Dynamicznie, sytuacja rozwojowa, nadal czuję się tak, jak tykająca przed wybuchem bomba
19-12-2023
Dziś jestem w niedoczasie - znowu - ale bez próby połknięcia swojego ogona i bez paniki.
Dobrze się dziś czuję. W końcu - bo wczoraj się wyspałam xD
Mam naprawdę mało czasu na zrobienie bardzo obszernego zaliczenia, więc naparzam w klawiaturę. Rzecz w tym, że podeszłam do tematu ambitnie, skonsultowałam swój pomysł z wykładowczynią w weekend. Powiedziała, że w zależności od wykonania tego co jej opisałam da mi 3,5-4, ale nie mogę liczyć na 5. A ja chcę dostać 5. Po moim pytaniu sprostowała całemu mojemu rokowi czego DOKŁADNIE od nas oczekuje: podała nam NA TYDZIEŃ PRZED ODDANIEM kryteria, którymi będzie się kierować i tak właściwie opisała czego oczekuje, ech - daje nam absolutną wolność kreatywną, im bardziej pojechane interpretacje tematu tym lepiej. Najważniejsze: mają to być interpretacje NASZE. Mogą być to nawet zwykłe skany bazgrołów na kartce - byleby oddawały temat. To jest jej cel. A będzie obniżać ocenę za "pójcie na łatwiznę" czyli według niej: 1 - podanie :cytatów wizualnych" w postaci tych samych przykładów dzieł sztuki, jakie nam udostępniła na wykładach; 2 - używanie grafik wygenerowanych przez AI; 3 - użycie wyłącznie grafik z sieci, bez podania autora i źródła (czyli de facto kradzieży i podszywania się pod autora). Luz. Ale nie mogę nawiązać do tego do czego nawiązać chciałam wedle tych wytycznych, muszę pomysł zaimplementować od nowa (mój projekt początkowo nawiązywał do istniejących dzieł sztuki w formie uproszczonych grafik / groteski / satyry, a potem "cytowałam" jotpegi konkretnych dzieł sztuki w których widoczne są te lub inne zagadnienia. Ekhem. No i okazało się, że całkiem moim zdaniem autorska wizja zasługuje na 3,5-4 ech... Oczywiście nie pokazałam Pani dr swojej pracy, ani jak ją na ten moment dopieściłam, jak ma ona dużo innych zalet w 100% AUTORSKICH, wizualnych i na temat. Wierzę, że za to co jest tematem przewodnim by mi ocenę podniosła, ALE wiem już, za co była gotowa mi ocenę obniżyć xP a ja chcę PIĄTEKĘ! więc mam czas do piątku na zrobienie około 40 stron od nowa xD Mówiłam, zbyt ambitnie do tego podeszłam).
Wczoraj z mamą nie miałam czasu rozmawiać - odwieźli mi pieska rano, do pracy. Obydwoje opowiadali o perypetiach związanych z piastowaniem nowej roli - bycia babcią i dziadkiem. Cały ich świat to teraz ten słodki 4-miesięczny królewicz i miło mi bardzo. Fajnie, że się odnajdują. Ale o ich sposobie traktowania mojej osoby będę musiała z nimi porozmawiać.
Jakoś na kwadrans po odjeździe moich rodziców (wczoraj) zadzwoniła moja siostra. No i tym telefonem mnie wczoraj skosiła. Jechałam na oparach energii, ale jak mi w drugim zdaniu zdetonowała bombę, to wiedziałam, że nie powinnam tego połączenia przerywać, a tematu odkładać na później, a zarazem wiedziałam, że do tej rozmowy zużyję masę energii, cierpliwości i siły, a także takiej uważności i bystrości, precyzji intelektualnej. No i się tak stało. Po tym telefonie nie miałam już siły na NIC. Skończyłam wczoraj pracę. Zjadłam obiad, wykąpałam się, usiadłam do zadania na studia, tego, które muszę oddać do piątku (no, do drugiego dnia Świąt Bożego Narodzenia, ale WIEM, że nie będę miała przestrzeni by cokolwiek ruszyć w tym temacie w Wigilię, ani potem, żonglując między spotkaniami z rodziną moją i mojego partnera... fuck). Siadłam i patrzyłam w ekran, jak zombie, nic we mnie nie było, ani krzty pomysłu, kreatywności, ani siły po prostu by się starać. Po chwili poczułam jak ze stresu ciągnie mnie na wymioty, więc poddałam się. Wzięłam telefon i poszłam czytać komiksy w łóżku, zasnęłam wcześniej i spałam długo. Ponad 12h. Najwyraźniej mój organizm tego potrzebował.
