#samotne dni
Explore tagged Tumblr posts
toba--oddycham · 6 months ago
Text
Tumblr media
201 notes · View notes
mrocznaksiezniczka · 5 months ago
Text
Tumblr media
Życie ciężkie, dni szare,każdy krok jakby w piachu,przemijają chwile marne,dusza wciąż w starym strachu.Światła brak, horyzont mętny,nawet sny są bez koloru,serce w piersi ledwo bije,łzy samotne wśród wieczoru.Gdzie nadzieja? Gdzie marzenia?Nic nie cieszy, nic nie błyszczy,wszystko blednie, ginie w cieniu,wszystko traci swą świetlistość.
10 notes · View notes
kaktus-kociedramki · 1 month ago
Text
Liderka, nie królowa (Klan Modliszki)
Niby jako liderka robiła trochę za "matkę całego klanu" (szczególnie ze swoim specyficznym podejściem), jednak bycie królową to totalnie inna bajka. Cierń nie była raczej typem osoby, która siedziałaby w miejscu i czekała, aż ktoś zrobi coś za nią. Już cały ten długotrwały pobyt u medyka był dla niej frustrujący. Oczywiście, nie pragnęła niczego bardziej, niż przytulić swoje kocięta bądź wtulić pysk w futro Nakrapianego Nosa, ale jej potrzeby sięgały trochę dalej. Od kociaka skupiona była na działaniu i zawsze dążyła do wnoszenia jak najwięcej do ich społeczności. Między innymi dlatego Klan Gwiazdy wybrał ją na liderkę, kiedy tworzyły się nowe klany.
Z tego samego powodu nie spędzała całych dni ze swoimi kociakami. Treningi z Szarą Łapą, samotne polowania, czy też doglądanie obozu były dla niej bardzo ważne.
Teraz jednak, nastąpiła ta spokojniejsza chwila i Cierń obserwowała, jak Konwalia bawiła się z Troską. Nowy kociak szybko odnalazł się w klanie. Liderkę z kolei cieszyło zarówno, że jej dzieciaki mają towarzystwo, jak i fakt, że młoda, ruda kotka była najedzona, bezpieczna i szczęśliwa. Wiodła beztroskie życie, jakie powinno wieść każde kocię, chociaż Ciernista Gwiazda była pewna, że doskwiera jej brak rodziców.
Tumblr media
To nie tak, że Cierń nie umiała przebywać z kociętami. Właściwie, to wiele z nich naprawdę ją lubiło, a zadziorna gadka kocicy często bawiła je, gdy już do niej przywykły.
Pamiętała jeszcze te dni, gdy bawiła się z Mgiełką (obecnie Mglistą Łapą), córką Mokrej Blizny i Złotej Rzeki. Kociaki były spoko, jednak nie stanowiły punktu, wokół którego chciałaby skupić całe swoje życie. Oczywiście, zależało jej przy tym na szczęściu i odpowiednim wychowaniu własnych kociąt, miała w sobie pełno matczynej miłości, jednak po prostu... nie zawładnęła ona niezależnym charakterem kotki.
Tumblr media
Wieczór, który tak bardzo skłonił liderkę do przemyśleń dobiegał końca i za niedługo trzy maluchy zamieszkujące obóz Klanu Modliszki musiały położyć się spać. Mimo narzekań, że nie chcą i jeszcze nie teraz, Ciernista Gwiazda widziała ich zmęczone miny oraz gorączkowe próby powstrzymania ziewania.
 – No już, nie róbcie scen – mruknęła, niewzruszona ich zachowaniem – jak nie będziecie spać, to nie urośniecie, a wtedy ciągle będziecie musieli wcześnie wracać do kociarni – powiedziała, bardzo poważnie. Dziewczęta spojrzały po sobie, niezadowolone tą wizją, po czym ruszyły w kierunku leż. – Nie przejmujcie się, opowiem wam coś ciekawego – dodała Cierń, nie chcąc zostawiać ich w ponurych humorach. Kociaki zdecydowanie się rozchmurzyły i szybkim krokiem ruszyły do legowisk.
Tumblr media
– Pomyślałby ktoś, że masz miękkie serce – odparł rozbawiony Zlepione Futro, tuż za jej plecami.
– Pomyślałby ktoś, że nie jestem w stanie urwać Ci ogona – od razu się odgryzła.
– Obiecanki cacanki – rzucił, idąc do swojego leża. Cierń przewróciła oczami i ruszyła w kierunku kociąt. Cóż, nawet jeśli kociarnia nie była jej ulubionym miejscem, to zasypianie z własnymi maluchami stanowiło naprawdę przyjemną część dnia. Szczególnie, jeśli ten skupiony był na łapaniu zajączków, poprawianiu postawy Szarej Łapy i kłapaniu jęzorem.
Bycie królową nie było złe, po prostu nie było w jej stylu. Wolała zdecydowanie rolę liderki. Za to te maluchy? Kochała je całym sercem.
