwentu. Tego dnia kolejki (bo były dwie – jedna dla osób, które zakupiły bilet internetowo, druga zaś, dla osób chcących kupić bilet na miejscu) były dość pokaźne, ciężko było między nimi manewrować. Nie skłamię, pisząc, że kolejkon utrzymywał się aż do popołudnia. Każdy uczestnik dostał bransoletkę i identyfikator na wstążce, a informator był przygotowany w formie bardzo ładnej książeczki w formacie A5. Serio - coraz rzadziej zdarza się, żeby organizator przykładał taką wagę do wyglądu informatora, dlatego kwestia ta zasługuje na wyszczególnienie! Plan udostępniono również w aplikacji mobilnej Konwencik, która z imprezy na imprezę zyskuje coraz większą popularność. Za możliwość nocowania na konwencie nie trzeba było dodatkowo płacić - bilet dwudniowy uprawniał do tego każdego uczestnika. Udostępniono dość sporo miejsca do spania — oprócz typowej sali gimnastycznej, można było osadzić się w szatniach i „piwnicy”. Dla wystawców i mediów został przeznaczony osobny sleeproom. Mimo tego, że takie miejsca są zazwyczaj wydzielane w trosce o drogi sprzęt, materiały, utarg itp. przyznam się bez bicia, że nie skorzystałam z tego przywileju - atmosfera w szatniach i piwnicach była po prostu nie do podrobienia! Konwent odbył się w tym samym budynku co rok temu, dlatego obyło się bez większych niespodzianek. Plusem były całkiem urocze dekoracje w klimacie Halloween. Dużym minusem było to, że było dość tłoczno i momentami ciężko było przejść spokojnie po korytarzu. Spore zagęszczenie powodowało uczucie duchoty, a uchylone okna nie odgrywały swojej roli. Sytuacja nie była tragiczna, ale skutecznie zmniejszyła komfort siedzenia w samym budynku. Wiele osób (w tym ja) preferowało spędzanie czasu na świeżym powietrzu. Kolejnym drobnym problemem była niewielka ilość gniazdek. Na całą salę gimnastyczną było dosłownie tylko jedno gniazdko, do którego helperzy podłączyli przedłużkę z czterema wejściami. Nie da się ukryć, że panowała istna wojna o to, kto dostanie szansę na podładowanie telefonu. W salach prelekcyjnych było nieco lepiej, ale jak wiadomo, jeśli na imprezie brakuje gniazdek, to brakuje ich wszędzie. Nie sądze, aby organizator był w stanie coś z tym zrobić - niestety, budynek został skonstruowany tak, a nie inaczej. Jeśli chodzi o względy sanitarne, było z tym różnie. W ostatni dzień konwentu w toaletach brakowało mydła i papieru toaletowego. Czystość łazienek sumarycznie wypadła nieźle, ale zdarzały się momenty (niedziela z rana), kiedy panowały tam fatalne warunki. Stan techniczny kabin nie należał do najlepszych, ale na to również organizator nie miał wpływu (no, chyba że za część urwanych zamków odpowiadali uczestnicy). Zostawmy te nieszczęsne toalety i przejdźmy do nie tak odległego tematu – prysznice, które były całkiem dobrze zorganizowane i zadbane. Niektórzy czuli się wręcz jak u siebie w domu i autentycznie śpiewali podczas mycia. Żeby nie było - śpiewać każdy może, ale kiedy w pobliżu są śpiący ludzie, warto trochę przystopować. Podsumowując — konwent czysty i zadbany z wyjątkiem toalet, które otwierają listę rzeczy do poprawy w przyszłym roku. Oczywiste było to, że na konwencie pojawią się różni wystawcy, którym udostępniono korytarze na parterze i piętrze. Stoisk było wystarczająco, nie za dużo, nie za mało, tak w sam raz; dzięki temu nie było problemów z korkami i przestojami. Organizatorzy naprawili błędy poprzedniej edycji i oprócz różnych stoisk znanych i lubianych artystów znalazło się miejsce dla stoisk z mangami (nowymi i nie tylko), różnymi zagranicznymi przekąskami i napojami, dakimakurami, podkładkami, figurkami, pluszakami, kubkami i breloczkami. Było co oglądać. Niestety nie udało mi się znaleźć zbyt wielu rzeczy z Gintamy – w oczy rzuciły mi się tylko dwie naklejki-jedna z Gintokim, druga z Sougo; i breloczki – z tymi samymi grafikami co naklejki, plus jeden wyjątkowy z Kondou! Ogólnie, większość stoisk można opisać jako typowe stoiska, które zobaczysz na każdym konwencie związanym z anime i mangą. Zdobycie prowiantu, zapewniającego nam przetrwanie nie było ciężkie. Oprócz wcześniej wspomnianych stoisk z różnymi zagranicznymi przekąskami, na terenie konwentu można było znaleźć stoisko oferujące japońskie słodycze takie jak: daifuku, dorayaki czy dango, jaki i herbatę matcha w różnych wariantach. Na zewnątrz znajdował się foodtrack, w którym można było znaleźć onigiri, kakigori oraz okonomiyaki. Przy wejściu można było natknąć się na stoisko z bubbletea. Jego umiejscowienie nie było zbyt dobre, ponieważ często kolejka mieszała się z przechodniami, co utrudniało zdobycie wymarzonej bąbelkowej herbaty. Oprócz wyżej wymienionych opcji był jeszcze automat z różnymi batonikami i napojami. Nie można zaprzeczyć, że konwentowicze mieli duże szczęście, gdyż niedziela była w tym tygodniu handlowa, a w okolicy nie brakowało różnych marketów, więc jeśli komuś nie odpowiadała miejscowa oferta, mógł iść na (nie) wielką wyprawę po inne pożywienie. Pozostając dalej na temat jedzenia należałoby wspomnieć o Maid Cafe, która działała na terenie konwentu w sobotę i niedzielę. Sam pomysł na tego typu kafejkę był trafiony, kojarzy mi się typowo z atrakcjami, które uczniowie przygotowują na różne festiwale w anime o tematyce szkolnej. Osoby obsługujące były przebrane (a jakże by inaczej) za pokojówki. Sama atrakcja wyglądała dość ciekawie, jednak w sobotę dość ciężko było się tam dostać. Przez większość czasu nie było wolnych miejsc. W niedzielę było o wiele łatwiej o wolne miejsce, jednak w tym czasie większość ciekawych dań nie była już dostępna. Do tego obsługa tego dnia była już nieco bardziej zmęczona co powodowało gorszy odbiór atrakcji. Oferowane jedzenie było smaczne, ale odniosłam wrażenie, że organizatorzy atrakcji nieco przesadzili z ceną. Owszem, zdaję sobie sprawę, że w takim miejscu dania są tylko składową ceny - mimo to uważam, że gdyby pozycje na menu były nieco tańsze, kafejka odniosłaby większy sukces. Program AnimeCon Halloween był dość ciekawy i różnorodny. Główny nacisk położono na atrakcje związane z klimatem grozy, jednak nie było to regułą. Od 10 w sobotę do 14 w niedzielę nieprzerwanie odbywały się różnego