Dziś się czułam o wiele lepiej i naprawdę miałam masę siły i energii na realizację planu - prawie wszystko co planowałam dziś zrobić już zrobiłam! Wow!
A! Nie napisałam co siostra mi zdetonowała xD. Ech. Odbieram telefon od niej, a ona radośnie i przyjaźnie mi ćwierka do ucha, że "cześć, Villcia! Dzwoniłam do rodziców i mama powiedziała, że już od ciebie wyjechali. Podobno masz dziś nieco luźniejszy dzień w pracy, czy masz teraz przestrzeń na rozmowę, czy może zdzwonimy się później, co?" - miło, z szacunkiem dla mojego i swojego czasu. Lekko jak bita śmietana na gorącej czekoladzie zagaiła tonem ploteczkowo-pogaduchowym. Siedziałam sobie z excelem, uzupełniałam dane, nic co by wymagało ode mnie 100% uważności, faktycznie rodzice się nie mylili - gdy odstawiali mi małą do domu, akurat tak wyszło, że miałam zaskakująco spokojny poniedziałek w robocie (w poniedziałki zwykle jest największy zapierdol i młyn, ruch). Też lekko rzuciłam siostrze, że roboty troszkę mam i jak zacznie się ruch, to będę musiała się rozłączyć, ale mam przestrzeń na pogaduchy. Na co siostra dalej radośnie i lekko "A, to dobrze, bo mam ochotę pogadać. Widzisz, właśnie rozważam zostanie antyszczepionkowcem!".
No i zawał na miejscu. xD
Okazało się, że wyskoczyła z tą konkluzją trochę w formie serio, a trochę hiperboli, a trochę w formie buntu wobec tego co ją spotkało w zeszłym tygodniu. Ale nim do tego doszłyśmy już nerwowo chodziłam po całym mieszkaniu, spokojnie słuchając, chociaż w środku miałam BURZĘ, dla uspokojenia popijałam wodę (wypiłam spokojnie z 2 litry, być może więcej) i kawę (jak zaczaiłam, że w chwilę wypiłam gorącą kawę, to poszłam po wodę).
Chciałam się dowiedzieć jakie argumenty ją do tego przekonały i przedstawić jej kontrargumenty, aby poddała jednak tą wstępną decyzję/groźbę wątpliwości. Przytoczyć jej stanowisko naukowe i semiotyczne...
Opowiedziała mi co się stało i jakie kroki podjęła, jak poznałam całość tej historii to ta bomba wydała się mniej nuklearna niż na początku.
Przede wszystkim to wygląda tak - gdyby to zależało od mojej sis to by już TERAZ niesiona na wkurwie należała do klubu antyszczepionkowców, ale Szwagier jest jednak zwolennikiem szczepionek, chociaż po tym co przeżyli w gabinecie lekarskim w piątek w zeszłym tygodniu czuje się również bezsilny, poniżony i postawiony w absurdalnie patowej sytuacji. A wszystko dlatego, że chcieli być dobrymi rodzicami i zadbać o swojego synka, zapewnić mu wszelkimi dostępnymi środkami bezpieczeństo (w znaczeniu "podając wszystkie dostępne i wymagane szczepienia", ale mając również pewność, że powikłania nie zrobią małemu krzywdy). Jest taka opcja by przed zaszczepieniem sprawdzić czy młody człowiek nie ma uczulenia na jakikolwiek składnik szczepionki - wyczytali to na stronie NFZu, ale też tą informację podali im w trosce, zapobiegawczo, mądrzejsi o tę wiedzę znajomi, których o 2-3 miesiące starszy od mojego siostrzeńca malutki synek wylądował właśnie na intensywnej terapii z powikłaniami po szczepieniu. Dziecko walczyło tygodniami o życie, a teraz nie wiadomo jak będzie się rozwijało.