Tumblr media
4 notes · View notes
lamtncz · 5 months ago
Text
Chystáte se na svatbu jako družička a chcete, aby všechno bylo perfektní? Kromě dobré nálady je základem úspěchu skvěle sladěný outfit se správnými doplňky. Harmonie mezi šaty a šperky družiček a nevěstou dodává svatebnímu dni jedinečnou atmosféru. Jak docílit toho, aby družičky nevěstu nezastínily, ale elegantně doplnily celkový dojem? Tradice a Význam Družiček Družičky mají na svatbách dlouhou tradici, sahající až do starověkého Říma. Tehdy jejich úkolem bylo chránit nevěstu před nepřáteli a zlými duchy, kteří by mohli chtít ublížit novomanželům. Proto nosily šaty podobné těm nevěstiným, aby zmátly zlé síly. V dnešní době družičky nejenže doprovázejí nevěstu během jejího velkého dne, ale pomáhají jí i s přípravami na svatbu. Od plánování rozlučky se svobodou až po pomoc s výběrem svatebních šatů a doplňků, jejich role je nesmírně důležitá. Šaty a Šperky pro Družičky: Jak Je Správně Sladit? Jak Vybrat Správné Šaty pro Družičky Šaty družiček by měly ladit s nevěstou, její kyticí a celkovou svatební výzdobou, ale neměly by zastínit samotnou nevěstu. I když už není zvykem, aby družičky nosily šaty podobné těm svatebním, je důležité, aby byla barevná a stylová harmonie. Bílé šaty pro družičky nejsou běžné, ale po dohodě s nevěstou mohou být výjimkou. Při výběru šatů je třeba myslet na roční období, místo konání svatby a celkové barevné schéma obřadu. V luxusním resortu se hodí jiné šaty než na svatbu na venkově. Šaty pro družičky by měly být pohodlné, lichotit jejich postavě a zapadat do stylu svatby. Tradiční barvy jako růžová, krémová či bleděmodrá jsou stále populární, ale moderní svatby často volí odvážnější barvy. Šaty mohou být dlouhé, krátké, s rukávy či bez, volné či přiléhavé – záleží na dohodě s nevěstou a celkovém stylu svatby. Šperky k Dokonalému Sladění Doplňky, zejména šperky, hrají klíčovou roli při doladění svatebního outfitu družiček. I zde platí pravidlo, že v jednoduchosti je krása. Šperky by měly být elegantní a decentní, aby nevěstu nepřekonaly. Pro svatby jsou ideální jemné stříbrné šperky. Stříbrné náušnice s kamínkem či perlou, stříbrný náramek nebo prsten snadno sladíte s šaty a ostatními doplňky. Výběr šperků můžete usnadnit praktickou sadou, která obsahuje dokonale sladěné kousky. Barvu kamínků a zdobení šperků se snažte sladit s barvou šatů, abyste dosáhli harmonického vzhledu. Pokud budou vaše šperky ladit i s nevěstinou kyticí, výsledný efekt bude dokonalý. Šaty a Šperky pro Družičky: Jak Je Správně Sladit? Tipy na Perfektní Svatební Outfit Skladování: Uchovávejte šperky v suchu a temnu, nejlépe v uzavíratelných sáčcích nebo krabičkách. Pravidelné čištění: Čistěte šperky speciálními hadříky nebo roztoky na stříbro. Vyhněte se chloru: Chlorovaná voda a dezinfekční prostředky mohou šperky poškodit. Kosmetika a sport: Aplikujte kosmetiku před nasazením šperků a při sportu je raději sundejte. Chystáte se na svatbu své přítelkyně jako družička? Vyberte si dokonalé šaty, doplňte je jemnými šperky a staňte se součástí harmonického vzhledu svatebního dne. Inspirujte se našimi tipy a vytvořte si outfit, který bude nejen krásný, ale také pohodlný a stylový. LAM ANH s.r.o. a sperkystore.cz Naše společnost LAM ANH s.r.o. provozuje e-shop sperkystore.cz, kde nabízíme širokou škálu stříbrných a zlatých šperků. Jsme hrdým členem registrovaných obchodníků s drahými kovy vedeného Puncovním úřadem České republiky. Naše šperky jsou certifikovány a splňují všechny standardy kvality a pravosti. Navštivte naše stránky sperkystore.cz a objevte naši nabídku kvalitních šperků, které jsou nejen krásné, ale také dlouhodobě odolné díky přísným kontrolám a kvalitnímu zpracování.
0 notes
grimangelakum · 6 months ago
Text
Piórko
Ten Wierszy napisałam w roku 2009, był wcześniej wrzucon do innego bloga ale już ten Blog nie istnieje.
Przedstawiam wam Wierszy- Piórko
Między niebem i Ziemią...
Jest wielka przepaść
Którą ja Spadam...
Na samy dół..
Samotna i zapomniana przez szczęście..
Opadam jak pióro anioła..
śnieżno białe pióro wypadłe z skrzydeł Anioła..
Anioła, którego Bóg Opuścił i z kazał na wieczne potępienie…
Utrata Nadzieja…
Odebrane marzenia…
Biedna anielska istoto..
Odebrano ci skrzydła i Wzrok..
Ból i cierpienie..
Ciepłe policzki pełne łez…
To nie była jego wina……
On tylko spełniał Boskie przykazanie…
Śnieżno-białe pióro wypadłe z skrzydeł anioła..
Opada pióro na dnie przepaść…
Ostatnio pióro anioła…
Ostanie chwilą szczęścia…
Jestem jak te pióro…
Samotne i zapomniane przez szczęście…
Widzące ostanie chwilę nadziej i radość..
Opadam, opadam na wietrze…..
Widząc jak żywcem rywią skrzydła….
Słyszę, płacz…
Słyszę krzyk…
Słyszę skrzyp łańcuchów….
Opadam, opadam na dni przepaść…
Krople krwi opadają….
Krople łez spływają….
Jak zapomniane szczęście…
Miedzy niebem i ziemią….
0 notes
smietelnaa · 6 months ago
Text
05.05.2024
Nigdy nie byłam chociaż bliska wyzdrowieniu, ale na urlopie znów wszystko się popsuło. Boje się jeść. Gdy wiem że z kimś się widzę, są czyjeś urodziny, albo pojawia się obawa że będę musiała zjeść coś nieprzygotowanego przeze mnie od razu obcinam kalorie. Np. jogurt proteinowy na śniadanie, a później już tylko kawa lub energetyk.
Nie rozumiem tego. Było już dobrze. A może nie tyle dobrze co akceptowalnie. Mówiłam sobie: musisz jeść by znów się nie stoczyć. A teraz w głowie ciągle słyszę NIE MOŻESZ JEŚĆ.