rodzaju prelekcje i konkursy, a oprócz tego, uczestnicy konwentu mogli wziąć udział w różnych warsztatach. Wydaje mi się, że każdy był w stanie znaleźć coś odpowiedniego dla siebie. Niestety, mimo wszelkich starań nie znalazło się miejsce dla prelekcji z Gintamy, a szkoda - to właśnie na prelekacjach z naszej ulubionej serii czujemy się jak u siebie. Warto wspomnieć o walucie konwentwej, która wyglądała ślicznie. Były to bardzo klimatyczne tokeny wykonane z drewna, na których wypalono nominały. Można było je zdobyć w czasie różnych konkursów, a następnie wydać na różnych stoiskach. Oprócz tego wszystkiego można było miło spędzić czas na atrakcjach, które były prowadzone praktycznie jednym ciągiem przez NanoKarrin i Anime24. Innymi dostępnymi formami spędzania czasu na konwencie były sale z grami. Dostępne były różne gry planszowe, papierowe rpg, gry na różne konsole (najbardziej królowały bijatyki), gry muzyczne (największą furrorę jak zawsze robił DDR). No i oczywiście nie mogło na konwencie zabraknąć Ultra Stara, niestety jego umiejscowienie nie było zbyt dobre- odbywał się w dość małej sali, która ciągle była zapchana. Nie mogłabym nie wspomnieć o Wiosce Naruto! Szczerze byłam zaskoczona, tym, że w ogóle pojawiła się na tym konwencie, ale było to całkiem miłe zaskoczenie. Samo wnętrze wioski wyglądało ślicznie, zadbano o to, aby pasowała klimatem do Halloween. Szczególnie interesujący był kącik Ichiraku, można było zobaczyć tam różne węże w słoikach, gałki oczne i inne drobne szczegóły, które dopełniały stylistykę całej atrakcji. Do tego można było dostać darmowe cukierki! W wiosce obywały się też różnego rodzaju prelekcje, gry i zabawy. Ciekawym pomysłem było zrobienie matury z Naruto. Uczestnicy siedzieli w ławkach, dostawali arkusze i karty odpowiedzi, i wtem zaczynała się rzeźnia. Mieli jedynie określony czas na odpowiedzi na pytania, które miały różny poziom trudności, a trzej Hokage pilnowali, aby panował porządek i żeby nikt nie ściągał. Po pierwszej bardziej poważnej turze nastąpiła druga, luźniejsza, podczas której nie pilnowano aż tak restrykcyjnie, jak wcześniej. Na zakończenie pierwszego dnia konwentu w wiosce odbyło się Konoha disco, które nie było zbyt udane. Moim zdaniem organizatorzy nie wiedzieli zbytnio jak się za to zabrać, a szkoda, bo pomysł był niczego sobie. Następnego dnia odbył się Naruto run, który również był dość słabo zorganizowany. Nie dość, że były dość duże opóżnienia, to uczestnicy zostali podzieleni na grupy i ustalono kolejkę. Osoby z ostatnich grup często rezygnowały z tej zabawy, gdyż nie chciało im się czekać na swoją kolej. Ogólnie Wioska Naruto wypadła całkiem dobrze, wiadomo, że to nie był ten sam poziom co na Pyrkonie, ale nadal było tam całkiem fajnie. Osoby odpowiedzialne za wioskę były miłe i nie robiły problemu, jeśli coś przez przypadek się im popsuło. Pozostaje liczyć na to, że poprawią te drobne niedociągnięcia, które miały miejsce w tym roku i będzie tylko lepiej. Na koniec zostawiłam główną atrakcję konwentu, czyli Konkurs Cosplay. Odbywał się w Main Room’ie. Sam konkurs przebiegał dość spokojnie, oprócz zakończenia, podczas którego okazało się, że niektóre z nagród uległy zniszczeniu (to nie żart :D ). Wielkie brawa dla organizatora, który z tej nietypowej sytuacji wyszedł z twarzą i zaproponował zwycięzcom nadesłanie statuetek pocztą. Głównie można było zobaczyć komediowe scenki związane z halloween, do tego było dużo tańca i śpiewu. Dla fanów Gintamy miłą niespodzianką był występ osoby w bardzo uroczym cosplayu Sacchan! Po zaprezentowaniu się wszystkich była krótka przerwa, podczas której prowadzący opowiedział żarcik, po nim zaprosił cosplayerów na scen��, aby porobić zdjęcia. W tłumie było słychać jedynie jęki typu “Jezuuuu Chryste ile cosplayerów”, „nie ma szans, żeby się zmieścili!”. Następnie zaczęli śpiewać, ogólnie zabawa była przednia. Wideo z całego konkursu można obejrzeć w serwisie YouTube. Ogólnie atmosfera na konwencie była całkiem przyjemna. Było parę niedociągnięć, których można było uniknąć, trzeba liczyć na to, że tak jak było we wcześniejszych przypadkach, organizatorzy naprawią to w kolejnej edycji. Na pewno mogę stwierdzić jedno, nie było, kiedy się nudzić. Uczestnicy konwentu byli cudowni, z każdym dało się pogadać i za kumplować, do tego, jeśli trafiało się na większe zgromadzenie osób tym większa była szansa, że stanie się coś naprawdę ciekawego-czy to jakieś spontaniczne sesje, tańce, śpiewy i nie tylko.
~Taka
#gintama#gintama-polska#animecon#animecon2019#Animecon Halloween 2019#poznan#miasto-doznan#konwent#relacja
1 note
·
View note
Text
Nie pisałam parę dni i za tym teskniłam )));
Miałam tę super imprezę z okazji Dziadów (nie halloween, my z dziewczynami kochamy "Dziady" Mickiewicza więc to stąd się wzięło)
Musiałam dojść do siebie if you know what I mean xD ale człowiek potrzebuje od czasu do takiego katharsis. Rozmowy do wpół do 4, śmiech, czasem poważne tematy. Było super
Ja miałam stylówę na nowoczesną czarownicę którą de facto jestem 🤣 miałam też takie dwa warkoczyki we włosach, ale nie widać na zdjęciu i mocny makijaż. I bluzka z kryształem górskim. Przyniosłam nawet karty, ale ja ogólnie nie znam wszystkim znaczeń i wpisuję w Google xD czekam w bibliotece jak zwolni się taka dobra książka o tarocie
Ostatnie bardzo aesthetic dania xD ja wiem, kanapki z szynką i musztardą albo kotlecior z chlebem nie są strasznie dietetyczne, ale nie chcę udawać, że jestem idealna, takie rzeczy też są w mojej diecie i to normalne.
Na górze owsianka z mango, czekoladą 85% i śliwkami. Wyglądają dziwnie bo są mrożone, ale naprawdę dobre xd
Uwielbiam siedzieć w bibliotece i czytać Charaktery. To tak zajebista gazeta psychologiczna, że zaczynam myśleć o prenumeracie, no boskie to jest. Ja interesuję się ogólnie takimi rzeczami
Tu każdy temat jest cudowny i mnie interesuje
Ogólnie dużo w szkole się dzieje, w sumie to jak zwykle, więc nie będę opisywać 🥲😅 kurde, zazdroszczę tym ludziom na YT, którzy pokazują swoje życie, swoje dania, nie wiem, oni nie pracują, że mają tyle czasu? Kurde, chciałabym mieć czas na takie śniadania, medytacje, rozwoj duchowy i ćwiczenia.