Dlatego moja siostra z mężem wypełnili odpowiednie podanie, poszli do lekarki prowadzącej ich synka z tym podaniem prosząc od razu o skierowanie do alergologa w celu opisanym powyżej, a pani ich wyśmiała, zwymyślała od osób, które domagają się "specjalnego traktowania", zlekceważyła wielokrotnie, poniżyła, a na koniec lekceważąco oddała im do rąk to podanie z ich, rodziców, uzasadnieniem w jakim celu proszą o odroczenie zaplanowanego szczepienia (by najpierw sprawdzić u alergologa, na NFZ czy ich dziecko nie ma uczulenia na składniki szczepionki - co jest opisane jako przeciwskazanie do podawania szczepionki na samym preparacie i dlatego istnieje ta procedura). Zwróciła im je. Zszokowana siostra zapytała czy ona tego podania nie przyjmie i nie wyśle zgodnie z procedurą w odpowiednie miejsce. A pani doktor powiedziała, że mogą to zabrać, albo jej zostawić, generalnie jest jej whatever, to i tak według niej ma znaczenia, może to nawet wysłać, ale gwarantuje, że nikt z tym nic nie zrobi. Ani nikt, a o już szczególnie ona nie da im skierowania na badanie alergologiczne na składniki szczepionki dla 4-miesięcznego bobasa. Gdy moja siostra i Szwagier zwrócili uwagę, że to jest uzasadniona procedura i maja prawo wnioskować o to o co wnioskują (w końcu formularz istnieje, nie?) to doktorka z uśmiechem złośliwym sarknęła "możecie mnie zgłosić do sanepidu, jak chcecie".
No to zgłaszają ją do sanepidu.
A rozsierdzona do czerwoności siostra w domu zaczęła szukać sama, na własną rękę co to za preparaty (w sensie, że jakie szczepionki, jakiego producenta, co jest w składzie) są podawane dzieciom, jak wygląda prawo w kwestii szczepień. Dowiedziała się jaki syf może być w szczepionkach. I po nitce do kłębka trafiła na grupki antyszczepionkowców, gdzie już legendy i mity "w logiczny sposób" wyjaśnione, składające się w spójną całość przeraziły ją zupełnie. I stwierdziła - magister do cholery, wyedukowana w obszarze medycznym, szczególnie sfery dermy, babka, która chemię i biologię rozpykiwała - że chuj, że jednak szczepionki to zło i to szaleństwo szczepić dzieci. Że jaki rodzic coś takiego zrobiłby swojemu dziecku! Itp Itd.
No i tu już zaczęłyśmy inną rozmowę: najpierw ją uspokoiłam (bo nakręciła się wkurwem, jak o tej doktorce mi opowiadała, a potem wkurwem i strachem jak streszczała "logiczne" i "zdrowo rozsądkowe" dowody antyszczepionkowców na szkodliwość szczepień) i analizowałam z nią każdy argument. Co wie, że mówi nauka, a jakie dowodu przedstawia opcja antagonistyczna. Czego nie wiemy o legitnie brzmiącej grupie/próbie badanych podanych z przykład u antyszczepionkowców. O dowodach anegdotycznych. O upiornym NFZ. O próbie bycia odpowiedzialnym rodzicem podczas, gdy niektórzy lekarze w tym przeszkadzają zamiast pomagać.
No, było ciężko.