Za dwa dni wyjeżdżam na moje pierwsze (samotne) wakacje. Miałam przez tydzień odciąć się od świata, cieszyć się piękną Grecją i pysznym jedzonkiem. Chciałam chociaż przez te 7 dni, nie liczyć, nie myśleć, po prostu żyć. A na razie kiepsko to widzę...
Ale może to tylko chwilowe. Jest piękny dzień, aż prosi się by pójść na spacer. Spalić kalorie. Będzie dobrze. Wszystko będzie dobrze :)
0 notes
thelinethatmademefree · 8 months ago
Text
Rozczarowanie czasem
Wtorek jest moim poniedziałkiem. Na szczęście udało mi się wyspać. Wstałam 10 minut przed budzikiem. Niemal natychmiast zabrałam się za nadrabianie obowiązków. Wypełniłam obie tabelki, następnie z uwagą przyjrzałam się wynikom. Rozczarowanie i żal. Za dużo wydalam, a jednocześnie nie miałabym gdzie przyciąć. Mogłabym jedynie nie kupować butów, a buty są mi przecież potrzebne. W dodatku wybrałam je sama i bardzo mi się podobają. Nie umiem jednak się z nich cieszyć. Mam problem z wydawaniem pieniędzy. Nie umiem odpuścić, fiksuje się. Jak kurwa zawsze. Za mało zarabiam. Nie rozpierdalam kasy, ja po prostu za mało zarabiam. Z jakiegoś powodu bardzo mnie to obchodzi.
Z jednego pociągu w drugi. Różnica wynosi niecałe 24 godziny. Dla mnie niemal połączone podróże. Druga za szybko po pierwszej. Dam rade, więc to bez różnicy. W ogóle odkąd zrozumiałam, że dam sobie radę ze wszystkim jest łatwiej, a jednocześnie straciłam całkowicie prawo do narzekania. Bo się robi, a nie robi i narzeka. Ze Szczecina do Wejherowa, z Wejherowa do Gdańska. Wici wici.
Nie chce mi się uprawiać seksu. Nie chce mi się właściwie nic. Moja energia nie pasuje do pogody. Ociepliło się i wyszło słońce. Jestem w stanie jechać w jednej bluzie, nawet chustę schowałam do plecaka. Zachciało mi się spać. Muszę dogonić pogodę. Monika na substancjach mówiła coś o ciągnięciu fiuta. U mnie zero reakcji. Mózg ją miział po kreskach, u mnie nic. Ja pijąc dopiero czułam się inaczej i jakkolwiek lepiej. Nie podoba mi się to wszystko.
Potrzebny mi detoks od alkoholu. Detoks od cukru, a najlepiej jeszcze detoks od pieczywa. Piłam trzy dni z rzędu pół litra na pół. Nie ma bezpiecznej dawki alkoholu. Alkohol to trucizna. Co z tego, że nie ciągałam cały weekend skoro piłam i jadłam beznadziejne, wysoko przetworzone i niezdrowe jedzenie? Teraz mi się to wydaje tak kurewsko podobne do siebie. Wszystko to jebane gówno.
Czy ja zaczęłam od siebie za dużo wymagać, a jeśli tak, to w jakim celu?
Powinnam poruszyć kilka spraw, które leżą mi na sercu. Napisać o żalu wobec Martyny, o Kubie i jego zaburzeniach, o tym jak wygląda samotne życie Moniki… ale przegapiłam moment najsilniejszych emocji i nie mam siły układać ładnych zdań. Martyna się zamyka, jest najpewniej w depresji. Kuba nie ma pojęcia co się z nim dzieje i jest uzależniony. Monika w dalszym ciągu sobie nie radzi. Nic się kurwa nie zmienia. Z boku to wygląda tak jakbym była jedyną osobą, która dokonuje zmian w zakresie komfortu i jakości życia. Mimo, że zarabiam najmniej że wszystkich ludzi, których znam. Chcę mi się płakać. Potrzebuje kontaktu, a ludzie są zwyczajnie popsuci. Absolutnie każdy. Terapia sprawiła, że wcale nie żyje się łatwiej kurwa. Natomiast uzyskanej świadomości nie da się tak po prostu odrzucić.
0 notes
swiatygrimangel · 10 months ago
Text
Grim kontra lekarze
Czy wam się zdarzyło że jak jesteś chorzy to odrazu udaje się iść do lekarza?
Bo mi nie! Znaczy dwa raz ale musiałam siła to zrobić! Do czego biję?!
Jak byłam mała żadko chorowała, teraz też tak mam z różnicą. Że jak byłam dzieckiem nie potrzebowałam iść do lekarza tylko dostawałam od matki zwolnienie lekarskie. Teraz jak już jestem dorosła dojście do lekarza jest przykrym obowiązkiem .
Zawsze choruje dwa raz w roku, najczęściej jak mam leciutki katarek i tak zapierdalam do pracy. A kiedy dojdzie do choroby.. koniec świata! Nie, nie , spowodowany ciężka chorobą czy coś tylko z wizytą do lekarza! Jak zaczyna się ta wojeńka- poranek dzwonienie na infolinię. Po prawie siedzieć na telefonie od 7:30- 10 . Lepiej jak mi się uda umówić przez stron , co ma swoje plus i minus. Plus nie tracisz czasu, minus jak nie masz zakupionego pakietu - to masz na cały rok jeden dzień może umówić przy użyciu tej stron -.-
Jak Ci się uda do dzwonić, zaczyna się licytacja o miejsce, bo jak na ironię robaczku ty nie masz pierwszeństwa tylko te wszytskie dziady na emeryturze, karyny z bombelkami i osoby pakietami. Rozumiem że mają pierwszeństwo osoby z pakieta bo wydają kasę, ale kurwa pierwszesteo mają darmozjady.