A propos witchcraftu to dzisiaj pełnia w Byku. I czerwony Księżyc itp. czyli robię wodę księżycową, oczyszczam i ładuję kamienie. Ale dopiero potem jak pouczę się na sprawdzian z polskiego 🙃. Powinnam przed tym pomedytować też bo jakaś podkurwiona jestem xd.
Ogólnie mam duży problem z typiarą, która wkurza mnie całe liceum xd. Nie wiem, czy ona jest jakimś moim psychologicznym cieniem, czy co. No nie znoszę jej. nie przesadzam, ona zachowuje się jakby nie znała podstawowych zasad społeczeństwa, ciągle chce ze mną rywalizować i jest taka offended, szuka kłótni i w ogóle. Ja ogólnie nie jestem zawistną osobą ale to ta JEDNA osoba, której nie znoszę i chciałabym żeby znikła z mojego życia. Serio. Kwestia też jest taka, że ona ma duże problemy z rodzicami itp., i nie powinnam się przejmować rywalizacją i jej obsesyjnością, tylko pomyśleć sobie "biedne dziecko, ktore ciągle chce coś udowodnić wszystkim" i jej raczej współczuć a nie czuć nienawiści. No kurwa nie daję sobie z tym rady, przyznaję się xD jestem oczytaną osobą z psychologią i takimi sprawami, potrafię rozmawiać z ludźmi, wiem jakie są zasady dobrostanu, ale ta typiara działa na mnie jak płachta na byka.
Sorry, ja wiem że to bardziej toxic niż aesthetic ale to byla potrzeba serca. To tak jak technika ekspresyjna czy coś, że prowadzi się dziennik, w którym pisze się wszystko xD
#aesthetic#życie#śniadanie#breakfast#morning#party#problemy#witch core#witch#tarot#tarot cards#witchy vibes#witchcraft#easy dishes#weight lose easy#mental health#health#menthalhealth#school
6 notes
·
View notes
Text
Bar&Bistro Kurnik - piękne miejsce na chrzciny i komunie w Kielcach
Bistro Kurnik łączy w sobie koncepcję bufetową i restauracyjną. Filarem lokalu są dania kuchni polskiej, naleśniki, pizza, hamburgery. Świeżo wyciskane soki oraz przepyszne koktajle dopełniają każde zamówione u nas danie. Stawiamy na produkty regionalne i sezonowe a także zadowolenie naszych gości.
Jesteśmy w stanie zorganizować każdą imprezę okolicznościową! Lubimy wyzwania, jesteśmy gościnni i smacznie gotujemy, dlatego zapraszamy do kontaktu 🤩
Organizujemy: • catering w siedzibach firm, domach, • przyjęcia okolicznościowe, bankiety chrzciny w Kielcach, komunie w Kielcach • wesela, uroczystości rodzinne, prywatne • imprezy plenerowe
https://chrzcinyikomunie.pl/restauracje/barbistro-kurnik
#chrzciny#komunie#przyjeciaokolicznosciowe#przyjeciarodzinne#chrzcinyKielce#komunieKielce#chrzcinyikomunie
0 notes
Text
święta, nowy rok i holenderska służba zdrowia
Goedeavond to jest dobry wieczór Państwu!
Dzisiaj turbo kompilacja, bo w jednym poście poruszę aż trzy tematy.
Akurat tak się nazbierało i każdy zasługuje na mój skromny komentarz, także JAZDA!
1.ŚWIĘTA
Tegoroczne święta Bożego Narodzenia spędziłam w Holandii u rodziny mojego chłopaka. Ze sprawdzonych mi źródeł, wiedziałam już od samego początku, że będą one znacznie odbiegać od tego co znane mi jest z domowego zacisza.
Na próżno było szukać tu suto zastawionych stołów i pełnego kielonka!
Obce Holendrom jest “przeżarcie” i wieczne dopychanko serniczkiem.
Po raz pierwszy po zakończeniu posiłku, mogłam cieszyć się życiem. Miałam siłę biegać, skakać a nawet kucać, co jest wręcz niewyobrażalne po obżarstwie, które my corocznie fundujemy sobie w gronie najbliższych cebulaków <3.
Nie wiem do końca czy wszędzie jest tak samo ale tutaj każda z zaproszonych osób, miała za zadanie przygotować jeden dowolnie przez siebie wybrany posiłek.
Hasłem przewodnim było “TAPAS”. Pojawiły się gotowane na twardo jaja, faszerowane awokado, łosoś zawinięty w ogórka, klopsiki no i oczywiście skoro o hiszpańskich przekąskach mowa... nie mogło zabraknąć PIEROGÓW (ruskie, z kapustą i grzybami...a nawet z mięskiem).
Polacy nie gęsi i swoje papu mają, także jak tylko mogę, krzewię POLSKOŚĆ - ZAGRANICO. I jest dobrze, ludzie odkrywają zbawienny wpływ pieroga na zdrowie.
Próbuję zmienić trochę ten opłakany wizerunek polaka pijaka na polaka kozaka. I wszystko idzie ku dobremu, serio.
Dania pojawiały się na stole stopniowo, najpierw jedno opędzlowanko talerzy, potem chwila przerwy - kawka, herbatka, winko. Gra w karty (31 rlz!), przeglądanie rodzinnych albumów... i znowu przerwa na papu.
W tle zamiast kolęd, przygrywało nam zestawienie 2000 największych hitów, które zostało zapodane przez lokalną radiostacje.
Niestety co do tematyki rozmów nie mogę się wypowiedzieć bo ich w większości nie rozumiałam (hehe) ale wydaje mi się, że obyło się bez gadki o polityce i tekstów typu “no i co tam synek, kiedy ślubik”, temat religii został poruszony tylko w celu zweryfikowania pewnych informacji ale ekspertem w tej dziedzinie nie jestem, bo od kościoła i religii stronię już od dłuższego czasu. Oczywiście rozmawiano zarówno po angielsku jak i po niderlandzku!
Także nie czułam się wykluczona czy coś, a jak się napiłam wina to już nawet jakoś tak więcej kminiłam z tej holenderskiej gadki... ja ja alles klopt!
To były pierwsze święta w moim życiu, na których serio dobrze się czułam!
Brzusio zadowolony bo najedzony a nie przeżarty, pogadałam, pośmiałam się, cisnęłam typów w karty, żyć nie umierać!
Nawet winka się napiłam - szalona ja.
A i Mikołaj do mnie przyszedł i mi sprezentował super rzeczy - kapciochy, ręczniczek no i najpiękniejsze na świecie... ręcznie robione na drutach SKARPETY (babcia rlz). W ogóle jest w opór słodka i zrobiła każdemu super spersonalizowaną parę
Szczęściu nie było końca, szczególnie, że Polski brodaty DZIAD, ma mnie w poważaniu już od kliku lat i nawet rózgi chamidło nie zostawi pod choinką.