Nie wiem w sumie po co do mnie zadzwoniła z tym? Wczułam się w rolę "starszej siostry, która często wie więcej i wie lepiej" ale może nie tego u mnie szukała?
Bo jedyne co ją uspokajało, to wspomnienie Szwagra - że moje argumenty pokrywają się z jego argumentami. Jesteśmy otwarcie na możliwość, że każde z podejść jest okay i każde się myli. To zależy to najlepsze podejście. By wysnuć dobrze dobraną ścieżkę należy zebrać informację - czyli zrobić badanie na te składniki szczepionki i upewnić się, czy malec nie jest na coś uczulony. Nauka udowadnia jedno, a przykłady anegdotyczne drugie. Od jednostki zależy czemu wybiera wierzyć/ Że trudno - moim zdaniem - zwalać "regresję rozwojową u 5-miesięcznego bobasa" wyłącznie na szczepionkę, bo nie wiemy co jeszcze się zmieniło w życiach tych maluchów, które są przywoływane jako dowód na to, ze szczepionki szkodzą: to mogła być 1 - reakcja na podanie szczepionki, organizm skupił się na walce z patogenem zamiast na innych funkcjach, 2 - reakcja na podanie szczepionki, która zbiegła się w czasie z innymi trudnościami, jakie wydarzyły się w życiu dziecka np: miało trudność z raczkowaniem, rodzice się kłócili, zrobiło się zimno/gorąco przez co pojawiło się u dziecka reakcja na natłok bodźców sensorycznych i po prostu to przetrawiało, a może tata wrócił do pracy i maluch poczuł, że znajoma rutyna się zaburzyła, a może do diety na dodatek włączono dziecku marchewkę na którą de facto ma uczulenie, a może było chore na wirusówkę, a może to po prostu oznaka innych cech osobniczych, które dały dopiero w danym momencie o sobie znać - NIE WIEMY TEGO (nawet o sobie samych tego często nie wiemy, a co dopiero o innym człowieku!), 3 - nie ma to nic wspólnego z podaniem szczepionki, ale jest związane z którym z innych czynników, których rodzic nie bierze pod uwagę.
To była ciężka rozmowa.
Mam wrażenie, że ona chciała się mi wygadać i wykrzyczeć. I uzyskac jakieś zapewnienie? Zrozumienie?
Ech. Potem siostra wyznała, że zadzwoniła do kuzynki - tej, która jest antyszczepionkowczynią - pytając o to, jakie ta ma doświadczenia. No japierdole. I ta kuzynka się odpaliła gorącym nawracaniem na swoje wyznanie, wręcz sekciarsko straszyła mi siostrę opowiadając drmatyczne historie o śmierciach dzieci. Siostra mi to relacjonowała z takim... no wkurwem, żalem wobec lekarzy, strachem o synka, olbrzymia niezgodą (bo czarnymi bohaterami wszystkich tych historii byli lekarze). Ech. Żeby nie było - w każdej grupie zawodowej są nieczułe debile, pozbawione empatii poczwary z przerostem ego i upajające się władzą w swoim obszarze. W KAŻDEJ. I nie mam zamiaru odwodzić mojej siostry od pomstowania na tą lekarkę, która ją wyśmiała, ani na tych okrutników z makabrycznych opowieści kuzynki. Nikt im nie powinien chronić dupy w imię nauki. Nikt. Powinni wylecieć z roboty i odpowiadać karnie - jak nie masz podejścia do pracy z ludźmi to nie pracuj z ludźmi. Proste, są inne opcje by się realizować medycznie. Jednak... Ech... te historie, które jak głuchy telefon ze zgrozą powtarzała mi wczoraj siostra już słyszałam. I to od tej samej kuzynki. W 2017 roku. W 2019 roku. W 2020 roku. W 2021 roku. W 2022 roku. Nie były aż tak kategorycznie czarno-białe, miały pewne niuanse, których albo moja siostra nigdy nie usłyszała, albo wybrała by ich nie zapamiętać. I przyznaję, opowiedzenie tych pięciu historii jedna po drugiej przytłacza i stwarza wrażenie życia w opresji, skazania na walkę z okrutnym systemem i budzi potrzebę PANICZNEGO chronienia tego maleństwa, które sis powołała na świat, a który to świat nie chce go przyjąć bezpiecznie.