Stare babcie które usilnie szukają choroby , po to że żeby potruć dupę lekarzowi.
Karyny bombrlkami które najważniejsze żeby je obsłużyć bo Brajanek ma katarek. Najgorsze są te bezrobotne! Takie co mają cały dzień żeby dziecko umówić. Te te szmaty zawsze umawija na rano.
Nie ściekami na te matki samotne które zapierdalają do pracy. Ale się zlitujcie! Ja pracuje i dobrowaowlnie ( w teorii bo w praktyce wymuszają nad do tego) płacę Zus
Każdy znas wie co to jest ZuS ... KRÓL ZUS! Najlepiej pokazuje że pracownik czy pracodawcą płacą hptondalne kaskę żeby zabezpieczyć ale kiedy ktoś jest chory to ni huja nie załatwisz sprawę. Dla tego zmieniam mu nazwie na zapłać umyrzyj spierdalaj! Bo dla tej instytucji jesteś skarbonka i składek 500 plus. Moja przyszła ex- bratowa należy do tego garunku, tylko zamiasty chodIc z dziećmi to sama wyszukuje choroby żebg mieć pretekty żeby nie zostac zadrudnionym. Podrawi ta kretyna siedziec na infolini i polować na wolne miejsca. Najlepiej rano, kiedy ktoś naprawdę podtrzebuje lekarza....wiec dla zus jesteś nikim ale karyna na bezroboci to Boginie! Więc jak płacisz jesteś zajebisty ale jak zachorujesz to mam cie w dupie. Tak też mają lekarze! Ja nic nie mam do lekarza, naprawdę! Mają ciężka pracę, i odnich jest zależne życie człowieka ale komunikacja jest słaba.
O to przykłada:
W ten piątek źle się poczułam, musiałam wziąść dzień na żądanie! Cały czas siedziałam na telefonie. Została olana. Użyłam stro i zaklepałam najbliż termi .. na poniedziałek i tylko teleporqda. Przez weeken troszkę poleprzyło, ale nie na tyle żeby iść do pracy. Znowu musiałam wziąść dzień na żądanie. Zadzwonił lekarz, opowiedziałam się jak czuje i itp. Zaczęłam sugerować że to covid. Ja mu mówię że nie mam obiawiow itp. Wiecie co ? Dupsko dał mi 2 dni L4 i stwierdził że jak gorzej poczuje to mam dzwonić. Albo najlepiej nie udawać chorą..... tiak, jak zawsze wszyscy lekarze uważają że udaje! Nie ważne że źle wygładam, kaszle itp zawsze dla nich udaje. Raz nawet faktycznie miała. Covida. Lekarka mi nie uwierzyłam. Więc wbiłam się do przychodni i pokazałam jej wynik! To było moje najlepsze chorowanie jakie miałam. Całe 2 tygodnie odpoczywałam! Ale zawsze jak jestem u lekarza to tak patrzą jak być zabiła psa, ale jak poprosić o zwolnię to już jesteś pozer. Ja trochę nie dziwienie- mój organizm jest dziwny. Bo jak chodzie do pracy jestem w kiepskim stanie ale jak trzeba iść do lekarza to mu się polepsza czy coś. Ja to jeszcze długo czekam na swoją kolej to trochce podkuruje ale nie znaczy że nie jestem chora! Nie ważne czy teleporada czy zwykła ja jestem dla nich leniem szukając sposobu na l4. Fajnie, tylko że mam dość. Bo ten lekarz co mnie przyjął dał mi 2 dni ... Nawet nie odpocznę ani nie wykuruje. A ja i tak nie zadzwonię Bo nie mam siły na infolinię. Więc taki robocie może zrobić? Iść do pracy i zdechnąć. Ja szczerz3 na stare lata polubiłam chorowanie- czad na netlixa, pograć na konsoli itp ale ci lekarze to inna bajka. Dobrze że chodzie na badania Bo bym mnie zabili za same szukanie. Itp.
Wieć co teraz zrobie? Pójdę spać, bo muszę wykurować do czwartku -.-
0 notes
timber0-sva3201 · 1 year ago
Text
Kocia depresja
Tumblr media
Objawy Depresja u kotów objawia się na wiele sposobów. To zależy od sytuacji i charakteru zwierzaka. Podam parę objaw depresji: - intensywne wylizywanie się (np. na brzuchu) - niechęć do nawiązywania relacji z domownikami - załatwianie się poza kuwetą - agresja - niechęć do zabawy - chowanie się - niechęć do pieszczot - brak reakcji na wołanie właściciela - problem z utrzymaniem higieny
Jakie są przyczyny? Nasz kot przywiązuje się bardzo do miejsca zamieszkania. Przeprowadzka może być jedną z przyczyn depresji u pupila. Gdy nie ma nas w domu przez parę godzin koty czują się strasznie samotne. Wielu ludzi przypisuje kotom ,,odznakę samotnika", jednak koty bardzo się do nas przywiązują i uwielbiają z nami spędzać czas. Gdy nie ma nas przez parę dni, czy godzin, koty czują się bardzo samotne co może u nich doprowadzić do depresji. Przyczyną może być też śmierć domownika, czy to kota, czasami psa lub człowieka.
Pamiętajcie! Jeśli kotek ma parę z tych objaw, które napisałam powyżej, zadzwońcie po pomoc do kociego behawiorysty.
0 notes
iner-cja · 4 years ago
Text
Obudziłem się wczesnego ranka a moje zmęczone oczy zaszły łzami. Nie chciałem dłużej tak trwać. Nie chciałem być znowu sam.
– Arlo
503 notes · View notes
queen-blance · 6 years ago
Quote
samotne święta , sylwester , walentynki , wielkanoc , urodziny , wakacje , szkoła , życie , every kurwa day :)
36 notes · View notes
myslodsiewniav · 2 years ago
Text
Trochę przypał, trochę niedogadanie...?