PS: moje skarpety to te różowo niebieskie (NAJPIĘKNIEJSZE).
2.SYLWESTER
Nowy rok powitałam w grupie najebanych nastolatków.
TAK, byłam najstarsza w towarzystwie. JA - NAJ STAR SZA, śmiech na sali.
6 latka uwięziona w ciele 28 latki -TOĆ TO JAKIEŚ NIEPOROZUMIENIE JEST.
Nie dość, że tylko moją głowę słał siwy włos to jeszcze byłam jedynym ‘zagraniczniakiem’ w całym towarzystwie.
Także podsumowując: Na imprezę zawitała, stara baba nie gadającą po niderlandzku i waląca soplicę bez popity.
Ważne info: Holendrzy wolą pigwówkę od orzechówki.
Na początku było trochę dziwnie, tzn ok, Ci ludzie widzieli mnie po raz pierwszy w życiu więc wiadomo, że przez chwile było drętwo ale... zaraz później ekipa się rozkręciła! Znowu w ruch poszły karty, niezawodna gra w 31 a jak doszło towarzystwo to doszły i nowe zabawy.
Następna gra nie była dla mnie już tak oczywista. Każda z kart miała jakieś “znaczenie”. Np “powiedz zdanie a druga osoba ma je powtórzyć i dodać coś od siebie” i tak do czasu aż ktoś się nie jebnie.
NO POZDRO, byłam bez szans (nie ogarniałam kiedy mówili treść zadania a kiedy to zdanie już zostało wypowiedziane xD).
Ale kiedy trzeba było np coś policzyć albo przykleić kciuka do blatu stołu, to już wiadomo, że byłam w swoim żywiole!
Na stole zawitało Oliebollen - ich tradycyjne noworoczne papu (w smaku przypomina pączki z rodzynkami). Posypane cukrem pudrem - robi robotę!
Do tego królowały bagietki i różnego rodzaju smarowidła (głównie na bazie sera) hummus i inne paciaje.
Alkohol lał się jak szalony, nawet doświadczonego Polaka to przerosło. Także po pewnym czasie, musiałam się wycofać.
W tle przygrywały holenderskie klasyki, chyba mogę porównać je trochę do naszego DISCO POLO? Tak, zdecydowanie tak. Zarówno 18 latki jak i 26 latki (bo tyle lat ma Steven więc był on NAJSTARSZYM HOLENDREM hehe) znali tekst, każdy śpiewał z uśmiechem wyrysowanym od ucha do ucha, bujając się przy tym z lewa na prawo.
Działo się to zarówno na początku, kiedy alkohol nie uczynił jeszcze spustoszenia w organizmie, oraz po tym kiedy wyplewił krew i zajął jej miejsce w żyłach.
Holendrzy w tym roku wydali 77 milinów euro na fajerwerki. MASAKRA.
Tak fakt są piękne ale wszyscy znamy smutne skutki jakie wiążą się z tym wybuchowym wydarzeniem.
Prawie, każdy mieszkaniec którego podwórko mijałam, coś puszczał (jak nie bąka to petardę). Na pewno zadziwiło mnie rozpalanie wielkich (kontrolowanych???) palenisk, na środku ulicy.
Najpierw się trochę przestraszyłam, bo mijając to towarzystwo miałam wrażenie, że w każdej sekundzie mogę pożegnać się z życiem i skończyć jako podpałka.
Ale to kurcze byli porządni dorośli (haha starsi ode mnie!!!) ludzie! Kulturka jak trza.
Na drugi dzień każdy ładnie po sobie posprzątał. No i piękniunio.
Rankiem 1.01.2020 roku,
Wraz z mamą mojego chłopca jak i samym chłopcem, poddałam się “odchamianiu” to jest odziana w koc i wtulona w nogi Stevena, oglądałam “Koncert noworoczny Filharmoników Wiedeńskich” - wszystko pięknie, tylko wstawki wideo mnie zabijały.
Zakaszlana, zasmarkana i z przytkanym uchem. Tak powitałam pierwszy dzień nowego roku.
3.SŁUŻBA ZDROWIA
Choróbsko przypałętało się do mnie jeszcze w 2019 roku! (I to tydzień a nawet dwa, przed świętami Bożego Narodzenia!). Walczyłam dzielnie jak tygrys w nadziei, że uda zwalczyć mi się każdą zarazę asortymentem wykupionym w polskiej aptece, no ale ni chu chu. Poddałam się. Efekty były mizerne.
Hej, w końcu pracuję legalnie i mam UBEZPIECZONKO a, że życie jest piękne to okazało się, że najbliższa służba zdrowia, oddalona jest ode mnie o jakieś 5 min drogi spacerkiem. CUDA SIĘ ZDARZAJĄ.
Rejestracja przebiegła szybko i bez bólu. Poprosiłam o przyjęcie możliwe jak najszybciej (przyszłam prosto z pracy, w której po godzinie, czyli w granicach 9:30, zostałam wykopana do domu, bo wyglądałam gorzej niż ustawa przewiduje).
Pani recepcjonistka skierowała mnie do poczekalni.
Wielka jasna sala, szerooooka, w koło gazetki i inne czasoumilacze.
Kurdę, trochę dziadków jest, mogłam wziąć książkę, w końcu trochę tu posiedzę.
SZOK, ZDZIWIENIE, NIEDOWIERZANIE.
Ludzie znikali z sali w bardzo szybkim tempie (przez chwile ponownie zaświeciła mi się lampka o dawcach organów) ale wróóóóć.
Po każdego z pacjentów przychodził LEKARZ, który po przekroczeniu drzwi poczekalni, z uśmiechem na twarzy wyczytywał nazwisko delikwenta, witał się z nim serdecznie i zapraszał do siebie.
Lekarzy było przynajmniej pięciu. A nie jeden, który ma do obskoczenia 40 pacjentów i na każdego przeznacza 3 minuty.
Kiedy w tle rozległo się długo wyczekiwane przeze mnie “KACPYRYKY” <- czyli próba wymówienia mojego nazwiska, która spłonęła na panewkach, byłam w pełni uradowana!
Rękę podał mi egzotycznie wyglądający młody doktor, który zapytał mnie, którą formę komunikacji wolę - po angielsku czy po niderlandzku. Oczywiście wybrałam polski język migowy, bo jestem zabawna.
Nie no zostaliśmy jednak przy angielskim.
Gościu był uśmiechnięty od ucha do brzucha! Mieliśmy czas nie tylko na wywiad medyczny ale też na rozmowę o mnie, o moich planach, marzeniach! KURDE, CHYBA ZYSKAŁAM NOWEGO PRZYJACIELA.
Zlecił mi nawet dodatkowe badania, które wykonał od ręki i i i mówił, że zawsze mogę przyjść, zadzwonić, zgłosić się, jakbym tylko gorzej się poczuła no i na kontrolę mnie zaprasza i w ogóle było mu smutno.
Wiecie czemu? Bo mam zapalenie ucha i próbował je oczyścić i rzucałam kurwami na lewo i prawo. Trochę się obśmiał, bo “kurwa” to oczywiście jedyne słowo jakie przyswoił już jakiś czas temu z naszego słownika.