No.
Straszne to było.
Budziło paniczny lęk.
I ten lęk moją siostrę - połączony z wkurwem i pieklącą bezsilnością - przekonuje do tego by zostać antyszczepem. Bo tamci ludzie rozumieją jej wartości, jej cele, jej potrzebę chronienia dziecka.
Dawałam jej perspektywę, rozplątałam tą lawinę nieszczęścia i niedoli na epizody, a potem na lata, a potem dodałam niuanse o których wiem i zaznaczyłam, że pewnie o masie innych rzeczy nie wiemy.
Zaadresowałam ten lęk, przypominałam, że ma do niego prawo, wyznałam, że ja też się wkurwiłam słuchając o tej lekarce co szasta zdrowiem i życiem mojego siostrzeńca; że moim zdaniem szwagier i sis dobrze, bardzo odpowiedzialnie i mądrze zrobili domagając się testów alergicznych - to bardzo mądre, odpowiedzialne posunięcie, które pozwoli młodego zaszczepić, a z nich ściągnie napięcie i strach.
A na tą babę z przychodni, tą, która skończyła medycynę i zachowuje się jak zupełna ignorantka, zaproponowałam, aby napisali skargę do Sanepidu, do Rzecznika Praw Pacjenta, do jej szefa i do NFZtu. I może do PIPu? I może do lokalnej prasy?
Jakieś pomysły gdzie jeszcze można wysłać donos na tą panią?
Wysłałabym na nią donos gdzie się da.
I każdy z tych donosów zaczęła listą wymieniającą jaka jeszcze instytucja dostała kopię niniejszego pisma :P
Bo właśnie takie postawy u lekarzy pomagają ruchowi antyszczepionkowemu. Zero empatii, ignorancja, lekceważenie, nierozumienie potrzeb ludzi - przecież chcą dobrze dla swoich dzieci do cholery!
Brawa dla tej pani, powinna dostać nominacje do medycznego odpowiednika Złotej Maliny. Największa dzbanica wśród lekarzy, popisowy koncert braku kompetencji xD
Z tego wszystkiego siostra - od antyszczepionkowców - dowiedziała się jakich badań w punktach szczepień noworodków się nie wykonuje, a jakie powinny być wykonane przed podaniem szczepionki. Ja nie ufam szpitalowi w mojej rodzinnej miejscowości - moją mamę ledwie dwa lata temu przecież zaszczepili inną szczepionką niż ta na którą była zapisana, bez zrobienia wywiadu. Dopiero odbierając zaświadczenie przeczytała co jej wpuścili do organizmu, a na co miała przeciwskazania. Jak do nich zadzwoniłam z pytaniem co mam zrobić, gdyby mama miała reakcję niepożądaną to w dupie mieli moje pytania i moją mamę - chronili sobie tyłki, klepali formułki, mówili o tym za co odpowiada szpital, że proszą o kontakt z rzecznikiem. A ja do cholery dzwoniłam po instrukcje jak udzielać pomocy w razie wyników ich błędu, ich dupa mnie nie interesuje tak długo jak moja mama jest zdrowa i nie będzie miała kolejnego wylewu wywołanego przez preparat, który jej wstrzyknęli bez wcześniejszego wywiadu, ani bez informowania jej o zmianie. No i co? NFZ jest niedofinansowany i był/bywa przepracowany. Ale też bywa pełen ludzi niekompetentnych.
Ich -lekarzy - ego i niezadresowane kompleksy powoduje (między innymi, sa też inne czynniki), że ludzie odwracają się od osiągnieć naukowców. Chujowe to.