Jestem rozładowana po wczorajszym... Pojechałam z dziewczynami i moim O. na lumpy. I z jednej strony było spoko.. Ech, było tak: przyjaciółka przyjechała ze swoim mężem dając nam na wspólnym chatcie znać, że są w mieście do naszej dyspozycji w ttakie-a-takie dni, między takimi-a-takimi godzinami chętnie się z nami spotka, zaś jej typ ma zamiar weekend spędzić po swojemu, że ma swoje plany towarzyskie i mamy mu dać przestrzeń. On generalnie lubi sobie pochillować sam, bardzo docenia samotne eksploracje szczególnie kawiarni. Partner mojej drugiej kumpeli nie znosi tłumów ani w ogóle kupowania odzieży, więc nawet nie dopytywałam co on ma w planach. Po prostu upewniłam się czy to okay w takim razie by do sklepów z nami poszła moja osobista nornica O. - dziewczyny dały zielone światło.
Ustaliłyśmy, że potem pójdziemy na wspólny obiad w czwórkę, a potem mój chłopak oddali się dając nam przestrzeń do pogadania. 
Mój O. był w to planowanie tego weekendu bardzo zaangażowany: specjalnie szukał restauracji, która serwuje jedzenie dla osób na diecie keto i wegańskie (bo każda z lasek ma inne preferencje żywieniowe). No i oczywiście, aby było smaczne! Jak to on - z entuzjazmem wyszukał wszystko, podesłał mojej kumpeli menu, aby sama oceniła czy wszystko pasuje do jej wytycznych na keto i czy ma w ogóle ona na coś z tej karty ochotę - robił to tydzień wcześniej przed spotkaniem. B. mojemu chłopakowi tylko na te przesłane menu odpisała “to chyba pomyłka”, ale on do niej zadzwonił upewnić się, że to nie pomyłka tylko obiecane menu do obadania knajpy do której mamy iść wspólnie na obiad - a na naszym chatcie pisałam jej, że on prześle jej menu - założyliśmy, że po prostu przeoczyła wiadomość, dlatego zadzwonił rozwiać wątpliwości, ale odpowiedziała mu tylko “aha, okay, sprawdzę” (potem okazało się, że nie sprawdziła... a raczej rzuciła okiem i zinterpretowała po swojemu - ser paneer uznała za żółty ser na gorąco w panierce, którego nie może jeść i była tym zirytowana. Dopiero w knajpie mój już-nie-keto chłopak objaśniał jej dania, które ona, jako osoba od 5mc na keto może jeść z tej karty - fajnie, że on ma wiedze w tym zakresie, ale masę irytacji i niepewności po jej stronie, która się jednak pozostałym udzielała można było nam zaoszczędzić, gdyby obadała to menu tydzień wcześniej, gdy mój chłopak jej podesłał menu restauracji do której zabieraliśmy przyjezdnych gości i gdyby przez telefon z nim przegadała to wszystko co przegadała zirytowana i tak przy stole... Nie wiem czemu się to tak potoczyło? Może po prostu ona ma jakieś schematy przyczynowo-skutkowe inne po prostu i nie jest dla niej oczywiste obczajanie menu z wyprzedzeniem? Albo była zabiegana? W ogóle mam wrażenie, że O. na tym keto sobie o wiele lepiej radził od niej, chodzi pewnie o podejście takie ogólne do życia i do radzenia sobie z problemami. Nie ma też sensu porównywać, głupio to ujęłam. Po prostu z obserwacji widzę różnicę: on szukał możliwości: patrzył na skład dania i robił tetris i z uśmiechem ten wymieniony skład zamawiał, a moja kumpela szuka co w daniu przeszkadza by było zgodne z jej dietą, wzdycha i zaczyna zamawianie u kelnera od “no to teraz sie zacznie bycie upierdliwą, niech mi pan powie...” - no i trochę to mnie dziwi, bo w zadawaniu pytań u kelnera nie ma upierdliwości. Masz zamówić usługę i produkt, więc o niego dopytujesz i możesz zaakceptować jaką w danym miejscu mają politykę lub nie. I chyba tyle: w jednej restauracji wymienią składniki dania, a w innej nie ma takiej możliwości. Spoko. Chyba, że robisz to faktycznie z pobudek związanych z chęcią bycia upierdliwym - to kelner faktycznie może czuć się źle... Ech.)
Słowem - ja przedstawiłam swój plan na wspólne spędzanie czasu, druga z kumpel przedstawiła swój plan (i przystała na mój), a trzecia tylko zaakceptowała. 
 Założyłam, że gdyby chciała coś dodać lub zmienić to też dałaby znać na grupowym chacie kiedy kilka dni temu najpierw kreśliłam możliwości zaplanowania drogi na lumpki, obiadu, kawy i potem znowu lumpkowania w mojej szafie pośród rzeczy, które zamierzam wystawić na vinted. Wspólnie ustaliśmy, że bierzemy pod uwagę różne scenariusze w zależności od tego jak będziemy się czuć - bez ciśnienia na nic.
Już raniutko w drodze do pierwszego olbrzymiego dyskontu z odzieżą używaną “trzecia z dziewczyn”, B., zapytała “ej, a po tej kawce dołączymy wszyscy do chłopaków, żeby się z nimi przywitać, nie?”. Mnie i mojego chłopaka trochę zatkało. Moja przyjaciółka tj. “druga”, J., w tym czasie w roztargnieniu przyznała, że generalnie spoko, ale po prostu nie chce chłopakom przeszkadzać podczas wspólnego tworzenia, więc może jak zdecydujemy, że się wyczerpałyśmy w naszym wspólnym gronie wieczorem to postanówmy po prostu wtedy co zrobimy i też zadzwonimy do chłopaków zapytać czy taki rozwój wypadków byłby im po drodze. 