Niestety albo i stety, przepisał mi tylko paracetamol i jakiś wziew do nosa.
Pochwalił mnie jednak za domowe próby ratowania sytuacji: miód, imbir, cytryna, wypacanko, żurawinka (miałam też zapalenie pęcherza).
Zwolnienie lekarskie tu nie istnieje albo istnieje z inną formą zatrudnienia. Nie mam pojęcia... ale dzięki uprzejmości moich kolegów z pracy, mogłam w spokoju spędzić 5 dni w łóżku i zwalczać choróbsko.
SEN, KASZELEK, HERBATKA. PARACETAMOL, SMARKATKA.
W piątek wracam do roboty! I zaczyna się masakryczny czas... czas w którym 3 z moich współpracowników jedzie na urlop... a to oznacza - POWRÓT NA ZMYWAK i bardzo dużo pracy w hotelu.
Także masakryczny okres przejściowy, czas... start!
0 notes
Photo
Jakiś czas temu miałem okazję przyglądać się swego rodzaju treningowi reprezentacji Polski w sztuce kulinarnej, która przygotowywała się do Culinary World Cup 2018. Podczas kolacji degustacyjnej zorganizowanej w restauracji L’atmosphere w krakowskim hotelu Hilton Garden Inn Airport nasza drużyna zaserwowała dania z menu przygotowanego na tę prestiżową imprezę.
Polska reprezentacja to miks młodości i doświadczenia. Kapitanem reprezentacji jest jej najmłodszy członek - Bartosz Petera - mimo bardzo młodego wieku już dwukrotny zwycięzca Kulinarnego Pucharu Polski! Kadrę swoją wiedzą i umiejętnościami wspierają Sebastian Krauzowicz - jako główny trener, Zenon Hołubowski - trener techniczny oraz Lech Pluciński. W składzie reprezentacji Polski znalazł się również szef restauracji L’atmosphere - Dawid Grucel, którego dania miałem okazję już fotografować. Obecnością w składzie kadry pochwalić się również mogą: Artur Skotarczyk, Jarosław Kin, Adam Woźniak, Michał Kuduk, Adam Adamczak, Mariusz Roch oraz Marcin Gruszka i Maciej Hippler.
W trakcie tej wyjątkowej kolacji nasza reprezentacja przećwiczyła swój scenariusz zawodów - w ciągu dokładnie 5 godzin przygotowała przystawki, dania główne i desery dla 110 gości. Wszystkie etapy od przygotowywań, przez gotowanie po wydawanie dań, odbyło się dokładnie według schematu jaki będzie obowiązywał podczas zawodów Culinary World Cup.
Na stołach gości pojawiły się:
przystawka: podpalany łosoś z krewetkami i chili, kluska śląska z wędzonym łososiem i porem, świeża sałata i koper włoski, kohlrabi panna cotta z salsą ogórkową, majonez koperkowy, sos śmietanowy
danie główne: pieczona polędwica jagnięca z lubczykiem i cytryną, krokiet z gorczycą i pieczonym czosnkiem, delikatnie wędzona modra kapusta z posypką z chrupiących warzyw, młoda marchewka i lejowiec dęty glazurowane na palonym maśle, puree ziemniaczano-selerowe z chrupiącym karczkiem jagnięcym, sos rozmarynowo-cytrynowy
deser: klasyczny polski sernik karmelizowany infuzowany cukrem pomarańczowym, lody malinowo-maślankowe, galaretka z owoców tropikalnych, chrupiące ciastko czekoladowe z musem z mango i marakui z dodatkiem owoców leśnych.
Niestety, ponieważ prezentacja dań do czasu zawodów objęta jest ścisłą tajemnicą nie mogłem ich fotografować :( Wielka szkoda bo prezentowały się pięknie.
Cała kolacja to nie tylko trening dla naszej reprezentacji ale również niezapomniane wydarzenie dla zaproszonych gości. Mieliśmy okazję nie tylko spróbować doskonałych dań ale również podejrzeć naszych kucharzy przy pracy oraz posłuchać ciekawych informacji o skomplikowanych zasadach rozgrywania Kulinarnego Pucharu Świata.
*****************************************************************************************************
Tegoroczna edycja Kulinarnego Pucharu Świata odbywała się w Luksemburgu w dniach 24 do 28 listopada. W tej chwili znamy już wyniki wszystkich konkurencji i jest się z czego cieszyć! Polacy zdobyli srebro w kategorii “kuchnia gorąca” oraz brąz w kategorii “zimny stół”! Gratulacje! Ja już trzymam kciuki za wszystkich zawodników i ich kolejne sukcesy!
*****************************************************************************************************
Reportaż wykonany na zlecenie Gospodarzy kolacji - hotel Hilton Garden Inn Airport i restauracja L’atmosphere.
©2018 Mateusz Torbus
Zobacz moje Portfolio
#Mateusz Torbus#Torbus#fotograf#event#reprezentacja Polski#chef#szef kuchni#HGI#Hilton#Hilton Garden Inn#Hilton Garden Inn Airport#Kraków#reportaż#restauracja#L'atmosphere#kolacja degustacyjna#Fine Dining#National Culinary Team#Dawid Grucel#Sebastian Krauzowicz#Bartosz Peter#Adam Adamczyk#Artur Skotarczyk#Culinary World Cup#Culinary World Cup 2018#L’atmosphere#reportaż z eventu#kolacja#dokumentacja wydarzenia#wydarzenie
0 notes
Text
Matt
- Nie ty też skończyłeś. – podsumował go Rob z dezaprobatą. Rozumiał, że można było się unosić i kłócić, ale naprawdę było o co? Nie słyszał całej historii, ale Samantha jest jego byłą. Po prostu byłą. Nie powinno nic związane z nią go interesować. A nawet jeżeli czuł się jako były facet jakkolwiek jej zobligowany to jak widać, miała już innego byłego, który mógł o nią walczyć, więc powinien tą historię już dawno zakończyć. – Skup się na tym co jest ważniejsze.
Chociaż Brand stał pod samym klubem Mały czuł jak zimno wnika w jego ciało. Nienawidził tego stanu. Dlatego szybko sięgnął po ubrania i jeszcze szybciej, w ekspresowym tempie, założył je na siebie. A po krótkim pożegnaniu poszedł przed siebie. Wiedział, że grafik go nie zostawi i że pójdzie za nim, ale nie miał pojęcia co w trakcie drogi się wydarzy. Będzie przerażająca cisza, potok słów z tłumaczeniem się czy może krzyk i słowny atak. Z Joshem nigdy nic nie było wiadome.
Kebab za to był dość stałym rytuałem Matta. Po imprezie lubił wstąpić na coś tłustego, mięsnego i dobrego. W sumie to chyba jedna z „zdrowszych” opcji fast foodowych. Zapłacił za ich dwójkę i do połowy dania jadł jak gdyby nie miał żadnych problemów, przez które zazwyczaj raczej się głodził. Dopiero po pewnym czasie, w szczególności po zadanym pierwszym pytaniu, poczuł jak odechciewa mu się jeść.