Ludzkość potrafi wszystko co dobre spierdolić. Ech.
Anyway - trzymam kciuki za siostrę, a jeszcze bardziej za Szwagra, który jest bardziej w fakty naukowe, niż anegdotyczne.
Ale ta rozmowa - nawet teraz jak to piszę podniosło mi to ciśnienie - wydrenowała mnie z siły, emocji. Kurwa, jeszcze to.
Dziś było lepiej.
Wyspana popracowałam, opisałam tym, którym udało wisiałam odpowiedzi na maile, aplikowałam na kilka ofert pracy, vinted zrobiłam (nic się nie sprzedaje, ech, ale przynajmniej wystawiam, niech wisi, to w końcu mam nadzieję pójdzie... ), włosing wszedł (miód, olej rzepakowy i odżywka proteinowa z pszenicy), zrobiłam pranie, rozwiesiłam pranie, umyłam kibel - trochę prokrastynuję przed wykonaniem tej roboty na zaliczenie, bo mam wrażenie, że nie zdążę, nie mam siły, czuję niechęć - słowem ADHD daje o sobie znać, wymyłam naczynia...
.... i umówiłam się też na wywiad. Jestem tym zarazem podjarana i podenerwowana. Będę musiała przekminić co mogę powiedzieć, a czego lepiej dla mnie samej, abym nie mówiła. Nie myślę o tym jakoś ze stresem, bardziej się jaram. Propozycja rozmowy spłynęła w czerwcu, właściwie wyrosła z fajnej wymiany literek, a nagrywka będzie w przyszłym miesiącu, pół roku później. Miałam czas by o tym zapomnieć i nabrać dystansu. I nagle - umawiamy się na termin, ustalamy jak zepniemy dźwięk itp. Ciekawe to.
Słuchałam też bardzo pozytywnego podcastu o historii, ale historii "modnych ciał" - czyli jakie cechy wyglądu jarały Europejczyków przez lata xD i jak bardzo kompleksy przez to są bez sensu xD
Uśmiałam się.
17 notes
·
View notes
Odblokowanie mocy numeru BDO: Kompleksowy przewodnik po sukcesie finansowym
W dzisiejszym szybkim i konkurencyjnym świecie osiągnięcie sukcesu finansowego jest celem, do którego dąży wiele osób. Jednym z potężnych narzędzi, które mogą pomóc odblokować ten sukces, jest numer BDO. Numer BDO, znany również jako Business Development Opportunity number, jest unikalnym identyfikatorem przypisanym do firm przez Bureau of Domestic Operations. Zrozumienie i wykorzystanie mocy tego numeru może znacząco przyczynić się do sukcesu finansowego.
Jednym z kluczowych sposobów, w jaki numer BDO może odblokować sukces finansowy, jest umożliwienie firmom dostępu do szeregu zasobów finansowych i możliwości. Dzięki numerowi BDO firmy mogą ubiegać się o pożyczki, dotacje i inne formy pomocy finansowej, które mogą pomóc im w rozwoju i ekspansji. Instytucje finansowe często wykorzystują numer BDO jako miarę wiarygodności firmy i jej potencjału do osiągnięcia sukcesu. Posiadając silny numer BDO, firmy mogą zwiększyć swoje szanse na zabezpieczenie finansowania i inwestycji, co może napędzić ich rozwój i ostatecznie doprowadzić do sukcesu finansowego.
Co więcej, numer BDO może być również cennym narzędziem dla firm, jeśli chodzi o przyciąganie klientów i budowanie zaufania. W dzisiejszej erze cyfrowej konsumenci coraz częściej polegają na platformach internetowych i katalogach, aby znaleźć firmy. Platformy te często wymagają od firm podania numeru BDO w ramach wpisu. Posiadanie ważnego i aktualnego numeru BDO może pomóc firmom wyróżnić się na tle konkurencji i wzbudzić zaufanie potencjalnych klientów. Pokazuje, że firma jest legalna, godna zaufania i zgodna z przepisami, co może sprawić, że klienci chętniej wybiorą ją zamiast konkurencji.