Dla mnie trochę szok... bo “mój mąż ma swoje plany towarzyskie” jak się okazało nie ograniczały się do spotkań ze współpracownikami z mojego miasta podzielającymi jego zainteresowania tylko do spotkania z moim przyjacielem, a zarazem partnerem B. w ich mieszkaniu - okazało się, że panowie siedzą sobie razem, zajmują się wspólnym hobby manualnym. No spoko, fajnie. Bardzo fajnie dla nich. Po prostu pierwsze słyszę o takich planach, a przecież tak luźno na chatcie kilka dni wcześniej naszkicowałyśmy plan w którym wieczorem idziemy do mnie... Hymmm... Też się czułam z tym na tyle swobodnie by spokojnie zmienić plany, ale zarazem czułam, że to bardzo nie fair wobec mojego partnera - bo on tu z nami na lumpki skacze, a potem daje nam przestrzeń na kawkę i pogaduchy tym czasem ten czas dla nas samych nagle się skurcza, bo mamy lecieć na spotkanie z moimi znajomymi o czym do tej pory nie słyszałam (w zasadzie to dostałam info, że J. się z nami spotyka, a V., jej mąż, woli spotkać się przy innej okazji bo ma inne plany towarzyskie)? I co? Wtedy kiedy spotykamy się z innymi chłopakami, że tak to ujmę “w parach”, mój O. będzie już gdzieś indziej (bo też sobie zaplanował weekend - wiedział, że będę zajęta z dziewczynami, więc zorganizował sobie wieczór) - bo też w planowaniu uczestniczył, też się zaangażował w to, aby z dziewczynami się spotkać i żeby czuły się podczas spotkania dobrze, pomagał nam logistycznie rozplanować czas, rezerwować stoliki w knajpie, a podczas wypadu na lumpy pomagał dziewczyną mierzyć ciuchy, które wybrały dla swoich facetów, a jednak zarówno on i ja nie zostaliśmy w plan lepiej/dokładniej wprowadzeni? 
Oczywiście wtedy, rano, w drodze do ciucholandu, od razu zaznaczyłam, że nie wiedziałam o takich planach, przestawiłam jakie info zostało mi przekazane i że teraz czuję się nie okay, bo jednak wychodzi na to, że pojawiają się plany, o których nie mieliśmy prawa wiedzieć, a które jednocześnie zmieniają dla mnie wstępne ustalenia na temat tego jak ten dzień miał wyglądać, a w dodatku O. ma już plany na wieczór i ZNOWU, po ponad 9 miesiącach ZNOWU jestem w sytuacji, gdy nie bierze się pod uwagę zaproszenia i wzięcia pod uwagę czasu mojego partnera. B. wzrok się rozbiegał i zdziwiona zapytała J. czy mi nie mówiła, że ich partnerzy się spotykają - na co J. z prostotą odparła, że nie, czemu by miała? Ze gdyby jej partner miał ochotę o tym mnie informować to by to powiedział (zajebiście lubię to jak ona zaznacza odrębność i indywidualność swojego partnera), że przecież umawiał się z kumplem, nie ze mną. B. zaczęła natychmiast O. zapewniać, że też jest mile widziany u niej w domu - a on tylko na luzie oparł, że nie ma się czym przejmować, że on już ma plany na wieczór, że on o siebie zadba i nie ma się czym przejmować. Mnie tez zapewnił, że nie chowa urazy - a byłam ZŁA, bo po to robimy te kuźwa ustalenia na grupce, żeby potem takie kwiatki wystakiwały... Ale stres, masę spraw na głowie - usprawiedliwienia potrafię napisać.
[Spoiler ALERT: jak tego dnia wróciłam do domu po tej kawie, spacerze i nieplanowanych odwiedzinach u przyjaciół w domu przyznał, że było mu przykro jak się dowiedział, że rzeczywiście spotkaliśmy się potem w piątkę bez niego - znowu wykluczony jak w styczniu, kiedy miałam się z dziewczynami spotkać tylko na kawie...]
No i byliśmy na lumpkach.
Mój chłopak obłowił się od stóp do głów - 2 koszule, 1 para skórzanych butów, 1 kurtka, 1 spodnie, 1 sweter i jeszcze odłożył na wieszak masę swetrów z wełny o składzie jak marzenie (z różnych powodów odłożył - a to za duże, a to mole zjadły, a to kolor jak sraka), koszuli i kurtek TUZINY (bo po co mu kolejna... ech). Nie bez przyczyny nazywam go “nornica” - znikał na chwilę w alejce i przybiegał z pełnym koszykiem świetnych ciuchów. :P 
Dziewczyny narzekały na swoich chłopaków, że oni tylko nudne koszule noszą, ze muszą zrezygnować z wyborów “bardziej odważnych” które wyszukały na wieszakach, a ja sobie milczałam i tylko oglądałam, jak te odwieszane koszule zauważał mój facet i się zachwycał, że TAKIE PIĘKNE! Że on i partner jego siostry by nosili (do wyobrażenia sobie ich dwóch w tych koszulach się uśmiecham, bo TOTALNIE by nosili xD serio) - jedną kupił. Wygląda jakby była pobrudzona farbą - taki ma print. :P Potem służył B. za manekina - on ubierał i recenzował wygodę koszul znalezionych przez B. dla jej faceta. Spoko. 
Sama znalazłam dwa swetry dla mamy: jeden z wełny 50% bardzo klasyczny i ładny, a drugi to 100% kaszmir, stan jak nowy, jasno-żółty. Śliczny i mięciusi. Kupiłam też sobie buty - takie “spoko”, bez szału. Za to J. w rezultacie kupiła coś dopiero u projektantów podczas naszego spaceru po mieście po obiedzie - nie mogła znaleźć nic co by ją interesowało w ciuchu. B. kupiła koszule dla swojego typa i jakąś bluzkę dla siebie. 