Został zbyty. Wiedział to tak samo jak Josh. I to zabolało. Równie bardzo jak to, że będą rozmawiać w domu. Skąd miał prawo decydować o tym gdzie będą rozmawiać? To chyba Brand powinien się dostosować i tłumaczyć skoro zawinił, prawda? Wziął jeszcze dwa kęsy, ale tak mu rosły w ustach, że jedynie podsunął resztę grafikowi pod nos, bo sam nie mógł już więcej przełknąć.
Droga do domu minęła im w ciszy. Niezręcznej i wręcz trochę krępującej. Kiedy weszli do domu Sam ospale się podniosła i merdając ogonem podeszła do nich. Evans od razu ją pogłaskał.
- Weź ją na spacer, ja idę się wykąpać. – taka też była umowa, jeżeli wyjdą na imprezę to szatyn później wyjdzie z psem. A kiedy wrócił Matt leżał już w łóżku przy zgaszonych światłach, odwrócony tyłem do wejścia i partnera połowy łóżka.
0 notes
Text
28.09-01.10 Kopenhaga, Dania
Natalię, moją dobrą koleżankę z czasów studiów, planowałam odwiedzić już o wiele wcześniej. W końcu w Danii mieszka już blisko dziesięć lat! Nie mogłam się jakoś zebrać. Wizja zimnej, deszczowej pogody, milionów monet wydawanych na każdą kawę i posiłek, skutecznie mnie zniechęcały. Jednak korzystne okoliczności sprawiły, że nie mogłam dalej marudzić. Natalia dostała piękne mieszkanie spółdzielcze, którego położenie i rozkład sprawił, że teraz nie było wymówek. Trzeba było tylko szukać dobrych biletów i wsiadać w samolot.
Do Kopenhagi można dostać się w bardzo tani sposób. Za lot do Malmö w Szwecji, oddalone jakąś godzinę od stolicy Danii, zapłaciliśmy niecałe 100 zł w dwie strony. Bus rezerwowany przez Internet ( Neptun bus), którego rozkład jest dostosowany do lotów, kosztował 120 zł w dwie strony. Cała podróż szybko, sprawnie i przyjemnie - #polecam.
Hygge
Dania to Skandynawia. Skandynawski design, drewniane meble, piękne printy, ubrania z dobrej jakości tkanin, swetry skutecznie chroniące przed zimnem, osławione hygge – „dobro” eksportowe Duńczyków. Ale co jeszcze? Dania to też kraj, który mięsem stoi. Udział Danii w światowym handlu mięsem to aż 15%! Istotna gałąź gospodarki to również produkcja mleka, masła i serów. Przyznam szczerze, że o tym zamiłowaniu do braci mniejszych nie miałam pojęcia i raczej oczekiwałam w menu, jak na kraj wyspiarski przystało, szerokiego wyboru ryb przyrządzonych w tradycyjny sposób. Nic z tego. W Kopenhadze żywiliśmy się głównie hamburgerami, w tym często w menu były te zrobione ze świnki… Małego szoku można doświadczyć także w marketach – są one trochę jak z gospodarki centralnie sterowanej : 4 rodzaje sera, 3 rodzaje szynki, 3 typy piwa i tyleż samo słodyczy. Duńczycy bronią silnie przed dopuszczeniem do rynku produktów z tańszych Niemiec, czy innych krajów UE. Dbają o swoich producentów i lokalne firmy. Zupełne przeciwieństwo Polski, która jeszcze jakiś czas temu opakowywała polskie towary w obcojęzyczne brandy, tak żeby lepiej się sprzedawały.
Socjal
Dania to też kraj socjalu na poziomie, o którym my, Polacy, możemy tylko marzyć. Studenci dostają wsparcie za sam fakt studiowana, bezrobotny przez rok dostaję taki zasiłek, że jest w stanie spokojnie wynająć mieszkanie / pokój i żyć bez szaleństw, ale z godnością. Opieka medyczna oraz dofinansowanie przez państwo siłowni sprawia, że istnienie medicoverów i multisportów nie są tu „atrakcyjnymi warunkami pracy”.
Rowery
Po mieście najlepiej poruszać się #rowerami. Kopenhaga to miasto, gdzie rowerzyści są chyba najbardziej uprzywilejowaną grupą ruchu miejskiego. Jako pieszy raczej musisz się liczyć z falą nadciągających dwukołowców, niż liczyć na to, że będę na ciebie uważać. Samochody są w znaczącej mniejszości. Na to pewnie wpływa fakt, że jest mało miejsc parkingowych, uliczki są wąskie, często jednokierunkowe, a przy zakupie samochodu trzeba liczyć się z faktem… że w ciągu roku trzeba będzie zapłacić podatek równy jego wartości #lol. Skutecznie zniechęca do posiadania czterech kółek, prawda?
Christiania
To jest dopiero dziwna miejscówa. Squat zajmujący pokaźny obszar dzielnicy Christianshavn, któremu miasto przyznało specjalnie prawa - miejsce to nazywa jest Wolnym Miastem Christiania, ma własną flagę, własny sklep itp. Turyści ściągają do Christianii, nie żeby utożsamiać się z anarchistycznymi hasłami, ale po to by na wpół legalnie kupić na jednej z ulic squatu, wprost z małego kramiku haszysz, marihuanę, a pewnie pod ladą trzymane są grubsze tematy. Jawne oferowanie towarów jest sporym problemem dla władz duńskich. Nie specjalnie wiedzą jak sobie z tym poradzić. Naloty nie odnoszą skutku, a zakaz używania siły wobec dealerów sprawia, że policja i mieszkańcy Christianii starają się żyć w niepisanej „zgodzie”. Na terenie squatu ma być porządek, a narkotyki miękkie („ciągle nowe, zawracają głowę”. Jak mówi Natalia, często widać tę niepisaną zasadę w trakcie eventów organizowanych na Christiani. Jeśli ktoś zaczyna przeginać z alkoholem, lub dragami, zostaje po cichu wzięty pod pachy przez dwóch umięśnionych i wytatuowanych Panów, którzy dyskretnie obstawiają imprezę. Nie wiem jak długo dwa obozy będą się tolerować, ale widok dealerów sprzedających narkotyki z małych, rozkładanych stoliczków jest dość kuriozalny i jeszcze nigdzie nie widziałam tak bezpośredniej sprzedaży używek. Turyści ściągają, biznes się kreci, szafa gra.
Co jeszcze?
Przez te trzy dni zjeździliśmy prawie całą Kopenhagę. Nawet udało się nam zrobić miłą wycieczkę rowerową brzegiem morza poza miasto. Warte uwagi na pewno są dzielnice Norrebro oraz willowe Hellerup oraz Refshaleoen, gdzie mieści się super miejsce (Reffen) z foodtruckami, utrzymane w portowym klimacie. Syrenka jest śmiesznie mała i ciężko ją wypatrzyć, gdyby nie tłumy turystów. Kolorowe kamieniczki w Nyhavn są miłym miejscem do niedzielnego spaceru, ale myślę, że mieszkańcy Kopenhagi traktują to miejsce jak Warszawiacy Starówkę. Fajnie, fajnie ale raz do roku 😊. Ogólnie miasto polecam na krótki wypad, żeby pooddychać świeżym, morskim powietrzem, pozbawionym spalin. Wstąpić do miłych kawiarenek i craftowych pubów oraz relaksować się jazdą na rowerze. Kopenhaga ma w sobie hygge, które jest tam wpisane w krajobraz. Pomimo tego, że pogoda była całkiem przyjemna, każdego dnia marzyłam o kubku herbaty, ciepłych skarpetach i odpoczynku w zaciszu ślicznego mieszkania Natalii. Wydaje się, że Duńczykom to wystarczy do szczęścia. Tego im zazdroszczę!