Innym sposobem, w jaki numer BDO może przyczynić się do sukcesu finansowego, jest dostarczanie firmom cennych danych i spostrzeżeń. Numer BDO jest powiązany z szeregiem informacji o firmie, w tym z jej historią finansową, zdolnością kredytową i wskaźnikami wydajności. Analizując te dane, firmy mogą uzyskać głębsze zrozumienie swoich mocnych i słabych stron oraz obszarów wymagających poprawy. Wiedza ta może stanowić podstawę do podejmowania strategicznych decyzji i pomóc firmom w optymalizacji ich działalności w celu zwiększenia rentowności i sukcesu finansowego.
Co więcej, numer BDO umożliwia również firmom uczestnictwo w kontraktach rządowych i możliwościach zamówień publicznych. Wiele agencji rządowych wymaga od firm posiadania ważnego numeru BDO, aby móc ubiegać się o kontrakty lub zostać zatwierdzonym dostawcą. Wygrywanie kontraktów rządowych może być bardzo lukratywne dla firm, zapewniając im stabilne źródło przychodów i możliwości rozwoju. Wykorzystując swój numer BDO w ten sposób, firmy mogą uzyskać dostęp do zupełnie nowego rynku i odblokować znaczący sukces finansowy.
Podsumowując, zrozumienie i wykorzystanie mocy numeru BDO jest niezbędne do osiągnięcia sukcesu finansowego. Ten unikalny identyfikator umożliwia firmom dostęp do zasobów finansowych, budowanie zaufania z klientami, uzyskiwanie cennych informacji i uczestniczenie w kontraktach rządowych. Wykorzystując możliwości oferowane przez numer BDO, firmy mogą uwolnić swój pełny potencjał i utorować drogę do sukcesu finansowego.
2 notes
·
View notes
polish villages and elder (sambucus nigra); practical uses and folk beliefs:
• in polish folk medicine, leaves, berries, and flowers alike were used in multiple ways - for humans but for animals as well. for example, pigs suffering from erysipelas would be treated with compresses from elder leaves.
• for humans, a plethora of illnesses would be treated with elder: cough, stomach and bladder issues, joint pain, and even insomnia, asthma, and various emotional or psychological states. for example, “quiet children,” believed to be charmed, would be given elder infusions.
• the berries were also used to make soup: they’d be boiled with sugar and cream and served with potatoes. variations of this soup are still popular today in some places.
• it was recorded in some villages that women would make the ink required for school from elder; it was also used to make multiple types of toys and small instruments for children, such as popguns, whistles and folk pipes.
• ash from the elder would be poured over spots believed to bear the marks of devil activity as a way to cleanse them.
• in some villages it was believed that an elder growing by the house or the barn will protect it from witches and from lighting, or bring good luck to the household.
• you can sleep safely in the shade of the elder as snakes and worms and insects and all other crawling creatures will not dare go near it.
• while in many villages elder was believed to protect one from evil (most notably witches and devils) in many others it was believed to be demonic or evil in nature; it was called “evil” or “cursed” and believed to have evil spirits, illnesses, or devil(s) within.
• due to the belief that devil - or devils - reside between the roots of the elder, it was forbidden to cut it down or uproot it. the fear was that the evil would take revenge after such an act, or the place would be haunted, or bad luck and even death would fall upon the one who destroyed the tree.
• if an elder growing by the water was cut, the water itself would become poisonous. similarly, the consequences of ingesting raw and unripe elderberries were attributed to the influence of the evil spirit within it.
[sources: Komentarze do Polskiego Atlasu Etnograficznego t. VI. Agnieszka Lebeda: Wiedza i wierzenia ludowe, 2002. Podania, przesądy, gadki i nazwy ludowe w dziedzinie przyrody. Cz. 2, Rośliny. Bronisław Gustawicz, 1882.]
524 notes
·
View notes