Po wszystkim wróciliśmy do centrum, do restauracji - wegańskie opcje smakowały, ale ta keto opcja była w odczuciu B. nieakceptowalna. Uznała, że ten ser jest za ostry - sera próbowała J. i O., zgodnie uznali, że to nawet blisko ostrego nie leżało. Hymm... no może jakoś kubki smakowe się odzwyczajają na keto? Nie wiem. Po prostu jej nie smakowało. Szkoda, jest pierwszą osobą, która nie jest zachwycona tą restauracją do której ją zabraliśmy. Musiał być ten pierwszy raz. 
Potem O. pożegał się i poszedł do domu, a my na spacer i na kawę. 
Podczas kawy też się podziały rzeczy trochę dziwne i też chodziło o zachowanie tej koleżanki, która od rana mi na odcisk naciskala. W skrócie: nie mogła pojąć jak będąc osobą po terapii mogę być tak silnie poruszona, jak byłam po odwiedzinach kuzynki i jednocześnie jak mogłam poczuć taki emocjonalny regres jaki poczułam. Że ona tego nie czai. A raczej nie czaiła do momentu gdy sama przezyła coś podobnego. I tu mnie troche wzięło niedowierzanie, bo... terapia pomaga ogarnąć szkodliwe zachowania, ale trzeba mieć szansę je wyrobić... z moją kuzynką nie miałam kontaktu podczas całej terapii - nie byłam świadoma, że tak mocno mi na psychice siadła. I to normalne robić regres - to NORMALNE i to też wiem z terapii, aby dac sobie szansę na przebaczenie, na zachowanie się “po staremu” itp. 
Dziewczyny też nie czaiły jak... ech. Może to opisze jutro.
Bo clue jest takie, że około 17, podczas naszych rozmów przy kawie do J. napisał jej mąż z propozycją spotkania o ile ona jest już gotowa i wygadana z nami. Tylko, że typ też nie znał planów swojego gospodarza (bo był pisząc te wiadomości w domu B. i Best Frienda) i naszej koleżanki: zaanonsował, że on już swój plastyczny projekcik skończył i chętnie spotka się z żoną na jakimś naparze na mieście, pochangoutują razem, kolację zjedzą. 
W rezultacie B. upierała się, że to my trzy do nich przyjedziemy...
Aż J. musiała zadzwonić do swojego typa, a ten przez telefon dowiedział się, że Best Friend i B. od początku mieli taki plan... I dopiero po tym telefonie BF potwierdził i wprowadził V. w ten plan...
Ech... dupowaty plan. Totalne niedogadanie.
I poszliśmy tam. Byłam kosmicznie zmęczona, bo do ciucha rano wyszliśmy o 8, a już wybijała 20, więc od 12h byłam non stop z ludźmi i w dodatku NAGLE atmosfera u nich w domu zrobiła się taka, że nożem można było kroić...
I jak oznajmiłam, że jestem bardzo zmęczona i się zawijam do domu (bo pomimo kawy atmosfera była senna) okazało się, że gospodarz pieknie tak jak tylko on pięknie mówić potrafi (jego sposób mówienia to niemal 100% jego uroku osobistego) poprosił abym poczekała chwilę bo muszą nam coś ogłosić - i obydwoje z uśmiechami od ucha do ucha oznajmili, że miesiąc temu się zaręczyli i chcieli nam to powiedzieć, jeżeli spotykamy się tu WSZYSCY (spotkał moje spojrzenie - tylko przymróżyłam oczy wkurwiona, bo to “wszyscy” to chyba znowu nie zakłada mojego partnera i kurde przykro mi... Wiem, że to pewnie nie jest po to robione by czynić mi przykrość, tylko z przyzwyczajenia, ale kurde, przykro mi okropnie... Mój kumpel zająknął się i dodał, że “Nie wszyscy, ale w tak szerokim, świetnym i ważnym gronie”).
No i co? Pogratulowałam. Fajnie. Cieszę się totalnie. Wow - to duży krok po jego stronie, 3 lata się zbierał by z B. zamieszkać, a teraz JUŻ ledwie po kilku miesiącach zaręczyli się. SUPER. To jest świetna nowina, cieszę się dla nich, ale po całym dniu mam wrażenie takiego... nieumyślnego zlekceważenia tego, by do dzielenia się szcześciem zapraszać ludzi na komfortowych warunkach.
Najwyraźniej atmosfera była wcześniej tak ciężka, bo chcieli się podzielić tą tajemnicą, tą ich bombą - a wszyscy zareagowaliśmy takim po prostu “spoko, fajnie”, bo to ich szczeście, ich święto. Chodzi mi o to, że po ich stronie było takie napięcie jakby odkorkowali szampana, a po naszej jakby para, którą znamy od lat oznajmiła, że robią kolejny krok po zamieszkaniu razem. Super. Jak są szczęśliwi to tym bardziej super. 
No i jak tyko mogłam wróciłam do domu czując się z jakiegoś powodu źle... J. i V. poszli na miasto zjeśc kolację i pospacerować razem, a ja ruszyłam do domu (swoją droga straszne to było: cała drogę tam gdzie szłam uliczkami małymi wysiadały latarnie uliczne jak w horrorze - rozmawiałam z O. przez telefon całą drogę, ale i tak te awarie bardzo plastycznie działały na wyobraźnie... i to jeszcze w zestawieniu ich z jesienią po prostu bardzo spooky rzecz) trochę jestem rozczarowana, że znowu w takich ważnych sytuacjach dla bliskich mi osób jestem SAMA. Czuję to tak, jakby woleli mnie samotną, jakby nie wspierali tego, że jestem w związku. Przykro mi było.