0 notes
Text
→ Agencja Eventowa, Organizacja Zabaw I Eventów Dla Firm
Od pierwszej wkręconej w scenę śrubki do ostatniego gościa dbamy to, aby Twój event firmowy był wyjątkowy. Jesteśmy firmą eventową zbudowaną z pasji dodatkowo, co robimy oraz doświadczeń konferansjer Warszawa, które pozyskaliśmy realizując rozrywki firmowe i przyjęcia okolicznościowe na przełomie kilku lat. Szczycimy sie doskonałą kuchnią, prowadzoną przez wyjątkowego Szefa Łazienki, który dba Państwa doznania kulinarne. W oferowanym menu nie brakuje żadnego spośród żywiołów. Każdy składnik dania, każda przyprawa, są odmierzane z niebywałą dokładnością. Przy konferansjer Warszawa naszej kuchni nic nie dzieje się przypadkowo - tu nie ma stanowiska na improwizację. Kuchnia 4 Żywioły to poprostu idealna równowaga smaków. W wielu gałęziach specjalizacja to podstawa funkcjonowania i warunek sukcesu a mianowicie w kwestii organizowania imprez jest to tylko częściowa prawda. Oczywiście, trudno urządzić kameralne przyjęcie w środek konferencyjnym, a huczne przyjęcie w przytulnym hoteliku, jednak dobry specjalista to nie konferansjer Warszawa taki, który zna się tylko na konferencjach lub tylko na kameralnych przyjęciach. By zapewnić sobie pomyślność, szukaj raczej organizatora z wszechstronnym doświadczeniem, które jednocześnie oznacza szeroki wachlarz ewentualności dla Ciebie i dużo dostępnych opcji do wyboru. Stowarzyszenie Pro-Run Lublin prowadzi obsługę elektronicznego pomiaru czasu. Jest to jeden wraz z najdokładniejszych sposobów, który uporządkuje i usprawni wyniki wszelkiego biegu. Pierwsze, co warte podkreślenia, rodzaj własności terenu (prywatna czy publiczna) nie dzierży żadnego znaczenia czy wskazane wydarzenie podlega pod przepisy ustawy imprezach masowych bądź też nie. Nie mogą mieć na to wpływu też jakiekolwiek ustalenia z okazicielem konferansjer Warszawa, oczywiście jest to istotne, lecz nie dla rozstrzygnięcia tego problemu. Podczas imprez plenerowych doskonale sprawdzają się dmuchańce. Przy naszej agencji znajdziesz wielki wybór różnych zjeżdżalni, zamków dmuchanych, trampolin, basenów spośród piłeczkami, ścianek wspinaczkowych. Na dodatek oferujemy wynajem dmuchanej reklamy. Na rynku organizacji eventów oraz atrakcji do klubów działamy nieprzerwanie od 2006r. Za pośrednictwem wszystko co robimy rzucamy wyzwanie dzisiejszym standardom. Wierzymy w radość obcowania z ludźmi i nieograniczone ewentualności ludzkiego umysłu, tworząc projekty interaktywne i innowacyjne, które na długo pozostają po pamięci uczestników. Tak się składa, że organizujemy wspaniałe imprezy, bo kochamy to co robimy i robimy konferansjer Warszawa to co kochamy! Realizujemy wielkie festyny i pikniki plenerowe jak również małe kameralne przyjęcia, eventy. Współpracując z naszym biurem, powierzasz organizację imprezy rzeczywistym profesjonalistom. Obsługuje czipy wielo albo jednorazowe w zależności od czasu zapotrzebowania organizatora. W Dworze Korona Karkonoszy bogata oferta dań oddaje nasze pasje kulinarne. Podróżując w różne zakątki świata poszukujemy ciekawych smaków i aromatów. Spotkania z pasjonatami kulinarnymi - wówczas są nasze inspiracje do eksperymentów kulinarnych. konferansjer warszawa owego konferansjer Warszawa jest łączenie staropolskiej szablonowej kuchni z pomysłami spośród innych krajów. Korzystając z niej wyrażasz zgodę na stosowanie cookies, zgodnie z ustawieniami Twojej przeglądarki. Nasze doświadczenie w strukturze uroczystości, przeszkolona kadra, obfite menu z możliwością dopasowania do odwiedzenia Państwa wymagań oraz profesjonalna obsługa, gwarantują udaną i dzięki długo pozostającą w pamięci imprezę. Współdziałamy konferansjer Warszawa z doświadczonymi i profesjonalnymi podwykonawcami, instruktorami, trenerami i animatorami - dla naszą firmę to ludzie są kluczem do sukcesu realizowanego przedsięwzięcia.
0 notes
Text
KOLORY ZAPROSZEŃ – INSPIRACJE I POMYSŁY NA ROK 2018
Każdy sezon ślubny to czas pełen niespodzianek i nowości. Pojawiają się różnorodne pomysły na design, wystrój, ślubne motywy, dania, kolory , etc. W przypadku kolorów do czynienia mamy z ogromną różnorodnością, która dyktowana jest wieloma czynnikami, w tym między innymi sezonem. Zobaczcie, jakie kolory będą dominowały w przypadku zaproszeń ślubnych (i nie tylko) w 2018 roku.
Każdy sezon ślubny to czas pełen niespodzianek i nowości. Pojawiają się różnorodne pomysły na design, wystrój, ślubne motywy, dania, kolory , etc. W przypadku kolorów do czynienia mamy z ogromną różnorodnością, która dyktowana jest wieloma czynnikami, w tym między innymi sezonem. Zobaczcie, jakie kolory będą dominowały w przypadku zaproszeń ślubnych (i nie tylko) w 2018 roku.
INSPIRACJE
Kiedy dochodzi do decydującego momentu, by wybrać ślubny motyw i kolor, można zainspirować się naprawdę olbrzymią ilością ciekawych pomysłów. Jednym ze sposobów na to, by znaleźć inspirację, która zadecyduje o ostatecznym wyborze koloru ślubnego jest wybór ślubnych zaproszeń. To właśnie od nich rozpoczyna się często pomysł na całą imprezę weselną i przygoda z planowaniem. Zachęcamy do zapoznania się z najnowszymi jesiennymi trendami.
ŻÓŁTY
Jeśli wydaje wam się, że kolor żółty zarezerwowany jest tylko do ciepłych, słonecznych miesięcy – jesteście w błędzie. Chociaż żywe żółcienie takie jak kolor jaskra, czy cytrynowy są idealne na lato, głębsze barwy z odcieniem kurkumy bursztynu na czele są świetnym jesiennym akcentem. Musztardowy, czy magnolia z kolei w połączeniu np. z szarościami to kombinacja, która wygląda świeżo o każdej porze roku, z zimą włącznie.