A potem już w domu jeszcze O. dopytał, czy potem wszyscy moi przyjaciele spotkali się w parach, a ja z nimi... podczas, gdy on mimo wszystko został sam, chociaż przecież od tygodnia starał się być obecny i bardziej niż chętny do współuczestniczenia we wspólnym spotkaniu.
Niom.
Bardzo jakoś tak... gorzko...
Czuję to tak: pomimo moich chęci zostałam postawiona w sytuacji w której zawiodłam mojego partnera (jest mi wstyd i mam poczucie winy) i jednocześnie poczułam się zawiedziona przez moich przyjaciół (mam żal).
I dziś jestem bardzo nie w sosie i od rana rozładowana na polu socjalnym. Wolę przede wszystkim wiedzieć jaki jest plan, to daje mi poczucie bezpieczeństwa. 
Okazało się, że O. zrobił coś co było mi potrzebne a o czym nie wiedziałam - zabrał mnie dziś na spacer w lesie. I do schroniska - aby się dowiedzieć co musimy zrobić przed adopcją psa... Nie mogliśmy się dziś z nikim i tak spotkać, ale wzięliśmy ulotki.
Jestem wdzięczna - chodzenie kilometrami po lesie i brak konieczności odzywania się do kogokolwiek to jest to co daje mi ulgę. Taki apap.
27 notes · View notes
wrazliwy-ktos · 3 years ago
Text
"Dlaczego go kochasz...?
Tysiące razy słyszała to pytanie, było jak najtrudniejsze pytanie na egzaminie jej życia...
Dlaczego go kochasz, skoro nigdy z nim nie będziesz?
Zawsze wtedy gdy wybrzmiewało, wolała na nie nie odpowiadać udając, że właściwie nie ma, na nie odpowiedzi...
Bo wiedziała, że dzieli ich tak wiele, te mijające, samotne dni, wypełnione na przemian milczeniem i rozmowami, ileż razy dziękowała Bogu za telefon i jego możliwości...
To nie tak, że tęskniła wtedy mniej... Nie, tęskniła bardziej, ale "bardziej" w tęsknocie ma znaczenie, pomaga godzić się z samotnością i tym wszechwładnym aktem... Czekania.
Był jej przeznaczeniem, walczyła, jak ona walczyła by go w sobie pokonać, wyrywała dni, wyrywała samotne noce, przekonywała siebie, z mądrością kobiety, że nie powinna, że nie warto, że jest szczęśliwa...
Wtedy siedziała przy tym stoliku, w kawiarni, zadając sobie znowu to upiornie pytanie...
Dlaczego go kochasz, skoro nigdy z nim nie będziesz...?
Pamięta świst powietrza, które wpłynęło do jej płuc...
I odpowiedziała...
Wiesz dlaczego go kochasz...? Bo to jest tak jak z tym oddychaniem...
Czemu oddychasz skoro wiesz, że i tak umrzesz...?"
W każdej ciszy najgłośniej słychać milczenie
19 notes · View notes
chudypamietnik · 3 years ago
Text
30.09.2021
witajcie misiaki, wybaczcie za taką nieobecność ale postaram się być aktywna !!!
Ten miesiąc był w cholerę trudny, ciągłe napady +2,1 kg od najniższej wagi (aktualnie 54.1, ale skacze to prawie do 55kg) do tego nauka itp. były też niejednokrotne próby recovery (chyba wszyscy wiemy jak kończy się samotne recovery) więc no cóż, nie wyszło. Jako iż wyjeżdżam za 18 dni na tydzień do włoch, w cholerę zależy mi żeby uzyskać moje GW, aby mieć to zabezpieczenie bo napewno przytyję, a chcę dobrze spędzić te wakacje, bez wyrzutów :/
od jutra zaczynam tę rozpiskę, po wyjeździe będę ją kontynuować
Tumblr media
35 notes · View notes
temperance-04 · 3 years ago
Text
Świat, który nadejdzie
Tumblr media
Opis filmu
Norweska reżyserka ciepłym głosem Katherine Waterston opowiada w swoim drugim filmie o miłości, na którą nie można sobie pozwolić. Na pewno nie na odizolowanej od świata amerykańskiej, XIX-wiecznej farmie, gdzie mieszka Abigail z mężem (Casey Affleck). Od czasu śmierci ich małej córeczki rzadko ze sobą rozmawiają, wypełniając dni uciążliwymi obowiązkami. Przybycie nowej sąsiadki Tallie (Vanessa Kirby) wnosi w samotne życie Abigail trochę bliskości. Łącząca je coraz mocniejsza więź nie podoba się jednak ich mężom - zazdrosnym o intymność i coraz częściej narzekającym na przedłużające się wizyty. Ale Abigail nie potrafi już żyć bez Tallie, choć doświadczane uczucia znacznie łatwiej opisać jej w prowadzonym dzienniku, niż wyznać drugiej osobie, jedynej, która doskonale rozumie jej położenie. 
Film można powiedzieć ok, nie zachwyca ale też nie jest strasznie słaby da się obejrzeć i nie nudzi.  5/10
5 notes · View notes
lady-slowpoke · 3 years ago
Text
Jest dobrze. Bywa źle.
Tumblr media
Czasem wystarczy jeden głupi obrazek by się rozkleić.
Minął rok, jest lepiej, jestem pogodzona ze sobą, ale nie z chorobą. Nie lubię i nie będę. Ale walczę i się nie daję
. Choć każdy dzień mnie przeraża. Nie dam się.
Minął rok i widzę ten obrazek i mam łzy w oczach, bo dopóki "nie pamiętała, że mam cukrzycę" było ok. Dopóki nie pokazywałam, że jestem chora, byłam wystarczająca.
W takie dni jak ten, dni przed wizytą u diab, w dni słabe, w dni samotne i beznadziejne takie obrazki walą mocniej niż zwykle.
1 note · View note