ZIELONE ZAPROSZENIA ŚLUBNE
Zieleń jest kolorem roku 2017, dlatego jest on niezwykle modny już od wiosny. Podobnie będzie także i jesienią i na początku zimy. Zieleń możecie wykorzystać naprawdę na wiele sposobów, zwłaszcza jeśli na waszym weselu pojawią się jakiekolwiek kwiaty, czy kwiatowe elementy. Zieleń będzie dla nich doskonałą bazą. W chłodniejszych miesiącach wypróbujcie szmaragdowy kolor, aby uzyskać intensywność barw. Im bardziej stonowana zieleń, typu zieleń karchoczów, tym lepsze połączenia z takimi barwami jak lawenda, jasne róże, czy głębokie jagodowe kolory.
NIEBIESKIE ZAPROSZENIA
Od bardzo formalnych wesel, gdzie wybór paść może np. na granatowy kolor i takie same ślubne zaproszenia, niebieski oferuje olbrzymią gamę różnorodnych odcieni. Ten kolor i jego odcienie z całą pewnością będą modne również w 2018 roku. Warto więc wybrać któryś z niebieskich odcieni. Dla romantyków idealnym wyborem będą jasnoniebieskie tony z odcieniami szarości. Kochając klasykę możecie wybrać szafirowe zaproszenia, czy te w kolorze błękitu królewskiego. Wybór jest naprawdę imponujący!
TROCHĘ NIETYPOWO – CZERŃ
Czarny to kolor, który nie jest kojarzony ze ślubami i weselami. Tymczasem nadaje się on idealnie do ślubów jesiennych i zimowych, a w bieżącym roku zaproszenia w tym kolorze biją rekordy popularności. Wystarczy zobaczyć na propozycje przygotowane przez pracownie artystyczne, by przekonać się jak pięknie mogą wyglądać takie zaproszenia. Dodatek złota, pięknie kaligrafowane litery i gotowe. Tego rodzaju zaproszenia szczególnie pasują do bardzo eleganckich wesel w stylu glamour, choć wykorzystać można je w różnych stylach.
0 notes
Text
['Pierwsze spotkanie duńskie z wyraźną klęską.
['Pierwsze spotkanie duńskie z wyraźną klęską. Może był to niezwykły czas spotkania, które rozpoczęło się o 1:30 w poniedziałek. Dania wygrała 4: 2. Tylko przegrana 0: 3 Polacy zdołali złamać linię obronną przeciwników. Komentatorzy poinformowali, że nasi strikerzy strzelili do siedmiokrotności pozycji i przekroczyli cel duński. Wtedy możemy spróbować powiedzieć, że od początku nie mieliśmy pecha z tym przeciwnikiem. Warto zauważyć, że w tej grze po raz pierwszy debiut Ernesta Wilimowskiego. Z 17 lat i 332 dni stał się najmłodszym przedstawicielem "" Dwa dni później graliśmy z Szwedami, a także przegraliśmy 2: 4, ale po drodze wstrząsają piłkarze dopisywały się. "" Powracamy przez Berlin przez Berlin i tam odpoczywamy na kilka godzin. (...) Byliśmy w mieście, a tutaj pub obok pubu, kabaretea na każdym kroku, różne teatry, rozumiesz? Każdy z nas mówił po niemiecku, może tylko Nawrot ledwie tańczył. Połaziliśmy się trochę, taki długi spacer, ale ktoś powiedział, że jeśli główna stacja kierownicza nie będzie ... przerażona i wróciła. Cóż, nie bałem się, ale nie mogłem zostać sam. Na stacji za nasze przerażenie nie było nikogo innego. Lecieliśmy na platformy, pytam o informacje, ale okazało się, że żaden pociąg nie przybył do Polski. Co robić Pętaliśmy po berlińskiej stacji kilka godzin, bez Pfenniga w kieszeni, ponieważ dieta szybko się rozprzestrzeniła, a zespół wrócił zaledwie piętnaście minut przed wyjściem. Okazało się, że to była wizyta w ambasadzie, mała piłka z tańcami i trochę lamentowana. Miał być niespodzianka ... graczy - powiedział na łamach Encyklopedii FUJI Wilimowski „” Efekt: porażki 2: 4 „” „Kopenhaga” - 04 października 1936 „” sekund spotkanie z Danii i tej drugiej porażki Razem 1: 2. My nawet poszliśmy spać, ale po nieszczęśliwych losach fortunę nadal było bezużyteczne. Ostatnie spotkanie w tym polu odbyły się Henry Martyn i Spiridion Albanian. Ernest Wilimowski wrócił do zespołu po wątpliwym dyskwalifikacji. Podobnie jak jego debiut, nie był pod wrażeniem, ale wkrótce miał nadejść jego czas. Jako trener po tym spotkaniu, Kurt Otto również pożegnał się z nami, aby pomóc nam odnieść sukces w Berlinie. To się stało średnio. Ewald Dytko przypomniał, że to było najważniejsze: nie Igrzyska Olimpijskie, a nie inne gry, ale że Ezi wrócił. Pojechałem do Kopenhagi, tylko dlatego, że nie dostał zwolnienia (...) Kiedy uważam, że personel w hotelu, byłem początkowo powiedział, że Ezi zorganizować imprezę po wielkim bankiecie. Bankiet nie było, ale nie widziałem gracza szczęśliwsze niż gdy Wilimowski poszedł na pole w Kopenhadze. Nigdy tego nie widziałem. Może to nie było na zewnątrz, ponieważ był graczem, który był dobrze z nami, z uśmiechem na twarzy. ' swiezaki bartus
0 notes
Text
Pasja Dojlidy - chrzciny i komunie w włoskim klimacie w Białymstoku
W swoim menu oferujemy tradycyjną włoską pizzę na chrupkim cieście, aromatyczne makarony oraz lekkie sałatki.
Dokładamy wszelkich starań, aby nasze potrawy były pełne smaku, dlatego korzystamy tylko z najwyższej jakości produktów, które są dostarczane przez lokalnych dostawców. Nasi wykwalifikowani kucharze, którzy do swojej pracy podchodzą, z pasją przyrządzą dla Was dania według oryginalnej receptury.
Zajmujemy się organizacją imprez okolicznościowych takich jak: chrzciny Białystok, urodziny, przyjęcia firmowe, szkolenia, karaoke, stypy, komunie Białystok, wesela, jubileusze, spotkania klasowe po latach i wiele innych.
Wspaniała lokalizacja z mazurskim klimatem. Kameralne miejsce, duży parking, plac zabaw dla dzieci, cudowne widoki do sesji zdjęciowych - idealne miejsce na Twoją imprezę.
https://chrzcinyikomunie.pl/restauracje/pasja-dojlidy
#chrzciny#komunia#przyjeciaokolicznosciowe#przyjeciarodzinne#chrzcinyBialystok#komuniaBialystok#chrzcinyikomunie
0 notes